10 lutego 2011

Chapter 20 "Gleba"

Chapter 20 
"Gleba"


Ranek nastał bardzo szybko. Obudziła mnie Jessy mówiąc, że Jared dobijał się do drzwi, bo miał do nas jakąś sprawę. Nie spałam dobrze tej nocy. Śniły mi się jakieś dziwne koszmary. Konie, które zamieniały się w potwory i próbowały mnie zabić. Świetnie... Moja psychika leży i kwiczy. W końcu jakoś udało mi się wstać i sennym krokiem udałam się do toalety. Zimna woda trochę pomogła, lecz nadal źle się czułam. Wzięłam zabrałam z walizki pierwszą lepszą koszulkę i jeansy po czym przebrałam się w nie. Popatrzyłam w lustro i stwierdziłam, że za pięknie to nie wyglądam. Podkrążone oczy, roztrzepane na wszystkie strony włosy... Masakra krótko mówiąc. Przyjaciółka siedziała już od dawna ubrana na łóżku i bawiła się swoim cudeńkiem. Gdy próbowałam zapanować nad tymi cholernymi kudłami do pokoju wpadł młodszy Leto, który oznajmił, że za 10 minut zbiórka przed hotelem.
-          A śniadanie?- zapytałam.
-          Później.- odpowiedział i wyszedł z pokoju.
 Jessica wzięła plecak z aparatem, a ja torebkę z telefonem, ipodem i butelką wody. Szybko nałożyłyśmy na siebie kurtki i wyszłyśmy. Byłyśmy równo o 7:00 przed budynkiem. Obok nas stanął Shannon głośno ziewając. Następnie przyszła Emma, która przywitała się z Jessy i popatrzyła na zegarek. 5 minut później zjawił się Jared.
-          Czy ty nie wiesz co to znaczy być o czasie?!- zapytała się go blondynka.
-          No właśnie! Wywlokłeś mnie z łóżka, a potem każesz czekać na siebie nie wiadomo ile czasu na tym zimnie!- zrzędził Shannon.
-          To tylko 5 minut...- zaczął się bronić wokalista.
-          Tylko 5 minut!- przedrzeźniał go brat.- Ja chce kawę!
-          Jak z dziećmi.- westchnęła Ludbrook.- Okej, pamiętacie, że udzielacie wywiadu dla radia 93Xfm?
-          Załóżmy...- mruknął młodszy Letos.- Jessy, chcę byś wszystko fotografowała. Dla nas, masz wszystko chyba załatwione.
 Przyjaciółka pokiwała akceptacyjnie głową i popatrzyła na mnie. Do mnie jednak to wszystko docierało z opóźnieniem. I to dość dużym. W końcu wszyscy wsiedliśmy do dużego białego vana.
-          A gdzie Tomo?!- wydarła się blondynka przypominając sobie o Chorwacie.
-          Tomo zostaje.- mruknął Jared.- Sprawy osobiste, wiesz...
 Emma pokiwała z dezaprobatą głową, ale nie skomentowała tego. W końcu ruszyliśmy. Jessy patrzyła przez okno, a reszta przysypiała. Tylko Jared był jakoś na wskroś żywotny. Jak zawsze wtedy kiedy nie potrzeba. I jak to bywa w takich chwilach znalazł sobie ofiarę, którą była Jessy i zaczął jej coś opowiadać. Nie mam pojęcia o czym mówił, bo starałam się go ignorować, ale mocno gestykulował. W końcu, jak to w jego przypadku bywa, trzepnął śpiącego Shannona ręką po twarzy, aż ten podskoczył i zaczął się wydzierać na brata, że go kiedyś zabije. Gdy dojechaliśmy na miejsce, okazało się, że jesteśmy 10 minut za wcześnie. Wychodząc z samochodu zauważyłam obok redakcji radia Starbucksa, więc postanowiłam z Shannonem udać się tam. Zapytaliśmy się z grzeczności, kto jeszcze chce kawę i oczywiście pierwszy zgłosił się pan nadpobudliwy. Gdy Jared z Jessy i Emmą weszli do budynku, w którym znajdowała się siedziba radia, ja z Shannonem wręcz pobiegliśmy do kawiarni. Kolejka była niewielka, ledwie 3 osoby stały przed nami, więc zaczęliśmy dyskutować jakie kawy chcemy. Gdy nadeszła nasza kolej zamówiliśmy 2 duże czarne, 2 latte i jeden sok z wyciskanych pomarańczy. Obydwoje stwierdziliśmy, że Jaredowi lepiej zrobią owoce niż kofeina. Przy okazji kupiliśmy każdemu po dużym muffinie. Przy drzwiach jednak zatrzymali nas fani. Ja odeszłam na bok, zabierając mu torby z jedzeniem a on zaczął podpisywać różne rzeczy. W końcu powiedział, że musi iść, bo spóźni się na wywiad. Obydwoje opuściliśmy kawiarnię i udaliśmy się na przeciwną stronę ulicy. Tam pokazaliśmy przepustki i zostaliśmy wpuszczeni do środka. Jessy już przygotowała swój krótki obiektyw i szczerząc się do mnie jak głupia pstrykała fotki Jay’owi, któremu też się nudziło, więc robił głupie miny. Kto by pomyślał, że aż tyle jej ten Litos zapewni. W końcu wszedł dziennikarz, jakiś stary znajomy Shannona, więc głównie on gadał. Jared, jak to on nie mógł się powstrzymać od mówienia, więc co chwila przerywał bratu i przedstawiał swój punkt widzenia. Przy okazji co chwila sypał takimi żartami, że leżałam razem z Emmą na podłodze i ocierałyśmy łzy. Tego dnia Leto miał wyśmienity humor i nie mam pojęcia co go spowodowało. Po udanym wywiadzie były jeszcze dwa, tym razem tylko z Jaredem do jakichś czasopism. W czasie gdy on się produkował, my jedliśmy śniadanie. Jessy była identycznie energetyczna jak młodszy Leto, więc bałam się co to będzie na koncercie. Po