Chapter 22
"Spałeś z nią?"
Podróż na lotnisko minęła
nam w ciszy, a mimo to obydwie wiedziałyśmy o czym myśli ta druga. Bo
myślałyśmy o tym samym. Próbowałam wypędzić ten obraz z mojej głowy, ale na nic
to się nie zdało. Czemu się tym tak przejęłam? Przecież to normalne, że dorosły
mężczyzna, tym bardziej taki gwiazdor... Ale on miał być przecież inny! W końcu
ani nie palił, ani nie pił, ani nie brał dragów... Chociaż kto go teraz wie.
Ale ta kobieta, to na pewno nie mogła być Emma. Nie wyobrażam sobie tego. Wiem,
że są ze sobą bardzo blisko, ale są tylko przyjaciółmi. I moja wspaniała teoria
na temat tego jego perwersyjnego gadania poszła się bujać. Szczerze mówiąc
właśnie to najbardziej mnie bolało. Ja sobie wymyśliłam, że to gadanie o
seksie, o swoim kroczu czy tyłku jest po prostu by ukryć to, że on wcale nie
sypia z kobietami. No, ale jak się dziś przekonałyśmy z Jessicą było inaczej.
Trudno, trzeba się pogodzić. Taksówkarz zatrzymał się przed głównym wejściem do
hali odpraw. Zapłaciłam mu i weszłyśmy z Jessy do ogromnego terminala.
Dziewczyna ustawiła się w kolejce do odprawy i po 20 minutach już miała
wszystko załatwione. Podeszła do mnie i potem przytuliła się do mnie. Nie
chciałam żeby jechała. Bardzo chciałam żeby została, ale zarówno i ona musiała wracać,
jak i nie miała jak z nami zostać. Życzyłam jej bezpiecznego lotu do domu i
poprosiłam, żeby od razu gdy wyląduje wysłała mi sms’a, że wszystko jest ok.
gdy już na dobre się z nią pożegnałam wróciłam nocnym autobusem do centrum
miasta i z dworca autobusowego stwierdziłam, że przejdę na piechotę do hotelu.
Noc była chłodna, wręcz lodowata, ale bezchmurna i z pięknym rozgwieżdżonym
niebem. Spacer pustymi ulicami Helsinek rozświetlanymi tylko światłami latarni
był magiczny. Włożyłam do uszu słuchawki i włączyłam moją ulubioną piosenkę na
nocne spacery. Alibi. Jeszcze bardzo klimatycznie chodziło mi się przy Stranger
In A Strange Land, lecz to był dzień Alibi. Powolnym krokiem przemieszczałam
się wśród różnych budynków i przyglądałam się świecącym gwiazdom. Pomimo
wielkości tej metropolii i światła jakie dawała, widać je było znakomicie. Moje
ulubiona pora doby. Środek nocy. Taka wspaniała cisza, brak samochodów i w
słuchawkach ukochany głos. Nagle przed nogi wybiegł mi szary kocur. Zatrzymał
się patrząc na mnie przez chwilę i potem przebiegł ulicę i zniknął w jakimś
cienkim zaułku. Nie powiem, prawie dostałam przez niego zawału. W końcu
zobaczyłam migoczący się szyld hotelu, w którym się zatrzymaliśmy. Szczerze
mówiąc byłam zmarznięta tak, że ledwo co powłóczyłam nogami, ale nadal chciałam
spacerować. Jednak rozsądek wziął górę nad wymarznięciem ostatecznym i wróciłam
do ciepłego budynku. Recepcjonista patrzył na mnie znudzonym i pełnym zmęczenia
wzrokiem. Kiwnęłam mu głową na przywitanie i poszłam w kierunku wind.
