Chapter 82
„Dobry dzień”
ROZDZIAŁ OCZAMI
SHANNONA LETO
Wyjąłem swój telefon i wybrałem numer Renaty. Chwilę
zastanawiałem się co zrobić, ale w końcu zdecydowałem się na sms’a. „Co
robisz?” – zapytałem i wysłałem wiadomość. Nie musiałem długo czekać, bo od
razu telefon zaczął mi wibrować. Jednak wiadomość chwilę mi się wczytywała.
Dziwne… Sekundę później już rozumiałem tę dziwną anomalię. Dostałem mms’a.
Przedstawiał on głowę bordera, rękę mojej kochanej Renaty i chyba naszą wannę.
Od razu zabrałem się do odpisywania. „Jak ja zazdroszczę teraz Shamalowi! Nawet
nie wiesz ile bym dał, by znaleźć się na jego miejscu!”. Odpowiedź na to
przyszła zadziwiająco szybko. „A nie wolałbyś być przy mnie zamiast obok, jak
Shamal?”. Uśmiechnąłem się patrząc jeszcze raz na zdjęcie. Psa prawie w ogóle
nie widziałem mimo, że zajmował ¾ zdjęcia. najważniejsza była dłoń mojej
ukochanej kobiety. Tydzień w trasie, a ja już tak się okropnie za nią
stęskniłem. Oczywiście ukrywałem to przed bratem, bo pewnie znów by się zaczęła
jakaś kłótnia, ale przychodziło mi to wszystko z trudem. Kto by pomyślał, że
takiego starego dziada jak ja, do tego doświadczonego, trafi amor z tego
swojego głupiego łuku miłości. Czasami zastanawiałem się, jak ja mogę tak
kochać tę kobietę, mimo że jest zupełnie inna od mojego ideału. Pstryknąłem
palcami i zacząłem pisać. „Oczywiście, ze bym wolał, ale starczy mi samo
patrzenie na Ciebie. Mam nadzieję, że gdy jutro wrócę, zrobimy sobie wspólną
kąpiel?”. Dodałem uśmiechniętą emotkę, która niestety nie oddawała mojego prawdziwego
sprośnego uśmiechu, ale i tak urozmaicała wiadomość. „ Zależy czy byłeś
grzeczny w trasie ;-) dobra, kończę tę kąpiel, bo będę wyglądać niedługo jak
wysuszona śliwka. Dobranoc Shanny :*”. Pocałowałem ekran, a potem zacząłem się sam z siebie śmiać.
Właśnie pocałowałem swój telefon, chcąc przekazać Renacie mojego całusa.
Totalnie odebrało mi rozum.
- Gotowy?- usłyszałem głos Milicevica, który pojawił się w
drzwiach.
- Jak zawsze.- odpowiedziałem z uśmiechem i ruszyłem za nim
w stronę coraz głośniejszego hałasu. Klepnąłem brata i Tima w plecy i ruszyłem
do mojego maleństwa. Ryk publiczności na szczęście nie ogłuszył mnie na tyle,
bym nie usłyszał brata, który się burzył, że klepnąłem go jak krowę na
postronku. Cóż, po tylu latach powinien się przyzwyczaić. Złapałem pałeczki w
mój standardowy chwyt, by podrzucić je na pokaz i zacząć grać standardowo
Escape. Po tylu koncertach dłonie samoistnie podążały w dobre miejsca, tak
jakby rutyna zaczarowała je. Akurat w tej piosence nigdy nie eksperymentowałem,
nie miałem takiej potrzeby. Za to w następnym Night Of The hunter… owszem!
