Chapter 78
„Koń morderca”
ROZDZIAŁ OCZAMI
JAREDA LETO
Przepuściłem córkę w drzwiach do największego sklepu
jeździeckiego w tym mieście. Dawny dwupiętrowy magazyn został przerobiony na
budynek użytkowy, który teraz robił za ogromny sklep dla miłośników tych
czterokopytnych zwierząt. Pierwsze piętro było przeznaczone dla zwierząt, za to
drugie stanowiło w pewnym sensie centrum mody dla ich właścicieli. Wejścia były
2, my wybraliśmy to bliżej ruchomych schodów na górę. Już sam widok tego
wszystkiego oczarował moją córkę, ale to był dopiero początek. Nie dałem się
jej zatrzymać na parterze, bo nigdy byśmy nie doszli na górę. Tam jednak dałem
jej wolną wolę. Od razu poleciała do działu z bryczesami, żeby mieć to z głowy
i móc zająć się resztę spraw. Usiadłem na fotelu i wyjąłem moje wysłużone blackberry.
Chyba czas zmienić w końcu ten telefon na nowszy model, bo temu powoli
zaczynają siadać klawisze. Wystukałem numer Fancy, który znałem już na pamięć i
przyłożyłem telefon do ucha. Pierwszy sygnał, cisza. Drugi sygnał, cisza.
Trzeci sygnał… Już miałem się rozłączyć, gdy usłyszałem w końcu jej głos.
- Słucham? – zapytała lekko zachrypniętym głosem.
- Cześć kochanie!
- Jared? Coś się stało? – zapytała od razu, a ja
zmarszczyłem brwi.
No tak! Przecież u niej jest noc! A raczej bardzo wczesny
ranek! Obudziłem ją.
- O cholera! Zapomniałem o tym, że u ciebie jest pewnie noc.
Przepraszam, zadzwonię później.
- Nie no i tak za 30 minut powinnam wstać. Z chęcią spędzę
je na rozmowie z tobą.
- Wolałbym byś się wyspała. – stwierdziłem niezbyt
zadowolony ze swojej głupoty.
- Na 30 minut nie ma sensu się kłaść. Co tam u ciebie?
- W sumie to nic ciekawego się nie dzieje. Jestem w sklepie
jeździeckim z Klaudią i nudzę się.
- Jak można się nudzić w takim miejscu? – zapytała ze
śmiechem, a ja tylko przewróciłem oczami.
Cóż, konie mnie nie kręciły. Ładne zwierzęta, majestatycznie
prezentujące się w filmach, ale tyle. Podziwiałem córkę, że ma takiego fioła na
ich punkcie, ale mnie nie za bardzo interesowały. Chyba, że miałem ich użyć do
teledysków czy były jakąś metaforą. Fancy też wielka ich fanka, podczas naszych
rozmów często opowiadała mi o swoich podopiecznych. Nudy, ale cóż. Dla niej
pewnie opowiadanie o kolejnej trasie koncertowej czy filmie byłoby tym samym,
co dla mnie opowiadanie o jej zwierzakach. Dlatego zawsze cierpliwie słuchałem.
- Jay, a ty nadal jesteś na mnie zły? – to pytanie wyrwało
mnie z zamyślenia.
- Zły? Czemu?
- Że musiałam dzień wcześniej wrócić do pracy…
- Coś ty! – zapewniłem ją, mając nadzieję, że brzmię
szczerze. – Musiałbym mieć 5 lat gdybym tak miał się zachowywać.
Skrzywiłem się mówiąc to, bo gdy wracałem byłem wściekły na
nią. Ja specjalnie jechałem do tego przeklętego Paryża, a ona nie umiała
przełożyć pracy nad jeden dzień ze mną. Do tego kochaliśmy się może 2 razy? A
byłem tam prawie 4 dni. W ogóle nie zauważyła mojego poświęcenia! Ale trudno,
ciężki orzech do zgryzienia, ale dam sobie radę. Normalnie bym sobie odpuścił,
bo osiągnąłem to co chciałem, ale… Coraz bardziej lubiłem tę kobietę. Była
dobrą partnerką, zarazem w łóżku, jak i poza nim.
- To się cieszę. Naprawdę musiałam wtedy jechać, to była
wyjątkowa sytuacja. A jak sobie radzisz z tą dziewczyną Shannona? Bardzo daje
ci w kość?
- Weź nic nie mów. Staram się być dla niej miły, a ta zawsze
coś powie takiego, że od razu ciśnienie mi rośnie. Taka wredna suka z niej, że
normalnie nie mogę uwierzyć w gust mojego brata.
- Współczuję ci, choć ja tam na dobrą sprawę nic do niej nie
mam.
- Jared!
Słysząc głos mojej córki, odwróciłem głowę po to by
zobaczyć, jak zła na mnie stoi w drzwiach przymierzalni.
- Muszę kończyć, bo Klaudia się burzy. Miłego dnia. –
powiedziałem na pożegnanie i rozłączyłem się.
- Nie pasują ci. - powiedziałem zgodnie z prawdą.
- Miło, że w końcu mnie zauważyłeś. – warknęła zła.
- Ej no, przepraszam. Rozmawiałem przez telefon.- jęknąłem
na swoje usprawiedliwienie.
- I co z tego?- prychnęła.- Oj teraz to będziesz musiał
porządnie odpokutować za ignorowanie swoje dziecka.- powiedziała patrząc spode
łba, ale chwilę później uśmiechając się.
W życiu nie nadążę za żadną kobietą. Te humorki to zmieniają
im się w ułamki sekundy i na nic człowiek nie może być gotowy. Do tego
domyślałem się w jaki sposób będę musiał odpokutować, a raczej mój portfel. Cóż
zrobić, dziecko to wydatki… Nie mam pojęcia co we mnie wtedy wstąpiło, że ją przygarnąłem.
Mam za dobre serce. To chyba chęć zrobienia czegoś naprawdę dobrego, by zmyć te
wszystkie grzechy, które popełniłem przez te wszystkie lata. Chociaż czasem mam
wrażenie, że to jest kara za całe zło, które zrobiłem.
