16 listopada 2014

Chapter 85 „Tańczysz jak pingwin”

Chapter 85

ROZDZIAŁ OCZAMI JAREDA LETO

„Tańczysz jak pingwin”

Uśmiechnąłem się do kelnerki, która podała mi drinka. Udawałem, że nie zauważam jak wszystkie dziewczyny wokół mnie robią maślane oczy i wzdychają na mój widok. Chyba nie jest ze mną tak źle, skoro 90% wodzi za mną w ten sposób wzrokiem.
- Mówiłaś, że przyjechałaś tu dorobić?- zwróciłem się w stronę niewysokiej, ale za to obdarzonej dużym biustem blondynki.
- Tak. Prowadzę wodny aerobik. Może byś chciał przyjść na 12, duży basen.- zamrugała zalotnie swoimi długimi przyklejanymi rzęsami.
- Czemu nie. Może wpadnę.- mruknąłem do kolorowej szklanki, po czym podniosłem wzrok tym razem ją obdarzając moim najseksowniejszym spojrzeniem.
- Hym… ten drink zaraz będzie ciepły.- zauważyła dziewczyna stojąca za barem.
- Ups, prawda!- przyznałem jej rację i szybko wziąłem drugą kolorową szklaneczkę. – To do zobaczenia na basenie.-pożegnałem się z instruktorką aerobiku.
Czym prędzej ruszyłem do leżaków, które stały z boku basenu, pod palmami. Wiedziałem, że Klaudia zrobi mi zaraz awanturę, bo w sumie ile można czekać na głupiego drinka… I tak jak myślałem, gdy mnie tylko zobaczyła to zaczęła się drzeć.
- Jared! Zapomniałeś może, że czekam na coś do picia?! Ciebie o coś prosić! No cholera jasna!
- Yyy… kolejka była.
- Tak? Ja widziałam, że zaledwie dwie osoby tam siedziały. Poza tym nawet jeśli była to 30 minut to chyba przesada, nie sądzisz?- warknęła zabierając mi z ręki napój.
Wzruszyłem ramionami i położyłem się na leżaku. Przyjechałem tu by odpocząć, by polenić się, a tak naprawdę to pracować. Oczywiście nie powiem tego młodej, bo się wkurzy, ale przyjechałem tu by zobaczyć jak wyglądają takie wakacje od strony klienta biura turystycznego. A wszystko to, bo muszę napisać scenariusz do teledysku dla kolegi, który właśnie chce historię w takim klimacie. Może jakaś sytuacja stąd mnie zainspiruje? Kto wie. A tymczasem trzeba chwilę poopalać się na słońcu.  Akurat gdy się wygodnie położyłem, zaczął dzwonić mi telefon. Przekląłem w myślach i wyciągnąłem rękę po blackberry. Shannon.
- Czego bracie?
- Jak ty się do mnie zwracasz? Zero szacunku do starszego!- zaczął biadolić.
- Dobra, dobra. O co chodzi?
- Będę jednak jutro około 10 rano u was. Szybciej się uwinęliśmy i no jakoś tak mi śpieszno do was.
- Wolę nie pytać czemu.- zaśmiałem się.- Okey, my wtedy będziemy już na basenie, albo nad morzem…
- Na basenie. Tam przynajmniej was znajdę. Dobra to ci nie przeszkadzam.
- Pa!- powiedziałem i nie czekając na jego odpowiedź rozłączyłem się.
Oczywiście musiałem zignorować pytające spojrzenie Klaudii i wziąłem do ręki książkę. W końcu mam na nią czas. Lektura tak bardzo mnie pochłonęła, że dopiero około 14, za namową mojego dziecka wstałem z leżaka i poszedłem popływać, by później udać się z Klaudią do restauracji przy basenie. Kompletnie nie chciało mi się jeść, ale wiedziałem, że muszę. Inaczej może to się skończyć mało przyjemnie dla mnie. Zarówno ze strony zdrowotnej jak i tej rodzinnej.
- Może jakiś makaron? Coś lekkiego, bo na kolacje zjemy coś porządniejszego, co o tym sądzisz?- zapytała szatynka wychylając się znad karty dań.- Czy mógłbyś coś odpowiedzieć? Jesteś dziś okropny…
- Może być makaron.
Gdyby jej wzrok mógł zabijać, właśnie padałbym martwy. Była wściekła i widać to było chyba z odległości kilometra. Ale co ja miałem zrobić? Pierwszy raz od dawna mam taki dzień, że nie wiem co ze sobą zrobić, zero planów. Dziwnie się z tym wszystkim czuję. Poza tym, mimo że staram się tego nie robić, wciąż myślę o Fancy. A najgorsze jest w tym to, że jest tylko jeden sposób, by o niej zapomnieć.
