Chapter 89
ROZDZIAŁ OCZAMI
JAREDA LETO
„Wyznanie”
Powrót do domu, do miasta Aniołów nie był tym czego
potrzebowałem. Znów źle się czułem, a tak długa podróż jaką jest lot z Paryża
do Los Angeles bardzo nadszarpnęła moje zdrowie. Wymęczony stanąłem przed domem
i wpatrywałem się tak w drzwi. Postanowiłem na razie nie mówić nikomu o tym, że
zostanę ojcem. Sam wpierw musiałem przyzwyczaić się do tej myśli. Poza tym,
jakby Klaudia się dowiedziała to nie dałaby mi ani chwili spokoju. Chociaż może
to i dobrze? Tego czego na pewno nie potrzebuję teraz to samotność.
Wyjąłem klucze i otworzyłem drzwi. Przeniosłem walizkę do
środka i zacząłem się rozbierać. Musimy zaadoptować psa. Dom bez witającego cię
śliniącego się potworka nie ma sensu. Brakowało mi Sky’a bardziej niż myślałem.
W domu nikogo nie było, więc zadowolony zaniosłem rzeczy na
górę, wziąłem prysznic i walnąłem się na łóżko. Tyle obowiązków mnie czekało w
związku tym kilkudniowym „urlopem”, ale nie miałem do nich siły. Położyłem głowę
na poduszce i zasnąłem.
Obudziły mnie dopiero
krzyki rozchodzące się na piętrze. Przetarłem zaspane oczy i zdecydowałem się
wyjrzeć z pokoju. Na schodach stała Klaudia i kłóciła się z Gosią, która stała
na dole. Nie mam pojęcia o co chodziło, bo dziewczyny kłóciły się po polsku,
ale nie brzmiało to miło i łagodnie. Czym prędzej, korzystając z tego że mnie
nie zauważyły, wróciłem do sypialni i zamknąłem drzwi. Klaudii w tym humorze
lepiej się nie pokazywać na oczy. Po co wszczynać kolejną awanturę. Ale skoro
już się obudziłem, odpaliłem laptopa i powróciłem do dawnego mnie. Nawet nie
wiem kiedy te 4 godziny minęły, a ja tylko z powodu chęci zrobienia sobie
herbaty oderwałem się od pracy. Zanim jednak udałem się do kuchni, przebrałem się
w czyste ubrania i umyłem. W sumie mogłem ubrać dresy, ale jakoś nie było mi do
nich po drodze.
Czekając aż woda w
czajniku się zagotuje znów wróciłem myślami do Fancy i pobytu w Paryżu. Całe moje
życie stanęło na głowie w tamtej jednej sekundzie. Chyba nawet bardziej niż gdy
dowiedziałem się, że…
- Jared?!
Odwróciłem się w stronę córki, która widząc mnie podparła
się w biodrach i patrzyła na mnie z niezadowoloną miną.
- Kiedy przyjechałeś?
- Hym… Jakieś 10 godzin temu…
- Co?! I nie przywitałeś się?- warknęła niezadowolona.
- Nikogo nie było, a potem zasnąłem…- powiedziałem częściową
prawdę.
- Dobrze, że już jesteś.- odpowiedziała natychmiast
zmieniając ton głosu i przytulając się do mnie.- Trochę się za tobą stęskniłam.
- Tak?- zapytałem rozśmieszony tym wyznaniem.- Jakoś
pierwsze co zrobiłaś to nakrzyczałaś na mnie.
- No stęskniłam się za krzyczeniem na ciebie.- odpowiedziała
z uśmiechem, a ja tylko westchnąłem.
Co ja się mam z tym dzieciakiem. Mam nadzieje, że mój synek
nie będzie taki jak ona. Że będzie miał o wiele łagodniejszy i spokojniejszy
charakter. Bo ta panienka stojąca przede mną to dopiero diablica wcielona. Nawet
za powrót do domu bez przywitania mi się dostało.
- Jak z Fancy? Pogodziłeś się?
- Tak.- odpowiedziałem dumny z siebie.
- W ogóle co ci się stało, że Ty przyjechałeś i spałeś tyle
czasu?- spytała przyglądając mi się uważnie.- Znów nawrót choroby?- zapytała a
ja pokiwałem głową.- Jared…- jęknęła, lecz po chwili przybrała kamienną minę i
zaczęła złowrogo mrużyć oczy.- Czy ty w końcu powiedziałeś swojej mamie o
chorobie?
- Yyyy….
- Leto!!! Do cholery jasnej! Bierzesz teraz, w tej sekundzie
telefon i natychmiast do niej dzwonisz. I zero sprzeciwów!
Nie miałem wyjścia. Wyciągnąłem telefon z kieszeni
przeklinając siebie w myślach, że go w ogóle zabrałem, ale wiadomo nie rozstaję
się z tym urządzeniem. Wzdychając ciężko wybrałem numer mamy i przyłożyłem
czarny przedmiot do ucha.
- Cześć mamusiu… - powiedziałem zdenerwowany do telefonu,
wciąż zerkając na nieugięta minę Klaudii.- Nie za późno dzwonię? No tak… Nigdy
nie jest za późno na telefon ode mnie.- westchnąłem powtarzając słowa matki.-
Dzwonię, bo jutro mam cały dzień wolny przed wyjazdem do Japonii… Tak. Chciałem
żebyśmy spędzili ten dzień razem.- w końcu wydukałem.
Mama słysząc to, bardzo się ucieszyła, wręcz była
przeszczęśliwa. A ja? A ja trząsłem portkami bojąc się tego spotkania. Bo jak
powiedzieć swojej własnej rodzicielce, która oddałaby życie za swoje dzieci,
że… umieram.
- To ja jutro przyjadę po ciebie.- mruknąłem wciąż patrząc na córkę.- Nie. Tylko ja.
Shannon wyjechał do Yellowstone z Renatą, a Klaudia…- tu się zawahałem widząc
ostre spojrzenie córki.- Coś tam robi z tym swoim chłopakiem.
W końcu dała mi spokój i rozłączyłem się. Za to teraz
czekało mnie zbesztanie od Polki. Co ja poradzę, że jestem tchórzem i wolę być
sam na sam z mamą niż mieć widownię. Obiecałem jej, to powiem Constance co się
dzieje.
