8 listopada 2016

Chapter 87 „Uświadomienie”

Chapter 87
„Uświadomienie ”

+18

Ubrałam się w atłasową, bladozłotą koszulę nocną i wyszłam z łazienki. Moje wyczesane, napuszone włosy opadały na moje plecy nieznacznie się wijąc i tworząc delikatne fale. Przejechałam językiem po świeżo umytych zębach i ruszyłam do sypialni Mata. Mimo iż byłam zmęczona, miałam nadzieję, że mój strój skusi chłopaka do zainteresowania się mną. Po prostu przez cały dzień moją głowę zaprzątała mi jedna myśl, a mianowicie żeby poczuć jego dotyk na swoim ciele.
 Gdy weszłam do pokoju, Delord leżał na łóżku w czarnych bokserkach i ciemnym t-shircie, który opinał jego klatkę piersiową. Westchnęłam cichutko przyglądając mu się przez moment, jak czyta książkę, a potem zaczęłam iść w kierunku łóżka. Nigdy wcześniej tak nie robiłam, nie miałam pojęcia jak zachęcić mężczyznę, by zainteresował się mną, ale postępowałam tak jak mi podpowiadał instynkt.
Gdy podeszłam do krawędzi łóżka, poniósł wzrok znad zadrukowanych kartek i popatrzył na mnie. Wystarczyła chwila, by odłożył książkę na bok i drapieżnie obserwował każdy mój ruch. Oblizałam językiem wargę i popatrzyłam na niego zachęcająco. Podniósł się z łóżka i chwilę później obejmował mnie w pasie. Jego usta spoczęły na moich, a dłonie jeździły wzdłuż mojego boku. Sekundę później leżałam już pod nim, gdy on pochylając się nade mną obdarowywał moje ciało pocałunkami. O tym właśnie przez cały dzień marzyłam. Mruknęłam zadowolona, gdy jego usta zjechały do poziomu mojego obojczyka i poczułam lekki dreszczyk, gdy zsunął mi lewe ramiączko. Moje ręce powędrowały na jego plecy i je masowały okrężnymi ruchami, gdy on pieścił moje ciało. Odchylił się na chwilę, by wygodniej mnie położyć na łóżku, a potem stanął w rozkroku nade mną i wsunął ciepłą dłoń pod moją koszulę nocną. Zadrżałam, gdy dotknął mojego brzucha.
- Nie rozumiem tego, we wszystkim jesteś taka odważna i rzucasz się na głęboką wodę, a jeśli chodzi o seks to stajesz się nieśmiała.
- Taki charakter.- mruknęłam mu do ucha, gdy zniżył głowę.
- Ale podoba mi się to.- powiedział gardłowym głosem wyjmując ręce spod mojej koszuli. – Wręcz jeszcze bardziej nakręca.
- Cieszy mnie to, bo taka jestem naprawdę. Nie udaję. Nieśmiała dziewczyna.- szepnęłam podnosząc się do pozycji siedzącej i oplatając rękoma jego talię.
Szybko moje dłonie spoczęły na jego brzuchu oceniając stan jego mięśni. Z każdym dotykiem napinały się tworząc idealną muskulaturę. Nigdy nie lubiłam napakowanych kolesi, ale Mat był inny. Te mięśnie wyglądały tak naturalnie, jakby same z siebie powstały i uformowały w taki cudny kaloryfer. Mięśnie miał wyrobione akurat, by troszeczkę podkreślić ich zarys i twardość.
 W końcu zdecydowałam się zdjąć z niego ciemny t-shirt i złożyłam czuły pocałunek na jego obojczyku. Byłam przeszczęśliwa, że Delord nie był nadmiernie owłosiony. Na klacie nie miał ani jednego włoska, co mnie strasznie cieszyło.
- Nieśmiała to ty nie jesteś.- powiedział patrząc mi w tym razem w oczy.- A przynajmniej nie wszędzie. Tam gdzie nie powinnaś oczywiście pokazujesz swój charakterek.- zaśmiał się.
Odchyliłam się troszeczkę do tyłu i popatrzyłam na niego ostrzegawczo. Dobrze wiedział, że nie lubię rozmawiać na temat mojego temperamentu, który przysparza mi wielu problemów. Już tyle razy go oto prosiłam, a on ciągle swoje.
- Słucham? Jeśli chodzi ci o tę sytuację ze stadionu co miała miejsce w piątek…- zaczęłam zapominając o seksie.
- Kotku, już dawno poszło to w niepamięć.- westchnął, ale wcale mi się nie spodobało to, w jaki sposób to powiedział.
- Oczywiście! Byś mi tego nie wypominał!
- Przecież sama zaczęłaś o tym mówić…
- No tak! Najlepiej zwalić to na mnie!- podniosłam głos i zła odwróciłam się od niego.
- Ej, kochanie, nie rób scen, proszę.
- Jesteś bezczelny! Idź spać na korytarzu!- warknęłam idąc na czworakach w stronę poduszek.
- Ale to moje łóżko…
- I co z tego?- prychnęłam i odrzuciłam pościel na bok, by pod nią wejść, lecz zanim to uczyniłam ten idiota złapał mnie za ręce i przygwoździł swoim ciałem do materaca.
 Pochylił głowę nade mną i zaczął chuchać mi w szyję. Początkowo próbowałam się od niego uwolnić, ale było to niemożliwe. W końcu on chodził na siłownie, a ja nie. Obrażona postanowiłam nie patrzeć na jego twarz i nie odpowiadać na zaczepki. On za to złapał moje dłonie i swoją ręką przytrzymał je bym się nie ruszała. Siedząc na mnie okrakiem, zaczął muskać moją skórę brzucha, co wielce mnie irytowało. Nie chciałam pokazać przed nim, że choć trochę mi zależy, ale moje ciało nie współpracowało ze mną, gdyż drżało od jego dotyku i domagało się czegoś konkretniejszego. Zacisnęłam mocno zęby i starałam się myśleć o czymś zupełnie innym. Jednak to nic nie dawało, bo dłoń zamieniłam się na wargi. Zamknęłam więc oczy i zaczęłam sobie nudzić jakaś piosenkę, by przenieść swoją uwagę na inne sprawy. Nie dawałam już sobie rady z powstrzymywaniem swoich reakcji, więc gdy jego usta dotarły do granicy pomiędzy moimi figami, a podbrzuszem, skapitulowałam.
 - Dobra Mat! Zrób to, bo nie wytrzymam!
Chłopak uniósł w zabawny sposób jedną brew do góry, lecz nadal drażnił moje ciało dotykiem warg tak lekkich jak motyl.
- Przepraszam no! Przestań mnie torturować!- w końcu wypowiedziałam słowa, które chciał usłyszeć.
 Nagle zabrakło mi powietrza w płucach, bo Mat przyssał się do moich ust. Całował zachłannie, wręcz zwierzęco, ale ja nie pozostawałam bierna. Włożyłam dłonie pod jego bokserki zjeżdżając nimi po jego zgrabnych pośladkach. Tylko jeden mężczyzna na ziemi miał lepszy tyłek, a był nim mój ojciec. Co oznaczało jedno – jest dla mnie niedostępny. Ale nie narzekałam, jak to miałam w zwyczaju. Mat mi wystarczał w zupełności.
