Chapter 10
"Karuzela"
Otworzyłam oczy około 5
rano. Chora godzina, bo normalnie mniej więcej o tej zasypiałam, ale nie tym
razem. Przeciągnęłam się i już chciałam wstać, gdy nagle poczułam szarpnięcie i
głośny klakson, a sama znalazłam się na łóżku obok. Z całą pewnością moje
lądowanie na tej osobie nie było przyjemne, bo chyba wbiłam jej łokieć w żebra.
-
Aua! Czyś ty
zwariowała?!- wykrzyknął osobnik pode mną.
Ufff... jak dobrze, że to był Jared, a nie
jakiś nieznany mi człowiek. W końcu udało mi się stanąć na równe nogi i
popatrzyłam na Leto. Trzymał się za żebra i patrzył na mnie zaszklonymi oczami.
Oj... chyba coś mu zrobiłam.
-
Przepraszam, nie chciałam.- szepnęłam.- Zrobiłam ci coś?
-
Dostałem od
ciebie łokciem w miejsce, w które mnie wczoraj kopnęłaś.
Schwyciłam jego dłoń i zabrałam z tego
miejsca. Podwinęłam jego koszulkę i zobaczyłam wielkiego siniaka. Uuu....
Musiałam mocno mu przywalić skoro za każdym dotknięciem kulił się jakbym mu
wbijała nóż w żebra. Bolało go z całą pewnością. Przyłożyłam moją chłodną dłoń
do tego miejsca, a on westchnął z ulgą.
-
Czemu tak
wcześnie wstałaś?- zapytał.
-
Jakoś tak...
normalnie kładę się spać o tej porze.
Pokiwał głową, a ja zabrałam już ciepłą dłoń z
jego żeber. Miałam wielką nadzieję, że mu ich nie połamałam. Leto przykrył się
kołdrą i położył na zdrowym boku patrząc na mnie. Ziewnęłam i popatrzyłam na
schody. Cisza... odwróciłam głowę i spojrzałam na kanapę, gdzie siedziała Emma
ze słuchawkami w uszach i pisała coś na laptopie. Naprawdę laska ciężko musiała
harować skoro nadal tam siedziała. W pewnym momencie wyjęła słuchawki i
zamknęła laptopa. Przetarła zmęczone oczy i popatrzyła w naszą stronę.
Podniosła się i podeszła do nas.
-
Nie śpisz
już?- zapytała mnie szeptem.
-
No, nie...
-
Och, to ja
chyba pójdę się przekimać te kilka godzin. Dobranoc.- wyszeptała kładąc się w
ubraniu na łóżku i momentalnie zasnęła.
Odwróciłam się do Jareda i już chciałam się
zapytać czy ona tak zawsze, gdy mnie uprzedził.
-
Tak... to
jest właśnie Emma. Do 5 pracuje, a potem idzie spać na te 4 godziny. Swoją
drogą to chyba zaraz znów zasnę... Tylko dam coś na twittera.
Po tych słowach wyjął komórkę i zaczął czegoś
w niej szukać. Usiadłam obok niego, a potem wręcz położyłam się obok, by
zobaczyć, jak wybiera zdjęcie. Dodał jakąś ulicę i napisał jakieś kilka
wyrazów, po czym wysłał w świat. Gdy to zrobił popatrzył na mnie i znów zaczął
pisać. Tym razem nie chciał mi pokazać co pisze. Gdy skończył z chytrym
uśmieszkiem odłożył telefon pod poduszkę i popatrzył na mnie.
-
Nie zimno ci?
Wskakuj pod kołdrę.
Zdziwiona przykryłam się materiałem i
popatrzyłam na Jareda.
-
Zmieścimy
się. No najwyżej spadniesz na ziemię, jeśli mi będziesz chciała zabrać
poduszkę.
-
Co napisałeś
na twitterze?- zapytałam.
-
A że...
odpisałem na kilka twittów.
-
Jasne.
Powiedz co tam napisałeś.
-
Napisałem, że
znalazłem grzejnik.
-
Co?-
powiedziałam już normalnym głosem podnosząc głowę i patrząc na niego jak na
największego idiotę.
-
No grzejnik.
O jezu, no o tobie napisałem. W końcu cieplej jest, jak ktoś obok ciebie leży,
nie? Dlatego grzejnik.
-
Pojebało
cię.- szepnęłam po polsku.
