Chapter 40
"Pani weterynarz"
Zerknęłam znad grzywki
na mężczyznę stojącego przede mną. Jego wzrok był nieodgadniony ale spróbowałam
się uśmiechnąć. Nagle wziął mnie w swoje ramiona i podnosząc mnie, przytulił
się, łaskocząc swoim całkiem pokaźnym owłosieniem okalającym jego twarz moją
gładką skórę.
-
Martwiliśmy
się o ciebie.- powiedział, a ja objęłam jego szyję rękoma i wtuliłam się w jego
zarośnięty policzek.
-
To przeze
mnie wyglądasz jak żul spod mostu?- zapytałam ze śmiechem odrywając twarz od
jego brody, lecz wewnętrznie miałam ochotę się rozpłakać ze szczęścia, że go
widzę.
-
Dziękuję za
wspaniałe przywitanie.- mruknął udając obrażonego.
-
Wiesz co?
Jesteś lepszym aktorem niż Jared.- powiedziałam zmieniając taktykę i delikatnie
uderzając dłonią zaciśniętą w pieść, w jego klatkę piersiową.- Ale czy ty
ciągle musisz pić? Wiesz jakie to jest niezdrowe?- zapytałam z wyrzutem czując
od niego woń alkoholu.
-
Już wiem
czego mi tak bardzo brakowało.- zaczął z szerokim uśmiechem.- Twojego
zrzędzenia!
Gdy tak patrzyłam na tego niezbyt wysokiego
mężczyznę czułam ogromną ulgę. W końcu ich znalazłam, strach który mi
towarzyszył podczas tych kilku dni zniknął. Miałam swojego przyjaciela przed
sobą, był ze mną, obejmował mnie i otaczał ochronną tarczą. Ciekawe czy jego
brat w ogóle zauważył, że zniknęłam. Czemu wróciłam? Nie wiedziałam co zrobić,
bałam się. I strasznie tęskniłam za nimi. Nie ważne, że Jared jest jaki jest,
nie obchodzi mnie to. Dla mnie jest moim ojcem, moim przyjacielem. Fancy mi to
uświadomiła.
-
Jak Jared?- zapytałam
stając tuż przed nim.
Shannon drgnął i wbił spojrzenie w buty. Czyli
w ogóle go nie obeszło, że zniknęłam. Pewnie się ucieszył, że nie musi się już
o mnie martwić i mną zajmować. Zawód jaki poczułam w sercu był tak ogromny, że
odeszłam od Shannona.
-
Nie mam
dokumentów, macie je może?- zapytałam bez jakichkolwiek emocji, mimo że moje
serce pękało z rozczarowania i smutku.
-
Mam, ale
teraz ci już nie są potrzebne.- odpowiedział perkusista uśmiechając się.
-
Wracam do
domu. Muszę je mieć, by się dostać do Polski...- szepnęłam.
-
Co? Czemu
chcesz wracać?- zapytał zaskoczony.
-
Nie mam co tu
robić. Przecież wiem, że Jared mnie nie chce już więcej widzieć i... pewnie
nawet nie jest mu smutno, że odeszłam.
-
O nie chodzi
zasmucony, to prawda.- powiedział z widocznym bólem Shannon.
-
Widzisz...
-
Nie. Wierz mi
Klaudio, ale nigdy go takiego nie widziałem. On nie jest nawet załamany.
Zaczarowałaś go jak żadna inna kobieta.- powiedział.
-
Nie
rozumiem...- zapytałam podnosząc głowę i wbijając wzrok w jego bursztynowe
oczy.
-
Wiesz kogo
Jared potrzebował najbardziej? Nie dziewczyny. Nie kochanki czy żony. On
potrzebował córki. Pierwszy raz od dawien dawna widzę, by na kimś mu tak
zależało i żeby przejmował się tak drugą osobą nie widząc w niej żadnego
interesu. Tym bardziej kobietą.
Milczałam totalnie
zaskoczona. Nie spodziewałam się tych słów. Czyżby udało mi się zrobić to o
czym marzyło tyle kobiet? Rozkochać w sobie samego Jareda Leto? To chyba
niemożliwe. Shannon pewnie tak mówi, bo za dużo wypił, albo... na pewno nie
jest to prawda. Przecież powiedział, że mam się wynosić.
-
Chodź zabiorę
cię do naszego hotelu. Jared chyba cię udusi, jak tylko zauważy, że tu jesteś.
-
Dziękuję,
Shann.- powiedziałam muskając jego policzek.- Powiedz mi tylko jak on wygląda?-
zadałam najgłupsze z możliwych pytań, co potwierdził tylko wzrok starszego
Leto.
-
Jared?-
zapytał zaskoczony.- Em... nadal niesamowicie przystojnie.
-
Shannon!
-
Och no
dobrze... nie ma brody, ani irokeza. A ty powiedz skąd masz tę szramę na
policzku? Co ci się stało, gdzie ty byłaś, jak się tu dostałaś?
-
Długa
historia... Jestem tutaj dzięki Fancy, ale to chyba jeszcze dłuższa.- mruknęłam
cicho.
-
No to akurat
mamy czas byś mi opowiedziała.
-
No dobrze.-
zgodziłam się lekko się uśmiechając.
Wsiedliśmy do
taksówki i pojechaliśmy do hotelu, w którym zatrzymali się bracia. Przez całą
podróż rozmawiałam z Shannonem o tym co robiłam przez te kilka dni mojej
nieobecności, ale kiedy stanęliśmy przed budynkiem, w którym tymczasowo
przebywali Leto, zaczęłam się denerwować. Stąpając po żółtej wykładzinie czułam
się coraz gorzej, a z każdym krokiem moje serce stawało się coraz cięższe. W
2/3 korytarza zatrzymałam się, a Shannon od razu się odwrócił.
-
Co się
stało?- zapytał.
-
Nie pójdę
tam.- odpowiedziałam czując coraz większy stres i panikę.
-
Dlaczego? Klaudia,
co się dzieje?
-
Nie pójdę tam
Shannon...- powtórzyłam czując, że zaraz nogi odmówią mi posłuszeństwa.- Nie
dam rady...
Starszy Leto widząc,
że w moich oczach wzbierają się łzy, wrócił do mnie i stanął przede mną. Jakie
to dziwne, że w tamtym momencie pomyślałam o jego wzroście i tym jaki to on
jest niski.
-
Klaudio,
dlaczego nie pójdziesz tam?
-
Boję się...-
wyszeptałam.
-
Jareda?-
zapytał zaskoczony.
-
Nie... Nie
wiem czego. Nie chcę tam iść...
-
Klaudia, weź
się w garść. Wiem, że potrafisz, bądź dzielną dziewczyną i staw tej sytuacji
czoła z podniesioną głową, tak jak zawsze to robiłaś.- powiedział patrząc mi w
oczy.- Zrób to dla mnie... Zrób to dla Jareda, dobrze?
Otarłam wierzchem dłoni
łzę, która pojawiła się na moim policzku i pokiwałam głową. Wzięłam głęboki
oddech i ponownie zaczęłam swoją podróż do ostatnich drzwi usytuowanych na
końcu tego korytarza. Usłyszałam tylko jak Shannon mówi „dobra dziewczynka” , ale po części to
zignorowałam. Serce łomotało mi w piersi jak szalone, a ja nie byłam w stanie go
uspokoić. ‘Szkoda, że nie jestem jedi’- pomyślałam. Nie miałam zielonego
pojęcia co mnie czeka za tymi drzwiami, ale w końcu musiałam stawić temu czoła.