 Zdjął ze mnie koszulę nocną zostawiając w samych majtkach. Jednak od momentu, gdy dotknął mojej skóry zdałam sobie sprawę, że czeka mnie kara. Dokładnie wiedział jak przesuwać swoje dłonie, a przede wszystkim z jakim naciskiem, by mnie pobudzić i zostawić w takim zawieszeniu. Nie miałam wyboru, musiałam teraz odpokutować za swoje zachowanie. Złośliwie omijał moje piersi, czasem tylko lekko je muskając. Wpatrywałam się w jego twarz chcąc w ten sposób wymusić na nim zlitowanie się nade mną. No i w końcu spojrzał w moje oczy. Prawy kącik jego ust uniósł się do góry, a potem nachylił się nade mną i pocałował mnie w nos. Jego dłonie zaczęły pieścić moje piersi, a  ja rozkoszowałam się tą przyjemnością. Jeszcze przed chwilą byłam na niego zła, a teraz już nawet nie wiedziałam z jakiego powodu. Jego lewa dłoń wciąż ugniatała moją prawą pierś, lecz prawą rękę zsunął na brzuch, a potem wolno zaczął zsuwać ze mnie bieliznę. Robił to w tak specyficzny sposób, że pragnęłam tylko by znalazł się we mnie. Żeby zaspokoił tę ziejącą pustkę, która tak pragnęła się zapełnić. Z jękiem smutku pożegnałam jego ciało, gdy odsunął się ode mnie, by zdjąć ostatnią dzielącą nas przeszkodę. Z półprzymkniętych powiek obserwowałam jego ruchy, jak zsuwa ze swoich ud czarny materiał, a potem go odrzuca gdzieś za siebie. Jakim cudem taki facet trafił się właśnie mnie? Osobie, która nie ma w sobie nic specjalnego. Ani ciała, ani czegokolwiek prócz daru do doprowadzania ludzi do szewskiej pasji. Jego błękitne oczy odnalazły moje i przez chwilę wpatrywaliśmy się tak w siebie. Przy nim czułam się doskonała. Jak jakaś modelka, bo skoro moje ciało podobało się takiemu mężczyźnie, nie mogło być z nim źle. Otworzyłam szerzej oczy i uśmiechnęłam się lekko. Ciągle patrząc mi w oczy zaczął we mnie wchodzić. Jak zawsze na początku delikatnie i po woli, by potem przyspieszyć dając mi niesamowitą rozkosz. Złapałam palcami materac i zamknęłam oczy. Jego ruchy stawały się coraz szybsze i głębsze. Nie zdając sobie nawet sprawy kiedy, przeniosłam dłonie na jego plecy i z każdym pchnięciem wbijałam mu paznokcie głębiej w skórę. Wiedziałam , że sekundy dzielą mnie od spełnienia, zresztą on tez bardzo dobrze to czuł. Przed samym szczytem wyszeptałam, że ja mu się odwdzięczę za tę wcześniejszą karę, ale potem straciłam na chwilę zdolność myślenia. Opadłam na pościel próbując unormować swój oddech i czując, że mój ukochany też już doszedł. Leżeliśmy tak w ciszy, a przerywały ją tylko bicia naszych serc oraz ciężkie oddechy. Otworzyłam oczy w momencie, gdy poczułam jak się ze mnie wysuwa. Całe moje wnętrze wypełniała radość, która rozświetlała moją osobę. Szybko wtuliłam się w ciało mojego chłopaka i znalazłam w bezpiecznym azylu jego ramion.
- Kocham cię.- szepnął mi do ucha, a ja w odpowiedzi musnęłam jego szyję wargami.
 Byłam wtedy taka szczęśliwa, że już mi więcej nic nie było potrzebne. Chciałam żeby ta chwila trwała wiecznie. Bym cały czas leżała w ramionach ukochanego faceta i przepełniała mnie nieopisana radość po udanym seksie. O tym dzisiaj przez cały dzień marzyłam i tego mi było trzeba. A on jak zwykle idealnie to odczytał. Jak to miałam w zwyczaju, zaczęłam kreślić na jego ramieniu jakieś wzory, niekończące się, pozawijane linie, a Mat mruczał jak kot, dając mi do zrozumienia, jak bardzo mu się to podoba.
- Kochanie?- zapytałam cicho.
- Tak?- mruknąłem przejeżdżając językiem po moim uchu.
- Dziękuję. Tego właśnie potrzebowałam. Ale teraz musimy iść spać, przynajmniej ja. Jutro wstaje wcześnie na zajęcia.
 Przytuliłam policzek do jego gładkiej skóry i westchnęłam szczęśliwa. Powoli zaczęłam odpływać leżąc całkowicie naga przy boku mojego ukochanego.
 Nie pamiętam coś mi się śniło. Zawsze miałam sny, a od kiedy wszystko zaczęło się spełniać sny powoli zaczęły znikać, tak jakby zostawały zastępowane rzeczywistością. Otworzyłam oczy i chwilę tak leżałam w milczeniu, starając sobie przypomnieć chociaż o czym był sen, bo przecież człowiek ponoć zawsze śni.
- Dzień dobry.- usłyszałam szept przy moim uchu.
 Obróciłam głowę w stronę mężczyzny przytulonego do mojego boku. Pocałował moje włosy, a ja szybko się przekręciłam żeby leżeć twarzą wprost do jego buzi. Czuły pocałunek na dzień dobry, to najlepsze rozpoczęcie dnia. Odgarnęłam chłopakowi kosmyk włosów, który opadał mu na oczy i z szerokim uśmiechem wpatrywałam się w jego wesołe niebieskie oczy. Lecz nagle moją uwagę przykuły jego włosy. Mianowicie odstawały mu pod dziwnym kątem przez co wyglądało to trochę jakby ptaki tak sobie uwiły gniazdo. Zaczęłam się śmiać starając nie patrzeć się na jego fryzurę, ale było to niemożliwe.
- Co się stało? –zapytał zaciekawiony moim śmiechem.
- Masz piękną fryzurę.- wyszeptałam zaczerwieniona od powstrzymywania śmiechu.
 Chłopak od razu przygładził swoje włosy, lecz nic to nie dało. Do tego potrzebny był grzebień albo szczotka. Sam też się uśmiechnął i odgryzł się, że moje nie wyglądają lepiej. Domyślałam się tego, bo w końcu po wczorajszej nocy powinnam mieć naprawdę „dziką” fryzurę.
- Która godzina? –zapytałam ponownie wtulając się w jego ramiona i marząc o jeszcze chwili snu w nich.
- Dochodzi 6 rano. Masz jeszcze 2 godziny snu złociutka.- powiedział gładząc moje ramię.
- A ty dzisiaj na którą?
- O 8 muszę być w pracy. Więc mam godzinkę na przygotowanie się.
- Muszę jechać do domu. Jared ostatnio źle się czuł, a poza tym mam tam książki.- powiedziałam w głębi ducha żałując, że zaraz będziemy musieli się podnieść.
- No to w takim razie czas wstawać.- zarządził Delord i odrzucił pościel.
