1 lutego 2011

Chapter 17 "A weak fallen man"

Chapter 17 
"A weak fallen man"


Obudziłam się przykryta kocem. Chwilę łapałam ostrość widzenia, aż w końcu odrzuciłam gruby materiał i podniosłam się do pozycji siedzącej. Mój ipod leżał na stoliku tak jak i blackberry. Rozejrzałam się po autokarze i usłyszałam głośne chrapanie. Wstałam z mojego tymczasowego „łóżka” i podeszłam do źródła tego dźwięku, który mnie obudził. Lecz, gdy stanęłam nad tymże osobnikiem uśmiechnęłam się szeroko. Shannon leżał na plecach trzymając swoją poduszkę na brzuchu, a raczej mocno ją ściskając. Wyglądał przesłodko, więc nie ośmieliłam się go obudzić. Po chwili mocniej zachrapał i przewrócił się na lewy bok, tak że mogłam podziwiać jego plecy. Przynajmniej przestał wydawać z siebie te irytujące dźwięki. Wróciłam na kanapę i zaczęłam się zastanawiać, jak zasnęłam, bo tego nie pamiętałam. Była impreza, w telewizorze leciał jakiś film, a ja... Chyba musiałam wtedy zasnąć. Wzięłam do ręki telefon i popatrzyłam odruchowo na ekran. Dokładnie w tym momencie przyszła do mnie wiadomość. Zdziwiona od razu ją odebrałam i spostrzegłam, że jest od Jareda. „Przepraszam za moje zachowanie. Chciałbym żebyś mi wybaczyła. –J”. Pokręciłam z niedowierzaniem głową. Tak łatwo się mnie nie przeprasza panie Leto. Chwilę zastanawiałam się czy zignorować tego smsa, czy może jednak coś odpisać. Zdecydowałam się na to drugie. „Musisz się bardziej postarać żebym ci wybaczyła”. Chwilę czekałam aż się wyśle i odłożyłam telefon na stolik. Chciałam sprawdzić co się dzieje na facebooku i twitterze, ale niestety żadna z tych aplikacji mi nie działała. Do tego potrzebny mi był laptop Jareda, a w obecnej chwili wolałam żyć bez tych stron niż prosić młodszego Leto o przysługę. Włączyłam ipoda i puściłam to co leciało. Jako, że była dopiero 5 rano, włożyłam słuchawki do uszu i ponownie się położyłam. Zamknęłam oczy i zaczęłam się rozkoszować muzyką. Akurat leciało Archive - Sleep. „Cos tears keep falling…”. Nie wiem czemu, ale zrobiło mi się smutno. Chciałam już być pogodzona z Jaredem, znów się do niego przytulić, normalnie pogadać. Shannon był kochany i w ogóle, ale... No nie był Jaredem. A poza tym i jego strasznie męczyła ta kłótnia. Często spoglądał na brata wręcz tęsknym spojrzeniem, leczy gdy Jared na niego patrzył, on udawał chłodnego i obojętnego. Męczył się z tym tak bardzo, że mi aż serce pękało widząc tak smutnego Szynka. Zatrzymałam na chwile tę piosenkę, a wtedy usłyszałam czyjeś jęki. Wyjęłam słuchawki i ponownie usłyszałam jęczenie. Nie potrzebowałam dużo czasu żeby zorientować się kto to. Od razu podeszłam do łóżka Leto i zobaczyłam jak się wierci. Widocznie śniły mu się koszmary. W pewnym momencie zaczął wymawiać w kółko imię swojego brata i rzucać się jeszcze bardziej. No pięknie. Zdecydowałam się go obudzić, więc usiadłam na łóżku i zaczęłam nim lekko trząść, lecz nie reagował. Za to coraz mocniej się rzucał i teraz to już prawie krzyczał. Żeby nie obudzić pozostałych kompanów mocniej nim potrząsnęłam, aż w końcu się obudził. Gwałtownie się podniósł i wbił wzrok przed siebie. Chwilę zajęło mu dojście do siebie i wtedy mnie zauważył.
