Chapter 41
"Śnieżne witki"
Trzęsłam się jak liść na wietrze, lecz tym
razem nie z powodu zimna, a z powodu choroby, którą złapałam najprawdopodobniej
w podróży pomiędzy Bratysławą, a Pragą. Co prawda powinnam siedzieć w domu i
próbować wyzdrowieć, ale nie mogłam. Zbyt długo mnie nie było w szkole, a poza
tym musiałam odebrać kilka osób z lotniska. Na szczęście dziś czekał mnie tylko
jeden kurs w tamto miejsce. O 18 byłam już w hali przylotów i siedząc na
plastikowym krzesełku czekałam na samolot z Anglii. Mimo, że w budynku było
ciepło, ja siedziałam w kurtce. Opatulona szalikiem po sam nos, ledwo co
widziałam na oczy, tym razem nie dlatego, że okropnie się czułam, a dlatego
gdyż ropiały mi oczy i nie miałam pojęcia czemu. Lekarz przepisał mi jakieś
krople, ale one niestety nie działały tak jak powinny. Popatrzyłam na telefon
dokładnie w momencie, gdy zaczął dzwonić. Niechętnie wstałam i podeszłam do
barierki, która oddzielała ludzi wychodzących z bagażami od tych co czekali na
swoich przyjaciół, rodziny czy bóg wie kogo jeszcze. Oparłam się o nią i
czekałam na dwie kobiety. Pierwsza wyszła moja przyjaciółka, a może i po części
matka. Nie miałam siły żeby rzucić się jej na szyję, ale i tak to zrobiłam. A
co tam, że będzie chora.
-
Cześć!-
przywitałam się.
-
Wyglądasz
jakbyś umierała. Mogłaś zostać w domu i nie wychodzić. Sama bym dojechała.
-
Cicho już.-
jęknęłam, a kątem oka zauważyłam kolejną osobę, którą miałam odebrać.- Poczekaj
tu chwilę.
Odeszłam od blondynki i stanęłam za wysoką
brunetką. Dotknęłam jej ramienia i przywitałam się po angielsku.
-
Klaudia!-
ucieszyła się i od razu mnie przytuliła.- Wyglądasz jakbyś umierała!
Westchnęłam słysząc dokładnie te same słowa z
ust Fancy i pociągnęłam ją w stronę mojej mamy. Gdy kobiety stanęły przed sobą,
zaczęły się sobie nawzajem przyglądać. Renata ubrana na sportowo, w ciepłe
kurtki, polary North face’a, a Fancy w także ciepłe ubrania tylko, że Gabbany i
Prady.
-
Ech... to
jest Renata.- wskazałam na moją przyjaciółkę.- A to Fancy.- tym razem pokazałam
koleżankę poznaną na koncercie w Bratysławie.
Dziewczyny przywitały się i ruszyły za mną w
stronę wyjścia. Wzięłyśmy taksówkę i tak dojechałyśmy do mieszkania, w którym
obecnie przebywałam. Na szczęście to nowoczesny blok, więc wjechałyśmy windą i
zatrzymałyśmy się przed drzwiami obitymi w sztuczną białą skórę. Chwilę
mocowałam się z zamkiem, który z powodu mojego braku siły nie chciał mi ulec,
ale na szczęście udało mi się i weszłyśmy do środka.
-
Będziecie
spać w dawnej sypialni mojej siostry, dobrze?- zapytałam kobiet, które pokiwały
głowami.- Świetnie. Jedna na łóżku, druga na tapczanie. Same wybierzecie jak
chcecie spać. Ja idę wziąć lekarstwa. Łazienki są dwie, więc... A same
poszukajcie wszystkiego i czujcie się jak u siebie w domu.
Nawet na nie, nie patrząc
weszłam do kuchni i zabrałam się za przygotowywanie lekarstw oraz kolacji dla
kobiet. Gdy wzięłam swoją dość pokaźną porcję leków, nastawiłam wodę w czajniku
elektrycznym i zaczęłam robić kanapki. Specjalnie dla Fancy kupiłam jakieś
wędliny, w końcu dziewczyna odżywia się normalnie, nie będę jej zmuszać do
jedzenia wegetariańskiego jedzenia, które zajmowało większą część lodówki. Po
jakichś 15 minutach leki zaczęły działać, więc poczułam się o wiele lepiej.
Wtedy też w kuchni zjawiła się Fancy.
-
Gdzie
Renata?- zapytałam krojąc chleb.
-
Bierze
prysznic w łazience.- odpowiedziała brunetka.- Pomóc?
-
Możesz
zanieść to na stół, zjemy w salonie.- zadecydowałam wskazując na gotowe talerze
wypełnione jedzeniem.
Francuzka wzięła je i skierowała się w stronę
największego pokoju w mieszkaniu, ja natomiast podeszła do łazienki i
zapukałam. Szum wody ucichł, więc zaczął się mój mały wykład.
-
Ciastko, na
pralce masz pomarańczowe ręczniki. Te należą do ciebie. Za to na drzwiach wisi
żółty szlafrok. Też jest twój. A i kolacja gotowa, więc się śpiesz.
-
Okey!-
odpowiedziała i znów rozległ się szum wody.
Udałam się, więc znów do kuchni i zaparzyłam
herbatę. Niestety kawa się skończyła, ja przez tę chorobę zapomniałam jej
kupić, więc Renata musiała się pogodzić z tym, że będzie pić herbatę. Nalałam
do 3 wielkich kubków gorącego napoju i poszłam do salonu. Fancy dostała kubek z
koniem, ja wzięłam swój czarny z czerwonym napisem „VIP”, a Ciastko dostała z
psiakiem. W końcu dołączyła do nas Ciastko siadając w puszystym szlafroku do
stołu. Do twarzy jej było w nim.
-
Fancy wybacz,
większość rzeczy jest wegańska, bo Renata i ja nie jemy mięsa, ale masz tutaj
jakieś wędliny. Nie wiem czy dobre, ale polecali w sklepie.
-
Nie ma
problemu, nie musiałaś ich kupować. Mój tata jest wegetarianinem, więc jestem przyzwyczajona
do takich potraw.- odpowiedziała z uśmiechem.
Przez większą część kolacji ja milczałam, gdyż
choroba tylko na to mi pozwalała, a dziewczyny zaczęły rozprawiać o Francji i
Paryżu. Tak obydwie wkręciły się w tę rozmowę, że nawet nie zauważyły, gdy
posprzątałam cały stół i usiadłam na kanapie. One nadal siedziały przy stole,
więc pomimo zmęczenia, włączyłam dvd, wróciłam do kuchni i tam zrobiłam
popcorn, by potem przynieść do go salonu i przerwać rozmowę dziewczynom.
-
Co oglądamy?-
zapytałam.
-
Hym... nie
wiem.- odpowiedziały równocześnie.
Uśmiechnęłam się złowieszczo i pobiegłam do
pokoju po płytkę, o której pomyślałam. Gdy wróciłam, kobiety siedziały na
kanapie i zamilkły wpatrując się we mnie. Pokazałam im ząbki i włożyłam płytę
do odtwarzacza.
-
O nie!-
jęknęła Ciacho.
-
Eee... jutro
i tak będziemy go oglądać.- mruknęła niezbyt zadowolona Fancy.
-
Cicho
siedzieć. Mam ochotę pooglądać Jareda na koniu. I w makijażu.
Dziewczyny westchnęły i zaczęły oglądać razem
ze mną Aleksandra. Po kilku minutach nawet przestały narzekać.
-
Lubię ten
film. Jared jest tam wydepilowany jak trzeba.- powiedziała Ciacho.
-
Popieram.-
zaśmiała się Fancy.- I ma ładne ciało.
-
No wtedy to
był ładnie przypakowany, a nie kościotrup.
-
Koooooonik!-
wydarłam się patrząc na ślicznego fryza, który galopował przed żołnierzami.
W połowie filmu zasnęłam i obudziłam się
dopiero na to jak Jared umierał.
-
Przegapiłam
tyle filmu?- zapytałam z wyrzutem, że mnie nie obudziły.
-
No można tak
powiedzieć.- odpowiedziała Ciacho.
-
Nie oglądam
dalej skoro Jared jest martwy.- stwierdziłam wstając.- Ej no! Cały popcorn
zjadłyście?!
W odpowiedzi kobiety uśmiechnęły się niewinnie
i zaczęły się śmiać. Westchnęłam i zabrałam z ich dłoni ogromną miskę, która
była pusta. Jako że była już 23, stwierdziłyśmy, że idziemy spać. Po szybkim
prysznicu, jeszcze zajrzałam do dziewczyn.
-
Idę jutro do
szkoły, wiec zostawiam wam klucze na komodzie w przedpokoju. Zachowujcie się
jak dorosłe.
Zostałam zabita przez nie spojrzeniami i
udałam się do swojej sypialni. Jutro trzeba przywitać Marsów na lotnisku.
Dobrze, że mają swój własny hotel. Chociaż... a może by ich tak tu zaprosić?