Odskoczyłem, gdy nagle dostałem czymś w twarz. Złapałem przedmiot
i popatrzyłem na niego. Bryczesy.
- Zakładaj.- powiedziała Klaudia patrząc na mnie
zniecierpliwiona.
- Co? Po cholerę?- mruknąłem.
- Jak to po cholerę?!- zdenerwowała się.- Zakładaj! Masz jeździć
ze mną. Jestem pewna, że nikt nie zastępował cię na planie filmowym jak
siedziałeś na koniu, więc na pewno umiesz jeździć. Zresztą aktorzy uczą się
tego w szkole aktorskiej.
- Nie założę, nie będę jeździł.-zaprotestowałem.
- Jared!- warknęła tak głośno, że kilka osób zerknęło na
nas.
- Dobra, dobra.- szepnąłem nie chcąc zwracać na siebie uwagi
i ruszyłem ze spodniami do przymierzalni.
Popatrzyłem na rozmiar i zdziwiłem się widząc o numer
mniejsze, niż zawsze nosiłem. Ale to dobrze, założę je, a raczej będę udawał i
powiem, że no niestety nie pasują i tyle z przymierzania. Jednak jak na złość
spodnie weszły najpierw na moją łydkę, potem na moje udo, ostatecznie na mój
kościsty tyłek. Aż tak schudłem? Stanąłem przed lustrem i przejrzałem się w
nim. Boże, jak ja okropnie wyglądam w takich spodniach. Zdecydowanie nie do
twarzy mi w takich obcisłych, zielonoburych bryczesach.
- Jay! Chcę cię zobaczyć.- usłyszałem głos zza kotary.
- Wyglądam w nich źle.- odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
Nagle materiał się odsunął a córka władowała się do mojej
przymierzalni. No świetnie! Tego jeszcze brakuje by ta gówniara wparowywała gdy
się przebieram.
- O fuuuj. Naprawdę wybrałam taki okropny kolor?- zapytała
mnie.- Boże, jaka ohyda. Ale ładnie na tobie leżą. No oczywiście pomijając to,
że jesteś za chudy!
- Przestaniesz?- mruknąłem.- Zdaję sobie z tego sprawę.
- Ale nic nie robisz! Kiedy byłeś ostatnio u lekarza?-
zapytała z grymasem na twarzy.
- Dobra, idź po inny kolor.- jęknąłem nie chcąc zaczynać
tego tematu.
O dziwo córka uciekła nie dociskając mnie, co było dla mnie
zaskoczeniem. Ale na pewno nie odpuszczała mi. Na 100% wiedziałem, że jeszcze
do tego wróci. Pytanie tylko kiedy zaatakuje. Będę musiał się mieć na
baczności. Gdy wróciła, podała mi jakieś jeansowe spodnie i bryczesy w brązową
kartkę. No dobra, niech jej będzie. Szybko przymierzyłem obydwie rzeczy i
wziąłem obydwie pary. Dobrze na mnie leżały, a poza tym miały ładny kolor. Kolejnym
przystankiem były buty. Tutaj najwięcej czasu spędziła Polka, bo nie mogła się
zdecydować, w których oficerkach wygląda
lepiej. W czarnych czy jasnobrązowych. Ostatecznie zdenerwowała mnie do tego
stopnia, że powiedziałem, by brała obydwie pary. Pierwszy raz w życiu byłem z
nią na zakupach, które sprawiały jej trochę przyjemności. Przynajmniej tyle
dobrego. Na sam koniec zostawiła kaski.
- W tym lepiej czy w tym drugim?- zapytała wkładając po
kolei na swoją głowę różnokolorowe toczki.
- Nigdy więcej nie idę z tobą na zakupy.- jęknąłem patrząc,
że straciliśmy na wszystko już 2 godziny.
- Dobra, wezmę ten czarno-szary. A ty?
- Ja?- zapytałem zaskoczony rozglądając się wokół.- O! ja
wybiorę to.
Założyłem na głowę jakiś jasnobrązowy kowbojski kapelusz i
popatrzyłem na nią. Nie śmiała się. Boże, co za mruk.
- Kask!
- Jeżdżę bez.- starałem się powiedzieć to jak najdobitniej.
- Nie chcę żebyś mi się zabił. Bezpieczeństwo jest ważne! Jared!
- Nie i już!- warknąłem chcąc zakończyć temat.- Przez całe
życie jeździłem bez, więc…
- Teraz czas zacząć.- powiedziała próbując wcisnąć mi na
głowę jakiś za mały kask.- Hym… a ten?
- Dobra, Klaudia. Odpuść sobie. Nie będę jeździł, daj mi
spokój. Powinnaś się cieszyć, że jestem tak dobry i kupiłem ci konia, kupuję ci
rzeczy do niego i dla ciebie. Daj mi spokój.
Cholera. Po jej spojrzeniu wiedziałem, że jest na mnie zła. Ba!
Wściekła, bo nie wszystko idzie po jej myśli. Ale cóż, musi się do tego
przyzwyczaić. Wystarczy, że ona jeździć, cały dom nie musi z nią. Ja jej nie
zmuszam, by grała na gitarze czy pianinie. Zresztą… chyba bym ją zamordował,
gdyby się dotknęła do którejś z moich gitar. W końcu trochę mi odpuściła, więc
gdy szliśmy do kasy miałem tylko tonę
rzeczy na rękach. Następnym razem wyślę Shannona, niech on też się nią zajmie. Gdy
położyłem wszystkie rzeczy na taśmie, kasjerka spojrzała na mnie tak jakbym
wykupił pół sklepu. Za to gdy przyszło do płacenia o mało co nie zemdlałem.
Tyle mnie kosztuje miesięczne utrzymanie domu, a kupiłem jej tylko kilka
rzeczy. Boże… W końcu udało nam się dotaszczyć te rzeczy do samochodu.
- Do domu?- zapytałem błagalnie.
- Żartujesz chyba. Do konia!