Czasami, jak tego dnia dochodziło to do tego stopnia, że nie wiedziałem co
gram, po prostu na czuja uderzałem w bębny ciesząc się jak małe dziecko. Dawno
już nie miałem takiej radochy z moich wariacji artystycznych. Zignorowałem
zdziwione spojrzenie Tomo i jego komentarz, bym się trochę uspokoił, bo
zaburzam całą piosenkę. Za to mój braciszek podłapał to i zadowolony zaczął
skakać i śpiewać. Podszedł do mnie i zaczął się wić w ten jego
charakterystyczny sposób puszczając mi oczko. Nie wytrzymałem i zacząłem się
głośno śmiać, co przełożyło się na śmiech brata. Próbował śpiewać, ale co
chwila parskał śmiechem, jakby ktoś mu gazu rozweselającego kazał się
nawdychać. Był szczęśliwy, a jak on jest szczęśliwy to ja też. Dobrze się czuł,
miał dobry humor, choć rano był trochę zmartwiony Klaudią i tym jej Matem. Ale
teraz wydawało mi się, że zapomniał o całym bożym świecie i po prostu czerpał
radość z grania koncertu. Dowodem na to był fakt, że starał się wszystko
śpiewać, nawet jak publika go zagłuszała, on nadal wył do mikrofonu. Moment
który przesądził o wszystkim był, gdy podbiegł do Braxtona, przepchnął go na
bok i sam zaczął się grać na klawiszach. Vox Populi zaczął śpiewać zeskakując ze
sceny i stając przed publiką. Nie wiem jak to się działo, ale nawet fani
zachowywali się w miarę normalnie. Gdy podchodził do barierek nie rzucali się
na niego jak na ochłap mięsa, a przytulali jak człowieka. Przy wolniejszym
kawałku tej piosenki stanął na barierce i trzymając się jedną ręką za serce,
drugą jakiegoś fana śpiewał. Co prawda widziałem tylko jego plecy, ale byłem
pewien, że uśmiecha się do ludzi. Nie gadał. Naprawdę nie paplał jak zawsze.
Kilka razy powiedział, by ludzie skakali, czy krzyczeli, ale na tym kończył. To
był magiczny koncert. Postanowiłem się dłużej nie martwić światem zewnętrznym
tylko oddać się temu co tak bardzo kocham. Poczułem jak mięśnie aż piszczą mi z
radości, że w końcu wkładam w grę całego siebie. Czułem się jakby ktoś mną
sterował, że nie muszę się niczym martwić, bo i tak wszystko wyjdzie dobrze.
Nawet gdy Jared potknął się i padł na kolana przed Tomo z głową dosłownie na
wysokości jego krocza, nie martwiłem się o brata, a śmiałem z sytuacji. Już dawno
nie graliśmy tak dobrze, tacy zgrani pomimo kompletnej improwizacji. Jak za
bardzo starych czasów… I tak też nadeszła kolej Kings&Queens. Jakaś
dziewczyna stanęła obok mnie i wpatrzona we mnie jak w obrazek stała przez całą
piosenkę. Ale miałem tak dobry humor, że gdy tylko po raz ostatni uderzyłem w
bębny, wstałem z miejsca, podszedłem do niej i przytuliłem ją. Złapałem Tomo i
zdezorientowanego Tima, po czym podszedłem do brata, którego otaczał wianuszek
dziewcząt. No dobra, było tam jakichś dwóch chłopaków. Objęliśmy się wszyscy
ramionami, do Jareda podszedł Braxton i tak ukłoniliśmy się przed całą publiką.
Wszyscy fani byli zbyt zdziwieni tym naszym niecodziennym zachowaniem, więc
stali jak wmurowani i dopiero, gdy zaczęliśmy przemieszczać się, by zejść ze
sceny, otoczyli nas. Przytuliłem kilka osób, odebrałem prezenty i w końcu
zadowolony udałem się do garderoby. Gdy usiadłem na kanapie dopiero poczułem
jak bardzo jestem zmęczony. Każdy mięsień drżał mi, a ja byłem tak mokry jakbym
wyszedł spod prysznica. Ale przynajmniej byłam usatysfakcjonowany koncertem.
- Dawno tak dobrze mi się
nie grało.- przyznał Tomo.
- Padam!- jęknąłem uśmiechając się.
- Ach, szkoda że Klaudii nie było. Podobało by się jej.-
dorzucił swoje Tim.
- Aaaaaaaa!!!- usłyszeliśmy krzyk Jareda i nagle wbiegł do
pokoju trzymając w dłoni blackberry.- Tak! Tak! Tak!!!- zaczął krzyczeć
rozradowany.- Tak!- wydarł się i upadł na kolana milcząc przez pewien czas.
- Eeee… Wszystko z tobą w porządku?- spytała niepewnie
Emma.- Zachowujesz się jakbyś coś ćpał.
- Zgodziła się! Czy wy to rozumiecie?! Zgodziła się!!! –
wydarł się ponownie i położył na podłodze szczerząc się jak głupi do sera.
Nadal nikt nic nie rozumiał i nawet nie próbował tego robić.