-          Co tu robisz?- zapytał zdziwiony.
-          Musiałam cię obudzić, bo chyba śniły ci się koszmary. Strasznie się rzucałeś i krzyczałeś.
 Leto przyłożył dłoń do twarzy i zamknął oczy. Zadrżał prawie niezauważalnie, a potem głęboko odetchnął.
-          Dziękuję.- wyszeptał.
-          Nie ma sprawy.- odpowiedziałam.- Mogę zapytać co ci się śniło? Pamiętasz to?
 Szynek chwilę milczał, a potem zacisnął mocno powieki i tak siedział. Nie wiedziałam co robić, więc siedziałam wciąż czekając na odpowiedź.
-          Śniło mi się, że byliśmy z Jaredem w górach. Zabrał mnie na jedną ze swoich wspinaczek... Rozmawialiśmy o tym co kupić mamie na urodziny i nagle poślizgnęła mu się noga. Próbował się złapać czegoś, ale stracił równowagę i zaczął spadać. I upadł na półkę skalną i leżał. Nie ruszał się... nagle byłem przy nim i próbowałem go obudzić... nic... on...
 Shannon już nie był zdolny powiedzieć ani słowa. Głos mu się załamał. Siedząc tak obok niego słyszałam tylko szybki ciężki oddech. Ten to dopiero musi kochać brata. Postanowiłam w końcu mu powiedzieć co sądziłam o tej sprawie.
-          Shannon, powinieneś porozmawiać z Jar...
-          Nie ma mowy!- powiedział, lecz bez przekonania.- Musi zapłacić za to co zrobił.
-          Ale przecież widzę, że cię to męczy i tęsknisz za bratem.
-          Może i tak, ale on musi się w końcu nauczyć traktować ludzi, tak jak powinien.- mruknął i wyciągnął ręce.- Chodź się przytulić.
 Uśmiechnęłam się lekko i przytuliłam do niego. Czuć było od niego jeszcze alkohol, ale cóż. Był po imprezie. Pocałował mnie w czoło, a ja w końcu zeskoczyłam z jego łóżka i powiedziałam, że idę jeszcze pospać. Ułożyłam się w poprzedniej pozycji i puściłam kolejny utwór. Tym razem było to Archive - Again. Spokojna melodia tego utworu sprawiła, że zasnęłam bardzo szybko. Obudziłam się dopiero, gdy dojechaliśmy na miejsce. Vicky zrobiła na śniadanie jajecznicę, którą wszyscy z chęcią zjedliśmy. Kawa robiona przez Shannona była wyśmienita, mimo że on twierdził iż jest w stanie zrobić lepszą, ale nie w tych warunkach. W końcu wszyscy wyszliśmy na chłodne powietrze w Kopenhadze. Zatrzęsłam się, gdy chłodny wiatr zaczął wiać mi prosto w twarz. Nie mieliśmy tutaj hotelu, więc autokary zatrzymały się przy hali zwanej KB Hallen. Pamiętałam to miejsce bardzo dobrze. Byłam tu na koncercie Placebo. Uśmiechałam się do siebie jak głupia przypominając sobie ten magiczny wieczór. Twarz Briana z pół metra przed moją, gay-dance Stefana i Stevie wrzucony w publikę, jak worek kartofli, a wszystko w roli żartu Briana i Nicka. „Never give up on a dream”… Na zawsze to zapamiętałam. Tomo dźgnął mnie w ramię, a ja się odwróciłam.
-          Radzę zejść na ziemię.- powiedział puszczając mi oczko.- O czym myślisz?
-          Byłam tu już.- odpowiedziałam patrząc na Chorwata.
-          Tak?
-          Na koncercie Placebo w 2009 roku. Jeden z najbardziej wyjątkowych wieczorów w moim życiu...
-          Ech, coś mi się wydaje, że ten dzisiejszy też zapadnie ci w pamięci, lecz raczej negatywnie.- westchnął Tomo.
-          A to dlaczego?