Usiadł na skraju łóżka, po czym się przeciągnął, a ja zauważyłam na jego plecach coś niepokojącego. Przyczłapałam do niego i okazało się, że są to zadrapania, niektóre aż do krwi, po wczorajszej nocy. Zrobiło mi się głupio i cholernie wstyd, że zrobiłam mu krzywdę.
- Boli?- zapytałam nieśmiało przejeżdżając opuszkiem palca po najdłuższej czerwonej kresce, która wyraźnie odznaczała się na jego opalonych plecach.- Przepraszam… Nie chciałam.- powiedziałam drżącym głosem.
 On odwrócił się do mnie przodem i złapał mnie za nadgarstek. Wiedziałam, że zrobiłam mu krzywdę i na pewno go to bolało. A nie chciałam przecież żeby cierpiał.
- Chodź tu.- powiedział wskazując na swoje kolana.
Posłusznie usiadłam na nich czując zimno z powodu wyjścia spod kołdry.
- A teraz patrz mi prosto w oczy i zapamiętaj to co teraz powiem. Nigdy, ale to nigdy nie przepraszaj mnie za coś takiego. To normalne, że tak się stało. To był całkiem ostry seks, więc nie dziwne, że troszeczkę podrapałaś mi plecy. Kochanie, proszę cię. To była wspaniała noc i warta późniejszego bólu pleców. Dzięki temu wiem, że żyję i mam wspaniałą kocicę w łóżku.
Trochę mnie tym podniósł na duchu, lecz wciąż obwiniałam się oto. Przecież mogłam się powstrzymać, nie musiałam od razu wbijać paznokci w jego plecy. Dostałam od niego całusa w policzek, po czym wstał i wszedł do łazienki. Wróciłam pod kołdrę i przykryłam się nią aż po samą szyję. Utulona ciepłem kołdry i poduszek przysnęłam.
 Obudził mnie dopiero Delord, mówiący że przecież miałam jeszcze jechać do domu. W tempie światła, w sumie szybciej niż mój chłopak ogarnęłam się w łazience i 15 minut później stałam gotowa przy drzwiach.
- Przyjechać dziś po ciebie?- zapytał zamykając mieszkanie.
- Yyy… W sumie to nie. Muszę zrobić kilka rzeczy w domu.
- Pamiętasz, że wyjeżdżam na kilka dni na targi?- zapytał gdy zjeżdżaliśmy windą na dół.
- Co? Motoryzacyjne?
- Nie głuptasie.- zaśmiał się.- Modowe. Przypominam ci że pracuję w butiku na Rodeo Drive.
Przewróciłam oczami i pocałowałam go w policzek. Co ja poradzę, że bardziej bym się cieszyła na targi motoryzacyjne niż modowe. W ogóle to śmieszna sytuacja. Bo ubrania, ciuchy i moda to częściowo przeciwieństwo szybkich samochodów i grzebania w nich. Moda taka niemęska, a auta wręcz przeciwnie. I to wszystko łączył ze sobą ten jeden człowiek stojący obok mnie. Tak inny od pozostałych.
 Wsiedliśmy do samochodu, po czym zawiózł mnie do domu. Wysiadłam całując go wcześniej na pożegnanie, a potem szybko otworzyłam furtkę i pobiegłam do domu. Jak zawsze wszędzie spóźniona.
- Jared, błagam… Potem…- jęknęłam widząc, jak ojciec, który stał w kuchni, otwiera usta by zacząć gadać.
 Zamknął je i z niezadowoloną miną odwrócił się przyrządzając sobie kawę. Było mi z tym źle, że tak do niego powiedziałam, w sumie się nawet nie witając, ale naprawdę spieszyłam się na uczelnię. Jakimś cudem nie spóźniłam się na wykład, który był nieobowiązkowy, ale jeśli miało się więcej niż 2 nieobecności, to nie było szansy na zaliczenie go. Bez sensu…
Usiadłam więc na końcu Sali i położyłam głowę na ławce. Dzień zaczął się cudownie, ale z każdą chwilą był coraz gorszy. Idealna spadkowa, można by rzec. Obok mnie usiadła moja znajoma, która była chyba jedyną fajną osobą na roku.
- Przyniosłam nam sałatki. Pewnie jak zawsze jesteś bez śniadania.- powiedziała uśmiechając się przebiegle i stawiając przede mną plastikowy pojemnik z sałatą, burakiem, słodkim ziemniakiem, słonecznikiem, kozim serem i jeszcze milionem innych rzeczy.
- W sumie to ratujesz ten wykład od odgłosów wydawanych przez mój brzuch.- zaśmiałam się, biorąc od niej widelec i otwierając pudełko.- Dziękuję ci bardzo.
- Spoko. Odwdzięczysz się na ćwiczeniach, jak zawsze.- odpowiedziała i zaczęła notować co ten stary pryk gada o historii filmu.
 To byłby bardzo interesujący przedmiot, gdyby nie osoba, która go prowadziła. Osiemdziesięcio już prawie letni, wścibski i zgorzkniały stary dziad, który ponoć kiedyś stworzył jakieś tam dzieło, ale jak do tej pory nikomu nie udało się ustalić co to było, bo ponoć zrobił je pod pseudonimem, którego nikt nie znał. Zresztą patrząc na jego fazy zawieszenia, monotonny głos, to musiał być jakiś gniot. Przynajmniej pozwalał jeść i pić na wykładzie.
 Wybitnie znudzona zaczęłam rysować jakieś szlaczki na kartkach, myśląc nad tym co się działo w nocy. Z chęcią powtórzyłabym to raz jeszcze. Uwielbiam odkrywać nowe rzeczy i sprawdzać swoje granice. Nie, nie jestem masochistką, ale chciałam zobaczyć gdzie jest granica pomiędzy przyjemnością a bólem. Ale bez zgody Mata się nie dowiem. Będzie mi trudno go namówić na jeszcze ostrzejsze zabawy. Z drugiej strony chcę tak tylko raz, żeby wiedzieć czego ewentualnie unikać. No i przydałoby się ogarnąć jakiegoś trenera do mojej kochanej Fallen. Skubana jest zbyt pojętna, żeby to zmarnować.
 Wykład się skończył, a mnie zaczął boleć brzuch. Na kolejnych zajęciach już prawie skręcałam się z bólu i do tego było mi niedobrze. Przeprosiłam kobietę, która prowadziła jedne z moich ulubionych zajęć montażowych, po czym pobiegłam zgięta w pół do toalety. Naprawdę nie wiem jakim cudem zdążyłam znaleźć się nad kiblem i zwrócić sałatkę. Niestety nie za bardzo mi to pomogło, wciąż było mi nie dobrze. Do tego wszystkiego kręciło mi się w głowie i brzuch mnie bolał niemiłosiernie. Ochlapałam twarz lodowatą wodą, po czym wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Jareda, by po mnie przyjechał. Tak jak myślałam, Jay mocno się przejął i już 20 minut później parkował przed uczelnią.
- Co ci jest?- zapytał przyglądając mi się.- Jesteś blada jak ściana.
- Rzygam jak kot. I jedźmy już do domu, bo ci obrzygam całą tapicerkę.