Jak Jay ochłonie to sam powie, o co chodzi. W końcu skąd możemy wiedzieć co
chodzi po tej jego pustej łepetynie? Gdy chwilę ochłonąłem, stwierdziłem, że
trzeba brata zebrać z tej podłogi, bo jeszcze się przeziębi idiota jeden. Za
szczęśliwy, by włączyć mózg i rozumowanie. A przynajmniej kojarzenie faktów.
- Wstawaj chudzielcu. Bo będziesz chory.
- Shannon! Ona przyjeżdża! Zgodziła się!
- Kto przyjeżdża?- spytałem pomagając mu wstać na równe
nogi.
- Fancy! Będzie miała przez 4 miesiące praktyki w Los
Angeles. Zgodziła się!- wykrzyknął i przytulił się do mnie.
- O fuuu! Ale cuchniesz! Idź się umyj…- jęknąłem chcąc go
zmusić do odklejenia się ode mnie.
- Ty gorzej.- odpowiedział wystawiając język.- To wspaniały
dzień! Jestem taki szczęśliwy!
- Wiemy. Zdążyłeś to wykrzyczeć całemu światu.- mruknął
Milicevic wychodząc z łazienki.
- Zaraz, zaraz… skoro Fancy przyjeżdża to pewnie będzie u
nas mieszkać, tak?- spytałem.
- No a gdzie indziej?- prychnął patrząc na mnie jak na
idiotę.- Przecież nie dam jej spać pod mostem.
- Szkoda…- mruknąłem, ale widząc wzrok brata wyszczerzyłem
do niego zęby.- Idź się już myj, a nie sztuczną kolejkę tworzysz.
Gdy tylko braciszek
ruszył do łazienki, znów usiadłem na kanapie i zamyśliłem się. Skoro Fancy
przyjeżdża do Jareda, dom robi się bardzo mały. Chyba czas wprowadzić mój plan
B. Co prawda nie jest jeszcze w 100% gotowy, ale nie mam wyjścia. Jutro trzeba
będzie zacząć działać. Inaczej zeświruję. Ja, Renata, Jared, Fancy, Gosia,
Klaudia, Mat i zwierzęta… zdecydowanie
ten dom jest za mały. Ja potrzebuję dużo przestrzeni, zresztą Jay także, więc
na dłuższą metę… ale to już jutro. Dziś w nocy podróż do Los Angeles i potem
moja kochana Renata. Całe podekscytowanie koncertem trzymało mnie w euforii
przez bardzo długi czas, więc gdy tylko podjechaliśmy z Jaredem po mamę,
zaczęła się pytać co takiego robiliśmy, ze mamy takie dobre humory. Cóż… to
chyba oznacza, że rzadko nas widzi tak szczęśliwych. Drzwi od naszego domu
otworzyła nam Renata. Chciałem już rzucić kwiatki, które kupiliśmy dla Klaudii
z okazji jej urodzin i wziąć w ramiona moją ukochaną, ale widząc wzrok Jareda
powstrzymałem się. Cóż… może później to zrobię.
- Klaudia!- wykrzyknąłem, gdy Vicky udało się zapalić
wszystkie świeczki na torcie, który trzymała mama.
Chwilę później dziewczyna zeszła razem ze swoim chłopakiem
na dół. Wyglądała na zaskoczoną. Czyżby myślała, że zapomnieliśmy o jej
urodzinach? Nigdy! Powiedziałem, by pomyślała życzenie, a ona nabrała powietrza
i zdmuchnęła świeczki. W sumie bardziej interesował mnie Mat, który miał rękę
na temblaku, niż ona sama. Gdy tylko odeszła na bok z tortem i razem z Vicky i
moją mamą zajęły się urodzinowym ciastem, podszedłem do tego chłopaka i
spytałem jak się trzyma.
- A no całkiem nieźle. Tylko Klaudia za punkt honoru
postawiła sobie, że będzie mi we wszystkim pomagać, a ja nie za bardzo lubię , gdy
ktoś się nade mną lituje.- uśmiechnął się.- Ale cóż, trzeba przeżyć. Powinienem
się cieszyć.
- Oj powinieneś. Gdyby któryś z nas nie mógł ruszać ręką,
zaczęłaby się drzeć, że czemu nic nie robimy i się obijamy.- zaśmiałem się.
-Aż tak? To ja vip jakiś jestem.- odpowiedział śmiechem
chłopak.
- Oj jesteś. Nawet nie wiesz jak ważny. No mniejsza,
słyszałem że dachowanie miałeś. Dobrze, że tylko tyle ci jest.
