25 stycznia 2011

Chapter 15 "Gay-Jay"

Chapter 15
"Gay-Jay"

ROZDZIAŁ OCZAMI JAREDA LETO


Stałem tak wpieniony wpatrując się w mojego brata i Klaudię. Tomo i Braxton trzymali mnie mocno za ramiona, tak że nie mogłem się ruszyć. Nagle mój brat objął ramieniem dziewczynę i razem wyszli.
-          Masz mnie puścić.- powiedziałem chłodno do Tomo.
-          Nie puszczę cię.
-          Tomo, nie wkurwiaj mnie do jasnej cholery!
-          Przecież ty już jesteś wkurwiony i to tak, jak rzadko ci się zdarza. Co tobie dziś odbiło?!
-          Co mi odbiło?! Puść mnie lepiej jeśli nie chcesz wylecieć z tego zespołu.
-          Straszyć to sobie możesz swoich fanów. Opanuj się Jared.
-          Kurwa! Natychmiast mnie obydwaj puśćcie!- krzyknąłem, a oni jak na komendę odsunęli się ode mnie.- Dziękuję.
 Mężczyźni popatrzyli na siebie i odeszli zostawiając mnie samego. Wziąłem do ręki gitarę i przełożyłem ją w bezpieczne miejsce. Była 18:30. Za niecałe 20 minut na scenie miał pojawić się support. Czemu mam takiego idiotę za brata?! Czemu mi się trafił taki matoł, który nawet nie umie się nie spóźnić na własny soundcheck? Gdyby nie było na nim fanów, to okej. Jakoś bym to przeżył. Ale tu było ponad 40 osób, które zapłaciły kupę kasy tylko po to by zobaczyć, jak mój szanowny brat pokazuje, że ma ich głęboko w dupie. Po raz kolejny pokazał, jak wielce mu się ten pomysł nie podoba. On czasami był naprawdę ciemny. „Ci ludzie płacili niebotyczne sumy tylko po to by przez kilka minut się na nas popatrzeć i pooddychać naszym powietrzem. Wszyscy przecież wiedzieli, że jeśli chcą to i tak wystarczy po prostu zaczekać na nas po koncercie” powtarzał mi Shannon. Ale to były pieniądze, które w niesamowitych ilościach, a przy praktycznie żadnej pracy wpadały na nasze konta. Shannon powinien być z tego powodu szczęśliwy, ale nie. On musiał oczywiście zrzędzić i marudzić. Bo po co? A czy nie można bez tego? Te jego pytania były dziecinnie głupie. A jeszcze dzisiaj Klaudia wyprowadziła mnie z równowagi. Dobrze wiedziałam, że gramy dzisiaj koncert i wszyscy muszą być w gotowości, by od razu stawić na wezwanie. Ta go jednak zaciągnęła na zwiedzanie miasta. Szlag by to trafił. A potem jeszcze ta gra, że ona jest niewinna. Na samą myśl wzdrygnąłem się i znów nadeszła fala złości. Przez chwilę miałem ochotę wziąć do ręki mojego Pitagorasa i walnąć nim kilka razy o ziemię. Może wtedy poczułbym się lepiej. Jednak zamiast tego odszedłem od sprzętu i poszedłem do naszej garderoby. W środku siedzieli Tim z Braxtonem. Obydwaj popatrzyli na mnie z odrazą i dalej kontynuowali przerwaną rozmowę. A ty to co? Pewnie mój brat ich przekabacił na swoją stronę. Idioci. Podszedłem do umywalki i zdjąłem przepoconą koszulkę. Obmyłem twarz zimną wodą, a potem wytarłem się ręcznikiem. Założyłem na siebie moje koncertowe wdzianko i na to kurtkę z ćwiekami. Przejrzałem się w lustrze i zacząłem poprawiać mojego irokeza. Trzeba będzie coś z tym zrobić.- zadecydowałem. Usiadłem na kanapie i zacząłem się bawić blackberry. Twitter tak pochłonął cały mój czas, że nie zauważyłem nawet, jak chłopcy z supportu zjawili się w swojej garderobie, a Braxton z Timem wyszli. Zostałem sam i wtedy przypomniało mi się, że zobaczyłem na twarzy Klaudii łzy. Może to nie była tylko gra, a naprawdę płakała?- zacząłem się zastanawiać, a im dłużej to robiłem tym większym czułem się kretynem. Złość opadła, a na jej miejsce wskoczyły wyrzuty sumienia. No pięknie, oto do czego mnie doprowadziły te wszystkie zmiany w moim życiu. Myślałem, że robię dobrze zmieniając coś w nim i pomagając tej dziewczynie, a działo się na odwrót. Do pokoju wszedł techniczny, który oznajmił mi, że wszystko jest już gotowe. Założyłem na oczy czarne okulary i zapiąłem kurtkę. Chyba z dzisiejszych rytuałów nic nie wyjdzie. Przed wejściem na scenę spotkałam Tima, Tomo i Braxtona. Shannon stał daleko ode mnie i wyglądał na zamyślonego. Haha, a to dobry kawał. Shannon myśli. No ten mi to się udał. Chociaż... Kurczę to mój brat.
-          Gotowi?- zapytałem.
