Chapter 36
"Nie rozumiem jak możesz taki być..."
Obudziło mnie gwałtowne hamowanie autokaru. Wstałam z kanapy ziewając i przetarłam zaspane oczy. Na zegarze wiszącym na ścianie obok wielkiego telewizora widniała godzina 8:25. Dość wcześnie patrząc na to, że wczoraj poszłam około 3 w nocy spać. Chwiejnym krokiem udałam się w stronę łazienki trzymając się ścian, by nie polecieć w momencie, gdy kierowca wyprzedzał lub hamował. Tam wzięłam chłodny prysznic, który zmył zmęczenie i niedospanie, po czym ubrana już w świeże rzeczy usiadłam na kanapie, która tymczasowo robiła za moje łóżko. Zgarnęłam kołdrę i poduszkę do skrzyni umieszczonej pod kanapą i włączyłam telewizor, tak by nie obudzić reszty autokaru. Od razu włączyły mi się wiadomości, jednak dotyczyły one gospodarki światowej, czyli nic co mnie by interesowało. Dlatego szybko zaczęłam szukać kanałów stworzonych dla takich ludzi jak ja i znalazłam Mtv Rocks, na którym właśnie leciał teledysk Depeche Mode do Wrong. Nie minęło 15 minut, gdy obok mnie zjawił się Jared z burzą niebieskich włosów na głowie. Każdy mu sterczał w inną stronę udowadniając, że Leto czasem przykłada głowę do poduszki i śpi. I do tego trzymały mu się tak bez żelu, a to nie lada osiągnięcie.
- Brrrrryyyyy!- ziewnął.
Popatrzyłam na niego zniesmaczona i odwróciłam wzrok na telewizor. Zdziwiony moim zachowaniem przeczesał dłonią włosy a potem potarł nią o lekko zarośnięty policzek.
- Co się stało?
- Teraz mówisz dzień dobry, a wczoraj to się nawet nie przywitałeś.- skomentowałam.
- Ach!- westchnął teatralnie i zaczął się tłumaczyć.- Wybacz, ale zaczęłyście się naśmiewać z moich włosów. Poczułem się urażony.
- Ty, urażony?- parsknęłam.- Trzeba było wybrać sobie normalniejszy kolor, a nie smerfowy.
- To jest turkus.- powiedział odwracając się do mnie.
- Taaa... tak samo jak ten różowy to był pomegranat czy tam cyklamen.
- Bo był!- odpowiedział pewnie.
Wzniosłam oczy ku niebu i wróciłam do oglądania telewizji. Lecz Jared nadal się na mnie patrzył i próbował zmusić mnie wzrokiem, bym i ja na niego spojrzała. W końcu po 5 minutach (dobry jest, nie?) poddałam się i zerknęłam na niego. Ten od razu zmienił minę ze zbitego psa w szeroki uśmiech. Po chwili mnie objął i powiedział „doooobrrrry”.
- No dobra, daj mi oglądać twojego kolegę Gee!
- Ja jestem lepszy.
- Tylko w twoim mniemaniu. Oj daj mi spokój. Chce obejrzeć Mojkeja!
- Kogo?
- Mikey’a.- odpowiedziałam wzdychając teatralnie i odpychając go od siebie.- On jest fajniejszy niż ty. Zawsze ma takiego cudnego nieogara na twarzy. Też byś mógł czasem być jak on.
- Co?
- Nic, nic. PLACEBO!- wydarłam się widząc kolejny teledysk i zerwałam się na równe nogi.
Jared też od razu popatrzył na ekran i zaczął się uśmiechać. Nie zdajecie sobie sprawy jak mi się podoba teledysk do For What Its Worth. Szczególnie momenty ze Steviem Sunshinem. I nigdy nie mogę się powstrzymać by siedzieć cicho, więc zaczęłam śpiewać. Nawet ojciec się do mnie dołączył i tym sposobem obudziliśmy cały autokar. Jak miło.
- Czy was już do jasnej cholery pogrzało totalnie?! Ja wiedziałem, że obecność Klaudii zmienia dużo, ale... ja się chciałem WYSPAĆ! A jest 9 rano!!!! – zaczął się drzeć Braxtuś.
- Za 30 minut i tak masz pobudkę.- odpowiedział jakby od niechcenia Jared.- A ona chciała cię tylko ustrzec przed bardzo nieprzyjemną pobudką, taką jak np... w Amsterdamie!
Mina Latynosa świadczyła o tym, że to na pewno nie było nic przyjemnego i przestał na nas wrzeszczeć. Jared wstał z kanapy i poszedł do łazienki się przebrać, a jego miejsce zajął klawiszowiec. Oczywiście musiał mi opowiedzieć, co on musiał przechodzić, gdy bracia Leto wywalili go na śnieg w samej piżamie, bo nie chciał wstać na śniadanie. I to na parkingu przy ludziach. Patrząc na to co miał na sobie, a mianowicie portki w kaczuszki stwierdziłam, że szkoda, że tego nie nagrali. Byłoby ciekawie to zobaczyć. W końcu po 30 minutach zatrzymaliśmy się w Birmingham. Tym razem jednak mieliśmy zarezerwowany hotel, co mnie trochę zaskoczyło, gdyż ostatnim razem mieliśmy do dyspozycji tylko autokary. Gdy Emma zeszła do nas (tym razem postanowiła spać w sypialni na górze), była już ubrana w dwa grube swetry oraz w pełni umalowana. Kiedy ona to zrobiła, nie mam pojęcia, ale to w końcu Ludbrook.
- Witam wszystkich!- przywitała się uśmiechając się, więc można było założyć, że dobrze jej się spało.- Dzisiejszy plan dnia opowiem za chwilę w kawiarni, ale najpierw muszę was ostrzec, że na dworze jest minusowa temperatura, więc ubierzcie się ciepło. Nie chcę by ktokolwiek z was mi się przeziębił, a już o chorowaniu nie wspomnę. Za 20 minut chcę wszystkich zainteresowanych planem dzisiejszego dnia widzieć w kawiarni po drugiej stronie ulicy.
Pokiwaliśmy z Braxtonem i resztą głowami, po czym zaczęliśmy się ubierać. Założyłam mój ulubiony polar i na to gruby płaszcz, a na nogi buty zimowe. Braxton też włożył na siebie pikowaną puszystą kurtkę, w której wyglądał jak gruszka postawiona do góry nogami. Do tego muszę wspomnieć, że jego ubiór był koloru fioletowego. No i jeszcze te żółte okulary, które niezmiennie nosił przy sobie.
- Uważaj, bo słońce cię oślepi.- zaśmiałam się widząc, jak zakłada okulary przeciwsłoneczne na nos.
- A żebyś się nie zdziwiła! Widziałem dziś promienie słoneczne.- odpowiedział robiąc minę „jestem panem świata”.
- Chyba promienie latarni.- mruknęła Emma, puszczając mi oczko.
Braxiu zrobił obrażoną minę i ruszył do wyjścia. Gdy otwierał już drzwi, blondynka krzyknęła żeby uważał, bo pewnie pod warstwą śniegu jest lód, ale fochnięty Latynos olał jej uwagę i wyskoczył z autokaru. Jako, że stałam za nim, widziałam wszystko w pełnej krasie, mianowicie Braxtuś wyskoczył na chodnik pod którym widniała ładna warstewka lodu, i to dość widoczna, a Olita z rozpędu poślizgnął się i to tak, że przejechał kawałek na jednej nodze po tym lodowisku i próbując złapać się słupa od latarni nie zauważył, że on tez jest oblodzony i klepnął twardo dupskiem na ziemię. To musiało boleć. I to porządnie. Wyszłam ostrożnie z tourbusa i najszybciej jak się dało znalazłam się przy Latynosie.
- Nienawidzę zimy!- wydarł się na całą okolicę.
- Braxton, żyjesz?- zapytałam patrząc na niego z przerażeniem, bo naprawdę mógł sobie zrobić krzywdę padając w ten sposób.
- Chyba... tyłek mnie boli jak cholera.- jęknął, ale po chwili się zaśmiał.- To teraz nas jest już dwójka.
- Co?- zapytałam zdezorientowana, nie rozumiejąc o czym on mówi.
- No z bolącymi tyłkami. Shann mówił, że zaliczyłaś wczoraj piękną glebę z jego pleców.
No nie mogę uwierzyć! Shannon wszystko wypaplał! Co za wredna istota! Uśmiechnęłam się tylko i pomogłam mu wstać. Lecz niestety wtedy zaczęły się kłopoty. Mężczyzna nie mógł w pełni stanąć na swojej prawej stopie. No i ma baba placek.
- Co się dzieje?- zapytała Emma wychodząc jako ostatnia i widząc, że wszyscy nas otoczyli.
- Braxton chyba musi odwiedzić tutejszy szpital.- powiedziałam wskazując na jego nogę.
Jared skomentował to tylko przyłożeniem dłoni do twarzy i kręceniem z powątpiewaniem głową. Emma straciła swój dobry humor i zaczęła krzyczeć na Braxtona, że on to same kłopoty i problemy i że mógłby w końcu dorosnąć. Chwilę później zaczęła krzyczeć na Jareda, że też zachowuje się jak dziecko. No i mamy rozjuszoną Ludbrook, zdezorientowanego Leto, cierpiącego Braxtona, tłum gapiów oraz mnie, która próbuje się przyzwyczaić do tego całego armageddonu, który tu zawsze ma miejsce, gdy przyjeżdżam.