Zamknęłam oczy stając przed drewnianymi drzwiami ze złotym numerem „816” i
zapukałam. Nie dostałam odpowiedzi, więc powtórzyłam tę czynność. Znów cisza.
Odwróciłam się do Shanna i popatrzyłam na niego pytająco, ale on tak samo jak
ja nie wiedział co się dzieje. Nagle usłyszałam głośne „Kur*a mać! Czego?!” i
drzwi otworzyły się gwałtownie do wewnątrz. Stał w nich nie kto inny jak Leto w
samych bokserkach i ręczniku na ramionach. Z jego roztrzepanych błękitnych
włosów spływała woda kapiąc na nagą skórę ramion. Oczy świeciły mu się, a ja
mogłam w nich dostrzec ten gniewny błysk, który tak często ukrywał. Ale trwało
to może ułamek sekundy, gdy na jego twarzy wymalowało się zdziwienie, a wręcz
rzekłabym, że szok, ale i on od razu znikł przeradzając się z powrotem w gniew.
Jeszcze u nikogo w moim dotychczasowym życiu nie widziałam tak szybkiej zmiany
emocji.
-
Klaudia?-
zapytał patrząc wysoko nade mną, a po tych słowach zrobił coś co zupełnie mnie
zaskoczyło.
Schwycił za drzwi i
trzasnął nimi z taką siłą, że odruchowo odskoczyłam od nich i wpadłam na
stojącego za mną Shannona. Gdy tylko znów stanęłam w pionie, drzwi otworzyły
się ponownie i młodszy Leto gestem wskazał mi, że mam wejść. Szczerze mówiąc
nie wiedziałam co zrobić, wejść czy nie, ale Shann popchnął mnie i tak oto
znalazłam się w środku. Pokój nie był duży, ale znajdowało się tam wszystko
czego Leto mógł potrzebować. On sam stał przy łóżku i uważnie mi się
przyglądał.
-
Podejdź tu.-
powiedział tak chłodnym tonem, że aż zadrżałam.
Lecz tak jak rozkazał,
zrobiłam. Przez cały czas patrzyłam się na swoje buty, które nagle zaczęły mi
się wydawać takie ciekawe. Poczułam jak dotyka mojego podbródka i podnosi mi go
delikatnie do góry, bym na niego spojrzała. W końcu to zrobiłam, a on wpatrując
się w moje oczy powiedział.
-
Nigdy więcej
tak nie rób.
Po tych słowach kolor
tęczówek Jareda zmienił się nie od poznania. Z chłodnego, albo wręcz lodowatego
błękitu przekształcił się w ciepły niebieski. Na jego twarzy pojawiła się ulga
i lekki uśmiech.
-
Nie znikaj
już tak nigdy, proszę cię.- wyszeptał i przytulił mnie do siebie.
Nie wytrzymałam napięcia
tej sytuacji i gdy tylko strach i stres odpuściły, a moje ciało się rozluźniło,
zaczęłam płakać. Objęłam go rękoma i przytuliłam twarz do jego klatki
piersiowej.
-
Klaudio...
Klaudio... Klaudia!
Dopiero po chwili zdałam
sobie sprawę, że on mnie woła. Odkleiłam się od niego i spojrzałam do góry na
jego twarz. Pierwszy raz widziałam na niej tyle emocji. Od gniewu przez
zakłopotanie po radość i ulgę. Była taka szczera.
-
Klaudio?
-
Jared...
Kocham cię.- szepnęłam wybierając dłońmi łzy.
On słysząc to wyznanie,
uśmiechnął się szeroko i powiedział.
-
Dziś słyszę
to już 1485 raz, ale pierwszy raz ktoś mi to mówi płacząc.
-
To te twoje
fanki nie wpadły w histerię jak ich nie dotknąłeś?- zapytałam starając się
zażartować.
-
Żadna
szczerze tego nie zrobiła. I żadna nie wie o mnie tyle co ty, przynajmniej mam
taką nadzieję. A poza tym żadnej nie kocham tak jak ciebie.
-
Kochasz
mnie?- zapytałam otępiale.
-
Inaczej by
się tak nie denerwował i nie wariował. Chciał już dzwonić na policję.- włączył
się Shannon.
-
Jared, ja
naprawdę...
-
Bardzo cię
kocham. W końcu jesteś moją córką, prawda?- zapytał patrząc na mnie
spojrzeniem, które mogę opisać tylko jednym słowem. Ojcowskie.
-
Tak
słyszałam... Co teraz zrobisz?
-
Wezmę cię na
kolana i ukołyszę do snu.- odpowiedział z uśmiechem.
Po tych słowach, usiadł na brzegu łóżka i pociągnął
mnie do siebie, tak że wylądowałam na jego kolanach. Jego ramiona oplotły mnie
w pasie, a ja sama odruchowo położyłam głowę na jego ramieniu.
-
Ale ja mam
już prawie 19 lat...- zaczęłam cichutko.
-
Ale jesteś
moją córką, a widzę, że oczy ci się same zamykają.
-
Jared!
-
Klaudia!
-
Przestań!
-
To ty
przestań!- powiedział.- Daj mi choć raz ułożyć cię do snu skoro wcześniej nie
miałem takiej okazji, no!
-
Co by ludzie
powiedzieli...- zaczęłam przymykając oczy i rozkoszując się jego ciepłem.
-
Że jestem
dobrym ojcem.- przerwał mi ze śmiechem.- Did we create
a modern myth...
-
A modern myth
mi śpiewasz?- zapytałam zaskoczona podnosząc głowę.- Zamiast kołysanki?
-
No tak
jakby... wolisz coś innego?
-
Tak. Nie chcę
byś się ze mną żegnał. A poza tym nie mam gdzie spać.- stwierdziłam zdając
sobie sprawę, że nie mam hotelu, ani walizki.
-
Możesz na
moim łóżku.- powiedział głaszcząc mnie po głowie.
-
Jared, to
jest twoje łóżko. Ty musisz się wyspać, być wypoczętym jutro.
-
Prześpię się
na kanapie.
-
Jared! Tu nie
ma kanapy.- mruknęłam rozglądając się po pomieszczeniu.
-
Klaudio,
jestem dorosłym mężczyzną! Może czasami zachowuję się gorzej niż ty, ale umiem
dać sobie radę...
-
Nie dbasz o
siebie. Co dzisiaj, a raczej wczoraj jadłeś?- zapytałam patrząc na niego ze
stanowczą miną i krzyżując ręce na piersiach.
-
Nic nie
jadł!- wtrącił się Shannon, który przez całą naszą rozmowę zerkał na nas znad
swojego iphone’a.
-
I widzisz?
Nie dbasz o siebie, a ja nie chcę cię stracić. Za bardzo mi na tobie zależy.-
wypaliłam.
O boże! Nie wierzę!
Wypowiedziałam to na głos przy Jaredzie. Ale jestem tak szczęśliwa, że on jest
obok mnie, że już nie muszę włóczyć się po obcych miastach.
-
Denerwowałem
się i bałem o ciebie. Dlatego nic nie mogłem zjeść.- zaczął się tłumaczyć
ignorując moje ostatnie słowa.
-
Och przestań
już! Nie zwalaj winy na mnie. Masz spać w łóżku!
-
Nie będę
przecież spał z tobą, bo patrz. Nawet mój głupi brat już zaczyna się głupio
uśmiechać.
-
A co to za
problem?- zapytałam mrużąc oczy.
-
No właśnie.
