27 grudnia 2011

Chapter 49 "Party hard"

Chapter 49
"Party hard"

ROZDZIAŁ OCZAMI SHANNONA LETO


Zatrzymałem samochód na wielopoziomowym parkingu przy lotnisku i wyszedłem z niego. Zamknąłem auto i ruszyłem na halę przylotów. Stanąłem przy rzędzie plastikowych krzesełek i przełożyłem ze spoconej dłoni blackberry Klaudii. Czym ja się w ogóle denerwuję? Przecież jak ich nie znajdę to będzie wina Młodej, a nie moja. Wystarczy, że ja udostępniłem swój dom, zapłaciłem za samolot i... no dobra. To zrobił Jared. No ale dom i zakupy to już ja zrobiłem.
 Popatrzyłem na czarne urządzenie i zobaczyłem, że świeci się czerwona dioda. Bez żartów, nie możliwe by dzwonili, a ja tego nie zarejestrowałem. Na szczęście okazała się to nowa wiadomość. Dzięki temu, że przez tyle lat miałem blackberry i mój brat nadal jest ich wielbicielem, umiałem bezbłędnie posługiwać się tym telefonem. Choć był zupełnie inaczej skonstruowany niż mój śliczny biały iphone. Mniejsza z tym. Otworzyłem wiadomość i zaatakowały mnie jakieś dziwne znaczki. Co to do jasnej cholery jest?! Podrapałem się przerażony w skroń i zdołałem tylko się dowiedzieć, że to sms od jednej z dziewczyn. Ten polski język jest trudniejszy i bardziej pokręcony niż wydawał mi się na początku. Że Jared nie mógł sobie jakiejś dziewczyny z anglistycznego kraju zaadoptować. Przynajmniej dobrze, że nie żadna Japonka czy Chinka. To byłby wtedy hardcore.
 Wybrałem numer tej dziewczyny i zadzwoniłem. Cóż, jakoś trzeba sobie radzić. Po kilku sygnałach odebrała i od razu zaczęła krzyczeć coś po polsku. Nawet nie zdążyłem otworzyć ust, gdy usłyszałem głuchy sygnał. Cholera jasna! Co ja mam robić? Nigdy, ale to już nigdy nie pojadę odbierać obcokrajowców gdziekolwiek. W końcu zadecydowałem jeszcze raz zadzwonić. Znów odebrała, lecz tym razem byłem szybszy.
-          Cześć! Tu Shannon.
 Cisza jaka zaległa po drugiej stronie była moim pewnego rodzaju zwycięstwem. Z większą pewnością siebie zacząłem tłumaczyć jej jak wygląda sytuacja, że Klaudia została w domu i że to ja je odbieram. Tak jak myślałem, ucieszyły się z tego powodu. Powiedziałem im gdzie będę na nich czekać, dokładnie opisując miejsce, w którym stałem. Po kilku pytaniach z ich strony, rozłączyłem się stwierdzając, że ta Lisa ma nawet fajny angielski.
 No i zaczęło się czekanie. Po 15 minutach zacząłem się denerwować, że dziewczyny się zgubiły, lecz akurat dokładnie wtedy zobaczyłem grupę kilku dziewczyn, śmiejących się głośno i idących w moją stronę. Ukradkowo spojrzałem za siebie szukając tego, z czego mogłyby się śmiać, lecz nic takiego nie zobaczyłem, a szyba pokazywała, że wyglądam normalnie. O co więc chodzi?
-          Shannon!- wykrzyknęła jedna z nich, którą wydaje mi się, że już widziałem. Ale cóż w tym dziwnego, skoro pewnie była na jakimś naszym koncercie.
-          Cześć dziewczyny!- przywitałem się patrząc na nie.
 Jasna cholera... było ich aż 6. Jak one się pomieszczą w moim samochodzie? Każda podeszła do mnie i uściskała mnie. Nadal się martwiąc o to jak się pomieścimy, popatrzyłem na nie. Każda z nich miała małą walizeczkę. Kurcze... jak to rozegrać.
-          Z czego się śmiejecie?- zapytałem dla rozluźnienia samego siebie, bo wciąż nurtowało mnie to pytanie.- Dałyście radę tu dotrzeć bez problemu?
-          Hym... no niektórzy się zgubili.- zaśmiała się dziewczyna która przedstawiła się jako Madeleine.
-          Ej!- mruknęła zaczerwieniona brunetka, która jako jedyna się nie śmiała.
-          A co się stało?- zapytałem zaciekawiony.
-          Cóż... Kaja się zgubiła w poszukiwaniu toalety i weszła nie do tej co powinna...- zaśmiała się najwyższa z nich.
-          Jak to?
-          No zamiast do damskiej to weszłam do męskiej... lepiej chodźmy, proszę.- dodała błagalnie mordując śmiejące się koleżanki.
 Wzruszyłem ramionami i pokierowałem je w stronę parkingu. Gdy stanęliśmy przed moim białym skarbem, znów powrócił problem zapakowania się do niego.
-          Em... Meggie, ty usiądź z przodu, dobrze?- poprosiłem dziewczynę, która kiwnęła głową i usiadła na miejscu pasażera.- A wy... poczekajcie. Zaraz coś wykombinujemy.
 Włożyłem ich torby do bagażnika i zobaczyłem, że dziewczyny władowały się do środka. Wszystkie prócz drobnej blondynki. Cholera, co teraz zrobić. A może by ją tak do bagażnika? Hym...
-          Lea! Do bagażnika wchodź!- zaśmiały się dziewczyny w środku.
 Lea wystawiła im język i powiedziała, że to nie problem. Popatrzyłem na nią będąc pewien, że żartuje, lecz ona naprawdę władowała się do bagażnika i kazała mi zamknąć go. Boże... czuję się jak jakiś przemytnik. Szaleństwo. Zapytałem jej czy wszystko jest w porządku, że mogę jej zamówić taksówkę, ale ona odpowiedziała, że nawet jej się podoba taki sposób dostania się do Los Angeles. Z duszą na ramieniu, żeby nikt mnie nie zatrzymał, kazałem wszystkim zapiąć pasy, a rzadko kiedy o to proszę pasażerów i ruszyliśmy.
 Gdy tylko wyjechałem na autostradę, dodałem gazu by jak najprędzej znaleźć się w domu. Rzadko kiedy jeżdżę z taką prędkością po tej trasie, więc z trudem udało mi się nie przegapić zjazdu do naszej dzielnicy i już po chwili znów pędziłem drogą do naszego osiedla. Westchnąłem, w końcu się relaksując i włączyłem radio. Leciał w nim akurat jakiś przebój Lady Gagi, więc go zostawiłem. Cóż, dla mnie ona ma całkiem fajną muzę. Na zakręcie trochę przyhamowałem, zapominając o dziewczynie w bagażniku i przed wiaduktem przyśpieszyłem. Zdjąłem jedną rękę z kierownicy i tak jechałem do domu. Do czasu aż nie zobaczyłem w lusterku migających świateł i nie musiałem zjechać na bok. Cholera jasna! Gliny!
 Kazałem milczeć dziewczynom i czekałem, aż policjant podejdzie do mojego okna.
-          Dobry wieczór. Dokumenty i prawo jazdy, proszę.- powiedział do mnie, a ja szybko mu je podałem.- Ładnie to tak pędzić z gromadą dzieci?
-          Em... to koleżanki mojej bratanicy. Wiozę je na jej urodziny.- zacząłem się tłumaczyć nawet nie wiem z jakiego powodu.- To ich pierwszy raz w takim szybkim aucie i bardzo prosiły mnie bym przyśpieszył i... droga była pusta. Dużo przekroczyłem?
-          Wie pan do ilu kilometrów jest tu ograniczenie prędkości?
-          Do 80 km/h...
-          No a pan jechał 100!
 Zagryzłem zęby i postanowiłem milczeć. To tylko głupie 20 km/h więcej! Niech on mi daruje. Ale on już zaczął wypisywać mandat. Cholera jasna, że ja zawsze muszę mieć pod górkę.
-          Panie władzo, niech pan mu daruje.- powiedziała Meggie, patrząc na niego błagalnie.
-          Tak! On chciał dobrze i już więcej nie przekroczy tej prędkości! My tego dopilnujemy!- odezwały się te z tyłu.
 No to teraz już zamorduję Klaudię i Jareda. By jakieś małe smarki mnie broniły, koniec świata! Policjant jednak przestał pisać i popatrzył na mnie. Chwilę tak patrzyliśmy na siebie, gdy poprosił mnie bym jeszcze dmuchnął w alkomat. Zrobiłem to i wyszło równe 0 promili. No, to punkty na moją stronę. Mężczyzna jeszcze chwilę stał i patrzył na urządzenie, ale w końcu oddał mi dokumenty. Zdziwiony odebrałem je od niego.
-          Niech pan jedzie już ostrożnie do domu. Sam mam dzieci, więc wiem jak takie młode potrafią wybłagać szybszą jazdę samochodem.
-          Eee...dziękuję.- bąknąłem zaskoczony.
-          Proszę, byle to się już nie pow... co to?- zapytał słysząc hałas w bagażniku.
 O nie! Tylko nie to! Jasna cholera....
-          A to pies.- szybko oznajmiła Becia.
-          Pies?
-          No w prezencie dla naszej przyjaciółki!- powiedziała Lisa.
-          Mogę go zobaczyć?- zapytał policjant.
-          Eee... wie pan, lepiej nie. To labrador, a te psy są bardzo energetyczne. Jak otworzymy bagażnik to wyskoczy i ucieknie.
-          Ale tutaj mamy jego zdjęcie!- włączyła się do rozmowy Madeleine.
 Pokazała mu na telefonie zdjęcie jakiegoś psa i w końcu mężczyzna dał za wygraną. Życzył nam dobrej drogi, a ja ruszyłem w stronę domu. Serce waliło mi w piersi tak, jakby zaraz miało mi wyskoczyć. Już od dawna się tak nie denerwowałem, jak dziś. W końcu już bez żadnych przygód dotarliśmy pod dom. Jednak zanim pozwoliłem im wysiąść z auta, poprosiłem dziewczyny o kilka rzeczy.