wywiadach pojechaliśmy od razu na halę, by zrobić soundcheck. Dobry humor utrzymywał mu się przez cały dzień co zaowocowało bardzo dobrą próbą. I nawet ludzie byli jacyś tacy bardziej normalni, ci z golden ticketami. Później było spotkanie z zespołem, na które nie poszłyśmy, bo obydwie byłyśmy strasznie głodne. Jak oni wytrzymują bez jedzenia to ja nie wiem. Szczególnie Jared. Przecież on nawet nie ma tkanki tłuszczowej by ją przerobić na energię. Równo o 20:00 na scenę wszedł support. Był to jakiś młody skandynawski zespół, który nawet rozkicał publikę. Grali takie połączenie rocka z disco. Brzmi strasznie, ale na żywo nie było tak źle. Na pewno dużo osób się bawiło. Ja opuściłam Jessy, która robiła supportowi zdjęcia i poszłam szukać Tomo. Vicky wyjechała w nocy, więc nawet się z nią nie pożegnałam. Ale zrobiło mi się niesamowicie miło, gdy zobaczyłam wiadomość od niej. Dziękowała mi za wspólnie spędzony czas i wsparcie. I napisała, że ma nadzieję, że pozostaniemy dobrymi koleżankami, a potem może i nawet przyjaciółkami. Vicky sama to napisała! No nie wierzę! Shannon wracając z papierosa wpadł na mnie.
-          Nie widziałeś Tomo?
-          Jest na tarasie i zamarza. Ale lepiej do niego nie podchodź. Cykająca bomba.- ostrzegł mnie Leto.
-          Czemu? Nie pogodzili się z Vicky?- zapytałam zdziwiona.
-          Z tego co mi wiadomo to nie. Chyba jeszcze bardziej się pokłócili.
 Nie podobało mi się to, ale i tak postanowiłam iść do gitarzysty Marsów. Gdy wyszłam na taras, zobaczyłam , że mężczyzna stoi przy barierce i pali. Nienawidziłam dymu nikotynowego, ale cóż. Czasami trzeba się poświęcić dla dobra ogółu. Stanęłam obok niego i pomyślałam, że prędzej tu by mi się przydała Timon. Przecież to ona jest jego fanką i z całą pewnością lepiej umiałaby go pocieszyć niż ja, ale... Cóż. Teraz nie było wyboru, musiałam ja to zrobić. Chwilę tak stałam obok niego i patrzyłam jak zaciąga się dymem, by później do bardzo długo wypuszczać. Miał zamknięte oczy i oddychał bardzo głęboko.
-          Tomo... wszystko jest w porządku?- zapytałam.
W odpowiedzi pokiwał głową i nadal stojąc tak w bezruchu, jeśli nie liczyć tej dłoni wędrującej co chwilę z papierosem do jego ust. Zdecydowałam się walić prosto z mostu. Nie umiem niestety za dobrze kręcić w takich sprawach.
-          Słyszałam, że kolacja wam nie wyszła z Vicky.
Cisza. Jak tu go skłonić do mówienia. A może lepiej zostawić w spokoju? Nie miałam zielonego pojęcia co robić, ale chciałam pomóc. Wiedziałam przecież, że koncert nie będzie dobry jeśli Tomo będzie taki przygaszony.
-          Tomo, proszę cię. Nie zamykaj się.
-          Klaudia, nie wtrącaj się.
-          Ale Tomuś... Nie chcę żebyś...
-          Idź do Jareda. Pewnie cię szuka.
-          Wcale mnie nie szuka.- odpowiedziałam.- Proszę powiedz co się stało, że jesteś w takim humorze. Przecież mieliście się pogodzić.
-          Ale tego nie zrobiliśmy.- odpowiedział ostro.
Stwierdziłam, że to jednak bez sensu go tak męczyć. Gdy już miałam odejść, on zatrzymał mnie i wyrzucił niedopalonego do końca papierosa przed barierkę. Chwilę tak staliśmy, aż w końcu powiedział.
-          Jestem na siebie wściekły. Jeszcze nigdy nie zdarzyło nam się rozstać pokłóconym. To moja wina, ale...- i po chwili zamilkł.
Nie miałam zielonego pojęcia co teraz odpowiedzieć. Zdecydowałam się więc w ogóle nie mówić. Tomo odszedł do środka, a ja stałam na tym tarasie myśląc co teraz będzie. Chciałam zadzwonić do Vicky, albo przynajmniej wysłać jej smsa, ale ona jeszcze była w drodze do Los Angeles. Zdecydowałam się, więc wrócić na ciepłą halę i tam pomyśleć jak tu im pomóc. W końcu nadeszła 21:00. Zgasły wszystkie światła, a Kevin Rob i Kenny latali z latarkami po scenie kierując w ten sposób chłopaków do swojego sprzętu. Głośny pisk publiczności zagłuszył pierwsze nuty Escape, ale... to i tak było nic w porównaniu do pisku, gdy Jared zaczął śpiewać. Leto na ten koncert założył swoje białe obcisłe spodnie i czarną koszulkę Depeche Mode. Na to białą długi beżowy płaszcz, który starannie zapiął po ostatni guzik. Na nosie miał swoje czarne carrery, a na dłoniach białe rękawiczki z feniksem. Kurtyna opadła przedstawiając Leto z wysoko uniesioną ręką zaciśniętą w pięść i znów światła zgasły.  