 Tomo z Timem pokiwali głowami, a Braxton mrugnął porozumiewawczo. Brat nadal mnie ignorował co znów mnie rozłościło.
-          Shannon!
Odwrócił się w moją stronę i zmierzył mnie chłodnym spojrzeniem. Nie przejmowałem się tym, w końcu mu przejdzie.
-          Gdzie jest Klaudia?- zapytałem patrząc na pozostałą czwórkę.
 Cisza. Żaden się nie odezwał ani nawet nie poruszył. Co do jasnej cholery?!
-          Czy wy ogłuchliście?! Gdzie ona jest?! Tomo!
-          Nie wiem Jared.- odpowiedział Chorwat nie patrząc na mnie.
 Spojrzałem na brata, lecz on odwrócił się do mnie plecami. Tym razem skierowałem to pytanie do niego.
-          Jest w hotelu. Z daleka od ciebie.- warknął obdarzając mnie pełnym obrzydzenia spojrzeniem. – Żebyś jej nie zrobił krzywdy.
 Odwrócił się i wszedł na scenę zakrytą białą płachtą. Tomo, Tim i Braxton też tam poszli, a ja stałem w miejscu. Krzywdy? Jakiej kurwa krzywdy?! Przecież nic jej bym nie zrobił. A wtedy przed moimi oczami pojawiła się jej zapłakana twarz i to jak mnie prosiła bym ją puścił. Że to boli. Co ja najlepszego zrobiłem?! Jestem kretynem do kwadratu. Odwróciłem się i wbiegłem na scenę. Trzeba będzie odkręcić to co zrobiłem, ale teraz musiałem zagrać ten cholerny koncert. Chciałem być teraz wszędzie ale nie tutaj na scenie w Manchesterze. Stanąłem przed mikrofonem i zacząłem śpiewać „Time to escape...”. Szkoda, że nikt z tych ludzi zza kotary nie rozumie, że najlepiej by było posłuchać tych słów i po prostu uciec. „Jump!”. Podskoczyłem lekko i znowu krzyknąłem „everybody jump!”. Wielka masa ludzi zaczęła skakać, a ja stałem patrząc na nich. Zacząłem śpiewać Night Of The Hunter, ale wydawało mi się, że słyszę swój głos z oddali. Kiwnąłem na naszego dźwiękowca, a on zaczął coś majstrować. Podskoczyłem trzy razy na lewej nodze, a potem przeskoczyłem na prawą  i zrobiłem obrót. To wszystko było już wyuczone, jakbym recytował z pamięci nie wiedząc co recytuje. Ani razu nie popatrzyłem na publikę tak by ich zobaczyć. Oczyścić umysł- to była jedyna myśl. No i może jeszcze to, żeby nie spieprzyć koncertu. A Beautiful Lie „I’m rounding face in everything”? Zamilkłem, bo coś mi nie pasowało. Wielka grupa wydała z siebie pisk, a ja powróciłem do śpiewania ostatniego singla z naszego drugiego albumu, po którym od razu przeszliśmy do pierwszego. Zdenerwowałem się na nowo. Nie dałem publiczności zaśpiewać choć minimalnego kawałka beze mnie. Mimo, że Tomo i Shannon zrobili przerwę na śpiew publiki tak, jak zawsze, to ja nie przestawałem. Starałem się wykrzyczeć cały gniew. Ta piosenka jest idealna, by po prostu wydrzeć się jak najgłośniej. Nikt nie wie, że to nie tekst piosenki, a po prostu chęć wyrzucenia z siebie furii. Przed Search and destroy odkręciłem butelkę z wodą i wziąłem porządny łyk. Znów nadeszła fala wściekłości tym razem na mnie samego. Wyrzuciłem odkręconą butelkę tak daleko jak tylko mogłem. Zwykłe teksty, tak zwane przerywniki, mówiły się same. Nie zastanawiałem się nad nimi, po prostu pamiętałem co w danym momencie powiedzieć. To co zawsze, ale inną nazwę miasta. Ci ludzie robili wszystko dokładnie tak, jak im mówiłem, że mają robić. Marionetki. Vox Populi i This Is War minęło jak z bicza strzelił. 100 Suns... Fani świetnie się bawili. Przynajmniej oni. Zszedłem ze sceny. No może nie do końca. Udałem się na jej koniec i patrzyłem na brata. Był spięty i wściekły, lecz grał idealnie. Starał się jak zawsze. Zachowałem się idiotycznie myśląc, że chce zawieść swoich fanów. On by nie mógł. Za bardzo to kocha, a poza tym on na poważnie zawsze bierze wszystkie zobowiązania. Czas na akustyki. Chciałem jak najszybciej się stąd urwać, ale... Patrząc na brata zrozumiałem, że nie mogę zawieść tych ludzi, co czekali na mój solowy występ. Zanim jednak wyszedłem do nich z gitarą, podszedłem do Shannona.
-          Zagram teraz trzy akustyki i ostatnim będzie Was It A Dream. chciałbym żebyście w połowie weszli i żebyśmy zagrali to full bandem. Przekaż reszcie.
-          Ale...
-          To improwizuj!- warknąłem na brata i poszedłem na środek sceny.