Obydwoje jesteście dorośli i ...- zaczął Shannon.
-
Wybacz, ale
to nie ma żadnych podtekstów seksualnych.- powiedziałam patrząc morderczym
wzrokiem na starszego Leto i na powątpiewającą minę jego brata.- Tatusiu, zrób
to dla swojej córki, albo ja będę spać na podłodze.
Może to o co go prosiłam nie było najlepszym pomysłem,
ale w tamtej chwili potrzebowałam by ktoś mnie trzymał, był obok. A szczególnie
chciałam żeby to był on. Tym bardziej po ostatnich wyznaniach.
-
No dobrze,
ale...
-
A i muszę cię
uprzedzić, że ja kopie i zwalam z łóżka przez sen!- przerwałam mu ucieszona.-
Pamiętaj, że leżanka w autokarze i łóżko w pokoju to dwie różne rzeczy!
-
Będę miał
siniaki?- zapytał udając przerażonego, a ja z Shannem zaczęliśmy się głośno
śmiać.- No dobra, to Shann wypad, a ty idź się umyj i wskakuj pod kołdrę, bo
jutro wcześnie rano wstajemy, a już dochodzi 3 w nocy.
-
Ej ja też
chcę z wami spać.- powiedział z szerokim uśmiechem mój wujek.
-
Shannon!-
skarcił go Jared.- Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego co mówisz?
Otworzyłam szeroko oczy, bo nie spodziewałam
się takiej reakcji Jareda. Jakby zupełnie nie zrozumiał żartu. Może jednak ta
historia z Kristin, go czegoś nauczyła... Ale raczej wątpię. Takie „rzeczy”
naprawdę trudno zmienić, tym bardziej jeśli się jest kimś takim jak Jared Leto.
-
Bracie
uspokój się, bo ci jeszcze serducho z tego wszystkiego wysiądzie i będę musiał
szukać nowego wokalisty.
-
Tim’a weź na
wokal!- wykrzyknęłam radośnie, ale od razu zamilkłam widząc wzrok Jareda.
Za każdym razem jak on się
tak na mnie patrzył ogarniały mnie wyrzuty sumienia i przestawałam się z niego
naśmiewać. Starszy Leto tylko puścił mi oczko i wyszedł z pokoju zamykając
drzwi. Gdy zamierzałam udać się w stronę łazienki, Shann wrócił i przez pół
otwarte drzwi powiedział.
-
Teraz tylko
ja w tej rodzinie mogę spać z takimi gówniarami!
-
Shannon!
Zaraz dostaniesz w łeb za tę gówniarę!- zagroziłam mu pokazując palcem, by tak
o mnie nie mówił, a Jared wstał z łóżka i podszedł do niego.
-
Spierdalaj
stąd! Spróbuj jej tylko dotknąć, a wykastruję cię na żywca.
-
Jejku, Jared!
Shannon przecież żartował... –jęknęłam mając ochotę zrobić facepalm.
Młodszy Leto był dziś wyjątkowo w nie humorze
na żarty. Tym bardziej takie o podtekstach seksualnych. Chyba naprawdę wziął
sobie do serca to by przestać być taką... osobą w mojej obecności.
-
Nie znasz go
więc nie jesteś w stanie przewidzieć co on może...
-
Przeginasz
tatuśku. Dobrze wiesz, że dla mnie rodzina jest święta. Dobrej nocy.- rzucił
obrażonym tonem i zamknął drzwi.
Wzniosłam oczy ku sufitowi
i weszłam do łazienki. Z rozkoszą zdjęłam z siebie ubrania i weszłam pod prysznic.
Gdy szyby zupełnie zaparowały zaczęłam na nich pisać teksty piosenek, które
akurat mi przychodziły do głowy. Wytarłam się dokładnie puszystym ręcznikiem i
już chciałam złapać za pidżamę, ale zdałam sobie sprawę, że jej nie mam.
Zakłopotana zaczęłam się zastanawiać co zrobić. W końcu otulona białym
ręcznikiem uchyliłam drzwi i wystawiłam głowę do wnętrza pokoju.
-
Jared, czy
mógłbyś pożyczyć mi jakąś swoją koszulkę?
-
Co mówisz?
Chodź tu bo cię nie słyszę.- odkrzyknął oglądając telewizję, która z całą pewnością
zagłuszała to co mówiłam.
I co ja mam teraz zrobić?
Przecież nie będę paradować tam naga, tak bycie okrytą ręcznikiem w
towarzystwie Leto uważam za nagość, ale z drugiej strony nie będę ciągle
siedzieć w łazience. W końcu stwierdziłam, że od czego mam ten mocny głos,
który już nie raz zwrócił uwagę chłopaków na moją osobę w kilkunastotysięcznym
tłumie.
-
Jared! Chodź
tutaj!- krzyknęłam tak jak kiedyś po koncercie w Dortmundzie wołałam Tima.
Po chwili młodszy Leto
zjawił się u drzwi z wystraszoną miną.
-
Co się
stało?- zapytał.
-
Wiesz... nie
mam piżamy i czy mógłbyś w takim razie pożyczyć mi jakąś koszulę, bo nie chcę
spać w ubraniach.
Leto od razu się rozluźnił
i odszedł bez słowa. Chwilę później przyniósł mi swoją białą koszulkę, na
której widniał triad. Popatrzyłam na niego jak na idiotę, a on zapytał co znów
zrobił nie tak i czy mi się koszulka nie podoba.
-
Po pierwsze
chyba na tyle już mnie znasz, że wiesz, że podoba i nie podoba nie ma dla mnie
znaczenia. Po drugie to chyba zapomniałeś o tym, że ja mam piersi, a ta szmata,
którą mi dałeś ma bardzo duże rozcięcie pod pachami. Jak będę spać to na pewno
będę się wiercić, więc co nieco mi się odkryje, a jakoś nie mam ochoty byś na
to patrzył, w końcu ojcu nie przystaje, a że jesteś mężczyzną to cię będzie kusiło,
bo wy praktycznie nigdy nie myślicie mózgiem. Po trzecie, masz może jeszcze
jakieś spodenki?
-
Nie mam przy
sobie innych koszulek.- powiedział zakłopotany.- Spodenki jakieś się znajdą,
ale koszulki mam tylko w tym... zaraz! Pójdę do Shannona!- ucieszył się ze
swojego genialnego pomysłu i wybiegł z pokoju zostawiając mnie tak w łazience.
Usiadłam na fotelu przed
drzwiami i nadal trzymając mocno ręcznik na sobie zaczęłam przysypiać. Po
jakichś 5 minutach wrócił mój ojciec i rzucił we mnie koszulką brata.
-
Jedyna
czysta, masz szczęście!
Wstałam z fotela i
nieprzytomnym wzrokiem popatrzyłam na niego. Zauważyłam, że Leto patrzy na mnie
z uśmiechem zupełnie ignorując mój strój. Przynajmniej tyle pozytywu tej nocy.
Szybko nałożyłam na siebie koszulkę Szynka oraz spodenki Jareda, które były na
mnie idealne. Matko święta! Albo ja byłam tak gruba... albo Leto tak bardzo
chudy. Zawsze wydawało mi się, że raczej to drugie, ale kto wie... przejrzałam
się w lustrze i w końcu wyszłam z łazienki. Muzyk oglądał wiadomości, gdy do
niego podeszłam. Uśmiechnął lekko w moją stronę i wyłączył telewizor. Bardzo
dziwnie się czułam wchodząc do tego łóżka. Co z tego, że ten człowiek irytował
mnie jak nikt inny, co z tego, że był moim ojcem, ale był cholera Jaredem Leto!
