3 października 2011

Chapter 39 "Kocham cię ty mój Kucyku"

Chapter 39
"Kocham cię ty mój Kucyku"

ROZDZIAŁ OCZAMI SHANNONA LETO


Weszliśmy do pomieszczenia, w którym miało być spotkanie. Głowa jeszcze trochę mnie bolała, po wczorajszej zabawie. Żeby nie było, to nie przez zbyt dużą ilość alkoholu tak łupało mi w głowie, a przez to, że Milicevic wziął mnie na barana i zapomnieliśmy o suficie, co skończyło się tym, że porządnie zaryłem makówką. Oczywiście wtedy nam było do śmiechu, w końcu procenty sprawiają, że takie rzeczy wydają się śmieszne. Szkoda, że to nie trwa trochę dłużej. Śniadania, jak i dojścia po śniadaniu do pokoju nie pamiętam. Cały czas do spotkania przed wyjazdowego spałem. Chyba, nie do końca wiem, co się działo. Stanąłem przy oknie i czekałem na resztę, która powoli wtaczała się do pomieszczenia. Ostatni swoje cztery litery przytaszczył Braxton. Na szczęście tym razem nie miał laptopa ze sobą. Gdy byli już, jak mi się wydawało, wszyscy, Emma zaczęła nam opowiadać o dalszych planach. Ja jednak zwróciłem uwagę na brata. Jared popatrzył po zebranych i zmarszczył brwi. Potarłem czoło zastanawiając się kogo szuka, bo autentycznie to robił wzrokiem.
-          Gdzie jest Klaudia?- zapytał zebranych przerywając swojej asystentce.
 Cisza. Emma wzruszyła wraz z Tomo ramionami. Tim za to pokiwał głową na znak, że nie ma pojęcia gdzie jest dziewczyna. Jared odwrócił od nas wzrok i przybrał zamyślony wyraz twarzy. Gdzie ona mogła być? Emma znów zaczęła mówić o planie jutrzejszego dnia, ale ja przyglądałem się bratu. Zupełnie nie przejmował się tym co mówi jego asystentka, a zawsze z uwagą jej słuchał, tylko skulił się w fotelu i zamyślony wpatrywał się w jeden nieokreślony punkt. Sam też byłem ciekaw, dlaczego Młodej nie było z nami. Może po prostu spała, albo gdzieś wyszła. Nie mam pojęcia.
-          Jared, wszystko w porządku?- rozległ się głos blondynki, a mój brat podniósł głowę i popatrzył na nią zdezorientowanym wzrokiem.
 Po chwili jednak oprzytomniał i kazał jej ciągnąć tę przemowę. Dziewczyna westchnęła i mówiła dalej. Kay jednak nadal błądził myślami gdzieś daleko stąd. W końcu spotkanie się zakończyło i wszyscy zaczęli się rozchodzić. Podszedłem, więc do brata, by spytać co się dzieje, że jest taki nieobecny. Może to było z powodu tej akcji z dziewczyną, ale... przecież oni w miarę się pogodzili, więc musiało chodzić o coś innego. Z drugiej strony to ich obecna relacja nie wyglądała najlepiej. Jedyną dobrą rzeczą było to, że nie obchodzili siebie na kilometr i nawet czasem zamienili kilka słów. Stanąłem przed młodszym bratem, który nadal siedział w fotelu z założonymi rękoma i wpatrywał się w jakiś punkt przed sobą. Nawet nie zauważył tego, że pojawiłem się przed nim. Zero reakcji tylko upewniło mnie, że nie jest najlepiej.
-          Jared?- zapytałem, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę.
 Braciszek zamrugał oczami i popatrzył na mnie, nagle zdając sobie sprawę, że stoję przed nim.
-          Czego?- odpowiedział opryskliwie, co mnie zaskoczyło.
 W końcu nic złego mu nie zrobiłem, a on od razu zaczyna rozmawiać takim tonem, jakbym zabił mu kota patelnią.
-          Co się dzieje, braciszku?- zapytałem spokojnie.
-          Nic.- odburknął i wstał z fotela chcąc mnie ominąć.
 Ja jednak zatrzymałem go i odwróciłem w swoją stronę. Miałem dość takiego traktowania. W końcu pomogłem mu w jakimś stopniu z Młodą, to chcę wiedzieć o co chodzi tym razem. Tym bardziej, że znów wygląda jakby zrobił coś złego. Znam go zbyt dobrze, by mógł przede mną to ukryć.
-          Jeszcze raz tak zrobisz, a tym razem moją siłę poczuje twoje krocze. Co się z tobą dzieje, że się tak zachowujesz? O co znów chodzi?
 Kay słysząc mój ton spuścił uszy po sobie i wrócił na fotel. Przygarbił się i skulił, przez co wyglądał tak żałośnie, że pożałowałem swojego ostrego tonu. Nie chciałem żeby to aż tak zabrzmiało. Kucnąłem obok niego i kazałem mu spojrzeć w moje oczy. Zrobił to, a ja dostrzegłem w jego dwóch niebieskich jeziorach strach i poczucie winy.
-          Wczoraj mnie trochę poniosło.- wyszeptał.- Pokłóciłem się z Klaudią.
-          Nic nowego, u was to normalne, choć wolałbym żebyście dali sobie spokój.- odpowiedziałem uspokojony, bo w końcu oni obydwoje obrażeni na siebie to ostatnimi czasy norma.
-          Kazałem jej się wynieść...
 Te słowa sprawiły, że zesztywniałem. Mam nadzieję, że Klaudia się go nie posłuchała. Zresztą powinna wiedzieć, że w chwilach słabości on gada głupoty.
-          Ona i jej rzeczy zniknęły...- wyszeptał, po czym znów podniósł wzrok, a w jego oczach dostrzegłem kompletne roztrzęsienie.
 W mojej głowie taśma zaczęła się cofać do dzisiejszego poranka, gdy spotkałem Klaudię z walizką. Jako, że byłem na naprawdę dużym kacu, myślałem, że to fikcja. A jednak chyba była prawdą...
-          Nie wiem gdzie ona jest. Zostawiła portfel i telefon w pokoju.
-          Ja ją dziś spotkałem... Wyszła z walizką z hotelu...- powiedziałem.
-          Co?! Pozwoliłeś jej tak wyjść?!- zaczął się wydzierać mój brat.- Czyś ty kompletnie zgłupiał?!
-          Wybacz, ale to nie ja jej powiedziałem, żeby odeszła. Poza tym miałem mega kaca i nie do końca kontaktowałem.
 Panika w spojrzeniu brata złagodziła mój gniew na niego. Jared schował twarz w dłoniach próbując się uspokoić. No to mamy problem. I to porządny. Gdzie ona mogła pójść? Dosłownie wszędzie. A w nocy wyjeżdżamy do Pragi.
-          Musimy ją znaleźć przed wyjazdem.- odezwał się opanowanym głosem Kay.
-          A co jak nie znajdziemy?- zapytałem bojąc się odpowiedzi.
-          Lepiej ją znajdźmy. Zwołaj wszystkich. Nie ma dziś czasu wolnego. Chyba, że przejście się po mieście i szukanie jej akceptują jako czas wolny.
 Pokiwałem głową i już chciałem odejść, gdy poczułem jego dłoń na ramieniu. Odwróciłem się, a on wyszeptał.
-          Nie daję sobie rady. Wszystko chrzanię.
-          Będzie dobrze, znajdziemy ją.- odpowiedziałem przytulając go do siebie.
 Chwilę tak staliśmy w uścisku, ale trzeba było ruszać. Zostało tylko kilka godzin, by ją odnaleźć. Po krótkim spotkaniu, które nic nie wyjaśniało pozostałym, rozpoczęły się poszukiwania. Ja chodziłem z Timem, szukając Młodej we wschodniej części miasta. Spędziliśmy tak na chodzeniu i rozglądaniu się jakieś 5 godzin. Wykończeni wróciliśmy około 17 do hotelu. Niestety nie natrafiliśmy nawet na jej ślad. O 19:30 wszyscy zebraliśmy się w sali konferencyjnej z tym samym wynikiem. Dziewczyna się rozpłynęła.
-          Może wróciła do Polski?- rzucił Tomo, a Jared drgnął.
-          Niemożliwe. Zostawiła wszystkie dokumenty i telefon tutaj.- szepnął kompletnie zdołowany.- Dzwonię na policję.