- Prawda. Ogromne szczęście. Wydaje mi się, że pan…
- Shannon. Mówmy do siebie po imieniu.
- Jasne. Wydaje mi się, że ścigałeś się z jakąś dziewczyną
na motorach, nie? – zapytał.
- Och tak! Przegrałem niestety, ale po prostu nie chciałem
ryzykować, wiesz poza tym to kobieta, trzeba dać jej trochę fory…
Mat zaczął się śmiać i w takim dobrym nastroju usiedliśmy na
kanapie. Jednak, gdy tylko w salonie pojawiła się moja ukochana, przeprosiłem
chłopaka i podszedłem do niej. Włosy miała związane w kucyk, ubrana była w
zwykłe jasno-niebieskie jeansy i na to cienka bluza. Powoli zaczynała się
przyzwyczajać do tego, tak innego od angielskiego, klimatu. Okazało się, że
idzie na spacer z psiakami, więc postanowiłem dołączyć do niej. Naprawdę
stęskniłem się za nią. Ubraliśmy
zwierzaki w szelki, by było łatwiej je prowadzić i wyszliśmy z domu. Od razu
zapanowała przyjemna cisza. Oj tak, spacery z ukochaną, dwoma psami, gdy brak
drących się ludzi to jest to. Objąłem Polkę w pasie i westchnąłem ciężko. Teraz
czułem się dopiero szczęśliwy. Nie wiem jak to się stało, bo wczoraj podczas
gry myślałem, że jestem najszczęśliwszy na świecie, a teraz… czułem się pełny.
Tak jakby nic prócz mnie i kobiety wtulonej w mój bok nie istniało. Tylko my
dwoje. I to mi wystarczało. Nie miałem ochoty się odzywać, nagadałem się w
trasie na wywiadach, a Renata chyba to rozumiała, bo o nic nie pytała. Po
prostu szła obok, była. Zatrzymaliśmy się przy murku, na którym usiedliśmy i
przytuliliśmy się do siebie.
- Brakowało mi ciebie.- zdecydowałem się w końcu coś
powiedzieć.
- Na pewno? – spytała trochę prowokacyjnie, ale wybaczałem
jej to.
Zawsze. Bo w końcu rozumiałem te pytania. Wcześniej no cóż…
dużo rzeczy zdarzało się w trasie, ale zmieniłem się. Naprawdę? Nie
potrzebowałem już groupies, ani prostytutek ani nikogo innego by zaspokoić
swoje pragnienia. Wystarczała mi myśl, że ona na mnie czeka w domu. Sam w to
wierzyłem z dużym trudem, ale tak było. Dlatego wybaczałem każde takie jej
pytanie. Zresztą jej wybaczyłbym chyba wszystko.
- Na pewno. Chciałbym cię jutro gdzieś zabrać…- powiedziałem
przypominając sobie o wczorajszych rozmyślaniach.
- Gdzie?- zaciekawiła się.
- Niespodzianka.
- Nienawidzę niespodzianek.- prychnęła niezadowolona.
- Jutro ci powiem. Bo nie jestem tego czegoś pewny. Ale…
jestem pewien, że spodoba ci się to miejsce tak jak i sam pomysł.
- Boże, Shannon! Nie mów tak, bo to mnie tylko wkurza. Nie
lubię niespodzianek i chcę wiedzieć co ty szykujesz. Powiedz.
- Nie. Jutro.
- Dobra, to śpisz na kanapie.- odpowiedziała odsuwając się
ode mnie.
Popatrzyłem na nią zaskoczony, a potem trochę na siłę,
przycisnąłem ją do siebie i po całowałem. Początkowo się buntowała, ale w końcu
odpuściła. Chyba obydwoje stęskniliśmy się za sobą. Tym razem udobruchana
pocałunkiem, wróciła ze mną do domu. Mama postanowiła zostać na noc, tak jak
Tomo i Vicky, dlatego nie miałem nawet jak spać na kanapie. To Gosi z Jaredem
przyszło spanie w salonie, Tomo z Vicky zajęli sypialnie mojego brata, swoją
drogą brzydziłbym się spać na jego łóżku, ale cóż nie mieli wyboru, a mama
poszła spać w pokoju blondynki. Naprawdę domek zrobił się za mały… niestety
wspólna kąpiel nie wypaliła, ja byłem tak zmęczony, ze po szybkim prysznicu od
razu zasnąłem. Sam nawet nie wiem kiedy, bo chciałem poczekać na Polkę, ale no nie
udało mi się. Z samego rana postanowiłem tam jechać. Czas pokazać ukochanej to
miejsce.