Tak jak zawsze po Escape nastąpiło Night Of The Hunter. To był mój pierwszy koncert na którym stałam przed sceną i strasznie się cieszyłam z tego, że jestem przy barierkach (oczywiście byłam od strony ochrony). Jak zwykle pierwszymi słowami nie były słowa piosenki, a „jump!”, ale tak mi się udzielił humor Jareda i cała ta muzyka, że zaczęłam skakać. Attack i A Beautiful Lie nastąpiły po sobie jak na płycie, co był dla mnie małym zaskoczeniem, gdyż wcześniej grali w odwrotnej kolejności. Jared biegał po scenie jak szalony. A jego adhd udzielało się reszcie ludzi. Fani skakali, wyśpiewywali teksty piosenek, Shannon napierniczał w gary jak szalony, a Tim to miał chyba sprężyny w butach tak podskakiwał z gitarą. Jedynie Milicevic zachowywał się normalnie. Na Search & Destroy Jared zaczął biegać od jednej strony do drugiej z mikrofonem. Jessy nie wiedziała gdzie ma się ustawić, bo co robiła jakieś zdjęcie Shannonowi, Tomusiowi czy Timowi to on wchodził jej w kadr. Gdy po raz setny rozwalił jej super zdjęcie opuściła aparat i złapała się za głowę pokazując mi, że go udusi po koncercie. Zaczęłam się śmiać, a ludzie z pierwszych rzędów patrzeć na mnie jak na idiotkę. Cóż... już przywykłam. Przed Vox Populi Kenny poprosił mnie bym wróciła na scenę. Kazał mi się przebrać w czarną tunikę i wziąć do ręki flagę.
-          Jared mówił, że wiesz o co chodzi.- powiedział ze zdezorientowaną miną w odpowiedzi na moje pytanie co się dzieje.- Masz razem z chłopakami z supportu pokazywać ludziom tupanie i klaskanie, a na koniec dać Jaredowi tę flagę.
Pokiwałam głową i odebrałam od niego kij z materiałem. To cholerstwo wcale nie było takie lekkie. Nie wiem jak mój ojciec, ta chudzina, będzie to trzymać, a co dopiero wywijać. No ale bądźmy dobrej myśli- powiedziałam do siebie. No i się zaczęło. Razem z chłopakami, których imion nie zapamiętałam, znalazłam się na scenie obok Tomo. Rozpoczęło się Vox Populi. To było niesamowite uczucie. Miałam w uszach stopery, dzięki którym nie słyszałam nic poza muzyką i nie gubiłam rytmu. Dostałam swoje własne z czwartym glifem marsów, tym co kiedyś go miał Matt. No nie powiem, czułam się naprawdę wyróżniona. Na szczęście ani razu nie zgubiłam rytmu, co mnie niesamowicie cieszyło. No i w końcu miałam oddać tę flagę Jay’owi, ale on z uśmiechem objął mnie w pasie i zaczął śpiewać. „Did you ever believe? Were you ever a dreamer?”. Potem mnie puścił by móc gestykulować, a ja przy refrenie musiałam znów wybijać rytm. Tradycyjnie przy „ever want to just stop” zamilkł, a światła zgasły, ale kilka sekund później znów wszystko się rozświetliło, a Jay dokończył podchodząc do mnie i zabierając mi flagę, którą jednak od razu oddał. Przy „I can feel the beating of our hearts” położył swoją lewą dłoń na sercu, a prawą na moim. Od razu jednak je zabrał, ale mnie wmurowało. Ponownie zabrał mi flagę i zaczął nią wywijać biegając od jednego do drugiego końca sceny. Szybko umknęłam na bok do Jessy, która cały czas robiąc zdjęcia zaczęła do mnie coś mówić. Jednak przez słuchawki w uszach jej nie słyszałam, dopiero gdy wyjęłam stopery zrozumiałam co do mnie mówi.
-          To było urocze.
-          Ja...ja...- wyjąkałam.
-          Dobra spadaj na scenę, bo ktoś musi tym ludziom pokazywać jak się skacze.
 Mówiąc to popchnęła mnie w kierunku sceny i wróciłam. Na szczęście Vox był jedyną piosenką, która potrzebowała takich atrakcji. Gdy się skończyła zbiegłam ze sceny i zrzuciłam z siebie strój. Gdy zaczynało się This Is War po cokoncertowej długiej przemowie Jareda już stałam pod sceną. Przy tej piosence Leto wylał na siebie chyba z 3 litry wody. I taki mokry zacieszał się do publiki wyciągając tak, że wszystkim szczęki poopadały. Stałam jak wmurowana, gdy zaczęło się 100 suns. I Jay zaśpiewał moją ukochaną wersję tej piosenki wyciągając „not in peace and not in war”. Piszczałam razem z fangirlsami z uciechy. Energia, zabawa i radość wszystkich była niesamowicie odczuwalna. Gdy na scenę wszedł Shannon moim oczom ukazała się duża szklana miska.
-          AAA!!!! Miska!!!!- zaczęłam się drzeć po polsku.- Shannon!!! I love you!!!
 Ochroniarze wytrzeszczyli na mnie oczy i chyba stwierdzili, że jestem chora na głowę. Ale co tam. Trzeba jakoś pokazać, że się człowiek cieszy z tego, że w końcu usłyszy ten instrumentalny utwór w całości. Jessy pojawiła się obok mnie i zaczęła pstrykać fotki Shannonowi z mojej perspektywy. Gdy Shannon skończył swój popis jednostrunowy, odłożyła aparat na bok i westchnęła z ulgą masując sobie nadgarstki.
-          Ale to cholerstwo ciężkie.- powiedziała uśmiechając się szeroko.
-          Ale warto, nie?- odpowiedziałam z takim samym uśmiechem.
-          Ciekawe czy im się zdjęcia spodobają.
-          Na pewno. Znając narcyzm Geja to pewnie będzie cały czas się w nie wpatrywał i co chwila komentował jaki to on piękny. –zaśmiałam się.