-          Błagam, nie mówcie nic o tych wypadkach Jaredowi. To... ma zostać naszą tajemnicą, dobrze?
-          Jasne, nie ma sprawy!
-          A teraz szybko zmykać do domu.- mruknąłem i dziewczyny wyszły z samochodu.
 Chwilę patrzyłem jak niepewnie idą do drzwi i w nich znikają. Dobra, ich torby przytacha Jared. Ja mam już dość. Zamknąłem samochód i poszedłem za koleżankami Klaudii do naszej skromnej chałupy. Zdjąłem buty, a kurtkę powiesiłem na wieszaku. Sky nawet nie zauważył, że wróciłem tak się cieszył z nowych osób w domu. Im więcej rąk do głaskania i karmienia, tym on szczęśliwszy. Wszedłem do salonu i rzuciłem w brata kluczykami. Mimo szczekania psa, i ogólnego hałasu Młoda spała jak zabita na kanapie. Ech, trzeba ją będzie przenieść do łóżka na piętrze.
-          Dajesz młodszy, zamiast mi tu flirtować z Fancy rusz dupę i zajmij się bagażami dziewczyn.
 Jared zamordował mnie wzrokiem, ale wstał z kanapy i ukradkowo pokazując mi środkowy palec wyszedł z domu. Ja w tym czasie zapytałem Gosi, gdzie jest Renata.
-          Myje się. Jessy także.
-          Ech...- westchnąłem patrząc na śpiącą córkę mojego brata.- Jak ty wytrzymałaś z wiesz kim.- szepnąłem do ucha dziewczynie, bo Fancy nadal siedziała na kanapie.
-          Nic nie mów.- odpowiedziała śmiertelnie poważnie dziewczyna, a ja się zaśmiałem.
 Biedna... Musiała być świadkiem zalotów Jareda. No ale cóż. Podszedłem do śpiącej nastolatki, której urodziny 10 minut temu się rozpoczęły. Włożyłem prawą dłoń pod jej kolana, a lewą pod plecy i ją podniosłem. Koc zsunął się z niej, ale Francuzka szybko go podniosła, by nie leżał na ziemi. Podrzuciłem lekko dziewczynę, by lepiej mi się ją niosło i zacząłem iść w kierunku jej pokoju. Schody były wyczynem, bo nie widziałem gdzie stawiam stopy, ale jakoś udało mi się je pokonać bez większych ekscesów. Łokciem otworzyłem drzwi od jej sypialni i potem stopą je popchnąłem. Szybko znalazłem się przy jej łóżku i położyłem ją na nim. Odgarnąłem z boku pościel i przeniosłem dziewczynę w tamto miejsce, by potem ją przykryć kołdrą w konie. Młoda wtuliła swoją twarz w dużą poduszkę i przekręciła się na drugi bok. No to misja wykonana ze 100% powodzeniem. Popatrzyłem na zapalone światło w łazience, ale zamiast zostać jak bardzo chciałem, zdecydowałem się wrócić na dół. Gosia poszła już do siebie, tak samo jak Fancy.
 Usiadłem na fotelu i włączyłem telewizor. Nagle poczułem jak czyjeś ramiona oplatają się wokół mojej szyi i miękkie usta dotykają mojego zarośniętego policzka.
-          Ogolisz się, czy nie?- zapytała Ciacho.
-          Dla ciebie mogę zrobić to nawet w tej chwili.
-          Tak? To idź to zrób.- zaśmiała się siadając na poręczy fotela i przytulając do mnie.
-          No nie... teraz nie mogę.- odpowiedziałem uśmiechnięty.
Ten uroczy moment przerwał mój brat, który wpadł do domu cały blady krzycząc moje imię. Co on, ducha zobaczył? Jednak, gdy pojawiła się za nim blond dziewczyna sam chyba stałem się koloru mojego wozu. Jasna cholera! Zapomniałem o tej dziewczynie w bagażniku.
 Od razu zerwałem się z fotela o mało co nie przewracając Renaty, która patrzyła na mnie nic nie rozumiejąc.
-          Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Zapomniałem na śmierć o tobie!- powiedziałem podchodząc do dziewczyny.
-          Spoko Shannon, nic takiego się nie stało.- odpowiedziała uśmiechając się pocieszająco.
-          Jak to nic się nie stało? Mój brat zamknął cię w bagażniku i o tobie zapomniał!- wtrącił się Jay.
-          Słucham?- zapytała z kolei Ciacho stając za mną.
-          No... – jęknąłem.
-          Mógłbyś to wytłumaczyć?- zapytała mnie Renata takim tonem, że chciałbym się zapaść pod ziemie.
-          Nie ma co tu tłumaczyć. Idiota zamknął dziewczynę w bagażniku. Boże... z kim ja żyję.- parsknął mój braciszek i machnął zrezygnowany rękoma, po czym poszedł na zewnątrz po bagaże.
 Lea poklepała mnie po plecach pocieszająco i powiedziała żebym się  nie przejmował. No tak. Chciałem żeby Jared nic nie wiedział o mojej głupocie i nie przemyśleniu sprawy, ale oczywiście sam mu ją podstawiłem pod nos. Cały ja.
 Powiedziałem dziewczynom, że idę do pokoju i wszedłem na górę po schodach. Szybko zabrałem piżamę spod poduszki i udałem się do toalety. W łóżku już leżała Renata. Powiedziała mi „dobranoc” i odwróciła się plecami. Ciekawe czy kiedykolwiek uda mi się sprawić, by zamiast „dobranoc” powiedziała „pragnę cię”. Westchnąłem cicho i położyłem się. Trzeba iść spać. To też zrobiłem.
 O dziwo rano obudziłem się dość wcześnie, więc żeby nie budzić Renaty, wymknąłem się do łazienki, a potem na dół do kuchni. Tam spotkałem Jessicę, która robiła sobie na śniadanie kanapkę.
-          Ładnie urządzony dom macie.
-          Hym... Jared go projektował.- odpowiedziałem robiąc kawę.
-          Czy on jest od wszystkiego?- zapytała ze śmiechem.
-          Jak mu to sprawia przyjemność, to co będę mu bronił. Przynajmniej nie musieliśmy tyle płacić tym projektantom.
-          Też racja.
 Nagle Jessy zerwała się z krzesła i podbiegła do Klaudii, która dopiero co weszła. Czując się trochę odrzucony, zapytałem dziewczyn, czy mogę także dołączyć się do tulenia. W przeciwieństwie do brata, bardzo lubię tę czynność. Nagle do moich nozdrzy dotarł zapach spalenizny. Co jest?
-          Co tu tak śmierdzi? Jakby coś się paliło...
 Wszystkie oczy powędrowały na mojego brata, więc i ja to zrobiłem. On zaczął się tłumaczyć, że spalił naleśnika przez psa. Jasne... pierdoła i tyle. Pogłaskałem huskiego po głowie, mówiąc mu że nie wierzę Jaredowi, że to przez niego. Pies w odpowiedzi szczekną, co tylko potwierdziło, że mój brat nie potrafi się przyznać do winy.
 Klaudia zniknęła słysząc od Jareda o Macie, a ja zająłem się dalszym ciągiem śniadania. Przez cały poranek mogę zgodnie stwierdzić, że robiłem za baristę i przygotowywałem wszystkim osobom śpiącym pod moim dachem kawę. Z przerażeniem stwierdziłem, że trzeba iść do sklepu bo moja ukochana ziarnista arabica się kończyła. I to w zatrważająco szybkim tempie.
 Gdy w końcu obsłużyłem wszystkie panie, tu proszę bez sprośnych skojarzeń, oraz mojego brata, nadszedł czas na odpoczynek. Usiadłem na podłodze i włączyłem playstation. Czas się zabawić.
-          Mogę się dołączyć?- usłyszałem pytanie z ust Czarnej.
-          Jasne, siadaj.- odpowiedziałem klepią miejsce obok siebie.
 Gdy tylko dziewczyna je zajęła, wręczyłem jej joystick i zaczęła się zabawa. Trwała tak do wieczora, z krótką przerwą na obejrzenie wiadomości i jakiegoś filmu o który prosiły mnie dziewczęta. Potem przyjechała mama, było urodzinowe przyjęcie „dla rodziny”, oglądanie koncertu Placebo.
 Wtedy dopiero zdałem sobie sprawę, że mam dwóch zagorzałych fanów z tym domu. Zarówno Klaudia, jak i Jared siedzieli przed ekranem i z uwagą wpatrywali się w muzyków. Nie ma co, nic nie było ich w stanie oderwać od oglądania tego. Z tą resztą, która troszeczkę się nudziła, grałem w karty. I tak też ten dzień minął i nastał kolejny. Tym razem od samego poranka trwały przygotowania do imprezy. Najpierw pojechałem z Gosią i Lisą po zakupy. Bałem się brać Klaudii czy Jessy, bo znów by mi pół sklepu wykupiły. Ta część przygotowań poszła całkiem nieźle. Tym razem wziąłem ze sobą ekologiczne torby, w które na szczęście jakoś się zmieściliśmy. Zapas kawy został uzupełniony, więc już ze spokojnym sercem poszedłem wraz z Meggie zainstalować huśtawkę na imprezę.
 Już nie pamiętam czyj to był pomysł, chyba Tomo, żeby zawiesić huśtawkę składającą się z opony. Jakieś 2 lata temu na to wpadł i od tamtej pory stanowi to dużą atrakcję, nie powiem. Przystawiłem drabinę do ściany domu i wspiąłem się po niej trzymając sznur od opony. Czarna miała ją trzymać  z dołu, bym mógł ją bez problemów zawiesić. Nie jestem jakimś wielbicielem wspinaczki i powinien robić to mój brat, ale on w życiu by nie uniósł tej opony i jeszcze zawiązał ten sznur tak, by się nie zerwała.
 Po tym zadaniu przyszedł czas na pizzę, którą przywiózł Milicevic, oraz przyszykowanie i rozstawienie śmieciożarcia, jak to mówi Jay, po całym domu i ogrodzie.