Na te słowa, aktor usiadł za kółkiem i czym prędzej włączył się do ruchu. Całą siłą woli powstrzymywałam się przed zwymiotowaniem w jego samochodzie. Wiedziałam, że jeśli to zrobię, to nie dość że sama będę czyścić, to mnie jeszcze dodatkowo zabije. Oczywiście po wykonanej robocie.
- Nie podoba mi się to.- powiedział wchodząc do domu i przytrzymując mi drzwi.
- Mi też…- mruknęłam wykończona tym wszystkim.- Miska!
 W ostatniej chwili dopadłam kubła ze śmieciami i wyrzuciłam z siebie już chyba wszystko. Wymiotować cały dzień i nadal mieć czym, to wyczyn. Najgorzej, że wcale mi nie przechodziło. Jared zmoczył mi mały ręczniczek i zrobił z niego okład. W końcu leząc tak na kanapie poczułam się trochę lepiej.
- Co jej jest?- usłyszałam głos Gosi, która weszła do salonu.
- Rzyga cały dzień.- odpowiedział muzyk siedząc na fotelu obok, z laptopem na kolanach.
- Wymiotuje… Wyrażaj się.- mruknęłam do niego.
- Jesteś w ciąży?- zapytała się mnie całkowicie poważnie.
 Słysząc jej pytanie aż wstałam z kanapy. Co to za idiotyczne pytanie? Przecież teraz Jay ubzdura sobie jakieś niestworzone rzeczy i będzie problem.
- No tak!- usłyszałam jego głos, na co przewróciłam oczami.- Zabiję gnoja!
- Nie jestem w ciąży.- powiedziałam siląc się na spokój.
- Skąd możesz to wiedzieć?- zapytał.- Że jestem taki durny! Powinienem od razu cię spytać czy ty się w ogóle z tym Delordem zabezpieczasz! Przecież jesteś dzieckiem, jak ja mogłem to pominąć!
- Jay… wyluzuj! A tobie Gosia nie daruję tego. – powiedziałam przejeżdżając palcem wskazującym po gardle i patrząc wymownie na przyjaciółkę. – To moja prywatna sprawa czy się zabezpieczam z Matem czy nie i nic wam do tego. A w ciąży raczej nie jestem.
- Raczej?- zapytała Gosia.
- Jak nic was poniosło! Zapomnieliście prezerwatyw albo…- panikował dalej Leto.
- Jay! Jak się nie uspokoisz to zaraz cię uduszę! Nie zapomnieliśmy. My ich nie używamy.
- Co?!
- Czy ty z choinki się urwałeś? Mówię coś chyba. Prezerwatywa to nie jedyna metoda panie „wiem przecież wszystko”.
- Ale…- zaczął ale zamilkł na chwilę myśląc, by potem zacząć na nowo.- Ale byłaś u lekarza? On ci przepisał pigułki?
Przestałam go słuchać, bo znów zaczęło mnie mdlić. Jednak byłam na tyle wykończona i słaba, że już nie miałam siły wymiotować. Obserwowałam tylko jak Gosia uspokaja mojego ojca, że wszystko jest ze mną w porządku i że zjadłam coś nieświeżego, dlatego tak się czuję. Nie powiem, byłam jej wdzięczna, że próbowałam wytłumaczyć temu przewrażliwionemu idiocie, że nie jestem w ciąży. Na szczęście aktor zajął się w końcu swoim komputerem, a blondynka zaparzyła mi jakieś zioła na żołądek. Coś ciepłego dobrze robi na bolący brzuch, zdecydowanie.
 Kolejnego dnia czułam się już trochę lepiej. Nadal byłam słaba i wykończona, ale już nie zwracałam zawartości żołądka. W sumie to nie było źle, pół dnia przespałam, a przez drugie pół oglądałam jakieś seriale w telewizji. Nie ma to jak wolny dzień, gdy cała reszta pracuje. Właśnie miałam wstawać z kanapy i iść do łazienki się umyć, ale usłyszałam skrzypienie drzwi wejściowych i po chwili zostałam zaatakowana przez mokry język Sky’a.
- Shannon!- ucieszyłam się, drapiąc psa za uszami.
- No, no Młoda! Słyszałem co zrobiłaś.- powiedział podchodząc do mnie i całując mnie w policzek na przywitanie.
- Co?
- Jared do mnie dzwonił i prosił żebym pogadał z tobą na temat seksu.- zaśmiał się  siadając obok mnie.
- Nie no… Ten człowiek jest niemożliwy.- westchnęłam totalnie załamana pomysłami ojca.
- Trochę. Tak w ogóle to dawno się nie widzieliśmy. Od kiedy mieszkam w mieście, tak jakoś nie ma okazji…
- I to ta rozmowa o seksie?- zapytałam przytulając się do niego.
-Ej, ja nie jestem tak monotematyczny jak mój brat. Zresztą sama wiesz, że teraz gdy jest samotny, to mu trochę odwala…
- A właśnie. Kiedy zobaczę małe Shannonki?- zapytałam się, szczerząc do niego zęby.
- Mówisz o psach czy dzieciach?- zapytał, a ja zrobiłam facepalma.- Aaa no ok. wybacz, po prostu mam dziś jakiś taki zakręcony dzień. W sumie to nie mamy czasu na dzieci. Ciągle w robocie, albo… No po prostu to nie ten moment. Jeszcze.
- Szkoda, chciałabym zostać matką chrzestną takie małego łobuza.- zaśmiałam się pogodnie.
- Może kiedyś będziesz mieć szansę. Na razie nic nie planujemy.- powiedział rozsiadając się bardziej na sofie. – A jak Jay?
- O co pytasz?
- No bo pokłócił się z Fancy. Z tego co zauważyłem na wyjeździe i teraz, to za nią chyba tęskni. Wiem, że tego na pierwszy rzut oka nie widać, ale… Znam go na tyle długo, by oddzielić grę aktorską od jego prawdziwej twarzy.
- Shannon… ale czemu pytasz mnie? Nie możesz jego?- zapytałam nie rozumiejąc czemu mówi to właśnie mi.
- No właśnie. Znam go na tyle dobrze, że przede mną nigdy się do tego nie przyzna. A ty masz ten dar i potrafisz go zmusić do różnych rzeczy. Tobie się przyzna, że mu jej brakuje. Może nawet uda ci się go namówić, by do niej zadzwonił, albo nawet i pojechał.
Patrzyłam na perkusistę, jak wymawia te słowa. Naprawdę mu zależało żebym to zrobiła. Żebym pogadała z Jay’em o jego życiu. Shann tak bardzo kochał brata, że nie jesteście w stanie tego pojąć. Nieba by dla niego uchylił. A ta prośba była tego najlepszym przykładem. Zgodziłam się. Zresztą nie miałam wyjścia, Szynek nie dałby mi już nigdy spokoju. Dlatego też, jak tylko młodszy z braci zjawił się w domu, dopadłam go.
- Był Shannon?- zapytał nawet się nie witając.
- Był.
- I?
- Martwi się o ciebie.
- Co?- zapytał zbity z tropu wokalista.
- To co słyszysz. Uważamy z Shaniastym, że musisz zadzwonić do Fancy, załatwić tę sprawę. Nie poddawaj się. Przecież tyle już osiągnąłeś swoim uporem i to ci się uda.
- Chyba nie wiesz o czym mówisz. Ona nawet nie odbiera ode mnie telefonów…
- Serio? –zapytałam zaskoczona.
