24 kwietnia 2017

Rozdział 90 „Uwaga ślisko”

Rozdział 90

ROZDZIAŁ OCZAMI SHANNONA LETO

„Uwaga ślisko”

- O! Tutaj jest!- powiedziała Renata wyjmując spod fotela samochodu mój telefon.
- Dzięki bogu!- westchnąłem uspokojony, że go znów nie zgubiłem.
- Raczej „dzięki Renato”!- prychnęła moja partnerka.
- Dziękuję kochanie!- powiedziałem, całując ją najczulej jak umiałem.- Jezuuuu… 15 nieodebranych od mamy… Nie wygląda to dobrze. Mam nadzieję, że nic się nie stało…
Renata patrzyła na mnie wyczekująco. Martwiłem się, że coś złego się stało. Mama nigdy nie dobijała się tak bardzo. Boże! Żeby to nie było nic dotyczące Jareda! Z mocno bijącym sercem wybrałem numer Constance, ale nie wiem czemu nie potrafiłem nacisnąć zielonej słuchawki, by zacząć połączenie. Poczułem dłoń mojej ukochanej na ramieniu, co dodało mi odwagi. W końcu nacisnąłem tę ikonkę i przyłożyłem telefon do ucha. Cisza… Zdziwiony ponownie popatrzyłem na wyświetlacz i zdenerwowany przekląłem w myślach. Nie było tu zasięgu.
- To może ja teraz poprowadzę? – zaproponowała Polka.- A ty jak znajdziesz zasięg to zadzwonisz.
- Ale…
- Musimy już jechać jeśli chcesz zdążyć na samolot. Przed nami kawał drogi, zresztą jest 6 rano…
- A jak nie mam się na co spieszyć?- palnąłem zdenerwowany.
- Co? Chyba nie rozumiem…
- Przepraszam, głupie gadanie.- jęknąłem patrząc na nią zdesperowanym i totalnie zdołowanym wzrokiem.
 Ta niepewność wykańczała mnie od środka. A co jeśli Jaredowi coś się stało… Co jeśli…
- Shannon! Opamiętaj się! Idź po torby, a ja odpalam auto. Nie mamy czasu! Wszyscy na pewno są zdrowi! Klaudia by mi coś napisała jakby miało się coś stać.
- Zgoda.- przyznałem jej rację, myśląc w końcu racjonalnie.
- Czym prędzej stąd ruszymy, tym szybciej znajdziemy zasięg.- zauważyła.
Pokiwałem głową i prawie, że biegiem ruszyłem po bagaże. Gdy już wszystko wpakowałem do bagażnika, usiadłem obok Renaty, która naprawdę się dla mnie poświęcała, bo nie lubiła być kierowcą. Tyle lat w Anglii z odmiennym ruchem sprawiało jej teraz trochę stresu, gdy wszystko było prawostronne. W końcu wyjechaliśmy z lasu i spostrzegłem, że pojawiła się kreska zasięgu. Niestety szybko zniknęła, gdy wjechaliśmy w wysokie góry, ale po godzinie jazdy przez nie, znów się pojawiła. Nie tracąc czasu, wybrałem numer mamy i zadzwoniłem. Tym razem był sygnał. Po kilku sekundach straciłem nadzieję, że odbierze, jednak w momencie gdy już chciałem się rozłączyć, odebrała.
- Shanni?
- Dzień dobry mamo! Przepraszam, ale zostawiłem telefon w samochodzie i …- zacząłem się tłumaczyć przełączając na głośnomówiący.
- Od dawna wiesz, że Jared jest chory?- spytała prosto z mostu, czym totalnie mnie zaskoczyła.
- Co.. Yyy… - zacząłem się jąkać, od razu robiąc się biały na twarzy, bo przecież Renata nic nie wiedziała, a jej twarz wyrażała szok pomieszany ze smutkiem.- Mamo…
- Odpowiedz.- powiedziała stanowczo, lecz nie podnosząc głosu.
- To ja częściowo go zmusiłem by poszedł się zbadać, więc…
- I nic mi nie powiedziałeś?- powiedziała z wyrzutem.
- Mamo, to nie tak. Ja wiem, że źle zrobiłem, ale… obiecałem mu. Prosił mnie żebym nikomu nie mówił… A on wtedy podłapał takiego doła…
