Chapter 12
"6277"
Zanim jeszcze odzyskałam
ostrość widzenia powiedziałam sobie w duchu „o nie… nie dam się tak traktować.
Zabije tego fangirlsa!”. Nagle poczułam jak stróżka czegoś ciepłego spływa mi
po wargach. No i jeszcze ta suka mi nos rozwaliła. Teraz to morderstwo z
torturami będzie. Dziewczyna znów chciała się na mnie zamachnąć, ale byłam
szybsza. W końcu każdy będzie szybszy od takiego kloca. Zablokowałam jej cios i
ukucnęłam na nogach wystawiając łokieć tak, że się na niego nabiła. Stara
koncertowa sztuczka, tylko że o cholera, to dopiero cielsko. Chwilę później
odwróciłam się i szarpnęłam ją za włosy tak, że aż krzyknęła z bólu. W pewnej
chwili poczułam czyjeś ręce łapiące mnie w pasie, więc zaczęłam się szamotać,
jak głupia.
-
Uspokój się,
to ja Shannon.
-
Puszczaj
mnie, muszę zatłuc tego durnego fangirlsa!- wykrzyknęłam do niego patrząc na to
gówno co stało przede mną i trzymało się za głowę.
-
Wracamy do
autokaru.
-
Nie! Muszę
jej pokazać, że ze mną się nie zadziera!
-
Klaudia! Do
autokaru! Już jej pokazałaś!- powiedział ostro ciągnąc mnie w tamtą stronę.
W końcu odpuściłam i
zauważyłam, że kilku ochroniarzy trzyma wartę przy kręgu wolnej przestrzeni,
który mnie otaczał. Nagle przede mną stanął Jared i popatrzył na mnie jakby
chcąc sprawdzić czy jestem cała. Jakaś dziewczyna zaczęła coś krzyczeć, a Jared
odwrócił się do tych swoich fanów i głośno zapytał się czy są dumni, że mnie
pobili, a jego głosie usłyszałam jakąś nutkę groźby. Zauważyłam, że dziewczyna
która tak mnie pięknie urządziła wpatruje się we mnie z nieukrywaną
wściekłością, jak i zazdrością. Nie mogłam się powstrzymać, więc pokazałam jej
środkowy palec, a wtedy Shanimal stwierdził, że koniec tego dobrego i
przerzucił mnie sobie przez ramię.
-
Kurwa
puszczaj!- krzyknęłam do niego.
-
Nie, bo znowu
zaczniesz się bić.
W końcu znaleźliśmy się przy autokarze i Leto
mnie postawił przed wejściem, a mi się zaczęło kręcić w głowie.
-
Teraz mnie
nie puszczaj, bo mi świat wiruje.- powiedziałam, a Leto w mig podtrzymał mnie
tak żebym sobie niczego nie zrobiła.
Jakoś dałam radę wejść do autokaru i usadowić
się na kanapie. Dotknęłam dłonią nosa, ale bolał jak cholera, więc zrobiłam to
samo z ustami i zobaczyłam, że rękę mam całą w miedzianej cieczy. Ciągle miałam
ten krwotok.
-
Emma,
przepraszam, że cię budzę, ale...- zaczął Jared.
-
No co się
stało?- zapytała nieprzytomnym głosem, lecz ja cały czas nie miałam, jak
odwrócić w jej stronę głowy.
-
Mieliśmy mały
wypadek i...
-
Shannon co ty
tu kurwa robisz?!- rozległ się jej podniesiony głos.- I dlaczego my stoimy?!
-
Jeszcze nie
wyjechaliśmy.- powiedział spokojnie Jared.- A teraz czy byś mogła spojrzeć na
Klaudię?
-
Nic mi nie
jest.- szybko odpowiedziałam, lecz Emma już była przy mnie.
-
Co wy jej
zrobiliście?- zapytała patrząc na mnie, to na braci Leto.
-
Miała
spotkanie z fankami...- zaczął młodszy z braci, ale ja słysząc te słowa od razu
wstałam i zaczęłam na niego krzyczeć.