 Na scenę wrócił Jared i zaczął nas nakłaniać do krzyczenia „no no no no”. Closer To The Edge to piosenka, która moim zdaniem jest ich największą porażką, ale nie umiałam się powstrzymać i nie robić tego co cała publika. Ochroniarz podsadził Jessy, która położyła się na scenie i z takiej perspektywy zrobiła kilka zdjęć publiczności, która była oświetlona na specjalne życzenie Jareda. Leto biegnąc od strony Shannona do Tomo przeskoczył dziewczynę i wciąż krzycząc „no no no no!” znalazł się po drugiej stronie publiczności. Wariat. Dziewczyna szybko zeszła ze sceny i znów stanęła przy mnie z gotowym do działania aparatem. Muzyka się rozpoczęła, a Jay zaczął tańczyć swój znany wszystkim fanom taniec. Nawet w pewnym momencie Tomo przebiegł na drugą stronę by razem z Timem dać popisówkę gitarową, lecz po chwili znów wrócił na swoją stronę. Tim schował się po tej akcji w cieniu i już nie wychodził do końca piosenki. Pod koniec tego singla Leto chciał przebiec od Shannona aż po samą krawędź sceny, lecz nagle poślizgnął się na kałuży wody, której nie wytarto po prysznicu z butelki i... zaliczył glebę na dupsko. Widząc to widowisko o mało co nie umarłam tam ze śmiechu. Nagła panika jaka pojawiła się na jego twarzy, gdy nie mógł zapanować na grawitacją i potem, z całą pewnością twarde, lądowanie na tyłku tuż przy samej krawędzi sceny i to akurat w momencie, gdy miał zaśpiewać „closer to the edge”. Po prostu bezcenne. Aż Shannon wstał zza bębnów patrząc na brata z wielką mieszaniną uczuć. Nie wiedział zupełnie co robić. Iść go zbierać z tej ziemi czy nadal siedzieć za bębnami, czy może się śmiać. Tomo nawet zaczął się śmiać robiąc przy tym facepalm, by zasłonić swoją radość. Tim już chciał podejść do Jareda by pomóc mu się podnieść, bo wokalista chyba nadal był w szoku, ale zbył go machnięciem ręki i uśmiechnął się do publiczności.
-          Nigdy nie byłem dobry w jeździe na łyżwach.- zaśmiał się.
 Publika zrobiła głośne „ohhhh”. Frontman podniósł się na równe nogi i cały czas się śmiejąc próbował dokończyć piosenkę. Ale ja już nie mogłam skakać i krzyczeć „no no no no”, bo brakowało mi oddechu. Cała ta akcja wyglądała tak przekomicznie, że nie umiałam się nie śmiać. Zerknęłam w bok na Jessy, której ręce trzęsły się jakby były z galarety, a ona pod nosem wciąż się chichrała.
-          Powiedz, że masz foty!- jęknęłam błagalnie wciąż się śmiejąc.
-          No jasne!
-          Jessy! Kocham cię!
 Po Closerze nastąpił czas na akustyki. Podano Jaredowi gitarę, a reszta zespołu zeszła ze sceny. Oparł swoją dłoń w iście gejowski sposób i zaczął się pytać co chcemy. Ja z Jessy zaczęłyśmy się drzeć, że Revenge, bo to pierwsze nam przyszło do głowy. Chwilę trwało, aż Jay dał się nam wykrzyczeć, a potem kazał nam się zamknąć, bo nie słyszy fanów. Stanęłyśmy obrażone i pokazałyśmy mu środkowe palce. On jeszcze szerzej się uśmiechnął i powiedział, że też nas kocha i zaczął grać From Yesterday. Stwierdziłyśmy, że mamy za dobre humory by strzelać fochy i śpiewałyśmy razem z nim. Jako jedyne zrobiłyśmy pauzę przed refrenem i Jay zaczął się drzeć do ludzi, że znów spieprzyli jego ulubioną piosenkę. W końcu darował sobie i zaczął grać Alibi. Pisk publiczności i nasz utwierdził go, że dobrze wybrał. Trochę sobie powył, a następnie zaczął grać Under Pressure. Zarówno mnie jak i Jessy wmurowało w posadzkę. Tego się nie spodziewałyśmy. Ale też z drugiej strony nie trwało to długo, bo powiedział, że nie pamięta tekstu i zaczął grać... Revenge. Razem z Jessy zaczęłyśmy piszczeć jak rasowe fangirlsy i skakać ze szczęścia. Zabrałam dziewczynie aparat, a ona w spokoju mogła posłuchać swojej ballady. Zdążyłam zrobić zaledwie 15 zdjęć, gdy ten patafian zwany moim ojcem przerwał i zapytał ponownie co chcemy. Publika darła się przed dobre 2 minuty, a on później przerwał jej i zaczął opowiadać o wczorajszym spacerze i jak jest tutaj nieprzyjemnie chłodno, ale kocha ten kraj. Boże... on czasami to chyba nigdy nie przestanie pieprzyć takich głupot. No i na koniec tradycyjnie Bad Romance. Miał już zejść ze sceny, gdy nagle się odwrócił i zaczął śpiewać jakaś totalnie nam nie znaną piosenkę. Znów z Jessy musiałyśmy zbierać szczęki z ziemi. Co prawda zawył tylko jakieś 4 linijki, ale... i to się liczy.  W końcu ostatecznie zszedł ze sceny, by po chwili powrócić z całym zespołem i zacząć The Kill full bandem. Przytruchtał do krawędzi sceny i skoczył niedaleko nas na barierkę dzielącą go z fanami. Jessy zrobiła mu chyba jakieś fajne zdjęcia, jak skacze nad tą przestrzenią dzielącą scenę i fanów. Nie mam pojęcia jak to robi, ale zawsze ląduje na tej metalowej rurze. Kenny szybko znalazł się za Jaredem i asekurował go tak, by nie upadł do tyłu. Jakieś dwie dziewczyny zaczęły z niego zrywać koszulkę, ale ostatecznie tego nie zrobiły, bo zaczęły się bić między sobą. To jest dopiero żenada. Jay pomimo tego, że był rozciągany we wszystkie strony śpiewał czysto i nawet wyciągał, co ostatnio mu się w ogóle