30 marca 2011

Chapter 25 "Stay sexy"

Chapter 25 
"Stay sexy"


Siedzieliśmy z Braxtonem w ostatnim rzędzie w samolocie lecącym do Warszawy. Czemu akurat Braxton? Jay nagle sobie przypomniał, chyba dzień przed naszym rozstaniem, że jestem pod jego opieką i stwierdził, że nie mogę lecieć sama, bo jeszcze mi się coś stanie. Po prostu padłam gdy to usłyszałam. Przez cały czas miał mnie głęboko w dupie, a teraz nagle, że nie mogę lecieć sama do ojczyzny. Pieprzony hipokryta! Ale Braxton też tam leciał, gdyż chciał się spotkać w Warszawie z jakimś dawno nie widzianym kolegą, który był Polakiem. Zresztą stwierdził, że tęskni za Polską i polskim żarciem. Normalnie będzie z niego kolejny Jay, jeśli mi powie, że to z powodu pierogów. Jednak teraz Braxtuś miał w uszach słuchawki i pisał coś zawzięcie na laptopie. Nie był zbytnio zachwycony tym, że nie może korzystać z internetu, ale bez przesady. Przeżyje te kilka godzin lotu bez niego. Ten człowiek jest z całą pewnością uzależniony od neta. Ja słuchałam sobie jakichś rockowych ballad na słuchawkach, lecz szczerze mówiąc nie słyszałam ich. Obracałam w palcach piękną czerwoną gitarę zawieszoną na mojej szyi na srebrnym łańcuszku. Była piękna. Cudowny prezent, który już na zawsze będzie mi się kojarzył z tą niesamowitą przygodą, którą była trasa koncertowa z ukochanym zespołem. W życiu bym nie pomyślała, ze zdarzy się coś takiego, co naprawdę zmieni całe moje dotychczasowe życie o 180 stopni. Obracając tak tę zawieszkę zaczął ogarniać mnie strach i rósł on z każdą przebytą milą coraz bardziej. Powrót do Polski był w pewnym sensie powrotem do normalności, do rzeczywistości. W końcu te kilka godzin temu pożegnałam się z ludźmi, którzy wytworzyli mi ten świat marzeń. A teraz czekałam na zderzenie z nieprzyjemną rzeczywistością. Nie wiedziałam co zrobię, gdy wyląduję w Warszawie. Co z domem, co ze spadkiem, co w związku z tym, że zostałam sama na świecie. Stwierdziłam, więc że będę o tym myśleć dopiero jak już przylecę. Jednak to wcale nie było takie proste. Chciałam się skupić na tym co słyszałam w słuchawkach, lecz nawet nie mogłam odgadnąć co to za utwór właśnie leci. Postanowiłam, więc choć na chwilę wrócić do krainy marzeń i zaczęłam się zastanawiać, gdzie są Batony. Mieli jechać najpierw pociągiem do Londynu i stamtąd lecieć do Los Angeles. Jared coś wspominał, że od razu potem lecą kręcić ten teledysk w Nowym Yorku, ale u niego wszystko jest i będzie wielką niewiadomą. Teraz powinni być już w Londynie i zbierać się na samolot do Stanów. Z jednej strony bardzo chciałam znaleźć się tam z nimi, ale wiedziałam, że nie mogę. Musiałam skończyć szkołę, a nie chciałam tego robić u nich, bo jednak mimo wszystko ich poziom nauczania jest o wiele gorszy od naszego. Studia w Stanach to dość dobry pomysł, ale nie liceum. Poza tym trzeba było uporać się ze wszystkimi przyziemnymi sprawami tutaj w Polsce. Najpierw musiałam załatwić sobie dobrego prawnika, który by mi pomógł ogarnąć to wszystko... Tak mnie pochłonęło rozmyślanie o tym, że nawet nie zauważyłam, że wylądowaliśmy. Dopiero Braxton mi to uświadomił wstając z fotela i wyjmując rzeczy ze schowka. Szybko pochowałam swoje rzeczy do torby i odebrałam od niego płaszcz w który się ubrałam. W Warszawie nieprzyjemnie mżyło, więc szybko założyłam na głowę kapelusz i łapiąc torby z walizką wyszliśmy w samolotu. Zbiegłam wraz z Latynosem po schodach i wpadliśmy do autobusu. Cudownie! Nawet minuty nie byliśmy na dworze a już wszystko się do nas kleiło. Tak... pod tym względem kocham Polskę, nie ma co. Po około 15 minutach autobus ruszył i podwiózł nas do terminala. Sprawdzono nam paszporty i od razu udaliśmy się do wyjścia, gdyż wszystkie bagaże mieliśmy jako podręczne. Idąc w stronę wyjścia chciałam wyjąc z torby blackberry lecz nagle coś, albo raczej ktoś, się na mnie rzucił o mało co mnie nie przewalając. Nic nie widziałam, tylko czułam zapach truskawek. Chciałam zaczerpnąć głęboki oddech by w końcu powietrze dostało się do moich płuc, jednak zamiast tego jej włosy wpadły mi do ust.