- Oczywiście, że to moja wina.- prychnął już powoli tracący panowanie nad sobą młodszy Letos.
- Mogłeś przyjąć innego idiotę na klawiszowca, takiego który nic by sobie nie robił!
- No jasne.
- Teraz muszę jechać z nim do szpitala. Czy tylko ja tutaj coś ogarniam?!- warknęła sama do siebie blondynka.
Jared odszedł od Emmy i podszedł do mnie. Chwilę patrzyliśmy na siebie, po czym jak na komendę ruszyliśmy do kawiarni po drugiej stronie drogi. Braxton oraz Kevin, który go podtrzymywał zostali razem z Emmą i Nickiem. Na szczęście nic nie jechało, więc bez problemu przekroczyliśmy ulicę i weszliśmy do ciepłego wnętrza jakiejś kawiarni. Dwa duże stoliki były już zajęte przez mieszkańców drugiego autokaru. Z uśmiechem podeszłam do Shannona i Tomo, by się z nimi przywitać.
- Braxton chyba sobie skręcił kostkę.- poinformował resztę Jay.
- Co?! Jak to? Jakim cudem?!- zaczęły się pytania pozostałych osób w pomieszczeniu.
Aktor pokrótce wytłumaczył, jak Latynos do tego doprowadził i przestrzegł resztę przed tego typu sytuacjami. Po 15 minutach weszła reszta naszego teamu do kawiarni i zaczęło się zebranie. Emma nadal trochę podenerwowana tą sytuacją, oznajmiła wszystkim, że Latynos pojedzie do lekarza dopiero po porannej kawie.
- To zacznijmy od tego, że teraz pojedziemy do hotelu. Zespół rozlokuje się w pokojach, a reszta w tym czasie pojedzie rozpakowywać sprzęt i przygotowywać wszystko na koncert. O 12 bracia Leto mają wywiad dla Kerranga, a potem o 14.30 w trójkę z Milicevicem idziecie do radia poprowadzić audycję. Więcej informacji dostaniecie przed samym wejściem do stacji radiowej. Od 16 macie czas wolny, ale tylko do 17.30, bo potem jedziecie na halę i macie soundcheck. A reszta, tak jak zawsze.
- Zaraz... to o której zaczynamy koncert?- zapytał Tomo.
- O 19 wychodzi na scenę Funeral Party, potem o 20 Enter Shikari i o 21.30 macie wy. I nie chcę słyszeć słowa sprzeciwu. Klaudia, ty i twoja koleżanka dostaniecie przepustki dopiero po 17, dobrze?- zapytała blondynka kierując pytanie w moją stronę.
- Jasne, nie ma sprawy.
- Okej. To do dzieła. Szybka kawka i zbieramy się.- zarządziła.
Usiadłam przy Shannonie zostawiając podenerwowanego Jareda sam na sam z rozłoszczoną Emmą. Cóż, wcale mu się nie dziwię. Jeśli Braxtonowi jest coś poważnego w tę nogę, to musi znaleźć skądś klawiszowca na dziś wieczór. Niezbyt przyjemna wizja, tym bardziej dla takiego perfekcjonisty jak on. Ale co ja na to poradzę, jego problem. Zwierzak za to wydawał się jakby nie wyspany. Ziewał po kilka razy tak głośno, że aż wszyscy odwracali głowy w jego stronę. No i tak jak myślałam, duży kubek czarnej gorącej kawy obudził jego zmysły. Wyciągnął rękę i zaczął się wpatrywać we mnie błagalnym spojrzeniem.
- Co ty taki wymęczony?- zapytałam nadal trzymając kubek na takiej wysokości, że Shannon nie miał jak go dosięgnąć.
- Piliśmy wczoraj.- jęknął i próbował znów dosięgnąć kubek.
- Co? Czy ty zawsze musisz chlać?- zapytałam z wyrzutem zabierając spoza jego zasięgu czarny aromatyczny płyn.
- Oj no... – jęknął pocierając brew.- Proszę... kawa...
Usiadłam zrezygnowana na miejscu obok niego i podałam mu podwójne americano. Szczęśliwy wziął łyka i o mało co mnie nie opluł wypluwając go. No tak, pewnie gorące.
- O kur... ale gorące!
- I właśnie przez takich Amerykanów, jak ty, na kubkach w Starbucks’ach i innych sieciówkach jest napisane „UWAGA GORĄCE. MOŻNA SIĘ POPARZYĆ”.- rzuciłam jakby od niechcenia, ale dostałam za to kuksańca w bok.- Ej! Za co!
- Za naśmiewanie się ze mnie.- powiedział smutnym głosem z językiem na wierzchu.
- Podmuchać?
- Bardzo śmieszne.- mruknął chowając go i udając obrażonego.
Dzisiejszy ranek to chyba jakiś dzień strzelania focha przez Marsów. Jeszcze tylko Tomo z Timem zostali. Pewnie do końca dnia zdążą się o coś obrazić. Jakbym była w przedszkolu, ale szczerze mówiąc uwielbiam to. Przynajmniej zawsze jest śmiesznie i... naprawdę kocham tych debili. Są uroczy, choć momentami upierdliwi.
- Dostanę numer Renaty?- wypalił nagle Shannon, a ja się zakrztusiłam.
Dobrze, że Zwierzak szybko zareagował, bo nie wiem czy dotrwałabym kolejnego ich występu. Czy ja dobrze słyszałam? On chciał numer mojego Ciastka. Gdy chwilę ochłonęłam, odpowiedziałam mu najspokojniej jak tylko mogłam.
- Wiesz... raczej nie.
- Co? Ale czemu? Chciałem po nią przyjechać na dworzec. – powiedział zasmucony.
- Masz wtedy wywiad. Nie martw się, odbiorę ją.
Shannon chciał już coś powiedzieć, ale usłyszeliśmy głos Emmy, która kazała wszystkim się już zbierać. Dopiłam do końca swoją kawę i wstałam. Idąc do wyjścia potknęłam się o wycieraczkę, lecz ktoś mnie złapał za ramię, dzięki czemu nie upadłam. Ja naprawdę się w ich towarzystwie kiedyś zabiję. Gdy odwróciłam się, zobaczyłam, że to Jared wyratował mnie od niechybnego ponownego obicia sobie czterech liter.
- Uważaj na siebie. Nie chcę żeby i tobie się coś stało.- powiedział patrząc mi w oczy.
- Dziękuję...
- Ktoś musi cię pilnować, żebyś się nie zraniła.- szepnął i przejechał palcem po moim czole, na którym miałam śliczną pamiątkę po drzwiach z O2 Areny.
Uśmiechnęłam się delikatnie do niego i razem wyszliśmy na ulicę. Zanim się zorientowałam, na twarzy miałam śnieg. Szybko starałam go ręką i rzuciłam się w pogoń za Jaredem, który cieszył się jak małe dziecko, że może się porzucać śnieżkami. Krzyknęłam za nim, że się zemszczę i szybko zebrałam z jakiegoś pobliskiego samochodu warstwę śniegu i ulepiłam z niego kulę. Jak to dobrze, że śnieg był idealny do takiej zabawy. Zatrzymałam się chcąc ocenić, gdzie biegnie wokalista i gdy tylko to zrobiłam ruszyłam w przeciwną stronę. Jay się tego nie spodziewał i gdy tylko wysunął się zza autokaru dostał w klatkę śnieżką. W momencie, gdy zaskoczenie zniknęło, na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek, który kazał mi uciekać. W ostatniej chwili się schyliłam, a śnieżna kulka trafiła Shannona w głowę zwalając z niej jego czapkę z pomponem. No i tak zaczęła się wojna. Ja z Shannonem na Jareda. Wciąż biegnąc schyliłam się i zebrałam z chodnika śnieg, gdy poczułam jak coś trafia mnie w tyłek.
- Strzał w 10!
- Osz ty! No to teraz to dopiero będzie Revenge!- krzyknęłam i zaczęłam biec w jego kierunku z przygotowaną kulą.
Nagle poczułam szarpnięcie i wpadłam do zaspy. Zaskoczona popatrzyłam na Shannona, który stał i się śmiał, widząc moją zdezorientowaną minę. Dzięki wielkie za zdradę! Jednak chwilę później wylądował obok mnie Jared. Tylko, że on miał takiego pecha, że wpadł w ten świeższy śnieg, przez co zapadł się tak, że nie mógł wyjść. Śmiejąc się próbowałam wyciągnąć od niego rękę, ale Shannon widząc to i mnie popchnął w stronę Leto, co kończyło się tym, że upadałam na niego. Teraz to już wyjście było niemożliwe. Obydwoje dostaliśmy ataku śmiechu, który odebrał nam siły na wydostanie się z tego białego zimnego puchu. Po paru chwilach zrobiło nam się zimno, więc zaczęliśmy błagać Shannona, żeby nas wyciągnął. On jednak się tylko z nas śmiał. Próbowałam się oprzeć rękoma o klatkę Jareda i tak się podnieść, ale tylko się jeszcze głębiej zapadliśmy.
- Shannon! Weź nam pomóż!- krzyknął Jay, lecz bezskutecznie.- Cholera! Bracie! Ona wbija mi łokieć w żebra! Jeśli chcesz jeszcze zobaczyć swojego ukochanego braciszka to pomóż nam stąd wyjść!- krzyknął tak głośno, że o mało co nie ogłuchłam.
