Chapter 4
"List z autografami"
ROZDZIAŁ OCZAMI JAREDA LETO
Na koncercie myślałem, że
się posikam z bólu. Podczas „The Fantasy” poczułem rozdzierający ból w ramieniu
i zamiast „say it...say it to me” wydałem z siebie krzyk bólu. Shannon od razu
zakończył w popisowy sposób piosenkę, tak samo jak i Tomo z Timem. Żeby nie
wyglądało to tak źle, Braxton nadal bawił się na klawiszach. Wyszeptałem do
mikrofonu krótkie „dzięki” i usunąłem się w cień. Gdy brat do mnie podszedł
ujrzał w moich oczach łzy. Pokiwał zmartwiony głową i chciał podwinąć mi rękaw,
ale ja odskoczyłem od niego jęcząc z bólu.
-
Jared, nie
uciekaj ty idioto!
Jednak ja bardzo dobrze wiedziałem co chciał
zrobić. Nagle wpadłem na Tomo i Tima, którzy mnie złapali, a wtedy Shann
podszedł do mnie i patrząc z politowaniem delikatnie zaczął podwijać rękaw. Gdy
to w końcu zrobił zauważyłem, że biały opatrunek przybrał czerwoną barwę. No
pięknie, rozerwałem sobie szwy. Emma szybko zjawiła się przy mnie i zaczęła
odwijać bandaż, lecz Shannon jej przerwał. Kazał mi założyć jego skórzaną
kurtkę i wychodzić na scenę. Była ona na mnie za duża, więc z łatwością ją na
siebie założyłem. Wyszedłem na środek sceny i kazałem chętnym wchodzić na
scenę. Bardzo szybko zjawiło się na niej 40 fanów i mogliśmy zaczynać. Ale
zanim to się stało usłyszałem głos Tomo.
-
Mamy dla was
konkurs!
Ryk publiczności, a ja popatrzyłem na niego
jak na idiotę. Wszystkie światła były skierowane na mojego przyjaciela.
-
Mam do was
takie pytanie... kto umie grac Kings & Queens na gitarze?
Z tłumu wyrwało się kilkadziesiąt osób, a ja
popatrzyłem morderczym wzrokiem na Tomo, który właśnie wybrał z tłumu jakąś
młodą dziewczynę. Niech on tylko spróbuje dać jej moją śliczną git...dał jej!
Miałem ochotę podbiec do niej i wyrwać jej gitarę z rąk, a później zdzielić nią
tego zdrajcę po głowie. Ale nie mogłem tego zrobić. Kilkanaście tysięcy fanów
patrzyło na mnie w tej chwili. Wiedziałem, że to dla mojego dobra, ale to była
do jasnej cholery moja partia! Zaczęliśmy w końcu bis i zaskoczony
stwierdziłem, że dziewczyna nieźle sobie daje radę. Skupiłem się na śpiewaniu
koncentrując się głównie na tym, by przezwyciężyć ból. W końcu skończyło się.
Dziewczyna oddała gitarę i popatrzyła na mnie z zachwytem. Uśmiechnąłem się
sztucznie do niej i pochwaliłem za grę. Szybko uciekłem na tyły, gdzie fani już
nie mogli się dostać. Tam od razu wpadłem na brata i Toma.
-
Co ty sobie
wyobrażasz, że możesz tak...- zacząłem krzyczeć na przyjaciela.
-
Jared,
jedziemy do szpitala.- przerwał mi brat.
-
Wybacz, ale
nie mogłem pozwolić, byś grał z taką ręką.- powiedział zasmucony brunet.
-
No dobra, już
spoko.- odpowiedziałem i poczułem, że brat ciągnie mnie do wyjścia.
-
Tim, Braxton, Tomo... Robicie za nas. Wychodzić mi do fanów, ale to już!
-
Ale...
-
Nie ma ale!
My jedziemy do szpitala.
I jak powiedział brat, tak zrobił. Znów
znalazłem się w tym samym miejscu co byłem rano. Gdy pielęgniarka mnie
zobaczyła ciągniętego przez brata uśmiechnęła się i podeszła.