- Jak cię znam to stchórzysz i nie powiesz jej niczego.-
warknęła.
- Powiem.
- Taaa… obiecałeś jej powiedzieć po powrocie i co? Nadal nic
nie wie.
- Ale Fancy wie.
- Serio Fancy jest ważniejsza niż twoja mama? Kobieta, która
cię urodziła, wychowała, która wszystko by dla ciebie zrobiła byle być tylko
był szczęśliwy?!- powiedziała z niedowierzeniem.
- Nie. Po prostu jest mi łatwiej jej to powiedzieć. Zrozum,
że tak kocham mamę, że wiem jak ta informacja na nią wpłynie!- podniosłem głos,
próbując wytłumaczyć jej moje działanie.
- Nic nie wiesz. Masz mylne pojęcie o świecie.- odpysknęła
odwracając się.
- Klaudia, proszę cię, nie odchodź.- jęknąłem łapiąc ją za
dłoń i przyciągając do siebie.- Nie chcę być dziś samotny…
Szatynka stanęła przede mną i popatrzyła mi głęboko w oczy.
Wiedziałem, że wszystko to co mówi i robi jest dla mnie. Że chce żebym miał
lepsze życie, żeby mama się nie odwróciła ode mnie. Żeby wszystko było uczciwe.
A ja w tym momencie pragnąłem jednego. Żeby ktoś cały czas przy mnie był, by
nie zostawiał mnie z moimi myślami. Żebym był cały czas zajęty, zaprzątał mózg
czymś innym niż tym, że zaraz odejdę. Jak rzadko kiedy miałem ochotę się upić.
Ale tak w sztorc, na całego, jak za bardzo dawnych czasów. Bym nie musiał
myśleć i żebym nic nie pamiętał.
Usłyszeliśmy dzwonek
do drzwi, więc obydwoje spojrzeliśmy w tamtą stronę. No tak, pewnie Mat
przyjechał zabrać moje dziecko na wyścig. A ja znów zostanę sam…
Klaudia odwróciła się
i czym prędzej pobiegła do drzwi. I tak, jak myślałem, zjawił się w nich Mat,
już w pełnym stroju, trzymając kask przy biodrze. Czerwony kombinezon bardzo do
niego pasował, ale… czegoś mi w nim brakowało.
- Dobry wieczór panie Leto!- przywitał idąc do mnie z
uśmiechem.
Znów to „panie Leto”. Jak ja mam tego gnoja nauczyć, że
jestem zwykłym „Jaredem”, a nie „panem”? uśmiechnąłem się półgębkiem,
niezadowolony z tego jak mnie nazywa i podałem mu rękę.
- Cześć Mat! Porywasz znów moją córkę, tak?- zapytałem
starając się by brzmiało to swobodnie.
- Częściowo.- odpowiedział szczerząc zęby do swojej
dziewczyny.
- Co to znaczy?
- A to, że jedziesz z nami.- odpowiedziała uradowana
Klaudia, trzymając się ramienia chłopaka.- I jeśli mi zaprotestujesz, skuję cię
kajdankami i siłą zaciągnę!- pogroziła.
- A skąd ty kajdanki weźmiesz?- zaśmiałem się.
- Z twojej lub Shannona sypialni.- odpowiedziała wystawiając
język.- Jay… Musisz się na chwile oderwać od tego domu.
- Już ja się oderwę będąc w trasie.- mruknąłem.
- Tatuuuusiu!- jęknęła łapiąc mnie za rękę i robiąc to swoje
spojrzenie szczeniaczka.
I jak ja mam się oprzeć tym błękitnym oczom? Oczywiście, że
skapitulowałem. Zresztą, wiem ze ona ciągnęła mnie tam nie bez powodu. Znała
mnie już na tyle dobrze, że wiedziała o czym będę myślał w samotności. I że
wyjątkowo nie będzie to myślenie o pracy…
- Super!- krzyknęła i pocałowała mnie w policzek, gdy w
końcu się zgodziłem.
Mat usiadł na kanapie, czekając aż Klaudia szybko zmieni
ciuchy na jakieś wyjściowe, bo teraz łaziła po domu w bryczesach i brudnej od
końskiej śliny koszulce polo. Ile razy można jej zwracać uwagę, że ma się
przebierać jeszcze w stajni, by dom nie zaśmierdł końmi? Nie wiem już sam, ale
ciągłe upominanie nic nie daje. Co więcej! Zaczęła normalnie siadać w tych
brudnych, pełnych kłaków i błota spodniach
na kanapach, a raz nawet na moim łóżku! Nie do przyjęcia. Ja też lubię konie,
ale są granice.
- Niech się pan nie martwi, postaram się żeby nudno nie
było.- powiedział w pewnym momencie chłopak, patrząc na mnie przyjaźnie.
- W to nie wątpię. Tym bardziej jak się będziesz popisywał
przed moją córką.- zaśmiałem się.
- Oj wcale taki nie jestem.- żachnął się chłopak.
- Oczywiście. Każdy facet musi się popisać przed swoją
kobietą.- odpowiedziałem z uśmiechem.- Ja ostatnio tak się popisałem, że
wylądowałem na tyłku przed ukochaną.- zaśmiałem się przypominając sobie, jak
się poślizgnąłem w łazience niosąc bezalkoholowego szampana do wanny, w której
czekała na mnie Fancy.
- Naprawdę?- zapytał zaskoczony. – Wybaczy mi pan to
pytanie, ale… Naprawdę jest pan ojcem Klaudii?
- Nie biologicznym.- odpowiedziałem od razu.
- Serio? Macie identyczny kolor oczu, uśmiech… W sumie nawet
jesteście trochę podobni do siebie.
- Przypadek, ale kocham ją tak, jakby była moim biologicznym
dzieckiem.- odpowiedziałem poważniejąc.
- Widać. Mega się pan o nią troszczy. Ma super ojca, ale mój
też był wspaniały.- dodał patrząc gdzieś w dal smutnym wzrokiem.
- Co się z nim stało?