- Zaraz wyjdę jeśli nie powiesz co chcesz.- zagroziła małolata.
- Weź mi wegetariańską pizzę.- mruknąłem.
- Pizzę? Oszalałe… Hym… Poproszę dużą wegetariańską pizzę.- zwróciła się do kelnera.- I butelkę niegazowanej wody.
- Gazowanej.- powiedziałem z naciskiem.
- Niegazowanej.- zakończyła ostro, a gdy kelner odszedł zapytała.- Co się z tobą dzieje? To przez Fancy?
- Nie.- skłamałem.- Dawno nie miałem wolnego dnia i jakoś się źle z tym czuję.
- Paranoja.- skwitowała.
Reszta dnia minęła nam na nudzeniu się. Klaudia trochę popływała w basenie, ja dokończyłem książkę… A potem jej zniknąłem, bo Wright nie dawała mi spokoju. Zabrałem kapelusz, który natychmiast włożyłem na głowę i zszedłem schodkami na plażę. Musiałem zastanowić się co teraz chcę zrobić ze swoim życiem, bo nie powiem, ta weterynarz przewróciła mi je do góry nogami. Byłem z nią szczęśliwy, rzadko się kłóciliśmy, czułem się bezpiecznie i tak wyjątkowo. Nigdy wcześniej tego nie doświadczyłem. A ona mi mówi, że musi wrócić, że klinika jest ważniejsza. Poczułem się jak wyrzucony na bruk pies. Ale zrozumiałbym jakby powiedziała, że to na chwilę. A ona, że już na zawsze. Jak ja miałem inaczej zareagować? Nagle poczułem uderzenie w głowę. Złapałem się za nią próbując drugą ręką złapać spadający kapelusz.
- O boże! Przepraszam! Nie chciałam!
Słysząc ten damski głos odwróciłem się w stronę, z której nadbiegał i ujrzałem śliczną, ale to naprawdę śliczną, dziewczynę i długich rudych włosach związanych w koński ogon. Ale ja mam dziś szczęście, co rusz jakieś ładne panienki się wokół mnie kręcą.
- Nic panu nie jest?- zapytała podbiegając do mnie.
- Chyba przeżyję.- odpowiedziałem uśmiechając się krzywo, bo głowa naprawdę mnie bolała.
- Naprawdę mi przykro.
- Spoko, nic się nie stało. Gracie w siatkówkę?
- Tak sobie odbijamy, może zechcesz się dołączyć?- zapytała niepewnie.
- Jared jestem.
- Daria.- odpowiedziała już z szerszym uśmiechem.- To co? Zapraszamy do gry.
I w ten oto sposób zapomniałem na chwilę o moich problemach oraz tym, że mam tyle lat ile mam. Zresztą one pewnie nawet nie wiedziały, że mógłbym być ich ojcem. Daria przedstawiła mi swoją koleżankę Agnes i tak rozpoczął się mój mały romans. Nie powiem, obydwie były śliczne i urocze. No i głupie jak na ich młodość przystało, ale pewnie z wiekiem się zmienią. Ja też byłem naiwny jak miałem 20 lat. Wszystko szło dobrze, jedna już praktycznie na samym początku była w stanie wskoczyć mi do łóżka, drugą musiałem trochę dłużej przekonywać, ale i tak by się zgodziła. W końcu nikt nie jest w stanie odmówić Jaredowi Leto. No prawie nikt… Ta właśnie osoba rozwaliła mój jakże dobrze się zapowiadający wieczór. Nie wiem jak to jest ale Klaudia jak nikt, potrafi wszystko popsuć.
- Tatusiu, gdzie ty byłeś?- zapytała zachodząc mnie od tyłu i patrząc niewinnie na mnie.
 Dziewczyny od razu zaczęły przyglądać mi się uważniej.
- Obiecałeś zjeść wspólnie kolację i… znalazłeś mi koleżanki? Cześć, jestem Klaudia!- powiedziała uśmiechając się radośnie do nich.
- Eeee…cześć!- odpowiedziały patrząc to raz na nią to na mnie.
- Muszę z tatą iść, mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś zobaczymy.- powiedziała i odciągnęła mnie od nich.- Znowu zaczynasz?! Ile one miały lat? Przynajmniej 18?