 Impreza zaczęła się około 18. Ludzie powoli się schodzili do mojego domu, głównie Ci nasi „starsi” znajomi i znajome. Z minuty na minutę impreza rozkręcała się i była coraz głośniejsza. Popatrzyłem na ludzi wokół siebie. Renata gdzieś zniknęła, Klaudia rozmawiała z Matem, a reszta się bawiła. Wzrokiem zacząłem szukać brata, lecz go nie odnalazłem. Pewnie musiał być na górze, albo no nie wiem.
 Poczułem czyjąś dłoń na ramieniu, więc odwróciłem się. Przede mną stał Brent, przyjaciel mojego brata, a przy okazji mój bardzo dobry znajomy z którym się nie widziałem... już sam nawet nie wiem jak długo.
-          Się masz Shann!
-          Hej!- przywitałem się klepiąc go po plecach.- No i jak imprezka?
-          A no powiem ci, że nie zapomnieliście co to dobra zabawa.- odpowiedział z uśmiechem.- Ale pewnie Jared będzie się denerwował, że coś się stanie. W ogóle kto by pomyślał, że to impreza z okazji urodzin jego córki.
-          Niesamowite, co? Mój brat chyba zaczął dorastać.
-          No właśnie. To mnie troszkę martwi, bo z kim ja będę teraz zachowywał się jak 5-letni gówniarz?- zaśmiał się szatyn.- Dobra, lecę dalej balować. Trzymaj się!
-          Dobrej zabawy!- odpowiedziałem i zabrałem z szafki puste szklanki po drinkach.
 W kuchni też było trochę osób, lecz bez problemu włożyłem szkło do zmywarki, a z szafki wyciągnąłem kolejne, które postawiłem na stole. To dziwne, ale wypiłem jak do tej pory tylko butelkę piwa. Patrząc na puste szklanki postanowiłem, że dziś mogę wypić jeszcze tylko jednego drinka.
 Cóż, chcę zaimponować Renacie, bo no... zależy mi na niej. Zostawiłem naczynia w kuchni i wróciłem do salonu, lecz tam tańczyło wiele par, przez co robił się tłok, więc stanąłem w korytarzu, by obserwować to pomieszczenie oraz wyjście na taras. Na dworze tez bawiło się trochę ludzi, nie wiem nawet czy nie więcej niż wewnątrz.
 Właśnie mignął mi Jared, który na tę imprezę założył bawełnianą szarą koszulkę i ciemne spodnie, które mu ostatnio pomogłem wybrać w sklepie. Irytował mnie trochę fakt, że większość kobiet patrzyła za nim jakby był 8 cudem świata, ale cóż zrobić, gdy ma się tak pięknego brata? On jednak był zainteresowany swoją nową koleżanką. Z tego co mi mówił, jeszcze ze sobą nie spali, co mnie dziwi, bo obydwoje mają podobne charaktery. To nie ludzie do trwałego związku, więc nie mam pojęcia na co czekają. Fancy była ubrana w krótką złotą sukienkę i niewyobrażalnie wysokie czarne szpilki. Podziwiam wszystkie kobiety, że bez problemu chodzą w takich butach. Gdybym ja je założył najprawdopodobniej wylądowałbym w szpitalu ze złamaną nogą, a przynajmniej ze skręconą kostką.
 Westchnąłem i już chciałem odwrócić głowę w drugą stronę, gdy poczułem na sowich wargach czyjeś usta. Kobieta przyparła mnie do ściany i zaczęła całować. A ja byłem w takim szoku, że stałem jak słup soli. Zdołałem tylko ogarnąć, że ot Renata właśnie przyparła mnie do ściany namiętnie całując. Oj chyba jestem pijany.
-          Wypiłem tylko jedno piwo...- powiedziałem.
-          Jestem z ciebie dumna, Zwierzaku.- odpowiedziała odrywając się ode mnie.
-          Jedno piwo, a ja już odlatuję.- wyjaśniłem jej poprzednią myśl.- nie mogę być aż tak pijany żeby wymyślić sobie, że mnie całujesz, prawda?
-          No nie jesteś...
-          Czyli to jest prawdziwe?- zapytałem.
-          Najprawdziwsze w świecie.- odpowiedziała i znów jej wargi dotknęły moich.
 Tym razem już przestałem się ociągać i sam pogłębiłem pocałunek. Tyle czekałem na ten moment i w końcu nadszedł. Chyba Klaudia naprawdę miała rację. Warto było czekać dla takiego efektu. Kobieta delikatnie przerwała ten energetyczną czynność i złapała mnie za rękę. Już myślami byłem w sypialni i ją rozbierałem rozkoszując się zapachem jej ciała. Lecz ona skręciła do wyjścia, a nie na schody, po czym wyciągnęła mnie na dwór. Muzyka była trochę cichsza przy basenie, ale ja nie chciałem stać z tą kobietą tam gdzie znajdowali się wszyscy imprezowicze. Wziąłem z tacy kieliszek z sokiem pomarańczowym dla niej, dla siebie kieliszek szampana i zaprowadziłem ją na drewniane schody. Tam ludzi na szczęście nie było. Podsadziłem ją tak, by usiadła na barierce i objąłem w pasie. Podałem jej pomarańczową ciecz, opierając brodę o jej ramie. Jak na komendę popatrzyliśmy w niebo.
 Temperatura była bliska zeru, co było dość dziwnym zjawiskiem o tej porze roku, a my nie mieliśmy na sobie kurtek. Dlatego przywarłem do jej pleców, chcąc ją ogrzać swoim ciepłem. Jej policzek nieznacznie podniósł się do góry co oznaczało uśmiech. Szare chmury zaczęły przysłaniać piękny księżyc, który cały czas świecił mocno na niebie, a z niebo zaczęło się sypać srebrne confetti. Zdziwiony popatrzyłem za siebie, ale nie było tam nikogo kto by mógł wysypać te drobinki.
-          Śnieg!- wykrzyknęła Renata patrząc jak mieniące się płatki opadają wokół nas.
 Pierwszy raz dostrzegłem w tej chwili coś niezwykłego. Stałem z wtuloną we mnie kobietą, którą chyba kocham. Nie chyba, na pewno. I wokół nas tańczyły śnieżne płatki tworząc ten moment niezapomnianym. Może niezbyt przepadam za śniegiem, ale tym razem pokochałem go.
 Pocałowałem blondynkę w policzek i jeszcze mocniej przytuliłem do siebie.
-          Dziękuję, że przyjechałaś.- w końcu zebrałem się w sobie, by jej to powiedzieć.
-          To ja dziękuję za zaproszenie. I przepraszam, że nie byłam na sylwestrze, ale... nie chciałam.
-          Jak to?- zapytałem zaskoczony, bo Klaudia mówiła, że po prostu nie mogła.
-          Nie bawi mnie to co robi Jared. Ta hurricane night. Cieszę się, że mnie tam nie było. I Jared miał szczęście, bo gdybym zobaczyła co on wyprawia z moją córcią to bym go zamordowała na tej scenie.
-          Chciałabyś, żebym został bez brata?- zapytałem pół żartem, pół serio.
-          Wiesz... nie darzę go jakąś szczególną sympatią. Dla mnie jest zepsutym człowiekiem. Zresztą ty też.
 Zabolało mnie to co powiedziała. Poczułem okropne ukłucie w sercu. Tyle się starałem i jednak na darmo. Jestem okropnie naiwny. Poluźniłem uścisk. Nie chciałem jej pokazać, jak mnie to zabolało, ale to było silniejsze ode mnie.
-          Ale ty pokazałeś, że potrafisz się powstrzymać przed nałogami dla mnie. Naprawdę się tego nie spodziewałam i tym mi zaimponowałeś tak, że postanowiłam dać ci szansę.
 Renata zeskoczyła z barierki i stanęła przede mną. Jej oczy świeciły w ciemności i mogłem zobaczyć tylko je. Nie wiedziałem co zrobić, odejść czy zostać i wysłuchać tego co chce mi powiedzieć. Czułem się zraniony. Jednak zostałem. Coś mi podpowiadało, że jeszcze bardziej będę cierpieć jak odejdę.
-          Shannon, ja przecież wiem o tym kim jesteś. Że sypiasz z fankami, lubisz młode dziewczyny. Po koncertach pijesz i palisz jak smok. Ale masz w sobie coś za bębnami, że mnie pociągasz. A teraz pokazałeś, że masz to samo wewnątrz siebie. Że byłbyś w stanie się zmienić. Zrozum mnie. Nie jestem zabawką, którą można się pobawić, a potem wyrzucić. Ja jestem dorosłą kobietą, prawie, że dwa razy starszą niż twoje kochanki. Mam wymagania, a przede wszystkim szacunek do Ciebie, ale i siebie samej. Powinieneś wiedzieć, że nigdy bym nie poszła z kimkolwiek do łóżka tylko po to by zaliczyć tę osobę. Dlatego nie dawałam tobie szansy, lecz jakoś dziwnym trafem ty pokazałeś, że na nią zasługujesz.
-          Czyli... spróbujemy?- zapytałem nie będąc pewien tego czy zrozumiałem.
-          Spróbujemy.- odpowiedziała składając na moich ustach gorący pocałunek.
 W tym momencie nic więcej mi nie było potrzebne do szczęścia. Objąłem ją i przeszedłem do działania. Staliśmy tak na schodach, całując się a wokół nas padał drobny śnieg. Te romantyczną chwile przerwał krzyk, którejś z dziewczyn. Nie pamiętam dokładnie, ale chyba Lei. Taka drobna blondyneczka, którą zamknąłem w bagażniku. No mniejsza. Popatrzyliśmy z Renatą na siebie i trzymając się za ręce wróciliśmy do ludzi.
 Wokół pseudo huśtawki, którą zrobiłem z Czarną zebrała się gromada ludzi. Od razu szeroko uśmiechnąłem się gdy zobaczyłem tę blondyneczkę w oponie, mocno trzymającą się jej  i Braxtona, który huśtał ją.