Gdy przez przypadek dotknęłam stopą jego nogi zrobiło mi się gorąco. Reagowałam
jak jakiś głupi fangirls, a wydawało mi się zawsze, że nigdy nim nie byłam.
Położyłam się jak najdalej od niego i odwróciłam plecami. Aktor zgasił światło
i zrobiło się ciemno. Gdy już zasypiałam usłyszałam jego głos.
-
Mam budzik
ustawiony na 8 rano. Mówię byś się nie zdziwiła kiedy zacznie dzwonić.
-
Yhym.-
odpowiedziałam na wpół przytomnie, bo byłam nieziemsko zmęczona.
-
Nie chcesz
się przytulić?- zapytał w pewnej chwili.
Słysząc tę propozycję
zamarłam. Jasna cholera, czy ten Leto musi tak wszystko komplikować? Nie może
iść spać?
-
Wiesz co...
chętnie, ale dopiero jutro jak wstanę, teraz jestem zmęczona.- palnęłam jak
głupia.
-
Ale
przecież...
-
Jared,
proszę. Śpijmy. Zostało 5 godzin...
Poczułam jak Leto
przykrywa się szczelniej kołdrą i odwraca plecami. Wyciągnęłam rękę i dotknęłam
jego pleców. Odwrócił się w moją stronę patrząc na mnie pytająco, a ja
uśmiechnęłam się lekko i przytuliłam się do niego.
-
Dobranoc
tato.- szepnęłam i zasnęłam w jego objęciach.
Obudził mnie delikatny
szept do ucha. Jednak nie rozróżniałam słów. Ich wydźwięk był tak piękny, że
nie chciałam otwierać oczu. Kojarzył mi się z czymś, ale nie wiedziałam z czym.
A, że był tak wspaniały nie chciałam się poruszyć, by zdradzić, że już nie
śpię. Podświadomie wiedziałam, że to głos Jareda.
-
Pobudka.
Wstawaj śpiochu.
W końcu zdecydowałam się otworzyć oczy i
przede mną zobaczyłam coś czego nie mogłam rozpoznać. Potrząsnęłam głową i gdy
tylko mój wzrok się wyostrzył zobaczyłam, że to czyjeś stopy. Gwałtownie się
cofnęłam i natrafiłam plecami na miękką przeszkodę. Okazał się nią być Shannon,
któremu wgramoliłam się na kolana. Co się dzieje?
-
Dzień dobry!-
przywitał się uśmiechając szeroko.
Patrzyłam na niego nie łapiąc co się dzieje.
Przecież wydawało mi się, że to Jared do mnie mówi. Shann za to wskazał mi
wzrokiem, bym popatrzyła na miejsce obok mnie i gdy tylko przyjrzałam się temu
czemuś parsknęłam śmiechem. Jared leżał na łóżku w pozie przedstawiającej
odwróconą literkę L. Mianowicie jego stopy leżały na poduszce, na której
zazwyczaj trzymał głowę, jego ciało było zgięte w połowie, a głowa zwisała mu z
łóżka po mojej stronie. No i się też wyjaśniło dlaczego leżałam z podkulonymi
nogami. Ale żeby tego jeszcze było mało, to Jared przez sen coś śpiewał. A
raczej wymrukiwał. Nie dało się rozróżnić ani jednego słowa, ale melodia była
całkiem ładna.
-
Ja muszę
zrobić mu zdjęcie.- powiedziałam, chcąc zejść z kolan starszego z braci.
-
Cii. Już mu
zrobiłem.- wyszeptał Shann. – Budzimy go, czy nie?
-
A która jest
godzina?
-
8:40. Tak
jakby trochę zaspaliście, ale nie mam do was pretensji. W końcu obydwoje
byliście wykończeni. Ty tym wszystkim co ci się przydarzyło, a on martwieniem
się o ciebie.
-
Naprawdę się
martwił?- zapytałam wpatrując się w to, jak młodszy Leto otwiera usta i zaczyna
znów swoją senną serenadę.
-
Jeszcze masz
wątpliwości? Opowiem ci podczas śniadania, dobrze?- zaproponował.
Pokiwałam głową i wygramoliłam się z łóżka.
Wzięłam swoje ubrania i szybko się przebrałam w łazience. Wychodząc usłyszałam
komentarz Shanna, że lepiej mi było w jego koszulce. Cóż, no dla niego na pewno
lepiej, w końcu mógł popatrzeć na moje nogi. Uzgodniliśmy, że nie będziemy
budzić Jareda, gdyż skulił się jak psiak na środku łóżka i tak spokojnie spał.
Najwyżej później dostaniemy opieprz, że go nie obudziliśmy, ale sen mu się
przyda.
Podczas śniadania Shannon opowiedział mi o
poszukiwaniach mnie w Bratysławie, o tym jak został i przez toaletę mnie nie
spotkał. O tym, że zagrali Praying For A Riot wczoraj i Jared zupełnie pogubił
się w Kings and Queens. Zdziwiłam się, gdy nie poczułam ukłucia smutku na tę
wieść o PFAR, ale może to dlatego, że już raz słyszałam ten utwór na żywo. Na
moim pierwszym koncercie Marsów w 2008 roku. Ech, to było wieki temu. Ogólnie
rzecz biorąc byłam zaskoczona, że Jared aż tak przeżywał to moje odejście.
Nigdy bym nie pomyślała, że coś takiego się stanie. Ale nie powiem, w pewien
sposób mnie to cieszyło.
Po skończonym śniadaniu każdy z nas udał się
do swojego pokoju. Gdy weszłam do apartamentu Jareda ze zdziwieniem zobaczyłam,
że on nadal śpi. Nie zastanawiając się zbyt długo, usiadłam na brzegu łóżka i
obserwowałam go. Był zupełnie innym człowiekiem, gdy spał. Taką oazą spokoju,
jego mięśnie były rozluźnione, oddech spokojny. Wyglądał jak małe dziecko,
które śpi. A miał prawie 39 lat. Poczułam się głupio wpatrując się tak w niego,
wiec dotknęłam jego ramienia i szepnęłam, żeby się obudził. Nic, zero reakcji.
Ponowiłam swoją czynność, tym razem mówiąc trochę głośniej. Coś odmruknął przez
sen, lecz nadal nie zamierzał się przenosić do rzeczywistości z krainy
Morfeusza.
-
Jared!
Pobudka!- krzyknęłam i dopiero to zadziałało.
Aktor otworzył oczy i
zaczął się we mnie wpatrywać. Wielkie zdezorientowanie na jego twarzy sprawiło,
że nie mogłam powstrzymać cisnącego się na moje usta uśmiechu.
-
Dzień dobry!-
przywitałam się.
-
Zaspałem?-
zapytał spanikowany, od razu podnosząc się do pozycji siedzącej.
-
Troszeczkę,
ale nie denerwuj się. Odwołali z wami wywiad, który miał być o 10 rano, więc
postanowiliśmy z Shannonem dać ci trochę pospać.
Coś tam mruknął pod nosem i wstał. Przeciągnął
się i znów popatrzył na mnie. Tym razem jego twarz rozświetlił uśmiech, którego
nie dane mi było długo podziwiać, bo znalazłam się w jego ramionach.
-
Dobrze, że
jesteś. – westchnął.- A teraz musisz mi opowiedzieć, co robiłaś i skąd ta
szrama na twoim policzku.
-
No dobrze.
