1 lipca 2011

Chapter 32 "Statuetka?"

Chapter 32 
"Statuetka?"


Gdy Daga już się rozlokowała w naszym apartamencie usłyszałyśmy pukanie. Kiwnęłam na przyjaciółkę głową by otworzyła, bo ja akurat podkreślałam czarną kredką oczy. Za drzwiami stał Tomo, który na widok Dagi uśmiechnął się i wszedł do środka.
-          Jedziemy na soundcheck. Chcecie jechać z nami?
-          A ile to zajmie? Muszę iść jeszcze z Dagą do sklepu, bo nie ma co na siebie włożyć, zresztą potrzebne mi buty i torebka.
-          Niedługo. Ponoć tylko godzinkę tam mamy być.- powiedział.- Potem pójdziecie z Vicky na zakupy, bo ona też chce iść. A ja będę mógł odpocząć.
-          Ja nigdzie nie idę.- powiedziała Daga.- Zero sklepów.
 Olałam jej wypowiedź i oznajmiłam Chorwatowi, że z chęcią zobaczymy soundcheck. Wychodząc mężczyzna jeszcze poprosił mnie bym poszła po Jareda i za 10 minut wszyscy mają się stawić na dole przy recepcji. Pokiwałam głową na znak, że rozumiem i ponownie zajęłam się swoim okiem. Gdy w końcu byłam gotowa, wyszłyśmy z pokoju. Daguś poszła do windy, a ja w stronę pokoju Leto. Stanęłam przed drzwiami i zapukałam. Dobre 2 minuty zajęło Jaredowi dotarcie do drzwi. Gdy się one otworzyły ku mojemu zdziwieniu zamiast zobaczyć muzyka, stanęłam oko w oko z mamą Leto. Uśmiechnęła się do mnie i wpuściła mnie do środka. Stanęłam jak wryta w korytarzu patrząc na wnętrze pokoju. A raczej na duże łóżko, na którym leżał Jared z mokrym ręcznikiem na czole. Podeszłam bliżej i usiadłam na brzegu łóżka. Oby się tylko nie zarazić od niego – pomyślałam. On nie podnosząc nawet głowy zerknął na mnie znad ręcznika i westchnął.
-          Już czas?
-          No tak... Nie wyglądasz za dobrze.
-          I tak się czuję.- mruknął.
-          Nie powinieneś grać w tym stanie.- powiedziała Constance.- Jesteś chory, potrzebujesz lekarza, a nie jeszcze większego wysiłku dla organizmu.
-          Mamo!- jęknął.- Przestań, przecież wiesz, że muszę!
-          Nic nie musisz.- powiedziała twardo.
Leto machnął ręką i podniósł się do pozycji siedzącej. Chwilę tak siedział z zamkniętymi oczami, by w końcu przerzucić nogi poza łóżko i wstać nadal trzymając ręcznik przy czole.
-          Masz gorączkę!
-          Nie pierwszy i nie ostatni raz.- odpowiedział i wszedł do łazienki.
 Blondynka usiadła na łóżku, a na jej twarzy można było odczytać tylko zmartwienie. Wiedziała, że Jared jest uparty i nie zmieni zdania co do koncertu i występu na gali. Nic do niego nie docierało. Przez chwilę patrzyła się na mnie jakbym miała jakąś moc sprawczą żeby jej synek mógł w spokoju walczyć z chorobą, ale niestety. Nadal jeszcze byłam obcą dla niego osobą. Przynajmniej tak mi się wydawało. Za krótko on mnie zna, bym mogła czegokolwiek mu zakazywać. Po kilku minutach z łazienki wyszedł zupełnie inny człowiek. Włosy miał uczesane, ubranie luźne lecz eleganckie i zadbane. Nawet z twarzy zniknęły wory pod oczami i czerwony nos. Jedynie po oczach można było poznać, że jest chory.
-          Jestem gotowy, chodźmy.- powiedział i gestem ręki zaprosił nas do wyjścia z pomieszczenia.
 Mama Leto pokręciła z dezaprobatą głową, lecz nie mówiąc ani jednego słowa wyszła za mną z jego sypialni. Czekając na windę nie mogłam wyjść z podziwu, że w tak krótkim czasie był w stanie zrobić coś takiego ze sobą. Toż to było praktycznie niemożliwe. Z drugiej strony lata praktyki. W końcu winda nadjechała i do niej wsieliśmy. Constance pogłaskała swoje syna po policzku na co on ją objął i do siebie przytulił szepcząc coś do ucha. Piękny widok. Odwróciłam się w stronę lustra i zamknęłam oczy. Też bym chciała żeby mnie tak przytulił. Jak na życzenie po chwili poczułam jak jego ręka oplata mnie w pasie i przyciąga do siebie i pani Leto. Zdziwiona otworzyłam oczy by ujrzeć przed sobą widok, którego nigdy w życiu się nie spodziewałam. Jared stojący za mną i mamą Leto, przytulający nas dwie do siebie. I wszyscy uśmiechnięci. Drzwi się otworzyły i powoli zaczęliśmy wychodzić. Jeszcze chwilę patrzyłam na swoje odbicie w lustrze aż drzwi od windy się nie zamknęły całkowicie. Słysząc głos Dagi natychmiastowo się odwróciłam. Jared podszedł do niej z wyciągniętą ręką i uśmiechem. Ona jednak nie miała zamiaru udawać, że go lubi.