-          Skretyniałeś. Znajdzie się. To dorosła dziewczyna, wie co robić.- włączył się do rozmowy Brax.
-          Chciałabym dodać, że jeśli chcesz zgłosić tutaj zaginięcie, musisz odczekać 24 godziny, inaczej nic z tego...- dodała, jak zawsze wszech wiedząca Emma.
-          To co mam robić?!- powiedział zdesperowany.
-          Nic. Musimy już jechać do Czech...
-          Jak możemy jechać bez niej? Ona gdzieś tu jest!
-          Nie mamy wyjścia. Ona dobrze wie, że dziś wyjeżdżamy. Jeśli nadal chce z nami jechać to przyjdzie.
 Jared patrzył na nią nie dowierzając w to co słyszy, a potem odwrócił się i wyszedł z miejsca naszego spotkania. Wszyscy milczeli wpatrując się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał mój brat. Nastała krępująca cisza, którą przerwał dopiero Tim.
-          Ja pójdę jej jeszcze poszukać. Będę najpóźniej za godzinę.
 Po tych słowach, nie patrząc na nas, podążył śladami Kay’a. Reszta spojrzała na siebie i westchnęła.
-          No to mamy problem.- mruknął Tomo patrząc na swoje buty.
-          Czemu ona uciekła?- zapytał zdezorientowany Braxton.
-          A jak myślisz?- parsknął Milicevic podnosząc głowę.- Pewnie SZEF znów jej dopiekł. Ja jej się wcale nie dziwię.
-          O co ci chodzi?- zapytałem patrząc na niego złowrogo, bo zaczynał swoją wypowiedzią podążać w złym kierunku.
-          Ja na jej miejscu już dawno bym stąd zwiał. Traktujecie ją jak głupie dziecko, wręcz szmatę, to co się dziwicie, że potem znika?
 Odebrało mi mowę po słowach, jak mi się wcześniej wydawało, naszego przyjaciela. Chorwat z zażenowaniem pokręcił głową i wyszedł z pokoju. Zostałem z Emmą i Braxtonem. Olita od razu spuścił wzrok, a Emma uważnie przyglądała się naszej konwersacji.
-          Czy da się coś zrobić?- zapytałem blondynki.
Jej spojrzenie wyrażało zarazem smutek jak i bezwzględność. Pokiwała negująco głową, po czym się odezwała.
-          Za półtorej godziny zbiórka. Przykro mi, ale praca to praca.
 W końcu i ona wyszła, a za nią powlókł się Latynos. Zostałem sam, w niewielkiej salce, zastanawiając się co robić. Ludbrook miała rację. Nic nie można zrobić. Dziewczyna, jak powiedział Jay, zabrała swoje rzeczy zostawiając przy tym telefon, który był jedyną możliwą formą kontaktu z nią. Ruszyłem w stronę wyjścia i zobaczyłem Olitę grubo opatulonego, w szaliku i czapce.
-          Idę jej szukać.- powiedział i wyszedł na dwór.
 A ja udałem się w drugą stronę. Mimo całej mojej sympatii do dziewczyny, wiedziałem, że to bez sensu. Wróciłem do swojego apartamentu i położyłem się na łóżku. Pierwsze co mi przyszło do głowy to sprawdzić zdjęcia w aparacie. Jestem ciekaw co Klaudia zrobiła, bo w końcu wcześniej nie miałem czasu, by obejrzeć jej dzieła. Wyjąłem swojego wysłużonego już Nikona z torby i włączyłem podgląd. 3659 zdjęć. Pokaźna sumka. Zacząłem, więc od numeru 1, jak każdy normalny człowiek. Pierwsze kilkanaście zdjęć to zabawa z ustawieniami. Raz całkowicie czarne zdjęcia, a raz śnieżnobiałe. Czasem na niektórych pojawiały się kontury, ale nie byłem stanie domyślić się czego one są. W końcu zaczęły się zdjęcia naszej ekipy. Tego jak wnoszą sprzęt na halę, ustawiają triadę, czy zaznaczają w których miejscach mają stać wzmacniacze. Przy okazji na kilku zdjęciach uchwyciła uśmiechy tych ludzi, zabawę z ustawianiem tych wszystkich rzeczy, ale też i grymasy niezadowolenia. Kolejne fotografie przedstawiały nas, jako zespół, w garderobie. Toma, który leżał na kanapie i spał. Braxtona wlepionego w ekran komputera, mojego brata przeglądającego się w lustrze. Kilkadziesiąt pozostałych ukazywało mnie i Tima palących na zewnątrz. Niektóre z tych zdjęć były naprawdę godne uwagi. Potem przeszedłem do zdjęć publiczności, następnie supportu i nas samych na scenie. Dłuższą chwilę poświęciłem fotografii przedstawiającej mnie i Jareda, gdy się obejmujemy po koncercie. Takie spontaniczne, szczere zdjęcie. Już dawno nie pamiętam żebym miał z nim takie. A w końcu praktycznie codziennie robią nam wspólne zdjęcia. Odłożyłem aparat zastanawiając się co może robić dziewczyna. Jest zima, a ona po prostu znika z walizką, bez pieniędzy, bez telefonu. Powoli zaczęło do mnie docierać co to oznacza. A ja... mogę się tylko modlić, by przyszła na czas pod autokary. Niech schowa swoją dumę i wróci. Nie mogę uwierzyć, że Jay był w stanie ją wyrzucić. Toż to w sobie nie ma ani grama logiki. Tym sposobem, na pewno się nie pogodzą. Nie rozumiem zachowania zarówno Jareda, jak i Klaudii. Po co oni to robią? Dziewczyna powinna w końcu zrozumieć, że tak właśnie wygląda życie gwiazd rocka. Ale ona nadal była na niego wściekła. Dodatkowo i trochę na mnie za to co jej ostatnio opowiedziałem o naszym życiu. Nawet nie zauważyłem, jak szybko minął mi czas na tym rozmyślaniu. Zamknąłem wieko walizki i pociągnąłem ją za rączkę na korytarz z windami. Stał już tam Tim, który pisał coś na telefonie. Zostawiłem bagaż przy jego i wróciłem się po torby. Zamknąłem za sobą drzwi i tak obładowany podszedłem do basisty.
-          Nie ma jej?
-          Nie.
 Westchnąłem z rezygnacją i zamknąłem oczy. Po prostu masakra. Ten jej przyjazd to jakaś fala nieszczęść. Nie mam nic przeciwko jej osobie, zawsze nas rozśmieszała, ale tym razem. Wszystko nie idzie tak jak powinno...
-          Wchodzisz?- zapytał mnie Kelleher, a ja otworzyłem oczy.
 Szybko władowałem się z rzeczami do środka i zjechaliśmy tak na dół. Wręczyłem swój klucz Emmie, która hurtowo miała je wszystkie oddać recepcjoniście, po czym wyszedłem na lodowate powietrze i udałem się do drugiego czarnego autokaru. Gdy już stawiałem prawą stopę na stopniu prowadzącym do wnętrza pojazdu, poczułem jak lecę do tyłu, więc czym prędzej złapałem się ramy drzwi. Odwróciłem się i zobaczyłem brata w rozpiętym płaszczu, niedbale okręconym niebiesko-białym szalikiem oraz z burzą tych okropnych niebieskich kudłów. Nie mogę nadal pojąć po co on to robi. Ten różowy, teraz niebieski. Po cholerę? Jeszcze jak ten jego cyklamen mu pasował, to błękit kompletnie mu nie leżał. Był w nim przerażająco blady i wyglądał jak zombie. Zszedłem ten jeden stopień ponownie stając na zaśnieżonym chodniku. Włożyłem dłonie pod pachy i skuliłem się, gdyż było mi zimno. Nie odzywałem się, czekałem aż coś powie.
-          Nie ma jej.- powiedział spanikowany.
-          Nic na to nie poradzisz. Nie mamy wyjścia, jedziemy.- odpowiedziałem spokojnie, mimo że podzielałem część zdenerwowania brata.