-          Jared ma problemy z głosem, a poza tym obrażony Jared to kiepski koncert. Do tego Duńczycy nie są w stanie go rozruszać.
-           W jakim sensie? A kto by był?
-          Choćby Polacy. Jay nie był w najlepszym humorze przed Coke’iem, ale gdy usłyszał tych wszystkich ludzi i zobaczył, jak się bawią to... hym... Nawet zmienił setlistę na dłuższą. Duńczykom to jednak nie grozi.
-          I gdzie tu jest profesjonalizm?- zapytałam robiąc kwaśną minę, a Tomo wzruszył ramionami.
-          Trzeba się przyzwyczaić. Z czasem zaczynasz traktować to jak coś najnormalniejszego na świecie. No nic, ja spadam, muszę pomóc reszcie ze sprzętem.
Powiedziawszy to objął mnie i przytulił do siebie, po czym ruszył do tira ze sprzętem. Chwilę tak patrzyłam na halę, ale tez się odwróciłam i poszłam w stronę pojazdu, by pomóc w rozładunku. W tamtej chwili dobiegł mnie krzyk Jareda, bym poczekała. Odwróciłam się w jego stronę i po chwili stanął przede mną trzymając w dłoniach kwiatki.
-          Przepraszam...- znów zaczął.
 Może i było to miłe, a poza tym kwiatki  od Jareda? Lecz ja stwierdziłam, ze to nie koniec dręczenia Batona. Przybrałam pozę „wal się Leto” i popatrzyłam na niego chłodno.
-          Kwiatkami chcesz mnie przekupić? Naprawdę uważasz mnie za tanią idiotkę, która wybaczy, bo dostanie kwiatka?
 Jaredowi odebrało mowę i przez chwilę tępo się we mnie wpatrywał. Jednak po chwili jego oczy pociemniały, a on zapytał.
-          To co mam zrobić?!
-          Powinieneś sam się dowiedzieć. Bo ja ci nie powiem. Strzelaj dalej.
 Mężczyzna rzucił mi kwiatki pod nogi i odwrócił się na pięcie szybko odchodząc. Wydawało mi się nawet, że coś mruczał pod nosem, ale nie dosłyszałam co. Schyliłam się i wzięłam kwiatki do ręki. Bukiet był śliczny. Składał się z 5 białych róż i różowych tulipanów. Ech przesadziłam, jak zawsze. Wzięłam bukiet i zaniosłam go do tourbusa. Nalałam wody do długiej szklanki i wsadziłam do niej kwiaty. Sprawdziłam czy dobrze stoją i czy nie zamierzają się przewrócić, jednak wszystko było w porządku. Wyszłam, więc z autokaru i poszłam pomagać nosząc sprzęt. Razem z Rupertem zajęliśmy się perkusją Shanimala i z wielką ostrożnością nosiliśmy wszystkie części na halę. Po 2 godzinach wszystko było na miejscu, a my siedzieliśmy na scenie i odpoczywaliśmy. Ale męcząca robota. Normalnie jeszcze trochę tak sobie popracuję, a będę mieć lepszy biceps od właściciela tych bębnów.
-          Dobra robota.- pochwalił mnie Shaniasty.- Co prawda planowałem ci znaleźć trochę lżejszą pracę, ale widzę, że nieźle sobie dajesz radę.
-          A nie masz może ręcznikowca czy coś takiego?- zapytałam patrząc na niego błagalnie.- Nie chcę mieć takich mięśni jak Ty. To jest strasznie niekobiece!