nie zdarzało. To jest dopiero prawie prawdziwy koncert! Leto ledwo wydostał się z tłumu, który bardzo pragnął by Jared w nim został. Gdy wchodził na scenę zauważyłam, że nieznacznie kuleje i od razu to powiedziałam Jessy, która przyznała mi rację. Ale zaczęło się The Motherfucker Fantasy, które odebrało nam zdolność myślenia. Nie dość, że Shannon miał tam swoją mega długą i naprawdę skomplikowaną solówkę to i jeszcze Jay co chwila do niego podbiegał i uśmiechał się. Jessy zniknęła chcąc uwiecznić te „zaloty” od innej strony, więc znów zostałam sama. Bawiłam się na tym koncercie jak dawno na żadnym. I tym razem Marsi pokazali klasę, która niestety wcześniej znikła. No i potwierdziło się, że dobre koncerty zależą od humoru młodszego z braci. Powitanie w rodzinie i wycie na zmianę wyszło perfekcyjnie. Naprawdę super, po tylu koncertach mogłam tego być pewna. Ta noc była jedyną w swoim rodzaju. Ale i The Fantasy się skończyło. Chłopcy pożegnali się i zeszli ze sceny. Jessica znów pojawiła się przy moim boku mówiąc, że chyba odpuści sobie następną piosenkę. Odłożyła aparat do torby i stanęła obok mnie czekając na bisy. No i wrócili. Jared coraz wyraźniej kulał, ale udawał, że nic takiego się nie dzieje.
-          Chciałem zadedykować tę piosenkę przede wszystkim Echelonowi. Jesteście naszą cudowną rodziną, dzięki wam możemy wciąż spełniać nasze marzenia i dzielić się naszymi przeżyciami. Dziękujemy!
 Zamilkłyśmy czekając na Huragan, lecz zamiast niego usłyszałyśmy zupełnie inne dźwięki. Popatrzyłyśmy na siebie zaskoczona, a potem na Jareda, który zaczął śpiewać Savior full bandem! Odwróciłam się do tyłu i spostrzegłam, że publika zachowuje się jakby każdy z nich wypił z 3 red bulle.
-          Jessy! Czy ty to widzisz?!- wykrzyknęłam do przyjaciółki.
-          Słyszę!!!- odkrzyknęła sama szalejąc jak publiczność.
 Jay darł pyska, jak za starych dobrych czasów i miętosił struny swojego pitagorasa. Końcówką przeszedł sam siebie wyciągając tak, że ja już nie wiedziałam co się dzieje. Chyba zwariowałam, a to wszystko jest snem. Tak. To musi być sen. Savior na koncercie? Przecież to niemożliwe! Ludzie zaczęli się pchać na scenę, a my odeszłyśmy na bok. Jessy wróciła po swój aparat, a ustawiłam się pod samiutką sceną próbując uniknąć rozwrzeszczanych fanów, którzy ze szczęściem wypisanym na twarzy biegli do dwóch ochroniarzy odpowiedzialnych za pomoc wdrapania się na scenę. W końcu, gdy ostatni utwór rozpoczął się kucnęłam zmęczona pod sceną i zamknęłam oczy. Ja śnię. Ja naprawdę śnię. Wszystko co tu się dzieje jest za piękne! Gdy w końcu Batony skończyły swoją ostatnią piosenkę i rozdały wszystkie kostki, pałeczki, piórka czy jak to tam się nazywa (jakiś chłopak pytał się Shannona, czy może mu zabrać talerz! Oczywiście Shannon na niego nakrzyczał, że chyba zwariował) zaczęli schodzić ze sceny. Pierwszy zniknął Jared. Popatrzyłam w stronę Tomo, który już chciał odejść, ale jakaś dziewczyna go zawołała. Widać było, że jest jego fanką i to na kilometr, bo w końcu miała na sobie koszulkę z napisem „King TOMOFO”. Dziewczyna wskazała dłonią na stojak Jareda i potem na gitary układając ręce jak do modlitwy. Tomo chciał ją zignorować, lecz ona znów go zawołała. Reakcja Tomo wbiła mnie w ziemię. Podszedł do dziewczyny i zaczął ją najnormalniej w świecie szarpać. Po chwili zjawił się Wiking, który ich rozdzielił, ale to co widziałam... Milicevic odszedł bardzo szybko, a dziewczyna stała. Po chwili odwróciła się i z płaczem zbiegła ze sceny. Podeszłam wolnym krokiem do Jessy i zapytałam jej czy to też widziała.
-          Chyba tak... albo obydwie mamy zwidy. I chcę żeby to były zwidy.
 Gdy weszłyśmy do garderoby chłopaków zastałyśmy w niej tylko Jareda. Jessy długo się nie zastanawiając podbiegła do niego i przytuliła się do niego.
-          Dziękuję za tak wspaniały koncert! Byliście niesamowici! I dziękuję, że mogłam robić zdjęcia!
 Jared poklepał ją nieśmiało po plecach i uśmiechnął się. Gdy dziewczyna go puściła musiał się spotkać jeszcze z moimi ramionami.
-          Ale jutro zagraj coś z pierwszego albumu, proszę! Dla mnie i dla Jessy!
-          Przecież grałem dzisiaj.- odpowiedział, a nas wmurowało.
-          Co?- zapytałyśmy obydwie z Jessicą.
 Przewinęłam w pamięci cały koncert od początku i...
-          O cholera!
 __________________________________
Jestem zawiedziona ostatnimi waszymi wypowiedziami. Tyle ode mnie na ten temat. Wyjeżdżam i za 2 tyg wracam. To będzie już marzec…so bye! Jadę do Włoch i Austrii na narty i deskę (na obydwu jeżdżę) tak żebyście już nie pytali. Za rozdział dziękujcie MCR, bo bez ich muzyki nic by nie powstało i Foxlater, bo mnie zmusiła swoim wyjazdem by dać to dziś.

