Chapter 88
ROZDZIAŁ OCZAMI
JAREDA LETO
„To jednak ta kobieta”
Wysiadając z samolotu rozpierała mnie niesamowita radość.
Serce biło mi o wiele szybciej niż normalnie, a w żołądku czułem mile
łaskotanie. Zachowywałem się jak zakochany nastolatek. Pociągnąłem walizkę w
stronę kontroli paszportowej i stanąłem w kolejce. Po kilku minutach podałem
paszport i zostałem przepuszczony na drugą stronę. Nie zatrzymując się przy
odbiorze bagażu pobiegłem do wyjścia. Już się nie mogłem doczekać kiedy ją
zobaczę. Zatrzymałem się na postoju taksówek i zanim załadowałem się do jednej z
nich, włączyłem telefon. Jakiś cud, że udało mi się uniknąć fanów. Kocham ich, ale teraz nie miałem
ochoty na spotkanie z nimi.
Podszedł do mnie siwy
mężczyzna i zapytał po francusku, czy chcę skorzystać z taksówki. Niedbale
pokiwałem głową, a on włożył moją walizkę do bagażnika. Usiadłem z tyłu i
podałem mu adres hotelu. Z zachwytem wpatrywałem się w krajobraz na zewnątrz.
Najpierw pola i lasy, a potem już na budynki mieszkalne tej wielkiej
metropolii. Za każdym razem , gdy tu przyjeżdżałem nie umiałem nie podziwiać
tego miejsca. A jeszcze piękniejsze jest, że gdzieś wśród tych budynków mieszka
sobie moja ukochana kobieta. W końcu mercedes zatrzymał się przed wejściem do
mojego hotelu, a ja zapłaciłem kierowcy należną sumę, oczywiście wraz z
napiwkiem. Gdy tylko wyjął moją walizkę,
pożegnałem się z nim i odszedłem w stronę recepcji. Nie było kolejki, więc
podszedłem do blatu przy którym stał młody, przystojny chłopak.
- Dzień dobry, w czym mogę służyć?- zapytał po angielsku.
- Miałem zarezerwowany apartament na nazwisko Leto.
Chłopak wklepał coś
do komputera i po chwili z uśmiechem pokiwał głową wręczając mi klucz. Wszystko
było jak zawsze. Zapłacić miałem dopiero wyjeżdżając. Odruchowo podszedłem do
windy i gdy tylko drzwi otworzyły się, nacisnąłem przycisk z numerem „7”.
Ostatnie piętro tego budynku. Wychodząc z windy spotkałem znajomą, która często
tu przebywała. Poznaliśmy się jakieś 7 lat temu właśnie w tym hotelu i
praktycznie za każdym razem, gdy tutaj jestem ona też tu mieszka. Chyba tylko
dwa razy jej nie spotkałem.
Chwilę z nią
rozmawiałem, ale zarówno ona, jak i ja, śpieszyliśmy się, więc po wymienieniu
uprzejmości ona weszła do windy, a ja do swojego apartamentu. Na widok dużego
łóżka z baldachimem na moją twarz wkradł się brudny uśmieszek. Dzisiaj
wykorzystam to łóżko i to tak, że klękajcie narody! Zostawiając walizkę w
przedpokoju, przeszedłem przez sypialnię i stanąłem przy oknie. Piękny widok na
ulice Paryża, a w oddali wieża Eiffla. Czego chcieć więcej?
Uchyliłem okno, by
usłyszeć gwar z ulicy. Ech, trzeba się przebrać, rozpakować i jechać do
dziewczyny. Położyłem walizkę na łóżku i zacząłem się wypakowywać. Garnitur
powiesiłem w szafie. Skoro dziś ma być wyjątkowo, trzeba się odpicować, a jak.