- Dzień dobry! – przywitałem się widząc, że siedzi już
ubrana na łóżku.- Tak szybko uciekłaś?
- Nie śpię już od 2 godzin, ktoś musiał zająć się psami.-
odpowiedziała uśmiechnięta.- Ale ty za to robisz śniadanie.
- Jak sobie życzysz, królowo. – odpowiedziałem przeciągając
się.- Mam nadzieję, że po śniadaniu nie masz nic ważnego do zrobienia.
Chciałabym cię gdzieś zabrać…
- Mam wolny dzień.- odpowiedziała zaciekawiona.- To ta
niespodzianka?
- Owszem. Dobra, idę wziąć szybki prysznic i robię ci
śniadanko.
Po dotrzymaniu tej umowy, wsiedliśmy do mojego białego
cacuszka i ruszyliśmy. Psy zostały w domu pod opieką mojego brata. Jechaliśmy
jak zawsze w ciszy, nie wiem czemu, ale przy Renacie nie miałem ochoty słuchać
ani płyt, ani radia. Wystarczyła zwykła rozmowa o tym co ona robiła, gdy ja
byłem w trasie, albo co ja robiłem, gdy ona pracowała tutaj w Los Angeles. W
końcu zatrzymałem się przed wysokim metalicznym budynkiem, któremu prędzej było
do biurowca, niż budynku mieszkalnego. Renata była zdziwiona, że ją tutaj
przywiozłem, ale na razie o nic nie pytała. Weszliśmy do budynku i praktycznie
od razu przywitał nas Frank, który był tutaj portierem. Miał z 70 lat, ale
jakiś młodzieńczy błysk w oku kazał się mieć na baczności i spisywać go na
straty z powodu wieku. Do tego ten człowiek wyglądał jak dystyngowany hrabia,
który tak naprawdę siedzi tam tylko dla zabawy.
- Witam panie Leto! – przywitał się zza lady.
- Cześć Frank!- odpowiedziałem przyjaźnie. – Mogę klucze?
- Oczywiście.- powiedział uśmiechając się szeroko widząc, że
moja partnerka rozgląda się wokół.
Wziąłem od starszego mężczyzny klucze i poprowadziłem ukochaną
nowoczesnym, ale bardzo przytulnym korytarzem aż do wind. Ściany były w kolorze
pustynnego pisaku z przyczepionymi szklanymi obrazkami. Początkowo moje
poczucie estetyczne, aż zaczęło wyć z żalu, że musi to oglądać, ale po 2-3
razach zacząłem doceniać inność tej sztuki i naprawdę spodobała mi się ona.
Drzwi rozsunęły się, a my weszliśmy do środka. Nacisnąłem guzik z liczbą 13 i
zaczęliśmy wjeżdżać na górę.
- Gdzie my jesteśmy?- usłyszałem pytanie Renaty.
- Hym… bo, stwierdziłem że przyda nam się swój własny kąt.
Oto on.
Akurat gdy wypowiedziałem te słowa drzwi windy rozsunęły
się, a my weszliśmy na niewielki korytarz. Znalazłem w kieszeni klucze i trochę
pomęczyłem się z tymi 4 zamkami. Otworzyłem ciężkie antywłamaniowe drzwi i
zaprosiłem blondynkę do środka. Przedpokój w którym się znaleźliśmy, a raczej
korytarz był w jasnych barwach. Po prawej stronie na ścianie wisiały białe
wieszaki na kurtki, a przy samej ziemi podłużna półka na buty. Za to z lewej
strony przyczepione było wysokie lustro, a w kącie stał pojemnik na parasole.
Gestem dłoni zachęciłem Renatę by weszła głębiej do mieszkania. Pierwsze drzwi,
a raczej po prostu otwór w ścianie, bo drzwi nie było i w sumie nie miało być,
prowadziły do salonu połączonego z kuchnią. Był to największy i najbardziej
przestrzenny pokój. Szklane, zazwyczaj matowe szafki były przytwierdzone do
ścian i o dziwo bardzo dobrze komponowały się z moimi czarno-białymi
fotografiami, które w czarnych i srebrnych ramkach wisiały uzupełniając ogromne
białe ściany. W rogu stała duża
biblioteczka na książki, choć w sumie dolne półki były przeznaczone na filmy.
