Chapter 6
"Dżaret Lito ojcem?"
Obudziłam się leżąc na
łóżku przykryta kocem. Podniosłam się i rozejrzałam po pokoju. Jezu jaki ja
miałam dziwny sen! Śniło mi się, że spotkałam Jareda i mnie przyprowadził do
swojego hotelu... Zaraz! Ja właśnie jestem w jakimś hotelowym pokoju. Wstałam z
łóżka i popatrzyłam w lustro. Wory pod oczami i siniaki na szyi nie wróżyły nic
dobrego. Do tego moje ciemne włosy sterczały we wszystkie strony świata.
Starałam się je przygładzić ręką, ale były strasznie naelektryzowane. Dlatego
też szybko wpadłam do łazienki i zmoczyłam dłonie, którymi przejechałam po
włosach. No i już się nie elektryzowały. Wtedy dopiero spostrzegłam maszynkę do
golenia, jakieś żele do włosów i pianki, męski dezodorant. Chyba jednak to nie
był sen. Gdy wyszłam z łazienki rozejrzałam się po pokoju. Na krześle leżała
czarna kurtka z ćwiekami. Nie no, ta część garderoby mogła należeć tylko do
Jareda. Akurat, jak o nim myślałam drzwi otworzyły się i wszedł nie kto inny
jak Jared z Emmą. Blondynka patrzyła na mnie zaskoczona, a młodszy Leto podszedł
i przywitał się.
-
Dobrze ci się
spało?
Ale mi było niesamowicie głupio w tamtym
momencie. Spuściłam wzrok na buty i spostrzegłam, że muzyk ma na sobie te
czerwone sportowe buty, które miał na koncercie w Lipsku.
-
Muszę z tobą
porozmawiać, Lily.- powiedział patrząc na mnie nieodgadnionym wzrokiem. Znów
się bałam jego spojrzenia, ono było takie niebezpieczne.- Emma, to jest Lily.
Lily, to jest Emma, jak pewnie wiesz.- przedstawił nas sobie.
-
Cześć.-
przywitałam się nieśmiało.
Blondynka podała mi rękę i uśmiechnęła się
lekko, acz nieszczerze. Nie spodobało mi się to, ale z drugiej strony się jej
nie dziwiłam. Sama nie miałabym zaufania do obcej osoby.
-
Chodź, coś
zjesz, bo w końcu mieliśmy iść na obiad, a ty zasnęłaś... Co powiesz na kolację
w jakiejś vegańskiej restauracji?
-
Może być...
-
Wiesz, jeśli
chcesz zjeść jakieś mięso, to oczywiście możemy...
-
Nie, jestem
wegetarianką.- powiedziałam przenosząc wzrok z Emmy na Leto.
-
To świetnie!
Chodźmy w takim razie!- ucieszył się Leto i wyszłam z jego pokoju.
Mężczyzna puścił oczko Emmie, a ona kręcąc
głową odeszła w głąb korytarza. Wyszliśmy przed hotel i Amerykanin skręcił w
pierwszą uliczkę w lewo. Szliśmy tak dość długo, aż w końcu doszliśmy do
niewielkiej knajpki na rogu dwóch malutkich uliczek. Wyglądała naprawdę
zachęcająco, więc ucieszyłam się wchodząc do środka. Usiedliśmy przy stoliku
dla dwóch osób i kelner przyniósł nam karty. Szybko coś wybraliśmy i
zamówiliśmy wodę. Ciszę postanowiłam przerwać ja.
-
Chciałam cię
przeprosić, że tak bezczelnie położyłam się na twoim łóżku i zasnęłam...
-
Nic się nie
stało.- odpowiedział, a w tym momencie kelner podał nam napój.- Chciałem z tobą
porozmawiać, ale chyba lepiej wyjdzie nam ta rozmowa w parku, po kolacji.
-
Ech, no
dobrze. A... Czy mógłbyś coś opowiedzieć o sobie? Wiem, że pewnie nienawidzisz
tego rodzaju pytań, ale...
-
Pytaj co
dokładnie chcesz wiedzieć.
-
Czy ty
pamiętasz ludzi, fanów, którzy jeżdżą na koncerty?- zapytałam.
-
Wiesz co, to
zależy. Jeśli ktoś ma w sobie coś charakterystycznego to samoistnie zapada w
pamięć. Oczywiście są takie osoby, które widuję już od tylu lat, że nie trudno
ich nie zapamiętać ciągle widząc ich twarze. Ciebie pamiętam przez mgłę. Nie
jestem pewien, ale chyba ty powiedziałaś, że jestem kłamcą.