- Zginął w wypadku na torze. Pech… Mama do tej pory nie może
pozbierać się po jego śmierci. Ale dziadkowie i ona jakoś to przeżyli. Powoli
go zapominają mimo tego, że nie chcą. A ja… z każdym dniem jak go nie ma,
pamiętam go coraz dokładniej. Był moim autorytetem, najważniejszą osobą w
życiu. To dla niego się ścigam. I dla niego te kolory, to jego barwy. –
powiedział wskazując na swój kombinezon.- Myślę, że mimo wszystko dzieci
najbardziej przeżywają brak rodzica. No i matka. Babcia, gdy się dowiedziała,
co się stało, dostała udaru. I od tamtej pory jest sparaliżowana w połowie.
Myślę, że się męczy, bo to trwa już tyle lat…
Słuchając Delorda ode chciało mi się jutro informować mamę o
moim zdrowiu. Cała ta historia, to co się stało z babcią tego chłopaka.
Przecież nie przeżyłbym gdyby mama tak zareagowała. Tym bardziej wiedząc, jak
bardzo mnie kocha. Jak ważny dla niej jestem.
- Co ona tyle czasu robi?- jęknął patrząc na schody brunet. –
Nie mogę się spóźnić na wyścig. Bardzo mocno punktowany jest.
- Klaudia mówiła, że w soboty wyjeżdżasz zazwyczaj.-
przypomniałem sobie.
- Tak… Nie będę jej zabierał taki kawał drogi od dom,
zresztą, musimy mieć odpoczynek od siebie. Są momenty, gdy chcę ją
najnormalniej na świecie zamordować.- prychnął, po czym od razu z przestrachem
spojrzał na mnie.- Znaczy…
- Spoko. Wiem jak jej fochy mogą dać w kość.- zaśmiałem się,
na co Mat się uspokoił.- Klaudia!!! Bo pojedziemy bez ciebie!- krzyknąłem.
- Już, już… - usłyszeliśmy krzyk z góry, ale jej postaci
nadal nie było.
Wzruszyłem bezradnie ramionami i zaproponowałem młodemu coś
do picia. Na szczęście Polka w końcu zlazła na dół smarując szminką usta.
Zawsze w biegu. Przecież dobrze wiedziała, że Mat dziś przyjedzie zabrać ją na
wyścig. Podałem młodej skórzaną kurtkę, po czym sam założyłem bardzo podobną,
tylko męską wersję i wyszliśmy. Jakimś cudem zapakowaliśmy się do jego ferrari
i ruszyliśmy z kopyta. Po 50 minutach parkowaliśmy w wielopiętrowym garażu. Nie
powiem, kiedyś myślałem o tym żeby kupić sobie ferrari. Moi koledzy z planu
pierwsze co robili, to odkładali zarobione pieniądze na super bryki, tylko ja
tego nie zrobiłem. W sumie nie żałuję tego, ale czasami, jak w tej chwili,
marzyła mi się taka maszyna u mnie w garażu. Raz jeszcze przeszedłem dookoła
samochód, by jak najlepiej się mu przyjrzeć i ciągnięty przez córkę, zostałem
zaprowadzony do loży VIP. Usiadłem z córką przy samej barierce, a po chwili
podszedł do nas jakiś zabawnie uczesany chłopak. W sumie nie wiem czy to była
fryzura, czy tak naturalnie mu się włosy układały, ale wyglądała dziwniej niż
wszystkie moje. No dobra, garnka nie pokonał ten fryz.
- O boże!!! Pan Leto?!?? Aaaa!- wydarł się nagle ten chłopak
patrząc na mnie, a ja trochę zdębiałem. – Jaki zaszczyt! Mat nie mówił, że pan
przyjedzie! Jestem Ben!- wyciągnął do mnie rękę uradowany, jakby właśnie była
gwiazdka, a on dostał upragniony prezent.
Popatrzyłem niezbyt chętnie na jego wyciągniętą dłoń, bo
nienawidzę podawać ręki obcym ludziom, ale widząc siłę spojrzenia Klaudii
uścisnąłem ją.
- Jared. Jesteś…?
- Przyjacielem Mata. Super, że mogę pana poznać! Jestem
wielkim fanem pana zespołu!- zaczął się produkować chłopczyna, a Klaudia tylko
uśmiechała się szeroko do mnie.
Nie powiem, ta sytuacja sprawiła, ze nie miałem ani sekundy
na myślenie o śmierci. To była taka mała, ale naprawdę urocza gaduła. Jak fani
często mnie wkurzają swoją nachalnością, to on był spoko. Ze spokojem odpowiadałem
na pytania i słuchałem jego opowieści, czasem tylko zerkając na córkę, która
puszczała do mnie oko.
W końcu wyścig się rozpoczął, samochody wjechały i przez
dobrą chwile próbowałem wyczaić, który z nich to Mata. Jednak widząc jak
Klaudia i Ben cieszą się, zrozumiałem, że to ten czerwony samochód, który
właśnie wyjeżdżał na prowadzenie. Nie powiem oglądanie wyścigu wciągnęło mnie,
dawno tak nikomu nie kibicowałem i nie emocjonowałem się czymś tak błahym.
Trzymałem mocno kciuki za ten wyścig chłopaka, tym bardziej, że konkurencję
miał mocną i ciężko było stwierdzić czy uda mu się wygrać wyścig. Gdy pozostało
ostatnie okrążenie, aż wstałem z fotela,
co zresztą uczynili wszyscy w loży. Mat jechał teraz bok w bok z jakimś
fioletowym wozem i co chwila jeden spychał drugiego na bok. Przy tej prędkości
i nachyleniu toru, wydawało się to wybitnie niebezpieczne. Gdy zostały ostatnie
metry do mety, fioletowy zdołał się jakoś oderwać od czerwonego, by po chwili
wbić się w jego bok. Obydwa samochody zaczęły kręcić się wokół własnej osi i
tak też przejechały metę. Nie mam pojęcia jakim cudem żaden z pozostałych
przejeżdżających linię mety w nich nie walnął, ale wyszli z tego „cało”. Reszta
zdołała ich ominąć. Z wyczekiwaniem patrzyłem na sytuację na dole, nie mając
wciąż pojęcia kto wygrał. Ten z fioletowego auta w końcu wyszedł, a po chwili
pojawił się też Delord , wygrzebując się ze swojego wozu. Gdy tylko zeskoczył
na tor, rzucił się na tego drugiego kierowcę i tak zaczęli się bić. Z szeroko
otwartymi oczami wpatrywałem się, jak ochrona natychmiast do nich podbiega i
ich rozdziela. Na telebimach zaczęli wszystko pokazywać. Mata, który stał w
pozycji bojowej, trzymany przez dwóch osiłków i ścierał rękawem krew z kącika
ust. Drugi koleś, trochę starszy od bruneta, odepchnął od siebie ochroniarza i
kopiąc kask ruszył w stronę wyjścia.