- Klaudia, jestem dorosły i nie waż mi się tak zrobić po raz drugi!- warknąłem wściekły.
- To przestań tak robić. Proszę.- dodała patrząc na mnie smutno.
Nic nie odpowiedziałem. Byłem na nią zły. Na siebie też. Co za beznadziejny dzień. Chyba ten wyjazd nie był takim dobrym pomysłem. W sumie już sam nie wiem po co tu jestem. Pieprzyć pracę, wakacje. Pójdę dziś do baru i się upiję, tak jak kiedyś, dawno dawno temu. W dupie mam moje zdrowe i że te tabloidy będą się o tym rozpisywać przez miesiąc. Tak zrobię. Ale wpierw kolacja. Ona na szczęście minęła w miarę spokojnie. Jedzenie było średnie, ale cóż zrobić, nie maja tu knajpy z gwiazdkami Michelina. Albo przynajmniej z jedną gwiazdką. Ale wszystko zjadłem, w końcu córka patrzyła na mnie. Czasami zastanawiałem się co by było gdybym jej nie poznał. Kto by mnie tak zmuszał do jedzenia, gdy Shannona nie byłoby w pobliżu. Pewnie Emma nie dałaby rady mnie na mówić. Za spokojna i łagodna ona jest dla mnie. 
- Idziemy na miasto?- zapytała szatynka.
- W sumie możemy.- odpowiedziałem chcąc mieć święty spokój.
- Super, to ja tylko skoczę do toalety.
Gdy odeszła, pojawiła się w korytarzu ta dziewczyna od aerobiku. Nie zdążyłem się schować, więc gdy podeszła użyłem swojego zniewalającego uśmiechu. Tak na zaś, bo domyślałem się, że będzie mieć pretensje, bo nie poszedłem o tej 12 na basen.
- Szkoda, że cię nie było.
- Niestety akurat wtedy miałem rozmowę biznesową, w sumie to konferencje i nie było jak.- skłamałem.
- To może pójdziemy na spacer do miasta?
- Wiesz…
- Masz kogoś.
- Nie, nie mam. – odpowiedziałem nie wiem po co.
- To może zamiast do miasta to pójdziemy do jakiegoś baru, tu niedaleko jest fajne miejsce.- szepnęła mi do ucha lekko muskając je wargami, co bardzo mi się spodobało.
- Hym… zastanowię się, w sumie to chętnie, ale...
Przerwałem widząc, że Klaudia stoi przed nami i patrzy na mnie z taką wściekłością, że natychmiast się wyprostowałem. Instruktorka chyba domyśliła się, że lepiej będzie odejść, w sumie nawet głupi by to odczytał po pozie przybranej przez moją córkę.
-          Wiesz co! Wolisz czas spędzać z jakimiś obcymi laskami niż ze mną! A przypominam ci, że to miał być NASZ wyjazd! - wykrzyknęła ze łzami w oczach i odwróciła się idąc w stronę swojego pokoju.
 Wzruszyłem ramionami i poszedłem do siebie. Zdjąłem z siebie koszulę i poszedłem do łazienki, by zmyć z siebie ten pot. Szybko założyłem potem nową koszulkę i sprawdzając czy mam przy sobie portfel oraz blackberry wyszedłem z apartamentu. Przelotnie popatrzyłem na zamknięte drzwi do pokoju tej obrażalskiej i szedłem po schodach. Szedłem ulicą rozglądając się na boki i zastanawiając, który klub wybrać. Godzina była młoda, dopiero 20sta, więc ludzi na ulicy było sporo. Wtedy zauważyłem klub do którego była dość długa kolejka. A co mi tam. Noc jest młoda, więc mogę postać, stary nie jestem. Czemu ten klub? Nie było to spowodowane długą kolejką czy jego zewnętrznym wyglądem, który zdecydowanie zachęcał do wejścia do środka. Chodziło o nazwę. Klub nazywał się „The Bitter End”, a nazwa ta kojarzyła mi się z pewnym pubem w Anglii o tej samej nazwie. No i oczywiście ze wspaniałym teledyskiem oraz piosenką Placebo. To był nasz pierwszy pobyt w Europie, po pierwszym koncercie w Londynie. Przyjęcie uświetniające nasz sukces odbywało się w autokarach, ale ja z Shannonem stwierdziliśmy, że czas zabawić się na mieście. Idąc opustoszałymi ulicami, jakieś mało znanej dzielnicy tej wielkiej metropolii, natrafiliśmy na szyld z napisem „The Bitter End”, a pod nim widniała kręta łodyga pnącej się wokół napisu róży. Stwierdzając, że nic innego nie jest otwarte, weszliśmy tam. Bawiliśmy się tam aż do samego rana, zresztą znaleźliśmy niezłą ekipę, ludzi z którymi zadaję się po dziś dzień. Otrząsnąłem się z myśli i zobaczyłem, że jestem już w połowie kolejki. Jakieś dwie dziewczyny co chwila zerkały w moją stronę z nieśmiałymi uśmieszkami. Obydwie tlenione blondynki, cycate i ze zgrabnymi nogami. Posłałem im mój tajemniczy, a zarazem perwersyjny uśmiech. Zachichotały i odwróciły się ode mnie. Spojrzałem na ulice i zobaczyłem znajomą osobę, która także mnie rozpoznała. Podszedł do mnie o pół głowy wyższy mężczyzna o bujnych, kiedyś czarny, obecnie siwych włosach. Był ode mnie o 10 lat straszy, ale i tak nie wyglądał na swój wiek. U jego boku kroczyła śliczna długowłosa dziewczyna w krótkiej sukience w groszki. Miałam na twarzy lekki makijaż podkreślający jej delikatną urodę i bardzo młode rysy twarzy. Ciekawe kim była...