Choć nie, lepiej nie. Dziewczyny mnie zabiją. Zmęczona chorobą i całym dniem,
zasnęłam gdy tylko dotknęłam głową poduszki. Pobudka była okropna. Ledwo co wyczołgałam
się z łóżka i pierwsze co zrobiłam to wzięłam leki. Wychodząc z domu zostawiłam
karteczkę z informacjami dla dziewczyn i pojechałam do szkoły. Tego dnia na
szczęście miałam 2 ostatnie lekcje odwołane, wiec siedziałam w szkole tylko do
11. jednak zamiast jechać do domu, pojechałam od razu na lotnisko, na którym
czatowało na Marsów już trochę osób. Stanęłam z boku i czekałam aż usłyszę
przenikliwy pisk. Doczekałam się go , ale dopiero po 40 minutach. Pierwszy
wyszedł Shannon, a zaraz po nim Tomo z Timem. Ruszyłam, więc przed siebie do
wujka. Otoczył go jednak taki tłum fanów, że nie byłam w stanie się przez niego
przedrzeć. Odwróciłam się w stronę Tima i Tomo, lecz oni już znikali przy
wyjściu. Nagle pisk stał się jeszcze głośniejszy, co sprawiło że odsunęłam się
od tych ludzi. Naprawdę ultradźwięki. Jak można się domyśleć to Jared wyszedł i
oczywiście został napadnięty przez swoich fanów. Natomiast u Shannona się
rozluźniło, więc podeszłam do niego. Stanęłam za nim i poklepałam go po
plecach. Odwrócił się do mnie z pisakiem niebezpiecznie blisko mojej twarzy.
-
Hej Shann!-
przywitałam się.
Amerykanin od razu opuścił mazak i przytulił
mnie.
-
Wyglądasz
okropnie.- powiedział patrząc na mnie.
-
Dzięki.
-
Dorównujesz
Jaredowi.
-
W czym?-
zapytałam zdziwiona.
-
W chorobie.
Poczułam jak ktoś mnie odpycha do niego i już
po chwili stałam 2 metry za nim, a przede mną mur fanek. Machnęłam
zdezorientowanemu Shannonowi ręką, by się nie przejmował i ruszyłam w stronę
młodszego Leto, który się zatrzymał, a dwie dziewczyny zawiesiły mu się na
szyi. Wyglądał jak zombie. Był biały jak ściana, miał szare wory pod oczami i
do tego tak zmęczony i wykończony wzrok, że zrobiło mi się go szkoda.
Przedarłam się przed ludzi i nie patrząc na innych złapałam go za rękę ciągnąc
przez tłum. Zdziwiony Leto chwilę się opierał, wiec stanęłam przed nim, a wokół
nas powstał okrąg.
-
Jak nie
ruszysz tego kościstego tyłka to za nic w świecie nie dojdziesz do samochodu.
Aktor widząc, że to ja, uśmiechnął się lekko i
z podwójną siłą chorych osób ruszyliśmy przez tłum. Złapałam go pod ramię i
torowałam mu drogę. Cóż, ja mam w tym wprawę. Jakaś dziewczyna schwyciła mnie
za rękaw i zaczęła krzyczeć, bym zostawiła jej Jareda. Wkurzona stanęłam przed
nią i wyszarpnęłam rękę.
-
Nie waż się
mnie, ani jego dotykać. I dajcie mu do cholery spokój, ledwo co stoi na nogach,
a wy go targacie we wszystkie strony.- warknęłam po polsku na tyle głośno, że
każdy mnie usłyszał.
Wszyscy zastygli zaskoczeni moimi słowami. Bez
zastanowienia wykorzystałam ten moment i jakoś udało nam się dostać do czarnego
samochodu. Bagaże zostawiliśmy kierowcy i władowaliśmy się do czarnego vana, w
którym już siedział Tomo, Tim i Shannon.
-
Cześć!-
przywitałam się z nimi.
-
Boże jak ty
wyglądasz!- powiedział z przerażeniem Tomo.- Halloween już było.
-
Dzięki
Milicevic. Nie ma to jak usłyszeć miłe słowa na przywitanie.- odburknęłam.
-
Możemy już
jechać.- powiedział Jared do kierowcy.- Emma i Braxton na razie zostali na
lotnisku, bo szukają bagażu Olity.
-
Ten to ma
pecha.- skwitowałam i przysunęłam się do Shanna, który jednak mnie odepchnął.
-
Sio! Jesteś
tak samo chora jak Jared. Nie podchodzić do mnie na odległość 2 metrów!
-
No wiesz co!
Foch!
Tomo i Tim zaczęli się śmiać słuchając naszej
konwersacji, a Jared siedział skulony patrząc na nas ze spokojem. Po 50
minutach jazdy w korku dojechaliśmy do hotelu, w którym zatrzymały się Batony.
Formalności trwały zadziwiająco krótko, więc dość szybko wjechaliśmy na piętro.
Weszłam pierwsza do apartamentu Jareda, chwilę później jego torby, a na końcu
sam Jared, choć... może nie do końca. Bo nagle w jego pokoju pojawiły się dwie
dziewczyny. To przelało szalę i Jared, łagodnie mówiąc, zdenerwował się.
-
Dzwonię po
ochronę!
-
Ale Jared!
Chcemy zdjęcie z tobą.
-
Wynocha!-
powiedziałam po polsku do nich.
-
Nie
zamierzamy ci go zabierać dziwko!- odpowiedziała w moim ojczystym języku jedna
z nich, co sprawiło że zapomniałam o chorobie i ruszyłam na nie.
Jared co prawda zadzwonił już po ochronę, ale
laski naprawdę mnie wkurzyły. No to trzeba zadziałać. Schwyciłam tę co mnie
obraziła i pociągnęłam w stronę drzwi. Dziewczyna była w szoku przez moje
zachowanie, wiec poszło z nią łatwo. Z drugą już nie było tak kolorowo, ale na
szczęście zjawiła się ochrona i złapała ją wyciągając z pokoju. Ochroniarz
popatrzył na mnie i zapytał, czy mnie tez ma zabrać.
-
Słucham?!
Jestem jego córką, a nie fanką!- wykrzyknęłam na ochroniarza.
-
No jasne.-
wzniósł oczy ku sufitowi i schwycił mnie za ramię.- A moją żoną jest Maddona.
Wynocha.
-
Proszę ją
zostawić.- poprosił Jared.
-
Świat
zwariował!- warknęłam rozmasowując sobie prawe ramię, za które trzymał mnie ten
ochroniarz.
Nie powiem, uścisk miał naprawdę niedźwiedzi.
Gdy w końcu wynieśli się z pokoju, popatrzyłam groźnie na Jareda, który suszył
zęby. Że niby co takiego jest w tym śmiesznego?! Obrażona usiadłam na łóżku i
odwróciłam się do niego plecami.
-
Obrażona? Za
co?- zapytał.
-
Mogłeś
wcześniej im powiedzieć, żeby mnie zostawili.
-
To było w
miarę zabawne jak kłócisz się z nimi.
-
Bardzo
zabawne.
Podniosłam głowę i wściekłym spojrzeniem
zmierzyłam Leto, po czym wstałam i dumnym krokiem ruszyłam do drzwi. Jednak,
gdy do nich doszłam, on stanął przede mną i oparł się o nie plecami z uśmiechem
„i co teraz zrobisz”. Stanęłam przed nim i przybrałam obojętną pozę, krzyżując
ręce na piersiach i patrząc wszędzie tylko nie na niego. Zobaczymy kto pierwszy
odpuści. Obiecałam sobie, że nie spojrzę na niego ani razu i twardo stałam przy
tym postanowieniu. Jednak pytanie które zadał sprawiło, że się przełamałam.
-
Pokażesz mi
Warszawę? I gdzie mieszkasz?
Otworzyłam usta, by odpowiedzieć „wal się
Leto”, ale ostatecznie zamknęłam ja i popatrzyłam na te jego okropne błękitne
włosy. W końcu westchnęłam i odpuściłam. On zresztą też.
-
No dobra.-
mruknęłam i wróciłam się po kurtkę.- Ale teraz.
-
Weźmy
Shannona, dobrze?- poprosił mój ojciec.
-
Nie ma
sprawy.
Tak też ubraliśmy się, a przed samym wyjściem
Jared poprosił mnie bym zajrzała do Shanna i zobaczyła, czy jest gotowy
(powiadomił go wcześniej sms'em), bo on musi jeszcze wejść do łazienki.
Wzruszyłam ramionami i ruszyłam do pokoju Zwierzaka. Według instrukcji Jareda,
powinien znajdować się pod numerem 404, więc też zapukałam w drzwi z tymi
cyframi. Nie musiałam długo czekać, po chwili stanął przede mną Szynek
opatulony kolorowym szalikiem i z czapeczką w pomponem na głowie. Uśmiechnął
się i wyszedł. Przed drzwiami do pokoju Jareda, zatrzymał się i powiedział, że
musi coś jeszcze wziąć od Jay’a, wiec niech poczekam na nich na dole. Tak też
zrobiłam. Nie czekałam na nich długo, lecz byłam trochę zdziwiona skórzanym
plecaczkiem Shannona. Czasami go brał, ale rzadko kiedy gdy szliśmy na miasto.
