13 października 2011

Chapter 41 "Śnieżne witki"

Chapter 41 
"Śnieżne witki"


 Trzęsłam się jak liść na wietrze, lecz tym razem nie z powodu zimna, a z powodu choroby, którą złapałam najprawdopodobniej w podróży pomiędzy Bratysławą, a Pragą. Co prawda powinnam siedzieć w domu i próbować wyzdrowieć, ale nie mogłam. Zbyt długo mnie nie było w szkole, a poza tym musiałam odebrać kilka osób z lotniska. Na szczęście dziś czekał mnie tylko jeden kurs w tamto miejsce. O 18 byłam już w hali przylotów i siedząc na plastikowym krzesełku czekałam na samolot z Anglii. Mimo, że w budynku było ciepło, ja siedziałam w kurtce. Opatulona szalikiem po sam nos, ledwo co widziałam na oczy, tym razem nie dlatego, że okropnie się czułam, a dlatego gdyż ropiały mi oczy i nie miałam pojęcia czemu. Lekarz przepisał mi jakieś krople, ale one niestety nie działały tak jak powinny. Popatrzyłam na telefon dokładnie w momencie, gdy zaczął dzwonić. Niechętnie wstałam i podeszłam do barierki, która oddzielała ludzi wychodzących z bagażami od tych co czekali na swoich przyjaciół, rodziny czy bóg wie kogo jeszcze. Oparłam się o nią i czekałam na dwie kobiety. Pierwsza wyszła moja przyjaciółka, a może i po części matka. Nie miałam siły żeby rzucić się jej na szyję, ale i tak to zrobiłam. A co tam, że będzie chora.
-          Cześć!- przywitałam się.
-          Wyglądasz jakbyś umierała. Mogłaś zostać w domu i nie wychodzić. Sama bym dojechała.
-          Cicho już.- jęknęłam, a kątem oka zauważyłam kolejną osobę, którą miałam odebrać.- Poczekaj tu chwilę.
 Odeszłam od blondynki i stanęłam za wysoką brunetką. Dotknęłam jej ramienia i przywitałam się po angielsku.
-          Klaudia!- ucieszyła się i od razu mnie przytuliła.- Wyglądasz jakbyś umierała!
 Westchnęłam słysząc dokładnie te same słowa z ust Fancy i pociągnęłam ją w stronę mojej mamy. Gdy kobiety stanęły przed sobą, zaczęły się sobie nawzajem przyglądać. Renata ubrana na sportowo, w ciepłe kurtki, polary North face’a, a Fancy w także ciepłe ubrania tylko, że Gabbany i Prady.
-          Ech... to jest Renata.- wskazałam na moją przyjaciółkę.- A to Fancy.- tym razem pokazałam koleżankę poznaną na koncercie w Bratysławie.
 Dziewczyny przywitały się i ruszyły za mną w stronę wyjścia. Wzięłyśmy taksówkę i tak dojechałyśmy do mieszkania, w którym obecnie przebywałam. Na szczęście to nowoczesny blok, więc wjechałyśmy windą i zatrzymałyśmy się przed drzwiami obitymi w sztuczną białą skórę. Chwilę mocowałam się z zamkiem, który z powodu mojego braku siły nie chciał mi ulec, ale na szczęście udało mi się i weszłyśmy do środka.
-          Będziecie spać w dawnej sypialni mojej siostry, dobrze?- zapytałam kobiet, które pokiwały głowami.- Świetnie. Jedna na łóżku, druga na tapczanie. Same wybierzecie jak chcecie spać. Ja idę wziąć lekarstwa. Łazienki są dwie, więc... A same poszukajcie wszystkiego i czujcie się jak u siebie w domu.
Nawet na nie, nie patrząc weszłam do kuchni i zabrałam się za przygotowywanie lekarstw oraz kolacji dla kobiet. Gdy wzięłam swoją dość pokaźną porcję leków, nastawiłam wodę w czajniku elektrycznym i zaczęłam robić kanapki. Specjalnie dla Fancy kupiłam jakieś wędliny, w końcu dziewczyna odżywia się normalnie, nie będę jej zmuszać do jedzenia wegetariańskiego jedzenia, które zajmowało większą część lodówki. Po jakichś 15 minutach leki zaczęły działać, więc poczułam się o wiele lepiej. Wtedy też w kuchni zjawiła się Fancy.
-          Gdzie Renata?- zapytałam krojąc chleb.
-          Bierze prysznic w łazience.- odpowiedziała brunetka.- Pomóc?
-          Możesz zanieść to na stół, zjemy w salonie.- zadecydowałam wskazując na gotowe talerze wypełnione jedzeniem.
 Francuzka wzięła je i skierowała się w stronę największego pokoju w mieszkaniu, ja natomiast podeszła do łazienki i zapukałam. Szum wody ucichł, więc zaczął się mój mały wykład.
-          Ciastko, na pralce masz pomarańczowe ręczniki. Te należą do ciebie. Za to na drzwiach wisi żółty szlafrok. Też jest twój. A i kolacja gotowa, więc się śpiesz.
-          Okey!- odpowiedziała i znów rozległ się szum wody.
 Udałam się, więc znów do kuchni i zaparzyłam herbatę. Niestety kawa się skończyła, ja przez tę chorobę zapomniałam jej kupić, więc Renata musiała się pogodzić z tym, że będzie pić herbatę. Nalałam do 3 wielkich kubków gorącego napoju i poszłam do salonu. Fancy dostała kubek z koniem, ja wzięłam swój czarny z czerwonym napisem „VIP”, a Ciastko dostała z psiakiem. W końcu dołączyła do nas Ciastko siadając w puszystym szlafroku do stołu. Do twarzy jej było w nim.
-          Fancy wybacz, większość rzeczy jest wegańska, bo Renata i ja nie jemy mięsa, ale masz tutaj jakieś wędliny. Nie wiem czy dobre, ale polecali w sklepie.
-          Nie ma problemu, nie musiałaś ich kupować. Mój tata jest wegetarianinem, więc jestem przyzwyczajona do takich potraw.- odpowiedziała z uśmiechem.
 Przez większą część kolacji ja milczałam, gdyż choroba tylko na to mi pozwalała, a dziewczyny zaczęły rozprawiać o Francji i Paryżu. Tak obydwie wkręciły się w tę rozmowę, że nawet nie zauważyły, gdy posprzątałam cały stół i usiadłam na kanapie. One nadal siedziały przy stole, więc pomimo zmęczenia, włączyłam dvd, wróciłam do kuchni i tam zrobiłam popcorn, by potem przynieść do go salonu i przerwać rozmowę dziewczynom.
-          Co oglądamy?- zapytałam.
-          Hym... nie wiem.- odpowiedziały równocześnie.
 Uśmiechnęłam się złowieszczo i pobiegłam do pokoju po płytkę, o której pomyślałam. Gdy wróciłam, kobiety siedziały na kanapie i zamilkły wpatrując się we mnie. Pokazałam im ząbki i włożyłam płytę do odtwarzacza.
-          O nie!- jęknęła Ciacho.
-          Eee... jutro i tak będziemy go oglądać.- mruknęła niezbyt zadowolona Fancy.
-          Cicho siedzieć. Mam ochotę pooglądać Jareda na koniu. I w makijażu.
 Dziewczyny westchnęły i zaczęły oglądać razem ze mną Aleksandra. Po kilku minutach nawet przestały narzekać.
-          Lubię ten film. Jared jest tam wydepilowany jak trzeba.- powiedziała Ciacho.
-          Popieram.- zaśmiała się Fancy.- I ma ładne ciało.
-          No wtedy to był ładnie przypakowany, a nie kościotrup.
-          Koooooonik!- wydarłam się patrząc na ślicznego fryza, który galopował przed żołnierzami.
 W połowie filmu zasnęłam i obudziłam się dopiero na to jak Jared umierał.
-          Przegapiłam tyle filmu?- zapytałam z wyrzutem, że mnie nie obudziły.
-          No można tak powiedzieć.- odpowiedziała Ciacho.
-          Nie oglądam dalej skoro Jared jest martwy.- stwierdziłam wstając.- Ej no! Cały popcorn zjadłyście?!
 W odpowiedzi kobiety uśmiechnęły się niewinnie i zaczęły się śmiać. Westchnęłam i zabrałam z ich dłoni ogromną miskę, która była pusta. Jako że była już 23, stwierdziłyśmy, że idziemy spać. Po szybkim prysznicu, jeszcze zajrzałam do dziewczyn.
-          Idę jutro do szkoły, wiec zostawiam wam klucze na komodzie w przedpokoju. Zachowujcie się jak dorosłe.
