Chapter 33
"Srak ci naptakał"
ROZDZIAŁ OCZAMI SHANNONA LETO
Obudziłem się o 9 rano,
więc krótko mówiąc można powiedzieć, że się nie wyspałem. Popatrzyłem na
zegarek przy łóżku, by jeszcze raz się upewnić która to godzina i wstałem z
łóżka. Przetarłem twarz dłonią i poczułem miłe łaskotanie, gdy przejechałem po
brodzie.
-
No staruszku!
Czas ruszyć gruchoty i iść do łazienki.- powiedziałem sam do siebie i to
zrobiłem.
30 minut później wyszedłem z niej w czystej
bieliźnie i o mało co nie dostałem zawału widząc brata leżącego sobie wygodnie
na moim łóżku. Skąd on się tu do jasnej cholery wziął?!
-
Coś się tu
przypałętał?- zapytałem.
-
Spać nie
mogę.- wycharczał.
-
Mam cię
ukołysać do snu?- zapytałem szukając w walizce spodni.
-
Bardzo
śmieszne. – odburknął.- Shannon... Znów się zaczyna.
Natychmiast wyprostowałem się i popatrzyłem na
niego. Jego smutne, pełne strachu oczy mówiły same za siebie. Zresztą dopiero
po tych słowach zauważyłem różnicę w wyglądzie. Naprawdę ciężko jest zauważyć
takie detale, jak się przebywa z tą osobą 24 godziny na dobę, praktycznie dzień
w dzień.
-
Tylko błagam!
Nie mów nic mamie i Klaudii!- jęknął.
-
Jasne. Jesteś
pewien, że to nie przez przeziębienie?- zapytałem.
-
Przecież wiem
co czuję i widzę. Znów się zaczyna.- westchnął zrezygnowany.- Mam już tego
dość, czasami chciałbym żeby to już się skończyło.
Jego słowa coraz bardziej mnie martwiły. Z
ataku na atak coraz bardziej się poddawał. Zupełnie mi się to nie podobało, bo
poddanie się oznaczało... nie! On nie jest z tych co się poddają.
-
W ogóle znów
EMI chce się spotkać.
-
Co? Czego ci
sukinsyni jeszcze chcą?- warknąłem wściekły.
Nienawidziłem tych mend z tego popapranego
biznesu. Gdybyśmy te kilkanaście lat temu wiedzieli w co się pakujemy, nigdy
byśmy na to nie przystali. A teraz oni wykorzystują naszą głupotę i zapał,
który mieliśmy zakładając ten zespół i szukając kogoś kto wyda nasz pierwszy
krążek. Naprawdę wybrali sobie genialny moment na spotkania dotyczące naszego
długu.
-
Nie mieli
kiedy wyznaczyć terminu?- zapytałem męcząc się z rozporkiem.
-
Ponoć to
dlatego, że teraz na kilka dni wracamy do Los Angeles, a potem ciężko im będzie
nas złapać. I tak przełożyłem to spotkanie, by Klaudia mogła z nami spędzić
trochę czasu.
-
Nie mów, że
wtedy z Emmą załatwiałeś EMI.- powiedziałem zaskoczony.
-
A nad czym
innym bym mógł siedzieć do tak późnej godziny? Ani ona, ani ja nie mamy siły do
tego gówna. Do tego znów...- zaczął, lecz nie skończył, bo przerwał mu atak
kaszlu.- Super! Nie dość, że atak, to i przeziębienie no i jeszcze EMI. Ciekawe
co jeszcze zwali mi się na głowę!- jęknął i zakrył dłońmi twarz.
Usiadłem przy nim i poklepałem go
przyjacielsko po udzie. Mój brat to jedno wielkie nieszczęście, a teraz znów
wszystko zwaliło mu się na raz na głowę. Tak samo jak na początku roku. Jeśli
teraz tez tak schudnie, to wolę nie myśleć co to będzie. Chyba szpital... Oby
mu się udało utrzymać wagę w normie. Będę musiał go teraz lepiej pilnować. Do
tego zbliża się zima, a on jest osłabiony. Złapie wszystkie świństwa.
-
Shannon, nie
martw się. Damy sobie z tym wszystkim radę.- powiedział starając się
uśmiechnąć.
Tym totalnie mnie rozbroił. Miał w to wszystko
więcej wiary, niż ja sam. Na pewno on się nigdy nie podda. Wiem to. Objąłem go
ramionami i znów przeszedł mnie zimny dreszcz, tak jak wtedy w lutym. Znów
strasznie schudł i nic nie zauważyłem. Położył mi swoją czuprynę na klatce
piersiowej, a ja rozczochrałem mu włosy. Od dawna tego nie robiłem, a to kiedyś
było moje ulubione zajęcie. I zawsze jak Jay był mały, zaczynał płakać. Nie
mogę uwierzyć, że razem przeszliśmy przez tyle lat i nadal nie mamy siebie
dość. Kocham tego wariata i pracoholika najbardziej na świecie. Bardziej niż
siebie, jest dla mnie całym moim światem. Niech ludzie sobie myślą co chcą, ale
nawet nie wiedzą jak to trudno kogoś takiego jak Jared nakłonić do
czegokolwiek. To perfekcjonalista, który uważa że wyśpi się i naje dopiero po
śmierci. Czasami zdarzało mi się na siłę wpychać w niego żarcie, ale i tak to
nic nie dawało. Jak on sobie coś postanowi to zupełnie olewa resztę funkcji
życiowych. Nawet nie zdaje sobie sprawy, jak mnie to wszystko martwi i boli.
Ale w życiu mu nie powiem tego. Nie chcę aż tak go zmieniać. Zresztą na razie
jakoś daje sobie radę. To zaradne dziecko.
-
Shannon?
Idziemy na śniadanie?- zapytał patrząc mi w oczy.
Miał tak samo niebieskie tęczówki, jak mama.
Zawsze mnie uspokajały. Pokiwałem głową i założyłem przez głowę świeżą
koszulkę, po czym wyszliśmy z mojego pokoju. Cisza w hotelowym korytarzu była
niesamowicie miła po wczorajszych hałasach z gali. Nie za bardzo lubię takie
imprezy, ale kto lubi. Jedyny plus to taki, że daliśmy koncert, zgarnęliśmy
niezłą sumkę, która na pewno się nam przyda w spłacaniu długu i można było za
darmo skorzystać ze wszystkich alkoholów świata. No i popatrzeć na niezłe
tyłeczki, których tam było od groma. Zjechaliśmy windą na parter i weszliśmy do
restauracji, która rano była zamieniana na szwedzki bufet. Jared oczywiście
trzymał w łapie mleko sojowe. Niestety tutaj nie miał, jak go dostać, więc
wziął swoje. Wzięliśmy talerze, znaczy ja talerz, a on miskę i zaczęliśmy
nakładać żarcie. Gdy mój talerz pokrył się serami, wędlinami i warzywami,
zabrałem jeszcze z koszyka dwie świeżo upieczone bułki i ukroiłem sobie 3
kromki ciemnego pieczywa. Jay za to znalazł museli owocowe, które uwielbiał i
szukał już wolnego stolika. Ja jeszcze poszedłem do automatu robiącego kawę i
wziąłem dużą czarną. I tak zaraz po wyjściu z hotelu znajdę jakiegoś
Starbucks’a, ale zanim to się stanie to mała dawka kofeiny mi nie zaszkodzi. W
końcu udało mi się znaleźć brata, który wybrał stolik w najbardziej
odosobnionej części sali. Usiadłem plecami do wyjścia, lecz w szybie wszystko
mi się odbijało. Przełamałem świeżą bułeczkę i posmarowałem ją grubą warstwą
masła, an którą nałożyłem dwa plasterki sera żółtego i dwa jakiejś wędliny. Na
to ogórek i można wcinać. Gdy ja tak jadłem, Jared grzebał łyżką w swojej
mlecznej zupie, lecz ani razu nie wylądowała ona w jego ustach.