-          Puść ją, bo ją mi zabijesz!- usłyszałam głos Jessy.
 W końcu osoba ta puściła mnie a ja od razu zaczęłam oczyszczać język z włosów. Zapach dobry, ale w smaku. Bleee. Nie lubię włosów. Odsunęłam się o krok do tyłu i popatrzyłam na osobę stojącą przede mną. Dobre kilka sekund zajęło mi skojarzenie kim ona jest.
-          AAA Kamuś!- wykrzyknęłam, wręcz wypiszczałam i rzuciłam się na nią.- Co ty tu robisz? Jessy! Co tu się dzieje?!
-          A postanowiłyśmy ci zrobić niespodziankę. – oznajmiła Kamila.
 Patrzyłam na nie z szerokim uśmiechem, no chyba szerszy nie mógł już być. Nie mogłam uwierzyć, że dostanę takie wspaniałe przywitanie w kraju. I tym sposobem powrót do Polski stał się przyjemnością, a nie torturą. Podeszłam do Jessy i przytuliłam się do niej.
-          Ach Kuniś! Dobrze cię znów widzieć.- powiedziała cicho.
 Gdy tylko się od niej odkleiłam, ona podeszła do Braxtona, który stał jak słup soli i patrzył na to przywitanie nie wiedząc co ze sobą zrobić. Gdy zorientował się, że to Jessica uśmiechnął się do niej przyjacielsko i objął ją witając się z nią. Popatrzyłam na Kamę, która wpatrywała się w ten obraz ze zdziwionym wyrazem twarzy. Postanowiłam, więc zacząć działać. Podeszłam do Olity i Jess, po czym przedstawiłam mu moją przyjaciółkę.
-          Braxtuś to jest Kamila, Kam ty wiesz kto to jest.
Dziewczyna z nieśmiałym „hej” wyciągnęła rękę, lecz Latynos zamiast też podać swoją szybko przytulił dziewczynę do siebie mówiąc jej „dzień dobry” łamaną polszczyzną. Otworzyłam szeroko oczy, a Jessy mnie szturchnęła łokciem.
-          Rozumiem, że była lekcja nauki polskiego tak? Jay jak przyjedzie do Polski to zacznie po polsku gadać?
-          No coś ty... niczego ich nie uczyłam. Nie wiem skąd Braxton... – wyszeptałam patrząc, jak muzyk rozmawia z rudą dziewczyną.
 Kama była cała rozpromieniona i wpatrywała się w niego jak w obrazek. Ja z całą pewnością też bym tak zareagowała. W końcu po 5 minutach stania w przejściu skłoniłam z Jessy tę dwójkę by ruszyli swoje szanowne cztery litery i usadowili je w taksówce. Kam usiadła obok Braxtona a na samym końcu ja. Jessy ze względu na to, że jest taka wysoka usiadła z przodu. Podałam nazwę hotelu w którym miał się zatrzymać Braxton i pojechaliśmy tam. Po 20 minutach podróży miałam już zupełnie dość dyskutującej obok mnie pary. Gadali jak katarynka, non stop. Jessy co chwila patrzyła w lusterku na nas i się śmiała. Zaczęłam, więc stroić do niej dziwne miny co nie uszło uwadze taksówkarza, który w momencie naszego wysiadania odetchnął  z ulgą. Kamila stwierdziła, że pójdzie z Braxtonem do recepcji i pomoże mu się dogadać, a my z Jessicą zostałyśmy na dworze. Na szczęście nie padało i było dosyć znośnie. Rozejrzałam się wokół siebie i widząc znajome budynki, napisy i mowę od razu jakoś poczułam się lepiej.
-          Kunik... co teraz będzie?- zapytała się mnie moja przyjaciółka.
-          Nie mam pojęcia... Pojadę do domu rodziców, bo do domu Mirandy i tak nie mam kluczy. Na razie tam będę mieszkać... chyba.- odpowiedziałam od razu markotniejąc.
-          Echś Kuniś!- powiedziała i mnie mocno przytuliła.
-          Jessy?- szepnęłam po chwili.
-          Tak?
-          Mogłabyś zostać ze mną? Proszę cię... nie chcę być teraz zupełnie sama. Nie wiem co robić, jak to wszystko poukładać...- wyjąkałam.
-          Oczywiście, że zostanę. W ogóle musisz mi opowiedzieć wszystko!- odpowiedziała uśmiechając się pocieszycielsko.