Żałuję, że po prostu wyciągnąłem ją i siebie z domu. To był
największy błąd mojego życia. Ale no niech już jej będzie. Po godzinie jazdy
samochodem, w końcu zjechałem na piaszczystą drogę prowadzącą do stajni. Mógłbym
jechać na około po asfalcie, ale i tak straciłem dzisiaj kupę czasu. A mogłem
zrobić tyle rzeczy! Młoda od razu wyskoczyła z samochodu z kilkoma torbami i
zniknęła w budynku stajni. Ja za to w końcu popatrzyłem na mój telefon. Wiadomość
od Fancy natychmiastowo poprawiła mi humor. Jeszcze Shannon się zdziwi, jak uda
mi się zamieszkać z Fancy tutaj w LA. Mam taki mały pomysł, wieczorem zadzwonię
do mojego kolegi by dowiedzieć się czy nadal szuka kogoś na roczne praktyki w
swoim stadzie ogierów. Dobrze płaci, więc myślę, że dziewczyna byłaby
zainteresowana. Poza tym zmiana klimatu dobrze jej zrobi, a ja będę ją miał
przy sobie i nie będę musiał korzystać z usług innych kobiet. Tak by było
najwygodniej dla mnie i dla niej. Poza tym… zależy mi na niej. Nie chciałbym ją
mieć przy sobie tylko ze względu na seks, ale… po prostu przy niej czuję się
dobrze. Jestem szczęśliwy i spokojny. Do tego ta choroba nie daje mi się tak we
znaki, jak myślałem, że będzie.
Wysiadłem z samochodu
słysząc stukot kopyt. Patrzyłem jak córka wyprowadza czarnego konia na okrągły
plac . Zwierzę było w jakiś nieodgadniony sposób potężne, mimo że wcześniej
wydawało mi się delikatne i niewielkie. A przynajmniej w porównaniu z innymi.
Idąc obok Klaudii szło z wysoko podniesioną głową i grzywą, która kaskadami
spadała na jego szyję. Ten koń był piękny, musiał taki być. Młodej od razu się
spodobał, co tylko uspokoiło moją niepewność. W końcu nigdy wcześniej nie
kupowałem konia, w ogóle nie miałem zamiaru tego robić kiedykolwiek w moim
życiu. Klacz zatrzymała się i popatrzyła w drugą stronę na padok, gdzie jakieś
3 inne konie rozbrykały się, śmiesznie kwicząc. Córka poprawiła jej coś przy
pasie, który założyła jej na grzbiet i odeszła kawałek mówiąc coś po polsku do
konia. Fallen potrząsnęła łbem i ruszyła wolnym, wręcz nazwałbym go leniwym,
stępem. Cmoknięcie, na które koń zareagował tylko podniesieniem głowy oraz
ponownym jej opuszczeniem. Oj, chyba dostała lenia. No, przynajmniej mają coś
wspólnego obydwie. Podszedłem bliżej tej zagrody i nagle Fallen stanęła po
drugiej stronie tego placu przyglądając się czemuś. Wszystko było ciekawsze niż
moja córka stojąca na środku i próbująca nakłonić ją do stępa. Klaudia nie
wytrzymała i smagnęła batem konia po tylnych nogach, na co klacz kwiknęła
oburzona i ruszyła przed siebie dzikim galopem, rżąc i wyrzucając swoje nogi
przed siebie. Córka od razu rzuciła bat i złapała za końcówkę lonży trzymając
ją mocno i próbując zatrzymać jakoś konia. Fallen jednak miała to gdzieś i
dalej biegała w kółko nic sobie nie robiąc ze swojej właścicielki. Po kilku
minutach przeszła do wyciąganego kłusa, a po następnych kilku do stępa.
Zadowolona podeszła do Klaudii i zarżała trącając ją pyskiem. Oj będzie miała
ciężko ta dziewczyna. Ten koń naprawdę się z niej śmiał i to w tak perfidny
sposób. Szatynka odczepiła pasek od wędzidła i przyczepiła go z drugiej strony.
Kobyła znów zaczęła się snuć stępem z nisko opuszczoną głową, jednak uważnie
obserwowała moją córkę, gdy ta podniosła bacik, klacz strzeliła z zadu i kładąc
uszy po sobie nadal szła wolnym stępem.
- No dalej leniu śmierdzący! – krzyknęła Klaudia, a klacz
się zatrzymała.
Autentycznie, ten koń wszystko rozumiał i robił jej na
złość. Ale jak znałem córkę to się zdenerwowała i podniosła bata. Klacz
kwiknęła obrażona i zaczęła się cofać. Tym razem wyczerpała cierpliwość Młodej
i dostała w zad batem. Oczywiście skończyło się brykaniem, ale chwilkę po tym
znów stanęła. Klaudia znowu ją smagnęła batem, ale tym razem klacz stanęła
dęba, tak że była z 4 razy wyższa od mojej córki i z położonymi po sobie uszami
zaczęła bić kopytami w powietrzu. Obydwie były wkurzone, ale ostatecznie
wygrała moja córka. Klacz zła zaczęła iść kłusem po kole, wciąż kuląc uszy i
strasząc zębami, ale tym razem słuchając się. Zagalopowanie było z wielkim
fochem oraz wyrzucaniem nóg na boki, ale ostatecznie po 2 kołach zaczęła biec
normalnie, bez brykania. Gdy przez ostatnie 10 minut stępowała, zauważyłem
różnicę w tym jak się poruszała. Była rozluźniona, uwagę miała skierowaną na
Klaudię i reagowała na jej sygnały. Dziewczyna podeszła do stojącego konia i
poklepała go po szyi. Klacz trąciła ją pyskiem i ruszyły do wyjścia. Pomogłem
otwierać im bramkę i gdy przez nią przeszły, pośpiesznie ją zamknąłem i
chciałem podbiec do córki. Jednak nie pomyślałem, że może to konia przestraszyć
i Fallen kopnęła mnie prosto w prawe udo. To była taka siła, że aż odepchnęło
mnie na 2 metry do tyłu, a ja sam upadłem na tyłek. Cholera jasna! Złapałem się
za nogę i zacząłem ją rozmasowywać.