-
Co nie jesz?-
zapytałem pochłaniając trzecią kanapkę.
-
Nie mam
ochoty.- odpowiedział wciąż się bawiąc.
-
Wiem, ale
musisz jeść. Chyba nie chcesz znów zmienić się w pana Marcusa?
Jay drgnął, a ja uśmiechnąłem się zwycięsko. W
naszym liceum w klasie biologicznej stał, a raczej wisiał na słupie kościotrup,
którego wszyscy nazywali pan Marcus, na cześć woźnego, który wyglądał prawie,
że identycznie. Kiedyś jedna z dziewczyn, które się podobały Kay’owi
powiedziała mu, że wygląda jak Marcus, więc się z nim nie umówi. Totalnie go to
załamało i od tamtej chwili nienawidzi tego porównania. I tak jak myślałem, i
tym razem podziałało. Jared wziął już normalnie łyżkę i zaczął wmuszać w siebie
jedzenie. Też niezdrowo, ale to lepsze niż gdyby nic nie jadł.
-
A brałeś te
nowe leki?- zapytałem.
-
Nie będę ich
brał.- odpowiedział patrząc z obrzydzeniem na łyżkę pełno museli w mleku.
-
Jared...
Proszę cię. Przecież wiesz jakie to ważne. Może te ci akurat pomogą...
-
Jasne. Ja nie
jestem jakimś królikiem doświadczalnym, żeby na mnie testować leki!- warknął
rzucając łyżkę do miski.- Odechciało mi się jeść.
Westchnąłem i wstałem razem z nim od stołu.
Ruszyliśmy w stronę wyjścia, a potem wjechaliśmy na piętro, gzie mieliśmy
pokoje.
-
Idę do
dziewczyn, bo chcę się dowiedzieć o której mają samolot.- powiedział, a ja
stwierdziłem, że idę z nim.
-
Może ja się
zapytam, a ty pójdziesz do siebie?- zaproponowałem.
-
Czemu?
-
Wiesz, że nie
możesz się denerwować, a u nich...
Brat machnął ręką i zapukał do pokoju
dziewczyn. Nie czekaliśmy długo, bo po chwili usłyszeliśmy głos Klaudii.
-
Wchodźcie!
Wiem, że i tak macie klucz, a ja nie mam jak otworzyć.
Jared pokiwał z politowaniem głową i wyjął z
kieszeni spodni kartę do ich pokoju. Przejechał nią po czytniku i otworzył
drzwi. Dokładnie w momencie, gdy tylko postawiliśmy nogi w przedpokoju
zostaliśmy ostrzelani poduszkami. Boże święty! Wojna! Gdy w końcu amunicja im się
skończyła, wyprostowałem się i popatrzyłem na nie. Obydwie siedziały w piżamach
na łóżku, z ostatnimi poduszkami w rękach i zachęcająco na nas patrzyły. Jared
wziął do ręki jedną z leżących pod jego nogami poduszek i rzucił nią na łóżko,
ale trafił w nogi dziewczyn.
-
Thiiiiiiisssssss
isssssss waaaaaar!- krzyknęły i skoczyły w naszą stronę okładając nas
poduszkami.
No nie! Ja się tak łatwo nie dam! Wziąłem
podniosłem jedną z leżących na ziemi i zacząłem walczyć. Nie ma co, dwa razy
dostałem w twarz poduszką od chyba Dagi, ale to z powodu tego, że chciałem
ocenić sytuację i się wyprostowałem.
-
Miałyśmy
krzyczeć Thiiiiissss isssss shiiiiiitttt!- krzyknęła nagle Klaudia.
-
To nie moja
wina, że przez nich krzyknęłam Thiiisss isss Waaaar! Aaaaaa! Shaaaannnnooooooon!-
krzyknęła mi do ucha blondynka, gdy ją złapałem w pasie i przerzuciłem przez
ramię.
O jednego zawodnika mniej. No tak, ale cały
czas trzymała poduszkę i okładała mnie nią po tyłku. One się chyba nigdy nie
poddają.
-
Puuuuszzzczaaaj!
Klaudiaaaaaa!- krzyknęła tak głośno, że prawie ją puściłem.
-
Biegnę! Fight! Fight! Fight moja droga!!!- usłyszałem głos bratanicy,
która natarła na mnie z całą siłą waląc mi poduszką w brzuch.
-
Eeeej!- nagle
usłyszałem i podniosłem głowę.
Jared złapał Klaudię w pasie i objął rak
ramionami, że nie mogła ruszyć rękoma, by uderzyć go poduszką. Ale i tak się
szamotała, jak ryba wyjęta z wody. Parę to ona ma, to trzeba jej przyznać.
Nagle Jay cofając się nie zauważył łóżka i upadł na nie plecami ciągnąć za sobą
dziewczynę, a potem zniknęli obok niego. Postawiłem Dagę na ziemi i razem
podbiegliśmy do krawędzi łóżka, by zobaczyć czy ta dwójka żyje. Obydwoje leżeli
na dywanie i się śmiali. Chyba wszystko z nimi w porządku, skoro się śmieją.
-
Żyjecie?-
zapytała Daga.
-
On mi chyba
przebił płuco swoją kością.- jęknęła wciąż się śmiejąc.
-
A ona mi
chyba zmiażdżyła żebra.- odpowiedział na to mój brat i zaczął kaszleć.
Od razu dziewczyna podniosła się do pozycji
siedzącej i to samo zrobiła z moim bratem, który zasłonił usta dłonią i
kaszlał.
-
Jared!
Przepraszam! Ja nie chciałam!- powiedziała wystraszona i popatrzyła pełnym
paniki wzrokiem na mnie i Dagę.
-
Chus...kę...rosz...-
wyjąkał Jay, wciąż zasłaniając sobie usta.
Daga zniknęła w łazience i po chwili pochylała
się nad nim podając mu chusteczkę. W pewnym momencie pochyliła się jeszcze
bardziej i zapytała.
-
Czy to krew?
Na te słowa podszedłem jeszcze bliżej i
zobaczyłem na białej chusteczce czerwone plamy. No żesz kurwa mać! Naprawdę ma
ten cholerny atak!
-
Jared,
wszystko w porządku?- zapytała opiekuńczo dotykając jego pleców.
-
Spoko.-
wycharczał.- Przyciąłem sobie tylko wargę.- powiedział.
Klaudia zdenerwowana wpatrywała się w Jay’a, a
ja przyglądałem się tej całej sytuacji z niepokojem. ‘Dobry blef z tą wargą’
pomyślałem, ale niestety w tym momencie Daga go obaliła.
-
Chyba sobie
ze mnie człowieku kpisz! To na pewno nie jest krew z rozciętej wargi. Po
pierwsze za dużo jej, a po drugie byś nią nie kaszlał!- powiedziała
zdenerwowana.
-
Nic mi nie
jest!- warknął Jay i odepchnął dziewczyny od siebie.
Wstał i nadal trzymając chusteczkę przy ustach
popatrzył na nas wzrokiem, który jednoznacznie mówił żebyśmy dali mu święty
spokój. Okej, ja rozumiałem całą tę sytuację, ale dziewczyny nie wiedziały co
się dzieje i martwiły się. Obie. Jay znów zaczął kaszleć i tym razem zrobił to
tak niespodziewanie, że cały jego rękaw białej koszuli pokrył się
różowoczerwonymi plamami. Szybko złapałem brata i posadziłem na łóżku wciąż go
trzymając. Pamiętałem już z wcześniejszych ataków, że potem robiło mu się słabo
i nie był w stanie ustać na nogach. Poza tym chciałem uchronić dziewczyny przed
widokiem nie tyle mdlejącego, co upadającego Jareda.
