Chapter 63
"Pierwszy raz"
ROZDZIAŁ OCZAMI JAREDA LETO
+18
Miesiąc w trasie minął, jak zawsze na ciężkiej pracy, która
jednak odciągnęła mnie od czarnych myśli zalewających mój umysł i
przepełniających strachem moje serce. Nigdy w całym swoim życiu nie bałem się
tak, jak teraz. Śmierć była czymś nieznanym, niezbadanym. Bałem się, że po
prostu zniknę i wszyscy o mnie zapomną. Nie byłem ani genialnym aktorem, ani
też muzykiem który przekazywał i wyznaczał tory muzyczne swoim następcom.
Ludzie po paru latach w ogóle zapomną, że istniał ktoś taki jak Jared Leto.
Starałem się jak mogłem, ale prawda była taka, że za powiedzmy 50 lat niewiele
osób będzie pamiętać o mnie. To był mój największy powód do strachu. Jednak nie
jedyny. Obawiałem się, że po mojej śmierci moja ciężka praca, w którą wkładałem
całe swoje życie pójdzie na marne. Wszystko co stworzyłem zniknie, a
najważniejsze dla mnie osoby, jak mój brat, stracą ważna część ich życia, taką
jak zespół, koncerty i szczerze mówiąc, całą muzykę. Do tego Shannon straci też
swojego jedynego młodszego brata. Wiem, jak bardzo mnie kocha, więc domyślam
się, że ot będzie dla niego duży cios. Przynajmniej on jeden jedyny będzie o
mnie pamiętał. Choć czy zawsze, tego nie mogę być pewien. Szczerze mówiąc myślę, że gdy nadejdzie moja
godzina zobaczę tylko jego i mamę przy mnie. Jeśli mam przeżyje tę wiadomość…
To silna kobieta, najsilniejsza jaką znam, ale boję się, że to ją wykończy. Na
razie nic nie wie, boję się jej o tym powiedzieć. Nie mam pojęcia jak
zareaguje, dlatego na razie milczę. O chorobie wiedzą tylko Shannon, Klaudia i
Gosia. Nawet Emma nie ma pojęcia co się dzieje. Dodatkowo gdzieś wewnątrz mnie
czai się strach, że nie zostawię nic po sobie. Zaczęło do mnie dochodzić, że
fani powoli odchodzą. Co prawda nasze szeregi rosną w ludzi, ale kogo? Dzieci.
W takich momentach przypominają mi się czasy, gdy publikę stanowili dorośli
ludzie, którzy zupełnie inaczej odbierali to co im serwowaliśmy. Ale wszystko
się zmieniło. Czasy, my, fani.
Nagle w moim pokoju
rozległo się głośne pukanie, a raczej łomotanie w drzwi. Zdziwiony tym
skoczyłem na równe nogi i otworzyłem drzwi. Przed nimi stała wściekła Emma,
która po prostu mordowała mnie wzrokiem. Przez sekundę nie wiedziałem o co jej
chodzi, ale potem dostałem magicznego przebłysku i już wszystko było wiadome.
- Cholera jasna! Emma, przepraszam…
- Uprzedzałam cię! Odchodzę!- wykrzyknęła i rzuciła we mnie
notesem odchodząc.
Westchnąłem zły na siebie, że zapomniałem o godzinie
spotkania i wróciłem do pokoju po telefon. Szybko zarzuciłem kurtkę na ramiona
i pędem udałem się do windy. Gdy wyszedłem z niej, zobaczyłem całą naszą ekipę
ustawioną i czekającą w gotowości przy recepcji.
- Ja… przepraszam.- powiedziałem skruszony.
Wszyscy popatrzyli na mnie jakbym spadł z księżyca, ale po
chwili się opamiętali i zaczęli wychodzić. O co im chodziło? Stanąłem więc przy
lustrze obok wyjścia i spojrzałem w swoje odbicie. Wyglądam całkiem dobrze, nie
wiem o co im chodziło.
- Królewna pozwoli?- prychnął Tomo popychając mnie w stronę
drzwi.
Zmroziłem Chorwata spojrzeniem, lecz on nic sobie z tego nie
robił. Powlokłem nogami aż do wynajętego vana, którym mieliśmy dojechać na
halę.
Zupełnie nie miałem ochoty dzisiaj grać, zresztą czułem się
źle, ale trzeba to zrobić. Pierwszy dzień trasy koncertowej po Anglii i mam
odwalić to wszystko? O nie… nie zrobię tego.
Gdy usadowiłem się w środku od razu spostrzegłem Emmę, która
nadal była na mnie wściekła. W ciągu tego tygodnia, 3 razy spóźniłem się na
nasze spotkania, do tego raz o mały włos nie spóźnilibyśmy się przeze mnie na
samolot. Z całej naszej ekipy, tylko Shannon podchodził do tego ze spokojem.
Wiedział, że czasem nie najlepiej się czuję i po prostu starał się załagodzić
sytuację. Jednak było coraz gorzej, a ja zaczynałem się zastanawiać, czy aby na
pewno dobrze zrobiłem, nadal prowadząc taki intensywny tryb życia. Raz nawet
chciałem odwołać koncert, ale po głębszym zastanowieniu się, odrzuciłem ten
pomysł.
- Notes, Leto!- wyrwał mnie z zamyślenia głos mojej
asystentki.
Popatrzyłem na nią, a później na swoje dłonie w których trzymałem
jej skórzany zeszyt, w którym wszystko zapisywała. Wręczyłem jej ten jakże
ważny przedmiot i powróciłem do swoich rozmyślań.
Może powinienem powiedzieć o chorobie Emmie i Milicevicowi?
W końcu to moim współpracownicy i powinni wiedzieć co się dzieje. Z drugiej
strony, na razie nie było takiej potrzeby. Obydwoje by chcieli bym przestał
koncertować i odpoczywał. Są wspaniałymi przyjaciółmi, ale… coś mnie przed tym
powstrzymuje.
- Słuchasz mnie, czy nie?!
- Przepraszam, zamyśliłem się.- odpowiedziałem podnosząc
wzrok na Ludbrook.
- Naprawdę mam tego dość. Zresztą to i tak cię nie obchodzi.
Ciebie nic nie obchodzi ostatnio!- wydarła się na mnie.- Masz wywiad przed
samym koncertem.
- Sam?
- Jakbyś mnie wcześniej słuchał, to byś wiedział, że razem z
Tomo i Shannonem.
- Ok, dzięki. A…czy mamy jakąś przewidzianą wolną chwilę dla
siebie w grafiku?
Blondynka spojrzała na mnie zaskoczona, zresztą tak jak
wszyscy w vanie. No prócz kierowcy. Co ja znów takiego powiedziałem, że wszyscy
patrzą na mnie jak na wariata?
- O co chodzi?- zapytałem zdezorientowany.
- Od kiedy cię obchodzi chwila dla siebie, Jay?-
odpowiedział pytaniem Tomo.
- No właśnie? Zawsze tylko zespół, zespół, zespół. Jak
miałeś chwilę dla siebie to zawsze zamieniałeś ją na chwilę dla zespołu.- powiedział
Braxton.
- Może jesteś chory?- zapytał Tim.
Opuściłem wzrok na kolana. Naprawdę każdą swoją wolną chwilę
poświęcałem zespołowi? Co prawda, nie pamiętam bym miał czas wolny i bym się
lenił, ale na pewno musiałem taki mieć! Przecież nie da się tylko non stop
pracować…
- Dajcie mu spokój. Nie widzicie, że ma gorszy dzień?-
warknął w mojej obronie Shannon, a reszta odpuściła.
Dalszą drogę przebyliśmy w ciszy. Słychać było tylko radio,
w którym leciały jakieś smęty. Zupełnie nie na mój humor, który i tak był w
bardzo złym stanie. Wychodząc z auta, rozejrzałem się po okolicy. Wydawała się
być znajoma, jednak pierwszy raz w życiu tu graliśmy. Emma poprowadziła nas do
środka budynku, który bardziej wyglądał na mały magazyn niż salę koncertową.