-          Cześć Kay! Jak się trzymasz?- zapytał uśmiechając się do mnie radośnie.
-          A dobrze, Jack. Mam właśnie wakacje.
-          No to widzę, że dobrze je spędzasz. To jest moja córka, Nicole.- przedstawił nas sobie.
-          Cześć, Jared.- przywitałem się z dziewczyną podając jej rękę.
 Chwilę jeszcze rozmawialiśmy, a potem Jack poszedł z Nicole w stronę bardziej rodzinnej części ulicy. Dziewczyna miała 15 lat, a wyglądała na jakieś 20. Heh, jakie to śmieszne, że moja córka ma 19 lat, a wygląda właśnie na tyle ile miała ta blondyneczka. Znów odwróciłem głowę w stronę tych dwóch dziewczyn, które wciąż mi się przypatrywały. Oblizałem językiem wargi, a one puściły mi oczko. Jacy niektórzy ludzie są prości do zdobycia to jest wprost niepojęte. Po 15 minutach w końcu znalazłem się w środku klubu, który był urządzony w bardzo jasnych, jaskrawych barwach. Od razu napotkałem te dwie dziewczyny, które wypinając swoje biusty zaproponowały mi ich stolik. Wzruszyłem ramionami i poszedłem za nimi. Gdy podeszła do nas kelnerka, zamówiłem swój ulubiony drink, a dla dziewczyn jakieś o dziwnej nazwie i rozparłem się na kanapie. Próbowałem poprowadzić chociaż przez chwilę normalną konwersację, ale były one na to za głupie. Nie jestem człowiekiem, który od razu się poddaje, ale po prostu nie było sensu ciągnąć je za języki. No chyba, że w innym, mniej potocznym, a bardziej fizycznym znaczeniu. Trzeba przyznać, że ta po mojej lewej miała naprawdę sprawny język. Lecz zamiast skupiać się na tym co robiły, ja wciąż przewijałem w głowie moment z naszej rozmowy z Jack’iem, gdy mówiąc coś przytulił do boku swoją córkę, a ona powiedziała, że jest z niego dumna. Ja ze swoją nawet nie chcę spędzić czasu, bo wolę wybrać się na panienki. Gdy dłoń dziewczyny po prawej znalazła się na moim kroczu, szybko odsunąłem ją z tego miejsca i wstałem.
-          Gdzie idziesz?- jęknęły w tym samym momencie.
-          Do córki.- odpowiedziałem i zostawiłem na stoliku dwa banknoty.
-          Masz dziecko?- zapytała ta trochę mądrzejsza.
-          Mam.
-          Ale z ciebie świnia.- odpowiedziały znów w tym samym czasie i także wstały.
 Wzruszyłem ramionami i przecisnąłem się do wyjścia. Gdy tylko to zrobiłem, szybkim krokiem udałem się na koniec tej głównej ulicy i wszedłem do mojego hotelu. Zapukałem do drzwi Klaudii, lecz odpowiedziała mi cisza. Ponowiłem czynność i w końcu usłyszałem hałas za drzwiami. Chwilę później otworzyły się ukazując dziewczynę w piżamie.
-          Czego?- prychnęła.
-          Klaudia, nie takim tonem.- powiedziałem patrząc jak ziewa.
