11 kwietnia 2011

Chapter 26 „Jak jedna wiadomość może zmienić postrzeganie świata”

Chapter 26 
„Jak jedna wiadomość może zmienić postrzeganie świata”


Odłożyłam telefon na szafkę i popatrzyłam na dziewczyny. Obydwie tarzały się ze śmiechu. Cudownie, nie ma to jak rozmowa z ojcem, który zapomina, że ma córkę. Po prostu bajka! Ja się kiedyś temu Jaredowi odwdzięczę. Postanowiłam jeszcze sprawdzić co się dzieje na twitterze i czy nie mam jakichś wiadomości. Jak to dobrze, że nie mam tam wielu ludzi, choć i tak z tymi dwustoma mam mega spam.
-          Ups...- powiedziałam na głos patrząc na tweeta od Natou.
-          Co? O co chodzi?- zaczęły mnie pytać przyjaciółki.
-          Macie wpierdol.- zaśmiałam się patrząc na ich zdziwione miny.- No co? Nie powiedziałyście Natou, że wracam i macie u niej przerąbane.
 Dziewczyny popatrzyły na siebie z miną „wtf?!”, a potem zrobiły facepalm. No tak... Szybko napisałam Natou, że widzimy się o 15 w Złotych jak zawsze i popatrzyłam na nie. Siedziały kłócąc się która z nich powinna poinformować dziewczynę. Jak dzieci. Ale i tak ich wymiana zdań była bardziej dorosła niż batonów. Zebrałyśmy się wszystkie w trójkę i po godzinie już wsiadałyśmy do autobusu, który miał nas zawieźć na miejsce spotkania. Po 20 minutach wysiadłyśmy przy dworcu centralnym i stamtąd szybko dostałyśmy się do kawiarni w centrum handlowym. Wjechałyśmy ruchomymi schodami na przedostatnie piętro i zjawiłyśmy się w pomarańczowo- żółtym pomieszczeniu. Szybko wypatrzyłam koleżankę i do niej podbiegłam. Wstała na przywitanie i mnie objęła serdecznie. Potem przywitała się z dziewczynami, które tak naprawdę widziała pierwszy raz w rzeczywistości. Wybrałyśmy sobie napoje, Kamila oczywiście gorącą czekoladę, i usiadłyśmy z rudą dziewczyną.
-          Ile można na was czekać?! Musiałam sama tutaj siedzieć!- zaczęła się żalić Natou.
-          To przez nie.- zrzuciłam całą winę na dziewczyny, a one odpowiedziały mi oburzonymi spojrzeniami, ale nie skomentowały tego. – Fajnie cię znów widzieć!
-          Ciebie nawet też.- odpowiedziała przeciągając każdy wraz co się spotkało z roztrzepaniem jej włosów przeze mnie.- Ej no, kurwa! Moja fryzura!
-          Teraz wyglądasz lepiej!- zaśmiałam się.- Prawda Kamson?
-          Co?- zapytała dziewczyna patrząc rozmarzonym wzrokiem na wyświetlacz swojego telefonu.
-          Co ty tam patrzysz?- zainteresowała się Natou.
-          Kam pewnie się rozmarza na swoją randkę z Braxtonem.- zaczęła się śmiać Jessica.
-          Ej!- odpowiedziała oburzona przyjaciółka i zrobiła minę obrażonego dziecka.- Pogrzało was z tą randką?
-          No skoro cię zaprosił na czekoladę SAMĄ...- zaczęła Jessica mocno akcentując ostatni wyraz.
-          A właśnie! Opowiadaj Kuniu o co chodzi, jak to się stało, że byłaś w trasie z Marsami?- zapytała zaciekawiona koleżanka.
Westchnęłam i zaczęłam opowiadać wszystko od początku. Kama nawet przestała się zachwycać swoim telefonem, a zaczęła słuchać, bo w końcu jej jeszcze nie zdążyłam niczego na dobrą sprawę opowiedzieć. Historia była na tyle interesująca, że nawet nie zauważyliśmy, gdy zrobiła się 18. Przesiedziałyśmy w coffeheaven 3 godziny opowiadając moją przygodę. Oczywiście Natou chciała zobaczyć zdjęcia Jareda z gleby, więc Jessy wyjęła swój telefon i zaczęła jej je pokazywać. Tak jak się domyślałam, bardzo jej się to spodobało i stwierdziła, że też chce taką akcje na koncercie. I tak oto zaczęło się planowanie posmarowania Jaredowi butów jakimś olejem czy czymś podobnym. Żeby nie było, wszystko było dla żartów. Gdy tak się śmiałyśmy z tych niecnych planów, dostałam smsa. Przeczytałam go i na chwilę się wyłączyłam z planowania. Szybko odpisałam na niego i popatrzyłam na dziewczyny. Wszystkie jak na komendę zamilkły widząc mój wzrok.
-          Zaczynam się bać.- stwierdziła Kam.