 Zostałam zabita przez nie spojrzeniami i udałam się do swojej sypialni. Jutro trzeba przywitać Marsów na lotnisku. Dobrze, że mają swój własny hotel. Chociaż... a może by ich tak tu zaprosić? Choć nie, lepiej nie. Dziewczyny mnie zabiją. Zmęczona chorobą i całym dniem, zasnęłam gdy tylko dotknęłam głową poduszki. Pobudka była okropna. Ledwo co wyczołgałam się z łóżka i pierwsze co zrobiłam to wzięłam leki. Wychodząc z domu zostawiłam karteczkę z informacjami dla dziewczyn i pojechałam do szkoły. Tego dnia na szczęście miałam 2 ostatnie lekcje odwołane, wiec siedziałam w szkole tylko do 11. jednak zamiast jechać do domu, pojechałam od razu na lotnisko, na którym czatowało na Marsów już trochę osób. Stanęłam z boku i czekałam aż usłyszę przenikliwy pisk. Doczekałam się go , ale dopiero po 40 minutach. Pierwszy wyszedł Shannon, a zaraz po nim Tomo z Timem. Ruszyłam, więc przed siebie do wujka. Otoczył go jednak taki tłum fanów, że nie byłam w stanie się przez niego przedrzeć. Odwróciłam się w stronę Tima i Tomo, lecz oni już znikali przy wyjściu. Nagle pisk stał się jeszcze głośniejszy, co sprawiło że odsunęłam się od tych ludzi. Naprawdę ultradźwięki. Jak można się domyśleć to Jared wyszedł i oczywiście został napadnięty przez swoich fanów. Natomiast u Shannona się rozluźniło, więc podeszłam do niego. Stanęłam za nim i poklepałam go po plecach. Odwrócił się do mnie z pisakiem niebezpiecznie blisko mojej twarzy.
-          Hej Shann!- przywitałam się.
 Amerykanin od razu opuścił mazak i przytulił mnie.
-          Wyglądasz okropnie.- powiedział patrząc na mnie.
-          Dzięki.
-          Dorównujesz Jaredowi.
-          W czym?- zapytałam zdziwiona.
-          W chorobie.
 Poczułam jak ktoś mnie odpycha do niego i już po chwili stałam 2 metry za nim, a przede mną mur fanek. Machnęłam zdezorientowanemu Shannonowi ręką, by się nie przejmował i ruszyłam w stronę młodszego Leto, który się zatrzymał, a dwie dziewczyny zawiesiły mu się na szyi. Wyglądał jak zombie. Był biały jak ściana, miał szare wory pod oczami i do tego tak zmęczony i wykończony wzrok, że zrobiło mi się go szkoda. Przedarłam się przed ludzi i nie patrząc na innych złapałam go za rękę ciągnąc przez tłum. Zdziwiony Leto chwilę się opierał, wiec stanęłam przed nim, a wokół nas powstał okrąg.
-          Jak nie ruszysz tego kościstego tyłka to za nic w świecie nie dojdziesz do samochodu.
 Aktor widząc, że to ja, uśmiechnął się lekko i z podwójną siłą chorych osób ruszyliśmy przez tłum. Złapałam go pod ramię i torowałam mu drogę. Cóż, ja mam w tym wprawę. Jakaś dziewczyna schwyciła mnie za rękaw i zaczęła krzyczeć, bym zostawiła jej Jareda. Wkurzona stanęłam przed nią i wyszarpnęłam rękę.
-          Nie waż się mnie, ani jego dotykać. I dajcie mu do cholery spokój, ledwo co stoi na nogach, a wy go targacie we wszystkie strony.- warknęłam po polsku na tyle głośno, że każdy mnie usłyszał.
 Wszyscy zastygli zaskoczeni moimi słowami. Bez zastanowienia wykorzystałam ten moment i jakoś udało nam się dostać do czarnego samochodu. Bagaże zostawiliśmy kierowcy i władowaliśmy się do czarnego vana, w którym już siedział Tomo, Tim i Shannon.
-          Cześć!- przywitałam się z nimi.
-          Boże jak ty wyglądasz!- powiedział z przerażeniem Tomo.- Halloween już było.
-          Dzięki Milicevic. Nie ma to jak usłyszeć miłe słowa na przywitanie.- odburknęłam.
-          Możemy już jechać.- powiedział Jared do kierowcy.- Emma i Braxton na razie zostali na lotnisku, bo szukają bagażu Olity.
-          Ten to ma pecha.- skwitowałam i przysunęłam się do Shanna, który jednak mnie odepchnął.
-          Sio! Jesteś tak samo chora jak Jared. Nie podchodzić do mnie na odległość 2 metrów!
-          No wiesz co! Foch!
 Tomo i Tim zaczęli się śmiać słuchając naszej konwersacji, a Jared siedział skulony patrząc na nas ze spokojem. Po 50 minutach jazdy w korku dojechaliśmy do hotelu, w którym zatrzymały się Batony. Formalności trwały zadziwiająco krótko, więc dość szybko wjechaliśmy na piętro. Weszłam pierwsza do apartamentu Jareda, chwilę później jego torby, a na końcu sam Jared, choć... może nie do końca. Bo nagle w jego pokoju pojawiły się dwie dziewczyny. To przelało szalę i Jared, łagodnie mówiąc, zdenerwował się.
-          Dzwonię po ochronę!
-          Ale Jared! Chcemy zdjęcie z tobą.
-          Wynocha!- powiedziałam po polsku do nich.
-          Nie zamierzamy ci go zabierać dziwko!- odpowiedziała w moim ojczystym języku jedna z nich, co sprawiło że zapomniałam o chorobie i ruszyłam na nie.
 Jared co prawda zadzwonił już po ochronę, ale laski naprawdę mnie wkurzyły. No to trzeba zadziałać. Schwyciłam tę co mnie obraziła i pociągnęłam w stronę drzwi. Dziewczyna była w szoku przez moje zachowanie, wiec poszło z nią łatwo. Z drugą już nie było tak kolorowo, ale na szczęście zjawiła się ochrona i złapała ją wyciągając z pokoju. Ochroniarz popatrzył na mnie i zapytał, czy mnie tez ma zabrać.
-          Słucham?! Jestem jego córką, a nie fanką!- wykrzyknęłam na ochroniarza.
-          No jasne.- wzniósł oczy ku sufitowi i schwycił mnie za ramię.- A moją żoną jest Maddona. Wynocha.
-          Proszę ją zostawić.- poprosił Jared.
-          Świat zwariował!- warknęłam rozmasowując sobie prawe ramię, za które trzymał mnie ten ochroniarz.
 Nie powiem, uścisk miał naprawdę niedźwiedzi. Gdy w końcu wynieśli się z pokoju, popatrzyłam groźnie na Jareda, który suszył zęby. Że niby co takiego jest w tym śmiesznego?! Obrażona usiadłam na łóżku i odwróciłam się do niego plecami.
-          Obrażona? Za co?- zapytał.
-          Mogłeś wcześniej im powiedzieć, żeby mnie zostawili.
-          To było w miarę zabawne jak kłócisz się z nimi.
-          Bardzo zabawne.
 Podniosłam głowę i wściekłym spojrzeniem zmierzyłam Leto, po czym wstałam i dumnym krokiem ruszyłam do drzwi. Jednak, gdy do nich doszłam, on stanął przede mną i oparł się o nie plecami z uśmiechem „i co teraz zrobisz”. Stanęłam przed nim i przybrałam obojętną pozę, krzyżując ręce na piersiach i patrząc wszędzie tylko nie na niego. Zobaczymy kto pierwszy odpuści. Obiecałam sobie, że nie spojrzę na niego ani razu i twardo stałam przy tym postanowieniu. Jednak pytanie które zadał sprawiło, że się przełamałam.
-          Pokażesz mi Warszawę? I gdzie mieszkasz?
 Otworzyłam usta, by odpowiedzieć „wal się Leto”, ale ostatecznie zamknęłam ja i popatrzyłam na te jego okropne błękitne włosy. W końcu westchnęłam i odpuściłam. On zresztą też.
-          No dobra.- mruknęłam i wróciłam się po kurtkę.- Ale teraz.
-          Weźmy Shannona, dobrze?- poprosił mój ojciec.
-          Nie ma sprawy.
 Tak też ubraliśmy się, a przed samym wyjściem Jared poprosił mnie bym zajrzała do Shanna i zobaczyła, czy jest gotowy (powiadomił go wcześniej sms'em), bo on musi jeszcze wejść do łazienki. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam do pokoju Zwierzaka. Według instrukcji Jareda, powinien znajdować się pod numerem 404, więc też zapukałam w drzwi z tymi cyframi. Nie musiałam długo czekać, po chwili stanął przede mną Szynek opatulony kolorowym szalikiem i z czapeczką w pomponem na głowie. Uśmiechnął się i wyszedł. Przed drzwiami do pokoju Jareda, zatrzymał się i powiedział, że musi coś jeszcze wziąć od Jay’a, wiec niech poczekam na nich na dole. Tak też zrobiłam. Nie czekałam na nich długo, lecz byłam trochę zdziwiona skórzanym plecaczkiem Shannona. Czasami go brał, ale rzadko kiedy gdy szliśmy na miasto. Ze zdziwieniem zauważyłam, że przy wejściu do hotelu nikt nie czekał na Leto, więc korzystając z okazji, ruszyliśmy na podbój mojego rodzinnego miasta. Miasta w którym się urodziłam i spędziłam 18 lat. Nagle zaczął dzwonić mi telefon. Jared z Shannonem uśmiechnęli się pod nosem słysząc „the kill”, a ja zmroziłam ich spojrzeniem i popatrzyłam na wyświetlacz mojej blackberry. Cholera! Zapomniałam o dziewczynach!