Gdy wyjąłem już wszystko, zamknąłem bagaż i wsadziłem go na dno szafy. Teraz
trzeba było się ubrać. Wziąłem najlepszą czarną bieliznę, czarne skarpetki i
białą koszulę. Choć zastanawiałem się jeszcze nad kremową. Po chwili jednak ją
odłożyłem i wszedłem do łazienki. Miałem ochotę na kąpiel, ale stwierdziłem, że
dopiero wieczorem z niej skorzystam. Oczywiście nie sam. Zdjąłem z siebie
ubrania i wszedłem pod prysznic. Porządnie namydliłem całe ciało i zmyłem z
siebie pianę. Umyłem włosy i nałożyłem na nie odżywkę. Ech… Te wszystkie
farbowania, ścinanie, wiązanie, stawianie na sztorc strasznie mi je zniszczyły,
ale cóż zrobić. Nie miałem wyjścia. Już zupełnie odświeżony, wyszedłem na
ręcznik przed prysznicem i zacząłem się wycierać patrząc w lustro. Może i
Klaudia ma rację jeśli chodzi o moją wagę. Ale przecież nie zmuszę się do
jedzenia. To niewykonalne. Wytarłem włosy ręcznikiem i założyłem slipy. Znów
popatrzyłem w lustro. Wcale się nie dziwiłem, że niektóre dziewczyny mdlały na
mój widok. Gdybym był kobietą chciałbym siebie zapiąć. No mniejsza. Złapałem za
suszarkę, by przyśpieszyć tempo wysychania włosów, lecz zanim ją włączyłem,
usłyszałem sygnał mojej blackberry. Wybiegłem z łazienki i dopadłem leżącej na
łóżku komórki. Nie patrząc na numer, od razu odebrałem.
- Tak, słucham?
- Cześć kochanie! Muszę przełożyć nasze spotkanie o
godzinkę, bo jeszcze jestem z rodzicami na zakupach.- usłyszałem najpiękniejszy
głos na świecie.
- Nie ma sprawy. To o której mam u ciebie być?
- O 19:30, dobrze? Tylko już w restauracji, by nie tracić
czasu.
- No jasne. – odpowiedziałem szczerząc się sam do siebie.
- Nie jesteś na mnie zły?- zapytała po chwili.
- Nie wygłupiaj się! Widzimy się za 2,5 godziny!-
powiedziałem i rozłączyłem się.
Ech… Ona czasami wpada na głupie pomysły, że aż nie mogę w
to uwierzyć. No, ale ta dodatkowa godzina ratuje moje włosy od suszenia. W
takim razie same wyschną. Przełożyłem ubrania na biurko i położyłem się na
łóżku. Wziąłem do ręki książkę, którą zacząłem czytać w samolocie i wygodnie
oparłem się o ramę łóżka. Jednak szybko zaniechałem tej czynności, bo zacząłem
przysypiać. Jednak tak długa podróż jaką jest lot z Los Angeles do Paryża,
męczy niesamowicie człowieka. Niby jestem przyzwyczajony, bo cały czas w
podróży, ale i tak nie da się oszukać organizmu. Tym bardziej jeśli jest on
śmiertelnie chory. Cóż zrobić, nic się już nie da.
Odrzuciłem te
rozmyślania i włączyłem laptopa. Szybko przebiegłem wzrokiem po plikach
umieszczonych na pulpicie, ale nie znalazłem nic ciekawego. Pracą się zajmę,
gdy wrócę. Puściłem muzykę z itunes i usiadłem przed oknem po prostu patrząc na
widok rozciągający się przede mną. Kiedy ja miałem tyle czasu by naprawdę
zachwycić się tym co widziałem?
Czas spotkania jednak zbliżał się małymi kroczkami, więc w
końcu zacząłem się ubierać. Chciałem naprawdę dobrze wyglądać, więc zadbałem o
każdy szczegół. Marynarka w najmodniejszym ostatnio kolorze chabrowym i byłem
gotów. Jeszcze tylko długi płaszcz i schodziłem na dół. Zapytałem gdzie mogę
kupić o tej porze kwiaty, a śliczna blondyneczka wskazała mi kierunek. Czy ja
kiedykolwiek kupiłem jakiejś kobiecie kwiaty? Chyba tylko mamie… i to dawno
temu. Ogromny bukiet czerwonych róż znalazł się w moich rękach, a ja wezwałem
taksówkę, która zawiozła mnie do jednej z najlepszych knajp w tym mieście.
Stolik tam trzeba było zamawiać z półrocznym wyprzedzeniem, ale dla mnie nie
było rzeczy niemożliwych. Oddałem kwiaty kelnerowi, który miał je wstawić do
wody i przynieść do naszego stolika.
Równo o 19:30 przy drzwiach wejściowych pojawiła się ona.