 Gadka szmatka i zacząłem grać From Yesterday. Nie wychodziło mi. Pierwszy raz w mojej karierze rozwaliłem From Yesterday. Ja, nie publika. W połowie przerwałem i zapytałem co chcą. Wszystkie te krzyki zaczęły się zlewać w jedność. I rozpoznaj tu człowieku co oni chcą. Co prawda słyszałem jakieś niewyraźne „Echelon” czy „Capricorn”, ale postanowiłem zagrać Bad Romance. To znali wszyscy i często śpiewali za mnie. Tak jak i tym razem.
-          Tę piosenkę chcę zadedykować każdemu kto żałuje, że tu dzisiaj przyszedł.
 I zacząłem grać czwarty utwór z drugiego krążka. Mniej więcej w połowie włączyła się reszta mojego zespołu co zaskoczyło fanów. Gdy skończyliśmy, zaśpiewałem jeszcze Closer To The Edge i The Kill. Tym razem tylko stanąłem na barierce. Było to bardziej z przyzwyczajenia niż z radości, która mnie zawsze wtedy ogarniała. Koncert dłużył mi się niemiłosiernie, a ja już miałem dość. Chciałem skończyć i po prostu pojechać do hotelu. W końcu zostało tylko Kings and Queens. Nie przedłużałem jak zawsze. Wręcz przeciwnie. Trochę skróciłem. Nie wychodziło mi śpiewanie tego. W ogóle nie słyszałem swojego głosu. Cóż mogłem zrobić? Zacząłem gestykulować z dźwiękowcem i w końcu nie wytrzymałem i podbiegłem do niego.
-          Czemu się nie słyszę?!- wydarłem się na niego.
-          Wszystko działa bez zarzutu. Po prostu tak śpiewasz.- odpowiedział mężczyzna.
-          Słucham?! Próbujesz mi wmówić, że nie umiem zaśpiewać własnej piosenki?!- wykrzyknąłem zdenerwowany.
-          Nie... nie oto...
 Odbiegłem od niego i wróciłem na swoje miejsce śpiewając „we were the kings and q...” Cholera jasna! Co się dzieje z moim głosem. Chciałem rzucić mikrofonem o ziemię, ale nie mogłem. Dośpiewałem do końca swoją kwestię i oddałem mikrofon publice. No przynajmniej tak mi się na coś przydają. Jeszcze tylko krótkie „thank you” i już mnie nie było. Zbiegłem ze sceny i udałem się do garderoby. Szybko przebrałem się w czyste ciuchy i założyłem skórzaną kurtkę. Sprawdziłem czy blackberry mam przy sobie i portfel. W drzwiach napotkałem Tomo.
-          A ty dokąd?- zapytał.
-          Do hotelu.
-          A odgrywanie głównej roli na meet and greet to kto przejmie?- zapytał patrząc się na mnie chłodno.
 Zrobiłem facepalm i wróciłem na kanapę. Cholera jasna, zapomniałem o tym o zupełnie. Moje męki się jeszcze, jak widać nie skończyły. Do pomieszczenia wszedł Shannon, który nie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem. Podszedł do swojej walizki i wyjął z niej suchą koszulkę. Postanowiłem do niego podejść i go przeprosić. W końcu trochę przegiąłem. Gdy dotknąłem jego ramienia, on gwałtownie odwrócił się do mnie i warknął żebym nie ważył się go dotykać.
-          Ale Shannon... przepraszam.- powiedziałem nie dotykając go już więcej.
-          Zejdź mi z oczu. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.- powiedział i przeszedł obok mnie.
-          Shannon...
 Perkusista wyszedł z pokoju, a za nim Tomo. Cudownie! Poprawiłem irokeza i także wyszedłem. Pokój do którego wyszliśmy był w miarę duży i przestronny. Fani stali przy ścianach i czekali na nas. Tym razem najpierw mieliśmy dać podpisy, a potem zdjęcia. Każdy z nich trzymał koszulkę i duży plakat. Podpisywaliśmy się im na tym i na płytach. Co chwila słyszałem, że daliśmy niezły koncert. Ci ludzie myślą, że jak powiedzą, że byliśmy świetni to się z nimi umówimy. Idiotyzm, ale z drugiej strony zawsze lepiej było tego słuchać niż krytyki. Jednak byłem pewien, że jej tutaj nie usłyszę. Ku mojemu zdziwieniu jednak usłyszałem.
-          To był mój najgorszy koncert na jakim byłam.- powiedziała niska rudowłosa dziewczyna patrząc na mnie ze złością w oczach.
-          Cóż...- wzruszyłem ramionami.
-          Jaki najgorszy!- wykrzyknęła wysoka blondyneczka obok niej.- Był cudowny! A to jak zagraliście The Story! Cudowne!
