Chapter 39
"Kocham cię ty mój Kucyku"
ROZDZIAŁ OCZAMI SHANNONA LETO
Weszliśmy do
pomieszczenia, w którym miało być spotkanie. Głowa jeszcze trochę mnie bolała,
po wczorajszej zabawie. Żeby nie było, to nie przez zbyt dużą ilość alkoholu
tak łupało mi w głowie, a przez to, że Milicevic wziął mnie na barana i
zapomnieliśmy o suficie, co skończyło się tym, że porządnie zaryłem makówką.
Oczywiście wtedy nam było do śmiechu, w końcu procenty sprawiają, że takie
rzeczy wydają się śmieszne. Szkoda, że to nie trwa trochę dłużej. Śniadania,
jak i dojścia po śniadaniu do pokoju nie pamiętam. Cały czas do spotkania przed
wyjazdowego spałem. Chyba, nie do końca wiem, co się działo. Stanąłem przy
oknie i czekałem na resztę, która powoli wtaczała się do pomieszczenia. Ostatni
swoje cztery litery przytaszczył Braxton. Na szczęście tym razem nie miał
laptopa ze sobą. Gdy byli już, jak mi się wydawało, wszyscy, Emma zaczęła nam
opowiadać o dalszych planach. Ja jednak zwróciłem uwagę na brata. Jared
popatrzył po zebranych i zmarszczył brwi. Potarłem czoło zastanawiając się kogo
szuka, bo autentycznie to robił wzrokiem.
-
Gdzie jest
Klaudia?- zapytał zebranych przerywając swojej asystentce.
Cisza. Emma wzruszyła wraz z Tomo ramionami.
Tim za to pokiwał głową na znak, że nie ma pojęcia gdzie jest dziewczyna. Jared
odwrócił od nas wzrok i przybrał zamyślony wyraz twarzy. Gdzie ona mogła być?
Emma znów zaczęła mówić o planie jutrzejszego dnia, ale ja przyglądałem się
bratu. Zupełnie nie przejmował się tym co mówi jego asystentka, a zawsze z
uwagą jej słuchał, tylko skulił się w fotelu i zamyślony wpatrywał się w jeden
nieokreślony punkt. Sam też byłem ciekaw, dlaczego Młodej nie było z nami. Może
po prostu spała, albo gdzieś wyszła. Nie mam pojęcia.
-
Jared,
wszystko w porządku?- rozległ się głos blondynki, a mój brat podniósł głowę i
popatrzył na nią zdezorientowanym wzrokiem.
Po chwili jednak oprzytomniał i kazał jej
ciągnąć tę przemowę. Dziewczyna westchnęła i mówiła dalej. Kay jednak nadal
błądził myślami gdzieś daleko stąd. W końcu spotkanie się zakończyło i wszyscy
zaczęli się rozchodzić. Podszedłem, więc do brata, by spytać co się dzieje, że
jest taki nieobecny. Może to było z powodu tej akcji z dziewczyną, ale...
przecież oni w miarę się pogodzili, więc musiało chodzić o coś innego. Z
drugiej strony to ich obecna relacja nie wyglądała najlepiej. Jedyną dobrą
rzeczą było to, że nie obchodzili siebie na kilometr i nawet czasem zamienili
kilka słów. Stanąłem przed młodszym bratem, który nadal siedział w fotelu z
założonymi rękoma i wpatrywał się w jakiś punkt przed sobą. Nawet nie zauważył
tego, że pojawiłem się przed nim. Zero reakcji tylko upewniło mnie, że nie jest
najlepiej.
-
Jared?-
zapytałem, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę.
Braciszek zamrugał oczami i popatrzył na mnie,
nagle zdając sobie sprawę, że stoję przed nim.
-
Czego?-
odpowiedział opryskliwie, co mnie zaskoczyło.
W końcu nic złego mu nie zrobiłem, a on od
razu zaczyna rozmawiać takim tonem, jakbym zabił mu kota patelnią.
-
Co się
dzieje, braciszku?- zapytałem spokojnie.
-
Nic.-
odburknął i wstał z fotela chcąc mnie ominąć.
Ja jednak zatrzymałem go i odwróciłem w swoją
stronę. Miałem dość takiego traktowania. W końcu pomogłem mu w jakimś stopniu z
Młodą, to chcę wiedzieć o co chodzi tym razem. Tym bardziej, że znów wygląda
jakby zrobił coś złego. Znam go zbyt dobrze, by mógł przede mną to ukryć.
-
Jeszcze raz
tak zrobisz, a tym razem moją siłę poczuje twoje krocze. Co się z tobą dzieje,
że się tak zachowujesz? O co znów chodzi?
Kay słysząc mój ton spuścił uszy po sobie i
wrócił na fotel. Przygarbił się i skulił, przez co wyglądał tak żałośnie, że
pożałowałem swojego ostrego tonu. Nie chciałem żeby to aż tak zabrzmiało.
Kucnąłem obok niego i kazałem mu spojrzeć w moje oczy. Zrobił to, a ja
dostrzegłem w jego dwóch niebieskich jeziorach strach i poczucie winy.
-
Wczoraj mnie
trochę poniosło.- wyszeptał.- Pokłóciłem się z Klaudią.
-
Nic nowego, u
was to normalne, choć wolałbym żebyście dali sobie spokój.- odpowiedziałem
uspokojony, bo w końcu oni obydwoje obrażeni na siebie to ostatnimi czasy
norma.
-
Kazałem jej
się wynieść...
Te słowa sprawiły, że zesztywniałem. Mam
nadzieję, że Klaudia się go nie posłuchała. Zresztą powinna wiedzieć, że w
chwilach słabości on gada głupoty.
-
Ona i jej
rzeczy zniknęły...- wyszeptał, po czym znów podniósł wzrok, a w jego oczach
dostrzegłem kompletne roztrzęsienie.
W mojej głowie taśma zaczęła się cofać do
dzisiejszego poranka, gdy spotkałem Klaudię z walizką. Jako, że byłem na
naprawdę dużym kacu, myślałem, że to fikcja. A jednak chyba była prawdą...
-
Nie wiem
gdzie ona jest. Zostawiła portfel i telefon w pokoju.
-
Ja ją dziś
spotkałem... Wyszła z walizką z hotelu...- powiedziałem.
-
Co?!
Pozwoliłeś jej tak wyjść?!- zaczął się wydzierać mój brat.- Czyś ty kompletnie
zgłupiał?!
-
Wybacz, ale
to nie ja jej powiedziałem, żeby odeszła. Poza tym miałem mega kaca i nie do
końca kontaktowałem.
Panika w spojrzeniu brata złagodziła mój gniew
na niego. Jared schował twarz w dłoniach próbując się uspokoić. No to mamy
problem. I to porządny. Gdzie ona mogła pójść? Dosłownie wszędzie. A w nocy
wyjeżdżamy do Pragi.
-
Musimy ją
znaleźć przed wyjazdem.- odezwał się opanowanym głosem Kay.
-
A co jak nie
znajdziemy?- zapytałem bojąc się odpowiedzi.
-
Lepiej ją
znajdźmy. Zwołaj wszystkich. Nie ma dziś czasu wolnego. Chyba, że przejście się
po mieście i szukanie jej akceptują jako czas wolny.
Pokiwałem głową i już chciałem odejść, gdy
poczułem jego dłoń na ramieniu. Odwróciłem się, a on wyszeptał.
-
Nie daję
sobie rady. Wszystko chrzanię.
-
Będzie
dobrze, znajdziemy ją.- odpowiedziałem przytulając go do siebie.
Chwilę tak staliśmy w uścisku, ale trzeba było
ruszać. Zostało tylko kilka godzin, by ją odnaleźć. Po krótkim spotkaniu, które
nic nie wyjaśniało pozostałym, rozpoczęły się poszukiwania. Ja chodziłem z
Timem, szukając Młodej we wschodniej części miasta. Spędziliśmy tak na
chodzeniu i rozglądaniu się jakieś 5 godzin. Wykończeni wróciliśmy około 17 do
hotelu. Niestety nie natrafiliśmy nawet na jej ślad. O 19:30 wszyscy zebraliśmy
się w sali konferencyjnej z tym samym wynikiem. Dziewczyna się rozpłynęła.
-
Może wróciła
do Polski?- rzucił Tomo, a Jared drgnął.
-
Niemożliwe.