- Trochę bardziej w lewo i byś nie żył. – zaczęła się śmiać
moja córka co kompletnie mnie wmurowało w ziemię.
- Ty uważaj byś ty i ten twój koń dożyła kolejnego dnia. –
warknąłem wstając na równe nogi i otrzepując się z piasku.
- Przecież mówiłam! Do konia od tyłu się nie podchodzi.
- Myślałem, że mnie widzi.
- Zaskoczyłeś ją. Przestraszyła się ciebie. – broniła konia
Klaudia.
- Jasne, to wredna żmija, a nie koń. Sama dziś widziałaś co
wyprawiała.
- Ma charakter, taki jak i ty. Bycie wrednym to chyba w tej
rodzinie jest podstawą.
Prychnąłem wściekły i wstałem na równe nogi. Już nie lubiłem
tego konia, nie ufałem mu. A mojej córce się to podobało. Najchętniej oddałbym
tą mendę z powrotem, ale Klaudii za bardzo się podobało to ścierwo. Cóż,
musiałem przeżyć. A mój dobry humor, zupełnie wyparował. Szedłem daleko poza
zasięgiem kopyt tego durnego zwierzęcia, kuśtykając jakbym miał ranę
postrzałową nogi. Jezu, jak to cholernie boli! Mam nadzieję, że to gówno nie
złamało mi kości, ani nie pękła ona od siły uderzenia. Przerobiłbym
własnoręcznie tę kupę mięsa na kotlety.
- Idziesz? – krzyknęła moja córka wchodząc do stajni.
- A co kurwa robię? – mruknąłem pod nosem próbując iść
szybciej, co oznaczało większy ból nogi.
W końcu dokuśtykałem do wnętrza budynku i stanąłem obok
paki, w której Polka coś grzebała. Wyciągnęła derkę i podała mi mówiąc
„trzymaj”. Chyba będę musiał jej zrobić krótkie powtórzenie z tego kim jestem i
jak powinna się do mnie zwracać. Chwilę później zabrała mi ją z rąk i zaczęła
wciskać do środka paki. Oparłem się o metalową skrzynię i przyglądałem się ze
znudzeniem jej wysiłkom. Nagle poczułem jak coś popchnęło mnie na wysokości
mojego karku. Zignorowałem tego konia i nadal stałem w tamtym miejscu. Znów
mnie popchnął, ale udawałem, że nic się nie stało, więc wyjąłem telefon i
ponowiłem pisanie wiadomości do Fancy. Zaraz mu się znudzi takie zaczepianie
mnie. Jednak za 5 razem nie wytrzymałem i odwróciłem się gwałtownie do konia,
machając ręką tak, że trafiłem go w pysk. Koń podrzucił głowę zaskoczony, przez
co walnął się w kratę. To go chyba rozzłościło, bo położył płasko uszy po
sobie, a potem ugryzł w rękę. To działo się tak szybko, że nie miałem szans
zareagować. Zdołałem zauważyć tylko białka jego oczu, a potem żółte zęby, które
zacisnęły się na sekundę na mojej dłoni, rozcinając mi skórę, a także miażdżąc
ekran blackberry. Złapałem się za dłoń, kucając na ziemi, a telefon upadł na
podłogę w stajni. Klaudia stała wyprostowana patrząc na tę całą sytuację z
szokiem na twarzy.
- Fallen! – krzyknęła po chwili, która była dla mnie
wiecznością i zamknęła kratkę nad moją głową.
Nigdy wcześniej nie myślałem, że ugryzienie konia może tak
boleć. Zagryzłem zęby i zacisnąłem lewą dłoń na prawej. Wiedziałem, że to nie
pomoże w żaden sposób, ale wydawało mi się, że odczuwam mniejszy ból. Zabije tę
kupę mięsa! Nie dość, że ręka boli mnie okropnie, to jeszcze ta kupa kłaków
rozwaliła mój kochany telefon. Klaudia kucnęła przy mnie z czerwoną
skrzyneczką, którą otworzyła.
- Pokaż rękę. – powiedziała, ale nie zamierzałem jej podawać
mojej ręki. – Dawaj!
Szarpnęła mnie za rękaw i złapała za nadgarstek. Gdy
wyprostowałem palce zobaczyłem, że ręka jest calutka we krwi, która kapała z
koniuszków palców na ziemię. Zaraz jeszcze się wykrwawię i to przez jakiegoś
konia! Na twarzy Klaudii pojawił się grymas niezadowolenia i puściła moją dłoń
wstając. Pobiegła do paszarni i chwilę później wyjęła z niej niewielkie
wiaderko, które napełniła wodą przy kraniku i wróciła z nim.
- Wsadź w to rękę.
- Nie chcę…
- Zamknij się i rób co mówię. – warknęła takim tonem, że bez
słowa włożyłem obydwie ręce do chłodnej wody, co o dziwo przyniosło mi
niewielką ulgę.
Gdy wyjąłem ją z wiaderka, okazało się, że mam rozcięte aż
do mięsa palce oraz przeciętą wewnętrzną część dłoni. Co za pieprznięty koń!
Nawet nie zorientowałem się, gdy Klaudia wyjęła z apteczki wodę utlenioną i
polała mi nią po ręce. Syknąłem czując pieczenie i popatrzyłem na nią z
wyrzutem, ale ona była zajęta rozpakowywaniem bandaża. Przyłożyła mi gazę z
góry i z dołu, a to wszystko zaczęła obwiązywać cienkim, białym materiałem.
Ostatni kawałek przerwała i zawiązała na kokardkę.
- No, do czasu aż Gosia tego nie zobaczy, może być. –
powiedziała bardziej do siebie niż do mnie.
Podniosła z ziemi moje blackberry wręczając mi je. Cały ekran
był zmiażdżony, tak, że gdy chciałem włączyć aparat na nowo, tylko czerwona
dioda zaczęła migać. Świetnie! Telefon na śmietnik. Wstałem z kucków i
popatrzyłam na Fallen, która spokojnie jadła sobie siano.