-          Ja też. Nie lubię tego jej spojrzenia. Ona coś knuje.
-          Oj nie macie się czego bać.- odpowiedziałam uśmiechając się szeroko.- Mam dla was niespodziankę. Myślę, że się wam spodoba.
-          Jaką? Jaką?- rozległy się ich zaciekawione głosy.
Wzruszyłam tajemniczo ramionami i powróciłyśmy do planów koncertowych. Po 15 minutach dostałam kolejnego smsa, którego dziewczyny nawet nie zauważyły. Potajemnie odpisałam na niego i po chwili Natou zamilkła wpatrując się w kogoś za moimi plecami. Jessy i Kam też umilkły, a potem jak na komendę wstały i krzyknęły „Braxton!”. Zaczęłam się śmiać i sama wstałam by przywitać się z Latynosem. Dziewczyny zrobiły mu miejsce i usiadł z nami. Tak zaczęło się wypytywanie o wszystko czego nie mogły się dowiedzieć na ustreamie, bo je ignorował. Uśmiechnęłam się wrednie do niego i z przyjemnością patrzyłam jak odpowiada na wszystkie pytania dziewczyn. Ma za swoje, nas się nie ignoruje.-pomyślałam. Gdy zbliżała się już 21 wstaliśmy i wyszliśmy z kawiarni. Zgodziłyśmy się wszystkie odprowadzić Olitę do hotelu, więc całą zgrają ruszyliśmy w stronę miejsca, w którym się zatrzymał. Jak to bywa z Braxtonem, nagle dostałyśmy naklejki I.L.L. i zaczęłyśmy się bawić w promowanie go. Biegałyśmy po drodze i rozklejałyśmy z nim naklejki, nawet przy metrze Olita zabrał jakiemuś chłopakowi gitarę i dał na niej mini koncert. Dość duże zbiegowisko się zebrało, gdy ten wył do „Crew Bus”. A jak my zawyłyśmy z nim, raczej go przedrzeźniając niż śpiewając z nim rozległy się brawa. Albo ludzie są głusi, albo mają totalnie zjechany gust muzyczny. W końcu jakoś udało nam się dojść do jego hotelu i pożegnać z nim. Stamtąd Natou pojechała już do siebie, a ja z dziewczynami do domu. Kolejnego dnia Kam wybyła z samego rana na umówioną czekoladę z Braxtonem, a my z Jessicą pojechałyśmy na miasto by po prostu porobić zdjęcia. Potem pojechałyśmy na lotnisko pożegnać się z Braxtonem. Ja miałam się z nim zobaczyć już w listopadzie, więc tak naprawdę to tylko 2 miesiące, ale i tak już się go niego trochę przywiązałam. Potem wróciłyśmy do domu i okazało się, że Kamila musi jechać. W końcu miała szkołę. Jessy też, ale ona stwierdziła, że zostanie ze mną jeszcze kilka dni. Tak też wszystko zaczęło mijać. Jessica wróciła do Wrocławia, a ja zostałam znów sama. To wielkie puste mieszkanie przytłaczało mnie jeszcze bardziej. Sama wróciłam do szkoły wyjaśniając wszystko, poza tym znalazłam dobrego prawnika, który zajął się sprawą spadku. Cotygodniowe wizyty w sądzie stały się dla mnie codziennością, w szkole codzienne sprawdziany rutyną. Nie wiem jakim cudem ale zwlekłam się o 6 rano, robiłam sobie śniadanie, którego często nie jadłam, pakowałam rzeczy do torby i jechałam do szkoły. W niej siedziałam na lekcjach, często pisząc kartkówki i testy, by potem około 15 wrócić do mieszkania i usiąść przed komputerem. Codziennie sprawdzałam pocztę i praktycznie non stop siedziałam na twitterze czekając na jakiekolwiek wiadomości od Marsów. Nie chciałam do nich dzwonić. Wydawało mi się to nie tyle niepotrzebne, co pewnie by uważali mnie za natrętną. Gdy nadszedł długi weekend wybrałam się do Wrocławia odwiedzić moją przyjaciółkę. Spędziłam z Dagą długie cztery dni. Strasznie za nią tęskniłam, więc gdy tylko ją zobaczyłam rzuciłam się na nią i trzymałam ją w ramionach przez dobre kilka minut. Oczywiście musiałyśmy odwiedzić Starbucksa i wybrać na nocne spacery po starówce i okolicach. Kochałam spędzać z nią czas. Zapominałam o zmartwieniach, wszystko się w końcu układało. Gdy wracałam późnym wieczorem w niedzielę do Warszawy wszystko znów się rozwaliło. Znów byłam sama, znów smutek i depresja wtargnęły do mojej głowy. Gdy stanęłam w progu ciemnego mieszkania rozpłakałam się. Rzuciłam walizkę w przedpokoju i upadłam na łóżko. Zapłakana zasnęłam. Kolejny dzień w szkole był jakąś totalną