W końcu perkusista ruszył nam z pomocą i wyciągnął nas z tej zaspy. Jak się możecie domyślić, śnieg mieliśmy dosłownie wszędzie. Gdy tylko stanęliśmy na równe nogi, wymieniliśmy ze sobą identyczne spojrzenia i po chwili Shanimal leżał w tej samej zaspie. Tym razem to my byliśmy na górze i się z niego śmialiśmy. Było radośnie do czasu, aż przyszła Emma. W życiu nie dostałam od nikogo takiego ochrzanu jak od niej. Żeby ona tylko nie miała dzieci, bo jeśli będzie je mieć, to ja im serdecznie współczuje. Pomogłam Jaredowi wyciągnąć brata ze śniegu i ruszyliśmy potulnie za wściekłą blondynką. Shannon podreptał do swojego autokaru, a my ze spuszczonymi głowami do naszego. Przed wejściem zostaliśmy zatrzymani.
- Myślicie, że tak wejdziecie do autokaru?- my pokiwaliśmy w odpowiedzi głowami.- No to się grubo mylicie.
- To co mamy zrobić?- zapytałam.
- Rozebrać się.
- Co?!- wykrzyknął Jared.
- To co słyszałeś. Cieknie i sypie się z ciebie. Natychmiast mi się rozbierać. Do bielizny. – powiedziała zdecydowanie Emma.
- Zwariowałaś?- spytał Jay.
Emma puściła to mimo uszu, a ja zaczęłam zdejmować z siebie rzeczy. Najpierw buty i płaszcz, z którego wszystko się sypało, a potem swetry. Gdy zostałam w ogromnej koszulce MCR (jejuś, jak to dobrze, że ją założyłam), która sięgała mi połowy ud, Ludbrook stwierdziła, że mogę już wejść. Było mi zimno w cholerę, ale na szczęście Nick podał mi gruby koc, którym się okryłam i wskoczyłam na kanapę.
- Leto, masz 30 sekund, bo inaczej ruszamy.
- Nie będę się rozbierał.
- Dajesz striptiz!- zaśmiałam się i po chwili Kevin wręczył mi kubek z parującą gorącą herbatą.
Jared skrzyżował ręce na piersi na znak protestu, a jego asystentka wzruszyła ramionami. Zamknęła drzwi i ruszyła w moją stronę, mówiąc kierowcy, że może ruszać. Leto uśmiechnął się zwycięsko, ale sekundę później jego uśmiech zniknął, gdy zorientował się o co chodzi. Emma wróciła na swoje stanowisko i opierając się o szafkę powiedziała, że go nie przepuści do środka, dopóki się nie rozbierze z mokrych rzeczy.
- Przeziębisz się.- powiedziałam, próbując go przekonać do tej czynności.
- Trudno.- parsknął gniewnie i dalej stał przy drzwiach nie mogąc ruszyć się choćby o milimetr.
Po 5 minutach jazdy po małych uliczkach, Jared w końcu się zdecydował rozebrać. Musiało mu być naprawdę zimno, skoro to zrobił. Jego urażona duma nawet nie pozwoliła mu spojrzeć na nas i poprosić o herbatę czy koc. Gdy zaczął zdejmować spodnie, kierowca wjechał w uliczkę pokrytą kocimi łbami. Powiem wam, że naprawdę nie chciałam się śmiać, ale nie mogłam. Nawet Emma nie wytrzymała i zakryła dłonią usta śmiejąc się cicho z Jareda, który zaplątał się we własne portki (nie moja wina, że nosi tak obcisłe rzeczy) i podskakiwał na wybojach na jednej nodze, z drugiej próbując zrzucić materiał. Wierzcie mi, że w życiu nie widzieliście czegoś tak zabawnego. W pewnym momencie kierowca zahamował, a półnagi Jared z jedną nogawką na nodze poleciał na śmiejącą się Emmę, która nie wiem jakim cudem go złapała.
- Dzięki. – mruknął nadal obrażony.
- Mogłam cię puścić.- odpowiedziała mu asystentka i uśmiechnęła się rozbawiona.- Nigdy mi nie mówiłeś, że na mnie lecisz.
Leto mruknął coś pod nosem i wrócił do poprzedniej pozycji. Tym razem autokar gwałtownie skręcił a Jared uderzył głową o szafkę.
- Kuuurwaaaa!- rozległ się jego krzyk.
- Następnym razem mocniej się walnij, to może rozum ci wróci.- usłyszałyśmy głos Braxtona, który zszedł z piętra i zaczął się śmiać ze striptizu Jareda.
- Odezwał się ten, który niby ma mózg.- parsknął Jay trzymając się za głowę w miejscu, które miało styczność z szafką.
Olita tylko wystawił język i usiadł obok mnie, by poobserwować tę sytuację. W końcu aktorowi udało się zdjąć spodnie i stanął przed nami w samych bokserkach i skarpetkach w mikołaje. W tym momencie, już zupełnie przestałam panować nad swoim śmiechem i położyłam się na kanapie, wręcz płacząc ze śmiechu. Braxtuś zresztą też miał ubaw ze swojego pracodawcy. Jared zły, poszedł do się ubrać w normalne ciuchy, a my próbowaliśmy dojść do siebie. Akurat, gdy wstałam, by coś na siebie założyć, autokar zatrzymał się przed hotelem, jak poinformowała nas Ludbrook. Szybko otworzyłam swoją torbę, ale znalazłam w niej jedynie czarne spodenki od piżamy. Super... z braku laku lepsze to niż nic. Szybko założyłam je na siebie, na szczęście były to sportowe gacie, więc nie wyglądałam w nich jakoś super dziwnie. No może pomijając to, że była zima, śnieg na zewnątrz i ogólnie temperatura nie na taki strój. Jared za to założył gacie, gdzie krok miał w kolanach. Tak wyszliśmy wyglądając jak debile, lecz sprawy w recepcji zgodził się załatwić Shannon. Oczywiście nie obyło się bez jego jakże wspaniałego komentarza.
- Wyglądacie jak idioci.
- Dzięki Shann. Wzajemnie.- odpowiedzieliśmy równocześnie.
W końcu dostaliśmy karty do pokoi i udaliśmy się na górę, na 3 piętro, które wszyscy mieliśmy zajmować. Od razu walnęłam się na łóżko i tak leżałam z głową w poduszce. Jak fajnie! Wielkie 2 osobowe łóżko, tylko dla mnie! Nie powiem... przysnęłam. Jak to dobrze, że ustawiłam przypomnienie o Ciastko w blackberry. Zerwałam się jak oparzona z łóżka słysząc „Time To Wake Up” i popatrzyłam na zegarek. Cholera! Mam 15 minut do umówionego spotkania z nią. Otworzyłam walizkę i wyrzuciłam wszystko na ziemię w poszukiwaniu spodni. Jak to dobrze, że zabrałam drugą parę. Wyjęłam trochę już sprane czarne jeansy oraz gruby sweter, który kupiła mi Miranda w górach. Jakiejś tam włoskiej, świetnej firmy, o której ja nigdy nie słyszałam, choć powinnam. Miranda była taką samą fascynatką mody jak moja siostra czy Emma, o tyle, że nie komentowała mojego ubierania się. Na szczęście, bo u mnie większość rzeczy była nie markowa. Szybko zrzuciłam z siebie stare ciuchy i założyłam te przyszykowane, po czym biorąc torbę na ramię wybiegłam z pokoju. Nie czekając na windę ruszyłam biegiem po schodach i wpadłam na recepcję.
- Dzień dobry, jak się najszybciej dostać na dworzec?- zapytałam.
- To jest 15 minut stąd na piechotę, ale mogę pani zamówić taksówkę.
- Okej, poproszę.- powiedziałam i odeszłam od lady, by złapać oddech i sprawdzić czy mam portfel ze sobą.
Po chwili pod hotel podjechała taksówka, a ja podziękowałam dziewczynie w recepcji i podbiegłam do samochodu. Podałam miejsce docelowe i rozsiadłam się wygodnie z tyłu. 10 minut później stałam już przed dworcem i wybierałam numer do mojej marsowej mamy. Po krótkiej rozmowie, znalazłyśmy się przy kawiarni, bo gdzie by inaczej.
- Hej!- przywitałam się ściskając ją mocno.
- Cześć córcia!- odpowiedziała.- Kawy! Potrzebuję kawy!
- Potem, dobrze?- zapytałam błagalnie mimo, iż wiedziałam o swojej już przegranej walce.
- Ale ja jej potrzebuje. Muszę się napić, bo od razu po pracy tu przyjechałam! Rozumiesz?! Szef o mało co zawału nie dostał, gdy mnie taką zobaczył, w glanach.
- No dobra.- spasowałam i weszłyśmy do Costy.
Gdy tylko Renata nabyła wielki kubek kawy, wzięłyśmy taksówkę i wróciłyśmy do mojego hotelu. Wjechałyśmy windą na moje piętro i zaprowadziłam ją do swojego pokoju.
- Od razu muszę cię przeprosić za bajzel, ale musiałam szybko znaleźć spodnie, a nie miałam czasu szukać w walizce tak by niczego nie wywalić.- mruknęłam otwierając drzwi i przepuszczając przyjaciółkę do środka.