Ale najpierw się ubierz.- odpowiedziałam patrząc na jego włosy.- I uczesz.
Gdy muzyk zrobił to o co go prosiłam,
zaciągnęłam go siłą na śniadanie. Tym razem wzięłam tylko kawę, a jemu kazałam
zjeść prawdziwe sycące jedzenie. Oczywiście vegańskie, bo inaczej by tego nie
tknął. I tak też się zaczęła nasza rozmowa.
-
Jeszcze zanim
się pokłóciliśmy, już tak na dobre, umówiłam się z Fancy, że kolejnego dnia
spotkamy się na kawie, by wyjaśnić jej kilka spraw. Ona jest fanką twojego
zespołu i nie powiedziałam jej, że ciebie znam. Ogólnie głupio wyszło, bo mogła
się poczuć okłamana, ale na szczęście to mądra kobieta, więc gdy jej to
opowiedziałam stwierdziła, że ona zrobiłaby to samo. W końcu nigdy nie wiadomo
na kogo się trafi, a jak będzie to jakiś chory psychicznie fan, to nie za
dobrze wróży takie wyznanie. Zaskoczyła mnie tym. Rozmawiałyśmy trochę o was i
okazało się, że ona ma bilety na Pragę. Spytała mnie też czemu mam ze sobą
walizkę. Jako, że już wcześniej ją okłamałam, tak tym razem nie chciałam tego
robić. Opowiedziałam jej wszystko co zaszło między nami.- westchnęłam nie
patrząc na niego, by nie zobaczyć gniewu w jego niebieskich tęczówkach.- Wiesz
co ona wtedy zrobiła? Nakrzyczała na mnie. Może nie dosłownie, ale zbeształa
mnie za to co zrobiłam, że tak na ciebie naskoczyłam i powiedziałam ci...te
słowa.- w końcu z siebie wydusiłam patrząc jak bierze łyżkę pełną płatków i
mleka sojowego do ust.- Przepraszam cię za nie. Dopiero Fancy uświadomiła mi,
jak musiały cię zranić. Przepraszam, ja naprawdę nie chciałam.- wyszeptałam, a
moje oczy stały się niebezpiecznie wilgotne.
-
To prawda.
Zabolało mnie to...- powiedział Jay odkładając łyżkę, do pustego talerza.- Ale
ja też nie powinienem był tak reagować. I naprawdę nie chciałem byś odchodziła.
Bez ciebie jest tu... tak cicho i bezosobowo.
Zerknęłam na niego zdziwiona, słysząc te
słowa. Nie spodziewałam się ich i nie powiem, zrobiło mi się ciepło na sercu.
Tym bardziej, że on mówił to całkowicie szczerze. Bo po co miałby kłamać? Nie
miałby z tego żadnego pożytku.
Wiedziona instynktem, odsunęłam krzesło i
podeszłam do niego. Władowałam się mu na kolana i wtuliłam w jego ramiona,
które w mig mnie objęły, jakby czekając na ten gest.
-
Sprawiam same
kłopoty, przepraszam.
-
To moja wina,
że to wszystko tak się potoczyło. To ja powinienem przeprosić. I... cieszę się,
że już tu jesteś. Proszę cię, obiecaj mi, że już nigdy tak nie znikniesz, nawet
jeśli w chwili złości powiem coś tak głupiego.
-
To obiecaj,
że nie dasz mi powodu bym musiała przez kilka dni mieć duszę na ramieniu.-
wyszeptałam w jego ramię.
-
Co? Czemu?-
zapytał gładząc mnie dłonią po plecach.
-
Bo... Fancy
postanowiła wbrew moim sprzeciwom zawieźć mnie do Czech. Powiedziałam jej, że
nie mam paszportu, ale nie przejęła się tym. Stwierdziła, że muszę, po prostu
muszę się z wami zobaczyć i wyjaśnić wszystko.
-
Będę musiał
jej podziękować.- stwierdził chuchając mi w szyję.- Ech, pewnie nawet nie wie
ile dla mnie zrobiła. A teraz powiedz skąd masz tę szramę na policzku?
Wstrzymałam oddech i mocniej wtuliłam się w
jego ramiona. To wcale nie było przyjemne wspomnienie. Raczej rzecz o której
chciałam zapomnieć. Samoistnie spięłam się i próbowałam jeszcze bardziej
wcisnąć się w jego bezpieczne ramiona. On od razu zauważył to co robię i
zrozumiał, że to nic przyjemnego. Nie chciałam mu o tym mówić, sama myśl o tym
sprawiała, że brakowało mi słów i znów ogarniał mnie ten paniczny strach.
Zacisnęłam powieki tak mocno, jak tylko mogłam, by żadna łza z nich nie
wyciekła i wdychałam jego charakterystyczny zapach próbując się uspokoić.
-
Jest tu
jeszcze ta Fancy?
-
T...tak.-
wyjąkałam nadal wtulona w niego.
-
Chciałbym z
nią porozmawiać, podziękować za to wszystko.
-
Ona nie
zdążyła na koncert.- szepnęłam biorąc głęboki oddech i odklejając się od
mężczyzny.
-
Pomyślę nad
tym. A teraz wstań, chodźmy na spacer. Musimy obydwoje ochłonąć po tym co się
zdarzyło.
Pokiwałam głową i wstałam z jego kolan. Nadal
przed oczami pojawiała mi się scena, która na całe moje szczęście skończyła się
dla mnie tylko kilkoma siniakami, których Jared nie mógł dojrzeć i tą szramą na
policzku. Gdy tylko się ubraliśmy, postanowiłam najpierw udać się do hotelu
Fancy i zaprosić ją na kawę. Ja osobiście tej kobiecie byłam o wiele więcej
winna niż tylko kawę. W końcu po 20 minutach marszu zatrzymaliśmy się przed
hotelem „Platinium” położonym dwa przystanki tramwajowe od mostu Karola.
Wyjęłam telefon i napisałam do dziewczyny sms’a, by zeszła na dół, bo na nią
czekam. Jako, że było dość chłodno, zdecydowaliśmy się wejść do środka budynku
i zaczekać w holu recepcyjnym. Jednak kobieta zjawiała się na dole w tempie
godnym podziwu. Stanęła przy recepcji nie zauważając nas siedzących po drugiej
stronie na kanapie. Wstałam i podeszłam do niej.
-
Cześć!-
przywitałam się z nią.
Kobieta od razu odwróciła się i przywitała
mnie uśmiechem, by potem po prostu przytulić.
-
Wyjaśniłaś
sobie wszystko z Leto?- padło pierwsze jej pytanie, które zawierało swego
rodzaju troskę.
-
Tak, dziękuję
za to co zrobiłaś.- szepnęłam przytulając ją mocno do siebie. – Miałaś rację.
-
Wiem, zawsze
ją mam.- zaśmiała się.
-
I hym... ktoś
przyszedł ze mną.
Brunetka popatrzyła na mnie zdziwiona, lecz
także i zaciekawiona. Nie zdążyła się jeszcze nawet zapytać kto, a już przed
nią stał Jared. Ze szczerym uśmiechem podał jej rękę i przedstawił się.
-
Nazywam się
Jared Leto.
-
Fancy
Wright.- odpowiedziała patrząc na niego totalnie zaskoczona.
-
Chciałem pani
podziękować za wszystko co pani zrobiła dla mnie i mojej córki.- zaczął
oficjalnym tonem.- Bez pani, ona by tu nie stała, a ja pewnie bym umarł ze
strachu o nią.