 Shannon z Rupertem wybuchnęli śmiechem, więc i ja się przyłączyłam. Tomo przechodząc obok nas puścił mi oczko, a ja wyszczerzyłam do niego zęby. Zawsze ceniłam Tomo i uważałam go za najbardziej przyjaznego członka zespołu. Jak na razie spisywał się nieźle, mimo że nadal trzymał mnie na dystans. Za to jego narzeczona od razu się ze mną zakolegowała i bardzo często razem chodziłyśmy na obiady, gdyż zazwyczaj wtedy chłopcy mieli próby. My wolałyśmy jeść coś o 16, a nie o 13 jak zespół i załoga. No i właśnie i tym razem Vicky wyrwała mnie z łap drummerów, by zabrać do jakiejś fajnej knajpki. Chwilę pokrzyczała na nich, ze jak mogli mnie zagonić do takiej roboty, ale musiałam ich obronić, że zrobiłam to z własnej woli. Wyszłyśmy poza teren obiektu sportowego, w którym mieli grać i znalazłyśmy postój taksówek. Poprosiłyśmy o zawiezienie nas do centrum i dopiero tam zaczęłyśmy poszukiwanie jakiejś miło wyglądającej restauracji. W końcu takową znalazłyśmy i usiadłyśmy w niej. Ja zamówiłam sobie dużą sałatkę, a Vicky jakąś pieczeń.
-          Ech... będę musiała niedługo wrócić do Stanów.- powiedziała w pewnej chwili Bosanko.
-          Czemu i kiedy?- zapytałam nabijając sałatę na widelec.
-          Mam już trochę dość tej ciągłej podróży, muszę odpocząć. Poza tym moja mama się rozchorowała i wylądowała w szpitalu. Muszę jechać i się nią zająć. No i to jak najszybciej...
-          Och rozumiem... A co na to Tomo?
-          Jeszcze z nim nie rozmawiałam. Mam nadzieję, że dzisiaj Jared nie zdenerwuje go, bo nie chcę się z nim kłócić.- westchnęła patrząc smutnym wzrokiem na swój talerz.
-          Ciężko jest być razem?- zapytałam cicho, jakby ta sytuacja tego wymagała.
-          Czasami... Ale jakoś dajemy radę. Dla tego uczucia warto się poświęcać.
-          A ślub kiedy?- zapytałam chcąc odciągnąć ją od tych smutnych tematów, lecz jeszcze bardziej ją zasmuciłam.
-          Nie wiem. Zdziwię się o ile w ogóle do niego dojdzie.
 Wstałam z mojego miejsca i podeszłam do niej, po czym mocno ją uściskałam. Była strasznie przybita tym faktem, a ja chcąc jej ułatwić to trudne zadanie postanowiłam wybaczyć Jaredowi jeśli obieca nie wkurzać Tomka. Jednak wszystko potoczyło się trochę inaczej... Po obiadokolacji zdecydowałam się zabrać szatynkę na wielkie koło widokowe skąd mogłyśmy podziwiać całą Kopenhagę z góry. Jednak to nie poprawiło jej humoru i zdecydowałyśmy się wrócić do KB Hallen. Gdy wracałyśmy na halę napotkałyśmy Shannona, który stwierdził, ze musi ze mną pogadać. Uśmiechnęłam się pocieszycielsko do smutnej Vicky i popatrzyłam na starszego Leto.
-          Co jej jest?- zapytał zdziwiony patrząc w ślad za Bosanko.- Smutna jakaś się wydaje.
-          Ach... Niedługo się dowiesz czemu.- mruknęłam trzymając w duchu kciuki żeby wszystko się powiodło.
-          Mam do ciebie sprawę... Chciałabym żebyś poszła ze mną na kolację, chcę zobaczyć mojego braciszka, jak się robi cały czerwony ze złości.
-          To nie lepiej kazać mu wisieć głową w dół przez kilka minut? Wtedy też będzie czerwony.- powiedziałam niechętnie.
-          Och, ale nie ze złości. Zresztą... Chcę mu udowodnić, że jest starsznie głupi i postępuje zbyt pochopnie zanim pozna fakty.
 I w tym momencie drzwi się otworzyły i stanął w nich Jared. Nagle poczułam, jak Shannon przyciąga mnie do siebie i kładzie dłonie na moich policzkach. Poczułam zapach papierosów, co sprawiło, że chciałam się odsunąć, lecz wiedziałam, że muszę grać. Trzask drzwiami i po sprawie. Odsunęłam się szybko od niego i odetchnęłam z ulgą czystym powietrzem.