Zaskoczona spojrzałam w jego oczy. Przecież to
było ponad rok temu i ja nie mam w sobie nic co jest charakterystyczne...
-
Tak, to było
w Berlinie w 2009 roku. Nie wierzę, że to pamiętasz.
-
Wiesz, nie za
bardzo lubię krytykę. Ale no nie wszyscy ją tak dobitnie powiedzieli. Byłem
nawet na ciebie zły. Naprawdę.
-
Domyślam
się.- powiedziałam.- Ale i tak mojej wściekłości na ciebie nic nie pobije.
Leto zrobił zaskoczoną minę i poprosił o
kontynuację, ale kelner przyniósł nam nasze zamówienie.
-
Wiesz co, ja
zawsze cię lubiłam. Mogłam godzinami patrzeć na twoje zdjęcia, oglądać filmiki
z tobą i nie odrywać wzroku. Ale gdy cię widziałam w realu to normalnie
włączała mi się taka lampa „zamorduj”. W Berlinie był najgorszy koncert na
jakim byłam. Bardzo krótki, do tego ty zachowywałeś się okropnie. Nie wiem czy
wiesz, ale twoi prawdziwi fani kochają przede wszystkim starszą płytę. Gdy
zacząłeś grać te kilka sekund Buddhy...
-
Wiem.
Przeczytałem list.- odpowiedział.- Dziękuję za niego.
-
To czemu nie
odpisałeś?- palnęłam jak głupia.
-
Nigdy tego
nie robię chyba, że na twitty, ale to inna bajka.
-
Wybacz,
głupie pytanie. Naprawdę czytasz te wszystkie listy?- zapytałam zaciekawiona.
-
Nie. Tylko
część. Po pierwsze nie mam na to czasu, a wierz mi, że po każdym koncercie
zabieram do hotelu albo tourbusa kilkadziesiąt sztuk. Po drugie większość z
nich jest taka sama. A po trzecie wolę czytać książki. Choć niektóre listy są
ciekawe i zajmujące jak książki.
-
Masz jakiś
ulubiony?
-
Nie, ale twój
był wciągający. W takim sensie, że był skierowany do całego zespołu, a no i
dość ważna rzecz. Prócz krytyki była tam też pochwała.
-
Gdyby była
sama krytyka byś nie przeczytał, co?- zaśmiałam się.
-
No raczej
szybko bym skończył. A teraz ja mam pytanie do ciebie.- zaczął zawieszając
chwilę głos jakby myślał nad pytaniem.- Na początek takie proste, czym się
interesujesz?
-
Końmi. Kocham
te czterokopytne zwierzaki. Ale nie jeżdżę sportowo. Kilka razy startowałam w
zawodach, ale nie mam swojego konia, by móc regularnie trenować.
-
Długo już
jeździsz?
-
Prawie 10
lat. Zresztą dałeś nawet moje zdjęcie do transmission w maju, jak galopuję na
fryzie z flagą z trójkątem.
-
To ty byłaś?-
zapytał zaskoczony.
-
No tak.
-
Piękny koń!
-
Dzięki.
Wiesz, jednak wolałabym usłyszeć, że ja jestem piękna, a nie ten koń. Wychowany
to za dobrze nie jesteś.- palnęłam szybko, a dopiero po chwili dotarło do mnie
co powiedziałam do Jareda.
Uśmiechnęłam się złośliwie i nie wytrzymałam.
Zaczęłam się śmiać, a Leto patrzył na
mnie z politowaniem.
-
Swoją drogą
pisze się „polish echelon”, a nie „poland echelon”.
-
Czy ty
wszystko musisz krytykować?- zapytał patrząc na mnie wzrokiem, który wręcz
błagał bym się w końcu zamknęła.
W końcu przestałam gadać i zajęłam się
talerzem. Po kolacji wybraliśmy się na spacer. Szliśmy obok siebie piaszczystą
ścieżką. Leto zamknął się w sobie jeśli to tak mogę określić i nie istniało dla
niego nic innego niż to o czym myślał. Mnie mogliby porwać, czy zabić, a on by
tego nie zauważył, jednak obecność dorosłego mężczyzny obok sprawiała, że się
nie bałam. W końcu muzyk zatrzymał się i wskazał na ławkę, na której po chwili
usiedliśmy.