-          Cześć, ty pewnie jesteś Daga, tak?- zapytał.
-          Bystry jesteś, nie ma co.- mruknęła.
-          Byłaś kiedykolwiek na naszym koncercie?
Moją reakcją na to pytanie był facepalm. I tak oto od tego pytania wszystko się zaczęło. Jared czasami jest naprawdę tępym człowiekiem, skoro pyta się o takie rzeczy, mimo że prosiłam by tego nie robił. Dla jego dobra, żeby nie było.
-          No jasne, że byłam i nawet nie wyobrażasz sobie jak tego żałuję.
-          Czemu?
-          Bo myślałam, że idę na profesjonalny zespół a zastałam kompletny brak profesjonalizmu i faceta pełnego kompleksów, który uważa się bóg wie za kogo i myśli, że jest fajny.
-          Dobra, możemy już iść?- zapytałam błagalnie ich.
-          Słucham? Mówisz o mnie?
-          Nie, o sierotce Marysi.- odpowiedziała ironicznie moja przyjaciółka.
-          O co ci chodzi?!- oburzył się Litos.
-          Oto, że nie szanujesz fanów. Nie grasz prawdziwych koncertów. Sorry koleś, ale godzinę na scenie to grają supporty, a nie główne bandy. Chociaż powiem ci jedno, masz wspaniałego gitarzystę, który w przeciwieństwie do ciebie umie grać na gitarze i nie robi z siebie kretyna pierwszej klasy.
-          Jeszcze jedno słowo, a nakopię wam do dupy! Mówię do obydwu!- warknęłam popychając ich w stronę wyjścia z hotelu.
 Za mną poszedł Tomo i Shannon, którzy tłumili śmiech. Jeszcze nie wiedzą, że też im się oberwie, znając Dagę. Pani Leto rozmawiała z Vicky i Emmą, więc nawet nie zwróciła uwagi na tę niezbyt przyjemną wymianę słów. W końcu cudem weszliśmy do ogromnej taksówki i każdy usiadł na pierwszym lepszym miejscu. Udało mi się tak usadzić, by Daga była obok mnie, nie Jareda. Przynajmniej tyle mogłam zrobić dla obojga. Gdy tylko ruszyliśmy Emma wyjęła z torby smycze z zawieszonymi na nich przepustkami i po kolei zaczęła je rozdawać.
-          Okej, tu mam dla was badge, których nie możecie zgubić. Obowiązują one przez całą galę i soundcheck. Jeśli któreś zgubi to osobiście zabiję tę osobę. No dobra, tyle. Macie jakieś pytania?
-          Można tam palić?- zapytał Shannon.
-          Nie umiesz wytrzymać bez fajek kilku godzin?- mruknął Jay.
-          Odwal się, co?- odwarknął mu Zwierzak.
-          Bo co? Mógłbyś przestać zatruwać nam płuca.
-          Przestańcie już!- jęknęła Constance.
 Wszyscy zamilkli i w ciszy dojechaliśmy na plac, na którym stała ogromna scena. Przejechaliśmy przez ochronę i zatrzymaliśmy się na tak zwanym backstage’u. Po kolei zaczęliśmy wychodzić i stanęliśmy przed schodkami na scenę. Od razu do chłopaków podeszli ludzie z ekipy EMA, ale też i ich techniczni. Emma za to kazała nam iść za sobą.
-          Poczekajcie tu. Muszę tylko zabrać papiery z biura i wracam.
 Wszystkie cztery pokiwałyśmy głowami i odwróciłyśmy się w stronę sceny. Cały sprzęt był już na niej, brakowało tylko muzyków, którzy stali z boku i razem o czymś dyskutowali. Po chwili wróciła do nas Emma i zaprowadziła tym razem na bok sceny i pokazała miejsce gdzie możemy w spokoju przyglądać się próbie chłopaków. W końcu muzycy zajęli swoje miejsca i rozpoczęli soundcheck. Na początku każdy z nich rozgrzewał się na własną rękę, ale po 15 minutach Jared dał znak dłonią i zaczęli grać Night Of The Hunter.
-          Stop! Stop!- krzyknął Jared odwracając się do pozostałych.- Shannon! Przestań to robić, burzysz melodię!
Starszy Leto wzruszył ramionami i ponownie zaczął wybijać rytm NOTH. Nie minęło nawet 30 sekund, gdy wokalista znów przerwał tym razem z pretensjami do Braxtona, że za późno wszedł z klawiszami. Sytuacja powtórzyła się jeszcze kilka razy, aż w końcu poprawnie zagrali ten utwór. Następnie zaczęli męczyć Attack. Jared co chwila przerywał i w ogóle nie śpiewał.
-          A może byś zaczął śpiewać, bo jak dotąd to w ogóle tego nie słyszeliśmy.- krzyknęła Daga myśląc, że on tego nie usłyszy, ale na jej nieszczęście akurat wtedy zapadła cisza.- Ups...
 Młodszy Letos zmierzył ją swoim najbardziej chłodnym spojrzeniem i zaczęli grac A Beautiful Lie. Ta uwaga podziałała, bo Jay w końcu zaczął śpiewać. Jednak nie powinnam nazywać tego śpiewaniem, a charczeniem. Jakby jakiegoś świniaka zarzynali, takie to były odgłosy.