- Widzę, że się nie cackałaś i wywaliłaś wszystko.- powiedziała szeroko się uśmiechając.
- Cóż... nie miałam czasu na zabawę. No mniejsza. Nie uwierzysz jak ci coś powiem.- zaczęłam tajemniczo siadając na łóżku.
- No co? Mów!
- Shannon chciał ode mnie twój numer!
- Słucham? Dałaś mu go?- zapytała patrząc na mnie z niedowierzaniem.
- Oczywiście, że nie. Zgłupiałaś.- powiedziałam patrząc jak wypuszcza z ulgą powietrze.- Niech sam zdobędzie.- dodałam szczerząc ząbki.
Obydwie zaczęłyśmy się śmiać. Opowiedziałam jej o tym, jak wyglądała moja podróż do Birmingham, o wypadku Braxtona i o striptizie Jareda, który skomentowała zdaniem „jak dobrze, że tego nie widziałam”. Tak czas nam minął do 16, bo równo o czwartej po południu do moich drzwi zapukał Shannon. Otworzyłam mu zaskoczona, a on bez pytania wparował do mojego pokoju i przywitał się z Ciacho.
- Hym... Może dasz się zaprosić na kawę?- zapytał patrząc się na moją przyjaciółkę.
Razem z Renatą zdębiałyśmy. Shannon właśnie zaprosił ją na randkę. Wzięłam głęboki oddech, by się nie roześmiać i czekałam na odpowiedź przyjaciółki, którą totalnie wcięło.
- Idźcie na tę kawę, bo muszę się wyspać, a chcę zobaczyć Enterów. Tyle o nich słyszałam, a ani razu nie widziałam na żywo! No idźcie, tylko o 17 macie być w moim pokoju. A przynajmniej Ciastko!
- Nie ma sprawy.- ucieszył się Shanimal, gdy wypychałam go z Renatą z pokoju.
Trudno. Kiedyś mnie ona za to zabije, ale to kiedyś. Na razie mam godzinę odpoczynku. I musze stwierdzić, że ta godzina naprawdę była bardzo krótka. Bo zanim się zorientowałam już musiałam się szykować na koncert. Oczywiście Renata spóźniła się o całe 15 minut, nie mam pojęcia co robiła z Shannonem, ale było to o 15 minut za długie.
- Szlaban!- powiedziałam przybierając poważną minę.
- Mnie to mówisz? Swojej matce?- zapytała Ciacho uśmiechając się.
- Nikogo innego tu nie ma.- odpowiedziałam wywalając język.
- Chyba się zakochałam...- szepnęła rozmarzona.
Na te słowa o mało co nie dostałam zawału. Popatrzyłam na nią niepewnym wzrokiem, lecz ona totalnie nie kontaktowała. No pięknie. Nie ma mowy, nie uwierzę, że Shannon zdołał ją omotać tak szybko. Że w ogóle zdołał ją omotać. Nie ma nawet takiej możliwości... Przecież jak znam Ciastko to...
- On ma takiego cudownego psa.- mruknęła.
Westchnęłam z ulgą. No i już wiadomo w kim się zakochała. W Sky’u. I wcale jej się nie dziwię, bo zwierzę godne uwagi. Uśmiechnęłam się do niej i oznajmiłam, że zostało jej 15 minut do wyjścia. Oczywiście wykrzyknęła, że chyba zwariowałam i pobiegła od łazienki. O 17.30 do drzwi zapukał Tim z pytaniem czy jesteśmy gotowe.
- Hym... jeszcze chwila.- powiedziałam patrząc na zamknięte drzwi łazienki.- Siadaj sobie. Wiesz może co z Braxtonem?
- No był w szpitalu. Ma skręconą kostkę, ale się uparł i będzie grał. Z drugiej strony to on tam tylko stoi, więc za bardzo jej nie będzie nadwerężał.
- No to ogólnie nie za dobrze. A co Jared na to?- zapytałam zaciekawiona.
- Lepiej nie mówić. Jest wściekły.- odpowiedział basista przewracając oczami.
- Z jakiego powodu? Chyba nie Braxtona.
- Też. Ale głównie chodzi oto, że wkurzyli go tam na wywiadzie i potem też coś go rozłościło w radiu. Krótko mówiąc, lepiej nie podchodzić. Nie ma dziś za dobrego dnia.
- Ależ to diva. –skomentowałam.- Ciacho! Bo się spóźnimy!- krzyknęłam, by pogonić przyjaciółkę.
Z łazienki dobiegł mnie jej głos oznajmiający, że jeszcze kilka sekund. I tak te „kilka sekund” zamieniło się w 10 minut. W końcu jednak zdołałyśmy wyjść z hotelu i oczywiście, kto dostał ochrzan od Jareda? Tim.
- Ej, ale to nie jego wina, że na nas czekał.- włączyłam się do obrony.
- Dobra Jay. Daruj sobie i idziemy już.- powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha Shannon, popychając brata w stronę samochodu, którym mieliśmy dojechać do areny.
W aucie Tomo wręczył nam przepustki i powiedział, że możemy robić i chodzić gdzie tylko chcemy. Lubię takie pozwolenia. Jednak patrząc na to z perspektywy czasu, nawet z tego nie skorzystałyśmy. Gdy zespół poszedł do swojej garderoby, my zdążyłyśmy na końcówkę soundchecku Enter Shikari. Akurat wpadłyśmy na salę, gdy mieli zagrać ostatni utwór. Rou pierwszy nas zauważył i od razu zareagował.
- O! Chyba mamy pierwszych fanów!
- Czy fanów, to się okaże.- powiedziałam z uśmiechem i podeszłam do barierki.
- Dajecie chłopcy!- krzyknął do swoich współtowarzyszy wokalista i zaczęli grać znaną mi z mojego ipoda piosenkę Mothership.
Fala porządnej, mocnej muzyki walnęła w nas z taką siłą, że aż otworzyłam ze zdumienia usta. Naprawdę dawali czadu na żywo. Ciekawe jak to będzie z publiką. Rob, którego poznałyśmy dzień wcześniej niesamowicie wymiatał na perkusji, a Chris skakał jak szalony z basem. Gdy skończyli grać, ukłonili się przed nami i Rob z Rou zeskoczyli z podwyższenia podchodząc do nas.
- Cześć! Jest Rou, a to Rob.
- Wiemy.- zaśmiałam się.
- Tak... poznaliśmy się wczoraj.- potwierdził Rob.- Jak wam się podobało?
- Daliście czadu. Jestem ciekawa koncertu.- powiedziałam z zafascynowaniem.
- To serdecznie zapraszamy.- odpowiedział wokalista.- Wybaczcie, ale musimy się umyć, a to coś co gra po nas... jak oni mieli no...
- Nie wiem... coś tam batonik Mars.- odpowiedział perkusista, co nas rozśmieszyło.
- No mniejsza. 30 batoników Marsów musi wejść na scenę i samemu też zrobić soundcheck.
- Nie ma sprawy. Do zobaczenia!- pożegnała się z nimi Ciacho, a ja pomachałam ręką na pożegnanie.
- Zostajemy, by zobaczyć soundcheck czy robimy coś innego?
- A co nam jeszcze zostaje?
Wzruszyłam ramionami nie wiedząc co mogłybyśmy jeszcze robić, więc ostatecznie zostałyśmy. Po kilkunastu minutach na halę weszła pokaźna grupa fanów, tych co wykupili golden tickety. I tak oto rozpoczął się ten mały występ. Ja już widziałam go nie raz, więc nie robiło to na mnie żadnego wrażenia, ale dla tych dzieciaków z biustami na wierzchu owszem. Co prawda nie wszystkie wyglądały jak dziewczyny spod latarni, ale większość. Cóż zrobić, taka jest cena i tylko takie osoby stać na to. W końcu prostytucja to jeden z lepiej płatnych zawodów, nie? Hehe. Dobra, a tak serio to mi się nudziło. Jared jak zawsze na wszystkich się denerwował, że wszystko jest nie tak i nie śpiewał. W pewnym momencie nawet tak się porobiło, że każdy grał co innego. Tomo Attack, Shannon The Fantasy, a Jay zaczął śpiewać This Is War. Dziwna mieszanka i mam nadzieję, że nigdy nie będzie dane mi jej usłyszeć po raz drugi. Ale reszta próby, wyszła im całkiem fajnie. Pod koniec nawet Jared nie miał się do czego przyczepić. A Shannon grał w takich skowronkach, że wolałam nie pytać Ciacho co mu zrobiła. W końcu zeszli ze sceny, a my przeszłyśmy przez barierkę i dołączyłyśmy do nich. Ja sobie grzecznie usiadłam w garderobie na kanapie i drzemałam, a Ciastko znów męczyła Shannona, by pokazał jej filmiki ze Sky’em. A on był tym zachwycony.
- Budź się! Enterzy czekają!