 Od razu wiedziała, że jeśli zacznę opowiadać o mojej przygodzie lepiej się poczuję. Stwierdziłam, że Kama też musi w takim razie zostać. Gdy tylko zjawiła się z Olitą z powrotem zaproponowałam jej to. Wspólnymi siłami próbowałam z Jessy ją namówić by została. Ostatecznie zwyciężył argument Braxtona, który stwierdził, że chce lepiej ją poznać i żeby została to pojutrze pójdą na gorącą czekoladę. Gdy ruda to usłyszała od razu zalśniły się jej oczy, a ja zaczęłam się śmiać. Nie dość, że idzie do kawiarni z samym Braxtonem to jeszcze na jej ulubiony napój. W końcu udało nam się pożegnać z Latynosem i kupiłyśmy bilety na środki komunikacji miejskiej w najbliższym kiosku i stanęłyśmy na przystanku czekając na autobus, który miał nas zawieźć prawie, że pod same drzwi mojego starego domu. Akurat w momencie gdy zaczęło kropić wsiadłyśmy do jednej z linii autobusowych i ruszyłyśmy w drogę. Wysiadłyśmy na przedostatnim przystanku i ruszyłyśmy po mokrym chodniku w stronę ładnego, zadbanego budynku. Wklepałam kod do drzwi i wpuściłam dziewczyny, które pomogły mi wnieść rzeczy do środka. Wjechałyśmy windą na ostatnie piętro i stanęłyśmy w korytarzu. Podeszłam do jedynych drzwi i po chwili szukania klucza otworzyłam je ukazując mieszkanie moich rodziców. Klucze zawsze miałam schowane pod doniczką, tak na wszelki wypadek. Na szczęście wciąż tam były. Gdy przekręciłam klucz i pchnęłam obite w białą skórę drzwi uderzył we mnie zaduch. Chwilę tak stałam próbując przyzwyczaić się do tego specyficznego zapachu, lecz w końcu poruszyłam się o krok do przodu, a za nim poszły kolejne. Przeszłam długi hol na którego końcu znajdował się nowocześnie urządzony salon, a mimo tego sprawiał wrażenie przytulnego. Od razu doszłam do okien i tarasu, które otworzyłam na oścież. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie zmieniło się zupełnie od kiedy byłam tu ostatni raz. A minęły już przecież 4 lata odkąd ostatni raz moje stopy stąpały po tej podłodze. Widziałam masy kurzu na wszystkim, ciała martwych much i pajęczyny. Wiedziałam, że czeka mnie ciężka praca, ale na razie byłam zbyt zmęczona. I to nawet nie fizycznie a psychicznie. Powrót do domu rodziców był teraz dla mnie koniecznością. Nie mogłam spać w mieszkaniu Mir i Grega. Po prostu nie mogłam. Zresztą nie miałam kluczy. Wyszłam więc z salonu i podążyłam do kuchni, w której panował kurz, ale przynajmniej nie było zepsutego jedzenia.
-          Kuniku?- rozległ się głos Jessy.
 Od razu wróciłam do drzwi przypominając sobie o dziewczynach, które miałam przenocować.
-          Jest straszny bałagan... – oznajmiłam im.- Znaczy dużo kurzu i w ogóle...
-          Spoko, mi to nie przeszkadza.- stwierdziła moja przyjaciółka.
-          Mnie też.- odpowiedziała druga.
-          Wiecie... To się wiąże z tym, że będziecie musiały mi pomóc... Mogę na was liczyć?- zapytałam przyglądając się im uważnie.
 Kamila zaczęła wpatrywać się w sufit, lecz Jessica pokiwała głową.
-          No jasne! Coś za coś, nie Kam? Chwilę tu pomieszkamy za sprzątanie.
-          Wiecie... ja to nie no... em... Nienawidzę sprzątać.- wydukała dziewczyna.
-          Nie martw się, my też. Ale trzeba posprzątać jeśli chcemy tu spać... no chyba, że pojedziecie do hotelu, tam będzie od razu czy...
-          Kunik! Przecież powiedziałam, że mogę!- wcięła mi się w zdanie Jessy.- Odkurzę!
-          Okej... Kam, pomożesz czy raczej nie?- zapytałam się rudowłosej dziewczyny.
-          No...hym...
-          Kama, bo ci do dupy nakopię tak, że się nie pozbierasz!- warknęła na nią Jessy.
-          Nie mów do mnie Kama!
-          To pomóż nam!
-          Okej, dobrze już, dobrze. Niech wam będzie. Co mam zrobić?- zapytała się ninechętnie.
-          Umyć podłogi. Wszędzie. A ja będę ścierać kurze.- stwierdziłam.
