13 listopada 2011

Chapter 43 "New Year Eve"

Chapter 43
"New Year Eve"


-          Klaudia, czy ty jesteś zazdrosna?- zapytała mnie Fancy, stając naprzeciwko w korytarzu.
 Popatrzyłam na nią powstrzymując cała swoją siłą woli siebie, by nie odpyskować. Tak, byłam zazdrosna. I to cholernie. Cóż poradzę na to, że uważam te krótkie chwile jakie spędzam z Leto za MÓJ WŁASNY CZAS, który powinien być poświęcony tylko mnie. Mam go i tak mało, a teraz Wright mi go odbiera. Może nie tak dosłownie, ale... Jared cały czas wodzi za nią wzrokiem, rozmawia z nią, dziwnie się zachowuje. A to wszystko z powodu tej Francuzki. A mnie totalnie olewa. Jakbym była już dla niego nikim. Jej oczy wyrażały spokój, ale też i smutek. W końcu emocje u mnie opadły, a ja opuściłam głowę wstydząc się tego co myślałam i zrobiłam. Może i było mi przykro, że zabrano mój czas z Jaredem, ale to nie wina tej kobiety. Zresztą powinnam się przyzwyczaić, nie jest on mój i nigdy nie będzie.
-          Przepraszam...- szepnęłam.
-          No już, spokojnie. Rozumiem cię. Też bym była zazdrosna. Ale on cię kocha, naprawdę.- powiedziała i podeszła do mnie.- Gdyby tak nie było to nie zaśpiewałby tych piosenek, a on zrobił to właśnie dla ciebie.
-          Czemu on... woli ciebie?- zapytałam nieśmiało.
-          Mnie? Żartujesz sobie?- zaśmiała się kobieta.
-          No nie widzisz, jak się ciągle na ciebie patrzy, jak zachowuje?- prychnęłam nie dowierzając w brak jej spostrzegawczości.
-          Klaudia, proszę cię. Przestań gadać bzdury. On jeśli już patrzy na jakąś kobietę, to na ciebie. Naprawdę. Mnie się boi. Takie odniosłam wrażenie. I robi dziwne rzeczy.
-          Jakie rzeczy?- zapytałam zaskoczona.
 Dziewczyna pokryła się rumieńcem i zaczęła uderzać palcami o spodnie. Jej policzki wręcz płonęły od intensywności krwi przepływającej pod delikatną pergaminową skórą, a oczy świeciły omijając moje tęczówki. Zauważyłam jak mięśnie jej szczęki lekko drgają, a potem brunetka wypuściła głośno powietrze z płuc i poprosiła byśmy weszły do salonu. Usiadłyśmy obok siebie na kanapie i zaczęła opowiadać.
-          Wczoraj rano... zapomniałam szlafroka i wyszłam w samej bieliźnie z łazienki mając nadzieję, że na nikogo nie trafię. Szczerze mówiąc, zapomniałam zupełnie o Leto, że nocują tutaj, więc nie miałam czego się obawiać. Ale los tak chciał, że wpadłam na Jareda. Na początku byłam trochę zażenowana, że widzi mnie w samej bieliźnie. Nie jestem jakaś szczególnie wstydliwa, ale nie przepadam za tym, gdy obcy facet gapi się na moje ciało, jak ciele w malowane wrota. Jednak on dostał drgawek, zamknął oczy i osunął się na ziemię. Zapomniałam nawet o tym, że praktycznie nic na sobie nie mam. Coś mamrotał pod nosem o jakiejś Evelyn. Nie wiem, to trochę brzmiało jakby kogoś wzywał. Nie wiedziałam co zrobić, ale potem się opanował. Nie wiesz może o co chodzi?
-          Nie mam pojęcia.- szczerze odpowiedziałam.- Zapytam się go... kiedyś. Bardzo źle zrobiłam?- zapytałam niepewnie.
-          No nie za dobrze postąpiłaś. Jared naprawdę był zraniony tym co powiedziałaś, a dobrze wiesz, że za nim nie przepadam. Choć nie powiem, imponuje mi trochę tym jak się o ciebie martwi. Dobry z niego ojciec.
 Westchnęłam ciężko i wstałam z fotela. Nie miałam o co być zazdrosna, bo Fancy nie przepadała za Jaredem, traktowała go jak znajomego kolegę, a on... ostatnimi czasy w mózgu mu się poprzestawiało, więc lepiej tego nie komentować. Życzyłam Francuzce dobrej nocy i po umyciu się, sama też poszłam spać.
Środa po koncercie była dniem, który znienawidziłam już od pierwszych minut. Pożegnanie z Fancy, potem problemy z zamknięciem domu. Autobus, którym miałam dojechać do szkoły zepsuł się na środku ulicy, więc spóźniłam się na lekcje i dostałam ochrzan od nauczyciela. Bo to moja wina, nie? Niezapowiedziana kartkówka z matmy i pytanie z niemieckiego. Może nie poszło mi źle, ale wspaniale też nie. Do tego moja choroba wcale mi nie pomagała. Mało brakowało, a zemdlałabym na przerwie. Aż czarno mi się zrobiło przed oczami. Ale musiałam dać sobie radę. Przedostatnią lekcją był jeżyk polski. Usiadłam jak zawsze z przodu klasy i położyłam głowę na ławce. Przedmiot lubię, ale nauczyciel którego mam, jest tak nudny, że ledwo co powstrzymuję się przed spaniem. Tym bardziej, jak jestem tak zmęczona i chora. Lekcja rozpoczęła się, a po 30 minutach miałam ochotę pociąć się zeszytem. Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi i skrzypienie ich jak się otwierają. Zaciekawiona popatrzyłam w tamtą stronę i o mało co nie dostałam zawału. Stał w nich nie kto inny jak Jared. Od razu się wyprostowałam i obserwowałam, jak podchodzi do mojego nauczyciela i zaczyna nawijać po angielsku. W miarę szybko zorientował się, że ten człowiek nic nie rozumie. Profesor nie znał kompletnie angielskiego, więc patrzył na Leto jak na kosmitę. Gdy jego spojrzenie napotkało moje oczy, leciutko się uśmiechnął i ręką poprosił mnie o pomoc. Wstałam z krzesła i podeszłam do niego.
-          Klaudia, o co chodzi temu człowiekowi? Kto to jest? Twój brat? Chłopak? Czemu nie mówi po polsku?!
-          Panie profesorze, to mój ojciec. Jest Amerykaninem.
 Mina nauczyciela była nie do opisania. Patrzył na mnie, jakby spadła z księżyca. Jay za to poprosił mnie żebym robiła za tłumacza.
-          Ja... tata prosi pana żeby zwolnił mnie z ostatnich dwóch lekcji. Znaczy z tej i następnej. Wyjeżdża i chciał ze mną spędzić te ostatnie chwile.- próbowałam dobrze przetłumaczyć.
-          Eee... no dobrze.- odpowiedział zakłopotany polonista.
 Podziękowałam mu i podbiegłam do ławki, by zabrać swoje rzeczy. Gdy się odwróciłam, dwie dziewczyny wstały ze swoich miejsc i podeszły do Leto z otwartymi zeszytami i poprosiły o autograf. Nauczyciel totalnie zdębiał, a Jared trochę zmieszany maznął im swój autograf. Złapałam go za rękę i pomachałam klasie na pożegnanie, po czym wyszłam z nim z pomieszczenia. Gdy tylko znaleźliśmy się na pustym jeszcze korytarzu, przytuliłam się do niego. Przyjechał do mnie, by się pożegnać, mimo tego jak wczoraj się zachowywałam.
-          Przepraszam.- szepnęłam i wtuliłam policzek w jego pierś.
-          Ja też. A teraz chodźmy, mamy mało czasu, za 3 godziny muszę być na lotnisku.
-          Tak szybko?- zapytałam.
-          Niestety.
 Nie zastanawiając się więcej pobiegłam do szafki po płaszcz i wyszliśmy ze szkoły. Na zewnątrz czekał biały van do którego podeszliśmy. Gdy Jared otworzył drzwi, moim oczom ukazał się cały zespół siedzący w środku. To było dla mnie niesamowite zaskoczenie. Jared dotknął moich pleców dając znak żebym wsiadała do środka. Najbardziej z brzegu siedział Shannon, wiec prawie, że skoczyłam mu na kolana.