-
Co?- zapytał
zdezorientowany.- Ej nie mów w swoim języku, bo nic nie rozumiem.
-
I masz nie
rozumieć. Myślisz, że dlaczego w nim mówię przy tobie?
-
Idźmy spać.
Mamy jeszcze 2,5 godziny do 8...
Mówiąc to ziewnął i poklepał swoją poduszkę.
Chwilę tak leżał po czym widząc, że nie mam na czym głowy położyć wyszeptał, że
no niech mi będzie mogę jego ramienia użyć jako poduszki. Oczywiście nie
skorzystałam, bo jakby to wyglądało. Jednak, gdy się obudziłam te 2,5 godziny
później okazało się, że głowę mam na jego klatce piersiowej, a on obejmuje mnie
ramieniem. Gdy otworzyłam oczy spostrzegłam, że wszyscy jeszcze śpią, a my
stoimy w miejscu, nie jedziemy. Emma leżała na swoim łóżku z poduszką na
głowie, a Jared... Chrapał! Uśmiechnęłam się nie chcąc go budzić i znów
zamknęłam oczy. Czy kiedykolwiek w życiu bym pomyślała, że będę spać w łóżku
Jareda? I to jeszcze z nim obok siebie? No nie ładnie, ale to jego wina, że nie
miałam łóżka. Trzeba było mnie nie adoptować i...
-
Dzień dobry.-
usłyszałam.
Chciałam już
odpowiedzieć, gdy zdałam sobie sprawę, że Leto trzyma swoją blackberry w łapach
i coś na niej pisze.
-
Czy ty umiesz
się obudzić i nie dotykać telefonu?- zapytałam patrząc jak wystukuje na
klawiaturze długie zdania.
No dobra. Tym razem to nie był twittera, a
sms, ale i tak. Kto normalny tak robi?
-
Czy...-
zaczęłam zakłopotana.
-
Co?- od razu
zapytał nawet przez chwilę nie przestając pisać.
-
Czy...
Dostanę telefon? Chciałabym się skontaktować z przyjaciółmi, bo pewnie wszyscy
są na mnie obrażeni, że się nie odzywam od prawie tygodnia. A wiesz... powinnam
po koncercie się rozpisywać na wasz temat i...
-
Dobra, już
cicho. Dostaniesz. Nawet dziś możemy pójść do sklepu i coś ci wybierzemy. Tylko
nie jęcz.
-
Nie jęczę.-
powiedziałam.
-
Niech ci będzie.
Gdzie my dziś jedziemy? Chyba Birmingham. Chociaż... Tak! Birmingham.
Pokręciłam głową i
zaczęłam się wiercić żeby wydostać się z jego ramion. Jay jak to Jay nie chciał
mi ułatwić tego i udawał, że wcale nie zauważa moich starań. W pewnym momencie
zamarłam słysząc głos Shannona, a po chwili i Braxtona. O nie! Nie chcę żeby
mnie zobaczyli w jego rękach.
-
Śpiooochy!
Pobudka!- wykrzyknął Olita.
-
Wstawać
lenie! Jak nie to zacznę śpiewać!- zaczął straszyć wszystkich Shaniasty.- In theeee cooooold lighttttt offffff moooornig!
Zatkałam uszy starając
się nie słyszeć, jak niejaki Shannon Leto profanuje jedną z najpiękniejszych
piosenek na świecie. Boże! Słyszysz i nie grzmisz! Przecież tego po pierwsze
nie da się słuchać, a po drugie my jeszcze niczym nie zawiniliśmy. No dobrze,
może trochę poobijałam Jareda, zabrałam mu jego Blackberry i doprowadziłam go
do szewskiej pasji, ale... ja naprawdę nie zasłużyłam na takie tortury.
-
Jareeeed!-
jęknęłam, lecz aktor nic sobie z tego nie robił.- Błagam cię!
-
Shannon
zamknij swój otwór gębowy, bo Emma dopiero co poszła spać.- mruknął młodszy
Leto nadal pisząc na swojej komórce.
Gdy perkusista wpadł do środka od razu podążył
w naszą stronę. Widząc nas obydwoje zaczął się śmiać.
-
Może byś mi
pomógł się od niego uwolnić, a nie się śmiejesz.- powiedziałam znów starając
się wyrwać z jego uścisku.
-
No bracie,
wiesz co! Żeby laska ci z łóżka uciekała... Co się z tobą dzieje Leto? A może
mi brata podmienili?- zaczął mu dokuczać Shannon.