Gdy tylko pokazano nam teren tego obiektu, usiadłem na kanapie i wyjąłem
telefon. Moje blackberry mimo, że tyle przeżyło, nadal wyglądało jak dopiero co
zakupione w sklepie. Swój staż ukazywało tylko poprzez dwie niewielkie i prawie
niezauważalne ryski po bokach ekranu. Bardzo szanowałem to narzędzie pracy.
Było dla mnie tak samo ważne, jak gitara czy stopery w uszach, które nie raz
ratowały mnie przed niechcianymi dźwiękami. Szybko napisałem bardzo ważnego dla
mnie smsa i podszedłem do mojej asystentki. Stanąłem za nią i powoli objąłem ją
rękoma w pasie.
- Odejdź ode mnie.- warknęła, nadal pisząc coś w notesie.
- Kocham cię.- powiedziałem słodkim głosikiem.
- A ja ciebie nienawidzę.
- Bardzo?
- Bardzo, bardzo.- westchnęła, a ja się uśmiechnąłem.
- Czy jak powiem, że jesteś najlepszą i najpiękniejszą i
najmądrzejszą i jeszcze kilka takich naj asystentką na świecie to…
- Daruj sobie.- odpowiedziała ze śmiechem.
- No to nie powiem.- odpowiedziałem i dałem jej na zgodę
całusa w policzek.- To jak z tym wolnym czasem?
- Ty na serio o tym? No to macie przewidziane 30 minut
wolnego czasu przed rozgrzewką. A jutro… cały dzień, no powiedzmy do 18.
Uśmiechnąłem się od razu układając sobie w głowie pewien
niecny plan. Trzeba zacząć moją obietnicę wprowadzać w życie.
Występ wyszedł całkiem
nieźle, zagraliśmy 17 piosenek, publika była zachwycona jak zawsze. Po meet and
greet wróciliśmy od razu do hotelu. Pożegnałem się z moją kompanią i zamknąłem
drzwi od pokoju. Zerknąłem na czas, w telefonie. Była północ. Chwilę się
wahałem, czy dzwonić o tak później godzinie, ale w końcu nacisnąłem zieloną
słuchawkę. Sygnały mijały, ale niestety nikt nie odbierał. Westchnąłem
zasmucony i odłożyłem telefon na szafkę. Trzeba się iść umyć. Zabrałem ze sobą
piżamę i wszedłem do łazienki. Akurat, gdy myłem głowę do moich uszu doszedł
dźwięk „Hooker with a penis” Tool’a.
Chłopcy z tego zespołu bardzo nam pomogli na samych początkach istnienia 30
Seconds To Mars, zresztą mogę powiedzieć, że dzięki nim Fallen ma taką formę
jaką ma. A piosenka, którą ustawiłem jakieś 2 tygodnie temu na dzwonek… Nie bez
powodu jest taka. Ten kto zna jej treść, zrozumie co ja czuję. Zresztą, nie
ważne.
Wyskoczyłem jak
oparzony spod prysznica, z pianą na głowie i nawet nie łapiąc za ręcznik,
wybiegłem z łazienki do pokoju. Dosłownie w ostatniej chwili dorwałem
blackberry i odebrałem połączenie.
- Słucham?
- Cześć… dzwoniłeś?- rozległ się melodyjny głos dziewczyny,
która stała się dla mnie wyjątkowa.
- Cześć, obudziłem cię?
- Nie, wracałam do domu z pracy.
- Tak późno?- zapytałem szybko wracając do łazienki, by się
nie przeziębić.
- Taka praca. Dostaliśmy zgłoszenie, że koń ma kolkę i
musiałam jechać. Każda chwila się liczy w takich wypadkach… Ale, po co
dzwonisz?
- Chciałem… zapytać, czy robisz coś jutro. To znaczy, czy
mogłabyś wziąć jeden dzień urlopu i spędziłabyś go ze mną?- powiedziałem
nieskładnie.
- Randka?- zaśmiała się.
- No… To co? Znajdziesz jutro chwilę dla mnie?- zadałem to
ważne dla mnie pytanie wchodząc znów pod prysznic.
- Jeśli moi współpracownicy mnie zastąpią, to.. zastanowię
się.- odpowiedziała, a ja pomimo tego, że jej nie widziałem, byłem pewien że
się uśmiecha.
- Nie dręcz mnie, jestem po ciężkim koncercie…
- Zgoda.- odpowiedziała uradowana.
Odetchnąłem z ulgą i oparłem się plecami o ścianę, jednak
zamiast tego, nacisnąłem przycisk, który włączał strumień wody z prysznica.
Lodowatej wody. Cudem tylko nie upuściłem telefonu, ale przekląć, to przekląłem
głośno. Jakoś łokciem wyłączyłem tę wodę i cały mokry, nic praktycznie nie
widząc, po omacku znalazłem ręcznik, którym wytarłem twarz, a potem moją
ukochaną blackberry. Nie wiem jakim cudem, ale jeszcze działała. Okręciłem się
w pasie mokrym już materiałem i znów przyłożyłem telefon do ucha.
- Halo! Żyjesz?- usłyszałem.
- Tak.
- Co się stało?- zapytała zaciekawiona, jednak nie
zamierzałem jej mówić co zrobiłem, bo było to wyjątkowo niezdarne i głupie.-
Jeśli mi nie powiesz to nici z naszego spotkania.
To był cios poniżej pasa. Westchnąłem zrezygnowany i
opowiedziałem jej o wydarzeniach sprzed chwili na które ona oczywiście
zareagowała śmiechem. Cudownie… Ale
ostatecznie umówiliśmy się, że przyjedzie po mnie, bo akurat pracuje w okolicy.
Tym razem wracając do
łazienki, zostawiłem telefon na szafce, a sam szybko zmyłem mydło i szampon w
miejscach, których nie dosięgła woda. Zadowolony ze spotkania, które miało
nastąpić za kilka godzin, położyłem się i od razu zasnąłem.
Obudziło mnie dopiero łomotanie do drzwi. Całkowicie zaspany
podszedłem do nich i otworzyłem je chcąc wykrzyczeć na osobę zakłócającą mój
sen pełną gamę wyzwisk, ale moim oczom ukazała się Fancy, a za nią stojący
Shannon. Normalnie odebrało mi mowę i
nie wiedziałem jak się zachować. Nie dość, że wyglądałem pewnie jak siedem
nieszczęść, to i … która była godzina?!
- Dzwoniłam do ciebie, ale masz chyba wyłączony telefon…-
powiedziała nieśmiało Fancy.
- Jared! Czemu nic nie mówiłeś, że oto ci chodziło z tym
„wolnym czasem”.- włączył się do rozmowy mój brat.
- Nie wiem, ustawiałem budzik w telefonie… może się
wyłączył. Przepraszam, wejdziesz czy może wolisz zaczekać przy…?
- Wchodź i rozbudź go!- przerwał mi Shannon, popychając
dziewczynę na mnie.- Bawcie się dobrze!
I zamknął drzwi. Westchnąłem i podrapałem się po głowie,
która na szczęście zdążyła mi wyschnąć. Przepuściłem kobietę przed siebie, w
myślach mordując Shannona za to. Nie dość, ze łóżko rozmemłane jak tylko się
da, to jeszcze po wczorajszym niespodziewanym prysznicu wszędzie porozkładałem
rzeczy , szukając zapasowego ręcznika, który zawsze miałem przy sobie.
- Przepraszam za bałagan, normalnie to mi się nie zdarza,
ale wczoraj miałem mały wypadek z prysznicem…
- A no słyszałam, jak pięknie umiesz przeklinać.- zaśmiała
się.- Nie martw się, pomogę ci to poskładać.
- Nie, no coś ty. Jesteś gościem, więc nawet…
Ale ona już zaczęła podnosić moje koszulki i składać je w
kostkę, dokładnie takim samym sposobem, jak moja mama. Gdy już się uporaliśmy z
tym wszystkim, ja odwiedziłem łazienkę, by ubrać się jak normalny człowiek.