-          Jezu... czy ty musisz palić? Jedzie do ciebie papierosami na kilometr!- jęknęłam machając dłonią przed twarzą, jakby odganiała muchę.
 Letos przymrużył oczy, ale po chwili zwycięsko się uśmiechnął. Idiota.
-          Hah, kolejny punkt z głowy. Jared teraz myśli, że cię całowałem.
-          I to cię tak bawi? Drażnienie brata?- zapytałam wprost, bo po tygodniu stało się to już nudne.
-          Przecież chcesz się zemścić.- zaczął zdziwiony Shannon.
-          Mi wystarczy. Tobie też. Chodźmy do niego i mu to wytłumaczmy.- zadecydowałam.
-          Zwariowałaś chyba! Teraz?! Kiedy jestem tak blisko celu?!
-          Ty jesteś, ja nie. Przepraszam cię, ale mam już dość. Źle się czuję widząc, jak ciągle na mnie warczy i patrzy spode łba. Jestem na niego zła za to co wtedy zrobił, ale wybaczyłam mu już to tej samej nocy. I tak pobiłam swój rekord w udawaniu, że jestem na kogoś wściekła.
-          Ale...
-          Od ponad tygodnia nie zagraliście dobrego koncertu, bo Jared ma zły humor, a współpraca się wam nie układa. Mam dość. Też jestem fanką i chcę zobaczyć w końcu dobry występ, was wszystkich z uśmiechami i pasją z grania, a nie wymuszonym waleniem w bębny czy szarpaniem strun. Nie podoba mi się to at all.
 W końcu powiedziałam wszystko co mi leżało na sercu i odwróciłam się od perkusisty. Przy drzwiach jeszcze spojrzałam w jego oczy i zobaczyłam w nich smutek. Ładnie. Jeśli zaczynasz bronić jednego to drugi się od ciebie odwraca. Ci bracia Leto to po prostu jakaś masakra. Uśmiechnęłam się starając się jakoś polepszyć sytuację, lecz on się odwrócił plecami. Postanowiłam kolejnego dnia iść do młodszego Litosa i powiedzieć mu o co chodzi. Liczyłam, że do rana Shannon zdobędzie się na trochę rozsądku i opowie wszystko Jaredowi. Nie byłam na samym koncercie.  Rozmowa z Shannem odebrała mi jakiekolwiek chęci na zabawę, a nie chciałam tam być żeby po prostu stać. Ech... mój 4 koncert na którym nie byłam mimo że mogłam. Cudnie. Włożyłam do uszu słuchawki z muzyką i puściłam sobie Placebo. Zamknęłam oczy i przeleżałam tak dobre 3 godziny. Dopiero, gdy usłyszałam hałasy w autokarze podniosłam powieki. Ktoś się kłócił. Wyjęłam z uszu słuchawki i podniosłam się do pozycji siedzącej. Akurat wtedy z góry zszedł Tomo i wyszedł z autokaru. Cisza. Czyżby Vicky mu powiedziała o tym, ze wraca? Wstałam na równe nogi i poszłam w stronę schodów na górę. Pokonałam je bardzo wolno nie wiedząc czy dobrze robię, że tam idę. Na łóżku po prawej stronie siedziała Vicky i pisała coś na telefonie. Oczy miała zaczerwienione, ale na jej policzkach nie dostrzegłam łez.
-          Wszystko w porządku?- zapytałam cicho.
 Dziewczyna gwałtownie podniosła głowę i spojrzała na mnie.
-          Obudziliśmy cię? Ech... przepraszam, wiedziałam, że to nie jest najlepsze miejsce na taką rozmowę.
-          Nie, spoko. Jak poszło?
-          Ech... jakoś. Nie chcę o tym mówić, dobrze?
-          Jasne.- powiedziałam siadając obok niej.- Wiesz może jak im poszło?
-          Jared zapomniał tekstu do Hurricane i pomylił tekst w Attack.
-          Uuu...- jęknęłam.