Ze zdziwieniem zauważyłam, że przy wejściu do hotelu nikt nie czekał na Leto,
więc korzystając z okazji, ruszyliśmy na podbój mojego rodzinnego miasta.
Miasta w którym się urodziłam i spędziłam 18 lat. Nagle zaczął dzwonić mi
telefon. Jared z Shannonem uśmiechnęli się pod nosem słysząc „the kill”, a ja
zmroziłam ich spojrzeniem i popatrzyłam na wyświetlacz mojej blackberry.
Cholera! Zapomniałam o dziewczynach!
-
No hej
Ciastko!
-
Zamierzasz
wrócić do domu?
-
A no jasne!
Przepraszam, za godzinę będę.
-
Ok., to my
idziemy na spacer po okolicy, dobrze?
-
Jasne, tylko
się nie zgubcie.
-
Pa!
Popatrzyłam na braci Leto, którzy z
zaciekawieniem rozglądali się wokół siebie. Gdy tylko przeszliśmy przez Emilii
Plater, muzycy zatrzymali się przy pałacu kultury i nauki, podziwiając go.
-
Wiecie co,
nastąpiła zmiana planów. Na starówkę pójdziemy w nocy, dobrze? Teraz musimy
kogoś zabrać.
-
Kogo?-
zainteresował się Shannon.
-
A
niespodzianka.- mruknęłam.
-
Mam do ciebie
prośbę.- usłyszałam od starszego Leto, więc popatrzyłam na niego.- Naucz mnie
mówić na Renatę, tak jak ty na nią mówisz.
-
Co?-
zapytałam zaskoczona.
-
No tak
‘cheko’.
-
Ciacho, tak?
Mężczyzna pokiwał energicznie głową i czekał
aż powtórzę. Stwierdziłam, że to wcale nie głupi pomysł, więc gdy tylko kupiłam
im bilety na komunikację miejską (a co tam! Niech się pomęczą!), zaczęła się
nauka.
-
Cia- cho.
Powtórz. – poprosiłam Shannona.
-
Che- co.
-
Nie! Cia!
-
Sia!
-
Shannon! Cia!
Mężczyzna zmarszczył brwi I poprosił mnie
żebym jeszcze raz powtórzyła. No i dopiero się zaczęło. Przez 15 minut uczyłam
perkusisty jak poprawnie wypowiedzieć ksywkę Renaty. Potem jeszcze musiałam mu
tłumaczyć co oznacza ten zwrot. Gdy w końcu załapał, cieszył się jak małe
dziecko. Co chwila mówił je sobie pod nosem i pytał mnie czy aby na pewno
dobrze mówi.
-
Jest super,
naprawdę. Będzie zachwycona, gdy do niej tak powiesz.
-
Cia-ko! Ha!
Jestem geniuszem!
-
Zamieniłeś
się z Jaredem egoizmem?- zaśmiałam się patrząc na milczącego Leto, który
przyglądał się widokom za szybą.
-
Na którym
wysiadamy?- zapytał.
-
Na ostatnim.
Jeszcze trzy przystanki.- poinformowałam młodego Leto i znów zaczęłam poprawiać
Shannona.- Możesz jeszcze do niej powiedzieć ‘Ciasteczko’. To tak
pieszczotliwie.
-
Chyba zostanę
przy Cia-ko.- stwierdził.
-
O! Wiem co
jeszcze powiesz! Spróbuj powiedzieć „Kocham cię tygrysico!”.
-
Co to
znaczy?- zainteresował się perkusista.
Kurczę, wcale taki głupi nie jest. Chcę
wiedzieć co to znaczy. Mam nadzieję, że nie dostanę w łeb, gdy trochę mu
skłamię.
-
Uważam cię za
inteligentną i piękną kobietę.
-
Podoba mi
się. To jak to było?
No i w ten sposób zaczęłam go uczyć tego
zdania. W końcu autobus zatrzymał się na pętli i wysiedliśmy z niego. Chłopcy
widząc park, zatrzymali się zdziwieni nie mogąc uwierzyć, że mieszkam w takim
miejscu. Pogoniłam ich, mimo że pogoda była cudowna. Słońce co prawda już się
chowało, ale ostatnie jego promienie oświetlały całe piękno tego miejsca.
Zadowolona, że zrobiłam wrażenie tym gdzie mieszkam, zaczęłam iść w kierunku
domu. Jednak aby do niego dojść trzeba było przejść przez zaśnieżone boisko i
jedną z alejek parku. Pomimo ładnej pogody było starsznie zimno. Z daleka już
zauważyłam dwie postacie stojące przy dwóch śnieżnych rzeźbach. Gdy podeszliśmy
bliżej, dziewczyny przygotowywały amunicję w postaci śnieżek. O nie, mam
nadzieję, że to nie będzie wojna, bo jakoś nie mam ochoty na bycie w śniegu w
tym stanie chorobowym.
-
Cześć!-
przywitałam się z kobietami, które podniosły głowy i widząc Leto przybrały miny
„a nie mówiłam”.
-
Jared! Stań
tu proszę, pomiędzy tymi rzeźbami!- poprosiła Ciacho.
Leto nie wiedząc o co chodzi, spełnił ich
prośbę uwczesnie prosząc by nie rzucały w niego śniegiem, bo jest chory. Ja za
to z Shanimalem stanęliśmy przy kobietach i zacisnęliśmy mocno usta żeby się
nie śmiać. Rzeźby przedstawiały młodszego Leto. Nagiego żeby nie było. Bez
żadnych listków w miejscach intymnych.
-
Wy to
zrobiłyście?- zapytał Shann.
-
Ładne, nie?
-
Jared, stój
tam jeszcze i się nie ruszaj, proszę!- powiedział Shannon i wyjął telefon, by
zrobić zdjęcie.
-
Cholera, że
on musi mieć płaszcz na sobie. Zasłania kroczę. - jęknęła Fancy.- Tak nie
porównamy, która miała rację. Jared, podwiń płaszcz troszeczkę.
Leto wytrzeszczył na nas oczy, a ja zaczęłam
kaszleć, by ukryć niepohamowaną falę śmiechu. Jedna z rzeźb miała bardzo dużego
penisa, za to druga miała... dosłownie witkę zamiast niego. Od razu było
wiadome, który „bałwan” był czyj.
-
Jared! Odejdź
trochę, bo nie chcę byś dostał śnieżką, ale nie podchodź do nas!- wykrzyknęła
Fancy i podała śnieżną kulę Renacie, która z uśmiechem na ustach wzięła ją do
ręki i przymierzyła się na rzeźbę koleżanki.
-
Wybacz Jay,
czas skrócić twoje marzenia.- powiedziała cicho i zamierzyła się na krocze.
Rzuciła śnieżką, lecz trafiła w śnieżne udo
swojej ofiary. Przeklęła cicho pod nosem i patrzyła, jak Wright przygotowuje
się do rzutu. Francuzka posłała realnemu Jaredowi całusa i rzuciła swoją
śnieżkę. Gdy tylko część śnieżnego penisa odpadła, zaczęłyśmy bić jej brawo, a
Shannon dostał ataku śmiechu. Jared odszedł rzeźby i popatrzył na nie. W tym
czasie Renata zamierzyła się, by ostatecznie pozbawić rzeźby członka.
-
Co to?-
zapytał brata aktor.
-
Patrz Jared,
jak pozbawiam cię przyrodzenia.- zaśmiała się Ciacho i rzuciła.
Jednak zrobiła to z taką siłą, że zamiast
odrąbać pozostałą część, kula przykleiła się do rzeźby.
-
Chyba ci
spuchł, braciszku.- wyjąkał Shann i dostał takiego ataku śmiechu, że zgiął się,
a potem wylądował na kolanach w śniegu.
-
Ja... ja...
jak możecie!- wyjąkał Jared w końcu zdając sobie sprawę czego dotyczą rzeźby.
Stanęłam nad Shannonem i opierając się o jego
plecy próbowałam nabrać powietrza do moich płuc. Jared widząc śmiejące się
kobiety, wziął garść śniegu, który uformował w śnieżkę i po chwili Renata
dostała kulą w plecy. Natychmiast się odwróciła i zmierzyła go ostrzegawczym
spojrzeniem, co mogło skończyć się tylko bitwą. Jednak Shann widząc co się
święci, ruszył na pomoc bratu i natarł na moją mamę. Za to Jared zaczął gonić
Fancy. Kobieta pomimo śmiechu była niesamowicie szybka, a Jay który był choroby
nie miał z nią szans. Mógł liczyć tylko na farta. I szczęście uśmiechnęło się
do niego, bo dziewczyna poślizgnęła się na zamarzniętej kałuży i wywinęła
pięknego orła, a raczej powinnam go nazwać feniksem, na śnieg. Jared ledwo
dysząc stanął nad nią, by potem ukucnąć i zacząć przysypywać ją śniegiem.
Kobieta próbowała się uwolnić od niego, ale wokalista pomimo rzekomego
wymęczenia chorobą, nadal nacierał ją śniegiem. Co mogłam zrobić? Minęłam
Ciacho, którą mocno trzymał Shannon i skoczyłam na plecy młodszego Leto, co
skończyło się tym, że zrobiłam fikołka i wylądowałam obok Fancy.