Wychodząc z
pomieszczenia zauważyłem swój telefon i gdy tylko wziąłem go do ręki, poczułem
jak strumyczek wody wylewa się na moją dłoń. Jasna cholera! Zabiłem swoją
blackberry! Już gotowy, wyszedłem do pokoju i pokazałem martwy telefon
Francuzce.
- No to już wiem czemu nie odbierałeś.-skwitowała.- Dobra,
ruszaj się i jedziemy na przejażdżkę.
- Jak to?- zapytałem zaskoczony, bo nie tak wyobrażałem
sobie ten dzień.
- A tak to. Muszę wpaść na chwilę do kliniki. Zobaczysz, jak
ona wygląda, co robię, bo ja twój zawód już całkiem nieźle poznałam.- dodała
puszczając mi oczko.
Wzruszyłem tylko ramionami i udałem się za tą piękną
kobietą. Wsiadłem do jej samochodu i ruszyliśmy przed siebie. Droga na miejsce
zajęła nam całą godzinę, ale było warto. Widoki jakie przede mną się
rozpościerały zapierały dech w piersi. Niby zwykłe pola i lasy, a miały w sobie
magię. I jak na zawołanie tego dnia pogoda dopisywała. Słońce wychodziło zza
chmur, a delikatne puszyste obłoczki zdobiły niebieskie niebo.
- Tę pogodę to zabrałeś ze sobą chyba z Los Angeles, co?
- Tak. Trzymam ją na specjalne okazje w walizce.- zaśmiałem
się.- Pięknie tutaj.
- Masz szczęście z tą pogodą. Na jesieni taki dzień jak
dziś, to prawie coś niemożliwego tutaj. Zresztą wiesz, cały czas leje. Wezmę
tylko papiery z biura i pójdziemy odwiedzić moich podopiecznych, dobrze? Potem
zdaję się na ciebie.- powiedziała patrząc na mnie z promiennym uśmiechem.
Zgodziłem się, zadowolony, że sprawiam taką przyjemność tej
dziewczynie. Gdy wchodziliśmy do ładnego białego budynku, zaczepiła nas
niewysoka dziewczyna, ubrana w koszulkę Motorhead i przypatrująca mi się z
uwagą.
- Cześć!- przywitałem się z nią.
- Hej! Anna Wolly.- przedstawiła się.
- Jared Leto.- odpowiedziałem podając jej dłoń.
- Ten Jared Leto? No nie wierzę… - dodała z uśmiechem
patrząc na Fancy.
- Ann… proszę. Nic nie mów.
- Ja od zawsze wiedziałam. I ty chcesz urlop tylko dzisiaj?
Dziewczyno, zastąpię cię na całe 10 dni! – powiedziała uradowana.- A ty się nią
zajmiesz, jak trzeba, prawda? No oczywiście! O co ja się pytam! Jak wróci do
pracy to chcę ją widzieć całą rozpromienioną, dobra?- zwróciła się tym razem do
mnie.
Naprawdę trochę mnie wcięło i nie wiedziałem co
odpowiedzieć, dlatego tylko nieznacznie się do niej uśmiechnąłem. Wright za to
zamordowała swoją koleżankę z pracy wzrokiem i ukradkiem pokazała, że ma
przechlapane. Szybko zabrała plik kartek
z biurka i pociągnęła mnie w stronę wyjścia. Pomachałem Annie i wyszedłem za
Francuzką.
Zaprowadziła mnie do niewielkiej stajni, od której biło coś
dziwnego. Nie umiałem tego określić, ale była ona zupełnie inna. Gdy wszedłem do
środka i zobaczyłem jej pacjentów zrozumiałem czemu. Konie, które tam stały
wyglądały naprawdę tragicznie. Wychudzone, wystraszone i cierpiące. Szedłem za
brunetką bardzo wolno przyglądając się każdemu zwierzęciu o wiele dłużej niż
bym chciał. Ich cierpienie poruszyło mnie. Pani weterynarz opowiadała mi
historię każdego z nich, jednak ja jej nie słuchałem. Widziałem strach i ból w
oczach tych zwierząt, jednak gdy ona podchodziła do drzwi boksów, zwierzęta
niepewnie, jednak podchodziły i dawały się pogłaskać. Od mojej ręki uciekały,
ale ciężar jej dłoni przyjmowały. Był to
niesamowity widok. Naprawdę ta kobieta umiała sobie poradzić z tymi
zwierzakami, a one jej ufały.
Gdy jechaliśmy z
powrotem do miasta, już zupełnie inaczej patrzyłem na jej pracę. To jak się jej
oddawała, jak kochała ten kontakt z tymi zwierzętami. Widać to było w każdym geście, jaki
wykonywała w ich obecności. Niesamowite.
- Jak sam słyszałeś, mam 10 dniowy urlop. Zaproponujesz
coś?- zapytała nieśmiało, spoglądając na mnie znad kierownicy.
- Hym… chcesz jechać z nami w trasę po Anglii?-
zaproponowałem od razu.- Na pewno znajdzie się jakieś miejsce dla ciebie. Skoro
Klaudii nie ma, to…
Dziewczyna uśmiechnęła się w odpowiedzi i już do końca
podróży samochodem nie rozmawialiśmy. Ja zastanawiałem się czy podołam
znalezieniu takiej pracy jak ta, którą ma tutaj w Los Angeles, a ona… nie wiem.
Ale z chęcią poznałbym jej myśli. Byłoby o wiele prościej.
Zabrałem potem tę piękną kobietę na obiad, do najlepszej
restauracji, jaką znalazłem w tej dziurze, w której graliśmy. Każdy dzień z nią
stawał się coraz bardziej wyjątkowy, a ja przestałem potrzebować tego
wszystkiego co mnie wcześniej otaczało. Nie przyszło mi nawet do głowy, by pomyśleć
o seksie z groupies, czy z na przykład Elizabeth, która mieszkała niedaleko
Londynu, z którą nie raz już się zabawiałem. Byłem zadowolony z obecności
właśnie tej dziewczyny przy mnie. Jednak powstrzymywanie siebie, gdy ona po
prostu leżała w piżamie obok mnie… może i dobre ćwiczenie na silną wolę, ale łatwiej
by było gdyby ona w końcu uwierzyła, że jestem wart wspólnej nocy. I o dziwo 8
dnia naszej wspólnej podróży, moje marzenia się ziściły.
Właśnie wróciliśmy z mojego koncertu. Było około 1 w nocy,
ale humor nam obydwojgu dopisywał.
Kazałem Fancy poczekać chwilę, bo musiałem skorzystać z toalety, a gdy
wyszedłem z niej… nie wiem co się stało. Czy to przez jej rozpuszczone włosy,
które zazwyczaj miała związane, czy przez tę nocną aurę i radość z udanego
koncertu, ale podszedłem do niej i złożyłem na jej ustach gorący pocałunek. Powoli
i delikatnie smakowałem jej usta, nie chcąc popełnić błędu w swoich zamiarach.
Długo, bardzo długo na to czekałem, więc musiałem podejść do tego umiejętnie.
- Od dawna chciałem to zrobić.- szepnąłem trzymając jej
głowę w dłoniach i składając na jej twarz coraz to nowe pocałunki.
W odpowiedzi, dłonie Fancy zaczęły poruszać się po moich
przedramionach, aż zdjęły ze mnie koszulkę. Chyba specjalnie czekała na to, aż
założę na koncert rozpinaną koszulkę. Położyłem ją na plecach i wciąż całując
zacząłem rozpinać zamek od jej sukienki. Wyglądała w niej nieziemsko, ale bez
niej pewnie jeszcze lepiej. Każda chwila tamtej nocy była wyjątkowa, nie
śpieszyliśmy się, jednak wszystko nabierało zawrotnego tempa. Gdy zostaliśmy w
samej bieliźnie, kobieta popatrzyła mi w oczy, a potem z uwodzicielskim
uśmiechem powiedziała.