Obok niej znajdowała się duża czarna kanapa zrobiona całkowicie ze skóry, która
była przykryta szarym kocem z frędzlami, po to by jak jakiś zwierzak na nią
wejdzie od razu jej nie zniszczył. Oczywiście dwa fotele do kompletu i stolik o
kształcie złamanej fali, który okropnie mi się spodobał i wydałem na niego
fortunę, bo był z nowej kolekcji. Dywan był beżowy, w sumie to niezbyt
praktyczny kolor, ale inny by nie pasował do wnętrza salonu. Na ścianie wisiał
ogromny, 50 calowy telewizor, a przy nim stała szafeczka z dekoderem, dvd,
playstation i innymi głupotami, które służą do odstresowania się. Pomiędzy tym
pomieszczeniem, a kuchnią stał duży, prostokątny stół, który miał być częścią
jadalni, ale po prostu stwierdziłem, że lepiej dodać to miejsce do salonu, niż
stawiać nowe ściany. Kuchnia była w kolorze niebieskim, takim delikatnym, by
człowiekowi było lepiej na sercu jak się do niej wchodziło. Oczywiście
obowiązkowo ekspres do kawy, a poza tym wszelkie standardowe sprzęty jak
zmywarka czy lodówka. Uroku dodawało duże okno wychodzące na… ocean! Naprawdę
wyjątkowy widok. Po lewej stronie od drzwi wejściowych znajdowała się najpierw
łazienka z wanną i prysznicem, bo wiadomo, czasem człowiek ma ochotę i czas na
relaks w kąpieli, a czasem ma ochotę na seks pod prysznicem. Następna była
sypialnia. O tak! W sumie to jedyne pomieszczenie jeszcze nieumeblowane. Ale to
dlatego, bo postanowiłem tutaj przekazać pałeczkę Renacie.
- Liczę, że ten pokój zrobisz ty. Chciałbym by to mieszkanie
miało też twój wkład.
- Shannon…. Czy ja dobrze rozumiem? To nasze mieszkanie?
Przeprowadzamy się? – spytała nadal będąc w ogromnym szoku.
- Tak. Tamten dom jest za mały dla nas, poza tym Fancy się
ma wprowadzić… Zero prywatności.
- A psy? – spytała patrząc na mnie karcąco.
- No wiem, że nie mamy trawnika, ale obok jest plaża, dwie
ulice dalej park. Będzie im dobrze, a my za to mamy cudowny wi… O cholera.
Zapomniałem ci pokazać tarasu w salonie, chodź! – mruknąłem ciągnąc ją za rękę.
Gdy tylko doszedłem do największego pokoju, dotknąłem palcem
panelu przy kontakcie, po czym wpisałem kod. Ułamek sekundy później rolety
zaczęły się podnosić, a nam ukazał się niecodzienny widok, drzwi na taras
pyknęły i otworzyły się automatycznie, a ja poprowadziłem ukochaną na balkon.
Spokojnie można było zrobić na nim przyjęcie, tak duży był, ale to nie jego
ogrom sprawił, że Renata zaniemówiła. Widok był prosto na zachodzące słońce,
które właśnie w tej chwili akurat wisiało wysoko nad błękitną taflą wody.
Powiem tak, gdy szukałem miejsca dla nas, przede wszystkim interesował mnie
ogródek, cokolwiek by zwierzaki mogły sobie do woli wychodzić na dwór, ale gdy
zobaczyłem ten widok, trafiło mnie, jak amor strzałą. Zupełnie zakochałem się w
tym miejscu i wręcz kupiłem ten apartament bez zająknięcia. Zero wątpliwości.
- Przepiękny widok. – w końcu powiedziała Renata.
- Oj tak… Podoba ci się mieszkanie?
- Jest niesamowite, ale…
- Shhh! – mruknąłem kładąc jej palec na ustach.
Odgarnąłem włosy z jej szyi i delikatnie zacząłem muskać jej
kark swoimi ustami. Blondynka odchyliła się nieznacznie do tyłu dając mi tym
znak, że podoba się jej to co robię.
- Uprawiałaś kiedyś seks w hamaku?- spytałem obdarowując jej
skórę pocałunkami.
- Masz hamak?- zapytała, a ja zaprowadziłem ją do niego.