- Co za skurwiel!- bulwersował się obok mnie Ben.- Szkoda,
ze Mat nie zdążył go mocniej obić.
- Oszalałeś?! On by go zabił…- powiedziała przerażona Klaudia.
- Mat tego gościa?- zapytałem.
- Nie! Ten gość Mata! Dwa razy większy od niego. Mat to
takie chuchro jak ty…
Skierowałem swój wzrok znów na dół i dostrzegłem, jak Mat
robi obchód samochodu, a potem kopie w oponę. Takiego wściekłego go nigdy nie
widziałem, ale nie powiem. Podobała mi się ta jego akcja. Co prawda nie
wiedziałem, dlaczego on się rzucił na tego faceta, ale miał chłopak jaja. No i
tym wyścigiem udowodnił mi , ze naprawdę jest wyśmienitym kierowcą.
- Kto wygrał?- zapytałem się tej dwójki.
- Mat.- odpowiedziała Klaudia, ale na jej twarzy nie pojawił
się uśmiech.
- To czemu się nie cieszysz?- zapytałem zaskoczony jej
naburmuszoną miną.
- Bo go pewnie zdyskwalifikują za te akcje.- mruknął tak
samo ponury chłopak z dziwną fryzurą.- Kurwa, ale pech…
- On to zrobił specjalnie.- mruknęła po chwili ciszy moja
córka.- Wiedział, że Mat w końcu nie wytrzyma i rzuci się na niego. Perfidnie
to wykorzystał.
- No.. Sukinsyn jeden. Mat jest dla nich za dobry. Dobra,
chodź. Trzeba go jakoś uspokoić i pocieszyć.- powiedział Ben.
- Taaa… ciekawe kto to będzie robił.- westchnęła Polka, a ja
się zaśmiałem.
Takie życie. Chce się być z drugą osobą, to trzeba ją
wspierać. Nie tylko seks. W sumie kto to mówi.- zaśmiałem się sam do siebie.
Całe życie tylko seks, a teraz. Odmieniło mi się na stare lata.
Zjechaliśmy winda na sam dół, ochrona sprawdziła nasze
przepustki i weszliśmy na tor. Gdy popatrzyłem w górę, trybuny były już prawie
puste, wszyscy przenieśli się w inne miejsce, albo już wyszli. Poczułem pęd
powietrza i zobaczyłem jak Klaudia biegnie w stronę Mata, łapie go i całuje.
Dobra jest. Chłopak nawet nie ma jak się obronić. I tak jak myślałem, napięcie
i zdenerwowanie w całym jego ciele odpuszczało i odchodziło w niepamięć. Ja i
Ben stanęliśmy niedaleko nich przyglądając się tej scenie.
- Puściły mi nerwy! Musiałem mu przywalić!- zaczął się
tłumaczyć zawodnik, patrząc na nas wszystkich.- Bardzo mi głupio panie Leto, ze
widział pan właśnie taką akcję…
- Ja tam widziałem bardzo dobry wyścig, który wygrałeś.- powiedziałem
chcąc pocieszyć chłopaka, ale on tylko uśmiechnął się smutno wzdychając.
- Ten… Dziad po raz trzeci w tym miesiącu rozwalił mi
samochód i znów wbił się w silnik.- jęknął podchodząc do auta.- Nie jestem
milionerem by non stop kupować nowy do cholery! Co tygodniowe naprawianie
karoserii jeszcze zniosę, ale nowy silnik co tydzień…!
- Aż tak źle?- zapytałem podchodząc do niego.
- Niech pan sam spojrzy.- mruknął odsuwając się bym mógł
zobaczyć.
Miał rację. Wyglądało to bardzo słabo, wręcz nie do odratowania.
Połowa samochodu była przecięta. Nawet nie myślałem, że coś takiego jest
możliwe. A tu proszę, jednak jest. Dobrze, że jemu nic się nie stało, choć
gdyby był 10 cm bliżej prawej strony pewnie by go przecięło.
- Kto to wszystko finansuje?- zapytałem prostując się.
- Ja sam. Wszystko idzie z moich wygranych i z tego co
zarobię w butiku…
- Hymm… Pewnie spory koszt, nie?
- Ogromny. Ale kocham to co robię. Jak zostaje mi nadwyżka w
miesiącu z wygranych to wpłacam ją na schronisko, z którego mam Crystal. W
sumie to mama ma…
- Nigdy mi o tym nie mówiłeś.- włączyła się do rozmowy
Klaudia.
- Nie ma się czym chwalić. Powinienem zawsze tam coś
wpłacać, a nie wtedy gdy jest super. Łatwo jest dzielić się czymś czego masz
sporo. Trudniej tym, czego ci brak…
- I tak jesteś wspaniały.- powiedziała znów go całując, na
co ja i Ben odwróciliśmy się w stronę samochodu.
Obejrzałem go jeszcze raz dokładnie, tak samo jak ferrari,
które miał do codziennej jazdy i w mojej głowie zrodziła się myśl.
- Mat, jak już się ten glonojad od ciebie odklei to podejdź
do mnie.- mruknąłem, po czym po chwili dostałem kuksańca w żebra.- Co?!
- Ja ci dam glonojada!- powiedziała córka przybierając
ostrzegawczą pozę.
- Tak, panie Leto?