-
To co
chciałeś mi powiedzieć?- zapytałam wiedząc, że to prawdopodobnie nasza ostatnia
rozmowa, bo znów zostanę sama w obcym kraju i nie będę wiedziała co zrobić.
-
Gdy byłem w
szpitalu, twoja matka chciała ze mną porozmawiać...- zaczął.- Gdy do niej
przyszedłem, ona mnie o coś poprosiła...
-
Byś dał mi
autograf?- zapytałam.
-
Nie. Ona mnie
poprosiła, bym ciebie zaadoptował.
-
Co?!- wyrwało
mi się, a potem zaczęłam się śmiać.- Dobry kawał!
-
Ja mówię
poważnie.
Zamilkłam. Tego się nie spodziewałam, ani po Mirandzie,
ani po niczym. Moja matka chrzestna poprosiła gwiazdę rocka i ekranu o to by
się zaopiekował takim czymś jak ja... o boże...
-
Myślałem o
tym trochę i od razu stwierdziłem, że no nie ma mowy. Po pierwsze byś mi
przeszkadzała, a poza tym, ja ojcem? Nie potrzebne mi dzieci. Są fajne, ale
tylko przez chwilę. Tak to tylko drą się, biegają jak głupie... – w tym
momencie pomyślałam, że Jared właśnie opisuje siebie samego.- I przeszkadzają.
-
Ale ja taka
nie jestem.- szepnęłam.
-
Tego nie
wiem, ale nie przerywaj, ok.?
Pokiwałam głową, a on kontynuował.
-
Wybrałem się
na zwyczajną wycieczkę rowerową po Londynie. Jesteśmy tu na kilka dni, więc
stwierdziłem, że to będzie na pewno coś interesującego. I jadąc tak rozmyślałem
o tym jaką piosenkę wybrać na nowy singiel. I wpadłem na tę staruszkę. Wiesz,
masz bardzo irytujący wzrok, jak się tak patrzysz bezczelnie na człowieka.
-
Słucham?!-
powiedziałam krzyżując ręce na piersiach.- Ja mam piękne oczy!
-
No i wtedy
przypomniałem sobie o prośbie twojej matki. Szczerze mówiąc to nie za bardzo
daje mi spać. Wiesz... Co jak co, ale sumienie mam i jak pomyślę, że jesteś
sama na tym świecie...
Nie wierzyłam w to co mówił Leto. To do niego
nie pasowało. Przynajmniej w moim mniemaniu. Niesamowite...
-
Rozmawiałem z
Shannonem na ten temat. Stwierdził, że mam tak z powodu tego, że cię
uratowałem.
-
Czyli, że ja
mam mieć syndrom sztokholmski?- zapytałam zaciekawiona.
-
Och, dziś
Muse tu nie gra.- zażartował.- No i ja podjąłem decyzję i teraz chcę wiedzieć,
jakie jest twoje zdanie.
-
Słucham? Jakie
jest twoje zdanie?
-
Chcę żebyś
została moją córką.- powiedział patrząc na mnie pewnym wzrokiem.
W pierwszej chwili chciałam się zaśmiać, ale
stwierdziłam, że on naprawdę mówi to na poważnie. Chwilę siedzieliśmy w ciszy,
aż w końcu powiedziałam.
-
Czy walizka
nie spadła ci przypadkiem podczas podróży na głowę, albo może jakoś ucierpiałeś
w związku z moim wypadkiem?
-
Jedynie mam
rozwalone ramię.- mruknął.- Przemyślałem tę decyzję i czekam na twoją zgodę, bo
wiem już, że wcale taki dzieciak nie jesteś.
-
Nie wierzę w
to.
-
Jak mam ci to
udowodnić?
-
Nie wiem. O
boże! Ty tak na serio?
Pokiwał twierdząco głową i czekał na
jakąkolwiek reakcję czy wiadomość, która by mu powiedziała co o tym sądzę.
-
Zawsze się
śmiałam z koleżankami, że jesteś moim ojcem, bo obydwoje mamy niebieskie oczy,
gadamy jak katarynki i tak naprawdę jesteśmy samotnikami, ale... nigdy nie
pomyślałabym, że to może stać się prawdą.
-
Cóż...