-
Jeśli to są
fani to ja kurwa dziękuję! To są pojebane fangirlsy, które chcą tylko twojej
spermy ty idioto! Nie obrażaj mi tu prawdziwych swoich fanów!
-
Okej, okej.
Spokojnie.
Głos Shannona od razu podziałał na mnie
kojąco. Był głęboki i uspokajający. Cóż zrobić, pod tym względem Szynek umiał
uspokoić jak nikt inny. Po chwili znów siedziałam na sofie i patrzyłam na całe
zbiegowisko. Obudziłam cały autokar i nawet zaspany Braxton przyszedł zobaczyć
co się dzieje.
-
Okej. To
tak... Kevin, Nick, Braxton idziecie spać. Shannon ty szybko wracaj do swojego
autokaru, a wy dwoje macie tu siedzieć i się nie ruszać. Ani o milimetr,
rozumie się?
Kiwnęliśmy głowami, a blondynka popatrzyła na
resztę, która też nie zamierzała się ruszać.
-
Ja
przepraszam bardzo, ale czy wy ogłuchliście?! Chcecie dojechać do Manchesteru,
czy nie?!
W końcu zaczęli się rozchodzić, a asystentka
Jay’a wyszła razem z Shaniastym. Po 5 minutach była już z powrotem i dała znać
kierowcy, że możemy ruszać. Ona w tym czasie zmyła mi z twarzy całą
zakrzepniętą i świeżą krew oraz obmyła rany na wargach. Mimo, że nos pulsował
mi tępym bólem zaciskałam skrzydełka nosowe na wysokości garbu nosowego by ta
krew się tak nie lała.
-
Coś prócz
nosa jeszcze cię boli?- zapytała wręcz matczynym głosem.
-
Plecy, ale to
dlatego, że ta suka popchnęła mnie na bramę. Tak to jest ok. przejdzie.-
powiedziałam.
-
Śpisz dziś na
moim łóżku.- zadecydował w pewnej chwili Jared.
-
Nie ma mowy.
Nie zmusisz mnie do tego i lepiej mnie nie denerwuj!- warknęłam.
Zamilkliśmy obydwoje.
-
Nieźle się
bijesz.- stwierdził, gdy Emma poszła dalej spać.
Leżałam na kanapie z głową wysoko na
poduszkach przykryta kocem. Było mi nawet wygodnie. Na szczęście krwotok
ustąpił. Leto siedział obok mnie i co chwila zagadywał.
-
Lata wprawy.-
odmruknęłam.
-
Chodziłaś na
jakieś kursy walki czy coś?- zapytał i zaczął mnie gładzić po głowie.
Nie powiem, było to słodkie, ale w obecnym
stanie wkurwiało mnie to do granic możliwości.
-
Chodzę na
twoje koncerty, to mi wystarcza.
Aktor zaczął się cichutko śmiać, co i nawet mi
się udzieliło. W końcu udało mi się jakoś go przekonać, że wszystko ze mną w
porządku i może iść spać. Obiecałam, że w razie czego będę krzyczeć, jeśli mu
tak na tym zależy. Ostatecznie położył się na swoim łóżku i chyba z 10 razy
powiedział dobranoc. Ten facet czasami totalnie rozwala system. W końcu i ja
zamknęłam oczy, a przyjemne leciutkie kołysanie autokaru sprawiło, że dość
szybko zasnęłam. Obudzili mnie około 7 rano, gdyż dojechaliśmy na miejsce.
Nieprzytomna wysiadłam razem z resztą na chłodne poranne powietrze przed
wielkim kompleksem sportowym. Przysunęłam się do Jareda, który był bliżej niż
Shannon i zamknęłam oczy. Znów zaczęłam odpływać, lecz po chwili Leto
zorientował się co jest grane.
-
Ej, nie śpimy
na stojąco.- wyszeptał mi do ucha, a ja się uśmiechnęłam.- Chodź do samochodu.
Jedziemy do hotelu i tam się wyśpisz, bo dziś mamy wolne.