- Jeśli mnie skrzywdzisz to cię wykastruję. Ja wcale nie żartuję,
umiem to robić. I mam też nadzieję, że jesteś całkowicie zdrowy.
Popatrzyłem na nią zaskoczony, nie wiedząc co odpowiedzieć.
- Nie patrz tak na mnie, tylko działaj!- mruknęła i nasze
usta znów się złączyły.
Powoli zaczęliśmy się
pozbywać ostatnich dzielących nas barier. Właśnie zacząłem doceniać tę kobietę. Była
wyjątkowa właśnie przez to, że tak bardzo musiałem się starać, by znalazła się
obok mnie całkowicie naga i czekająca na to, aż w nią wejdę, by zaspokoić jej
wszystkie pragnienia. Obydwoje powstrzymywaliśmy się przed tą chwilą bardzo
długo, ale warto było. Ona, bo nie chciała bym myślała, że jest jedną z tych
„gumowych lalek” do zaspokajania, bym zaczął ją szanować. A ja… po to by
dowieść, że cenię ja sobie jako kobietę i nie traktuję jej przedmiotowo.
Popatrzyłem w jej
niebieskie oczy rozciągając usta w uśmiechu. Mimo, że nadal kojarzyła mi się z
Evelyn, to moje uczucia do niej były ciepłe. Wiedziałem, że jest inna. Nie
potrzebowałem stosować zemsty na niej. Teraz, gdy patrzyłem na nią wiedziałem,
że jest całkowicie bezbronna, ale mi ufa. Długo walczyłem o to, więc teraz
musiałem się postarać, by tego nie zaprzepaścić. Jednak nadal gdzieś w głębi
mnie, tkwił ten gniew żeby wykorzystać tę bezbronność do zadania bólu. Żeby
poczuła się, jak ja te kilkanaście lat temu.
Potrząsnąłem głową
chcąc wyzbyć się tych myśli. To nie była Evelyn, ta kobieta nigdy by mi nie zrobiła
takiej krzywdy. Zresztą nie dałbym się już. Pocałowałem delikatnie jej usta,
które przyjęły na siebie ciężar moich. Przygryzła delikatnie moją dolną wargę,
a po moim plecach przeszedł przyjemny dreszcz. Nie odrywając od niej ust,
skierowałem swoją dłoń w stronę jej krocza. Początkowo tylko je masowałem, ale
czułem, że chce więcej więc włożyłem do jej ciepłego wnętrza dwa palce i
zacząłem nimi poruszać. Podniosłem głowę słysząc jej jęk rozkoszy. Oczy miała
półprzymknięte, jednak wciąż obserwowały moją twarz.
Uśmiechnąłem się widząc, jak wielką przyjemność jej
sprawiam. Od tylu lat nie robiłem tego, a teraz widząc pełną szczęśliwości
twarz tej kobiety, zdałem sobie sprawę, że ten widok i mi sprawia przyjemność.
Naprawdę starałem się traktować tę kobietę, jak kobietę, a nie po prostu worek
na spermę, jak to mówi Klaudia. Poczułem jak mięśnie jej pochwy zaciskają się
na moich palach, a ona przeżywa swój pierwszy orgazm tego dnia. Dałem jej
chwilę, by odetchnęła po doznanej rozkoszy. Była naprawdę śliczna, sposób w
jaki się uśmiechała sprawiał, że czułem się szczęśliwy. Pochyliłem się nad nią
i musnąłem jej usta, by po chwili zacząć całować jej szyję i ramiona. Tak.
Chciałem ją traktować, jak królową, zasługiwała na to. Moje usta zjechały na
jej piersi, najpierw całując je, a potem zacząłem drażnić językiem jej sutki.
Kobieta miała zamknięte oczy i przygryzała swoją dolną wargę co było dla mnie
świadectwem rozkoszy jaką jej dawałem. Ja sam byłem już gotów do działania,
więc gdy tylko otworzyła niebieskie ślepia, delikatnie rozsunąłem jej nogi i
zacząłem w nią wchodzić. Robiłem to z wyczuciem i uważnie, zdając sobie sprawę,
że tak duży sprzęt jak mój może zamiast rozkoszy sprezentować jej ból. Sam wciąż nie mogłem uwierzyć, że zwracam na
to uwagę, że tak mi zależy na komforcie mojej partnerki. Fancy podniosła trochę
biodra nabijając się całkowicie na mojego członka. Wysunąłem się z niej trochę,
po to by znów się w niej zagłębić, jeszcze bardziej i dać jej orgazm o jakim nigdy nie zapomni. Po
chwili nasze ruchy zaczęły się harmonizować, słyszałem ciche jęki swojej
partnerki i patrzyłem w jej pełne
zadowolenia oczy. Już sam nie pamiętam kiedy patrzyłem kobiecie z którą
uprawiałem seks, w oczy. Nagle jej ciało wygięło się w łagodny łuk oznajmiając
mi, że właśnie szczytuje. Ja jeszcze raz poruszyłem się w niej i poczułem jak
moje nasienie wylewa się do jej wnętrza. Opadłem na jej ciało nie mogąc
uwierzyć, ze tak spokojny seks zaowocował u mnie orgazmem. I to nie byle jakim.
Leżałem na tej kobiecie starając się choć trochę unormować bicie mojego serca.
Jasna cholera! To dopiero było doznanie!
Gdy odzyskałem minimum sił, wyszedłem z niej i położyłem się
obok. Uśmiech sam cisnął mi się na usta, a w głowie miałem przyjemną pustkę.
Zanim się zorientowałem, Fancy usiadła na mnie okrakiem i zaczęła jeździć swoim
językiem po moim obojczyku.
- Podoba mi się ten tatuaż.- powiedziała składając pocałunek
na „Provehito In Altum”.
- Tylko ten?- zapytałem.
- Jeszcze ten glif…- mruknęła biorąc moją prawą dłoń i
przykładając ją do swojego policzka.
Zacząłem masować go opuszkami palców, gdy nagle ona mi
uciekła. Jej język znalazł się na moich piersiach, a ona zsunęła się na moje
biodra. Zadrżałem, gdy przejechała nim wokół mojego pępka, bo miałem w tamtym
miejscu łaskotki, lecz nagle poczułem jak bierze do ręki mojego penisa i
zaczyna go gładzić. Jej dłoń pocierała go dając tym razem mi ogromną
przyjemność. Jednak tak to się nie skończyło. Do gry wszedł jej język i
delikatne usta. Dopiero wtedy poczułem się, jak w niebie. Zanim jednak
osiągnąłem orgazm, kobieta oderwała się od mojego nie takiego małego
przyjaciela i dosłownie nabiła się na niego. Jej ruchy były koliste, ale
szybkie i mocne. Położyła swoje dłonie na moich piersiach i z zamkniętymi
oczami kontrolowała nasze kolejne zbliżenie. Obserwowałem ją z półprzymkniętych
powiek z jednej strony czując ciągłe podniecenie, gdy patrzyłem na jej
podskakujące piersi, ale też i powoli zaczynała ogarniać mnie rozkosz.
- I wanna fuck you like an animal.- usłyszałem jej drżący,
ale seksowny głos.
Byłem zaskoczony. Nie mogłem uwierzyć, że nie dość, że
podczas takiego stosunku jest jeszcze w stanie „śpiewać”, a poza tym że w ogóle
zna ten utwór.
- I wanna feel you from the inside.- wyszeptaliśmy razem,
gdy ona jeszcze mocniej nabiła się na mojego członka.
- You get me clos…- chciała powiedzieć, ale nie była już w
stanie.
Zamiast tego z jej gardła wyrwał się krzyk spowodowany
orgazmem. Dosłownie kilka sekund później i mnie zalała fala rozkoszy i to taka
jakiej sobie nigdy nie wyobrażałem. Nie wierzyłem, że jeszcze mogę przeżyć swój
orgazm życia. Że w ogóle będę przeżywał tak pełne emocji chwile spełnienia.
