27 listopada 2010

Chapter 7 "Obiad z Shaniastym"

Chapter 7
"Obiad z Shaniastym"

Żeby tego wszystkiego było mało. Kolejnego dnia z samego rana poszedł ze mną do ambasady polskiej załatwić wszystkie formalności i wyjaśnić sytuację. Cała sprawa nie trwała dłużej niż 2 dni i to tylko dzięki znajomości aspektów prawnych przez Shannona. Byłam w przeogromnym szoku, że to on a nie jego młodszy brat lepiej znał się na prawie, ale... widać miałam jeszcze lepiej poznać braci Leto, albo raczej w ogóle ich poznać. Niedużo dni zostało do zmiany miejsca koncertowania, uściślając to trzy, ale... udało się. Przez całe trzy dni wszystko zostało załatwione jeśli chodzi o paszporty i inne dokumenty. Wiadomo, 18letniego dziecka się prawnie nie zaadoptuje, ale... Jay i tak się starał o jakieś papiery. Jednak one nie były nam potrzebne na gwałt tak jak paszport czy dowód osobisty. Gdy wróciliśmy z Jaredem z ambasady, Leto stwierdził, że czas zapoznać mnie ze wszystkimi i z ogólnymi regułami. Zdenerwowana szłam przy jego boku (już samo to było dla mnie cholernie dziwne) i starałam wymyślić co mogę powiedzieć reszcie. Weszliśmy do jednego z pokoi i stanęliśmy. Na dużym dwuosobowym łóżku siedzieli Tomo z Vicky, Braxton i Emma. Gdy nas zobaczyli przerwali rozmowy i zaczęli się w nas wpatrywać. Głos jako pierwszy zabrał Jared.
-          Chciałem żebyście przywitali naszą nową kompankę...
-          Hej!- usłyszałam od Emmy i Braxtona.
-          Witaj!- powiedziała Vicky i wstała by się ze mną przywitać.
 Przyjaźnie mnie objęła, a chwilę później dołączył do niej Tomislav oraz Braxton. Usłyszałam jak drzwi się otwierają, ale nie miałam jak się odwrócić.
-          Przytulanie beze mnie?- zapytał się Shann, którego od razu rozpoznałam po głosie i po chwili poczułam jak i on się do nas przykleja.
-          Ej bo mi ją połamiecie.- zaczął ratować mnie Jared, widząc, że bardzo im się spodobało ściskanie mnie.
 Puścili mnie jak na komendę i wrócili na swoje miejsca. Znów Jared przejął pałeczkę i zaczął im mówić kim jestem i dlaczego tu się znajduję. W pewnym momencie Tomo przerwał monolog Jaya i ze śmiechem podszedł do niego.
-          Niezły jesteś!
-          Słucham?- zapytał zdezorientowany Jared.
-          No dobry kawał!- powiedział klepiąc go po plecach.- Ten ci się udał i jeszcze fajna aranżacja. Szkoda, że częściej takich nie masz.
-          To nie jest kawał.- odezwała się do tej pory milcząca Emma.- On to mówi naprawdę.
 Tomo zastygł w bezruchu, a Shannon uśmiechnął się do mnie radośnie.
-          Choć młoda coś zjeść. Ojciec to ci pewnie tylko sałatę dał wczoraj, co?
-          Eee... Shannon ja jestem wegetarianką.- powiedziałam trochę zmieszana.
-          Kolejna?- jęknęła Vicky.- Nie kieruj się tym, że Jared to trawożerne zwierzę, człowiek naprawdę potrzebuje mięsa.
-          Ale ja jestem wegetarianką już od 3 lat. Nie lubię mięsa i nie jest to spowodowane tym, że Jared jest veganem.- zaczęłam tłumaczyć.
-          Dajcie jej spokój już. Pogadacie z nią kiedy indziej.- przerwał nam Shannon i pociągnął mnie w stronę wyjścia.
 Nie byłam przyzwyczajona do takiego traktowania, więc posłusznie szłam obok niego. Gdy tylko weszliśmy do windy, Shanimal, który był praktycznie mojego wzrostu powiedział.
-          Nie zadzieraj z nimi z tym wegetarianizmem. Wystarczy, że już mój braciszek wszystkich tym denerwuje. Ja tam pochwalam zdrowe jedzenie, ale sam jem mięso.
-          No musisz, bo inaczej byś tak nie skakał za bębnami.
-          No właśnie.- powiedział uśmiechnięty.- Potrzebujesz czegoś? Jared mówił, że nic ci nie zostało po wypadku.
-          No nie mam żadnych ubrań, kosmetyków...naprawdę niczego. Ale ja nie chcę o tak po prostu dostać...