Pokiwałam głową nadal z zamkniętymi oczami
ruszyłam do auta. Po chwili siedzieliśmy już w środku. Ziewnęłam głośno, lecz
kulturalnie zakryłam dłonią usta. Oparłam się głową o szybę i zaczęłam oglądać
widoki. Po kilku sekundach znów odpłynęłam, ale nie na długo, bo dojechaliśmy
do hotelu. Wyszliśmy z Jaredem z auta, a ja przytuliłam policzek do jego klatki
i objęłam obydwoma rękoma, bo tak wygodniej mi się na nim spało. Nie wiem
czemu, ale byłam wykończona i potrzebowałam snu.
-
Klaudia.
Coś mi się zaczyna śnić. Tak mi się wydaje...
-
Klaudia.
-
Co?-
zapytałam próbując skupić się na odpływającej wizji sennej.
-
Puść mnie na
chwilę, muszę wyjąć dokumenty.
Ocknęłam się i go puściłam. Zobaczyłam kanapę
i poszłam w jej kierunku. Usiadłam na niej i oparłam łokcie o kolana, a o
dłonie głowę. Starałam się nie zasnąć. Było tu tak przyjemnie ciepło jednak
trzymałam się. Po 10 minutach dostałam do ręki kartkę do pokoju. Tim zaoferował
się, że pomoże mi z walizką, bo naprawdę byłam nieprzytomna. Gdy znalazłam się
w pokoju, podziękowałam Kelleherowi i zamknęłam za nim drzwi. Popatrzyłam na łóżko,
które było bardzo duże, z baldachimem. Lekko się uśmiechnęłam i usiadłam na
nim. Materac był miękki, ale musiałam to znieść. Powiedziałabym, że nawet tym
razem wydawało mi się to wygodne, a zatem przyjemne. Ułożyłam sobie wygodnie
poduszki i weszłam pod kołdrę w ubraniu. Zamknęłam powieki i zasnęłam. Gdy
wstałam okazała się być 17. przetarłam zaspane oczy i wygramoliłam się spod
kołdry. Chwilę siedziałam tak próbując ogarnąć się psychicznie i w końcu
wstałam. Popatrzyłam w lustro, które było akurat naprzeciwko mnie i odruchowo
wykrzywiłam twarz w grymasie zniesmaczenia. Wyglądałam okropnie. To co się
działo na mojej głowie było jakąś totalną porażką. Włosy miałam tłuste, a moja
siostra rzekłaby, że wyglądam jak Chopin po koncercie. Do tego zaspane, zmęczone
oczy, niewielkie ślady krwi na mojej brodzie i nosie. Nie mówiąc już o koszulce
i spodniach, które były nieźle poplamione tą miedzianą cieczą. Szybko dopadłam
walizki, z której wyjęłam czystą bieliznę, nowe spodnie i ładną czerwoną
tunikę. Wzięłam to wszystko wraz z kosmetyczką zaniosłam do łazienki i tam
zdjęłam brudne rzeczy po czym weszłam pod prysznic. Kochałam wanny i kąpiele,
ale tylko w moim domu w Warszawie. W hotelach za to korzystałam głównie z
pryszniców. Umyłam swoje włosy i w ręczniku wyszłam na biały ręcznik, który
sobie wcześniej położyłam na kafelki przy umywalce. O wiele lepiej czułam się
po tym oczyszczającym zabiegu. patrząc w lustro stwierdziłam, że mogłabym sobie
wyrobić mięśnie brzucha, jednak po chwili patrzenia stwierdziłam, że mi się nie
chce. Nie ma to jak lenistwo. Założyłam spodnie i tunikę. Wytarłam mokre włosy
o ręcznik, aż stały się wilgotne i zaczęłam je suszyć. Nienawidziłam suszenia
włosów, ale tym razem musiałam je zastosować, bo mój żołądek przypomniał sobie
jaka jestem głodna. Gdy je w miarę ułożyłam zajęłam się makijażem. Wzięłam
podkreśliłam oczy czarną kredką i delikatnym cieniem do powiek. Błyszczyk na
usta i byłam gotowa. Trochę mnie denerwowało, że nie mam żadnych kolczyków, ale
cóż. Nie można mieć wszystkiego. Wyszłam na bosaka do pokoju i spojrzałam do
walizki. Miałam dwie pary butów. Jedne sportowe i drugie... które kupił mi
Shannon, bo według niego ładnie w nich wyglądałam, czarne buty na niewielkim
kilkucentymetrowym obcasie. Zdecydowałam się założyć właśnie je i gdy byłam już
gotowa rozejrzałam się po pokoju. Pierwsze co zauważyłam to była moja nowa
blackberry. Widocznie Jared, albo inny typ wszedł do pokoju, gdy spałam i
zostawił mi ją na stoliku z napojami. Wzięłam ją z tego miejsca i włączyłam.
