Chapter 45
"Ciężki lot"
Obudziłam się w ramionach
młodszego Leto, który jednak wciąż spał. Delikatnie wysunęłam się z jego objęć
i stanęłam obok. Shannon wyglądał jak nieżywa kukła zwisająca z łóżka,
natomiast Jared, objął się ramionami i spał skulony na fotelu. Wyglądał jak
mały, bezbronny chłopiec. To co mi opowiedział w nocy było dla mnie zarówno
szokiem, jak i czymś nierealnym. Do tej pory nie mogłam uwierzyć w to co się
stało temu mężczyźnie. Teraz powoli zaczynałam rozumieć, czemu tak postępował.
Choć z drugiej strony... na zdrowy rozum, powinien unikać jakichkolwiek
kontaktów seksualnych, a on wręcz przeciwnie. Jared na swój sposób się mścił za
wyrządzone krzywdy na tych dziewczynach. Może to i niedorzeczne, ale wydaje mi
się, że to prawda. Bo w końcu teraz traktuje tak swoje „panienki”, jak Evelyn
potraktowała jego. Podeszłam bliżej do fotela z muzykiem i delikatnie, starając
się go nie obudzić, pogładziłam jego lekko zarośnięty policzek wierzchem dłoni.
Powinnam go obudzić i kazać mu przynajmniej położyć się obok Shannona, ale
wiedziałam, że wtedy on na pewno już by nie zasnął. Podeszłam do drzwi, lecz
zanim wyszłam z pokoju, odwróciłam się i po raz ostatni popatrzyłam na śpiących
braci. Otworzyłam drzwi i wyszłam na korytarz. Była 10 rano, więc szybko udałam
się do swojego apartamentu i umyłam się. Z mokrymi włosami, ubrana już w świeże
ciuchy, zeszłam na dół, do salki restauracyjnej, w której serwowali śniadanie.
Mimo, że od poprzedniego dnia niewiele jadłam, wzięłam tylko duże soczyste
jabłko i zaczęłam się rozglądać szukając jakiejś znajomej twarzy. I ją
znalazłam. Gdy przysiadłam się do brunetki, jej twarz z bladej i zmęczonej,
zmieniła się w zaróżowioną. Wlepiła we mnie swoje pogodne błękitne oczy i
uśmiechnęła się przyjaźnie.
-
Dzień dobry!-
przywitała się.
-
Cześć! Widzę,
że masz dobry początek roku.- zauważyłam uśmiechając się znacząco.
-
No, nie mogę
narzekać. – odpowiedziała uśmiechając się tajemniczo.
Chwilę rozmawiałyśmy o głupotach, w stylu
„ładna dziś pogoda”, aż w końcu nie wytrzymałam i zapytałam o Jareda. Byłam
wręcz pewna, co usłyszę, zresztą już trochę zdążyłam poznać dziewczynę. Lecz
okazało się być inaczej. Że niczego nie powinnam być pewna.
-
Wiesz,
zmienię chyba o nim zdanie.
-
Czemu?-
zapytałam zaskoczona.
-
Wczoraj,
znaczy dzisiaj był bardzo miły. Zachowywał się zupełnie inaczej niż na
koncertach czy wywiadach. I ma piękny uśmiech.
Gdy to mówiła jej policzki zrobiły się jeszcze
bardziej czerwone, a spojrzenie trochę zawstydzone, lecz szczęśliwe.
-
Był uroczy w
nocy. I świetnie tańczy. Do tego mądry z niego człowiek... w ogóle to gdzie
wczoraj zniknęłaś? Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zł...
-
Oczywiście,
że nie! Sprawiłaś, że Jay się szczerze uśmiechał, a to nie lada wyczyn.-
przerwałam jej kładąc dłoń na jej ręce.- a musiałam przytaszczyć Shannona do
hotelu, bo trochę przesadził z alkoholem. Patrz jakie mam mięśnie!- zaśmiałam
się podwijając rękaw i udając kulturystę poprzez napinanie mięśni ramion.
-
Aha,
rozumiem.- zaczęła się śmiać. – Ej, naprawdę nie myślałam, że mu się
podobam...- szepnęła nachylając się w moją stronę.- Wiem, że jestem ładna,
ale... no to jest dziwna sytuacja...
-
Mam do ciebie
tylko jedną prośbę.- znów jej przerwałam.
Dziewczyna popatrzyła na
mnie pytająco, a ja spojrzałam jej głęboko w oczy. Chciałam zobaczyć czy nadal
jest w nich ta sama kobieta, którą poznałam, która nie da się wykorzystać.
Miałam ogromną nadzieję, że jednak trochę zdrowego rozsądku jej zostało, bo nie
chciałam by została potraktowana tak jak wszystkie pozostałe partnerki Jareda.
-
Nie stań się
kolejną panną na jedną noc, dobrze?- poprosiłam.
-
Czuję się
trochę urażona.- stwierdziła kobieta.- Nie zamierzam z nim sypiać. Nie chcę
nawet wylądować z nim w jednym łóżku, mam jeszcze trochę swojej godności,
zresztą mi się nie spieszy do seksu. Chcę zobaczyć, czy on myśli tylko o tym,
czy też docenia inne aspekty u kobiet, prócz walorów ciała.
-
To dobrze.-
odetchnęłam z ulgą.- O której masz samolot do Anglii?
Rozmowa stała się luźna i relaksująca. Potem
dołączyli do nas Braxton z Timem, którzy oczywiście musieli wspomnieć o
Shannonie i w ten sposób nasza konwersacja zamieniła się w głośny śmiech. Gdy
jakoś udało nam się uspokoić, wszyscy jak na komendę zapytali kiedy znów się
widzimy. W końcu za 2godziny miałam być na lotnisku, a Fancy za cztery. A potem
jedna wielka niewiadoma. Gdy tak myślałam co odpowiedzieć, przy stole pojawił
się Jared, który głośno oznajmił kiedy znów się widzimy.
-
No jak to
kiedy?! Luty! Klaudia ma urodziny, to trzeba świętować, prawda?- zapytał ze
śmiechem.
-
Ja myślałem,
że to Shannon jest od imprezowania.- zaczął się śmiać Kelleher.
-
Co? Jak to?-
zapytałam zaskoczona.
-
Wpadłem w
nocy na pomysł, byś przyleciała do LA 20 lutego, bo i tak mamy 2 tygodnie
przerwy w koncertowaniu, a Emma mi powiedziała, że masz wtedy wolne w szkole,
racja?
-
No, zgadza
się.- odpowiedziałam niepewnie, zaskoczona jego, a raczej jego asystentki,
znajomością mojego planu szkolnego.
-
No to
przyjedziesz dwudziestego do domu.- dokończył zamyślony, a ja poczułam
przyjemne ciepło, gdy użył słowa „dom”.- 26 robimy imprezę, a 28 wracasz do
Polski. Jakoś przeżyjesz jeden dzień bez szkoły, ok.? impreza będzie w domu,
więc zaproś tylko zaufanych ludzi.