-          Braxton! Lżej bo to się urwie!- ostrzegłem kolegę, który chyba chciał by dziewczyna dosięgnęła gwiazd.
-          Okey, tylko jeszcze raz ją popchnę...- powiedział Latynos i to zrobił.
 Gdy opona znów znalazła się w jego obszarze, skoczył na nią i w tym momencie usłyszałem skrzypienie, później trzask, krzyk i... Dziewczyna z oponą oraz naszym klawiszowcem wpadła do basenu, a rynna przy dachu znalazła się w dwóch częściach. Otworzyłem usta w zdumieniu patrząc na te zniszczenia. Urwali mi rynnę.
 Odwróciłem się do Ciacho, ale jej nie było obok mnie. Zacząłem jej szukać wzrokiem i zobaczyłem, jak pochyla się nad krawędzią basenu i wyciąga tę dziewczynę. Szybko znalazłem się obok niej i próbowałem pomóc Braxtonowi wydostać się z wody. Gdy obydwoje stanęli obok nas, zaległa kompletna cisza, nie licząc odgłosów z wnętrza domu. Obydwoje trzęśli się z zimna i milczeli. Podałem im dwa duże koce, które miały robić za ocieplenie leżaków na których siedzieli ludzie, a Jessy i Renata ich opatuliły nimi.
 Popatrzyłem na Olitę z zamiarem powiedzenia mu, że go zabiję za zniszczenie domu, lecz na moich ustach znalazła się czyjaś dłoń. Zerknąłem w bok i zobaczyłem, że należy ona do Renaty, która popatrzyła na mnie morderczym wzrokiem. Okey, już się nie odzywam, ale ten idiota zapłaci mi za zniszczenie domu! Zaprowadziliśmy ich do środka, gdzie poprosiłem Jess by zajęła się przerażoną blondynką, a Brent miał mi pomóc z Olitą. Jednak po drodze zdarzył się inny wypadek.
 Gdy tylko znaleźliśmy się wewnątrz mieszkania, zobaczyłem kolejne skupisko ludzi skandujących coś. Chwilę później złapałem się za głowę widząc co ma miejsce na schodach. Mianowicie na ich szczycie leżał duży materac na którym siedział Milicevic wraz z Kają, Lisą i chyba Madeleine. Boże święty! Żeby oni tylko nie chcieli nim zjechać na dół. Zerknąłem w bok i zobaczyłem na stoliku butelkę z wódką. Trudno, nie przeżyję patrząc na to na trzeźwo. Szybko porwałem flaszkę i wypiłem kilka łyków z gwinta. Piecze kurwa, ale jest już lepiej. Mogłem teraz spokojnie patrzeć na to jak Tomo wraz z dziewczynami zjeżdża materacem po schodach. A Vicky stała na dole i patrzyła z przerażeniem co jej idiota robi. No no, ale Milicevic musiał się najebać żeby coś takiego zrobić. No i zaczęli zjeżdżać. Słychać było tylko ich piski i krzyk Tomo „astaaaa –kistaaaa- ejbe!”, a potem Chorwat wylądował nosem przed butami swojej narzeczonej. Nie chcąc być świadkiem tej awantury, szybko skorzystałem z wolnego przejścia i udałem się do kuchni. Kątem oka zauważyłem jak ktoś znów wciąga materac na górę. Ta impreza przejdzie do historii jako jedna z najbardziej hardcore’owych.
 Drogę tym razem zagrodził mi Nick, który nie mówiąc nic, podał szklankę z jakimś napojem.
-          Ale zabawa!- wykrzyknął do mnie w tym hałasie.
-          Jak Jared wróci z Klaudią to mnie zabiją, że nie dopilnowałem...- westchnąłem.
-          To wypijmy za to by nie denerwował się za bardzo szefuńcio!- wzniósł toast chłopak i stuknęliśmy się, po czym przez nasze gardła przeleciało whisky.
 No i tak się to zaczęło... Już nieźle wstawiony wyszedłem przed dom, by odetchnąć trochę świeżym powietrzem. Wyszedłem akurat w momencie, gdy zobaczyłem, że ktoś wsiada do mojego auta. Że co?! Przetarłem oczy myśląc, że mam zwidy, ale to była prawda. Chwiejnym krokiem ruszyłem do mojego białego cacuszka i gdy tylko zapukałem w szybę, od razu drzwi się otworzyły.
-          Co wy...? Skąd masz kluczyki?
-          Dostałam od Tomo. Jedziemy przywieźć zapasy, bo się skończyły.- powiedziała jakaś blondynka, której w tych ciemnościach nie rozpoznawałem.
-          Nie zgadzam się... Gdzie ten Milicevic?! Jak się nazywasz?
-          Gosia. Shann, przywiozę ci piwko. Dobre piwko.- popatrzyła na mnie z szerokim uśmiechem.
-          Nie ogarniam tej imprezy...- powiedziałem opierając się o otwarte drzwi.
-          No Shannuś! Ludzie czekają! Mogę jechać?
-          A masz prawo jazdy?
-          Mam. Idź pilnuj domu, bo ta jędza co nam koncert przerwała właśnie idzie do drzwi.
Wyprostowałem się i odwróciłem w tamtą stronę. Cholera! Zapomniałem ją poinformować, by wyjechała na te dni. Mieliśmy z nią taki układ, że jak robiliśmy imprezę informowaliśmy ją, a ona wyjeżdżała do swoich dzieci na ten czas.
 W ogóle nie mogę pojąć, że jej świętej pamięci mąż wziął ją sobie za żonę. To taka okropna jędza, że nie mam pojęcia jak on żył. A Fred był bardzo rozrywkowym biznesmenem. Ta kobieta ma taki majątek o jakim ja i mój brat nie możemy nawet marzyć, a wszystko jej nie pasuje i jest źle.
 Przyspieszyłem kroku i przed samymi drzwiami zaszedłem jej drogę. Jeszcze nawet nie zdążyłem otworzyć ust, gdy ona zaczęła na mnie krzyczeć.
-          Moja Śnieżynka nie może spać! Zwariowaliście ostatnio z tymi imprezami!!! Dzwonię po męża!
-          Pani Winchester wybaczy, ale Fred od 3 lat nie żyje.- starałem się to jak najłagodniej powiedzieć.
-          Jesteś bezczelny panie Leto! Dzwonię po policję!
Wzniosłem oczy ku niebu i błagałem Boga o cud. I zdarzył się. Z budynku wyszła Fancy, która widząc mnie i tę starą wariatkę od razu przyszła z odsieczą. Błagalnym wzrokiem poprosiłem ją o pomoc, a ona natychmiast zajęła się kobietą.
-          Dobry wieczór. Wygląda pani wspaniale w tych butach.- powiedziała uśmiechając się do niej czarująco.
-          Kpisz sobie ze mnie dziecko?!- ryknęła na nią pani Winchester, ale Francuzka nawet się nie zlękła.
-          Ależ oczywiście, że nie! Poznaję, że to buty od tego młodego nowoczesnego projektanta, tego... Och! Wypadło mi z głowy, jak on się nazywał.
 Kobieta chwilę patrzyła na nią groźnie, mierząc ją od stóp do głów spojrzeniem skanera, a potem powrócił jej dawny obojętny wyraz twarzy.
-          Naprawdę tak sądzisz dziecko? Że ja no... dobrze w nich wyglądam?
-          A jakże by inaczej? Taka piękna kobieta musi się dobrze w nich prezentować!
-          Dziękuję dziecino. Widzę, że ty też masz sukienkę od znanego projektanta. A przynajmniej podobną do sukienki... niech no ja pomyślę. Valentino! Zgadłam? Wiedziałam!- odkrzyknęła zanim Fancy zdążyłaby chociaż otworzyć usta.
 No i tak się zaczęło. Kobieta zaczęła wypytywać brunetkę o modę europejską i tak oto obydwie weszły do środka domu. Koniec świata się zbliża, czuję to w kościach.
 Ruszyłem powolnym krokiem w stronę basenu. Po drodze spotykając Becie z Anią, które siedziały na plastikowych krzesłach i o czymś rozmawiały. Co chwila tylko słyszałem ich śmiech i ciągłe paplanie językiem. Przeszedłem obok nich i odnalazłem na tarasie Kevina, który rozmawiał z Czarną o motorach. No i tak się zaczęło. Butelka jakiegoś alkoholu, już nawet nie pamiętam jakiego i motory. Typowo męskie tematy.
 A potem nie pamiętam już nic, prócz poranka. Potężny kac i potworny ból głowy. Ale jego też chyba można zaliczyć do kaca. Wyczołgałem się z łóżka i prawie, że na kolanach zszedłem na poszukiwanie wody. Cisza w domu była czymś czego potrzebowałem. Wszedłem do kuchni i od razu odnalazłem dzbanek z wodą. Wypiłem calutki, nie zostawiając ani jednej kropli. Ze śmiechem zauważyłem, że bulgocze mi w brzuchu i rozpocząłem poszukiwanie proszków przeciwbólowych. Przygotowałem sobie kawę, tym razem z automatu, gdyż nie miałem na razie siły na normalną. W kuchni powoli zaczęli się pojawiać ludzie, ale ich nie zauważyłem, bo byłem zbyt skupiony na przypomnieniu sobie czegokolwiek z późniejszego wieczoru.
-          Dzień dobry!- usłyszałem czyjś krzyk nad uchem.
 Skrzywiłem się i odwróciłem głowę, by zobaczyć uśmiechniętą od ucha do ucha Fancy. Kiwnąłem jej głową i popatrzyłem po reszcie. Kaja i Lisa siedziały już przy stole i patrzyły na mnie błagalnym wzrokiem. Wskazałem im automat do kawy i pokazałem, że też piję taką. Ze smutnymi minami zajęły się maszyną, a brunetka usiadła naprzeciw mnie.
 Chwile później do kuchni wszedł mój brat. Przywitał się z dziewczynami i pocałował Fancy w policzek po czym usiadł obok niej patrząc na mnie morderczym spojrzeniem. A jemu co?
-          Shannon... pamiętasz coś może z wczoraj?- zapytał twardo.
