6 czerwca 2017

Chapter 92 „Prawda zawsze wyjdzie na jaw”

Chapter 92
„Prawda zawsze wyjdzie na jaw”

 Pukanie do pokoju było coraz bardziej natarczywe, więc postanowiłam w końcu wstać i zobaczyć co za menda budzi mnie o tej porze.
- No ile można czekać?!- usłyszałam pełen pretensji głos Shaniastego, gdy otworzył drzwi.
- Śpię!
- Jest 10! Będziesz spać, jak wrócisz do domu!
- Oszalałeś? Mam jet lag i …
- Nie rób ze mnie durnia.- przerwał mi. – Dobrze wiem, że nie masz jest lagu, a jesteś leniwcem. Ubierasz się i idziemy na śniadanie.- zadecydował wchodząc do środka.
- Zaprosił cię ktoś?- zapytałam patrząc jak się rozsiada na łóżku.
- Masz 15 minut i ani sekundy dłużej!- ostrzegł, a ja tylko przewróciłam oczami i skapitulowałam.
 Natychmiast zabrałam ubrania z walizki i weszłam do łazienki, by się przebrać. Wiedziałam że starszy Leto mi nie odpuści, więc wychodząc z toalety nie zdziwiłam się na widok leżącego go z butami na poduszkach.
- Co ty się tak uwziąłeś na mnie?- zapytałam stając nad nim.
- Ja? Po prostu nie będziesz tracić czasu na spanie!
- Pragnę ci przypomnieć, że po 2 w nocy wróciłam z tańców z Tomo…
- 2 w nocy wczesna godzina. Miałaś 8 godzin snu!
- Zasnęłam po 3 w  nocy…
- To 7. Wielka mi różnica. Na pewno się wyspałaś. Nie zdrowo spać dłużej niż 8 godzin. Poza tym…- dodał ciszej, siadając przede mną.- Nie wierzę w tańce z Tomo.
Słysząc te słowa natychmiast zrobiło mi się duszno. Czy Shannon mógł wiedzieć, że ten czas spędziłam z Chrisem? Nie wierzę, że Milicevic zdradził tę tajemnicę. Sam przecież wymyślił ten fortel przed braćmi Leto. Chociaż… może Shann wiedział? W końcu też nie poszedł na imprezę. No ale z drugiej strony miał konferencję na skypie z Ciacho, więc… Nie wiem już sama co o tym myśleć.
- A co niby robiłam do 2 w nocy?
- Nie wiem. Ale pewny jestem, że nie byłaś z Tomo.- odpowiedział bacznie mi się przyglądając.- Idziemy na śniadanie?
- Jasne!- odpowiedziałam wzdychając z ulgą, że zmienił temat.
 Udaliśmy się więc razem na ten poranny posiłek, które tym razem zjadłam z porządnych produktów, a nie resztek tego co zostało. Bardzo się ucieszyłam, gdy można było zrobić sobie sok z wyciskanych owoców, bo po tych drinkach lekko mnie suszyło, a dawka witamin to jest właśnie to, by zacząć nowy dzień pozytywnie!
 Po śniadaniu poszliśmy na mały spacer po okolicy, Shann ze swoim aparatem, a ja jako modelka. Oj dopiero jak zobaczyłam nikona w jego dłoniach, zatęskniłam za swoim kochanym pudłem. Ale wcześniej byłam tak skupiona na samej wizycie u Battena, że nie pomyślałam, by go wziąć ze sobą.
Około 15 wszyscy już spakowani zeszli na dół i wymeldowali się z hotelu. To był ostatni koncert w Europie dla Marsów, więc do Miasta Aniołów wracaliśmy wspólnie. Przed samym wylotem napisałam basiście Shikarich krótkiego sms’a, a potem zadzwoniłam do Gosi, by uprzedzić ją o naszym powrocie. Tym razem leciałam już tylko klasą ekonomiczną premium, ale nie narzekałam. I tak było przyjemniej niż w zwykłej klasie. Zresztą przespałam większą część lotu, co zazwyczaj mi się nie zdarzało. Emocje wczorajszego dnia i wieczoru, jednak dały o sobie znać.