Zostawiła wszystkie dokumenty i telefon tutaj.- szepnął kompletnie zdołowany.-
Dzwonię na policję.
-
Skretyniałeś.
Znajdzie się. To dorosła dziewczyna, wie co robić.- włączył się do rozmowy
Brax.
-
Chciałabym
dodać, że jeśli chcesz zgłosić tutaj zaginięcie, musisz odczekać 24 godziny,
inaczej nic z tego...- dodała, jak zawsze wszech wiedząca Emma.
-
To co mam
robić?!- powiedział zdesperowany.
-
Nic. Musimy
już jechać do Czech...
-
Jak możemy
jechać bez niej? Ona gdzieś tu jest!
-
Nie mamy
wyjścia. Ona dobrze wie, że dziś wyjeżdżamy. Jeśli nadal chce z nami jechać to
przyjdzie.
Jared patrzył na nią nie dowierzając w to co
słyszy, a potem odwrócił się i wyszedł z miejsca naszego spotkania. Wszyscy
milczeli wpatrując się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał mój brat.
Nastała krępująca cisza, którą przerwał dopiero Tim.
-
Ja pójdę jej
jeszcze poszukać. Będę najpóźniej za godzinę.
Po tych słowach, nie patrząc na nas, podążył śladami
Kay’a. Reszta spojrzała na siebie i westchnęła.
-
No to mamy
problem.- mruknął Tomo patrząc na swoje buty.
-
Czemu ona
uciekła?- zapytał zdezorientowany Braxton.
-
A jak
myślisz?- parsknął Milicevic podnosząc głowę.- Pewnie SZEF znów jej dopiekł. Ja
jej się wcale nie dziwię.
-
O co ci
chodzi?- zapytałem patrząc na niego złowrogo, bo zaczynał swoją wypowiedzią
podążać w złym kierunku.
-
Ja na jej
miejscu już dawno bym stąd zwiał. Traktujecie ją jak głupie dziecko, wręcz
szmatę, to co się dziwicie, że potem znika?
Odebrało mi mowę po słowach, jak mi się
wcześniej wydawało, naszego przyjaciela. Chorwat z zażenowaniem pokręcił głową
i wyszedł z pokoju. Zostałem z Emmą i Braxtonem. Olita od razu spuścił wzrok, a
Emma uważnie przyglądała się naszej konwersacji.
-
Czy da się
coś zrobić?- zapytałem blondynki.
Jej spojrzenie wyrażało
zarazem smutek jak i bezwzględność. Pokiwała negująco głową, po czym się
odezwała.
-
Za półtorej
godziny zbiórka. Przykro mi, ale praca to praca.
W końcu i ona wyszła, a za nią powlókł się Latynos.
Zostałem sam, w niewielkiej salce, zastanawiając się co robić. Ludbrook miała
rację. Nic nie można zrobić. Dziewczyna, jak powiedział Jay, zabrała swoje
rzeczy zostawiając przy tym telefon, który był jedyną możliwą formą kontaktu z
nią. Ruszyłem w stronę wyjścia i zobaczyłem Olitę grubo opatulonego, w szaliku
i czapce.
-
Idę jej
szukać.- powiedział i wyszedł na dwór.
A ja udałem się w drugą stronę. Mimo całej
mojej sympatii do dziewczyny, wiedziałem, że to bez sensu. Wróciłem do swojego
apartamentu i położyłem się na łóżku. Pierwsze co mi przyszło do głowy to
sprawdzić zdjęcia w aparacie. Jestem ciekaw co Klaudia zrobiła, bo w końcu
wcześniej nie miałem czasu, by obejrzeć jej dzieła. Wyjąłem swojego wysłużonego
już Nikona z torby i włączyłem podgląd. 3659 zdjęć. Pokaźna sumka. Zacząłem,
więc od numeru 1, jak każdy normalny człowiek. Pierwsze kilkanaście zdjęć to
zabawa z ustawieniami. Raz całkowicie czarne zdjęcia, a raz śnieżnobiałe.
Czasem na niektórych pojawiały się kontury, ale nie byłem stanie domyślić się
czego one są. W końcu zaczęły się zdjęcia naszej ekipy. Tego jak wnoszą sprzęt
na halę, ustawiają triadę, czy zaznaczają w których miejscach mają stać
wzmacniacze. Przy okazji na kilku zdjęciach uchwyciła uśmiechy tych ludzi,
zabawę z ustawianiem tych wszystkich rzeczy, ale też i grymasy niezadowolenia.
Kolejne fotografie przedstawiały nas, jako zespół, w garderobie. Toma, który
leżał na kanapie i spał. Braxtona wlepionego w ekran komputera, mojego brata
przeglądającego się w lustrze. Kilkadziesiąt pozostałych ukazywało mnie i Tima
palących na zewnątrz. Niektóre z tych zdjęć były naprawdę godne uwagi. Potem
przeszedłem do zdjęć publiczności, następnie supportu i nas samych na scenie.
Dłuższą chwilę poświęciłem fotografii przedstawiającej mnie i Jareda, gdy się
obejmujemy po koncercie. Takie spontaniczne, szczere zdjęcie. Już dawno nie
pamiętam żebym miał z nim takie. A w końcu praktycznie codziennie robią nam
wspólne zdjęcia. Odłożyłem aparat zastanawiając się co może robić dziewczyna.
Jest zima, a ona po prostu znika z walizką, bez pieniędzy, bez telefonu. Powoli
zaczęło do mnie docierać co to oznacza. A ja... mogę się tylko modlić, by
przyszła na czas pod autokary. Niech schowa swoją dumę i wróci. Nie mogę
uwierzyć, że Jay był w stanie ją wyrzucić. Toż to w sobie nie ma ani grama
logiki. Tym sposobem, na pewno się nie pogodzą. Nie rozumiem zachowania zarówno
Jareda, jak i Klaudii. Po co oni to robią? Dziewczyna powinna w końcu
zrozumieć, że tak właśnie wygląda życie gwiazd rocka. Ale ona nadal była na
niego wściekła. Dodatkowo i trochę na mnie za to co jej ostatnio opowiedziałem
o naszym życiu. Nawet nie zauważyłem, jak szybko minął mi czas na tym
rozmyślaniu. Zamknąłem wieko walizki i pociągnąłem ją za rączkę na korytarz z
windami. Stał już tam Tim, który pisał coś na telefonie. Zostawiłem bagaż przy
jego i wróciłem się po torby. Zamknąłem za sobą drzwi i tak obładowany
podszedłem do basisty.
-
Nie ma jej?
-
Nie.
Westchnąłem z rezygnacją i zamknąłem oczy. Po
prostu masakra. Ten jej przyjazd to jakaś fala nieszczęść. Nie mam nic
przeciwko jej osobie, zawsze nas rozśmieszała, ale tym razem. Wszystko nie
idzie tak jak powinno...
-
Wchodzisz?-
zapytał mnie Kelleher, a ja otworzyłem oczy.
Szybko władowałem się z rzeczami do środka i
zjechaliśmy tak na dół. Wręczyłem swój klucz Emmie, która hurtowo miała je
wszystkie oddać recepcjoniście, po czym wyszedłem na lodowate powietrze i
udałem się do drugiego czarnego autokaru. Gdy już stawiałem prawą stopę na
stopniu prowadzącym do wnętrza pojazdu, poczułem jak lecę do tyłu, więc czym
prędzej złapałem się ramy drzwi. Odwróciłem się i zobaczyłem brata w rozpiętym
płaszczu, niedbale okręconym niebiesko-białym szalikiem oraz z burzą tych
okropnych niebieskich kudłów. Nie mogę nadal pojąć po co on to robi. Ten
różowy, teraz niebieski. Po cholerę? Jeszcze jak ten jego cyklamen mu pasował,
to błękit kompletnie mu nie leżał. Był w nim przerażająco blady i wyglądał jak
zombie. Zszedłem ten jeden stopień ponownie stając na zaśnieżonym chodniku.
Włożyłem dłonie pod pachy i skuliłem się, gdyż było mi zimno. Nie odzywałem
się, czekałem aż coś powie.
-
Nie ma jej.-
powiedział spanikowany.
-
Nic na to nie
poradzisz. Nie mamy wyjścia, jedziemy.- odpowiedziałem spokojnie, mimo że
podzielałem część zdenerwowania brata.