-          Ups... po co ja to mówiłam, lepiej było posłuchać instrumentalnych wersji.- krzyknęła do mnie Daga, bym coś usłyszała, ale znów band akurat wtedy przerwał i Jay wszystko słyszał.
-          Jak się nie podoba, to możesz wyjść.- powiedział podchodząc do nas. – To moja dobra wola, że tu jesteś, więc zacznij być miła.
-          Dlaczego mam być miła dla kogoś takiego jak ty? Nie zasługujesz na to by ktokolwiek był dla ciebie miły.- odpowiedziała krzyżując ręce.
 Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, a potem Shannon zawołał Jareda, który odwrócił się szybko i wrócił na swoje miejsce. Ku naszym zaskoczeniom zaczęli grać Capricorna i to full bandem. Daga drgnęła słysząc to i popatrzyła na mnie zaskoczona. Ale ja też nie wiedziałam co się stało, że grają tę piosenkę. Może i była to najgorsza wersja Capricorna full bandem, ale w końcu jakaś była. Na pewno lepsza niż te wszystkie „klozety dla Edzia” itp.
-          Chyba trzeba na niego drzeć się by śpiewał fajne kawałki.- szepnęłam jej na ucho.
-          Chyba raczej zarzynał fajne kawałki, bo śpiewem tego bym nie nazwała.
 Pokiwałam głową na znak głowy i dalej słuchałyśmy tej próby. Jakoś udało nam się dotrwać do końca. Faceci zmęczeni tym pseudo graniem zeszli ze sceny do pomieszczeń w których znajdowały się prysznice, a my zaczekałyśmy przy samochodzie. Gdy w końcu wszyscy się zjawili na miejscu, podzieliliśmy się na grupy. Ja z Dagą i Vicky miałyśmy iść zobaczyć miasto i sklepy. Jared z mamą, Shannonem i Tomo do hotelu odpocząć, a Braxton chciał tu zostać. Uzgodniliśmy, więc że najpierw kierowca podwiezie nas do centrum, a potem resztę zawiezie do hotelu. W ogóle wielkim szokiem było dla mnie, gdy dostałam kieszonkowe do Letosa. Daga prawie dostała ataku śmiechu widząc to, ale jakoś udało jej się go powstrzymać. Pogoda nie była za dobra, było brzydko i pochmurno, ale przynajmniej nie padało. Wysiadłyśmy z samochodu i pomachałyśmy reszcie, która szybko odjechała. Jeszcze nawet nie zdążyłyśmy rozejrzeć się po ulicy, gdy Vicky wciągnęła nas do jakiegoś sklepu. Tak czas zaczął nam mijać. Czy ja już mówiłam, że nienawidzę zakupów? Z całą pewnością, ale mówię to jeszcze raz. A i nigdy więcej zakupów z Vicky. Ona musi wejść do każdego sklepu jaki napotka. Na szczęście rzadko kiedy jej się coś podoba. Ale i tak przymierza tonę ubrań, bo może jednak jakieś będą na niej dobrze leżały. No i niestety większość leżała na niej bardzo dobrze, lecz dziewczyna wiedziała, że nie może kupić tego wszystkiego i wybierała tylko te najfajniejsze rzeczy i najbardziej potrzebne. Po 13 sklepie miałam ochotę wrócić sama na piechotę do hotelu, ale akurat natrafiłyśmy na butik, gdzie narzeczona Tomusia wypatrzyła śliczne czarne buty i ładną małą czarną torebeczkę. W końcu zgodziłam się przymierzyć te buciki. Nie miały dużego obcasu, ale taki wystarczał. Umarłabym chyba na tej gali w butach na 12 cm obcasie, które zobaczyła w pierwszym sklepie i próbowała mnie na nie namówić. Na szczęście były za szerokie, więc musiałam wtedy zrezygnować. Te za to pasowały idealnie i były wygodne. Zamknęłam oczy starając przywołać obraz mnie samej w szafirowej sukience i dodać do niej te buty i tę torebkę. O dziwo wszystko pasowało. W końcu zgodziłam się to kupić, przynajmniej da mi spokój. Została tylko Daga. Jednak ona się tak nie cackała jak ja. Kupiła sobie eleganckie jasne spodnie i zielonkawą koszulę do tego. A na to wszystko czarna kamizelka.
-          Wyglądasz jak Bri.- zaśmiałam się.
-          Co to Bri?- zapytała Bosanko.
-          Brain Molko, wokalista Placebo.- odpowiedziała.
-          A no jasne. Nie skojarzyłam.- odpowiedziała uśmiechając się.- Swoją drogą ciągle namawiam Tomo żebyśmy się wybrali na ich koncert, ale chyba prędzej pójdę z Jaredem, bo on jest bardziej chętny niż mój narzeczony.
-          Lubisz Placebo?- zapytała zdziwiona Daga.- Świetnie! To mój ulubiony zespół, a ich koncerty są niesamowite!