- Jak widać.- zaśmiałem się wkładając dłonie pod jej
koszulkę.- Psiakom się spodoba, a ty masz wyjątkowy widok. Dobrze będzie się tu
mieszkało. Kocham cię.
- Ja ciebie też.- odpowiedziała, kładąc się w hamaku i
puszczając mi zachęcające oczko.
Więcej nie potrzebowałem. To dobry dzień.
W sumie...rozdział dawno napisany, końcówka tylko świeża. Ale no nie było czasu. Dużo rzeczy się działo, zresztą pewnie większość wie. Ale to dobrze, bo coraz lepiej znam życie w trasie, poznaję tajemnice przedkoncertowe, ogladam wywiady z boku. Fajna sprawa, ułatwi mi pisanie z całą pewnością. Poza tym... w końcu coraz lepiej poznaję nie tylko samych muzyków, ale ich przyjaciół, otoczenie. (akurat teraz mówię o ES, ale wiadomo...u większości jest podobnie). Co do rozdziału... mam nadzieję, że jest ok. Macie Shanimalka :) a, Klaudiush, Marsi i Enterzy supportowali razem i wtedy się nie pozabijali ;) do tak w ramach przypomnienia.
Rozdział dedykuję Tośce :)
Dość długo czekałam na ten rozdział, ale opłacało się :) Chciałabym znaleźć się na tym koncercie z rozdziału- dali czadu :D Trochę mnie zaskoczyło, że Fancy zgodziła się przyjechać na 4 mc, ale to raczej pozytywnie ;) Co do Shanna i Ciasta hmm. Bardzo miło z jego strony, że zorganizował im tylko ich kącik. I do tego taki "wypasiony" ;) Shannon pod wpływem Renaty zmienił się nie do poznania. W sumie Jay też się zmienił. A co do twojego poznawania wszystkiego na koncertach z perspektywy muzyków to jest bardzo przydatne i za pewne niesamowite przeżycie :D Czekam na kolejny, a teraz idę skomentować 2 shot x)
OdpowiedzUsuń-jess
Powinnam napisać że bardzo cieszę się z nowego rozdziału, tym bardziej że jest oczami Shannona, ale tak bardzo nie chce mi się pisać komentarza… xD
OdpowiedzUsuńBoże, nie poznaję Szynki, co ta kobieta z nim zrobiła? :D Kłótnia o to że Sham się stęsknił za Ciacho? Wut?
Fuuuuj, ni e ma to jak obślinianie telefonu xD
Tak w ogóle to chcę więcej Tomo, poza tą kłótnia z Jaredem to praktycznie go nie ma :(
Hahahahah, porównanie Jareda do krowy idealne, chociaż w sumie to trochę obraza dla krowy :<
Hah zastanawiam się co oni ćpali że dali taki dobry koncert :D wiele bym dała żeby taki zobaczyć :) Jared starający się śpiewać? :O toż to nierealne xD i jak mógł Braxtona od klawiszy odepchnąć… no chamstwo! Co za niewychowany typ, co on z bydłem się chował?
Skoro jedną ręką trzymał się za serce, a drugą macał fana to nie śpiewał do mikrofonu… nie liczy się xD mruczał jakies murmurando xD
„Nawet gdy Jared potknął się i padł na kolana przed Tomo z głową dosłownie na wysokości jego krocza” ejjjj chce cos takiego zobaczyć xD
„Zgodziła się! Czy wy to rozumiecie?! Zgodziła się!!!” no nieeeeee! Ja nie mam nic przeciwko Fancy… ale jak jest daleko, na innym kontynencie xD
Kurde, Jay to się cieszy jakby co najmniej zgodziła się na ślub z nim, jest gorszy niż baba xD chociaż z drugiej strony to dobrze, że tak mu zależy :) ale niech oni ida być sobie szczęśliwi gdzie indziej xD o! najlepiej niech zostawią dom K i M i sobie też gdzieś pójdą w pizdu xD
„Ja, Renata, Jared, Fancy, Gosia, Klaudia, Mat i zwierzęta… „ cyrk na kiju :D w sumie to by śmiesznie było xD byśmy się pozabijali nawzajem <3
„a ja nie za bardzo lubię , gdy ktoś się nade mną lituje.” Jak to lituje? Chamie, ona z miłości się tobą zajmuje, plecy ci myje, a ty to za litość bierzesz! :/
Hah, kolejna osoba która nie lubi niespodzianek :D ja też nie lubię, zawsze gdy ktoś mówi że ma dla mnie niespodziankę to nie wiem czemu ale wpadam w panikę ;/
Spać w jednym pokoju z Jaredem… co ja ci takiego zrobiłam? xD
Fuuuj, już bym wolała spać na podłodze, lub w namiecie w ogrodzie, niż w łóżku Jareda, ahahahaha xD
Gdzie Ciacho tak w ogóle pracuje?