-
Mówił pan, że
już...
-
Dzień dobry!-
przywitał się brat.- Czy ktoś tu mógłby zszyć to jego ramię?
Kobieta zrobiła zdziwioną minę, a potem
przymrużyła oczy i zaczęła się we mnie wpatrywać niedowierzając. Przewróciłem
oczami i zdjąłem kurtkę brata. Miałem wrażenie, że ona chce coś powiedzieć, ale
się w porę powstrzymała. Wzięła mnie tylko zaprowadziła do gabinetu tego samego
lekarza. Gdy mnie zobaczył i czerwony bandaż, myślałem, że mnie najnormalniej w
świecie zamorduje. W końcu tak się męczył, żeby mnie to jak najmniej bolało, a
po kilkunastu godzinach zjawiam się tu z powrotem z zupełnie zniszczoną jego
pracą. Bez słowa zabrał się do odwiązywania bandaża. Widok, który pod nim
znalazł nie wyglądał ciekawie, dlatego też nawet ja odwróciłem głowę patrząc na
brata, który mierzył mnie surowym spojrzeniem.
-
Tym razem
pana znieczulę.- oznajmił chłodno, a ja pokiwałem głową na zgodę.
Cały zabiegł odbył się o wiele szybciej niż
ostatnio, bo już nie wzdrygałem się za każdym razem gdy widziałem igłę
podążającą w kierunku mojego ciała. Po 40 minutach skończył zszywać mi na nowo
ramię i obandażował mi je.
-
Tym razem
proszę już nie zrywać szwów, albo przynajmniej nie wszystkich.
-
Postaram
się.- odpowiedziałem.- Dziękuję. Do widzenia!
Wyszedłem z Shannonem z jego gabinetu i
ruszyliśmy w stronę wyjścia.
-
Proszę
zaczekać!- usłyszałem głos tej pielęgniarki Carmen.
Odwróciłem się do niej, a ona z uśmiechem
podbiegła do nas.
-
Mam
wiadomości dotyczące tych dwóch pań z wypadku.
Brat od razu się zainteresował, ale ja sam też
byłem ciekawy co z nimi.
-
Co z nimi?
-
Dziewczyna
już się wybudziła. Kontaktuje ze światem i można by rzec, że jest zdrowa.
Potrzebuje tylko odpoczynku. Na razie jeszcze zostanie pod obserwacją, ale
raczej nic jej nie jest.
Pokiwałem z uśmiechem głową i czekałem na
wieści o jej matce.
-
A jej
matka... chciałaby się z panem widzieć.
-
Słucham?-
zapytałem myśląc, że się przesłyszałem.
-
Jej matka
bardzo chciałaby z panem porozmawiać. I gdyby pan miał teraz chwilkę to bardzo
proszę, by poszedł pan ze mną.
-
Ale ja?
Dlaczego?
-
Nie wiem.
Może dlatego, że pan uratował jej córkę? A i proszę jej nie denerwować, bo jest
w naprawdę ciężkim stanie.
-
Ja mam ją
denerwować? Co?- zapytałem zupełnie nic nie rozumiejąc o co chodzi.
-
Matka tej
dziewczyny jest w bardzo kiepskim stanie. Proszę za mną...
Shannon popchnął mnie lekko w stronę, w którą
udała się Carmen, a sam usiadł na krzesełku w poczekalni. Ruszyłem za
pielęgniarką podążając białym korytarzem. W końcu znalazłem się w malutkiej
salce, w której znajdowało się jedno łóżko na którym leżała ta blondynka, którą
wyciągnął jakiś chłopak. Podszedłem do łóżka, a ona wtedy się poruszyła. Twarz
miała całą zmasakrowaną i tylko to wystawało spod kołdry. Wzdrygnąłem się
patrząc na nią, bo wierzcie mi, to był najgorszy widok jaki zobaczyłem tamtego
dnia. Kobieta ta patrzyła na mnie spod półprzymkniętych powiek i po chwili
wycharczała.
-
To pan
uratował Klaudię?
-
Tak, ja.-
odpowiedziałem cicho.