masakrą. Miałam jakiś pechowy dzień. Ciągle mnie pytali, choć z drugiej strony nie dostałam ani jednej laski, więc nie było tragicznie źle. Gdy wróciłam do domu odgrzałam sobie obiad, który kupiłam dzień wcześniej i go zjadłam. Włożyłam brudne naczynia do zlewu i je od razu umyłam. Nigdy wcześniej tak bym nie zrobiła, ale od kiedy zostałam sama, musiałam dbać o mieszkanie i samą siebie. Położyłam naczynia na suszarce i wycierając ręce o ręcznik ruszyłam do gabinetu, w którym znajdował się komputer. Zamknęłam okno i usiadłam na fotelu przed biurkiem. Włączyłam komputer i po chwili pojawiła się moja tapeta. Przedstawiała mnie w masce i białym stroju wraz z Junoną. Pamiętna sesja z Dominiką. Patrząc na to zdjęcie stwierdziłam, że za długo jest już ono na pulpicie i musze je zmienić. Podczas gdy wszystkie programy antywirusowe uruchamiały się, ja otworzyłam folder ze zdjęciami i zaczęłam je przeglądać. W pierwszej chwili otworzyłam ten ze zdjęciami Shannona z Birmingham. Przeglądając je ustawiłam sobie zdjęcie nas wszystkich sprzed karuzeli. Jednak potem natrafiłam na zdjęcie, które dla innych było tylko kolejnym koncertowym wspomnieniem, a dla mnie znaczyło znacznie więcej. Przedstawiało ono mnie w tamtym czarnym stroju, trzymającą flagę i stojącego obok mnie Jareda, który przykładał swoją lewą dłoń do mojego serca, a prawą do swojego. Wpatrując się w tę fotografię do oczy napłynęły mi łzy.
-          Chciałabym byś dla ciebie kimś, Jaredzie. Chciałabym żebyś za mną kiedyś tęsknił.- powiedziałam do zdjęcia po czym starłam łzy i ustawiłam je jako nową tapetę.
 Gdy internet zaczął poprawnie działać najpierw włączyłam facebooka i twittera. Uśmiechnęłam się widząc filmik z planu Hurricane. Jak na razie podobało mi się to co robili. Wiedziałam, że w kwestii klipu ten band mnie nie zawiedzie. Po obejrzeniu go jeszcze bardziej zatęskniłam za tymi wariatami. Za Emmą, która okazała się być wspaniałą kobietą, za Vicky moją starszą koleżanką, za całą ekipą. No, ale w szczególności tęskniłam za braćmi Leto. Nie mogąc się powstrzymać napisałam smsa do starszego z nich z zapytaniem co robią. Może to dziwne, ale to właśnie z Shannem ciągle smsowałam. Często jak była jakaś nudna lekcja to pisałam do Szynki i pisaliśmy jakieś smsy totalnie bez sensu, a ja widząc każdą kolejną wiadomość dostawałam ataku śmiechu. Nikt mnie nie rozumiał w szkole. Zawsze byłam osobą raczej zamkniętą, niż otwartą na innych ludzi, ale pracowałam nad tym. Doszłam nawet do takiego etapu, że zwalczyłam prawie cała swoją nieśmiałość i sama zaczynałam wszystkie konwersacje czy znajomości. Mimo tej nieśmiałości zawsze uwielbiałam rządzić innymi, kierować ich pracą i organizować przeróżne rzeczy. Szło mi to naprawdę nieźle. Tylko... zawsze pozostawał ten strach przed... no właśnie, tego nie rozumiałam. Nie wiedziałam czego się boję. Dlatego mimo, że angażowałam się w różne eventy w szkole i klasie, rozmawiałam płynnie z ludźmi, to często siedziałam sama z komórką w ręku w swoim własnym świecie. Najczęściej miałam w uszach słuchawki i świat zewnętrzny dla mnie nie istniał. Jednak każdy dzwonek oznajmiający lekcję sprawiała, że musiałam wrócić do realności. Pewnie dlatego go tak nienawidziłam. Uznawano mnie pewnie za dziwaka, choć ludzie lubili przebywać w moim towarzystwie. Ale mniejsza z tym. Poczułam wibracje pochodzące z blackberry i otworzyłam nową wiadomość. „Jeżdżę na motorze, a raczej na dupie po betonie. Te jaredowe klipy :-/”. Uśmiechnęłam się czytając to, a mój humor od razu uległ zmianie. Odpisując na to przy okazji dodałam zdjęcie na fotobloga i uruchomiłam gg. Od razu przyszły mi wiadomości od Kam, Jessy i innych ludzi. Odpisałam na kilka i wkleiłam do przeglądarki link, który wysłała mi Jessica. Nie zawsze to robiłam, bo często nie chciało mi się dołować starymi czasami Batonów, lecz tym razem to co napisała pod tym, skłoniło mnie do zobaczenia tego. Czekając aż strona się załaduje, dostałam kolejnego smsa. Tym razem był on od Tomo. „Jared krzyczy żebyś nie przeszkadzała, wiec pisze do ciebie, by go jeszcze bardziej wkurzyć. O! Zrobił się czerwony na twarzy i próbuje zabrać Shannonowi telefon. A teraz ganiają się wokół otwartej studzienki. Ciekawe który wpadnie do niej pierwszy!”