-
Shannon, mam
dzwonić po karetkę, czy co?- zapytała drżącym od emocji głosem Klaudia.
-
Nie dzwoń
nigdzie! Nic mi nie jest do jasnej cholery!- warknął spod nosa Kay.
-
Weź ty się
człowieku ogarnij, kurwa, bo jak tak dalej pójdzie to nie dożyjesz nagrywania
kolejnej beznadziejnej płyty! Do lekarza, a nie na gig, ty matole!- krzyknęła
na niego Daga.
-
Ona ma rację!
Idź do lekarza!- jęknęła błagalnie moja bratanica.
Nagle Jared wyszarpnął mi się i szybko wyszedł
z pomieszczenia. Zrobił to w tak niesamowitym tempie, że zanim podniosłem się
słyszałem już trzaśnięcie drzwiami. Zrezygnowany oklapłem na ich łóżku i
popatrzyłem na dziewczyny.
-
Ja...
-
Nie
przejmujcie się.- powiedziałem chcąc jakoś załagodzić sytuację.- Znam go nie od
dziś, nic mu nie będzie. Po prostu...
-
Skoro go
znasz to dlaczego go nie zaciągniesz do lekarza?!- wykrzyknęły na raz.
Dżizas... Dwie zdenerwowane zdrowiem mojego
brata dziewczyny, to chyba za dużo dla mnie.
-
On już był,
ale...
-
Ale co?!
-
Do jasnej
cholery! Przecież nie zmuszę go do brania lekarstw! Jak takie mądre to same
spróbujcie go do czegoś nakłonić!- krzyknąłem już wkurzony.
Może i miały rację, ale nie wiedziały jak to
trudno jest tego kretyna do czegokolwiek nakłonić. Szczególnie do leczenia.
Wszyscy mówili, że on taki inteligentny i mądry facet, a jakoś zupełnie tego po
nim nie widać, jeśli chodzi o zdrowie. Od najwcześniejszych lat bał się chodzić
do lekarza, ale jakoś mama zawsze umiała go nakłonić. A teraz obiecałem mu, że
nie powiem mamie ani słowa. A nie złamię danej mu obietnicy, mimo że bardzo bym
chciał i wyszłoby mu to na lepsze. A może powiem Klaudii? Ona może tez by
zdziała coś jak mama...w końcu to
kobieta, więc... Nie, to też obiecałem Jaredowi.
-
Ja spadam
dziewczyny. O 11:15 idziemy na miasto, więc jeśli chcecie, to możecie się
dołączyć.
-
A bierzesz ze
sobą Nikona?- zapytała Klaudia patrząc na mnie błagalnie.
-
Eee... nie
zamierzałem, ale jeśli chcesz...
-
A mogę pożyczyć?-
zapytała robiąc oczy, jak kto ze Shreka.
-
Dobra,
zabiorę go i wtedy zobaczymy. A wam radzę się pośpieszyć. Śniadanie jest do
11:00.
Daga pokiwała głową, co uznałem za znak
zrozumienia. Wyszedłem z ich pokoju i podążyłem w stronę apartamentu brata.
Martwiłem się o niego, bo naprawdę źle to wszystko znosił. Zresztą to co
zrobiły dziewczyny, wcale mu nie pomogło, a wręcz przeciwnie. Jeszcze to
cholerne EMI się przypałętało akurat teraz. Jakby nie mieli kiedy na tyłka
zawracać. Zapukałem i po chwili otworzył mi braciszek z blackberry w dłoni.
-
Przed sekundą
dzwonili z EMI, ale uciekł mi zasięg.- powiedział spokojnie.- Chciałbym mieć
już spokój od tych sukinsynów. Klaudia i Daga mają rację. Straciliśmy naprawdę
wspaniałych fanów.
-
Wiem o tym.-
powiedziałem cicho siadając w fotelu.
-
Chciałbym im
powiedzieć po co to wszystko, ale wiesz, że nie mogę.
-
Wiem. I wiem,
jak oni są dla ciebie ważni. Dla nas.
-
Nie wiem już
co robić. Mamy ten cholerny dług, EMI ciągle na nas siedzi i wymyśla jakieś
cuda, tracimy to o co walczyliśmy na samym początku... Nie wiem czy to ma
jakikolwiek sens. Mam dość do jasnej cholery! Boże jeśli istniejesz czemu do
jasnej cholery nic nie robisz?!- wykrzyknął nagle do sufitu, a potem opadł na
łóżko.- Dobra, muszę znaleźć zasięg i z nimi pogadać, żeby nie pomyśleli, ze
przed nimi uciekamy.
Człowiek, który siedział na łóżku przede mną
był kimś kim ja nigdy nie będę. Nie mam w sobie tyle siły, by z taką
zaciętością i cierpliwością walczyć z przeciwnościami losu. Dzięki niemu to
wszystko osiągnęliśmy jako zespół i dotrwaliśmy do tej chwili. Tę sławę,
możliwość bycia w każdym zakątku Ziemi i dzielenia się swoją muzyką z
prawdziwymi fanami. Brat rzucił swoje cudeńko na łóżko i podszedł do walizki,
by zmienić koszulkę. Szybko wybrał jedną z długim rękawem, zdjął tę w plamach
krwi. Wypsikał się jeszcze perfumami i powiedział, że idzie na dół do holu, bo
może tam będzie lepszy zasięg. Westchnąłem i poszedłem za nim. Gdy on rozmawiał
przez telefon, ja w końcu wszedłem na twittera. Trzeba poczytać to co ludzie
piszą, może czegoś ciekawego się dowiem. Jednak ku mojemu zaskoczeniu, nic
interesującego nie pisali. No nie, a tak liczyłem na Echelon i te ich
historyjki z kosmosu. Szkoda, może to nie ich dzień. Wstawiłem na yfrog’a
zdjęcie mojej perkusji z podpisem „my girlfriend forever”, a potem wszystko
poszło na twittera. Nudy. Jay wciąż gadał przez telefon mocno gestykulując.
Była już 10:50, więc postanowiłem pójść po aparat i kurtki dla nas. Pokazałem
bratu na migi co chcę zrobić, więc szybko wręczył mi swoją kartę i odszedł w
kąt holu, by móc do woli drzeć się na tych idiotów bez życia. Oczywiście
żartuję, bo Jared nigdy nie krzyczał rozmawiając przez telefon. Wjechałem windą
na nasze piętro i pobiegłem do swojego pokoju. Wziąłem wyjąłem z walizki torbę
z moim dzieckiem Nikonem i wychodząc zabrałem kurtkę z wieszaka. Zamknąłem
drzwi upewniając się wcześniej, że nie zostawiłem karty do pokoju w środku i
ruszyłem w stronę apartamentu brata. Nagle wyrósł on przede mną tak, że prawie
dostałem zawału.
-
Boże! Jared!
Nie strasz!- wykrzyknąłem trzymając się w miejscu, w którym znajduje się serce.
-
Wpadłem na
pewien pomysł. Poczekajcie na mnie na dole.- powiedział wyjmując mi z dłoni
swoją kartę i znikając w pokoju.