 Cudem powstrzymałem się od śmiechu. Dziewczyna nawet nie wiedziała co graliśmy. Cóż... bywa. Gdy podszedłem do niej, poprosiła mnie żebym podpisał się jej na biuście. No tak. Bo lepiej żeby mieć mój graf na 5 sekund, niż na całe życie. Ludzie to jednak kompletne matoły. Usłyszałem jeszcze wiele pochwał, zero krytyki i chyba z milion zapewnień, że jestem przez te wszystkie dziewczyny kochany. Podszedłem do młodego chłopaka i miałem nadzieję, że on jedyny będzie normalny, ale przeliczyłem się. A stało się to w momencie, gdy pokazał mi swój tatuaż na brzuchu, który przedstawiał moją twarz i moje nazwisko. Hah. Cudownie. No i w końcu zdjęcia. Ustawiliśmy się tak jak zawsze, lecz Shannon po chwili poprosił Tomo żeby stanął na środku. Kilka osób prosiło nas o byśmy robili jakieś głupie miny. Normalnie przychodziło mi to z łatwością, lecz tym razem nie potrafiłem. W końcu po godzinie wszyscy uradowani, że pooddychali moim powietrzem poszli sobie w pizdu. A raczej zostali grzecznie wyproszeni. Znów spróbowałem przeprosić Shanna, ale on szybko się zmył. Zerknąłem na Tomo.
-          Serio jest tak źle?
-          Przegiąłeś i to ostro. Nie oczekuj teraz, że oni wszyscy ci wybaczą.
 Odpowiedział także wychodząc. Nie zastanawiałem się dłużej. Wyszedłem z hali i wsiadłem do zamówionego już wcześniej czarnego vana. Reszta miała przyjechać do hotelu o wiele później. Zobaczyłem grupę prawdziwych fanów czekających na zewnątrz. Powinienem do nich wyjść, ale... nie miałem ochoty i humoru. Lepiej dla nich i dla mnie będzie jeśli się nie zobaczymy. Szybko odjechaliśmy stamtąd i po kilkunastu minutach byłem w hotelu. Skinąłem głową na przywitanie recepcjoniście i wjechałem na górę. Gdy tylko zatrzymałem się na odpowiednim piętrze podszedłem do drzwi Klaudii i cicho zapukałem. Zero odzewu. Powtórzyłem czynność jeszcze dwa razy. W końcu usłyszałem jakieś odgłosy z środka i po chwili dziewczyna otworzyła mi drzwi. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę, a potem ona starała się zamknąć drzwi, jednak wcisnąłem stopę pomiędzy framugę i poczułem ból jak drewno uderza w moją stopę. Trudno, trzeba cierpieć za swoje błędy.
-          Zostaw mnie w spokoju!
-          Przyszedłem przeprosić.- powiedziałem.
-          Czy ty nie rozumiesz po angielsku? Mam ci to po polsku powiedzieć?!
-          Zachowałem się jak idiota, wiem...
-          Spieprzaj!- krzyknęła i popchnęła mnie, a potem zatrzasnęła drzwi.
 Coś mi mówiło, że dzisiaj już raczej nie uda mi się z nią pogodzić. Odwróciłem się i wolnym krokiem poszedłem do swojego pokoju. Szybki prysznic i uwaliłem się na łóżko. Kurwa! Jak to przez jedno głupie wydarzenie wszystko się posypało. Co zrobić by tę małą przeprosić... hym. Czy mi aż tak zależy na tym? Nie no, wolę mieć pokojowe stosunki w drużynie. Do tego jeszcze mój brat. Dawno nie widziałem go tak wkurzonego. Podniosłem się z łóżka i podszedłem do stolika na którym leżała moja nocna dawka leków. Za błędy się płaci i to czasem wysoką cenę... zresztą nie tylko za błędy. Za głupie decyzje też. Nalałem sobie wody do szklanki i na raz połknąłem tabletki, które szybko popiłem. Dawno już tak się nie zdenerwowałem, jak dzisiejszego dnia. Wiedziałem, że leki zaczną działać dopiero za jakiś czas. Co by tu zrobić. A może... nie. Szybko odsunąłem tę myśl w głąb mojej głowy. Jakby Klaudia to zobaczyła to moja reputacja ległaby w gruzach. Jednak muszę się na czymś...kimś wyżyć. Nie wybiegałem się dziś na koncercie, bo byłem zbyt wściekły, ale za to teraz rozpierała mnie energia. Cholernie korciło mnie żeby zaliczyć jakąś laskę. Ale z drugiej strony jak to zrobię to już się zupełnie pogrążę w oczach tej dziewczyny. W ogóle dlaczego tak mi zależy na tym by być... no kimś takim? Ja pierdole. Znów położyłem się na łóżku. Wziąłem do ręki telefon i wrzuciłem pierwsze lepsze zdjęcie na twittera. Stwierdziłem, że moją stroną zajmę się jutro. Chociaż... ponownie wstałem i wziąłem laptopa. Odłączyłem go od zasilania i zobaczyłem, że od wczoraj działa na pełnych obrotach. Bardzo ekologicznie. Ech... to jeszcze z momentu, gdy Klaudia zgrywała muzykę na swojego ipoda. Popatrzyłem na otwarty folder i zauważyłem, że jest to folder zatytułowany „30 Seconds To Mars”. No tak, nie