 Przeniosłyśmy wszystkie bagaże do środka mieszkania i zamknęłam drzwi na dwa zamki. Niby strzeżone osiedle, niby kody do domu są, ale lepiej nie ryzykować. Poszłam do łazienki skąd wzięłam wszystkie potrzebne środki. W końcu Miranda czasami tu wpadała i sprzątała ten dom, by kiedyś na przykład go sprzedać czy coś... Jessy z garderoby wyjęła odkurzacz, lecz wspólnie stwierdziłyśmy, że odkurzanie będzie na końcu, więc ja z nią wzięłyśmy szmatki i zaczęłyśmy walkę z kurzem, a Kam miała zmienić pościel. Zaczęłyśmy od kuchni, by nie przeszkadzać przyjaciółce, która męczyła się z poszewkami w sypialni. Włączyłam szybko radio i tak zaczęła się nasza ciężka praca. Gdy doszłyśmy do połowy kuchni zaczęło nam krótko mówiąc odwalać. Lałyśmy się ścierkami po tyłkach i śpiewałyśmy do szklanek. No dobra... ja do szklanki, Jessica do widelca. Niesamowity widok. Naszą wspaniałą zabawę przerwał pisk Kamy. Szybko zerknęłyśmy na siebie i rzucając szmatki pobiegłyśmy do sypialni. Kam stała na szafce nocnej przy łóżku z butem w dłoni i obserwowała podłogę.
-          Co się dzieje?- spytałam się.
-          Pająk!- wykrzyknęła i nagle zeskoczyła na łóżko piszcząc i atakując ścianę kapciem.
Gdy skończyła mogłyśmy z Jess podziwiać piękny czerwony ślad na ścianie. I to jeszcze jak finezyjnie rozmazany. Na białej ścianie, żeby nie było. I po chwili znowu rozległ się pisk i kolejny czerwony ślad upiększył to pomieszczenie. Widząc wzrok Kamili, który zawierał w sobie czystą panikę i ją samą latającą z butem po łóżku i mordującą biedne małe stworzenia rozbawił mnie. W końcu gdy zabiła już wszystko opadła na łóżko cała się trzęsąc i w końcu popatrzyła na mnie i Jessicę. Nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem. Wyglądała jakby stoczyła bardzo krwawą wojnę. Na potwierdzenie tych słów w radiu zaczęło lecieć „This Is War”. No i wyszedł jeszcze jeden mały pajączek, którego nie zauważyła wcześniej. Biedak musiał ginąć nie dość, że od kapcia to i jeszcze przy tym jak Jay wydzierał swoją japkę „diiiiiizzzzz izzzzzz łoooor”.
-          Od dziś masz nową ksywkę.- stwierdziła Jess.- SpiderKiller.
-          Ej! To powinna być ksywa Dagi. Ona w końcu wymordowała z milion pająków jak byłyśmy w stajni.- stwierdziłam.- Albo nie... do ciebie Kamsonie lepiej pasuje.
 Zostałam zamordowana spojrzeniem rudej, więc czym prędzej wróciłam do mojej szmatki. Stwierdziłam, że jest nawet podobna do 90% koszulek Jay’a. Nie dość że cienkie, to poszarpane i takie ohydne. Ale by mi się dostało gdyby Leto to słyszał. Na dobrą sprawę to podczas tej trasy to były jego główne nakrycia od pasa w górę. Gdy tylko skończyłam kuchnię, pani fotograf zabrała się za dokładne odkurzanie kuchni, w której miałyśmy jeść. Ja natomiast przystąpiłam do czyszczenia salonu. Na szczęście Kamila zdecydowała mi się pomóc, więc nawet szybko go ogarnęłyśmy. Sypialnie i mój tary pokój sprzątałam już sama. Tak samo jak i łazienkę oraz pozostałe pomieszczenia. Stwierdziłam, że gabinet, garderobę i mniejszą łazienkę wraz z holem sprzątniemy jutro. Najważniejsze zostało wykonane. No i właśnie wtedy okazało się, że przecież nie ma nic do jedzenia. Podłączyłam lodówkę do prądu żeby zaczęła już mrozić i gdy tylko dziewczyny skończyły, wyjaśniłam im, że trzeba iść na zakupy. A była już 20... Ustaliłyśmy, że Jessy zostanie pilnować domu i włączy wszystko co trzeba wraz z wodą, a my z Kamilą udałyśmy się do sklepu. Wzięłyśmy koszyk i zaczęłyśmy poszukiwanie resztek jedzenia po weekendzie. Sobota wieczór to najgorszy moment na zakupy, bo nigdy nic nie ma. Na szczęście większość rzeczy nabyłyśmy i przyszło do płacenia. Wyjęłam portfel i okazało się, że mam tylko euro. Nie macie nawet pojęcia jak się zestresowałam. Jednak na moje szczęście w tym sklepie można było płacić w euro, więc to zrobiłam. Kam powkładała wszystko do ekologicznych toreb, które wzięłyśmy ze sobą i wróciłyśmy do domu. Jessy zabrała nam torby i zaczęła wszystko wypakowywać a my uwaliłyśmy się na kanapę. Po chwili dołączyła do nas także Jess. Po kilkunastu minutach ciszy w końcu zapytałam.