-          Shannuś!- pisnęłam tuląc się do niego.
 Potem z tą samą reakcją próbowałam udusić Tomo, Tima i Braxtona.
-          Ale się cieszę, że was widzę!- powiedziałam całkowicie szczerze.
-          Myślałaś, że odlecimy bez pożegnania?- zapytał Shaniasty.
-          No... tak. Po tym jak się wczoraj za...- zaczęłam.
-          No fucking way!- przerwał mi uśmiechnięty Tim.- Wszyscy już zapomnieli o wczoraj.
-          A ja nie! Wspaniała publika!- rzucił Jared, na co reszta zaczęła przytakiwać.
-          Zatrzymaj się tutaj.- powiedział w pewnej chwili młodszy z braci.- Klaudia, idziesz?
 Otworzyłam szerzej oczy nie rozumiejąc czemu mamy tutaj przystanek, ale zaczęłam się zbierać. Wygramoliłam się z vana i zobaczyłam jak reszta macha nam dłońmi.
-          Bawcie się dobrze!- usłyszałam od Braxtona, po czym Shann zamknął drzwi i biały pojazd odjechał.
 Odwróciłam się w stronę mojego ojca, który rozglądał się wokół. Był ubrany w czarny płaszcz, taką też czapkę, a na nosie widniały ciemne ray bany, które chyba miały zrobić z niego osobę zupełnie anonimową, ale moim zdaniem przez nie jeszcze bardziej rzucał się w oczy. Zdziwił się, gdy stanęłam przed nim i wzniosłam ręce by zdjąć jego przeciwsłoneczne okulary.
-          Co robisz?- zapytał z pretensją w głosie.
-          Tak wyglądasz lepiej, a nie jak idiota z cyrku. Na dworze jest ciemno i brzydko, zero słońca, a ty w okularach przeciwsłonecznych. To bardziej zwraca uwagę ludzi.
-          Masz rację.- stwierdził po wysłuchaniu mojego monologu.
Uśmiechnęłam się do niego i chwytając go pod ramię ruszyliśmy ulicą przed siebie. Jako że była to pora obiadowa, stwierdziliśmy, że zajdziemy do jakiejś knajpki. Oczywiście w menu musiały być pierogi. Kiedyś Miranda zabrała mnie w takie fajne miejsce w centrum, gdzie dawali pierogi, a jako że byliśmy niedaleko, postanowiłam zabrać tam Jareda. „Pierogarnia” znajdowała się na jednym z tych starych podwórek, do których normalny człowiek by się nigdy nie zapuścił. Knajpka była malutka, ciasna, ale miała swój niepowtarzalny klimat. Pomimo tego, że wyglądała bardzo ubogo siedziało w niej sporo ludzi. Zajęliśmy z Leto ostatni wolny stolik na którym leżała jedna biała kartka na której markerem były powypisywane dania dostępne tego właśnie dnia. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy Jared wziął ją do ręki i na widok tylu rodzajów pierogów, oczy zaczęły mu się świecić jak u dziecka przed rozpakowywaniem prezentów na gwiazdkę. Chwilę wodził swoim wskazującym palcem po liście, by zatrzymać go na 7 pozycji i pokazać mi.
-          To nie jest dobry pomysł. – odpowiedziałam widząc co wybrał.- Nie jadasz mięsa, a one są z mięsem.
-          Cholera. Ale mają fajną nazwę.- mruknął i znów zaczął szukać.
-          A co ty na to bym wskazała ci które są bez mięsa, a ty sobie z nich wybierzesz takie na jakie masz ochotę?- zaproponowałam.
-          Nie.- odpowiedział krótko znów wodząc palcem po menu.
 Wzruszyłam ramionami i czekałam na kolejne propozycje. W końcu, po dość długim namyśle, aktor wybrał standardowo pierogi z kapustą i grzybami, a ja pierogi z serem. Był tak zafascynowany tym miejscem, że stwierdził, że to on pójdzie je zamówić. Gdy powiedziałam mu co ma powiedzieć i przećwiczyliśmy to zdanie, muzyk odszedł w kierunku lady, a ja odwróciłam się by posłuchać jak pięknie zamawia po polsku.
-          Prochę, ras pierogis with kapusta and ras pierogis with zer.
 Kobieta pokiwała głową na znak przyjęcia zamówienie i zapytała go czy chce coś do picia. Opanowanie zamieniło się w panikę, a jego niebieskie ślepia od razu powędrowały w moją stronę. Ja jednak nie zamierzałam mu tego ułatwiać. Chciał zamówić, to niech zrobi to do końca. I powiem wam jedno. Dobrze, że nie przyszłam mu z pomocą, bo dał sobie radę sam i to nawet w dość popisowy sposób. Mianowicie kobieta rozumiejąc, że Jared za cholerę nie mówi po polsku, podała mu menu i wskazała na napoje. Jay na to mruknął coś w stylu „a! Oto chodzi!” i spróbował przeczytać z karty „sok marchwiowy”. Co prawda te dwa słowa zajęły mu dość sporo czasu, ale w końcu je wypowiedział. Kobiecina za ladą starała się ukryć swój szeroki uśmiech i gdy tylko Jay do końca złożył zamówienie powiedziała do niego po angielsku, że bardzo dobrze mu poszło. Mina mojego ojca w tym momencie- bezcenna. Odszedł od lady i usiadł ponownie przede mną z naburmuszonym wyrazem twarzy.
-          Słyszałaś to?- mruknął pod nosem.
-          Co?- zapytałam starając się pohamować śmiech cisnący mi się na usta.
-          Ta kobieta sobie ze mnie żartowała. Męczyłem się jak cholera, a ona potem płynnie do mnie mówi po angielsku! To jest nabijanie się z obcokrajowców.
-          Nie przesadzaj. Gdyby chciała się z ciebie ponabijać, to inaczej by to wyglądało. Ona po prostu sprawdzała jak ambitnym człowiekiem jesteś. I patrz, wyszedłeś z opresji z podniesioną głową. Jestem z ciebie dumna... tato.- powiedziałam patrząc w jego błękitne oczy.
 Ten gest, niby nieznaczny, a sprawił, że Leto się rozchmurzył i wybaczył kobiecie to znęcanie się nad nim. Po 15 minutach dostaliśmy świeże, gorące pierogi. Gdy tylko Jay przekroił swojego, buchnęła mu w twarz para. Zaciągnął się zapachem i wziął połowę do ust. Nie trwało to długo, bo po chwili go wypluł.
-          Gorące!
-          Jared, myślałam, że jesteś inteligentniejszy niż Shannon. Przecież nie dostaniesz zimnych pierogów głąbie.- mruknęłam dmuchając na swojego.
 On na szczęście zostawił to bez komentarza i tym razem, już ostrożniej wziął pieroga do ust i zaczął go jeść. Byłam bardzo ciekawa jak mu zasmakuje, bo w końcu to „znawca” dobrego jedzenia. Gdy tylko go połknął stwierdził, że są wyśmienite i zabrał się za resztę. Kamień spadł mi z serca i mogłam bez obaw jeść swoje. No dobra, do czasu. W pewnym momencie Jay sięgnął przez stół i zabrał mi z talerza pieroga z serem. Gdy tylko go spróbował stwierdził, że woli moje. Jako że to były nasze ostatnie godziny przed tym jak znów zniknie z mojego życia na jakiś czas, postanowiłam mu oddać swoją porcję i zjeść jego. I dobrze zrobiłam, bo te z kapusta i grzybami o wiele bardziej mi smakowały. Gdy wręcz przejedzeni, wyszliśmy na lodowate powietrze Warszawy, mimowolnie się zatrzęsłam. Objęłam Jareda w pasie przytulając się do niego i ruszyliśmy oświetloną latarniami ulicą przed siebie. Było mi dobrze i chciałam żeby tak pozostało. Jednak strach, że za godzinę będziemy musieli się żegnać, zasłaniał piękno i niesamowitość tej chwili.