- Mam propozycję. I w sumie pewien pomysł. Jestem w stanie
zasponsorować ci raz w miesiącu taką odnowę twojego samochodu. Silnik,
karoseria, klocki, podwozie… co będzie ci potrzebne, ja za to płacę…
- Ale…
- Ale!- powiedziałem przerywając mu.- Nic za darmo.
Oglądałem ten wyścig i przez pierwsze kilka minut nie miałem pojęcia którym
samochodem jedziesz. Były trzy czerwone i gdyby nie ta dwójka, nie wiedziałbym
że to twój wóz.- mówiąc to wskazałem najpierw na Bena i Klaudię, a potem na
rozwalony samochód.- Chce by na masce i po bokach miał wymalowanego feniksa. Byłaby
to świetna reklama mojego zespołu, a ty byś miał darmową naprawę raz w
miesiącu. Co ty na to?
Mat stał zamyślony wpatrując się w swój wrak, za to Klaudia
i Ben otworzyli szeroko usta i chyba nie zamierzali ich zamykać. Jak nic,
zaszokowałem ich tą propozycją. W sumie siebie też. Ale podczas oglądania
wyścigu stwierdziłem, ze najlepszym sposobem by auto Delorda się wyróżniało
było dodanie czegoś mu. Jakiegoś detalu.
- Poza tym będziesz mieć wyjątkowy wózek, każdy na każdym
torze będzie cię rozpoznawał.- dodałem.
- Ale panie Leto… Ja chyba nie mogę się na to zgodzić.
- Czemu?
- Bo… bo… - zaczął, ale nie znajdował dobrych argumentów.
- To postanowione, tak? Chyba, że ci się nie podoba feniks.
- Podoba! Nawet kiedyś o czymś podobnym myślałem, tylko że z
orłem, ale to było takie pospolite…
- No i jeszcze jedna rzecz.
- Jaka?
- Jared jestem, a nie pan Leto.
- Ale dla mnie zawsze będzie pan, panem Leto…
- To sobie przestaw w głowie, że od teraz jestem Jared. –
odpowiedziałem uśmiechając się do zachwyconej tym pomysłem córki.- To jak?
Wchodzisz w to?
- Jasne!- w końcu odpowiedział z entuzjazmem, chwytając moją
dłoń w ramach przypieczętowania umowy.
- Kocham cię.- usłyszałem szept przy uchu i poczułem jak
moje dziecko uwiesza mi się na szyi i przytula mnie tak mocno, że ledwo
oddychałem.
- Udusisz mnie.
- To z miłości.
- Wiem to… Ale mimo wszystko mnie udusisz.- zaśmiałem się, a
ona w końcu mnie puściła.
Dawno nie widziałem jej takiej szczęśliwej. Dobre uczynki
czas zacząć prezentować. Miałem w głowie jeszcze kilka innych dotyczących moich
najbliższych. W sumie takie dawanie sprawiało mi jeszcze większą radość niż te
wszystkie akcje charytatywne. Jednak gdy widzisz że to te najbliższe ciebie
osoby nagle promienieją radością, jest ci tak lekko na sercu. A dla tej młodej
damy zrobiłbym wszystko. Gwiazdkę z nieba bym jej dał, za odmienienie mnie. Dlatego
też gdy wróciliśmy do domu ciągle miałem przed oczami jej uśmiech, radosne
oczy. Strach przed śmiercią się schował, czyżbym znalazł sposób na jego
pokonanie? Możliwe…
Jednak gdy kolejnego dnia obudził mnie dzwonek telefonu, ten
potwór znów wyszedł ze swojej jaskini i zaczął podsycać moją niepewność. Szybko
umyłem się i ubrałem, a potem z sercem na ramieniu wsiadłem do samochodu, by
pojechać do domu mojej rodzicielki. Gdy w końcu zaparkowałem pod jej domem, wyjąłem
telefon i zadzwoniłem. Jeden sygnał… drugi…
- Cześć mamo! Już czekam pod domem.
- Zaraz wychodzę.- usłyszałem w odpowiedzi i rozłączyłem
się.
Najtrudniejszy dzień mojego życia. Jak powiedzieć mamie, że
jestem chory? Sam jeszcze nie przemyślałem tego scenariusza, nie miałem
zielonego pojęcia, w którym momencie najlepiej to powiedzieć. Na początku czy
może na sam koniec? Jakbym powiedział na początku to cały wspólny dzień będzie
stracony, za to nie wiem czy wytrzymam w tym stresie do końca. Czy nie
stchórzę. A może by tak w środku? Jakoś się spędzi chwile z mamą i potem tak
jej powiem… Nie no. To też złe wyjście, bo będzie że ukrywałem to przed nią i
od razu nie powiedziałem.
- Cześć synku!- powiedziała całując mnie w policzek, a ja
dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że wsiadła do samochodu.- Ale zamyślony
jesteś. Uważaj bo cię ktoś jeszcze porwie.- zaśmiała się.
- Hymm… Czy jest jakieś miejsce w które chciałabyś ze mną
pojechać?- zapytałem starając się brzmieć normalnie.
- Byłabym wdzięczna jakbyś zawiózł mnie do sklepu. Ostatnio
widziałam super kurtkę w outlecie, ale chciałam żeby któryś z was mnie w niej
zobaczył. Wydaje mi się być zbyt młodzieżowa.- powiedziała zasmucona.
- Dla ciebie za młodzieżowa? Przecież ty masz zaledwie 18
lat mamo!- zaśmiałem się, dostając całusa od rozpromienionej kobiety.- To
jedziemy do Ontario.
I w ten sposób, pierwsza opcja, czyli powiedzenie od razu o
mojej chorobie, została skreślona. Nie powiem, przez te pieruńskie korki dojazd
tam zajął nam całe 50 minut, a nie byliśmy przecież aż tak daleko od tego
ogromnego centrum handlowego. Miałem akurat szczęście, bo jakiś srebrny
chevrolet zwolnił miejsce praktycznie przy samym głównym wejściu i tam też
zaparkowałem. Czas w outlecie mijał bardzo szybko, mama zaciągnęła mnie do
sklepów i ostatecznie skończyliśmy z 5 wielkimi torbami z ciuchami. Z bolącymi
plecami od chodzenia, usiedliśmy w samochodzie po 3 godzinach łapania promocji.