. Zaczęłam się śmiać czytając to. Wiedziałam, ze zarówno Tomo jak i Shannon żartują. Odpisałam, że już przestaję ich męczyć, a zacznę młodszego, tylko niech nikt z nich nie wpada do studzienek, bo potem będą śmierdzieć. Spojrzałam na ekran komputera i ze zdziwieniem odłożyłam telefon obok klawiatury. Szybko otworzyłam okienko z rozmową z Jessy i napisałam do niej.
Kuń: nie będę czytać takich bzdur.
Jessy: przeczytaj. Jestem w szoku...
Kuń: to kłamstwa!
Jessy: skąd wiesz skoro nie czytałaś? Przecież to tylko grupie.
Kuń: nie czytam takich rzeczy...
Jessy: jak chcesz. Twój wybór.
W momencie gdy kursorem najechałam na krzyżyk, który zamykał stronę zdecydowałam się przeczytać kawałeczek. I tak kawałek zamienił się w całość. Gdy kończyłam jedną dłoń zaciskałam na myszce tak mocno, że prawie ją połamałam. Drugą trzymałam się fotela i ze wściekłością patrzyłam na czarne literki.
Kuń: ja pierdolę! Ale z niego suka! Co za szmata!
Jessy: Kunik... a jednak to przeczytałaś?
Kuń: wszystko. Po prostu nie wierzę, że...
Jessy: nie wiem... może zapytaj go oto.
Kuń: zrobię to. Zaraz zadzwonię do tego kretyna i zrobię mu awanturę. Takich to najlepiej tylko wykastrować!
Jessy: tylko spokojnie Kunik. To w końcu twój ojciec.
Kuń: on jest ohydny! „Wolisz mówić do mnie Jared czy tato?”. Ja go zabiję! Fuj fuj fuj fuj!
Jessy: ech... jak coś ci odpowie to daj mi znać.
Kuń: okej.
Wysłałam kolejnego smsa do chłopaków z zapytaniem co robią, a w szczególności co robi Jared. Odpowiedź dostałam szybko. „Reżyseruje teraz telefon. A coś chcesz od niego?”.  Jaki do jasnej cholery telefon?- zaczęłam się zastanawiać. Zresztą nie ważne. Odpisałam mu żeby powiedział Jaredowi, że jak skończy to ma do mnie zadzwonić. Co prawda to nic super mega ważnego, ale ma to zrobić jeszcze dziś. Spać poszłam wzburzona. No i jak zwykle śniły mi się jakieś nieprzyjemne rzeczy. Jakiś statek, pożar i moi rodzice. Wprost świetnie! Z tego koszmaru obudziły mnie wibracje telefonu. Odruchowo odebrałam go.
-          Hymmm... słucham?- powiedziałam sennie do słuchawki.
-          Obudziłem cię?- usłyszałam w słuchawce znajomy głos.
-          O! Jared! Tak, obudziłeś, ale mam do ciebie sprawę.
-          Słucham więc.
-          Wiesz... dziś poczytałam co nieco o tobie w necie, a raczej dostałam adres strony...
-          Hym... i?
-          To jest jakieś forum grupie czy coś w tym rodzaju. Ogólnie nie czy... zresztą nie ważne. Powiedz mi czy to co one tam piszą to prawda?- zapytałam i dopiero wtedy zrobiło mi się głupio, że go pytam o takie rzeczy.
-          A co piszą?
-          Że jesteś taki agresywny i nie liczysz się z kobietami...
-          Ech... Nie wierz proszę takim bzdurom, dobrze?- poprosił mnie.
-          Wybacz... Po prostu wolałam się upewnić.- powiedziałam.- A jak klip?
-          Wiesz przecież, że w internecie ludzie piszą różne rzeczy i w większości to kłamstwa. Co do klipu to idzie świetnie. Jestem zadowolony z tego co dotychczas nakręciliśmy. A jak ty się trzymasz?