Jared słysząc to jeszcze mocniej mnie do
siebie przygwoździł i stwierdził, że wcale nie chcę mu uciec. W końcu po wielu
błaganiach wypuścił mnie z objęć, a ja od razu znalazłam się w ramionach
kolejnego Leto. Masz babo placek. Jak nie jeden to drugi. W końcu wyswobodziłam
się i z jego ramion, po czym szybko stamtąd uciekłam siadając na kanapie przed
telewizorem. Braxton już na niej siedział i oglądał wiadomości, które były
wielce nieciekawe.
-
Jesteśmy już
na miejscu?- zapytałam.
-
Tak. Byłaś
kiedykolwiek wcześniej w Birmingham?
-
Nie... Co
robimy przed koncertem?
-
Wiesz, nie
mamy tu hotelu, więc musimy się nacieszyć tourbusem, ale... podobno jest tu
ładny ryneczek. Z chęcią się tam przejdę.- stwierdził z uśmiechem przełączając
kanały.
Natrafił nagle na Mtv na którym leciało „Let
me hear you scream” Ozzego Osbourne’a. Obydwoje spojrzeliśmy na siebie w tym
samym momencie i zaczęliśmy śpiewać razem z wokalistą Black Sabbath. Po chwili
obydwoje zaczęliśmy machać głowami i skakać po tourbusie. Nawet Jared już wstał
i z uśmiechem przyglądał się naszej głupawce. Ucieszona podbiegłam do niego i
machając głową zaśpiewałam mu „let me hear you yell”, a on z szerokim uśmiechem
sam zaczął przytupywać nogą i po chwili już śpiewał ze mną, Braxtonem i Ozzym.
Shannimal za to rozparł się na kanapie i patrzył na nas, jak na jakieś totalne
przygłupy. Gdy piosenka się skończyła zaczęły się reklamy, a ja opadłam na
miejsce obok starszego Leto, który skomentował naszą zabawę jako piękny pokaz
artystycznych zdolności rozwrzeszczanych debili. Za to dostał ode mnie z pięści
w ramię, oczywiście tak leciutko, dla żartów.
-
Za co?-
zapytał udając, że go zabolało.
-
Za
naśmiewanie się z nas.- powiedziałam wystawiając język.- A sam nie lepszy dał
pokaz rano!
-
Schowaj ten
język, bo ci go utnę.
-
Chciałbyś.-
odpowiedziałam ze śmiechem i po chwili znów zaczęła lecieć muzyka.- O boże!-
wykrzyknęłam i prawie zaczęłam piszczeć na widok kolejnego teledysku.
Był to klip do „I
write sins not tragedies” Panic! At The Disco. Od razu przypomniałam sobie Coke Live Festival i to, jaki występ dali
tamtego pamiętnego dnia. Och ile ja bym dała żeby znów znaleźć się w Krakowie i
słyszeć Brendonka. Swoją drogą to był jeden z moich ulubionych teledysków
muzycznych jakiekolwiek istniały. Cudowny, mimo że dość normalny. Zakryłam mój
skandaliczny uśmiech dłońmi i gapiłam się w ekran.
-
Żyjesz?-
zapytał się mnie Braxton i próbował oderwać moje dłonie od twarzy.
-
Spadaj! Życie
ci nie miłe?- zapytałam nawet na niego nie zerkając.
Dopiero gdy piosenka się skończyła odwróciłam
się do niego.
-
Chciałeś
żebym cię zaśliniła?- zapytałam patrząc na niego spod przymrużonych oczy, a po
chwili zobaczyłam w nich odrobinę strachu, więc zaczęłam się głośno śmiać.-
Żartowałam przecież!
-
Kto takiej
szmiry słucha?- rozległ się głos Tomo po autokarze i po chwili weszły włosy
Tomo, a dopiero potem on sam.
-
Nie lubię
go.- powiedziałam wskazując na Tomo.- Zgubiłeś grzebień?- zapytałam szczerząc
do niego ząbki.
-
A tej co?-
zapytał stając przy telewizorze.
-
Obraziłeś
miłość jej życia.- powiedział bardzo poważnie Shannon.
-
Ej no!
Myślałem, że to ja jestem miłością jej
życia.- włączył się do rozmowy wokalista batonów mrugając do mnie
przyjacielsko.
-
Chyba w
snach.- stwierdziłam.- Jakie są plany? Jared obiecałeś w nocy, że mi kupisz
telefon.- powiedziałam bez ogródek.