-          To co teraz robimy? Idziemy spać?
-          Kam ma ze sobą laptopa...a ja mam płytkę. Może chcesz obejrzeć foty ze Sztokholmu?- zaproponowała dziewczyna.
-          Jasne! Możemy podłączyć je do telewizora.- stwierdziłam i wstałam z kanapy.
 Gdy tylko znalazłam kabelek podłączyłam go do laptopa Kamsona, która przytachała go z sypialni. Jessica podała jej płytkę i po chwili na wielkim 40 calowym ekranie pokazała się gleba Jareda, a dokładnie moment gdy upada na dupsko. Widząc to obydwie z Jessy zaczęłyśmy się śmiać przypominając sobie to wydarzenie. I tak też się zaczęło oglądanie zdjęć oraz moja opowieść w związku z tym co się tam działo. Po obejrzeniu wszystkich zdjęć z koncertu, które były naprawdę niesamowite, Kama weszła w folder z całą resztą z tego wyjazdu Jessy. Najpierw były zdjęcia z wywiadu z radia, w którym Batony udzielały odpowiedzi na różne pytania. Później zdjęcia z wieczornego spaceru po Sztokholmie, różnorakie szweckie i fińskie zabytki. Nawet i kilka fot mnie, Jareda, Shannona, Tomo czy reszty bandu. Podczas krótkiej przerwy ze zmianą folderów ja poszłam po chrupki i ciasteczka, a przyszłam jeszcze z dużą 2 litrową colą. Chwilę później doniosłam 3 szklanki i zrobiłyśmy sobie maraton zdjęciowy. Po obejrzeniu zdjęć Jessy okazało się, że Kamila na laptopie ma pokaźną kolekcję fotografii Marsów, więc włączyłyśmy pokaz slajdów i wcinając tak jakieś chipsy popijane colą kontemplowałyśmy zmiany fryzur Jareda, czy strojów Shannona. Większość zdjęć była albo z epoki ich pierwszego albumu, albo z This Is War. Gdy doszło do zdjęcia Jareda tzrymającego blackberry zerwałam się z siedzenia i pobiegłam do torby po swój telefon. Przecież Jay obiecał zadzwonić jak już będzie na miejscu. I według moich przeliczeń powinien już być w Los Angeles. Gdy tylko dotarłam do telefonu zobaczyłam migającą na czerwono diodę. Szybko uruchomiłam blackberry i spostrzegłam, ze to wiadomość. Niestety okazało się, że to wiadomość od jednego z polskich operatorów. Zawiedziona jeszcze przez chwilę wpatrywałam się ekran, lecz żadna wiadomość czy żaden numer nie wyświetlił się. Wzięłam urządzenie ze sobą, by na wszelki wypadek, jakby Jared dzwonił to chciałam je mieć przy sobie. Usiadłam ponownie między dziewczynami, które zatrzymały pokaz i zaczęłyśmy na nowo oglądać i komentować. Po jakiejś godzinie poczułam, że Kam zasnęła na moim ramieniu, a Jessica przysypia. Wyłączyłam, więc sprzęt i kazałam dziewczynom się umyć i przebrać. Zrobiły to bardzo szybko i gdy ja też skorzystałam z łazienki, położyłyśmy się na ogromnym łóżku w sypialni rodziców i w trójkę zasnęłyśmy. Następnego dnia obudziłyśmy się o dość później porze, bo dochodziła 13. zerwałam się z łóżka po to by dorwać się do blackberry. Spojrzałam na wyświetlacz lecz nie dostałam żadnej wiadomości, ani nikt do mnie nie dzwonił. Ten Leto to chyba sobie ze mnie kpi. Obiecał zadzwonić jak dotrze do domu. Włączyłam, więc twittera i zaczęłam przedzierać się przez spam. Po pewnym czasie poddałam się. Wpisałam adres twittera Jareda i czekałam aż mi załaduje mi się. No i po chwili moim oczom ukazało się „HELLO LA!!!”. Czyli już dolecieli. To czemu w takim razie on nie dzwoni? A jak coś im się stało w drodze z lotniska? Szybko, więc weszłam na twittera Shannona, lecz tam nie było nawet informacji, że wrócili. U Tomo była tylko wzmianka, że już nie może się doczekać spotkania z Vicky. W ogóle to muszę powiedzieć, że w końcu się pogodzili. Przez telefon, ale pogodzili, a wtedy od razu relacje pomiędzy wszystkimi stały się jakieś takie spokojniejsze i milsze. Odłożyłam telefon na szafkę i poszłam do łazienki odświeżyć się. Gdy z niej wyszłam była już 13:45. Dziewczyny siedziały na