-
Ale... ja
śnię?- spytałam nie mogąc uwierzyć w to co słyszę.
-
Chciałem
zrobić to jako niespodziankę, ale ty jesteś szalona i mi jeszcze gdzieś
wyjedziesz, więc wolałem cię uprzedzić. To jak, podoba się?
W odpowiedzi wstałam z krzesła i przytuliłam
się do niego tak mocno, że zaczął jęczeć coś o łamanych żebrach. W końcu po
zjedzonym śniadaniu ruszyliśmy do swoich pokoi by przyszykować bagaże i
wymeldować się z hotelu. Zajęło mi to niecałe 30 minut, więc miałam jeszcze
około godziny by spędzić go z braćmi Leto. Jednak oni okazali się mieć wtedy
krótki wywiad, więc poszłam odwiedzić Braxtona. Z każdym dniem coraz bardziej
lubiłam tego pozytywnie nastawionego do wszystkiego człowieka. Usiadłam w jego
pokoju na łóżku i obserwowałam jak nastraja gitarę.
-
Chcesz
posłuchać małego koncertu?- zapytał nie podnosząc głowy znad instrumentu.
-
Jasne!
Dawaj!- zachęciłam go ciekawa repertuaru jaki wybierze.
Oczywiście na rozgrzewkę poszło Fuck You,
które wiedział, że bardzo lubię. I tak właśnie spędziłam tę godzinę słuchając
wycia Olity, ale także rozmawiając z nim na temat jego przyszłości i kariery. A
on sam opowiedział mi trochę o swojej rodzinie i Hawajach, na które obiecał
mnie kiedyś zabrać. Gdy zadzwonił mi telefon, Braxton przestał wyć, a ja
odebrałam go.
-
Tak?
-
Gdzie
jesteś?- usłyszałam głos Jareda.
-
U Braxtona, a
co?
-
A chcesz się
spóźnić na samolot?- zapytał spokojnie.
Popatrzyłam na zegarek i okazało się, że już
od 5 minut powinnam czekać na dole z bagażami. Przerażona pożegnałam się z
Latynosem, który na do widzenia zaczął mi wyć „Goodbyeeee” w trochę podobnej
wersji jak tej z A Modern Myth, a może i tej samej, ale wiadomo. To Braxiu.
Pomachałam mu jeszcze na pożegnanie i wybiegłam na korytarz. Winda jak na złość
nie chciała przyjechać, więc w końcu zdecydowałam się na zbieganie schodami. W
recepcji odebrałam walizkę i pożegnałam się z recepcjonistką, która życzyła mi
bezpiecznego lotu. Gdy tylko wyszłam na zewnątrz natrafiłam na ciętą minę
Jareda, który wskazał na mój bagaż swojemu bratu, a sam mnie popchnął w stronę
czarnego samochodu. Jednak zanim weszłam do niego, Shannon złapał mnie za rękę
i przytulił do siebie. Rozczochrał mi włosy i szepnął na ucho, że będzie
tęsknił. A potem ustąpił miejsca młodszemu Leto. Jay patrzył chwilę na mnie,
jakby chciał zapamiętać każdy szczegół mojego ubioru, po czym pocałował w
policzek i kazał mi wysłać sms’a jak już będę w samolocie, a potem jak już będę
w domu.
-
Do widzenia
Jared. Widzimy się za niecałe dwa miesiące.- szepnęłam i mrugnęłam do niego.
Łatwiej mi było żegnać
się z nim mając perspektywę, że zaraz znów się zobaczymy. Nawet gdy drzwi się
zamknęły, a pojazd ruszył , nadal byłam spokojna. Już nie panikowałam, że to
jednorazowa bajka. Bo zaraz miałam tu wrócić. Wrócić do Stanów, do braci Leto.
Jednak jak to bywa z życiem, powrót do Warszawy nie należał do najlepszych.
Szkoła, zaliczenia i ciężka praca wcale mnie nie pocieszały. Jednak dwa razy w
tygodniu odwiedzałam moje ukochane konisko, które rozjaśniało mi te szare,
brzydkie dni. Studniówkę ominę, bo to jakaś jedna wielka porażka. Sukienkę,
którą sobie kupiłam na tę okazję podarłam zakładając ją przed samym balem, więc
musiałam założyć inną. Ale na szczęście polonez wyszedł nieźle, jak na moją
klasę, a potem zabawa, która trwała dla mnie do 1 w nocy. Szczerze, to bawiłam
się całkiem znośnie. Znajomi co chwila żartowali, bawili się. Wróciłam taksówką
do domu, ledwo co powłócząc nogami. Ale było warto założyć te cholernie wysokie
szpilki, bo wyglądałam w nich naprawdę nieźle. Jednak, gdy budzik zadzwonił o 8
rano, bym wstała gdyż kucyś czeka, chciałam zakopać się w ciepłej pościeli i
tam przeleżeć do 20 lutego. Znów przestałam się wysypiać przez tyle materiału w
szkole, te testy do matury i inne egzaminy. Miałam dość. Któregoś dnia akurat
wracałam ze szkoły do domu idąc przy bardzo ruchliwej trasie. Normalnie nigdy
tamtędy nie chodzę, ale z powodu kiepskich warunków pogodowych i dużych mrozów,
autobus rozkraczył się na środku ulicy, a najbliższy przystanek był cholernie
daleko, więc musiałam dostać się tam na piechotę. Akurat wtedy zaczął mi
dzwonić telefon. Zdenerwowana już samym faktem spaceru przy tej trasie
odebrałam telefon, lecz nic nie słyszałam przez ten szum przejeżdżających obok
samochodów, które zdecydowanie przekraczały dozwoloną prędkość. Jednak gdy
popatrzyłam na wyświetlacz, okazało się, że to Jared, lecz czemu milczał?
-
Haloo??-
krzyknęłam do słuchawki.
-
Dzwonię nie w
porę?- usłyszałam jego spokojny głos.
-
Nie, mów co
tam u ciebie, a ja znajdę jakieś cichsze miejsce.- powiedziałam zastanawiając
się dokąd się udać.- Poczekaj chwilę.- dodałam ciszej i zaczęłam bieg w
kierunku malutkiego sklepu.
Bieganie po zaspach, błocie i brudnym śniegu
to wyczyn, więc trzymając blackberry w dłoni skakałam przez te przeszkody,
starając się nie poślizgnąć. W końcu znalazłam się przed sklepem i weszłam do
środka. Zaczęłam udawać, że przechadzam się między półkami, a tak naprawdę
przyłożyłam telefon do ucha i dałam znać, że może mówić.
-
Wiesz...
chciałem Ci tylko powiedzieć, że cię kocham.- usłyszałam jego trochę
zniekształcony głos.