- Osz ty mendo, jeszcze ci pokażę! – powiedziałem do konia,
który odwrócił pysk w moją stronę, kładąc uszy płasko po szyi. – I co?
Wyglądasz ja szczur, a nie koń! Tyle pieniędzy w błoto!
- Jared! Skończ ją wyzywać i chodźmy już.
Zerknąłem na córkę, która patrzyła na mnie niecierpliwie.
Cóż ma rację. Idźmy stąd. Mimo wielu protestów Młodej, to ja prowadziłem
samochód w drodze powrotnej. Może niezbyt wygodnie i komfortowo dla mojej ręki
to wyglądało, ale ona nie miała jeszcze prawa jazdy, a ja nie chciałem
ryzykować. Gdy dojechaliśmy do domu od razu wpadłem na Shannona, który widząc,
że kuleje i mam obandażowaną rękę, złapał się za głowę.
- Jared! Czy ty mógłbyś przyjechać choć raz do domu i
sprawić bym choć raz w życiu się o ciebie nie martwił?
- Kupiłem jej konia mordercę. – prychnąłem.
- Koń ci to zrobił? Wsiadałeś na niego czy co? – zapytał
zdziwiony.
- Najpierw mnie kopnął, bo ponoć się przestraszył, a potem
mnie ugryzł, bo się walnął o kraty w boksie. Wredna szuja z tego konia.
- Cóż… Na szczęście nie twój problem. – skwitował braciszek,
a ja przyznałem mu rację. – Idę pobrzdąkać coś w studiu, jeśli masz ochotę to
się przyłącz.
Pokiwałem głową i poszedłem za nim. Tak minęła mi reszta
dnia. Przysłuchiwałem się bratu próbując zagrać coś jedną ręką na klawiszach.
Szło mi jak krew z nosa, ale ostatecznie wymyśliłem całkiem fajny motyw do tego
co zarzucił mi Shannon. Kolejne ni spędziłem na doszlifowywaniu tego co
stworzyłem. Nie planowaliśmy na razie wydawać nowych kawałków, ale praca była
przyjemna. Wolałem zrobić coś gównianego teraz, potem to zniszczyć niż nie
robić nic i żałować, że nie próbowałem. Podczas tych kilku dni wolnego, które
sobie od dawna planowałem zauważyłem, że om zrobił się jakiś taki pusty. Gosia
okropnie dużo pracowała, prawie jej w domu nie było. Shann ciągle gdzieś
wychodził z Renatą, co akurat było mi na rękę, a Klaudia… właśnie. Moja córka
jak nie była na uczelni albo u konia, to spędzała czas z Matem. Gdy któregoś
razu chłopak przyszedł do nas do domu, zdałem sobie sprawę, że nawet go lubię.
Porównując go z tym ochłapem z Enter Shitu to wręcz uwielbiałem. Był wychowany,
grzeczny, dbał o Klaudię, zabierał ją w różne miejsca. Do tego, co chyba jest
najważniejsze, praktycznie nie dawał się wyprowadzić z równowagi tej złośnicy.
A to nie lada wyczyn. Szczerze mówiąc to wkurzało mnie tylko nazywanie mnie
„panem” Leto. Nienawidziłem tego zwrotu, bo nie uważałem go za grzecznościowy,
a postarzający. Ale cóż, wolę to niż obecność tego… Od razu ciśnienie idzie mi
w górę jak tylko o nim pomyślę. Pijak jeden, chciał się dobrać do mojej córki.
- Dzień dobry, panie Leto. – usłyszałem po otworzeniu drzwi.
- Cześć Mat! – przywitałem się z chłopakiem, który przyszedł
dziś w czarnej koszulce i skórzanej kurtce.
Gdy tak na niego patrzyłem, przypominałem sobie lata, gdy to
ja tak łaziłem ubrany. To był chyba 2005-06 rok. Jakoś tak. Byłem wtedy o wiele
grubszy, do tego czułem się lepiej i mój zespół dopiero stawał na pierwszych
stopniach drabiny muzycznej kariery.
- Może chciałby pan z nami pojechać na wyścig? – wyrwał mnie
z zamyślenia chłopak.
- Ja? Raczej nie skorzystam, ale dziękuję. A ty nie boisz
się jak się ścigasz? Że coś ci się stanie? – zapytałem by podtrzymać rozmowę,
nie za bardzo zainteresowany tym tematem, ale miłego przecież trzeba udawać.
- Trochę. Ale to całe moje życie. Kocham to i nie wiem czy
umiałbym przestać. Pewnie tak jak pan. Odłożyłby pan gitarę na bok i nie chciał
wrócić do niej? Czy byłby pan w stanie pozostawić widok tłumów, które krzyczą
pana imię w napięciu przed koncertem, tylko wspomnieniem?
- Hymm… Rozumiem co mówisz. Odpowiedź jest oczywista, jednak
wiesz. Gra na koncercie, a jazda szybkim samochodem…
- Czuje pan adrenalinę wchodząc na scenę albo choćby skacząc
w publikę?
- Czuję. – odpowiedziałem zaskoczony tym porównaniem. –
Mądry z ciebie chłopak. – uśmiechnąłem się do niego w mig łapiąc sposób w jaki
próbuje mi wytłumaczyć swoją rację.
- Głupiego bym sobie nie wzięła. – usłyszałem zza pleców
głos córki i o mało co nie podskoczyłem zaskoczony jej obecnością. – Będę późno. – powiedziała i wspięła się na palce
by pocałować mnie w policzek.