-
Po pierwsze,
nie pani, bo mam tylko 32 lata, a po drugie to wybacz panie Leto, ale sam jest
pan sobie winien, że ona uciekła.- powiedziała stanowczo, zapominając o
zaskoczeniu.
-
W takim
razie, może przyjdziemy na „ty”?- zaproponował muzyk, zupełnie nie zrażony tym
co powiedziała.
-
Niech
będzie.- westchnęła niebieskooka i w końcu uśmiechnęła się do niego.
-
Zapraszam was
obydwie na kawę, dobrze? Lubisz kawę?- zapytał uśmiechając się do nas.
-
Z ciastkiem?-
spytała Fancy, co mnie osobiście rozbawiło.
-
Niech będzie
z ciastkiem.- odparł Jay.
-
Dobrze, tylko
muszę iść na górę ubrać się w cieplejsze ubrania. Dajcie mi proszę 15 minut.
Pokiwaliśmy z Leto głowami, a dziewczyna
zniknęła na schodach. Usiedliśmy ponownie na kanapie, a ja zaczęłam świdrować
Jareda wzrokiem. Byłam ciekawa co powie na jej temat, jak to miał w zwyczaju.
Jednak tym razem milczał, co mnie ogromnie zdziwiło. Wzrok miał, tak jak na
koncertach nieobecny.
-
I jak Fancy?
Leto popatrzył na mnie i odpowiedział.
-
Ładna z niej
kobieta. I pyskata. Wiadomo czemu się dogadujecie.
-
Tyle?-
zapytałam zaskoczona.
-
A co więcej
mam ci powiedzieć? Rozmawiałem z nią krócej niż 5 minut.
-
Nie wiem,
ale...
-
Przypomina mi
kogoś. Przynajmniej z wyglądu.
-
Kogo?-
zapytałam zaciekawiona, tym bardziej, że mówił to bardzo tajemniczo.
-
Kiedyś ci
powiem. Obiecałem ci to.
Nie wiedząc o co chodzi i czemu mówi to w ten
sposób, zamilkłam. Czekanie na Wright dłużyło mi się, lecz muzyk jakby tego nie
odczuwał. Jednak kobieta miała tę cechę, że jak coś powiedziała, tak to robiła
i równo 15 minut później pojawiła się w holu recepcyjnym. Jared wstał i
zmierzył ją swoim błękitnym spojrzeniem. Miała na sobie dopasowane do jej
zgrabnych nóg granatowe jeansy, które włożyła w czarne kozaki u góry zakończone
futerkiem. Za to na górze miała czarny golf, na który ubrała kamizelkę z tego
samego futra co miała na butach. W ręce trzymała beżowy kożuch, który szybko na
siebie włożyła i zapięła. Do tego jeszcze szalik i czarny beret na głowie.
Wyglądała jakby zeszła z wybiegu dla modelek, mimo że nie miała ich budowy.
Patrząc na swój strój poczułam się jak ostatni wieśniak.
-
Idziemy?-
zapytała stając obok kanapy na której siedzieliśmy.
-
Oczywiście.-
odpowiedział Jay, zrywając się z mebla.
Kobieta wyjęła z kieszeni parę skórzanych,
czarnych rękawiczek i założyła je na ręce. Ja włożyłam swoje dłonie do
kieszeni, bo moje rękawiczki zostały w hotelu. Jared otworzył drzwi od hotelu i
przytrzymał je tak, byśmy mogły wyjść. Zaskoczył mnie tym. Wolnym krokiem
zaczęliśmy podążać w kierunku starówki. Jared z uwagą słuchał i przyglądał się
mojej nowej koleżance, która szła obok niego i opowiadała mu o swojej podróży
za jego zespołem. Rzadko kiedy starał się wyłapywać i analizować każde słowo
osoby prowadzącej z nim rozmowę. Zaciekawiona tym nie przeszkadzałam im. W
końcu doszliśmy do katedry i zaczęliśmy poszukiwania jakiegoś przytulnego
miejsca. Jednak, gdy w końcu takie znaleźliśmy okazało się, że siedzi w nim
kilka osób z Echelonu, więc zrezygnowaliśmy z tej kawiarni. Ostatecznie
kupiliśmy kawę na wynos i usiedliśmy na ławeczkach w pseudo parku naprzeciwko
katedry.
-
Skąd jesteś w
takim razie?- zapytał Jared marszcząc brwi.
-
Mieszkam
obecnie w Anglii, ale z pochodzenia jestem Francuzką. Moi rodzice mieszkają w
Paryżu.
-
Stąd to
francuskie imię. A nazwisko? Po mężu?
-
Nie, nie mam
męża. Po moim tacie.- odpowiedziała kobieta patrząc na Jareda, który ocieplał
dłonie poprzez trzymanie w nich gorącego kubka z kawą.- Jest Anglikiem, a moja
matka Francuzką.
-
A co robisz?
-
Kim jestem z
zawodu?- zapytała, a aktor pokiwał twierdząco głową.
-
Rozmawiasz z
panią weterynarz.- wtrąciłam się.
-
Naprawdę?-
zdziwił się Jared.- Leczysz psy, koty i świnki morskie?
-
Nie za
bardzo. Głównie zajmuję się końmi.- odpowiedziała, a widząc zaskoczenie na
twarzy Leto uśmiechnęła się szeroko.
-
Nie wyglądasz
na... hym...- zaczął zakłopotany.- Na tak silną by dać sobie radę z takimi
dużymi i silnymi zwierzętami. Nie traktuj tego negatywnie, po prostu nie
wyobrażam sobie ciebie, gdy ratujesz rzucającego się półtonowego konia.
Pasujesz mi raczej na... nie wiem. Modelkę?
Kobieta zaczęła się śmiać słysząc koślawe
tłumaczenie się Jareda. Jared teraz naprawdę zachowywał się jakby nie znał
realiów świata i tego, że taka na pozór delikatna kobieta potrafi dać sobie
radę z tak dużym zwierzęciem jakim jest koń.
-
Och,
zdziwiłbyś się ile ja mam siły. Zresztą przy tych zwierzętach siła jest zbędna.
Wręcz przeciwnie, potrzebują dużo delikatności i czułości, a nie siły. Jej
wyjątkowo dużo i tak dostają od życia. Choćby taki rekreacyjny koń. Ludzie
uczący się na nim, ciągną go za psyk, kopią w boki, biją batem. A gdy
zachoruje, ktoś musi mu pokazać, że chce się mu pomóc, a przez przemoc na pewno
tego się nie osiągnie.
-
Rozumiem,
ale...
-
Jared,
naprawdę myślisz, że jestem taka słaba, na jaką wyglądam? To, że jestem
kobietą, która nie wygląda jak niemiecka Helga, to nie znaczy, że nie mam siły.
-
Nie, no
dobra, wierzę ci.- odpowiedział zmieszany Leto.- Od dawna jesteś weterynarzem?
-
Swój własny,
prywatny interes prowadzę dopiero od dwóch lat, ale mam już stałych klientów.
Zresztą prócz takiej pracy, w weekendy zdarza mi się pracować w schronisku dla
koni i osłów.
-
Osłów?-
zapytałam zaciekawiona.
-
Tak. Wtedy
mam styczność ze zwierzętami skrajnie wykończonymi. Zabiedzonymi, takimi, które
nie są w stanie już pracować. Są zupełnie inne niż te od prywatnych
właścicieli, lecz je wszystkie łączy jedna rzecz. Potrzebują delikatności,
cierpliwości i miłości, którą staram się im dać.