Poczułam jak ktoś łapie mnie za ramiona i delikatnie potrząsa. Otworzyłam oczy i nawet nie do końca zdając sobie sprawę co robię, powlokłam się w stronę sceny. Gdy tylko wyszłyśmy z holu i weszłyśmy na scenę ożywiłam się. Zeszłyśmy po schodkach z boku podwyższenia i udałyśmy się pod samiutką scenę, a jednak przed barierki. Fajnie jest móc tam przebywać kiedy tylko się chce. Chwilę po naszym zejściu w tak zwaną „fosę” zrobiło się ciemno i usłyszałyśmy pierwsze dźwięki muzyki zwiastującej przybycie Enter Shikari. I tak też się rozpoczęło. Piski i krzyki oraz ogromne szaleństwo publiczności. Nigdy wcześniej nie widziałam tak dobrego supportu. Po prostu wszyscy skakali i bawili się. My również. Do tego ja mogłam podziwiać Chrisa. Nie wiem czemu, ale ten mężczyzna strasznie mi się podoba na scenie. Gdy na niego patrzę budzi się we mnie natura fangirlsa i mam ochotę krzyczeć i piszczeć na sam jego widok. Z drugiej strony musi to też być zasługa świetnej muzyki i tego co on wyprawia z gitarą. Jego wygięcia, skoki, bieganie z nią i piruety. Po prostu coś niesamowitego. I jeszcze jest taki ładny chłopak z niego. Rob za to szalał za bębnami szczerząc swoje zęby do fanów. Taka niesamowita radość przemawiała przez nich wszystkich, że nie sposób było źle się bawić. Przy „Sorry You’re Not A Winner” cała publika jak na komendę w danym momencie odklaskała część utworu, tak jak to było na płycie. Niesamowite, że ci ludzie znają ten zespół i to tak dobrze. Moim ulubionym kawałkiem okazało się być „No Sleep Tonight”. Zakochałam się w tej piosence na zabój. I to jeszcze jak Chris podchodził do mikrofonu i śpiewał razem z Rou, głównym wokalistą. Cudowny koncert. Dawno już się tak dobrze nie bawiłam. Gdy po 40 minutach zeszli ze sceny wszyscy ich pożegnali niesamowitymi brawami. Naprawdę zasłużyli na nie i na jeszcze więcej. W czasie przerwy poszłyśmy kupić sobie jakieś picie i wróciłyśmy dopiero przed samym koncertem Marsów. Standardowo zaczęło się Escape i Night Of The Hunter. Publika skakała uradowana widząc swoich idoli, a my obserwowałyśmy z uwagą muzyków. Shannon zdawał się walić w swoje bębny zupełnie inaczej niż zawsze, z taką niesamowitą finezją. Setlista nie różniła się niczym od tej z Londynu, aż do czasu akustyków. Nawet jeszcze nie zdążyłyśmy się zorientować, że Jared ma przy sobie akustyka, gdy usłyszałyśmy pierwsze nuty Capricorna. Zatkało mnie, bo wcześniej ani razu podczas całej trasy nie zagrał nic ze starej płyty. Szczęśliwa, że to słyszę zignorowałam fakt, że to samotne brzdęgolenie w gitarę i zaczęłam śpiewać razem z ojcem. Jeszcze nie zdążyłam ochłonąć po Capricornie, gdy usłyszałam Echelon. Zerknęłam na Ciacho, ale jej obok mnie nie było. Zniknęła. Cóż... nie ważne. Ja się będę nadal rozkoszować starymi kawałkami. Te dwie piosenki słyszałam na swoim pierwszym koncercie, tez w wersji akustycznej. Co prawda Jared miał wtedy o wiele lepszy głos, ale nie narzekam. Za piękna chwila, by ją niszczyć. No i czar prysnął, gdy usłyszałam pierwsze szarpanie strun Bad Romance. Popatrzyłam z wyrzutem na Jareda, ale słysząc publikę, która zaczęła to śpiewać, stwierdziłam, że mu się nie dziwię. Fani w tej piosence odwalają wszystko za niego. Potem jeszcze dodał Alibi, które bardzo ładnie wyciągnął i zszedł ze sceny. Oho, szykuje się The Kill full bandem. No i tak jak pomyślałam, tak się stało. Jared wskoczył w tłum, a ja odwracając się zauważyłam Ciastko.
- Gdzie byłaś?- zapytałam.
- Rozmawiałam z Shannonem.
- Zagrał Capricorna i Echelon!!!- pisnęłam przypominając sobie te dwa utwory.
- Akustycznie to mnie nie kręci. Mógłby full bandem.
- Mógłby. Może uda nam się go namówić na jakąś song full bandem w Manchesterze?
- Mam taką nadzieję. W ogóle umówiłam się z Shannonem na kawę w Manchesterze.
- Nie żartuj!
- Chcę go trochę posprawdzać. Pamiętasz co ci mówiłam o moim stosunku do niego. Nie uległ zmianie. A ja się trochę zabawię.
- No nie ładnie, mamusiu. No w końcu ktoś mu pokaże kto tu rządzi.- zaśmiałam się.- Jestem po twojej stronie. Ale nie złam mu serducha, dobrze?
- Postaram się. Wszystko zależy od niego. – odpowiedziała puszczając mi oczko.- Dobra, koncert. Twój tata właśnie wystawił się do ciebie ładnie tyłkiem. Zawsze chciałaś podziwiać go od tej strony.
- Cicho!- powiedziałam próbując powstrzymać chichot.
Odwróciłam się w stronę publiki, by zobaczyć, jak Jared próbuje iść w morzu fanów. A raczej po morzu fanów. Pewnie ciekawe przeżycie, chodzić tak po ludziach. Fajnie by było kiedyś spróbować. Chociaż to nie dla mnie. Za bardzo bym się bała, że zrobię im krzywdę. Dalsza część koncertu minęła bez niespodzianek. Na Kings and Queens władowałyśmy się na scenę tylko po to, by stanąć w kącie i obserwować. Ja Tima, ona Shannona. Przed samą piosenką, Szynek wytarł się ręcznikiem i odwrócił w naszą stronę.
- Ten koncert gram dla ciebie Renata.
Obydwie nas wmurowało i stałyśmy tak przez pół piosenki próbując zrozumieć słowa Shannona. W końcu się poddałam i skacząc tak samo jak Tim dołączyłam się do śpiewania „wooooooooOOOOOoooo”. Koncert dobiegł ku swojemu końcowi. Chłopcy zeszli ze sceny, a Shannon jeszcze rzucił swoje pałeczki w publikę i wszyscy znaleźliśmy się na backstage’u.
- Mam za 30 minut pociąg. Muszę się zbierać.- jęknęła smutno moja przyjaciółka.
- Odprowadzę cię.- wyrwał się Shannon.
- Ty masz meet and greet kolego.- przypomniał mu Milicevic.- Klaudia da sobie radę. Obydwie są zresztą dorosłe.
- Dzięki Tomo.- odpowiedziałam z uśmiechem.- To żegnaj się z nimi.
- Cześć.- mruknął zasmucony Shannon i pocałował blondynkę w policzek.- Do zobaczenia w Aberdeen. Mam nadzieję, że już stamtąd pojedziesz z nami.
- Chyba tak.- odpowiedziała niepewnie blondynka.- Cześć wszystkim!
Ubrane już w kurtki i czapki wyszłyśmy na zewnątrz i potem przed halę. Na szczęście znalazłyśmy wolną taksówkę i dojechałyśmy nią na dworzec. Odprowadziłam mamę na pociąg i patrzyłam, jak do niego wsiada. Na szczęście za dwa dni widzę ją ponownie i będę miała na całe okrągłe 48 godzin, tylko dla siebie. Shannon to sobie może o niej najwyżej pomarzyć. Gdy tylko pociąg odjechał, ruszyłam na piechotę do hotelu. Już wcześniej dowiedziałam się jak tam się dostać, a stwierdziłam, że miasto jest na tyle ciekawe, że te 15 minut mogę spędzić na chłodnym powietrzu. Gdy doszłam do swojego pokoju, wysłałam smsa do Shannona, że jestem w hotelu i idę spać. Tak też zrobiłam. Po ciepłym prysznicu, weszłam pod kołdrę i zasnęłam. W pewnym momencie usłyszałam huk w pokoju obok co sprawiło, że wstałam na równe nogi. Zerknęłam na zegarek przy lampce nocnej. 3:20 w nocy. Co ten Leto może robić o tej godzinie?! A jak coś mu się stało? Znów zapomniał leków? Gdy te myśli zawładnęły moją głową, od razu nałożyłam szlafrok na piżamę i wyszłam z pokoju. Zatrzymałam się przy drzwiach młodszego Leto i zapukałam w nie. Nie dostałam odpowiedzi, więc przestraszona, że naprawdę coś mogło się stać Jaredowi, zaczęłam szukać karty do jego pokoju, którą sobie przywłaszczyłam. Oczywiście tę zapasową. Moja wyobraźnia przerażała mnie podsuwając mi przed oczy obrazy Jareda, który chciał dostać się do lekarstw i nagle upadł i uderzył głową o jakiś kant i... Zatrzęsłam się na samą myśl. Nic mu nie jest.- mruknęłam sama do siebie nie za bardzo w to wierząc. Znalazłam kartę i przesunęłam nią po czytniku. Zapaliło się zielone światełko, więc nacisnęłam klamkę i otworzyłam drzwi. Lecz zamiast zobaczyć leżącego na ziemi, nieprzytomnego wokalistę poczułam, jak ktoś mnie popycha tak, że wypadłam znów na korytarz. Zdumiona złapałam się ramy drzwi i tylko dzięki temu nie wylądowałam na tyłku, który wciąż mnie bolał po glebie z pleców Shannona. Spostrzegłam, że osoba, która mnie tak potraktowała stała przy windzie skulona. I z całą pewnością była to dziewczyna. Spojrzałam na Jareda, który stał zaskoczony w drzwiach i gapił się na mnie zmieszany. Był bez koszulki.