 Budząc się zdałam sobie sprawę, że lecimy już nad Las Vegas. Jak zaczarowana wpatrywałam się w pustkę, która otaczała miasto hazardu.
- Obudziłaś się?- zapytał się Jared, który siedział obok mnie.
- A ty nie spałeś?
- Chwilę. Musiałem popracować. Dostałem 3 zaproszenia na pokaz mody w San Francisco, chcesz jechać?
- Yyy… nie moje klimaty. Weź Emmę.- zaproponowałam wiedząc, jak bardzo kocha modę.- I może Shannona, nigdy nie jest za późno na naukę.
- Haha, dobre!- zaśmiał się, lecz po chwili zmarkotniał.- Jutro idę do lekarza…
- Tak?- zainteresowałam się natychmiast.- Gorzej się poczułeś?
- Nie. Mam rutynowe badania… Będą próbowali oszacować ile… ile mi zostało.
Nic nie mówiąc złapałam go za dłoń i ścisnęłam. Trzymaliśmy się tak aż do lądowania, przy którym jak zawsze Jay mocniej ścisnął mi rękę. Na lotnisku każdy poszedł w swoją stronę, ja z Jaredem do domu, Shannon do Renaty, Tomo do Vicky, a reszta do swoich rodzin. W końcu wolne.
 Gdy znaleźliśmy się przed furtką pojawiła się Gosia. Przytuliłam się do przyjaciółki, za którą się trochę stęskniłam i przekazałam jej na ucho pozdrowienia od jej ukochanego. Wnieśliśmy rzeczy do środka domu i usiedliśmy na kanapie.
- Wiem, że jesteście wykończeni tym wszystkim, ale… chyba Sky’owi coś jest.- powiedziała smutno.
- Co? Jak to?- zapytał ożywiony Leto.
- Od kilku dni leży markotny pod stołem w kuchni i wydaje mi się, że schudł.- powiedziała.
- Sky tu jest? Czemu nie u Renaty?- zapytałam.
- Nie przywitał się?- wyszeptał zmartwiony Jay i szybko poszedł do kuchni, a ja spojrzałam na blondynkę.
- Renata nie wie co mu jest, wolała go na razie odseparować od Shamala, bo ten nie dawał mu spokoju, chcąc się bawić. A Sky… ciężko mi go nawet na spacer zaciągnąć. Nie ma w ogóle siły.
- Byliście u weta?
- Ta…nie. Znaczy byłyśmy ale wyszło, że ogólnie wygląda ok, czekamy na wyniki badań, więc w sumie nic nie wiemy. Ale… on ma już swoje lata. I tak dość dobrze się trzyma patrząc, jakim jest staruszkiem…
Zagryzłam dolną wargę zdając sobie sprawę, że słowa Gosi są prawdą. Sky był już naprawdę starym psem, a ta jego kondycja wynikała z ciągłego ruchu i tego jak kochali go bracia Leto. Jednak pewnie rozłąki mocno oddziaływały na zdrowie zwierzaka, a ta widać była najgorsza dla niego.
 Poszłyśmy za Jaredem do kuchni i stanęłyśmy poruszone widokiem jaki zastałyśmy. Jared leżał na kuchennej podłodze pod stołem, Sky za to położył mu pysk na brzuchu i delikatnie merdał ogonem czując obecność jednego z panów. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że naprawdę Sky nie wygląda jak kiedyś. W sumie dawno go nie widziałam, od kiedy zamieszkał z Shannonem i Renatą. Biała sierść przyklapła i stała się matowa. Ewidentnie coś mu było i tym razem to nie była tęsknota za panami.
 Nagle usłyszałyśmy otwierane drzwi i głos Shannona.
- Gdzie on jest?!- wykrzyknął.