Zatrzymałam się i stojąc z otwartymi ustami
wpatrywałam się w kolorowe etykiety butelek o przeróżnych kształtach. On
zadzwonił tylko po to by mi powiedzieć, że mnie kocha. To było urocze.
-
Ja ciebie
też.- odpowiedziałam uśmiechając się radośnie.- Za 2 tygodnie się widzimy!
-
Wiem. Kończę
już, muszę... coś zrobić.
-
No dobrze,
cześć Jared!- pożegnałam się, lecz już usłyszałam sygnał, który oznajmiał, że
Leto zakończył połączenie.
Zmęczona wróciłam do domu i pierwsze co
zrobiłam to zaparzyłam gorącą herbatę, którą wlałam do ogromnego czarnego
kubka. Przykryłam się kocem, po czym wzięłam położyłam na kolanach laptopa i
zaczęłam popijać parującą ciecz. Włączyłam maszynę i otworzyłam skrzynkę
mailową. Ze zdziwieniem popatrzyłam na 35 nieodebranych maili. Większość z nich
okazała się reklamami bądź jakimiś innymi śmieciami, ale jeden z nich zwrócił
moją szczególną uwagę. Mianowicie był od jakiegoś Mat’a Delord’a. Tytułem tego
maila było „The Kill”. Zaskoczona, otworzyłam go ani przez chwilę nie myśląc,
że może być zawirusowany czy coś w tym stylu. Dopiero gdy zobaczyłam jego
treść, zdałam sobie sprawę kim jest Mat. na moją twarz wkradł się szeroki
uśmiech, tak szeroki, że policzki aż zaczęły mnie boleć od tej gimnastyki.
Przeczytałam go jeszcze dwa razy i w tym raz na głos. Nie mogłam uwierzyć, że
Mat, którego poznałam na Rodeo Drive do mnie napisał. I to przed paroma
godzinami.
„ Droga Klaudio,
Nie wiem jeszcze czy mnie pamiętasz, ale
spotkaliśmy się w Los Angeles na początku listopada. Kupowałaś w sklepie, w
którym pracuję sukienkę na galę EMA. A potem nawet spotkaliśmy się na spacerze
z psami. Był jeszcze twój ojciec.
No tak, pewnie się zastanawiasz czemu taki
tytuł maila. Długo myślałem jak by go zatytułować, byś go nie wyrzuciła do
kosza, jako kolejny spam. Pamiętasz, może co leciało, gdy wyszłaś z
przymierzalni? Nie wiem czemu ale tamta chwila zapadła mi głęboko w pamięci. Ty
w tej sukience i The Kill. Dlatego zdecydowałem się nazwać tak ten mail.
Skąd go mam? Pewnie Twoje kolejne pytanie.
Mianowicie odwiedzając mamę i wychodząc z jej psem znów spotkałem tego husky,
tym razem z tym mężczyzną, który był z Tobą w sklepie. Zapytałem go o Twój mail
i mi go dał. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu. Zgubiłem Twój adres
na facebook’u, a na twitterze nie zauważałaś moich tweetów.
Chciałem się dowiedzieć czy może będziesz w
najbliższym czasie odwiedzać Miasto Aniołów? Jeśli tak byłoby miło się spotkać.
To chyba wszystko. Trzymaj się ciepło,
gdziekolwiek jesteś. Liczę na jakiś znak życia.
Z poszanowaniem,
Mat Delord
Ps. Pięknie wyglądałaś na
tej gali! Chodź częściej w sukienkach!
„
Wpatrywałam się jak
urzeczona w ten elektroniczny list. Nigdy bym nie pomyślała, że on się do mnie
odezwie. Tym bardziej pisząc tyle komplementów. Naprawdę poczułam się wyjątkowa
i szczęśliwa. Odłożyłam już zimny kubek z herbatą i zabrałam się do
odpisywania. O dziwo bardzo dobrze wiedziałam co chcę w nim zamieścić.
„ Drogi Macie,
Oczywiście, że Cię pamiętam! Jakbym mogła
zapomnieć takiego pomocnego i przystojnego asystenta. Z takim uroczym
zwierzakiem jakim jest Crystal.
Nie myślałam, że ktokolwiek jest w stanie
zapamiętać takie szczegóły, jak ja. Więc bardzo mi miło, że też pamiętasz o tym
co wtedy tworzyło soundtrack do tej chwili.
Co do mojego adresu nie
mam nikomu za złe, że go dostałeś. Wręcz przeciwnie, cieszy mnie to, że
napisałeś do mnie. Nie spodziewałam się tego, ale naprawdę... miło mnie zaskoczyłeś.
Jeśli zaś chodzi o mój przyjazd do Los
Angeles, to akurat masz szczęście, bo przylatuje 20 lutego i spędzę tam czas do
28. Mam nadzieję, że się w takim razie spotkamy!
W załączniku jest mój numer telefonu na
wszelki wypadek, bo nie zawsze mam maile, pod ręką, więc jakbyś chciał to pisz
na niego.
Ty także się trzymaj,
K.
Ps. Nie ma nawet takiej
opcji. Po pierwsze nie lubię, po drugie nie mam dla kogo ;-)
”
Zadowolona z treści
wysłałam go do Amerykanina. Jaki pozytywny koniec dnia. Najpierw telefon od
Jareda, który po prostu zadzwonił by powiedzieć, że mnie kocha. Urocze, choć do
niego niepodobne. A teraz jeszcze mail od chłopaka, który zawrócił mi w głowie.
Będę musiała podziękować Szynkowi za to, że dał mu mojego maila. Jednak trzeba
było się zabrać do pracy i zrobić kilka maturek z matmy choćby, z której nie
byłam najlepsza. Nie to, że jestem jakąś nogą, ale orłem też nie. Nie jest to
mój najmocniejszy punkt odkąd zaczęłam chodzić do liceum. Ale cóż zrobić.
W sobotę, 19 lutego pojechałam ostatni raz do
stajni, by pożegnać się z kucykiem i przypomnieć trenerowi , że wyjeżdżam na
półtora tygodnia. Wsiadłam w autobus i po 30 minutach byłam już na miejscu.
Idąc do stajni, ze zdziwieniem spostrzegłam, że w karuzeli chodzi mój kucyk w
całym osprzęcie. Zdziwiona podeszłam do maszyny i gdy tylko kucyk był przy
wyjściu, zatrzymałam ją i wyprowadziłam kucysia. Tequilla zadowolona, że
przestała chodzić w kółko przyjacielsko trąciła mnie pyskiem i idąc obok bez
jakiejkolwiek mojej kontroli szukała mi po kieszeniach przysmaków. Zatrzymałam
się przy zamkniętych drzwiach stajni, by ciepło z niej nie uciekało na mróz
który panował na zewnątrz i zaczęłam mocować z zamkiem. Nagle usłyszałam krzyk
„Tequilla!”, więc natychmiast odwróciłam się by zobaczyć gdzie mój koniś
uciekł. Jednak ona grzecznie stała obok mnie czekając, aż otworzę wejście do
stajni. Jakaś dziewczyna biegła w naszą stronę i ciągle krzyczała jej imię.