Shannon popatrzył na nas dziwnym wzrokiem i
zapytał.
-
Co wy
robiliście w nocy?
-
No wiesz...to
co zazwyczaj się robi w nocy. Śpi.
-
A no i
jeszcze próbowała mi połamać żebra.- zaczął się śmiać Leto.
-
A jej to nic
nie rusza?- spytałam wskazując na Emmę, która uparcie spała pomimo tych
wszystkich krzyków i wrzasków, zresztą jak reszta naszego drogiego autokaru.
Bracia pokiwali przecząco głowami i
stwierdzili, że trzeba ruszyć dupska i iść coś zjeść. Szybko przebrałam się w
czyste ubrania i obmyłam twarz chłodną wodą. Gdy byliśmy już wszyscy gotowi
uzgodniliśmy, że dzielimy się na mniejsze grupki i za 3 godziny spotykamy przy
autobusach. Stwierdziłam, że wolę iść z Shannonem i Jaredem, niż z pozostałą
resztą, więc tak też się stało. Doszliśmy w dobrych humorach do jakiejś
pobliskiej kawiarni w której usiedliśmy. Niestety okazało się, że nie mają
vegańskiego śniadania, więc musieliśmy szukać dalej. Całe szczęście, że kolejna
kawiarnia serwowała vegańskie żarcie i nie była tak daleko. Ucieszona zamówiłam
sobie cappucino i takie samo śniadanie, jak mój wielmożny ojciec. Shannon
stwierdził, że nie będzie udawał królika i wziął sobie prawdziwe angielskie
śniadanie. Co prawda Jared palił go wzrokiem, ale straszy chyba nic sobie z
tego nie robił. Gdy w końcu przynieśli nam upragnione pożywienie, wszyscy
rzuciliśmy się na nie. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo jestem
głodna. Bracia Leto po skończonym posiłku zaczęli dyskutować mi na obce tematy,
więc ja popijając kawę zaczęłam się bawić serwetką. 5 minut później stanął
przed nimi duży łabędź, a 10 minut później orchidea. Bracia przerwali rozmowę i
zaczęli podziwiać moje dzieło. No i tak właśnie zaczęła się bitwa na origami
pomiędzy mną, a Jaredem. Shannon tylko kibicował, bo stwierdził, że on się do
tego nie nadaje. Shannon zapłacił za nasze śniadanie i stwierdził, że obydwoje
wygraliśmy. Prychnęłam nie zgadzając się z takim rozstrzygnięciem i ruszyliśmy
razem do najbliższego sklepu z elektroniką. W końcu w jakimś dziwnym centrum
handlowym natrafiliśmy na idealny sklep. Shannon powiedział, że będzie w grach
komputerowych, a ja z Jaredem ruszyliśmy do działu z telefonami. Przechodząc
obok tych wszystkich modeli zaczęłam się zastanawiać czy aby na pewno nie
wykorzystuję Jay’a. Ostatecznie stwierdziłam, że bardzo, ale jakoś okropnie mi
to nie przeszkadza. Tyle razy ja fundowałam różne rzeczy ludziom, więc miło jak
ktoś zrobił coś dla mnie. Jak się każdy może spodziewać zatrzymałam się przy
stoisku z Blackberry. Od razu wiedziałam, który model chcę i zrobiłam błagalne
oczy do Jareda. On tylko się uśmiechnął i poprosił jednego ze sprzedawców, by
przygotował mu ten model do zakupu. Byłam z jednej strony zaskoczona, że tak
szybko poszło, ale z drugiej to był Jared Leto- osobnik, któremu czas nie
uciekł przez palce. Chociaż i tak najbardziej zaskoczył mnie tym, jak stwierdził,
że prócz telefonu mam wybrać sobie jakiś odtwarzacz muzyki. W ramach
podziękowania przytuliłam się do niego tak mocno, że zaczęłam się obawiać o
jego żebra, ale przeżył. Prawie, że w podskokach przeszłam do danej alejki i
zaczęłam się zastanawiać, które z urządzeń jest idealne dla mnie. Ostatecznie
wybrałam ipoda, który mieścił 150GB muzyki. Coś idealnego dla mnie. Sprzedawca
podał mi wybrany przeze mnie produkt i poszłam na poszukiwania braci. Lecz
stwierdziłam, że zanim zajdę do gier, wpadnę do działu z płytami. Szybko
zaczęłam się przemieszczać pomiędzy regałami i od razu wpadłam na Jareda, który
oglądał debiutancki album grupy Hurts zatytułowany „Happiness”.