Dedykacja wciąż obowiązuje i jak poprzedni to i ten dedykowany Jessy. Ale i Bartowi Cubbinsowi oraz Jaredowemu-Kroczowi.

*facepalm*
Przez tych dwóch tak długo trwało jego dodawanie.





14 komentarzy:

  1. Kocham cię za ten rozdział, a zwłaszcza glebę Jareda. Gdy tylko sobie to wyobraziłam myślałam, że nie wyrobię ze śmiechu. Rozdział wyszedł ci bardzo, bardzo dobrze. Widać, że wena się ciebie trzymała podczas pisania (jeśli mnie odczucia nie mylą…). Mam nadzieję, że następne będą równie udane!
    brennan

    OdpowiedzUsuń
  2. rozdział napisany świetnie, a ta gleba jareda mnie rozwaliła xd szkoda własnie, ze kazdy koncert jest uzalezniony od humorów muzykow i ze dzej nie na kazdym matyle energii, no ale wiadomo- jestesmy tylko ludzmi ;)
    bardzo fajnie jest pokazane oblicze młodszego Letosa w roli ojca- jak sie troszczy, jest swietnym przyjacielem, jak poznaje Córkę i jej zycie (poznaje Jessy). a moment kiedy na scenie podchodzi do Klaudii i przyklada reke do swojego i jej serca- przeuroczy.
    ciekawa jestem jak w końcu dzejutek oglosi swiatu, ze jest ojcem ;)
    z niecierpliwoscia czekam na kolejne rozdziały!
    udanego wyjazdu! ;*
    -tynnkaa