-          Rozluźnij się.- powiedział do mnie.
-          Jak mam się rozluźnić, gdy zaraz znów znikniesz, a ja powrócę do szarej rzeczywistości? Moja bajka znów się skończy.- szepnęłam wpatrując się złote światło latarni.
-          Nic się nie kończy.- odpowiedział pewnie, mocniej mnie obejmując.- Przecież zaraz znów się zobaczymy.
-          Zaraz, czyli kiedy?- zapytałam z pretensją w głosie.
-          Na sylwestra? Nie mówiłem ci, że przyjeżdżasz do Las Vegas z nami?
 Stanęłam oniemiała słysząc jego słowa. Niby od kiedy? Skąd taki pomysł i czy w ogóle ktoś tu mnie pyta o zdanie?! A co ze świętami? On jakby czytając mi w myślach, odpowiedział.
-          Święta każdy z nas spędza oddzielnie. Ja jadę na Haiti, Shannon gdzieś tam nurkować, a Tomo zostaje w LA. Dlatego pomyślałem, że dobrym pomysłem będzie jeśli wszyscy spotkamy się w nowy rok.
-          To znaczy, że nie obchodzicie bożego narodzenia?- zapytałam zaskoczona.
-          Obchodzimy. Tylko... w tym roku wypadło tak, że no nie... Ale nie martw się. Prezent dostaniesz.- zaśmiał się widząc moją zaszokowaną twarz.
-          Samo to ile dla mnie zrobiłeś jest najpiękniejszym prezentem jaki dostałam. Więcej mi nie trzeba.
 On na te słowa uśmiechnął się i zaczęliśmy wracać. W końcu udało nam się złapać taksówkę i tak dojechaliśmy na lotnisko. Pożegnanie było jednym z najbardziej dobijających i smutnych chwil tego dnia. Dopiero jak zniknęli za bramkami dałam upust moim emocjom i po prostu się rozpłakałam. Wyszłam z budynku lotniska i złapałam taksówkę. Nie miałam siły tłuc się autobusem. Wróciłam więc szybko do domu i gdy tylko znalazłam się w sypialni, rzuciłam się na łóżko. Mocząc poduszkę słonymi łzami zasnęłam.
 Z dnia na dzień ogarniała mnie coraz większa depresja. Wszędzie, dosłownie wszędzie było coś związanego ze świętami, a ja te święta miałam spędzić sama. Oczywiście nie miałam odwagi przyznać się komukolwiek, że spędzam ten czas sama jak palec. Nawet psa nie miałam... W wigilię pojechałam, więc do stajni. Weszłam do boksu ukochanego konia, który od razu zaczął poszukiwać w moich kieszeniach czegoś do jedzenia. Usiadłam na niezbyt czystej słomie i głaskałam po głowie mojego przyjaciela, który sprawiał, że chciało mi się żyć dalej. Gdy Tequilla stwierdziła że jednak nic nie mam, odwróciła się obrażona zadem i prychnęła machając łbem. Uśmiechnęłam się rozbawiona reakcją kobyły, lecz nie zamierzałam się ruszać. Zresztą wiedziałam, że za chwile klacz wróci do mnie i znów zacznie mnie trącać pyskiem. I tak też się stało. Misiak po paru minutach położył swój łeb na moim ramieniu i zaczął drzemać, a ja przytuliłam się do niego i zamknęłam oczy. Kocham tę kobyłę i bardzo bym chciała ją wydzierżawić lub kupić, ale obecnie nie mam czasu często do niej przyjeżdżać, do tego nie wiem co z Marsami. Wyjęłam moją blackberry i włączyłam Valhalle, jej ulubiony utwór. Od razu zastrzygła uszami, lecz nie poruszyła się. Gdy wychodziłam od niej z boksu, wrzuciłam jej do żłobu kilka marchewek, które zaczęła chrupać z nieopisaną pasją. Ach ten mój łasuch. Cudem zdążyłam na ostatni autobus i wróciłam do domu. Dni mijały, a ja siedziałam na komputerze nudząc się i odliczając dni do 30 grudnia. No i w końcu nadszedł. Spakowana pojechałam na lotnisko, a stamtąd poleciałam do Amsterdamu. Natomiast z tej stolicy udałam się do Las Vegas. Podróż wykańczająca, ale gdy tylko zobaczyłam znów swojego ojca, wujka, Tomo... zmęczenie, smutek i negatywne emocje odpłynęły. Znów byłam tam, gdzie być powinnam. Hotel w którym się zatrzymaliśmy był naprawdę luksusowy i miałam swój własny duży apartament. Leto naprawdę się spisali na medal. Gdy ogarnęłam się po ciężkiej podróży, schwyciłam niewielkie srebrne pudełeczko z granatową kokardą i ruszyłam w stronę pokoju Jareda. Z każdym krokiem zastanawiałam się czy aby mój prezent urodzinowo-gwiazdkowy jest cokolwiek wart. Miałam wielką nadzieję, że mu się spodoba, ale nie byłam tego pewna. Zapukałam do jego drzwi, które po chwili mi otworzył. Z uśmiechem wpuścił mnie do środka swojego pokoju i wskazał na łóżko, bym na nim usiadła, a sam wrócił do łazienki dokończyć myć zęby. W końcu gdy ponownie zawitał w sypialni, stanął przede mną opierając się tyłkiem o kant komody i wpatrywał się we mnie z zaciekawieniem.
-          Hym... Wiem, że urodziny już miałeś, ale... wszystkiego najlepszego! – powiedziałam nieśmiało i przytuliłam się do niego.- Życzenia już ci składałam przez telefon, ale tutaj... to taki mały prezent ode mnie. Mam nadzieję, że ci się spodoba...
 Wyciągnęłam dłoń z pudełeczkiem, które on ode mnie wziął. Nie zastanawiając się długo, rozerwał kokardkę i otworzył je. Zaskoczony wyjął z niego mały srebrny przedmiot, który położył sobie na dłoni.
-          You are the reason I can’t control myself?- wyszeptał cichutko.
 Pokiwałam głową potwierdzając te słowa, lecz niepotrzebnie, bo i tak nie mógł zobaczyć tego gestu. Naprawdę ciepło zrobiło mi się na sercu, gdy obserwowałam jak z przejęciem obraca srebrną kostkę z wygrawerowanym tekstem Valhalli i datą naszego spotkania. To jak się w nią wpatrywał, jak delikatnie przesuwał opuszkiem palca po jej brzegu. Było niesamowite i urzekające. W końcu podniósł głowę i popatrzył mi w oczy. Mogę szczerze, z ręką na sercu, powiedzieć, że były piękne. Błękitne, świecące się nieznanym mi wcześniej blaskiem. Jay starał się ukryć swoje wzruszenie, ale nie za bardzo mu się to udawało. Podszedł do mnie i przytulił mnie do siebie szepcząc „dziękuję”. Jego kilkudniowy zarost drażnił moją skórę na policzkach i szyi, ale sytuacja była tak niepowtarzalna, że nie chciałam tego przerywać. W końcu mnie puścił. Chwilę jeszcze dziękował za prezent i od razu odpiął swój naszyjnik z triadą, by zdjąć ją ze sznurka, a zawiesić kostkę. Był to miły gest, nie powiem. Jako że była to już 1 w nocy, pożegnałam się z nim i wróciłam do siebie by zażyć kilku godzin snu. Obudziło mnie dopiero pukanie do drzwi mojego pokoju. Zaskoczona, nawet nie patrząc na zegarek, wstałam i otworzyłam je. Stał w nich nie kto inny jak sam Braxton. Ze zdziwieniem spostrzegłam, że w rękach ma tacę z jedzeniem. Potrząsnęłam głową chcąc odgonić strzępy snu i wpuściłam go do środka. Gdy tylko usieliśmy na łóżku, wzięłam do ręki blackberry by sprawdzić godzinę.
-          Co?! Jak to jest już 17?!
-          Nie budziliśmy cię, bo byłaś naprawdę zmęczona. Zaraz zaczyna się przyjęcie, więc pomyślałem, że lepiej będzie jak przed nim coś zjesz. Niestety tylko chińska knajpka była otwarta, więc masz tu makaron sojowy z warzywami.