Kazano mi podać pin, ale ja żadnego nie znałam. Cholera to mam problem.
Westchnęłam i zabierając telefon oraz kartę wyszłam na korytarz. Nie mając
zielonego pojęcia, gdzie znajduje się reszta zeszłam do recepcji i zapytałam
się ładnej blondynki o pokój Leto. Na początku powiedziała, że nie może mi
udzielić takich informacji, ale po kilku minutach moich nalegań powiedziała, że
w 501. Ucieszyłam się, bo w końcu było to, to samo piętro. Znów wjechałam windą
na górę tym razem przyglądając się wnętrzu hotelu. Miękka czysta czerwona
wykładzina kontrastowała z jasnymi, prawie że białymi ścianami. Gdy stanęłam w
korytarzu na 5 piętrze aż stanęłam zaskoczona. To wszystko wyglądało jak z
teledysku do The Kill. Takie same wąskie korytarze i burgundowa wykładzina.
Pokręciłam głową karcąc się w myślach za takie skojarzenia. Czas przestać tak
myśleć. Doszłam do pokoju 501 i zapukałam. Jednak odpowiedziała mi tylko cisza.
Ponownie zapukałam, lecz nikt nie odpowiedział. Chwilę jeszcze czekałam i
odeszłam. Zastanawiałam się co teraz zrobić. Nie chciałam wracać do pokoju,
więc ponownie zjechałam windą na parter. Usiadłam w holu na kremowych kanapach
i zaczęłam obracać w dłoniach blackberry. Wtedy w mojej głowie zrodził się
pewien głupi na pozór pomysł. Jednak stwierdziłam czemu by nie spróbować. W
końcu są aż 3 próby wbicia prawdziwego kodu na kartę, nie? Ponownie włączyłam
blackberry i zaczęłam kolejno wpisywać cyfry. 6277. Głupie, wiem, ale czemu
nie? Zacisnęłam zęby i zatwierdziłam. Gdy komórka się włączyła uśmiechnęłam się
triumfalnie. Nie miałam zielonego pojęcia, że Leto potrafi się bawić. Ku mojemu
ogromnemu zdziwieniu zobaczyłam, że mam już w książce zapisane numery do
wszystkich z ekipy. No Jay się postarał, to trzeba mu przyznać. Wybrałam jego
numer i cierpliwie słuchałam sygnału. W końcu odebrał.
-
Inteligentna
istota z ciebie.- usłyszałam w słuchawce.
-
Się wie.
Gdzie jesteś?
-
Zaraz będę
przy recepcji. Czekaj tam na mnie.- powiedział i się rozłączył.
Korzystając z okazji wklepałam do pamięci
telefonu numer mojej przyjaciółki poprzedzając go polskim prefiksem.
Zastanawiałam się czy zadzwonić do niej czy może wysłać smsa. Z cała pewnością
musiałam ją poinformować co się dzieje. Jednak wtedy zauważyłam, że pod hotel
podjechała taksówka i wyszedł z niej Jared. Wstałam z kanapy i poszłam w jego
kierunku żeby się przywitać.
-
Ładnie
wyglądasz.- powiedział patrząc na mnie.
-
Dziękuję.-
odpowiedziałam czując, że się rumienię.- Jestem okropnie głodna.
-
Hym... no
można by iść na obiad.- stwierdził aktor i wyszliśmy z hotelu.
