Chapter 13
"The Kill"
W końcu odebrała telefon.
-
Tak,
słucham?- rozległ się w aparacie głos mojej przyjaciółki.
-
Cześć Daga,
tu Kunik.
Cisza jaka nastała po tych słowach nie wróciła
dobrze. Wiedziałam o co chodziło i wiedziałam też, że ma prawo się tak zachowywać.
W końcu to ja po raz kolejny ją zawiodłam.
-
Chciałam
najpierw cię przeprosić, że tak długo się nie odzywałam.
Nadal cisza przerywana co
chwila jej oddechem.
-
Nie było to
zamierzone i... przepraszam. Dzwonię, bo muszę z tobą poważnie porozmawiać.
-
Co to za
dziwny numer?- w końcu się odezwała.
-
Mój nowy
numer.- powiedziałam idąc brzegiem rzeki i po chwili zawracając, by nie oddalić
się jakoś strasznie od Jareda.
-
Co to za
dziwny prefiks. Gdzie jesteś? Czemu nagle po 3 tygodniach przypominasz sobie o
mnie?
Poczułam w sercu ukłucie bólu. Pytania były
normalne, takie jakich powinnam się spodziewać a i tak sprawiały ból. Zawiodłam
przyjaciółkę. Najgorsza rzecz z możliwych.
-
Wiesz co...
To ja może zacznę od początku. Przed koncertem Marsów w Londynie nie miałam
czasu do ciebie napisać. Potem był wyjazd, spotkałam się z dziewczynami, minął
koncert i musieliśmy szybko wracać do domu i jechać później na lotnisko.. Jadąc
na nie mieliśmy wypadek. Miranda i Greg nie żyją...- wymawiając te słowa coś
stanęło mi w gardle.
Daga milczała co było mi na rękę. Przełknęłam
ten atak smutku i ciągnęłam dalej.
-
Znalazłam się
w szpitalu. Obecnie jestem w Anglii... i nie wiem kiedy wrócę do Polski.
-
Przykro
mi...- wyszeptała, a ja poczułam, że kamień spadł mi z serca.
Wybaczyła mi, czułam to w jej głosie.
-
A czemu nadal
jesteś w Anglii? Nie możesz wrócić do kraju? Co z dokumentami, masz z nimi
problemy?- w jej głosie wyczułam przyjacielską troskę.
-
Już mam
wszystko...
-
To co cię tam
trzyma?- zapytała zdezorientowana.
-
Nie uwierzysz
co się stało dalej i właśnie dlatego wciąż tu jestem. Zgadnij kto uratował mi
życie.
-
Nie wiem, no
mów.- powiedziała zniecierpliwiona.
-
Jared...
-
Co?!
-
I mnie
zaadoptował. I jestem z nimi w trasie koncertowej.
-
Kunik, nie
żartuj ze mnie, dobrze?- powiedziała poważnie, lecz zauważyłam, że jest
zaniepokojona.
-
Daguś...
mówię prawdę. Jak mi nie wierzysz to poszukaj, może w necie jest filmik z
wczorajszego wieczoru w Birmingham. Pobiłam się tam z jakąś fanką.
-
Coś ty
ćpała?- zapytała przerażona, jednak po chwili usłyszałam, jak stuka w
klawiaturę.
-
Prefiks jest
amerykański. To jeden z dwóch zapasowych numerów Jareda.
-
Dobra,
sprawdziłam prefiks i zgadza się, amerykański. Ale... Klaudia.
W końcu mi uwierzyła.
-
Proszę cię,
nie mów o tym nikomu. Na razie nie chcę żeby ktokolwiek wiedział, wiesz...
Rozmowa zaczęła się zupełnie inaczej układać.
Opowiedziałam jej wszystko od samego początku. Najpierw o wypadku, potem o tym
co zrobił Leto i następnie o podróży. Gdy opowiadałam jej dzisiejszy dzień
nagle poczułam na ramieniu dłoń Leto i aż podskoczyłam ze strachu. Dał mi znak
ręką, że musimy już wracać, jednak nie chciałam kończyć. Chwilę jeszcze
rozmawiałam z moją przyjaciółką, ale w końcu musiałam przerwać rozmowę.
Pożegnałam się z nią i obiecałam, że będę pisać i dzwonić. Gdy tylko
rozłączyłam się, Jared popatrzył na mnie z uśmiechem i powiedział, że gadam
przez telefon jak prawdziwa nastolatka. Zignorowałam to i zaczęliśmy iść w
stronę naszego hotelu. Jared był tu już nie jeden raz, lecz z ciekawością
oglądał wszystko dookoła. Wydawał się być zainteresowany całym tym światem i
otoczeniem. W centrum spotkaliśmy Braxtona. Mężczyzna widząc nas bardzo się
ucieszył i od razu przyłączył się. Dalsza podróż powrotna wyglądała tak, że ja
szłam razem z Braxtonem, a Jay trochę przed nami.
-
Jared!
Czekaj!- zawołał Latynos.- Zrób mi zdjęcie z Klaudią!
Leto popatrzył na nas, a my zrobiliśmy oczy
szczeniaczka i z niemą prośbą. Pokręcił bez przekonania głową i wyjął swoją
blackberry. Obydwoje na ten znak od razu szeroko się uśmiechnęliśmy i zaczęliśmy
pozować. W końcu cierpliwość Jared się skończyła. Odwrócił się od nas i wszedł
do hotelu. Wzruszyliśmy ramionami i zrobiliśmy to samo co Szef. Jay stał przy windach, więc do niego podeszliśmy, a on
zaczął udawać, że nas nie zna. Pierwszy pomysł jak zareagować zrodził się w
mojej główce niemalże natychmiast. Podobno te pierwsze pomysły są najlepsze,
ale... są też wyjątki potwierdzające regułę.
-
AAA!!! O
Boże! To Jared Leto!!! AAA!!!- zaczęłam udawać fangirlsy.- Jared! Jared! Kocham Cię!
Braxton zaczął się śmiać, a ja podbiegłam do
Jareda i zarzuciłam mu ręce na szyję i popiskiwałam. Olita to już totalnie
tarzał się ze śmiechu, ale Jay powoli nabierał wkurwa.
-
Mogę
autograf? Proszę! Chcę z tobą słitfocie! Jejuś! To mój Bóg seksu! Achhh!
Ku wielkiej radości Jareda i wielkiemu
smutkowi Braxtona i mojemu nadjechała winda. Wsiedliśmy do niej w trójkę, a Leto odsunął mnie od siebie.
-
Nie chcę cię
znać ty fangirlsie przebrzydły!- powiedział bardzo poważnie.
-
Oj to
przecież było na żarty.- powiedziałam tracąc dobry humor.
-
Ale
zachowywałaś się o wiele gorzej niż takie osoby na meet and greet.- stwierdził,
ale widząc moją minę od razu zaczął się śmiać.
-
Co cię tak
śmieszy?- zapytałam obrażonym tonem.
-
Ty. –
odpowiedział.- Masz jeszcze trochę czasu by się nauczyć kiedy gram a kiedy
jestem sobą.- zaśmiał się.
-
Och! No
bardzo śmieszne.- odpowiedziałam i winda się zatrzymała.
Ruszyłam obrażonym
krokiem w stronę mojego pokoju. Akurat, gdy przechodziłam obok drzwi
prowadzących na schody one się otworzyły z impetem trafiając mnie w głowę. Siła
uderzenia była na tyle duża, że zaliczyłam ładną glebę na tyłek. Co jest do
jasnej cholery?!- wykrzyknęłam do siebie w myślach i poczułam, że znów mi krew
leci z nosa. Cudownie! Odwróciłam głowę i zobaczyłam przerażonego Tomo
trzymającego za rękę Vicky oraz Jareda z Braxtonem, którzy pokładali się ze
śmiechu. No dobra, może nie do końca. Najpierw próbowali się nie śmiać, ale nie
wytrzymali zbyt długo i zaczęli rechotać jakby ktoś im podał gaz
rozśmieszający.
-
Przepraszam!-
wykrzyknął Tomo patrząc na mnie po części ze strachem, a po części z
rozbawieniem.
Vicky ukucnęła przy mnie jako jedyna i
skrzywiła się widząc, że znów krew mi leci z nosa.
-
Zamiast się
śmiać moglibyście pomóc!- krzyknęła na nich szatynka.
Leto z Olitą przybrali poważne miny, ale gdy
tylko zrobili krok w moją stronę znów zaczęli się śmiać. To wszystko wybawiło
Shanimala ze swojego pokoju. Mężczyzna nawet jeszcze nie zobaczył co się stało,
a już zaczął narzekać.
-
Siedzę sobie
spokojnie i oglądam wiadomości, ale nic nie słyszę, bo ktoś na korytarzu kwiczy
jakby go zarzynali, więc wychodzę i kogo widzę?! Swojego brata i klawiszowca
turlających się po ziemi ze śmiechu. Może mi ktoś powiedzieć co...- przerwał
widząc mnie siedzącą na ziemi i z mordem w oczach.- Co się stało?
-
Shann żałuj,
że tego nie widziałeś. Scena jak z pierwszej lepszej komedii!- śmiał się Jared
trzymając się za brzuch.
-
Klaudia
obraziła się na Jareda.- zaczął tłumaczyć mu Braxton.- No i obrażona odeszła od
nas, a wtedy Milicevic jak to on otworzył z rozmachem drzwi i oczywiście
zdzielił ją nimi, aż znalazła się na podłodze.
Starszy Leto spojrzał na zakłopotanego
przyjaciela, który nie wiedział co ma robić. Śmiać się czy martwić moim stanem.
Szynek ukucnął przy mnie i Vicky podał mi chusteczkę, którą wytarłam krew.
-
No pasuje ci
do sukienki.- powiedział uśmiechając się lekko.
-
To jest
tunika, Leto.- mruknęła do niego Bosanko.
-
Czemu mnie
nie uprzedziliście, że jeśli pojadę z wami w trasę to skarzę się tym samym na
śmierć?- zażartowałam wstając.
Starszy Leto uśmiechnął się pocieszycielsko, a
ja popatrzyłam na dwójkę, która się najgłośniej ze mnie śmiała.
-
Tomo,
rozporek.- mruknął Shanimal uśmiechając się szeroko.
Milicevic zaczerwienił się lekko i szybko
zapiął go, a Vicky zaczęła się głupkowato uśmiechać. Ich zachowanie mówiło samo
za siebie.
-
O to już
wiemy dlaczego tak szybko chcieliście wrócić do pokoju.- zaczął się śmiać
perkusista obejmując mnie ramieniem.
Jego brat znów dostał
ataku śmiechu czym zaraził Braxia. Chłopcy w końcu opanowali się, a gdy koło
nich przechodziłam to zauważyłam, że ocierają łzy śmiechu z oczu. Weszłam z
Shannonem do mojego pokoju i od razu udałam się do łazienki żeby zmyć krew z
twarzy i z chusteczką usiadłam przy Litosie, który zdążył już włączyć
telewizor.
-
Jak tam
spacerek z moim młodszym braciszkiem?- zapytał patrząc na końcówkę wiadomości.
-
A spoko.-
odpowiedziałam patrząc czy nadal leci mi krew.- Myślisz, że będę miała
wielkiego siniaka na czole?- zapytałam.
-
Oj myślę, że
porządnego. Ale nie martw się, jesteś kobietą, więc możesz użyć tych sztuczek.
Makijaż fiku miku i po siniaku.
Uśmiechnęłam się i wyrzuciłam chusteczkę do
śmietnika. Do głowy wpadł mi fajny pomysł, więc czym prędzej postanowiłam go
zrealizować. Poprosiłam Szynka, by się jakoś fajnie ustawił, a ja go narysuję.
Leto z uśmiechem położył mi się na łóżku i podparł głowę na dłoniach zalotnie
mrugając rzęsami. Zamiast go rysować zaczęłam się śmiać.
-
Przestań, bo
nie jestem w stanie przyłożyć długopisu do kartki.- jęknęłam wciąż się śmiejąc.
-
Ależ ja nic
nie robię.- powiedział niewinnie.- Przecież ja tylko udaję mojego braciszka.
Nie wytrzymałam i odłożyłam kartki i długopis.
Miny starszego Leto i jego pozy totalnie mnie powaliły. Oparłam się plecami o
ścianę i starałam się uspokoić, ale widząc go to było niemożliwe. W końcu znudziło
mu się ciągłe zmienianie póz i mimiki twarzy, więc wrócił do pierwszej z nich.
Wzięłam do ręki kartki i długopis z podkładką, po czym zaczęłam go szkicować.
Dawno tego nie robiłam, do tego długopisem robiło się to gorzej, ale i tak
sprawiało mi to przyjemność. Nawet to co nabazgrałam przypominało Szynka. W
końcu po ponad godzinie, Leto zasnął w tej pozie co stwierdziłam, że uwiecznię
zdjęciem. Szybko wyjęłam blackberry i cyknęłam mu fotkę. Po chwili rozległo się
łomotanie do drzwi, a perkusista się obudził lądując twarzą w pościeli.
Rozbawiło mnie to, więc gdy otwierałam drzwi na mojej twarzy można było
zobaczyć szeroki uśmiech. Za drzwiami stał Jared ze zniecierpliwioną miną.
-
Słucham
pana?- powiedziałam szczerząc do niego ząbki.
-
Shannon nadal
jest u ciebie?- zapytał.
-
Shanimal!
Melduj się, brat cię wzywa!- krzyknęłam do wnętrza mojego pokoju.
Po chwili stanął za mną Zwierzak i popatrzył z
głupkowatym uśmiechem na brata, który zrobił zaciekawioną minę.
-
Co ty robił?-
zapytał się go.
-
Pozowałem!-
odpowiedział z dumną mężczyzna i wypiął swoją pierś do przodu.
Zrobiłam facepalm i zaczęłam się śmiać ze
zdezorientowanej miny wokalisty Batonów. Po chwili Leto wyjaśnił nam powód jego
przyjścia i zabrał Shannona. Nie wiedząc co mam ze sobą zrobić wróciłam do pokoju
i zaczęłam sobie rysować konie. W pewnej chwili przypomniało mi się, że
przecież Leto kupił mi ipoda, więc szybko zabrałam kartę magnetyczną ze stolika
i zbiegłam na dół do konferencyjnej, w której mieli niby być Litosi. Oczywiście
zastałam ich tam. Jared stał na podwyższeniu i coś pozostałym tłumaczył, a
reszta siedziała w fotelach i patrzyła na nich znudzonym wzrokiem. Gdy weszłam
wszyscy z zaciekawieniem popatrzyli na moją osobę, a Jared przerwał swoją
przemowę. Podeszłam do niego i zapytałam się co z moim sprzętem. Aktor nie był
jakoś szczególnie zachwycony tym, że mu przerywam, ale gdy przypomniało mi się,
że nie słuchałam muzyki od... bardzo dawna nie umiałam się powstrzymać i
zaczekać do końca tego ich spotkania. Zresztą kto wie ile by się to ciągnęło.
Po krótkich instrukcjach dostałam kartę do jego pokoju i wyszłam z salki.
Odprowadziły mnie spojrzenia dosłownie wszystkich w środku. Moje muzyczne
cacuszko stało na stoliku w pokoju, więc szybko je dopadłam. Wyjęłam z pudełka
i zaczęłam się męczyć z milionami folii zabezpieczających. Gdy to już zrobiłam,
wzięłam włączyłam laptopa Jareda, który leżał na łóżku. Widząc, że ma migającą
baterię podłączyłam go do zasilania. Znalazłam odpowiedni kabelek łączący jego
laptopa z moim ipodem i zaczęła się instalacja. Spędziłam nad tym dobrą
godzinę. W końcu po tych durnych instalacjach i innych bzdetach zaczęłam
zgrywać na niego muzykę z laptopa Jareda. Weszłam w jego folder z muzyką i
zobaczyłam, że wszystko ma ładnie podzielone na gatunki muzyczne, później na zespoły,
albumy i utwory. Strasznie porządnicki facet. Z zadowoleniem zobaczyłam, że ma
folder zatytułowany „30 Seconds To Mars”,
więc szybko w niego weszłam mając nadzieję, że może są tam utwory,
których świat nie widział. Jednak, gdy go otworzyłam zobaczyłam tylko dwa
albumy. This Is War i A Beautiful Lie. Cholera, a gdzie jest 30 Seconds To Mars? Nie
było. No pięknie! To czego ja będę słuchać?! Zgrałam na ipoda te dwa albumy i
weszłam w folder zatytułowany Placebo. Z szerokim uśmiechem zgrałam wszystkie
albumy Placków, które na szczęście miał. Po Placebo nastąpił czas na kolejny
mój ulubiony zespół. Kill Hannah, jednak tu znów się zawiodłam, bo Leto miał
tylko 2 ostatnie albumy tej grupy. Przeglądając tak jego muzyczne foldery co
chwila natrafiałam na moje ulubione bandy, więc zgrywałam je na ipoda. Nine
Inch Neils, The Cure, Pink Floyd, Queen czy Carpark North po kolei lądowały na
moim urządzeniu. Muszę stwierdzić, że pomijając kilka pozycji Leto słuchał
całkiem dobrej muzyki. Nawet znalazłam tam najnowszy album Lady Gagi. No
proszę, ten Litos to wszechstronny człowiek. Gdy odechciało mi się już zgrywać
muzykę postanowiłam obejrzeć sobie różne teledyski, które miał na kompie.
Zaczęłam od The Kill Marsów. Uwielbiałam ten klip i to tak naprawdę od niego wszystko
się zaczęło. Pierwszy raz go zobaczyłam właśnie tutaj, w Anglii. Pewnie dlatego
mam tak wielki sentyment do tego kraju. Dokładnie pamiętam jak to było.
Pojechaliśmy na weekend majowy z Mirandą i Gregiem do Londynu. Przy okazji
zabraliśmy moją siostrę Natalię. Do tej pory nie mogę zrozumieć co musieli
powiedzieć, żeby ją zabrać od tych psycholi. No mniejsza... To był ranek i z
nudów nie wiedziałam co robić. Włączyłam, więc z siostrą telewizor i zaczęłyśmy
skakać po kanałach. Ona bardzo chciała obejrzeć jakąś bajkę, ale ja już
niekoniecznie. W końcu stanęło, że poszukamy jakiejś stacji muzycznej.
Trafiłyśmy najpierw na Mtv, ale leciały reklamy, więc przełączyłyśmy. Natalii
to się znudziło, więc zaczęła grać na swoim telefonie, a ja nadal wytrwale
szukałam czegoś ciekawego. W końcu poddałam się i zostawiłam jakąś muzyczną
stację, w której leciała jakaś rockowa muzyka. Po chwili niesamowicie się
ucieszyłam, że puścili Red Hot Chili Peppers „Dani California”, bo wtedy byłam
ich wielką fanką. Co prawda ta fascynacja trwała tylko 5 miesięcy, ale to i tak
wydawało mi się wiecznością. I po Redhotach usłyszałam piosenkę, którą bardzo
dobrze znałam. Od jakiś kilku miesięcy
miałam niesamowitą fazę na tę piosenkę i ogólnie całą płytę. Miała w sobie to
coś co od razu sprawiło, że się wkręciłam w to. Ekran co prawda cały czas
śnieżył, ale i tak mogłam dużo zobaczyć. Facet w garniturze, z muszką drący się
do mikrofonu. Kolejny jeżdżący na desce i jeszcze jakiś inny wchodzący do
łazienki. Czwarty natomiast siedział przy barze i pił. Jednak to ten pierwszy
bardzo przyciągnął moją uwagę. Gdy utwór się skończył zaczęłam przerzucać
stacje i natrafiłam na Mtv2. niesamowite szczęście, ale znów zaczął się ten sam
utwór. Zobaczyłam na ekranie „The Kill – 30 Seconds To Mars” i tym razem mogłam
już w pełnej krasie podziwiać nieprzeciętną urodę wokalisty. To się nazywa
zakochać się w kimś od pierwszego wejrzenia. Do tej pory ten teledysk jest
jednym z moich ulubionych, a tamten Jared to jedna z moich ulubionych epok
„wyglądu Jareda Leto”. A piosenka... Hym... Skłamię jeśli powiem, że mi się
znudziła. To jedyny utwór chyba na całym świecie, którego mogę w kółko słuchać
i nigdy mi się nie znudzi. Minęło 5 lat od kiedy usłyszałam ten utwór po raz
pierwszy i nigdy go nie przełączyłam. Wiążę z nim wiele pozytywnych wspomnień.
Na początku była to piosenka, która pomagała mi się podnieść z dołka, napawała
mnie optymizmem. Rok 2008, Berlin, Collumbiahalle. Mój pierwszy koncert Batonów. Najwspanialszy za
razem. Słyszałam Buddhę, The Mission i to full bandem. I to całe piosenki, a
nie jakieś marne fragmenty. Ciekawe czy jeszcze kiedykolwiek będzie mi to dane.
No mniejsza. Pamiętam to jak dziś, jak stałam razem z Rafim, a Jared po
zagraniu akustycznym Under Pressure (tylko chyba z 2 linijki), Capricorn i
Echelon zapytał co chcemy jako ostatnie. Zaległa cisza, co się zdarza na
koncertach bardzo rzadko. Jay chyba po tych wszystkich krzykach powiedział, że
musi się zastanowić co wybrać. A mnie i Rafiego nie wiem czemu naszło, ale
wydarliśmy się „The Kill”. Dzięki tej ciszy i naszym mocnym głosom wszyscy
usłyszeli naszą prośbę, a Jared nawet się do nas odwrócił. Do tej pory nie wiem
o co mu chodziło, bo patrzył się na nas jakbyśmy mu matkę patelnią zabili.
Schowałam się za Rafiego i na niego chyba poszedł cały wkurw. Czemu
krzyknęliśmy The Kill mimo, że wcale nie chcieliśmy tego słuchać? Może inaczej.
Wiedzieliśmy, że i tak to zagra, więc po co marnować jednego akustyka na i tak
zapewnioną piosenkę? Cóż, ale stało się. Po chwili Jared zaczął grać akustyczne
The Kill, które potem przerodziło się w piosenkę graną z całym zespołem. Było
to najpiękniejsze wykonanie jakie kiedykolwiek słyszałam. I od tamtego czasu
The Kill grane pół na pół na koncertach za każdym razem przypomina mi te
wydarzenia. Nadal uważam, że to The Kill było dla nas. Dla mnie i Rafiego. Co
mi zostało z tego koncertu prócz wspomnień i mp3? Wspaniała biała róża
(sztuczna). Każdy dostał jedną i miał ją rzucić Jaredowi na The Kill. Ja jednak
tę zatrzymałam dla siebie. Kolejne The Kill usłyszałam także w Berlinie,
półtora roku później. To The Kill zapamiętałam także szczególnie. Czemu? Byłam
wtedy chora, miałam gorączkę. Stałam z dala od miejsc, w które Jared się rzuca
podczas wykonywania tego utworu. Można powiedzieć, że stałam w bezpiecznym miejscu.
Koło słupa, z boku sceny. Nawet fani, którzy przysuwają się do miejsca w które
wskakuje Jared nie mogliby mi nic zrobić. The Kill także i tam zaczęło się
akustycznie. Wyszło przepięknie ze względu na to, że zaśpiewaliśmy wszystko bez
błędu. Jay nawet stanął z akustykiem, wyjął słuchawkę z ucha i patrzył w moją
stronę, bo właśnie u nas najgłośniej ludzie śpiewali i nie piszczeli po każdej
linijce. W końcu zadowolony, że ma takich fanów rozpoczął The Kill full bandem.
Zaczęłam wtedy nagrywać. I w momencie, gdy powinien skoczyć w tłum on zniknął.
Zdziwiona zaczęłam się rozglądać po sali, zresztą tak samo jak wszyscy
pozostali fani. Nagle przede mną wyrosła jego mangowa fryzura i zobaczyłam jego
twarz przed sobą. Starał się wbiec w tłum, ale zamiast tego naparł na mnie i
wbił mi łokieć w plecy. Po chwili praktycznie staranował moją przyjaciółkę,
którą jakoś udało mi się złapać. Wbiegł w tłum i zniknął nam z oczu. Z jednej
strony byłam wściekła, bo i tak wszystko mnie bolało, ale z drugiej... można
powiedzieć, że miałam bliskie spotkanie z Jaredem Leto. Kolejne The Kill było
tym razem w Dortmundzie. Myśląc, że już nie skoczy w tłum, bo skoczył na Closer
To The Edge, bez obawy stałam pod shannonowymi garami. Jednak Leto postanowił i
na tym utworze skoczyć i to bardzo blisko mnie. Znów miałam dosyć bliskie
spotkanie z drącym się Letosem. Kolejnego dnia nastąpiła powtórka z rozrywki. W
Lipsku jednak o wiele bardziej się postarał i skoczył dokładnie na mnie.
Dopiero wtedy zaczęłam go podejrzewać o gps’a ustawionego na mnie. Jego wzrok
pełen obłędu... chyba nigdy go nie zapomnę. I do tego jeszcze ta różowa szczota
na jego głowie. Z zamyśleń wyrwał mnie głos, który pokochałam te 5 lat temu.
-
I jak ci
idzie?
-
Skończyłam.
Teraz się ładuje.
Leto spojrzał na zatrzymane ujęcie z The Kill
przedstawiającego jego twarz. Odsunęłam piękne wspomnienia na bok i wyłączyłam
teledysk.
-
Oglądaj,
oglądaj. Nie mam nic przeciwko.
-
Nie...-
powiedziałam i wyłączyłam teledyski.
-
Czemu nie?-
zapytał zdziwiony.
-
Wiesz co...
wolę nie oglądać tego. Jest mi wtedy smutno. To czasy, gdy wszystko było
takie... fajne. Ty, zespół, fani. Wszystko szło dobrze.
-
A teraz nie
idzie?- zapytał zdziwiony.
-
Ciekawe kiedy
zrozumiesz, że nie jestem dzieckiem z ery This Is War.- powiedziałam i
odłączyłam mp3.
Włożyłam ją do kieszeni i wyszłam z jego
pokoju.
________________________________
Jeszcze raz wielkie dzięki za komentarze! Tym razem w rozdziale wieje trochę nudą, ale cóż zrobić. I tak musi być. Wszystkie opisy związane z TK są prawdziwe. Zdarzyły się naprawdę ;) Co do Jarka…hym. Już w następnym rozdziale pokaże pazurki^^ Ale to co opisuje to nie jest gra aktorska. Zresztą soon będzie to wyjaśnione. Odpowiadając na pytanie o inspiracje… hym. Głównie z życia. Wszystko co opisuję w większości widziałam na żywo, miejsca, plakaty, ulotki. Wszystko. Czasem też opieram się na muzyce, filmach czy książkach.
Tym razem podwójna dedykacja. Dla Ms.Nobody i Marion. Te dwie laski piszą przefantastyczne opowiadania, które zresztą bardzo polecam. Poza tym bardzo miło mi się z Wami rozmawia przez twittera :) Ten rozdział jest właśnie dedykowany Wam za to wszystko i za akcję z Tomo (TK misiek :D) (;
Piosenki które mnie natchnęły do tego rozdziału to:
The Kill (Berlin08), The Kill (Berlin09), The Kill (Dortmund10) i The Kill (Lipsk10)
posłuchajcie szczególnie z Berlina 09 wstępu :D można się nieźle pośmiać z Geja :P
Kurcze…wcale nie wieje nudą!!!:) Właśnie ten rozdział jest inny w bardzo pozytywnym znaczeniu tego słowa. Moze dlatego, ze przygoda z „the killem” to Twoje autentyczne przezycia?
OdpowiedzUsuńNa prawde super opowiadanie, gratki :))
-karola
Na początku komentarza, to ja jeszcze raz podziękuję za dedykację. :D I ohh, ja Ci mówię, akcja z Tomkiem i misiem na długo zostałaby spamiętana. XD
OdpowiedzUsuńW sumie większość napisałam Ci już na gadu odnośnie opisywania swoich wrażeń i tego co napisałaś o wszystkich The Kill’ach, ale powtórzę to jeszcze raz w komentarzu. ;)
Jak dla mnie wcale nie było nudno. Początkowa rozmowa była bardzo ważna. :D
I tak trzymać, czekam niecierpliwie na następny. :D :*
-ms.nobody
Bardzo dziękuję za dedykacje i za takie miłe słowa ;*
OdpowiedzUsuńCo do opowiadania to jestem ciekawa czy w następnym rozdziale pojawi się dyskusja na temat zmiany zespołu. Szczerzę mówiąc mam nadzieję, że tak bo już czuję, że Klaudia nieźle mu nagada :D Rozdział wcale nie był nudny, a te wspomnienia związane z The Kill bardzo go urozmaiciły. Skaczący na Ciebie Leto zapewne piękne wspomnienie :D Szczerze mówiąc myślałam, że grzebiąc w laptopie Leto jego „córka” natknie się na jakieś brzydkie zdjęcia czy coś w tym stylu :D Sama użyłam w późniejszych rozdziałach motywu laptopa Jay’a :P
Tak więcej niecierpliwie czekam na kolejny rozdział, który mam nadzieję pojawi się już niedługo :)
-marion
W sumie, po tym co mi mówiłaś w czasie trzeszczącej rozmowy, to spodziewałam się czegoś gorszego :D Ah, to TK pół na pół. To było coś pięknego wtedy. Wybacz, ale i tak nic nie pobije BFM (kiedy ja, biedna 16latka (wtf!? miałam skończone 16 lat Oo)), podczas której zachowałam zimną krew i nie dałam się omamić Jaredowi, gdy wskoczył w tłum :D No i TM <3 Wgl. muszę Ci przyznać, że…. o tym na gg :D
OdpowiedzUsuńDaga mogła Cie zjechać >.< No bez jaj, ale za takie coś to ja bym… no nie wiem. Łba nie urwała, ale wiązankę puściła :D
Braxton i Jared. No po prostu mnie to zgniotło. Jakie iksy małe :D Przypomniało mi się to foto z wczoraj. Ah, piękni i młodzi. Dobra, jeden xD I nie mam na myśli Lorda Wielkie Ego J. L. :D Chociaż to, że przestał robić zdjęcia. Ma taki megaśny fon, ale momentami o tym zapomina. Wgl. widziałaś, co mu na twt pykłam? :> Przez tą pustkę :)
Winda! Jezu. W życiu bym na to nie wpadła :D
Akcja z drzwiami. Hahahaha :D Vicki <3 Kocham babeczkę :D No i jako jedyna Ci pomogła. No i Shann, ale on to się nie liczy. Jaredowi to się należy wpierdol za to.
Pozujący Shannn :D Wiesz, ile naszych znajomych by się ucieszyło? A ile by go… rozebrało? :D
To ->” Oglądaj, oglądaj. Nie mam nic przeciwko.” Narcyzm wrodzony. Jak nic.
-cam
Świetne, świetne, świetne, świetne. ja nie mogę, jak ty to robisz, ze piszesz tak zaje.biste opowiadanie ? Ono jest takie prawdziwe i pełno w nim humoru, co przy czytaniu bloga on udziela mi się bardzo ;D Ach no i twoje przeżycia z TK ;D Miałam podobne xD W Warszawie dżaro. nagle wbiegł w tłum na środku [ gdzie stałam w drugim rzędzie ] i zdzielił mnie swoim kolanem xD takze trzymał mnie za rękę [ zaciesz ] noo ale potem zemdlałam i obudziłam się za sceną gdy Jarek wybierał ludzi na scene. Żal mi zbytnio nie było bo byłam na coku, a tam prawie zderzyłam się z Jaredem. xD Jakiś chłopak mnie zawołał na druga stronę sceny więc pobiegłam i ja biegne i nagle przedebną wysakkuje Jared xd Dobrze, ze wychamowałam ;P
OdpowiedzUsuń-rolly
Cudowne. Tyle mam do powiedzenia.
OdpowiedzUsuńOstatnia wypowiedź… zawarłaś w niej to, o czym ostatnio dużo myślałam . Pozdrawiam i życzę ci, żeby wszystkie twoje złe rozdziały były takie, jak ten… bo wtedy wcale nie będą złe. ;)
-onisia
to jak ja się uśmiałam przy tej części to normalnie moja koleżanka, która siedziała przy mnie zaczęła się śmiać ze mnie, jak ja do monitora takim dzikim śmiechem wybuchać xD rozwalił mnie moment jak Szynek wyszedł od siebie i zobaczył brata i Olitę tarzających się po podłodze – widok w mojej wyobraźni bezcenny! świetna część ;)-lea
OdpowiedzUsuńCo do Jareda w moim opowiadaniu to jeszcze nieraz pokaże różki o to się nie bój :D Ten początek gdzie Jay rozmawia z Emily no szczerzę nie miałam na niego pomysłu, a chciałam, żeby to od niej dowiedział się o ciąży Mary z początku myśląc, że dziewczynka mówi o żonie swojego ojca. Sweeney to mój naj naj najulubieńszy musical ever! Historia, piosenki no cudeńko ! Cieszę się, że udało mi się dobrze to zobrazować. Było to trudne gdyż nie mam pojęcia jak wygląda praca aktora w teatrze. Użyłam wyobraźni i jakoś poszło :D Weekend super :D
OdpowiedzUsuń-marion
To będzie długi komentarz! ;D Przede wszystkim: świetna, oryginalna, przezabawna historia napisana niesamowicie lekkim stylem! ;)) Jestem fanką praktycznie od początku, ale kiedy przez jakiś czas nie było nowych notek zapomniałam na trochę o tym opowiadaniu. Ale już wszystko nadrobiłam i nawet nie masz pojęcia, droga autorko, ile frajdy mi sprawiło czytanie! Tak właśnie sobie wyobrażam Marsiaków – żadni tam bogowie seksu, tylko po prostu zwykli fajni faceci grający dobrą muzykę, którzy nie poddają się twierdzeniom panującym w takiej na przykład zapyziałej Polsce, że po 30 trzeba być ustatkowanym, a po 40 to już całkiem kończy się życie ;p Radość bijąca z twoich bohaterów, wszystkie prawdziwe (!) emocje, doza tajemnicy i momenty, które strasznie mnie intrygują, to to, co urzekło mnie w twoim opowiadaniu ;) Co do samej treści – Jared taki miły, opiekuńczy i wgl: aż nie mogę się doczekać, kiedy pokaże swoje szpony ;D Shannimal idealny, zresztą jak Brax! Najbardziej ciekawi mnie Tomo, bo kiedy czytam, jak go opisujesz, to czasami jakbym czytała o sobie ;> Tak właściwie, to w wielu sprawach się z tobą zgadzam (tępić fangirlsy! najpierw nauczyć się opanowywać emocje, a dopiero potem wybierać się na wydarzenia kulturalne! ;]), ale trochę mnie boli, kiedy cały czas wszędzie czytam pociski na TIW i okrzyki uwielbienia dla pierwszej płyty… Każdy ma prawo do własnego zdania, ja uwielbiam wszystkie piosenki Marsów, jedne mniej, inne bardziej, ale nie staram się porównywać płyt ze sobą. Bo przecież na początku byli inni, z czasem się rozwinęli i poszli dalej. Ja to szanuję i wręcz dziwi mnie, że ludzie nie zauważają, że pierwsza płyta jest trochę jakby niedoszlifowana ;p Takie moje zdanie, ale i tak – pierwsza płyta świetna! ;)) I muszę z dumą powiedzieć, że jestem dzieckiem TIW ;p Od pierwszych dźwięków urzekło mnie CTTE… *_____* (oczywiście wcześniej znałam Marsów, ale tylko za The Kill, FY i ABL i jakoś nigdy mnie nie wzięło głębsze zainteresowanie ich twórczością – do czasu ;p)
OdpowiedzUsuńJeśli dotrwałaś do końca komentarza – gratuluję! ;DD Pozdrawiam, czekam na więcej i byle szybko ;)))
-agi
TK zawsze mi sie chyba bedzie kojarzylo z cudownie emowatym Dzejem i Szkocja, gdzie na koncercie dostalam Dzejowymi zebrami w leb i mialam ochote mu pier…pieprznac znaczy sie.
OdpowiedzUsuńSzkoda, ze ten zespol tak bardzo sie zmienil. I to nie tylko muzycznie.
Ale juz nie jojcze.
Szynek w tym opowiadaniu jest takim fajnym pierdola.
Caly rozdzial jest okej.
Prawdopodobnie zrozumialy i nie nudny tylko dla fanow dziadow ale chyba tylko tacy tutaj sa?
-mama