    OdpowiedzUsuń
  3. Sama teraz nie wiem od czego mam zacząć. Chyba od tego, że przed rozpoczęciem czytania liczyłam na coś co poprawi mi humor i wcale się nie rozczarowałam. Cholernie mi się podobał ten rozdział. Dosłownie miałam przed oczami tego rozentuzjazmowanego Jared’a, którego nazwałaś Panem nadpobudliwym. Nie wiedzieć czemu ten prosty zwrot totalnie mnie powalił ! Kolejnym tekstem, którym rozłożyłaś mnie na łopatki jest „będzie cały czas się w nie wpatrywał i co chwila komentował jaki to on piękny.”
    siła wyższa sprawiła, że zaczęłam rozmyślać nad tym czy faktycznie nasz Letoś tak właśnie robi. Gdyby to okazało się prawdą jakoś byś się specjalnie nie zdziwiła. Kolekcja fotek przedstawiająca jego samego na laptopie zapewne jest spora.
    Teraz przejdźmy do najważniejszego: nie wiem czy kiedyś Ci już to pisałam, ale uwielbiam sposób w jaki opisujesz koncerty. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że spośród wszystkich Marsowych opowiadań , które czytuje twoje koncertowe sceny są najlepsze. Człowiek ma wrażenie, że jest na gigu i i widzi wszystko to co opisujesz. Savior na żywo full bandem to musi być cud, miód i orzeszki <3 Zaintrygowały mnie dwie rzeczy: kulejący Szef i końcówka. Fakt, że przyjdzie mi czekać dwa tygodnie na wyjaśnienie tych sytuacji cholernie mnie frustruje, ale trzeba się uzbroić w cierpliwość :)
    -marion

    OdpowiedzUsuń
  4. dziękuję za wywołanie ogromniastego uśmiechu na mojej twarzy;)
    świetny rozdział, najpierw nadpobudliwy a później wywalający się na dupsko Jared sprawił, że nie mogłam przestać chichotać;)
    + uwielbiam Twoje opisy koncertów, zamykam oczy i czuję, jakbym prawie tam była;) dzięki ;*
    -siago

    OdpowiedzUsuń
  5. Poprawiłaś mi nieco humor za co jestem bardzo wdzięczna. :) Tą glebą Jareda totalnie mnie rozwaliłaś, piękne to było! Chciałaby to zobaczyć na własne oczy. *__*
    Martwi mnie Tomek, On i to jego zachowanie. Naprawdę nieciekawie się to potoczyło. :/ Czekamy na wyjaśnienia z tym związane.
    W ogóle mnie ciekawi ta piosenka, którą Dziared zagrał. Valhalla? Noooł, to niemożliwe. Ale w sumie to pierwsza płyta miała być, więc V. odpada. End? Ty! A może FALLEN?! *______* I weź tu czekaj człowieku dwa tygodnie. :c
    Rozdział wesoły, czym zaplusowałaś u mnie, bo mój humor to jakaś porażka obecnie. Miło było poczytać o koncercie, podobało mi się to jak opisałaś cała akcję, no ale Ty się na tym znasz, w końcu na tylu występach już byłaś. (; Mało Szanka tym razem, ale wcześniej go było dużo, więc odpoczęliśmy trochę od niego.
    Plus, kocham nadpobudliwość Jareda! :D
    A jeszcze się wytłumaczę, no.. Ja ostatnio coś mam problem z pisaniem komentarzy, więc dlatego takie były ich jakości. Soo.. przepraszam. :D Poprawię, promise. A teraz życzymy Ci udanego wypoczynku i czekamy niecierpliwie na wyjaśnienie wszystkiego. ;)
    Ms.Nobody

    OdpowiedzUsuń
  6. Po prostu: DZIĘKUJĘ!
    -adka

    OdpowiedzUsuń
  7. best chapter ever! chyba założę jakiś fanclub tego opowiadania czy coś ;) ten koncert…<3 tylko pozazdrościć i mieć nadzieję, że z takim do nas przyjadą ;)
    2 tygodnie….14 dni,… nie wiem czy dam radę, ale chyba nie mam innego wyjścia ;(
    -lea

    OdpowiedzUsuń
  8. hm. Czytam dopiero teraz i komentuje, bo nie sprawdzałam czy jest nowy i w ogóle mój zapłon mnie dołuje xd Ale nie o tym miałąm pisac xd OK ! Kobieto ! Wiesz jak ja sie smiałam czytając ten rozdział ? Normalnie cud miód i orzeszki. najlepsze jak Jared się wy*ebał xP. Sama leże ze śmiechu No i taki ” facepalm ” Nie nooo ” MEGA facepalm ” Czekam na nastepny. No i miło spedzonych ferii ;)

    A no i zapomniałam zapytac. Kiedy Klaudia powie Jessy, o tym że Jared ją adoptował :D ? Juz nie moge się doczekac <333
    -crazy

    OdpowiedzUsuń
  9. O ja! O ja! O ja! ;D Za takie koncert dałabym się pokroić! ;D Aż nie wiem co mam napisać, bo musiałam nadrobić kilka ostatnich notek i w głowie mam tysiąc różnych myśli ;p Przede wszystkim chyba chcę podziękować, że nie przestajesz pisać, bo może nie zdajesz sobie sprawy, ale jesteś świetna w tym co robisz i dostarczasz mi mnóstwo pozytywnych wrażeń ;)) Poprzednie notki wprawiły mnie w zadumę, bo zaczęłam sobie myśleć o tym jak bardzo ciężko byłoby mi bez moich przyjaciół i jakie to by było piękne tak po prostu dostać możliwość poznania Marsiaków, spędzenia z nimi czasu i wzięcia udziału w TAKIM koncercie… I to bez jakichś romansowo-fangirlsowych epizodów ;pp O właśnie – ‘<3 Jared <3 ;*’ ??? hahahaha nigdy bym nie pomyślała, więc jeśli to fakt, to jestem w szoku, ale rozumiem, że to było dawno xd ;pp
    Miłej zabawy! ;))
    -agi