Husky słysząc głos swojego ukochanego pana zaczął mocniej merdać ogonem i wstał. Dopiero wtedy zobaczyliśmy o co naprawdę chodzi. Pies ledwo szedł, jakby nie miał do końca czucia w łapach, szczególnie tyły ciągnął za sobą.
- Kochany, co się stało?- zapytał perkusista podbiegając do psa i przytulając go do siebie.- Sky… mój kochany!
Głos Shannona się trząsł, jak nigdy. Jared wstał z podłogi i popatrzył na nich smutnym spojrzeniem. Chyba pierwszy raz widziałam braci w takiej sytuacji. Obydwaj byli mocno przejęci stanem psa i skupieni na nim.
 Postanowiłyśmy z Gosią iść na górę, zostawiając ich ze zwierzęciem, które nagle stało się żywsze i szczęśliwsze.
- Mam nadzieję, ze obecność ich poprawi zdrowie Sky’a.
- Też mam taką nadzieję. Jutro mamy dostać wyniki badań krwi, a za 1,5 tygodnia idzie na prześwietlenie i rezonans. A jak tam wyjazd? Jak Rou?
Uśmiechnęłam się lekko słysząc to zainteresowanie Enterami i zaczęłam opowiadać jej o wszystkim. I tak minęło kilka dni. Wróciłam na uczelnię, spotkałam się z Matem i pogratulowałam mu kolejnej wygranej. Zapomniałam o tym co było w UK. Skupiłam się na obecnym życiu i nie powiem, byłam szczęśliwa. Jedynie martwił mnie husky, któremu poprawiło się na kilka dni, ale potem znów podupadł.
 1,5 tygodnia później siedziałam z nim i Shannonem u weterynarza. Kolejka była dość długa, a dzień niesamowicie gorący. Tym bardziej martwiłam się o zwierzaka, bo ledwo dyszał. Gdy nadeszła nasza kolej odetchnęłam z ulgą, że to już ten moment. Po wszystkich badaniach przy których Shann musiał użyć całej swojej siły by przytrzymać zwierzaka, bym nam nie zwiał, usiedliśmy przy biurku doktor Poul. Wymęczony i bez siły Sky leżał przy naszych nogach.
- Nie mam dobrych wieści.- powiedziała ciemnoskóra kobieta patrząc na zdjęcia i wyniki badań naszego pieska.- Ma guza w żołądku i kilka przerzutów do płuc. A jest w takim wieku, że raczej nie wytrzyma operacji…
- Ale… Przecież jeszcze niecały miesiąc temu był w stanie przebiec do Waszyngtonu i z powrotem. I regularnie ma badania, szczepimy go…- jęknął perkusista.
- Niestety na to jak pan pewnie wie, nie ma szczepionki. Przykro mi… Możemy na chwilę obecną spróbować podać mu leki, by jakoś to spowolnić, ale… nie spodziewałabym się wiele po tym. Proszę też pamiętać, że on ma swoje lata. Skoro jak pan mówi, że do tej pory był żywym i energicznym zwierzakiem, niech pan się cieszy. Większość psów z jego rasy umiera w wieku 12-15 lat. A on ma 16, więc to naprawdę niesamowite…
Patrzyłam na Shanna jak w jego oczach widać łzy. Ale starał się cały czas trzymać emocje na wodzy i nie rozpłakać przed panią doktor. Faceci to jednak głupi są z tym chowaniem uczuć.
 Leto spojrzał na białą głowę u swoich stóp i zacisnął wargi. Wiedziałam co czuje w tamtym momencie. Właśnie dowiedział się, że prócz brata traci też swojego ukochanego psa. Dla normalnych ludzi to zupełnie nie do porównania, ja jednak wiedziałam, że to też jest okropny cios dla niego.
- Spróbujemy tych leków. Może mu pomogą.- powiedziałam patrząc na lekarkę.- Są jakieś szanse?
- Na wyleczenie nie ma żadnych.- powiedziała smutno.- Ale leki trochę uśmierzą ból i spowolnią… proces.