Wzruszyłem ramionami i zszedłem tym razem
schodami na dół. Przy wejściu do hotelu już czekały dziewczyny w kurtkach i
szalikach. Nie było za ciepło, że tak powiem. Klaudia widząc moją torbę z
aparatem razu do mnie podbiegła i zaczęła ją otwierać. Wzniosłem oczy do nieba
i wręczyłem jej moją dziecinę. Oczywiście nie omieszkałem się zagrozić jej
utratą życia, jeśliby cokolwiek się stało mojemu cudeńku. Dziewczyna zawiesiła
go sobie na szyi i zdjęła dekielek z obiektywu. Na pierwszy odstrzał poszła
Daga, która zaczęła zasłaniać się rękoma i mówić po polsku do szatynki, więc
nie rozumiałem. W końcu ta dała jej spokój i przeniosła obiektyw w moją stronę.
No pięknie, a ja chciałem uciec od aparatów... To teraz się sam wkopałem.
Wystawiłem jej język i nagle poczułem jak coś na mnie skacze. Odwróciłem się i
zobaczyłem szczerzącego się klawiszowca.
-
Sieeemanooo!-
przywitał się ze wszystkimi.- Wracając ze śniadania spotkałem Jareda i
powiedział, że tutaj jest jakieś spotkanie. O co chodzi?
-
Idziemy na
miasto. Jeśli chcesz możesz się przyłączyć.- powiedziałem obejmując go po
przyjacielsku ramieniem, a Klaudia od razu zaczęła robić nam zdjęcia.
-
Daga! Chodź
do nas!- krzyknął Brax i ruszył po dziewczynę, która nadal stała tam gdzie
stała.
Poszedłem więc za nim i tak obydwoje
stanęliśmy po obydwu stronach dziewczyny, a córka mojego brata zrobiła nam
zdjęcie. Popatrzyłem w bok i spostrzegłem Kay’a z kamerą w łapie filmującego
naszą sesję zdjęciową.
-
Hej!
Klaudia!- szepnąłem, a dziewczyna podniosła głowę znad lustrzanki.- Ciekawy
obiekt do sfotografowania na 9!
Polka w mig odwróciła się w stronę wejścia do
hotelu i widząc Jareda, zaczęła mu robić zdjęcia. I tak oto mój brat kręcił
swoją córkę, jak robi mu zdjęcia. Jak na komendę obydwoje odłożyli swoje
sprzęty, a raczej Klaudia mój, i Jared podszedł do nas.
-
Szukałem
Tomo, ale chyba gdzieś wybył z Vicky.
-
A Emmy nie
mogłeś wziąć?- zapytała Klaudia.- Rozerwałaby się trochę.
-
Ona śpi. W
końcu może trochę dłużej pospać, to korzysta.- odpowiedział braciak.
-
Szkoda, że ty
nie korzystasz.- odpowiedziała mu.
-
To co? Ja bym
najpierw poszedł do Starbucks’a! – zaproponowałem chcąc nie doprowadzić do ich
kłótni.- Ja stawiam!
-
Z wielką
chęcią.- odezwała się reszta naszej wyprawy i ruszyliśmy do kawiarni
usytuowanej trzy numery dalej niż nasz hotel.
Zamówienie było duże, ale na szczęście nie
kazali mi robić za kelnerkę, tylko każdy sam odbierał swój napój.
-
Shannnooon!
Zrób tak jak na filmiku z tego „MARS TV”! Proszę!- zaczęła mnie błagać Klaudia.
-
Ale jak?-
zapytałem starając sobie przypomnieć co ja tam robiłem.
-
Tak.-
odpowiedziała Daga i zaczęła otwierać i zamykać wieczko swojej kawy i gadać o
nas.
Zaczęłam się śmiać, bo to przekomicznie
wyglądało. Od razu też przypomniało mi się jak sam tak robiłem, bodajże w 2004?
2005 roku. Zabraliśmy kawy w ręce i wyszliśmy na szare ulice. Nie padało, ale
niebo było całe pokryte szarymi chmurami, które wcale nie wróżyły słońca. Nasz
hotel był usytuowany niedaleko starówki, więc dojście tam zajęło nam niecałe 10
minut. Muszę dodać, że w broszurze hotelu, którą przeglądałem czekając aż Jay
skończy rozmawiać z EMI, napisali że idzie się 20-30 minut. Jednak tempo mojego
brata zmusza do skrócenia tego czasu o jakieś 10-15 minut. Zawsze tak jest jak
się z nim chodzi. I szczerze mówiąc jedynie Daga dorównywała mu tempa i szła na
równi z nim, za to cała nasza trójka wlekła się kilka kroków za nimi. Klaudia
co chwila stawała i robiła zdjęcia, po czym podbiegała i znów stawała, by
uwiecznić jakiś inny budynek. Gdy znaleźliśmy się na rynku usłyszałem.
-
Usiądźmy
gdzieś na chwilę. Ledwo dycham!
Zaśmiałem się w duchu z dziewczyny, ale
spełniliśmy jej prośbę. Ona zamiast usiąść z nami na ławeczce stanęła przed nią
i zaczęła znów na robić zdjęcia.
-
A teraz
jesteśmy w Madrycie, stolicy pięknej i gorącej...
-
Gdzie ty
czujesz gorąco?! Jest chyba z minut 50 stopni!- włączył się do wypowiedzi
Jareda Braxton opatulony szalikiem.
-
A oto i nasz
klawiszowiec Braxton z Hawajów, któremu zimno. Powiedz coś do kamery!
-
Spieprzaj!
Naprawdę mi zimno!
-
Dobra,
idziemy dalej!- zarządziła Daga widząc, że i tak Klaudia która poprosiła o ten
przystanek nie zamierza z niego skorzystać.
Idąc tak z nimi przyglądałem się tej starej
architekturze i tym wszystkim zabytkom. Szkoda, że kultura amerykańska jest
taka młoda i nie mamy takich cud architektury. Zatrzymałem się nagle na bracie,
który z kamerą przy sobie nakazał mi ciszę. Popatrzyłem przed siebie i
zobaczyłem, jak Klaudia namawia Dagę, by wsiadła Olicie na barana.
-
No proszę
cię!
-
Zwariowałaś
chyba!
-
Dawaj! Jak na
konika! Braxton to dobry konik i cię nie zwali, prawda?- zapytała Latynosa,
który z uśmiechem zapewnił obydwie, że jest łagodny.
W końcu jakimś cudem namówili blondynkę, by
wdrapała się na plecy Braxtona. Klaudia odwróciła się w naszą stronę i pokazała
kciuk do góry. Chwilę później stała już obok nas i zawieszała Jaredowi na
ramieniu torbę z aparatem.
-
Shannon!
-
Co?-
zapytałem patrząc jak oddaje moje dziecko w ręce mojego brata.
-
Chodź tu!
Zrobimy wyścigi!
-
Zwariowałaś?!-
wykrzyknąłem.- Chyba nie chcesz żebym cię wziął na plecy.
-
A co? Ja mam
ciebie wziąć?- zapytała ironicznie.- Nie jojcz i się baw!
-
Właśnie
Shann! Baw się!- usłyszałem głos brata zza kamery.
A co mi tam. Podszedłem do murku, na który
wdrapała się dziewczyna i skoczyła mi na plecy. Nie było tak źle. Stanąłem na
równi z Braxtonem, który już uśmiechał się zwycięsko. Niech lepiej nie będzie
taki pewny siebie. To ja jestem bardziej wysportowany.
-
Dobra, to
jak?
-
Ścigamy się
do tego czerwonego parasola. Przegrani stawiają obiad reszcie!- powiedział
Brax.
-
Ej no! Jared
nie biega!- żachnąłem się.
-
Jared jest
sędzią, więc będzie pół na pół.- powiedziała Klaudia, a Olita pokiwał głową.