ma w nim pierwszego albumu. Uhh... już wiem o co jej chodziło z tym dzieckiem TIWu. Chciałem już wstać z laptopem i iść do niej, by pokazać, że pierwszy album mam w innym folderze i spokojnie może sobie go ściągnąć, a nawet kilka nie wydanych kawałków, ale przypomniałem sobie, jak przed chwilą mnie potraktowała. Przecież jak jej zacznę mówić o pierwszym albumie to się nie od obrazi. Ech... takie to życie. W ogóle co ja o niej wiem. Nic. Prócz tego co sama mi powiedziała i tego co zdążyłem zauważyć. Trzeba, więc nadrobić zaległości. Wpisałem jej imię i nazwisko w wyszukiwarkę, a po chwili miałem kilka storn z wynikami. No to trzeba się zabrać do lektury panie Leto – mruknąłem sam do siebie. Po półgodzinnym ślęczeniu nad stronami, postanowiłem poszukać jej na facebooku. I nawet znalazłem. Heh, nieźle. Nawet ma mnie w znajomych, a o tym nie wie. Czemu ona większość rzeczy pisze po polsku. Nic nie rozumiem. Postanowiłem najpierw przejrzeć jej zdjęcia. O cholera. Ma tego od groma. Szybko przejrzałem większość z nim i zobaczyłem, że ma albumy zatytułowane „30 Seconds To Mars” i daty oraz miejsca z koncertów. Z niektórych miała nawet po dwa albumy. Dobra, ale potem obejrzę sobie zdjęcia. Spojrzałem na jej znajomych. Ponad 400... nieźle, nieźle. No to teraz trochę informacji. Zacząłem przeglądać jej tablicę i okazało się, że po angielsku też jej się zdarza tam napisać. Ohoho... ładnych rzeczy się dowiaduje o sobie. „Gay-Jay”. Chyba dam to do jakiegoś tłumacza, bo pewnie więcej tam jest takich tekstów. Wrzuciłem pierwszy lepszy tekst do translatora google i wyszło „Why is such a gay moron & didn’t play s/t? Let someone hit him on the head with a suitcase”. Że co?! Wytrzeszczyłem oczy i spróbowałem przeczytać raz jeszcze, by zrozumieć tego sens. No dobra, zrozumiałem tylko dlaczego nie gra s/t i że walnąć w głowę walizką. Nieźle. Ale z tego co widziałem wcześniej to raczej chodzi o mnie. Czyli jestem gejem, kretynem i czemu nie gram s/t? Jakiego kurde s/t? ... o cholera! No tak! Self tilted. Pierwszy album. Hym… czyli to wielka fanka mojego pierwszego krążka. Ale i tak dam to do tłumacza. Wszystko dam, muszę w końcu wiedzieć co o mnie sądziła, nie? Zerknąłem na zegarek. 3 w nocy. Cholera... trzeba by iść spać. Odłożyłem laptopa, wcześniej go wyłączając, na szafkę i wlazłem pod kołdrę. Jak zimno! Gdy dotknąłem głową poduszki zasnąłem. Przez całą noc męczyły mnie koszmary. Gdy w końcu się obudziłem, nie pamiętałem niczego prócz zapłakanej Klaudii. Szlag by to trafił, że aż tak się tym przejmuję. Chyba starzeję się, skoro już nawet nie mogę normalnie spać przez moje wyrzuty sumienia. Świat normalnie się kończy. Wziąłem do ręki blackberry i spojrzałem, że jest dopiero 6 rano. Za 2 godziny miała być pobudka, a o 10 wyjazd. Ech... Co ja teraz zrobię. Mam aż 2 godziny. Te wyrzuty sumienia nie dadzą mi zasnąć, więc ponowne zamknięcie powiek i odpłynięcie odpada. Można by było coś zrobić z teledyskiem, jednak zupełnie nie miałem na to ochoty, a nie chciałem go zniszczyć złym humorem. Postanowiłem, więc zająć się moimi kontami na twitterze i facebooku oraz stroną internetową. Wszedłem w zdjęcia i wybrałem jedno z wcześniejszego spaceru nad rzekę. Przedstawiało ono stadion Manchesteru. Wgrałem je i zmniejszyłem w photoshopie do łatwych w użyciu rozmiarów oraz dodałem swój podpis w prawym dolnym rogu. Szybko wrzuciłem je na stronę i zająłem się twitterem. Najpierw ten oficjalny. Zretwittowałem kilka postów i odpowiedziałem chyba jakiejś dziewczynie na pytanie kiedy pojawimy się w Stanach. Ech... jakby nie mogli poczytać naszej strony, gdzie wszystko było napisane. No mniejsza. Potem twitter mojego drugiego ja. Napisałem tylko, że wróciłem na chwilkę i żeby wchodzili na facebooka. Gdy tylko pożegnałem się z twitterem postanowiłem zmienić sobie zdjęcie profilowe. Wyszukałem jakieś fajne z czasów abl’ki i wgrałem je. Zerknąłem na pocztę. 76 wiadomości. Powodzenia człowieku. Pododawałem kilku ludzi do znajomych i skomentowałem jeden ze statusów na mojej tablicy. Dobra, koniec tego dobrego. Bart musi popatrzeć na profil swojej córki.