22 listopada 2010

Chapter 6 "Dżaret Lito ojcem?"

Chapter 6
"Dżaret Lito ojcem?"
Obudziłam się leżąc na łóżku przykryta kocem. Podniosłam się i rozejrzałam po pokoju. Jezu jaki ja miałam dziwny sen! Śniło mi się, że spotkałam Jareda i mnie przyprowadził do swojego hotelu... Zaraz! Ja właśnie jestem w jakimś hotelowym pokoju. Wstałam z łóżka i popatrzyłam w lustro. Wory pod oczami i siniaki na szyi nie wróżyły nic dobrego. Do tego moje ciemne włosy sterczały we wszystkie strony świata. Starałam się je przygładzić ręką, ale były strasznie naelektryzowane. Dlatego też szybko wpadłam do łazienki i zmoczyłam dłonie, którymi przejechałam po włosach. No i już się nie elektryzowały. Wtedy dopiero spostrzegłam maszynkę do golenia, jakieś żele do włosów i pianki, męski dezodorant. Chyba jednak to nie był sen. Gdy wyszłam z łazienki rozejrzałam się po pokoju. Na krześle leżała czarna kurtka z ćwiekami. Nie no, ta część garderoby mogła należeć tylko do Jareda. Akurat, jak o nim myślałam drzwi otworzyły się i wszedł nie kto inny jak Jared z Emmą. Blondynka patrzyła na mnie zaskoczona, a młodszy Leto podszedł i przywitał się.
-          Dobrze ci się spało?
 Ale mi było niesamowicie głupio w tamtym momencie. Spuściłam wzrok na buty i spostrzegłam, że muzyk ma na sobie te czerwone sportowe buty, które miał na koncercie w Lipsku.
-          Muszę z tobą porozmawiać, Lily.- powiedział patrząc na mnie nieodgadnionym wzrokiem. Znów się bałam jego spojrzenia, ono było takie niebezpieczne.- Emma, to jest Lily. Lily, to jest Emma, jak pewnie wiesz.- przedstawił nas sobie.
-          Cześć.- przywitałam się nieśmiało.
 Blondynka podała mi rękę i uśmiechnęła się lekko, acz nieszczerze. Nie spodobało mi się to, ale z drugiej strony się jej nie dziwiłam. Sama nie miałabym zaufania do obcej osoby.
-          Chodź, coś zjesz, bo w końcu mieliśmy iść na obiad, a ty zasnęłaś... Co powiesz na kolację w jakiejś vegańskiej restauracji?
-          Może być...
-          Wiesz, jeśli chcesz zjeść jakieś mięso, to oczywiście możemy...
-          Nie, jestem wegetarianką.- powiedziałam przenosząc wzrok z Emmy na Leto.
-          To świetnie! Chodźmy w takim razie!- ucieszył się Leto i wyszłam z jego pokoju.
 Mężczyzna puścił oczko Emmie, a ona kręcąc głową odeszła w głąb korytarza. Wyszliśmy przed hotel i Amerykanin skręcił w pierwszą uliczkę w lewo. Szliśmy tak dość długo, aż w końcu doszliśmy do niewielkiej knajpki na rogu dwóch malutkich uliczek. Wyglądała naprawdę zachęcająco, więc ucieszyłam się wchodząc do środka. Usiedliśmy przy stoliku dla dwóch osób i kelner przyniósł nam karty. Szybko coś wybraliśmy i zamówiliśmy wodę. Ciszę postanowiłam przerwać ja.
-          Chciałam cię przeprosić, że tak bezczelnie położyłam się na twoim łóżku i zasnęłam...
-          Nic się nie stało.- odpowiedział, a w tym momencie kelner podał nam napój.- Chciałem z tobą porozmawiać, ale chyba lepiej wyjdzie nam ta rozmowa w parku, po kolacji.
-          Ech, no dobrze. A... Czy mógłbyś coś opowiedzieć o sobie? Wiem, że pewnie nienawidzisz tego rodzaju pytań, ale...
-          Pytaj co dokładnie chcesz wiedzieć.
-          Czy ty pamiętasz ludzi, fanów, którzy jeżdżą na koncerty?- zapytałam.
-          Wiesz co, to zależy. Jeśli ktoś ma w sobie coś charakterystycznego to samoistnie zapada w pamięć. Oczywiście są takie osoby, które widuję już od tylu lat, że nie trudno ich nie zapamiętać ciągle widząc ich twarze. Ciebie pamiętam przez mgłę. Nie jestem pewien, ale chyba ty powiedziałaś, że jestem kłamcą.
 Zaskoczona spojrzałam w jego oczy. Przecież to było ponad rok temu i ja nie mam w sobie nic co jest charakterystyczne...
-          Tak, to było w Berlinie w 2009 roku. Nie wierzę, że to pamiętasz.
-          Wiesz, nie za bardzo lubię krytykę. Ale no nie wszyscy ją tak dobitnie powiedzieli. Byłem nawet na ciebie zły. Naprawdę.
-          Domyślam się.- powiedziałam.- Ale i tak mojej wściekłości na ciebie nic nie pobije.
 Leto zrobił zaskoczoną minę i poprosił o kontynuację, ale kelner przyniósł nam nasze zamówienie.