łóżku rozmawiając o czymś. Przywitałam się z nimi i właśnie wtedy postanowiłam zadzwonić do Jareda. Wpisałam na klawiaturze „Wielkie ego” i od razu wyskoczył mi jego numer. Cóż... Jared wcale nie musi wiedzieć, że go przemianowałam. Włączyłam głośnik, by dziewczyny też słyszały go, w momencie, gdy będę go opieprzać, że mnie zestresował dziad. Pierwszy sygnał – cisza. Drugi – tak samo. Popatrzyłam wrogo na telefon i rozłączyłam się. Postanowiłam spróbować jeszcze raz. Tym razem jednak ze skutkiem. W końcu po jakimś 7 sygnale usłyszałyśmy dziwne szumy, a potem zachrypnięty głos.
-          Halo?
-          Cześć Jay... tu Klaudia.- przywitałam się.
-          Klaudia? Jaka Klaudia?- zapytał głosem, który świadczył o tym, że albo jest pijany...albo spał.
 Dziewczyny popatrzyły na siebie i przysunęły poduszki do twarzy, by w ten sposób ukryć śmiech. Cudownie normalnie.
-          A jakie Klaudie znasz?- zapytałam ciekawa odpowiedzi.
-          Ja nie... możesz zadzwonić później?- zapytał.
-          Która jest u ciebie godzina?- odpowiedziałam także pytaniem.
-          Nie wiem kim jesteś i daj mi spać!- jęknął.
-          Nie dam ci spać!- warknęłam do telefonu i popatrzyłam na Kamilę, która pokazywała mi, że u nich jest 5 rano.- Gdzie jesteś?
-          W domu, śpię i daj mi spokój napalona kobieto.
 Tym tekstem mnie po prostu zabił. Jessica z Kamilą już tarzały się po łóżku z poduszkami tłumiącymi ich śmiech. A ja miałam ochotę zrobić facepalm’a, a nawet i facewall. Boże daj mi cierpliwość.
-          Jezu... Z całą pewnością nie na ciebie. Jared tu Klaudia! Ta dziewczyna, którą uratowałeś z wypadku i...
-          O cholera!- usłyszałam po drugiej stronie już rozbudzonym głosem.
-          To gdzie jesteś?- ponowiłam pytanie.
-          W Los Angeles.- odpowiedział.
-          No to do jasnej cholery czemu nie zadzwoniłeś?! Wiesz co? Kretyn z ciebie. Niepotrzebnie się denerwuję o osobę, która wszystko i wszystkich ma w wielkim poważaniu!
-          Ej... ej.. Przepraszam, że nie dzwoniłem, ale na śmierć zapomniałem! Znaczy próbowałem się dodzwonić, ale miałaś chyba wyłączony telefon...
-          Jasne. I tak ci nie wierzę.- odpowiedziałam robiąc kwaśną minę.- Dobra... idź spać dalej.
-          Przepraszam. Jesteś bardzo na mnie zła?
 Powiedział to w tak uroczy sposób, że się uśmiechnęłam. Jak mały chłopczyk, który nabroił. Och... i to on jest niby moim ojcem. Dziewczyny próbowały uspokoić oddechy leżąc na plecach obok mnie, leczy gdy tylko ich wzrok się spotykał zaczynały na nowo się śmiać.
-          Nie, już nie. Ale masz mi obiecać, że jak będziecie w Nowym Yorku to dasz mi znać.
-          Okej... obiecuję.
-          Promise is a promise. Pamiętaj Jared. Dobra... śnij o czym tam chcesz i NIE CHCĘ wiedzieć o czym chcesz śnić. Dobranoc!- szepnęłam do słuchawki.
-          Stay sexy!- usłyszałam w odpowiedzi i rozłączyłam się.
 „Stay sexy”. Co to do jasnej cholery jest? Ten Leto to mnie czasami potrafi zabić swoimi frazami i cytatami. Cóż...
 ______________________________________
Wybaczcie, że tak
długo, ale po prostu jestem w kompletnym dołku jeśli chodzi o pisanie.
Nie idzie mi. Nic na to nie poradzę, nawet jak się zmuszam to wychodzi
jedno wielkie nic. Mam nadzieję, że nie jesteście źli i mi wybaczycie.
Staram się pisać jak najczęściej, ale naprawdę to nie ode mnie zależy
:( Crazy jeśli nie możesz tutaj zostawić komenatrza to wyślij mi go na
maila lub napisz na twitterze bądź fcb ;) Krycha, Tobie to on zrobi co
innego :D ale myślę, że również będziesz zadowolona :D Dario wybacz,
ale nie jestem maszyną do pisania. Mam prócz tego swoje życie i
problemy. Nie zawsze da się pisać tak jakby się chciało, a powinnaś
zauważyć, że staram się pisać jak najczęściej. A do pozostałych…
dzięki, że wciąż czekacie i ze mna jesteście! :)