- mruknąłem sam do siebie i wpisałem jej imię i nazwisko w wyszukiwarkę. Teraz czas popatrzeć na informacje o niej. Polka, zamieszkała w Warszawie. 26 lutego ma urodziny. Chodzi do jakiegoś liceum, interesuje się jeździectwem. Hym... uśmiechnąłem się widząc jakich zespołów słucha. Całkiem dobry gust. Trochę zawiodłem się przy książkach, bo napisała ogólnikami, a jej ulubionego autora nie znałem. W filmach też wiało straszną pustką. Trzeba będzie młodą dokształcić. Spostrzegłem, że też ma twittera, więc odruchowo wpisałem jej nick i wyskoczyły mi jej twitty. o mało co się nie zakrztusiłem czytając pierwszy z nich. Zapamiętałem sobie, żeby nigdy nie pić jeśli czytam coś jej autorstwa. Ale to wredne i czepiające się wszystkiego dziecko. Po 5 twittach zaczęło mi się podnosić ciśnienie. Ja kretynem?! Z wściekłością zamknąłem laptopa nie mogąc już dłużej na to patrzeć. Skoro mnie tak nie lubi to dlaczego... Wziąłem głęboki oddech i wstałem z łóżka. Za 15 minut będzie 7 rano... nie jest źle. Godzina spędzona przed kompem na niczym. Nienawidzę tak bezczynnie marnować czasu. Cóż, było minęło. Ciepła woda pod prysznicem zrelaksowała mnie na tyle, że gdy wychodziłem z pokoju czułem wszechogarniający spokój. Pomyślałem o Shannonie i Klaudii. Nic, zero złości. Jedynie trochę żałowałem, że się tak zachowałem, ale wybaczą. W końcu z Shannem to nie pierwszy raz się kłócę, a małą jakoś przekabacę. Stanąłem przed windą i nucąc sobie pod nosem Joy Division czekałem aż nadjedzie. Miałem ochotę na dobre, syte śniadanie. Bardzo lubiłem ten hotel, bo dawali w nim śniadanie vegańskie i to całkiem porządne. Jednak ciągle gdzieś z tyłu głowy obijała mi się myśl, by pójść do brata. Odmawiałem sobie tej przyjemności (konfrontacja z samego rana z bratem mogła się źle zakończyć) do czasu aż nie nadjechała winda. Gdy tylko drzwi się otworzyły, odwróciłem się i poszedłem korytarzem w stronę pokoju, w którym mieszkał mój brat. Już chciałem zapukać, lecz usłyszałem głosy. Zdziwiony zamarłem w bezruchu. No tak... pewnie Shannon zaprosił na noc jakąś laskę, nie był tak głupi jak ja. Nagle drzwi się otworzyły, a ja oniemiałem. Stała za nimi Klaudia, która widząc mnie cofnęłam się do tyłu i wpadła na mojego brata. O boże święty... To nie mogła być prawda! Lecz widząc jej strój, a raczej praktyczny jego brak... miała na sobie tylko szlafrok. Zabiję go! Kurwa, zabiję! Wściekłość zalała całe moje wnętrze. Czułem jak drżą mi mięśnie i jak są napięte do granic możliwości. Żeby zaliczyć moją córkę... zresztą ona też nie lepsza. A myślałem... Pierdolić to co myślałem! Zabiję ich obydwoje! W całej tej złości przypomniałem sobie, że nie mogę tak nerwowo reagować. Zresztą może to przypadek, że akurat... Jasne! Jak znam Shannona to był taki przypadek, jak to że tu byłem. Jednak postanowiłem zapytać się co to ma znaczyć. Nagle poczułem, jak ktoś mnie popycha do tyłu i zobaczyłem, że Klaudia próbuje uciec do swojego pokoju. O nie młoda! Nie pozwolę tak się traktować. W ostatniej chwili złapałem ją za nadgarstek, a ona natychmiastowo się odwróciła do mnie i warknęła na mnie tak, że od razu puściłem jej rękę odsuwając się. Znów przypomniało mi się, jak prosiła mnie żebym ją puścił... tym razem od razu to zrobiłem, nie chcąc popełnić tego samego błędu. Od razu to wykorzystała i odeszła w stronę swojego pokoju.
-          Ej! Ty z nim...- zacząłem niepewnie, nie wiedząc jak o to zapytać, lecz ona mnie ignorowała.- Klaudia! Chodź tu natychmiast!
 Lecz dziewczyna nawet się nie odwróciła. Jedyne co zobaczyłem to środkowe palce skierowane w moją stronę, a chwilę później zniknęła w swoim pokoju. Pięknie! Został mi tylko Shannon, więc szybko odwróciłem się do niego.
-          Czekaj, czy wy?- zapytałem z kolei jego, lecz i on pokazał mi fucka zatrzaskując drzwi przed nosem.
 Cholera jasna! Nie wiem o co tu chodzi, ale się dowiem! I obydwoje macie u mnie przejebane kochani!- szepnąłem patrząc się na zamknięte drzwi.- Obydwoje!
  ________________________________________