- Nie wiem jak ty mamo, ale ja jestem głodny.- powiedziałem.
- Też bym coś zjadła.- poparła mnie moja rodzicielka.
- A na co masz
ochotę? – zapytałem rozmyślając, gdzie by tu się zatrzymać na coś dobrego.
- Coś lekkiego. Jakąś sałatkę?
Uśmiechnąłem się, bo w głowie pojawiła mi się nowo otwarta restauracja
nad samym oceanem, która serwowała owoce morza i sałatki. W sumie nie taka nowo
otwarta, już kilka miesięcy działa na rynku. Byłem tam raz z Fancy i obydwoje
byliśmy zachwyceni. Włączyłem lewy kierunkowskaz i przejechałem całe 6 pasów,
by zająć miejsce na tym dla pojazdów, w których jest więcej niż jedna osoba, po
czym zacząłem kierować się na Santa Monica. Te pasy to zbawienie, gdy wszyscy
stali w korku, a ja z mamą jakoś jechałem. 1,5 godziny później już parkowałem
na wybrzeżu w niewielkiej odległości od restauracji. Coś za dużo tego szczęścia
jak na jeden dzień z parkowaniem. To był chyba ten moment. Że po zjedzeniu
powiem mamie o tym co się ze mną dzieje. Przypominając sobie słowa Mata, byłem
blisko szpitala. Tak na wszelki wypadek. Mam nadzieję, że to w ogóle nie będzie
potrzebne.
Usiedliśmy na
werandzie i kelner podał nam karty. Nie zastanawiając się długo wzięliśmy
pierwszą pozycję z sałatek i sok z pomarańczy.
- Zestresowany jakiś jesteś.- stwierdziła po chwili moja
mama przyglądając mi się.
- Wiesz, dużo na głowie.- odpowiedziałem błagając w myślach,
by dała spokój.
- Znam cię Jared, przed matką nic nie ukryjesz. Nie o
obowiązki chodzi.- powiedziała, a ja w
mig zrobiłem się chyba całkowicie szary na twarzy.
- Sky coś ostatnio zmarkotniał. Trochę spokojniejszy się
zrobił…
- Wiesz chyba dobrze, że ma już swoje lata. I tak
niesamowicie długo żyje.
- Myślisz, że przyszedł na niego już czas?- zapytałem
zaskoczony, bo o tym w sumie nie pomyślałem.
- Nie. On się po prostu starzeje. Jak ostatnio go widziałam
to schudł trochę. Ale nadal się dobrze trzyma. Byłeś z nim u weterynarza?
- To pies Shannona.
- Przecież dobrze wiem, że to ty zawsze z nim chodziłeś do
lekarza.
- No brałem, wyniki ma w porządku. Wręcz świetne, dlatego
nie rozumiem, że nam tak spadł z wagi…
- Dużo wyjeżdżacie.
- Mniej niż zwykle. Poza tym dziewczyny się nim opiekowały,
albo Renata…
- A jak twoja Fancy?- zapytała mama zaciekawiona, ale
starając się pokazać, że jeśli nie mam ochoty to nie muszę mówić.
- Dobrze…- odpowiedziałem czując jakieś takie dziwne
ściśnięcie w żołądku.- Sprzedaje swoją klinikę i przeprowadziła się na stałe do
Paryża…
- To tam ciągle cię wywiewa?- zaśmiała się puszczając mi
oczko.- Bardzo się cieszę, że w końcu znalazłeś swoją drugą połówkę. Bardzo
chciałabym ją poznać.
Dopiero te słowa uświadomiły mi, że jeszcze nigdy moja mama
nie spotkała Fancy. Jak to mogło być możliwe, nie wiem, ale tak było. Będę
musiał zaprosić dziewczynę do siebie… A to oznacza, że mama dowie się o ciąży i
że będzie mieć wnuka. Mamę to pewnie ucieszy, ale ja chyba sam nadal nie jestem
gotowy na to.
- Znów się zamyśliłeś.- zauważyła Constance dotykając dłonią
mojego policzka.- Jestem taka dumna, że mam tak przystojnego, mądrego i
utalentowanego syna. Bardzo cię kocham.
- Ja ciebie też mamo.- odpowiedziałem automatycznie, wciąż
będąc myślami przy Fancy i dziecku.
Na szczęście w końcu dostaliśmy sałatki, więc mogliśmy się
skupić na jedzeniu. Od razu tez tematy rozmów stały się lżejsze i mniej
wymagające. Przez ten cały stres miałem gulę w gardle i średnio przechodziły mi
liście sałaty przez usta. Jednak udawać trzeba było.
- Co się dzieje?- zapytała mama widząc, że mam prawie cały
talerz sałaty, a ona swoją już kończy.
- Wezmę na wynos.- odpowiedziałem czując się coraz słabiej.
Oby to było spowodowane stresem, a nie chorobą. Naprawdę nie
chciałbym żeby ktokolwiek zobaczył mój atak choroby, a tym bardziej mama.
Zacząłem szukać po kieszeniach leku, który powstrzymywał na kilka godzin moje
napady kaszlu i nie musiałem się martwić, że zakrwawię wszystko wokół.
- Jesteśmy w okolicy, dawno nie byłam na diabelskim młynie,
a z chęcią zobaczę morze z góry.- zaproponowała mama patrząc, jak płacę za nasz
lunch.
- To idziemy. Sam też nie pamiętam kiedy ostatni raz tam
byłem.- przyznałem, po czym wróciliśmy do samochodu, by spakować moją sałatkę,
a następnie ruszyliśmy deptakiem w stronę Pier’u. spacer był bardzo przyjemny,
choć ilość ludzi których mijaliśmy ogromna. Tak samo było na molo, które
mieściło wesołe miasteczko. Podobne widziałem w Brighton, w Anglii. Mama
ustawiła się w kolejce na młyn, a ja w kolejce po bilety. To było dobre
rozwiązanie, bo gdy je w końcu dostałem, mama była już prawie przy samym
wejściu. Usiedliśmy w wagoniku i przytuliłem tę wspaniałą kobietę do siebie.