 I tak oto się zaczęła gadka o Placebo. Wylądowałyśmy w Starbucks’ie, akurat wtedy gdy zaczęło padać, więc godzinę przegadałyśmy na temat Briana, jego lakieru do paznokci i nawet czasami wspomniałyśmy o muzyce. W końcu, gdy się trochę przejaśniło, wyszłyśmy na zewnątrz pozwiedzać miasto. Vicky była tu już wcześniej, ale ani ja, ani Daga nie. Tak też z zafascynowaniem przyglądałyśmy się tej zachodniej architekturze. W końcu około 17 dotarłyśmy do hotelu nie mając siły. Rzuciłam torby obok łóżka, a sama uwaliła się na nie, a przyjaciółka obok mnie. Ale nie dane nam było tak tu posiedzieć. Godzinę później już się dobijali do nas, czy jesteśmy gotowe. Otworzyłam drzwi z totalną szopą na głowie, bo mi się przysnęło.
-          Co?- zapytałam.
 Przerażenie na twarzy Shannona sprawiło, że się ocknęłam.
-          Boże! Jak ty wyglądasz! Jeszcze nie gotowa?!
-          A widać żebym była? Która godzina?
-          Po 18! Za 20 minut wyjeżdżamy!
-          Jestem zmęczona...
-          Trzeba było nie łazić po mieście! Jezu! A Daga?
-          Śpi.- odpowiedziałam z półuśmieszkiem.
-          To radzę się pośpieszyć. Jared jest zdecydowanie nie w humorze, tak samo Emma.
 Pokiwałam głową i wróciłam do sypialni. Wyjęłam ubrania na galę i zaczęłam budzić przyjaciółkę. W obronie snu dostałam od niej porządnego kopniaka, lecz to mnie nie powstrzymało. Ostatecznie udało mi się ją obudzić i wyjaśniłam jej sytuację. Zadecydowałam, że zostawię jej naszą łazienkę, a sama pójdę np. do Vicky, ewentualnie Braxtona lub Shaniastego. Zapukałam najpierw do pokoju Milicevica, lecz okazało się, że jego dziewczyna szykuje się na imprezę, więc nie mam szans skorzystać z łazienki. Poszłam, więc do Braxtona, lecz po 2 minutach stania pod jego drzwiami zadecydowałam się iść do starszego z braci Leto. Błagałam, żeby przynajmniej on był w miarę ogarnięty. Otworzył mi już ubrany w ciemną koszulkę i długi szary sweter sięgający mu do kolan. Naprawdę to cud, że nie umarłam wtedy ze śmiechu przed nim.
-          Boże co ty masz na sobie!- powiedziałam przyglądając się mu.
-          A ty? Masz 10 minut...
-          I w tej sprawie przychodzę. Wszystkie łazienki są zajęte, mogę skorzystać z twojej?
-          A co z tego będę miał?- zapytał przepuszczając mnie.
-          Nie będziesz miał wkurzonej Emmy i Jareda.- odpowiedziałam od razu idąc do łazienki.
 Gdy tylko tam weszłam prawie się udusiłam. Boże, wylał chyba cały flakonik perfum do zlewu. Podczas, gdy rozkładałam swoje ubrania mój zmysł węchu zdążył przywyknąć do tego natężenia perfum. Zdjęłam przepocone ubrania i weszłam pod prysznic. Szybko się umyłam, po czym z mokrymi włosami wyszłam na biały ręcznik. Zrobiłam sobie turban z ręcznika na głowie i założyłam czarną bieliznę. Owinęłam się dużym ręcznikiem i wyszłam z łazienki.
-          Shannon, pomożesz?- zapytałam.
-          W czym? Wow!- powiedział widząc mnie.
-          Wysuszyłbyś mi włosy, ja w tym czasie zrobię sobie makijaż.
-          Okey...
 Gdy w końcu uporałam się z włosami i make-up’em, wróciłam do łazienki by założyć sukienkę i dodatki. Wszystko zajęło mi jakieś 20 minut, więc byłam spóźniona, ale i tak tempo miałam niesamowite. W końcu otworzyłam drzwi i weszłam do sypialni Shanimala, który siedział na łóżku i przeglądał gazetę. Odchrząknęłam żeby zwrócić jego uwagę, a on podniósł głowę i pokiwał z podziwem głową. Jest dobrze! Wyszliśmy z pokoju i udaliśmy się do mojego. Musiałam jeszcze wziąć telefon i ipoda do torebki. Daga była już gotowa i powiedziała, że dobrze wyglądam. Uśmiechnęłam się na te słowa i w końcu wyszliśmy z hotelu. Przed wejściem do niego czekał na nas Jared z Emmą. Szybko wsiedliśmy do limuzyny i gdy tylko drzwi się zamknęły usłyszałam.
-          Spóźnieni!
-          Darowałbyś, to tylko 10 minut... – powiedział Shanimal.
-          Aż 10 minut!
-          Gdzie reszta?- zainteresowała się Daga.
-          Tomo z Vicky, Panią Leto i Timem już pojechali. Gdzie jest Braxton, nie mam pojęcia, mam nadzieję, że na miejscu.- odpowiedziała Emma nie podnosząc wzroku znad pliku kartek.
Droga na miejsce gali zajęła nam całe 50 minut ze względu na korki. Podczas podróży Emma wyjaśniła chłopakom co się będzie działo.