To taki mały gift, skoro mam cały napisany już od ponad tyg to why nie dać? A poza tym nie wiem czy dam radę wejść na kompa tak by wrzucić rozdział…so macie i się cieszcie! :) Szczerze mówiąc zdziwiły mnie Wasze komentarze, bo ja we wszystkich opkach czytam właśnie jaki to on jest okropny, a nie miły i dobry. Co do nawracanych fg, to miałam jednego takiego którego udało się nawrócić. Ryly…ale to normalnie RARE xD Bardzo mnie cieszy, że podoba Wam się wizja mojego Szynka. Ech…fajnie by było gdyby był taki naprawdę :) Kto wie, może jest :)




Tym razem rozdzialik dedykuję Tynncee (ej jak to się odmienia?XD + Twojej siostrze i mamie) a także i Lea’i! Dzięki dziewczyny za wszystkie wasze komentarze i opinie! Wiele dla mnie znaczą! :)



PS. Zrobiłam twittera specjalnie dla tego opo. Tam możecie mnie o wszystko pytać w związku z ITW a także będę tam uśmieszać jakieś nowości, fragmenty i powiadamiać o nowych rozdziałach! Zapraszam! (link z lewej strony w „kontakt”) ;)

10 komentarzy:

  1. Dziewczyno… Ty to potrafisz zaciekawić czytelnika! Z niecierpliwością czekam na każdy nowy rozdział i gdy tylko takowy się pojawia to kończę go z miną oznaczającą tylko i wyłącznie ,,KU*WA DLACZEGO TAKIE KRÓTKIE??” albo ,,WTF?!”. A dzisiaj było zdecydowanie to drugie. Wręcz podwójne wtf. Już nie mogę się doczekać następnego!!!
    -brennan

    OdpowiedzUsuń
  2. Śledzę Twóje opowiadanie od jakiegoś czasu…nigdy nie czytam blogów. Każdy blog z jakim miałam styczność i który zawierał jakieś opowiadanie, a tym bardziej z marsami w roli głównej był tanim romansidłem gł bohaterki(oczywiście nastolatki i fanki batonów) z nikim innym jak Jaredzikiem. Twój na prawdę jest wyjątkowy. Uważam, że warto pośwęcic swoj czas na przeczytanie go:) Oczywiscie jest w nim kilka rzeczy, ktore mnie sie nie podobaja, albo nad ktorymi sie zastanawiam. Jednak calosc jest baaaaardzo na tak:)
    Tylko droga autorko… dzisiaj mnie zawiodłas musze przyznac szczerze. Nie pisze Ci tego, zeby sprawic Ci przykrosc (bo kazdy chyba sie ze mna zgodzi, ze potrafisz pisac a to opowiadanie jest zajebiste) ale dlatego, bo krytyka podobno jest cenniejsza od pochwał:) Ja osobiscie uwazam, ze przegielas z Jaredem. Tzn…cala sprawa z tym jak sie zachowal i ten watek-fajny pomysł. Ale gdyby tak porownac sposob wypowiadania sie i reagowania na rozne sprawy glownej bohaterki(ktora ma 18 lat i ewidentnie przechodzi okres buntu) a Jareda Leto (dojrzalego, znanego mezczyzne) to…no zero róznicy. To samo slownictwo, co chwile przeklenstwa, jakies troche..hm , przepraszam ale troche tanie wypowiedzi. Caly ten jego dialog bardziej pasuje do charakteru i slownictwa Klaudii niz do niego.
    Przepraszam, jesli Cie jakos urazilam, mam nadzieje, ze nie:)
    Po prostu uwazam, ze zle troche Jareda wykreowalas w tym rozdziale. Tyle.
    Pozdrawiam:) i czekam jak zwykle niecierpliwie na kolejny rozdzial:)
    -monika

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze wiedziałam, że J ma coś z mózgiem, a raczej z tym, że niestety nie ma go wcale :D I jak ładnie tu to widać :D Szkoda, że np. Braxiu mu nie wpierdolił za Ciebie, czy coś :D
    Zastanawiają mnie te tabletki. Mam nadzieję, że się dowiem tego na gg jak będziesz :D
    Aaaa! :D Coś mi się wydaje, że najlepszą formą przeprosin byłoby zagranie czegoś z ”life” w tekście :D No i teraz myśli co ja mam na myśli, bo mają kilka piosenek z tym słowem :D Ale ja wiem, że mimo wszystko jest z Ciebie mądra dziewczynka i od razu na to wpadniesz :D
    Oooo :D I mój translator nawet się tu znalazł :D Wgl. ja mam nadzieję, że o tym tłumaczeniu to będzie dużo bo to jest bardzo ciekawe :D Zwłaszcza Twoje twity do niego po polsku xDDD
    No i to na końcu :D Hahaha :D Ja mam nadzieję, że do niczego nie doszło. Z reszta, Shann mimo swojego niewyżycia seksualnego raczej nie przeleciałby adoptowanej córki swojego brata, nawet w takiej sytuacji, gdy młodszy nie liczy się z jej uczuciami. Bo mimo tego, że widziałam to jego foto na tym łóżku z 4 napalonymi dziewojami, to on by się tak nie zachował. Tak mi się wydaje. Z resztą, starszy jest i ma mózg w przeciwieństwie do młodszego. Niestety, popełnia wielki błąd za każdym razem gdy mu go pożycza (mam na myśli np. to ostanie foto jak z tej restauracji wychodzili, gdy J wyglądał jak człowiek (co mu się rzadko ostatnio zdarza), a Shann… no on i Jacyków są w zmowie :D).
    Niech ten dramacik utrzyma się przez kilka części :D
    *serduszka*
    -cam.