 Jej twarz natychmiast zastygła w napięciu, a w oczach zobaczyłem znajome ogniki złości. Jednak nie odezwała się, jak miała w zwyczaju.
-          Śpisz już?- zapytałem.- Mogę wejść?
 Nie odpowiadając przepuściła mnie w drzwiach. Nie miała za wesołej miny, ale starałem się, naprawdę.
-          Śmierdzisz alkoholem.- powiedziała w pewnym momencie.
-          Ej, wypiłem tylko jednego drinka.
-          Nie obchodzi mnie to. Czego chcesz? Któraś z lasek nie chciała dać ci dupy i przyszedłeś się pożalić?
 Aż mnie zamurowało po tych słowach. Rozumiałem, że dziewczyna mogła być na mnie zła, obrażona, a nawet wściekła, ale to nie dawało jej prawa do wypowiadania takich rzeczy. Lecz tym razem postanowiłem jej darować i zignorowałem to.
-          Nie. Przyszedłem, bo chciałbym spędzić z tobą trochę czasu.- odpowiedziałem szczerze.- Jest dopiero 22:30, więc może dasz się gdzieś jeszcze zaprosić?
 Szatynka otworzyła szerzej oczy i zaczęła się zastanawiać. To było do niej niepodobne, bo zazwyczaj od razu mówiła, że mam spadać. Gdy popatrzyłem w jej oczy, ujrzałem w nich obawę i zmartwienie. Podeszła do mnie i kazała mi usiąść na łóżku. Chwilę później kucnęła przede mną, a moje serce zaczęło jeszcze szybciej bić. Boże, co ona chce zrobić?! Przecież jest moją córką...
-          Dodali ci coś do tego drinka chyba.- powiedziała z troską i oparła się łokciami o moje kolana.- Patrz mi w oczy.
 Nagle cały stres opuścił moje ciało, przez co zacząłem się śmiać i położyłem na łóżku. Zdziwiona dziewczyna wstała, a ja nie mogłem powstrzymać kolejnych salw śmiechu. Ale ja jestem głupi i cholernie zboczony. Musze zacząć nad sobą panować, bo to może się źle skończyć.
-          Z czego się śmiejesz?- zapytała zdezorientowana.
-          Nie ważne. – odpowiedziałem wiedząc, że młoda by się wkurzyła gdyby dowiedziała się, co zrodziło się w mojej pustej łepetynie.
-          Mów, bo inaczej zrobię ci krzywdę.
-          Nie mogę ci powiedzieć.
-          Wiesz co boli najbardziej? Jeśli się faceta złapie za krocze i ściśnie. Wiesz jak to boli? Jeśli nie, to się zaraz przekonasz.- zagroziła mi.
 Przestałem się śmiać, bo młoda wcale nie żartowała. Na tyle ją już znałem, że zdołałem zauważać u niej różnicę pomiędzy żartem, a powagą. Chciałem coś wymyślić na poczekaniu, ale akurat nic nie przychodziło mi do głowy.
-          Kiedy ty tak przede mną klęczałaś...- zacząłem zmieszany, lecz następne słowa nie chciały mi przejść przez gardło.- Ty no... przestraszyłem się, że ty...
 Znów te ogniki złości i niedowierzania pojawiły się w jej oczach. Wiedziałem, że tak będzie, dlatego nie chciałem nic mówić.
-          Przepraszam...- powiedziałem wstając.- Ja... wybacz mi moją głupotę.
 Ona jednak stała nieporuszona, lecz jej wyraz twarzy z wściekłego zamienił się na obojętny. Popatrzyłem na zegarek wiszący na ścianie i zauważyłem, że jest już 23. jeśli chcieliśmy jeszcze gdzieś wyjść, musieliśmy zrobić to teraz.
-          Chodź, przynajmniej na spacer.- powiedziałem pewnie.
 W końcu się ruszyła i zniknęła z jakimiś rzeczami w toalecie. Wyszła z niej po 15 minutach ubrana w krótkie białe spodenki i białą koszulową bluzkę z krótkim rękawkiem. Ominęła mnie i na nogi włożyła także białe trampki za kostkę. Odwróciła się w moją stronę i zapytała „idziemy?”. Uśmiechnąłem się szeroko i wyszedłem za nią z pomieszczenia, które ona szybko zamknęła. Po chwili szybkiego marszu, zdecydowałem się do niej zagadać.
-          Naprawdę czuć ode mnie alkohol?
-          Troszeczkę.- odpowiedziała, co uznałem za sukces.