- Shannon! Matce nie powiedziałeś, że jej syn um… jest ciężko chory?!
Popatrzyłem na Renatę, która bezgłośnie wypowiedziała pytanie „to ona nie wiedziała?”. Zagryzłem zęby i oderwałem od niej wzrok, by skupić się na rozmowie z mamą.
- Przepraszam…
- Shann… Czy on naprawdę… Czy on naprawdę może umrzeć?- zapytała łamiącym się głosem, co wywołało u mnie ból w sercu.
Co ja jej miałem odpowiedzieć? To pytanie nie miało dobrej odpowiedzi. Bałem się jej tak samo jak Constance.
- Lekarze nie dawali mu za długiego życia, a już i tak przeżył ich prognozy… I ostatnio dobrze się czuje. Myślę, że da radę.
- On mi powiedział, że to… że to kwestia czasu. Że to nieuleczalne.
- Nie słuchaj go. On po prostu… To dla niego trudne. Jest silny, wiesz to. Poza tym ma dla kogo żyć. Ma nas, ma zespół, fanów… Ma Klaudię, a wiesz, że naprawdę się nią przejmuje i ją kocha.- Constance prychnęła słysząc ostatnie zdanie, co mnie zdziwiło.- Mamo, gdyby nie Klaudia to być może inaczej by się to skończyło. Gdyby nie ona… To dzięki niej się podniósł na nogi i walczy.
- Naprawdę?
- To ona go najbardziej wspiera. I mam wrażenie, że wie więcej niż ja. A myślałem, że to mi mówi wszystko. Ale czasy się zmieniły…- dodałem, wiedząc w duchu, że to przez mój związek z Renatą, której tak nienawidził.
- Czy przyjedziesz do mnie przed wyjazdem?- zapytała po chwili ciszy.
- Obawiam się, że nie zdążę. Mamy wiele mil do przejechania i będziemy późno w nocy, a wiesz że o 5 w nocy mamy samolot.
- Rozumiem…- powiedziała zrezygnowanym tonem.- To bezpiecznej drogi…
- Mamo, przepraszam. Kocham cię bardzo.
- Ja ciebie też synku, ja ciebie też.- odpowiedziała wzdychając, po czym rozłączyła się.
Miałem ogromne wyrzuty sumienia, ze nie jestem teraz z nią. Nawet nie chciałem myśleć co musi przezywać. Ale byłem dumny z brata, że w końcu zebrał się w sobie i wyjawił ten sekret mamie. Co prawda dostało mi się, że tak późno, ale… byłem wierny bratu, nie mogłem od tak zdradzić jego tajemnicy, mimo że to była mama… On by mi tego nigdy nie wybaczył.
- Shann… Co się dzieje?- zapytała Renata przerywając moje rozmyślania.
Popatrzyłem na nią zdając sobie sprawę, że przecież ona wie tylko część historii. Ale czy tak naprawdę ja wiem więcej? Coś mi się zdawało, że w tych zdarzeniach było o wiele więcej wątków niżbym był skłonny pomyśleć.
- Jak wiesz Jay jest śmiertelnie chory. I mimo, że to już tyle czasu minęło odkąd dowiedział się… To bał się powiedzieć o tym mamie. Ale z tego co słyszałaś jakimś cudem się przemógł.
- Tym cudem to pewnie jest Klaudia.- zaśmiała się cicho Renata, co i mnie rozbawiło.
- Bardzo prawdopodobne. Czasem tylko ona może go zmusić do niechętnie robionych przez niego rzeczy.
Blondynka tylko delikatnie się uśmiechnęła, po czym przestaliśmy rozmawiać. Moje myśli błądziły cały czas przy mamie i Jaredzie, co nie czyniło mnie dobrym kompanem do rozmowy. Ale Ciastko wiedziała, dlatego też tak ceniłem jej obecność. Często nie mogłem uwierzyć, że taka bystra i piękna kobieta zechciała dać mi szansę. Wręcz uwierzyła we mnie i moją zmianę stylu życia. Po jakiejś części uratowała mnie.