-
Jest pan
wspaniałym człowiekiem... dziękuję.
-
Nie ma za...
-
Oj jest. Wie
pan, ja umieram.- powiedziała starając się mówić jak najwyraźniej.- Mam do pana
prośbę...
-
Słucham.-
odpowiedziałem zastanawiając się o co może mnie poprosić ta kobieta.
-
Wiem, że już
i tak dużo pan dla niej zrobił... ale...- przerwała jakby chciała zaczerpnąć
tchu.- Czy mógłby pan ją zaadoptować?
-
Co?!-
wykrzyknąłem patrząc na nią jak na wariatkę, ale po chwili pomyślałem, że się
przesłyszałem.
-
Czy mógłby
pan ją zaadoptować? Prócz mnie nie ma już nikoo... proszę panie Let....
Światełka na wyświetlaczu zaczęły ostrzegawczo
migać, a po chwili rozległ się pisk aparatury. Do salki wbiegł lekarz i razem z
pielęgniarką zaczęli coś robić przy kobiecie, a ja zostałem wyrzucony na
zewnątrz. Usiadłem na krześle i zacząłem tępo wpatrywać się w buty. Jasna
cholera, ta kobieta chciała bym zaadoptował dziecko! W ogóle skąd ona
wiedziała, że jestem Leto? O cholera jasna!
-
Jared,
wszystko gra? Czego ona chciała?- usłyszałem głos Shannona nad uchem.
-
Odejdź.- powiedziałem
machając zdrową ręką jakbym chciał odgonić muchę.
-
Jared, co się
stało?
W tym momencie z salki wyszedł lekarz z
pielęgniarką. Mieli grobowe miny i patrząc na mnie powiedzieli.
-
Umarła.
Jasna cholera... Pięknie. Przeczesałem ręką
włosy i zakłopotany popatrzyłem na nich.
-
Co panu
powiedziała?
Popatrzyłem zaskoczony na lekarza i jego
pomocnicę. Oni też chcieli wiedzieć, co ta kobieta mi powiedziała.
-
Jared,
bracie, mów.
Głos Shannona był pewny i niezłomny.
Wiedziałem, że prędzej czy później będę musiał mu powiedzieć. W końcu to mój
brat.
-
Poprosiła
mnie bym zaadoptował jej córkę.
-
Co?!-
wykrzyknął zaskoczony Shannon, tak, że połowa osób na korytarzu odwróciła się w
naszą stronę.
-
Głuchy jesteś
czy mam ci powtórzyć?
Shannon stał z rozdziawioną buzią i patrzył na
mnie jak na kosmitę. Lekarz z pielęgniarką wymienili znaczące spojrzenia i
opuścili nas mówiąc, że mają jeszcze inne obowiązki, chociażby ten by
powiadomić córkę, o śmierci matki.
-
Co teraz
zrobisz? Zaadoptujesz ją?- spytał się całkowicie poważenie mój brat.
-
Zwariowałeś?
Nie chcę mieć dziecka, a poza tym to byłby tylko kłopot...
-
Już się
wystraszyłem.- odpowiedział Shann.- Ale wiesz co... ładnie by wyglądało gdybyś
do niej poszedł. Nie musisz jej nic mówić, ale no wiesz...
-
Mam iść do
niej?
-
No tak myślę.
Pokiwałem głową i ruszyłem do najbliższych
drzwi przez które wszedł ten lekarz. Na nich wisiała kartka Klaudia Żyżykowska.
Zapukałem cicho i wszedłem do środka. Lekarz stał i spisywał dane z ekranu na
kartkę, a ja podszedłem do dziewczyny. Spała w najlepsze, więc starałem się być
najciszej jak tylko mogłem. Podszedłem bliżej i popatrzyłem na jej twarz. O
cholera! Przecież to jest ta dziewczyna, która wrzuciła mi do kapelusza funta.
Szła wtedy z matką i ojcem. Blondynka... dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że
widziałem już tę kobietę. Szybko odwróciłem się i wyszedłem z pomieszczenia.
-
Co się stało?
– zapytał Shannon.
-
To jest nasza
fanka!
-
Co?