-
Dobry album i
zespół.- powiedziałam uśmiechając się radośnie.
-
Widzę, że
masz bardzo dobry humor.- stwierdził kładąc płytę na pudełku z blackberry.-
Widziałaś coś dla siebie?
-
T..tak.-
zająkałam się.
Owszem widziałam płytę, którą chciałam mieć.
Co prawda nie wiem z jakiego powodu, ale... chyba przez to mini dvd z trasy.
Jared poprosił bym mu ją przyniosła, a ja nie wiedząc co zrobić odeszłam do
alejki obok. Stanęłam przy „30” i wzięłam do ręki niebieską delux edition płyty
This Is War. Chwilę się zastanawiałam czy ją zanieść Jaredowi, ale ostatecznie
to zrobiłam. Schowałam ją za plecami i stanęłam przed nim. Chwilę patrzyliśmy
na siebie, po czym wyciągnęłam niebieskie pudełko i pokazałam mu.
-
Dostałabym
dodatkowo dedykację i autografy?- wyszczerzyłam ząbki.
-
A potem ją
sprzedasz za jakąś niebotyczną sumę?- zapytał patrząc na mnie radośnie.
-
No...jeśli na
nią naplujesz, albo w środku będą twoje nagie zdjęcia to pewnie z milion
pójdzie.- zaczęłam się śmiać.
Leto tylko wzniósł oczy ku niebu i położył
płytę na Hurts. Chwilę jeszcze buszowaliśmy po alejkach powiększając nasz
asortyment o 5 kolejnych płyty (w tym 2 moje) i poszliśmy do Shanimala. Stał on
przed półką z grami strategicznymi i trzymał w dłoniach dwa pudełka. Chyba nie
mógł się zdecydować, które wybrać. Dotknęłam jego ramienia, a on aż podskoczył,
jakby kopnął go prąd.
-
Nie strasz
mnie!- wykrzyknął na mnie.
-
Nie straszę!
Nie wiesz, którą wybrać?
-
Nie. Czytam
tylko opisy. Mam obydwie, ale jeszcze nie zdążyłem nawet na nie popatrzeć w
domu.
Jared coś mruknął do brata, by się pośpieszył
i poszliśmy w stronę kas. Wychodząc ze sklepu byliśmy obładowani torbami, jak
żaden z klientów. Wszyscy stwierdziliśmy, że czas iść do Starbucksa, więc tak
też zrobiliśmy. Wszyscy w trójkę zamówiliśmy sobie kawy, choć jak dla mnie
obydwaj Leto nie powinni się nawet dotykać tego napoju, bo i tak bez niego mają
ogromne adhd. Wokalista od razu wręczył mi pudełko z moim maleństwem, a ja
pomyślałam o mojej starej Blackberry, która spłonęła we wnętrzu samochodu... na
samo wspomnienie tego wydarzenia zrobiło mi się jakoś tak dziwnie. Jakby
wypompowano ze mnie powietrze, a moje oczy samoistnie zaczęły się szklić.
Ukradkiem otarłam oczy i zajęłam się moim nowym przyjacielem. Rozerwałam folie
i zaczęłam składać wszystko do kupy. Oczywiście jeszcze nie działał, bo bateria
była nie naładowana, ale już samo to, że trzymałam to cacuszko w dłoniach
sprawiało, że nie przestawałam się uśmiechać.
-
Kolejne
dziecko uzależnione od blackberry. To chyba u nas rodzinne.- zaśmiał się
Szynek, a ja popatrzyłam na mężczyzn, którzy od pewnego czasu mi się
przypatrywali.
-
Oj no co?
Zawsze marzyłam by mieć dobrą Blackberry, no... a że musiałam wydawać na wasze
koncerty całą odkładaną kasę to...
-
Spoko młoda.
Swoją drogą, chwaliłeś się już Klaudią na twitterze?
-
Nie! Ale
zaraz to zrobię.- powiedział z uśmiechem, a ja popatrzyłam na niego niepewnie.
-
Czy nie
mógłbyś pochwalić się dopiero, gdy powiem moim przyjaciołom co się ze mną
dzieje?- poprosiłam.
-
A kiedy im o
tym powiesz?- zapytał się tym razem Jared.