Zrobiła to tak szybko, że zanim się zorientowałem to już jej
nie było. Wzruszyłem ramionami i wróciłem do swojego pokoju. Czas odpowiedzieć
na tonę maili… Ta „papierkowa” robota zajęła mi chyba z 4 godziny, a i tak
udało mi się ogarnąć tylko połowę tego dziadostwa. Shannon w ogóle mi nie
pomagał, zajęty był tą swoją Renatą. Bo ona jest ważniejsza ode mnie. Ci
wszyscy angole to jedne wielkie mendy i szuje. Wiem, że ona jest Polką, ale po
tylu latach mieszkania tam na pewno przesiąkła tą angielską obłudą. Odłożyłem
laptopa, bo oczy bolały mnie tak bardzo, że aż tekst zaczął mi się rozmazywać.
Przeciągnąłem się słysząc miły odgłos strzykania moich starych kości, a potem
wstałem. W pierwszej chwili chciałem zejść na dół, by zrobić sobie kawę i alej
móc pracować, ale zrezygnowałem z tego. Postanowiłem się wyspać. A to zaskoczę
mój organizm! Zabrałem piżamę do łazienki i po 20 minutach byłem z powrotem w
łóżku. Gdy już kładłem głowę na poduszce, rozległo się pukanie do moich drzwi,
równoległe z dzwonkiem telefonu. Na szczęście to był tylko sms, więc początkowo
zignorowałem go, po to by zobaczyć Shannona i Renatę w drzwiach.
- Wychodzimy… Dobrze się czujesz? – zapytał zmartwiony
przyglądając się jak siedzę na łóżku w piżamie.
-Tak. Postanowiłem dłużej pospać. Baw się dobrze. –
powiedziałem do brata, który wyczuł, że skierowane jest to tylko do niego.
Skrzywił się nieznacznie dając mi do zrozumienia, że jestem
okropny dla jego lafiryndy, a potem zamknął drzwi. Odetchnąłem z ulgą, bo przynajmniej
w domu będzie cisza. Jeszcze spojrzałem na blackberry i odczytałem wiadomość od
Klaudii. Pisała, że zostaje na noc u Mata i że mam się nie martwić. Łatwo jej
to mówić. Ale Mat do dobry chłopak, więc mogłem ze względnym spokojem zasnąć. Jednak
z samego obudził mnie Sky. Drapał o drzwi do mojej sypialni, więc chcąc nie
chcąc wstałem by go wpuścić. Husky wpadł do mojego pokoju jak torpeda i skoczył
mi na łóżko. Położył swój biały łeb na poduszce i krótko szczeknął, po czym zamknął
oczy.
- Zaraz wracam i będziesz wyeksmitowany.- pogroziłem palcem psu,
który miał mnie totalnie gdzieś.
Ziewnąłem stwierdzając, że odwiedzę łazienkę. Miałem już
zejść na dół, ale stwierdziłem, że skoro nie ma Klaudii u siebie to skorzystam
z jej i nie będę z samego rana rozbijał się po domu. Otworzyłem drzwi i
stanąłem jedną nogą w pokoju, gdy coś zwróciło moją uwagę. Odwróciłem głowę w
stronę łóżka dziewczyny i o mało co nie dostałem zawału. Autentycznie, nie
wiedziałem czy serce zaczęło mi bić szybciej czy się zatrzymało, ale zaczęło
brakować mi powietrza. Zacisnąłem ręce w pięści i czym prędzej się wycofałem. Potrząsnąłem
głową chcąc wyrzucić z pamięci widok mojej córki wtulonej w nagiego Delorda.
Boże, nie powinienem nigdy oglądać takich widoków. Najciszej jak umiałem
zamknąłem drzwi i zszedłem po schodach do łazienki. Z jednej strony czułem
ogarniającą mnie wściekłość, ale z drugiej strony pamiętałem co było ostatnio. Nie
będę się wtrącał. Ona jest dorosła. Może i jest moją córką, ale jest dorosła i…
tylko dlatego, że naprawdę lubię Mata nic nie powiem. To się nie stało, ja nic
nie wiem. Zapomnę o wszystkim. Ale… z drugiej strony pod moim dachem. Dobra,
nie będę już takim hipokrytą. Mnie tam nie było. Po prostu.
Komentarz nie będzie porywający, bo nie lubię Dziada :P Czekam na Enterów i mam nadzieję, że iskierka nadziei rozpali niezłe ognisko ;)
OdpowiedzUsuńClaudia&Mat= hmmm...
Claudia&Chis= TAK!
Dziękuję za dedykację!
Tośka :)
Ostatnio nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, so... Doszłam do wniosku, że mam dosyć scen +18. Jakoś nie ma co komentować. Nie spodziewałam się, że Chris jest taki spostrzegawczy (scena z sarnami). I biedny ten jego piesek, tak się schlać :< W każdym bądź razie fajnie, że Klaudia i Mat mają swój pierwszy raz za sobą. Haha i jego matka jest super!
OdpowiedzUsuńJared i Renata są trochę dziecinni z tymi "kłótniami", chociaż nie powiem, jest śmiesznie. No, ale Renata mogłaby być MIMO WSZYSTKO bardziej wyrozumiała: raz - Jared jest chory, dwa - to w końcu brat jej chłopaka. No a Jared? MA 40 LAT. Mógłby zachowywać się dojrzale i nie sprawiać przykrości bratu. Pan Leto i jego biedne BB [*] hahaha jak można podchodzić do konia od tyłu!? Przecież dzieci wiedzą, że tak się nie robi -,-'
Bosz widzę słowa „rozdział oczami Jareda” i aż mi się odechciewa xD ale jeszcze bardziej nie chce mi się pisać shota więc zabieram się za to :P
OdpowiedzUsuńMyślę że J już nigdy więcej nie pojedzie z K do tego typu sklepu. Dobrze mu tak :D
Haha Jared myślał nad zmianą telefonu? Widać koń pomógł mu w podjęciu decyzji :P
Nie pomyliło ci się coś z czasami? Jest 8 h różnicy więc skoro u Fancy był wczesny ranek to o której Jared był w sklepie z K? O_O
Wow jaki wyrozumiały Jared, tego bym się nie spodziewała, podrosła nam trochę chłopina, wydoroślała :D
Przeklętego Paryża? Toż to miasto zakochanych :( a jednak nie wydoroślał xD tylko seks i seks, a może by tak przez chwilę zastanowił się nad sensem życia, a nie tylko myślał o zaliczeniu? -.-
Dziecko to wydatki… ha im większe dziecko tym większe wydatki, przykro mi Dziadu :D
Jesus, on się zachowuje jak dziecko, mam go szczerze dość… serio :O
Jak Fancy się wprowadza to ja się wynoszę xD nie zniosę tej całej słodyczy panującej w domu, to się skończy rzyganiem tęczą albo czymś w tym stylu O_o
„a ja będę ją miał przy sobie i nie będę musiał korzystać z usług innych kobiet.” O fuuuuuuuu, ta choroba powinna sprawić że J stanie się impotentem, to by była najgorsza kara.