 Zamknęłam oczy kładąc się na plecach. Byłam zaskoczona tym, że o mnie pytał. Tak to raczej nie interesował się tym.  Opowiedziałam mu w skrócie, że wszystko jest ok. Nie miałam zamiaru mówić, że ciągle ogarnia mnie jakaś melancholia, mam depresję i najchętniej to skoczyłabym z mostu. Opowiedziałam mu za to, że znów jeżdżę konno i mój kucyk mnie poznał. Dopiero ziewanie przypomniało mi, że wyrwał mnie ze sny, a za 2,5 godziny czeka mnie pobudka do szkoły. Pożegnałam się, wiec z nim i znów zasnęłam. Tym razem nie śniło mi się nic. Nagle z tej pustki wyrwał mnie dźwięk. Otworzyłam oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej. Mój budzik właśnie dał o sobie znać. Głos Mata rozchodził się w moim pokoju śpiewając „So now I scream I hope it’s a dream it’s hard just to breath when we said goodbye”. Przetarłam dłonią twarz i po chwili wstałam. Wyjęłam z szafy rzeczy i poszłam do łazienki. Po wyjściu z niej, przyszykowałam sobie śniadanie i włączyłam twittera w telefonie. Jednak nic ciekawego przez te kilka godzin się nie stało na świecie. Czekając aż mleko się przygrzeje włączyłam radio i zaczęłam słuchać Eski Rock. Od pewnego czasu ta stacja stała się dla mnie obojętna i wolałam słuchać płyt niż ich. Za dużo gadania, za mało grania. Kiedyś byli inni. Zresztą tak jak wszyscy. Miałam wrażenie, że z każdym rokiem wszystko się pogarsza, psuje. Dziwne uczucie, ale nie umiałam się go pozbyć. Zalałam płatki o nazwie „Special K”, która kojarzyła mi się z utworem Placebo, po czym zjadłam je do połowy. Przez Jareda zaczęłam pić mleko sojowe i już nie kupowałam krowiego. Nie byłam weganką, ale pewne nawyki po przebywaniu z nim pozostały. Po śniadaniu umyłam zęby i spakowałam torbę do szkoły. Pogoda była dość kiepska, bo padał deszcz, lecz na szczęście nie wiało. Przed wyjściem zapisałam sobie na kartce żeby wykonać przelew za prąd oraz wodę, po czym wyszłam. Jak prawie każdego ranka spóźniłam się na wcześniejszy autobus niecałą minutę i odjechał mi sprzed nosa. Na dobrą sprawę mógł poczekać te 30 sekund, nie sądzę by go zbawiły. Cóż... usiadłam na zadaszonym przystanku i zaczęłam pisać opowiadanie. Pomimo tych gwałtownych zmian w moim życiu, nadal to robiłam i było to w pewnym sensie jakimś rodzajem ucieczki od rzeczywistości. W końcu nadjechał kolejny autobus i po 20 minutach szłam już chodnikiem pomiędzy kolorowymi budynkami w kierunku szkoły. Odróżniała się tym, że ona jako jedyna była szara. Weszłam do środka i stanęłam przy mojej szafce. Codziennie jak wracałam do domu obiecywałam sobie, że ją przyozdobię, ale nigdy jeszcze tego nie zrobiłam. Wyjęłam z torby niepotrzebne książki i zabrałam zeszyty na lekcje. Kolejny nudny dzień w szkole... Na szczęście skończył się dość szybko. W końcu mieliśmy tylko 6 lekcji. Szybko wyszłam ze szkoły nakładając na głowę czarny kapelusz stwierdzając, że trzeba zjeść w końcu normalny obiad. Zamiast na przystanek autobusowy udałam się do metra i dojechałam tak aż do centrum. Tam weszłam do przytulnej włoskiej knajpki i zjadłam normalne jedzenie. Zapłaciłam za nie i wróciłam do domu by przyszykować się na dodatkowy angielski. W końcu chciałam jak najlepiej umieć się porozumiewać z Batonami. Często przed napisaniem smsa milion razy zmieniałam jego treść by była jak najbardziej prawidłowa, a chciałam umieć od razu pisać idealne smsy. Przed 18 wyszłam z domu podążając na zajęcia. Grupę miałam bardzo fajną, wszyscy słuchali dobrej rockowej muzyki, a do tego pewna dwójka była także fanami 30 Seconds To Mars. Tego dnia na zajęciach mieliśmy gramatykę, która szybko nam minęła. Nie wiem, ale jakoś nie sprawia mi większych problemów. Czyste zasady, które trzeba po prostu zrozumieć i wpoić do tych naszych pustych głów. Poczułam wibracje w torbie i zerknęłam na zegarek. Powinniśmy już kończyć... Akurat gdy telefon przestał dzwonić nasz nauczyciel oznajmił koniec zajęć. Szybko wyjęłam blackberry i gdy już chciałam oddzwonić ten sam numer znów zaczął się do mnie dobijać.
-          Tak, słucham?- powiedziałam.
-          Hej tu Jared!- przywitał się mój ojciec.- Dzwonię z zastępczego telefonu.
-          O cześć Jared!- przeszłam gładko na angielski.- Zgubiłeś swoją blackberry?
-          Nie. Potem ci wyjaśnię. Mam takie pytanie... Chciałabyś odwiedzić Los Angeles przed naszym wyjazdem do Europy?