Odwróciłam się i popatrzyłam na nią jak na idiotkę. Ona dopadła mojego konia i
zaczęła go głaskać po chrapach, jakbym zrobiła jej jakąś krzywdę.
-
Co ty
robisz?!- krzyknęła na mnie.
-
Słucham?-
zapytałam zaskoczona.- Biorę ją na jazdę, a na co to wygląda?
-
Kto ci
pozwolił ją dotykać? Jak śmiesz brać mojego konia?!- zaczęła krzyczeć blondynka
patrząc na mnie ze złością w oczach.
Nic nie rozumiałam. Jak to jej konia? To była
Tequilla. Zwykły rekreacyjny kuc, na którym jeździłam od wielu lat i to jako
jedyna, bo wszyscy się jej bali. Nie mam do tej pory pojęcia czemu dostała
ksywę „koń morderca”, skoro to był najłagodniejszy koń na świecie. Może i
momentami wredna, ale przede wszystkim mądra i sprytna. I nie głupia. A ja
takie konie z charakterem kocham.
-
Jak to
twojego?
-
Od środy to
jest mój koń. Wydzierżawiłam ją i teraz razem będziemy zdobywać parkury! A za
miesiąc po próbie zamierzam ją kupić.
Nagle poczułam jakby coś wewnątrz mnie pękało.
Zdołałam wyszeptać tylko ciche przepraszam, a dziewczyna odwróciła się na
pięcie z moim ukochanym koniem i zaczęła z nim iść do stajni sportowej.
Patrzyłam jak mocno trzyma ją za wodze, nie pozwala odwrócić łba w moją stronę.
Tekiś bardzo dobrze wiedziała co się dzieje. Cicho zarżała, tak jakby się
żegnała i zniknęła w stajni. A ja nie wiedziałam co robić. Cała radość z
ostatniej jazdy przed wyjazdem, a także z samego wyjazdu zniknęła zastąpiona
niewyobrażalną pustką. Zacisnęłam zęby, a paznokcie wbiłam w wewnętrzną część
moich dłoni. To jakiś koszmar, żart. Przecież to niemożliwe by zabrali mi
ukochanego konia, jedną rzecz, która utrzymywała mnie w stanie względnej
radości tutaj w Polsce. Kopnęłam nogą zamek, który pod tą siłą się otworzył.
Przesunęłam potężne drewniane drzwi i weszłam do środka. Tam już jakieś dzieci
czyściły kucyki. Nie patrząc nawet na konie, które powystawiały swoje zgrane
głowy na korytarz pobiegłam do siodlarni, gdzie miałam znaleźć trenera. I tak
jak zawsze siedział tam zapisując kuce z jazd.
-
O! Klaudia!-
przywitał się przyjacielsko.
-
Czy to
prawda? Sprzedali ją?- zapytałam zapominając o
przywitaniu.
-
Niestety tak.
Na razie ją wydzierżawili, ale prawdopodobnie i tak ją kupią. Przykro mi.-
powiedział smutno.- Wsiadasz teraz czy za godzinę?
-
Wsiadam...
-
To weź... nie
wiem. Kogo chcesz?
Popatrzyłam po kucykach lecz żaden z nich nie
odpowiadał mi. Nie chciałam innego kuca, chciałam mojego Miśka. Lecz wybrałam
Ducha, jako że Dunia i Zana były zajęte. Duch to śnieżnobiała klacz o rybich
oczach. Największy z kucy, lecz też najwolniejszy. Przygotowanie jej nie zajęło
mi dużo czasu. Gdy wsiadłam na nią od razu poczułam różnicę. Była dla mnie
kwadratowa, niewygodna i prosta. Była zwykłym rekreantem bez charakteru, nie
była jak Tequilla. Wjechałyśmy na plac i rozpoczął się trening, a raczej
masakra. Duch w ogóle nie chciała chodzić, jej galop to było wleczenie się nie
bieg, a przeszkody... Gdy Tequilla widziała przeszkodę nadstawiała uszy do
przodu i pędziła na nią nawet z bolącą nogą, nie umiałam jej zatrzymać.
Kochałam na niej skakać. Nigdy się nie bałam, nie miałam momentu zawahania. Jej
ufałam . A Duch zatrzymała się przed przeszkodą i rozwaliła stojaki. Porażka na
całej linii. Do tego krzyczący trener „Duch to nie Tequilla! Musisz używać
łydek!”. Tak świetnie! A co niby robię przez cały czas?! To nie moja wina, że
to koń ma dosyć jazd i bycia cholernym rekreantem. Cała mokra i wymęczona
zsiadłam z tej ślicznej klaczy i zaprowadziłam ją do stajni. Rozebrałam ją i
wypuściłam do parku, w którym stały wszystkie rekreanty. Podeszłam jeszcze do
trenera, by zaznaczył mi, że byłam na jeździe w karnecie, po czym pożegnałam
się mówiąc, że muszę wracać do domu. Jednak zanim to zrobiłam, zajrzałam do
sportowej stajni. Przy wejściu stał Jacek, mój ulubiony stajenny. Popatrzył na
mnie smutno, po czym mnie przytulił. Jeszcze umiałam powstrzymać łzy. Kiwnął mi
głową i wyszedł na zewnątrz bez ani jednego słowa. To dziwne, bo zawsze rozmawialiśmy
godzinami. Zauważyłam w ostatnim boksie siwą głowę, która znałam lepiej niż
jakąkolwiek końską głowę w moim życiu. Szybko podbiegłam do niej, lecz przed
samym boksem zatrzymała mnie ta blond dziwka. Nie powinnam jej tak nazywać,
ale... nie umiem inaczej. Odebrała mi ukochanego przyjaciela.
-
Czego ty tu
jeszcze?- zapytała.
-
Mogę się z
nią pożegnać?- spytałam cicho patrząc w jej oczy pełne dumy i złośliwości.
-
No dobrze,
ale szybko.
Podziękowałam jej i weszłam do boksu kucyka.
Powąchała najpierw moją rękę, a potem kieszenie by sprawdzić co dla niej mam.
Ta blondynka nie miała grama pojęcia o tym czym jest prywatność, więc stała w
drzwiach i patrzyła na nas. Jednak starałam się to ignorować. Gdy dałam
Tequilli cukierek jabłkowy, który uwielbiała poruszyła się, lecz nic nie
odpowiedziała. No i nie wytrzymałam. Przytuliłam się do jej zimowej sierści
łapiąc ją mocno za grzywę i oplatając ramiona wokół jej szyi. Pierwszy raz ona
nie rzucała łbem, a przytuliła go do moich pleców. Wiedziała, że to jest pożegnanie.
Chciałam już tak zostać wtulona w nią na zawsze, ale... nie mogłam. Odkleiłam
czerwoną od płaczu twarz od kucyka i popatrzyłam na nią ostatni raz.