Kay pokiwał głową na znak, że rozumie i
odszedł w stronę swojego autokaru. Patrzyłem za nim stojąc na zewnątrz pomimo
mrozu. Był naprawdę zdołowany i czuł się winny. Nagle zatrzymał się i podniósł
głowę. Serce zabiło mi szybciej myśląc, że zobaczył Klaudię, lecz on się odwrócił
i zaczął biec w moją stronę. Zatrzymał się przede mną i z nadzieją w oczach
zaczął mi tłumaczyć co wymyślił.
-
I co ty na
to?- zapytał podekscytowany wpatrując mi się w oczy, jakby szukał w nich
aprobaty.
Westchnąłem i położyłem mu dłonie na
ramionach. Jego plan był dobry, lecz miał pewne wady, które musiałem mu
pokazać. Jego oczy błyszczały niecierpliwe i pełne wiary w powodzenie planu,
który jednak musiał ulec pewnym zmianom.
-
Jared... ale
ty wiesz, że to jest niemożliwe? Jutro masz od samego rana wywiady, konferencje
i sesje. Nie możesz od tak tego odwołać i nie przyjechać.
-
Jak to nie
mogę! Jestem Jared Leto i mogę wszystko!- wykrzyknął, a nadzieja w jego oczach
przerodziła się w złość.
-
Jared...-
jęknąłem widząc, że gniew znika, a zastępuje go smutek.
-
Poddaję się.-
wyszeptał garbią się.- Nie mam już sił i pomysłów.
-
Ty się
poddajesz?- zapytałem nie wierząc w to co słyszę.- Ty?!
-
Tak...
Przepraszam Shann, że cię w to wplątałem i wyładowałem na tobie emocje.-
wyszeptał pełnym bólu głosem.
-
Jay. Nie masz
mnie za co przepraszać... Kucyku.- wyszeptałem i objąłem go mocno.
Chwilę musiałem poczekać, aż i jego ramiona
niepewnie oplotą mnie w klatce, a potem przytuliłem go do siebie. Kocham tego
wariata i nie chcę żeby był nieszczęśliwy. A teraz właśnie taki jest. Wiem, że
to tylko i wyłącznie jego wina, ale szkoda mi go. Bardzo to przeżywa, mimo że
na zewnątrz tego tak nie widać. Ja dostrzegam to w jego oczach.
-
Mam!-
wykrzyknął mi do ucha odskakując.
-
Co masz?-
zapytałem masując ucho na znak, że ciut za głośno się wydarł do niego.
-
Mam pomysł!
Ty to zrób!
Zastygłem z jedną ręką przy uchu, patrząc
szeroko otwartymi oczami na mojego brata, który znów odzyskał nadzieję. Gdy
dotarło do mnie o co prosi, a także to, że jest to jedyne wyjście z tej
sytuacji... zgodziłem się. Nie miałem wyboru. Ja też chciałem, żeby dziewczyna
do nas wróciła. Kay pociągnął mnie w stronę swojego autokaru i opowiedział o
swoim pomyśle Emmie. Kobieta nie była nim tak zachwycona, jak jej pracodawca,
ale stwierdziła, że jeśli ma to pomóc Jaredowi w uspokojeniu się i pozwoleniu
jej normalnie pracować, zgodziła się nam pomóc. I tak oto chwile później
patrzyłem, jak dwa czarne autokary odjeżdżają w noc. Zawiał bardzo
nieprzyjemny, chłodny wiatr, więc czym prędzej wróciłem do hotelu. Samolot
miałem o 6 rano, więc o 4 musiałem stąd wyjechać. Była już 21, więc nie
zastanawiając się za długo, usiadłem w fotelu w holu, by móc obserwować wejście
do hotelu. Może Jay ma rację, dziewczyna tu wróci, chociażby po dokumenty.
Jednak minuty mijały. Minęła godzina, a ja o mało co nie zasnąłem czekając na
nią. Z kwadransu na kwadrans traciłem nadzieję, że ona tu przyjdzie. Potarłem
zmęczone oczy i oparłem głowę o zagłówek fotela. Byłem wykończony tym
wszystkim. Najpierw próba uspokojenia i ukojenia wspomnień oraz czynów Jareda,
potem przekonanie Klaudii, że takie jest już życie, następnie kolejna próba ich
[pogodzenia, a teraz to. Ale się dobrali. Obydwoje trzaśnięci i nie dający żyć
reszcie towarzystwa przez swoje humory. A ja jak zwykle nic z tego nie mam.
Przed oczami stanęła mi postać Renaty. Kobieta
ta nie była może z wyglądu moim ideałem, jednak coś w niej pociągało mnie tak,
że zastanawiam się do tej pory czy mogłem lepiej się jej zaprezentować.
Widziałem ją już wcześniej na kilku koncertach, zawsze w tym samym miejscu, ale
wiadomo. Fanka to fanka. A potem okazuje się, że to „matka” Klaudii. Życie jest
naprawdę dziwne i zaskakujące. Poznałem tę kobietę i muszę powiedzieć, że już
od dawna nie widziałem tak inteligentnej i wyważonej osoby, która dodatkowo
jest urodziwa. Przypomina mi trochę mojego brata. Taką damską wersję jego.
Ładna, mądra i pyskata. Skłamałbym gdybym powiedział, że się mnie nie podoba.
Dawno już nie czułem takiego pociągu do kobiety. Zresztą miałem kogo chciałem
na zawołanie. Zdaję sobie sprawę, że nie jestem zbyt urodziwy, przynajmniej nie
tak jak Jared, ale dzięki statusie gwiazdy rocka, mogę mieć każdą. A Renata...
Pomimo, że trochę flirtowaliśmy, to ona wydaje mi się osobą, która się ze mną
bawi, jednak w inny sposób. Nie taki by po prostu mnie zaliczyć. Zresztą nie do
końca to ogarniam. Ale to bardzo ciekawe doświadczenie, bo przywykłem do
kobiet, które robią wszystko co tylko im powiem. Czuję, że jakbym coś jej
rozkazał, to bym od razu dostał w twarz, albo co gorsza w kroczę. Jay poradził
mi żebym kupił jej kwiaty. Popatrzyłem wtedy na niego, jak na skończonego
debila. Ja i kwiaty?! Prędzej bym musiał upaść na głowę... Ale jednak przed
umówionym z nią spotkaniem, zaszedłem do kwiaciarni. Zdziwiony spostrzegłem, że
wybór jest... jakby to ująć... żaden. Stanąłem przed dwoma dużymi wazonami. W
prawym stały 3 krwistoczerwone róże, a w lewym jedna żółta. Z tego to nawet
bukietu nie da się zrobić. Podeszła do mnie stara kobiecina i westchnęła.
-
Przez tę zimę
nie dojechały mi kwiaty. Mogę panu w czymś pomóc?- zapytała z takim akcentem,
że ledwo ją zrozumiałem.
Kobieta musiała być ze Szkocji, gdyż naprawdę
zrozumieć ją było sztuką. Niby jeden i ten sam język, a tak różny. Zrobiłem
zakłopotaną minę i wytłumaczyłem jej czego potrzebuję.
-
A co pan
powie na te czerwone róże? Zrobię z nich skromny bukiecik.- zaproponowała
wskazując na kwiaty.
Patrząc na nie przypomniałem sobie słowa
Jareda. „Jeśli chcesz ją zaskoczyć to nie kupuj jej czerwonych róż. Bądź
oryginalny.”. Kierując się tym co powiedział mój brat, poprosiłem jednak o tę
samotną żółtą różę. Wyglądała lepiej od tych czerwonych, bardziej świeżo, ale
była tylko jedna. No cóż, trudno. Jedna musi wystarczyć. Kobieta podcięła
kwiatek i popsikała go jakimś specjalnym preparatem. Zawinęła w papier, by nie
przemarzła na zewnątrz i wręczyła mi ją. Wyjąłem portfel, by zapłacić, lecz
staruszka z uśmiechem na ustach powstrzymała mnie.
-
Nie trzeba.
Pana kobieta musi być naprawdę wyjątkowa, skoro nie kupuje pan czerwonych róż.
Pokiwałem zawstydzony głową i wyszedłem na
zimne powietrze Manchesteru. Gdy sprezentowałem Renacie ten kwiat, ona
uśmiechnęła się tak ładnie, że kamień spadł mi z serca. Nie jestem zbyt
romantycznym człowiekiem, ale wtedy starałem się być wtedy dżentelmenem.