Ten dzień był o wiele cieplejszy niż
poprzednie. Mimo, że ranek był chłodny to popołudniu temperatura osiągnęła 28
stopni Celsjusza. Nieźle jak na Anglię. Niebo było bezchmurne, a słońce nadal
świeciło ogrzewając ulice. Spacer zatłoczonymi ulicami Manchesteru był nawet
przyjemny. Mieszkaliśmy w samym centrum, więc wszędzie mogliśmy dojść na
piechotę. Zatrzymaliśmy się przed jedną z przyjaźnie wyglądających restauracji.
Weszliśmy do środka lecz ku naszemu zdziwieniu wszystko było zajęte.
-
W czym mogę
pomóc?- zapytał jeden z kelnerów.
-
Potrzebujemy
stolika dla dwóch osób.- powiedział Jared rozglądając się po pomieszczeniu.
-
Niestety
wszystkie są zajęte.
Akurat w tym momencie jakaś para wstała od
stolika przy samym oknie. Kelner widząc to zaproponował byśmy tam usiedli,
jednak Jared nie był za chętny. Po chwili namów w końcu się zgodził. Dostaliśmy
karty do ręki i zaczęliśmy wertować ich zawartość. Gdy w końcu zdecydowaliśmy
się co chcemy podeszła do nas młoda dziewczyna, która na widok Jareda
wyszczerzyła swoje zęby i zaczęła machać zalotnie rzęsami. O mało co nie
umarłam tam ze śmiechu, ale próbowałam udawać poważną. W końcu gdy przyjęła
zamówienie i odeszła zaczęłam się cicho śmiać. Leto popatrzył na mnie
ostrzegawczo, a ja w mig się uspokoiłam. Chwilę wytrzymałam w tej powadze, gdy w
końcu obydwoje zaczęliśmy się śmiać. Czy naprawdę mój śmiech jest aż tak
zaraźliwy, żeby rozruszać tego starego Jareda? No może.
-
Nie
wiedziałam, że potrafisz... tak się bawić.- zaczęłam rozmowę.
-
W jakim
sensie?
-
No z tym
pinem do komórki.
-
A no widzisz.
Wierz mi, że jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz, ale może... kiedyś czegoś
się dowiesz.- powiedział puszczając oczko.- Pamiętaj tylko, że masz się
zachowywać w porządku. Bo inaczej odeślę do domu.
-
Ej no!
Dzięki!- powiedziałam nie wierząc, że to powiedział.
-
Spokojnie,
tylko żartowałem.
-
Ja dziękuję
bardzo za takie żarty! To nie było śmieszne.- fuknęłam obrażona.
-
Ale
obrażalska!
Popatrzyłam na niego spode łba i skrzyżowałam
ręce na piersiach. To w ogóle nie było
śmieszne. Przynajmniej dla mnie.
-
Oj no dobra
już. Przepraszam. Trochę dystansu do siebie.
-
A ty go
masz?- zapytałam patrząc na niego ze zwątpieniem.
Pytanie retoryczne, ale jednak Leto bardzo
chciał na nie odpowiedzieć.
-
No mam. Czemu
tak nie uważasz?
-
Dobra
skończmy ten temat.- mruknęłam.
-
Nie no,
jestem ciekaw. Powiedz.- dalej drążył.
-
To ty
najpierw powiedz dlaczego nie grasz pierwszego albumu na koncertach i nie
szanujesz swoich prawdziwych fanów.
-
Szanuję.
-
Jasne, a ja
jestem królowa angielska.- powiedziałam z przekąsem a on westchnął.
-
Boże daj mi
cierpliwość do tego człowieka!
Uśmiechnęłam się widząc jak aktorzy i po
chwili temat zszedł na inne tory. Jedzenie, które dostaliśmy było naprawdę
dobre. W ciszy zjedliśmy je i po godzinie siedzenia w tym miejscu zaczęliśmy
się zbierać. Podeszła do nas kelnerka i nieśmiało zapytała Jareda czy mógłby
jej dać swój autograf.
-
A masz coś do
pisania?- zapytał przybierając ten swój sztuczny uśmiech.
Dziewczyna podała mu długopis a on jej się
podpisał w notesie. Taki brzydki bazgroł. Nic więcej, więc postanowiłam wziąć
sprawę w swoje ręce.
-
Zrobię wam
razem zdjęcie, co wy na to?