Serce biło mi z taką prędkością, że myślałam,
że zaraz wyskoczy. Byłam tak zaskoczona, zestresowana, że w ogóle nie
wiedziałam co się dzieje. Zrobiłam coś dziwnego, niepodobnego do mnie, a
mianowicie wlazłam mu na kolana i przytuliłam się do niego. W końcu mogłam dać
upust swoim łzom, więc zaczęłam płakać mu w ramię. Jared był totalnie
zaskoczony, zresztą ja jeszcze bardziej. Po chwili położył mi dłoń na plecach i
zaczął niezdarnie masować, jakby chciał pocieszyć.
-
A dostanę
blackberry?- zapytałam odwracając od niego twarz.
Leto zaczął się śmiać. Zeszłam z jego kolan i
wstaliśmy z ławki. Skierowaliśmy się w stronę powrotną, a najdziwniejsze w tym
wszystkim było to, że miałam ojca? Jasna cholera, jakiego ojca! Do którego
zdjęć sama wzdychałam. Ja nie mogę... Patologiczna rodzina wyjdzie z tego, ale
jakoś trzeba żyć. Przed hotelem zatrzymałam się i zapytałam.
-
Jak ty to sobie
wyobrażasz?
-
Pojedziesz z
nami w trasę koncertową, a potem... się zobaczy.
-
Powiedz mi,
że to nie sen!
-
Nie, to nie
sen.
-
Jezu,
normalnie kocham cię za to!- wykrzyknęłam ze łzami w oczach i rzuciłam się mu
na szyję.
Jakieś przechodzące dziewczyny popatrzyły na
mnie krzywo, ale to było nie ważne. To niesamowite, że tak nagle zostałam córką
Jareda Leto! Tak nagle jak zginęła Miranda... Mój humor do razu uległ zmianie,
gdy uświadomiłam sobie tę przykrą sytuację. Lecz opanowałam się w miarę
możliwości i poszłam razem z moim... jak to dziwnie brzmi, ojcem do hotelu.
Stanęliśmy przy recepcji i po chwili młody chłopak zapytał w czym może pomóc.
Okazało się, że mają jeszcze wolne pokoje i właśnie jeden z nich dostałam.
Wiecie co? Nigdy w życiu bym nie pomyślała, że będzie mi tak cholernie głupio,
bo Leto wynajmie mi pokój i za niego zapłaci. Może i zawsze sobie żartowałam,
że on powinien mnie wozić tourbusem z miejsca na miejsce, a ja nie powinnam się
tłuc pociągiem czy czymś innym lub spać na dworcu, zamiast w hotelu. No, ale
nagle z dnia na dzień stało się coś dziwnego i on to zrobił.
graphic
OdpowiedzUsuńSwietny odcinek! naprawde sie ciesze ze szybko dodajesz nowe odcinki, bo to opowiadanie wciąga. Jest takie.. inne ;P pozdroo i czekam na nowy rozdział!
Modern
OdpowiedzUsuńOd razu pokochałam twojego bloga! Jest świetny! I Jared ojcem, zwykle gdy blog dotyczy tego, że jest ojcem jest nudny a twój jest wprost wciągający i aż po dwa razy czytam każdy odcinek tak mi się podoba :) Trzymam kciuki i życzę powodzenia :)
Happy
OdpowiedzUsuńI want more! Niesamowicie piszesz, czekam na następny odcinek ;)
xxfokusowaxx
OdpowiedzUsuńhaha xd szczerze nie wyobrażam sobie Jareda w wersji ojca:)
automatycznaa
OdpowiedzUsuńKobieto! Twoje opowiadanie jest takie fantastyczne że brak mi słów. Jared ojcem to będzie coś. Pisz szybciutko następny, bo czekam z niecierpliwością :)
Mama
OdpowiedzUsuńNie wiem co napisac. Napisze co czuje. Wspolczuje:D
Najpierw bohaterce zgineli rodzice a teraz dostala takiego ojca. Naprawde wspolczuje.
Jaredowi nie pozwolilabym sie opiekowac kaktusem nawet, a co dopiero podstarzala nastolatka.
Chociaz jak tak pomysle, to Jared tez dostal za swoje:>
Takie dziecko. Klotliwe, glosne, ciagle sie fochajace, marudzace, ciagle na telefonie I takie ktorego wszyscy sie boja…. Boze Dobrze tak Dzejowi.;>
Awww... Klaudia na kolanach Jay'a, cute!!! No i tu tak naprawdę wszystko się zaczyna, lece dalej!
OdpowiedzUsuń