Przepuściłem ją w drzwiach do kawiarni na rogu, przysunąłem krzesło i
przyniosłem dwa ogromne kubki kawy. Kobieta wciąż zerkała na różę, którą ode
mnie dostała i uśmiechała się. W pewnym momencie zapytała mnie, skąd pomysł na
żółtą różę.
-
Nie podoba ci
się?- zapytałem przestraszony.
-
Nie oto chodzi.-
czemu nie standardowa czerwona róża?- mówiąc to przekląłem siebie za wybór tego
koloru.
-
Bo...-
zacząłem, ale się zawiesiłem.- Jesteś inna i wyjątkowa.
-
Kocham żółte
kwiaty. Moje ulubione. Za to czerwone... są dla takich osób, jak twój brat.-
powiedziała uśmiechając się.
Ech, strzał w 10 z tą żółtą różą! Dziękuję
braciszku za twoje rady!
Podniosłem głowę z oparcia fotela i
rozejrzałem się wokół. Zegar wskazywał na 23:23. ktoś o mnie myśli, pewnie
niejedna fanka. Mój pęcherz też o mnie pomyślał, dając mi o sobie znać, więc
wstałem i udałem się do toalety, by opróżnić go z nadmiaru płynów. Gdy wróciłem
do holu, zdecydowałem się zapytać recepcjonistki czy w czasie mojej
nieobecności była tu Klaudia. Wątpiłem w to, ale lepiej było się upewnić. Jared
inaczej by mnie zamordował, gdyby jednak okazało się, że była, a ja zawaliłem
sprawę. Podszedłem do białej lasy i przywitałem się z młodą, rudą dziewczyną.
-
chciałem się
dowiedzieć czy nie było tu może jakiejś dziewczyny?
-
Hym... A
mógłby ją pan opisać?- zapytała uśmiechając się delikatnie.
-
Średniego
wzrostu, ciemne włosy, niebieskie oczy, w brązowym płaszczu z futerkiem przy
szyi...
-
A tak. Przed
chwilą pytała się, czy nie znaleźliśmy chyba jej telefonu i portfela w pokoju,
w którym ponoć przebywała. A potem wyszła...- ciągnęła, lecz ja już biegłem w
stronę drzwi.
Nawet nie zapiąłem kurtki, czy nie założyłem
szalika. Wyleciałem na ulicę przed hotelem i rozejrzałem się. Pusto. Cholera!
Jared mnie zabije! Że akurat wtedy zachciało mi się sikać! Nie wiedząc w którą
stronę biec i jej szukać, zdałem się na instynkt. Podbiegłem w prawo. Gdy
dobiegłem do skrzyżowania, straciłem nadzieję, że ją znajdę. Możliwe, że
poleciałem w ogóle w złą stronę. Jednak biegłem dalej przed siebie, aż w końcu
do mnie dotarło, że to bez sensu. Wróciłem już wolniejszym chodem do hotelu.
Załamany złapałem za torbę i poprosiłem dziewczynę, by zamówiła mi taksówkę na
lotnisko. Recepcjonistka przyglądała mi się z zaciekawieniem, lecz spełniła
moją prośbę. Tym razem zapiąłem się i obwiązałem szalikiem jak trzeba. Wściekły
na siebie pożegnałem się z kobietą, gdy oznajmiła mi, że taksówka już czeka.
Wsiadłem do wnętrza auta i powiedziałem, gdzie chcę jechać. Kierowca milczał
przez całą drogę, lecz co mu się dziwić. Znał tylko podstawy angielskiego, a ja
jego języka ani trochę. 40 minut później siedziałem już w Starbucks’ie na
lotnisku i wyklinałem cały świat. Genialny plan Jay’a, a klapa w jego
realizacji. Dzięki mnie. Przyłożyłem głowę do stołu i walnąłem nią o blat.
-
Kurwaaa!-
wysyczałem ze złością.
Otworzyłem mój plecak i wyjąłem z niego
telefon. Zobaczyłem na wyświetlaczu, że mam 34 połączenia nieodebrane. Cholera,
nie słyszałem dźwięku, czy jak? Gdy jednak odblokowałem klawiaturę, okazało
się, że przez przypadek wyciszyłem iphone’a. Kliknąłem na powiadomienia i
okazało się, że wszystkie nieodebrane były od mojego brata. Pewnie nie śpi
martwiąc się. No cudnie... Jestem geniuszem. Jeszcze wpędzę brata do grobu i
będzie. Wybrałem jego numer i przyłożyłem urządzenie do ucha. Nawet nie
zdążyłem się wsłuchać w pierwszy sygnał, gdy odebrał.
-
I co? Jest?- wręcz wykrzyknął do słuchawki.
-
Nie.-
odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
-
Cholera! A ty
nie wiesz od czego służy telefon?
-
Przepraszam,
wyciszyłem go i nie zauważyłem, że dzwoniłeś.
-
No tak, bo to
jest za trudne by się domyślić, że będę to robił. Gdzie jesteś? Słyszę hałas.-
zapytał zdziwiony.
-
Na lotnisku.
-
Słucham?-
zapytał, a w jego głosie wyczułem nutkę gniewu.
-
No na
lotnisku. Czekam na samolot.
-
Czemu nie w
hotelu? A jak przyjdzie Klaudia?
-
Nie
przyjdzie.- odpowiedziałem.- Była, ale nie zdążyłem jej złapać.- westchnąłem
stwierdzając, że muszę mu powiedzieć prawdę.
-
Jak to nie
zdążyłeś jej złapać?!- wydarł się.
-
Spokojnie
braciszku... Musiałem iść do toalety, a gdy wyszedłem jej już nie było.
Przepraszam, wiem że zawaliłem sprawę, ale...- zacząłem się tłumaczyć, lecz
usłyszałem głuchy sygnał.
Pięknie. Jared jest na mnie wściekły i to
nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak bardzo. Ale nie miałem mu tego
za złe. Sam też pewnie tak bym się zachowywał na jego miejscu, choć wątpię bym
kiedykolwiek miał przeżyć taką sytuację. Oto i właśnie są dzieci. Same
problemy. Resztę czasu spędziłem czytając na przemian książkę i tweety od
fanów. W końcu około 4:30 rano odprawiłem się i o 5:50 siedziałem już w
samolocie. Lot był starsznie krótki, ale i tak męczący. Jaredowi naprawdę
musiało zależeć na tej dziewczynie, bo on jak tylko może unika samolotów jak
ognia, a tu chciał nim lecieć byle tylko znaleźć dziewczynę. Imponował mi tym,
że pomimo błędów, które popełniał, starał się je naprawić. Wykończony złapałem
taksówkę przed lotniskiem i podałem adres hotelu, który dostałem w smsie od
Ludbrook. Gdy stanąłem przed wejściem, od razu podszedł do mnie brat. Mimo, że
w jego cała postawa ukazywała, jak bardzo jest na mnie wściekły, to oczy były
spokojne. Przytulił mnie do siebie i wyszeptał do ucha.
-
Jestem na
ciebie wściekły, ale także bardzo cię kocham.
Wytrzeszczyłem oczy i odsunąłem się od niego.
Pierwszy raz od bardzo dawna powiedział do mnie coś takiego. Naprawdę, jestem w
ogromnym szoku. Rzadko zdarza mu się mówić, że mnie kocha, a tym bardziej w
takich sytuacjach.
-
Jared, masz
gorączkę, prawda?- zapytałem przykładając mu dłoń do czoła.
Odrzucił moją dłoń i przytulił się do mnie tak
mocno, że nie wiedziałem co się dzieje. Nie mam bladego pojęcia co mogło
spowodować taki przypływ uczuć u mojego braciszka. Ale nie powiem, podobało mi
się to. Objąłem go i pocałowałem w czubek głowy, stając na palcach. Ech, że on
musi być wyższy ode mnie. Po tych czułościach, dał mi w końcu wejść do budynku.
Zaprowadził mnie do pokoju i podał kartę, dzięki której mogłem wejść do
apartamentu. Gdy tylko odłożyłem rzeczy na bok, on stanął przede mną i...
pocałował mnie. Gdy się odsunął szczękę miałem na ziemi. Co to kurwa było?
Patrzyłem na brata nie mogąc uwierzyć w to co zrobił. On w odpowiedzi się
uśmiechnął i usiadł na łóżku.