-No serio. Sama do niej zadzwoń i się przekonasz.
- Ok. Dzwonię.- powiedziałam i to też zrobiłam.
Szybko wybrałam numer do tej ślicznej pani weterynarz i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Jeden sygnał… drugi… No niestety nie odbierała. Już chciałam się rozłączyć, gdy nagle w końcu usłyszałam szum i jej zaspany głos.
- Słucham?
- O cholera! Cześć Fancy, tu Klaudia. Zapomniałam że jesteś na innej półkuli, przepraszam!
- Nic się nie stało.- odpowiedziała już trochę przytomniej. – Boże jak ja cię dawno nie słyszałam.
- To prawda. Wiem, że jesteś śpiąca i nie do końca przytomna, ale odpowiedz mi tylko na jedno pytanie. Czemu nie odbierasz telefonów od Jareda?
Po moich słowach nastała zupełna cisza. Ale ja grzecznie czekałam dając jej czas na odpowiedź. Na pewno musiał być jakiś powód. Nie wierzyłam, że to tak się skończyło bez słowa, jak mówił mi Jay. Ja nadal wierzyłam, że oni mają szansę być ze sobą.
- Ech… Długo by opowiadać. A jest on przy tobie?
- Zaraz go mogę zawołać.- powiedziałam patrząc, jak Jared robi się lekko blady.
- Ech… Nie myślałam, że przyjdzie ta chwila, ale chyba czas z nim porozmawiać. Dasz mi go do telefonu?
- Jasne. – powiedziałam kiwając dłonią na ojca.- Proszę, nie schrzańcie tego. Ja tam swoje wiem i wy powinniście być razem. Tyle ode mnie, a teraz daję ci Leto.
I tak zrobiłam. Oddałam telefon w ręce szatyna, który prawie wyrwał mi aparat z rąk. Uśmiechnęłam się i poszłam na górę. Dopiero ponad godzinę później Jay oddał mi telefon szczerząc się jakby nawdychał się gazu rozweselającego. Byłam szczęśliwa, że w końcu się ogarnął i znów wróciła mu ta radość w oczach. Chyba wszystko w końcu się ułożyło w jego szalonym życiu.
 Dwa dni później Jay kupował bilety do Paryża, a ja jechałam do Mata. Obiecał zrobić kolacje. Nie wiedziałam wcześniej, że umie gotować.
- Ale jesteś zamyślona.- szepnął mi do ucha Mat.
- Co?- zapytałam wyrwana z moich rozmyślań.
- No właśnie.- zaśmiał się.- O czym tak myślisz? Znów o kosmosie? Czy może o wspaniałych nadziewanych pomidorach, które właśnie będę wyjmować z piekarnika?
- Zdecydowanie o pomidorach.- zaczęłam się śmiać.- Wyglądasz uroczo w tym fartuszku.
- Wiem.- odpowiedział przygładzając swój różowy fartuszek w kotki.- Dostałem go od moich fanek.
- Co? Ty masz fanki?- zapytałam zaskoczona.
- Wiesz… Jestem przystojny, mam najlepsze wyniki z całego zespołu, mam super furę, kasę…
 Przewróciłam oczami i wzięłam ścierkę z blatu, którą mu przywaliłam w tyłek. To za karę, że tak się przechwala. Ale w sumie… Jakoś nigdy nie zwracałam uwagi na fanki Mata. A teraz myśląc o nich zdałam sobie sprawę, że naprawdę one istniały. Może na tych wyścigach co byłam ja, nie zauważyłam kręcących się wokół niego osób, ale to głownie dlatego że spędzał ten czas ze mną i ewentualnie z Benem. A jak jechał samemu… No tak! Hulaj dusza, Klaudia nie patrzy.
- Jeśli myślisz to co myślę, że myślisz, to chyba się obrażę.- powiedział stawiając przede mną blachę z jedzeniem.- Nigdy na inną nie spojrzałem, tak jak patrzę na ciebie.
- Skąd wiesz, że…- zaczęłam, ale on natychmiast mi przerwał.
- Wielkie umysły myślą podobnie. A tak serio, trzeba być idiotą by tego nie zobaczyć na twojej twarzy. Ale dobrze, lubię jak jesteś zazdrosna.- dodał z brudnym uśmieszkiem.
- Najpierw kolacja. Słonko.- mruknęłam widząc jak świecą mu się oczy.
- Oczywiście, pani generał.
- Psychiatryk, jak nic psychiatryk.- powiedziałam do siebie wzdychając z uśmiechem.
Pomidory były tak niesamowicie smaczne, że zjadłam już 3 i nadal nie miałam dość. Nie mogłam w to uwierzyć, bo jeszcze rano nie byłam w stanie nic przełknąć. Mat to Leonardo naszych czasów. Człowiek renesansu w 100%. Jak można być we wszystkim dobrym? Świetny sprzedawca, super kierowca, fantastyczny kochanek, a do tego jeszcze umie gotować. Czemu dopiero teraz ja się o tym dowiaduję?
- Czy ty umiesz robić coś źle?- zapytałam.
- Hymmm… Nie umiem jeździć na motorze. W sumie umiem, ale no… Mistrzem w tym nie jestem.
- Czyli umiesz świetnie, ale nie chcesz się chwalić.- skwitowałam.- Fenomenalny kochanek.- szepnęłam do siebie poprawiając swoje myśli sprzed chwili.
- Serio jestem fenomenalnym kochankiem?- zapytał szczerząc się do mnie tak, że nawet facet z reklamy pasty do zębów, miałby obawy, ze zostanie przez niego wygryziony.
- Żartowałam.
- Akurat. Zjadaj to i się przekonamy.
- Muszę cię zmartwić. Nie mam dziś ochoty na seks.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą, bo nadal czułam się jakoś tak nie do końca po mojej „grypie żołądkowej”.
- Ej…
- Sorry…
- Cóż. Przeżyję, chyba. No zawsze mogę iść do moich fanek.- zaczął się ze mną drażnić.
- To poniżej pasa, Mat.- mruknęłam nic nie robiąc sobie z jego gadania.
- Wiem, że poniżej.- wyszczerzył się do mnie.
- Boże, ale ty dziś jesteś napalony.- westchnęłam.- Nadal źle się czuję…
- Boli cię głowa?
- Nie, a czemu pytasz? Aaa..!- dodałam po chwili rozumiejąc ten żart.- Wiesz co? Kocham cię. Ale twoje zapiekane pomidory jeszcze bardziej.
- Nie powinnaś tyle ich jeść, bo znów spędzisz kilka dni w łazience.- ostrzegł, tym razem już na serio.
- Trzeba było nie robić ich takich smacznych. Wiesz, że Jared myślał, że jestem w ciąży?- zaśmiałam się przypominając sobie panikę Leto.
- Co?
- Idiota… A jaki wykład mi dał a propos zabezpieczania się. Jeszcze Shannona zmusił do przyjazdu do mnie, by mnie uświadomił.- zaczęłam się śmiać.
- Fajnie, że się tobą tak przejmują.- powiedział z uznaniem Delord.
- No nie wiem czy byłoby ci fajnie. W pierwszej chwili Jay chciał cię rozerwać na strzępy. Ciężko mu było przetłumaczyć, że nie zamierzamy mieć dzieci.
- Nigdy?- spytał zaskoczony.
- Teraz. W sumie… Nigdy nie myślałam o dzieciach.- przyznałam.