Nie byłbym sobą gdybym nie powiedział jej jak cudownie wygląda. I że te róże są
dla niej. Była zachwycona. Usiadłem naprzeciwko niej nie mogąc oderwać wzroku.
Była taka piękna. Nie wiedziałem na czym skupić swoje oczy, bo chciałem na raz
oglądać jej błyszczące się oczy, czerwone usta, delikatne dłonie…
- Wyglądasz pięknie.
- Mówisz mi to już czwarty raz.- zaśmiała się zarumieniona.
- Bo taka jest prawda.-
odpowiedziałem.- Czekałem na tę kolację bardzo długo…
- Wiem o tym. To będzie ważny wieczór.
Zaintrygowało mnie to lekkie drżenie w jej głosie. Nigdy
wcześniej go nie słyszałem, więc byłem ciekaw co oznacza. Ona przecież nie
mogła wiedzieć co chcę jej powiedzieć. Chyba, że Klaudia się jej wygadała. Ale
to nie było możliwe, obiecała mi nikomu nie mówić i jak na razie przez tyle
miesięcy dotrzymywała tajemnicy. Zresztą Fancy wyglądała raczej na szczęśliwą,
niż na zmartwioną. I dobrze. Taką ją właśnie wolałem oglądać.
- Czy masz ochotę na szampana?- zapytałem, gdy podszedł do
nas kelner przyjąć zamówienie.
- Podziękuję.- odpowiedziała zakłopotana, a ja zdziwiony
zmarszczyłem brwi.- Umówiłaś się z Shannonem na miesiąc bez alkoholu?-
zapytałem ze śmiechem.
- Nie.- odpowiedziała uroczo się uśmiechając.- Nie mam
ochoty. Za to marzy mi się jakaś dobra lemoniada.
- Mówisz, masz.- powiedziałem i zamówiłem to na co miała
ochotę.- Dwa razy lemoniadę, proszę.
Gdy kelner odszedł, znów zacząłem wpatrywać się w jej oczy.
Uwielbiałem gdy je tak podkreślała czarnymi cieniami. Wyglądała bosko i tak
ponętnie. Gdyby nie to, że obiecałem jej powiedzieć o mojej chorobie to olałbym
kolację. Ale przed wyznaniem chciałem żebyśmy zjedli i po prostu rozkoszowali
się naszą obecnością. Póki zmartwienia jeszcze nie doszły do nas.
- Zawstydzasz mnie. Powiedz mi co tam w Stanach? Jak ma się
Klaudia?
- Dobrze. Klaudia na szczęście znalazła sobie tego Mata i
mam od niej spokój.- zaśmiałem się myśląc o tym, jak ciągle się denerwuje jej
nocnymi powrotami.- Mam cię od niej pozdrowić.
- Tęsknię trochę za nią…
- To przyjedź do nas. Na pewno się ucieszy na twój widok.-
palnąłem.
- Bardzo bym chciała, ale… na razie to nie będzie możliwe.
- A jak sytuacja z twoją pracą?- zapytałem zaciekawiony, bo
od dawna nic mi nie mówiła o swojej klinice.
Jej uśmiech zgasł po tym pytaniu, co mnie zaskoczyło. Czyżby
działo się coś złego? Kobieta spuściła wzrok na pusty jeszcze talerz i cicho
westchnęła. Czekałem spokojnie na jej opowieść, bo widziałem że się
przygotowuje do opowiedzenia jej. Chyba naprawdę trudny to dla niej temat, bo
wyglądała na bardzo zafrasowaną.
- Sprzedaję klinikę. Przeprowadzam się na stałe do Paryża.-
w końcu powiedziała patrząc na mnie.
- Co?- zapytałem zaskoczony.- Ale… Czemu?
- Yhhh… Przez telefon mówiłeś mi, że masz dla mnie coś ważnego
do powiedzenia.- zgrabnie przeskoczyła na inny temat.
- Tak. Ale… Wolałbym to ci powiedzieć po kolacji.
- Czemu?
- Nie chcę jej psuć.- powiedziałem zgodnie z prawdą.- Ty też
miałaś mi coś ważnego powiedzieć. To chodziło o tę klinikę?- zapytałem próbując
odbić piłeczkę.
- Nie. Znaczy po części tak, ale… Wiesz co, może lepiej
zjedzmy. – westchnęła.