 Kay pokiwał głową na znak, że rozumie i odszedł w stronę swojego autokaru. Patrzyłem za nim stojąc na zewnątrz pomimo mrozu. Był naprawdę zdołowany i czuł się winny. Nagle zatrzymał się i podniósł głowę. Serce zabiło mi szybciej myśląc, że zobaczył Klaudię, lecz on się odwrócił i zaczął biec w moją stronę. Zatrzymał się przede mną i z nadzieją w oczach zaczął mi tłumaczyć co wymyślił.
-          I co ty na to?- zapytał podekscytowany wpatrując mi się w oczy, jakby szukał w nich aprobaty.
 Westchnąłem i położyłem mu dłonie na ramionach. Jego plan był dobry, lecz miał pewne wady, które musiałem mu pokazać. Jego oczy błyszczały niecierpliwe i pełne wiary w powodzenie planu, który jednak musiał ulec pewnym zmianom.
-          Jared... ale ty wiesz, że to jest niemożliwe? Jutro masz od samego rana wywiady, konferencje i sesje. Nie możesz od tak tego odwołać i nie przyjechać.
-          Jak to nie mogę! Jestem Jared Leto i mogę wszystko!- wykrzyknął, a nadzieja w jego oczach przerodziła się w złość.
-          Jared...- jęknąłem widząc, że gniew znika, a zastępuje go smutek.
-          Poddaję się.- wyszeptał garbią się.- Nie mam już sił i pomysłów.
-          Ty się poddajesz?- zapytałem nie wierząc w to co słyszę.- Ty?!
-          Tak... Przepraszam Shann, że cię w to wplątałem i wyładowałem na tobie emocje.- wyszeptał pełnym bólu głosem.
-          Jay. Nie masz mnie za co przepraszać... Kucyku.- wyszeptałem i objąłem go mocno.
 Chwilę musiałem poczekać, aż i jego ramiona niepewnie oplotą mnie w klatce, a potem przytuliłem go do siebie. Kocham tego wariata i nie chcę żeby był nieszczęśliwy. A teraz właśnie taki jest. Wiem, że to tylko i wyłącznie jego wina, ale szkoda mi go. Bardzo to przeżywa, mimo że na zewnątrz tego tak nie widać. Ja dostrzegam to w jego oczach.
-          Mam!- wykrzyknął mi do ucha odskakując.
-          Co masz?- zapytałem masując ucho na znak, że ciut za głośno się wydarł do niego.
-          Mam pomysł! Ty to zrób!
 Zastygłem z jedną ręką przy uchu, patrząc szeroko otwartymi oczami na mojego brata, który znów odzyskał nadzieję. Gdy dotarło do mnie o co prosi, a także to, że jest to jedyne wyjście z tej sytuacji... zgodziłem się. Nie miałem wyboru. Ja też chciałem, żeby dziewczyna do nas wróciła. Kay pociągnął mnie w stronę swojego autokaru i opowiedział o swoim pomyśle Emmie. Kobieta nie była nim tak zachwycona, jak jej pracodawca, ale stwierdziła, że jeśli ma to pomóc Jaredowi w uspokojeniu się i pozwoleniu jej normalnie pracować, zgodziła się nam pomóc. I tak oto chwile później patrzyłem, jak dwa czarne autokary odjeżdżają w noc. Zawiał bardzo nieprzyjemny, chłodny wiatr, więc czym prędzej wróciłem do hotelu. Samolot miałem o 6 rano, więc o 4 musiałem stąd wyjechać. Była już 21, więc nie zastanawiając się za długo, usiadłem w fotelu w holu, by móc obserwować wejście do hotelu. Może Jay ma rację, dziewczyna tu wróci, chociażby po dokumenty. Jednak minuty mijały. Minęła godzina, a ja o mało co nie zasnąłem czekając na nią. Z kwadransu na kwadrans traciłem nadzieję, że ona tu przyjdzie. Potarłem zmęczone oczy i oparłem głowę o zagłówek fotela. Byłem wykończony tym wszystkim. Najpierw próba uspokojenia i ukojenia wspomnień oraz czynów Jareda, potem przekonanie Klaudii, że takie jest już życie, następnie kolejna próba ich [pogodzenia, a teraz to. Ale się dobrali. Obydwoje trzaśnięci i nie dający żyć reszcie towarzystwa przez swoje humory. A ja jak zwykle nic z tego nie mam.
 Przed oczami stanęła mi postać Renaty. Kobieta ta nie była może z wyglądu moim ideałem, jednak coś w niej pociągało mnie tak, że zastanawiam się do tej pory czy mogłem lepiej się jej zaprezentować. Widziałem ją już wcześniej na kilku koncertach, zawsze w tym samym miejscu, ale wiadomo. Fanka to fanka. A potem okazuje się, że to „matka” Klaudii. Życie jest naprawdę dziwne i zaskakujące. Poznałem tę kobietę i muszę powiedzieć, że już od dawna nie widziałem tak inteligentnej i wyważonej osoby, która dodatkowo jest urodziwa. Przypomina mi trochę mojego brata. Taką damską wersję jego. Ładna, mądra i pyskata. Skłamałbym gdybym powiedział, że się mnie nie podoba. Dawno już nie czułem takiego pociągu do kobiety. Zresztą miałem kogo chciałem na zawołanie. Zdaję sobie sprawę, że nie jestem zbyt urodziwy, przynajmniej nie tak jak Jared, ale dzięki statusie gwiazdy rocka, mogę mieć każdą. A Renata... Pomimo, że trochę flirtowaliśmy, to ona wydaje mi się osobą, która się ze mną bawi, jednak w inny sposób. Nie taki by po prostu mnie zaliczyć. Zresztą nie do końca to ogarniam. Ale to bardzo ciekawe doświadczenie, bo przywykłem do kobiet, które robią wszystko co tylko im powiem. Czuję, że jakbym coś jej rozkazał, to bym od razu dostał w twarz, albo co gorsza w kroczę. Jay poradził mi żebym kupił jej kwiaty. Popatrzyłem wtedy na niego, jak na skończonego debila. Ja i kwiaty?! Prędzej bym musiał upaść na głowę... Ale jednak przed umówionym z nią spotkaniem, zaszedłem do kwiaciarni. Zdziwiony spostrzegłem, że wybór jest... jakby to ująć... żaden. Stanąłem przed dwoma dużymi wazonami. W prawym stały 3 krwistoczerwone róże, a w lewym jedna żółta. Z tego to nawet bukietu nie da się zrobić. Podeszła do mnie stara kobiecina i westchnęła.
-          Przez tę zimę nie dojechały mi kwiaty. Mogę panu w czymś pomóc?- zapytała z takim akcentem, że ledwo ją zrozumiałem.
 Kobieta musiała być ze Szkocji, gdyż naprawdę zrozumieć ją było sztuką. Niby jeden i ten sam język, a tak różny. Zrobiłem zakłopotaną minę i wytłumaczyłem jej czego potrzebuję.
-          A co pan powie na te czerwone róże? Zrobię z nich skromny bukiecik.- zaproponowała wskazując na kwiaty.
 Patrząc na nie przypomniałem sobie słowa Jareda. „Jeśli chcesz ją zaskoczyć to nie kupuj jej czerwonych róż. Bądź oryginalny.”. Kierując się tym co powiedział mój brat, poprosiłem jednak o tę samotną żółtą różę. Wyglądała lepiej od tych czerwonych, bardziej świeżo, ale była tylko jedna. No cóż, trudno. Jedna musi wystarczyć. Kobieta podcięła kwiatek i popsikała go jakimś specjalnym preparatem. Zawinęła w papier, by nie przemarzła na zewnątrz i wręczyła mi ją. Wyjąłem portfel, by zapłacić, lecz staruszka z uśmiechem na ustach powstrzymała mnie.
-          Nie trzeba. Pana kobieta musi być naprawdę wyjątkowa, skoro nie kupuje pan czerwonych róż.
 Pokiwałem zawstydzony głową i wyszedłem na zimne powietrze Manchesteru. Gdy sprezentowałem Renacie ten kwiat, ona uśmiechnęła się tak ładnie, że kamień spadł mi z serca. Nie jestem zbyt romantycznym człowiekiem, ale wtedy starałem się być wtedy dżentelmenem. Przepuściłem ją w drzwiach do kawiarni na rogu, przysunąłem krzesło i przyniosłem dwa ogromne kubki kawy. Kobieta wciąż zerkała na różę, którą ode mnie dostała i uśmiechała się. W pewnym momencie zapytała mnie, skąd pomysł na żółtą różę.