-          Wiesz co, ja zawsze cię lubiłam. Mogłam godzinami patrzeć na twoje zdjęcia, oglądać filmiki z tobą i nie odrywać wzroku. Ale gdy cię widziałam w realu to normalnie włączała mi się taka lampa „zamorduj”. W Berlinie był najgorszy koncert na jakim byłam. Bardzo krótki, do tego ty zachowywałeś się okropnie. Nie wiem czy wiesz, ale twoi prawdziwi fani kochają przede wszystkim starszą płytę. Gdy zacząłeś grać te kilka sekund Buddhy...
-          Wiem. Przeczytałem list.- odpowiedział.- Dziękuję za niego.
-          To czemu nie odpisałeś?- palnęłam jak głupia.
-          Nigdy tego nie robię chyba, że na twitty, ale to inna bajka.
-          Wybacz, głupie pytanie. Naprawdę czytasz te wszystkie listy?- zapytałam zaciekawiona.
-          Nie. Tylko część. Po pierwsze nie mam na to czasu, a wierz mi, że po każdym koncercie zabieram do hotelu albo tourbusa kilkadziesiąt sztuk. Po drugie większość z nich jest taka sama. A po trzecie wolę czytać książki. Choć niektóre listy są ciekawe i zajmujące jak książki.
-          Masz jakiś ulubiony?
-          Nie, ale twój był wciągający. W takim sensie, że był skierowany do całego zespołu, a no i dość ważna rzecz. Prócz krytyki była tam też pochwała.
-          Gdyby była sama krytyka byś nie przeczytał, co?- zaśmiałam się.
-          No raczej szybko bym skończył. A teraz ja mam pytanie do ciebie.- zaczął zawieszając chwilę głos jakby myślał nad pytaniem.- Na początek takie proste, czym się interesujesz?
-          Końmi. Kocham te czterokopytne zwierzaki. Ale nie jeżdżę sportowo. Kilka razy startowałam w zawodach, ale nie mam swojego konia, by móc regularnie trenować.
-          Długo już jeździsz?
-          Prawie 10 lat. Zresztą dałeś nawet moje zdjęcie do transmission w maju, jak galopuję na fryzie z flagą z trójkątem.
-          To ty byłaś?- zapytał zaskoczony.
-          No tak.
-          Piękny koń!
-          Dzięki. Wiesz, jednak wolałabym usłyszeć, że ja jestem piękna, a nie ten koń. Wychowany to za dobrze nie jesteś.- palnęłam szybko, a dopiero po chwili dotarło do mnie co powiedziałam do Jareda.
 Uśmiechnęłam się złośliwie i nie wytrzymałam. Zaczęłam się śmiać, a Leto patrzył na  mnie z politowaniem.
-          Swoją drogą pisze się „polish echelon”, a nie „poland echelon”.
-          Czy ty wszystko musisz krytykować?- zapytał patrząc na mnie wzrokiem, który wręcz błagał bym się w końcu zamknęła.
 W końcu przestałam gadać i zajęłam się talerzem. Po kolacji wybraliśmy się na spacer. Szliśmy obok siebie piaszczystą ścieżką. Leto zamknął się w sobie jeśli to tak mogę określić i nie istniało dla niego nic innego niż to o czym myślał. Mnie mogliby porwać, czy zabić, a on by tego nie zauważył, jednak obecność dorosłego mężczyzny obok sprawiała, że się nie bałam. W końcu muzyk zatrzymał się i wskazał na ławkę, na której po chwili usiedliśmy.
-          To co chciałeś mi powiedzieć?- zapytałam wiedząc, że to prawdopodobnie nasza ostatnia rozmowa, bo znów zostanę sama w obcym kraju i nie będę wiedziała co zrobić.
-          Gdy byłem w szpitalu, twoja matka chciała ze mną porozmawiać...- zaczął.- Gdy do niej przyszedłem, ona mnie o coś poprosiła...
-          Byś dał mi autograf?- zapytałam.
-          Nie. Ona mnie poprosiła, bym ciebie zaadoptował.
-          Co?!- wyrwało mi się, a potem zaczęłam się śmiać.- Dobry kawał!
-          Ja mówię poważnie.
 Zamilkłam. Tego się nie spodziewałam, ani po Mirandzie, ani po niczym. Moja matka chrzestna poprosiła gwiazdę rocka i ekranu o to by się zaopiekował takim czymś jak ja... o boże...
-          Myślałem o tym trochę i od razu stwierdziłem, że no nie ma mowy. Po pierwsze byś mi przeszkadzała, a poza tym, ja ojcem? Nie potrzebne mi dzieci. Są fajne, ale tylko przez chwilę. Tak to tylko drą się, biegają jak głupie... – w tym momencie pomyślałam, że Jared właśnie opisuje siebie samego.- I przeszkadzają.
-          Ale ja taka nie jestem.- szepnęłam.
-          Tego nie wiem, ale nie przerywaj, ok.?
 Pokiwałam głową, a on kontynuował.