Postój na stacji benzynowej był bardzo potrzebny. Musieliśmy dotankować paliwo do samochodu, a także do siebie. Kawa nie była może najwyższej jakości, ale mimo wszystko dawała lekkiego kopa na tę długą i męczącą podróż.
- Shann… To był cudowny wyjazd. Naprawdę dawno nie byłam tak szczęśliwa.- powiedziała w pewnym momencie moja dziewczyna.
- Ciszę się. Dla ciebie wszystko skarbie.- odpowiedziałem całując ją by przypieczętować te słowa.- Wiem, że to mało romantyczne co zaraz powiem, ale muszę iść się odlać przed dalszym ciągiem podróży.
Nie patrząc na jej minę, ruszyłem do toalety chcąc opróżnić pęcherz, który zaczął mi mocno dokuczać. Chyba się naprawdę starzeję, kiedyś to mogłem cały dzień trzymać, a  teraz? Ledwo kawę wypiję, a już musze wylać płyny. Stanąłem w kolejce do męskiego, która była spowodowana panią sprzątającą. Gdy w końcu wlazłem do kabiny odczułem niemałą ulgę. Kto by pomyślał, ze tak prozaiczna rzecz może sprawić tyle przyjemności. Wychodząc z kabiny zapomniałem o tym, że dopiero co sprzątaczka wyszorowała podłogę, więc runąłem jak długi, próbując złapać się maszyny podającej papier. Niestety złapałem za same ręczniki, co skończyło się kompletną utratą równowagi i obolałym tyłkiem. Ledwo co dźwignąłem się na nogi, próbując rozmasować sobie pośladki. Za jakie grzechy? Kuśtykając, wróciłem do ukochanej, która aż zamarła na mój widok.
- Ktoś cię obrabował w tym kiblu, czy spotkałeś jakiegoś życzliwego antyfana, który powiedział co sądzi o waszej muzyce?- zapytała częściowo zmartwiona, a częściowo mając niemały ubaw ze mnie.
- Gorzej, spotkałem podłogę, która kilka chwil temu została wypastowana.- jęknąłem masując się po nodze.
- A tabliczki” uwaga ślisko” nie było?- zaśmiała się.
- Bardzo śmieszne… Liczyłem bardziej na „o boże! Kochanie! Mam nadzieję, że jesteś cały!”.- prychnąłem delikatnie urażony.
- Przepraszam kochanie.- powiedziała robiąc się poważna.- Czy coś ci jest? Boli cię gdzieś?
- No… Moja mama jak byłem mały to całowała mnie tam gdzie zrobiłem sobie krzywdę i nie powiem, pomagało to.- przypomniałem sobie ten fragment z dzieciństwa.
- Aż się boję spytać, gdzie sobie krzywdę zrobiłeś, że tak ci się podobało takie „leczenie”…
- No wiesz.- zaśmiałem się puszczając jej oczko.
W końcu ponownie wsiedliśmy do samochodu, decydując się że Renata poprowadzi jeszcze trochę bym to ja prowadził w nocy. Droga była męcząca, źle to rozplanowałem, ale z drugiej strony chciałem jak najwięcej czasu spędzić z ukochaną w jej ulubionym parku. W sumie idiota ze mnie, bo powinniśmy lecieć samolotem w okolice, a nie tłuc się jak debile samochodem.
 Do Los Angeles dojechaliśmy około 11 wieczorem totalnie wykończeni. Parkując w naszym podziemnym parkingu o mało co nie zahaczyłem lusterkiem o słup, a nigdy to mi się nie zdarzało.
- No i jesteśmy w domu.- skwitowałem przecierając oczy.- Powinienem jechać do mamy…
- Skarbie, wiem że się o nią martwisz, ale jesteś piekielnie zmęczony. Prowadziłeś przez prawie cały dzień auto, a jutro o 5 masz samolot do Japonii…
- Wiem. Ale chyba i tak nie zasnę. Wezmę taksówkę i podjadę do niej.
Renata westchnęła i wyszła z samochodu. Wiedziałem, że z jednej strony martwi się o mnie i jej troska była cudowną rzeczą, ale z drugiej była trochę na mnie zła. Nasza ostatnia noc przed tą małą trasą, a ja znikam i znów ją zostawiam samą. Stanąłem za nią i objąłem ją w pasie.