-          Spoko. Znajdę ci jakąś robotę.- powiedział lekko mnie przytulając do siebie.
 Winda się zatrzymała i wyszliśmy z niej. Skierowaliśmy się razem do hotelowej restauracji, bo żadnemu z nas nie chciało się iść gdzieś na miasto. Ja miałam już dość po ambasadzie, a Shannon stwierdził, że ma tego dnia „lenia”. Usiedliśmy przy jakimś odosobnionym stoliku i zamówiliśmy pierwsze lepsze dania.
-          Czego chcesz się napić? W ogóle ile ty masz lat?- zapytał.
-          18.- powiedziałam chcąc zobaczyć jego reakcję.
 I tak jak się spodziewałam na jego twarzy wymalował się szok. Nikt nigdy nie wierzył mi, że jestem pełnoletnia, ale to niby dla mnie lepiej. W końcu będę mogła tak jak Jared cieszyć się opinią młodszej niż jestem. Ale na razie mi się to nie przydawało.
-          Nie wyglądasz.- stwierdził.- Ale alkohol możesz już tu pić, prawda?
-          Zgadza się, ale... poprosiłabym red bulla!
-          To świństwo?- zapytał oszołomiony.
-          Dobre świństwo. Nie mogę przecież w 100% zdrowo się odżywiać.
Leto pokiwał głową i zamówił sobie piwo, a mi red bulla.
-          No dobrze, może coś o sobie opowiesz?- zaproponował.
-          Wiesz co...wolałabym żebyś ty coś opowiedział, bo wczoraj Jared mnie oto pytał i...a ja nie lubię się powtarzać. Powiedz mi co mu się stało, że...no że w ogóle obudziło się w nim sumienie.
-          Nie wiem. Nigdy bym się po nim czegoś takiego nie spodziewał. Prędzej, że się ożeni niż, że zaadoptuje dziecko. Ale... nawet mój własny brat potrafi pozytywnie zaskakiwać. Z tego co wiem jesteś naszą fanką, nie?
-          Tak. Znaczy... żebyś nie myślał, że jestem jakimś fangirlsem. Bardzo lubię, wręcz kocham waszą muzykę...
-          Shh...- przerwał mi.- Nie uważam cię za kogoś takiego. Co prawda wszystko jest ostatnio strasznie dziwne, ale nie wyglądasz mi na taką osobę.
-          Miło to słyszeć.- odpowiedziałam uśmiechając się lekko do niego.
 Mimo, że nigdy Shannon mi się fizycznie nie podobał to miał w sobie coś co przyciągało wzrok. Szczególnie, gdy się widziało go w rzeczywistości, nie na zdjęciach czy filmach. Przede wszystkim miał ten drapieżny błysk w oczach, który był pewnie jednym z wielu powodów pozyskania ksywki „Zwierzak”. Muszę jeszcze zauważyć, że gdy mnie trochę bardziej poznał, a raczej w ogóle dowiedział się, że nie jestem jakimś fangirlsem to zaczął zupełnie inaczej mnie traktować. Już nie był spięty i nie bał się własnego cienia. Nawet rozmawiał ze mną, co było wielkim sukcesem, bo ostatnim razem jak się z nim widziałam (nie licząc tego razu jak wyszedł w samym szlafroku) to tylko pokiwał tępo głową i coś tam mruknął, a jego wzrok wyrażał, że jest przerażony, że do niego mówię.
-          Boisz się ludzi?- zapytałam.
-          Słucham?
-          Czy boisz się obcych ludzi? Bo widziałam cię już parę razy, a raz nawet zagadałam do ciebie, ale ty wydawałeś się być przestraszony tym, że do ciebie mówię.
-          A kiedy to było?- zapytał zdezorientowany.
-          Pamiętasz może koncert w Dortmundzie i później to jak wyszliście do ludzi?
-          Hym... wiem, że byłem wtedy chory.-stwierdził.- Może dlatego taki ci się wydałem.
-          Czyżby? A jak moja „marsowa matka” do ciebie podeszła w pociągu i poprosiła o autograf, też taki byłeś.
-          Może byłem zmęczony?- powiedział niepewnie.
-          Kogo chcesz oszukać?- zapytałam trochę zirytowana.- Wybacz, ale ślepa nie jestem.
-          Wiesz... gdy mam wolny czas to wolę spędzić go na relaksie niż rozmawianiu z fanami. Bardzo lubię ich słuchać, ale czasem trzeba mieć też chwilę spokoju. Zresztą sama poznasz trochę te uroki bycia z gwiazdą w trasie. Nie wiem czy Jay już się tobą chwalił na twitterze, ale wierz mi, że to zrobi.