-          Wybrałem się na zwyczajną wycieczkę rowerową po Londynie. Jesteśmy tu na kilka dni, więc stwierdziłem, że to będzie na pewno coś interesującego. I jadąc tak rozmyślałem o tym jaką piosenkę wybrać na nowy singiel. I wpadłem na tę staruszkę. Wiesz, masz bardzo irytujący wzrok, jak się tak patrzysz bezczelnie na człowieka.
-          Słucham?!- powiedziałam krzyżując ręce na piersiach.- Ja mam piękne oczy!
-          No i wtedy przypomniałem sobie o prośbie twojej matki. Szczerze mówiąc to nie za bardzo daje mi spać. Wiesz... Co jak co, ale sumienie mam i jak pomyślę, że jesteś sama na tym świecie...
 Nie wierzyłam w to co mówił Leto. To do niego nie pasowało. Przynajmniej w moim mniemaniu. Niesamowite...
-          Rozmawiałem z Shannonem na ten temat. Stwierdził, że mam tak z powodu tego, że cię uratowałem.
-          Czyli, że ja mam mieć syndrom sztokholmski?- zapytałam zaciekawiona.
-          Och, dziś Muse tu nie gra.- zażartował.- No i ja podjąłem decyzję i teraz chcę wiedzieć, jakie jest twoje zdanie.
-          Słucham? Jakie jest twoje zdanie?
-          Chcę żebyś została moją córką.- powiedział patrząc na mnie pewnym wzrokiem.
 W pierwszej chwili chciałam się zaśmiać, ale stwierdziłam, że on naprawdę mówi to na poważnie. Chwilę siedzieliśmy w ciszy, aż w końcu powiedziałam.
-          Czy walizka nie spadła ci przypadkiem podczas podróży na głowę, albo może jakoś ucierpiałeś w związku z moim wypadkiem?
-          Jedynie mam rozwalone ramię.- mruknął.- Przemyślałem tę decyzję i czekam na twoją zgodę, bo wiem już, że wcale taki dzieciak nie jesteś.
-          Nie wierzę w to.
-          Jak mam ci to udowodnić?
-          Nie wiem. O boże! Ty tak na serio?
 Pokiwał twierdząco głową i czekał na jakąkolwiek reakcję czy wiadomość, która by mu powiedziała co o tym sądzę.
-          Zawsze się śmiałam z koleżankami, że jesteś moim ojcem, bo obydwoje mamy niebieskie oczy, gadamy jak katarynki i tak naprawdę jesteśmy samotnikami, ale... nigdy nie pomyślałabym, że to może stać się prawdą.
-          Cóż...
 Serce biło mi z taką prędkością, że myślałam, że zaraz wyskoczy. Byłam tak zaskoczona, zestresowana, że w ogóle nie wiedziałam co się dzieje. Zrobiłam coś dziwnego, niepodobnego do mnie, a mianowicie wlazłam mu na kolana i przytuliłam się do niego. W końcu mogłam dać upust swoim łzom, więc zaczęłam płakać mu w ramię. Jared był totalnie zaskoczony, zresztą ja jeszcze bardziej. Po chwili położył mi dłoń na plecach i zaczął niezdarnie masować, jakby chciał pocieszyć.
-          A dostanę blackberry?- zapytałam odwracając od niego twarz.
 Leto zaczął się śmiać. Zeszłam z jego kolan i wstaliśmy z ławki. Skierowaliśmy się w stronę powrotną, a najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że miałam ojca? Jasna cholera, jakiego ojca! Do którego zdjęć sama wzdychałam. Ja nie mogę... Patologiczna rodzina wyjdzie z tego, ale jakoś trzeba żyć. Przed hotelem zatrzymałam się i zapytałam.
-          Jak ty to sobie wyobrażasz?
-          Pojedziesz z nami w trasę koncertową, a potem... się zobaczy.
-          Powiedz mi, że to nie sen!
-          Nie, to nie sen.
-          Jezu, normalnie kocham cię za to!- wykrzyknęłam ze łzami w oczach i rzuciłam się mu na szyję.
 Jakieś przechodzące dziewczyny popatrzyły na mnie krzywo, ale to było nie ważne. To niesamowite, że tak nagle zostałam córką Jareda Leto! Tak nagle jak zginęła Miranda... Mój humor do razu uległ zmianie, gdy uświadomiłam sobie tę przykrą sytuację. Lecz opanowałam się w miarę możliwości i poszłam razem z moim... jak to dziwnie brzmi, ojcem do hotelu. Stanęliśmy przy recepcji i po chwili młody chłopak zapytał w czym może pomóc. Okazało się, że mają jeszcze wolne pokoje i właśnie jeden z nich dostałam. Wiecie co? Nigdy w życiu bym nie pomyślała, że będzie mi tak cholernie głupio, bo Leto wynajmie mi pokój i za niego zapłaci. Może i zawsze sobie żartowałam, że on powinien mnie wozić tourbusem z miejsca na miejsce, a ja nie powinnam się tłuc pociągiem czy czymś innym lub spać na dworcu, zamiast w hotelu. No, ale nagle z dnia na dzień stało się coś dziwnego i on to zrobił.