-          No i melodię w A Beautiful Lie przez co Tomo przestał grać, a Shannon pogubił się w waleniu w bębny. Lepiej w ogóle im się na oczy nie pokazywać. Są wściekli...
-          Aż tak źle?
-          Jeśli jutrzejszy koncert w Szwecji będzie wyglądał tak samo to ja już chcę stąd wyjechać.
-          A kiedy wylatujesz?- zapytałam patrząc na jej dłonie, jak bawią się telefonem.
-          Lot mam właśnie ze Sztokholmu do Frankfurtu i potem do Stanów.
Objęłam ją ramieniem, a ona położyła głowę na moim ramieniu i zaczęła opowiadać o rozmowie, a raczej kłótni z Tomo. Nie wiem ile to trwało, ale obydwie chyba zasnęłyśmy, bo obudził nas dopiero Kenny, który stwierdził, że potem wszystko nas będzie bolało. Pożegnałam się z szatynką i zeszłam na dół na swoje stałe miejsce. Już od jakichś 3 godzin jechaliśmy autokarem w stronę stolicy Szwecji. Odsunęłam ciemną zasłonkę i zaczęłam się wpatrywać w czarną przestrzeń co jakiś czas rozświetlaną latarniami. Kto by kiedykolwiek pomyślał, że będę tak podróżować z ukochanym zespołem. Że przeze mnie będą się kłócić. Bo w końcu to ja byłam tak naprawdę powodem tego wszystkiego. Akurat wtedy utwór w słuchawkach zmienił się na jeden z moich ulubionych. Mimo, że płyty This Is War nie lubiłam to tę piosenkę wprost uwielbiałam. Kojarzyła mi się z Dagą, o której właśnie zaczęłam myśleć. Gdy Alibi spokojnie sobie leciało w moich słuchawkach, a autokar jechał ciemną drogą spojrzałam na księżyc i gwiazdy. Były takie piękne, a świeciły z taką mocą jakby były samym słońcem. Moje ulubione zajęcie. Jechać czymś w nocy, patrzeć na krajobraz i słuchać muzyki, która sprawia, że zapominam o normalnym, beznadziejnym świecie. Kiedyś, gdy to robiłam zastanawiałam się czasami co robią w tym momencie Marsi albo Placki. O czym myślą, czy śpią... A teraz myślałam o Dadze. Co robi, czy mi uwierzyła i co myśli. Pierwszy raz od początku tej podróży poczułam się naprawdę samotna. Zresztą czułam się tak przez całe życie. Ten krótki epizod z Marsami, sprawił, że o tym na chwilę zapomniałam, ale... nie sprawił, że to znikło. Ciekawe czy też patrzy w gwiazdy i myśli o mnie. Tęskniłam za nią przeogromnie, ale... miałam nadzieję, że to się zmieni. Za Jessy też. A nawet nie dałam jej żadnego znaku, że żyję... gdybym tylko miała lepszą pamięć i znałabym jeden z jej numerów. Wzięłam blackberry do ręki i napisałam. „Patrzę w gwiazdy. A ty?” i wysłałam. Nie zdając sobie nawet z tego sprawy, przewracałam w dłoniach komórkę czekając na odpowiedź. W końcu poczułam wibracje i szybko spojrzałam na ekran. Lecz zamiast zobaczyć odpowiedź od Dagi zobaczyłam „I used to live out on the Moon but now I’m back here down on Earth. Why are you here? Are you listening? Can you hear what I am saying? – A weak fallen man…”.
_____________________________________
Ślicznie dziękuję za te wszystkie ciepłe słowa! Szynek wybuchowy to nie jest… przynajmniej nie tak jak jego brat jak się zdenerwuje ]:-> Także nie za bardzo lubię czytać ten sam moment z kilku perspektyw, ale tu musiałam to zrobić i zresztą to tylko malutki fragmencik był ;) Co do tego rozdziału to… Polecam Alibi i Fallen jako soundtrack. Oj będzie się działo w next chapterze ;)