-          Nie jestem jakimś przedmiotem żeby się nim chwalić.- powiedziałam zła.
 Shannon uśmiechnął się szeroko i oznajmił, że już mnie lubi. Kelner w końcu przyniósł nasze danie i zajęliśmy się jedzeniem. Ale trudno było nic nie mówić, więc na raz zadaliśmy to samo pytanie. Rozbawiło nas to i zaczęliśmy się śmiać.
-          Fotografia. Uwielbiam robić zdjęcia, szczególnie miejsc w których jesteśmy. Jared zresztą też bardzo to lubi. Pewnie ci pokaże album ze zdjęciami z każdego miejsca. Staramy się w ten sposób zapamiętywać miasta. Zresztą za każdym razem jak wracamy do jakiegoś miejsca to robimy znów tam zdjęcia i porównujemy z tym co widzieliśmy wcześniej. Niesamowite jest to jak się zmieniają i rozwijają te miejsca. Zresztą za każdym razem trafiamy na inną pogodą, a nawet jak jest ta sama to wszystko wygląda inaczej. Wiesz... inni ludzie, inne liście na drzewach, inne chmury. Wszystko ma znaczenie.
 Shann tak cudownie to opisywał, że nie mogłam uwierzyć w to, że ten człowiek potrafi aż tak się zatracić w tym co mówi. I najlepsze, że w przeciwieństwie do brata nie mówił powtarzających się głupot. Wszystko miało jakiś sens i cel. Bardzo mi się to spodobało. Pokazywało, że jednak Shannon nie jest ciemną istotą, a mądrym mężczyzną, który nie wylewa tego z siebie aż tak jak choćby Jared. W końcu skończyliśmy jeść a kelner podał nam rachunek.
-          Wiesz co, chodźmy teraz do sklepu. Zabierzemy ze sobą Braxtona, bo ostatnio coś tam wspominał, że chciałby sobie coś kupić.
-          Ale super!- ucieszyłam się na tę wieść, bo zawsze chciałam iść na zakupy ze starszym Leto.
 Dużo osób mówiło, że to niesamowita zabawa, a ja należałam do tych ludzi, którzy nienawidzą zakupów, więc dawka śmiechu przy tym była jak najbardziej wskazana. Wjechaliśmy razem na górę i Shannon powiedział mi do którego pokoju mam się udać jak tylko wybłagam od Jareda kurtkę, by nie zamarznąć na dworze, bo było chłodno. Stanęłam przed drzwiami pokoju młodszego Leto i zapukałam. Drzwi otworzyły się i stanął w nich Jarek z komórką przy uchu i z miną „czego?!”. Dał mi znać ręką, że mogę wejść i zaczął coś paplać przez telefon. Nie za dużo rozumiałam, bo mówił niesamowicie szybko i używając słownictwa, którego nie znałam. Usiadłam na łóżku i z nudów zaczęłam na nim podskakiwać. Nie chciałam mu grzebać w pokoju, ruszać jego rzeczy, więc wykorzystywałam jego łóżko. Ale nie zapowiadało się na to by skończył rozmawiać. W pewnym momencie przerwał w pół zdania i rozłączył się.
-          Chciałaś czegoś?- zapytał patrząc na mnie.
-          Hym... czy mógłbyś pożyczyć mi jakąś bluzę lub kurtkę, bo idę z Shannonem i Braxtonem na zakupy.
-          Jasne.- odpowiedział i wyjął z walizki czarny płaszcz.- W tym ci powinno być ciepło. Będzie na ciebie trochę za duży, ale nie mam nic odpowiedniejszego.
-          Dzięki!- powiedziałam zabierając płaszcz i wyszłam z jego sypialni.
 Skierowałam się w stronę pokoju, który znajdował się na końcu przeciwległego korytarza i do którego miałam się udać już gotowa na podbój sklepów. Stanęłam przed drzwiami i właśnie w momencie, gdy już podnosiłam rękę by zapukać ktoś przesłonił mi oczy swoimi dłońmi.
-          Shannon?- zapytałam niepewnie, bo tylko on przychodził mi na myśl.
-          Skąd wiedziałaś?- zapytał zdejmując dłonie z mojej twarzy.
-          No może dlatego, że tylko z tobą miałam się spotkać tutaj?- odpowiedziałam pytaniem.
 No i tym oto sposobem Leto właśnie zaprzeczył swojej inteligencji, którą zdobył podczas obiadu. Ominął mnie i bez pukania wszedł do środka pokoju.