    OdpowiedzUsuń
  10. Artystką jesteś, nie ma co:D O tym nikt nie bedzie dyskutowac. Ale ostatnie dwa rodzialy (tzn te w ktorych pojawila sie Jessy) zwyczajnie mnie nudza. Zapowiadalo sie fajnie… czekalam niecierliwie na reakcje Jessy gdy spotka marsow… i bylo takie wielkie …bum. Wczulam sie w jej sytuacje. Wyobrazilam sobie, ze dzwoni do mnie moja najlepsza przyjaciolka, ktora nie dawala znakow zycia od dawien dawna, zaprasza mnie gdzies za granice, zalatwia samolot, wszystko. Ja tam przylatuje i widze, ze ona zna moj ukochany zespol o0 Reakcja? (nie chodzi mi o zadne piski radosci, tylko nie to!) ale zdziwienie…szok…i to o wiele wieksze zdziwienie niz w Twoim opowiadaniu. Po prostu nie takiej reakcji sie spodziewalam. Poza tym ciagle zadawalabym pytania, jak to sie stalo? co sie dzieje? Domagalabym sie wyjasnien… a tu? Osobiscie „mocniej” zareagowalabym nawet gdyby taka akcja zdarzyla sie z moja przyjaciolka i… (niech bedzie) Piotrkiem Kupicha ^^ Bo jednak takie sytuacje no powoduja zawaly serca:D Troche mnie to zawiodlo.
    Klaudio… jezeli jakos Cie urazilam tym komentarzem to wiesz, wybacz:D Ale uwazam, ze po co w kolko pisac ze Twoje opowiadanie jest cudowne? Przeciez kazdy to wie:) Mysle, ze kilka zdan na „nie” jest cenniejszych anizeli powtarzanie w kolko tego co jest super w tym blogu. Moja krytyka jest tylko z sympatii dla Ciebie i twojego opowiadania:) Przeciez kazdy chce, aby bylo ono i jeszcze i jeszcze iiii jeszcze lepsze:)
    Mysle Klaudio, ze doceniasz te wszystkie (chociaz jest ich tu malutko) uwagi i krytyki ktore tutaj dostajesz. Uwazam rowniez, ze wiekszosc osob ktore pisza Ci komentarze boja sie napisac kilka slow krytyki, ktore moim zdaniem sa/beda dla Ciebie bardzo przydatne :)
    Pozdrawiam ciepło i oczywiscie czekam na kolejny rodzial :-)
    -monika

    OdpowiedzUsuń
  11. Heej. Świetny blog. Interesująca fabuła, piszesz również ciekawie… :D . Jaką piosenkę zagrali z 1 albumu ? :D . Szczerze to mi też najbardziej podoba się pierwsza płyta. Myślę, że jest najbardziej ostra ;]]. Czekam już na nexta. :P
    _Izuu

    OdpowiedzUsuń
  12. Czemu tak długo nie piszesz :D usycham bez twojego opowiadania :D
    -strangerfromstrangeland

    OdpowiedzUsuń
  13. Az mi sie plakac zaczelo chciec jak przeczytalam opis koncertu. Czy bedzie kiedys tak, ze czlowiek po koncercie bedzie mial banana na twarzy i czul sie jak po dawce gazu rozweselajacego?
    Ja po wiekszosci koncertow jestem rozczarowana, zla i daleko mi do szczesca.

    Jared zazwyczaj zachowuje sie jak skonczony idiota i prawie w ogole nie spiewa a to co spiewa brzmi jak charczenie i krzyki.

    Nieraz mu zyczylam zeby wyrabal ta swoim chudym dupskiem o scene. Niestety nigdy nie dane mi bylo byc swiadkiem czegos takiego. Chociaz raz dostal butem w leb. Raz butelka w krocze i raz w leb od Bobiego Alta (nieumyslnie).

    Czy scene z Tomo i popychaniem fanki napisalas po tym jak Ci opowiedzialam jak Tomek sie zachowal na koncercie w Anglii?

    Okropnie mi sie podoba ten rozdzial.
    Szkoda ze to fikcja
    -mama

    OdpowiedzUsuń
  14. Kilka dni temu coś mnie tknęło, zaczęłam oglądać teledyski 30STM i przypomniałam sobie o tym opowiadaniu. Ono jest czymś więcej niż tylko zwykłym fanfikiem. I chociaż nigdy nie byłam wkręcona w Marsów, żeby nazwać się Echelonem to cóż... Twoja historia wywołuje tyle emocji nawet po tylu latach. Cudownie jest tu wrócić i cieszyć się nią na nowo! Dziękuję!

    PS. Cudownie opisujesz koncerty

    OdpowiedzUsuń