-          Nie podoba ci się?- zapytałem przestraszony.
-          Nie oto chodzi.- czemu nie standardowa czerwona róża?- mówiąc to przekląłem siebie za wybór tego koloru.
-          Bo...- zacząłem, ale się zawiesiłem.- Jesteś inna i wyjątkowa.
-          Kocham żółte kwiaty. Moje ulubione. Za to czerwone... są dla takich osób, jak twój brat.- powiedziała uśmiechając się.
 Ech, strzał w 10 z tą żółtą różą! Dziękuję braciszku za twoje rady!
 Podniosłem głowę z oparcia fotela i rozejrzałem się wokół. Zegar wskazywał na 23:23. ktoś o mnie myśli, pewnie niejedna fanka. Mój pęcherz też o mnie pomyślał, dając mi o sobie znać, więc wstałem i udałem się do toalety, by opróżnić go z nadmiaru płynów. Gdy wróciłem do holu, zdecydowałem się zapytać recepcjonistki czy w czasie mojej nieobecności była tu Klaudia. Wątpiłem w to, ale lepiej było się upewnić. Jared inaczej by mnie zamordował, gdyby jednak okazało się, że była, a ja zawaliłem sprawę. Podszedłem do białej lasy i przywitałem się z młodą, rudą dziewczyną.
-          chciałem się dowiedzieć czy nie było tu może jakiejś dziewczyny?
-          Hym... A mógłby ją pan opisać?- zapytała uśmiechając się delikatnie.
-          Średniego wzrostu, ciemne włosy, niebieskie oczy, w brązowym płaszczu z futerkiem przy szyi...
-          A tak. Przed chwilą pytała się, czy nie znaleźliśmy chyba jej telefonu i portfela w pokoju, w którym ponoć przebywała. A potem wyszła...- ciągnęła, lecz ja już biegłem w stronę drzwi.
 Nawet nie zapiąłem kurtki, czy nie założyłem szalika. Wyleciałem na ulicę przed hotelem i rozejrzałem się. Pusto. Cholera! Jared mnie zabije! Że akurat wtedy zachciało mi się sikać! Nie wiedząc w którą stronę biec i jej szukać, zdałem się na instynkt. Podbiegłem w prawo. Gdy dobiegłem do skrzyżowania, straciłem nadzieję, że ją znajdę. Możliwe, że poleciałem w ogóle w złą stronę. Jednak biegłem dalej przed siebie, aż w końcu do mnie dotarło, że to bez sensu. Wróciłem już wolniejszym chodem do hotelu. Załamany złapałem za torbę i poprosiłem dziewczynę, by zamówiła mi taksówkę na lotnisko. Recepcjonistka przyglądała mi się z zaciekawieniem, lecz spełniła moją prośbę. Tym razem zapiąłem się i obwiązałem szalikiem jak trzeba. Wściekły na siebie pożegnałem się z kobietą, gdy oznajmiła mi, że taksówka już czeka. Wsiadłem do wnętrza auta i powiedziałem, gdzie chcę jechać. Kierowca milczał przez całą drogę, lecz co mu się dziwić. Znał tylko podstawy angielskiego, a ja jego języka ani trochę. 40 minut później siedziałem już w Starbucks’ie na lotnisku i wyklinałem cały świat. Genialny plan Jay’a, a klapa w jego realizacji. Dzięki mnie. Przyłożyłem głowę do stołu i walnąłem nią o blat.
-          Kurwaaa!- wysyczałem ze złością.
 Otworzyłem mój plecak i wyjąłem z niego telefon. Zobaczyłem na wyświetlaczu, że mam 34 połączenia nieodebrane. Cholera, nie słyszałem dźwięku, czy jak? Gdy jednak odblokowałem klawiaturę, okazało się, że przez przypadek wyciszyłem iphone’a. Kliknąłem na powiadomienia i okazało się, że wszystkie nieodebrane były od mojego brata. Pewnie nie śpi martwiąc się. No cudnie... Jestem geniuszem. Jeszcze wpędzę brata do grobu i będzie. Wybrałem jego numer i przyłożyłem urządzenie do ucha. Nawet nie zdążyłem się wsłuchać w pierwszy sygnał, gdy odebrał.
-          I co?  Jest?- wręcz wykrzyknął do słuchawki.
-          Nie.- odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
-          Cholera! A ty nie wiesz od czego służy telefon?
-          Przepraszam, wyciszyłem go i nie zauważyłem, że dzwoniłeś.
-          No tak, bo to jest za trudne by się domyślić, że będę to robił. Gdzie jesteś? Słyszę hałas.- zapytał zdziwiony.
-          Na lotnisku.
-          Słucham?- zapytał, a w jego głosie wyczułem nutkę gniewu.
-          No na lotnisku. Czekam na samolot.
-          Czemu nie w hotelu? A jak przyjdzie Klaudia?
-          Nie przyjdzie.- odpowiedziałem.- Była, ale nie zdążyłem jej złapać.- westchnąłem stwierdzając, że muszę mu powiedzieć prawdę.
-          Jak to nie zdążyłeś jej złapać?!- wydarł się.
-          Spokojnie braciszku... Musiałem iść do toalety, a gdy wyszedłem jej już nie było. Przepraszam, wiem że zawaliłem sprawę, ale...- zacząłem się tłumaczyć, lecz usłyszałem głuchy sygnał.
 Pięknie. Jared jest na mnie wściekły i to nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak bardzo. Ale nie miałem mu tego za złe. Sam też pewnie tak bym się zachowywał na jego miejscu, choć wątpię bym kiedykolwiek miał przeżyć taką sytuację. Oto i właśnie są dzieci. Same problemy. Resztę czasu spędziłem czytając na przemian książkę i tweety od fanów. W końcu około 4:30 rano odprawiłem się i o 5:50 siedziałem już w samolocie. Lot był starsznie krótki, ale i tak męczący. Jaredowi naprawdę musiało zależeć na tej dziewczynie, bo on jak tylko może unika samolotów jak ognia, a tu chciał nim lecieć byle tylko znaleźć dziewczynę. Imponował mi tym, że pomimo błędów, które popełniał, starał się je naprawić. Wykończony złapałem taksówkę przed lotniskiem i podałem adres hotelu, który dostałem w smsie od Ludbrook. Gdy stanąłem przed wejściem, od razu podszedł do mnie brat. Mimo, że w jego cała postawa ukazywała, jak bardzo jest na mnie wściekły, to oczy były spokojne. Przytulił mnie do siebie i wyszeptał do ucha.
-          Jestem na ciebie wściekły, ale także bardzo cię kocham.
 Wytrzeszczyłem oczy i odsunąłem się od niego. Pierwszy raz od bardzo dawna powiedział do mnie coś takiego. Naprawdę, jestem w ogromnym szoku. Rzadko zdarza mu się mówić, że mnie kocha, a tym bardziej w takich sytuacjach.
-          Jared, masz gorączkę, prawda?- zapytałem przykładając mu dłoń do czoła.
 Odrzucił moją dłoń i przytulił się do mnie tak mocno, że nie wiedziałem co się dzieje. Nie mam bladego pojęcia co mogło spowodować taki przypływ uczuć u mojego braciszka. Ale nie powiem, podobało mi się to. Objąłem go i pocałowałem w czubek głowy, stając na palcach. Ech, że on musi być wyższy ode mnie. Po tych czułościach, dał mi w końcu wejść do budynku. Zaprowadził mnie do pokoju i podał kartę, dzięki której mogłem wejść do apartamentu. Gdy tylko odłożyłem rzeczy na bok, on stanął przede mną i... pocałował mnie. Gdy się odsunął szczękę miałem na ziemi. Co to kurwa było? Patrzyłem na brata nie mogąc uwierzyć w to co zrobił. On w odpowiedzi się uśmiechnął i usiadł na łóżku.
-          Kocham cię.
-          Jared, naprawdę musisz się źle czuć.- w końcu zdołałem wykrztusić.- Co... co to było?
-          Pocałunek. – powiedział, a potem odwrócił wzrok nagle pochmurniejąc.