-
Kocham cię.
-
Jared,
naprawdę musisz się źle czuć.- w końcu zdołałem wykrztusić.- Co... co to było?
-
Pocałunek. –
powiedział, a potem odwrócił wzrok nagle pochmurniejąc.
Jego niebieskie oczy zmieniły swoją barwę na
szarą, a gdy odwrócił je w moją stronę zobaczyłem w nich strach pomieszany ze
smutkiem. Zdziwiony usiadłem obok niego i położyłem mu rękę na udzie i
pytającym wzrokiem chciałem zmusić, by powiedział o co chodzi.
-
Bałem się o
ciebie.- wyszeptał.- W wiadomościach mówili, że jakiś samolot się rozbił... Że
to był słowacki samolot. Bałem się, że cię straciłem.- wyjąkał, a po jego
policzku spłynęła łza.
To były tak piękne słowa, że od razu
przytuliłem go do siebie. Martwił się... nie. Bał się o mnie. Naprawdę to było
coś niespotykanego. Czasami wątpiłem, że on kocha mnie tak samo jak ja jego,
ale teraz mi udowodnił, że nie miałem racji. Wtulił się w moją pierś i zaczął
szlochać, jak małe dziecko. Znów poczułem się, jak starszy brat, a ten
mężczyzna w moich ramionach był moim małym braciszkiem, którego kochałem
najbardziej na świecie.
-
Spokojnie
Kucyku. Nic mi nie jest, nie masz już powodu do strachu.- szepnąłem tuląc go do
siebie.
Brakowało mi takich sytuacji. Takich, gdy
musiałem zaopiekować się moim małym Jaredem. Tym którego tak samo trzymałem
ponad 35 lat temu. Którego kocham bardziej niż wszystko na tym świecie.
-
Przepraszam,
że cię przestraszyłem.- powiedziałem zdając sobie sprawę, że mogłem go
poinformować o tym, że przyleciałem bezpiecznie do Czech.
-
Już okey,
przepraszam Shann, że się tak rozkleiłem.- powiedział ocierając rękawem łzy.-
Kocham cię i nie wiem co bym zrobił, gdybym cię stracił.
-
Też cię
kocham mój Kucyku.- szepnąłem mu do ucha i pocałowałem w czubek głowy.
No i się wyjaśniło skąd
ten napad czułości oraz ten pocałunek. Mój brat jest czasem tak prostolinijny w
takich gestach, że zupełnie się ich nie spodziewam.
-
Muszę iść na
sesję zdjęciową. Pogadałem z Emmą i ustawiła wszystko tak, że możesz sobie
pospać do 14. Potem przyjdę po ciebie i pojedziemy do radia, dobrze?
-
Jasne, nie
musiałeś. Jeśli chcesz, mogę iść z tobą
na sesję.- zaproponowałem wiedząc, że Jared lubi, gdy jestem obok, jak robią mu
zdjęcia, czuje się wtedy bezpiecznie.
-
Dam sobie
radę. Ty za to jesteś wykończony. Będę o drugiej.- powiedział całując mnie w
policzek.- Wyśpij się.
Uśmiechnąłem się lekko do niego i pokiwałem
głową. Jared wyszedł z mojego pokoju, a ja zacząłem się rozbierać.
Potrzebowałem odświeżenia, więc rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Zmyłem
z siebie pot, zdenerwowanie i położyłem się w samej bieliźnie do łóżka. Mimo
orzeźwiających strumieni wody, nadal byłem potwornie zmęczony. Dlatego, gdy
tylko dotknąłem poduszki, zasnąłem. Obudziłem się, bo coś mnie łaskotało w
brodę. Otworzyłem oczy i popatrzyłem w dół, by zobaczyć co to i ujrzałem
niebieskie włosy. Potrząsnąłem głową nie wierząc w to co widzę. Jared spał
przytulony do mojego boku z głową na mojej piersi. Naprawdę ten wypadek musiał
nim wstrząsnąć, bo nie zachowywał się jak Jay do którego przywykłem w trasie.
Czasem zdarzały mu się chwile słabości, ale dziś już przeszedł sam siebie.
-
Ekhem...
Jared?- mruknąłem cicho, a on się poruszył.
-
Co?-
usłyszałem jego głos i gdy wypowiadał to słowo poczułem ciepło na prawej
piersi.
-
Wszystko w
porządku?
-
Hym... tak
jakby.- odpowiedział i podniósł głowę tak, że mogłem patrzeć w jego niebieskie
oczy.
-
Wiesz,
zaczynam się o ciebie obawiać. Zachowujesz się trochę... hym... jak nie ty.-
powiedziałem starając się znaleźć słowa, które by jednoznacznie nie powiedziały
„po gejowsku”.
-
Wybacz.-
odpowiedział i odsunął się ode mnie.- Już idę.
-
Ej, stój.-
zatrzymałem go ciągnąc za rękę, gdy chciał już uciec.- Chodzi oto... martwię
się o ciebie. Ty nie lubisz się przytulać, nie lubisz tak właśnie...
-
Po prostu chyba
nadal przezywam to co się stało. Jestem niezmiernie wdzięczny, że żyjesz i...
że mogę po prostu znów znaleźć się w twoich ramionach, tak jak za dawnych lat.
Wiem, że nie mówię ci tego często, ale cię kocham. Bardzo.
-
Wiem
braciszku.- odpowiedziałem czując jak po moim wnętrzu rozchodzi się przyjemne
ciepło.- Też cię kocham. Która godzina?
-
Cholera!
Prawie 15!- wykrzyknął i znów zamienił się w tego starego Jareda.
Rzucił się do mojej walizki i wyjął z niej
jakieś ubrania, a potem zaczął krzyczeć bym się pośpieszył, bo spóźnimy się na
audycję do radia. Uśmiechnąłem się pod nosem i wygramoliłem z ciepłego łóżka.
Od razu poczułem różnicę, mój prawy bok był o wiele zimniejszy niż lewy. Jared
był niezłym ogrzewaczem. Przy drzwiach do łazienki Kay wręczył mi ubrania i
całusa. Zamknąłem drzwi od łazienki i usłyszałem włączany telewizor.
Popatrzyłem w swoje odbicie w lustrze i uśmiechnąłem się widząc, że każdy włos
stoi mi w inną stronę. Szybko wziąłem żel i zaczesałem je tak, jak być powinny.
15 minut później byłem gotowy, co ucieszyło mojego brata. Założyliśmy grube
kurtki i udaliśmy się na dół, gdzie czekał już Tomo.
-
Dobrze cię
widzieć.- powiedział ściskając mnie.- Przez Jareda o mało co nie dostaliśmy
zawału.
-
Nie no,
jeszcze żyję.- zaśmiałem się.
-
Shannon!
Krzyk Latynosa był słyszalny pewnie w całej
Pradze, więc nie miałem co innego zrobić tylko go uścisnąć. Byłem zaskoczony,
że naprawdę wszyscy się o mnie martwili. W takich dość dobrych humorach
pojechaliśmy do czeskiego radia. Audycja była długa, trwała ponad 2 godziny,
ale dostaliśmy kawy, więc dało się przeżyć. Jay był w o wiele lepszym humorze,
przez to, że ja przyjechałem cały i zdrów, więc nawet kilka razy zażartował.
Wieczorem wróciliśmy do hotelu, by przebrać się i po prostu pozwiedzać to
piękne miasto. Jared był trochę zmęczony, ale jak zwykle, nie zważał na to i
poszedł na spacer po starówce. Stanęliśmy na moście Karola i popatrzyliśmy w
miasto nocą. Wiatr i zimno znad wody dawało nam we znaki, lecz widok był tak
uroczy, że nie mieliśmy ochoty odchodzić. Ciszę przerwał mój braciszek.
-
Cały czas o
niej myślę. Boję się o nią.
-
Wiesz... sam
nie mam pojęcia co się z nią dzieje. Nie wiem co bym zrobił na jej miejscu. Na
pewno byłbym na nas wściekły...
-
Taki właśnie
ze mnie ojciec. Dlatego nie chcę mieć dzieci. Zbyt duży problem i... patrz. Ona
jest pełnoletnia, a problemy są takie, że...- powiedział i machnął ze
zrezygnowaniem dłońmi.- Nie wiem co zrobić, by ją odnaleźć.
-
Jak to mówią,
„małe dzieci- mały kłopot, duże dzieci- duży kłopot”.