Pokiwałam głową i podjęłam tę decyzję za Shannona. Nie chciałam żeby pod wpływem tej jednej chwili zadecydował o życiu swojego czworonożnego przyjaciela. Weterynarz zapisała nam lekarstwa, które musieliśmy wykupić w aptece i umówiła się z nami na kolejną wizytę.
 Co za okropny dzień. Najpierw Fallen zgubiła podkowę i wyrwała sobie spory kawałek kopyta, przez co ma areszt boksowy przez co najmniej 1,5 tygodnia. Potem się okazało, że jako jedyna nie zaliczyłam egzaminu z kinematografii, który był tak głupio prosty, że to aż niemożliwe. A teraz jeszcze ta wiadomość o Sky’u.
 Shann wziął na ręce psa i zaniósł do samochodu, a ja uregulowałam rachunek, który nie powiem by był mały. Szkoda, że jednak nie zostanę wetem, mogłabym zarabiać miliony, jednak widok chorych zwierząt to nie jest to co chcę robić. Wolę je oglądać zdrowe.
- Shanni… Przykro mi.
- Dziękuję, że ze mną tam byłaś.- powiedział patrząc na drogę nawet na chwile nie odwracając wzroku.
- Pomyśl, że do tej pory był szczęśliwy i miał super życie. To trudne, ale przychodzi taki moment, gdy musimy się pożegnać z naszymi zwierzakami…
- Czemu one żyją tak krótko?- jęknął, a ja zobaczyłam jak szklą mu się oczy.
- Byśmy mogli doceniać ich obecność tu i teraz. Zażywać więcej rodzajów miłości, bo każdy pies kocha inaczej. Inaczej to pokazuje i nas uczy…
- Nie chcę innego psa.
- Masz jeszcze Shamala… Poza tym może leki trochę pomogą? Zresztą Sky jest silny, da sobie radę.- powiedziałam widząc pierwszą łzę spływającą po zarośniętym policzku Zwierzaka.
- Pamiętam go jak go dostałem. Najładniejszy z całego miotu. Sam mnie wybrał. I nie wiem czemu ja go wtedy aż tak nie chciałem. Jay był bardziej zakręcony na punkcie zwierząt. Ale jakoś tak wyszło, że został mój. A Sky bo miał…ma takie wyjątkowe niebieskie oczy, jak niebo w dzień w którym go poznałem.
- Będzie dobrze.- powiedziałam klepiąc go po kolanie. – Zobaczysz. Wy Leto umiecie zawsze wszystko przezwyciężyć.
W końcu Amerykanin się uśmiechnął i już do końca podróży nie rozmawialiśmy na ten temat. Gdy tylko zjawiliśmy się w domu , Jared zaoferował że pojedzie do apteki po leki, bo musi wykupić też swoje. Dałam mu recepty i czekaliśmy na niego w domu głaszcząc i drapiąc huskiego za uszami. Pies był tak zachwycony, jak tylko może być pies, któremu jest poświęcona cała uwaga. Gdy młodszy Leto wrócił, szybko daliśmy mu leki, które przemyciliśmy w masełku i czekaliśmy. Miały od razu zadziałać i po godzinie pies naprawdę stał się żywszy. To sprawiło, że Shannon uspokoił się i zaczął na powrót normalnie funkcjonować. Jedyna dobra rzecz tego dnia.
 Wróciłam do siebie, by przygotować się do poprawki kolosa, ale nagle rozległ się dzwonek mojego telefonu, więc chcąc nie chcąc odebrałam widząc, że to Mat.
- Musimy pogadać.- powiedział.
- Mat, to nie najlepszy moment.- jęknęłam do słuchawki.
- Za 20 minut będę u ciebie.
- Ale..- zaczęłam, jednak odpowiedział mi tylko głuchy sygnał.