7 komentarzy:

  1. graphic
    Swietny odcinek! naprawde sie ciesze ze szybko dodajesz nowe odcinki, bo to opowiadanie wciąga. Jest takie.. inne ;P pozdroo i czekam na nowy rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  2. Modern
    Od razu pokochałam twojego bloga! Jest świetny! I Jared ojcem, zwykle gdy blog dotyczy tego, że jest ojcem jest nudny a twój jest wprost wciągający i aż po dwa razy czytam każdy odcinek tak mi się podoba :) Trzymam kciuki i życzę powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Happy
    I want more! Niesamowicie piszesz, czekam na następny odcinek ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. xxfokusowaxx
    haha xd szczerze nie wyobrażam sobie Jareda w wersji ojca:)

    OdpowiedzUsuń
  5. automatycznaa
    Kobieto! Twoje opowiadanie jest takie fantastyczne że brak mi słów. Jared ojcem to będzie coś. Pisz szybciutko następny, bo czekam z niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mama
    Nie wiem co napisac. Napisze co czuje. Wspolczuje:D
    Najpierw bohaterce zgineli rodzice a teraz dostala takiego ojca. Naprawde wspolczuje.
    Jaredowi nie pozwolilabym sie opiekowac kaktusem nawet, a co dopiero podstarzala nastolatka.
    Chociaz jak tak pomysle, to Jared tez dostal za swoje:>
    Takie dziecko. Klotliwe, glosne, ciagle sie fochajace, marudzace, ciagle na telefonie I takie ktorego wszyscy sie boja…. Boze Dobrze tak Dzejowi.;>

    OdpowiedzUsuń
  7. Awww... Klaudia na kolanach Jay'a, cute!!! No i tu tak naprawdę wszystko się zaczyna, lece dalej!

    OdpowiedzUsuń