-
To ja
współczuję naszej mamie.- zaśmiał się.
-
Nasza mama to
ma chyba najcięższe życie w całej naszej rodzinie.- poparłem go.
Znów zamilkliśmy i zdecydowaliśmy się na
powrót do hotelu. Jared był wymęczony, a ja też wolałem przed jutrzejszym
koncertem nazbierać sił. Po drodze zostaliśmy zatrzymani przez kilku fanów,
którzy widząc, jak jesteśmy zmęczeni, szybko nam dali odejść. Są jeszcze ludzie
na tym świecie i to nawet nasi fani, którzy dbają o dobro i zdrowie innego
człowieka. Pobudka była o 10, więc dość późno, jak na nasz normalny plan zajęć.
Ale ja się tam cieszę, bo w końcu można dłużej pospać. Śniadanie zjadłem z
Braxtonem i Timem. Jared jak się okazało, już od godziny był na nogach i
załatwiał jakieś sprawy. Soundcheck odbył się bez problemów, nawet Jay się tak
na nas nie darł. Zwiastowało to dobry koncert. Choć... może nie tyle dobry, co
spokojny. Jared wciąż się martwił i obwiniał, że zostawił dziewczynę samą w
obcym kraju bez niczego. Nie umiałem mu pomóc, bo po części sam też uważałem
się za winnego. W końcu mogłem ją zabrać tutaj, a... zawaliłem sprawę bo
chciało mi się sikać. Po prostu najgorsza z możliwych rzeczy, jakie mogłem
zrobić. Głupszego powodu to chyba nikt już nie znajdzie. W końcu nadeszła
godzina zero, czyli wyjście na scenę. Nie miałem ochoty grać, bo myślami wciąż
wędrowałem do Klaudii, zresztą tak jak mój brat. Bałem się, że pomylę się czy
zrobię jakiś niewybaczalny błąd podczas gry. Zacząłem wybijać Escape i mój brat
wpadł na scenę. ‘Skup się Shannon, skup się’- powiedziałem sam do siebie i
zacząłem wybijać rytm do Night Of The Hunter. Pomimo tego rozstrojenia, grało
mi się całkiem dobrze. Jared śpiewał nie myląc się, a Tomo z Timem, jak zawsze
perfekcyjnie odwalali swoją robotę. Attack, ABL’ka, TIW i Search minęły szybko,
acz dobrze zagrane. Jared coś tam zaczął mówić do publiczności, a ja wziąłem
wytarłem ręcznikiem czoło i popatrzyłem na setlistę. Ze zdziwieniem
przeczytałem, że teraz właśnie będziemy grac „Praying For A Riot”. Wzruszyłem
ramionami, trochę zawiedziony, że nikt o tym nie powiedział mi wcześniej, ale w
końcu... dobrze znałem tę piosenkę i ją bardzo lubiłem grać. Wprowadzała mnie w
pewien trans. Światła zgasły a ja mogłem w ciemnościach dostrzec gotowość
reszty zespołu. Szept Jareda przeszył moje uszy, aż się wzdrygnąłem. Gitara
Tomo ładnie wkomponowała się w syczenie mojego brata, a ja zacząłem wybijać
rytm tej piosenki. Pojedynczy strumień światła oświetlił każdego z nas, tworząc
pewnego rodzaju atmosferę. Do tego jeszcze sztuczna mgła i klimat pierwsza
klasa. Zamknąłem oczy i odciąłem się od myśli dręczących mój umysł. W równym
tempie wybijałem na mojej dziewczynie rytm, do którego Jared śpiewał. Choć,
bardziej można to uznać za szeptany śpiew. Dawno już nie wczuł się tak w żadną
piosenkę. Otworzyłem oczy tylko po to by patrzeć na najważniejszą osobę w moim
życiu. Stał przy mikrofonie trzymając go jedną ręką i z zamkniętymi oczami
wyśpiewywał tekst, który napisał tyle lat temu. Mogę śmiało powiedzieć, że
wczuł się w ten utwór tak, jak zawsze robił to nagrywając album. Z każdym jego
unoszeniem głosu mój oddech stawał się głębszy i bardziej odczuwalny. I w
momencie, gdy skończył pomyślałem, że powinna być tu Klaudia. Cała magia
prysnęła, cała wolność i powrócił smutek oraz złość na samego siebie, że przeze
mnie dziewczyna nie doświadczyła tej piosenki w takim wykonaniu. Dalsza część
koncertu odbyła się bez takich momentów, no może z wyjątkiem Hurricane, ale to
Młoda słyszała i to nie raz. Pod koniec, Jared zaczął się tak mylić w Hurricane
i Kings and Queen, że byłem pewien, że przerwie tę masakrę. On jednak pociągnął
do końca i w ostatecznie koncert się skończył. Kay nawet nie patrząc na ludzi
na scenie zbiegł z niej, a ja wziąłem do ręki dwie pary pałeczek i podszedłem
do brzegu sceny. Wrzuciłem je w tłum i machając im na pożegnanie także zszedłem
z podestu. Na korytarzu zastałem stojącego przy ścianie Jareda, który trzymał
się za głowę.
-
Spieprzyłem.
-
Było okey.-
powiedziałem stając przy nim.
-
Zapomniałem,
totalnie wyleciały mi te słowa z głowy.- jęknął trzymając się za włosy.
-
Za to Praying
For A Riot wyszło ci świetnie.
-
Jej tu nie
było.- powiedział znów nie słuchając co mówię.
Milczałem. Nie wiedziałem jak mu pomóc, co
powiedzieć, by choć trochę zmniejszyć to poczucie winy. Bardzo bym chciał coś
zrobić, ale nie mogłem niczego wymyślić, więc objąłem go ramieniem i
poprowadziłem do garderoby. Szybko umyliśmy się i zmieniliśmy ubrania. Meet and
greet dłużył nam się niesamowicie. Chyba jeszcze bardziej niż w Aberdeen, gdy
chciałem pobyć trochę z Renatą. Ale w końcu nawet i on się skończył. Jared był
w tak depresyjnym nastroju, że zadecydowałem się uraczyć nas małą dawką
alkoholu. Lecz mój brat odmówił. Więc wypiłem swoją część i jego. Przy
samochodzie, który miał nas zabrać do hotelu, poprosiłem Tima, by dopilnował,
by mój brat bezpiecznie dotarł do swojego pokoju, a ja sam stwierdziłem, że
muszę się przejść. Założyłem na głowę kaptur. Ręce ,pomimo rękawiczek, włożyłem
do kieszeni kurtki i tak ruszyłem ulicą w stronę głównego wyjścia z hali. Było
bardzo duże prawdopodobieństwo, że spotkam tam fanów, ale po prostu musiałem
tam iść. Kaptur był na tyle głęboki, że idąc skulony, nie można było poznać kim
jestem. Wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów i zapaliłem jednego. Czując w
płucach dym, poczułem się troszeczkę lepiej. Szybko jednak wypaliłem go,
jeszcze zanim doszedłem do ulicy. Wyrzuciłem resztkę tego co zostało z mojego
papierosa i nadepnąłem na nią. Chciałem wyjąć drugiego, ale pomyślałem o
Klaudii i od razu schowałem paczkę. Ale by narzekała, że tyle palę. Akurat, gdy
podniosłem głowę zauważyłem niezbyt wysoką postać, która miała na sobie dużą
futrzaną czapkę. Wziąłem głęboki wdech i pobiegłem w jej kierunku. Zatrzymałem
się za nią i położyłem jej rękę na plecach. Nie mogę uwierzyć, czyżby to była
Klaudia? Postać powoli odwróciła się w moją stronę, a gdy pokazała swoją twarz,
moje serce zamarło.
Witajcie w październiku! No i mamy pierwszy rozdział w tym miesiącu. Szybko… Chcę Was przeprosić za błędy w poprzednim rozdziałę. Tam gdzie jest „Evelyn” zamiast „Fancy”. Powinna być ta druga. No i racja. Fancy jest śliczna i ma przypominać Evelyn, ale z charakteru Klaudii nie przypomina, wierzcie mi ;) ale o niej jeszcze będzie kiedyś tam. Mam nadzieję, że w tym rozdziale wytłumaczyłam trochę rozumowanie Szynka :) No i uważam całusa od Jareda za starsznie słodkiego. Co do końcówki… wybaczcie, ale to zasługa Lea. Bo chciała normalne zakończenie, więc… nie mogłam go dać :D Mam jeszcze wenę na jeden rozdział, a potem… też mam wenę na kolejny :P To chyba tyle… a no i mi przykro, że tak mało komentarzy :< tyle ode mnie.