Rzuciłam telefon na łóżku mając tak naprawdę ochotę, by nim rozwalić ścianę. Okropny dzień, a Mat nie chce zrozumieć, że nie mam dziś nastroju na pogaduszki. Najlepiej by było gdyby wszyscy daliby mi święty spokój!- pomyślałam siadając do książek.
 Po 30 minutach usłyszałam sygnał na który czekałam. Mat. Może gdy spotkam go twarzą w twarz w końcu zrozumie, że nie mam dziś ochoty na nic. A tym bardziej na jego wsparcie. To kochane, że przyjeżdża, ale to obecnie ostatnia rzecz jakiej potrzebuję!
 Zbiegłam po schodach wyprzedzając Shannego, który leniwym krokiem zaczął się wlec do drzwi. Ja rozumiem, że ze Sky’em jest naprawdę źle, ale wolałam jak mieszkał u Ciacho. W końcu znalazłam się przed domem i zobaczyłam Delorda, który stał oparty o swoje czerwone ferrari.
- Mat, ja serio mówiłam…
- Możesz mi powiedzieć co to jest?!- zapytał ostro, od razu mi przerywając.
- Co?
- Co to do cholery jest?!- krzyknął pokazując mi jakiś kawałek papieru.
 Nie powiem, trochę zdębiałam, bo nie byłam na to gotowa. Zresztą nie za bardzo wiedziałam, co mi pokazuje. Otworzyłam furtkę i zabrałam kartkę z jego dłoni. Przedstawiała dwa wydrukowane zdjęcia z imprezy na Download sprzed 2 tygodni, gdy tańczę z Chrisem. Nie powiem, zdjęcia wyglądały tendencyjnie.
- Jak mogłaś?! Cały czas mnie okłamujesz, że on to tylko przyjaciel, że nic was nie łączy, że widziałaś go ostatnio w sylwestra!
- Ale…
- Co ale?! Taka z was para przyjaciół, która się obściskuje i całuje? A ty mi mówiłaś że wyjeżdżasz z Jaredem do Europy!
- Mat, to nie tak…
- Co nie tak?! Dobrze tu wszystko widzę!
- Te zdjęcia są…
- Nieprawdziwe? Fotomontaż może jeszcze mi powiesz?!- wykrzyknął przerywając mi.- Czemu mnie okłamywałaś?
- Bo byś był wściekły, że się z nim spotkałam.- postawiłam się nie mogąc dłużej znieść tego jak na mnie krzyczy.
- No ba! I jestem! On cię kocha ty ślepa idiotko! Ale widzę, że z wzajemnością!
- Przestań!
- Naprawdę cię kocham, gdybym mógł zrobiłbym wszystko żebyś była szczęśliwa! Ale ty tego nie doceniasz. Nie liczy się dla ciebie to co czuję.  Dobrze wiesz, że nie lubię gdy się z nim spotykasz, a tym bardziej gdy zostajesz z nim sama. On wie jak to wykorzystać. Ale miałem nadzieję, że jednak mnie kochasz. Że w jakiś sposób odwzajemniasz to uczucie, jakim cię darzę. Nigdy cię nie okłamałem, nigdy nie pożądałem innej kobiety niż ty, szkoda że bez wzajemności! Czemu mnie okłamałaś?
- Ale ja cię nie okłamałam… Ja nie…
- Nie powiedziałaś całej prawdy? A w czwartek jak pytałem cię kiedy się ostatnio z nim widziałaś, mówiłaś coś innego!
- Bo..- jęknęłam.
- To bez sensu. Skoro tak ci na nim zależy, jesteś z nim taka szczęśliwa, o wiele bardziej niż ze mną, tak wnioskuję po zdjęciach i tym jaka radosna byłaś po powrocie… Przykro mi. Czas się chyba pożegnać.
- Co?!- pisnęłam robiąc wielkie oczy.