- Coś ty jej zrobił?- wykrzyknęłam do niego i nie czekając na odpowiedź, którą przecież znałam, odwróciłam się i pobiegłam do windy, by złapać tę kobietę.
Jednak spóźniłam się, bo drzwi zamknęły się akurat, gdy do nich dobiegłam. Wkurzona zaczęłam zbiegać po schodach. Na szczęście byliśmy na 3 piętrze, więc nie tak wysoko. Już cała mokra wypadłam przed windę akurat, gdy dziewczyna z niej wychodziła. Stanęłam przed nią przyglądając się jej uważnie. Makijaż miała cały rozmazany, z jej dolnej wargi ciekła krew, jakby ją sobie przygryzła.
- Poczekaj, proszę.- zwróciłam się do niej łagodnie.
Patrzyła na mnie przerażona, a ja zupełnie nie wiedziałam co zrobić i mówić.
- Nie bój się mnie. Nic ci przecież nie zrobię. Chodź, usiądźmy tutaj na fotelach. Proszę.- dodałam widząc, że dziewczyna chce uciec.
Niby powinnam ją puścić wolno, ale ja... po prostu musiałam potwierdzić swoje przypuszczenia. Ona patrząc na mnie niepewnie w końcu usiadła. Nie wiedziałam, jak rozpocząć tę rozmowę, ani jak to rozegrać, więc po prostu patrzyłam na nią. Długie ciemne włosy miała całe potargane i poplątane. Makijaż jak już wcześniej zauważyłam miała rozmazany, a obszerne łzy spływały po jej policzkach. Ona z kolei chcąc je ukryć szybko je ścierała wierzchem dłoni, a przez to jeszcze bardziej rozmazywała tusz i cienie po swojej dość ładnej buzi. Dolna warga jej wciąż krwawiła, lecz ona nie zdawała się tego zauważać. Jej oczy śledziły każdy ruch w tym pomieszczeniu, a mięśnie były napięte, jak u biegacza ustawionego na blokach i czekającego tylko na wystrzał, który pozwoli mu ruszyć przed siebie i biec najszybciej jak tylko będzie umiał. Szyje miała całą w czerwonych szramach tak samo jak nadgarstki, które ukradkowo próbowała masować. Swoim strojem przypominała jedną z tych dziewczyn, które często czekają na zespół i próbują ich skusić swoim ciałem. Obcisła koszulka z niesamowitym dekoltem opinała się na jej dość małym biuście i idealnie płaskim brzuchu, a krótka spódnica ledwo co zasłaniała jej pośladki. Zauważyłam też, że co chwila zaczynała się trząść i dostawać drgawek, a potem znów się uspokajała. Pomimo tego, po co tu prawdopodobnie przyszła, było mi jej żal. W końcu zmusiłam się, by zadać najprostsze pytanie.
- Jak się nazywasz?
- Kristin.- wyszeptała tak cicho, że ledwo co dosłyszałam.
- Cześć. Ja jestem Klaudia.- powiedziałam starając się mówić łagodnie do tej biednej dziewczyny.- Jesteś stąd?
- Tak... Mieszkam trzy przecznice stąd.- wyjąkała już trochę odważniej.
- Piękne miasto. Czym się interesujesz?
Dziewczyna z czasem zaczęła się trochę rozluźniać i odpowiadała już pewniej. Opowiedziała mi o tym, że trenuje lekkoatletykę, a poza tym gra na skrzypcach. Nawet sama nie wiem, jak temat zjechał na to co się wydarzyło...
- Po koncercie zostałam z moją koleżanką, by na nich zaczekać. Wiesz... tyle słyszałam już o nich, że po prostu... Chciałam spróbować. Nie uważam się za brzydką dziewczynę, więc dałam sobie duże szanse. Słyszałam tylko, że wolą blondynki, więc tak naprawdę na początku trochę myślałam o tym, że jestem na spalonej pozycji.- mówiła przyglądając się swoim czerwonym paznokciom.- Ale jednak zostałam. Gdy już wszyscy fani sobie poszli, jakiś chłopak zapytał mnie po co tu stoję. Moja koleżanka w mig podskoczyła do nas i opowiedziała mu o co chodzi. Myślałam, że to Shannon jest takim... Hymmm... Facetem, który lubi się zabawić z dziewczynami, więc gdy ten techniczny chyba, zaprowadził nas do środka hali, zdziwiłam się , gdy zobaczyłam obydwu Leto. Shannon poklepał Jareda po plecach i powiedział, że obydwie jesteśmy jego, bo on, dokładnie zacytuje „pada na pysk, a poza tym nie ma ochoty”. Moja koleżanka jest wielką jego fanką i jej marzeniem było się z nim przespać, a tu nagle on mówi, że nie ma ochoty. Dobiło to ją trochę.- stwierdziła przeciągając ostatnie słowo.- No nie ważne. Podszedł do nas Jared i zapytał co robimy wieczorem. Odpowiedziałam, że nic. Meg i tak była zajęta użalaniem się nad tym, że Shannon jej nie chciał, więc nawet nie zauważyła, że się zgodziłam. Dostałam, wiec adres tego hotelu i numer pokoju. Zjawiłam się jak widzisz sama. Nie mogłam uwierzyć, że to będzie Jared, a nie Shannon.
Drzwi od windy nagle się otworzyły, a dziewczyna drgnęła gotowa w każdej chwili wstać i stąd uciec. Jednak ukazała się w nich jakaś para z walizkami, która podeszła do recepcji. Brunetka odetchnęła z ulgą i ciągnęła dalej.
- Zapukałam do jego drzwi i po chwili mi je otworzył. Wpuścił mnie do środka i gestem polecił, żebym zamknęła drzwi. Sam zniknął w głębi pokoju. Nie wiedziałam co końca co zrobić, więc po prostu weszłam do środka. Po chwili wrócił odkładając telefon na szafkę. Podszedł do mnie i najpierw zaczął mnie całować. To było nawet przyjemne... i chyba to była ostatnia przyjemna rzecz, którą ze mną zrobił.
W jej oczach znów zaszkliły się łzy, lecz mówiła dalej.
- Przedtem wydawał się taki romantyczny, nawet jego ruchy jak szedł były takie... pociągające. No i to spojrzenie. Gdy tylko raz popatrzyłam w jego oczy byłam w stanie natychmiast rozłożyć przed nim nogi. I chyba oto chodziło...- wyszeptała zawstydzona.- Gdy zaczęliśmy uprawiać seks, to on się zmienił. Stał się agresywny, zachowywał się jakby... jak zwierzę. Nie uważał na mnie, dla niego istniała tylko potrzeba zaspokojenia siebie.
- Mówiłaś mu...?- zaczęłam nieśmiało.
- Tak. Mówiłam mu, że to boli, nawet go błagałam żeby przestał, ale on zachowywał się jak w jakimś amoku. Gdy chciałam zaprotestować przyłożył mi dłoń do gardła i... stąd te ślady. To nie było nasze jedyne zbliżenie.
- Przecież to co opisujesz jest gw...
- Nie.- przerwała mi ostro.- Sama tego chciałam. Za drugim razem był trochę łagodniejszy, spuścił z tonu.
- Skoro za pierwszym tak cię potraktował, to czemu zgodziłaś się na kolejne?- zapytałam kompletnie nie rozumiejąc tej logiki.
- Bo...bo on... znów się stał taki romantyczny. Pogłaskał mnie z czułością po głowie i zaproponował, że wygodniej nam będzie w łóżku. I uległam tym niebieskim oczom. Gdy dosłownie wszystko mnie bolało, starałam się od niego uciec. Szybko się ubrałam, jak sama widzisz, mam spódnicę założoną tył na przód i chciałam wyjść, lecz on mnie przygwoździł do ściany i... wtedy weszłaś ty.
Słuchałam tej opowieści wciąż próbując sobie wmówić, że to nie prawda. Mimo, że wcześniej słyszałam kilka historii na ten temat, nigdy nie myślałam, że będę rozmawiać z kimś kto ją przeżył. Wszystko to było takie... okropne. Jak on mógł?! Nagle przez głowę przeszło mi jedno pytanie, które w mig zadałam.
- A ile ty masz lat?
Dziewczyna wyglądała co prawda na 20 parę lat, ale wolałam się upewnić.
- Jutro skończę 17 lat...
Opanowałam natychmiastową wściekłość na Jareda i zaproponowałam dziewczynie, żeby tu poczekała, a ja przyniosę jej jakąś bluzę, bo przecież nie wyjdzie na dwór ubrana tylko w jakieś cienkie rzeczy, skoro na dworze jest minusowa temperatura. Szybko zabrałam z pokoju za dużą na mnie, polarową bluzę i wręczyłam ją dziewczynie.
- Jutro ci ją oddam...- powiedziała przekładając przez nią głowę.- Dziękuję za wszystko... Trochę lepiej się czuję.
Pokiwałam smutno głową i zmyłam z jej twarzy resztki makijażu mokrymi chusteczkami, które zabrałam ze sobą z góry. Pożegnałam się z nią i odprowadziłam ją do drzwi hotelowych. Chciałam jak najszybciej zapomnieć o tym zdarzeniu, znaleźć się w swoim pokoju, przykryć kołdrą i zasnąć. Jednak, gdy tylko wyszłam z windy drzwi do pokoju Jareda się otworzyły, a on wybiegł z niego.