Zatrzymałam się przed moim pokojem nasłuchując, ale cały hotel był pogrążony w
sennym amoku. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Szybki ciepły prysznic
sprawił, że zrobiło mi się cieplej, a całości dopełniła kołdra z kocem. Tak też
szybko zasnęłam, wiedząc, że mam przed sobą zaledwie 2 godziny snu. Sen, który
miałam był jednym z najpiękniejszych snów na świecie. Udało mi się w końcu
namówić Jay’a na Valhalle live i miał mi ją zagrać, gdy nagle obudziło mnie
głośne łomotanie w drzwi. Zerwałam się z łóżka jak oparzona, lecz od razu
musiałam usiąść, bo starsznie kręciło mi się w głowie. Jasna cholera! Co za
kretyn przerwał mi taki sen?! Gdy zawroty ustąpiły podeszłam do drzwi i je
otworzyłam. Przede mną stał nie kto inny jak Jared we własnej osobie.
-
Czego?!-
warknęłam na przywitanie.
-
Po pierwsze
milej i grzeczniej, a po drugie to zaspałaś.
-
Co?!-
wykrzyknęłam i podbiegłam do blackberry, by sprawdzić godzinę.
O cholera! Ma rację Leto. Zaspałam i to całe
40 minut! Fuck! Fuck! Fuck! Szybko rzuciłam się do walizki i wyjęłam z niej świeże ubrania.
Chwilę zajęło mi szukanie stanika, ale przypomniałam sobie, że zostawiłam go
przecież w łazience. Jay wyszedł mówiąc, że śniadanie będę jeść w autokarze, bo
nie mamy czasu. Po 10 minutach byłam gotowa. Szybko ogarnęłam pokój i wszystko
upchałam do walizeczki. Zjechałam windą na parter i zostawiłam bagaż przy
recepcji, tak jak to było ustalone dzień wcześniej. Jednak nikogo prócz bagaży
i portiera nie było. Stwierdziłam, więc, że zobaczę na zewnątrz. Wychodząc z hotelu
zauważyłam ładną blondwłosą kobietę, która rozmawiała przez telefon. Normalnie
nie zwróciłabym na nią uwagi, gdyby nie jej fryzura. Miała długie rozpuszczone
lekko falowane blond włosy, które były w kolorze identycznym jak włosy Emmy. Od
razu przypomniała mi się scena, której byłam świadkiem z Jessy. Oby tylko Jared
się nie dowiedział, że byłyśmy tam u niego. Stanęłam po drugiej stronie wejścia
do hotelu i zaczęłam pisać sms’a do Dagi. Jednak zamiast patrzeć na klawiaturę
to zerkałam na dziewczynę. Była dość wysoka, mogę zaryzykować, że wyższa od
Jareda, długie zadbane nogi na dość niskich szpilkach, dopasowana czarna
służbowa spódnica i biała koszulka lekko rozpięta, lecz nie odkrywająca za dużo
biustu. Porządna kobieta. Chyba to nie może być ta sama laska, co spała z
Jaredem, bo w Emmę nie uwierzę za nic na świecie. No chyba, że obydwoje to
potwierdzą. Z hotelu po chwili wyszli bracia Leto, którzy mnie nie zauważyli.
Przyglądałam się teraz całej scenie, która rozgrywała się przed hotelem.
Shannon zauważył tę kobietę i szturchnął lekko Jay’a od razu podchodząc do
niej.
-
Arianna! Jak
miło cię widzieć!
Kobieta podniosła głowę i uśmiechnęła się
radośnie do Shannona, który wzrok miał dokładnie na wysokości jej cycków.
-
Shannon! Jak
się trzymasz chłopie?
-
Jakoś leci.
Wyspałaś się dzisiaj?- zapytał i zaczął się śmiać patrząc znacząco na brata,
który podszedł do nich.
-
Jakiś taki
stonowany jest ten twój brat.- powiedziała ze słoweńskim akcentem.- Coś ty mu
zrobił?