-          No hej Ciastko!
-          Zamierzasz wrócić do domu?
-          A no jasne! Przepraszam, za godzinę będę.
-          Ok., to my idziemy na spacer po okolicy, dobrze?
-          Jasne, tylko się nie zgubcie.
-          Pa!
 Popatrzyłam na braci Leto, którzy z zaciekawieniem rozglądali się wokół siebie. Gdy tylko przeszliśmy przez Emilii Plater, muzycy zatrzymali się przy pałacu kultury i nauki, podziwiając go.
-          Wiecie co, nastąpiła zmiana planów. Na starówkę pójdziemy w nocy, dobrze? Teraz musimy kogoś zabrać.
-          Kogo?- zainteresował się Shannon.
-          A niespodzianka.- mruknęłam.
-          Mam do ciebie prośbę.- usłyszałam od starszego Leto, więc popatrzyłam na niego.- Naucz mnie mówić na Renatę, tak jak ty na nią mówisz.
-          Co?- zapytałam zaskoczona.
-          No tak ‘cheko’.
-          Ciacho, tak?
 Mężczyzna pokiwał energicznie głową i czekał aż powtórzę. Stwierdziłam, że to wcale nie głupi pomysł, więc gdy tylko kupiłam im bilety na komunikację miejską (a co tam! Niech się pomęczą!), zaczęła się nauka.
-          Cia- cho. Powtórz. – poprosiłam Shannona.
-          Che- co.
-          Nie! Cia!
-          Sia!
-          Shannon! Cia!
 Mężczyzna zmarszczył brwi I poprosił mnie żebym jeszcze raz powtórzyła. No i dopiero się zaczęło. Przez 15 minut uczyłam perkusisty jak poprawnie wypowiedzieć ksywkę Renaty. Potem jeszcze musiałam mu tłumaczyć co oznacza ten zwrot. Gdy w końcu załapał, cieszył się jak małe dziecko. Co chwila mówił je sobie pod nosem i pytał mnie czy aby na pewno dobrze mówi.
-          Jest super, naprawdę. Będzie zachwycona, gdy do niej tak powiesz.
-          Cia-ko! Ha! Jestem geniuszem!
-          Zamieniłeś się z Jaredem egoizmem?- zaśmiałam się patrząc na milczącego Leto, który przyglądał się widokom za szybą.
-          Na którym wysiadamy?- zapytał.
-          Na ostatnim. Jeszcze trzy przystanki.- poinformowałam młodego Leto i znów zaczęłam poprawiać Shannona.- Możesz jeszcze do niej powiedzieć ‘Ciasteczko’. To tak pieszczotliwie.
-          Chyba zostanę przy Cia-ko.- stwierdził.
-          O! Wiem co jeszcze powiesz! Spróbuj powiedzieć „Kocham cię tygrysico!”.
-          Co to znaczy?- zainteresował się perkusista.
 Kurczę, wcale taki głupi nie jest. Chcę wiedzieć co to znaczy. Mam nadzieję, że nie dostanę w łeb, gdy trochę mu skłamię.
-          Uważam cię za inteligentną i piękną kobietę.
-          Podoba mi się. To jak to było?
 No i w ten sposób zaczęłam go uczyć tego zdania. W końcu autobus zatrzymał się na pętli i wysiedliśmy z niego. Chłopcy widząc park, zatrzymali się zdziwieni nie mogąc uwierzyć, że mieszkam w takim miejscu. Pogoniłam ich, mimo że pogoda była cudowna. Słońce co prawda już się chowało, ale ostatnie jego promienie oświetlały całe piękno tego miejsca. Zadowolona, że zrobiłam wrażenie tym gdzie mieszkam, zaczęłam iść w kierunku domu. Jednak aby do niego dojść trzeba było przejść przez zaśnieżone boisko i jedną z alejek parku. Pomimo ładnej pogody było starsznie zimno. Z daleka już zauważyłam dwie postacie stojące przy dwóch śnieżnych rzeźbach. Gdy podeszliśmy bliżej, dziewczyny przygotowywały amunicję w postaci śnieżek. O nie, mam nadzieję, że to nie będzie wojna, bo jakoś nie mam ochoty na bycie w śniegu w tym stanie chorobowym.
-          Cześć!- przywitałam się z kobietami, które podniosły głowy i widząc Leto przybrały miny „a nie mówiłam”.
-          Jared! Stań tu proszę, pomiędzy tymi rzeźbami!- poprosiła Ciacho.
 Leto nie wiedząc o co chodzi, spełnił ich prośbę uwczesnie prosząc by nie rzucały w niego śniegiem, bo jest chory. Ja za to z Shanimalem stanęliśmy przy kobietach i zacisnęliśmy mocno usta żeby się nie śmiać. Rzeźby przedstawiały młodszego Leto. Nagiego żeby nie było. Bez żadnych listków w miejscach intymnych.
-          Wy to zrobiłyście?- zapytał Shann.
-          Ładne, nie?
-          Jared, stój tam jeszcze i się nie ruszaj, proszę!- powiedział Shannon i wyjął telefon, by zrobić zdjęcie.
-          Cholera, że on musi mieć płaszcz na sobie. Zasłania kroczę. - jęknęła Fancy.- Tak nie porównamy, która miała rację. Jared, podwiń płaszcz troszeczkę.
 Leto wytrzeszczył na nas oczy, a ja zaczęłam kaszleć, by ukryć niepohamowaną falę śmiechu. Jedna z rzeźb miała bardzo dużego penisa, za to druga miała... dosłownie witkę zamiast niego. Od razu było wiadome, który „bałwan” był czyj.
-          Jared! Odejdź trochę, bo nie chcę byś dostał śnieżką, ale nie podchodź do nas!- wykrzyknęła Fancy i podała śnieżną kulę Renacie, która z uśmiechem na ustach wzięła ją do ręki i przymierzyła się na rzeźbę koleżanki.
-          Wybacz Jay, czas skrócić twoje marzenia.- powiedziała cicho i zamierzyła się na krocze.
 Rzuciła śnieżką, lecz trafiła w śnieżne udo swojej ofiary. Przeklęła cicho pod nosem i patrzyła, jak Wright przygotowuje się do rzutu. Francuzka posłała realnemu Jaredowi całusa i rzuciła swoją śnieżkę. Gdy tylko część śnieżnego penisa odpadła, zaczęłyśmy bić jej brawo, a Shannon dostał ataku śmiechu. Jared odszedł rzeźby i popatrzył na nie. W tym czasie Renata zamierzyła się, by ostatecznie pozbawić rzeźby członka.
-          Co to?- zapytał brata aktor.
-          Patrz Jared, jak pozbawiam cię przyrodzenia.- zaśmiała się Ciacho i rzuciła.
 Jednak zrobiła to z taką siłą, że zamiast odrąbać pozostałą część, kula przykleiła się do rzeźby.
-          Chyba ci spuchł, braciszku.- wyjąkał Shann i dostał takiego ataku śmiechu, że zgiął się, a potem wylądował na kolanach w śniegu.
-          Ja... ja... jak możecie!- wyjąkał Jared w końcu zdając sobie sprawę czego dotyczą rzeźby.
 Stanęłam nad Shannonem i opierając się o jego plecy próbowałam nabrać powietrza do moich płuc. Jared widząc śmiejące się kobiety, wziął garść śniegu, który uformował w śnieżkę i po chwili Renata dostała kulą w plecy. Natychmiast się odwróciła i zmierzyła go ostrzegawczym spojrzeniem, co mogło skończyć się tylko bitwą. Jednak Shann widząc co się święci, ruszył na pomoc bratu i natarł na moją mamę. Za to Jared zaczął gonić Fancy. Kobieta pomimo śmiechu była niesamowicie szybka, a Jay który był choroby nie miał z nią szans. Mógł liczyć tylko na farta. I szczęście uśmiechnęło się do niego, bo dziewczyna poślizgnęła się na zamarzniętej kałuży i wywinęła pięknego orła, a raczej powinnam go nazwać feniksem, na śnieg. Jared ledwo dysząc stanął nad nią, by potem ukucnąć i zacząć przysypywać ją śniegiem. Kobieta próbowała się uwolnić od niego, ale wokalista pomimo rzekomego wymęczenia chorobą, nadal nacierał ją śniegiem. Co mogłam zrobić? Minęłam Ciacho, którą mocno trzymał Shannon i skoczyłam na plecy młodszego Leto, co skończyło się tym, że zrobiłam fikołka i wylądowałam obok Fancy.
-          Dzięki za pomoc.- zaśmiała się.- Jaaaared! Ja mam łaskotki!- krzyknęła mi prawie, że do ucha i dostałam od niej łokciem w żebra.
-          A zarzekałaś się, że dajesz sobie radę z końmi.- zaśmiał się Leto.