-          Teraz wyjdziecie na czerwony dywan, udzielicie krótkiego wywiadu, potem pędzicie się przebrać i wynocha na scenę. Koncert ma trwać 30 minut, nie więcej i nie mniej. Potem natychmiast się przebieracie i wręcz biegniecie na główną salę. I tam na początku czekacie, może dostaniecie jakąś nagrodę, potem sami wręczacie jedną Shakirze.
-          O! Podoba mi się.- przerwał jej Shannon, lecz Emma zdawała się nie słyszeć tej uwagi i mówiła dalej.
-          A potem dwie kolejne do których jesteście nominowani i macie potem wolne. Zrozumieliście, czy mam powtórzyć?- zapytała podnosząc wzrok znad papierów i zatrzymując go na braciach Leto, by upewnić się, że zrozumieli.
-          Jasne. Dzięki.
-          Co ja bym bez ciebie zrobił!- westchnął z ulgą Jared i chciał do siebie przytulić blondynkę, która szybko odsunęła się od niego.
-          Ja nie mogę być chora.- powiedziała i znów zajęła się papierami.- A i wy dziewczyny idziecie ze mną.
 Pokiwałyśmy głowami. W końcu limuzyna zatrzymała się przed wejściem i wszyscy wyszliśmy. Leto poszli w stronę fleszy, a my w przeciwną. Pokazałyśmy ochronie przepustki i udałyśmy się w stronę głównej hali. Emma zapytała nas, czy chcemy oglądać koncert z boku sceny, czy wolimy siedzieć na głównej hali. Obydwie stwierdziłyśmy, że nie chce nam się stać na dworze w tych strojach, więc poszłyśmy za nią na nasze miejsca po stronie Vipów. Przechodząc obok tych różnych rzędów co chwila widziałyśmy różnego rodzaju gwiazdy, od aktorów, po modelki i muzyków. Emma wskazała nam miejsca obok siebie i mamy Leto. Trzy miejsca pod nami były wolne. Czyli prawdopodobnie były to miejsca Marsów. Gala trwała w najlepsze, gdy my tam przywędrowałyśmy. Akurat w momencie naszego przyjścia na scenie ktoś występował. Po 20 minutach nudów, bo to co się tam działo, tylko tak można nazwać, oznajmili, że teraz pokażą fragment koncertu 30 Seconds To Mars. Byłam bardzo ciekawa, którą piosenkę dadzą. Miałam wielką nadzieję na Hurricane, ale szczerze w to wątpiłam. I o dziwo zaczęłam słyszeć pierwsze nuty tego utworu.
-          Nie wierzę!- bezgłośnie wyszeptałam w stronę Dagi.
-          Spodziewałam się tego.- mruknęła patrząc w gigantyczne ekrany.
 Słysząc jego głos w momencie, gdy zaczął śpiewać refren, zrobiło mi się go strasznie żal. Pamiętając jego stan sprzed próby, muszę powiedzieć, że było coraz gorzej z nim. Naprawdę, teraz to już charczał starsznie. W życiu nie słyszałam żeby ktokolwiek zarzynał w ten sposób swój własny utwór. I nagle ku mojemu zdziwieniu na scenę wpadł Kanye West. Szturchnęłam przyjaciółkę łokciem z pytaniem, czy mam przewidzenia, lecz słysząc to jak się myli, stwierdziłam, że to prawdziwy Kanye West. Oj... masakra. Chociaż swoją piosenkę zagrał naprawdę fajnie. Widać było, że to wszystko jest totalną improwizacją ze strony batonów, więc tym bardziej mi zaimponowali. W szczególności Shannon. Za to taniec Jareda rozśmieszył nawet Dagę.
-          Jezu, jaki paralityk.- powiedziała śmiejąc się.- Niech on lepiej idzie na jakiś kurs tańca, czy coś.
Gdy w końcu ta masakra koncertowa się skończyła, mogłyśmy odetchnąć z ulgą. Po Hurricane mieli jeszcze zagrać Kings and Queens i wracać do nas. I tak też się stało. 25 minut później pojawili się na schodach i po chwili usiedli na krzesłach rząd niżej. Pierwsza nominacja było „the best single”. Gdy miało nastąpić ogłoszenie, kto zbiera tę nagrodę cała trójka się spięła. Jednak, gdy tylko przeczytano zwycięzcę od razu się rozluźnili, a na ich twarzach można było przez dosłownie kilka sekund wyczytać zawód. Nie dostali tej nagrody. Podczas pogaduszek Katy Perry z prowadzącą Evą, Jared pochylił się do chłopaków i wyszeptał, żeby się nie martwili, Echelon ich nie zawiedzie.
-          Tak myślisz?- zapytała Daga pochylając się do niego.
-          Jestem pewien. Co chwila czytam, że nie śpią, nie jedzą, nie uczą się, bo na nas głosują. Mam potężnych fanów.
-          Haha to teraz palnąłeś.
-          O co ci chodzi?
-          Wytłumaczę ci później.- powiedziała i wyprostowała się bijąc brawo kolejnemu artyście.