Atmosfera stała się ciężka. Na szczęście w końcu podano nam
główne dania i zajęliśmy się jedzeniem, podczas którego opowiadałem jej moją
ostatnią wspinaczkę w Yosemity. Słuchała z uwagą każdego mojego słowa, a jej
oczy śledziły ruchy moich warg. Gdy wytarłem usta serwetką, spostrzegłem, że
kobieta trochę zbladła.
- Źle się czujesz?- zapytałem widząc różnicę nawet w jej
spojrzeniu.
- Nie. Będziemy jedli deser?
- A masz na coś ochotę?
- Nie za bardzo. Chodźmy już na spacer.- poprosiła, a ja
zawołałem kelnera, którego poprosiłem o rachunek.
Czekając na zwrot karty, Fancy opowiedziała mi o pokazie
mody, który przygotowuje z matką. Byłem zaskoczony tym, bo zawsze wspominała
mi, że nienawidzi organizacji takich wydarzeń, a tu proszę. Ale ogólnie coś
było nie tak z nią. Zachowywała się lekko dziwnie, do tego cały czas była
poddenerwowana. Wręcz jakby z każdą minutą coraz bardziej. Gdy w końcu
znaleźliśmy się na polach elizejskich, zapytałem co mi chciała powiedzieć.
- Chciałam ci wytłumaczyć czemu zniknęłam na tak długo i się
nie odzywałam. Ale… Najpierw muszę coś wiedzieć. Powiedz mi czy ty mnie
naprawdę kochasz?
Otworzyłem szeroko oczy słysząc to pytanie. Spodziewałem się
wielu różnych rzeczy, ale nie takich słów. Czy swoim dotychczasowym zachowaniem
nie udowodniłem jej wystarczająco co do niej czuję? Tyle miesięcy wierny jednej
kobiecie, nawet w chwili gdy nie wiedziałem, czy jeszcze kiedykolwiek się
spotkamy, nie mogłem wrócić do poprzedniego trybu życia. Nie powiem, częściowo
dzięki Klaudii, która mnie „pilnowała”, ale też dzięki temu, że całym sercem
kochałem tę kobietę. Ona mnie odczarowała, sprawiła, że nie czułem się już taki
samotny. Że miałem szansę stać się innym człowiekiem, porzucić przeszłość.
- Oczywiście, że tak. Kocham twój śmiech, kocham twoje oczy,
to jaką kobietą jesteś. Twoje ciało…
Dziewczyna pobledła jeszcze bardziej, więc zdecydowałem się
ją odprowadzić na ławeczkę. Nie wiedziałem co się dzieje, czemu tak reaguje.
Nagle złapała mnie za ręce i patrząc głęboko w oczy pocałowała mnie. Cała
drżała i ciężko oddychała.
- Co się dzieje?- zapytałem.
- Najpierw powiedz ty. Obiecałeś…
- No dobrze.- szepnąłem i wziąłem głęboki oddech.- Umieram.-
powiedziałem szybko, chcąc mieć już to za sobą.
Wright otworzyła szeroko oczy i usta, jakby chcąc coś
powiedzieć, ale nie była w stanie. Wiedziałem, że to będzie bardzo trudna do
przyjęcia wiadomość. Nie miałem pojęcia jak zareaguje, więc byłem gotowy na
każdą reakcję. Jej oczy zaczęły się szklić, a po chwili popłynęły łzy. Nie
chciałem żeby płakała, tej reakcji bałem się najbardziej.
- Ale…-jęknęła.- Jak to? Nie wierzę…
- Tętnicze nadciśnienie płucne. Bardzo rzadka choroba.
Niestety nie ma na nią lekarstwa…
- Ile?
- Nie wiem.- odpowiedziałem od razu łapiąc o co pyta.-
Według pierwszych diagnoz lekarza od kilku miesięcy powinienem być martwy… Ale
jak widzisz żyję.
- Co? To od kiedy o tym wiesz?- zapytała odsuwając się ode
mnie.
- Już kilkanaście miesięcy…
- Co?! I nic mi nie powiedziałeś?- zapytała zapłakana.
- Nikt o tym nie wiedział. Tylko Shannon i Klaudia… Nawet
mama nie wie.- przyznałem z ciężkim sercem.- Mówię ci to, bo cię kocham i ci
ufam. I nie chciałbym cię zostawić bez pożegnania…
- Jakiego pożegnania?- załkała.- Ile ci zostało?! Mów!