A tak w ogóle to Jared powiedział już jej o chorobie? Bo nie pamiętam :/
Taaa Fallen i Klaudia, trafił swój na swego :D już się nie mogę doczekać aż K pierwszy raz ją dosiądzie, coś czuję że będzie ostro :)
Oł jea, trafiony zatopiony, nie powinnam się cieszyć z tego że komuś się dzieje krzywda, no ale… to Jared xD
„- Ma charakter, taki jak i ty. Bycie wrednym to chyba w tej rodzinie jest podstawą.” To podstawa żeby przetrwać w tej małej chorej społeczności :D
Nie wiem czemu ale Fallen przypomina mi trochę Savę xD
„Gdy wyjąłem ją z wiaderka, okazało się, że mam rozcięte aż do mięsa palce oraz przeciętą wewnętrzną część dłoni.” Lol, bez szycia się chyba nie obędzie :P
„Gosia okropnie dużo pracowała, prawie jej w domu nie było.” Czy jestem pracoholikiem? >.< xD
„Enter Shitu” ja ci dam shit ty prąciu złamany.
Tak w ogóle to coraz mniej lubię Mata, szkoda trochę, ale nic na to nie poradzę xD to wina Krystyny…
Żal mi siebie, ten „komentarz” to jeden wielki hejt na dzada O_O sorry :x
„Ci wszyscy angole to jedne wielkie mendy i szuje.” No zaraz nie zdzierżę xD szkoda tylko że Fancy też mieszka teraz w UK i staje się powoli takim angolem xD
A Dziadu nie ma łazienki u siebie? :O taki narcyz…
„To się nie stało, ja nic nie wiem.” Ahahahaha to jest mistrzowskie xD Jestem bardzo ciekawa dlaczego gołąbki jednak nie poszły do Mata :)
Tyle ode mnie xoxo
to wyobraź sobie jak mi się nie chciało pisać jego oczami reszty rozdziału :P ale skoro zaczęłam, to musiałam i skończyć :P
OdpowiedzUsuńwiesz, że to o zmianie telefonu i akcji z koniem bylo przypadkowe? xD
no dobra, trochę pomyliło, nie w tę stronę liczyłam. oj tam ciiii...
sensem życia, skoro zaraz je kończy? xD toz on odlicza stosunki jakie mu zostały LOL XD
ahahahahaha nei martw się, będzie ciekawie :D i na pewno nie będzie słodko :D wyobrażasz sobie szaniastego, ciacho, jarka i fancy razem? :D
hym... jared ogolnie nie może mieć dzieci :D powiedziałabym że jest "niepłodny". mam nadzieję, że prócz ciebie nitk tego nie przeczyta xD
coś ty... jared nawet mamie nie powiedział jeszcze... i szczerze mówiąc nie wiem jak to napisze by powiedział :(
hym.. pomyślę nad pierwszym "spacerkiem" na jej grzbiecie :D
Savę? xD toż Savana tak to jest miłym i kochanym koniem :D
cóż... problem jarka XD a i pamietaj że on wyolbrzymia i przesadza :P "rpzcięte do miesa" znaczy lekko rozcięte xd
em... chcesz po prostu nie myśleć o rozłące z Rou :)
czemu go coraz mniej lubisz?
Jared od zawsze byl hipokryta :P swoją drogą a propo tego ze ona jest "angielka" to też będzie w jakimś rozdziale xD
nie ma :D
zobaczysz soon xD
Przeczytałam jakiś czas temu, ale nadal nie mam weny co do komentarza;p Nie wiem czemu ale nie przepadam za fragmentami gdzie pojawia się Fancy. Rzadko pojawia mi się niechęć do jakiegoś bohatera.
OdpowiedzUsuńJared chyba nie do końca sobie zdawał sprawę co oznacza zabranie Klaudii do sklepu:) Zakładam, że będzie bardziej rozważny teraz. Poza tym chyba za bardzo wyolbrzymia niektóre sprawy. Ciekawe czy wyjdzie później co widział w jej sypialni.
Czekam na następny:) Komentarz niezbyt porywający no ale..
Hey, kiedy następny rozdział? Czekam z niecierpliwością ;D
OdpowiedzUsuńNie ma komentarzy, nie ma rozdziału.
UsuńKunik
Jestem, jestem, nie musicie przyjeżdżać do mojej „wioski” :D Z muzyczką w tle zabieram się za komentarzyk :)
OdpowiedzUsuńTytuł rozdziału mnie od razu zdziwił, myślałam, że ktoś umarł :O No bo kiedyś zabiłaś… Tokio Hotel? Dobrze pamiętam? Dla Ciebie wszystko jest możliwe :P
Oj, Dziadu straci kilka zer z konta przez te Twoje zakupy! Od razu leć kupić po trzy pary bryczesów, na wypadek, jakby pozostałe dwie się ubrudziły/popsuły.