13? Cudowny numer piętra :D
Nie wiedziałam że Shann ma aż takie wyczucie smaku :d sama bym nie pogardziła takim apartamentem :D
Playstation </3
Mam to w dupie, będę nachodzić Shanna i Ciacho co wieczór żeby pogapić się na zachód słońca xD
W hamaku? O czymś takim jeszcze nie słyszałam :D to w ogóle wygodne? No i nie wywala się? xD
Dobra, zdaję sobie sprawę że większość rzeczy które tu napisałam brzmi głupio i tak jakbym coś ćpała przed napisaniem tego, ale po prostu jestem zmęczona xD
Meg
Po prostu zawarłaś wszystkie myśli, które chodziły mi po głowie, ale ich nie napisałam xD ;)
Usuń-jess
haha, ciesze się, że ktoś się ze mną zgadza xD
Usuńpfff powinna to być przyjemność a nie najgorsza kara! :(
Usuńno Shann się zmienił. Jared tylko pozornie, ale Shann... :)
sama chyba kiedyś obśliniałaś telefon xD
nie będzie tomo bo nie chce mi sie o nim pisać, nie lubie go i tylev:(
no taki gig...ech... :D
no przecież sam Jr przyznał, że z krowami chowany xD
ej czepiasz się! XD
no cóż...wątpię by kiedykolwiek coś takiego się zdarzyło xD
oj tam ale wszyscy sie na fancy uwzieliście :/
no taaa i co jeszcze?XD
no ale popatrz też na Mata... nigdy wcześniej nikt się nim tak nie zajmował, a jak zajmował to z litości bo ojca nie ma. teraz sam nie wie co sie dzieje :(
a ja kocham niespodzianki :)
uhhh... no nic, ale no ktoś musiał z nim spać. :P
ciastko w aaa...no tam gdzie ryby są xD duże takie xd o! oceanarium :D
jakie wyczucie smaku xD takie tam :D
przetestują to bedziesz wiedziecz czy wygodne. stawiam że nie xd
no właśnie! a ty mnie do tego zmusiłaś xD
UsuńJared tylko pozornie? a to uj mały
ja i obślinianie telefonu? nie wydaje mi się xD
ale to obraza dla krów :( z kim one się chować musiały xD
tak, czepiam się :) nie wiem do której to wypowiedzi, ale czepiam się xD
no co, nie moja wina że jej nie lubię za bardzo :<
nic więcej, tyle mi wystarczy xD
ale powinien wiedzieć że K nie robi tego z litości :(
niespodzianki to zło! jak słyszę to słowo to dosłownie wpadam w popłoch :O
zawsze mam najgorzej xD znaczy jeśli chodzi o spanie xD
też uważam że nie xD
Fajny rozdział, nie przesłodzony. Jakoś dzisiaj nie mam weny na komentowanie, bo mam ogromne PCD i jest gorąco, ale w sumie wszystko mi się podobało.
OdpowiedzUsuńJedna rzecz mi nie pasowała... Wyjechali do mieszkania jakoś z rana, a oglądali zachód słońca. Tobie się coś pomyliło czy to wszystko tak jakoś długo trwało?
wyjechali z mieszkania ok 11-12 :) nigdzie nie ma napisane, że oglądali akurat zachod słonca. tylko że widać stamtąd jak zachodzi słońce:D
UsuńRzeczywiście xD na szybko czytałam ten rozdział i nie doczytałam zdania. Ups.
UsuńHej, kiedy będzie nowy rozdział? ;)
OdpowiedzUsuńSuper piszesz i masz zaje styl <3 Twój blog mnie wciągnął i zaintrygował <3 dodaj szybciutko nowy <333
OdpowiedzUsuńBTW
od niedawna mam nowego bloga i chciałabym Cię na niego serdecznie zaprosić :*
http://uncertain-tomorrow.blogspot.com/
PS obserwuję <3
Kiedy nowa notka? :(
OdpowiedzUsuń