Dziewczyna pisnęła ze szczęścia, ale Leto nie
zmienił wyrazu twarzy. Stanął obok dziewczyny, która od razu go objęła i
popatrzył na mnie. Szybko zrobiłam zdjęcie moją blackberry i okazało się, że
nawet niezły ma aparat jak na telefon. Dziewczyna dziękowała po stokroć, a jej
powiedziałam, żeby zaglądała na stronę Jareda, bo wrzuci tam jej zdjęcie.
-
A idziesz
jutro na koncert?- zapytał.
-
Niestety mam
pracę.- powiedziała zasmucona, ale po chwili jej twarz znów rozjaśnił uśmiech.-
Dziękuję wam bardzo.
-
Nie ma sprawy.-odpowiedziałam i wyszliśmy z
knajpki.
Leto nawet nie był na mnie zły, że tak
zrobiłam. Przeszliśmy obok ratusza i weszliśmy do dużego krytego pasażu
handlowego. Przeszliśmy tak calutki zatrzymując się na samym końcu. Leto wszedł
do jakiegoś sklepu z butami, a ja stanęłam przy witrynie jubilera. Na wystawie
było pełno złotych i srebrnych naszyjników. Lecz mój wzrok przykuł jeden z
zestawów umieszczonych z boku. Przedstawiał on srebrny łańcuszek z zawieszoną
na nim czerwoną gitarą i takie same kolczyki. Był to prześliczny zestaw, który
nie był taki strasznie drogi. Zobaczyłam, że Leto wychodzi ze sklepu z
niezadowoloną miną, więc szybko do niego podeszłam.
-
Nie było
butów w moim rozmiarze.- poskarżył się jak małe dziecko.
-
Oj nie
przejmuj się. Jeszcze znajdziesz w swoim rozmiarze.
-
Pewnie tak.-
odpowiedział sucho i wyszliśmy przez szklane drzwi na tyły pasażu.
Skręciliśmy w prawo i
idąc tak natrafiliśmy na jakąś małą uliczkę handlową. Jednocześnie
postanowiliśmy tak wejść i przejść się wśród straganów. Uliczka była wąska
jednak po obydwu stronach stały stragany z przeróżnymi rzeczami. Gwar był tu
niesamowity, a i tłok też. Było to zupełne przeciwieństwo pasażu, z którego
przed chwilą wyszliśmy. Tam było czysto, przestrzennie, pusto i wręcz chłodno.
Wszystko najlepszych marek i firm. Ludzie nie zważali na ciebie, albo wręcz
tylko zaglądali ci do toreb i oceniali jak zamożny jesteś. Tutaj natomiast było
zupełnie odwrotnie. Zgiełk, przyjacielskie rozmowy, ludzie którzy uśmiechali
się do ciebie i nawet nie zerkali niżej niż twoja twarz. Było tu wręcz gorąco
od ludzi, przeróżnych kolorów jakie tu dominowały czy zapachów. Jednak miało to
swój nieodparty urok. Jakiś mężczyzna zatrzymał mnie i zaczął proponować jakieś
kolorowe palta. Grzecznie odmówiłam i poszliśmy dalej. Po chwili poczułam jak
Jared łapie mnie za rękę bym się nie zgubiła w tym tłumie. Poczułam jak mnie
ciągnie w lewą stronę i po chwili obydwoje znaleźliśmy się w przy jednym ze
straganów, gdzie sprzedawali różnego rodzaju dodatki. Od razu zauważyłam, że są
tam też kapelusze. Szybko jeden wzięłam i założyłam na głowę Jareda.
-
Musisz teraz
zapuścić włosy!- powiedziałam radośnie patrząc na niego, jak przegląda się w
tym kapeluszu.
Chwilę później on też zdjął jeden z kapeluszy
i założył mi na głowę. Stanęłam obok niego patrząc w lustro. Szybko wzięłam
pierwsze lepsze czarne okulary i przybrałam tak zwaną minę cwaniaka. Podniosłam
jedną brew i spojrzałam na Leto, który zrobił to samo po czym zaczął się śmiać.