 Po kolejnych paru metrach przybliżyłem się do niej i złapałem ją za dłoń. Stanęła zdziwiona patrząc na mnie wzrokiem, który nic nie rozumiał. Objąłem ją drugim ramieniem i przytuliłem do siebie. Nie protestowała, wręcz przeciwnie. Wtuliła się we mnie i potem cicho wyszeptała.
-          Dziękuję. Myślałam, że już zupełnie zostanę sama.
 Zrobiło mi się cholernie głupio. Rzadko kiedy miałem takie uczucie, jak właśnie w tamtej chwili. Że zawiodłem bliska mi osobę. No i to nie po raz pierwszy. Idąc tak ramię w ramię, zacząłem rozmyślać o całym moim życiu i co ta dziewczyna w nim zmieniła. Na pierwszy rzut oka, nic. Ale gdyby się głębiej przyjrzeć, to zmiany jakie we mnie nastąpiły były ogromne. Zaczynając choćby z wyglądem, przez nią przytyłem i według niej nie wyglądałem teraz jak „chodzący wieszak na ubrania”. Większość moich nawyków pozostała niezmieniona, lecz doszły też nowe. Takie jak rozczochrywanie włosów dziewczyny, oglądanie jej śpiącej czy samo myślenie i martwienie się o nią. Dzięki temu dzieciakowi stałem się uważniejszy, zacząłem pojmować niektóre aspekty życia, o których wcześniej nie miałem pojęcia. Bycie ojcem, ale też i przyjacielem tej dziewczyny zmieniło mnie. Odkryłem nowe przyjemności.
-          Czemu wróciłeś?- zapytała patrząc na mnie.
-          Zdałem sobie sprawę, że za mało spędzamy ze sobą czasu. Chciałbym to naprawić i nawet wpadłem na pewien pomysł.
-          To słucham.
-          Może będziemy spędzać każdą sobotę razem? Zawsze, ty i ja? Oczywiście jeśli będziemy w domu.- dodałem przypominając sobie o nadchodzącej trasie koncertowej.
-          Ale jak to sobie wyobrażasz?- zapytała zdziwiona.
-          Jeszcze nie wiem. Myślę, że to się okaże już w praniu.- odpowiedziałem patrząc na nią.
 Przez chwilę stała zamyślona, lecz potem podniosła głowę i spojrzała mi prosto w oczy.
-          Mnie się podoba. Mat i tak często w soboty wyjeżdża, więc... Ech, dziękuję ci.
 Przytuliłem tę osóbkę i poszliśmy dalej. Spacer nie był długi, ale podczas niego dużo się śmialiśmy i żartowaliśmy. Nawet zaczęliśmy grać w „zgadnij co to za zwierzę”. Dziewczyna zaczęła dziwnie biec podskakując i machać włosami. Pokazała na swoje czoło, a potem na księżyc.
-          Koń?- zapytałem.
 Zaprzeczyła i znów zaczęła skakać.
-          Lama? Osioł? Muł?- pytałem, lecz ciągle było „nie”.- Dobra! Poddaję się!- westchnąłem.
-          Jednorożec!- odpowiedziała patrząc na mnie pełnym wyrzutu spojrzeniem, że nie odgadłem.
-          No to mówiłem, że koń!
-          Chyba ci na mózg już padło, jeśli dla ciebie koń i jednorożec to, to samo zwierzę!
-          Na mózg mi nie padło, bo nie mam czegoś takiego.- zaśmiałem się.
-          Widać to aż nazbyt wyraźnie.- odpowiedziała wystawiając język.
-          Nie wystawiaj języka, bo ci krowa nasika!
-          Tak mówią dzieci w przedszkolu.- zaczęła się śmiać.- Albo „krowa ma dłuższy i się nie chwali”!
-          Ja też mam długi!- powiedziałem uśmiechając się dwuznacznie, a ona znów wystawiła język.- I co go wystawiasz!?
-          Bo mam ładny!- odpowiedziała.
-          Pfff... Ale to mój język jest sławniejszy.- prychnąłem.
-          Do czasu panie Leto!- powiedziała tajemniczo.
-          Coś planujesz?- zapytałem zaciekawiony.
-          Zobaczymy. Dobra, zejdźmy z języków, bo to śliski teren.
-          Chyba śliński teren.
-          Jaki?!
-          Śliński. Od śliny.- zaśmiałem się.
-          Ja pierdolę! Jesteś totalnie powalony! Kocham to!!!
-          Dobra, teraz ja udaję zwierzę. Zgaduj!
 Chwilę stałem zastanawiając się jak pokazać zwierzę, które sobie wybrałem, gdy ona wykrzyknęła.