Zamilkłam, tylko po to by po chwili wyszeptać,
że „soon”. Mierzyliśmy się spojrzeniem i tym razem to ja odpuściłam. Zaczęłam
udawać, że bawię się swoją nową zabaweczką. W końcu wyszliśmy z budynku i
wolnym krokiem skierowaliśmy się w stronę autokarów. Jared milczał i ciągle
patrzył się, a wręcz gapił na mnie, jakby dając mi do zrozumienia, że nasza
rozmowa wcale, a wcale nie jest skończona. Przywitaliśmy się z resztą i
uzgodniliśmy kilka rzeczy. Ja z Braxtonem, Timem i Shannonem postanowiliśmy iść
na rynek, Shanimal ze swoim dzieckiem Nikonem, a reszta stwierdziła, że mają
pracę. Gdy już szliśmy w stronę centrum miasta dogonili nas Tomo z Vicky. Tak
więc tą dużą grupą doszliśmy do ryneczku, który był naprawdę śliczny. Może nie
jakiś szczególny, ale miał swój klimat. Leto co chwila odwracał się od nas i
zostawał w tyle robiąc zdjęcia. Widać było jak wielką frajdę robi mu bieganie z
lustrzanką w łapie.
-
No bliżej
siebie! Nie mam przecież szerokokątnego obiektywu!- zaczął krzyczeć do nas gdy
ustawiliśmy się razem przy fontannie.- Tomo ogłuchłeś już doszczętnie?!
Chorwat popatrzył na niego morderczym wzrokiem
i objął mocniej swoją ukochaną. Chcieliśmy się już rozejść, gdy Braxton
wymyślił, że mamy zrobić głupie miny i pozy. Zrobiliśmy to i szybko podeszłam
do Shaniastego, by zobaczyć efekt końcowy. Musiałam się nieźle wykłócać, by mi
pokazał to zdjęcie, ale w końcu je zobaczyłam, a wtedy wybuchnęłam głośnym
śmiechem. Od razu zanotowałam sobie w myślach, że będę musiała utworzyć na
facebooku album zatytułowany „witajcie w wariatkowie”. Zdecydowanie to zdjęcie
będzie się nadawało na okładkę. Nagle usłyszałam krzyk Braxtona, więc od razu
się odwróciłam. Latynos wskazywał dłonią na ogromną kolorową karuzelę stojącą
na samym środku ryneczku. Widząc ją od razu odsłoniłam wszystkie zęby w
uśmiechu i zerknęłam na resztę. Tomo pokiwał głową i razem z Vicky udali się w
tamtą stronę. Braxton prawie skakał w miejscu ze szczęścia, prawie jak ja, a
Tim po prostu ruszył z nami. Chłopcy kupili bilety na karuzelę i gdy tylko się
zatrzymała, a małe dzieciaki wybiegły z niej podaliśmy kartoniki kasjerowi,
który nas wpuścił do środka. Milicevic ze swoją dziewczyną, a raczej już
narzeczoną usiedli w powozie ciągniętym przez dwie figurki koni. Tim usiadł
jako woźnica, a ja z Braxtonem wskoczyliśmy na końskie grzbiety. Co prawda nie
były one do jazdy, ale zarządzający tą karuzelą mężczyzna nas nie widział. Gdy
już byliśmy na swoich miejscach karuzela ruszyła, a my z Braxiem zaczęliśmy się
wydurniać. Zauważyliśmy, że Shannon robi nam zdjęcia, więc za każdym razem jak
obok niego przejeżdżaliśmy robiliśmy jakieś dziwne miny. Przy przedostatnim
kółku o mało co nie spadłam ze śmiechu, jedynie to, że Braxton złapał mnie za
nogawkę uratowało mnie od zaliczenia gleby ze sztucznego konia. Akurat
przejeżdżając obok Szynka wisiałam głową w dół cały czas się śmiejąc i przez to
nie mogąc wspiąć się na grzbiet figurki, która w końcu też się poruszała w górę
i w dół. Ostatnie okrążenie polegało na wciąganiu mnie przez Olitę na jego
grzbiet i na Timie, który próbował jakoś nam pomóc. Gdy w końcu usadowiłam się
na grzbiecie konia karuzela się zatrzymała, a mężczyzna posiadający tę karuzelę
zaczął na mnie i Braxtona krzyczeć, że to nie są konie do jazdy. Ledwo co
trzymając się na nogach wyszliśmy stamtąd i stanęliśmy w piątkę przed
Shannonem.