 5 minut później Emma pochyliła się nad bokiem Jareda i kazała im wstawać, bo teraz wręczą statuetkę Shakirze. Wszyscy trzej się podnieśli z nieciekawymi minami. Jednak, gdy tylko kamera ich objęła na ich twarzach pojawiły się aktorskie uśmiechy. Jednak w ruchach Jareda widać było tlącą się w jego wnętrzu złość, że nie zdobyli „najlepszego singla”. Cóż, najwidoczniej na nią nie zasłużyli. Podczas ich pobytu na scenie o mało co nie umarłyśmy z Dagą ze śmiechu widząc Shanimala podrywającego Shakirę. Plus jeszcze ten jego strój. Gdy wrócili znów na miejsce, a Shakira zaczęła przemawiać Daga ponownie się pochyliła nad nimi.
-          Wiecie co, zmieniam zdanie. Powinniście dostać jedną nagrodę.
-          Jaką?- zainteresował się Tomo.
-          Za najgorzej ubrany band.- wyręczyłam przyjaciółkę.
 Jak myślicie, co było potem? Foch. Przynajmniej ze strony Shannona i Jareda, bo Tomo wyglądał normalnie i wiedział, że to nie o niego chodzi. Kolejna nagroda, którą mieli zdobyć Marsi mignęła im przed nosem, co oczywiście musiało być skomentowane przeze mnie i Dagę.
-          I co? Nadal wierzycie w siłę Echelonu? Prawdziwi fani wiedzą co trzeba nagradzać. Ja sama głosowałam na Muse, a nie na was. Oni bardziej zasługują.
 Wściekły Jay już nawet przestał jej odpowiadać. Tak oto przy „best international band”, nikt z nas się nie spodziewał, że usłyszymy nagle „30 Seconds To Mars”. Na moją twarz od razu wkradł się uśmiech, mimo że wcześniej mówiłam, że na żadną nie zasługują. Wszyscy wstaliśmy z krzeseł bijąc im brawo, a Jared przytulił mocno Shannona. To był taki szczery gest, że nawet Daguś nie skomentowała tego. Gdy wzrok Jareda powędrował w moją stronę zobaczyłam tylko przepełniającą go radość i szczęście. Dla takich chwil, gdy widzisz coś takiego warto głosować na ten zespół. Ta szczera radość. W końcu się ogarnęli i prawie biegnąc ze szczęścia znaleźli się na małej scenie odbierając statuetkę. Gdy tylko zostali sami, a Jared dostał mikrofon usłyszałam standardową gadkę o Echelonie i tym czym dla nich on jest. Może gdybym nie znała tego bandu z wcześniejszych czasów uwierzyłabym. Jednak niestety obecny Echelon, a ten stary różniły się tak znacznie, że Ci starzy fani Marsów już przestali na siebie tak mówić. Straciło to dla nich znaczenie. Choć jeszcze się znajdowali niektórzy mówiący o sobie „old sql echelon”. Gdy tylko wrócili na swoje miejsca odwrócili się do nas i Jared przytulił najpierw swoją mamę, potem Emmę i na końcu mnie.
-          Gratuluję!- powiedziałam.
-          Ja też gratuluję, lecz to nagroda, na którą na pewno nie zasługujecie. Prędzej bym wam dała za najlepszy klip niż band.- powiedziała Daga, lecz uśmiechała się do Leto.
 On był tak szczęśliwy, że nawet nie zauważył tej krytyki. Po chwili Shanimal odwrócił się do Dagi.
-          Ha! A jednak nasz Echelon nas nie zawiódł!- i po tych słowach wystawił język, co totalnie nas rozwaliło.
 Zachowywał się jak dziecko. Później zespół zniknął jeszcze na sesje zdjęciowe ze statuetką, a my obejrzałyśmy do końca te występy. Szczerze mówiąc, to większości gwiazd nie wychodziło śpiewanie na żywo. Albo po prostu nie umiały (kilka zagrało z playbacku) albo miały tak samo jak Jay kłopoty z gardłem. Z gali wróciliśmy po 3 w nocy, gdyż później była tak zwana „impreza vipów”. Krótko mówiąc, dla mnie nic ciekawego. Przynajmniej mogłyśmy z Dagą wpić darmowe drinki. Wykończone, gdy tylko dojechałyśmy do hotelu padłyśmy na łóżko. Daga zasnęła natychmiastowo, mi za to za bardzo chciało się sikać, by zasnąć, więc najpierw poszłam do toalety, gdzie nawet się przebrałam w piżamę, po czym położyłam się obok niej i także zasnęłam. O 17 miałyśmy lot do Polski, Marsi o 19 do Stanów. Było, więc jeszcze trochę czasu na pożegnanie się.
_________________________________________
Wybaczcie, że tak długo nic nie pisałam, ale byłam najpierw w Pradze, potem w Wiedniu (wszystko koncerty xD) i nie było czasu i możliwości. Rozdział taki sobie, wiem. Ale musiałam coś w końcu dać… Z każdym gigiem batonów zobywam coraz to nowe doświadczenie, które się przydaje do pisania choćby tego opo ;D i potwierdzają one wiele rzeczy, np. Jared jest mięciutki ;D Niestety żaden fg nie dostał ode mnie z łokcia, za to ja dostałam z pięści w nogę jak mnie wyciągali, ale cóż… ja byłam na scenie, fg nie xD Romansów na razie nie będzie ;P chyba, że np. shannona z toaletą czy tym podobne ;P To tyle chyba ;) 