-
No dobra! Do
biegu! Gotowi...
Naprężyłem wszystkie swoje mięśnie do biegu.
Musiałem wygrać, by pokazać temu młodziakowi, kto tu rządzi i że mając 40stkę
też można nieźle biegać.
-
Start!-
wykrzyknął mój brat, a ja zerwałem się z miejsca.
Może pasażer na moim plecach nie był za
ciężki, ale na pewno stanowił duży opór powietrza i utrudniał mi ruchy. Ale
Braxton też przecież miał pasażerkę. Widząc że zostało niewiele do mety
wyprzedziłem z łatwością Latynosa, zostawiając go w tyle. Klaudia cieszyła się
że wygrywamy i nagle... poślizgnąłem się. Próbowałem ratować się machaniem
rękoma, ale dziewczyna mnie przeciążyła i w ostatniej chwili złapałem się płotu
od ogrodzonej części restauracji, co uratowało nas prze upadkiem na tyłki.
Jednak Braxton wykorzystał to i nas wyprzedził, a potem jako pierwszy
przekroczył linię mety. Klaudia zeszła z moich pleców i popatrzyła na mnie z
wyrzutem.
-
Jak mogłeś!
-
Nie moja
wina, że te gołębie srają gdzie popadnie!- powiedziałem chcąc się ratować.
-
No ładnie!
Poślizgnąłeś się na ptasiej kupie?- zapytała niedowierzając.
-
No a na czym?
Ale odpowiedział mi już tylko jej śmiech. Ja
zupełnie nie wiem co jest śmiesznego w poślizgnięciu się na ptasiej kupie.
Ciekawe czy by się śmiała gdyby wylądowała wtedy na tyłku. Podszedł do nas mój
brat, który ledwo co trzymał się na nogach ze śmiechu. Ech... jedyny plus tego
to, to że rozśmieszyłem brata, co na pewno wyjdzie mu tylko na zdrowie.
-
Już myślałem,
że nauczysz się latać, tak ładnie machałeś rękoma.- powiedział chichocząc.- Ale
jak na takiego staruszka, dałeś radę.
Mówiąc to puścił mi oczko, co uznałem za
komplement. No trzeba przyznać, że gdyby nie ta kupa to bym wygrał i to
zostawiając Olitę daleko w tyle.
-
Ale łamaga!-
zaśmiał się Latynos, klepiąc mnie w plecy.- Dobra, to moja dżokejka wybiera co
chce zjeść.
Posłałem koledze ostrzegawcze spojrzenie, lecz
on już się odwrócił do blondynki czekając na jej decyzje.
-
Ej! Czy to
nie Tomo i Vicky?- zapytała Klaudia wskazując na plac z gołębiami.
Jared ukucnął trzymając kamerę przed sobą i
zaczął nagrywać ich. Ukucnąłem przy nim i słuchałem jego komentarzy.
-
A teraz
postaramy się poobserwować Tomislava w terenie. Osobnik ten wykazuje
niesamowite zainteresowanie.... czego?!- warknął Jay widząc, jak Klaudia
dobiera się do torby, którą miał przewieszoną przez ramię. Gdy tylko wzięła
aparat znów powrócił do swoich komentarzy.- Wykazuje zainteresowanie nie swoją
samicą, a... gołębiami! Może myśli, że je się je? Kto wie co się czai w głowie
Tomislava. O! Jego samica zbliża się do niego i... podaje mu paczkę z jakąś
karmą dla ptaków! Tomislav wysypuje sobie jedzenie na ręce i... O nie! Oblazły
go!- wykrzyknął Jared, widząc jak większość gołębi zleciała się by tylko dostać
żarcie od Tomo.- Jego samica robi mu zdjęcia? To tak samo jak Klaudia... o nie!
Ona tez przeszła na ciemną stronę mocy, bo robi Tomislavowi zdjęcia!-
powiedział Jay kierując na chwilę kamerę na swoją córkę, jednak szybko wracając
do pary na środku placu.- Boże! One go atakują! Jego samica zaczyna bronić swojego
samca! Odgania gołębie, które... One lecą w naszą stronę! Tomislav po stoczonej
walce z tymi drapieżnikami, ma nawet pióra we włosach! O kuuuurwa!- rozległ się
krzyk Jareda, który sprawił, że wszyscy odwrócili się w jego stronę.
No może nie wszyscy, bo
Klaudia już robiła mu zdjęcia i teraz pokładała się ze śmiechu. Popatrzyłem na
brata i zauważyłem dużą białą plamę na jego czarnej skórzanej kurtce, którą tak
uwielbiał.
-
Zabiję cię ty
durne ptaszysko!!!! Kuuuuurwaaa!- wydarł się znów patrząc na gołębie siedzące
na dachu jednej z kamienic.
-
Ojej! Srak ci
naptakał na kurtkę!- zaśmiała się Daga.
-
Co?!
–krzyknęła Klaudia i zaczęła się śmiać.- Nie mogę! Daga! Srak? Hahahaha!
Naptakał! Boże mój brzuch!!! Hahaha!
-
Oj no! Ptak
ci nasrał, chciałam powiedzieć. Masz tu mokre chusteczki, przydadzą się.-
zaśmiała się cicho podając mojemu bratu błękitne opakowanie chusteczek dla
niemowląt, co mnie starsznie rozbawiło.
-
Pomoże mi
ktoś?- zapytał braciszek, bo większość tego gówna miał na plecach i nie za
bardzo miał jak to zetrzeć.
-
Poznaj dobroć
z mojej strony.- zaśmiała się blondynka i pomogła mu wyczyścić jego cudowną
kurtkę.
Znając Jareda miał wobec niej ogromny dług
wdzięczności.
-
Dziękuję.-
powiedział próbując popatrzeć sobie na plecy.
-
Spoko. Wiesz,
ze to wszystko się nagrało?- zapytała wskazując na kamerę.
-
No
przynajmniej będzie się z czego pośmiać w przyszłości.- odpowiedział Jay.- Jest
12:30. o której macie samolot?
-
Z tego co
pamiętam chyba 17:40.- powiedziała Klaudia.- Czyli o 15:30 musieliśmy być na
lotnisku.
-
Ja jestem
głodny!- stwierdził Braxton.
-
No ja nawet
też.- powiedziała Klaudia.
-
Na mnie nie
patrzcie. Nie chce mi się jeść.- powiedział Jay, gdy oczy wszystkich
powędrowały w jego stronę.
-
Zarządzam
obiad!- powiedziałem głośno.- Zwycięscy, to co chcecie zjeść?
Olita kiwnął na Dagę,
która po chwili powiedziała.
-
Zawsze
chciałam zjeść ratatui? Wiecie o czym mówię?
-
Mam lepszy
pomysł. Zjedzmy hiszpańską paellę, a ja cię kiedyś zaproszę w Paryżu na to
danie, co ty na to?- zaproponował Jared.
Daga otworzyła szerzej oczy , tak samo jak i
reszta, ale nikt się nie odezwał ani słowem. Jay poszedł przodem żeby znaleźć
jakąś fajną knajpkę, a Daga z Klaudią zostały trochę z tyłu, więc postanowiłem
do nich dołączyć.
-
Ej o co mu
chodziło?- zapytała Daga.
-
Mnie się
pytasz? Jestem w takim samym szoku jak ty!
-
To ulubiona
kurtka Jareda, a ty ją „uratowałaś”.- włączyłem się do rozmowy.
-
Aha... On
naprawdę jest dziwny.- stwierdziła blondynka, ale po chwili się roześmiała.- No
ale mnie się podoba. Niech jeszcze weźmie mnie na koncert Placebo w Paryżu, to
nawet powiem, że go lubię.