Gdy ciepłe napoje wystygły, zdecydowaliśmy się
udać w drogę powrotną do hotelu Wright. My niedługo mieliśmy mieć lot, ja do
domu, Marsi do Rosji, a dziewczyna do Anglii. Gdy patrzyłam na Jareda i Fancy
przyszło mi do głowy, że oni dobrze ze sobą wyglądają. Naprawdę fajnie się
razem prezentowali. No może pomijając te niebieskie włosy Jareda, które na
szczęście ukrył pod czarną czapką. Lecz jedna rzecz mi przeszkadzała w tej
wizji. Były to prawie że niezauważalne gesty Jareda. Czasami miałam wrażenie,
że on się jej boi, co było naprawdę czymś niezwykłym. Lecz, czemu dorosły
mężczyzna miałby się bać tej kobiety? Ona nic nie zrobiła, ani nie powiedziała
takiego, co mogłoby spowodować to dziwne zachowanie Jareda, który pomimo
rozmowy i niezwykłego zainteresowania nią, trzymał pomiędzy nimi jakiś taki
dziwny dystans. Nie wiedziałam o co chodzi i czy to w ogóle prawda, lecz
patrzyłam na to z niepokojem. Nie wróżyło to nic dobrego, a tym bardziej tego
żeby moja wizja miała się jakkolwiek spełnić.
Jak widzicie tempo dodawania rozdziałów ostatnio mam całkiem całkiem ;) Ale nie martwcie się, to nie potrwa długo. Myślę, że jeszcze kolejny rozdział i trochę sobie poczekacie… Ale mam nadzieję, że tak nie będzie. Dobrze to zacznę może od tego „Kucyka”. Jest to zdrobnienie i takie przezwisko, którego Shannon używał do małego Jareda. Mówił tak do niego, gdy byli dziećmi. Pojawi się to jeszcze z pewnością nie raz, ale jak widzicie, w bardzo szczególnych sytuacjach. I ma też trochę związku z rzeczywistością, choć nie jestem tego pewna na 100%. Ponoć Shann kiedyś mówił na Jareda „pony”. Chyba po jakimś koncercie tak krzyczał do niego. Ale nie wiem, nie słyszałam, polegam tylko na tym co usłyszałam, ale spodobało mi się to i postanowiłam umieścić w opowiadaniu. I będzie miało to też drugie znaczenie, ale o tym się przekonacie… SOON :P Co do troskliwego Jareda… na razie jest taki milusi i fajniusi, bo nabroił, ale nie martwcie się. Już niedługo wróci ten normalny. Natomiast jeśli chodzi o PFAR, opisałam to tak jak pamiętam z koncertu. Co prawda u mnie Jared śpiewał swoje własne zupełnie inne wymyślone coś, ale mniej więcej tak to wyglądało jak opisałam oczami Shanna. Coś niesamowitego. Czas… hym… przepisywanie i publikowanie to mój największy problem, bo nie często mam dostęp do komputera. Nie mam swoje własnego, więc pewnie stąd te kłopoty z przepisywaniem i publikowaniem, ale się staram. Natomiast co do wymyślania… Każdego dnia coś piszę, nie mogę bez tego żyć. To jest część mojego życia i mnie samej. Nawet jeśli brak weny to piszę kilka zdań. Niby niewiele, ale jednak zawsze w czymś pomogą. Co do Emmy to ona wykonuje tylko swoją robotę, a u Leto by nie mogła ona wyglądać inaczej. Sam Jared jeszcze nie jest na takim etapie by poświęcić koncerty/Echelon dla bliskiej mu osoby. Może kiedyś ;) Co do realcji Jared-Shannon chciałabym zauważyć, że to jest bardzo nietypowe. W realu też przyjrzyjcie się temu, a sami zobaczycie, że oni nie do końca zachowują się jak bracia. Ale mniejsza z tym. JEśli natomiast gdzieś napisałam „Toma” a nie „Tomo” to literówka za którą przepraszam. Co do tego rozdziału to… pewnie jeszcze bardziej skomplikowałam sprawę i ciekawość was zżera. Ale nie martwcie się, wszystko jest przemyślane i dowiecie się kiedyś o co chodziło i co się konkretnie stało Klaudii. I mam też nadzieję, że polubicie Fancy. Hym… a i chcę przeprosić za ten rozdział. Większą część pisałam prawie rok temu, więc jej poziom leży i kwiczy. Starałam się naprawić, ale nie wyszło najlepiej. Wybaczcie. A teraz do komentowania zapraszam! :)
Dedykacja tym razem wędruje do Agi, to jest Twoje rozgrzeszenie :) i do OniSi za krytykę, która bardzo mi się przydaje :)
Tak. Ciekawość zżera. „Niemiecka Helga” mnie rozwaliła. Sceny Klaudia-Jared były świetne, wszystko sobie wyobraziłam i jest cacy cacy. „I mam też nadzieję, że polubicie Fancy” – mam przez to rozumieć, że ona się jeszcze pojawi? Tyle miałam problemów, żeby przeczytać rozdział, ale się udało. Drugie znaczenie „Kucyka”? Hmm… Mam skojarzenie z „Ogierem”. Wybacz. No mam nadzieję, że szybkie tempo jeszcze trochę potrwa i doczekam się nowego rozdziału na dniach.
OdpowiedzUsuńPzdr.
-adka
Tak jak już pisałam wcześniej – Kochana Szynka. On to potrafi przetłumaczyć człowiekowi do łba i popchnąć do działania. No wielbię go, no. Fragmencik, gdy piszesz, że Jaredowi nie potrzeba kobiety, a córki wzruszył. Może coś w tym jest. Hm, ja sama się bałam tego spotkania z Jared’em, bo wiemy wszyscy dobrze, co on potrafi. Trzaśnięcie drzwiami nie dziwi mnie, ale jednak decyduje się porozmawiać. I… O matko, jak słodko. :) W tym pozytywnym znaczeniu, oczywiście! To trzymanie na kolankach, a potem wspólna nocka.. Urocze. Tylko szkoda, ze mu nie dała pospiewać A modern myth! No ej no, ja bym chciała coś takiego.
OdpowiedzUsuńDon’t know why, ale lubię wyobrażenie śpiącego Jarka. Jakoś tak. Może to dlatego, że wtedy się nie odzywa i nie może zrobić nic głupiego? :D Całkiem możliwe.
Bardzo intryguje mnie co się stało. Od czego jest ta szrama na policzku i siniaki… Co się stało? Jeszcze wredziucho nie chcesz powiedzieć, phi.
No i dobra, czy mi się wydaje, czy Jared’owi Fancy kojarzy się nieco z Evelyn? (Tak się jakoś kieruję tamtą pomyłką :P) Ciekawe, ciekawe. Ale jak obiecał, ze powie – to powie. Hope so.
Kurczę, jestem tak śnięta, że nie stać mnie na komentarz na poziomie i coś porządnego. Szkoła mnie wykańcza, a przede mną jeszcze trzy rozdziały do skomentowania. Może następnym razem uda mi się napisać coś mądrzej i zgrabniej, przepraszam.