Ten rozdział dedykuję Disgrracee i Anie :) Dziękuję za to, że skomentowałyście :)
Genialny rozdział. Dobrze mu tak. niech się martwi. ma za swój koszmarny strój. Odcinek bardzo mi się podoba. I kocham tego bloga i Ciebie<3 I Jay,który pragnie bliskości jest uroczy.
OdpowiedzUsuń-aniaa
dzięki Lei macie nienormalne zakończenie ;P następnym razem poproszę o bardzo nieodpowiedni moment na urwanie ;D
OdpowiedzUsuńja nie wiem, ale każdy rozdział w jakimś stopniu odbija moje nastroje, sytuacje itp. np ja teraz jestem wykończona, spać mi się chce, a jak Shann mówił o swoim ciepłym łóżeczku…..awww
jeeeeeeeeeeeeej a nasz gejuś (przy dzisiejszym zdjęciu zwątpiłam) taki kochaniutki, ja wiem, że dobrze mu tak, że się musi Klaudią martwić, bo sobie na to zasłużył, ale jak się o brata martwił, a później mu wyznał miłość i wyściskiwał i zasnął wtulony na bracie, aż mi się na serduszku ciepło zrobiło <3 już kiedyś to pisałam, ale muszę jeszcze raz, że uwielbiam ich relacje i oni jako rodzeństwo to godny wzór do naśladowania. Gdybym była facetem to chciałabym mieć takiego brata, w sumie to braci, bo jakoś takiej siostry sobie nie wyobrażam, z resztą to zupełnie inaczej wygląda między dziewczynami, ale powiem Ci, że nie mogę się doczekać następnej części, zwłaszcza, że znając Ciebie to bd chciała wszystkich zaskoczyć „Shannon zobaczy jakby Evelyn wstała zmartwych, a to okaże się być jej sobowtór Fancy”^^ Ale był moment który udało mi się przewidzieć, że jak Szynek pójdzie do kibla to Klaudia przyjdzie, ale myślałam, że ją złapie, ale niestety ;( muszą się jeszcze pomartwić o nią, chociaż może…
-lea
Ale Jared się męczy.
OdpowiedzUsuńRozdział mi się podoba. I czekam na następny.
Mam pytanko… Dlaczego Szynek na Dziada mówił „Kucyk”? O.o
-adka
Zaczne od tego „jakbym zabił mu kota patelnią” hahahaha nie wiem jak ty to wymyślasz.Co do notki to jest taka „słodka” że tak powiem. Przy każdej Sharedowej scenie szczerze się do ekranu. Szkoda troche Jay’a jednak ma za swoje. Trzeba było uważać co sie mówi. Nie wiem dlaczego ale w mojej głowie pojawil sie obraz Claudii, ktorej mi szkoda. Sama bezbronna no dobra moze przesadziłam bo wtedy kiedy trzeba potrafi przywalić xd
OdpowiedzUsuńZa tą ostatnią scene to mam ochote Cię zamordować. Jak można przerwać w takim momencie??!!! Teraz chyba Cię zamecze na twicie i bede ciagle pytac kiedy nowa notka. Uschne z tej niewiedzy. PISZ SZYBKO! aj no jak na Ciebie można sie słościć. ;p
Weny dużo <3<3
-ana
Super, ty zawsze wiesz gdzie skończyć. Masz super wyobraźnię, wiesz? Tu śmiesznie, tu słodko :)
OdpowiedzUsuń-klaudiush
Zabiję Cię za tą końcówkę! :D Jak można w takim miejscu skończyć?! Następny rozdział! xD Juuuuuż! :D
OdpowiedzUsuńJak przeczytałam tytuł to już miałam nadzieję, że pojawi się coś z Tequillą czy Tamizą :D A tu o Dziada chodziło :( xD
Jared jak się troszczyć nagle zaczął o.o A pęcherz Szynka wredny jest xD Chociaż gdyby tak od razu znalazł Klaudie to by nie było Twoje opo ;D
Jak Shannon wrócił z lotniska pokazało mi się przed oczami obraz Shanna i Jaya w takim szczerym uścisku *__* Banan na twarzy mi się sam pojawił ;)
Praying For A Riot… kolejna piosenka którą bardzo chciałabym usłyszeć live. Szczególnie jak Gej będzie sie starał tak jak napisałaś ;)
Skoro masz wenę na następny rozdział to czekam! :D Oby jak najkrócej :P
-foxlater
no to na początek dzięki za dedykację, miło mi się bardzo zrobiło i takie coś w żołądku przeleciało haha ;D. chapter fajny, szybko go przeczytałam-żałuję bo ta chwila mogłaby trwać o wiele dłużej ;). zakończenie, zakończenie… czego można było się spodziewać ? tak jak reklamy w tv. wolałabym i chyba każdy by wolał żeby było tak jak na 1 :D, wszyscy byliby mega zadowoleni, no ale tak się nie da ^^. a do samej końcówki to na myśl mi przyszło że Shann zobaczył Evelyn a nie Klaudię haha jakoś tak, nie wiem z kąd mi się taki pomysł wziął ^^ err.. pożyjemy, zobaczymy a ja czekam tu już na następnego chaptera mam nadzieję że już kminisz tam jakieś akcje. z jednej strony to nawet myślałam o tym żeby to na angielski przetłumaczyć i mrs’om wysłać ale i tak by nie przeczytali tych głupot haha, jak by się dowiedział Jay co ty tu o nim ‘pieprzysz’ to by sie na całe życie fochną albo wyśmiał, ale mniejsza. w tym tygodniu licze na kolejny rozdział. (jeszcze mi powiedz jak ty na to [pisanie,wymyślanie] czas znajdujesz? ) przyjemnego wymyślania ;**
OdpowiedzUsuń-disgrracee
Szczerze mówiąc czuję już przesyt wypadków związanych z braniem na barana, ale nie będę się czepiać, choć tak właściwie to już to zrobiłam. No trudno, słowo się rzekło :P Bezczelny jest ten Jared. Najpierw ją wygania, a potem jeszcze głupio pyta gdzie ona jest? Dupek, totalny dupek! Nie podoba mi się postawa Emmy i to bardzo. Ja na miejscu Jareda miałabym gdzieś terminy, tylko szukała córki, bo mimo iż adoptowana, powinna być dla niego ważniejsza, niż cały Echelon razem wzięty. A Tomo ma rację, Jared naprawdę nie traktuje ostatnimi czasy Klaudii zbyt dobrze, choć Shannona czepiać się nie powinien, bo ten w odróżnieniu od brata, jest wobec niej w porządku. Kiedy przeczytałam o fotce Jareda patrzącego w lustro, mimowolnie się zaśmiałam. Nie wiem dlaczego, jakoś tak mnie to rozweseliło. Dziwne, wiem. No co jak co, ale ten Kucyk to mnie rozczulił :) Jestem ciekawa co to za pomysł, ale z tego co widzę, nie bardzo chcesz wyjawiać szczegóły, mam nadzieję, że wyjdzie w praniu, choć ta konwersacja Shanonna z Klaudią nie wyszła, co bardzo mnie smuci. Zakochany Shannon, bardzo ciekawy przypadek, ale biedaczysko ulokowało uczucia na niewłaściwym koncie. Choć może zakochanie to zbyt dużo słowo, mi to bardziej wygląda na zauroczenie. A ja to chyba jestem mało wyjątkowa, bo zdecydowanie wolałabym czerwoną różę, ewentualnie różową, albo białą. Tak, białe róże są piękne. No dobra, dosyć paplania o kwiatkach, wracam do czytania. No przykra sprawa z tym zawaleniem planu. Miałam nadzieję, że Shannowi jednak uda się ją złapać, ale liczę na to, że jakiś cudem spotkają się na lotnisku, trzymam za to kciuki. No niestety, nie udało się :( Nie spodziewałam się takiej reakcji Jareda, byłam pewna, że będzie awantura. Jeezusku rozczuliłaś mnie tą scenką między braćmi w pokoju. Cudeńko! Opis koncertu z perspektywy Shannona, mimo iż krótki, bardzo ciekawy. Bardzo mi się podobał. Ja mam nadzieję, że to Klaudia, choć pewności nie mam. Pożyjemy zobaczymy. Oby nie trzeba było czekać zbyt długo :)
OdpowiedzUsuń-marion
Jejku, jejku, gejoza się unosi w powietrzu ;p Mnie tylko część scen z braćmi rozczula, pewnie dlatego, że ja z moim rodzeństwem dobrych kontaktów nie miałam i mi się dziwnie kojarzy czterdziestolatek śpiący na gołej klacie brata xd Ale mniejsza ;p Jared ma to do siebie, że zawsze mnie rozczula, nie potrafię się na niego gniewać, nawet jak odpieprzy coś takiego, jak wygonienie córki ;] Ale to wszystko twoja wina! Za to Shaniasty cudowny, kochany, itp. itd. etc. ;))) Uwielbiam go!