- Nie złość się kochanie. Po prostu to bardzo trudne dla mamy… Źle się czuję, że wyjeżdżam i ją z tym zostawiam. Muszę do niej wpaść choć na chwilę.
- Rozumiem to Shannon. Po prostu się martwię o ciebie. Nie chcę byś skończył jak twój brat…
- Jak wrócę zaniosę rzeczy na górę. Dasz sobie z resztą radę?
- Oczywiście.- powiedziała i pożegnaliśmy się całując się.
Gdy tylko wyszedłem z garażu poprosiłem portiera żeby zamówił mi taksówkę, a sam napisałem sms’a do mamy, że do niej jadę. 10 minut później wsiadałem do czarnej taksówki, która zabrała mnie do najważniejszej kobiety w moim życiu. Gdy tylko pojawiłem się na podjeździe mama od razu rzuciła się mi na szyję. Naprawdę dobrze, że przyjechałem, bo to nie jest normalne jej zachowanie.
- Wiem, że jesteś zmęczony, nie musiałeś…- powiedziała.
- Musiałem. Przynajmniej tyle jestem ci winien.
- Wejdźmy do środka. Zrobię kawę… hymmm… herbatę? Chcesz może coś innego?
- Herbata jest w porządku.- powiedziałem siadając na kanapie.
Mama zniknęła w kuchni, a ja zobaczyłem kosz na śmieci obok kanapy, cały pełny zużytych chusteczek. No ładnie... Mama musi bardzo to przeżywać. Ale postanowiłem nie wspominać o tym co zauważyłem.
 W końcu Constance pojawiła się niosąc dzbanek z herbatą i dwie filiżanki. Oczywiście wstałem żeby jej pomóc, ale mnie odgoniła. Jak zawsze. Gdy usiadła obok dopiero zdałem sobie sprawę, jak bardzo podkrążone i zmęczone oczy ma. A jej oczy zrobiły się takie matowe, szare… Złapałem ją za dłoń i ścisnąłem lekko chcąc dodać otuchy.
- Kocham cię mój Shannonku… Dziękuję, że jesteś tu teraz ze mną.
- Mamo… Kocham cię i wiem co czujesz.
- Nie wiesz…
- Wiem. Też kocham Jareda i też tak się czułem jak dowiedziałem się, że jest chory. Przechodziłem przez to. A dziś jak zobaczyłem te kilkanaście nieodebranych od ciebie połączeń… W pierwszej chwili pomyślałem o najgorszym. I nie ważne co się dzieje, moje pierwsze myśli są takie same. Zawsze się boję, że… że już go nie zobaczę. Boję się gdzieś wyjechać, bo on może wtedy… - wyjąkałem z ciężkim sercem.- Mamo to ja z nim spędzam większość czasu, widzę jak się zmienia, jak marnieje w oczach…
- A ja myślałam, że to z zapracowania…- powiedziała cicho Constance.
- Najgorzej było jak wrócił dopiero co od lekarza. Ciesz się, że tego nie widziałaś. Zamknął się w sobie zupełnie. Nie wychodził ze swojego pokoju, ciągle tam siedział i nie chciał nic jeść. Dopiero Klaudii udało się go jakoś przekonać, że nie wolno się poddawać i trzeba żyć dalej. Zawdzięczam tyle tej małej… Dobrze że wtedy na siebie wpadli. To musiało być przeznaczenie.
- Zmieniła go… Też to widzę.- przyznała.- Wydoroślał trochę…
Widząc delikatny uśmiech w tych pełnych bólu oczach, zrobiło mi się trochę cieplej na duszy.
- Nawet bardzo. Dokucza mu jak nikt. Jest chyba jedyną osobą, która zawsze stawia na swoim i nie daje się omotać sztuczkom Jay’a.