-
Kocham cię.-
powiedziałam i odwróciłam się.
Nie patrzyłam na dziewczynę, na nikogo w
stajni. Pobiegłam od razu do autobusu. Gdy się zatrzymałam ledwo co łapałam
oddech. Nie mogąc powstrzymać płaczu wybrałam pierwszy lepszy numer z książki,
którym okazał się być Jared.
-
Tak?-
usłyszałam jego zaspany głos, ale nie obchodziło mnie to.
-
Przepraszam,
że cię budzę. Nawet nie wiem która jest u ciebie.- załkałam.
-
Co się
stało?- zapytał zdenerwowany.
-
Zabrali mi
ją. Zabrali mojego konia. Kupili ją. Zabrali mi moją Tequillę.- wypowiedziałam
tak szybko, jak mogłam a potem zaczęłam ryczeć jak małe dziecko.
Jay próbował mnie uspokoić, lecz ból że
straciłam najbliższą mi osobę, której mogłam wszystko powiedzieć, że złamali mi
serce zabierając moje maleństwo ode mnie, wciąż we mnie pulsował i zdawał się
być do nie pokonania. Ale gdy nadjechał autobus, uspokoiłam się na tyle by nie
histeryzować w miejscu publicznym. Pożegnałam się z Leto i już do końca podróży
siedziałam sama, w ciszy, zamknięta w sobie, otoczona bólem. Nie miałam nawet
siły pisać do Ani, Jessy czy Ciacho. Do nikogo. Sprawdziłam czy jestem
spakowana i wyruszyłam w moją długą podróż do Kalifornii. W Amsterdamie miałam
przesiadkę i z tego holenderskiego miasta leciałam już na lotnisko niedaleko
miasta Aniołów. Ale nie powiem, żeby podróż była przyjemna. Zaczęło się od
tego, że gdy tylko zajęliśmy swoje miejsca poinformowano nas, że czekamy na
jeszcze jedną pasażerkę. Czekaliśmy tak 20 minut! Nie wiem, jak mogli się na to
zgodzić, ale cóż. W końcu do samolotu wtoczyła się dość puszysta i co gorsza
śmierdząca baba. No dobra, młoda kobieta, a raczej młody pączek. Okropieństwo.
I najgorsze było to, że usiadła idealnie za mną, co oczywiście skończyło się
tym, że jej brzuch uderzył o mój fotel tak, że o mało co nie wylądowałam na
kolejnym. Ale postanowiłam to zignorować. Zresztą nie miałam ochoty się kłócić
mając taki wisielczy humor i chcąc po prostu zapomnieć o tym co wczoraj się
stało. Jednak ta kobieta skutecznie mi to uniemożliwiała. Co chwila się
wierciła i kopała mój fotel. W końcu nie wytrzymałam i po 3 godzinach lotu
poprosiłam ją by przestała. I tak też się zaczęła moja wojna z nią. Trwała
przez cały lot. A gdy kobieta dowiedziała się, że jestem wegetarianką zamówiła
sobie wielki ohydny i śmierdzący kotlet. O mało co nie zwymiotowałam... Nigdy,
ale to nigdy więcej nie lecę klasą ekonomiczną! Gdy już powoli zaczęłam
zasypiać nagle usłyszałam coś na wzór rozdzieranego materiału, a potem poczułam
wielki smród. O boże... i tak było przez kolejne 30 min drogi. W życiu się tak
źle nie czułam. Psychicznie zdołowana utratą konia, a fizycznie... zagazowaniem
przez tę sukę, która chciała zabić wszystkich w samolocie. Masakra. Do tego
jeszcze mocne turbulencje, co spowodowało wymioty tej kobiety. Ludzie
zabierzcie mnie z tego miejsca. Dajcie spadochron i ja wyskoczę. Whatever gdzie
byle dalej od tego potwora. Gdy już straciłam jakąkolwiek nadzieję, że mnie
uratują usłyszałam komunikat, że za 40 minut będziemy. Bogu niech będą dzięki!
Moja wojna o fotel trwała nadal. Z całych sił walnęłam w niego plecami
rozlewając napój na tę kobietę. Uśmiechnęłam się zwycięsko i udałam, że to
przez przypadek. Oczywiście wywiązała się awantura, ale ja swoimi niewinnymi
oczkami zostałam uniewinniona i skrzyczano tamtą kobietę. Lądowanie było
najcudowniejszą rzeczą, która przydarzyła się podczas tego lotu. Jednak przy
odprawie paszportowej kobieta ta po prostu zaklinowała się w bramkach. Nie wiem
jak to zrobiła, ale... cóż. To jest właśnie głupota. Nie przechodzi się z taką
torbą na biodrze mając biodra takie jak słoń. Szybko przeszłam kontrolę
paszportową, sprawdzono mi wizę i mogłam iść odebrać bagaż. Teraz tylko znaleźć
Leto i jestem w domu.
Dobrze. To tak. Ten rozdział jest rozdziałem przejściowym, ale krótki jest, więc nie powinniście marudzić. Kolejny rozdział mam już prawie napisany więc będzie szybciej…choć, nie. To zależy od Was i conajmnij 12 komentarzy pod notką ;) i to nie byle jakich ;) Nad historia Evelyn spedzilam bite 3 miesiace poszukiwan artykulow, czytanie historii o gwałtach na mężczyznach i nie chcę Was martwić, ale historię oparłam na opowiadaniu pewnego Norwegoa, który ponoć przeżył coś takiego i się procesował o to z kobietą. No dobra, ale mniejsza z tym. Chciałam Was zaskoczyć i to mi się udało :) nikt się tego nie spodziewał :) co do snu, zostanie on jeszcze wyjaśniony heh… Caravaggio… Mat to wokalista zespołu Kill Hannah. Najbardziej uroczy człowiek jakiego znam :) a jeszcze dzisiaj poprawił mi humor na cały tydzień tym, że się cieszy wraz ze mną jeśli chodzi o spotkanie w Londynie. Ale nvm. Jay to Jay. U mnie w opo czasami będzie gnidą, czasami biednym Jareduniem, a czasami fajnym i kochającym facetem ;) Jak coś nie pasuje to jest „x” :) Ale wolałabym gdybyś została ;] Marion, Fancy ma jeszcze wiele wad, które wyjdą dopiero w praniu. To nie jest kochana idealna dziewczyna, ale o tym to w przyszłości :D co do „mocnych” wejść… jeszcze takie będą ;) nie raz Was jeszcze zaskoczę^^
Rozdział tym razem chcę zadedykować Manffredzi i „Burzycielce Marzeń” :D to dla Was girls ;)
Hej): Od jakiegoś czasu czytam Twoje opko i musze przyznać że jest świetnie i już wiele razy kompletnie mnie zaskoczyło.Co do dzisiejszego rozdziału muszę stwierdzić że fragmenty z koniem wywołały u mnie łzy w oczach…
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję że pojawi się tu szybko ;)
Pozdrawiam.