Wysunąłem się z niej, a ona opadła na moje ciało bez sił.
Wtedy też pierwszy raz od bardzo dawna objąłem ją ramieniem i przytuliłem do
siebie. Odgarnąłem kołdrę i okryłem nas nią, byśmy podczas snu nie zamarzli.
Brunetka objęła swoją lewą ręką mój brzuch i położyła głowę na zgięciu mojego
ramienia. Pocałowałem jej ciemne włosy i pogładziłem jej nagie ramię dłonią.
- To było… jesteś wspaniała.- powiedziałem decydując się na
wyznanie jej prawdy, którą rzadko kiedy mówiłem swoim kochankom.
- Dziękuję.- odpowiedziała ziewając.
- Idźmy spać, bo niestety pobudka i nas dotyczy.- szepnąłem
jej do ucha, na co ona pokiwała głową i jeszcze bardziej wtuliła się w mój bok.
- Dobranoc.- mruknęła i praktycznie już chwilę później
spała.
Cały czas uśmiechając się, jak głupi do sera, zamknąłem oczy
czując 100% satysfakcję. Udało mi się uniknąć zrobienia jej krzywdy, sprawiłem,
że czuła się jak w niebie, a dodatkowo sam przeżyłem orgazm swojego
dotychczasowego życia.
Mimo tego, że
pierwszy raz się kochaliśmy, czułem się jakbym znał ją od zawsze. Zresztą jej
dłonie czy język, gdy wędrowały po moim ciele wiedziały w którym miejscu jestem
wrażliwszy i co na mnie działa. Albo jestem taki jak inni jej partnerzy,
albo… to była czysta magia.
Ziewnąłem wymęczony
tym wysiłkiem fizycznym i okrywając jej ramię materiałem, przeniosłem się do
krainy Morfeusza.
________________________________
Sama się nie spodziewałam, że tak szybko napiszę nowy rozdział. Ale skoro wena trzyma, to trzeba korzystać. Z uczuleniem Stelli chodziło oczywiście o mleko, a nie o cukier :) Nie za dużo mogę się tym razem rozpisać, bo nie mam na co odpowiadać, ani czego tłumaczyć, bo przestaliście komentować. 4 komentarze pod rozdziałem to trochę mało, nie sądzicie? Pewnei pod tym będzie jeszcze mniej, bo Fancy. Nadal nie rozumiem czego wy w niej nie lubicie :P No mniejsza… to chyba wszystko co chciałam napisać. Kolejny chapter też oczami młodszego Letosia. Who’s happy?
Tym razem dedyjacja idzie do Vampa mojego kochanego :* Bo wy pewnie nie wiecie, ale lecimy do Asgardu uwolnić Lokiego z więzienia! :D mwahahahah <333
me likey :)
OdpowiedzUsuńładnie napisane, podoba mi sie :)
-ginger_hexe
Cóż za dokładne opisy xDD
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, muszę przyznać. Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam;)
-InvinciblePL
Ja osobiście bardzo lubię Fancy, ponieważ ma ona bardzo dobry wpływ na Jareda i podoba mi się jej zawód ;)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, od strony technicznej jakieś literówki widziałam, ale przy przepisywaniu to wiadomo palec nie w te stronę i już inna literka, a po dłuższym czasie tekst się plącze przed oczami więc rozumiem. A z resztą nie przeszkadza to tak bardzo. Natomiast jeśli chodzi o samą treść to jestem tak pozytywnie zaskoczona, że trudno to sobie wyobrazić. Scena miłosna jest napisana wspaniale, czułam się jakbym czytała fragmenty ‘Bractwa…’ J.R. Ward, ponieważ tam też TE opisy są tak realistyczne i świetnie napisane.
Jared bardzo się zmienił dowiadując się o chorobie i próbuje naprawić swoje życie, takie postępowanie się chwali…aczkolwiek jest to znany schemat i pozytywem byłoby gdybyś, droga Autorko wymyśliła coś innego, co zaskoczy wszystkich. Przepraszam jeśli jestem zbyt wymagająca, ale wierzę, że z tą wyobraźnią może się udać ;D Rozdział na prawdę pozytywny, trochę w nim komedii, ale i pikanterii. Scena miłosna ma w sobie to coś, czyta się ją nie z zawstydzeniem a ekscytacją (proszę nie wziąć mnie za jakąś erotomankę xD)
Czekam na to co będzie dalej, bo Fancy to postać może nie tak barwna jak np. Klaudia czy Jared, ale chcę się wiedzieć jaka będzie jej dalsza historia, a przynajmniej ja chcę wiedzieć, bo to sympatyczna postać :)
Tak się teraz zastanowiłam i stwierdzam, że to jedne z najlepszych opowiadań, które czytam regularnie i z niecierpliwością czekam na dalsze rozdziały, to coś bardziej realistycznego niż przesłodzone historyjki miłosne, których w sieci jest na pęczki, a takie perełki jak ITW gdzieś się kryją pośród tego bałaganu. Mają szczęście ci, którzy dokopali się do Twojej twórczości. Trochę słodzę, a błędy też się pojawiają. W każdym razie rozdział jeden z lepszych.
-Echelonya
Ale to zadziwiające,jak wiadomość o tym,że zostało nam niewiele życia potrafi zmienić podejście do samego siebie. Jared jest tego świetnym przykładem. Czytałam początek rozdziału z otartą buzią i nie dowierzałam,że takie słowa padają z ust tego megalomana. I tylko żałuję,że to literacka fikcja.
OdpowiedzUsuńPiosenka Tool’a pasuje jak ulał i jest absolutnym odzwierciedleniem panów z Marsa,ale to zapewne wiesz.
Co do Fency,to zastanawiam się i zastanawiam czego tak wielu czytelników jej nie lubi. Dla mnie ona jest wspaniałą,silną kobietą,która odnosi sukcesy w życiu zawodowym,kocha swoją pracę i zwierzęta i śmiem twierdzić,że ‘poskromiła’ Jay’a i bym chętnie przeczytała rozdział jej oczami i dowiedziała się co ona myśli o Jr jako być może swoim przyszłym partnerze. Śmiać mi się trochę chciało z tej dziecięcej naiwności Jareda. Wymyślił sobie,że ściągnie Fency do LA,znajdzie jej tam pracę i będą sobie szczęśliwie żyli,dopóki nadejdzie jego dzień sądu ostatecznego.
A, no i została mi jeszcze jedna kwestia,która mnie zastanawia. Mianowicie jest to reakcja Claudii na wieść,że jej ‘ojczulek’ spotyka się z Fency. Pamiętam jakąś sytuacje,kiedy to Młoda była o nią zazdrosna i teraz nie wiem,jakiej reakcji z jej strony mam się spodziewać.
I w ogóle to masz ostatnio niezłe tempo pisania rozdziałów i w sumie oby tak dalej,bo bym chciała jak najszybciej poznać zakończenie tejże historii. Ale to chyba tylko ja lubię znać zakończenie,zanim się zabiorę za czytanie książki,opowiadania,etc.
Jako,że się zbliża koncert RHCP i z tego co mi wiadomo,to się na niego wybierasz,to fajnie by cię było w końcu osobiście poznać ;)
-Paula
No no no, niezły rozdzialik :)
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że Jay wkońcu znajduje szczęście, że potrafi się opanować i wreszcie widać u Niego porządne zmiany :)
Ale niech chyba powie Emmie i Tomo o chorobie. Tak byłoby chyba właściwiej. Znają go tyle lat, a tak naprawde to nic nie wiedzą o jego cierpieniach…
Ciesze sie, że tak szybko nowy rozdział. Naprawdę błyskawicznie. Aż się zdziwiłam, oczywiście pozytywnie ^^
I jeszcze jedno: WHERE THE FUCK IS CIACHO? Shann wgl ani o niej nie mówi, jakieś pojedyncze zdania tylko o niej… Może rozdzialik oczami Shaniastego.??