-          Woooohoooooo!- wykrzyknął i skoczył na biednego Braxtona, który robił coś przy komputerze.
-          Shannoooon!!!- usłyszałam jego krzyk, który wyrażał raczej miłe zaskoczenie niż wściekłość.
 Podeszłam bliżej i zobaczyłam, że Shanimal jak głupi szczerzy się do ekranu. No tak. Braxton właśnie prowadził swój ustream. Stanęłam z obok nich, ale tak żeby kamera mnie nie obejmowała. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że moi znajomi nic o mnie nie wiedzą. Co się ze mną dzieje, dlaczego nie odzywam się do nich.
-          Chodź tu.- powiedział Shannon uśmiechając się do mnie.
-          Nie dzięki.- szepnęłam pokazując, że nie chcę się pokazywać tym ludziom.
 Bardzo możliwe, że ktoś ze znajomych właśnie oglądał czat z Braxtonem i ciekawe co by sobie pomyśleli widząc nas razem. Nie byłoby to nic dobrego, znając życie. Wolałam jeszcze nikomu nie mówić o mojej sytuacji. Co prawda myślałam o jednej osobie do której chciałam zadzwonić, ale nie miałam z czego... a nie chciałam zabierać sprzętów należących do Marsów i ich ekipy. Braxton jak na złość wziął laptopa w łapy i obrócił go w moją stronę mówiąc bym nie była taka nieśmiała. Widząc mój wzrok od razu ustawił komputer w normalnej pozie, ale i tak to co zrobił zdenerwowało mnie niebywale.
-          Wybaczcie, ale ta dwójka zabiera mnie na zakupy. Nie... nie zaśpiewam już nic, bo oni się niecierpliwią. Kto to jest? Hym... dowiecie się niedługo. Cześć wszystkim byliście wspaniali!
 Popatrzyłam na mężczyzn i zaczęłam zakładać płaszcz. Jak się okazało w barach był na mnie za duży, ale nie wyglądałam w nim masakrycznie. Braxton już chciał coś powiedzieć, ale pokazałam mu środkowy palec wychodząc tymże z jego pokoju. Nie ja wcale nie byłam wściekła, skąd. Przy windzie obydwoje mnie dogonili.
-          Ej przepraszam.- powiedział Brax.
 Wzruszyłam ramionami i nacisnęłam ponownie przycisk przywołujący windę.
-          Ej Klaudia, naprawdę przepraszam.- znów powiedział Olita.
-          A ja mam to gdzieś.- odpowiedziałam zła.
-          Jesteś niemiła.- powiedział Shannon łapiąc mnie za ramię.
-          Nie dotykaj mnie.- warknęłam na niego, ale widząc jego surowy wzrok trochę spuściłam z tonu.- Okej, chcę żebyśmy coś ustalili. Jak czegoś nie chcę to naprawdę znaczy, że nie chcę. Wiesz co, mam kilku znajomych, którzy oglądają te twoje czaty, a ja jeszcze nie jestem gotowa by im powiedzieć co zaszło. Rozumiecie?
-          Tak... przepraszam jeszcze raz.- powiedział skruszony Latynos.
-          No okej, wybaczam.- powiedziałam i uśmiechnęłam się lekko do niego.- Tak w ogóle to miażdżysz mózgi tymi czatami.- zaśmiałam się na wspomnienie 3 godzinnego czatu z Braxtonem, który wcześniej spóźnił się prawie 2 godziny, głupawki z Jessy i pisania naszych myśli o Batonach.
-          Co robię?- zapytał zdezorientowany.
-          Miażdżysz mózgi. Super są te czaty, ale z tym 3 godzinnym to przesadziłeś, a że uwielbiam oglądać twoje popisy, więc nie umiałam go wyłączyć i tak ślęczałam nad ekranem razem z Jessy i słuchałyśmy ciebie.
-          No to dobrze. Miło to słyszeć.-odparł uśmiechając się szeroko.
 Zjechaliśmy windą na sam dół i wyszliśmy przed hotel. Shannon stwierdził, że najlepiej będzie wziąć taksówkę i tak też zrobiliśmy. Pół godzinny później staliśmy w domu handlowym w centrum Londynu. Powędrowaliśmy do ruchomych schodów i wjechaliśmy na pierwsze piętro, które zawierało ubrania dla mężczyzn. Popatrzyliśmy na siebie, bo byłam pewna, że Braxton tu się od nas odłączy, ale powiedział, że najpierw kupią mi jakieś rzeczy, a potem zajmą się sobą. Ucieszona wjechałam z nimi aż na 3 piętro i tam dopiero rozpoczęła się zabawa.
  