Jared zmroził ją spojrzeniem i po chwili
powiedział, że musi iść, po czym cmoknął ją w policzek i wsiadł do autokaru
stojącego przed wejściem. Shann jeszcze chwilę rozmawiał z dziewczyną, a ja
dzięki temu dowiedziałam się, że prawdopodobnie blondynka jest prezenterką
telewizyjną. No to teraz jestem pewna, że Jay ją puknął. Ale ten tekst, ze
jakiś stonowany... Hahaha! Leto nie spisał się w łóżku! Chciałam to napisać
Jessy, ale postanowiłam dopiero później ją o tym poinformować. Shannon w końcu
tez się pożegnał, a kobieta wsiadła do taksówki i odjechała. Postanowiłam udać
się do tourbusa ojca i zapytać o nią. A raz kozie śmierć. Jay siedział na
kanapie i czytał książkę. Ubrany w białą koszulkę i brązowe sztruksowe spodnie
wyglądał o tyle dziwnie, że starsznie pospolito, co strasznie mnie ucieszyło.
Podeszłam do niego i usiadłam obok. Od razu podniósł głowę znad książki i
zapytał.
-
Jak Jessica?
Jest już w domu?
-
Nie wiem...
Chyba tak. Przynajmniej powinna.- powiedziałam zdając sobie sprawę, że jeszcze
nie dostałam od niej żadnej wiadomości.- Mam do ciebie pytanie...
-
Słucham.-
odpowiedział pogodnie odkładając książkę na bok.
-
Kim była ta
blond włosa kobieta?
Jared zastygł w bezruchu przez chwilę, lecz
jego twarz nie uległa żadnej zmianie. Ten to miał wyćwiczoną mimikę twarzy. Też
bym tak chciała umieć reagować.
-
To moja
koleżanka Arianna Focus. Jest prezenterką w tutejszej telewizji.-odpowiedział
spokojnie.
-
Spałeś z
nią?- walnęłam prosto z mostu i od razu zauważyłam, że jego wzrok zrobił się
trochę ostrzejszy, ale po chwili westchnął i objął mnie ramieniem.
-
Wiesz... Jestem
mężczyzną i czasem potrzebuję...- zaczął.
-
W każdym
kraju masz jakąś taką kobietę na szybki numerek?- zapytałam nie mogąc się
powstrzymać.
-
Trochę się
rozgalopowałaś moja droga.- zganił mnie już chłodnym tonem.- Ale masz rację. W
większości krajów. W przeciwieństwie do Shannona nie sypiam z fankami ani nie
korzystam z usług prostytutek. Mam swoją klasę.
Chciałam już mu dogryźć o wielkim narcyzmie i
tym, że gwiazda z niego żadna, ale powstrzymałam się. Szczerze mówiąc nie wiem
jak to zrobiłam, ale jestem z siebie dumna.
-
Wiesz... W
pierwszej chwili myślałam, że to Emma. Takie same włosy.
-
Emma jest
moją przyjaciółką i współpracowniczką. Nie sypiam z nią wbrew temu co twierdzi
cały świat. Nie chciałbym jej stracić, bo naprawdę jest niezastąpionym
człowiekiem.
Stwierdziłam, że lepiej będzie pozostawić ten
temat i zapytać o coś innego. Jay z praktycznie niewidoczną ulgą zaczął
opowiadać o czymś zupełnie innym. W końcu zeszło na temat trasy.
-
To dziś
Paryż?- zapytałam z ciekawością.
-
Tak. Zaraz
ruszamy i jedziemy na lotnisko. Byłaś tam już?
-
Na lotnisku?-
zaśmiałam się.
-
W Paryżu,
głuptasie.
-
Tak, ale
tylko dwa razy.
-
Pokażę ci jak
jest piękny, a Emma zabierze cię na zakupy. Jestem tego pewien, bo miała iść z
Vicky, a że jej nie ma to...zostajesz ty.- zaśmiał się sam do siebie.
Jego słowa bardzo mnie
przeraziły. Emma = moda = moja siostra Natalia = zakupy = ratuj się człowieku!
Czym ja sobie zasłużyłam? Przecież ja nienawidzę zakupów. W końcu dojechaliśmy
na lotnisko i rozpoczęło się. Wypakowywanie, szukanie, bieganie, załatwianie
spraw. Jeśli ja wcześniej uważałam, że autokar to masakra, to samolot to był
już totalny armagedon. Ale o dziwo wszystko szło w miarę sprawnie. Zostawiłam
zespół w spokoju, starając się nie przeszkadzać, bo nie miałam zupełnego
pojęcia jak pomóc. Po 10 minutach siedzenia na krzesełku w poczekalni podszedł
do mnie Braxton.