-
Pokaż
zdjęcia.- powiedzieliśmy równo z Latynosem.
Szynek pokazał nam aparat, a my zaczęliśmy się
śmiać.
-
Tim!
Wyszedłeś tu jak Wilhelm Zdobywca!
Basista wyszczerzył zęby i poklepał się dumnie
po piersi.
-
A co
myśleliście! Jasne, że zdobywca.
-
Ej patrz na
to. Jak się nie obmacują to się całują.- rzucił Braxton i wskazał na kilka
zdjęć Tomo i Vicky.
-
Oj daj im
spokój, zakochani są.- odpowiedział Tim, ale Shannon z Braxtonem już się
chichrali pod nosem.
-
Patrz na to!
Szkoda, że nie spadłaś, bo to by była gleba stulecia.- stwierdził Shannon
wskazując na zdjęcie, gdy leciałam głową w dół, a Braxton łapał mnie za
nogawkę.
-
Uratowałeś mi
życie!- wykrzyknęłam udając niezmierną wdzięczność.- Mój książe!
Gdy to powiedziałam rzuciłam się na Braxtona
ze śmiechem, a on mnie złapał i powiedział.
-
Ciebie zawsze
mogę ratować księżniczko.
Wszyscy zaczęliśmy się
śmiać jakby dano nam gazu rozweselającego. Nie mogliśmy się w ogóle ruszyć,
szczególnie jak słyszeliśmy chichot Shannona. Wtedy już nie było ratunku i
wszyscy na nowo zaczynali się śmiać.
-
Okej, to co
robimy? Która jest w ogóle godzina?- zapytałam zaraz po tym jak się zdążyłam
uspokoić.
-
O boże! Już
14! Dobra, trzeba lecieć do reszty. Obiecałem pomóc młodemu ogarnąć papiery.-
powiedział przerażony Shannon.
-
My z Vicky
jeszcze pospacerujemy przy rzeczce, okej?
-
Co z
obiadem?- zapytał Braxton.
-
Chodź na obiad.
Zjemy coś.- stwierdził Tim i pociągnął Olitę w stronę knajp.- Do zobaczenia o
16 przed halą!
Nie za bardzo chciało mi się jeść, więc
poszłam za przykładem Shannona i ruszyłam wraz z nim do autokarów. Po drodze
Leto kupił sobie jakąś kanapkę na ciepło, a mi... kupił jakąś z samymi
warzywami, lecz postanowiłam ją dać Jaredowi, który pewnie od śniadania nic nie
jadł. Tak też doszliśmy do naszego celu.
majcia115
OdpowiedzUsuńTo jest zajebiste:)!!!!
Masz talent dziewczyno:))))
Ja chcę następne rozdziały:)
Reed Brennan
OdpowiedzUsuńBaardzo mi się podoba twoje opowiadanie i z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały ;D
Kama
OdpowiedzUsuńOk.
tynekk
OdpowiedzUsuńhahaha po prostu mistrzowskie!
zawsze mam taki ubaw z tego, że ledwo wyrabiam, przez co rodzice zastanawiają się czy to do końca normalne zeby tak sie smiac do ekranu xd
a tak swoją drogą to jakby to sie dzialo naprawde… byłoby super :D
Kama
OdpowiedzUsuńA więc… zajebioza totalna :D
Grzejnik rozwala :D Ale to już wiesz :P
Chrapał! Chrapał! Trza mu było strzelić po ryju! xD
Śpiewający Shann! Szkoda, że nie pod prysznicem 8)
Zakupy! Chce iść z nimi na zakupy! Mogę pchać wózek tylko, ale chce iść z nimi na zakuuuupy! ;(
„- Obraziłeś miłość jej życia.- powiedział bardzo poważnie Shannon. ” jeeeeny <3 genialne!
„- No…jeśli na nią naplujesz, albo w środku będą twoje nagie zdjęcia to pewnie z milion pójdzie.- zaczęłam się śmiać. ” xDDDDD
I karuzela mega! Też chcę z ojcem na karuzelę! :(
Zuzia
OdpowiedzUsuńSo, według mnie, za dużo Jareda, za mało Tomo a Shanna jest OK :) Twoje opowiadanie jest świetne, prześmieszne, ma bardzo orydżynal fabułę i wogóle, lubie je. Czy mogłabyś informować mnie o odcinkach na gg: 1649947? Dzięki, pozdrawiam
nerdd
OdpowiedzUsuńpodoba mi się ;>
Foxlater
OdpowiedzUsuń„Ej no! Myślałem, że to ja jestem miłością jej życia.”