Taka typowa akcja, typowy tekst – zdzwonię, cholera! U niej jest ranek! Przepraszam, zadzwonię później! – z milion razy to już się pojawiało, ale tak to jest jak nie ma się łba na karku i zdzwoni, kiedy się chce, a zapomina, że ona jest w zupełnie innym miejscu. Gdzie właściwie teraz przebywa Fancy? :P
Jak można nudzić się w takim miejscu!? Zwłaszcza, gdy Dziadu sponsoruje i kupujesz wszystko zasadą „ojciec zapłaci” :D Taka dziwna sytuacja, Jared sobie gada o trasie, one o koniach i nikt się nie może dogadać bo każdemu chodzi o cos innego. Fajną sobie wybrał kobitkę, nie ma co. :D Ale i tak do końca będę miała nadzieję, że się poślubią, a dookoła nich będzie biegała piękna gromadka dzieci. Co z tego, że Dziad niedługo zejdzie :P
Aaa, ona jest w Paryżu :D Pewnie było romantycznie i w ogóle, ale mam jednak nadzieję, ze na razie nie będziesz miała siostry/brata. If you know what I mean, oczywiście. ;) Ale z drugiej strony Dziad nie powinien być na nią zły, bo zachowuje się jak pięcioletnie dziecko, kretyn jeden. xD
Taka wredna suka z niej… oj, dziadu nie lubi Ciacho ;_; W sumie to nie jest opowiadanie fantasy, on ma jej nie lubić, a ona niego :D Inaczej to byś poszalała z fikcją literacką :P
Biedny Żared, a raczej jego portfel. Bidaczek będzie musiał trochę za to zapłacić. xD
Jared, zakładaj te pierdolone bryczesy! XD Przecież od razu wiadomo, że on nie będzie umiał jeździć – kupili jakiegoś cudownego, grzecznego konia, wsadzili go na niego, zrobili kilka ujęć, a potem konia oddali – cała filozofia. :P
Córcia nim pokieruje, wlezie mu do przebieralni i siłą wepchnie na niego te bryczesy :D Boże, już to sobie wyobrażam – Zakładaj To! – Nie! – To ja to zrobię! – trzecia wojna światowa :D
Omg, też tak chcę! Które wziąć? Dość tego, bierz obydwie! Przyznaj się, zrobiłaś to specjalnie :D
Jarek mógłby się poświęcić, a nie :c Umie on w końcu na tych koniach jeździć?
Ale mogłabyś go zabić :D Nie marnuj kasy, nie kupuj kasku, a jak spadnie to mu jeszcze powiedz „a nie mówiłam?!” :D
Fancy się przeprowadzi <3 I’m done, ok. <3
Te konie to nie zrobią krzywdy? Bo przecież robił kółka, a równie dobrze mógł Cię kopnąć z kopyta :o tak, pesymistka od urodzenia :D
Genialnego konia Ci tatuś kupił, nie ma co :D Będziesz miała przy nim roboty, oj roboty… ;P
Dziad nie wyjdzie z tego cało, nie? Ale nauczył się fruwać! Bziuuum i dwa metry do tyłu! xD
„Bycie wrednym to chyba w tej rodzinie jest podstawą.” – piękny tekst <3
„Najchętniej oddałbym tą mendę z powrotem, ale Klaudii za bardzo się podobało to ścierwo.” – ejj, Dziadu to sam jest ścierwo o: Nie będzie konia obrażał, niech mu przypieprzy jeszcze raz :D
„Przerobiłbym własnoręcznie tę kupę mięsa na kotlety.” – te teksty są genialne :D I do Chin je sprzedać :P
No tak, córcia powinna się do Ciebie zwracać „Panie Leto, czy mógłby Pan potrzymać, byłabym Panu bardzo wdzięczna” xD W sumie niech się cieszy, że to nie są odzywki w stylu „ścierwo, łap!” chociaż za to, to by Cię z domu wyrzucił :P Lepiej nie kombinować!
Ugryzł Cię kiedyś koń? Faktycznie tak boli? o:
Przecież Dziada stać na nowy, to w czym problem? Wydał tam sporo kasy na Twoje rzeczy, ale co z tego, pewnie nadal ma kilka zer na koncie :P
Marsy wydadzą u Ciebie czwartą płytę, czy raczej nie? Będziesz miała dodatkowy rozdział, gdzie mogłabyś go powyzywać, jakim jest idiotą i jak bardzo się stoczył :D
Ochłap z ES <3 No chyba, że będzie coś o Szynce i Ciacho :D
Nadzieja umiera ostatnia! :P
pierwsze, co zauważyłam, to, że coś mało komentarzy, także LUDZIE, KOMENTOWAĆ! Chociaż pewnie to i tak nic nie da, bo wątpię, żeby ktoś to przeczytał oprócz Ciebie. No, no Dziadu i Fancy, mam zaciesz na twarzy, bo wiem, że wszystko zmierza ku dobremu :D dobrze, że to opowiadanie, a nie film, czy coś, bo bym chyba zeszła widząc te wychodzone dwa patyki, w obcisłych spodniach. W ogóle jak on mógł sobie pomyśleć, że pod wpływem chwili zaadoptował Klaudię?! Brzydko, brzydko, ale dobrze, że sobie uświadomił, że może to za swoje grzechy :P w stajni mu trochę współczułam, bo mimo, że nie doświadczyłam takiej przykrości ze strony konia, to jednak jestem w stanie sobie to wyobrazić i naprawdę biduś jeden, zwłaszcza, że on takie chuchro, że ja mam wrażenie, że jak ktoś go mocniej walnie to ten już na najmniejsze kawałeczki się rozpada. W każdym razie cieszy mnie to, że spodobał mu się Mat i postanowił się nie wtrącać w sprawy Klaudii :) przez moment nawet pomyślałam, że może zmądrzał, ale to chyba jednak nie możliwe, bez przesady xD i w końcu mogę powiedzieć zamiast "czytam dalej" to "nie mogę się doczekać następnego rozdziału!" :D szybciutko mi zleciało nadrabianie, myślałam, że mam tego więcej, a tu proszę ;) ale to świadczy tylko i wyłącznie o tym, że potrafisz zaciekawić czytelnika tak, że nawet nie zauważy kiedy się wciągnie i nie będzie się mógł oderwać od twojego opowiadnia :)
OdpowiedzUsuńBłaagam o następny rozdział! ;d Uwielbiam twoje opowiadanie ;)
OdpowiedzUsuńA.