- Nie mam pojęcia. Naprawdę. Nikt nie jest w stanie
powiedzieć. Są dni gdy mam tak silne ataki, że ledwo przeżywam dzień, a są
tygodnie gdy czuję się zdrowy. Prawie… I mówię to dlatego, bo nie wiem kiedy
może być ten ostatni… Jutro mogę się nie
obudzić. A kocham cię i chcę byś wiedziała i zrozumiem jeśli to będzie koniec
nas…
- Koniec?
- Jesteś piękną młodą kobietą. Nie wiem czy jest sens
związywać się z kimś takim jak ja. Tym bardziej, że zaraz umrę…- powiedziałem
to wszystko na jednym wydechu przez ściśnięte gardło.
- Oszalałeś? Ja cię kocham… Nie możesz umrzeć!- powiedziała
podniesionym głosem wtulając się w moje ramiona. – Nie teraz gdy…- urwała
chowając głowę w mojej koszulce.
Nagle odsunęła się ode mnie i popatrzyła mi głęboko w oczy.
Chciałem wiedzieć co chciała powiedzieć. Czemu urwała. Ale nie mogłem naciskać.
Taka informacja może naprawdę przewrócić człowiekowi całe życie.
- Jared… Ja… Ja jestem w ciąży. Będziemy mieć synka…-
wyjąkała patrząc na mnie czerwonymi zapłakanymi oczami.
Potrząsnąłem głową próbując ogarnąć to co usłyszałem. Ale…
Chyba się przesłyszałem. To nie mogła być prawda. Fancy na pewno nie
powiedziała, że jest w ciąży. To niemożliwe. Przecież dobrze wiedziałem, że nie
mam nigdy szans na dziecko. Byłem bezpłodny, nie mogłem mieć dzieci. Nikt poza
mną o tym nie wiedział, ale… nie bez powodu przez całe życie pieprzyłem się bez
zabezpieczenia. Lekarz mi mówił, że na milion procent… A to oznaczało jedno. To
nie było moje dziecko…
- Czemu mnie okłamujesz?- zapytałem z wyrzutem, czując ostry
ból w sercu, tym razem nie spowodowany chorobą, a emocjami.
- Co? Czemu miałabym cię okłamywać?- zapytała Wright drżącym
głosem.
- Nie wiem… Może po to by mnie złapać na dziecko? Przykro
mi, ale to ci się nie uda. Jestem bezpłodny i nie ma cudów. Nie może to być
moje dziecko.- powiedziałem twardo wściekły, że nadal brnie w zaparte.
- Jared… Ale ja nikogo poza tobą nie miałam… Właśnie dlatego
tak szybko uciekłam, dlatego sprzedaję klinikę…
Błagam cię, uwierz mi…- błagalnie jęknęła.- Nigdy bym nie chciała cię
złapać na dziecko, uwierz mi…
Patrzyłem na nią próbując zrozumieć to co się przed chwilą
wydarzyło, czego się dowiedziałem. Nadal nie mogłem w to wszystko uwierzyć,
ale… Ona była taka inna. Nie chciałem myśleć, że może mnie oszukać. Tylko jak
to wytłumaczyć… Tego było za dużo. Nie wiedziałem co robić, nigdy w swoim życiu
nie byłem w tak popieprzonej sytuacji.
- Ja niczego od ciebie nie chcę.- szepnęła czarnowłosa
kobieta.- Bałam się tego… Ale chciałam żebyś wiedział.- powiedziała i wstała z
ławki.- Naprawdę cię kocham…
Odeszła. Poszła sama alejką w stronę przeciwną do wierzy
Eiffla. A ja siedziałem na ławce. Nie tak to miało wyglądać. Byłem przygotowany
na to, że mnie zostawi jak się dowie o mojej chorobie. Ale w życiu nie
spodziewałem się informacji, że zostanę ojcem.
Wstałem i ruszyłem biegiem za ukochaną. Jestem idiotą. Przecież kocham
tę kobietę, powinienem być szczęśliwy, że stał się cud. Wierzyłem w głębi
siebie, że to dziecko jest poczęte przeze mnie.
- Fancy, zaczekaj!- krzyknąłem za kobietą, która zapłakana
szła uliczką.