 Odsunęłam się czym prędzej od nich i próbowałam rozmasować żebra. W tym czasie Francuzka zebrała się w sobie i przewaliła Jared. Nie mam pojęcia, jak to zrobiła, bo była na przegranej pozycji, ale usiadła na nim okrakiem i z uśmiechem zwycięzcy przyglądała się jego zaskoczonej twarzy.
-          Potrafię sobie poradzić nawet z rzucającym się ogierem.- zaśmiała się.- Wiesz co później z takimi robię?
 Jay otworzył usta, ale ostatecznie je znów zamknął. Fancy poklepała go po piersi i pochyliła się nad nim, jakby chciała coś wyszeptać, jednak powiedziała te słowa głośno.
-          Potem to ja je kastruję.
 Jared jednak nie zareagował na te słowa. Wpatrywał się w niebieskie oczy brunetki i był oderwany od realności. Nie trwało to długo, ale mi wystarczyło zaobserwować, jak nagle wybudza się z tego amoku. Delikatnie ściągnął dziewczynę z siebie i wstał ze śniegu. Otrzepał się, lecz na jego twarzy już nie gościł uśmiech. Zmartwiło mnie to, bo Jared naprawdę momentami zachowywał się dziwnie w stosunku do Fancy. Jednak dziewczyna chyba tego nie zauważyła, albo przypisała to strachowi przed kastracją. Cali mokrzy wróciliśmy do domu. Szybko zrzuciliśmy z siebie mokre ubrania, Fancy oraz Jared zajęli łazienki, więc ja, Shannon i Renata usiedliśmy na kanapie. Oni nie byli mokrzy, w końcu jako jedyni nie tarzali się w śniegu, a ja... No 3 łazienki nie mam. Okręciłam się kocem i usiadłam z nimi w salonie. Shannon z ciekawością rozglądał się po pomieszczeniu, w przeciwieństwie do Ciacho, która wzrok miała utkwiony we mnie.
-          Jared cię woła.- usłyszałam z jej ust.
 Zdziwiona podniosłam się i ruszyłam do łazienki, którą zajmował.
-          Potrzeba ci czegoś?- zapytałam.
-          Hym... nie mam się w co ubrać, rzeczy są mokre.
-          Chwila, zaraz znajdę jakiś szlafrok.- powiedziałam i poszłam do sypialni rodziców.
 Co prawda wszystkie szlafroki wykorzystałam dla dziewczyn, ale kiedyś wydawało mi się, że widziałam w szafie dwa nie rozpakowane szlafroki. I na szczęście okazało się to prawdą. Jeden był różowy, a drugi niebieski. Początkowo chciałam dać Jaredowi różowy, ale stwierdziłam, że nie będę już taka. Zapukałam do drzwi łazienki i weszłam do środka. Jay stał cały mokry przed umywalką i przyglądał się sobie w lustrze. Jezu, co za narcyz. Popatrzyłam na ręcznik, którym opasał sobie biodra i aż się zapowietrzyłam. Mój ulubiony prywatny niebieski ręcznik! Oj chyba zaraz się wrócę i dam mu różowy szlafrok.
-          Ej! To mój ulubiony ręcznik!
-          Już jest mój.- odrzekł bezczelnie i patrząc w lustro zaczął mi się przyglądać.
 Prychnęłam oburzona jego zachowaniem i rzuciłam w niego szlafrokiem. Jednak nie przewidziałam, że żeby go złapać Jared zrobi taki ruch, że niebieski ręcznik zjedzie z jego bioder i znajdzie się na ziemi. Natychmiast zamknęłam oczy i odwróciłam się do niego plecami. Ja nic nie widziałam, ja nic nie widziałam! Z jednej strony chciało mi się śmiać z tej sytuacji i niezdarstwa Jareda, a z drugiej byłam trochę zawstydzona widząc go nagiego.
-          Ej no!- powiedział Jay.
-          To za to, że wziąłeś mój ręcznik!- odpowiedziałam i otworzyłam drzwi.
 Jednak wychodząc odwróciłam się w jego stronę i wystawiłam mu język. Na szczęście miał już zakryte dolne części ciała.
-          Masz za swoje!
 Zamknęłam za sobą drzwi wciąż chichocząc i wróciłam do Shanimala z Ciastkiem. Usiadłam obok nich i próbowałam się uspokoić. Popatrzyli na mnie jak na debila, ale dalej prowadzili konwersację. Gdy się uspokoiłam, przerwałam ją mówiąc, że Shannon nauczył się pewnej rzeczy, którą chciałby się przed moją matką pochwalić. Perkusista od razu zrozumiał o co chodzi i ucieszony popatrzył na Renatę, by potem ładnie powiedzieć „Cia-ko”. Gdy tylko zobaczył uśmiech na twarzy blondynki, zaczął się puszyć jaki to on jest niesamowity i zdolny. To jeszcze bardziej rozbawiło moją przyjaciółkę, więc jeszcze szerzej się uśmiechnęła, co Shann wziął za dobrą prognozę. W końcu Jared wypełzł z łazienki, więc mordując go wzrokiem, wzięłam ubrania na zmianę i weszłam do niej. Rzeczy rzuciłam na pralkę, a sama rozebrałam się z bielizny i weszłam pod prysznic. Och, jak przyjemnie, gdy ciepła woda obmywa twoje zmarznięte ciało. Nie powiem, zrelaksowałam się, więc gdy wychodziłam spod prysznica nie spodziewałam się, że drzwi się otworzą i wejdzie nie kto inny jak Jared. Zakryłam się schnącą na kaloryferze koszulką tego też osobnika i wydarłam się „Jaaaared” z mocą równą, jakby spadła na mnie stonoga pod prysznicem.
-          Ja... zapomniałem blackberry.- wyjąkał zmieszany.
-          To jest twoje revenge?!
 Nagle w drzwiach pojawiła się Ciacho, która widząc mnie w samym ręczniku, złapała Jareda za kaptur od szlafroka i wyciągnęła z łazienki.
-          Shannon! – wydarła się, a potem zaczęła krzyczeć na Jareda.- Ty zboczeńcu jeden! Córkę mi nachodzić w łazience ci się zachciało!
 Zaczęłam się śmiać i podeszłam do drzwi, by je zamknąć, tym razem na zamek. Dobra, od teraz gdy jest w pobliżu jakiś Leto trzeba zamykać drzwi na klucz. Założyłam bieliznę i na to szlafrok, po czym opuściłam łazienkę. Stając w salonie zauważyłam, że wszyscy tam siedzą. Fancy i Jared w szlafrokach, a Renata i Shanimal w normalnych ubraniach.
-          Zboczeniec.- mruknęłam przechodząc obok Jareda.
-          Ej no. Jest remis. Ty widziałaś mnie nagiego, a ja ciebie.
-          Idiota.- skomentowałam na co reszta zaczęła się śmiać.
 Usiadłam w fotelu czując jak pieką mnie policzki. I to tym razem bardziej z zażenowania niż z choroby. Jaredowi zaczął dzwonić telefon, więc wyszedł z pokoju, a Shannon zapytał, czy on też może wziąć prysznic.
-          Jasne. Nawet masz szlafrok w łazience.- odpowiedziałam.
 Mężczyzna wstał i udał się w stronę z której ja niedawno przyszłam. Popatrzyłam na dziewczyny, które nagle znalazły się przy mnie i zaczęły się pytania.
-          I co? I co? Ma coś tam???
-          Eee...- bąknęłam.- Nie wiem.
-          Jak to nie wiesz?!
-          Nie wiem. Zamknęłam oczy zanim się przyjrzałam.
-          No ja nie mogę!- westchnęła z rezygnacją Fancy.
-          Jak takie ciekawe to wcale nie tak trudno znaleźć się w jego łóżku.- palnęłam, czego od razu pożałowałam.- Zapomnijcie o tym co przed sekundą powiedziałam. Ech, o 21 wychodzimy na miasto, dobrze? Przygotujcie się.- mruknęłam i wstałam z fotela.
-          Gdzie idziemy?
-          Na starówkę i... pewnie zahaczymy o jakiś bar.
 Kobiety stwierdziły, że mają mało czasu, więc poszły do siebie się przygotowywać. A ja wzięłam telefon i wybrałam numer do Natou. Chwilę czekałam, aż odbierze, ale w końcu to zrobiła.
-          Co?
-          Za godzinę przy rondzie z palmą. No dobra. Za 1,5 godziny.
-          Zwariowałaś. Jest w pizdu zimno. Nigdzie nie idę.
-          Idziesz. Shannon stawia.
-          Co?!
-          Ogłuchłaś?- zaśmiałam się słysząc zdziwienie w jej głosie.
-          Za półtorej godziny tak?
-          Do zobaczenia.- pożegnałam się i odłożyłam blackberry.
 Godzinę później o dziwo wszyscy byli gotowi. Jared co prawda założył na swój zgrabny tyłek wilgotne spodnie, ale nie miał wyboru. Oj coś czuję, że sobie przeziębi dolne partie ciała. Ale cóż zrobić, nie chciał założyć spodni mojego ojca. Co prawda stare i o dwa rozmiary za duże, ale suche. No, ale Jared jest dorosłym mężczyzną, robi co uważa za słuszne. Choć... Fancy wzięła sprawę w swoje ręce. Podeszła z tymi spodniami do Leto i uśmiechając się uroczo do niego poprosiła go, by je założył.