Tym razem dedykuję rozdział OniSi. Dziękuję za te wszystkie długie komenatrze :)

Ps. Wybaczcie, że taki krótki, ale… no tak wyszło, bo główną akcję chcę dać w następnym rozdziale (;

15 komentarzy:

  1. o mamo, normalnie nie wiem czemu, ale wzrzuszył mnie ten rodział, a szczegolnie koncowka z tym cytatem. a jeszcze ostatnio mam faze na fallen i r-evolve <3
    i w ogole kwiatki od jareda o jaaaaa myslalam ze padne *____* :D
    czy ja wiem czy taki krotki? to mnie utwierdza tylko w przekonaniu, ze liczy sie jakosc a nie ilosc :)
    z niecierpliwoscia czekam na kolejny, trzymaj sie :*
    -tynnkaa

    OdpowiedzUsuń
  2. Za krótko. Za krótko! :)
    czekam na następny. i nie zgadzam się na Dziadowe SOON. Dziękuję, że mnie oderwałaś od nudnej nauki :)
    -siago

    OdpowiedzUsuń
  3. Z gorączką i z bólem głowy, ale komentuję. Czcionka była teraz dla mnie istną torturą, ale nie mogłam nie przeczytać, no po prostu nie mogłam. Nie spodobała mi się ta postawa Klaudii wobec Jareda kiedy ten dał jej kwiatki i przeprosił. To było uroczę i mogła już mu odpuścić. Shannon to taki masochista wręcz i to cholernie honorowy. Żyć bez brata nie może, a i tak nie będzie się do niego odzywał. Ale któż zrozumie facetów. Muszę przyznać, że to co napisałaś pod rozdziałem sprawiło, że jeszcze bardziej nie mogę się doczekać 18 :) Fakt czasami trzeba poczekać z akcją na odpowiedni moment mimo, iż bardzo by się chciało ją umieścić. Jeśli mój komentarz jest pozbawiony sensu winę zrzucam na chorobę :D
    -marion

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten rozdział był piekny. Scena z Szynkiem gdy opowiada Klaudii sen – bek xD seriooo <3 Czekam na next ;*
    -merry

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam na kolejny!!! xD
    -adka

    OdpowiedzUsuń
  6. alibi<3 cudowna piosenka.
    a co do rozdziału, to rzeczywiście przykrótki, ale nadrobiłaś treścią.:) podoba mi się. ech, shannon i te jego intrygi. wszystko żeby tylko zdenerwować braciszka .:D czekam na następny rozdział :D
    -claire

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytam od początku, komentuję dopiero teraz ;) Ten ff jest świetny, cały czas intryguje mnie Twoja wizja Jareda. Sama nie wiem czemu, po prostu tak jest. Życzę weny. black_agathe

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj, oj. Shann tęskni za braciszkiem *serduszka* Słodkie! :)
    Vicki *___* Szkoda, że musi wracać. Dobrze, że u mnie nie ma takiego problemu : >
    Kolacja z Shannonem *serduszka*
    Czekam na więcej! :D
    -cam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kto by pomyślał, że Shann może aż tak przeżywać tę „rozłąkę” – jeśli mogę tak to ująć – z bratem. No ale z drugiej strony, facet to facet.. Choćby nie wiem jak by miał się męczyć, to nie odpuści, byle tylko się mścić. Tak jak napisała Marion: kto zrozumie facetów? :D Bo na pewno nie ja. XD
    Ładne było to z kwiatkami, naprawdę urocze. Tym bardziej, że nie umiem sobie wyobrazić Jareda dającego jakieś kobiecie kwiaty (don’t know why..), ale było to nadzwyczaj miłe i myślałam, że jakoś załagodzi to sytuację.
    A co do Vicky i Tomcia.. Pisałam Ci już, że bardzo mi się to podoba, bo naruszyłaś wątek „związków na odległość”. On w trasie z zespołem, a ona ma też swoje życie i nie może wszędzie z nim być. Jestem ciekawa jak będą walczyli o tę miłość. *,* Aż po grób! :D
    No to Droga Klaudio, prosimy o jak najszybszy nowy rozdział! :*
    -ms.nbody