W końcu ją dogoniłem i złapałem za nadgarstek. Odwróciłem w
swoją stronę i pocałowałem. Jej usta były słone od łez, ale nadal takie
delikatne, jak zapamiętałem. Szepnąłem jej, że ją kocham i mocno przytuliłem do
siebie, co spowodowało jeszcze głośniejszy płacz.
- Przepraszam. Kocham cię.
Zaprowadziłem nas dwoje do mojego pokoju w hotelu i
posadziłem kobietę na łóżku. Ukucnąłem przed nią i ująłem jej dłonie w swoje.
- To mówisz, że to będzie chłopczyk?- zapytałem uśmiechając
się do niej.
- Tak. 4 miesiąc.- odpowiedziała uśmiechając się przez łzy.-
Naprawdę niczego od ciebie nie chcę…- spoważniała.
- Wiem. Przepraszam, że tak zareagowałem. Myślałem, że
wiadomość o chorobie przewróciła moje życie do góry nogami, ale wiem, że to
właśnie wiadomość o dziecku zmieniła je. Inaczej zaplanowałem ten wieczór…-
westchnąłem ocierając mokre ślady z jej policzków.
- Chyba wiem jak.- zaśmiała się.
- Tak?
- Tak.- odpowiedziała kucając przede mną i całując mnie. –
Wolę jednak na łóżku.- dodała widząc, że zaraz skończymy na podłodze.
Podniosłem ją i usadziłem na łóżku wedle życzenia. Szybko
jednak znów zmieniliśmy lokalizację na wannę i tam też zostaliśmy. Noc mijała
szybko, a my próbowaliśmy najlepiej jak tylko mogliśmy nacieszyć się naszą
obecnością. W międzyczasie też napisałem sms's Klaudii, że w końcu to zrobiłem, powiedziałem Fancy o mojej chorobie.
Obudziłem się obok niej jak słońce zaczęło świtać. Spała odwrócona
do mnie tyłem, przykryta jedynie cienką pościelą. Po prawej miałem widok na
Paryż, a po lewej na ukochaną kobietę. Czego chcieć więcej? Patrzyłem na nią,
jak jej klatka piersiowa porusza się w rytm jej oddechu. Chyba mi się
przyśniło, że zostanę ojcem. To niemożliwe… Ale teraz gdy tak leżałem czułem
ogromną radość. Jednak to ta kobieta, a to był najlepszy dowód na to. Będę tatą
z prawdziwego zdarzenia, będę rozpieszczał malca, będziemy razem jeździć na
koncerty. Zamknąłem oczy wyobrażając sobie moment, jak uczę go gry na gitarze,
jak widzę jego pełne emocji oczy, gdy patrzy na tłum przed którym występuję. Ten
podziw… Jak podbiega do mnie i rzuca mi się na szyję mówiąc, że mnie kocha. Taki
mały, ciemnowłosy brzdąc. Widząc w mojej wyobraźni tego dzieciaka ponownie zasnąłem
całkowicie szczęśliwy i bez zmartwień.
Miał być na mikołajki, ale niestety nie wyrobiłam się przez nawał pracy i wyjazdy :(
Ale dodaję teraz. W tym miesiącu na 100% pojawi się jeszcze jeden rozdział :)) Tym razem trochę dłuższy, została ostatnia osoba do poinformowania przez Jareda ;) I tymże będzie to też rozdział jego oczami.
Jestem ciekawa co sądzicie o zaistniałej sytuacji. Czy Fancy go oszukuje? Czy po ochłonięciu coś się zmieni w postrzeganiu tego zdarzenia przez Jay'a?
Omg!!! Będzie małe Jaredziądko? Hahahh....nie wyobrażam sobie go z pieluchami...ale dobrze że powiedział Fancy, pasują do siebie, a on wreszcie kogoś naprawdę pokochał. Ciszę się z kolejnego rozdziału, trochę zaniedbałam czytanie od nowa bo ostatnio mam urwanie głowy, ale postaram się po świętach do tego wrócić.
OdpowiedzUsuńNo i omg, dobrze że za nią pobiegł bo bym chyba mu walneła jakby ją zostawił, mądrzeje z czasem, AAA!! Już nie mogę się doczekać tego malucha😍😍😍
OdpowiedzUsuńNadużywam "omg" jak zauważyłam....ale przeżyjesz prawda??😄😄😄
Usuń