-          Co?!- wykrzyknęłam po polsku, a potem w mig powiedziałam to samo w jego języku.
-          To tylko kilka dni, a ty byś zobaczyła jak mieszkamy i zwiedziła trochę świata. Kiedyś mówiłaś, że to twoje marzenie...
-          Nadal nim jest, tylko... no nie wierzę! Los Angeles? Aaa!
 Podniosłam wzrok na resztę mojej grupy, która przyglądała mi się z zaciekawieniem, wraz z naszym nauczycielem. Byłam tak szczęśliwa, że nie zauważyłam nawet porozumiewawczych spojrzeń dwójki, która znała Marsów.
-          To jak? Bo wiesz... Emma już kupiła ci bilet lotniczy.
-          Żartujesz, nie?- spytałam wciąż nie wierząc.
-          Nie. Cieszy mnie to, że się cieszysz.
Co za mądre zdanie powiedział. Nie ma co. Ale miło mi się zrobiło, że nie tylko mi z tego powodu jest lepiej.
-          A kiedy?- w końcu zaczęłam normalnie myśleć.
-          Chciałbym byś przyjechała pod koniec października. Na około 4 dni. Wiem, że to krótko, ale... masz szkołę, a ja pracę. Potem lecimy do Portugalii. Możesz zabrać kogoś ze sobą jak chcesz.
-          Czekaj... Ty mówisz teraz o tym rozdaniu nagród EMA?- zapytałam kojarząc początek listopada z tym właśnie wydarzeniem.
-          Tak.
-          Ale... ale... ja ... nie wiem kogo zabrać.- wyjąkałam, bo domyślałam się, że nie będę mogła wziąć Jessy, Kamy i Dagi razem.
-          Masz czas, zastanowisz się. Ja muszę kończyć, obowiązki wzywają. Shannon jeszcze coś od ciebie chciał, ale akurat wyszedł, więc sam pewnie do ciebie zadzwoni. Trzymaj się tam i do zobaczenia za kilka tygodni.
-          Uważaj na siebie!- zdążyłam powiedzieć i usłyszałam po tym sygnał.
 Odłożyłam telefon do torby i z głupkowatym uśmiechem wpatrywałam się w nią. Nie wierzę! Jadę do Stanów! Moje wielkie marzenie w końcu się spełni. Nie ważne, że to będą 4 dni. Ale jakie dni! Zobaczę Miasto Aniołów, ocean! Hell yeah! Popatrzyłam na ludzi, którzy wciąż stali i patrzyli na mnie. Powinni już dawno wyjść, a oni czekali.
-          Rozmawiałaś z Jaredem Leto?- zapytała w końcu brunetka, która była Greczynką.
 W odpowiedzi pokiwałam głową i w końcu zaczęłam się pakować.
-          Jakim cudem? Przecież to...
-          Niemożliwe!- dokończył za nią jej kolega.
-          Wierzcie mi, że sama nie do końca wierzę w to co się dzieje, ale... Omg! Lecę do Los Angeles!
-          Czemu tam?- zapytał.
-          Bo tam mieszkają?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie, bo wydawało mi się to oczywiste.
-          Ty ich znasz prywatnie?- spytała się Karolina.
-          Wiesz nigdy u nich nie byłam, ale... teraz mam szansę. Jared jest moim opiekunem.- odpowiedziałam, bo słowo ojciec jakoś nie chciało mi przejść przez gardło.
-          Jasne.- rzucił krótko ten chłopak i wyszedł z sali.
 To samo zrobiła reszta moich znajomych, z wyjątkiem Karoliny. Ubrałam się w płaszcz i pożegnałam z nauczycielem. Gdy wychodziłyśmy ona jeszcze się mnie spytała.
-          Naprawdę z nim rozmawiałaś? Nie wkręcasz nas?
-          A po co miałabym to robić? Zresztą, nie obchodzi mnie co myślicie.- odpowiedziałam i odwróciłam się od niej.
 Droga powrotna do domu była o wiele przyjemniejsza. Miałam ochotę skakać ze szczęścia, biegać i cieszyć się. Nawet Closer To The Edge, które akurat grało mi w słuchawkach wydawało mi się piękną i ambitną piosenką. Jak to jedna wiadomość może zmienić całe nastawienie do życia.
 ___________________________________
Znów chciałam przeprosić za taką przerwę, ale… chyba ruszę :) Mam nadzieję, że kolejny będzie już niedługo. Dziś przełamałam lody, że tak to nazwę i nawet przyjemnie mi się pisało. Cieszę się, że poprzedni został pozytywnie przyjęty. Co do tego wątpię, bo nawet nie wiem co w nim jest, ale chciałam mieć już go z głowy. Za to przepraszam, szanuje Was, ale… w końcu ruszyłam i to najważniejsze. Następny będzie lepszy, tak sądzę. I będzie szybciej.