OdpowiedzUsuńOczywiście – Jared powiedział głupotę, ale Klaudia też niezbyt mądrze postąpiła. Oczywiście cały czas wmawia sobie, że nikomu na niej nie zależy i zostawia biedaków w niepewności… Dobrze to wykombinowałaś, że napisałaś z perspektywy Shannona, bo oczami Klaudii byłoby banalnie i wszystko byłoby jasne. A tak – wszyscy siedzą i zastanawiają się co się z nią dzieje ;)) Ja mam swoją teorię, że pomogła jej przeżyć nowa koleżanka, ale fakt, że jaredowa córa nie wzięła telefonu trochę komplikuje mój pomysł ;p Poczekamy, zobaczymy!
No i muszę się wytłumaczyć, czemu ostatnio nie skomentowałam,bo wzbudziłaś we mnie wyrzuty sumienia… Otóż właśnie w trakcie czytania twojego opowiadania mój internet po prostu zniknął! I wrócił dopiero wczoraj! Więc przeczytać jeszcze zdążyłam, ale skomentować niestety nie było jak ;/ Liczę na rozgrzeszenie, bo powód mam dobry ;)
-agi
Przepraszam, przepraszam, przepraszam!
OdpowiedzUsuńDawno nie komentowałam, ale 2 rozdziały temu nie miałam kompletnie pomysłu na komentarz, więc stwierdziłam, że dam go później. A później, to ty dałaś notkę, ale zanim zdążyłam skomentować, mój tata zrzucił mnie z kompa. Później nie pamiętałam, co chce napisać. A gdy dziś weszłam na bloga z wielką motywacją, aby skomentować 38, zastałam już 39! o.O Gdybyś widziała moją minę! :P Tak więc komentuję, szybko, żeby znów coś się nie podziało i z góry przepraszam, jeśli będzie to wyjątkowo głupi i nieskładny komentarz.
Widzę, że mamy wielki powrót KEY’A. ;) Jakoś ciągle mnie to bawi. Ale za to muszę powiedzieć, że nie lubię, gdy ktoś odmienia Tomo, jako Toma. To taka moja skromna uwaga. ;) Ogólnie znalazłam jakieś tam zjedzone literki itd, ale nie przeszkadzały mi w odbiorze tekstu, który napisałaś bardzo dobrze.
Jeśli chodzi o fabułę, to rozłożył mnie na łopatki Shaniasty, który przegapia Klaudie, bo poszedł siku. xD Chociaż mam dziwne wrażenie, że ona stała pod hotelem, czekając aż on na chwilę chociaż zniknie z lobby, by tam popędzić.
Co do scen po przylocie Shannona… ja do gejów nic nie mam (wręcz przeciwnie, popieram ich), ale gejoza Geja w scenie z bratem wydała mi się zwyczajnie nienaturalna. Albo może inaczej. Nie nienaturalna, tylko taka… przegięta? Wiadomo braterska miłość itd itp no ale bez przesady. Za to później, jak witał się z nim Braxton, to miałam dziwne wrażenie, że tez go pocałuje. o.O No ale nieważne. To tylko moja porąbana wyobraźnia. :P
Spodobała mi się też retrospekcja z Renatą. Acha! I tu jeszcze jedna uwaga. Jakoś mało wyraźnie zaznaczyłaś jej koniec i przejście do teraźniejszości. W pierwszej chwili myślałam, że on się poszedł odlać na spotkaniu z Ciastkiem. :P
Tak czy inaczej rozdział bardzo dobry. Nie mogę się doczekać, co dalej. I w ogóle, to jakoś mam nadzieję, że pod koniec, to nie Klaudia, tylko np totalny Shaniasty fg, który rzuci się na niego z piskiem i zacałuje. Byłabym ciekawa jego reakcji na coś takiego. xP
Pozdrawiam. :)
-onisia
Dobra, nadrobię oba rozdziały i dam po komentarzu na każdy, żeby było miło. :D Z góry przepraszam za bełkot, ale jest piątek, padam po całym tygodniu i jestem śpiąca, ale obiecałam sobie, że dziś ponadrabiam zaległe komentarze.
OdpowiedzUsuńNo to tak. Rozdział oczami Shannona – już wielki plusior. Uwielbiam jego perspektywę, bo to taki kochany człowieczek, martwiący się o wszystkich i żyjący tak, by jego najbliżsi byli szczęśliwi. Kocham go tutaj, jest wspaniały. I czytając dalej rozdział tylko mnie utwierdzasz w moim przekonaniu. Cudne jest to, jak bardzo martwi się o Jared’a. Taka relacja między braćmi zdarza się bardzo rzadko, dlatego czytać o tym, jest po prostu świetnie i zdobywasz automatycznie serca.
Ucieczka Klaudii mnie nie zadziwiła, bo to bardzo w jej stylu. Strasznie dużo kłopotów i trosk z tym jej wyjazdem, ale patrząc na Jared’a przez oczy Shannon’a widzimy, jak on sobie nie radzi z brakiem córki. I choć jest sam sobie winny, to cholernie mi go szkoda. Nic, tylko utulić. „Wszystko chrzanię”, jak to przeczytałam to mnie coś ukuło w serce, zabolało. Jeszcze bardziej mi go szkoda. Podejście Tomo jak najbardziej trzeźwe, widzi co się dzieje i dobrze, taki obserwator potrafi obiektywnie sprawę postawić. Poddajacy się Jay? Nie no, ja ostatnio nie robię nic innego czytając Twoje opowiadanie, tylko użalam się na młodszym Leto. czuwajac się w tekst czuć to jego zmęczenie, zmarnowanie, bezsilność. Zdecydowanie czuję wszystkie jego emocje, wspaniale je przekazujesz.
Okej, to, że przez potrzebę opróżnienia pęcherza Jared przegapił Klaudię mnie rozśmieszyło i to nieźle, choć ogólnie panujący klimat jest mroczny i dramatyczny. :D
Matko Boska, co tej Jay… Jezu, jak on go kocha. Ten całus troszku dziwny mi się wydał, no ale. Kochani braciszkowie, ja ich właśnie tak sobie wyobrażam, gdy są poza zasięgiem kamer i fotografów. Aż sie łezka w oku kręci.
Praying for a riot… Kocham to. I głos Dziada tam. Usłyszeć to live to naprawdę.. :)
No i tak.. jako, że przeczytałam już 40-stkę, to wiem, ze to będzie Klaudia, więc spieszę teraz skomentować ten rozdział :D
-ms.nobody
Dobrze mu tak. Niech się martwi, wyrywa włosy z głowy i siwieje. Mógł najpierw pomyśleć, a potem mówić. Mam nadzieję, że się ogarnie w końcu.
OdpowiedzUsuńNo i żółty kwiatek ;D ;D ;D
-cam.
Dobra. Przegielas z ta fikcja corcia. Procesy myslowe i to procesy myslowe zlozone u Shannona Leto?;)
OdpowiedzUsuńPodoba mi sie ten rozdzial okropnie.
Dobrze ze Klaudia sie wyniosla. Niech sie ten niedorozwiniety szesciolatek troche pomartwi.
Tylko niech wroci. Z hukiem:)
Ten wymyslony Shannon *______*. Chyba sie zakochowywujem;)
Slodziak przeokropny.
I zolty kwiatki *_____*. Uwielbiam zolte kwiatki ale to wiesz bo widzialas moj ogrod.
Co mysle o Letosach jako o braciach, pisalam wiele razy. Gejowaty Gej jest gejowato slodki:P
-mama