Okej… do kolejnej rundy przeszły:

1. Mr. Party -4
2. Zdrętwiały Pośladek Shannona – 2
3. tyłek Jaya -2

Głosować ;) 1 głos!!!

Ten rozdział dedykuję Kam, bo w końcu doczekała się siebie :) <3


ps. my mail: kun.echelon@wp.pl

gg: 5761850

twitter: @intothewildff lub @artemis_p

12 komentarzy:

  1. Ech. Czytanie na telefonie jest doĹÄ uciÄĹźliwe, ale czego siÄ nie robi, Ĺźeby przeczytaÄ twĂłj kolejny rozdziaĹ. ^^
    Ĺwietny, mam nadziejÄ, Ĺźe na nastÄpny nie bÄdzie trzeba tyle czekaÄ. XD
    No i mĂłj gĹos oddajÄ na PANA IMPREZÄ!
    -adka

    OdpowiedzUsuń
  2. O mój Boże. Wyszłam na FG Braxtona, a wcale nią nie jestem! Po prostu lubię tego chłopaczka :D Słitaśny jest. I cholernie żałuję, że nie podeszłam do niego Na Coke’u, bo latał między ludzmi.
    Co do rozdziału. Boooooooże. Aż brak mi słow :D Jest… awww <3 Jeszcze to namawianie i czekolada 8D Po prostu raaaaj < 3
    Sprzątanie. Bleeee… Nienawidzę sprzątać. Nienawidzę pająków. Nienawidzę! Ale genialnie to opisałaś :D Będziesz mieć teraz znak po mnie na cały czas! Nie zgadzam się na zamalowanie tego!!!
    Hahaha :D Jak trafiłaś z tymi fotami. Mam mnóstwo marsowych fot. Są podzielone i wciśnięte w foldery o bardzo śmiesznych nazwach xD
    A Braxiu do kiedy zostanie?

    Stay sexy, Kochanie! :D I dziękuję za dedykacją.
    Ps. Co linijkę nazywam się inaczej, ale nvm :D
    -cam

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże!!! Wszystko to świetnie opisałaś! Troszkę się naczekałam na kolejny rozdział :D Wchodziłam codziennie na twojego twitter’a i sprawdzałam czy dodałaś już kolejny chapter : *
    Czekam z niecierpliwością na kolejny. <3
    -Ollcciiaa

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak ty świetnie piszesz. Wchodzę na twojego bloga co najmniej z 10 razy dziennie xd Kurcze no ! kocham to ! kocham to ! kocham to ! I tekst Jaya ” W domu, śpię i daj mi spokój napalona kobieto ” . Aż mama się mnie zapytała czy ze mną wszystko okey, bo śmiałam się do monitora xD Nadal jak sobie to przypomnę to się śmieje. Życzę Ci weny i to, że nie dajesz rady dodawać szybko rozdziałów, rozumiem ;) Przecież każdy ma swoje prywatne życie ;) Pozdrawiam Crazy.