Tym razem dedykuję go Natou, Kamie i Jessy :) Dzięki, że jesteście i to czytacie…

11 komentarzy:

  1. Ach. Nowy rozdziaĹ. Podoba mi siÄ – jak zawsze ^^. NapisaĹabym coĹ sensownego, ale nie mam weny :) mam nadziejÄ, Ĺźe kolejny pojawi siÄ niebawem xD pzdr.
    -adka

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział do najlepszych nie należy ale zły też nie jest ;)
    Ahh ten wyjazd do LA… xD Marzeeenie :D Mogę wbić do walizki? xD No i w sumie to się nie dziwię tym ludziom, że Ci nie uwierzyli ;P też bym nie wierzyła xD
    Miejmy nadzieję, że te najgorsze lody już przełamane i rozdziały będą trochę szybciej ;) i oby dłuższe :P

    PS: Gdzie wyniki ankiety? ;>
    -foxlater

    OdpowiedzUsuń
  3. już komentuję, musiałam wrócić tylko do domu :)
    rozdział strasznie mi się podobał, w sumie to pomógł mi dostrzec pewne rzeczy, które na pierwszy rzut oka możliwe, że nie są widoczne, powiem szczerze, że uświadomiło mi to, że Klaudia i jej zachowanie w szkole i to pewne zamknięcie się przed światem nie jest mi obce…ale jak tylko była wiadomość, że leci do LA, to prawie sama zaczęłam piszczeć! LA! ile ja bym dała, żeby móc się tam znaleźć! z resztą to marzenie chyba wielu z nas ;P naprawdę, warto było czekać, jestem całkowicie zadowolona, odwaliłaś kawał dobrej roboty! ;)
    -lea

    OdpowiedzUsuń
  4. Szczerze mówiąc czytywałam u Ciebie o niebo lepsze rozdziały. Bez urazy, ale czasami jak dla mnie było nudno. Ogólnie tęsknię u Ciebie za braćmi Leto. Kiedy piszesz o nich jest o wiele ciekawiej. Jest mnóstwo humoru i aż chce się czytać dalej. Tak więc I want Leto bros back !!!!!!!! Ale sama wiem jak opornie idzie pisanie kiedy człowiekowi ucieka wena, ale z tego co czytam wróciła do Ciebie, więc już się nie mogę doczekać kolejnych -mam nadzieję, że tak dobrych jak poprzednie – rozdziałów :)
    -marion