- To może to czas porozmawiać?- zaproponował.- Zrobię nam herbatę i usiądziemy w sypialni.
Nie powiem. Zaskoczona byłam tym dość mocno. Nie spodziewałam się, że Mat podchwyci temat i jeszcze będzie chciał rozmawiać. Z jednej strony byłam niezadowolona, bo za młoda jestem na takie rozmowy. Kocham go, ale nie chcę nawet myśleć o czymś takim jak bachory. Jednak z drugiej… Skoro sypialiśmy ze sobą, byliśmy już tyle czasu, częściowo mieszkaliśmy ze sobą… Może i powinniśmy? Tak w razie czego? Przecież nigdy nie ma 100% pewności, że to się nie stanie. Fajnie będzie ustalić co obydwoje o tym sądzimy i co będziemy robić w wypadku…
 Odłożyłam do zlewu talerz i zabrałam kubek z zieloną herbatą z rąk Amerykanina. Usiedliśmy opierając się plecami o ścianę i popatrzyliśmy na siebie. Mat był taki młody, przystojny… Do tego taki inteligentny, z wieloma talentami i darem do jednoczenia sobie innych. Do tego opiekuńczy, ogarnięty i dobrze zarabiający. W sumie idealny kandydat na ojca. Taki facet byłby idealnym wsparciem dla kobiety z dzieckiem.
- W sumie to trochę dziwnie tak mówić o dzieciach…- zaczął.- Ale z drugiej strony obydwoje jesteśmy dorośli. Jeszcze niedawno w tym wieku ludzie się żenili i mieli już dzieci.
- To prawda. Na szczęście czasy się zmieniają. Nie chciałabym mieć teraz dziecka. Uważam się za wolną, zbyt dziecinną, by za kogoś odpowiadać. Jeszcze tyle rzeczy chciałabym odkryć, a dziecko byłoby ogranicznikiem wolności.
- Masz rację. Boże… Nie wyobrażam sobie tego teraz. Że muszę zrezygnować z wyścigów, bo trzeba się będzie opiekować dzieckiem. Chyba bym zwariował.
- Musiałbyś siedzieć w sklepie, przestać wydawać kasę na samochody… Ja za to przerwałabym studia i nie wiem co dalej. Nic nie widzę…
- Dobrze, że się ze sobą zgadzamy.- zaśmiał się Delord.- Ale ja w sumie kiedyś chciałbym mieć dzieci.
- Tak?- zapytałam patrząc na niego zaskoczona.
- Najlepiej to dwójkę. Nie czuliby się osamotnieni. Wydaje mi się, ze tak to rodzeństwo byłoby przyjaciółmi. Spiskowaliby przeciwko nam, tacy mali buntownicy.
- Tylko dwójkę?- zapytałam śmiejąc się z myśli jakie mnie naszły.
- Zdecydowanie dwójkę. Nie chciałbym mieć więcej dzieci. Zbyt duży obowiązek. A ty? Chciałabyś mieć?
Otworzyłam usta, ale nie odpowiedziałam nic. W sumie… Jakby tak pomyśleć to chciałabym kiedyś, w dalekiej przyszłości zostać mamą. Ale nie z powodu dziecka. Macierzyństwo mnie jakoś do siebie nie przekonywało, nie widziałam się w tej roli. Dla mnie dziecko byłoby zwieńczeniem naszej miłości. Jakąś częścią ukochanego, którego akurat by nie było. Takim zastępstwem dla niego jakby wyjeżdżał. Gdy Amerykanin tak patrzył na mnie, widziałam w jego oczach ciekawość. Idealny materiał na ojca. Myślę, że jakbyśmy przez przypadek wpadli, to on by się cieszył. On umiał odnaleźć radość w każdym aspekcie życia. I chyba właśnie dlatego było mi z nim dobrze. Był moim balonikiem, który unosił mnie w górę, ku jasności.
 - Nie.- w końcu odpowiedziałam spuszczając wzrok.- Może kiedyś, ale teraz i w najbliższej przyszłości nie.
- Naprawdę?- zdziwił się brunet.
- Nigdy nie chciałam zostać mamą. Nigdy nie bawiłam się w mamę, lalki były nie dla mnie. Nie wyobrażam siebie w tej roli. Poza tym… Ja się nie nadaję. Wkurzyłabym się na dziecko i je wywaliła z domu. Jeszcze by mnie zamknęli za to w więzieniu.
- Moim zdaniem byłabyś cudowną matką. Ty zawsze mówisz, ze do niczego się nie nadajesz, a potem wychodzi co innego. Chciałbym kiedyś mieć dzieci, ale tylko z tobą.
Słysząc te słowa, coś mnie ścisnęło w gardle. To wyznanie było takie piękne, szczere i wzruszające. Bo teraz udowadniał mi, że cały nasz związek bierze na serio i myśli o naszej przyszłości. Nie powiem. Zaimponował mi tym.
- Ostatnio śniło mi się, że jestem w ciąży.- powiedziałam próbując przypomnieć sobie szczegóły ze snu.- Nie pamiętam co się w nim działo, ale urodziłam dziecko i to był chłopiec. Wszystko nagle zaczęło się trząść, wyglądało to na koniec świata, albo atak kosmitów. Uciekaliśmy w jakimś wielkim mieście. Ciemność zbliżała się nieubłaganie, a ja skręciłam kostkę. Pamiętam jak zobaczyłam cię w oddali, resztkami sił dobiegłam do ciebie i kazałam ci brać naszego syna na ręce i uciekać. Nie chciałeś się zgodzić, by mnie tam zostawić, ale musiałeś ratować nasze dziecko. Jakieś czarne macki mnie porwały. Widziałam tylko jak zaczynacie znikać, a potem już czerń. Następnie okazało się, że to coś, ta ciemność, jest potworem, który mnie schwycił i torturował bym powiedziała, gdzie jesteście. To coś chciało naszego dziecka. Było jakieś wyjątkowe chyba. I tak mnie torturował ten potwór, lata mijały, aż w końcu mnie znalazłeś i wtedy się obudziłam.
- Masakra ten sen.- powiedział uważnie słuchając całego snu.- Nie zostawiłbym cię nigdy.
- Miałeś wybór. Albo moje życie, albo życie naszego dziecka.
- Nigdy nie chciałbym stanąć przed takim wyborem. Wolałbym oddać swoje… A zmieniając trochę temat. Wolałabyś mieć syna czy córkę?
- Syna. Kobiety mają przerąbane, więc wolałabym aż tak się nie martwić później.- zaśmiałam się, by spoważnieć, bo musiałam mu zadać bardzo ważne pytanie.- A jeśli byśmy… Wpadli teraz. Co byśmy zrobili? Ja…- zająkałam się patrząc na prawie już pusty kubek. – Mega bym się bała. Byłoby mi wstyd, że nie umiałam się ogarnąć. Że matka dziecka będzie głupią gówniarą…
- Nie jesteś nią. Jesteś zbyt inteligentna, za dużo myślisz, by się tak nazywać. Do tego jesteś taka dorosła.- szepnął odkładając kubek na szafkę nocną i pochylając się nade mną.
Zaśmiałam się dając się pocałować. Niby nadal źle się czułam, ale… oprzeć się mu nie umiałam. Wręcz stwierdziłam, że trochę wysiłku fizycznego mi się przyda, w powrocie do formy.