PS. Ja tam jestem za tym, byś częściej dodawała rozdziały, a co. :D Mi się bardzo miło czyta to opowiadanie, jestem naprawdę pod wrażeniem Twoich pomysłów i sposobu, w jakie je opisujesz, więc wiesz… :D
-ms.nobody
Jestem padnięta, więc dużo ze mnie nie wyciągniesz, ale cieszę się, że Klaudia się znalazła i (jak na razie) wszyscy są szczęśliwi :) Chyba ostatnio czuję się zbyt samotna i czytanie tego rozdziału jakoś w pewien sposób mi pomaga, więc dziękuję Ci za to ;*
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać rozwinięcia wątków, które tylko zaczynasz, a całość pozostawiasz w tajemnicy. Co do błędów, to na tyle mnie już oczy bolą, że nie zwracałam na to uwagi, ufam, że wszystko było w porządku ;)
A do Fancy jakoś przekonać się nie mogę, nie wiedzieć czemu, ale może jeszcze zmienię zdanie ;) Jared się jej boi, ciekawe czemu? ];>
-lea
Jakże miło dostać rozgrzeszenie! Szkoda tylko, że ZNOWU nie miałam neta i ZNOWU spóźniam się z czytaniem… Ale szybko, bo nie mogę się rozpisywać! Cudowny rozdział! Pierwsza część po prostu urocza ;) Nie wiem jak inaczej to określić, bardzo mnie cieszy, że Klaudia się znalazła ;) No i wreszcie sobie rodzinka wyjaśniła jak poważne są między nimi relacje! I Fancy! Domyślam się, kogo Jaredowi przypomina i pewnie stąd strach przed nią.. Sama Fancy przesympatyczna i liczę bardzo na tę postać, bo zapowiada się interesująco.
OdpowiedzUsuń-agi
Rozwaliła mnie niemiecka Helga xD Śmiałam się jak głupia dobre pięć minut :D Coś jeszcze mnie rozłożyło na łopatki, ale nie będę się wracać :D Ale no mega teksty xD
OdpowiedzUsuńPrzedstawiona relacja ojciec-córka jest świetna.
-cam
Cieszę się, że cenisz sobie moje komentarze, tym bardziej, że ja osobiście mam zazwyczaj wrażenie, że są one totalnie bzdurne… ;)
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo ciekawy. Jakoś coś mi w tej Fancy nie pasuje, ale nie mam jeszcze do końca wyklarowanego zdania na jej temat.
Cieszę się, że parę spraw się wyjaśniło, ale(oczywiście) jestem strasznie ciekawa, co takiego działo się z Klaudią w drodze z A do B. Jejku miałam tyle rzeczy do napisania i wszystkie mi wyleciały! Wrrr…
Tak, czy inaczej, nie mogę się doczekać, co tam jeszcze wykmini twoja wyobraźnia.
Pozdrawiam. :)
-onisia
A jednak to była Klaudia. Tak właśnie czułam. Tylko wróciła i od razu się czepia biednego wujcia, który tak bardzo się o nią martwił, chciałoby się rzecz niewdzięcznica :P Oh jak bardzo Klaudia się myli w kwestii stosunku Jareda do jej zniknięcia i mam nadzieję, że on jej to udowodni. Tak, skrycie liczę na wzruszającą, ciepłą, rodzinną scenkę :D Bardzo podoba mi się to co powiedział Shannon, o tym że Jared potrzebował córki, tak jakoś mnie to poruszyło. „Em… nadal niesamowicie przystojnie.” w tym momencie zaczęłam się śmiać jak głupia. Szaniasty jak coś palnie to masakra :D Przez chwilę myślałam, że nasza diva się wypięła i zatrzasnęła Klaudii drzwi przed nosem, bo nie chce jej widzieć, ale na szczęście się pomyliłam. Tak w ogóle to co chwilę zmieniam opinię na temat „Twojego” Jareda. Raz go nienawidzę i mam ochotę określać go najgorszymi słowami, a za chwilę on staje się tak kochany, że gdybym mogła to bym go wyściskała normalnie. Podoba mi się ta zmienność i to bardzo, jest taka…. ludzka. No i właśnie teraz jest taka sytuacja, przed chwilą chciałam go zabić, a teraz wydaje mi się największym słodziakiem na świecie. To wyznanie mnie totalnie rozczuliło. Liczyłam na coś takiego i to dostałam. Jeezu jak Ty mnie rozpieszczasz, a ja Ci jeszcze tak marudzę na Twitterze :D Matko ta troska Klaudii jest po prostu rozczulająca. Ja bym się tam cieszyła, że oferują mi wielkie, wygodne łóżko, a nie zamartwiała gdzie będzie spać Szefuncio. Chociaż tak ładnie się zachował, że mu się trochę empatii należy :D „Nawet mój głupi brat już zaczyna się głupio uśmiechać.” to oficjalnie mój ulubiony fragment :D Ten już od razu o seksie, co za człowiek… :D ” Nie znasz go więc nie jesteś w stanie przewidzieć co on może…” w tym momencie poczułam się zaintrygowana. Dlaczego? To zdanie oznacza, że Shannon też ma swoje za uszami i być może niedługo to wyjdzie na jaw, co byłoby naprawdę ciekawym wątkiem. Cholernie podoba mi się to, że mimo wszystko Klaudia nie ukrywa tego, że czasami reaguje na Jareda jak na atrakcyjnego mężczyznę, a nie ojca. Bo nie ukrywajmy, to gorąco nie ma raczej nic wspólnego z rodzinnymi uczuciami :D Chyba że tylko ja sobie coś uroiłam w tym moim pełnym brudnych myśli łebku. Poza Jared mnie rozbroiła, choć współczuję Klaudii tych stóp przed oczami :D Ja jestem zaintrygowana tym obrażeniem na policzki Klaudii, ale jak na złość nie chcesz nic wyjawić. Jak to się nie wyjaśni w tym rozdziale to się zdenerwuję. Choć i tak będę czytać jeszcze dziś dwa kolejne, więc nie wiem po co się ciskam, bo w nich pewnie to wyjaśnisz. Przynajmniej taką mam nadzieję. Mam wrażenie, że coś się może kroić między Jaredem, a Fancy, ale pewności nie mam.
OdpowiedzUsuń-marion
Czytajac rozdzial mialam przed oczami obraz „wujka pedofila”:D
OdpowiedzUsuńTo chyba z Natalia doszlysmy do wniosku ze szczur nam go przypomina, szczegolnie z tymi ulizanym wlosami i lapaniem sie za witke.
Nie podoba mi sie ze S popija. Zul jeden.
Skad imie Fancy? Pasuje do call girl;)
Rozdzial jest ok.
Napisze komenta takiego bardziej ogolnego i raczej o stronie technicznej niz odnosnie trescim
Powinnas spraedzac dokladniej to co napisalas zanim opublikujesz. Sprobuj przeczytac sobie samej na glos. Masz kalambury jezykowe ktore brzmia z deka ciezko.
Widac ze nad niektorymi rozdzialami pracujesz dluzej a niektore wrzucasz prawie od razu. Co mi sie podoba to to, ze niektore rozdzialy robia sie coraz powazniejsze, doroslejsze. Chcociaz masz tendencje do wracania w strone „dziecka”.
Jezeli pisanie sprawia Ci taka przyjemnosc to pisz bez wzgledu na to co mowia inni. Osobiscie uwazam, chyba juz to gdzies mowilam, ze nie nalezy nikogo zniechecac do pisania. Jezeli nawet nie jest w tym swietny (kto jest) to na pewno tego nie poprawi rzucajac komputer w kat.
I kazdy kto pisze jest pisarzem. Gorszym, dobrym, beznadziejnym, genialnym … Ale pisarzem.
Pisz corcia.
Tylko nie zawal przez to szkoly.
I nie rob letosow w opowiadaniu takimi jak sa naprawde. Niech zostana fajni, madrzy I przystojni:P
-mama