-
Dzięki za
pomoc.- zaśmiała się.- Jaaaared! Ja mam łaskotki!- krzyknęła mi prawie, że do
ucha i dostałam od niej łokciem w żebra.
-
A zarzekałaś
się, że dajesz sobie radę z końmi.- zaśmiał się Leto.
Odsunęłam się czym prędzej od nich i
próbowałam rozmasować żebra. W tym czasie Francuzka zebrała się w sobie i
przewaliła Jared. Nie mam pojęcia, jak to zrobiła, bo była na przegranej
pozycji, ale usiadła na nim okrakiem i z uśmiechem zwycięzcy przyglądała się
jego zaskoczonej twarzy.
-
Potrafię
sobie poradzić nawet z rzucającym się ogierem.- zaśmiała się.- Wiesz co później
z takimi robię?
Jay otworzył usta, ale ostatecznie je znów
zamknął. Fancy poklepała go po piersi i pochyliła się nad nim, jakby chciała coś
wyszeptać, jednak powiedziała te słowa głośno.
-
Potem to ja
je kastruję.
Jared jednak nie zareagował na te słowa.
Wpatrywał się w niebieskie oczy brunetki i był oderwany od realności. Nie
trwało to długo, ale mi wystarczyło zaobserwować, jak nagle wybudza się z tego
amoku. Delikatnie ściągnął dziewczynę z siebie i wstał ze śniegu. Otrzepał się,
lecz na jego twarzy już nie gościł uśmiech. Zmartwiło mnie to, bo Jared
naprawdę momentami zachowywał się dziwnie w stosunku do Fancy. Jednak
dziewczyna chyba tego nie zauważyła, albo przypisała to strachowi przed
kastracją. Cali mokrzy wróciliśmy do domu. Szybko zrzuciliśmy z siebie mokre
ubrania, Fancy oraz Jared zajęli łazienki, więc ja, Shannon i Renata usiedliśmy
na kanapie. Oni nie byli mokrzy, w końcu jako jedyni nie tarzali się w śniegu,
a ja... No 3 łazienki nie mam. Okręciłam się kocem i usiadłam z nimi w salonie.
Shannon z ciekawością rozglądał się po pomieszczeniu, w przeciwieństwie do
Ciacho, która wzrok miała utkwiony we mnie.
-
Jared cię
woła.- usłyszałam z jej ust.
Zdziwiona podniosłam się i ruszyłam do
łazienki, którą zajmował.
-
Potrzeba ci
czegoś?- zapytałam.
-
Hym... nie
mam się w co ubrać, rzeczy są mokre.
-
Chwila, zaraz
znajdę jakiś szlafrok.- powiedziałam i poszłam do sypialni rodziców.
Co prawda wszystkie szlafroki wykorzystałam
dla dziewczyn, ale kiedyś wydawało mi się, że widziałam w szafie dwa nie
rozpakowane szlafroki. I na szczęście okazało się to prawdą. Jeden był różowy,
a drugi niebieski. Początkowo chciałam dać Jaredowi różowy, ale stwierdziłam,
że nie będę już taka. Zapukałam do drzwi łazienki i weszłam do środka. Jay stał
cały mokry przed umywalką i przyglądał się sobie w lustrze. Jezu, co za narcyz.
Popatrzyłam na ręcznik, którym opasał sobie biodra i aż się zapowietrzyłam. Mój
ulubiony prywatny niebieski ręcznik! Oj chyba zaraz się wrócę i dam mu różowy
szlafrok.
-
Ej! To mój
ulubiony ręcznik!
-
Już jest
mój.- odrzekł bezczelnie i patrząc w lustro zaczął mi się przyglądać.
Prychnęłam oburzona jego zachowaniem i
rzuciłam w niego szlafrokiem. Jednak nie przewidziałam, że żeby go złapać Jared
zrobi taki ruch, że niebieski ręcznik zjedzie z jego bioder i znajdzie się na
ziemi. Natychmiast zamknęłam oczy i odwróciłam się do niego plecami. Ja nic nie
widziałam, ja nic nie widziałam! Z jednej strony chciało mi się śmiać z tej
sytuacji i niezdarstwa Jareda, a z drugiej byłam trochę zawstydzona widząc go
nagiego.
-
Ej no!-
powiedział Jay.
-
To za to, że
wziąłeś mój ręcznik!- odpowiedziałam i otworzyłam drzwi.
Jednak wychodząc odwróciłam się w jego stronę
i wystawiłam mu język. Na szczęście miał już zakryte dolne części ciała.
-
Masz za
swoje!
Zamknęłam za sobą drzwi wciąż chichocząc i
wróciłam do Shanimala z Ciastkiem. Usiadłam obok nich i próbowałam się
uspokoić. Popatrzyli na mnie jak na debila, ale dalej prowadzili konwersację.
Gdy się uspokoiłam, przerwałam ją mówiąc, że Shannon nauczył się pewnej rzeczy,
którą chciałby się przed moją matką pochwalić. Perkusista od razu zrozumiał o
co chodzi i ucieszony popatrzył na Renatę, by potem ładnie powiedzieć „Cia-ko”.
Gdy tylko zobaczył uśmiech na twarzy blondynki, zaczął się puszyć jaki to on
jest niesamowity i zdolny. To jeszcze bardziej rozbawiło moją przyjaciółkę,
więc jeszcze szerzej się uśmiechnęła, co Shann wziął za dobrą prognozę. W końcu
Jared wypełzł z łazienki, więc mordując go wzrokiem, wzięłam ubrania na zmianę
i weszłam do niej. Rzeczy rzuciłam na pralkę, a sama rozebrałam się z bielizny
i weszłam pod prysznic. Och, jak przyjemnie, gdy ciepła woda obmywa twoje
zmarznięte ciało. Nie powiem, zrelaksowałam się, więc gdy wychodziłam spod
prysznica nie spodziewałam się, że drzwi się otworzą i wejdzie nie kto inny jak
Jared. Zakryłam się schnącą na kaloryferze koszulką tego też osobnika i
wydarłam się „Jaaaared” z mocą równą, jakby spadła na mnie stonoga pod
prysznicem.
-
Ja...
zapomniałem blackberry.- wyjąkał zmieszany.
-
To jest twoje
revenge?!
Nagle w drzwiach pojawiła się Ciacho, która
widząc mnie w samym ręczniku, złapała Jareda za kaptur od szlafroka i
wyciągnęła z łazienki.
-
Shannon! –
wydarła się, a potem zaczęła krzyczeć na Jareda.- Ty zboczeńcu jeden! Córkę mi
nachodzić w łazience ci się zachciało!
Zaczęłam się śmiać i podeszłam do drzwi, by je
zamknąć, tym razem na zamek. Dobra, od teraz gdy jest w pobliżu jakiś Leto
trzeba zamykać drzwi na klucz. Założyłam bieliznę i na to szlafrok, po czym
opuściłam łazienkę. Stając w salonie zauważyłam, że wszyscy tam siedzą. Fancy i
Jared w szlafrokach, a Renata i Shanimal w normalnych ubraniach.
-
Zboczeniec.-
mruknęłam przechodząc obok Jareda.
-
Ej no. Jest
remis. Ty widziałaś mnie nagiego, a ja ciebie.
-
Idiota.-
skomentowałam na co reszta zaczęła się śmiać.
Usiadłam w fotelu czując jak pieką mnie
policzki. I to tym razem bardziej z zażenowania niż z choroby. Jaredowi zaczął
dzwonić telefon, więc wyszedł z pokoju, a Shannon zapytał, czy on też może
wziąć prysznic.
-
Jasne. Nawet
masz szlafrok w łazience.- odpowiedziałam.
Mężczyzna wstał i udał się w stronę z której
ja niedawno przyszłam. Popatrzyłam na dziewczyny, które nagle znalazły się przy
mnie i zaczęły się pytania.
-
I co? I co?
Ma coś tam???
-
Eee...-
bąknęłam.- Nie wiem.
-
Jak to nie
wiesz?!
-
Nie wiem.
Zamknęłam oczy zanim się przyjrzałam.
-
No ja nie
mogę!- westchnęła z rezygnacją Fancy.
-
Jak takie
ciekawe to wcale nie tak trudno znaleźć się w jego łóżku.- palnęłam, czego od
razu pożałowałam.- Zapomnijcie o tym co przed sekundą powiedziałam. Ech, o 21
wychodzimy na miasto, dobrze? Przygotujcie się.- mruknęłam i wstałam z fotela.
-
Gdzie
idziemy?
-
Na starówkę
i... pewnie zahaczymy o jakiś bar.
Kobiety stwierdziły, że mają mało czasu, więc
poszły do siebie się przygotowywać. A ja wzięłam telefon i wybrałam numer do
Natou. Chwilę czekałam, aż odbierze, ale w końcu to zrobiła.
-
Co?
-
Za godzinę
przy rondzie z palmą. No dobra. Za 1,5 godziny.
-
Zwariowałaś.