-          Och Jared, proszę. Wiesz co może się stać, gdy wyjdziesz w tych mokrych? Przyjmijmy, że jednak w nich wyjdziesz. Na dworze temperatura jest grubo poniżej zera, więc będzie ci zimno. Jak sobie zaziębisz swoje skarby to pewnie złapiesz jakieś zapalenie, a wierz mi, że to może być bardzo bolesne. Wyobraź sobie, zero seksu przez kilka miesięcy, bo tyle trwa leczenie takich schorzeń.- mówiła, a jej mimika twarzy oddawała zmartwienie, strach i niepokój o młodszego Leto, który zaczął wątpić w swoją dobrą decyzję.- Radzę ci kochaniutki olać modę i założyć coś w czym się nie rozchorujesz jeszcze bardziej, bo jeszcze potem się okaże, że coś ci odpadnie.- szepnęła delikatnie klepiąc go po kroczu.- Ale to już twój wybór.
 Ostatecznie Jay wziął od niej spodnie i poszedł się przebrać, a dziewczyna uśmiechnęła się zwycięsko w naszą stronę. Pokiwaliśmy z uznaniem głową, a potem zaczęliśmy się śmiać, gdy kobieta wytarła dłoń, którą dotknęła wybrzuszenia spodni Jareda o swój rękaw. Niecałe 5 minut później staliśmy na przystanku i czekaliśmy na autobus, który się spóźniał. Shannon stwierdził, że w kupie raźniej, więc przytuliliśmy się do siebie i skakaliśmy w miejscu.
-          Czuję się jak przed koncertem.- stwierdził Jared.
-          To ja chcę być Timem.- zaśmiała się Wright.
-          To ja Tomo.- szybko powiedziałam.
-          Nie ma mowy. Nie będę Braxtonem.- powiedziała Ciacho.- Nie lubię się przytulać.
-          Nie?- zapytał zawiedzony Shannon.
-          Nie z obcymi ludźmi.
-          Czy zyskałem już miano nie obcego?- zapytał ze śmiertelnie poważną miną, na co cała reszta wybuchnęła śmiechem.
-          Ale nie przesadzaj.- powiedziała uśmiechając się do niego.- I nie, gdy wyglądasz jak klaun z cyrku.
 W końcu autobus nadjechał, a my wsiedliśmy do niego. W połowie drogi Jared zapytał, czy nie chcę usiąść. Tak w czasie, ale doceniłam sam ten gest. Powiedziałam, że raczej wolę postać. W końcu z 15 minutowym spóźnieniem wysiedliśmy na przystanku „muzeum narodowe”. Jared widząc napis „muzeum” zapytał czy możemy do niego wejść, co skończyło się tym, że wszyscy popatrzyli na niego jak na idiotę. Cóż... była prawie 22, a on chciał iść zwiedzić muzeum. Zignorowaliśmy jego prośbę i poprowadziłam wszystkich na Nowy Świat. Na przystanku czekała na mnie Natou, która w grubej puchowej kurtce, z naciągniętym na głowę kapturze stała skulona obok kosza na śmieci. Coś czuję, że mnie zabije.
-          Ocipiałam żeby wychodzić na taki mróz dla tych debili!- krzyknęła na mnie i przytuliła się.
-          Cześć Natou! Hym... to jest Natou, a to Fancy.- powiedziałam wskazując na kobietę w ślicznych kozakach na wysokim jak dla mnie obcasie i kurtce, która idealnie do nich pasowała.- Resztę raczej znasz.
-          Cześć!- przywitali się chórem, jak w przedszkolu.
 Całą 6 osobową grupą ruszyliśmy najdroższą ulicą Warszawy w kierunku Krakowskiego Przedmieścia i Starówki. Dzięki dobremu towarzystwu, droga minęła nam szybko, a my nawet nie odczuwaliśmy mrozu. Gdy doszliśmy na miejsce rozpoczęło się poszukiwanie jakiegoś ciepłego miejsca, w którym moglibyśmy wypić piwo. Ostatecznie naszym wybawcom okazała się być Natou, która znalazła jakiś jeszcze otwarty klub, z którego dochodziła dudniąca muzyka. Nie mając za wielkiego wyboru, weszliśmy tam. Na początku ani mnie ani Natou nie chciano wpuścić, bo stwierdzili, że jesteśmy nieletnie, ale gdy pokazałyśmy dowody osobiste, w końcu nas przepuścili.
-          No Jared. Zestarzałeś się, skoro nie chcą od ciebie dowodu.- zaśmiał się Shann.
-          Spadaj staruszku.
-          Ojoj! Chyba uderzyłem w czuły punkt.
 Jared prychnął w odpowiedzi i ruszył w głąb klubu. Znaleźliśmy jedyny wolny stolik, do którego przystawiliśmy dwa krzesła i usiedliśmy przy nim. Shannon stwierdził, że to on zbierze zamówienia. Ogromnie się zdziwił słysząc, że ani jego brat, ani Ciacho nie chcą alkoholu. Stwierdziłam, że nie da sobie rady samemu przynieść do stolika napoi, więc wstałam by mu pomóc. Przy barze stał jakiś niezbyt inteligentny chłopak, więc gdy Shannon zaczął wymieniać co chce, chłopczyna nic nie zrozumiał.
-          Raz piwo litrowe, raz małe z sokiem malinowym i dwa duże piwa. –powiedziałam.- Do tego dwa razy sok pomarańczowy.
 Tym razem, gdy usłyszał zamówienie po polsku, od razu zrozumiał o co prosimy. Chwilę później wszystko to wylądowało na naszych tacach, a Shannon uregulował rachunek. Postawiliśmy napoje na stole i każdy odebrał swój. Od razu humor polepszył się co poniektórym i po 30 minutach graliśmy w „butelkę”, tylko, że butelkę zastępowała łyżeczka, którą położyliśmy na podkładce do piwa. Zasady i reguły też się trochę zmieniły, ale to już norma. Shannon zakręcił łyżeczką, która wskazała mu Natou.
-          Prawda czy zadanie?- zapytał.
-          Niech będzie zadanie.
-          Pośliń tę łyżeczkę i przyklej ją sobie do nosa, a potem wstań i obejdź stół tak by nie spadła.
 Natou zrobiła wielkie oczy, ale wzięła łyżeczkę i zrobiła to co jej kazał. Co prawda ze dwa razy musiała ją łapać, ale i tak nieźle jej poszło. Natou wylosowała Shannona, więc z wrednym uśmieszkiem zapytała co wybiera. On także wybrał zadanie, więc chwilę później musiał się przejść od stolika do baru z kuflem piwa na głowie. Nie wiem jak to zrobił, ale udało mu się. A tak liczyłam, że ta resztka piwa wyleje się na niego. Gdy odstawił szklane naczynie na stół, zakręcił łyżeczką i wypadła Fancy, która wybrała prawdę.
-          To powiedz mi... hymm... jaki masz rozmiar stanika?
Wszystkie kobiety w tym gronie zrobiły facepalm’a słysząc pytanie Shannona. Tylko mężczyzna mógł je zadać. Jednak niezrażona Francuzka odpowiedziała mu, że ma miseczkę C.
-          Nie wierzę ci! Muszę sprawdzić.- stwierdził Shann.
-          Nie w tym wcieleniu kochany.- odpowiedziała mu kobieta i zakręciła łyżeczką, która padła na Jareda.- Prawda czy wyzwanie?
-          Wyzwanie.- odpowiedział pewny siebie Jay.
-          Okey... to... zrób nam striptiz tańcząc na stole.- zaśmiała się dziewczyna.
-          Słucham?!
-          No dalej Panie pewny siebie.- zaśmiała się Natou.
 Jared kazał odsunąć wszystkie napoje i wdrapał się na stół. Gdy stanął na nim musiał się zgiąć, by nie przywalić głową w sufit, który był wyjątkowo nisko. Ale pomimo tego zaczął...  no dobra, nazwijmy to tańczeniem i zdejmowaniem ubrań  w jednym. Zdejmując bluzę Ciacho włożyła mu w spodnie banknot 10 złotowy co rozśmieszyło resztę. Przy koszulce stracił równowagę i zleciał na Fancy i brata.
-          Podobało mi się.- zaśmiałam się.- Kręcisz Jay.
 Jay wylosował Ciacho, która potem mnie, ja Shannona, który wylosował Natou i a ona jego i jak można było się spodziewać, po 3 razie Natou znów wylosowała Shannona.
-          No nie! To nie fair! My też tu jesteśmy.- jęknęłam.
-          Dobra Shann, wiem. Wyzwanie. Hym... co by ci tu dać. Wiem! Poderwij jakiegoś przystojnego kolesia!
-          Zwariowałaś?!
-          Najwidoczniej. No dalej! Idź poderwać gorącego ogiera!