 Jego niebieskie oczy zmieniły swoją barwę na szarą, a gdy odwrócił je w moją stronę zobaczyłem w nich strach pomieszany ze smutkiem. Zdziwiony usiadłem obok niego i położyłem mu rękę na udzie i pytającym wzrokiem chciałem zmusić, by powiedział o co chodzi.
-          Bałem się o ciebie.- wyszeptał.- W wiadomościach mówili, że jakiś samolot się rozbił... Że to był słowacki samolot. Bałem się, że cię straciłem.- wyjąkał, a po jego policzku spłynęła łza.
 To były tak piękne słowa, że od razu przytuliłem go do siebie. Martwił się... nie. Bał się o mnie. Naprawdę to było coś niespotykanego. Czasami wątpiłem, że on kocha mnie tak samo jak ja jego, ale teraz mi udowodnił, że nie miałem racji. Wtulił się w moją pierś i zaczął szlochać, jak małe dziecko. Znów poczułem się, jak starszy brat, a ten mężczyzna w moich ramionach był moim małym braciszkiem, którego kochałem najbardziej na świecie.
-          Spokojnie Kucyku. Nic mi nie jest, nie masz już powodu do strachu.- szepnąłem tuląc go do siebie.
 Brakowało mi takich sytuacji. Takich, gdy musiałem zaopiekować się moim małym Jaredem. Tym którego tak samo trzymałem ponad 35 lat temu. Którego kocham bardziej niż wszystko na tym świecie.
-          Przepraszam, że cię przestraszyłem.- powiedziałem zdając sobie sprawę, że mogłem go poinformować o tym, że przyleciałem bezpiecznie do Czech.
-          Już okey, przepraszam Shann, że się tak rozkleiłem.- powiedział ocierając rękawem łzy.- Kocham cię i nie wiem co bym zrobił, gdybym cię stracił.
-          Też cię kocham mój Kucyku.- szepnąłem mu do ucha i pocałowałem w czubek głowy.
No i się wyjaśniło skąd ten napad czułości oraz ten pocałunek. Mój brat jest czasem tak prostolinijny w takich gestach, że zupełnie się ich nie spodziewam.
-          Muszę iść na sesję zdjęciową. Pogadałem z Emmą i ustawiła wszystko tak, że możesz sobie pospać do 14. Potem przyjdę po ciebie i pojedziemy do radia, dobrze?
-          Jasne, nie musiałeś.  Jeśli chcesz, mogę iść z tobą na sesję.- zaproponowałem wiedząc, że Jared lubi, gdy jestem obok, jak robią mu zdjęcia, czuje się wtedy bezpiecznie.
-          Dam sobie radę. Ty za to jesteś wykończony. Będę o drugiej.- powiedział całując mnie w policzek.- Wyśpij się.
 Uśmiechnąłem się lekko do niego i pokiwałem głową. Jared wyszedł z mojego pokoju, a ja zacząłem się rozbierać. Potrzebowałem odświeżenia, więc rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Zmyłem z siebie pot, zdenerwowanie i położyłem się w samej bieliźnie do łóżka. Mimo orzeźwiających strumieni wody, nadal byłem potwornie zmęczony. Dlatego, gdy tylko dotknąłem poduszki, zasnąłem. Obudziłem się, bo coś mnie łaskotało w brodę. Otworzyłem oczy i popatrzyłem w dół, by zobaczyć co to i ujrzałem niebieskie włosy. Potrząsnąłem głową nie wierząc w to co widzę. Jared spał przytulony do mojego boku z głową na mojej piersi. Naprawdę ten wypadek musiał nim wstrząsnąć, bo nie zachowywał się jak Jay do którego przywykłem w trasie. Czasem zdarzały mu się chwile słabości, ale dziś już przeszedł sam siebie.
-          Ekhem... Jared?- mruknąłem cicho, a on się poruszył.
-          Co?- usłyszałem jego głos i gdy wypowiadał to słowo poczułem ciepło na prawej piersi.
-          Wszystko w porządku?
-          Hym... tak jakby.- odpowiedział i podniósł głowę tak, że mogłem patrzeć w jego niebieskie oczy.
-          Wiesz, zaczynam się o ciebie obawiać. Zachowujesz się trochę... hym... jak nie ty.- powiedziałem starając się znaleźć słowa, które by jednoznacznie nie powiedziały „po gejowsku”.
-          Wybacz.- odpowiedział i odsunął się ode mnie.- Już idę.
-          Ej, stój.- zatrzymałem go ciągnąc za rękę, gdy chciał już uciec.- Chodzi oto... martwię się o ciebie. Ty nie lubisz się przytulać, nie lubisz tak właśnie...
-          Po prostu chyba nadal przezywam to co się stało. Jestem niezmiernie wdzięczny, że żyjesz i... że mogę po prostu znów znaleźć się w twoich ramionach, tak jak za dawnych lat. Wiem, że nie mówię ci tego często, ale cię kocham. Bardzo.
-          Wiem braciszku.- odpowiedziałem czując jak po moim wnętrzu rozchodzi się przyjemne ciepło.- Też cię kocham. Która godzina?
-          Cholera! Prawie 15!- wykrzyknął i znów zamienił się w tego starego Jareda.
 Rzucił się do mojej walizki i wyjął z niej jakieś ubrania, a potem zaczął krzyczeć bym się pośpieszył, bo spóźnimy się na audycję do radia. Uśmiechnąłem się pod nosem i wygramoliłem z ciepłego łóżka. Od razu poczułem różnicę, mój prawy bok był o wiele zimniejszy niż lewy. Jared był niezłym ogrzewaczem. Przy drzwiach do łazienki Kay wręczył mi ubrania i całusa. Zamknąłem drzwi od łazienki i usłyszałem włączany telewizor. Popatrzyłem w swoje odbicie w lustrze i uśmiechnąłem się widząc, że każdy włos stoi mi w inną stronę. Szybko wziąłem żel i zaczesałem je tak, jak być powinny. 15 minut później byłem gotowy, co ucieszyło mojego brata. Założyliśmy grube kurtki i udaliśmy się na dół, gdzie czekał już Tomo.
-          Dobrze cię widzieć.- powiedział ściskając mnie.- Przez Jareda o mało co nie dostaliśmy zawału.
-          Nie no, jeszcze żyję.- zaśmiałem się.
-          Shannon!
 Krzyk Latynosa był słyszalny pewnie w całej Pradze, więc nie miałem co innego zrobić tylko go uścisnąć. Byłem zaskoczony, że naprawdę wszyscy się o mnie martwili. W takich dość dobrych humorach pojechaliśmy do czeskiego radia. Audycja była długa, trwała ponad 2 godziny, ale dostaliśmy kawy, więc dało się przeżyć. Jay był w o wiele lepszym humorze, przez to, że ja przyjechałem cały i zdrów, więc nawet kilka razy zażartował. Wieczorem wróciliśmy do hotelu, by przebrać się i po prostu pozwiedzać to piękne miasto. Jared był trochę zmęczony, ale jak zwykle, nie zważał na to i poszedł na spacer po starówce. Stanęliśmy na moście Karola i popatrzyliśmy w miasto nocą. Wiatr i zimno znad wody dawało nam we znaki, lecz widok był tak uroczy, że nie mieliśmy ochoty odchodzić. Ciszę przerwał mój braciszek.
-          Cały czas o niej myślę. Boję się o nią.
-          Wiesz... sam nie mam pojęcia co się z nią dzieje. Nie wiem co bym zrobił na jej miejscu. Na pewno byłbym na nas wściekły...
-          Taki właśnie ze mnie ojciec. Dlatego nie chcę mieć dzieci. Zbyt duży problem i... patrz. Ona jest pełnoletnia, a problemy są takie, że...- powiedział i machnął ze zrezygnowaniem dłońmi.- Nie wiem co zrobić, by ją odnaleźć.
-          Jak to mówią, „małe dzieci- mały kłopot, duże dzieci- duży kłopot”.
-          To ja współczuję naszej mamie.- zaśmiał się.
-          Nasza mama to ma chyba najcięższe życie w całej naszej rodzinie.- poparłem go.