-
Hej młoda!
-
Cześć
Braxiu!- przywitałam się, mimo, że witałam się z nim już dwa razy.- To zawsze
tak na lotniskach wygląda?
-
Przeważnie.
Ale za to szybciej możemy dotrzeć do celu. Leciałaś kiedyś samolotem?- zapytał
zaciekawiony.
-
Jasne. Nie
raz. Mój ulubiony środek transportu. Kocham latać i być pomiędzy chmurami. A
ty?
-
Też wolę
samolot niż tłuc się autokarem czy pociągiem, ale wiesz... Jared i ten jego
strach przed lataniem... Woli się potłuc pociągiem czy busem. Dziwny człowiek.
-
Pewnie gdybyś
się sam bał to byś tak nie mówił.- powiedziałam wystawiając język.
-
No pewnie
tak. Ale się nie boję.- odpowiedział dumnie wypinając pierś.- Jak Jessy?
Słyszałem, że Leto skasował wam wszystkie zdjęcia z gleby.
-
A no
skasował.- mruknęłam.- Kretyn.
Braxton zaczął się śmiać i zaproponował
żebyśmy poszli po kawę. Znaczy ja kawę, on herbatę. Ostatecznie jednak zdołałam
namówić Olitę na Karmel Machiatto. Gdy próbował pierwszego łyka miał minę jakby
miał wypić jakieś siki, ale gdy tylko jej spróbował nawet stwierdził, że
smaczna. Dodatkowo wzięliśmy sobie po ciastku i usieliśmy przy jednym ze
stolików.
-
Jeszcze przez
ciebie zacznę nałogowo pić kawę, jak Shannon i co wtedy będzie?!
-
Wtedy
będziesz mi mógł podziękować.- zaśmiałam się.- Ja na początku nienawidziłam
kawy, ale potem mi przeszło i teraz uwielbiam ją pić. Lecz spokojnie dam sobie
radę bez niej.
Rozmowy przy kawie były przemiłe i tak upłynął
czas, w którym reszta zajmowała się sprzętem, pozwoleniami, paszportami i
innymi bzdetami. Po kilku godzinach znaleźliśmy się na pokładzie samolotu.
Miejscówkę dostałam obok Shannona. Za to obok niego przy oknie siedział Jared z
blackberry w łapie i robił zdjęcia. Nie wyglądał jak człowiek, który się tego
boi, ale może zdążył przywyknąć. Włączyłam profil samolotowy w telefonie i
przygotowałam ipoda, żeby od razu po starcie go włączyć i spokojnie zasnąć. Lot
nie miał być długi, ale i tak przez te kilka godzin trzeba było coś robić.
Nawet nie zerknęłam na stewardessę, która pokazywała jak zapiąć pasy i co
robić, gdy będzie awaryjne lądowanie itp. Oglądanie tego po raz milionowy
byłoby dla mnie katorgą. Współczuję tym ludziom, że przy każdym locie muszą to
robić. Z całą pewnością nudne i męczące zadanie. No i w końcu kapitan
powiadomił wszystkich, że zaraz startujemy i żeby pod żadnym pozorem nie
opuszczać swoich miejsc. Uśmiechnęłam się szeroko czując, jak silniki pracując
coraz szybciej a samolot powoli i ociężale rusza przed siebie, by zaraz nabrać
prędkości, która pozwoli mu wzlecieć tak wysoko. Gdy już porządnie wciskało
mnie w fotel, ale jeszcze nie straciliśmy kontaktu z ziemią spojrzałam na
Jareda. Biedak miał zaciśnięte mocno powieki i kurczowo trzymał się
podłokietników. Jednak, gdy tylko wznieśliśmy się nad ziemię rozluźnił się i
zaczął patrzeć przez okno, jak ziemia oddala się od niego. Kocham latać
samolotem. To jest niesamowite uczucie. Być tak blisko nieba, wśród chmur i
przekraczać wszystkie znane granice. No właśnie. Tam nie ma już żadnych granic.