-Shadow
Nie spodziewałam się dzisiaj nowego rozdziału, ale fajnie, że go dodałaś ;) tak btw to się okazało, że TIW ja kiedyś, dawno temu zaczęłam czytać^^ ale wróćmy do ITW ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem, co trzeba będzie zrobić, żebym się do Fancy przekonała, bo jak na razie nic na to nie wskazuje,no ;P Niby uszczęśliwia Jr, ale jakoś tak, jak tylko o niej myślę, to nie wiedzieć czemu, ale widzę tą laskę z Hurricane o.O
Tekst Tima o tym, że Shannon jest od imprezowania mnie powalił^^ tylko zastanawiam się czemu Jay się nie fochnął na to stwierdzenie ;P i od razu mam przed oczami filmik Kevina z tourbus party i komentarz, że tak bawimy się, gdy nie ma Jareda xD i jeszcze komentarz Leto „jakoś przeżyjesz ten jeden dzień bez szkoły”^^
Koncert/wycie jak kto woli Braxtona^^ i komentarz podsumowujący jego „goodbyeeeeee” „To Braxiu” odpowiedzią na wszystko! hahaha xD leżałam ;D
I pojawił się Matt!! <33 ja chyba już zawsze będę widziała w nim Devine’go ale co tam xD taki kochaniutki, że jejuś! Nic tylko przytulić! ;) I jeszcze wcześniej ten telefon od Jareda z tekstem „Kocham Cię”, czuję coś niedobrego, bo to całkowicie do niego nie podobne, ale to było takie….szczere.
I ten jeden z najsmutniejszych momentów w ITW…z Tequillą…coś co trzymało Klaudię przy życiu odeszło…muszą zacząć się kontrolować, bo za często płaczę przy twoich działach, o ale to było straszne, co się stało…i bardzo podziwiam Klaudię, że jeszcze jakoś daje sobie radę w Polsce sama, bo naprawdę musi być jej bardzo ciężko, aż serducho mnie boli jak sobie tylko o tym pomyślę ;(
I na doprawienie wszystkiego ten pączur! Nie ma nic gorszego niż takie stworzenia! I tak cud, że Klaudia jej nie zabiła ;)
I już się nie mogę doczekać wielkiego party u Letosów! xD Ciekawa jestem listy gości, ale jednej osoby jestem pewna…;>
I chcę zobaczyć reakcję pani C. na wieść o śmierci…chomika młodszego Leto ;P I przepraszam za krótki komentarz, ale beznadziejnie się czuję i jakoś nie mam weny do myślenia nad czymkolwiek.
I mam nadzieję, że w końcu normalnie doda mój komentarz…;P
-lea
Słodkie Letosiki! Wyobrażam ich sobie tak śpiących po ciężkiej nocy :)
OdpowiedzUsuńDalej nie ogarniam, jak można nie lubić Fancy! Taka urocza! ;p
Pomysł Jareda mnie rozwalił – TEŻ TAK CHCĘ! :D Biba nie lada na chacie Jareda Leto w LA :D I jeszcze to magiczne słowo ‘dom’…
‘Jakoś przeżyjesz jeden dzień bez szkoły, ok.?’ ‘Nie, tato, nie mogę sobie na to pozwolić, nie darowałabym sobie!’ ;pp
Klaudia widzę ma taką samą skłonność do spóźnień jak ja : dużo czasu, mam dużo czasu, jeszcze wszystko zdążę, a tu nagle łup! 5 minut spóźnienia, a ja jeszcze niegotowa :D
Umarłabym, zapłakałabym się, 2 miesiące sama…. ;/ Ale chociaż ten telefon z wyznaniem na osłodę :)
/ mała techniczna uwaga: trochę mnie boli jak piszesz ‘wzięłam położyłam’, a gdzieś wcześniej też na to trafiłam ;p W mowie potocznej mogłoby ujść, ale ja tu widzę sztukę wysokich lotów :)
hahaha :D Na moją twarz też od razu wkradł się szeroki uśmiech, jak tylko przeczytałam treść maila od Mata (w tym miejscu powinnam wstawić serduszko ;p) Po prostu jedno wielkie ‘AAAAWWWWW’ :) Mam nadzieję, że zostanie zaproszony na imprezę :p
Zasmuciłaś mnie tą akcją z koniem ;/ Jak dla mnie idealny prezent na urodziny, ale Jared ma niewiele czasu :)
Wybacz, ale HAHAHAHA :D to tragiczne, ale podróż samolotem mnie śmieszy :pp
Biedny facet! ;// Słowa ‘jakiś tam Norweg’ mogłyby mnie śmieszyć, ale kiedy usłyszałam tę historię z perspektywy Jareda Leto, to to nabrało innego znaczenia ;/ Już pominę swoje wywody filozoficzne na temat ‘jak można gwałcić kogokolwiek’ …
I dzięki, dopiero powyżej napisałam, że nie wiem, jak można nie lubić Fancy, a tu się dowiaduję, że jakieś poważne wady się znajdą – najs, wyszłam na bardziej naiwną niż w rzeczywistości ;/
-agi
Jak zwykle,zamiast się uczyć to ja czytam twoje opowiadanie ;P
OdpowiedzUsuńMoże i krótki rozdział,ale dobrze mi się go czytało. Popłakałam się dwa razy: jak Leto wyznał Ci miłość i jak zabrali ci konia.Chociaż powiem,że ta druga scena bardziej mną zawładnęła,bo nie ma nic gorszego na świecie niż stracić ukochanego zwierzaka-przyjaciela. W ogóle to fajnie,że w życiu Klaudii pojawił się jakiś facet i czekam ,aż bardziej rozwiniesz ten wątek. I kolejny: Jared i Fancy. Tutaj to może być ciekawie,taki Jay zabiegający o względy kobiety,a nie pewny siebie i przekonany o swojej boskości dupek,który myśli,że wszystkie panny jego.
Hahahahah,cudowna akcja w samolocie,normalnie masterpiece xD
I weź tu nie strasz,że nie dasz następnego rozdziału jak nie będzie 12 komentarzy,bo ja tu czekam na jakąś akcje roku,typu totalna demolka w domu Leto podczas twojej imprezy urodzinowej,przyjazd policji,mały,dzielny Jay,który postanawia stawić temu czoła,ale niestety mu się nie udaje i go zabierają na 48h do aresztu, a w celi samo doborowe towarzystwo,typu stary,gruby harley’owiec,złodziej,chuligan,etc. I nie to,że Cię do złego namawiam,ale jakoś brakuje mi większej spiny/kłótni między J a Klaudią. W sumie sama nie wiem czego,fajnie się to czyta,jak Jared’a argumenty są takie słabe w porównaniu do K i to zawsze ona ma racje w tym sporze ;p
-paula
Ekhm. Dzień dobry! Ja tu jestem nowa;) Szczerze to przeczytałam Twoje opowiadanie już jakiś tydzień temu, ale rozdział „Evelyn” był dość trudnym rozdziałem, więc musiałam się trochę po nim ogarnąć.