-          Dziękuję.
 Tylko to byłam w stanie powiedzieć. Gdy poczułam zapach jedzenia, od razu poczułam jaka jestem głodna, więc szybko wzięłam z jego rąk chińszczyznę. Gdy się już najadłam, odłożyłam resztki na szafkę i popatrzyłam na Olitę, który w milczeniu rozglądał się po pokoju. Położyłam się znów na łóżku i wtedy usłyszałam jego skargę.
-          Masz większy pokój niż ja!
-          No cóż... w końcu jestem córką Jareda Leto.- powiedziałam siadając i uśmiechając się szeroko do klawiszowca.
-          No tak...a ja dla niego gram i nic takiego nie dostaję!
-          Osz, biedaczek.- zaśmiałam się robiąc współczującą minę.
 Szybko się przebrałam w strój  który sobie przygotowałam na tę noc i wyszłam w nim z łazienki. Popatrzył na mnie i zapytał czemu nie jestem ubrana w stylu Hurricane. Przewróciłam oczami i odpowiedziałam, że przecież jestem przebrana za Tomo. Gdy on to usłyszał o mało co nie udusił się ze śmiechu. No cóż, miałam na sobie zwykłą czarną koszulkę i na to skórzaną kurtkę. Na nogach ciemne spodnie i bordowe glany. Razem, już gotowi ruszyliśmy na dół hotelu by dojechać taksówką na miejsce imprezy. Budynek był przepiękny, zrobiony trochę w klasycystycznym stylu. Ochrona bardzo dokładnie sprawdzała mojego badge’a, nie mogąc uwierzyć, że jestem z ekipy zespołu. Nie wiem czemu. Ale w końcu mnie puścili i mogłam bez przeszkód odszukać resztę zespołu. Rozmowa z Shannonem i Timem, gra w karty z Tomo. Było naprawdę ciekawie. Jednak, gdy chłopcy mieli wyjść na scenę, zadzwoniła do mnie Ciacho, która niestety nie mogła przylecieć do Las Vegas, pomimo zaproszenia Shannona. Tak się rozgadałam z moją marsową mamą, że dopiero jej pytanie, czemu nie jestem na występie Marsów, sprawiło, że pożegnałam się i wróciłam na salę. Była po brzegi wypchana ludźmi, a Batony właśnie grali Closer To The Edge. To chyba niemożliwe, żebym rozmawiała z Ciacho ponad godzinę, mają obok siebie koncert. Ale na to wychodziło. Ze zdziwieniem spostrzegłam kilka skąpo ubranych dziewczyn z boku sceny, które tańczyły do muzyki, którą prezentowali Marsi. Wizualnie występ mi się nie podobał, ale głos Jareda był w całkiem dobrej formie, więc zamknęłam oczy i zaczęłam się wsłuchiwać w ukochaną piosenkę w This Is War, którą jeszcze grali full bandem, czyli Hurricane. Jednak jej niesamowitość i wyjątkowość zniknęła, gdy Jared zaczął się mylić w tekście. Zdziwiona otworzyłam oczy i zobaczyłam, jak te kobiety tańczą obok Jareda, dotykając go w przeróżnych miejscach. No pięknie! Schrzanił jeden z moich ulubionych utworów na żywo! Ale czekałam na ciąg dalszy. Bardzo powoli zbliżała się północ, więc tylko czekałam na to, jak zakończą ten występ.
-          Chciałem przedstawić wam moją rodzinę dzięki której nadal dla was gram. To oni mnie inspirują, no oczywiście poza wami. Shannon, którego wszyscy znacie, tam ten zwierzak za bębnami. A to jest Klaudia.- powiedział i podszedł do miejsca w którym stałam i wyciągnął mnie na scenę.
 Poprosił żebym stanęła obok tych trzech dziewczyn. Leto właśnie przegiąłeś ustawiając mnie wraz z tymi dziwkami. Marsi zaczęli grać Kings and Queens, a ja zaczęłam się cofać w stronę fanów, lecz Leto skoczył przede mnie i objął mnie ramieniem prowadząc na środek sceny. Jedyny plus, że byłam dalej od tych skąpo ubranych lasek. Nie miałam nic przeciwko nim, no może prócz tego, że stały obok mnie. Mimo całego zniesmaczenia, zaczęłam się nawet bawić. No może do czasu, aż te dwie laski nie podeszły do Jay’a i nie zaczęły mu się wić pod nogami, przy okazji dotykając go po kroczu. Dla mnie to było przegięcie. Odwróciłam się od niego i chciałam odejść, gdy przyciągnął mnie do siebie, tak że straciłam równowagę i praktycznie wylądowałam na jednej z dziewczyn. Podniosłam się z kolan i wściekła szybko wróciłam w cień sceny. Zabije go kurwa! Obiecuję, zabiję! Piosenka się skończyła, a Leto popatrzył na wielki zegar. Szybko podbiegł do mnie licząc. Shannon wybijał spokojnie rytm na swojej perkusji.
-          6...5...4..
 Pociągnął mnie za rękę, lecz wyszarpnęłam mu ją i odepchnęłam go od siebie. Widząc mój wściekły wzrok, wrócił na środek sceny dokładnie w momencie, gdy wybiła północ i nastał nowy rok. Było mi niesamowicie przykro, że mnie tak potraktował, więc zeszłam ze sceny i ruszyłam w kierunku sali, w której miało się odbyć afterparty dla goldenów. Nie zastanawiając się długo, podeszłam do barku i poprosiłam barmana o jakiegoś słabego drinka. Tak... ja i alkohol. Ale co tam, czasem trzeba coś wypić. Dostałam kolorowy napój, który od razu spróbowałam. Był całkiem niezły, więc podziękowałam i ruszyłam w kierunku jednego ze stolików. 5 minut później do sali zaczęli wchodzi przeróżni ludzie, wraz z samymi Marsami. Od razu zobaczyłam blond włosy podążające w moją stronę. Udawałam, że nie widzę Jareda i stanęłam do niego plecami.
-          Klaudia, znów zaczynasz?- usłyszałam pytanie za sobą.
 Cała się wewnątrz gotowałam. Nie tylko za ten występ, ale całościowo jak mnie potraktował. Nie mogę zrozumieć, jak on mógł, wiedząc, że nienawidzę takich rzeczy? No jak?! Lecz moją złość zastąpiło zdziwienie, gdy nagle obok mnie wyrosła z ziemi Fancy. Nie miałam pojęcia, że tu jest, zresztą... to nie koniec z zaskoczeniami. Kobieta przywitała się ze mną mrugnięciem oka i stanęła przed Jaredem, który zaskoczony jej obecnością nie był ani trochę, lecz zachowaniem i owszem.
-          Jak śmiesz...- zaczęła Francuzka.- Jak śmiesz mówić w jej kierunku coś takiego?! Wychodzisz na scenę, zapraszasz jakieś dziwki na nią, one cię macają... to nie macają... To nie był nawet występ dla ludzi powyżej 18 roku życia! Tu były dzieciaki! Ale nie ważne, to najmniejszy problem! Jak mogłeś wziąć na scenę Klaudię i postawić ją wraz z tymi... panienkami?! A potem jeszcze... Ach! Mam nadzieję, że przynajmniej było ci dobrze, gdy zamiast śpiewać, ty myliłeś tekst, bo byłeś macany po kroczu! Zresztą to dziwne, bo chyba nic tam nie masz!
 Po tych słowach odwróciła się na pięcie i łapiąc mnie za rękę, poprowadziła w głąb sali. Czułam jej wściekłość i wiedziałam, że lepiej będzie iść z nią niż próbować się wyswobodzić z jej żelaznego uścisku. Ale po jej ostatni słowach nie mogłam powstrzymać śmiechu. Ona widząc, że się trzęsę, zatrzymała się, a gdy spostrzegła, że chichoczę, otworzyła szerzej oczy.
-          Czemu się śmiejesz?- zapytała.
-          Bo ładnie mu pojechałaś po jego męskości.- wyjąkałam próbując powstrzymać śmiech.