Gdy powiadomienie „zapiąć pasy” przestało się świecić, włączyłam ipoda i
włożyłam słuchawki do uszu. Odchyliłam głowę i zamknęłam oczy, by po chwili móc
rozkoszować się wspaniałym głosem Briana Molko. Ile ja bym dała by znów znaleźć
się na ich koncercie. Znów stać w pierwszych rzędach i widzieć metr przed
twarzą twarz Briana, który śpiewa jedną ze swoich piosenek. Znów usłyszeć
ukochaną Infre Red czy rozpłakać się słysząc Soulmates i mając przy sobie
przyjaciółkę, która nią właśnie jest. Ile ja bym dała by znów wrócić do 19
listopada 2009 roku i znów bawić się z Dagą oraz Asią na Placebo. Wydaje mi się
czasami, że to było wczoraj. A czasami, jak wtedy gdy leciałam samolotem, że
wieki temu. Nancy Boy sprawiło, że wpadłam w pewien trans, który trwał prawie 1,5
godziny, jednak przerwali mi go bracia Leto. Otworzyłam oczy i popatrzyłam na
nich karcącym spojrzeniem, lecz to co zobaczyłam sprawiło, że prawie
wybuchnęłam śmiechem. Shannon smacznie spał na ramieniu Jareda, a drugą ręką
gładził go po udzie. Młodszy Leto co chwila spychał jego dłoń i Shannona ze
swojego ramienia, lecz ten był bardzo namolny. W końcu gdy Shannon położył się
na nogach Jareda, ten wkurzył się okropnie i gwałtownie zepchnął go z siebie
budząc go przy tym.
-
Aua! Co Ty
robisz?- zapytał zaspany Shanimal.
-
Jeszcze raz
mnie miniesz po kroczu to będzie to ostatnia rzecz, której dotkniesz!- zagroził
cicho Jay.
-
Co?!- pisnął
w panice Shannon.- Ja nie... o fuj!
Szybko odsunął się od Jareda na największą
odległość na jaką pozwalał mu fotel, czyli wylądował na moim.
-
Kurwa!
Shannon! Słucham muzyki! Mógłbyś nie przeszkadzać!- krzyknęłam na niego, bo
przez przypadek wyrwał mi słuchawki z uszu.
Co prawda muzyka nie leciała, bo słuchałam
wymiany zdań braci, ale sam fakt... Trzeba było pokrzyczeć na biedną Szyneczkę.
Co prawda zrobiło mi się go troszeczkę żal, że tak potraktowałam zaspanego
człowieka, ale cóż. Ktoś musi cierpieć. Reszta podróży minęła w spokoju tak
samo jak lądowanie. Mój ulubiony moment, ale tym razem nawet nie zdałam sobie
sprawy, że samolot dotknął kołami ziemi, tak lekko pilot to zrobił. Wielka
szkoda, bo ja lubię te cięższe lądowania. Gdy wszystko już zostało wypakowane i
ogarnięte mogliśmy vanami udać się do hotelu. Jednak przed nami było jeszcze
przedarcie się przez tłum fanów, którzy przyszli przywitać swoich idoli.
Stanęłam z boku bez problemu wtapiając się w tłum. Jeszcze nikt mnie nie znał.
Co za szczęście. Pierwszy wyszedł Tomo, który przemknął tak szybko, że ledwo co
go fani zauważyli. Sekundę później wyszedł Shannon, który narobił takiego
hałasu, że nawet obcy ludzie, nie znający marsów, zaczęli się schodzić, by
zobaczyć co za gwiazda przyleciała. Podeszła do mnie jakaś młoda para i
zapytali mnie o coś po francusku. Popatrzyłam na nich robiąc wielkie oczy i
odpowiedziałam, że nic nie rozumiem. To spróbowali się dowiedzieć po angielsku.
-
Przepraszam,
czy wiesz może kto przyleciał? Jakaś drużyna piłkarka czy coś?