-          Hym... chodzi ci o tę zerwaną rynnę?- zapytałem niezbyt przytomnie domyślając się, że chodzi o jakieś szkody w domu.
-          Że co?!- wykrzyknął od razu wstając z krzesła.
 Fuck. Chyba o niej nie wiedział... To ja już nie wiem o co chodzi. Patrzyłem na niego, jak Fancy łapie go za koszulkę i sadza z powrotem na krześle. Chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, ale miałem takiego kaca, że to mnie nie ruszało. Cóż, zaraz znając go, zacznie gadać co się stało.
-          Możesz mi powiedzieć jakim cudem zerwano rynnę? Shannon! Ile ty masz lat?!
-          30?
-          Chciałbyś! Idioto, wiesz co ty wczoraj zrobiłeś? Wchodzę do domu i kogo widzę w holu tańczącego? Panią Winchester! Wywijała stanikiem na prawo i lewo! Dobrze, że koszulkę zostawiła.
 Uśmiechnąłem się wyobrażając sobie tę komiczną scenę. Cóż... bywa.
-          Tak, ale ona to najmniejszy problem! Wstań teraz i wyjdź przed dom!
 Popatrzyłem na niego jak na idiotę, bo nie zamierzałem się ruszać. Pewnie ktoś pomalował nam ścianę, albo coś w ten deseń.
 Poczułem szarpnięcie i zostałem wyciągnięty przez brata z kuchni. Odepchnąłem go od siebie i ruszyłem za nim w stronę drzwi frontowych. Przelotnie spojrzałem na ścianę z telewizorem w salonie, lecz on stał calutki, nie uszkodzony. Czego nie mogę powiedzieć o samej ścianie, bo pojawiły się na niej ciemne rysy, jakby pęknięcia. Skąd one się wzięły? Ale posłusznie wyszedłem za bratem i o mało co nie dostałem zawału, gdy zobaczyłem co się dzieje na zewnątrz.
-          O mój boże! Moja kosiarka!- wykrzyknąłem przerażony patrząc na mój mały samochodzik, którym kosiłem trawę w naszym ogrodzie.
 Mianowicie był on wbity w ścianę naszego domu. Tynk odpadał z niej płatami, aż w pewnych miejscach pokazywały się cegły. Boże! Moja kochana kosiareczka!
-          Co za debil to zrobił?! Zabiję go!- ryknąłem podchodząc do mojego zniszczonego doszczętnie cacuszka.
-          Ty idioto.
-          Co?!- zapytałem patrząc na niego.
-          Głuchy jesteś? Myślałem, że na kacu słyszysz wszystko głośniej! Przyjeżdżam z Klaudią do domu i widzę jak wpakowujesz się w ścianę! Kretynie! Zniszczyłeś ścianę! Czy widziałeś jak ona wygląda w salonie?!
 Brat cały chodził z wściekłości. Rzadko kiedy widziałem go w takim stanie. Mord w oczach i agresja. Ale wcale mu się nie dziwiłem. Jeśli teraz byłoby jakieś mocniejsze trzęsienie ziemi, nasz dom leży w gruzach. Cholera... Jakim cudem przebiłem tak grubą ścianę i do tego nic mi nie jest? Wróciliśmy z Jay’em do domu w milczeniu. W kuchni była tym razem tylko Czarna.
-          No i co z zakładem?- zapytała.
-          Jakim zakładem?
-          Jak to jakim? Założyłeś się, że przegram z tobą w wyścigu motocyklowym. No i mamy się ścigać. Mat załatwił nam nawet tor do wyścigów.
 Podszedłem do lodówki i mocno walnąłem o nią głową. Jakim idiotą jestem? Nic nie pamiętam, ani z jeżdżenia kosiarką, ani z zakładów. No, ale teraz trzeba zachować się jak prawdziwy mężczyzna i stawić czoła naważonemu piwu.
-          A masz motor?- zapytałem.
-          Shannon, ty kompletnie nic nie pamiętasz z wczoraj!
-          Nom...
-          Nie musimy się ścigać w takim razie...
-          Ależ nie. Będziemy.- odpowiedziałem.- To jak? Masz motor?
-          Tomo mi pożyczy swój.- odpowiedziała.- Zaraz do niego jadę. To w takim razie za godzinę na torze.
 Pokiwałem głową i wstałem z krzesła. Trzeba się szybko zbierać. Umyłem się i przebrałem w strój motocyklowy. Zszedłem na dół, lecz było pusto. Nie zważając na to wyszedłem przed dom i udałem się do garażu. Wyprowadziłem z niego mój piękny motor i sprawdziłem, czy wszystko działa jak należy, hamulce są w dobrym stanie i ile mam benzyny. Na szczęście pół baku, więc spokojna głowa.
 Nie wiem skąd, nagle wyrósł przede mną mój braciszek. Jay popatrzył na mnie jakbym był kretynem, ale cóż, może nim jestem, ale nie dam satysfakcji tej dziewczynie. Skoro się założyłem z nią o ten wyścig, to pokażę, że jestem Leto i zawsze wygrywam. Nie może być inaczej. Dlatego sprawdziłem jeszcze raz czy mój motor nadaje się do wyścigu i jest w 100% bezpieczny, po czym stanąłem naprzeciw zdenerwowanego brata.
-          Odpuść sobie, proszę.- powiedział łagodnie.
-          Nie.
-          Musisz naprawdę odpowiadać na tę zaczepkę? Przecież to tylko zakład po pijaku, a ty jesteś na kacu, więc...
-          Jared. Zamknij się.- odpowiedziałem, bo naprawdę zaczął mnie denerwować tym swoim gadaniem.
Założyłem na głowę kask i wsiadłem na motor. Jared szarpnął mnie za kurtkę bym zwrócił na niego uwagę.
-          Shannon! Jeśli coś ci się stanie to kto będzie grał na bębnach?! Mamy kontrakty, zobowiązania!
-          Nic mi nie będzie.- odpowiedziałem i jednym ruchem ręki zasłoniłem oczy szkłem z  kasku, które miało je chronić.- Życz mi powodzenia!- odkrzyknąłem do niego i ruszyłem z kopyta.
 Ustaliliśmy z Czarną, że zrobimy to na pobliskim pustym stadionie do wyścigów samochodowych. Mat załatwił nam klucze, by wejść na ten teren. Ponoć jego kolega jeździł w tych wyścigach i miał chody. Jared z resztą mieli dojechać samochodami i ocenić kto wygra. A wiedziałem, że to będę ja.
 Tym razem przepisowo dojechałem na miejsce, w którym spotkałem Meggie. Siedziała na motorze Tomo wystawiając twarz do słońca. Milicevic z narzeczoną stali przy samochodzie i rozmawiali o czymś ze sobą. Krzyknąłem do nich, a wtedy wszyscy odwrócili głowy w moją stronę. Gitarzysta machnął ręką swojej dziewczynie i poszedł otworzyć mi bramę. Wjechałem na teren stadionu i uśmiechnąłem się zwycięsko do Meggie. Dobrze wiedziałem kto dziś poczuje smak zwycięstwa, a kto będzie przegranym.
 Chwilę później zjechała się cała reszta. Milicevic pomimo porządnego kaca, zgodził się zostać sędzią i wyjaśnił nam reguły wyścigu. Bułka z masłem, stwierdziłem po usłyszeniu ich. Stanąłem na linii startu i popatrzyłem na moją przeciwniczkę. Była pewna siebie, ale była kobietą, więc... wybaczcie za te szowinistyczne myśli, ale taka jest prawda. Ale powiem szczerze, że naprawdę nieźle prezentowała się na motorze. Za to przed moim zawitał Jared. Wzniosłem oczy ku niebu i zdjąłem kask, by go wysłuchać.
-          Proszę cię... Nie rób tego. Mam gdzieś te kontrakty, ja po prostu nie chcę by coś ci się stało, bo... Cię kocham.
-          Ja ciebie też.- odpowiedziałem czując jak ciepło mi się robi na sercu.
-          To nie jedź.
-          Muszę.
-          Shannon!
-          Jared! Idź na trybuny i złaź mi z drogi. Nic mi nie będzie.
 Brat w końcu się posłuchał i odszedł, a ja ponownie założyłem kask. Poprawiłem go tak, by było mi w nim wygodnie i przygotowałem się. Uważnie obserwowałem znaki Tomo i... gdy tylko machnął ręką ruszyłem. Szybko zmieniałem biegi i już po chwili jechałem 170 km/h. W zawrotnym tempie zbliżał się do mnie pierwszy zakręt na torze. Trochę zwolniłem i gładko w niego wszedłem. Wiedziałem, że nie mogę patrzeć i interesować się przeciwnikiem, więc tego nie zrobiłem. Drugi zakręt i dodałem gazu. Na czwartym, ostatnim zakręcie zerknąłem w bok by upewnić się, że Meggie jest na przegranej pozycji. Zadowolony rozluźniłem się trochę i zacząłem wyciągać na ostatniej prostej. Tuż przed samą metą coś mignęło obok mnie i zacząłem gwałtownie hamować. Nie mogłem uwierzyć. Zostałem pokonany. Pokonany przez kobietę. Jaki wstyd!
 Zatrzymałem motor i zdjąłem kask. Wpatrywałem się w jadącą w moją stronę dziewczynę. Gdy także się zatrzymała i zdjęła kask, musiałem stwierdzić, że ma dziewczyna klasę i jeździ znakomicie.
-          Gratuluję.- powiedziałem z uznaniem pomimo wcześniejszych myśli.
-          Dziękuję za dobry wyścig. Mam nadzieję, że już nie uważasz, że kobieta na motorze to pierdoła.
-          Nie...- odpowiedziałem zmieszany.
-          To dobrze.
_________________________________
Tym razem poczekaliście trochę dłuzej. Mam nadzieję, że dzięki temu Wasza ciekawość jest jeszcze większa. Co prawda ciężko pisało mi się ten rozdział, ale wyszło to co wyszło. Najlepiej chyba scena Shanna i Ciastka w śniegu :) Na pytania odpowiem innym razem… No i przykro mi, że tak mało Was komentuje i to jest dla Was taki wielki problem :(