- A ja tak źle o niej pomyślałam… Tak mi głupio… Ale to pewnie z szoku. Shannon… nie wiem co robić. Przecież to wbrew naturze! Najpierw umiera rodzic a potem dziecko… Ja chyba tego nie przeżyję…- zaczęła płakać.- Przecież to mój mały kochany skarb… pamiętam jak się rodził, ile bólu to mnie kosztowało, ale było warto. A potem jak nie dawał mi spać, bo ciągle krzyczał i chciał być ciągle kołysany. Pamiętam jak Ty go karmiłeś. Stałeś przy jego foteliku i próbowałeś go zachęcić do zjedzenia takiej marchewkowej papki. Tylko od ciebie brał jedzenie. Ja nie byłam w stanie go zmusić by zjadł swój posiłek… To straszne jak ten czas leci. Że ty i Jared jesteście dorośli, ty masz dziewczynę!
Uśmiechnąłem się samoistnie na te słowa. W końcu dojrzałem by mieć jedną ukochaną kobietę przy sobie. A najdziwniejsze, że mnie nie ciągnęło w ogóle do innych. Chyba już wyszalałem się na tyle, że tego mi już nie potrzeba.
- Shannon, a kiedy dzieci sobie sprawisz? Chciałabym tego dożyć…
- Oj mamo… nie mamy czasu na dzieci, nie teraz. Na razie testujemy z psami.
- Co?- zapytała nie rozumiejąc o co mi chodzi.
- Sprawdzamy czy dalibyśmy sobie radę z dziećmi. Więc lepiej testować na psach…
- Boże… Ale to przecież zupełnie co innego!
- Mamo…- jęknąłem nie chcąc się zagłębiać w temat wychowania psa i bycia odpowiedzialnym za niego.
- Ale to dobrze! Bo to znaczy, że myślicie o nich!- ucieszyła się.- A kiedy Jared...- zaczęła z uśmiechem, ale natychmiast zamarł on jej na twarzy.- Co z tą Francuzką? Jay nadal z nią jest?
- Miał teraz lecieć do Paryża, więc chyba to nadal aktualne. Ostatnio głównie się kłócili, ale miał właśnie pojechać do niej i dowiedzieć się na czym stoi. Ale nie martw się, chyba naprawdę się zakochał, bo o nią cały czas walczy. – powiedziałem.
- Naprawdę nikomu nie powiedział, ze jest chory?- zapytała znów wracając do tematu choroby Jay’a.
- Naprawdę. Tylko nasz dom o tym wiedział. Klaudia i Gosia, bo trudno było by nie widziały co się dzieje, ja byłem z nim u lekarza… No i jeszcze Tomo wie. Ale on dowiedział się też niedawno…
- A Emma?
- Nie wie chyba. Mamo, Jay naprawdę cię kocha. Nie chciał ci powiedzieć byś się nie martwiła. Bał się, że ta informacja…- przerwałem szukając lepszego wyrażenia niż „zabije cię”.- Zaszkodzi ci. On to zrobił tylko dlatego by cię „Ratować”.
- Ale ja… powinien wiedzieć, że może mi zaufać!
- Nie o zaufanie tu chodzi!
- Wolę wiedzieć co z nim jest. Wolę znać najgorszą prawdę!
Nie mówiąc nic przytuliłem ją mocno do siebie. Wiedziałem, że jest rozbita. Zachowanie Jay’a było trudne do zaakceptowania, ale w sumie sam nie wiem co bym zrobił gdybym się dowiedział, że umieram. Duża szansa by była, żebym się zachował tak jak on. Poza tym on jest bardziej emocjonalnym człowiekiem niż ja. W głębi duszy to romantyk, przeżywa wszystko o wiele mocniej niż inni. Dlatego też jest takim świetnym artystą. I pewnie też tak postrzega innych. Że oni są tacy sami jak on. A niestety ja, mama… większość ludzi jest dość tępa na to w porównaniu z nim. Jeśli mam być szczery to chyba tylko Klaudia ma taką hulaj duszę. Pewnie dlatego tak dobrze się dogaduje z Leto i umie go ładnie podejść.
 Chcąc nie chcąc ziewnąłem zdradzając zmęczenie. Reakcja mamy była natychmiastowa.
- Boże! Shannon przecież ty mi zaraz padniesz. Jedź już do domu… jest przecież… o boże! 1:20 w nocy! O której macie samolot?