A, no i niech znajdzie sie jakieś cudowne lekarstwo na chorobę Jareda xD
-Mad
Początek jakiś tak, no nie wiem… Nie porwał mnie. Fancy nadal nie lubię, więc scena seksu była przeczytana jednym okiem.
OdpowiedzUsuńNiech Jared robi co chce. Chociaż moim zdaniem powinien wtajemniczyć we wszystko Tomo i Emmę (A może co? Mają się dowiedzieć po jego śmierci? Nie widzę tego). No i przede wszystkim Fancy – co jak co, ale dowiedzieć się czegoś takiego po seksie? Czułabym się oszukana.
Kolejny rozdział oczami Jareda? Buuuu…. Ostatnio przestałam lubić jego tok myślenia. To wszystko przez tą chorobę.
-Adka
Bardzo dziękuję za dedykację pod porno rozdziałem :D
OdpowiedzUsuńNie wierzyłam, że Jared jest zdolny do traktowania kogoś lepiej
od siebie, a tu proszę, taaaka niespodzianka :D
Wiesz co… odpowiadając na twoje pytanie czemu nikt nie lubi Fancy mogę z całą
pewnością odpowiedzieć, że chodzi o jej… imię.
Tak się zastanawiałam co tak naprawdę mi w niej nie pasuje to wychodzi właśnie na to.
Strasznie wkurzające imię. Jeśli chcesz, żeby czytelnicy lubili bohaterkę
nie dawaj jej na imię Fancy :D
Do rozdziału 61:
Rozdział lekki i bardzo zabawny, niestety od razu rzucają się w oczy literówki i
nieszczęsna składnia zdań. Nie chodzi mi tu o to, że co np. źle brzmi i trzeba przeredagować
tylko kolejność wyrazów jest przestawiona.
Dla mnie to w sumie jest zabawne i dodaje takiego uroku temu opowiadaniu,
ale nie zmienia to faktu, że wypadałoby to poprawić.
Tak to jest z nocnymi rozdziałami, fajne, ale przemiksowane.
Z Klaudią zaczyna sie coś naprawdę dziać. Najpierw pomaga Stelli, teraz własnowolnie
wbija do łóżka Jareda… i jest w ogóle taka inna.
Zmiana na lepsze, ale z drugiej strony nie chcę, żeby zatraciła swoją
Klaudiowatość!
A geniuszem tego rozdziału została… Gosia!
Z którą się zgadzam i Klaudia powinna walczyć o Mata (PRZEZ JEDNO T :D)
i chociaż go średnio lubię to ona jest fighterką i nie odpuszcza.
Co ja myślę o przyjaźni Klaudii i Stelli? Hmmm…
No chyba tylko w myśl powiedzenia przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej.
Rozmowa Gosi i uświadamianie Klaudii jak dziecka była tak niezręczna, że aż śmieszna.
Ja poprostu chcę jakiś opis imprezy, którą razem organizujecie…xD
Bo jak był o tym wątek to ja już miałam przed oczami nagłówki gazet:
„Córka Leto i jej przyjaciółka przypadkiem wysadziły pół dzielnicy”
Myślę, że Jared jak wyjeżdżał też miał coś podobnego przed oczami :D
Tak więc podsumowując rozdział uważam za jeden z fajniejszych i jest dla mnie
jakby zapowiedzią bardzo ciekawych wydarzeń w niedalekiej przyszłości…
-Vamp
Do rozdziału 63
OdpowiedzUsuńBiedny Jay. Ale na serio, współczuję mu. Po mimo tego, że ludzie są nie niego
oburzeni co chwilę to i tak nie powie im o swojej chorobie bo nie chce litości.
Uparciuch jeden.
Nie podoba mi się to, że przed chwilą się jarałam tym, że przyj Klaudię do rodziny,
a teraz kiedy myśi o ludziach, którzy będą o nim pamiętać to tak ostentacyjnie
olewa ją i pomija.
To będzie tylko mama i Shannon. Gdyby główna bohaterka słyszała jego myśli to
mam nadzieję, że skopałaby mu tyłek.
Rozdział przyznam szczerze troszkę nudnawy z akcji, ale za to dobrze pokazuje
co się dzieje w duszy bohatera.
O, wow, właśnie pokusiłam się o stwierdzenie, że on ma duszę. Wow.
Fancy Fancy Fancy…
co by tu jeszcze o niej napisać.
Cieszę się, że nie jest z nim tylko dlatego, że to Jared tylko czuje coś do niego
jako do człowieka, i że ma szacunek do samej siebie.
Coś czuję, że Ego wokalisty po tej nocy wzrośnie i to nieźle xD
Jako, że nie mam pomysłu co by tu napisać o Fancy, przejdę do wątku o Lokim.
No właśnie… gdzie jest Loki? Miał być…
A tak wciąż siedzi w więzieniu w Asgardzie i jak my go sprowadzimy do LA, co??
Rozdzaiał średni, ale coś czuję, że to cisza przed burzą :D
I tylko zwracaj większą uwagę na błędy róznego rodzaju, wiem to, że samemu jak
się coś napisało to później nawet jak się czyta przed wgraniem to oko widząc znany już
sobie tekst nie zwraca uwagi na pewne rzeczy, więc może znajdź sobie kogoś
do korety?
Życzę powodzenia Gosi z Matem!!
-Vamp
Tak czytałam początek rozdziału i stwierdziłam, że choroba Jaredowi służy, bo w końcu dochodzi do mądrych wniosków^^ Tak na poważnie, to widać, że bardzo go diagnoza zmieniła, chociaż wydaje mi się, że u wielu osób tak się dzieje, jednak dobrze, że pokazałaś co mu tam w duszy siedzi. Tak sobie teraz wyobraziłam sobie, że całkiem w jego stylu byłoby w czasie koncertu i swoich pogaduszek z publiką zacząć „wiecie, umieram.” i tutaj refleksje na temat całego życia itd chociaż wiem, że nie będzie czegoś takiego, BO WIEM xD
OdpowiedzUsuńStrasznie jestem ciekawa reakcji mamy, bo jakoś w tym wszystkim zapomniałam o jej osobie, ale nie wyobrażam sobie tego, gdy dowie się, że jej syn umiera i jego dni są policzone… Z resztą z Emmą też będzie ciekawie.
Szczerze mu współczuję, przez to, że z ekipy koncertowej o jego chorobie wie tylko brat, więc wszyscy się go czepiają i chłopina ma przerąbane.
Scena gdzie Jared wyskakuje z pianą na głowie po telefon mnie rozwaliła, bo sobie przypomniałam jak to ja wyleciałam z prysznica, żeby odebrać od Ciebie telefon z koncertu Kill Hannah xD Ukradłaś mi akcję! ;P
No ale to tyle bo pojawiła się Fancy…dalej jej nie lubię, z resztą z Ciacho miałyśmy wymyślić jak zginie, ale nie możemy ;(
Teraz tak patrzę to akcję z prysznica też mi zabrałaś, tyle, że ja się chowałam i włączyłam strumień lodowatej wody xD
Dobrze, że Shannon przyszedł z Fancy, bo przynajmniej trochę rozbawił towarzystwo, a tak to no…dobrze, że Jr sobie znalazł Fancy, ale ja już raczej zdania o niej nie zmienię, choćby nie wiem co zrobiła, wybacz. I żal mi go, bo mu bb umarło ;( Dobrze, że chociaż dziewczyna potrafiła go pocieszyć :P
Jak spotkali tą dziewczynę w klinice, to byłam pewna, że ona się rzuci na niego, zacznie piszczeć, czy coś, a tutaj takie zaskoczenie miłe :)
Przeżycie dla niego musiało być straszne w tej stajni, widział umierające stworzenia, w jeszcze gorszym stanie niż on jest.