 Shannon wstał od stolika z niezbyt szczęśliwą miną, ale zniknął w tłumie tańczących na parkiecie. Wszyscy z zaciekawieniem przyglądaliśmy się temu, jak podchodzi do jednego z samotnych mężczyzn, który słysząc jego propozycję o mało co nie dostał zawału. Uciekł przed nim szybciej, niż ja z Renatą przed rzeżuchą Jareda na koncercie. Na chwilę zniknął nam z widoku, lecz potem pojawił się trzymając pod ramię wysokiego mężczyznę, który okazał się być Hiszpanem. Gdy dał mu buziaka w policzek, stwierdziliśmy, że zaliczamy mu to zadanie. Biedny ciemnowłosy chłopak zasmucił się, że Shannon tylko udawał i podłamany odszedł od naszego stolika.
-          Zemszczę się.- mruknął Szynek w stronę Natalii.
 Jednak tym razem łyżeczka skierowała się w stronę brata, który tym razem wybrał szczerość. Shann niestety naszym zdaniem zmarnował tę szansę, bo nic ciekawego się nie dowiedziałyśmy. Gdy tylko młodszy Leto zakręcił łyżeczką, zatrzymała się ona na Ciacho, która wyjątkowo wybrała zadanie. Stwierdziła, że Jared jest za głupi i się jej boi by wymyślić coś wrednego. No ale stało się inaczej.
-          Pocałuj Shannona.
 Piwo, które właśnie wzięłam do ust wyplułam z powrotem do szklanki nie mogąc uwierzyć w to co kazał Renacie zrobić Jay. Mam nadzieję, że już wybrał sobie nagrobek i trumnę, bo nie sądzę by moja przyjaciółka była zadowolona z tego zadania.
-          Nie ma mowy.
-          Wybrałaś zadanie. Do roboty.
-          Najpierw on się ogoli.- zażądała blondynka.
-          Dalej Ciacho! Miejmy to z głowy.- powiedziałam do mamy.
-          I ty przeciwko mnie?!
-          Taka gra.- odpowiedziałam szczerząc zęby.
 Ciastko wstała i podeszła do Shannona. Krzywiąc się musnęła jego policzek i już chciała wrócić do siebie, ale Jared złapał ją za rękę zatrzymując.
-          Chyba sobie żartujesz. W usta.
-          Nie skonkretyzowałeś jaki to ma być pocałunek, więc... ja wypełniłam swoje zadanie.
 Jared przybrał pozę obrażonego dziecka i patrzył zły, jak Renata siada i kręci łyżeczką. Wypadło na mnie.
-          Prawda czy wyzwanie?
-          Eee... niech będzie prawda.
-          Czy Jared ma małego czy dużego, a może witkę?- zapytała.
-          Ciachoooo!- jęknęłam.- To pytanie do Jareda, nie do mnie.
-          Jego odpowiedź wszyscy znamy.- prychnęła Natou.
-          Em...- mruknęłam próbując sobie przypomnieć co widziałam przez te ułamki sekundy zanim zamknęłam oczy.- Ja się nie znam.- jęknęłam zawstydzona.
-          Dajesz!
-          Eee... niestety nie ma witki i małego też nie.
-          Dobra, to znaczy że sobie przykleił.- stwierdziła Natou, na co kobiety zaczęły się śmiać.
 Zażenowana pytaniem, zakręciłam i wypadło na Shannona. W końcu! Uśmiechnęłam się łagodnie, by Leto się nie zorientował o co chodzi i powiedziałam, że ma powiedzieć coś miłego osobie, która mu się najbardziej podoba z tego towarzystwa po polsku. Shann zrobił zakłopotaną minę, ale potem uśmiechnął się szeroko jakby dostał olśnienia i poprosił mnie na chwilę na bok, bym przypomniała mu to zdanie, którego nauczył się w autobusie. Gdy wróciliśmy Shannon popatrzył na Renatę i powiedział.
-          Cia-ko, kokam cia tygrysico.
 Po jego słowach nastała kompletna cisza, którą przerwał śmiech Natou. Ja o mało co też się nie udusiłam śmiejąc się może nie tyle z tych słów, a miny Ciacho i Shannona, który wydawał się zdezorientowany.
-          Boże! Zaraz się poszczam ze śmiechu! Shannon jesteś moim mistrzem.- zdołała z siebie wykrztusić Natalia, której tak jak i mi już leciały łzy z oczu.
 Cudowna akcja. Tym bardziej, że Shanimal nie wiedział z czego my się śmiejemy. Ciacho natychmiast popatrzyła na mnie i dosłownie zmroziła mnie spojrzeniem. Ojej... chyba podpadłam. Shann zaczął się pytać co źle powiedział, więc musiałam mu wytłumaczyć o co chodzi.
-          Bo widzisz... „Kocham cię tygrysico” wcale nie znaczy „uważam cię za piękną i inteligentną osobę”. Choć zawsze można to podciągnąć...
 Shann w miarę słuchania przybierał tak zwanego „poker face’a”, ale wiedziałam, że straciłam jego zaufanie. Widząc karcący wzrok mojej matki, przeprosiłam go za to. Shann na szczęście przyjął to dość dobrze i nawet sam zaczął się z tego śmiać. Mi za to przypomniało się, jak uczyłam Belgów kilku zwrotów po polsku w stylu „kocham cię kotku”.
-          No i tak im się spodobało to „kotku”, że dodawali to wszędzie. Najbardziej śmieszyło mnie, jak mówili „nienawidzę cię kotku”.
-          Kocham cię kotku?- powtórzył Shann do Jareda.- Dobrze powiedziałem?
-          Ale takie coś to raczej się mówi do kobiet, Shannuś.- zaśmiałam się.
-          Och! Nienawidzę cię kotku!- powiedział przestraszony do brata, na co ja z Ciacho i Natou zaczęłyśmy się śmiać.
-          Kotku jest jak „honey”. I love you honey i kocham cię kotku, to, to samo.- wytłumaczyła mu Ciacho.
Stwierdziliśmy, że koniec tej gry i poszliśmy na parkiet. Muzyka może nie była jakaś...hym... ambitna, ale dało radę poruszać się do jej rytmu. Zmęczona usiadłam na ławie przy barze i wyjęłam telefon. Zaskoczona popatrzyłam na wyświetlacz, nie mogąc uwierzyć, że jest już grubo po 3 w nocy. Pamiętając, że dnia następnego chłopcy mają koncert, zebrałam wszystkich do kupy i powiedziałam, że trzeba się zbierać. Po wsadzeniu Natou do taksówki (woleliśmy nie ryzykować, że coś jej się stanie po drodze jeśli by jechała nocnym), sami wzięliśmy drugą i podaliśmy adres hotelu Marsów. Ku naszemu zdziwieniu przed hotelem czekali fani. Była prawie 4 w nocy, a oni siedzieli i czekali przed. Odebrało mi mowę widząc tych ludzi, ale też w głowie zaświtał pomysł. Poprosiłam kierowcę żeby zawiózł nas do mojego mieszkania i stwierdziłam, że w końcu Leto mogą spać w sypialni moich rodziców. A że to bracia, więc pewnie nie będą mieć nic przeciwko spaniu w jednym łóżku. Bracia nie mieli zbytniego wyboru, tylko z grzeczności ich zapytałam czy nie lepiej będzie im spać u mnie. Shanimal będący w wyśmienitym humorze dzięki procentom, zaczął śpiewnie nam odpowiadać, że się bardzo cieszy. W pewnym momencie Jared nie wytrzymał i przyłożył rękę do ust brata by powstrzymać jego nieudolny śpiew. Gdy zajechaliśmy pod moją klatkę, zapłaciłam taksówkarzowi za kurs i weszliśmy po schodach na piętro, na którym znajdowało się moje mieszkanie. Otworzyłam drzwi i pozwoliłam moim gościom wejść do środka, choć Shannon to raczej wpełzł. Dwa kufle piwa i kilka drinków to niezbyt dobra kombinacja, ale i tak muszę stwierdzić, że trzymał się całkiem nieźle. Jak się okazało już w domu, Leto byli na to przygotowani i w skórzanym plecaczku Shannona była bielizna na zmianę oraz koszulki. Nie mając zbytnio siły, pokazałam im ich pokój, po czym sama padłam na swoje łóżko i zasnęłam w ubraniu.
___________________________________
Jak na razie nieźle idzie mi dodawanie rozdziałów :) Jeszcze jeden i potem będzie już gorzej… Adka, co do drugiego skojrzenia z „Kucykiem” to trafiłaś w 10 ;) Dzisiejszy rozdział sprawdzony przez Anię, wiec jeśli coś jest nie tak to jej wina!xD Chce to dać jak najszybciej, bo muszę niestety jechać, a kompa nie zabiorę, bo to nie laptop. Hym… Mam nadzieję, że spodobał Wam się ten rozdział na wesoło. Dużo śmiechu I hope so :) no i w następnym koncert w Warszawie ;) Będzie very specjal. Nie do końca taki jak był w realu, ale… nie ważne. Przekonacie się.