 W końcu na jej twarzy pojawił się delikatny półuśmieszek. Kobieta rozluźniła mięśnie i westchnęła. Popatrzyłyśmy na siebie i jak na komendę ruszyłyśmy do wyjścia z sali, w której odbywało się pokoncertowe przyjęcie. Gdy znalazłyśmy się w ogromnym holu tego pięknego miejsca, usiadłyśmy z boku na schodach. Wzdychając popatrzyłam na strzeliste, potężne marmurowe kolumny, które podtrzymywały piękne żebrowe sklepienie o złotych barwach. Piękno tego miejsca było urzekające, a przestrzeń trochę przerażała swoim ogromem. Złączyłam kolana ze sobą, tak samo jak czubki butów i odchyliłam się do tyłu patrząc w złote szlaki na suficie budynku.
-          Klaudia, jesteś na mnie zła?- usłyszałam po chwili pytanie koleżanki.
-          Za co mam być zła?- zapytałam zdziwiona.
-          No za to co powiedziałam Jaredowi...
-          Nie. Oczywiście, że nie. Miałaś rację i powiedziałaś wszystko co sama chciałam mu powiedzieć.
 Znów zapadła cisza, a ja podniosłam się do pozycji siedzącej i oparłam łokcie na kolanach. Ta poza przypominała mi jak Jared siedział na jednym z wywiadów w Polsce. Uśmiechnęłam się pod nosem i popatrzyłam na opierającą się o kolumnę kobietę. Miała na sobie czarne, dopasowane do jej zgrabnych łydek, kozaki, a pod nimi pończochy zakończone czarną koronką. Krwistoczerwona sukienka kończyła się w 1/3 uda, lecz pomimo tego, że była tak krótka, kobieta nie wyglądała w niej źle. Ciuch ten zaczynał się wymyślnym gorsetem z czarnymi elementami, który w niesamowity sposób prezentował piersi kobiety. Do tego czarne, skórzane długie rękawiczki, rozpuszczone włosy i mocny makijaż. Dziewczyna idealnie wpasowała się w klimat tego koncertu. Może nie do końca przypominała prostytutkę, ale była o krok od tego. Za to jej postawa przeczyła zupełnie wyglądowi. Widziałam tego dnia wiele dziewczyn i kobiet ubranych podobnie, jednak żadna nie mogła się równać z Fancy. Kobieta czując moje spojrzenie, podniosła głowę, a na jej szyi ujrzałam atłasową obrożę. Nie mam pojęcia ile kosztowała, ale wyglądała na bardzo drogi przedmiot. Patrząc tak na nią stwierdziłam, że muszę się dowiedzieć skąd się tu wzięła. I oto też ją zapytałam.
-          Wiesz... zadzwonił do mnie Jared. Nie wiedziałam skąd wziął mój numer, ale... to była najdziwniejsza rzecz jaka mi się zdarzyła. Odbieram telefon i ktoś mi się przedstawia jako Jared Leto. Na początku myślałam, że to żart.- zaśmiała się.- A potem okazało się, że Jared podobno wziął go z twojego telefonu. No i zaprosił mnie tutaj. Tylko jeszcze nie wiem czemu to zrobił. Ten człowiek jest intrygujący. Nie mogę go rozgryźć. Może ty wiesz o co chodzi?- zapytała.
 Zmarszczyłam brwi, bo brzmiało to co najmniej dziwnie. Choć... może nie do końca. Jaredowi musiała się spodobać Fancy i teraz... Wcale mi się to nie podoba. Mam nadzieję, że tak nie jest, pomimo tego jak przedstawia się sytuacja.
-          Podobasz mu się.- powiedziałam beznamiętnie.
 Tak jak się spodziewałam, usłyszałam jej śmiech. Patrzyła na mnie jakbym uderzyła się w głowę i stwierdziła, że mam naprawdę ogromną wyobraźnię. Nie chciało mi się jej przekonywać o prawdziwości tego co jej przed chwilą oznajmiłam. I tak ni uwierzy. Nagle drzwi z boku otworzyły się, a my odwróciłyśmy w tamtą stronę głowy. Chwilę później po pustym holu rozległy się kroki i chwilę później zobaczyłyśmy Jareda, który ze spuszczoną głową szedł przed siebie. W dłoniach trzymał blackberry i coś na niej pisał. Nagle zatrzymał się i przyłożył telefon do ucha. Mimo tego, że mówił bardzo cicho, można było wyczuć w jego ruchach zdenerwowanie, albo wręcz złość. Jego lewa dłoń zacisnęła się w pięść, a wszystkie żyły pojawiły się na jego ręce. Chwilę jeszcze rozmawiał tak z tą osobą, po czym włożył telefon do spodni i siarczyście przeklął. Odwrócił się do nas, lecz był tak pogrążony w sowich sprawach, że nas nie zauważył. Zaczął iść w stronę drzwi, którymi tu wszedł, gdy nagle potknął się o własną nogę i o mało co się nie wywalił. Nie wytrzymałyśmy w ciszy i zaczęłyśmy chichotać, co od razu zwróciło uwagę Leto.
-          Tutaj siedzicie.- powiedział podchodząc do nas.
 Popatrzyłyśmy na niego starając się ukryć śmiech, lecz nasze błyszczące radosne oczy nas zdradziły. Jednak Leto nie wydawał się być zły, że się z niego śmiejemy. Stał nad nami zamyślony i kompletnie oderwany od rzeczywistości. Dopiero nasz głos sprowadził go na Ziemię.
-          Jared, co się stało?- zapytałam szarpiąc kawałek jego koszulki.
-          Co?- zapytał zdezorientowany zwracając wzrok na mnie.- Ach... nie ważne.
-          No powiedz.- poprosiła Fancy.
-          Problemy z EMI. Naprawdę nic ciekawego. Zresztą i tak byście nie zrozumiały, zbyt zawiła sprawa. Klaudia... przepraszam za występ.
 Jego spojrzenie było pełne skruchy i smutku, więc od razu mu wybaczyłam. Martwiłam się tym co się z nim dzieje. To emi naprawdę musiało go wykańczać. Wstałam ze schodów i złapałam go za rękę. Delikatny uśmiech, ale nie obejmował on zmartwionych i zmęczonych oczu. Francuzka stanęła obok nas i stwierdziliśmy, że wracamy na afterparty. Jednak zanim wyszliśmy z tego cichego i spokojnego miejsca, zatrzymałam ojca przed samymi drzwiami.
-          Dlaczego zaprosiłeś Fancy?- zapytałam.
 Jego zaskoczony wzrok omiótł mnie i kobietę, a po chwili usłyszałyśmy jego głośny wydech. Opuścił wzrok na podłogę, lecz od razu go znów podniósł na nas.
-          Myślałem, że spodoba ci się towarzystwo osoby znajomej.- zwrócił się w moją stronę.
-          No tak, ale mogłeś... zaprosić Jessy, Renatę... no każdego. A zaprosiłeś Fancy.
-          Coś sugerujesz?- zapytał prostując się.
-          T...nie.- mruknęłam tracąc całą odwagę.
-          Zaprosiłem Fancy, bo bardzo ją lubię, poza tym dobrze się dogadujecie, czyż nie?
-          No tak. Bawcie się dobrze dziewczyny. Muszę iść do Shannona pogadać o sprawach zespołu. I wszystkiego dobrego w nowym roku.- powiedział i pocałował nas obie w policzek, po czym zniknął za drzwiami.
 Wzruszyłyśmy z Francuzką ramionami i same też weszłyśmy na salę pełną ludzi przebranych za postacie z teledysku Hurricane.
________________________________
Wiem, że dużo czasu minęło, ale nie miałam czasu by napisać i dodać rozdział. Zresztą prawie tydzień mam wyjęty z życia. 3 koncerty pod rząd to jednak niesamowity wysiłek dla organizmu. Wierzcie mi. Rozdział jest kiepski, wybaczcie. Tym razem mi się nie udał. Mam nadzieję, że następny będzie lepszy! No i wiem… irytuje Was Fancy :P Ale czemu? Co ona takiego robi? Bo dla mnie to bardzo pozytywna postać, a tu nit jej nie lubi o.O PS.Caravaggio you made my week! :D cudny komentarz :D Ty to na serio napisałaś, czy żart? :)