Jest w pizdu zimno. Nigdzie nie idę.
-
Idziesz.
Shannon stawia.
-
Co?!
-
Ogłuchłaś?-
zaśmiałam się słysząc zdziwienie w jej głosie.
-
Za półtorej
godziny tak?
-
Do
zobaczenia.- pożegnałam się i odłożyłam blackberry.
Godzinę później o dziwo wszyscy byli gotowi.
Jared co prawda założył na swój zgrabny tyłek wilgotne spodnie, ale nie miał
wyboru. Oj coś czuję, że sobie przeziębi dolne partie ciała. Ale cóż zrobić,
nie chciał założyć spodni mojego ojca. Co prawda stare i o dwa rozmiary za
duże, ale suche. No, ale Jared jest dorosłym mężczyzną, robi co uważa za
słuszne. Choć... Fancy wzięła sprawę w swoje ręce. Podeszła z tymi spodniami do
Leto i uśmiechając się uroczo do niego poprosiła go, by je założył.
-
Och Jared,
proszę. Wiesz co może się stać, gdy wyjdziesz w tych mokrych? Przyjmijmy, że
jednak w nich wyjdziesz. Na dworze temperatura jest grubo poniżej zera, więc
będzie ci zimno. Jak sobie zaziębisz swoje skarby to pewnie złapiesz jakieś
zapalenie, a wierz mi, że to może być bardzo bolesne. Wyobraź sobie, zero seksu
przez kilka miesięcy, bo tyle trwa leczenie takich schorzeń.- mówiła, a jej
mimika twarzy oddawała zmartwienie, strach i niepokój o młodszego Leto, który
zaczął wątpić w swoją dobrą decyzję.- Radzę ci kochaniutki olać modę i założyć
coś w czym się nie rozchorujesz jeszcze bardziej, bo jeszcze potem się okaże,
że coś ci odpadnie.- szepnęła delikatnie klepiąc go po kroczu.- Ale to już twój
wybór.
Ostatecznie Jay wziął od niej spodnie i
poszedł się przebrać, a dziewczyna uśmiechnęła się zwycięsko w naszą stronę.
Pokiwaliśmy z uznaniem głową, a potem zaczęliśmy się śmiać, gdy kobieta wytarła
dłoń, którą dotknęła wybrzuszenia spodni Jareda o swój rękaw. Niecałe 5 minut
później staliśmy na przystanku i czekaliśmy na autobus, który się spóźniał.
Shannon stwierdził, że w kupie raźniej, więc przytuliliśmy się do siebie i
skakaliśmy w miejscu.
-
Czuję się jak
przed koncertem.- stwierdził Jared.
-
To ja chcę
być Timem.- zaśmiała się Wright.
-
To ja Tomo.-
szybko powiedziałam.
-
Nie ma mowy.
Nie będę Braxtonem.- powiedziała Ciacho.- Nie lubię się przytulać.
-
Nie?- zapytał
zawiedzony Shannon.
-
Nie z obcymi
ludźmi.
-
Czy zyskałem
już miano nie obcego?- zapytał ze śmiertelnie poważną miną, na co cała reszta
wybuchnęła śmiechem.
-
Ale nie
przesadzaj.- powiedziała uśmiechając się do niego.- I nie, gdy wyglądasz jak
klaun z cyrku.
W końcu autobus nadjechał, a my wsiedliśmy do
niego. W połowie drogi Jared zapytał, czy nie chcę usiąść. Tak w czasie, ale
doceniłam sam ten gest. Powiedziałam, że raczej wolę postać. W końcu z 15
minutowym spóźnieniem wysiedliśmy na przystanku „muzeum narodowe”. Jared widząc
napis „muzeum” zapytał czy możemy do niego wejść, co skończyło się tym, że
wszyscy popatrzyli na niego jak na idiotę. Cóż... była prawie 22, a on chciał
iść zwiedzić muzeum. Zignorowaliśmy jego prośbę i poprowadziłam wszystkich na
Nowy Świat. Na przystanku czekała na mnie Natou, która w grubej puchowej
kurtce, z naciągniętym na głowę kapturze stała skulona obok kosza na śmieci.
Coś czuję, że mnie zabije.
-
Ocipiałam
żeby wychodzić na taki mróz dla tych debili!- krzyknęła na mnie i przytuliła
się.
-
Cześć Natou!
Hym... to jest Natou, a to Fancy.- powiedziałam wskazując na kobietę w
ślicznych kozakach na wysokim jak dla mnie obcasie i kurtce, która idealnie do
nich pasowała.- Resztę raczej znasz.
-
Cześć!-
przywitali się chórem, jak w przedszkolu.
Całą 6 osobową grupą ruszyliśmy najdroższą
ulicą Warszawy w kierunku Krakowskiego Przedmieścia i Starówki. Dzięki dobremu
towarzystwu, droga minęła nam szybko, a my nawet nie odczuwaliśmy mrozu. Gdy
doszliśmy na miejsce rozpoczęło się poszukiwanie jakiegoś ciepłego miejsca, w
którym moglibyśmy wypić piwo. Ostatecznie naszym wybawcom okazała się być
Natou, która znalazła jakiś jeszcze otwarty klub, z którego dochodziła dudniąca
muzyka. Nie mając za wielkiego wyboru, weszliśmy tam. Na początku ani mnie ani
Natou nie chciano wpuścić, bo stwierdzili, że jesteśmy nieletnie, ale gdy
pokazałyśmy dowody osobiste, w końcu nas przepuścili.
-
No Jared.
Zestarzałeś się, skoro nie chcą od ciebie dowodu.- zaśmiał się Shann.
-
Spadaj
staruszku.
-
Ojoj! Chyba
uderzyłem w czuły punkt.
Jared prychnął w odpowiedzi i ruszył w głąb
klubu. Znaleźliśmy jedyny wolny stolik, do którego przystawiliśmy dwa krzesła i
usiedliśmy przy nim. Shannon stwierdził, że to on zbierze zamówienia. Ogromnie
się zdziwił słysząc, że ani jego brat, ani Ciacho nie chcą alkoholu.
Stwierdziłam, że nie da sobie rady samemu przynieść do stolika napoi, więc
wstałam by mu pomóc. Przy barze stał jakiś niezbyt inteligentny chłopak, więc
gdy Shannon zaczął wymieniać co chce, chłopczyna nic nie zrozumiał.
-
Raz piwo
litrowe, raz małe z sokiem malinowym i dwa duże piwa. –powiedziałam.- Do tego
dwa razy sok pomarańczowy.
Tym razem, gdy usłyszał zamówienie po polsku,
od razu zrozumiał o co prosimy. Chwilę później wszystko to wylądowało na
naszych tacach, a Shannon uregulował rachunek. Postawiliśmy napoje na stole i
każdy odebrał swój. Od razu humor polepszył się co poniektórym i po 30 minutach
graliśmy w „butelkę”, tylko, że butelkę zastępowała łyżeczka, którą położyliśmy
na podkładce do piwa. Zasady i reguły też się trochę zmieniły, ale to już
norma. Shannon zakręcił łyżeczką, która wskazała mu Natou.
-
Prawda czy
zadanie?- zapytał.
-
Niech będzie
zadanie.
-
Pośliń tę
łyżeczkę i przyklej ją sobie do nosa, a potem wstań i obejdź stół tak by nie
spadła.
Natou zrobiła wielkie oczy, ale wzięła
łyżeczkę i zrobiła to co jej kazał. Co prawda ze dwa razy musiała ją łapać, ale
i tak nieźle jej poszło. Natou wylosowała Shannona, więc z wrednym uśmieszkiem
zapytała co wybiera. On także wybrał zadanie, więc chwilę później musiał się
przejść od stolika do baru z kuflem piwa na głowie. Nie wiem jak to zrobił, ale
udało mu się. A tak liczyłam, że ta resztka piwa wyleje się na niego. Gdy
odstawił szklane naczynie na stół, zakręcił łyżeczką i wypadła Fancy, która
wybrała prawdę.
-
To powiedz
mi... hymm... jaki masz rozmiar stanika?
Wszystkie kobiety w tym
gronie zrobiły facepalm’a słysząc pytanie Shannona. Tylko mężczyzna mógł je
zadać. Jednak niezrażona Francuzka odpowiedziała mu, że ma miseczkę C.
-
Nie wierzę
ci! Muszę sprawdzić.- stwierdził Shann.
-
Nie w tym
wcieleniu kochany.- odpowiedziała mu kobieta i zakręciła łyżeczką, która padła
na Jareda.- Prawda czy wyzwanie?
-
Wyzwanie.-
odpowiedział pewny siebie Jay.
-
Okey... to...
zrób nam striptiz tańcząc na stole.- zaśmiała się dziewczyna.
-
Słucham?!
-
No dalej
Panie pewny siebie.- zaśmiała się Natou.
Jared kazał odsunąć wszystkie napoje i wdrapał
się na stół. Gdy stanął na nim musiał się zgiąć, by nie przywalić głową w
sufit, który był wyjątkowo nisko. Ale pomimo tego zaczął... no dobra, nazwijmy to tańczeniem i
zdejmowaniem ubrań w jednym. Zdejmując
bluzę Ciacho włożyła mu w spodnie banknot 10 złotowy co rozśmieszyło resztę.