Jestem niesamowicie zawiedziona jeśli chodzi o komentarze. Zazwyczaj było ich ok.10 a ostatnio to 6 -.-” Mówię to po raz milionowy ale bardzo są one dla mnie ważne (ale szyk zdania zrobiłam o.O) i bardzo mi na nich zależy. Więc piszcie… pliss.

Tym razem dedykuję rozdział Natou i Ciastku ;* Haha, jest on dla Was <3


Edit. Tu Ania. Musiałam dodać rozdział jeszcze raz,bo urwało kawałek tekstu i zapraszam do czytania i komentowania.

13 komentarzy:

  1. No tak. Nie ma to jak zwalać na Anię. PRZEPRASZAM JAK COŚ BĘDZIE NIE TAK,ale kazała mi to szybko sprawdzać.
    -ania

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba w dwóch miejscach poucinało tekst, więc nie wiem, czy powinnam komentować.
    Ogólnie bardzo mi się podobało. Wreszcie jakieś optymistyczne i pozytywnie zakręcone sytuacje. Będę cierpliwie czekać na next.
    -onisa

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki za szybkie dodanie brakujących fragmentów. (tu ukłony w stronę Ani) :)

    Myślę, że nieźle oddałaś atmosferę przylotu Marsów do Wa-wy. Te sikające w majty fg… wrrr… do tej pory, gdy o nich myślę, mam ochotę czymś cisnąć o ścianę. :/ Jak zobaczę je w Łodzi( a muszę zaznaczyć, że mam pamięć do twarzy), to przywalę prosto w twarz, żeby im wreszcie klepki w mózgach poustawiały się w dobrych kierunkach. Ale może nie będę się na ten temat rozpisywać, bo mogę tak długo…
    Uwielbiam motywy barier językowych w tego typu opowiadaniach. Żart z Shannonem był świetny. ;)
    Musze też pochwalić, że dajesz komuś rozdziały do sprawdzania. Od razu widać różnicę i to na lepsze. Przecinki nie skaczą, nie ma literówek. Po prostu nic, tylko czytać. ;)
    Co do striptizu na stole… jakoś nie było to dla mnie prawdopodobne, bo „teraźniejszy Jared” za bardzo dba o swój wizerunek… Niemniej jednak był to bardzo ciekawy motyw.
    co do spodni po tacie, to nie wiem czemu, ale wyobraziłam sobie, jak Dziad ma na sobie dizajnerskie ciuszki, a do tego takie mega wielkie, marmurkowe jinsy dzwony, z mega szerokimi nogawkami. Takie jak u kreskówkowych hipisów. Nie powiem…. groteskowy widok. :P
    Co tam jeszcze, co tam jeszcze…
    Chyba tyle.
    BTW: Pojechałaś z tym „Nie chcę być Braxtonem.” Tak mi się biednego chłopaka żal zrobiło. Dobrze, że go tam nie było… Chociaż właśnie!Postulat! Więcej Braxtona! (No i Tima w sumie też… no i może Kennyego! XD)
    Co do Alexandra, to przypominają mi się spotkania krakowskiej grupy i wspólne oglądanie filmów… coś epickiego. Ale to może kiedyś ci jeszcze napisze, jak będziesz chciała. ;)

    Sam film osobiście bardzo lubię i co ciekawe jest to jeden z kilku filmów, które gdy oglądałam pierwszy raz, to nie wiedziałam, że gra tam Dziad i w ogóle go nie zauważałam. xP Nie pytaj, jak to robiłam.

    Chyba już nie mam więcej pomysłów na to, co ci tu napisać.

    Och! Wiem! Faje by było, jakbyś objechała trochę wywiady robione w Wa-wie. Wiem, jestem wredna, ale cóż… TRUDNO! :P

    Pozdrawiam, czekam niecierpliwie na next(och nie wiem, jak ja to zrobię) itd itp
    -onisia

    OdpowiedzUsuń
  4. hahahahahha! akcje w klubie mnie powaliły! Shannon, który mówi po polsku (btw to uwielbiam jak obcokrajowcy kaleczą nasz język, jest to strasznie zabawne ;D), Dziad tańczący na stole (już to widzę jak to robi ;P).
    Bitwa na śnieżki i zdezorientowany Jared, który nie wiedział o co chodzi i Szynek, który mu zdjęcia robił, też to było przegenialne! I ten moment z Fancy….aaaa…już się nie mogę rozwinięcia tego wątku doczekać!
    Miałam moment zaskoczenia, kiedy opuszczali hotel i nie było pod nim nikogo^^ odebranie z lotniska oddaje (niestety) rzeczywistość, ale chyba zacznę się modlić za dusze pozbawione rozumu, tak teraz stwierdzam^^
    Strasznie mi się cieplutko zrobiło, jak były pingwinki skacząca na przystanku autobusowym! Takie kochane to było, tylko biedny Braxtuś, nikt nie chciał nim być, a on taki kochaniutki i zacieszny jest, też lubię Tima i Tomo, bo wiadomo, ale na razie nie wyobrażam sobie, że w następnej trasie marsów (o ile będzie) Braxtona może zabraknąć…:(
    Alexander….na samo wspomnienie mam łzy w oczach, moja krakowska ekipa wie, że z niemilkiem ryczymy na każdym filmie, na tym nawet bardzo, więc łezka w oku się pojawia na samą myśl o tym filmie, ale cieszę się, że to jego wybrałaś, a nie np Highway, gdzie chyba bym padła jeszcze bardziej ze śmiechu! hahahahha!
    No i oczywiście rozwalił mnie plecaczek Szynusia, już sobie wyobraziłam, takie złożone w kosteczkę majtusie na przebranie xD
    I zastanawia mnie to, że w komunikacji miejskiej nikt ich nie poznał, ale w sumie Jared wyglądał jak trup, Shannon jak clown, to co się dziwić ;)
    AAAAAAAAAAA! Następny będzie „Torrrrrrrrwarrrrrrr”! (to słowo już na zawsze będzie kojarzyło mi się jak w kółeczku siedzieliśmy przy nagrywaniu Crazy Mofo Remix i mówiliśmy jak zaczarowani” torrwarr, torrwarr, torrwarr…” ahahha!) Już nie mogę się doczekać! A najbardziej tego surprise! *modli się o Valhallę*
    -lea

    OdpowiedzUsuń
  5. skoro komentarze są dla Ciebie takie ważne, postanowiłam napisać, że uśmiałam się czytając ten rozdział. akcje w klubie przypominają trochę mi moje osobiste doświadczenia, ale to nie miejsce na takie historie ;)
    uwielbiam Twój styl pisania, jest taki lekki i swobodny, aż miło się czyta. kibicuję ci od samego początku, będę do samego końca. jestem strasznie ciekawa, co „zaplanowałaś” na koncert w Warszawie :D
    -brennan

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam, ale nie skomentuję szczegółowo, bo musiałabym analizować co drugie zdanie, ponieważ rozdział był zajebisty. Od dzisiaj jest to mój ulubiony chapter a ty jesteś moim mistrzem!
    -adka

    OdpowiedzUsuń
  7. nie skomentowałam od razu po przeczytaniu bo już nie miałam czasu na to ^^. ale to nie zmienia faktu, że chapter jest fajny ;D . Shannon kaleczący polski haha niebo normalnie :D a potem jak jay kazał mu pocałować ciacho (liczyłam na coś więcej a nie tylko policzek ale co tam) ;). nie wiem czy to wina mojego nastroju który mnie obejmował czytają wtedy ten rozdział, ale nie był chyba najlepszy :p dobry, ale nie najlepszy. czegoś mi tu zabrakło.. hm, może tego że jared nie miał swoich humorków albo główna bohaterka się z nim nie sprzeczła ? emm.. no nie wiem, nie umiem tego określić :D . za rozdział dałabym 4+, no dobra, w sumie to 5- bo się uśmiechałam czytając to w monitorze ^^. czekam na następny chapter i powwodzenia ;] mam nadzieje że postarasz się szybko go dodać ;**
    -disgrracee

    OdpowiedzUsuń
  8. Szczam ze smiechu ;D „Cia-ko, kokam cia tygrysico.” bylo the best! XD

    Dobra ale tak jakos od poczatku xD
    Sniezne Geje byly mega! ;D I pozbawianie go przyrodzenia… Z checia bym to zrobila ;>
    Jezuu jakby mi tak wbij Dziad do lazienki to zabilabym! xD Wiem ze dla Klaudii to tata ale mimo wszystko… bleee Jared na golasa!
    W połowie gry w ‘butelke’ pierdolnelam i nie moglam dalej czytac ;D