- O 3:30 muszę być na lotnisku.- powiedziałem znów ziewając.- Chyba naprawdę już pójdę, muszę się jeszcze spakować.
Wstałem z kanapy i mocno objąłem mamę. Była taka drobna, chudziutka. Tak bardzo przypominała chudością Jareda z dawnych czasów. Pocałowałem ją w głowę na pożegnanie i wyszedłem z domu idąc do pobliskiego postoju taksówek. Szybko wróciłem do domu, od razu udając się po bagaże, które zostawiłem w samochodzie. W domu okazało się, że Renata już śpi, więc po cichu spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy do małej podróżnej torby i napisałem jej krótki liścik. Była 2:15 w nocy, a ja jeszcze musiałem wpaść do mojego starego domu. Wykończony zjechałem windą znów do podziemi, by wsiąść do mojego białego rumaka i pojechać do domu, w którym mieszkałem już 10 lat. Na miejsce dojechałem o 2:43. Drzwi otworzył mi Jared, który ziewając zaprosił mnie do środka.
- Strasznie wyglądasz.- powiedział na przywitanie.- Gdybym nie wiedział, że pojechałeś z Renatą do Yellowstone to bym stwierdził, że nieźle balowałeś.- zaśmiał się.
- Byłem u mamy.
Brat natychmiast zamilkł i patrząc na swoje buty zapytał co u niej. Westchnąłem i opowiedziałem o tym jak mnie opieprzyła za utrzymywanie jego tajemnicy, ale o jej strachu stwierdziłem, że lepiej nie mówić. Mama przy Jaredzie z całą pewnością była silną, pewną siebie kobietą, która go twardo będzie wspierać. Nie chciałem by wiedział jak bardzo się przejęła tym, jak to przeżywała. Wystarczy, że samym faktem powiedzenia tego tak się mocno przejął.
- Przynajmniej wyśpisz się w samolocie.- powiedział wręczając mi kubek kawy.- Wiesz co, braciszku? Jakoś mi tak lżej, że mama wie. Chyba miałeś rację. Wszyscy mieliście rację…
- A jak Fancy? Widziałeś się z nią? Wyjaśniliście sobie wszystko?
Jared słysząc jej imię uśmiechnął się, ale zrobił to w taki sposób jakiego nigdy wcześniej u niego nie widziałem. Coś było na rzeczy. Tylko co? Oświadczył się jej, że taka radość w niego wpłynęła?
- Tak. To był cudowny czas… I powiedziałem jej o tym wszystkim i wiesz co? Nadal chce być ze mną.- powiedział już z trochę mniejszym szczęściem, co mnie zaskoczyło.
- Spodziewałeś się, że na wieść o twojej chorobie ucieknie?
- Szczerze mówiąc to tak właśnie myślałem… Uwielbiam to miasto. Od teraz będzie mi się jeszcze lepiej kojarzyć.
- No domyślam się.- zaśmiałem się.- Cieszę się, że Ci się wszystko układa. Bardzo mi brakowało takiego szczęśliwego młodszego braciszka.- szepnąłem przytulając go do siebie.
- Shann… żebra mi połamiesz.- powiedział, a ja go puściłem.- Tak, wiem że to z miłości.- dodał widząc, że już chcę otwierać usta. – Czas jechać. Spakowany?
- Tak. A Klaudia gdzie?- zapytałem pamiętając że nie ważne jaka jest pora, ona zawsze nas żegna.
- A domyśl się. U Mata. A Gosia śpi. Czas ruszać w drogę mój braciszku. Nasza ulubiona Japonia przed nami!
Uśmiechnąłem się na samą myśl o tym kraju i ichnim jedzeniu. Mimo wszystko to będzie dobra mini trasa.
 ____________________________
A oto i kolejny rozdział. Jakoś powoli mi to idzie. Tyle jeszcze chciałabym napisac, a nie ma kiedy!
A jak już jest kiedy to nie ma weny :P złośliwość losu... 