Przy koszulce stracił równowagę i zleciał na Fancy i brata.
-
Podobało mi
się.- zaśmiałam się.- Kręcisz Jay.
Jay wylosował Ciacho, która potem mnie, ja
Shannona, który wylosował Natou i a ona jego i jak można było się spodziewać,
po 3 razie Natou znów wylosowała Shannona.
-
No nie! To
nie fair! My też tu jesteśmy.- jęknęłam.
-
Dobra Shann,
wiem. Wyzwanie. Hym... co by ci tu dać. Wiem! Poderwij jakiegoś przystojnego
kolesia!
-
Zwariowałaś?!
-
Najwidoczniej.
No dalej! Idź poderwać gorącego ogiera!
Shannon wstał od stolika z niezbyt szczęśliwą
miną, ale zniknął w tłumie tańczących na parkiecie. Wszyscy z zaciekawieniem przyglądaliśmy
się temu, jak podchodzi do jednego z samotnych mężczyzn, który słysząc jego
propozycję o mało co nie dostał zawału. Uciekł przed nim szybciej, niż ja z
Renatą przed rzeżuchą Jareda na koncercie. Na chwilę zniknął nam z widoku, lecz
potem pojawił się trzymając pod ramię wysokiego mężczyznę, który okazał się być
Hiszpanem. Gdy dał mu buziaka w policzek, stwierdziliśmy, że zaliczamy mu to
zadanie. Biedny ciemnowłosy chłopak zasmucił się, że Shannon tylko udawał i
podłamany odszedł od naszego stolika.
-
Zemszczę
się.- mruknął Szynek w stronę Natalii.
Jednak tym razem łyżeczka skierowała się w
stronę brata, który tym razem wybrał szczerość. Shann niestety naszym zdaniem
zmarnował tę szansę, bo nic ciekawego się nie dowiedziałyśmy. Gdy tylko młodszy
Leto zakręcił łyżeczką, zatrzymała się ona na Ciacho, która wyjątkowo wybrała
zadanie. Stwierdziła, że Jared jest za głupi i się jej boi by wymyślić coś
wrednego. No ale stało się inaczej.
-
Pocałuj
Shannona.
Piwo, które właśnie wzięłam do ust wyplułam z
powrotem do szklanki nie mogąc uwierzyć w to co kazał Renacie zrobić Jay. Mam
nadzieję, że już wybrał sobie nagrobek i trumnę, bo nie sądzę by moja
przyjaciółka była zadowolona z tego zadania.
-
Nie ma mowy.
-
Wybrałaś
zadanie. Do roboty.
-
Najpierw on
się ogoli.- zażądała blondynka.
-
Dalej Ciacho!
Miejmy to z głowy.- powiedziałam do mamy.
-
I ty
przeciwko mnie?!
-
Taka gra.-
odpowiedziałam szczerząc zęby.
Ciastko wstała i podeszła do Shannona.
Krzywiąc się musnęła jego policzek i już chciała wrócić do siebie, ale Jared
złapał ją za rękę zatrzymując.
-
Chyba sobie
żartujesz. W usta.
-
Nie
skonkretyzowałeś jaki to ma być pocałunek, więc... ja wypełniłam swoje zadanie.
Jared przybrał pozę obrażonego dziecka i
patrzył zły, jak Renata siada i kręci łyżeczką. Wypadło na mnie.
-
Prawda czy
wyzwanie?
-
Eee... niech
będzie prawda.
-
Czy Jared ma
małego czy dużego, a może witkę?- zapytała.
-
Ciachoooo!-
jęknęłam.- To pytanie do Jareda, nie do mnie.
-
Jego
odpowiedź wszyscy znamy.- prychnęła Natou.
-
Em...-
mruknęłam próbując sobie przypomnieć co widziałam przez te ułamki sekundy zanim
zamknęłam oczy.- Ja się nie znam.- jęknęłam zawstydzona.
-
Dajesz!
-
Eee...
niestety nie ma witki i małego też nie.
-
Dobra, to
znaczy że sobie przykleił.- stwierdziła Natou, na co kobiety zaczęły się śmiać.
Zażenowana pytaniem, zakręciłam i wypadło na
Shannona. W końcu! Uśmiechnęłam się łagodnie, by Leto się nie zorientował o co
chodzi i powiedziałam, że ma powiedzieć coś miłego osobie, która mu się
najbardziej podoba z tego towarzystwa po polsku. Shann zrobił zakłopotaną minę,
ale potem uśmiechnął się szeroko jakby dostał olśnienia i poprosił mnie na
chwilę na bok, bym przypomniała mu to zdanie, którego nauczył się w autobusie.
Gdy wróciliśmy Shannon popatrzył na Renatę i powiedział.
-
Cia-ko, kokam
cia tygrysico.
Po jego słowach nastała kompletna cisza, którą
przerwał śmiech Natou. Ja o mało co też się nie udusiłam śmiejąc się może nie
tyle z tych słów, a miny Ciacho i Shannona, który wydawał się zdezorientowany.
-
Boże! Zaraz
się poszczam ze śmiechu! Shannon jesteś moim mistrzem.- zdołała z siebie
wykrztusić Natalia, której tak jak i mi już leciały łzy z oczu.
Cudowna akcja. Tym bardziej, że Shanimal nie
wiedział z czego my się śmiejemy. Ciacho natychmiast popatrzyła na mnie i
dosłownie zmroziła mnie spojrzeniem. Ojej... chyba podpadłam. Shann zaczął się
pytać co źle powiedział, więc musiałam mu wytłumaczyć o co chodzi.
-
Bo widzisz...
„Kocham cię tygrysico” wcale nie znaczy „uważam cię za piękną i inteligentną
osobę”. Choć zawsze można to podciągnąć...
Shann w miarę słuchania przybierał tak zwanego
„poker face’a”, ale wiedziałam, że straciłam jego zaufanie. Widząc karcący
wzrok mojej matki, przeprosiłam go za to. Shann na szczęście przyjął to dość
dobrze i nawet sam zaczął się z tego śmiać. Mi za to przypomniało się, jak uczyłam
Belgów kilku zwrotów po polsku w stylu „kocham cię kotku”.
-
No i tak im
się spodobało to „kotku”, że dodawali to wszędzie. Najbardziej śmieszyło mnie,
jak mówili „nienawidzę cię kotku”.
-
Kocham cię
kotku?- powtórzył Shann do Jareda.- Dobrze powiedziałem?
-
Ale takie coś
to raczej się mówi do kobiet, Shannuś.- zaśmiałam się.
-
Och!
Nienawidzę cię kotku!- powiedział przestraszony do brata, na co ja z Ciacho i
Natou zaczęłyśmy się śmiać.
-
Kotku jest
jak „honey”. I love you honey i kocham cię kotku, to, to samo.- wytłumaczyła mu
Ciacho.
Stwierdziliśmy, że koniec
tej gry i poszliśmy na parkiet. Muzyka może nie była jakaś...hym... ambitna,
ale dało radę poruszać się do jej rytmu. Zmęczona usiadłam na ławie przy barze
i wyjęłam telefon. Zaskoczona popatrzyłam na wyświetlacz, nie mogąc uwierzyć,
że jest już grubo po 3 w nocy. Pamiętając, że dnia następnego chłopcy mają
koncert, zebrałam wszystkich do kupy i powiedziałam, że trzeba się zbierać. Po
wsadzeniu Natou do taksówki (woleliśmy nie ryzykować, że coś jej się stanie po
drodze jeśli by jechała nocnym), sami wzięliśmy drugą i podaliśmy adres hotelu
Marsów. Ku naszemu zdziwieniu przed hotelem czekali fani. Była prawie 4 w nocy,
a oni siedzieli i czekali przed. Odebrało mi mowę widząc tych ludzi, ale też w
głowie zaświtał pomysł. Poprosiłam kierowcę żeby zawiózł nas do mojego
mieszkania i stwierdziłam, że w końcu Leto mogą spać w sypialni moich rodziców.
A że to bracia, więc pewnie nie będą mieć nic przeciwko spaniu w jednym łóżku.
Bracia nie mieli zbytniego wyboru, tylko z grzeczności ich zapytałam czy nie
lepiej będzie im spać u mnie. Shanimal będący w wyśmienitym humorze dzięki
procentom, zaczął śpiewnie nam odpowiadać, że się bardzo cieszy. W pewnym
momencie Jared nie wytrzymał i przyłożył rękę do ust brata by powstrzymać jego
nieudolny śpiew. Gdy zajechaliśmy pod moją klatkę, zapłaciłam taksówkarzowi za
kurs i weszliśmy po schodach na piętro, na którym znajdowało się moje
mieszkanie. Otworzyłam drzwi i pozwoliłam moim gościom wejść do środka, choć
Shannon to raczej wpełzł. Dwa kufle piwa i kilka drinków to niezbyt dobra
kombinacja, ale i tak muszę stwierdzić, że trzymał się całkiem nieźle. Jak się
okazało już w domu, Leto byli na to przygotowani i w skórzanym plecaczku
Shannona była bielizna na zmianę oraz koszulki. Nie mając zbytnio siły,
pokazałam im ich pokój, po czym sama padłam na swoje łóżko i zasnęłam w
ubraniu.