OdpowiedzUsuńPoczątek mnie zaciekawił i rozbawił. Szczególnie jak główna bohaterka zaczęła pisać opowiadanie o Jared’zie po czym to co napisała zadziwiająco zaczęło się sprawdzać w jej życiu. Okrutny los!
Co by nie powiedzieć w ostatecznej ocenie uwielbiam Twojego nieidealnego Jareda z problemami, nieszczęśliwie zakochanego Shannona i wreszcie kochaną, ale wredną Klaudię. Wszyscy razem tworzą mieszankę wybuchową rodziny Leto. I właśnie. Czy Jared w końcu załatwił te papiery, które miały potwierdzać, że adoptował dziewczynę. W ogóle można tak zrobić z osobą już pełnoletnią?
Szkoda mi Klaudii. Najpierw zginęli jej rodzice, potem opiekunowie, a teraz musiała odnaleźć się w zupełnie nowej dla siebie sytuacji. Jednak widać, że jest to silna dziewczyna i cieszę się, że jakoś zaczyna jej się układać z ojcem. Ta scena z dzisiejszego rozdziału, w której Jared dzwoni, zęby powiedzieć, że ją kocha… Rozpłynęłam się. Tak błaha rzecz, a jednak piękna;) Ciepło się robi na sercu.
Jestem pod wrażeniem, że tak dużo czasu spędziłaś przygotowując historię Jareda. Poświęciłaś się dla tego opowiadania;) Muszę przyznać, że świetnie to opisałaś i bardzo prawdziwie. Chociaż ciężko jest mi tak powiedzieć o gwałcie na mężczyźnie. Wierzę, że takie sytuacje niestety się zdarzają, ale dalej jest to dla mnie jakiś nierzeczywisty temat.
Ach, jestem strasznie ciekawa jak będą wyglądać urodziny Klaudii. Należą jej się jakieś porządne;) i Czy mi się wydaje, czy dostanie w prezencie swojego ukochanego konia? Jeśli tak będzie i jeśli Jared da radę go jeszcze sprowadzić do LA to jest moim mistrzem;p
Czekam z niecierpliwością na kolejne małe cudo zwane rozdziałem.
Życzę weny i czasu.
Pozdrawiam,
Nessa F.
Przeczytałam twoje opowiadanie od początku i powiem, że bardzo mi się podoba :) Sprawa z Evelyn hm… spodziewałam się czegoś innego, ale właśnie o to chodzi żeby zaskakiwać czytelników :D Szczerze mówiąc rzadko pisze komentarze, bo zwyczajnie nie wiem co napisać i może tez trochę mi się nie chce, ale na pewno będę tutaj często wpadać i z niecierpliwością czekam na następną część :)
OdpowiedzUsuń-via
Rozdział cudowny. Smutno, że musiałaś wyjechać, no ale szkoła i matura ;c.
OdpowiedzUsuń- Wiesz… chciałem Ci tylko powiedzieć, że Cię kocham. – Rozwaliło mnie to do granic możliwości. PO prostu słodkie *.*
Szczerze mówiąc zapomniałam już o tym Macie xD Czemu dopiero teraz napisał?
Ps. Nie ma nawet takiej opcji. Po pierwsze nie lubię, po drugie nie mam dla kogo ;-) – Na pewno masz, na pewno :D
To z Tequillą, to nieprawda, prawda? Po prostu twoja więź z końmi… Sama niedawno pisałaś, że to co piszesz w opowiadaniu się „poniekąd” sprawdza. Oczywiście, ma to się nigdy nie sprawdzić, a w każdym razie pożycz kasę od Jareda i koń jest twój xD
Pożegnanie się również było słodkie i urocze! (; – „Kocham cię”.
Natomiast historia w samolocie :D
Moja wojna o fotel trwała nadal. Z całych sił walnęłam w niego plecami rozlewając napój na tę kobietę. Uśmiechnęłam się zwycięsko i udałam, że to przez przypadek. Oczywiście wywiązała się awantura, ale ja swoimi niewinnymi oczkami zostałam uniewinniona. – Już to sobie wyobrażam :D
Twoje opowiadanie jest śmieszne, urocze i wgl. Cudowne! :)
+ Rozdział tym razem chcę zadedykować Manffredzi i „Burzycielce Marzeń” :D to dla Was girls ;)
I przez 10 minut nie mogę oddychać! :D
-klaudiush
Jak już mówiłam, straaaasznie mi przykro z powodu koni D: Co do rozdziału, to mimo, iż krótki, bardzo dobry :) Już sobie wyobrażam takie babsko… Straszne to jest i nie życzę nikomu spotkania takiego… czegoś.
OdpowiedzUsuńJared dzwoniący po to, aby powiedzieć „kocham cię”, awww *.* Ale wyczuwam jakieś problemy u wokalisty, oj wyczuwam!
Pracę Twą podziwiam, widać, że bardzo poważnie traktujesz opowiadanie jak i czytelników, których uwierz, masz! :D Chcesz, to mogę dobić do tych 12 komentarzy, noł problem, w spamie wyszkolona jasem! xD A byle jakie nie będą, postaram się :D
-manffred
Jejku, jakie długie komentarze. Klaudia, powinnaś liczyć je podwójnie!
OdpowiedzUsuńMój będzie krótki…
Smutno po tej akcji z konikiem :(
I Mat się pojawił! A ja zdążyłam zapomnieć o chłopaku.
Dobra, nie mam weny..
-adka
rozdział krótki, ale nie najgorszy :) ogólnie lubię twój styl pisania i to, że opowiadanie jest takie różnorodne- raz zaskakujące, innym razem urocze, a jeszcze innym smutne. utożsamiam się z Klaudią i stwierdzam, że bardzo jej dokopałaś w tym rozdziale! ;) ty wiesz co, żeby tak ją męczyć tym babsztylem! :D żądam, żeby Ciacho dała szansę Shannonowi! :D mimo, że nie było jej w tym rozdziale :> życzę dużo weny i mam nadzieję, że nowy rozdział pojawi się soon ;D
OdpowiedzUsuń-marcyanki
Miałam się uczyć, ale zamiast tego własnie przeczytałam 2x notke. Wczoraj nie miałam siły pisac koma a dzisiaj juz nie pamietałam co sie dzieje. Tzn oczywiście, że duzo się dzieje w tym Twoim story. ;D
OdpowiedzUsuńKiedy czytałam wczoraj rozdział to nie sadziłam, że zdoła mnie coś wzruszyć. Czytałam fragment o koniku gdy po chwili zorientowałam sie że mam mokre policzki. Normalnie sie rozryczałam. Powtarzam to ciagle ale uwielbiam to jak piszesz i to jak duzo emocji potrafisz przekazać. Nawet w tak krotkiej w porównaniu do ostatniego rozdziału części opowiadania. Jeszcze to „Kocham Cię” by Jared. Słodkie to było. Czekam na nastepna notke. Dużo weny życze!