Tym razem rozdział dedykuję wszystkim osobom z którymi będziemy robić „Dziadu Najt” :) No i dla Ani too :))

EDIT. Tu Ania. Jest po 2 w nocy, ja poprawiam dialogii,żeby wam się lepiej czytało. Powinam spać,bo jestem chora,a więc bądźcie na tyle mili i komentujcie,bo inaczej osobiście każdego, kto nie komentuje, normalnie uduszę. A więc miłego czytania życzę i KOMENTOWANIA!!

14 komentarzy:

  1. Na na na xD jestem pierwszaaa :P no rozdział przerósł moje naj najśmielsze oczekiwania :) powiem krótko: party hard, w dosłownym znaczeniu tego słowa ^^ impreza z rozmachem :) tarzałam się ze śmiechu przy sytuacji gdy Lea została w bagażniku:D no i ta akcja z huśtawką ^^ mmm… najbardziej jednak chyba spodobały mi się:

    1. Gdy Ciacho w końcu pocałowała Shannona i sytuacja na schodach gdy zaczął padać śnieg:)
    2. Sąsiadka i wywijanie stanikiem ^^ ^^

    Rozczarował mnie Shannon. że jednak się uchlał, ale to może i dobrze z drugiej strony – nie może być zawsze tak cukierkowo ;) no i szkoda, że nie opisałaś reakcji Ciacho na to, że Szynuś jednak nie wytrzymał bez alko:P

    Kochana!!! uwielbiam to opowiadanie, mówię Ci pisz jakąś książkę – zdobędziesz serca czytelników – mogę to śmiało powiedzieć :* moje już zdobyłaś :]
    -AnnMars88

    OdpowiedzUsuń
  2. Tytuł rozdziału mnie powalił na kolana xD „Party Hard” :D Z początku nie wiedziałam co znowu jak, gdzie i kiedy, ale później ogarnęłam i jest to moment, w którym Shannon jedzie na lotnisko. Btw. On nie ma niebieskiego/lazurowego tego telefonu? Dobra jak nie wiem, to się nie odzywam :P Kiedyś nauczysz mnie jak obsługiwać Blackberry, prawda? :3 xD Moment z tym, że Kaja [dobre imię, czy pomyliłam?] wlazła do męskiej toalety. No ja nie rozumiem z czego one się śmiały. Błędy się zdarzają^^’ Do bagażnika? A walizki też się zmieściły? *czepia się szczegółów*
    Pisałaś na twisterze ten fragment, ale ja już myślałam, że oni po drodze się zabiją, naprawdę. Na szczęście zatrzymała ich policja. Shannon ma fajny gust muzyczny, też lubię czasami Gagi posłuchać :D Ten policjant to jakiś stary, zgryźliwy dziad, nie? Pan jechał 100 km/h! Bla, bla, bla. Z tym psem to po prostu mistrzostwo. A ja myślałam, że dziewczyny wrobią Zwierzaka i pokażą zdjęcie przyjaciółki a nie psa *genialne*. I jeszcze myślałam, że ta dziewczyna wyszła z tego bagażnika. Jared podrywa Fancy, moja teoria się sprawdzi? Mam taką nadzieję :D No i mam wrażenie, że na początku już Ciastko z Shannonem byli razem, ale to potem. Dla ciebie mogę się nawet teraz ogolić, mmm ;)
    Z przerażenia Jareda się nie dziwię, współczuję tej dziewczynie xD „Ciekawe czy kiedykolwiek uda mi się sprawić, by zamiast „dobranoc” powiedziała „pragnę cię”.” No jestem pewna, że mu się uda. Może nie teraz, może będzie popełniać błędy, ale uda mu się, prawda? Jared to po prostu wielofunkcyjny, hah. Ale naleśników smażyć nie umie *foch*. To „Placebo” to rodzinne? xD
    Potem ta impreza, och i ach. Shannon i Ciastko, cudowne. Chociaż najpierw myślałam, że ten pocałunek to naprawdę, potem, że się upił i zostało mi, że ten pocałunek to był naprawdę.
    Miło, że chociaż w opowiadaniu padał śnieg… Scena romantyczna, Mmm :)) Potem chwila krzywdzenia Shannonka i mają szansę! *Łiii!!* Z tą urwaną rynną, zjeżdżaniem i upiciem się… Bez komentarza, no myślałam, że oni są dorośli. Ta, jak zwykle się myliłam, „bachory” xd
    „Fred od 3 lat nie żyje” Haha. :D Potem Fancy jakoś zbajerowała tą babę, ale to co działo się rano.
    1)Zerwana rynna. 2)Pani Winchester tańcząca, ja myślałam, że ona naga. O.o Dobrze, że miała koszulkę, boże co to by było. 3)Ta kosiarka i te dziury. Biedny Shannon, powodzenia, bo ktoś to wyremontować musi.
    Ogółem bardzo fajny rozdział. Tylko ta baba ma więcej kasy niż Leto?! Fikcja, fikcją, ale nie sądzę xD *joke*. Pisz dalej, jak będą to remontować, wtedy to padnę ze śmiechu :D
    Bo tak w ogóle to wygrałam ze swoim lenistwem i piszę dumne *win*. Haha :D
    -klaudiush

    OdpowiedzUsuń
  3. hahaha Faktycznie party hard! :D Oj poimprezowałabym tam z nimi :D Chyba razem z Tomo bym na materacu zjeżdżała :p A jazda w bagażniku to nic strasznego, sama kilkukrotnie tak jeździłam i polecam ;p Scena w śniegu śliczna, ale Shann potem się schlał, więc pewnie jednak stracił znowu w oczach Ciacha ;/ Nie ma co, panów Leto czeka porządny remont…. :)
    -agi