___________________________________
Jak na razie nieźle idzie mi dodawanie rozdziałów :) Jeszcze jeden i potem będzie już gorzej… Adka, co do drugiego skojrzenia z „Kucykiem” to trafiłaś w 10 ;) Dzisiejszy rozdział sprawdzony przez Anię, wiec jeśli coś jest nie tak to jej wina!xD Chce to dać jak najszybciej, bo muszę niestety jechać, a kompa nie zabiorę, bo to nie laptop. Hym… Mam nadzieję, że spodobał Wam się ten rozdział na wesoło. Dużo śmiechu I hope so :) no i w następnym koncert w Warszawie ;) Będzie very specjal. Nie do końca taki jak był w realu, ale… nie ważne. Przekonacie się.
Jestem niesamowicie zawiedziona jeśli chodzi o komentarze. Zazwyczaj było ich ok.10 a ostatnio to 6 -.-” Mówię to po raz milionowy ale bardzo są one dla mnie ważne (ale szyk zdania zrobiłam o.O) i bardzo mi na nich zależy. Więc piszcie… pliss.
Tym razem dedykuję rozdział Natou i Ciastku ;* Haha, jest on dla Was <3
Edit. Tu Ania. Musiałam dodać rozdział jeszcze raz,bo urwało kawałek tekstu i zapraszam do czytania i komentowania.
No tak. Nie ma to jak zwalać na Anię. PRZEPRASZAM JAK COŚ BĘDZIE NIE TAK,ale kazała mi to szybko sprawdzać.
OdpowiedzUsuń-ania
Chyba w dwóch miejscach poucinało tekst, więc nie wiem, czy powinnam komentować.
OdpowiedzUsuńOgólnie bardzo mi się podobało. Wreszcie jakieś optymistyczne i pozytywnie zakręcone sytuacje. Będę cierpliwie czekać na next.
-onisa
Dzięki za szybkie dodanie brakujących fragmentów. (tu ukłony w stronę Ani) :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że nieźle oddałaś atmosferę przylotu Marsów do Wa-wy. Te sikające w majty fg… wrrr… do tej pory, gdy o nich myślę, mam ochotę czymś cisnąć o ścianę. :/ Jak zobaczę je w Łodzi( a muszę zaznaczyć, że mam pamięć do twarzy), to przywalę prosto w twarz, żeby im wreszcie klepki w mózgach poustawiały się w dobrych kierunkach. Ale może nie będę się na ten temat rozpisywać, bo mogę tak długo…
Uwielbiam motywy barier językowych w tego typu opowiadaniach. Żart z Shannonem był świetny. ;)
Musze też pochwalić, że dajesz komuś rozdziały do sprawdzania. Od razu widać różnicę i to na lepsze. Przecinki nie skaczą, nie ma literówek. Po prostu nic, tylko czytać. ;)
Co do striptizu na stole… jakoś nie było to dla mnie prawdopodobne, bo „teraźniejszy Jared” za bardzo dba o swój wizerunek… Niemniej jednak był to bardzo ciekawy motyw.
co do spodni po tacie, to nie wiem czemu, ale wyobraziłam sobie, jak Dziad ma na sobie dizajnerskie ciuszki, a do tego takie mega wielkie, marmurkowe jinsy dzwony, z mega szerokimi nogawkami. Takie jak u kreskówkowych hipisów. Nie powiem…. groteskowy widok. :P
Co tam jeszcze, co tam jeszcze…
Chyba tyle.
BTW: Pojechałaś z tym „Nie chcę być Braxtonem.” Tak mi się biednego chłopaka żal zrobiło. Dobrze, że go tam nie było… Chociaż właśnie!Postulat! Więcej Braxtona! (No i Tima w sumie też… no i może Kennyego! XD)
Co do Alexandra, to przypominają mi się spotkania krakowskiej grupy i wspólne oglądanie filmów… coś epickiego. Ale to może kiedyś ci jeszcze napisze, jak będziesz chciała. ;)
Sam film osobiście bardzo lubię i co ciekawe jest to jeden z kilku filmów, które gdy oglądałam pierwszy raz, to nie wiedziałam, że gra tam Dziad i w ogóle go nie zauważałam. xP Nie pytaj, jak to robiłam.
Chyba już nie mam więcej pomysłów na to, co ci tu napisać.
Och! Wiem! Faje by było, jakbyś objechała trochę wywiady robione w Wa-wie. Wiem, jestem wredna, ale cóż… TRUDNO! :P
Pozdrawiam, czekam niecierpliwie na next(och nie wiem, jak ja to zrobię) itd itp
-onisia
hahahahahha! akcje w klubie mnie powaliły! Shannon, który mówi po polsku (btw to uwielbiam jak obcokrajowcy kaleczą nasz język, jest to strasznie zabawne ;D), Dziad tańczący na stole (już to widzę jak to robi ;P).
OdpowiedzUsuńBitwa na śnieżki i zdezorientowany Jared, który nie wiedział o co chodzi i Szynek, który mu zdjęcia robił, też to było przegenialne! I ten moment z Fancy….aaaa…już się nie mogę rozwinięcia tego wątku doczekać!
Miałam moment zaskoczenia, kiedy opuszczali hotel i nie było pod nim nikogo^^ odebranie z lotniska oddaje (niestety) rzeczywistość, ale chyba zacznę się modlić za dusze pozbawione rozumu, tak teraz stwierdzam^^
Strasznie mi się cieplutko zrobiło, jak były pingwinki skacząca na przystanku autobusowym! Takie kochane to było, tylko biedny Braxtuś, nikt nie chciał nim być, a on taki kochaniutki i zacieszny jest, też lubię Tima i Tomo, bo wiadomo, ale na razie nie wyobrażam sobie, że w następnej trasie marsów (o ile będzie) Braxtona może zabraknąć…:(
Alexander….na samo wspomnienie mam łzy w oczach, moja krakowska ekipa wie, że z niemilkiem ryczymy na każdym filmie, na tym nawet bardzo, więc łezka w oku się pojawia na samą myśl o tym filmie, ale cieszę się, że to jego wybrałaś, a nie np Highway, gdzie chyba bym padła jeszcze bardziej ze śmiechu! hahahahha!
No i oczywiście rozwalił mnie plecaczek Szynusia, już sobie wyobraziłam, takie złożone w kosteczkę majtusie na przebranie xD
I zastanawia mnie to, że w komunikacji miejskiej nikt ich nie poznał, ale w sumie Jared wyglądał jak trup, Shannon jak clown, to co się dziwić ;)
AAAAAAAAAAA! Następny będzie „Torrrrrrrrwarrrrrrr”! (to słowo już na zawsze będzie kojarzyło mi się jak w kółeczku siedzieliśmy przy nagrywaniu Crazy Mofo Remix i mówiliśmy jak zaczarowani” torrwarr, torrwarr, torrwarr…” ahahha!) Już nie mogę się doczekać! A najbardziej tego surprise! *modli się o Valhallę*
-lea
skoro komentarze są dla Ciebie takie ważne, postanowiłam napisać, że uśmiałam się czytając ten rozdział. akcje w klubie przypominają trochę mi moje osobiste doświadczenia, ale to nie miejsce na takie historie ;)
OdpowiedzUsuńuwielbiam Twój styl pisania, jest taki lekki i swobodny, aż miło się czyta. kibicuję ci od samego początku, będę do samego końca. jestem strasznie ciekawa, co „zaplanowałaś” na koncert w Warszawie :D
-brennan
Przepraszam, ale nie skomentuję szczegółowo, bo musiałabym analizować co drugie zdanie, ponieważ rozdział był zajebisty. Od dzisiaj jest to mój ulubiony chapter a ty jesteś moim mistrzem!
OdpowiedzUsuń-adka
nie skomentowałam od razu po przeczytaniu bo już nie miałam czasu na to ^^. ale to nie zmienia faktu, że chapter jest fajny ;D . Shannon kaleczący polski haha niebo normalnie :D a potem jak jay kazał mu pocałować ciacho (liczyłam na coś więcej a nie tylko policzek ale co tam) ;). nie wiem czy to wina mojego nastroju który mnie obejmował czytają wtedy ten rozdział, ale nie był chyba najlepszy :p dobry, ale nie najlepszy. czegoś mi tu zabrakło.. hm, może tego że jared nie miał swoich humorków albo główna bohaterka się z nim nie sprzeczła ? emm.. no nie wiem, nie umiem tego określić :D . za rozdział dałabym 4+, no dobra, w sumie to 5- bo się uśmiechałam czytając to w monitorze ^^. czekam na następny chapter i powwodzenia ;] mam nadzieje że postarasz się szybko go dodać ;**
OdpowiedzUsuń-disgrracee
Szczam ze smiechu ;D „Cia-ko, kokam cia tygrysico.” bylo the best! XD
OdpowiedzUsuńDobra ale tak jakos od poczatku xD
Sniezne Geje byly mega! ;D I pozbawianie go przyrodzenia… Z checia bym to zrobila ;>
Jezuu jakby mi tak wbij Dziad do lazienki to zabilabym! xD Wiem ze dla Klaudii to tata ale mimo wszystko… bleee Jared na golasa!