Zdjął z głowy kapelusz i założył królicze uszy po czym przygryzł dolną wargę
tak żeby widać mu było tylko przednie zęby. Zaczęłam się śmiać i zdjęłam mu z
głowy te uszy. Zauważyłam czerwoną arafatkę więc szybko zawiązałam mu na
głowie, a potem podałam kowbojski kapelusz. Właściciel straganu patrzył na nas
z rozbawieniem i nie krzyczał, że mamy przestać niszczyć mu wszystko co tak
pięknie było poukładane. Ostatecznie kupiliśmy od niego te królicze i kocie
uszy, świński ogonek dla Shannona, dwa kapelusze i diabelskie różki dla Toma.
Uśmiechnięci w końcu wydostaliśmy się z tej ulicy i podążyliśmy żwawym krokiem
nad rzekę bym mogła zobaczyć stadion Manchesteru United. Usiedliśmy po drugiej
stronie rzeki patrząc na to dzieło artystyczno- architektoniczne po czym każde
z nas wyjęło swoje blackberry. Przez dobre 10 minut patrzyłam się w jeden
zapisany numer i próbowałam zmusić się do wybrania go. Popatrzyłam na Jareda,
ale ten wciąż coś pisał na swoim telefonie. W końcu wybrałam zieloną słuchawkę
i wstałam z ławki.
Dzięki za komenatrze! Te słowa krytki i pochwały są wspaniałe! Dziękuję! :)
A teraz kilka słów wyjaśnienia… niech Was nie zwodzi taki cudny i kochany Dżej ;) A i Tomo jest mało, wiem. Braxia ostatnio też, ale to się zmieni. O koncercie było mało, co będzie o wielu innych, a tak to by się stało nudne. Co do rozdziału z perspektywy któregoś z Marsów… oj będą jeszcze takie rozdziały, ale to później ;)
Postanawiam przywrócić dedykacje. Chcę zazdedykować ten rozdział osobie, która ciągle mnie męczy żeby rozdziały były dłuższe, żeby ona sama się w końcu pojawiła. I ta osoba jest mi winna trochę śladów :P Mowa oczywiście o Kamie ;) Laska, niedługo będziesz w opo, ale na razie musisz się zadowolić tylko dedykacją :)
Nadal liczę na liczne komentarze :)
Przeczytałam hurtem dwa rozdziały i muszę powiedzieć, że bardzo mi się spodobały. ;)
OdpowiedzUsuńBrakowało mi w tych wszystkich „sweet&cute” opowiadaniach bohaterki, która nie bałaby się komuś przywalić… może dlatego, że sama też bym tak zareagowała.
Jared rzeczywiście coś za miły, ale chyba rozumiem czemu, więc mi to nie przeszkadza.
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału i reakcji przyjaciół Klaudii na szalone newsy(o ile w ogóle im to powie :P). ^^
Mam nadzieję, że następny rozdział będzie baaaaaardzo długi i wyczerpujący.
Pozdrawiam. :)
-onisia
Wspaniały rozdział! Jared, Shannon, Klaudia, wszyscy zawsze umieją rozśmieszyć. A najbardziej to Szynek, zdecydowanie. XD
OdpowiedzUsuńJa takiego wielkiego FG widziałam na Torwarze. O.o stała obok mnie, dobrze, że mnie nie zaatakowała, czy coś… Biedna Klaudia, ona nie miała tego szczęścia. :(
Taa.. Jared taki milusi i grzeczniusi.. Ciekawe kiedy przestanie aktorzyć. Bo jakoś nie wierzę, że on taki na prawdę jest..
Ja chcę więcej Braxa! XD I dłuższe rozdziały! Bo to, da się w 5 minut przeczytać. ;p
Jutro następny, tak? hahaha. XD
-ellie
Ah! Więc, żeby nie było…
OdpowiedzUsuńDzięki! :****************
To teraz to rzeczy :D
Początek z S *___* Jak czytałam, to miałam to przed oczami.Piękne! I środkowy palec xD Ja bym jeszcze język jej wystawiła :D
Emma opatrująca Ciebie. Współczuję jej, że ma takie ciężkie życie. No bo kurde pewnie Jared ciągle ją wkur… no denerwuje bardzo xD
To o tym biciu *___* Mega!
Zasypianie przy Jaredzie xD Trza mu się było na ręce wcisnąć, to by sobie podźwigał trochę (Bron Boże, nie mówię, że jesteś gruba czy coś, ale on takie chuchro, ze jakby 10 kg cukru niósł, to na dłuższej trasie byłaby gleba xD)
To z pinem! *___* To chyba przez to, że mu zaczyna wracać pewna rzecz w głowie i tak Cię naszło :D Jak z Revolution (Pamiętaj, że z Valhallą czekasz długo!)
Akcja z kelnerką i foto :D Myślałam, że Cie obrzuci sałatą za to :D
Buty! Pewnie chciał fioletowe Ecco, a że je ponoć wycofali ze sklepów to nie było :D Jak coś, mogę mu załatwić na lewo xD
Niestety, hitem odcinka jest to: „świński ogonek dla Shannona” xDDDDDDDDDDDDDDDDD
-cam
Końcówka mi się bardzo podoba, jak oni przymierzali te różne nakrycia głowy i w ogóle.. a świński ogonek dla Shanna wymiata! :D
OdpowiedzUsuńNo i dobrze! Z fg trzeba walczyć, tępić i… i odchudzać. :o
Ja mam takie marzenie, żeby Jared był tym ojcem dla Klaudii, a Emma matką.. bo to tak ładnie by wyglądało. *____* Ale to ja, nic nie mówię.. XDDDD
I w ogóle jak Kladuai szła korytarzem hotelu rodem z The Kill, to natrafi na półprzymknięte drzwi i zobaczy jak misiek dogadza Tomo, no ale.. no ale się myliłam. XDD
Do następnego! :*
-ms.nobody
No nieźle urządziła ją ta potężna fanka.
OdpowiedzUsuńNie no Jared mnie tu bardzo pozytywnie zaskakuje. Te ich wspólne zakupy taki milutki obraz, ale z tego co piszesz nie jest to coś stałego i wkrótce pan Leto pokaże różki.
Fajnie, że rozdziały są tak długie po naprawdę dobrze się do czyta. Nic się nie dłuży, nie ma nudy. Super :)
-marion
wczoraj zobaczyłam, że następny rozdział, ale nie zdążyłam go przeczytać i byłam zła, ale dzisiaj mi się udało i powiem, że to było świetne! Biorąc pod uwagę, że należę do osób, które nie znają słowa „cierpliwość” nie wiem jak doczekam następnej części, już nie mogę się doczekać kolejnych przygód Klaudii i mam nadzieję, że Jared nie będzie już taki słodki i miły, bo tutaj było owszem fajnie, ale moim zdaniem tyle wystarczy, bo za słodko będzie ;)no i oczywiście czekam na „więcej” z resztą ekipy :)
OdpowiedzUsuń-lea
OMG twoje opowiadanie jest wręcz epickie <3 Czekam na nexta… i mdleje bo Jared – Srared jest za $wWweEeetTttT .. ;/
OdpowiedzUsuń-mlooda
kurde, pomysłowo! skad czerpiesz inspiracje, kobieto? powinnas to wydac :D
OdpowiedzUsuńmoja mutti i sis sie wciagnely tez ^^
z niecierpliwoscia czekam na kolejny odcinek! :D
-tynnkaa
Jak czytam to opowiadanie to nie raz leże na ziemi xD To poczucie humoru powala ! Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :D
OdpowiedzUsuń-rolly
Alez to corcia jest science fiction, fantasy i bajka w jednym. Nie ma sily zeby Szczur, nawet za sto lat i przeszczepie osobowosci byl taki mily, zabawny i inteligentny. I nie skupiony na jedynym sloncu w jego wszechswiecie czyli sobie.:D
OdpowiedzUsuńDrugie mega fikszyn to Jared na obiedzie:*rotfl* Sorry ale on mysli ze jkedzenie jest po to zeby je fotografowac a nie konsumowac. *rotfl*
A Szynka ma plusa u mnie za uratowanie bohaterki.
*shan hirol*
-mama