Klaudia parsknęła śmiechem, a ja tylko się
uśmiechnąłem. W końcu braciszek znalazł to czego szukał i zasiedliśmy wszyscy
razem przy 6 osobowym stole. Gdy chciałem położyć torbę z aparatem na wolnym
krześle obok mnie, usłyszałem pisk dziewczyn, więc zastygłem w bezruchu parząc
na nie jak na wariatki.
-
Nieee! Tam
siedzi Steve!
-
Słucham?-
zapytałem otwierając szerzej oczy.
-
No Stevie
mój! Steve Forrest z Placebo! Chciałeś go przygnieść torbą!- powiedziała
szatynka.
-
Dobrze się
czujesz?- zapytałem patrząc na nią z zatroskaniem i położyłem torbę na krześle.
-
Idiota!-
usłyszałem z jej ust i odwróciła się do mnie plecami.
Popatrzyłem na Dagę, a ta zrobiła to samo,
więc przerzuciłem wzrok na brata, który rozłożył ręce w geście bezradności. Też
nie miał pojęcia o co chodzi. No mniejsza. Zamówiliśmy jedną wielką paellę
wegetariańską i po 40 minutach czekania przynieśli nam ją parującą na
gigantycznej patelni. Była ona tak duża, że nie daliśmy rady jej zjeść w
piątkę. Co prawda mój brat i Daga to za dużo nie zjedli, ale no co poradzić...
-
Dobra była.-
stwierdziła Daga.
-
Jezu, ale się
najadałam.- westchnęła szatynka i popatrzyła na resztę.- Która godzina?
-
Dochodzi 14.-
powiedział Braxton wyjmując telefon i ziewną.- Oj przydałaby się drzemka.
-
Sjesty mu się
zachciało!- jęknął Jay.- Teraz na spacer byś spalił to coś zjadł!
-
Ty to nie
masz czego spalać.- odgryzł się Olita i znów zaczął ziewać, a za nim cała
reszta, włącznie ze mną.
Zdecydowanie ziewanie jest zaraźliwe. W końcu
dostałem rachunek i zapłaciłem go. Gdy wstawaliśmy zaczęło padać. Nikt z nas
nie miał nawet parasolki, wiec musieliśmy iść w deszczyku. Ale to było dość
przyjemne.
-
Zawsze
chciałam wbiec do fontanny ale samej to tak nie za bardzo.- w pewnym momencie
powiedział Klaudia patrząc na nas wyczekująco.
-
Nie ma mowy.-
powiedziałem.
-
Ja już na
dziś mam dość głupstw.- stwierdziła Daga, ale z chęcią zobaczę Jareda z
fontannie.
-
Ja też!-
powiedział Braxton.
-
Ja jestem
chory, odpada.
Klaudia przestała się uśmiechać i ze smutnym
wyrazem twarzy poszła dalej w kierunku hotelu. Nie minęła nawet minuta, jak
zaczęło lać. Woda lała się z nieba strumieniami. Szybko pobiegliśmy do
najbliższego zadaszenia i gdy tylko tam dotarliśmy, popatrzyliśmy na siebie.
Wszyscy wyglądaliśmy jak zmokłe kury. Nagle Jared wręczył mi kamerę i pociągnął
Klaudię w te ulewę. Szybko włączyłem urządzenie i zacząłem nagrywać osłaniany
przez Dagę i Olitę przed deszczem. Jared wskoczył na murek od fontanny i
pociągnął za sobą dziewczynę, która się zbuntowała, wiec szybko ją wziął na
ręce i wrzucił do wody. To był plusk! Chwile później sam zniknął w wodzie, bo
dziewczyna skoczyła na niego i obydwoje zniknęli z drugiej strony fontanny. Był
ciekawie, ale zrobiło się jeszcze ciekawiej, gdy nadeszła straż miejska i
zaczęła na nich krzyczeć, a oni uciekać. Było fajnie, ale nagle zobaczyłem, ze
ta dwójka biegnie w nasza stronę, a za nimi policja, więc nie zastanawiając się
długo i my ruszyliśmy biegiem. Nawet nie pomyślałem o wyłączeniu kamery czy
schowaniu jej, by się nie zmoczyła. W pewnym momencie wbiegłem w kałużę i...
straciłem buta. Chciałem się już odwrócić i wrócić po niego, lecz Daga
schwyciła mnie za rękę i pociągnęła krzycząc, że nie ma czasu. W końcu cali
mokrzy dotarliśmy do hotelu i nie czekając na windę wbiegliśmy po schodach na
piętro. Jak na komendę wszyscy padliśmy na fotele w głębi korytarza oddychając
ciężko. Nogi mi się trzęsły jakbym miał je z galarety, a gardło paliło żywym
ogniem. Dawno już tak nie biegałem. Z Klaudią na plecach to był truchcik w
porównaniu do tego. Gdy w końcu trochę uspokoiliśmy nasze bicia serca, wszyscy
na raz zadali to samo pytanie.
-
Złapali ich?
-
Poczekamy
jeszcze kilka minut i jak się nie zjawią to każdy idzie do siebie się przebrać,
bo wyglądamy jakbyśmy weszli w ubraniach pod prysznic.
-
Ok.-
odpowiedzieli patrząc to na schody to na windę.
-
Kurcze!
Zgubiłem buta!
-
Co?!-
wykrzyknął Olita, który dopiero zdał sobie
z tego sprawę.
-
No nie
widzisz?- powiedziałem pokazując mu calutką mokrą skarpetkę.
-
Dobre!
Hahaha!
-
O cholera!
Kamera!- wykrzyknąłem przypominając sobie o niej.- Wszystko się nadal nagrywa!
-
To ona
jeszcze działa?- zapytała zaskoczona Daga.
-
Jak widać.
Dobra, idziemy do swoich pokoi.
Akurat na te słowa drzwi windy się otworzyły i
stanęli w nich Jared z Klaudią. Oni to już w ogóle wyglądali, jakby przed
sekundą wyszli z jeziora. Na twarzach obydwu widniał wręcz szaleńczy uśmiech.
Popatrzyli na nas i przybili sobie piątki.
-
Shannon, mam
chyba coś twojego.- powiedziała dziewczyna i wyjęła zza pleców mojego buta.-
Chyba coś zgubiłeś po drodze.
-
O! Mój but!
-
Co was tyle
nie było? Złapali was?
-
Hym.... jak
tu wam powiedzieć.- zaczęła Klaudia.
-
To był fake.-
dokończył za nią Kay.
-
Czyli to nie
była policja?
-
Była. Tylko,
że ustaliliśmy z nimi, że oni nas przez chwilę pogonią byście wy też się trochę
poruszali.- dalej mówił mój brat.
-
I jak widać,
podziałało. Biegliście tak szybko, że nawet buta zgubiliście.- zaśmiała się
moja bratanica.- To było dobre. Szkoda, że nie miałam kamery, by was nagrać!
-
Oj sami
siebie nagraliśmy.- zaśmiała się Daga.- A teraz chodź. Musimy się przebrać i
dopakować, bo zaraz jedziemy na lotnisko.
Szatynka posmutniała na te słowa i pomachała
nam znikając ze swoją przyjaciółką w pokoju. Braxton też kiwnął nam głową i
zniknął w swoim, a my staliśmy i patrzyliśmy na siebie. Nie musieliśmy nic
mówić, obydwoje myśleliśmy to samo. Jesteśmy zdrowo szajbnięci. Jay znów
popatrzył na moją jedna stopę bez buta i zaczął się śmiać. Dobrze słyszeć
szczery śmiech brata. Dawno już tak nie świrowaliśmy. Nagle drzwi przed nami
się otworzyły i stanęła w nich nasza mama. Obydwoje natychmiast się
wyprostowaliśmy pod siłą jej spojrzenia. Ale żaden z nas nie wytrzymał i po
chwili już się śmialiśmy.