    OdpowiedzUsuń
  4. JEJJJJ! DZIĘKUJE CI BARDZO ZA DEDYKACJE! (w imieniu moim, mamy i siostry ;p)to bardzo miłe, nawet nie wiesz jak mi tym poprawilas humor i jaki to byl zaskok na koniec rozdziału :D

    ciagle budowane jest napiecie, jared to jak nie jared ( w sensie nie wyobrazalam go sobie jako czlowieka, ktory moze miec takie napady wscieklosci), ale w sumie jak to facet. nie wiem czemu, ale zawsze te klotnie pomiedzy letosami przypominaja mi „walki” kogutów xd
    fajnie, ze niektore chaptery sa z punktu widzenia jareda (a moze napiszesz kiedys taki oczami Shanimala albo Tomo? :D)
    poza tym oczywiscie nie moge doczekac sie kolejnej partii opowiesci! i zaraz ogarne twittera ;)

    pozdrawiam! ;******
    -tynnkaa

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam dopiero dzisiaj bo wczoraj moja koncentracja była silnie zaburzona przez ból głowy. A więc (tak wiem nie zaczyna się zdania od „a więc” :P) jak dla mnie to jeden z lepszych rozdziałów. Genialnie opisałaś odczucia Jared’a co do koncertu. Na pewno czasami tak właśnie się czuje. To podkreślenie machinalności jego zachowania (rozmów z publiką, ruchów) jak dla mnie cudeńko. Co do m&g podoba mi się stosunek starszego Leto do tego typu spotkań. Jest po prostu ludzki. W odróżnieniu od braciszka uważa to za naciąganie fanów na dodatkowe koszta (sama tak to widzę i w życiu nie zakupiłabym takiego pakietu). Rozwalił mnie chłopak z facjatą Jay’a na brzuchu :D Co jeszcze …. reakcja Jared’a na wpisy Klaudii boska :D Jestem ciekawa co wydarzyło się między nią, a Shannon’em (raczej wątpię by był to seks )No nic niecierpliwie czekam na kolejny rozdział .
    PS: Dzięki, że rozdziały są takie długie ;*
    -marion

    OdpowiedzUsuń
  6. jeju, strasznie dziękuję za dedykację! nawet nie wiesz jak mi się miło zrobiło ;* ale się ubawiałam przy „Lea’i” xD wystarczy Lei :)
    no, no, ja zaraz chyba na jakiś odwyk będę musiała się wybrać, bo uzależniona jestem nieźle od tego opo… za każdym razem jak kończę czytać rozdział coś mnie trafia, że nie mogę czytać dalej, tylko czekać, a ja strasznie czekać nie lubię, ale czasami warto, dlatego staram się cierpliwie wytrzymać, bo dla twojej twórczości naprawdę warto :)
    rozwaliło mnie, gdy Gay się wkurzył, że Shann nie chce jego przeprosin przyjąć i to jego „no świetnie!” po czym jako czynność odruchowa – poprawienie irokeza xD
    -lea

    OdpowiedzUsuń
  7. ŚWIETNY! ;) Zazwyczaj kiedy dziewczyna pisze z perspektywy mężczyzny, to cały czas pojawia się np. ‘pojechałAM’ zamiast ‘pojechałem’ itp. , a u ciebie zauważyłam chyba tylko ze 2 takie błędy ;D To b. dobrze ;) Jareczek zdenerwowany, ale chociaż mu to dało do myślenia, że może wypadało by zacząć kontrolować swoje emocje i dowiedzieć się czegoś o podopiecznej… ;) A sama końcówka interesująca ;) od razu wiadomo, że Jaredowi tylko jedno w głowie xd
    Fajnie, e założyłaś konto specjalnie do tego opowiadania ;)) pozdrawiam, Agi ;)
    PS dawaj coś nowego szybko! ;p
    -agi

    OdpowiedzUsuń
  8. Czekam na kolejne rozdziały. A jeżeli za szybko skończysz to przyrzekam, że znajdę Cię o obrzucę walizkami! xD
    -musicisoxygen

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetnie przemyślane, i dobrze napisane. Podoba mi sie bardzo bo morzna się uśmiać, opowiadanie trzyma w napięciu i jestem ciekawa co w 16 roz. będzie :D A błędów się nie czepiam bo sama nie jestem lepsza. Życzę udanego pisania .
    -asia

    OdpowiedzUsuń
  10. Po pierwsze czuje sie oburzona stwierdzeniem ze robimy wszystko co chce Gej na koncercie. Chyba robimy wszystko, zeby go wkurzyc;)
    Robimy corcia dokladnie odwrotnie.
    Jezeli w ogole go sluchamy. Zauwazamy go jak nam zaslania Szyneczke I Timmmmmuusssiaaa:)
    Czasami czlowiek sie na niego gapi bo jak tutaj sie nie gapic na takiego dziwolaga z kogutem na glowie w kolorze rozowy… Ups przepraszam…cyklameno… Ups przepraszam again… Pomagrrenateee.

    Po drugie ma wpier…l za bycie gnida. Again. I krzyczenie na Bohaterke i Shannona.
    Zbiorowy foch druzyny na Geja jest cudny i podejrzewam, ze nie taki daleki od prawdy. Pewnie od czasu do czasu fochaja sie na niego;)

    I podwojny ptak od Claudii I Shannona *love it*
    -mama

    OdpowiedzUsuń