Zaskoczyło mnie to, że Jr już myśli o przeniesieniu się Fancy do LA, dość szybko, chociaż, wiem, że na pewno by tego chciał, do tego Klaudia też byłaby szczęśliwa :)
Trochę żałuję, że Jr podczas zbliżenia nie zobaczył jednak w Fancy Evelyn, bo może by się to jakoś dla niej źle skończyło i byłoby fajnie xD Dobra jestem okropna, dobrze, że wszystko się dobrze skończyło, bo Jared jest szczęśliwy, co daje szczęście innym, więc wszyscy są szczęśliwi :)
Wiem, komentarz beznadziejny i wymęczony, ale jakoś no…nie wiem, z resztą nie ważne, chciałam jakoś zostawić ślad po sobie.
P.S. Chcę jakieś wielkie party w LA podczas nieobecności Letosów ;P
-Lea
Zmusiłaś mnie do napisania tego komentarza -.- ostatni jak do tej pory a najtrudniej mi go chyba napisać :O w tym czasie powinnam oglądać OUAT XD
OdpowiedzUsuńHmm czekałam na rozdział oczami cudownego pana Leto, bardzo byłam ciekawa jak on sam odbiera swoją chorobę, co o niej myśli. Bardzo zaciekawiło mnie to jak on sam postrzega to czego dokonała w swoim życiu, spodobało mi się to że jest wobec swoich dokonań taki krytyczny :)
„Królewna pozwoli?- prychnął Tomo popychając mnie w stronę drzwi.” Tomo mój mistrz <3
„- Bardzo, bardzo.- westchnęła, a ja się uśmiechnąłem.
- Czy jak powiem, że jesteś najlepszą i najpiękniejszą i najmądrzejszą i jeszcze kilka takich naj asystentką na świecie to…
- Daruj sobie.- odpowiedziała ze śmiechem.
- No to nie powiem.- odpowiedziałem i dałem jej na zgodę całusa w policzek.- To jak z tym wolnym czasem?” czy tylko ja uważam to za super słodkie? *~* awww <3 dobra koniec, chyba słońce za mocno mnie dzisiaj dogrzało XD
„Zabrałem ze sobą piżamę i wszedłem do łazienki.” Czy to dziwne że właśnie w tej chwili zaczęłam się zastanawiać jaką on ma piżamę O_O coś jest chyba ze mną nie tak :O
„Odetchnąłem z ulgą i oparłem się plecami o ścianę, jednak zamiast tego, nacisnąłem przycisk, który włączał strumień wody z prysznica. Lodowatej wody.” A dobrze Ci tak XD ale flirtujesz, albo się myjesz, nie można mieć wszystkiego XD
„- Jeśli mi nie powiesz to nici z naszego spotkania.” Jak ja się cieszę że ona trzyma go tak krótko, coraz bardziej ją za to lubię :D <3
No dobra, wszem i wobec ogłaszam że jestem bardzo zmęczona dzisiejszym łażeniem, nogi mi chyba odpadły, ale postanowiłam kontynuować pisanie komentarza XD tyle na mój temat xP
„- Wchodź i rozbudź go!- przerwał mi Shannon, popychając dziewczynę na mnie.- Bawcie się dobrze!” Taaa, niech on się nie interesuje tym co Jared robi, tylko niech sam zacznie kogoś rozbudzać -.- ciekawe co on będzie robił przez cały wolny dzień, pewnie będzie jadł i pił piwo, standard…. Za to nie będzie dla niego serduszka XD
„Ale ona już zaczęła podnosić moje koszulki i składać je w kostkę, dokładnie takim samym sposobem, jak moja mama.” She is so fucking perfect O_O
„Zabiłem swoją blackberry!” rip bb [*]
„- Ja od zawsze wiedziałam. I ty chcesz urlop tylko dzisiaj? Dziewczyno, zastąpię cię na całe 10 dni! – powiedziała uradowana.- A ty się nią zajmiesz, jak trzeba, prawda? No oczywiście! O co ja się pytam! Jak wróci do pracy to chcę ją widzieć całą rozpromienioną, dobra?- zwróciła się tym razem do mnie.” Bosz, Ann jest zajebista, zabiła mnie tym tekstem XD żadnych oporów, waliła prosto z mostu :D ja jak bym coś takiego usłyszała to chyba bym się od ziemię zapadła XD
„I o dziwo 8 dnia naszej wspólnej podróży, moje marzenia się ziściły.” Dopiero 8 O_O no to nieźle musiał trenować swoją wolę żeby tyle wytrzymać, musze powiedzieć że w tej chwili mi zaimponował XD
„- Jeśli mnie skrzywdzisz to cię wykastruję. Ja wcale nie żartuję, umiem to robić. I mam też nadzieję, że jesteś całkowicie zdrowy.” Ahahahhaa, this XD <3 chyba mnie do siebie przekonała tym tekstem xP
No to widzę że Jared trochę sobie poszalał :P Ale muszę powiedzieć że Fancy też potrafi się zabawić, nie spodziewałam się tego :) no chyba mało kto się spodziewał XD
Ja chcę już rozdział oczami Shannona <333
Jeszcze jeden porno rozdział i nam dzieci zdemoralizujesz XD
Trochę mi smutno, bo to koniec pisania komentarza każdego dnia :<
-Megthehunter
Kurdę. Kilka dni i już dwa nowe rozdziały. Miałam miła niespodziankę :) Dziękuje bardzo :)
OdpowiedzUsuńJa do Francy nic nie mam, fajna jest. Rozdział pozytywnie mnie zaskoczył, że Jared takimi uczuciami do tej kobiety, że tak napiszę, ‘wali’. Nie umiem tego inaczej określić xD
A teraz zabieram się za czytanie 64 ;)
-Jess
Tata rata! Klaudiush powraca i jej komentarze również! Przybywam z nową dawką głupoty znad Morza i zacieszem na pyszczku, cause cyferka przed rozdziałem :D W ogóle, to dowiedziałam się o rozdziale, w sporym opóźnieniu (wybaczysz mi? xD), ale nic nie widziałam na Twoim Twitterze (albo i przegapiłam), ale i tak komentarz napisałabym dopiero po powrocie, to w sumie nic się nie stało. :P patrzę, data dodania „19.07.2012” a ja to czytam 23. A rozdział kolejny zamiast 25, przeczytałam 27. Brawa dla mnie xD Dobra, przejdźmy do rozdziału. A nie, jednak jeszcze coś. Skoro uważacie, że Jared to teraz ciepła klucha (czy jak tam go nazwaliście), to co wy byście zrobili, gdybyście powoli umierali, byli w pełni tego świadomi i mieli zerowe szanse? Kuń bardzo dobrze go opisała, mimo iż, wie, że umiera to próbuje sobie jakoś radzić (na przykład pracą, co dla mnie jest szczerze mówiąc głupotą), ale jeśli miałby leżeć w łóżku i po prostu czekać, to prędzej sam by zrobił krok do przodu (samobójstwo?) niżeli miałby czekać na śmierć. Od tego idzie po prostu zwariować. Poza tym, taki pierdołowaty Jay jest fajny :D Wiedz, że mnie/mi się podoba. :) „Nie byłem ani genialnym aktorem, ani też muzykiem który przekazywał i wyznaczał tory muzyczne swoim następcom. Ludzie po paru latach w ogóle zapomną, że istniał ktoś taki jak Jared Leto. Starałem się jak mogłem, ale prawda była taka, że za powiedzmy 50 lat niewiele osób będzie pamiętać o mnie. To był mój największy powód do strachu.” – No aktorem to on faktycznie nie jest genialnym, chociaż jak ma grać to nawet się do tego przykłada. Powiedzmy, już go nie torturujmy i tak ma chłopak dosyć problemów xD *litościwa Claudia* Ej, ale artykuł na Wikipedii nadal będzie! Ona będzie pamiętać, że istniał ktoś taki jak Jared Leto! Tylko, że będzie druga data, zaraz obok Twojej daty narodzin. No i jak Twoje fanki, które teraz mają przykładowo 13 lat, za 50 lat mają o Tobie pamiętać? Będą miały ponad 60 lat, Alzheimer nie unikniony xD Ja Cię nie chcę martwić Jarek, ale pójdzie. Jakby tak się zastanowić, to Dziad jest jedyny w swoim rodzaju. Nie ma nikogo bardziej wkurzającego jak i żałosnego :) ale czasami masz plusy, no już się nie martw! Jesteś zabawny, o. (nie wiem gdzie, ale w głębi duszy… kto wie?) Nie wyobrażam sobie zespołu, bez wyżej wymienionego pana! Poza tym cała Twoja rodzina dostanie depresji! (nie mówiąc już o biednej Szynce.. pewnie z aktu depresji, rzuci się na pożarcie psom) Ale pomyśl o swojej mamie, Tomo i Emmie! Oni by chcieli żebyś żył! (nie zawsze, no, ale, by chcieli) „Co prawda nasze szeregi rosną w ludzi, ale kogo? Dzieci. W takich momentach przypominają mi się czasy, gdy publikę stanowili dorośli ludzie, którzy zupełnie inaczej odbierali to co im serwowaliśmy. Ale wszystko się zmieniło. Czasy, my, fani.” To mi się nie spodobało. Chociaż może to prawda. Po prostu nie lubię wielkich fanów s/t, którzy nawet nie posłuchali TIW. Świat się zmienia (oczywiście na gorsze), ale to nieuniknione. Wiesz… oni kiedyś grali inną muzykę niż teraz, gdyby pozostali przy klimatach s/t mieliby dorosłych fanów. Dobra, sami się zniżyli do takiego poziomu. Ale oni chcą się rozwijać! Tu mi się pojawia strach przed kolejną płytą xD tylko, skąd u Jarka takie rozmyślania? Jeśli by chciał, to by został przy starych klimatach i fanach, ale on nie chciał. Albo nie mógł. Nie potrafił. Nie wiem, to za trudne. Idziemy dalej. :P Jestem ciekawa, ile razy w Twoim opowiadaniu Emma krzyknęła „odchodzę!”, a potem nadal była? „- Królewna pozwoli?- prychnął Tomo popychając mnie w stronę drzwi.” Rozwaliłaś mnie tym xD Ale też niedobrze, bo on nic nie wie, o chorobie, gdyby on nagle mu powiedział „Ja umieram.” To od razu byłoby „przepraszam, nie wiedziałem.” I to mnie w ludziach wkurza.