 __________________________
Chyba wróciłam na stałe. Jest kolejny rozdział, dość długi, więc mam nadzieję, że Ci co jeszcze czytają 
będą zadowoleni tym faktem. Kolejne dwa rozdziały są już praktycznie napisane i 
będą oczami Jareda. Myślę, że będą "przełomowe" :D No i znów trochę Mata się pojawi.
Nadal go nie lubicie? 

Tym razem dedykacja idzie do Maniaczki Książek :-)
Liczę na całkiem długi i szczegółowy komentarz :D

11 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Długi i szczegółowy komentarz się melduje!��No więc tak... wcale nie czytałam tego na komputerze ze słuchawkami na uszach i wacale mój tata nie przeczytał mi przez ramie kawałka fragmentu 18+ i wcale nie zaczął się na mnie drzeć ale to są szczegóły...Ja mega lubię Mata więc super,że był teraz i będzie go sporo no i oczywiście uwielbiam Jay'a w wydaniu panikującego tatusia no po prostu jest wtedy genialny. Mam nadzieję, że Fancy i Jared będą razem bo ten człowiek potrzebuje kobiety przy sobie bo sam nie daje już sobie rady ze swoim życiem. A teraz normalnie na ciebie nakrzycze( wyobraź to sobie, bo w sumie nie wiem jak bym to miała napisać), bo ja chce zobaczyć tą rozmowę o sexie Shanna z Klaudia. To by było genialne, serio!!! A ta rozmowa o dzieciach, taka trochę awww...., ale Klaudia nie będzie znowu w ciąży, nie? Bo tak pewna niepewność na ten tema została we mnie po przeczytaniu tekstu.I bym zapomniała, jedno duże, wielkie, ogromne tak żeby były małe shanniontka( w sensie dzieci)bo to by było takie wow, ja mega żałuje Że bracia Leto nie mają dzieci w realu bo te dzieciaki miały by świetnych ojców, co prawda sami musieli by wtedy dorosnąć no ale cóż bo teraz to już stare dziady z nich. Dobra podsumowuje teraz i daje ogólną już opinię: rozdział super, zróżnicowany pod względ m gdzie się dzieje akcja i dużo bohaterów jest i fajnie napisany( ja bym dała tą rozmowę o secie, ale to tam przeżyje) . No i cieszę się że na stałe wracasz i pewnie jeszcze potem skomentuje jak sobie przypomne że jeszcze coś chciałam napisać. Pozdrawiam i śle buziaki������

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eh... Znowu wyszło bez ładu i składy, ale co tam ważne że prosto z serducha i zaraz po przeczytaniu.

      Usuń
    2. ahhahaha sorry :P mam nadzieje, że jestes +18 :P bo inaczej ban na to opo! :P
      No sporo jak sporo xD niedługo skończy się ta sielanka :D wracam za jakiś czas do dramyyy :)
      ja bym go osobiście zamordowała jakby tak się zachował przy mnie xD no idiota :D
      jak pięknie podsumowane :D dokładnie tak jest! on potrzebuje damskiej ręki :D
      ahhaahahaha. nie ma. bo nie bylo rozmowy. obydwoje sa na tyle dorośli i inteligentni że wiedzą że to bez sensu :D
      znowu? xD a to ona kiedyś była? :D
      male shanniątka miały być, ale w sumie chyba ich nie bedzie... chociaz kto wie. moze jakis letos sie urodzi...
      skąd wiesz że nie mają ;) mogą je "ukrywać" albo o nich nie wiedzą xDDD gorzej jak ich maja cała armię :D:D:D
      teraz to już rozmowa o secie?:D pijaki jedne hahahahha xD

      Usuń
    3. Ehhh... Kocham autokorekte znowu.... Ale dobra co do ciąży klaudi to jest to skutek czytania masy ff o marsach i potem masz w głowie masło maślane i chyba przczytam opo od początku bo inaczej to może być krucho

      Usuń
    4. zdradzę Ci w tajemnicy, ze w tym opo na 100% nie będzie w ciąży ;P

      Usuń
  3. Uff.. To spoko, tak będzie lepiej. Wziełam się za czytanie od początku😂😂😂

    OdpowiedzUsuń
  4. Tez tak uwazam ;) zreszta uwazam ze dzieci w młodym wieku to blad. Poza tym w tym opo i tak duzo sie dzieje :D i bedzie sie działo ze nie potrzebuje robic Klaudii dzieci xD
    Ooo! To daj znac jak to wyglada w całości :D jestem mega ciekawa co sadzisz czytając to 2 raz. I jesli mozesz to dawaj jakies komentarze do rozdziałów moze mnie czymś zainspirujesz albo podpowiesz cos :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Okej, akurat jestem chora więc mam sporo czasu😄

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emm... Dobra nie wziełam się jeszcze... sorry, ale przeczytać niedługo i będę komentowała ale teraz mam mały zapierdziel i jestem chora i troszku jeż zdycham...

      Usuń
    2. Okej, narazie przeczytane i skomentowane rozdział 0-9, resztą zajmę się niedługo

      Usuń