-
Boże święty!
Co wy robiliście, że jesteście cali mokrzy?!
-
Kąpaliśmy się
w fontannie.- zaśmiałem się.- Znaczy Jared. A tak naprawdę to starsznie leje.
-
Jared! Ty
chory i wyszedłeś na taką ulewę?
-
Dobra mamo,
idziemy się przebrać, bo robi się nam zimno.- powiedziałem ciągnąc, wciąż
śmiejącego się Jareda w stronę jego pokoju.
Gdy się odwróciłem, zobaczyłem jak mama na
migi mi pokazuje, że będziemy mieć z nią poważną rozmowę. Ech... ja za dawnych
lat!
Pisany specjalnie dla D. by mogła go sobie przeczytać. Pomysł w
Tomkiem w piórkach + fontanny zawdzięczam Dadze. To ona mnie na to
naprowadziło i myślę, że wyszło dobrze. Co do EMI… dziś wyciekł
Artifact i stwierdzam, że nawet momentami moja teoria trzyma się kupy.
Co jeszcze… naprawdę checie jakiś romansik?;> I wybaczcie za
„pokiwanie głową na znak głowy” :P A i sprawdziłam tylko 7 stronz 11.
Mam już dość, literki mi migają przed oczami, więc to nic już nie
daje… Co do reakcji Dagi… dobra przesadziłam i zostałam skrzyczana
nawet przez D. :P trochę poprawiłam się w tym rozdziale. Mam nadzieję.
Co do „klozetu” to jest to wymysł Dagi, więc do niej proszę kierować
słowa uznania ;) tak samo jak rajty i miliony little pizzas ;D A i
dziękuję dziewczyny za takie długi i wspaniałe komentarze *___* <3
Dobra, ostatni rozdział z Dagusią idzie z dedykacją do??? Dagi ;D Teraz już zupełnie nie wiem co pisać w następnym O.O
PS.Srak Ci naptakał też zaporzyczone od D. <3
Genialny rozdział. I się okazało, że Daga ma jeszcze ludzie odruchy względem Dziada.
OdpowiedzUsuńNawet czytanie na telefonie nie było uciążliwe, bo ciągle się śmiałam.
Ech, schorowany Gejuś przyprawia mnie o dreszcze. Mógłby się w końcu ogarnąć :|
I w końcu się doczekałam kolejnego rozdziału z pkt. widzenia Shannona.(łiiiiiiii)
Mówiłam ci, że jesteś genialna? Nie? No to mówię! I nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. ;>
-adka
Sporo literówek(szczególnie ten Kay mnie rozwalił), ale spokojnie da się czytać.
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo fajny, a jeśli chodzi o strzępki twojej teorii, które tu przedstawiłaś… szczerze to miałam podobne myśli. Nie będę się rozdrabniać, ale rzeczywiście taka wersja zdarzeń jest logiczna.
Niestety nie wiem, co jeszcze napisać, bo mam dziś wyprany mózg…
Tak, czy inaczej pozdrawiam i do następnego.
-onisia
Braxiu!!!! <3333333 Uwielbiam go! Dzięki ;) To tak na początek^^ Co to literówek to już się przyzwyczaiłam, z resztą sama częto robię takie błędy,więc mi nawet nie przeszkadza:) Jak zaczęłaś opisywać na początku Uczucia Shannona do Jareda (jak to fajnie zabrzmiało ;D) to miałam łzy w oczach- ja kocham to rodzeństwo i bym wiele dała, żeby mieć takich braci,w ogóle znowu Gejuś-biduś, ale w sumie to takiego go lubię ;) Co do EMI, to zawsze starałam się wierzyć, że to prawda.
OdpowiedzUsuń-lea
BUAHAHAHHAHAHHA! :)
OdpowiedzUsuńCO do EMI się nie będę rozpisywać, moje zdanie znasz: naciągana teoria fanów, którzy się uparli, żeby ich usprawiedliwiać.
Co to jest p…pa…cośtam, co jedliśmy? xD Ja chcę ratatuje! :< :P
Nie mogłam z akcji ‘Steve tam siedzi!’ :D Przez sekund 3 myślałam, że naprawdę Sunshine’a do opo wtrzasnęłaś O.O
Tomo z piórkami we włosach, Shann gubiący buta, Jay nasrakany…how funny is that? buahahhahahahahahaa!!!
Zapomniałaś mnie też wsadzić do fontanny, ja bym na 100% nie oduściła takiej okazji :P
A na koniec: JAK MOGŁAŚ?! I hate you! Nie wyczyściłabym Jayowi kurtki, w życiu! Jak by zaczął kaszleć krwią to by mi się jakeiś ludzkie odruchy względem niego włączyły, zgoda, ale że…JA?! Wyczyścić jemu sraka naptakanego z kurtlki? Never! Oj, niech on lepiej coś porządnego wymyśli w zamian za to _._
Hehe no i dostałam 3 dedykację! Jestem VIP *zakłada ciemne okulary*
P.S. buuuu już mnie nie będzie w opo, będzie nudno :( :P
P.S.S. Starałam się nie napisać tylko „buahahahaaa”, udało mi się, yay!
Daga
Rozdział śmieszny. x D No oprócz tego, że Gej kasłał krwią, co mi się bardzo nie podoba, ale mam na niego takieeego focha, za to że nie umie zrozumieć pewnych rzeczy że … nie ważne, pomińmy, bo jakbym zaczęła monolog, o jego idiotyzmie, to chyba by mi zabrakło tu miejsca. Skwituję to więc krótkim „Wrrrr! -.-” i zakończę ten temat. Pomysł z wyścigami na barana mi się podobał. Śmieszny, też się tak kiedyś ścigałyśmy w stajni z dziewczynami. Nawet jeździłyśmy tak parkury. x D Ale wracając do opowiadania .. Hm .. aż mi się żal Szynki zrobiło, jak zgubił tego buta. Biedaczek. x D Myślałam, że go nie odzyska, to by było takie smutne.. x D Nie, no joke. Dobrze, podobał mi się ten rozdział, choć to nie to, co wcześniejsze. Tamte miały jakoś tak w sobie więcej uczuć, dynamiki. A teraz się zaniedbałaś w tej kwestii. Zapewne przez wakacje, co? Nie ważne. Ważne że lubię to opowiadanie, lubię TIW, lubie Ciebie i jest dobrze. :D
OdpowiedzUsuń-ehwaz
Pomimo ataku Jareda (biedaczka, co mu?) i jego zachowania, rozdział naprawdę pozytywny i wesoły. Już sam tytuł mnie rozśmieszył, a potem jak się czytało o tym ptaku, Stevie’m i ucieczce przed policją.. Wielki plus za Shannona i jego buta, wtedy poległam. :D Biedaczek biegł po kałużach w skarpetce.. Na samą myśl wybucham głośnym śmiechem!
OdpowiedzUsuńHm, nie wiem jak to jest pomiędzy bandem, a EMI naprawdę, ale może tak jak to napisałaś jest serio.. Nie wiem, możliwe też, ze to bajeczka, who knows.