- Wracaj do niego. Mam nadzieję, że jego miłości nie wykorzystasz tak jak mojej…
Odwrócił się i wsiadł do samochodu. Odpalił silnik i ruszył z kopyta, w sekundę znikając z mojego pola widoku. A ja stałam tak przy furtce z kartką w ręce, nie wierząc w to co usłyszałam. Że przez jakieś głupie zdjęcia… Odwróciłam kartkę, by przyjrzeć się fotografiom. Naprawdę źle na nich wyglądaliśmy,  ale przecież pamiętałabym jakbyśmy się całowali, a na pewno tego nie robiłam. Te zdjęcia były po prostu zrobione z takiej perspektywy, że tak to wyglądało. Poza tym Chris mówił mi, że traktuje mnie jak przyjaciółkę. Że nie mógłby tego zrobić Matowi…
 Wróciłam wolnym krokiem do domu zgniatając dowód imprezy w dłoni. Pieprzeni fotoreporterzy! Na cholerę robili tam zdjęcia?! teraz i Jared się dowie i będę miała przerąbane, tak jak Tomo! Weszłam po schodach na górę i zapukałam do sypialni Jareda. Bracia siedzieli nad ogromnym stosem papierów i rozmawiali o nich ze sobą. Obydwaj jak na komendę zamilkli, gdy stanęłam w drzwiach będąc na granicy płaczu.
- co się stało?- zapytał Jared, od razu zrywając się z łóżka.
- Shannon… Możesz do mnie przyjść?- poprosiłam ledwo co wydobywając z siebie te słowa i czym prędzej odwróciłam się uciekając do swojej sypialni.
Wiem, że zachowałam się chamsko co do Jareda, ale tak bardzo potrzebowałam kogoś, kto mnie teraz pocieszy, a nie osoby, która jeszcze bardziej pogorszy ten dzień drąc się na mnie.
 Po niespełna 30 sekundach, usłyszałam pukanie, po którym starszy z braci Leto wszedł do środka.
- Co się stało?- zapytał podchodząc do mnie, a ja bez zastanowienia wpadłam w jego ramiona dając w końcu upust łzom.
 Tak bardzo chciałam mu powiedzieć to wszystko co mnie dziś spotkało, a szczególnie to co przed chwilą rozegrało się przed domem, ale nie byłam w stanie wydobyć z siebie słowa. Po prostu łkałam w jego ramię, a on niezdarnie mnie poklepywał po plecach. Jednak właśnie tego potrzebowałam. Obecności kogoś bliskiego. W końcu udało mi się opanować łzy na tyle, że usiadłam z nim na łóżku i biorąc kilka głębokich oddechów zaczęłam mówić.
- Zerwał ze mną.- wydukałam pociągając nosem.
- Co? Kto?- zapytał głupkowato Shannon.
- No kto! Mat!- załkałam, znów wpadając w małą histerię.
- Co?! Żartujesz sobie?
- A czy wyglądam jakbym żartowała?
- Co się stało? Czemu? – spytał łagodniej przytulając mnie do siebie.- Przecież jeszcze 2 dni temu wszystko było ok…
- Shann… Błagam cię, nie mów tylko tego Jaredowi, ale… nie. Najpierw przyrzeknij!
- No przyrzekam.
Nie mówiąc więcej ani słowa pokazałam mu wymiętą kartkę ze zdjęciami. Chwilę na nią patrzył, a potem wzruszył ramionami.
- I co z tego?
- Dlatego Mat ze mną zerwał!
- Z powodu jakichś głupich zdjęć?- prychnął.
- Też. Głównie dlatego, że go okłamałam.
- A możesz jaśniej?
- Skłamałam że nie widziałam się z Chrisem. Ale zrobiłam to bo oni się nie lubią! Mat jest zazdrosny o Battena i …
- Co?!- usłyszałam głos Jareda i przerażona spojrzałam za plecy Shannona.
Ojciec stał w drzwiach z nieciekawym wyrazem twarzy. Niestety musiał usłyszeć kilka ostatnich słów i dlatego teraz będę mieć jeszcze gorszy dzień. A myślałam, że gorzej się nie da.