Kochałem ją najbardziej na świecie, zrobiłbym dla niej wszystko. Tak samo jak
ona dla mnie. Wagoniki wolno przesuwały się w górę, a my w ciszy wpatrywaliśmy
się w krajobraz, który nas otaczał. To właśnie Constance nauczyła mnie patrzeć
na świat duszą artysty. Shann fotografował, a ja… W każdym promieniu, latającym
listku czy nawet głupiej reklamówce zakopanej częściowo w piasku widziałem coś
wyjątkowego i pięknego. I te zachody oraz wschody słońca. Mam takie wielkie
szczęście, ze to miasto codziennie uracza mnie takimi cudami natury. Każdy
wschód i każdy zachód był inny. Ale każdy jeden piękny. Gdy ponownie
znaleźliśmy się w samochodzie wrócił strach oraz zdenerwowanie. To chyba ten
moment…
- Lizzy do mnie przychodzi wieczorem, więc czas jechać.-
dała znać mama widząc jak siedzę bezczynnie za kierownicą.
Włączyłem silnik i szybko znalazłem na drodze. Korki trochę
zelżały, więc niecałą godzinę później parkowałem przed domem mamy. Praktycznie
cały dzień z nią spędzony, a ja nawet nie pisnąłem słówkiem o chorobie. Jeśli
wrócę do domu, nie mówiąc jej niczego, Klaudia mnie zabije. Albo co gorsza,
sama wszystko wypapla.
Poczułem dłoń na kolanie i popatrzyłem na kobietę siedzącą
obok. Lata mijały, a ona nadal była piękna. W ogóle się nie starzała. Tylko włosy
zrobiły się szare, a na twarzy przybyło kilka zmarszczek. Ale niebieskie oczy
pozostawały wciąż takie same. Błyszczące, radosne i pełne życia. I takie pełne
dumy, gdy na mnie patrzyła.
- Mamo…
- Tak, kochanie?
- Muszę ci coś powiedzieć.- wyjąkałem, zbierając wszystkie
siły w sobie, by wyjawić ten czarny sekret.
- Mów kochanie. Cały dzień się do tego zabierasz.-
powiedziała chwytając mnie za rękę i próbując tak dodać odwagi.- Coś się stało.
- Tak. Przepraszam, że mówię ci to dopiero teraz, ale
wcześniej nie miałem odwagi, bardzo się bałem.- mówiłem, wyrzucając z siebie
coraz szybciej słowa.- Sam do końca nie mogę w to wszystko uwierzyć, a i nie
wiem jak zareagujesz, bo boję się że ci się coś stanie. Chodzi oto, że ostatnio
bardzo źle się czułem. Kilka razy zemdlałem… i jestem chory. Śmiertelnie chory.
Nie pytaj ile mi zostało, bo nikt tego nie wie.- wyrzuciłem z siebie te słowa,
jak karabin naboje.- Umieram mamo i tak się tego boję…
Głos mi się załamał, a łzy same zaczęły spływać po moich
policzkach. Patrzyłem na nią bojąc się co ta wiadomość może z nią zrobić. Jej
twarz wyrażała tylko szok. Nic więcej. Inne emocje nie istniały. Siedzieliśmy
tak w ciszy, ja czekając na jakiekolwiek słowo od niej, a ona… Chyba próbując
zrozumieć co właśnie z siebie wyrzuciłem. W końcu spojrzała na mnie, a jej oczy
błyszczały pewnością i odwagą. Lekko uśmiechnęła się i powiedziała słowa,
których się nie spodziewałem.
- Damy radę to przezwyciężyć. Jeśli tylko się nie poddasz to
przeżyjesz nas wszystkich. Kocham cię synku, będę z tobą zawsze i wiem, że się
nie dasz bez walki. Pokonamy to choróbsko. Razem.
Zacisnąłem zęby w przypływie emocji i pochyliłem się nad
nią, by ją pocałować. Tak bardzo kocham tę kobietę, chciałbym żeby nie musiała
patrzeć jak umieram. Ale może to lepsze wyjście niż nagła informacja, że jej
syn nie żyje? Tak bardzo ulżyło mi, gdy powiedziała że pomoże mi się nie
poddawać. To właśnie Constance, zawsze zaskakująca wspaniała kobieta.
Jej ale czekałam na ten rozdział😍😍😍 jestem dumna z Jay'a...w tym rozdziale widać bardzo wyraźnie że on jest zwykłym, kruchym człowiekiem...już widzę jak Klaudia dowie się o rodzeństwie i że wiedział już dawno jaką awanturę zrobi xdxdxd.. Uwielbiam ją💙💙💙
OdpowiedzUsuńUuuu....Mat jaki strong men😄😄 obroni klaudię jak będzie trzeba...no i feniks na aucie.. 😍😍😍🤗🤗🙂 lofffeee💞💞💞💞 takie powinni produkować w salonach....jak zwykle brak mi shanna( bo to już uzależnienie) ale wiem że teraz to naszego dziada będzie więcej😊
Reakcja Constance, świetnie to pokazałaś i emacje Jareda, na prawdę fajnie wyszło ci pokazanie tego..masz talent dziewczyno😘😘
Ja cię teraz dużeee lofffeee💞💞💞za taki długi rozdział, byle więcej takich😻😻😻😻
UsuńOstatnio za bardzo nie czytałam od początku, bo troszkę się teraz u mnie dzieje, ale może w ferie wrócę i pod każdym rozdziałem będzie kom😘😘😘 teraz bodajże do 10 jest przeczytane i skomentowane...💙💙 no to jak juz powbijałam kilka komów to lecie i wrócę za kilka dni sprawdzić czy posłuchali mojego komentarza niżej!!😄😄😄😄
UsuńCałuski dla ciebie😘😘😘😘💙💙💙💙💙💙💞💞💞💞💞👸👸👸👸👸👸👑👑👑👑👑💎💎💎💎💎💎💎💌💌💌💟💟💟💓💕💋💋💝💝💝💜💜💜💚💚💚💚💛💛💛💙💙💗💗💗💖💖💖
Ps.jestem sobie maniaczką książek tylko ze zmienioną nazwą tak jakbys pytała xdxdxd😄😄😄😄
UsuńOto mi właśnie chodzilo. By pokazać, że J jest najnormalniejszy w świecie i ma problemy jak wszyscy.