    OdpowiedzUsuń
  5. łaj ja ciebie nie witałam na lotnisku tyyyyyyż?! *czarna rozpacz* i czemu Kam ma mój kolor włosów?! kłamczuchy! *jeszcze większa czarna rozpacz* chce dalszy ciąg szybkoo :(:(
    -natou

    OdpowiedzUsuń
  6. CODZIENNIE wchodziłam na twojego bloga, nawet po kilka razy… Patrz co ze mnie zrobiłaś! Jakiegoś maniaka!! ;p Ale doczekałam się i jestem bardzo zadowolona, chociaż jakiegoś specjalnego szaleństwa mi zabrakło ;p Ale powiem, że takie nocowanie dobra rzecz ;) No i jak zwykle teksty Jareda i akcja z Braxem – świetne ;D I chciałam złożyć zażalenie! Moje kumpele nie mają talentu do pisania i dlatego mnie nie ustanowią bohaterką żadnego opowiadania ;/ Strasznie zazdroszczę Kamie i Jessy! ;)))
    I byłabym zapomniała! zdecydowanie Mr. Party! ;DD <3
    No i pamiętaj, że nie jesteś niczyim niewolnikiem! ;)
    -agi

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział bardzo dobry. Nawet jak na brak weny. ;)
    Za to ja nie mam kompletnie weny na komentarz, więc napisze tylko dwie rzeczy:
    1. Ciesze się, ze wróciłaś. (Przerwa była niedługa, ale zdążyłam się stęsknić za ta historią. Wciągnęło mnie i tyle ;) )
    2. Głosuję na pośladek Shannona. (Nie wiem czemu, ale czuję sentyment do tamtej sceny… dziwne, nie? o.O)

    Pozdrawiam i do następnego.
    -onisia

    OdpowiedzUsuń
  8. OMFG! WTF z moim komentarzem? Jebany telefon -.-”
    -adka

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja dzisiaj krótko bo nie mam weny na komentarze, ani na żadne inne formy pisane.
    Końcówka mnie powaliła, zdecydowanie najlepsza część tego rozdziału :)
    No i życzę, żeby Ci ta wena wróciła ;)
    -marion

    OdpowiedzUsuń
  10. Nieważne jak dziwnie to zabrzmi, ale pozostaję wierna zdrętwiałemu pośladkowi Shanna. <3 :D Ale cofam się do rozdziału.
    Tak jak już pisałam, nie jest to szczyt Twoich pisarskich umiejętności (a je masz, i to jakie!), ale rozdział bardzo dobry, serio. :) No i „stay sexy” oczywiście mnie powaliło na kolana, nieważne jak Jay byłby zaspany, pozostać sexi. xD
    Ja bym chyba na miejscu Klaudii na pytania Dziada „jaka Klaudia?” odpowiedziała „Ty już dobrze wiesz jaka, mój ty dziki ogierze, jak możesz nie pamiętać naszej cudownej nocy?”, ale ja to ja. xD
    Sympatia tworząca się pomiędzy Cam, a Braxtonem mnie rozbraja, ale to słodkie! :) Ja ich chcę więcej, zdecydowanie. :D Plus akcja z pająkiem, świetna. ;)
    Zastąpiłabym te dłuugaśne opisy sprzątania czymś krótszym. Jak dla mnie zbyt wiele wklepanych czasowników (pewnie sama też tak robię -.-) co nieco wymęczyło mi oczy, ale nie narzekam. :)
    Ogółem naprawdę dobry rozdział, pomimo Twojego zastoju. Jednakże jestem przekonana na 100%, że to tylko okresowe i jak zaczniesz pisać, to nie będziesz mogła przestać, a jakościowo rozdziały będą sprawiały, ze będziemy zbierać szczęki z klawiatur. :D Trzymam za Ciebie mocno kciuki Kochana, dasz radę na tysiąc procent. :*
    ms.nobody

    OdpowiedzUsuń
  11. super piszesz, podoba mi się styl. ciekawe opisy sytuacji.. a przede wszystkim ciekawe i śmieszne sytuacje tak na mnie działają, że chce się czytać więcej i więcej :D
    oryginalny pomysł (muszę to napisać, bo wcześniej nie komentowałam), chyba jedyne opowiadanie, gdzie J nie śpi z główną bohaterką i chwała Ci za to! :D
    dialog z Dziadem („jaka Klaudia?”) mnie powalił. czekam na następny rozdział ^^
    -vertigo

    OdpowiedzUsuń
  12. Zrobilas bardzo duze postepy w pisaniu od czasow pierwszego rozdzialu.
    Czyta sie to opowiadanie coraz latwiej i przyjemniej.
    Zdania „przeplywaja” jedno w drugie a nie uderzaja o siebie z sila gor lodowych.
    Ale o to chyba chodzi w pisaniu. Pisze sie aby poprawiac swoje umiejetnosci w ubieraniu w slowa swoich mysli i emocji w taki sposob aby czytelnik czul i widzial to co autor.

    A Jared to pierdola:P
    -mama

    OdpowiedzUsuń