Ten rozdział dedykuję mojej nowej czytelniczce. Fajnie, że jesteś,
mam nadzieję, że pozostaniesz tutaj i będziesz pisać komentarze i pytać! 

Bardzo mnie nakręcacie komentarzami, wtedy mega chce mi sie pisać! Róbcie to dalej! :)



6 komentarzy:

  1. Ciesze się z tego rozdziału bardzo, bardzo :D W sumie dawno nic nie czytałam... Dużo się ostatnio dzieje i w opowiadaniu i u nas w życiu. Już wkrótce spróbuję nadrobić zaległości wszelkie ;))
    Twoja W

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej...Kiedy budzisz się mega niewyspana i na dzień dobry taka miła niespodzianka. Supi����
    Ja jak wiadomo chłonę każdy fragment z shannonen więc yay be happy i wgle ������
    Ale no w momęcie tych nieodebranych połączeń naprawdę myślałam że coś się stało Jay'owi ezuuuu...Zawał serca to był...Ale bardzo dobrze że Constance w końcu wie, już czas najwyższy na to był żeby Jared się wziął w garść. A Claudia , ten leń mogłaby ruszyć tyłek i pożegnać ojca i starego wujka xd��
    W każdym razie, bardzo się cieszę z rozdziału i jak zwykle czekam kolejne �� ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. co taki krótki? :P no ten frg pisałam z myślą o Tobie ;) mam nadzieję, ze jesteś zadowolona.
      oj tam... ona żegnała ich tyle razy że bez przesady :P

      Usuń
    2. W sumie....Niech się Leto przyzwyczaja do samodzielności na nowo :-D
      Ja tam zawsze jestem zadowolona jak coś napiszesz💙 ale tak rozdział supi, tym bardziej zadowolona ze Shannon jest yay❤ dziękuję

      Usuń
  3. Rozdzialik super, trochę późno zauważyłam, ale to nic, i tak lepiej czytać niż uczyć się historii. Akcja się rozwija ciekawie, choć trochę za krótki rozdział, rozumiem sytuację z brakiem czasu, ale ja tu już chyba walczę z uzależnieniem ;) uwielbiam fragmenty z Shannonem, ale brakowało mi tu Klaudii, w ogóle brakuje mi tej "starej" Klaudii która uwielbiała podróżować z Marsami, być częścią ich życia tourowego, no i brakuje mi Enterów i Chrisa, ale chyba nie mogę narzekać, cieszę się że się pojawił rozdzialik szybciutko i super sie rozwija nowy wątek (tak jakby) z Constance, mam nadzieję, że jej się zdrowie nie popsuje od tego stresu i strachu, no I oczywiście czekam na rozwój wydarzeń z Fancy I na jakieś wieści o chorobie, mam takie wrażenie, że teraz jest zbyt spokojnie, jakby to była cisza przed burzą.
    Dziękuję za dedykację, nie spodziewałam się ❤ no i pozdrawiam autorkę, ale też wszystkich, którym się zdarzy przeczytać kom,
    Ciastok

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah , a dziękuję ja cb też serdecznie pozdrawiam :)
      Mi też chwilami brakuje starej Klaudia i wgle....Ale powoli rozumem to że wszyscy dorośli i, Klaudia i Jared xd ....I wiesz że mam tak samo....To jak nic jest cisza przed burzą, Kunik napewno nas zaskoczy i to bardzo...I pewnie też przetrzyma w niepewności

      Usuń