 Znów zamilkliśmy i zdecydowaliśmy się na powrót do hotelu. Jared był wymęczony, a ja też wolałem przed jutrzejszym koncertem nazbierać sił. Po drodze zostaliśmy zatrzymani przez kilku fanów, którzy widząc, jak jesteśmy zmęczeni, szybko nam dali odejść. Są jeszcze ludzie na tym świecie i to nawet nasi fani, którzy dbają o dobro i zdrowie innego człowieka. Pobudka była o 10, więc dość późno, jak na nasz normalny plan zajęć. Ale ja się tam cieszę, bo w końcu można dłużej pospać. Śniadanie zjadłem z Braxtonem i Timem. Jared jak się okazało, już od godziny był na nogach i załatwiał jakieś sprawy. Soundcheck odbył się bez problemów, nawet Jay się tak na nas nie darł. Zwiastowało to dobry koncert. Choć... może nie tyle dobry, co spokojny. Jared wciąż się martwił i obwiniał, że zostawił dziewczynę samą w obcym kraju bez niczego. Nie umiałem mu pomóc, bo po części sam też uważałem się za winnego. W końcu mogłem ją zabrać tutaj, a... zawaliłem sprawę bo chciało mi się sikać. Po prostu najgorsza z możliwych rzeczy, jakie mogłem zrobić. Głupszego powodu to chyba nikt już nie znajdzie. W końcu nadeszła godzina zero, czyli wyjście na scenę. Nie miałem ochoty grać, bo myślami wciąż wędrowałem do Klaudii, zresztą tak jak mój brat. Bałem się, że pomylę się czy zrobię jakiś niewybaczalny błąd podczas gry. Zacząłem wybijać Escape i mój brat wpadł na scenę. ‘Skup się Shannon, skup się’- powiedziałem sam do siebie i zacząłem wybijać rytm do Night Of The Hunter. Pomimo tego rozstrojenia, grało mi się całkiem dobrze. Jared śpiewał nie myląc się, a Tomo z Timem, jak zawsze perfekcyjnie odwalali swoją robotę. Attack, ABL’ka, TIW i Search minęły szybko, acz dobrze zagrane. Jared coś tam zaczął mówić do publiczności, a ja wziąłem wytarłem ręcznikiem czoło i popatrzyłem na setlistę. Ze zdziwieniem przeczytałem, że teraz właśnie będziemy grac „Praying For A Riot”. Wzruszyłem ramionami, trochę zawiedziony, że nikt o tym nie powiedział mi wcześniej, ale w końcu... dobrze znałem tę piosenkę i ją bardzo lubiłem grać. Wprowadzała mnie w pewien trans. Światła zgasły a ja mogłem w ciemnościach dostrzec gotowość reszty zespołu. Szept Jareda przeszył moje uszy, aż się wzdrygnąłem. Gitara Tomo ładnie wkomponowała się w syczenie mojego brata, a ja zacząłem wybijać rytm tej piosenki. Pojedynczy strumień światła oświetlił każdego z nas, tworząc pewnego rodzaju atmosferę. Do tego jeszcze sztuczna mgła i klimat pierwsza klasa. Zamknąłem oczy i odciąłem się od myśli dręczących mój umysł. W równym tempie wybijałem na mojej dziewczynie rytm, do którego Jared śpiewał. Choć, bardziej można to uznać za szeptany śpiew. Dawno już nie wczuł się tak w żadną piosenkę. Otworzyłem oczy tylko po to by patrzeć na najważniejszą osobę w moim życiu. Stał przy mikrofonie trzymając go jedną ręką i z zamkniętymi oczami wyśpiewywał tekst, który napisał tyle lat temu. Mogę śmiało powiedzieć, że wczuł się w ten utwór tak, jak zawsze robił to nagrywając album. Z każdym jego unoszeniem głosu mój oddech stawał się głębszy i bardziej odczuwalny. I w momencie, gdy skończył pomyślałem, że powinna być tu Klaudia. Cała magia prysnęła, cała wolność i powrócił smutek oraz złość na samego siebie, że przeze mnie dziewczyna nie doświadczyła tej piosenki w takim wykonaniu. Dalsza część koncertu odbyła się bez takich momentów, no może z wyjątkiem Hurricane, ale to Młoda słyszała i to nie raz. Pod koniec, Jared zaczął się tak mylić w Hurricane i Kings and Queen, że byłem pewien, że przerwie tę masakrę. On jednak pociągnął do końca i w ostatecznie koncert się skończył. Kay nawet nie patrząc na ludzi na scenie zbiegł z niej, a ja wziąłem do ręki dwie pary pałeczek i podszedłem do brzegu sceny. Wrzuciłem je w tłum i machając im na pożegnanie także zszedłem z podestu. Na korytarzu zastałem stojącego przy ścianie Jareda, który trzymał się za głowę.
-          Spieprzyłem.
-          Było okey.- powiedziałem stając przy nim.
-          Zapomniałem, totalnie wyleciały mi te słowa z głowy.- jęknął trzymając się za włosy.
-          Za to Praying For A Riot wyszło ci świetnie.
-          Jej tu nie było.- powiedział znów nie słuchając co mówię.
 Milczałem. Nie wiedziałem jak mu pomóc, co powiedzieć, by choć trochę zmniejszyć to poczucie winy. Bardzo bym chciał coś zrobić, ale nie mogłem niczego wymyślić, więc objąłem go ramieniem i poprowadziłem do garderoby. Szybko umyliśmy się i zmieniliśmy ubrania. Meet and greet dłużył nam się niesamowicie. Chyba jeszcze bardziej niż w Aberdeen, gdy chciałem pobyć trochę z Renatą. Ale w końcu nawet i on się skończył. Jared był w tak depresyjnym nastroju, że zadecydowałem się uraczyć nas małą dawką alkoholu. Lecz mój brat odmówił. Więc wypiłem swoją część i jego. Przy samochodzie, który miał nas zabrać do hotelu, poprosiłem Tima, by dopilnował, by mój brat bezpiecznie dotarł do swojego pokoju, a ja sam stwierdziłem, że muszę się przejść. Założyłem na głowę kaptur. Ręce ,pomimo rękawiczek, włożyłem do kieszeni kurtki i tak ruszyłem ulicą w stronę głównego wyjścia z hali. Było bardzo duże prawdopodobieństwo, że spotkam tam fanów, ale po prostu musiałem tam iść. Kaptur był na tyle głęboki, że idąc skulony, nie można było poznać kim jestem. Wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów i zapaliłem jednego. Czując w płucach dym, poczułem się troszeczkę lepiej. Szybko jednak wypaliłem go, jeszcze zanim doszedłem do ulicy. Wyrzuciłem resztkę tego co zostało z mojego papierosa i nadepnąłem na nią. Chciałem wyjąć drugiego, ale pomyślałem o Klaudii i od razu schowałem paczkę. Ale by narzekała, że tyle palę. Akurat, gdy podniosłem głowę zauważyłem niezbyt wysoką postać, która miała na sobie dużą futrzaną czapkę. Wziąłem głęboki wdech i pobiegłem w jej kierunku. Zatrzymałem się za nią i położyłem jej rękę na plecach. Nie mogę uwierzyć, czyżby to była Klaudia? Postać powoli odwróciła się w moją stronę, a gdy pokazała swoją twarz, moje serce zamarło.
 ____________________________________
Witajcie w październiku! No i mamy pierwszy rozdział w tym miesiącu. Szybko… Chcę Was przeprosić za błędy w poprzednim rozdziałę. Tam gdzie jest „Evelyn” zamiast „Fancy”. Powinna być ta druga. No i racja. Fancy jest śliczna i ma przypominać Evelyn, ale z charakteru Klaudii nie przypomina, wierzcie mi ;) ale o niej jeszcze będzie kiedyś tam. Mam nadzieję, że w tym rozdziale wytłumaczyłam trochę rozumowanie Szynka :) No i uważam całusa od Jareda za starsznie słodkiego. Co do końcówki… wybaczcie, ale to zasługa Lea. Bo chciała normalne zakończenie, więc… nie mogłam go dać :D Mam jeszcze wenę na jeden rozdział, a potem… też mam wenę na kolejny :P To chyba tyle… a no i mi przykro, że tak mało komentarzy :< tyle ode mnie.