- Wczoraj
wieczorem przed koncertem siedziałem na ławce. Położyłem obok kapelusz i
przypatrywałem się ludziom. I ta dziewczyna podeszła do mnie i wrzuciła mi
funta do kapelusza i ze śmiechem odeszła. Miała na sobie koszulkę naszego
zespołu!
Popatrzyłem na brata i zauważyłem, że się
śmieje w najlepsze.
-
No co?
-
Nic, nic.
Fajna dziewczyna! Ty...a może ją jednak zaadoptujesz?
-
Shannon tobie
już zupełnie na mózg padło! Czy ty coś zabrałeś z jakiegoś gabinetu, że takie
głupoty wygadujesz?
-
Nie...
chodźmy już lepiej.
Zerknąłem jeszcze raz na drzwi i ruszyłem z
bratem w stronę wyjścia. Jednak przy recepcji zatrzymałem się i poprosiłem o
kartkę. Shannon popatrzył na mnie zaskoczony i chciał zobaczyć co na niej
piszę. Gdy skończyłem podałem mu ją i poprosiłem, by złożył na niej swój
autograf.
-
Zwariowałeś,
tak?
-
Przynajmniej
tyle możemy dla niej zrobić.
Brat maznął to swoje „S” z krzyżykiem i ja
wręczyłem to recepcjonistce prosząc ją by dała to Klaudii Żyżykowskiej.
Popatrzyła najpierw na mnie, potem na mojego brata i wzruszyła ramionami kładąc
kartkę na stercie innych. Nie wyglądało to dobrze, ale nic tam nie wyglądało
dobrze, więc w końcu wyszliśmy z budynku.
Kamson
OdpowiedzUsuńoj, oj… ja chcę więcej! masz coś następnego? ;>
rozdział b. fajny, to co zrobił Tomo było świetne :D
a Shannon jakiś taki troskliwy… hihih :D
dalej, dalej! :*
Ktulu
OdpowiedzUsuńU mnie gdyby ktoś umarł to zabrałoby 100 stron plus cierpienie po umarłej osobie caly następny rozdział.
Czemu ja się nie umiem tak streszczać?
Fajnie się to czyta choć trochę niektóre rzeczy są totalnie nierealne jak np wyruszenie z zespołem, szybkie zalatwienie paszportów, czy wypuszczenie bohaterki ze szpitala w takim tempie.
Ale jak napisalam fajne się to czyta i nie wszystko musi być takie naprawdę. Dlatego to się nazywa fikcja.
A aa i lubię tutaj Szczura
Bachor
OdpowiedzUsuń11 Luty 2012 21:47 · Odpowiedz
Dobra co do akcji do K&Q masz w komentarzu pod 3. No i Shannon mógł jakiś ładny autograf strzelić,a nie te swoje S. Choć kurna żałuję,że nie mam ich autografów,ale co tam. No i Jay jaki męski. No kurna, choć myślę,że już pękał przy matce chrzestnej Klaudii. On czasem potrafi byś ludzki i ogarnięty. Choć co za kretyn gra w szwach na gitarze. Mógł gitarę odpuścić. Na miejscu Shannona to wysłałabym Jareda w kosmos na jakąś małą planetę, na której by siedział. Taka mała planeta i taki duży Jared,siedzący na niej okrakiem. Hmmmm dobra faza. No ale wracając to uważam,że powinien przy Klaudii chociaż chwilę posiedzieć i napisać jej jakąś dłuższą wiadomość, a nie. Rozleniwił się koleś. Ale akcja z kapeluszem pobiła wszystko. Już wiem,że Shann z Klaudią to dobrze odwalać będą. No ale Shann to taki też jest pokręcony, choć on taki do hugów jest. No jak coś zrozumiesz z tego to będzie dobrze. Po raz 6 czytam tego bloga. Dam,dam. Ale lubię go i to bardzo :)
Ej, dobra serio współczuje Klaudii, ale też chce kartkę z autografami... Ale tak na serio, zawsze chce mi się płakać jak czytam moment śmierci Mirandy....biedna Klaudia, ok, lece dalej
OdpowiedzUsuń