- Klaudia!- krzyknął, lecz ja to zignorowałam.
Gdybym się odwróciła zabiłabym go. Nigdy tak bardzo nienawidziłam tego człowieka. Był najgorszą szmatą i suką jaką ten świat widział. Jednak Jared dogonił mnie i obrócił w swoją stronę.
- Zostaw mnie!- krzyknęłam starając się wyrwać z uścisku.
- Klaudia, proszę, wysłuchaj mnie.- jęknął łamiącym się głosem.
- Nie dotykaj mnie ty chory zboczeńcu! Jak możesz traktować tak te wszystkie kobiety?! Jesteś najgorszą szmatą jaką znał ten świat! Pieprzony gwiazdor, który myśli, że wszystko może...- krzyczałam mu w twarz nie panując już nad emocjami.- Masz mnie natychmiast puścić! Okłamałeś mnie!
- Klaudio, to nie...
- Co nie tak?! Ja wszystko wiem ty... Brzydzę się tobą! Jesteś największym sukinsynem jakiego miałam okazję poznać!
- Przestań!- wykrzyknął patrząc mi w oczy.
- Nie przestanę! Jak możesz tak robić?! Pytam się jak?! Czy ty masz jakikolwiek szacunek do ludzi?!
Drzwi na korytarzu zaczęły się otwierać i spostrzegłam wychylających się zza nich Shannona, Vicky i Braxtona. Lecz ja dalej krzyczałam na tę mendę.
- Mnie i moje przyjaciółki też byś zgwałcił?! Co?!
- Przestań, błagam.- wyjąkał.
- Wiesz ile ona miała lat? 17! Przespałeś się z nieletnią Leto! Wiesz, ze za coś takiego idzie się do więzienia? A na dobrą sprawę to nawet 17 lat nie miała! Wykorzystałeś młodą dziewczynę i do tego ją skrzywdziłeś ty pieprzony seksoholiku! Nie wiesz co to znaczy przestań?!
- Proszę cię...
- Świetnie Leto! A czy ty wiesz o co mnie prosisz?! Ta dziewczyna błagała cię byś nie był taki agresywny, ale ty miałeś to głęboko w dupie!
- Klaudia! Nie mów tak... ja...
- Czy ty nie słyszysz?! Masz mnie puścić!- wykrzyknęłam płacząc.- Nienawidzę cię! Szczerze cię nienawidzę i nie rozumiem jak możesz taki być...- końcówkę wyszeptałam i odwróciłam wzrok.
Jared opuścił ręce, a ja się odwróciłam. Chwilę stałam tak próbując powstrzymać chęć przywalenia mu w twarz. W końcu przezwyciężyłam chęć potraktowania go tak jak powinna zrobić ta dziewczyna i weszłam do pokoju. Zamknęłam drzwi za sobą i rzuciłam się na łóżko. Same niecenzuralne przymiotniki przychodziły mi do głowy, gdy tylko o nim myślałam. Próbowałam się pozbyć tego wszystkiego z głowy, ale nie mogłam. Wciąż miałam przed oczami to wszystko co się zdarzyło. Ból w oczach dziewczyny jak o tym opowiadała, jej szramy na szyi i nadgarstkach. Jak on mógł jej to zrobić. Jak on może tak nie szanować kobiet...
_____________________________________
Hym… wiem, że miałam raz ostatecznie wyjaśnić sprawę tego co zdarzyło się w Mannheim, ale nie mam siły już pisać. Dziś cały dzień przepisywałam rozdział i mój mózg jest na wyczerpani, tak jak i mój kręgosłup. Boli jak cholera. Innym razem, albo po prostu poczekacie na pewną stronę www ;) Co do pytania ile Ciastko ma lat… niech odpowie Wam ona sama ;) W każdym razie jest starsza ode mnie, ale młodsza od Jareda. Adka, bardzo się cieszę, że spodobało Ci się 30SS :) To moje pierwsze prawdziwe i zakończone opowiadanie i jestem z niego poniekąd dumna. Dalszy ciąg 30SS to WIAD, więc zapraszam ;) Wiem, że ten rozdział może Was trochę… zaskoczyć. Ale akcja którą opisałam pod koniec po pierwsze jest napisana przeze mnie sprzed pół roku, po drugie jest oparta na faktach… Mam nadzieję, że jednak pozostała część rozdziału Was rozśmieszyła momentami. Dziękuję, że komentujecie i proszę, róbcie to dalej w takim stylu :) Rozdział najdłuższy w mojej karierze 13,5 strony w wordzie. Wierzcie mi, ale to nie byle co ;) No i tyle… następny rozdział nie wiem kiedy, ale postaram się, jako że mam teraz wolne napisać dość szybko. może za tydzień ok dam coś ;) A i przygotujcie się, że będzie to oczami Jareda.
A teraz proszę komentujcie. Mam nadzieję, że docenicie to jak się napracowałam nad tym rozdziałem i pokażecie to w komentarzach.
Rozdział ten dedykuję tym razem dwóm osobom. Lea dedykuję część z Braxtonem, a Ciacho części pozostałe. Dzięki laski, że jesteście i mnie wspomagacie ;*
No! Doczekałam się w końcu czegoś :D Biedny Braxiu. Mimo wszystko, zawsze mi go szkoda, bo on taki fajny fri hags jest :D
OdpowiedzUsuńAle Shannon jest szybki, nie ma co xD Niech Ciastko uważa, bo jeszcze trochę takim tempem i będą małe babeczki, tzn. szczeniaczki małe.
-cam.
Nie, nie chcę w łeb! :D
OdpowiedzUsuńKomentarz 3 str. A4?
Spróbuję.
A więc…
Blog bardzo ciekawy, kończysz w nieodpowiednich momentach x-DD
Rozdział był super. Zwłaszcza ten striptiz Jareda :D
Jestem ciekawa co się dzieje między Ciastko a Shannonem ;>
I co zrobił Jared tej Kristine?
Grrr… Ty to kończysz w momentach najciekawszych!
Kiedy kolejny rozdział? :3
Tylko nie dawaj w łeb! Ja naprawdę nie chcę.
A możesz pisać rozdziały co 2 dni? *.*
Już są te 3 strony? Nie? To jeszcze coś tam napiszę.
Hm…
Na pewno musisz pisać szybko nowe rozdziały bo wyginą ludzie na świecie. Zwłaszcza ja. A człowiek NA PEWNO może umrzeć z ciekawości. Przynajmniej ja tak sądzę.
A jak skończysz w innym momencie to blog będzie nudny. Ech… A kończ gdzie chcesz byleby rozdziały były długie :3
Starczy już, no!
Pisaj kolejny! :D
-klaudiush
„akcja opisana pod koniec jest oparta na faktach”? szczerze? dawno sie tak nie usmialam. Dziewczyno zajmij sie nauka, ogladaj programy kulinarne, seks zwierzat ale nie bierz sie za pisanie kolejnego rozdzialu, blagam, bo sie tylko osmieszasz, nie wiem czy wiesz.
OdpowiedzUsuńNiepozdrawiam.
-monika
Znieczuliłaś czytelników tymi wygłupami, a później BACH taka dawka emocji, że aż się w głowie kręci. Świetny rozdział mimo kilku błędów. ;) Dobra. Idę spać, bo wstaję za… 5 i pół godziny?! Ok. Na prawdę muszę lecieć.
OdpowiedzUsuń-onisia
Claudia wie co mysle o rozdziale. Nie bede komentowala bo nadal mam okropnego wkur*** po koncertach w Niemczech ktore nawet jak na ten zespol byly koszmarne.
OdpowiedzUsuńMam dosc obrazania mnie I Claudi. Obrazanie Claudi traktuje jak obrazanie mnie wiec jeden ciul kogo obrazacie.
Kazdy kto chce pisac i ma tyle odwagi i wyobrazni powinno sie zachecac. Dobrym w czyms nie zostaje sie bo na sie jakies wybitne zdolnosci ale najczesciej dlatego ze ciagle sie proboje I doskonali. Nikt nikogo nie zmusza do wchodzenia tutaj I czytania. Jednak jak juz to ktos robi to jego krytyka powinna odnosic sie do opowiadania a nie autora. Ocenianie czegos przez pryzmat wykonawcy jest dziecinne i zwyczajnie zajezdza swinia.
Tez czasami krytykuje Opowiadanie Klaudi. Jednak jest na tyle inteligentna ze nie traktuje tego personalnie. Jest tez na tyle wartosciowa osoba, ze nie mysli tylko o tym jak wsadzic reke w gacie Leto ( Zaloze sie ze ma grzybice) ale chce przede wszystkim dostac dobrze zaspiewany gig.
Bylam na koncercie w Niemczech. Wiem co bylo. Nie zamierzan nikomu sie tlumaczyc.
Co do mojego wieku. Jestem starsza niz 9laudia. Mlodsza niz Ciec. Wyzsza niz Shannon i tak samo owlosiona jak Tomo.
Uwielbiam Shannona za garami. Nie przepadam za Letosami poza scena. Za Jaredem ostatnimi czasy nie przepadam wogole.
Jednak to opowiadanie to fikcja. Nie mam problemu z czytaniem tego. Jezeli ktos nie rozumie tego slowa niech skorzysta ze slownika.