9 komentarzy:

  1. Marlena / xxfokusowaxx
    Ja chce! Na fbl albo na gadu 28755741:) a odcinek fajny:) najbardziej podobał mi się motyw z opisywaniem zdjęć przez Shannona:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Lea
    ja też poproszę na gg – 7367059 :) w ogóle to uwielbiam to!

    OdpowiedzUsuń
  3. hune
    świetny rozdział! jeżeli będziesz miała czas to napisz na fbl hune.fbl.pl lub gg: 8025259 :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Lolka
    Mam pytanie. Czemu żeby wejść na twojego jeśli się nie pomyliłam bloga This Is War trzeba wpisać jakiś kod?

    OdpowiedzUsuń
  5. Klaudia
    A tak dla zabawy ;) jak chcesz to pisz na moje gg… albo twittera @artemis_p

    OdpowiedzUsuń
  6. Patt
    Uwielbiam Twoje opowiadanie, al błagam cię – dodaj szybko nowy odcinek :)
    http://thirty-seconds-to-stories.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Gochex7
    Opowiadania zajebiste ;D Kiedy nowa częśc ?

    OdpowiedzUsuń
  8. Mama
    Chcialam oswiadczyc a nawet zakomunikowac a raczej poinformowac tych co sie jeszcze nie zorientowali, ze jestem ogromnym, najwiekszym I bezwstydnym fangirsem Shannona. Twojego Shannona. Nic wiecej nie moge napisac bo to blog bez ograniczen wiekowych:D

    przypomnialas mi jak go spotkalam w pociagu I jaki byl wystraszony:) slodziak okropny

    OdpowiedzUsuń
  9. Shann wczuł już się w role dobrego wujka... , który zachowuje się czasem jak dzieciak

    OdpowiedzUsuń