Dedykacja nadal wędruje do Dagusi ;*

7 komentarzy:

  1. Boże, Kuń! Ty jesteś strasznie krytyczna co do twojej twórczości! ;P Mnie się podobało, czekałam tylko na występ z West’em i powiem Ci, ze po koncercie w Pradze zupełnie inaczej na to teraz patrzę, ale nie bd się rozdrabniać…ja czekam właśnie na romanse! może być nawet ten Szynek z toaletą, byleby był ;P uwielbiam takie wątki! I nie wiem czemu, chyba to przez to jak opisujesz, ale wolę chorego Jay’a, jest taki…milszy i w ogóle ;P I wiem, że jakoś ostatnio go nie lubiłaś, ale chciałabym więcej Braxtona ;D ja nie mogę fg ze mnie wiem ;P
    -lea

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że kolejny rozdział się podobał.
    Ale ja nie mam dnia na pochwały… Wydaje mi się, że rozdział tak trochę „z dupy”, nie czytało mi się dobrze.
    Krytyka Dagi była ok, ale te reakcje Dziada były jakieś takie nie ciekawe.
    Ja takie odniosłam wrażenie. Czekam na romanse z czymkolwiek xD
    -adka

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział był ok. Nie spodziewałam się wiele po opisie gali, no bo… one są z natury nudne. :P
    Jeśli chodzi o gadkę o Echleonie, to jest w tym sporo(jeśli nie całość) prawdy, ale ja i tak wierzę, że ci którzy wiedzą, o co w tym NA PRAWDĘ chodzi… po prostu umieją się rozpoznać i odsiać „Echelon”(rzucający majtkami w Dziada – tak, jest to aluzja do Pragi i mam nadzieję, że mina Dziada po zobaczeniu tego prezentu choć trochę zwiastuje jego zwątpienie w to, co sobie stożył; trendującymi jakieś głupoty na twitterze i nie szanującymi Marsów, jako po prostu zwykli ludzie) od ECHELONU, który na prawdę żyje ich muzyką , poświęca swój czas na odkrywanie, co tak na prawdę mieli na myśli i stojący przy nich nie ze względu na „taką modę” czy(o zgrozo!) seksapil(Jezu, nie wierzę, że to napisałam :/) wokalisty, tylko ze względu na te szczątki starej, dobrej więzi, która została jeszcze między fanami, a zespołem i miejmy nadzieję nigdy nie zaniknie wśród tej cholernej lawiny komercji.
    Sorry, że tak się o tym rozpisałam, ale po tym, co widziałam, czytałam i słuchałam z ust niektórych ludzi, mam ochotę nieraz rzucić to wszystko w diabły i nie oglądać się za siebie. Nie robię tego jednak, ponieważ 30STM znaczy dla mnie zbyt wiele i zbyt duży ślad odcisnęli w moim życiu, bym kiedykolwiek mogła się ich pozbyć, lub wyprzeć. Mimo, że przyznawanie się do bycia ich fanem nieraz aż boli… :/
    Dobra, kończę już te moje smęty. :P
    Wracając do rozdziału, mam jeszcze subtelne małe pytanko… Co to do cholery znaczy „Pokiwałam głową na znak głowy(…)” ?! To znaczy, ja nie jestem głupia i domyślam się co tam miało być, ale muszę powiedzieć, że to wyrażenie wybiło mnie na moment z rytmu czytania, a moja mina przedstawiała pewnie coś w stylu: o_O
    Co jeszcze? A tak! Scena z grupowym uściskiem wywołała u mnie takie… „Awwwwww!”(sorry, ale nie umiem tego inaczej wyrazić. :P). A co do najeżdżania Dagi na Dziada, to z jednej strony mu się należy… ale z drugiej, czemu Klaudia nie broni tatusia, co? ;)
    No i chyba tyle mam do powiedzenia… to znaczy znalazło by się tego pewnie więcej, ale nie chcę zawalać cię moimi coraz to głupszymi myślami. ;)
    Pozdrawiam, ślę uściski itd itp.
    -onisia

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozwaliło mnie „Pokiwałam głową na znak głowy” :D :D :D

    Eeej…nie znoszę J.L. ale na pewno bym w sobie wskrzesała nadludzkie moce jakieś,żeby powiedzieć ‘hello’ na przywitanie i nie zjechałabym go tak od razu, serio. Dałabym mu 5 minut xD
    I nie żałuję żadnego koncertu Marsów, nawet Torwaru.

    buuu…nawet w twoim opo zarżnęli Capricorna, i to full bandem! :( nie lubie ich!
    łihihihihi pogadałam z Tomo o Placebo!