Bądź o bądź, pomysł z kamerą i filmowanie świetny. Będą pamiątki i w ogóle. Aż na samą myśl, że Klaudia wraca znów do Polski jakoś tak smutno się robi. Bo gdy ona złączy siły z Marsami, to III wojna światowa wybucha i zawsze dzieją się przezabawne akcje. :D
Krótko tym razem i nieskładnie, ale jest już po pierwszej w nocy, więc mam swoje usprawiedliwienie. A że mam weny do komentowania, to tym bardziej jakoś przyjemniej mi się tu pisze. :) Oby następny rozdział ukazał się tak prędko, jak ten! :)
-ms.nobody
Jak pisałam Ci wczoraj, sam tytuł mnie już powalił, genialny ;D Od początku nastawiłam się na trochę śmiechu, ale wcale nie było wesoło. Cierpiący Jared, mimo iż ta menda działa mi na nerwy jak mało co, zawsze mi go szkoda w takich sytuacjach :(
OdpowiedzUsuńTe rozmyślania Shannona na temat Jareda po prostu piękne. Taka braterska miłość to coś naprawdę niesamowitego i właśnie dlatego czasami żałuję, że nie mam rodzeństwa. Mam takie małe pytanko: dlaczego piszesz o Jayu Kay? Tak, z ciekawości pytam. Ślizgający się Shannon z Klaudią na rękach, jeez jak to sobie wyobraziłam, nie mogłam przestać się śmiać :D Te Jaredowe komentarze na temat Tomislava w terenie, wygrały wszystko ! Obsrany Szef, aż mi się przypomniało jak ptak mi narobił na moją nową bluzę. Była jasna, a kupa jakaś taka fioletowa. Myślałam, że szału dostanę! A chusteczki dla niemowląt są fajne. Biedny kopciuszek zgubił bucik, dobre :D Faktycznie, miałaś racje, jest się z czego tu pośmiać :D To dobrze, że tak zrównoważyłaś ten rozdział :)
-marion
Rozdzial z punktu widzenia Shannona byl bardzo dobrym pomyslem. Chociaz watpie aby Shann AZ tyle myslal:D *joke ofkors*
OdpowiedzUsuńScena z bracmi na poczatku jest slodka. Jestem chyba troche jak podstarzala gospodyni domowa i takie rzeczy okropnie mnie rozczulaja. Tak samo jak szczeniaki, male owce. I osly. I nie mowie tutaj o Jaredzie coby byla jasnosc.
Cos Ty zrobila Szczurowi? Czy on umrze? Jak umrze to wiem co zrobic, zeby wstal z grobu.
Puscisc mu jakies jego wlasne nagranie koncertowe. Zywi przy tym gluchna a nieboszczycy wstaja i uciekaja.
Troska Shannona o mlodszego brata jest genialna. Chory, taki biedny Szczur niesamowicie mi sie podoba. Chce wiecej takiego. I chce takiego fajnego Shannona. Chociaz on zawsze jest fajny. Nawet jak jest mokry i ucieka w jednym bucie. Szczegolnie jak jest mokry. Zgubienie buta powinno mu wyjsc na zdrowie bo jego gust odnosnie tej czesci garderoby jest masakryczny. Wlasciwie odnosnie kazdej czesci harderoby. Oprocz slipow. Calvin Klein ma fajna bielizne. Shannon je nosi. Zreszta Shannon jest kims kogo nazywam „Metka Men”. Ktos kto bez wzgledu czy pasuje czy nie ma akurat to co akurat jest na topie.
Tak troche nie w temacie to zastanawiam jak czuje sie corka Calvina Klaina kiedy kocha sie z jakims facetem a tam na jego majtkach imie I nazwisko taty?xD
Mialas juz bitwe na poduszki gdzies wczesniej.
Mialam napisac, ze dorosli ludzie nie nosza sie na barana ale ugryzlam sie w jezyk, bo sobie przypomnialam jak ja, moja ciolka Ola i nasz kolega Konrad wozilismy sie po okolicach dzialek dziadkow Konrada.
Konrad jest wielkim 190 cm chlopem. Ola tez jest wysoka. Cholernie chuda ale niesamowicie silna.
Konrad niosl mnie na barana skarzac sie, ze jego nikt nie chce powozic. I Ola sie wyrwala, ze ona. Najpierw pobiegala na baranach ze mna. Z czegos tak debinego wyszla masa smiechu, bo Olka w pewnym momencie poslizgnela sie na trawie i ja zeby nie spasc obielam ja mocniej lapoac przez przypadek za biust. Powiedzialam, ze ma fajne cycki i zlazlam z jej pkecow bo zaczelysmy sie smiac jak nienormalne. Potem Ola wziela na barana Konrada a ta powiedziala mu, ze jest prawie tak samo ciezki jak ja. Wtedy on do niej z pytaniem „a moge Cie zlapac za cycki”. Akurat wtedy przechodzil kolo nas pan z pania i psem. Ich miny byly bezcenne. Nie wiem jak w jednym spojrzeniu mozna zawrzec przerazenie, nagane i chec ucieczki. Chyba mysleli, ze cos z nami jest nie tak.
Akcja z fontanna i wrobieniem Shannona i reszty smieszna. Ale Shannon za Chiny ludowe nie zostawil by brata.
I jeszcze jedno. To jak wytlumaczylas dlaczego Jared robi z siebie taka muzyczna dziwke – chcialabym, zeby to bylo prawda. Zeby sie okazalo, ze za tym co sie podzialo z tym zespolem ostatnimi czasy, tkwilo jakies logiczne wytlumaczenie.
Jak wlasnie chocby to, ze przegrali z EMI i musza splacic 30 milionow.
Jest mi tak kurewsko przykro kiedy widze jak starzy fani, jeden po drugim odchodza. Absolutnie I’m sie nie dziwie i nie mozna ich winic.
Jak ktos pokochal Marsow za ST nie jest w stanie przetrawic slodziutkiego popu jaki Jared serwuje na TIWie.
Ja tkwie z tym zespolem, bo ciagle mam nadzieje, ze zaczna grac ST. Mam nadzieje na uslyszenie Fallen na zywo. I tkwie bo corcia.
Chyba troche sie rozpisalam za bardzo, ale jest 3 w nocy I nie moge spac.
Ptak ktory narobil na Jareda powinnien dostac dozywotnie miejsce na jakims dachu i darmowe zarcie do konca swojego zycia:D
-mama
Jeszcze raz ja. Nadal nie moge spac.
OdpowiedzUsuńChcialam tylko napisac, ze troche mnie ponioslo I masa w komentarzu ponizej jest nie na temat, wiec ABSOLUTNIE sie nie fochne jak go usuniesz.
Moge napisac nowy. Choc nie obiecuje, ze bedzie na temat:D
Przeczytalam tez komentarze ponizej i powiedz Dadze, ze paella smakuje swietnie i tlumaczac na skroty to specjalna odmiana ryzu z warzywami. Jak ktos miesozerny to powinno w tym byc chorico (nie pamietam jak sie poprawnie pisze nazwe tego swinstwa).
Daga napisala tez cos o naciaganej teorii fanow. Moje swiadome ja calkowicie sie z nia zgadza. Jared to po prostu zachlanna dziwka ktora zgarnia pieniadze a nie daje niczego. Prawdziwi fani powinni sie skrzyknac i pozwac go do sadu za wyludzanie od nich pieniedzy.
Jednak moja moje wewnetrzne, nieswiadome ja chce wierzyc, ze jest jakis powod, usprawiedliwiajacy to co sie dzieje teraz.
I nie jest to no np cos takiego jak kryzys wieku sredniego frontmana albo rozwalona rownowaga hormonalna bo frontman jest hermoafrodyta i wlasnie dostal okres:D
I popraw ta literowke. Masz kilka razy KEY zamiast GEY jak piszesz o Jaredzie.
-mama
Nie mogę się oderwać od czytania! Uwielbiam rozdziały z perspektywy chłopaków ;)
OdpowiedzUsuń