Co do prawdziwosci lub nie jakichs fragmentow to nikt nie moze udowodnic, ze cos jest lub nie jest autentyczne.
Pisz corcia i miej w nosie swiat. Jak nas swiat wkurzy to kupimy goldeny i pogadamy sobie na spokojnie z Letosami.
Moze jak mi przejdzie zlosc na ten pseudoband to napisze cos konkretniejszego.
Tak poza tym to jestem mila osoba. Czasami;)
-mama
Nie wiem co mam pisać. Wszystko co nasówa mi sie na mysl jest zbyt banalne. Żałuje, że nie zostałam obrazona talentem do pisania. Niestety taka prawda nawet nie umiem teraz nic sensownego napisać. W kazdym razie nie o tym chciałam. Jak zwykle rozdzial przerósl moje oczekiwania. Wypadek B. No i stroptiz Dziada haha fajne uczucie kiedy można cieszyć sie do monitora. Koncowa akcja mnie rozwaliła kiedys cos czytałam o tym była jakas taka sprawa na Twicie chyba czy cos. Nieważne. Fikcja to fikcja nie przywiazuje uwagi. Szkoda, ze nie kazdy to rozumie. Był jakis mały bład, ale nie wiem juz jaki i nie bede o nim pisać bo sama idealna nie jestem. Na koniec powiem tylko, że czekam na nowy rozdział. Oczami Jareda tak? Dobra nie zanudzam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam An
-ana
WIAD zacznę czytać soon, bo jakoś nie mam czasu.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nowy rozdział tak szybko dodałaś. Zaczęło się niewinnie (ale było śmiesznie) i BOOM! Taaaka akcja! Nawet nie wiem co napisać.
Rozdział oczami Dziada – hmm.. będzie ciekawie.
Życzę weny ;)
-adka
Niestety dopiero teraz, ale wcześniej nie dałam rady…
OdpowiedzUsuńLudzie! Nie rozumiem Was, po co tu wchodzicie? Po to, żeby zjechać autorkę z jej prywatnego życia? Ten blog jest poświęcony opowiadaniu, a nie komentowaniu zachowania autorki i nie wam jest oceniać, czy pisze ona historie oparte na faktach, czy nie i podpisuję się pod wypowiedzią Ciastka.
I wracając do tego, do czego powinnam, dzięki Ci bardzo, za dedykację! Nawet nie wiesz ile przyjemności mi sprawiłaś postacią Braxtona tutaj! Oczywiście nie obyło się bez ataku śmiechu, kiedy wylądował na lodzie ;D I te żółte okulary!!!!!! Wiem, wiem, fangirl ze mnie, ale cóż poradzę ;P Ale podoba mi się, że połączyłaś takie beztroskie wygłupy i nagle BUM (ostatnio lubię to słowo^^) z Jaredem! To było potrzebne, wtedy uświadamiam sobie, że świat wcale nie jest taki kolorowy, co nie zmienia faktu, że każde pisane przez Ciebie zdanie sprawia mi wielką przyjemność, odrywa od rzeczywistości i pozwala na wejście do świata marzeń i wyobraźni :) Dziękuję ;*
P.S.
Widzę, że poprawiasz się, jeśli chodzi o literówki, błędy itp., gratuluję! ;)
-lea
BOŻE! Dlaczego pozwalasz, żeby te wszystkie pustaki przeżywały wiek niemowlęcy?! Nie żebym chciała kogoś obrażać, ale przynajmniej minimum inteligencji każdy powinien mieć i rozumieć, że po to jest wolność słowa, żeby sobie każdy kto chce mógł pisać opowiadania, a nie po to, żeby poprawiać sobie samopoczucie cisnąc innych! Nie rozumiem takiego zachowania i nigdy nie zrozumiem. Jeśli coś się komuś nie podoba, to wcale nie musi czytać tego opowiadania. Podcinanie skrzydeł może i jest dobrą zabawą, ale tylko dla kogoś, kto sam ma pełno kompleksów. Dlatego Klaudio, jeśli usłyszę, że zamierzasz się poddać i dać satysfakcję tym pseudokrytykom, to przysięgam, że cię znajdę i skrzywdzę psychicznie! … Brzmię jak jakaś wyznawczyni w sekcie, ale prawda jest taka, że w wielu sprawach mam odmienną opinię. I jakoś ani mi to nie przeszkadza w czytaniu, ani Tobie w pisaniu. I to jest piękne. Amen.
OdpowiedzUsuńA co do samego odcinka. Bardzo mnie wciągną i nawet nie zauważyłam kiedy skończyłam czytać (i – tak na marginesie – zaraz mi pęcherz nie wytrzyma). Zgadzam się z poprzednimi opiniami, że świetnie zamydliłaś nam oczy! Najpierw haha hihi, a potem JEBS taka akcja! Ciacho (kurdę, nawet jej nie znam, a już lubię ;)) z Shannonem – juz prawie uwierzyłam w jego zdolności do czarowania kobiet, kiedy się na szczęście okazało, że chodziło o Sky’a ;) No i wkurzona Emma… Bawi mnie to ;pp Ale po prostu końcówka… Z jednej strony wiedziałam, że Jared będzie z jakąś laską, z drugiej pewnie gdybym nie była czytelnikiem, tylko bohaterką, to też bym zaczęła panikować. Niemniej jednak zaskoczenie totalne. Zgwałcona siedemnastka i to jeszcze w czasie, kiedy twoja córka śpi za ścianą… Brawo, Leto! … No i mam też taką myśl, że dzięki Ciastku Shannonowi udało się uniknąć kłopotów, bo gdyby nie miał jej w głowie, to może by uległ? ;)
Uffff… To by było na tyle… Jak to dobrze, że nie ma przymusu i nikt nie musi tego czytać… Ogłaszam koniec komentarza! ;)
-agi
Rozmowy o włosach Jareda są tak samo rozbrajające, jak te o wadze Shannona. Cyklamen, pomegranat, turkus, daltonista jeden. Portki w kaczuszki? Ja tu umieram! Dobrze, że zdążyłam przełknąć chleb zanim to przeczytałam, bo chyba bym się zadławiła ze śmiechu :D Jak wspomniałaś o okularach Braxtona to przypomniał mi się chłopak, który w przecisłoneczniakach na nosie chodził wieczorem. Ludzie i parapety… Jeez ja tych ludzi podziwiam. Koncert, potem wczesna pobudka, wywiad, audycja, a potem znowu koncert. Ja bym nie wyrobiła. Co to, to nie. Ta uwaga Klaudii jeśli chodzi o kawę bardzo trafna. Amerykanie faktycznie do najbystrzejszych nie należą. Matko, ta Emma to sadystka jakaś! Strach się bać. Jared nie chce się rozbierać? A to nowość… Majtki w kaczuszki, skarpetki w Mikołaje, czy ich wszystkich ubiera Shannon? Ten tekst z tym psem mnie zabił. Myślałam, że szykuje się jakiś romansik, a tu proszę, takie zaskoczenie. Chyba powinnam Ci podziękować, bo już tyle razy się przez Ciebie roześmiałam, że szok. 30 batoników Marsów ja już kuwa leżę! Rozbrajasz mnie, dosłownie mnie rozbrajasz! Capricorn i Echelon pod rząd? Chyba bym się posikała w gacie! Wielbię akustycznego Capricorna, prawie tak samo jak wersje studyjną. Jestem w szoku, w ogromnym, wielkim szoku! To co zrobił Jared było obrzydliwe i na miejscu Klaudii bym go chyba wykastrowała, albo przynajmniej kopnęła w jaja tak, że przez tydzień by się zwijał z bólu! Reakcja Klaudii jak najbardziej rozumiała. Teraz jestem tylko ciekawa co na swoją obronę będzie miał Leto. Ale naprawdę ten motyw z fanką był genialny, przegenialny. Wielkie pokłony!
OdpowiedzUsuń-marion
Kocham ten rozdział po prostu! < 3 Taki dłuuugi i tyle się w nim dzieje *___* Takie mogłabyś codziennie dawać! :D
OdpowiedzUsuńBiedny Braxiu poobijał sobie tyłek już na samym początku. W ogóle jakoś dużo go w tym rozdziale co fajnie wyszło ;) A może by tak jeden rozdział oczami Braxtona kiedyś? :D A co! XD Przy striptiz Geja tarzałam się ze śmiechu :D Jeszcze wyobraziłam sobie takiego malutkiego Jaredka tupiącego nogą z krzykiem, że nie będzie się rozbierał :D Jak doszło do tego co miał pod ubraniem to myślałam, że się posikam ze śmiechu xD Shann jest taki slooooodki w tym rozdziale < 3 Co do akcji na końcu… Fajnie to zrobiłaś bo zamydliłaś nam wszystkim oczy tymi śmiesznymi akcjami i nagle takie bum! :D Szczerze nie zdziwiłabym się gdyby o miało miejsce na prawdę. Jared jest do tego zdolny…
Nie wyszło mi to dokładnie tak jak chciałam ale trudno już ;) Mam nadzieję, że wystarczy Ci to powyżej ;P
PS:
LUDZIE! Chcę w najbliższym czasie widzieć tu jeszcze conajmniej 4 komentarze! ;) Był mały bunt i autorka mówiła, że jak nie będzie 15 to rozdziału też nie będzie, więc jak chcecie zobaczyć 37 rozdział oczami Jaya to komentować! :P
-foxlater