Zabiło mnie to
Jared i jego skromność… :D
„Kolejne dziecko uzależnione od blackberry. To chyba u nas rodzinne.”
Taa..
Jeszcze tylko Shannon musi się uzależnić i będzie rodzina „blackberrowców”
A co do twojej prośby:
Wg mnie to wszystie rodziały są zajebiste :D
More plz :D
Madeleine
OdpowiedzUsuńJa czytam, ja, ja! :D przepraszam, takie małe adhd:) podoba mi się:)
Ellie
OdpowiedzUsuńJuż się nie mogę doczekać następnego rozdziału! Kocham to opowiadanie. XD
Klaudia nieźle załatwiła Jared
OniSia
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie w jakiś dziwny sposób mnie zauroczyło. ;)
Czytając je, banan nie chce zejść z mojej twarzy.
Nie mogę się doczekać kolejnych części.
Pozdrawiam
bemben
OdpowiedzUsuńTo jest genialne ! Przeczytałam dokładnie wszystko co napisałaś, każdą literke, każde słowo. Codziennie sprawdzam, czy jest next rodział :D
Więc… Czekam ponownie na następny!
Lea
OdpowiedzUsuństrasznie mi się podoba! nie mogę się doczekać kolejnych chapterów ;)
J.
OdpowiedzUsuńogólnie zdziwiona jestem trochę, że mnie to opowiadanie wciąga :D powiem tylko tyle, że dialogi mogłyby być ciut realistyczniejsze, bo jakoś czasami kompletnie nie pasują mi do prawdziwych braci Leto i ich spółki. ale każdy sobie wyobraża to inaczej, wiadomo ;) no i ogólnie opowiadanie jest totalnie odrealnione, ale chyba o to miało chodzić…?
ciekawa jestem jak to potoczy się dalej.
xxx
J.
a, no i jeszcze fajnie by było jakbyś znowu napisała coś z perspektywy któregoś z Marsów :D fajnie tamto poprzednie się czytało.
majka92
OdpowiedzUsuńHistoria faktycznie wciąga:) Sama nie wiem dlaczego ale z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały:)Co do dialogów, to hmm trochę zaburzasz moją wizję chłopaków. Niektóre zwroty i wyrażenia kompletnie nie pasują mi do Jareda, Toma I Shannona. No ale to już wszystko zalezy od autora:) Widocznie Ty tak ich sobie wyobrazasz:)Mam tylko jedna powazna uwage. Wedlug opowadanie zmarły w wypadku bliskie Ci osoby…a Ty wogole o tym nie wspominasz! Klaudia zachowuje sie jakby nic sie nie stalo… powinnas wcisnac do opowiadania troche smutku, pokazac, ze nie mozesz przywyknac do tego co sie stalo itd… bracia Leto by Cie pocieszali, kilka rozmow psychologicznych i juz:P A tak wyglada to troche dziwnie. Cos na zasadzie „Ach, Jared jest moim ojcem i to co sie stalo nie ma w takim razie zadnego znaczenia” :/ Radzilabym popracowac nad tym:)Mówię to z czystej zyczliwosci:) Pozdrawiam i czekam na nowe rozdzialy!!:)
Krzykuś
OdpowiedzUsuńNie moge wyrobic. Pisze z podlogi, bo nie moge usiasc na krzeselku ze smiechu ”Obraziles milosc jej zycia” wymiata. Czekam na next chapter.
Pozdrawiam
Klaudia
OdpowiedzUsuńCo do sytuacji Klaudii jeśli chodzi o stratę rodziny będzie trochę w następnym rozdziale ;)
A jeśli chodzi o dialogi.. Wiem o tym, ale by opowiadanie było zabawniejsze tak staram się je pisać. Chcę tutaj tylko niektórymi tematami wskazać czym się różnią medialni Marsi od tych prawdziwszych. Zresztą kto ich tam wie, nikt z nas raczej ich na tyle nie zna by wiedzieć jak oni się wysławiają do siebie, nie przed kamerą czy fanami (;
macchiato
OdpowiedzUsuńŚwietne ;DD nie moge sie oderwac ;>
disgrracee
OdpowiedzUsuńhahaha zawaliste to jest :D