Ten rozdział dedykuję Disgrracee i Anie :) Dziękuję za to, że skomentowałyście :)

13 komentarzy:

  1. Genialny rozdział. Dobrze mu tak. niech się martwi. ma za swój koszmarny strój. Odcinek bardzo mi się podoba. I kocham tego bloga i Ciebie<3 I Jay,który pragnie bliskości jest uroczy.
    -aniaa

    OdpowiedzUsuń
  2. dzięki Lei macie nienormalne zakończenie ;P następnym razem poproszę o bardzo nieodpowiedni moment na urwanie ;D
    ja nie wiem, ale każdy rozdział w jakimś stopniu odbija moje nastroje, sytuacje itp. np ja teraz jestem wykończona, spać mi się chce, a jak Shann mówił o swoim ciepłym łóżeczku…..awww
    jeeeeeeeeeeeeej a nasz gejuś (przy dzisiejszym zdjęciu zwątpiłam) taki kochaniutki, ja wiem, że dobrze mu tak, że się musi Klaudią martwić, bo sobie na to zasłużył, ale jak się o brata martwił, a później mu wyznał miłość i wyściskiwał i zasnął wtulony na bracie, aż mi się na serduszku ciepło zrobiło <3 już kiedyś to pisałam, ale muszę jeszcze raz, że uwielbiam ich relacje i oni jako rodzeństwo to godny wzór do naśladowania. Gdybym była facetem to chciałabym mieć takiego brata, w sumie to braci, bo jakoś takiej siostry sobie nie wyobrażam, z resztą to zupełnie inaczej wygląda między dziewczynami, ale powiem Ci, że nie mogę się doczekać następnej części, zwłaszcza, że znając Ciebie to bd chciała wszystkich zaskoczyć „Shannon zobaczy jakby Evelyn wstała zmartwych, a to okaże się być jej sobowtór Fancy”^^ Ale był moment który udało mi się przewidzieć, że jak Szynek pójdzie do kibla to Klaudia przyjdzie, ale myślałam, że ją złapie, ale niestety ;( muszą się jeszcze pomartwić o nią, chociaż może…
    -lea

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale Jared się męczy.
    Rozdział mi się podoba. I czekam na następny.
    Mam pytanko… Dlaczego Szynek na Dziada mówił „Kucyk”? O.o
    -adka

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaczne od tego „jakbym zabił mu kota patelnią” hahahaha nie wiem jak ty to wymyślasz.Co do notki to jest taka „słodka” że tak powiem. Przy każdej Sharedowej scenie szczerze się do ekranu. Szkoda troche Jay’a jednak ma za swoje. Trzeba było uważać co sie mówi. Nie wiem dlaczego ale w mojej głowie pojawil sie obraz Claudii, ktorej mi szkoda. Sama bezbronna no dobra moze przesadziłam bo wtedy kiedy trzeba potrafi przywalić xd
    Za tą ostatnią scene to mam ochote Cię zamordować. Jak można przerwać w takim momencie??!!! Teraz chyba Cię zamecze na twicie i bede ciagle pytac kiedy nowa notka. Uschne z tej niewiedzy. PISZ SZYBKO! aj no jak na Ciebie można sie słościć. ;p
    Weny dużo <3<3
    -ana

    OdpowiedzUsuń
  5. Super, ty zawsze wiesz gdzie skończyć. Masz super wyobraźnię, wiesz? Tu śmiesznie, tu słodko :)
    -klaudiush

    OdpowiedzUsuń
  6. Zabiję Cię za tą końcówkę! :D Jak można w takim miejscu skończyć?! Następny rozdział! xD Juuuuuż! :D

    Jak przeczytałam tytuł to już miałam nadzieję, że pojawi się coś z Tequillą czy Tamizą :D A tu o Dziada chodziło :( xD
    Jared jak się troszczyć nagle zaczął o.o A pęcherz Szynka wredny jest xD Chociaż gdyby tak od razu znalazł Klaudie to by nie było Twoje opo ;D
    Jak Shannon wrócił z lotniska pokazało mi się przed oczami obraz Shanna i Jaya w takim szczerym uścisku *__* Banan na twarzy mi się sam pojawił ;)
    Praying For A Riot… kolejna piosenka którą bardzo chciałabym usłyszeć live. Szczególnie jak Gej będzie sie starał tak jak napisałaś ;)

    Skoro masz wenę na następny rozdział to czekam! :D Oby jak najkrócej :P
    -foxlater

    OdpowiedzUsuń
  7. no to na początek dzięki za dedykację, miło mi się bardzo zrobiło i takie coś w żołądku przeleciało haha ;D. chapter fajny, szybko go przeczytałam-żałuję bo ta chwila mogłaby trwać o wiele dłużej ;). zakończenie, zakończenie… czego można było się spodziewać ? tak jak reklamy w tv. wolałabym i chyba każdy by wolał żeby było tak jak na 1 :D, wszyscy byliby mega zadowoleni, no ale tak się nie da ^^. a do samej końcówki to na myśl mi przyszło że Shann zobaczył Evelyn a nie Klaudię haha jakoś tak, nie wiem z kąd mi się taki pomysł wziął ^^ err.. pożyjemy, zobaczymy a ja czekam tu już na następnego chaptera mam nadzieję że już kminisz tam jakieś akcje. z jednej strony to nawet myślałam o tym żeby to na angielski przetłumaczyć i mrs’om wysłać ale i tak by nie przeczytali tych głupot haha, jak by się dowiedział Jay co ty tu o nim ‘pieprzysz’ to by sie na całe życie fochną albo wyśmiał, ale mniejsza. w tym tygodniu licze na kolejny rozdział. (jeszcze mi powiedz jak ty na to [pisanie,wymyślanie] czas znajdujesz? ) przyjemnego wymyślania ;**
    -disgrracee

    OdpowiedzUsuń
  8. Szczerze mówiąc czuję już przesyt wypadków związanych z braniem na barana, ale nie będę się czepiać, choć tak właściwie to już to zrobiłam. No trudno, słowo się rzekło :P Bezczelny jest ten Jared. Najpierw ją wygania, a potem jeszcze głupio pyta gdzie ona jest? Dupek, totalny dupek! Nie podoba mi się postawa Emmy i to bardzo. Ja na miejscu Jareda miałabym gdzieś terminy, tylko szukała córki, bo mimo iż adoptowana, powinna być dla niego ważniejsza, niż cały Echelon razem wzięty. A Tomo ma rację, Jared naprawdę nie traktuje ostatnimi czasy Klaudii zbyt dobrze, choć Shannona czepiać się nie powinien, bo ten w odróżnieniu od brata, jest wobec niej w porządku. Kiedy przeczytałam o fotce Jareda patrzącego w lustro, mimowolnie się zaśmiałam. Nie wiem dlaczego, jakoś tak mnie to rozweseliło. Dziwne, wiem. No co jak co, ale ten Kucyk to mnie rozczulił :) Jestem ciekawa co to za pomysł, ale z tego co widzę, nie bardzo chcesz wyjawiać szczegóły, mam nadzieję, że wyjdzie w praniu, choć ta konwersacja Shanonna z Klaudią nie wyszła, co bardzo mnie smuci. Zakochany Shannon, bardzo ciekawy przypadek, ale biedaczysko ulokowało uczucia na niewłaściwym koncie. Choć może zakochanie to zbyt dużo słowo, mi to bardziej wygląda na zauroczenie. A ja to chyba jestem mało wyjątkowa, bo zdecydowanie wolałabym czerwoną różę, ewentualnie różową, albo białą. Tak, białe róże są piękne. No dobra, dosyć paplania o kwiatkach, wracam do czytania. No przykra sprawa z tym zawaleniem planu. Miałam nadzieję, że Shannowi jednak uda się ją złapać, ale liczę na to, że jakiś cudem spotkają się na lotnisku, trzymam za to kciuki. No niestety, nie udało się :( Nie spodziewałam się takiej reakcji Jareda, byłam pewna, że będzie awantura. Jeezusku rozczuliłaś mnie tą scenką między braćmi w pokoju. Cudeńko! Opis koncertu z perspektywy Shannona, mimo iż krótki, bardzo ciekawy. Bardzo mi się podobał. Ja mam nadzieję, że to Klaudia, choć pewności nie mam. Pożyjemy zobaczymy. Oby nie trzeba było czekać zbyt długo :)
    -marion