    I w ogóle fajnie, szkoda ze już nie będę mogła ich męczyć w kolejnych rdz xD (o ile nie zaśpimy na samolot :P)

    thx za drugą dedykejszyn (jupi, jestem cool, dostałam dwie!:P) ;)
    -daga

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja na początku przeczytałam „Gdy Gaga już się rozlokowała w naszym apartamencie” i sobie tak myślę wtf?! Lady Gaga w apartamencie Marsów?! Dopiero potem zauważyłam, że tam pisze Daga, tak, tak, wiem, mózg ze mnie :D „klozety dla Edzia” nie mogę :D Nie wiem czy dobrze rozumuję, ale to chyba taka mniej oficjalna nazwa CTTE, tak? Jeśli tak, to kocham
    tego, kto to wymyślił :D Dokładnie z tym kojarzy mi się ta piosenka, a raczej z
    zawartością tego czegoś :D Jeśli chodzi o stosunek Dagi do Szefa, trochę mnie on wkurza. Nawet gdy się kogoś tak bardzo nie lubi, powinno się jednak trochę hamować. Zwłaszcza gdy nasza obecność gdzieś, jest gestem dobrej woli, owej osoby. Ale to tak na marginesie ;) Jeez mi samo suszenie włosów zajmuję 15 minut, więc naprawdę podziwiam tempo bohaterki :D
    Ne mogłam doczekać się tej gali, bo uwielbiam to w jaki sposób opisujesz wszelakie wystąpienia Marsów i się nie zawiodłam, choć tak szczerze mówiąc liczyłam na opis występu z perspektywy Jared’a, no ale może jeszcze kiedyś trafi się okazja :)
    -marion

    OdpowiedzUsuń
  6. No co Ty chcesz? Ta marynarka, którą Jared miał na EMA jest genialna i wszędzie po sklepach szukam takiej samej. *__* Ale sweter Shanonn’a.. na drutach pewnie robił. :D Ok, ale nie będziemy oceniać szafy Letosów, chociaż byłoby zabawnie.
    Rozdział naprawdę nie był taki zły, jak mówiłaś. Może było kilka niedociągnięć, (znak głowy.. haha, genialne. :D) i co nie co się nie kleiło, ale ogółem jest spoko. Widzę, że nie tylko mnie irytowało zachowanie Dagi. Wiadomo, że można kogoś nie lubić (trzymam się tego, że jak się kogoś NAPRAWDĘ nie zna, bo Daga Jared’a nie zna, to opinii sobie lepiej nie wyrabiać), ale resztki szacunku wypadałoby zachować, więc zgadzam się z poniższymi słowami Marion. Strasznie drażni mnie takie zachowanie, gdy ktoś nas zaprasza, płaci za pobyt, a w zamian takie coś. Ale tacy są ludzie, ja tylko mówię. :)
    Ten misiaczek był uroczy i dla mnie to było jak takie… przypieczętowanie tego, że są rodziną. Słodkie, naprawdę. :)
    Eh, ten nieszczęsny występ Marsów. Nie no, mi się w sumie Hurricane bardzo podobało, ten cierpiący głos Jared’a jakoś tak sprawił, ze nie potrafię się na niego złościć, ze tak schrzanił moją kochaną piosenkę. Strasznie mu nie wyszło, no ale był chory, wybaczam mu. Poza tym, Tomuś i Shannek & Braxiu zadbali o to, by instrumentalnie wyszło zajedwabiście, także cała ta otoczka, konfetti, atmosfera.. cudnie. Ale ja znowu o du.pie maryni. Podobał mi się bardzo opis tego szczęścia po odebraniu statuetki. Każda nagroda cieszy, a co. A Shann + Shakira, to mnie rozwaliło. xDD
    Naprawdę nie najgorszy rozdział, a następny to na pewno walniesz taki mistrzowski, jak Ty to potrafisz. :)
    -ms.nobody

    OdpowiedzUsuń
  7. Daga wymiata.
    Poza tym zgadzam sie z nia w 100 procentach, ze Marsom nie nalezala sie ta statuetka.

    Gdybym sama nie przezyla paru koncertow ktory wygladal jak souncheck z Twojego opowiadania to pomyslalambym, ze zarzynanie wlasnej muzyki nie jest mozliwe a to co piszesz to fikcja. Niestety tak nie jest. Jared odwala kawal dobrej roboty przeganiajac brakiem profesjonalizmu, partoleniem koncertow i fatalna kondycja wokalna coraz wiecej starych fanow, ktorym nie wystarcza ogladanie brzucha Dziada i sluchanie jego mamrotania o niczym.

    W dodatku cala trojka wygladala jak przyglupy zza krzaka. Cos okkkroopnego.
    -mama

    OdpowiedzUsuń