Słysząc to pytanie omal nie wybuchnęłam
śmiechem. Teraz pytanie... robić ich w konia czy powiedzieć kim są Marsi? Ale w
tym momencie wyszedł Jared, a do moich uszu dobiegły bardzo nieprzyjemne
dźwięki. O nie...
-
Jest to
zespół 30 Seconds To Mars z Jaredem Leto na czele. – mruknęłam niechętnie.
-
Jaredem Leto?
Z tym aktorem?- zapytała się mnie jego dziewczyna.
Gdy tylko pokiwałam głową od razu wyrwała się
swojemu chłopakowi i poleciała witać Jay’a. Cyrk na kiju z tymi ludźmi. Jednak
jej chłopak, został wzdychając ciężko.
-
Ma bzika na
punkcie jego filmów. Czasami zastanawiam się ile ona ma lat... A ty czemu tu
jesteś i na nich czekasz? Nie wyglądasz na za bardzo...- zamilkł szukając
odpowiedniego słowa.
-
Podnieconą?
Wiesz... mam ich na co dzień. Wystarczy mi.
-
W jakim
sensie?- zapytał zaciekawiony.
-
Jared jest
moim ojcem.- odpowiedziałam i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że pierwszy
raz powiedziałam o tym obcym ludziom.
No w końcu można się...pochwalić? Nie. To
głupie. Wyraz jego twarzy uświadomił mnie, że naprawdę to powiedziałam.
-
On ma dzieci?
Hym... nie wiedziałem, wybacz.
Wzruszyłam ramionami i w tym momencie na halę
wyszli Tim z Braxtonem. Jednak zostali totalnie olani przez rozwrzeszczane i
wręcz wiszące na wokaliście fanki. Cóż... przynajmniej mieli spokój. Pożegnałam
się z Francuzem i podeszłam do nich. Szybko uwinęliśmy się z tego miejsca
zostawiając braci Leto i Emmę z rozhisteryzowanymi nastkami. Ech... ciekawe czy
wygląda tak każdy ich przylot. Wpakowaliśmy rzeczy do samochodu i wsiedliśmy do
środka. Dopiero po 10 minutach zjawili się w nim Litosi wraz z blondynką.
Obydwaj mieli zmęczone miny, a przede wszystkim niechęć wymalowaną na twarzy.
Van ruszył i po około godzinie byliśmy w hotelu. Ładny, przestronny hotel
zrobiony jak dla mnie trochę za staroświecko, ale miał bardzo łatwy dojazd do
hali w której mieli występować. Zresztą te ***** nie było znikąd. Pokoje jak zawsze
były normalne, nie jakieś Bóg wie jakie apartamenty, ale usytuowane na
najwyższym piętrze z przepięknym widokiem na Sekwanę. Był już późny wieczór,
więc wszystkie światła i latarnie były zapalone co nadawało magii i
romantyczności temu miejscu. Położyłam walizkę na łóżku i podeszłam do okna.
Odsłoniłam zasłony i spojrzałam przez nie by zobaczyć przepiękny widok, który
roztaczał się przede mną. Różnego rodzaju budynki, kamienice, latarnie
błyszczące w ciemnościach i oświetlona milionami małych światełek wieża Eiffla.
Coś przepięknego. Przypomniałam sobie jak byłam razem z moimi rodzicami na jej
szczycie i jaka czułam się wielka. Stare czasy kilkuletniego dziecka, a nadal
je pamiętam. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
-
Proszę!
Gdy rozległo się ponownie uświadomiłam sobie,
że przecież bez klucza nikt tu nie wejdzie. Szybko podbiegłam do drzwi i je
otworzyłam. Moim oczom ukazał się Shanimal w białej koszulce, czarnych
eleganckich spodniach i ciemnoszarej marynarce. Wyglądał całkiem całkiem.
Wpuściłam go do pokoju.
-
A ty nic nie
ruszyłaś?- zapytał widząc nie otwartą walizkę na środku mojego niewielkiego
łóżka. – Przecież minęła ponad godzina odkąd tu jesteśmy.