W połowie gry w ‘butelke’ pierdolnelam i nie moglam dalej czytac ;D
Brakowalo mi troche akcji z klutniami Jaya z Klaudia ale to pewie przez to ze za bardzo sie przezwyczailam do tego ;p
Mam wielka nadzieje, ze to co piszesz o dodawaniu nastepnych sie nie spelni ;( nie chcee przerwy :< No i czekam na nastepny jak ma byc taki very specjal ;>
-foxlater
Bardzo śmieszny rozdział :D
OdpowiedzUsuńWybacz, ale nie potrafię napisać komentarza na 3 strony A3 na jeden temat! Pisz szybko kolejny *-*
-klaudiush
Śmiechowo, śmiechowo, śmiechowo! ;D Przesadziłaś z tym nagim Jaredem! ;DD Boże! Spraw, abym nigdy nie widziała mojego ojca nago! Amen! ;D Bardzo pozytywnie!
OdpowiedzUsuń-agi
Przepraszam, ale większość czasu czytając Twój rozdział, to się śmiałam jak nienormalna :D
OdpowiedzUsuń‘cheko; mnie rozwaliło, a jeszcze bardziej ‘kocham Cię, tygrysico’ :D Aż mi się przypomniało, jak Marta śmiesznie mówiła o pewnym Brytyjczyku i genialnie wypowiadała ‘kocham Cię świnko’, bo koleś umiał tylko to :D
Akcja ze śniegiem boska. Prysznic i hahahaha :D Dobrze mu tak! I należy mu się różowy szlafrok! xD
Gra w butelkę i striptiz… Mimo, że lubię Jareda, 10 złoty to za dużo!
-Cam
Jestem odrobinkę zawiedziona. Dlaczego? Bo nie zbyt przepadam za rozdziałami, w których nie ma chłopaków. Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że rozdziały, w których są Marsi wychodzą Ci o wiele lepiej i są ciekawsze. No, ale już zacieram rączki, bo pojawia się informacja, że na drugi dzień pojawią się chłopcy. No i super! Jak przeczytałam o tych dwóch dziewczynach wieszających się na bladym, chorym Jaredzie, to aż się we mnie zagotowało. Jak można być tak nieokrzesanym? Naprawdę nie rozumiem niektórych ludzi. Tomo jak zwykle miły i szarmancki. Ten to potrafi prawić komplementy kobietom, nie ma co :D Podobała mi się ta reakcja Klaudii na te dwie dziewczyny w pokoju hotelowym Jaya, choć czuję lekki niedosyt. Gdybyś opisała to nieco dokładniej, nieco rozciągnęła, byłabym wniebowzięta, bo jak dla mnie to trochę za szybko się to wszystko rozegrało, ale pewnie taki miałaś zamysł, więc się nie wtrącam. Czapeczka z pomponem Shannona wywołała ogromny uśmiech na mojej twarzy. To takie urocze kiedy dorosły facet ubiera się jak dziecko :D Nauka języka polskiego w wykonaniu Shannona, przezabawna. Biedaczek nie daje sobie rady z tak prostym słowem. O proszę, a jednak się nauczył, choć i tak przekręcił i tak, ale w końcu to tylko Amerykanin … Ale Klaudia to wredna bestia, że tak wujcia oszukuje i podaje mu błędne tłumaczenia. Jak Shanny powie to Renacie to chyba się zleję :D Nie no te rzeźby mnie zabiły i to totalnie. Ja na miejscu Letosia poczułabym się niezręcznie. Szczerze mówiąc jakoś tak teraz nie podchodzi mi ta cały Fancy. Wcześniej wydawała mi się normalną, sympatyczną kobietą, a teraz przez to wysyłanie całusków Jaredowi i w ogóle przez takie zachowanie, jakoś tak traci w moich oczach. Podziwiam Klaudie za to, że nie spojrzała. Ja bym na pewno to zrobiła, żeby przekonać się czy plotki są prawdziwe :D Nazwanie Jareda zboczeńcem nieźle mnie rozbawiło, szczególnie, że dokładnie wyobraziłam sobie tę scenę. Klaudia z zaciętą miną przechodzi obok rozbawionego Jareda i cedzi przez zęby, półszeptem ‘zboczeniec’ , piękne :D Ten Letoś to też nie myśli, mógł spodnie dosuszyć suszarką, ja tak zawsze robię, jak muszę wyjść, a spodnie mi do końca nie wyschły. Dobry patent. Fancy klepie Jareda po kroczu? Nie, to już w ogóle mi się nie podoba. Mam wrażenie, że przeszła jakoś ogromną metamorfozę i jest teraz zupełnie kimś innym, i wcale nie jest to zmiana na plus. Wybacz szczerość, ale ta postać wydaje mi się zupełnie nieprzemyślana, w każdym rozdziale jest jakby inną osobą. Nie, zdecydowanie nie należy do grona moich ulubionych bohaterów. A już myślałam, że Jared walnie focha i nie wykona swojego zadania, ale jak widać, nawet i jemu czasami dopisuje poczucie humoru. Pytanie o rozmiar penisa Jareda mnie rozbawiło i sądzę, że gdyby któraś z pań wylosowała Jareda i ten wybrałby prawdę, to pytanie padłoby jako pierwsze :D
OdpowiedzUsuńA jednak Shannon to powiedział, powiedział to zdanie, To było boskie :D
-marion
Nawet nie wiem gdzie zaczac. Okropnie dlugi ten rozdzial. To nie krytyka ani pochwala. To nic nie znaczace zaznaczenie zauwazenia nadmiaru wolnego czasu u kogos kto powinnien sie uczyc.
OdpowiedzUsuńBede sie teraz na Tobie wyzywala ze zmuszenie mnie do pocalowania owlosionego, podpitego Shannona;)
Fancy. Nie lubie tej postaci. Po pierwsze ma imie kojarzace mi sie z panienka z filmow porno klasy Z. Po drugie pani weterynarz nie ubieralaby sie tak elegancko jak ona. Nie to ze pani weterynarz by sie tak nie mogla ubierac ale generalnie ludzie zajmujacy sie zwierzetami cenia sobie wygode i prostote. Poza tym nie maja czasu na lazenie po sklepach slawnych projektantow.
Nie lubie tez jej dlatego ze w jakis sposob przypomina zenska wersje kobiecej strony Jareda.
Jest zimna i wyrachowana. Przynajmniej na mnie sprawia takie wrazenie. Nie watpie ze swietnie by sie z nia rozmawialo ale nie moglabys sie z nikim takim zaprzyjaznic.
Az mi sie zachcialo ogladnac „Aleksandra”. Jared jest tam taki sliczny, slodki. Ma wygolone cialo, chodzi w sukience, robi maslane oczy do Olka i slocznie sie usmiecha. W dodatku ma makijaz i jest nieszczesliwy plus ma zajebiste cialo.
Co nie znaczy ze nagle go polubilam. Lubie to co oliver Stone zrobil z niego w filmie. Napakowanego geja w sukience:D
Moment kiedy Shann uczy sie wypowiadac Ciacho *melted*. Ja chce go takiego naprawde;)
A teraz kazanie corko Klaudio Z. Uwazam ze uczenie obcojkrajowcow wyrazen w innych jezykach klamiac ich co do ich znaczenia jest KARYGODNE. Chociaz smieszne, kiedy sobie wyobrazilam Szynke mowiacego do mnie cos takiego. Chyba bym uciekla;D
Nie spodziewalabym sie ze Jay wymysli takie zadanie. Kopie mu juz grob. Cale szczescie ze ma chudy zadek nie bede musiala sie przemeczac przy dolku na jego zwloki. Chce rewanzu:D
Robienie sobie zartow z jego przyrodzenia jest jak z zycia wziete. Jakims cudem zawsze na tym konczymy. Ale Karmelki I Toffiki sa takim cudnym tematem do nasmiewania sie. I zaznacze ze I don’t believe in nothing… Especially in 11 inches.
Jak Klaudia mogla nie przyjrzec sie kroczu? Ja bym wyciagla telefon I udokumentowala na focie.
Podoba mi sie jak wytargalam dziada z lazienki. Zboczeniec.
Wracajac do Fancy fajnie sobie radzi z Jayem. Traktuje go jak ulomne dziecko. Tutaj sie chyba z nia dogaduje.
Riposty Shannona sa takie trafne. Powinnien to poczytc ten prawdziwy i poprawic troche swoje zdolnosci konwersacji.
Zaden szanujacy gej nie zalapal by sie na Shanna. Szczegolnie kiedy ten wyglada jak drwal:D *kocham drwali*
Od strony technicznej duzo lepszy rozdzial niz poprzednie. Czyta sie latwiej i nie ma kalamburow slownych.
Calosc bardzo mi sie podoba.
Chyba znowu soie zakochalam w szynce:< *zal mi siebie*
-mama