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurdę noo… Niby nic takiego w tym rozdziale nie było, ale fajny jest ;) Cieszę się, że ruszasz – ja powoli też zaczynam budzić się ze snu zimowego ;p I muszę to napisać: nie wiem czy opisywałaś ‘siebie’ jako prawdziwą siebie, czy tylko jako bohaterkę opowiadania, ale czułam się trochę jakbym o sobie czytała ;p Niby zawsze wśród ludzi, ale jakoś tak z boku… Lepiej siedzieć ze słuchawkami niż prowadzić jakąś denną rozmowę z ‘koleżanką’ z klasy, której nawet nie lubię… Jak trzeba iść gdzieś ze znajomymi, to bardzo chętnie, jak trzeba wziąć udział w jakimś projekcie, to również chętnie, ale tak naprawdę, to nie obraziłabym się, jakbym miała cały dzień przesiedzieć sama… To tyle moich wywodów na temat zawiłości mej duszy xd Liczę, że napiszesz szybciej! ;) Pozdro 900 ;p
    -agi

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham to ! Naprawdę ! Uwielbiam jak piszesz ! Los Angeles … ! uwielbiam to miasto, chociaż nigdy tam nie byłam :) Klaudia mnie rozczuliła .. haha :D ” Chciałabym byś dla ciebie kimś, Jaredzie. Chciałabym żebyś za mną kiedyś tęsknił.- powiedziałam do zdjęcia po czym starłam łzy i ustawiłam je jako nową tapetę. ” Ciekawe czy Jared faktycznie tęskni za nią .. =) Jak mnie wkurzają różne posty na forum tego typu >.< Jakieś laski się wypowiadają wgl nie mając racji *.* normalnie facepalm . No nic , czekam na następny jak zawsze zajebisty rozdział ! Masz talent dziewczyno :)
    -crazy

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow! Z jednej strony nie przepadam za takimi „przepaplanymi wewnętrznie” rozdziałami, ale z drugiej napisałaś go tak, że poszło mi jak po maśle. Naprawdę miło się czytało.
    Tak… czy to dziwne, że jakoś coraz bardziej zaczynam się utożsamiać z bohaterką? o.O
    Bardzo podoba mi się zapowiedź najbliższych wydarzeń. Czuję, że będzie się działo. ;)
    Ogółem gratuluję i ciesze się, że przełamałaś bark weny, czy co tam ci doskwierało. ;)
    Oby tak dalej.
    Pozdrawiam.
    -onisia

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam zupełnie zrypany humor i nic mi nie wychodzi dzisiaj a przypomniało mi się, że nie zostawiłam Ci komentarza. No to zostawiam, bo wiem, że opo są dla Ciebie ważne i że długo się zbierałaś żeby ruszyć znów.

    Mnie się podobało bardzo pewne 6 zdań i chciałabym to mieć live again.I właściwie jestem ciekawa co wykombinujesz dalej, bo pewnie masz w planach jakieś odpały :P

    No i dobra, do dupy koment, ale zawsze coś. :*
    -daga

    OdpowiedzUsuń
  9. dobrze, ze przeczytalam sobie rozdział ten przed nowym, bo widze, ze ten kurewski blog.pl nie zapisał mojego poprzedniego komentarza!!!!!!!!! a dziękowałam tak ładnie, za mój debiut w opo ;<;<

    w kazdym bądź razie: :*:*:*:*
    -natou

    OdpowiedzUsuń
  10. Samotnosc w wielkim miescie.
    Dobrze napisany rozdzial, pozwalajacy na wczucie sie w sytuacje bohaterki.
    Czasami tylko niepotrzebne szczegoly, ktore sa oczywiste i pisanie o nich sprawia, ze zdania traca rozped.

    Bohaterka ma pare Twoich cech ale niesmialosc na pewno nie nalezy do nich:)

    Czy rozmowa z Jaredem I pytanie o to forum to po tym jak przeczytalam strone ktora podlinkowal zbok?

    Niestety mysle, ze bylo na niej sporo prawdy…ale to nie nasza sprawa.

    Brak mi mojej Szynki. Nie mam na co sie slinic;)

    Jeden telefon na rok swietlny od Jareda brzmi jak rzeczywistosc. Mam wrazenie, ze on nie dba o ludzi o ile nie sluza jego osobistym celom.
    -mama

    OdpowiedzUsuń