Tym razem rozdział idzie z deykacją do mojej ekipy z koncertów Marsowych <3 Byliście wspaniali, znów scena była nasza!!! A szczególnie LEA <3

11 komentarzy:

  1. Prawie przez cały rozdział smiałam sie do ekranu. Wyobraziłam sobie sytuacje jak Jay wbija do klasy. Rozwala mnie to. Podziwiam 3 gigi a ty jestes w stanie jeszcze pisac. Tak w ogóle nie miałam okazji ale widziałam Cię przed AA WEJSCIE 19. Chciałam Krzyczec „Claudiaaaa” ale mój głos nie pozwalał a nawet nie byłam w stanie wstac i przepchac sie przez ten dziki tłum ;( Nastepnym razem. Zapomniałam o akcji z pierogami hahahaha Błagam ja chce zobaczyc cos takiego na żywo! Trzymaj się jakoś i myśl nad nowa notką ;DD
    -ana

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu kiepski? Czemu kiepski?! ;p Opis Sylwestra faktycznie mnie nie porwał i pomysł z pojawieniem się Fancy, ale początek niesamowity! :) Szczególnie Jared w szkole i w knajpce! :)) Coś pięknego! Co do Fancy, to ja ją bardzo lubię, ale faktycznie udaje ślepą: ‘nie no, co ty, jakbym mogła podobać się Jaredowi?’ xd
    A jakie 3 koncerty zaliczyłaś? :) Strzelam, że 2 w Łodzi, a trzeci? :)
    -agi