UsuńHahha, w sumie to już napisałam frg o tym jak Jay jej to mówi. Oczywiście zostaje do tego zmuszony, ale... a zresztą zobaczysz :)
Mat to taki ideał mężczyzny, ale jak kazdy musi mieć jakieś "wady". Choć w tym przypadku to raczej nie wada :) Mat zrobi nawet więcej niż tylko obroni, ale to kiedyś w przyszlości ;)
a bo kiedys napisalam jakies frg o tym ze auto mata ma feniksa na masce i dopiero teraz uswiadomilam sobie, że nie opisalam tego jeszcze w opo i w sumie powinnam, bo to nie standardowe miec taki znak na samochodzie :)
teraz niestety nie bedzie go za duzo, ale caly czas pamietam o tobie. po prostu jakos nie idzie mi pisanie o nim, ale nie martw sie. pod koniec opowiadania bedzie go bardzo duzo, wrecz bedziesz miec go dosc ;)
serio? bardzo sie balam tego frg, nadal mam wrazenie ze zle to opisałam. tak bez emocji... chyba moj najtrudniejszy fragment opowadania. najtrudniejszy do opisania.
Hahhaha😂 domyślam się że gdyby ktoś go nie zmusił to by pewnie nie powiedział nikomu i niczym
UsuńYay!! Ja? Za dużo? Shannona??? Never!!! I żeby nie było, nie czekam z niecierpliwością na koniec opowiadania bo mam nadzieje że jeszcze trochę potrwa😍😍
No, wyobrażał sobie, trudno jest realistycznie oddać emocje postaci, ale serio dobrze ci to wyszło
w sumie to dlugo nikomu nie powie :P no poza Klaudia ;)
Usuńno nie wiem... w takim wydaniu bedziesz go miala dosc :P nie spodoba ci sie to co zrobie ;P
moim zdaniem powinnas czekac bo koncowka najlepsza. ja osobiscie nie moge sie doczekac kiedy je skoncze, a tyle jeszcze przede mna :P
to sie ciesze :) dziekuje!
I KOMENTUJECIE LUDZIE!!!!! BO BĘDĘ BIŁA!!! TRZEBA MOTYWOWAĆ NASZĄ KOCHANĄ, CUDOWNĄ AUTORKĘ!!!💞💞💞💞 I SERIO, KOMENTOWAĆ!!! BŁAGAM, CHYBA TEŻ CHCECIE POZNAĆ DALSZĄ CZĘŚĆ HISTORII???!!!
OdpowiedzUsuńNO TO DO ROBOTY!! SPRAWDZĘ CZY MNIE KTOŚ POSŁUCHAŁ A JAK NIE TO BĘDZĘ KRZYCZEĆ DALEJ!!😘😘😘😘😘😘😘
No już, ja patrzę!!!😤😤😤😤😤😤😤😡😡😡😡😡😡😡😈😈😈😈😈👹👹👹👹👹👹👹👻👻👻👻👺👺👺👺💀💀💀👽👽👽👽🤖🤖🤖🤖💩💩💩💩💩
UsuńZadbajcie o uśmiech naszego Kunika😍😍😍😍😍😘😘😘😘😘proszę.....😚😚😚😚😚😚😚😚🤗🤗🤗🤗🤗🤗🤗🤗🤗🤗😇😇😇😇😇😇😇😇😇😇😇😇😇😇
OdpowiedzUsuńps. wcale nie robię spamu xdxdxdxdxd😂😂😂😂😂😂
btw. jak chcesz od razu wiedziec o rozdzialach to zapraszam do mnie na priv, albo facebooka ITW :)
Usuńhttps://www.facebook.com/itwff/
UsuńO, nie wiedziałam że opo na fb💞💞💞
UsuńJuż kliknełam " obserwój- wyświetlają posty w pierwszej kolejności"💞💞😘
wez w ogole napisz do mnie na fb bo czasem potrzebuje kogos kto zna moje opo i te hisotire do pomocy ;) claudia zyzylewska :))
UsuńHej, chciałam tylko powiedzieć ci parę słów na temat mojej obecności tutaj, zacznę od tego, że znalazłam to opowiadanie przypadkiem, ktoś na grupie polskiego echelonu na fb umiejscowił link do niego. Od momentu, kiedy zaczęłam je czytać minęły niecałe dwa tygodnie, a już doszłam do rozdziału 89 tego, co pisałas przez tyle lat. Patrząc na samym początku na ilość rozdziałów byłam przekonana, że opowiadanie jest zakończone, dlatego, że tych nie zakończonych zazwyczaj nie czytuję, męczy mnie czekanie na kolejne rozdziały ;). Jakże się zdziwiłam, gdy się okazało, że zbliżamy się dopiero do momentu kulminacyjnego. Cały ten wywód pisze po to, by powiadomić cię o nowym czytelniku w mojej skromnej osobie, który jest absolutnie zakochany w sposobie, w jaki ożywiłaś bohaterów, którzy od poczęcia byli (jak mi się wydawało) skazani na bycie takimi samymi, jak te prawdziwe osoby. Nie komplikując, chciałam ci poprawić humor nowym czytelnikiem (o ile tu wchodzisz) i przy okazji zmotywować cię do napisania kolejnego rozdziału, bo jak pewnie cała reszta czytelników czekam tu z niecierpliwością ❤ Ciastok
OdpowiedzUsuńYay cieszę się że to wrzucenie na stronkę echelonu coś dało....Bo nie było prawie odzewu i myślałam że lipa i nie uda się tego nagłośnić....Ale supi że chociaż jedna osoba tu przyszła dzięki temu i mamy nadzieję już zostanie :)
UsuńHej, super słyszeć a w sumie czytać ze mam nowego czytelnika!!! Bardzo mnie to cieszy i motywuje :) jeśli byś chciała by informowana o nowych rozdziałach to zapraszam na Facebooka "Into The Wild FF" :)
OdpowiedzUsuńA w sumie już niedługo nowy rozdział się pojawi :)