OdpowiedzUsuń-klaudiush
Nie myślą, mówią, a dopiero potem raczą ruszyć mózgownicą. Nawet nie wiedzą, że kogoś takie słowa mogą zranić. Dobra, za bardzo się rozczulam, ostatnio go dobiłam, mówiąc, że taka kara mu się należy, a teraz to ja go bronię. Ale Jarek w Twoim opowiadaniu jest kochany. Taka pierdoła :D Odwołać koncert… to było lekkomyślne. Wiadomo by wtedy było, że coś jest nie tak. I by się wydało. Ale wydaje mi się, że powinien ich poinformować, wtedy z pewnością wszystko byłoby prostsze, ale oni może chcieli by odwołać koncerty.. ale oni go torturują :o może jesteś chory? Może.. ale to z pewnością przeziębienie, albo gorączka, to wcale nie jest choroba śmiertelna, czuję się bardzo dobrze! Jak to, oni pierwszy raz grali w Londynie? Jakim cudem? :O ten sms, to do Fancy? Mwahaha :D moja obietnicę, aww :3 dobrze, że miałam zajęcie na wakacjach, bo inaczej bym Cię dręczyła, kiedy kolejny xD Ale i tak kolejny rozdział dosyć szybko dodałaś :D to ja chcę jeszcze jeden! xD ach, to poszukiwanie piosenki na dzwonek Jaya, epickie :D „już wiem, jestem Bogiem!” haha xD „rozległ się melodyjny głos dziewczyny, która stała się dla mnie wyjątkowa.” To mi brzmi sztucznie. Nie wiem dlaczego, tak jakoś. Stała się dla mnie wyjątkowa… niby czemu? Ostatnia deska ratunku? Dobra, ja chcę, żeby oni się mili ku sobie, ale to zdanie mi tu nie pasuje. :P Cios poniżej pasa – jeśli mi nie powiesz, to nie przyjdę! To po Ciebie przyjadę! :D ale ta kobieta potrafi być uparta i jeszcze tak szantażować chorego xP Ach Fancy i Shannon, to mieszanka wybuchowa dla Jareda xD wchodź i rozbudź go! A jak! Impreza taka, że cały hotel nie będzie mógł spać! Bawcie się dobrze! Moment, skoro teraz martwy telefon, to jak on dokończył z nią wczoraj rozmowę? Rozmawiali, woda i teraz telefon powinien umrzeć. A on dopiero potem dednął. Coś tu nie pasuje! ;P Ci ludzie, to są z lekka dziwni, nie uważasz? Co im do nie ich spraw? Oni im wręcz nakazują! „chcę ją widzieć całą rozpromienioną!” to jest rozkaz Letoś xD Nie wiedzieć czemu, zdziwiłam się, jak Jay się poruszył przy tych zwierzętach. Może jakieś przesłanie? One też mogły w każdej chwili umrzeć, zupełnie jak on… tak, to na pewno to xD Ja to bym się bała u koni pracować, one są faktycznie niebezpieczne. Na przykład taka szkapa kopnie Cię w brzuch/pyszczek/gdziekolwiek, to upadasz i czasami nie wstajesz.. „Ja zastanawiałem się czy podołam znalezieniu takiej pracy jak ta, którą ma tutaj w Los Angeles.” A Jay nie mieszka w Los Angeles? Ja się pogubiłam :s I scena na którą tak czekałam :D nic dodać, nic ująć, albo po prostu – sama nie umiałabym czegoś takiego napisać, więc to jest idealne :P No, wyrobiłam się! Kolejny soon, albo jak wrócę do domu ;) pisz kolejny rozdział po koncercie! No i miłego koncertu! ;*
OdpowiedzUsuń-klaudiush
Jak ponownie nie uda mi się dodać komentarza to się zamorduję albo żądamy zamordowania kogoś w opowiadaniu;)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się bardzo początek inrozkminy Jareda na temat swojego życia i twórczości. Wreszcie ten idiota zaczął chociaż odrobinę zachowywać się jak dorosły.
Sposób w jaki Emma traktuje Jareda jest cudny :D Nie jak swojego szefa tylko jak stojak który należy przestawić z miejsca na miejsce o konkretnej godzinie.
Tekst Tomo o królewnie boski.
Trochę mi szkoda Jareda.Cchyba nikt nie zasługuje na śmierć przed swoim czasem. Leto jest mendą ale są gorsi od niego którzy sobie żyją w szczęściu i zdrowiu i gdyby życie rozpatrywać w kategoriach sprawiedliwe - niesprawiedliwe, Jared został kopnięty bez ostrzeżenia w tyłek.
Do wiedzy o tym, że jest chory doszedł mu jeszcze obraz tego czym naprawdę jest i co naprawdę osiągnął. Taki crystal clear to czym nie jest chociaż zawsze myślał że jest inaczej. To w jakiś sposób okrutne. Ale go nie żałuje aż tak bardzo. Cierpiący Leto to fajny Leto.
Fancy nie mogę znieść. Jest dla mnie jak osoba z kilkoma osobowościami. Sprawia wrażenie mało prawdziwej. Tak jakby top modelka w wolnych chwilach wykopywała ziemniaki w polu. Do tego wygląda, że dla Jareda nadal jest ważne to, żeby dupa była piękna. Reszta jest na poboczu.
Jestem w stanie znieść sex scenę z jedną osobą której nie lubie ale dwie to horror xD Chociaż scena jest ok.
Mam teraz uraz bo widzę w głowie gołego Jareda i nie jest to miły widok.
A...i "zabiłem BLACKBERRY' jest śmieszne.
Jeszcze przypomniało mi się to jak Shannon bronił Jareda. Słodkie.
- Mama