-
Zapatrzyłam
się na Paryż. Pierwszy raz byłam tu z rodzicami... – odszepnęłam czując, że coś
mnie ściska w gardle.- Miałam 7 lat i wjechaliśmy na szczyt wieży Eiffla.
Pamiętam jak moja mama powiedziała mi wtedy, że następny raz jak tam się znajdę
będę z mężczyzną, którego będę kochać...
Łzy poleciały mi po policzkach i nie mogłam
ich powstrzymać. Wspomnienia czasu spędzonego z moimi rodzicami były chyba
najboleśniejszą rzeczą dla mnie. Nie ich śmierć, ale uświadamianie sobie, że
tak mało czasu z nimi spędziłam, że tak kiepsko ich znałam. Shannon podszedł do
mnie i podał mi chusteczkę. Wytarłam nią mokre plamy, a potem zrobił coś
dziwnego. Objął mnie i przytulił do siebie tak mocno, że prawie nie mogłam
oddychać. Ale zrobiło mi się lepiej na sercu. On tulił mnie identycznie jak mój
tata, tylko że mocniej. Identyczny styl uścisku, więc i ja go objęłam wyobrażając
sobie, że to nie Shanimal, a mój prawdziwy tata.
-
Chciałem ci
zaproponować kolację w jakiejś miłej knajpce.- powiedział po chwili Leto.- Jay
załatwia z Emmą jakieś pozwolenia na kręcenie nowego klipu, a Tomo zamknął się
w pokoju i nikogo nie wpuszcza. Z tego co słyszałem rozmawia chyba z Vicky...
-
Podsłuchiwałeś
go?!- zapytałam zaskoczona.
-
Oj...no...nie...no
wiesz...przechodziłem obok...no i takie tam...- zaczął się jąkać co mnie
niesamowicie rozśmieszyło.- To co z tą kolacją? Idziemy na nią? Jestem
potwornie głodny!
-
Jasne, że
idziemy Shanimalku!- odpowiedziałam i jeszcze raz się wtuliłam w jego
koszulkę.- Tylko się przebiorę w coś innego.- zadecydowałam.
Puściłam go i poprosiłam, żeby poczekał na
mnie w holu recepcyjnym, a ja zaczęłam szukać odpowiedniego ubrania na kolację
z Szyneczką.
Dobra. Tym razem nie musicie mi mówić, że rozdział bezpłciowy i kiepski. Nic w nim śmiesznego i nudą wieje. Wybaczcie. Miały być śmieszne sceny, ale mój humor na to nie pozwala. Będą w next chapterze. Mam nadzieję, że humor mi wróci. Przepraszam, ale i takie rozdziały muszą być. Wiem, że czytanie tego będzie dla Was ciężkie, więc jeśli ktoś nie przeczyta to rozumiem. I dzięki za te komentarze pod poprzednim. Dużo dla mnie znaczą.
Bez dedykacji, bo rozdział na to zasługuje. A raczej nikt nie zasługuje na taki chapter.
Dobra, będę czytać.
OdpowiedzUsuńI wcale nie jest tak źle! To jest taki… normalny rozdział, jak dla mnie. Szczerze, to mi brakowało tu czegoś takiego spokojnego.
Jest dobrze! :* < 3
-cam
Zgadzam sie z Cam ”Jest dobrze”.
OdpowiedzUsuńRozdzial super. Czekam na NN
-Zagbiona
dla mnie świetne.. no chociaż nudą wieje, ale przeczytałam całe :) czekam na kolejny, wciągnęło strasznie.
OdpowiedzUsuń-nikola
Wcale nie taki zły ten rozdział ;) Mi osobiście się bardzo podoba ;d No i zgadzam się z Cam, że brakowało tu czegoś spokojnego ;d Bo po poprzednich odcinkach można wnioskować ze masz bardzo duże poczucie humoru ;D A no i bardzo miło mnie zaskoczyłaś, że ten rozdział pojawił się bardzo szybko :* Czekam na następny =)
OdpowiedzUsuń-crazy
Ty to jednak lubisz marudzić. Rzeczywiście, może rozdział nie należy do najlepszych, ale naprawdę, był gorsze. (; Przecież nie każdy musi być szczytem Twoich umiejętności, ani też zawierać trzymającej napięciu akcji czy ważnych wątków. Przejściowe chaptery są również potrzebne, really. <:
OdpowiedzUsuńAle już wracam do treści, o.