-          Małpa!
-          Eee... jeszcze nic nie pokazałem.
-          Ups... No dobra, to powiedz jak już zaczniesz.
 Dałem jej znak i zacząłem udawać, że biegam w kółko jakbym miał adhd. Nagle znalazłem patyk, który jej pokazałem wraz z uśmiechem szaleńca.
-          Pies?- zapytała, lecz ja dalej udawałem swoje zwierzę.
 Po chwili odnalazłem drugi patyk, co było prawie niemożliwe w centrum miasta i zacząłem biec za jakimiś dwoma dziewczynami, w krótkich spódniczkach, z wywieszonym językiem. Na szczęście one jednak tego nie zauważyły, a Klaudia tylko zrobiła wielkie oczy.
-          Dobra... nie mam pojęcia.- stwierdziła.
 Przewróciłem oczami i powiedziałem.
-          Shanimal.
 Dziewczyna słysząc to zaczęła się głośno śmiać, zwracając na siebie uwagę reszty ulicy. Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu i ruszyliśmy w drogę powrotną. W drugą stronę natomiast uczyliśmy się kroków tanecznych. Niestety żaden nie wyszedł nam poprawnie, ale... cóż. Nawet odtańczyliśmy makarenę przed jednym klubem i dostaliśmy gromkie brawa. Gdy w końcu dotarliśmy do naszych apartamentów, zaprosiłem dziewczynę do siebie i obydwoje padliśmy na łóżko trzymając się za brzuchy. Już naprawdę nie pamiętam kiedy tak się śmiałem. A raczej przez tak długi czas.
-          Ne... oge... tychać!- powiedziałem, co wywołało kolejną salwę śmiechu ze strony Polki, a co za tym idzie i moją.
-          Umieram! Brzuch mnie boli!- jęknęła wciąż się śmiejąc.
-          To przestań się śmiać!
-          To ty przestań!
-          Nie mogę, bo ty się śmiejesz!
-          A ja nie mogę, bo ty!
-          To na raz dwa trzy powaga!
-          Okej! To raz... Dwa... Trzy!
 I jak się obydwoje spodziewaliśmy wybuchnęliśmy po całej sekundzie ciszy głośnym śmiechem. Jednak w końcu udało nam się trochę uspokoić. Zamknąłem oczy i zacząłem głębiej oddychać, by jak najwięcej tlenu dostało się do moich płuc.
-          O boże! Schudliśmy o jakiś kilogram!- powiedziała dziewczyna.
-          Jak nie więcej. Gasz... To chyba mój rekord. Dwie godziny śmiechu non stop. To lepsze niż seks, bo dłuższe.
-          Nieźle! Pociągnęłabym to dalej, ale nie mam siły.
-          Jakie zwierzę ci się ze mną kojarzy?- zapytałem otwierając oczy i przenosząc się do pozycji siedzącej.
-          Ooo! Zgadnij! Będę udawać!
 Pokiwałem głową i zacząłem patrzeć co ona wyprawia. Dziewczyna wstała z łóżka i mając cały czas sztywne wyprostowane nogi, zaczęła iść przez pokój chwiejnym krokiem przyciskając do siebie także sztywne ramiona. Kojarzyło mi się to z pingwinem, ale co pingwin ma do mnie?
-          Pingwin?
-          No nie! Skąd wiedziałeś?!- powiedziała zawiedziona.
-          Co ma pingwin do mnie?- zapytałem zdziwiony tym, że odgadłem.
-          No chodzisz i tańczysz jak pingwin!- zaśmiała się.
-          Wtf?!
-          Nie złość się tylko.- powiedziała podchodząc do mnie i obejmując ramionami.- Po prostu tak czasem wyglądasz. Brakuje ci tylko fraka.
-          A tobie brakuje porządnego lania!- odpowiedziałem.
-          W twoich ustach zawsze to brzmi perwersyjnie.- zaśmiała się.
-          Nie przeginaj dziecko.- mruknąłem uwalniając się od niej i podchodząc do łóżka.
-          Bo co?- prychnęła stając w wojennej pozie.
-          Bo to!- krzyknąłem rzucając w nią poduszką, przed którą jednak zdążyła się uchylić.
I tak oto po raz kolejny w moim życiu, ja dorosły mężczyzna, stoczyłem wojnę na poduszki z moją także dorosłą córką.

 ___________________________________________
Kolejny rozdział przybliżający mnie do końca. Nie no, jeszcze trochę ich będzie. Jakoś się piszą. Myślę, że może uda mi się trochę sprężyć w zimę. Tak na to liczę. Zobaczy się. 