    Brakowalo mi troche akcji z klutniami Jaya z Klaudia ale to pewie przez to ze za bardzo sie przezwyczailam do tego ;p

    Mam wielka nadzieje, ze to co piszesz o dodawaniu nastepnych sie nie spelni ;( nie chcee przerwy :< No i czekam na nastepny jak ma byc taki very specjal ;>
    -foxlater

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo śmieszny rozdział :D
    Wybacz, ale nie potrafię napisać komentarza na 3 strony A3 na jeden temat! Pisz szybko kolejny *-*
    -klaudiush

    OdpowiedzUsuń
  10. Śmiechowo, śmiechowo, śmiechowo! ;D Przesadziłaś z tym nagim Jaredem! ;DD Boże! Spraw, abym nigdy nie widziała mojego ojca nago! Amen! ;D Bardzo pozytywnie!
    -agi

    OdpowiedzUsuń
  11. Przepraszam, ale większość czasu czytając Twój rozdział, to się śmiałam jak nienormalna :D

    ‘cheko; mnie rozwaliło, a jeszcze bardziej ‘kocham Cię, tygrysico’ :D Aż mi się przypomniało, jak Marta śmiesznie mówiła o pewnym Brytyjczyku i genialnie wypowiadała ‘kocham Cię świnko’, bo koleś umiał tylko to :D

    Akcja ze śniegiem boska. Prysznic i hahahaha :D Dobrze mu tak! I należy mu się różowy szlafrok! xD

    Gra w butelkę i striptiz… Mimo, że lubię Jareda, 10 złoty to za dużo!
    -Cam

    OdpowiedzUsuń
  12. Jestem odrobinkę zawiedziona. Dlaczego? Bo nie zbyt przepadam za rozdziałami, w których nie ma chłopaków. Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że rozdziały, w których są Marsi wychodzą Ci o wiele lepiej i są ciekawsze. No, ale już zacieram rączki, bo pojawia się informacja, że na drugi dzień pojawią się chłopcy. No i super! Jak przeczytałam o tych dwóch dziewczynach wieszających się na bladym, chorym Jaredzie, to aż się we mnie zagotowało. Jak można być tak nieokrzesanym? Naprawdę nie rozumiem niektórych ludzi. Tomo jak zwykle miły i szarmancki. Ten to potrafi prawić komplementy kobietom, nie ma co :D Podobała mi się ta reakcja Klaudii na te dwie dziewczyny w pokoju hotelowym Jaya, choć czuję lekki niedosyt. Gdybyś opisała to nieco dokładniej, nieco rozciągnęła, byłabym wniebowzięta, bo jak dla mnie to trochę za szybko się to wszystko rozegrało, ale pewnie taki miałaś zamysł, więc się nie wtrącam. Czapeczka z pomponem Shannona wywołała ogromny uśmiech na mojej twarzy. To takie urocze kiedy dorosły facet ubiera się jak dziecko :D Nauka języka polskiego w wykonaniu Shannona, przezabawna. Biedaczek nie daje sobie rady z tak prostym słowem. O proszę, a jednak się nauczył, choć i tak przekręcił i tak, ale w końcu to tylko Amerykanin … Ale Klaudia to wredna bestia, że tak wujcia oszukuje i podaje mu błędne tłumaczenia. Jak Shanny powie to Renacie to chyba się zleję :D Nie no te rzeźby mnie zabiły i to totalnie. Ja na miejscu Letosia poczułabym się niezręcznie. Szczerze mówiąc jakoś tak teraz nie podchodzi mi ta cały Fancy. Wcześniej wydawała mi się normalną, sympatyczną kobietą, a teraz przez to wysyłanie całusków Jaredowi i w ogóle przez takie zachowanie, jakoś tak traci w moich oczach. Podziwiam Klaudie za to, że nie spojrzała. Ja bym na pewno to zrobiła, żeby przekonać się czy plotki są prawdziwe :D Nazwanie Jareda zboczeńcem nieźle mnie rozbawiło, szczególnie, że dokładnie wyobraziłam sobie tę scenę. Klaudia z zaciętą miną przechodzi obok rozbawionego Jareda i cedzi przez zęby, półszeptem ‘zboczeniec’ , piękne :D Ten Letoś to też nie myśli, mógł spodnie dosuszyć suszarką, ja tak zawsze robię, jak muszę wyjść, a spodnie mi do końca nie wyschły. Dobry patent. Fancy klepie Jareda po kroczu? Nie, to już w ogóle mi się nie podoba. Mam wrażenie, że przeszła jakoś ogromną metamorfozę i jest teraz zupełnie kimś innym, i wcale nie jest to zmiana na plus. Wybacz szczerość, ale ta postać wydaje mi się zupełnie nieprzemyślana, w każdym rozdziale jest jakby inną osobą. Nie, zdecydowanie nie należy do grona moich ulubionych bohaterów. A już myślałam, że Jared walnie focha i nie wykona swojego zadania, ale jak widać, nawet i jemu czasami dopisuje poczucie humoru. Pytanie o rozmiar penisa Jareda mnie rozbawiło i sądzę, że gdyby któraś z pań wylosowała Jareda i ten wybrałby prawdę, to pytanie padłoby jako pierwsze :D
    A jednak Shannon to powiedział, powiedział to zdanie, To było boskie :D
    -marion

    OdpowiedzUsuń
  13. Nawet nie wiem gdzie zaczac. Okropnie dlugi ten rozdzial. To nie krytyka ani pochwala. To nic nie znaczace zaznaczenie zauwazenia nadmiaru wolnego czasu u kogos kto powinnien sie uczyc.
    Bede sie teraz na Tobie wyzywala ze zmuszenie mnie do pocalowania owlosionego, podpitego Shannona;)

    Fancy. Nie lubie tej postaci. Po pierwsze ma imie kojarzace mi sie z panienka z filmow porno klasy Z. Po drugie pani weterynarz nie ubieralaby sie tak elegancko jak ona. Nie to ze pani weterynarz by sie tak nie mogla ubierac ale generalnie ludzie zajmujacy sie zwierzetami cenia sobie wygode i prostote. Poza tym nie maja czasu na lazenie po sklepach slawnych projektantow.
    Nie lubie tez jej dlatego ze w jakis sposob przypomina zenska wersje kobiecej strony Jareda.
    Jest zimna i wyrachowana. Przynajmniej na mnie sprawia takie wrazenie. Nie watpie ze swietnie by sie z nia rozmawialo ale nie moglabys sie z nikim takim zaprzyjaznic.

    Az mi sie zachcialo ogladnac „Aleksandra”. Jared jest tam taki sliczny, slodki. Ma wygolone cialo, chodzi w sukience, robi maslane oczy do Olka i slocznie sie usmiecha. W dodatku ma makijaz i jest nieszczesliwy plus ma zajebiste cialo.
    Co nie znaczy ze nagle go polubilam. Lubie to co oliver Stone zrobil z niego w filmie. Napakowanego geja w sukience:D

    Moment kiedy Shann uczy sie wypowiadac Ciacho *melted*. Ja chce go takiego naprawde;)

    A teraz kazanie corko Klaudio Z. Uwazam ze uczenie obcojkrajowcow wyrazen w innych jezykach klamiac ich co do ich znaczenia jest KARYGODNE. Chociaz smieszne, kiedy sobie wyobrazilam Szynke mowiacego do mnie cos takiego. Chyba bym uciekla;D

    Nie spodziewalabym sie ze Jay wymysli takie zadanie. Kopie mu juz grob. Cale szczescie ze ma chudy zadek nie bede musiala sie przemeczac przy dolku na jego zwloki. Chce rewanzu:D

    Robienie sobie zartow z jego przyrodzenia jest jak z zycia wziete. Jakims cudem zawsze na tym konczymy. Ale Karmelki I Toffiki sa takim cudnym tematem do nasmiewania sie. I zaznacze ze I don’t believe in nothing… Especially in 11 inches.

    Jak Klaudia mogla nie przyjrzec sie kroczu? Ja bym wyciagla telefon I udokumentowala na focie.

    Podoba mi sie jak wytargalam dziada z lazienki. Zboczeniec.

    Wracajac do Fancy fajnie sobie radzi z Jayem. Traktuje go jak ulomne dziecko. Tutaj sie chyba z nia dogaduje.

    Riposty Shannona sa takie trafne. Powinnien to poczytc ten prawdziwy i poprawic troche swoje zdolnosci konwersacji.

    Zaden szanujacy gej nie zalapal by sie na Shanna. Szczegolnie kiedy ten wyglada jak drwal:D *kocham drwali*

    Od strony technicznej duzo lepszy rozdzial niz poprzednie. Czyta sie latwiej i nie ma kalamburow slownych.
    Calosc bardzo mi sie podoba.
    Chyba znowu soie zakochalam w szynce:< *zal mi siebie*
    -mama

    OdpowiedzUsuń