    OdpowiedzUsuń
  4. „Party Hard” ten tytuł mówi wszystko!
    Jazda w bagażniku? Że tak powiem „jestem przyzwyczajona” xD
    Ale to, że Shannon zapomniał o Lea, no po prostu miazga! :D
    Właśnie, czekam na reakcję Ciacho po niedotrzymaniu słowa przez Shannona. A może ona wyjechała?
    Bo jak ona mu powiedziała co o nim myśli, to aż żal mi się go zrobiło. Bo niby miała rację, no ale Shannon w końcu się zakochał…
    Ja czekam na ślub i gromadkę dzieci!
    I reakcja Jareda była przykra. Zaczął od tych kontraktów, dopiero na miejscu powiedział, że martwi się o Shannona. -.-
    -Adka

    OdpowiedzUsuń
  5. Już dawno napisałam, że będę komentować każdy rozdział, ale niestety przez bardzo długi okres czasu zabrali mi internet :/ Już od dzisiaj wracam :] Co do rozdziału to jego tytuł mówi sam za siebie, rzeczywiście to było na prawdę HARD Party, ale pobawiłabym się tam z nimi ;) Na pewno nie ominęła mnie spora dawka śmiechu…zawsze jak czytam rozdział oczami Shannona to musi być on, że tak powiem inny…oczywiście w pozytywnym sensie ;) Akcja z Leą w bagażniku…czytam, czytam i nagle doszłam do momentu gdy Shann wszedł do domu wtedy właśnie się zastanawiałam gdzie zostawił blondynkę. Jak wkurzony Jared wpadł do środka i wyobraziłam sobie pełną przerażenia i skruchy minę Zwierzaka to było już po mnie :D Nie wiem jak ty to robisz droga autorko, ale wyciskasz z moich oczu łzy śmiechu… Wywijająca stanikiem Pani Winchester, ‘kochana kosiareczka’ Shannona, dziura w ścianie, albo wpadający do wody Olita, to już mistrzostwo :) Scena z Ciastkiem i Shannonem w śniegu boska, ale ten idiota i tak się znowu schlał -.- Chciałabym zobaczyć mord i agresję w oczach Jarka to musiało być coś ;P No i młodszy Leto do brata ‘ty idioto, kretynie, myślałem, że na kacu słyszysz wszystko głośniej’ itp haha, no miazga po prostu :D Nawet nie umiem znaleźć negatywów, pewnie jakby się przyjżał jakiś polonista to cuś by tam znalazł, ja Einstein nie jestem i dla mnie ten rozdział jest zajebisty :D
    -Echelonya

    OdpowiedzUsuń
  6. Muszę przyznać, że już sam tytuł przyprawił mnie o atak śmiechu xP niestety musiał być to śmiech „dławiony”, bo wszyscy u mnie już spali i nie chciałam ich budzić xD
    Podczas czytania tego rozdziału banan dosłownie z twarzy mi nie schodził :D no nie powiem, trochę czekałam żeby przeczytać ten rozdział xP no ale jak widać dotrwałam xD
    Dobra taki wstęp chyba wystarczy :P przejdźmy do samego rozdziału ^^
    Ahahaha Shannon zachowywał się na lotnisku jak sierotka Marysia, no bez kitu xD biedny denerwował się spotkaniem z kilkoma dziewczynami xP oj biedny ojciec nie zna polskiego :C jaka szkoda xD i to zastanawianie się z czego dziewczyny maja polewkę xD
    Biedna Kaja, weszła nie do tego kibla co potrzeba :C już mogę sobie wyobrazić jej minę :P
    Akcja z Lea w bagażniku świetna (przepraszam jeśli źle odmieniłam) :3 i ta sytuacja z policją xD biedny Shannon musiał się tłumaczyć :> 20 km/h więcej??? Nawet ja wiem, że to praktycznie żadne łamanie przepisów, przynajmniej w Polsce xD jakie oburzenie gdy dziewczyny zaczęły go bronić o.O powinien je za to po stopach całować xD później powrót do domu  ja się pytam: jak dziewczyny mogły nie zauważyć, że jednej nie ma? xD albo jak ona mogła nie krzycześ w tym bagażniku xD ale dobra nevermind xP
    O fuuuu, dlaczego mi to zrobiłaś??? xD musiałam siedzieć i gapić się na śliniącego Jareda o.O najgorsza ara ever xD ale widzę że ojciec w pełni zrozumiał moje cierpienie xD
    Awww a później sytuacja z Ciacho *-* nie wiem czy już to pisałam ale oni są tacy uroczy  ahahah a później odnalezienie naszej małej zguby :D a to miała być taka piękna tajemnica xD
    „Ciekawe czy kiedykolwiek uda mi się sprawić, by zamiast „dobranoc” powiedziała „pragnę cię”.” Jaki słodziak, no też jestem ciekawa czy kiedyś mu się uda :P „Gdy w końcu obsłużyłem wszystkie panie, tu proszę bez sprośnych skojarzeń” padłam, dosłownie leżę i się śmieję ^^ kompletnie go nie rozumiem czemu bał jechać się z tobą czy Jessy na zakupy, przecież wtedy nie wydałyśmy aż tak dużo kasy xD
    No to zaczyna się Party Hard :D „Kobieta przyparła mnie do ściany i zaczęła całować.” Uwielbiam ten moment, zdominowany Shann :D i ten moment gdy zaczął padać śnieg, magiczny *.* uwielbiam go 
    Moment gdy Lea i Braxton wpadają do basenu prześmieszny, wiedziałam że to całe huśtanie na oponie źle się skończy xD i jeszcze ta urwana rynna xD Później sytuacja z materacem, bomba, ja też tak chcę *-* „Trudno, nie przeżyję patrząc na to na trzeźwo” w pełni go rozumiałam w tym momencie xD
    „Shann, przywiozę ci piwko. Dobre piwko.- popatrzyła na mnie z szerokim uśmiechem.” Ahahahhaa nie ma to jak zaczarować ojca alkoholem i zwinąć mu samochód xD ale i tak zdziwiłam się że tak szybko się zgodził xP i potem ta stara jędza na imprezie o.O
    Poranek, chyba moja ulubiona część tego rozdziału, ach to oglądanie zniszczeń xD „Mianowicie był on wbity w ścianę naszego domu. Tynk odpadał z niej płatami, aż w pewnych miejscach pokazywały się cegły” nawet nie chcę sobie wyobrażać jak mocno usiał przywalić w tę ścianę o.O Ale Jared na końcu mnie wkurzył, zamiast martwić się o brata to tylko nawijał o kontraktach i zobowiązaniach, głupek, dopiero później powiedział że mu zależy -.- Bardzo dobrze że przegrał zakład, dziewczyny górą :D
    Hmmm trochę długi wyszedł ten komentarz ale cóż, bywa :3
    Dziękuję za dedykację :* już nie mogę się doczekać :D ale to dopiero jutro 
    I wielki podziękowania dla Ani za poprawienie dialogów :*
    Mam nadzieję że kolejne rozdziały będzie Ci się pisało lepiej ^^ No to chyba tyle, nie powiem trochę mi zajęło pisanie tego komentarza :P
    -megthehunter

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie no ten rozdział KOCHAM!! „Party Hard” powala xD Ogólnie to myśle, że napisanie tego z punktu widzenia Shanona było trafieniam w 10. Bo w końcu to on szaleje na imprezach. Akcja z kosiarką zajebista!! xD Musiałam zatykać sobie buzię żeby nie wynuchnąć śmiehcem na cały, śpiący dom! xD Fajnie, że Ciacho dała mu szanse i mam nadzieję, że ten związek się szybko nie skończy :D Tak samo mam nadzieję, że Jaredowi ułoży się z Fancy :D Tak jak myślałam, tak się stało, biedna Lea została w samochodzie xD No więc ten chapter bardzo mi się podobał i mysle, że nie będziesz kazała czekać długo na następny :D Sprry, że zdarzenia nie są pokolei ale tak jakoś wyszło xD Powodzenia :*
    -fela

    OdpowiedzUsuń
  8. rozdział-cudeńko. W końcu się doczekałam. Scena ciacha z shannonem rzeczywiście piękna no i byłam przekonana, że shannon będzie miał wypadek na tym motorze :)Czeka z niecierpliwością na kolejny rozdział. Pozdrawiam :)
    -mro