- Co to znaczy zazdrosny o Battena?! Coś ty w tej Anglii zrobiła?- wydarł się, a ja znów zaczęłam płakać.
- Ej, zluzuj ojczulku. Tak sprawy nie załatwisz.- mruknął starszy Leto, obejmując mnie.- A ty Młoda, nie rozpaczaj tak. Wróci. Przecież wy żyć bez siebie nie możecie. Przetrawi to wszystko i dojdzie do niego… Jared ani mi się waż dotykać tego!- warknął wyrywając kartkę z dłoni aktora.- Zachowaj się jak ojciec i wesprzyj ją zamiast robić awanturę! Wystarczająco dziś cierpi…
- Bo powinna! Mówiłem, że ten szarpidrut…
- Jared!- krzyknęliśmy oboje.
- Wiem, że źle zrobiłam.- powiedziałam łkając.- I kocham Mata! Kocham go jak nikogo innego! Naprawdę Chris to przyjaciel! Gdybym uważała inaczej nie związałabym się z Delordem!
 Po tych słowach zapadła ogłuszająca cisza. Nie miałam już siły udowadniać, że to Delorda kocham jako partnera. I tylko jego pragnę. Nawarzyłam piwa, to teraz muszę odpokutować.
W końcu Leto wyszli, a ja zostałam sama. Włączyłam telefon i popatrzyłam na zdjęcie, które miałam na wyświetlaczu. Ja, Fallen i Mat… Łzy kapnęły na telefon, a ja szybko je starłam. Muszę coś zrobić, przecież nie poddam się. Nie skończymy tak z powodu głupiego zdjęcia i mojej decyzji… Wytłumaczę mu… A jeśli nie wybaczy to nie wiem co zrobię. Chyba nie przeżyję..
_________________________________
I oto i kolejna część historii. Jestem niezmiernie ciekawa co Wy na to ;)
Jak myślicie, co będzie z Tomo? Dostanie mu się, czy nikt się nie dowie?

Rozdział dedykuje Gosi... z pewnościa nie czyta, więc napiszę, że tęsknię.


2 komentarze:

  1. Okej....uprzedzam że napewno bexoz ebardzo chaotycznie bo cały mój dzisiejszy dzień jest mega chaotyczny.
    Po pierwsze...tylko nie Sky....to taki mój chyba najbardziej kochny bohater tego opowiadania, kochany psiak .. popłakałam się serio....udało ci się dokonać niemożliwego, poryczalam się czytając coś....to się nie zdarzyło od dawien dawna xd
    Mój biedny Shannie....po prostu serce mi się kraje...najpierw jared deraz shy... boże i to właśnie shanna najbardziej mi żal. Bo Jay mnie wkurza....co on se kurde myśli niech się odwali od Chrisa bo yhg!! No xd
    Co do Mata....Eh...wiesz , znasz moje zdanie xd ja bym nie płakała jeśli by się rozstali na dobre i no kaludia była by z chrisem, to dla mnie scenariusz idealny haha 😂😂 no ale pewnie tak nie będzie....
    Eh...wybacz że taki chaotyczny komentarz i taki wgle no ale jestem po pół godzinie snu od 48h....umieram...
    No najbardziej w tym ridizale mi żal Shannon a i Skyia( nie wiem jak powinnam to odmienić 😄😂) takie moje dwa ukochane stworzonka Hahhaha 😄
    Wkazdym razie bardzo cieszę się z rozdziału i pozdrawiam cie gorąco! 💕

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martw się, Sky silny pies ;) ale lata swoje ma wiec to nieuniknione :( popłaczesz się dopiero później w opo;) wtedy będą naprawdę smutne sytuacje...
      W sumie racja. Shann ma najgorsze. Nigdy nie chciałabym być w jego skórze. Ale mimo wszystko trzyma się jakoś.
      Zastanawiam się jak tu zrobić by jej wybaczył, jakieś pomysły?;)
      Odmienia się Sky'a :-)
      Dzięki i tez pozdrawiam :D

      Usuń