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział! :D Dlaczego uważasz, że kiepski, co? akcja z pierogami genialna – sok marchwiowy! Jared cały czas coś źle robi, potem mu wybaczasz xD Weź go trochę podręcz, co? :D
    Ostatni rozdział jaki publikuję – co to ma znaczyć?! Czekam na kolejny :P
    -klaudiush

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeju, dziękuję strasznie za dedykację! <333 I za wspólne koncerty i czekanie na nie i party on the stage i za wszystko! ;*
    Rozdział nie jest kiepski, nie jest przeciętny, bym powiedziała, bo nie należy do najlepszych, ale do najgorszych też nie, bo głównym jego minusem jest to, że jest za krótki! Albo mnie się tak szybko czytało ;P
    Ja osobiście mam słabość do obcokrajowców, którzy usiłują mówić po polsku, bo są tacy słodcy *___* ale z Jareda to ja nie mogę, hahahaha!! Chyba trafię do psychiatryka, bo za często śmieję się do monitora^^ Jeszcze mnie taaaaaaaaka ochota wzięła na pierogi, mniam, mniam :) Akcja w szkole, chciałabym zobaczyć jakby np po mnie tak nagle Jay przyszedł do szkoły, no chyba leżałabym na ziemi widząc twarze ludzi z klasy! ;D Ale święta samemu? Aż mi się łezka w oku zakręciła ;(
    Co do imprezy sylwestrowej (na którą obudził Klaudię Braxton i jeszcze jej przyniósł śniadanie do łóżka, ja też tak chcę! ;P) to bardzo dobrze oddałaś tą całą hurricane night, miałam podobne odczucia co do tego, z resztą szkoda mi słów na komentowanie tego, po prostu cieszę się, że mnie tam nie było. I znowu Ci muszę powiedzieć, ze Fancy dalej mnie nie przekonuje do siebie, z resztą w jednym z komentarzy poprzedniczki, mówi, że ona jest ślepa i zgadzam się z tym, bo przecież, kurczę, dziewczyna wie, że jest piękna itd, a znowu nie mówimy, że Leto się w niej ślepo zakochał, tylko, że mu się podoba, a to jest duża przepaść między tym, więc dalej mnie nie przekonuje, mimo tego, że zapewniałaś mnie o jej czystych intencjach ;P Ale najbardziej podobał mi się strój Klaudii, która się przebrała za Tomo! Na coś takiego bym chyba nie wpadła! ;P
    A tak btw to jeszcze tylko 5 TYG do przerwy świątecznej!!!!! ;)
    -lea

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się, że komentarz ci się podobał. :D Muszę przyznać, że się tego nie spodziewałam :D Lecz skoro tak to mam nadzieję, że weźmiesz sobie moje uwagi do głębszego przemyślenia, bo uważam, że na prawdę są tego warte ;)Szczególnie jeśli chodzi o te imiona… Wiesz, ten rozdział nie jest zbyt cudowny, ale cieszę się, że coś wyniosłaś z moich uwag, bo jest tu więcej Jareda, a nawet bardzo dużo :D Tak właśnie powinno być ! ;) Chcę jeszcze dodać, że fajnie iż byłaś na tylu koncertach…ja też byłam, na tych w Polsce i jednym we Francji :D Było cudownie, miałam Golden Ticket, z resztą zawsze mam i każde spotkanie z Jaredem jest cudowne :D On jest po prostu boski i w takim świetle powinnaś postawić go w swoim opowiadaniu :) Pozdrawiam i nie każ mi czekać tak długo na następny rozdział :*
    -caravaggio

    OdpowiedzUsuń
  6. Pomysł z kostką z wygrawerowanym tekstem z Valhalli był genialny,aż mi się ciepło w sercu zrobiło. Masz racje,że rozdział nie najlepszy i czytając go,mam wrażenie,jakby ci się bardzo spieszyło z pisaniem go,ale wybaczam,bo jest w nim wiele fajnych i jak zwykle śmiesznych elementów,typu tekst do Geja,że myślałaś,że jest inteligentniejszy od Shannona,hahaha padam XD
    Wyczuwam nutę zazdrości w Klaudii jeżeli chodzi o Jaredai i jego stosunek do Fency. Hahaha,czyżby szykowała się jakaś wojna o niego między dziewczynami?
    Ładnie opisujesz miejsca,chociażby tą salę koncertową w Las Vegas i ‘żebrowe sklepienie’.W sumie też nie wiem,czego twoi czytelnicy nie lubią Fency.Ja osobiście za nią przepadam bardzo,bo to ona tak onieśmiela swoją osobą wiecznie pewnego siebie Szefa.
    A tak z dupy strony to Ci powiem,że chętnie bym się wybrała kiedyś na jakiś koncert w twoim towarzystwie.
    I mam nadzieję,że złapiesz wene,bo aż mnie skręca w środku z ciekawości,co będzie dalej :p ;*
    -paula

    OdpowiedzUsuń
  7. O jejciu. Jakie ten kochany jaredek jest tu uroczy. Oh mam orgazm jak o nim nawet myślę. Wiesz co ja nawet go widziałam i z nim rozmawiałam. Oh oh,popatrzył na mnie. No wiesz co, wypierdzielaj z innymi członkami zespołu. Ja chcę w opowiadaniu cudnego Jareda. To jest mój Bóg. Oh jest taki śliczny. Ja nie wiem jak go może tu być tak mało. Popraw się lepiej. Błagam umieść mnie w opowiadaniu z Jaredem. Bo moje imię z nim cudownie brzmi. Oh taka byłaby z nas cudowna para.
    -ania

    OdpowiedzUsuń
  8. Obstawiam, że trzeci, to Rocktoberfest ;D

    Nie przepadam za Fancy. Coś z nią nie tak i wydaje mi się, że sporo namiesza. :|

    Rozdział dupy nie urywa, ale momentami był śmieszny lub sprawiał, że na sercu robiło się cieplej xD
    -adka