Wiedziałam, że to nie będzie Emma, byłam pewna. To by było zbyt oczywiste i z resztą sama nam dałaś odpowiedź, że to nie ona. Bo jak się pisze, że ktoś był do kogoś podobny, to to na pewno nie jest ta osoba, do której kogoś upodabniamy. Tak, ja też nic z tego nie rozumiem. xDD
Ah Paryż, mój Paryż.. Byłam dwa razy i nie rozumiem tego, że ani razu nie byłam na szczycie wieży Eiffela. A miałam okazję, jednak lenistwo zagórowało, nie chciało mi się stać w tych kilometrowych kolejach. xD No mniejsza, przywróciłaś mi cholernie miłe wspomnienia, za co Ci niezmiernie dziękuję. (:
Szczerość Klaudii mnie rozwaliła i to aż dziwne, że Jared jej nie przywalił za te pytania. xD Ale w sumie.. ciekawość rzecz ludzka, a ona jako córka ma prawo wiedzieć, co gdzie kiedy z kim, bo jeszcze rodzeństwo będzie i wtedy dupa.
Kolacja z Szanusiem zapowiada się ciekawie. Z resztą.. Szanuś bardzo mi na ojca pasuje, fajny z niego tata by był. :D
Mi się rozdział podobał, bo był taki.. swobodny, lekki. I naprawdę masz przestać mi marudzić, bo znajdę Cię i skopię tyłek. no. :D Trzymaj się ciepło i czekam na ciąg dalszy. (;
-ms.nobody
Proszę nie przesadzać! Było całkiem dobrze! Przecież nawet w zwykłym życiu zdarzają się nudniejsze dni. Chociaż jak dla mnie może i w tym chapterze nie było jakiejś wartkiej akcji, ja i tak uważam, że był ciekawy. Zdziwiłam się, że Jard tak lekko zareagował na szczerość córki ;) Chociaż ona jest już właściwie dorosła, więc śmieszne by było gdyby ją zbył głupim ‘nie twoja sprawa’.. Albo zaczął jej tłumaczyć na czym polega seks xd Ale dobra, nie ważne ;pp
OdpowiedzUsuńTak właściwie zastanawia mnie jedna kwestia: czy czasami nasza główna bohaterka nie zasługuje na jakiś spadek po swoich opiekunach? ;>
Obyś miała jak najwięcej weny i do następnego ;))
-agi
po 1. : nienawidzę Cię. po 2: nienawidzę Cię. po 3: NIENAWIDZĘ CIĘ!!!! ;D a wiesz dlaczego?! bo teraz będę siedziała jak na szpilkach nie mogąc doczekać się kolejnego rozdziału! ;D;D wiedziałam, ze czytanie twojego opo nie będzie dobrym pomysłem. Nie dość, że prawie udusiłam się ze śmiechu wczoraj, to dziś chodzę wciąż w piżamie (a jest godz. 14), bo zamiast ogarnąć dupę to siedziałam i czytałam rozdziały, które mi zostały. ;D Co do samej treści: opowiadanie jest bardzo dobre. opisy świetne, bo widzę każdą scenę przed swoimi oczami ze wszystkimi możliwymi detalami ;D no i język!!! czuje jakbym sama to pisała ;D takie odzywki w moim stylu hahaha ;D no i masz babo placek…teraz będę czytać regularnie… a sesja w dupie. .__. czy mówiłam Ci już, że Cię nienawidzę? :D hahahaha ;d ;*
OdpowiedzUsuń-natou
Rozdzial nie jest nudny. Opowiada o zwyczajnym dniu.
OdpowiedzUsuńI jest smieszny. Szczegolnie w momencie kiedy Jared mowi „jestem mezczyzna”*rotfl* *mega rotfl*
Tez chce na kolacje z Szynka. Chociaz wolalabym od razu przejsc do deseru;)
-mama