    OdpowiedzUsuń
  9. W końcu tu dotarłam^^ Wczoraj Messy mi przypomniała, że muszę przecież Ci napisać coś tu, jak obiecałam ;)
    Zacznę od tego, że bardzo dziękuję za dedykację, Dziadu Najt był przecudowny! Co prawda miał być konkurs na najlepsze przebranie i NAGRODY, ale no wszystkie o tym zapomniałyśmy ;P No i oczywiście Depeche, ćwiek i Bon Jovi wymiatał xD I chciałam jeszcze pogratulować Gosi, za tak długi komentarz i podziękować wszystkim za świetną zabawę u Ciebie! ;*
    I dziękuję za to, że ludzie mnie mają za wariata, bo rozdział czytałam w pociągu, cały czas dusząc się ze śmiechu, a ludzie się na mnie tylko dziwnie patrzyli xD
    A teraz już przechodzę do komentowania. Jak już wiesz, to padałam przy scenie, gdy Lea (dziwnie się o sobie pisze w 3 osobie^^) wylądowała w bagażniku, ale w bagażnikach jest naprawdę fajnie! xD I byłam pewna, że jak gliny zatrzymały Shannona i wymyślili, że jestem psem, że będę musiała zacząć szczekać i w ogóle ;D I jak zwykle, wszyscy o mnie zapomnieli, jeszcze rozumiem Shannona, bo emocje itd. Ale dziewczyny? Posiedziałam sobie, z moją klaustrofobią musiało tam być ciekawie^^ I współczuję Gosi, że musiała być świadkiem podchodów Jareda i w tym momencie nasze nie dostarczenie Ci peruki powinno być nam wybaczone, bo obie dostałyśmy karę! więc możesz dodawać nowy rozdział ;P
    Shannon otwierający drzwi łokciem i stopą – jakbym siebie widziała! Zawsze tak robię jak idę z herbatą i czymś jeszcze do pokoju swojego^^ A potem jego reakcja jak zobaczył za wściekłym Jaredem Leę, żal mi się go zrobiło no…bo ja mu się nie dziwię, że zapomniał, bo po tej całej akcji z policją i tym wszystkim, no bidok i tyle. Ale na twoje urodziny sprowadzamy go, żeby nam robił pyszne kawy!^^
    „Gdy w końcu obsłużyłem wszystkie panie, tu proszę bez sprośnych skojarzeń, oraz mojego brata” dobrze, że to dodałaś, bo w przypadku Szynka tylko sprośne skojarzenia się nasuwają ;P i do tego jeszcze później „mojego brata” hahaha xD Określenie „dziewczęta” mnie rozwaliło! ;D
    No i długo wyczekiwana impreza…Brent nie musi się martwić, bo mimo przypuszczeń, że Jr dorasta, to i tak zachowuje się jakby miał 5 lat ;P I byłam naprawdę dumna z Shannona, że prawie nic nie pił, po czym zaczął pić, ale to jest bardziej prawdopodobne, bo dla mnie dalej fakt, że on się zakochał jest mało realistyczny, za to jego miłość do brata jest taka prawdziwa…eh. I nareszcie jakiś facet zaczął doceniać poświęcenia kobiet, które chodzą w szpilkach! Scenę z Ciacho już Ci komentowałam, ale napiszę jeszcze raz, że była piękna, ten śnieg, trochę jak w bajkach, małe drobinki, które błyszczą i sprawiają, że życie jest bardziej magiczne :) I tą piękną chwilę musiał przerwać krzyk Lei^^ Jakie to szczęście, że wpadła z Braxtonem do basenu, a nie na ziemię! Przynajmniej nikt nie odwiedził szpitala. Ale chciałabym zobaczyć tą scenę, musiała być piękna! Już sobie to wyobrażam xD A potem jeszcze lepsza scena zjeżdżania na materacu po schodach! Hahaha! tutaj już leżałam, a facet obok mnie gapił się na mnie jakbym faktycznie z wariatkowa uciekła xD I wcale, a wcale nie dziwię się Shannowi, że nie chciał tego na trzeźwo oglądać, też bym tak zrobiła na jego miejscu. Potem Gosia, która „ukradła” mu samochód i sąsiadka! I ten tekst, gdy ona chce dzwonić po męża, na to Shann mówi, że przecież od 3 lat nie żyje^^ Tzn to było takie śmieszne i smutne jednocześnie.
    I poranek. Jak się wygadał z rynną xD „-Możesz mi powiedzieć jakim cudem zerwano rynnę? Shannon! Ile ty masz lat?!
    - 30?
    -lea

    OdpowiedzUsuń
  10. - Chciałbyś!” W tym dialogu brakowało mi tylko Shannonowego „no chyba ty!” xD No a potem to już leżałam na dobre: pani Winchester wywijająca stanikiem, dziwnie wyglądające rysy na ścianie salonu, a potem…kosiarka! hahahaha xD Że też mnie tam nie było i tego nie widziałam! W lutym na twoje urodziny lecimy do domu Leto i chcę taką imprezę! xD
    A potem ten przykry moment, kiedy Jay chce powstrzymać brata przed wyścigiem „bo mają kontrakty i ktoś musi grać na perkusji”. Denerwuje mnie, że nie mógł mu od razu powiedzieć „Bracie, zależy mi na Tobie, nie potrafię bez Ciebie żyć! Kocham Cię, rozumiesz?!” Tylko dopiero później się na to przełamał.
    I obiecuję naprawić zepsutą rynnę, tylko dodaj nowy rozdział ;P
    I z okazji wiadomej, życzę wszystkim, szczególnie Tobie, szczęśliwego Nowego Roku, spełnienia marzeń, masy koncertów, głównie Marsów! ;)
    -lea

    OdpowiedzUsuń
  11. Zdziwnienie jakie zagosciło na mojej twarzy było przekomiczne. Nie widzialam nic o tym rodziale. Lubie takie zaskoczenia. Okazuje sie, że jak zwykle mam opoźnienie w czytaniu chapterów.

    Co do rozdziału to sam fakt, że jest on pisany oczami Shannona mnie strasznie cieszy. Nadal nie moge pojąć jak ty wymyslasz to wszystko. Rozwaliła mnie akcja z policjantem z kosiarką chyba szczegulnie. Co do takich momentów w których cieplej się robi w serduchu to napewno scena Shannon+Ciacho+śnieg.
    Zapomniałam dodac jeszcze scene przed wysigiem kiedy Jared mówi, że go kocha. awww jakie to słodkie.

    Od dzisiaj chyba zaczne posługiwac sie moim twiterowym nickiem. Do następnego czytania ;D
    Udanej studniówki [tak mi sie przypomniało]
    Pozdrawiam :*
    -ann_buu

    OdpowiedzUsuń
  12. Jak Claudia mogla wyslac kogos takiego jak Szynka po dziewczyny??? Przeciez on zgubil by sie we wlasnym domu jakby Jared nie narysowal mu mapy.
    Idiota w dodatku nie wie, ze psow i ludzi nie zamyka sie w bagaznikach? A juz na pewno sie o nich nie zapomina jezeli sie je wczesniej tam uwiezilo.
    Wiedzial ile osob przyjedzie to dlaczego nie zabral albo wiekszego samochodu albo kogos z drugim samochodem?
    W dodatku przekroczyl predkosc i zwalil to na kobiety. Cudnie. Prawdziwe 150 cm prawdziwego faceta. Kogo to Ciasto kocha? Bezguscie z niej okropne;)
    I co to za policjanci w LA? Ja bym wlepila Shannonowi mandat za sama gebe. Jakby gemba byla nieogolona to wlepilabym mu dwa plus musialby mnie przekonac aby mu nie wlepiac punktow karnych (o ile takie sa w Stanach).

    Impreza na poziomie nastolatkow. Albo braci Leto. Co na jedno wychodzi.

    Kosiarka w scianie? Czegos Ty sie corcia naogladala? Programow ogrodniczych?
    Czy potrafisz sobie wyobrazic Shannona Leto z kosiarka? Do trawy. Duzym, glosnym, z guziczkami i pokretlami potworem? On bez technicznego by tego w zyciu nie ogarnal.

    Bardzo fajnie ze Ciasto mu powiedziala co mysli o bracie i o nim samym. Jakas glupia ta kobieta. Gwiazda rocka, pijak i zapinacz a ona sie dalej na niego slini.
    Dobrze ze Shannon jest tlusty. Przydal sie do ogrzewania Ciasta jak bylo zimno na zewnatrz i padal snieg (skad snieg w LA)? BTW slodka ta scena. Zjejacy piwowym oddechem, napalony facet za plecami. nie ma to jak romantyzm:D
    I Lea powinna dostac po tylku albo zostac zamknieta w bagazniku na zawsze za to ze zaczela piszczec i przerwala akcje Ciasto – Shannon.
    Spity w trupa Shannon to ….. bardzo dlugie przepraszanie Ciasta.
    Wyscigi na kacu na motorze to cos co kwalfikuje sie do kupienia Zoo na przeprosiny. Conajmniej.
    Bylam za Czarna tak wogole. Shannon tylko dobrze wygada na motorze ale wiadomo ze nie moze za szybko jezdzic jak sie ledwo droge widzi spoza kierownicy.

    Jared powinnien wziasc cos na uspokojenie. Strasznie nierwowy ten worek kosci. Krzyczy na wszystkich i wszystkich sie czepia. Dobrze ze nie czepia sie Ciasta. Niech sobie zje kanapke z tofu, wypije zielona herbate I poczwiczy yoge.
    Jego zaloty do F sa …. smieszne. Szkoda mi kobiety;)

    Technicznie jest ok. Czyta sie latwo i nie ma bledow

    Ile Ty jeszcze zamierzasz to ciagnac?
    -mama

    OdpowiedzUsuń
  13. Po pierwsze primo, to super, że zmieniłaś scenę na wyścig i Czarna mogła pokazać temu Panu, że dziewczyna na motocyklu, to nie jest wynaturzenie ;)
    Po drugie primo… kto to jest Kevin?
    A po trzecie „last but not least” romans Ciasto/Shann CUDNA SCENA!!!
    -Czarna

    OdpowiedzUsuń
  14. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń