Rozdział 90
ROZDZIAŁ OCZAMI
SHANNONA LETO
„Uwaga ślisko”
- O! Tutaj jest!- powiedziała Renata wyjmując spod fotela
samochodu mój telefon.
- Dzięki bogu!- westchnąłem uspokojony, że go znów nie
zgubiłem.
- Raczej „dzięki Renato”!- prychnęła moja partnerka.
- Dziękuję kochanie!- powiedziałem, całując ją najczulej jak
umiałem.- Jezuuuu… 15 nieodebranych od mamy… Nie wygląda to dobrze. Mam nadzieję,
że nic się nie stało…
Renata patrzyła na mnie wyczekująco. Martwiłem się, że coś
złego się stało. Mama nigdy nie dobijała się tak bardzo. Boże! Żeby to nie było
nic dotyczące Jareda! Z mocno bijącym sercem wybrałem numer Constance, ale nie
wiem czemu nie potrafiłem nacisnąć zielonej słuchawki, by zacząć połączenie. Poczułem
dłoń mojej ukochanej na ramieniu, co dodało mi odwagi. W końcu nacisnąłem tę
ikonkę i przyłożyłem telefon do ucha. Cisza… Zdziwiony ponownie popatrzyłem na
wyświetlacz i zdenerwowany przekląłem w myślach. Nie było tu zasięgu.
- To może ja teraz poprowadzę? – zaproponowała Polka.- A ty
jak znajdziesz zasięg to zadzwonisz.
- Ale…
- Musimy już jechać jeśli chcesz zdążyć na samolot. Przed nami
kawał drogi, zresztą jest 6 rano…
- A jak nie mam się na co spieszyć?- palnąłem zdenerwowany.
- Co? Chyba nie rozumiem…
- Przepraszam, głupie gadanie.- jęknąłem patrząc na nią
zdesperowanym i totalnie zdołowanym wzrokiem.
Ta niepewność
wykańczała mnie od środka. A co jeśli Jaredowi coś się stało… Co jeśli…
- Shannon! Opamiętaj się! Idź po torby, a ja odpalam auto. Nie
mamy czasu! Wszyscy na pewno są zdrowi! Klaudia by mi coś napisała jakby miało
się coś stać.
- Zgoda.- przyznałem jej rację, myśląc w końcu racjonalnie.
- Czym prędzej stąd ruszymy, tym szybciej znajdziemy
zasięg.- zauważyła.
Pokiwałem głową i prawie, że biegiem ruszyłem po bagaże. Gdy
już wszystko wpakowałem do bagażnika, usiadłem obok Renaty, która naprawdę się
dla mnie poświęcała, bo nie lubiła być kierowcą. Tyle lat w Anglii z odmiennym
ruchem sprawiało jej teraz trochę stresu, gdy wszystko było prawostronne. W końcu
wyjechaliśmy z lasu i spostrzegłem, że pojawiła się kreska zasięgu. Niestety szybko
zniknęła, gdy wjechaliśmy w wysokie góry, ale po godzinie jazdy przez nie, znów
się pojawiła. Nie tracąc czasu, wybrałem numer mamy i zadzwoniłem. Tym razem
był sygnał. Po kilku sekundach straciłem nadzieję, że odbierze, jednak w
momencie gdy już chciałem się rozłączyć, odebrała.
- Shanni?
- Dzień dobry mamo! Przepraszam, ale zostawiłem telefon w
samochodzie i …- zacząłem się tłumaczyć przełączając na głośnomówiący.
- Od dawna wiesz, że Jared jest chory?- spytała prosto z
mostu, czym totalnie mnie zaskoczyła.
- Co.. Yyy… - zacząłem się jąkać, od razu robiąc się biały
na twarzy, bo przecież Renata nic nie wiedziała, a jej twarz wyrażała szok
pomieszany ze smutkiem.- Mamo…
- Odpowiedz.- powiedziała stanowczo, lecz nie podnosząc
głosu.
- To ja częściowo go zmusiłem by poszedł się zbadać, więc…
- I nic mi nie powiedziałeś?- powiedziała z wyrzutem.
- Mamo, to nie tak. Ja wiem, że źle zrobiłem, ale… obiecałem
mu. Prosił mnie żebym nikomu nie mówił… A on wtedy podłapał takiego doła…
- Shannon! Matce nie powiedziałeś, że jej syn um… jest
ciężko chory?!
Popatrzyłem na Renatę, która bezgłośnie wypowiedziała
pytanie „to ona nie wiedziała?”. Zagryzłem zęby i oderwałem od niej wzrok, by
skupić się na rozmowie z mamą.
- Przepraszam…
- Shann… Czy on naprawdę… Czy on naprawdę może umrzeć?-
zapytała łamiącym się głosem, co wywołało u mnie ból w sercu.
Co ja jej miałem odpowiedzieć? To pytanie nie miało dobrej
odpowiedzi. Bałem się jej tak samo jak Constance.
- Lekarze nie dawali mu za długiego życia, a już i tak
przeżył ich prognozy… I ostatnio dobrze się czuje. Myślę, że da radę.
- On mi powiedział, że to… że to kwestia czasu. Że to
nieuleczalne.
- Nie słuchaj go. On po prostu… To dla niego trudne. Jest silny,
wiesz to. Poza tym ma dla kogo żyć. Ma nas, ma zespół, fanów… Ma Klaudię, a
wiesz, że naprawdę się nią przejmuje i ją kocha.- Constance prychnęła słysząc
ostatnie zdanie, co mnie zdziwiło.- Mamo, gdyby nie Klaudia to być może inaczej
by się to skończyło. Gdyby nie ona… To dzięki niej się podniósł na nogi i walczy.
- Naprawdę?
- To ona go najbardziej wspiera. I mam wrażenie, że wie
więcej niż ja. A myślałem, że to mi mówi wszystko. Ale czasy się zmieniły…-
dodałem, wiedząc w duchu, że to przez mój związek z Renatą, której tak
nienawidził.
- Czy przyjedziesz do mnie przed wyjazdem?- zapytała po
chwili ciszy.
- Obawiam się, że nie zdążę. Mamy wiele mil do przejechania
i będziemy późno w nocy, a wiesz że o 5 w nocy mamy samolot.
- Rozumiem…- powiedziała zrezygnowanym tonem.- To
bezpiecznej drogi…
- Mamo, przepraszam. Kocham cię bardzo.
- Ja ciebie też synku, ja ciebie też.- odpowiedziała
wzdychając, po czym rozłączyła się.
Miałem ogromne wyrzuty sumienia, ze nie jestem teraz z nią. Nawet
nie chciałem myśleć co musi przezywać. Ale byłem dumny z brata, że w końcu zebrał
się w sobie i wyjawił ten sekret mamie. Co prawda dostało mi się, że tak późno,
ale… byłem wierny bratu, nie mogłem od tak zdradzić jego tajemnicy, mimo że to
była mama… On by mi tego nigdy nie wybaczył.
- Shann… Co się dzieje?- zapytała Renata przerywając moje
rozmyślania.
Popatrzyłem na nią zdając sobie sprawę, że przecież ona wie
tylko część historii. Ale czy tak naprawdę ja wiem więcej? Coś mi się zdawało,
że w tych zdarzeniach było o wiele więcej wątków niżbym był skłonny pomyśleć.
- Jak wiesz Jay jest śmiertelnie chory. I mimo, że to już
tyle czasu minęło odkąd dowiedział się… To bał się powiedzieć o tym mamie. Ale z
tego co słyszałaś jakimś cudem się przemógł.
- Tym cudem to pewnie jest Klaudia.- zaśmiała się cicho
Renata, co i mnie rozbawiło.
- Bardzo prawdopodobne. Czasem tylko ona może go zmusić do
niechętnie robionych przez niego rzeczy.
Blondynka tylko delikatnie się uśmiechnęła, po czym
przestaliśmy rozmawiać. Moje myśli błądziły cały czas przy mamie i Jaredzie, co
nie czyniło mnie dobrym kompanem do rozmowy. Ale Ciastko wiedziała, dlatego też
tak ceniłem jej obecność. Często nie mogłem uwierzyć, że taka bystra i piękna
kobieta zechciała dać mi szansę. Wręcz uwierzyła we mnie i moją zmianę stylu
życia. Po jakiejś części uratowała mnie.
Postój na stacji benzynowej był bardzo potrzebny. Musieliśmy
dotankować paliwo do samochodu, a także do siebie. Kawa nie była może
najwyższej jakości, ale mimo wszystko dawała lekkiego kopa na tę długą i
męczącą podróż.
- Shann… To był cudowny wyjazd. Naprawdę dawno nie byłam tak
szczęśliwa.- powiedziała w pewnym momencie moja dziewczyna.
- Ciszę się. Dla ciebie wszystko skarbie.- odpowiedziałem
całując ją by przypieczętować te słowa.- Wiem, że to mało romantyczne co zaraz
powiem, ale muszę iść się odlać przed dalszym ciągiem podróży.
Nie patrząc na jej minę, ruszyłem do toalety chcąc opróżnić
pęcherz, który zaczął mi mocno dokuczać. Chyba się naprawdę starzeję, kiedyś to
mogłem cały dzień trzymać, a teraz? Ledwo
kawę wypiję, a już musze wylać płyny. Stanąłem w kolejce do męskiego, która
była spowodowana panią sprzątającą. Gdy w końcu wlazłem do kabiny odczułem
niemałą ulgę. Kto by pomyślał, ze tak prozaiczna rzecz może sprawić tyle
przyjemności. Wychodząc z kabiny zapomniałem o tym, że dopiero co sprzątaczka
wyszorowała podłogę, więc runąłem jak długi, próbując złapać się maszyny
podającej papier. Niestety złapałem za same ręczniki, co skończyło się
kompletną utratą równowagi i obolałym tyłkiem. Ledwo co dźwignąłem się na nogi,
próbując rozmasować sobie pośladki. Za jakie grzechy? Kuśtykając, wróciłem do
ukochanej, która aż zamarła na mój widok.
- Ktoś cię obrabował w tym kiblu, czy spotkałeś jakiegoś
życzliwego antyfana, który powiedział co sądzi o waszej muzyce?- zapytała częściowo
zmartwiona, a częściowo mając niemały ubaw ze mnie.
- Gorzej, spotkałem podłogę, która kilka chwil temu została
wypastowana.- jęknąłem masując się po nodze.
- A tabliczki” uwaga ślisko” nie było?- zaśmiała się.
- Bardzo śmieszne… Liczyłem bardziej na „o boże! Kochanie! Mam
nadzieję, że jesteś cały!”.- prychnąłem delikatnie urażony.
- Przepraszam kochanie.- powiedziała robiąc się poważna.-
Czy coś ci jest? Boli cię gdzieś?
- No… Moja mama jak byłem mały to całowała mnie tam gdzie
zrobiłem sobie krzywdę i nie powiem, pomagało to.- przypomniałem sobie ten
fragment z dzieciństwa.
- Aż się boję spytać, gdzie sobie krzywdę zrobiłeś, że tak
ci się podobało takie „leczenie”…
- No wiesz.- zaśmiałem się puszczając jej oczko.
W końcu ponownie wsiedliśmy do samochodu, decydując się że
Renata poprowadzi jeszcze trochę bym to ja prowadził w nocy. Droga była
męcząca, źle to rozplanowałem, ale z drugiej strony chciałem jak najwięcej
czasu spędzić z ukochaną w jej ulubionym parku. W sumie idiota ze mnie, bo
powinniśmy lecieć samolotem w okolice, a nie tłuc się jak debile samochodem.
Do Los Angeles
dojechaliśmy około 11 wieczorem totalnie wykończeni. Parkując w naszym
podziemnym parkingu o mało co nie zahaczyłem lusterkiem o słup, a nigdy to mi
się nie zdarzało.
- No i jesteśmy w domu.- skwitowałem przecierając oczy.-
Powinienem jechać do mamy…
- Skarbie, wiem że się o nią martwisz, ale jesteś piekielnie
zmęczony. Prowadziłeś przez prawie cały dzień auto, a jutro o 5 masz samolot do
Japonii…
- Wiem. Ale chyba i tak nie zasnę. Wezmę taksówkę i podjadę
do niej.
Renata westchnęła i wyszła z samochodu. Wiedziałem, że z
jednej strony martwi się o mnie i jej troska była cudowną rzeczą, ale z drugiej
była trochę na mnie zła. Nasza ostatnia noc przed tą małą trasą, a ja znikam i
znów ją zostawiam samą. Stanąłem za nią i objąłem ją w pasie.
- Nie złość się kochanie. Po prostu to bardzo trudne dla
mamy… Źle się czuję, że wyjeżdżam i ją z tym zostawiam. Muszę do niej wpaść choć
na chwilę.
- Rozumiem to Shannon. Po prostu się martwię o ciebie. Nie chcę
byś skończył jak twój brat…
- Jak wrócę zaniosę rzeczy na górę. Dasz sobie z resztą
radę?
- Oczywiście.- powiedziała i pożegnaliśmy się całując się.
Gdy tylko wyszedłem z garażu poprosiłem portiera żeby
zamówił mi taksówkę, a sam napisałem sms’a do mamy, że do niej jadę. 10 minut
później wsiadałem do czarnej taksówki, która zabrała mnie do najważniejszej
kobiety w moim życiu. Gdy tylko pojawiłem się na podjeździe mama od razu
rzuciła się mi na szyję. Naprawdę dobrze, że przyjechałem, bo to nie jest
normalne jej zachowanie.
- Wiem, że jesteś zmęczony, nie musiałeś…- powiedziała.
- Musiałem. Przynajmniej tyle jestem ci winien.
- Wejdźmy do środka. Zrobię kawę… hymmm… herbatę? Chcesz
może coś innego?
- Herbata jest w porządku.- powiedziałem siadając na kanapie.
Mama zniknęła w kuchni, a ja zobaczyłem kosz na śmieci obok
kanapy, cały pełny zużytych chusteczek. No ładnie... Mama musi bardzo to
przeżywać. Ale postanowiłem nie wspominać o tym co zauważyłem.
W końcu Constance
pojawiła się niosąc dzbanek z herbatą i dwie filiżanki. Oczywiście wstałem żeby
jej pomóc, ale mnie odgoniła. Jak zawsze. Gdy usiadła obok dopiero zdałem sobie
sprawę, jak bardzo podkrążone i zmęczone oczy ma. A jej oczy zrobiły się takie
matowe, szare… Złapałem ją za dłoń i ścisnąłem lekko chcąc dodać otuchy.
- Kocham cię mój Shannonku… Dziękuję, że jesteś tu teraz ze
mną.
- Mamo… Kocham cię i wiem co czujesz.
- Nie wiesz…
- Wiem. Też kocham Jareda i też tak się czułem jak
dowiedziałem się, że jest chory. Przechodziłem przez to. A dziś jak zobaczyłem
te kilkanaście nieodebranych od ciebie połączeń… W pierwszej chwili pomyślałem
o najgorszym. I nie ważne co się dzieje, moje pierwsze myśli są takie same.
Zawsze się boję, że… że już go nie zobaczę. Boję się gdzieś wyjechać, bo on
może wtedy… - wyjąkałem z ciężkim sercem.- Mamo to ja z nim spędzam większość
czasu, widzę jak się zmienia, jak marnieje w oczach…
- A ja myślałam, że to z zapracowania…- powiedziała cicho
Constance.
- Najgorzej było jak wrócił dopiero co od lekarza. Ciesz
się, że tego nie widziałaś. Zamknął się w sobie zupełnie. Nie wychodził ze
swojego pokoju, ciągle tam siedział i nie chciał nic jeść. Dopiero Klaudii
udało się go jakoś przekonać, że nie wolno się poddawać i trzeba żyć dalej. Zawdzięczam
tyle tej małej… Dobrze że wtedy na siebie wpadli. To musiało być przeznaczenie.
- Zmieniła go… Też to widzę.- przyznała.- Wydoroślał trochę…
Widząc delikatny uśmiech w tych pełnych bólu oczach, zrobiło
mi się trochę cieplej na duszy.
- Nawet bardzo. Dokucza mu jak nikt. Jest chyba jedyną
osobą, która zawsze stawia na swoim i nie daje się omotać sztuczkom Jay’a.
- A ja tak źle o niej pomyślałam… Tak mi głupio… Ale to pewnie
z szoku. Shannon… nie wiem co robić. Przecież to wbrew naturze! Najpierw umiera
rodzic a potem dziecko… Ja chyba tego nie przeżyję…- zaczęła płakać.- Przecież
to mój mały kochany skarb… pamiętam jak się rodził, ile bólu to mnie
kosztowało, ale było warto. A potem jak nie dawał mi spać, bo ciągle krzyczał i
chciał być ciągle kołysany. Pamiętam jak Ty go karmiłeś. Stałeś przy jego
foteliku i próbowałeś go zachęcić do zjedzenia takiej marchewkowej papki. Tylko
od ciebie brał jedzenie. Ja nie byłam w stanie go zmusić by zjadł swój posiłek…
To straszne jak ten czas leci. Że ty i Jared jesteście dorośli, ty masz
dziewczynę!
Uśmiechnąłem się samoistnie na te słowa. W końcu dojrzałem
by mieć jedną ukochaną kobietę przy sobie. A najdziwniejsze, że mnie nie
ciągnęło w ogóle do innych. Chyba już wyszalałem się na tyle, że tego mi już nie
potrzeba.
- Shannon, a kiedy dzieci sobie sprawisz? Chciałabym tego
dożyć…
- Oj mamo… nie mamy czasu na dzieci, nie teraz. Na razie
testujemy z psami.
- Co?- zapytała nie rozumiejąc o co mi chodzi.
- Sprawdzamy czy dalibyśmy sobie radę z dziećmi. Więc lepiej
testować na psach…
- Boże… Ale to przecież zupełnie co innego!
- Mamo…- jęknąłem nie chcąc się zagłębiać w temat wychowania
psa i bycia odpowiedzialnym za niego.
- Ale to dobrze! Bo to znaczy, że myślicie o nich!-
ucieszyła się.- A kiedy Jared...- zaczęła z uśmiechem, ale natychmiast zamarł
on jej na twarzy.- Co z tą Francuzką? Jay nadal z nią jest?
- Miał teraz lecieć do Paryża, więc chyba to nadal aktualne.
Ostatnio głównie się kłócili, ale miał właśnie pojechać do niej i dowiedzieć
się na czym stoi. Ale nie martw się, chyba naprawdę się zakochał, bo o nią cały
czas walczy. – powiedziałem.
- Naprawdę nikomu nie powiedział, ze jest chory?- zapytała
znów wracając do tematu choroby Jay’a.
- Naprawdę. Tylko nasz dom o tym wiedział. Klaudia i Gosia,
bo trudno było by nie widziały co się dzieje, ja byłem z nim u lekarza… No i
jeszcze Tomo wie. Ale on dowiedział się też niedawno…
- A Emma?
- Nie wie chyba. Mamo, Jay naprawdę cię kocha. Nie chciał ci
powiedzieć byś się nie martwiła. Bał się, że ta informacja…- przerwałem
szukając lepszego wyrażenia niż „zabije cię”.- Zaszkodzi ci. On to zrobił tylko
dlatego by cię „Ratować”.
- Ale ja… powinien wiedzieć, że może mi zaufać!
- Nie o zaufanie tu chodzi!
- Wolę wiedzieć co z nim jest. Wolę znać najgorszą prawdę!
Nie mówiąc nic przytuliłem ją mocno do siebie. Wiedziałem,
że jest rozbita. Zachowanie Jay’a było trudne do zaakceptowania, ale w sumie
sam nie wiem co bym zrobił gdybym się dowiedział, że umieram. Duża szansa by
była, żebym się zachował tak jak on. Poza tym on jest bardziej emocjonalnym
człowiekiem niż ja. W głębi duszy to romantyk, przeżywa wszystko o wiele
mocniej niż inni. Dlatego też jest takim świetnym artystą. I pewnie też tak
postrzega innych. Że oni są tacy sami jak on. A niestety ja, mama… większość
ludzi jest dość tępa na to w porównaniu z nim. Jeśli mam być szczery to chyba
tylko Klaudia ma taką hulaj duszę. Pewnie dlatego tak dobrze się dogaduje z
Leto i umie go ładnie podejść.
Chcąc nie chcąc
ziewnąłem zdradzając zmęczenie. Reakcja mamy była natychmiastowa.
- Boże! Shannon przecież ty mi zaraz padniesz. Jedź już do
domu… jest przecież… o boże! 1:20 w nocy! O której macie samolot?
- O 3:30 muszę być na lotnisku.- powiedziałem znów
ziewając.- Chyba naprawdę już pójdę, muszę się jeszcze spakować.
Wstałem z kanapy i mocno objąłem mamę. Była taka drobna,
chudziutka. Tak bardzo przypominała chudością Jareda z dawnych czasów. Pocałowałem
ją w głowę na pożegnanie i wyszedłem z domu idąc do pobliskiego postoju
taksówek. Szybko wróciłem do domu, od razu udając się po bagaże, które
zostawiłem w samochodzie. W domu okazało się, że Renata już śpi, więc po cichu
spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy do małej podróżnej torby i napisałem jej
krótki liścik. Była 2:15 w nocy, a ja jeszcze musiałem wpaść do mojego starego
domu. Wykończony zjechałem windą znów do podziemi, by wsiąść do mojego białego
rumaka i pojechać do domu, w którym mieszkałem już 10 lat. Na miejsce dojechałem
o 2:43. Drzwi otworzył mi Jared, który ziewając zaprosił mnie do środka.
- Strasznie wyglądasz.- powiedział na przywitanie.- Gdybym
nie wiedział, że pojechałeś z Renatą do Yellowstone to bym stwierdził, że
nieźle balowałeś.- zaśmiał się.
- Byłem u mamy.
Brat natychmiast zamilkł i patrząc na swoje buty zapytał co
u niej. Westchnąłem i opowiedziałem o tym jak mnie opieprzyła za utrzymywanie
jego tajemnicy, ale o jej strachu stwierdziłem, że lepiej nie mówić. Mama przy
Jaredzie z całą pewnością była silną, pewną siebie kobietą, która go twardo
będzie wspierać. Nie chciałem by wiedział jak bardzo się przejęła tym, jak to
przeżywała. Wystarczy, że samym faktem powiedzenia tego tak się mocno przejął.
- Przynajmniej wyśpisz się w samolocie.- powiedział
wręczając mi kubek kawy.- Wiesz co, braciszku? Jakoś mi tak lżej, że mama wie.
Chyba miałeś rację. Wszyscy mieliście rację…
- A jak Fancy? Widziałeś się z nią? Wyjaśniliście sobie
wszystko?
Jared słysząc jej imię uśmiechnął się, ale zrobił to w taki
sposób jakiego nigdy wcześniej u niego nie widziałem. Coś było na rzeczy. Tylko
co? Oświadczył się jej, że taka radość w niego wpłynęła?
- Tak. To był cudowny czas… I powiedziałem jej o tym
wszystkim i wiesz co? Nadal chce być ze mną.- powiedział już z trochę mniejszym
szczęściem, co mnie zaskoczyło.
- Spodziewałeś się, że na wieść o twojej chorobie ucieknie?
- Szczerze mówiąc to tak właśnie myślałem… Uwielbiam to
miasto. Od teraz będzie mi się jeszcze lepiej kojarzyć.
- No domyślam się.- zaśmiałem się.- Cieszę się, że Ci się
wszystko układa. Bardzo mi brakowało takiego szczęśliwego młodszego braciszka.-
szepnąłem przytulając go do siebie.
- Shann… żebra mi połamiesz.- powiedział, a ja go puściłem.-
Tak, wiem że to z miłości.- dodał widząc, że już chcę otwierać usta. – Czas jechać.
Spakowany?
- Tak. A Klaudia gdzie?- zapytałem pamiętając że nie ważne
jaka jest pora, ona zawsze nas żegna.
- A domyśl się. U Mata. A Gosia śpi. Czas ruszać w drogę mój
braciszku. Nasza ulubiona Japonia przed nami!
Uśmiechnąłem się na samą myśl o tym kraju i ichnim jedzeniu.
Mimo wszystko to będzie dobra mini trasa.
Ciesze się z tego rozdziału bardzo, bardzo :D W sumie dawno nic nie czytałam... Dużo się ostatnio dzieje i w opowiadaniu i u nas w życiu. Już wkrótce spróbuję nadrobić zaległości wszelkie ;))
OdpowiedzUsuńTwoja W
Ojej...Kiedy budzisz się mega niewyspana i na dzień dobry taka miła niespodzianka. Supi����
OdpowiedzUsuńJa jak wiadomo chłonę każdy fragment z shannonen więc yay be happy i wgle ������
Ale no w momęcie tych nieodebranych połączeń naprawdę myślałam że coś się stało Jay'owi ezuuuu...Zawał serca to był...Ale bardzo dobrze że Constance w końcu wie, już czas najwyższy na to był żeby Jared się wziął w garść. A Claudia , ten leń mogłaby ruszyć tyłek i pożegnać ojca i starego wujka xd��
W każdym razie, bardzo się cieszę z rozdziału i jak zwykle czekam kolejne �� ��
co taki krótki? :P no ten frg pisałam z myślą o Tobie ;) mam nadzieję, ze jesteś zadowolona.
Usuńoj tam... ona żegnała ich tyle razy że bez przesady :P
W sumie....Niech się Leto przyzwyczaja do samodzielności na nowo :-D
UsuńJa tam zawsze jestem zadowolona jak coś napiszesz💙 ale tak rozdział supi, tym bardziej zadowolona ze Shannon jest yay❤ dziękuję
Rozdzialik super, trochę późno zauważyłam, ale to nic, i tak lepiej czytać niż uczyć się historii. Akcja się rozwija ciekawie, choć trochę za krótki rozdział, rozumiem sytuację z brakiem czasu, ale ja tu już chyba walczę z uzależnieniem ;) uwielbiam fragmenty z Shannonem, ale brakowało mi tu Klaudii, w ogóle brakuje mi tej "starej" Klaudii która uwielbiała podróżować z Marsami, być częścią ich życia tourowego, no i brakuje mi Enterów i Chrisa, ale chyba nie mogę narzekać, cieszę się że się pojawił rozdzialik szybciutko i super sie rozwija nowy wątek (tak jakby) z Constance, mam nadzieję, że jej się zdrowie nie popsuje od tego stresu i strachu, no I oczywiście czekam na rozwój wydarzeń z Fancy I na jakieś wieści o chorobie, mam takie wrażenie, że teraz jest zbyt spokojnie, jakby to była cisza przed burzą.
OdpowiedzUsuńDziękuję za dedykację, nie spodziewałam się ❤ no i pozdrawiam autorkę, ale też wszystkich, którym się zdarzy przeczytać kom,
Ciastok
Hah , a dziękuję ja cb też serdecznie pozdrawiam :)
UsuńMi też chwilami brakuje starej Klaudia i wgle....Ale powoli rozumem to że wszyscy dorośli i, Klaudia i Jared xd ....I wiesz że mam tak samo....To jak nic jest cisza przed burzą, Kunik napewno nas zaskoczy i to bardzo...I pewnie też przetrzyma w niepewności