    OdpowiedzUsuń
  9. Jejku, jejku, gejoza się unosi w powietrzu ;p Mnie tylko część scen z braćmi rozczula, pewnie dlatego, że ja z moim rodzeństwem dobrych kontaktów nie miałam i mi się dziwnie kojarzy czterdziestolatek śpiący na gołej klacie brata xd Ale mniejsza ;p Jared ma to do siebie, że zawsze mnie rozczula, nie potrafię się na niego gniewać, nawet jak odpieprzy coś takiego, jak wygonienie córki ;] Ale to wszystko twoja wina! Za to Shaniasty cudowny, kochany, itp. itd. etc. ;))) Uwielbiam go!
    Oczywiście – Jared powiedział głupotę, ale Klaudia też niezbyt mądrze postąpiła. Oczywiście cały czas wmawia sobie, że nikomu na niej nie zależy i zostawia biedaków w niepewności… Dobrze to wykombinowałaś, że napisałaś z perspektywy Shannona, bo oczami Klaudii byłoby banalnie i wszystko byłoby jasne. A tak – wszyscy siedzą i zastanawiają się co się z nią dzieje ;)) Ja mam swoją teorię, że pomogła jej przeżyć nowa koleżanka, ale fakt, że jaredowa córa nie wzięła telefonu trochę komplikuje mój pomysł ;p Poczekamy, zobaczymy!
    No i muszę się wytłumaczyć, czemu ostatnio nie skomentowałam,bo wzbudziłaś we mnie wyrzuty sumienia… Otóż właśnie w trakcie czytania twojego opowiadania mój internet po prostu zniknął! I wrócił dopiero wczoraj! Więc przeczytać jeszcze zdążyłam, ale skomentować niestety nie było jak ;/ Liczę na rozgrzeszenie, bo powód mam dobry ;)
    -agi

    OdpowiedzUsuń
  10. Przepraszam, przepraszam, przepraszam!
    Dawno nie komentowałam, ale 2 rozdziały temu nie miałam kompletnie pomysłu na komentarz, więc stwierdziłam, że dam go później. A później, to ty dałaś notkę, ale zanim zdążyłam skomentować, mój tata zrzucił mnie z kompa. Później nie pamiętałam, co chce napisać. A gdy dziś weszłam na bloga z wielką motywacją, aby skomentować 38, zastałam już 39! o.O Gdybyś widziała moją minę! :P Tak więc komentuję, szybko, żeby znów coś się nie podziało i z góry przepraszam, jeśli będzie to wyjątkowo głupi i nieskładny komentarz.
    Widzę, że mamy wielki powrót KEY’A. ;) Jakoś ciągle mnie to bawi. Ale za to muszę powiedzieć, że nie lubię, gdy ktoś odmienia Tomo, jako Toma. To taka moja skromna uwaga. ;) Ogólnie znalazłam jakieś tam zjedzone literki itd, ale nie przeszkadzały mi w odbiorze tekstu, który napisałaś bardzo dobrze.
    Jeśli chodzi o fabułę, to rozłożył mnie na łopatki Shaniasty, który przegapia Klaudie, bo poszedł siku. xD Chociaż mam dziwne wrażenie, że ona stała pod hotelem, czekając aż on na chwilę chociaż zniknie z lobby, by tam popędzić.
    Co do scen po przylocie Shannona… ja do gejów nic nie mam (wręcz przeciwnie, popieram ich), ale gejoza Geja w scenie z bratem wydała mi się zwyczajnie nienaturalna. Albo może inaczej. Nie nienaturalna, tylko taka… przegięta? Wiadomo braterska miłość itd itp no ale bez przesady. Za to później, jak witał się z nim Braxton, to miałam dziwne wrażenie, że tez go pocałuje. o.O No ale nieważne. To tylko moja porąbana wyobraźnia. :P
    Spodobała mi się też retrospekcja z Renatą. Acha! I tu jeszcze jedna uwaga. Jakoś mało wyraźnie zaznaczyłaś jej koniec i przejście do teraźniejszości. W pierwszej chwili myślałam, że on się poszedł odlać na spotkaniu z Ciastkiem. :P
    Tak czy inaczej rozdział bardzo dobry. Nie mogę się doczekać, co dalej. I w ogóle, to jakoś mam nadzieję, że pod koniec, to nie Klaudia, tylko np totalny Shaniasty fg, który rzuci się na niego z piskiem i zacałuje. Byłabym ciekawa jego reakcji na coś takiego. xP
    Pozdrawiam. :)
    -onisia

    OdpowiedzUsuń
  11. Dobra, nadrobię oba rozdziały i dam po komentarzu na każdy, żeby było miło. :D Z góry przepraszam za bełkot, ale jest piątek, padam po całym tygodniu i jestem śpiąca, ale obiecałam sobie, że dziś ponadrabiam zaległe komentarze.
    No to tak. Rozdział oczami Shannona – już wielki plusior. Uwielbiam jego perspektywę, bo to taki kochany człowieczek, martwiący się o wszystkich i żyjący tak, by jego najbliżsi byli szczęśliwi. Kocham go tutaj, jest wspaniały. I czytając dalej rozdział tylko mnie utwierdzasz w moim przekonaniu. Cudne jest to, jak bardzo martwi się o Jared’a. Taka relacja między braćmi zdarza się bardzo rzadko, dlatego czytać o tym, jest po prostu świetnie i zdobywasz automatycznie serca.
    Ucieczka Klaudii mnie nie zadziwiła, bo to bardzo w jej stylu. Strasznie dużo kłopotów i trosk z tym jej wyjazdem, ale patrząc na Jared’a przez oczy Shannon’a widzimy, jak on sobie nie radzi z brakiem córki. I choć jest sam sobie winny, to cholernie mi go szkoda. Nic, tylko utulić. „Wszystko chrzanię”, jak to przeczytałam to mnie coś ukuło w serce, zabolało. Jeszcze bardziej mi go szkoda. Podejście Tomo jak najbardziej trzeźwe, widzi co się dzieje i dobrze, taki obserwator potrafi obiektywnie sprawę postawić. Poddajacy się Jay? Nie no, ja ostatnio nie robię nic innego czytając Twoje opowiadanie, tylko użalam się na młodszym Leto. czuwajac się w tekst czuć to jego zmęczenie, zmarnowanie, bezsilność. Zdecydowanie czuję wszystkie jego emocje, wspaniale je przekazujesz.
    Okej, to, że przez potrzebę opróżnienia pęcherza Jared przegapił Klaudię mnie rozśmieszyło i to nieźle, choć ogólnie panujący klimat jest mroczny i dramatyczny. :D
    Matko Boska, co tej Jay… Jezu, jak on go kocha. Ten całus troszku dziwny mi się wydał, no ale. Kochani braciszkowie, ja ich właśnie tak sobie wyobrażam, gdy są poza zasięgiem kamer i fotografów. Aż sie łezka w oku kręci.
    Praying for a riot… Kocham to. I głos Dziada tam. Usłyszeć to live to naprawdę.. :)
    No i tak.. jako, że przeczytałam już 40-stkę, to wiem, ze to będzie Klaudia, więc spieszę teraz skomentować ten rozdział :D
    -ms.nobody

    OdpowiedzUsuń
  12. Dobrze mu tak. Niech się martwi, wyrywa włosy z głowy i siwieje. Mógł najpierw pomyśleć, a potem mówić. Mam nadzieję, że się ogarnie w końcu.

    No i żółty kwiatek ;D ;D ;D
    -cam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Dobra. Przegielas z ta fikcja corcia. Procesy myslowe i to procesy myslowe zlozone u Shannona Leto?;)

    Podoba mi sie ten rozdzial okropnie.
    Dobrze ze Klaudia sie wyniosla. Niech sie ten niedorozwiniety szesciolatek troche pomartwi.
    Tylko niech wroci. Z hukiem:)

    Ten wymyslony Shannon *______*. Chyba sie zakochowywujem;)
    Slodziak przeokropny.
    I zolty kwiatki *_____*. Uwielbiam zolte kwiatki ale to wiesz bo widzialas moj ogrod.

    Co mysle o Letosach jako o braciach, pisalam wiele razy. Gejowaty Gej jest gejowato slodki:P
    -mama

    OdpowiedzUsuń