    OdpowiedzUsuń
  9. Jej !! Cieszę się Aniu, że myślisz dokładnie tak samo jak ja :D To super, stałaś się dla mnie siostrą :* Obie czujemy to samo :D Mam tylko uwagę do jednego, nie lubię zdrobnienia ‘Jaredek’ to takie w stylu Fan Girlsów, więc zostańmy przy Jared, tak po prostu ;) No i jeśli chodzi o te imiona to błagam nie obraź się, ale Katherine jednak pasuje bardziej niż Anne… Twoje imię nie jest brzydkie, ale strasznie źle komponuje się z imieniem Jared. Mam nadzieję, że się nie obrazisz, w końcu zaczynam traktować cię jak bratnią duszę, ty mnie też – bardzo bym chciała :*:*
    -caravaggio

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak tylko przeczytałam, że 44 to historia Evelyn to miałam wielkiego banana na ryjku, ale niestety brakło mi weny do czytania. Teraz wróciła, więc postanowiłam ją wykorzystać, ale najpierw muszę nadrobić ten o to rozdział, by się w niczym nie pogubić. Już od razu jestem rozczarowana, nie treścią, a wielkością czcionki. Zwykle była o wiele większa, teraz jest mała, co ze względu na długość tekstu bardzo utrudnia czytanie, ale no nic, dam radę, przynajmniej taką mam nadzieję.
    Tak czułam, że Klaudia jest zazdrosna i miałam rację, jak ja lubię mięć rację!
    O kurde, nie dość, że czcionka jest mniejsza to jeszcze dialogi nie są oddzielone od tekstu, ogólnie panuje tu totalny chaos, nie wiem czym jest spowodowany, ale bardzo mi utrudnia czytanie, już współczuję swoim oczom… Że niby Fancy nie przepada za Jaredem? Perfidnie się do niego podwala, a potem mówi, że go nie lubi. Nie, musisz mi wybaczyć, ja za nic w świecie nie jestem w stanie uwierzyć, że ta postać jest przemyślana. Rozumiem jej rolę, ma przypominać Jaredowi Evelyn, ale chyba tylko to, co do niej jest przemyślane i spójne. Jest strasznie irytującą postacią, ale nie wynika to z dobrej kreacji, ale jej całkowitego braku, przynajmniej ja to tak odbieram i jeśli to pojedyncza opinia to znaczy, że nie masz się czym przejmować, bo mogę się mylić, ale piszę szczerze o swoich odczuciach a chyba o to właśnie tu chodzi, prawda? :)
    Jared w szkole Klaudii? Jestem w ogromnym szoku, naprawdę, czegoś takiego się nie spodziewałam :D No tak, ci nauczyciele to niby tacy mądrzy, a języków nie znają, typowe :P Ale bardzo miło ze strony Jarka, że chciał pobyć z córką, mam tylko nadzieję, że nie zaprosił też tej Francuzeczki, jeezu, Ty nawet nie wiesz jak ta Fancy mnie wkurza, psuje mi cały klimat, a ja nie lubię takich zgrzytów. Dobra, od teraz obiecuję, że już nie będę tak ostentacyjnie obnosić się z antypatią do tej postaci, a przynajmniej się postaram. Też jestem zdania, że przez okulary w dzień, w który nie ma słońca, sławni ludzie rzucają się w oczy dużo bardziej, ale to najwidoczniej mają na celu. Pierogi z mięsem ostatnio zniszczyły mi mój dobry nastrój, czym żaliłam się na swoim blogu. Jared składający zamówienie po polsku był wręcz przeuroczy, a kiedy ta babka zaczęła mówić po angielsku to zaczęłam się rechotać jak głupia. Chłopaczyna się niepotrzebnie trudził :D Genialny motyw!
    Sylwester w Las Vegas? Ten żenujący, pseudo erotyczny występ bliźniaczek? Jestem niezwykle ciekawa reakcji Klaudii, w głębi ducha liczę na coś wybuchowego, co pójdzie Jaredowi w pięty. I byle tylko nie było tam wiesz kogo, ale pewnie jednak się przypałęta, bo ostatnio wszystko działa wbrew moim kruchym nadziejom. Te laski obmacujące Jaya, zupełnie mi się to nie podobało. Poziom pseudogwiazdek. Staruszek miał podjarę i to, aż taką, że mylił tekst. I tu rodzi się moje pytanie: tekst pomylił w rzeczywistości czy tylko w opo? Pytam, bo nie widziałam tego występu, obrzydził mi go występ tych dwóch „porcelanowych” zakapiorów. Zupełnie się nie dziwię temu, że Klaudia tak zareagował, sama bym się wściekła na Jarka w takich okolicznościach. Wiedziałam, że jednak Fancy się pojawi wiedziałam, ale tu mnie pozytywnie zaskoczyła. Czym? Tym jak wygarnęła Szefowi. To było perfekcyjnie, ma babka u mnie plusa, co i tak nie zmienia mojego stosunku do jej osoby.
    Trochę nie podoba mi się to jak ją idealizujesz, ale nieważne. Nie chcę się już o niej wypowiadać, bo wyznaję zasadę, że jak się nie ma nic pozytywnego do powiedzenia, to nie powinno się mówić nic. Klaudia jednak nadal jest zazdrosna, nie chce, żeby czasem Jared wiązał się z Fancy, no cóż, ja jako fanka opowiadania też tego nie chcę, bo już dłużej nie zniosę w nim obecności tej pani. Czy ja brzmię złośliwie? Jeśli tak to wybacz, ale nie potrafię ukrywać prawdziwych odczuć. Jestem ciekawa z kim i o czym rozmawiał Letoś przez telefon, szczególnie, że był tak bardzo zdenerwowany. Mam nadzieję, że się wyjaśni. No tak, wytwórnia, ale o co dokładnie poszło? Może w przyszłości nam to zdradzisz :)
    -marion

    OdpowiedzUsuń
  11. Ostatni Nowy Rok kojkarzy moi sie z Marsami bardzo negatywnie. Kiedy juz myslalam, ze trudno bedzie I’m upasc nizejk Jared wyskoczyl z tym calym „showal w LV. Na mojejk skali spadli wtedy kolejne kilka poziomow w dol. Czulam do Leto obrzudzenie i bylam rozczarowana.
    Dla mnoe czasami przypomina takiego oblesnego producenta filmow porno klasy ktora nawet nie miesci sie na normalnej skali wartosci. On pomylil erotyzm ze zwykla nagosci i byciem wulgarnym.
    Przepraszam ale TEZ nie lubie Fancy. Wkurza mnie i jak sie jared z nia przespi to bedzie porazka;)

    Klaudi nalezy sie porzadne walniecie w leP:D fochac sie jak kiolkuletnie dziecko. Toz to prawie jakby buyla rodzona corka Jareda i odziedziczyla wszystkie jego wady.:P

    Jedno zdanie, nie moge go znalesc ale mowilo cos o „nurkujacym Shannonie”. Chyba mioalas na mysli buiitelke albo jakiegos fg bo np noe ocean. Taka plotke wpierdzielil by pierwszy lepszy sledz:D
    -mama

    OdpowiedzUsuń