Rozdział dedykuję Wioli :)






8 komentarzy:

  1. Aaaaa wreszcie nowy rozdział *.* I dziękuję za dedykację <333 I tak będę nadal nalegała, żebyś pisała więcej i częściej ;P Żeby ujawnić tamto "TAJNE/POUFNE" ;))
    Thx xoxo <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak można mnie tak wrednie szantażować??? no cholera jasna...
    nie lubie Cię :<
    weź już kończ to opowiadanie i będzie spokój xD

    phi nie rozumiem jak można się do niego szczerzyć, przecież jest obrzydliwym kościotrupem z wyłupiastymi oczami xD fujka.
    poza tym on nie ma seksownego spojrzenia, ja to bym się przestraszyła gdyby tak na mnie spojrzał xD
    tak bedę go hejtować, nikt mi nie zabroni :D
    przecież ona biedna mogła tam wyschnąć z pragnienie -.- jaki beznadziejny z niego ojciec...
    ja tam bym go oblała tym napojem, a co xD a później wrzuciła do basenu xD i wrzuciła na niego leżak żeby sie utopił xD
    pojechał na wakacje żeby pracować? no idiota, normalnie idiota xD
    och, szkoda że wzrok K nie może zabijać :<
    ojej, Fancy zraniła jego uczucia, biedny, przecież on niczym nie zasłużył żeby jakakolwiek kobieta go tak traktowała, toż to aniol nie człowiek :) a ona przecież nie ma swojego życia i cały czas może przy nim siedzieć jak wierny piesek :D
    myslałam że mu się poprawi jak tą pilką dostał a tu dupa.............
    hahahha Klaudia jest moim mistrzem, świetnie się z nim rozprawiła :D mój miszcz :D
    albo mogła zapytać "ooo znalazłeś mi dziewczynę? a nawet 2? suuuuper <333" xDDD
    jaki on jest głupi, zaprasza corkę na wakację a cały czas się ślini do innych lasek (bedąc chyba jeszcze z Fancy) czy on w ogóle jest poważny? bo zdrowy na umysle na pewno nie
    po 15 minutach w klubie? to coś króciutko stał w tej kolejeczce :D głupi ma zawsze szczęscie ;P to jak mu dzisiaj dogryzam to jakaś masakra... ale to Twoja wina! ;P
    Jared jest świnią bo ma dziecko? rzeczywiście idiotki xd
    Właśnie że dawało jej prawo do mówienia takich rzeczy, co on sobie wyobraża? że będzie chodzil na dziewczyny i szlajal sie po klubach a ona grzecznie zadowolona będzie na niego czekała w pokoju? phiiiiiii
    tym razem postanowił jej darować? niech spada na bambus...
    co za debil ._.
    dziwie się że K nie dąsała się na niego dlużej, to nie w jej stylu :P
    każda sobota razem? a co będzie ze mną? dla mnie już nikt w tym opo nie będzie miał czasu :<<< taki smutek :( chlip chlip
    hahahha odpowiadała sie jeszcze "a krowa zapomniała i tobie nasikała" podstawówka <3
    co oni ćpali że tak szaleli po mieście? niech mi przywioza trochę do LA xD
    w sumie to dobrze że sie pogodzili, przynajmniej cos śmiesznego się działo :) ale i tak gardzę Jaredem xD
    jestem ciekawa jakie będą mieli odpały jak ten drugi dzikus przyjedzie ;P
    dobra, wiem że komentarz do dupy i z dupy, ale tak to jest jak mnie się do czegoś zmusza! albo szantażuje! xD

    OdpowiedzUsuń
  3. To już ponad rok. Ciekawa notka, nie wiem czemu nie komentowałam. Dodasz nowy rozdział?
    Pozdr.
    Izuu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wrócisz do nas? Błagam!Znalazłam tego bloga niedawno i przeczytałam od razu calutki! Jesteś genialna i genialnie piszesz! Proszę odezwij się i daj chociaż znać czy zawieszasz blog czy może wrócisz tu (czego bardzo byśmy chcieli)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba wrócę :) Tylko na razie ciężki okres na studiach :)

      Usuń
    2. Czekamy niecierpliwie! Udanych wakacji i szybkiego powrotu do nas!

      Usuń
    3. Tak, tak, tak!!!!😍😍😘😘😘😁😁😁😁😊😊😊😊😊😊👑👑👑👑Wreszcie!!;

      Usuń