-ana
Ojeju. Fajnie, że dodałaś nowy rozdział. Czytam twoje opowiadanie od dawan i bardzo lubię jak piszesz oraz tą historię.Czekam na nowy rozdział oczywiście. Pozdrawiam ; ]
OdpowiedzUsuń-gabka ;]
No więc wreszcie zebrałam się żeby napisać Ci komentarz xD nie ma pojęcia jak długi on będzie, to wyjdzie w praniu :)Hmm zacznę może od tego że opowiadanie zaczęłam czytać jakieś 2-3 tygodnie temu? Coś koło tego xD Oczywiście rozdziały czytałam bardzo szybko, zarywając przy tym kilka nocy (widzisz jak się poświęcam dla ciebie xD). Oczywiście całość bardzo mi się podoba :D Jareda przedstawiasz w bardzo interesujący sposób, ech chciałabym żeby był taki w rzeczywistości ale obie dobrze wiemy że taki nie jest i nie będzie :/ Ta akcja w której omal Cię nie pobił bardzo mnie zaskoczyła o.O ale na szczęście pozytywnie :P A ta jego historia z Evelyn o.O padłam na kolana, zaskoczyłaś mnie totalnie :) spodziewała się zupełnie czegoś innego ^^ ale w przeciwieństwie do innych twierdzę że to bardzo prawdopodobna historia :) Kurcze no staram się nie słodzić ale niestety zbyt podoba mi się to opowiadanie żeby pisać o nim negatywnie xD No to teraz parę słów o moim ojcu (dla niewtajemniczonych Shannon :P) ^^ Opisujesz go w taki fajny sposób, jak takiego misiaka :P Jej i jeszcze to jak przejmuje się sprawami Ciacho, totalnie mnie to rozczula *.* Opisujesz go w taki sposób że mogłabym się w nim zakochać o.O I tak najlepsze było przytulanie się do szczotki czy tam mopa xD Tomo i Braxton hmmm w sumie to chciałabym więcej akcji z nimi :P zawsze się pojawia mi się banan na twarzy gdy są fragmenty z nimi :D No to teraz koniec słodzenia (chociaż na chwilę xD)…Fancy… kurde no jakoś nie mogę się przekonać do tej dziewczyny, coś cholernie mi w niej nie pasuje, taka mała pani perfekcyjna -.- no ale cóż tak jak Ci już napisałam, dam jej jeszcze trochę czasu, może jakoś mnie do siebie przekona ^^ Już się nie mogę doczekać opisu twojej imprezy urodzinowej, to wszystko przez to, że już trochę na ten temat mi powiedziałaś :P
OdpowiedzUsuńach i dziękuję bardzo za dedykację pod poprzednim rozdziałem :* Spędziłyśmy cudowny wtorek, spotkanie patatjącego Jareda będę wspominała chyba do końca życia xD no i oczywiście dziękuję za wspaniałą sobotę :* od teraz postaram się regularnie umieszczać komentarze pod kolejnymi rozdziałami :) komentarz chyba nie wyszedł długi xD mam nadzieję, że się spodoba :) taki malusieńki prezent mikołajkowy xD enjoy ^^
-megthehunter
Weszłam, żeby sprawdzić, ile komentarzy i ucieszyła mnie ich liczba, a to pewnie jeszcze nie koniec! Rozdział musi być szybko! :D I tak przy okazji, póki pamiętam – jestem dumna z siebie, dzięki mnie masz jeszcze jedną czytelniczkę! :) Jak na razie dziewczyna nadrabia rozdziały, ale obiecuję, że ścignę ją do dodawania komentarzy :)
OdpowiedzUsuń-agi
przeczytalam komentarze na dole i stwierdze tak samo jak kilka osob ze zamiast sie uczyc (na biologie) bo mam jutro kartkowke z powalonych rzeczy, to czytam sb opowiadanie… w sumie to nic sie nie stanie jak dostane druga gale, ale lepiej wyglada w dzienniku mniejsza ilosc, dodajac to ze jak chce to potrafie sie przylozyc ale whatever. rozdzial fajny, zreszta co mam mowic, skoro to jest tak jak z marsami. nie umiem wybrac najlepszej piosenki kochajac caly zespol. tak samo jest z rozdzialami. kocham cale opowiadanie, wiec trudno w sumie teraz ocenic ktore rozdzialy byly dobre a ktore zle. mi osobiscie na ta chwile zapadly w pamieci np. to jak jay uratowal klaudie, jak jej matka mowila zeby ja zaadoptowal, gdy klaudia wrzucila mu dla brechty klepaka do tego kapelusza, jak jay robil striptiz, chyba tez wszystkie fochy klaudii i to jak sie z nim draznila no kurde… calkiem sporo tego jest ;) to opowiadanie to tak jakby nastepne zycie bo mam ich z 5 moze wiecej. lubie czytac to opowiadanie i przeanalizowywac je jeszcze raz gdy juz leze w lozku i slucham sb piosenek z mp3. wtedy wyobrazam sobie jeszcze wieksze szczegoly :P wracajac do chaptera to czytajac ta sytuacje z tym babsztylem w samolocie ze smiechu zabolalo mnie mocnym szarpnieciem serce, nie bylo to zbyt przyjemne ale gdybym chciala to nie powstrzymalabym sie od smiechu XD taaa… i jeszcze ten telefon od jareda hehe co mu sie wgl stalo ze zadzwonil tak poprostu? wydaje mi sie ze to jest kolejny argument na to ze fancy dodaje mu skrzydel, bo z mojego punktu widzenia to ona sprawila ze jay jest taki ze tak powiem otwarty bo nie wiem jak inaczej moglabym to nazwac, brakuje mi slow. koncze bo zapomnialam co juz napisalam, robilam to na wyrywki :p czekam na wiecej i w miare szybko :D (@EchelonEarth)
OdpowiedzUsuńRozdzial ciutke mnie uspil ale to pewnie dlatego, ze po pierwsze zawalilam dwie ostatnie noce a po drugie czesciowo piszesz o rzeczach ktore sa kawalkami Twojego zycia I o ktorych juz wiem. Nie to zeby nie bylo ze jestem „mean” I nudzi mnie Twoje zycie;)
OdpowiedzUsuńPo prostu chce wiecej Jared. Kogo interesuje cos innego???? Jakies Twoje jezdzenie konno? Twoje przyjaciolki? Twoje bale maturalne i emaile od potencjalnego chlopaka??? No kogo??? Ja chce Jareda!!!! Tylko I wogole!!!! Nie oklamuj ludzi ze to opowiadanie o marsach!!! Jak opowiadanie o Marsach to gdzie jest Jared??????!!!!!!! No gdzie??????
-mama