    OdpowiedzUsuń
  10. strasznie mi się podobał ten chapter! chyba najbardziej ze wszystkich, mimo tego, że nie cierpię jak są krótkie, ale liczy się jakość, a nie długość, prawda? ;) już nie mogę się doczekać tego dziania się w next chapterze xD
    -lea

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziękuję za dedykację. :* Zawsze staram się pisać coś więcej niż „Fajne. Czekam na next.”. Teraz jak mnie pochwaliłaś, czuję się zobowiązana, żeby się rozpisywać, a nie mam pomysłu, co ci napisać… :P

    Może zacznę od tego, że rozdział był na prawdę… piękny. Nie umiem znaleźć innego słowa. W takich przypadkach długość nie ma znaczenia(i bez sprośnych skojarzeń proszę). Końcówka o patrzeniu na Księżyc… napisałaś to tak, że aż udzielił mi się melancholijny nastrój. Patrząc na początki tego opowiadania i teraz myślę też, że bardzo poprawiłaś się stylistycznie(tak, wiem, polonistka ze mnie żadna, ale trochę w swoim życiu przeczytałam). Świetnie prowadzisz fabułę i wreszcie można rozpoznać charakter bohaterów (chociaż z tym nigdy nie było najgorzej).
    Co do samej treści, to bardzo spodobał mi się fragment o koszmarze Shannona(tak, wiem, jestem okrutna), bo sama miewam ostatnio okropne sny. Poza tym znając czyjeś sny można wiele o nim powiedzieć. Tak jak np to, że Shann jest przywiązany do brata. ;)
    Co jeszcze mogę napisać? A! Wiem! Przewiduję kolejną kłótnię, gdy Jared się dowie, że od tygodnia Klaudia i Shannon robili go w konia. ;P
    A! I jeszcze coś, żeby nie było tak słodko i różowo. ;) Myślę, że główna bohaterka chyba coś za mało cierpi(nawet wewnętrznie), biorąc pod uwagę ile przeszła. Takie zdarzenia odciskają piętno na długie lata, a tu to troszkę wygląda, jakby ona w ogóle o tym nie myślała. Wręcz jakby zapomniała z czego wynika ta jej cała przygoda z Marsami. Chociaż może to i lepiej niż jakby całe opowiadanie miało się kręcić w okół jej użalania nad sobą…

    P.S. No i jednak się rozpisałam.(Powiedziałabym, że walnęłam epos jakich mało, ale będę skromna. :P) Mam tylko nadzieję, że miało to trochę ładu i składu. xD
    -onisia

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział zaje. jak każdy ;D Moja chora wyobraźnia podpowiada mi, że ten sms mógł wysłac Jared – wielkie ego – Leto ;D
    -capricorn_

    OdpowiedzUsuń
  13. Krotko i zwiezle – rodzial bardzo dobry, wzruszyl mnie no…wzruszyl :)
    -monika

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetne!!! Nie mogłam sie oderwac ;D potrafisz napisac to tak, ze czuje sie jakbym tam byla ;)))))
    -macchiato

    OdpowiedzUsuń
  15. Troszke mnie nudzi watek Vicki i Tomka. Ale to ja.
    Shannon ciutke zachowuje sie dziecinnie i powinnien dac sie przeprosic Jaredowi.

    Kwiatki od …mialam napisac faceta ale iugryzlam sie w jezyk…kwiatki od Szczura to mile. Nienawidze tulipanow. Nienawidze rozowego. Rozowe tulipany to zlo. Jakby Szczur dal mi rozowe tulipany to najpierw dostal by w leb a potem posiekalabym kwiatki, zrobila z nich salatke I kazala mu zjesc.

    Jakbym dostala sms z kawalkiem Fallen to posikalabym sie w pampersa*

    *dla wszystkich niezorientowanych mam 101 lat. Pampersy w tym wieku sie przydaja
    -mama

    OdpowiedzUsuń