Chapter 61
"Sound the bugle"
Zapukałam do jego
sypialni, lecz nie dostała żadnej odpowiedzi. Trzymałam w jednej ręce jego
ulubione przysmaki, a drugą dobijałam się do drzwi. Od paru dni nie wychodził z
niego, ostatni raz na wywiad w programie telewizyjnym. Każdy z nas martwił się
o jego stan psychiczny, ale nikt o nim głośno nie rozmawiał. Wszyscy się bali.
Ale ja miałam już tego dość.
Znów mocniej zapukałam w
drzwi i po chwili ciszy usłyszałam ciche „proszę”. Otworzyłam drzwi i
rozejrzałam się po pokoju. Od razu serce zaczęło mi bić mocniej, gdy zobaczyłam
gdzie znajduje się Jared. Siedział na parapecie okna i patrzył na palmy.
Zastygłam w bezruchu nie wiedząc co robić. Wołać Shannona czy siedzieć cicho.
On wtedy odwrócił w moją stronę głowę i spostrzegłam, że starsznie się
postarzał. Niby od momentu kiedy się dowiedział minęło 1,5 tygodnia, a już
widać było jak bardzo to na niego wpłynęło. Jednak mimo tego wszystkiego nie
wyglądał na osobę, która chce popełnić samobójstwo.
Zamknęłam za sobą drzwi i podeszłam do niego. Przerzucił
nogi na stronę pomieszczenia i zeskoczył do wnętrza pokoju. Po chwili trzymał
mnie już w swoich ramionach. Gdy go obejmowałam miałam wrażenie , że trzymam
stojak na mikrofon, tak chudy był. Przez ten czas stracił na wadze chyba z 10
kilo i wyglądał jak zużyty wieszak, na którym wisiały luźno ubrania. Coś
ścisnęło mnie w gardle i o mało co nie rozpłakałam się przy nim. Nie miałam
pojęcia co robić, jednak z każdą sekundą czułam jak jego dłonie mocniej
zaciskają się na moich rękawach. Natężenie tego nacisku w pewnym momencie było
tak silne, że chciałam mu się już wyrwać, lecz on wtedy puścił mnie szybko
odchodząc. Znów stanął przy oknie i zaczął wpatrywać się w drzewa. Rozmasowałam
sobie ramiona tak, by on tego nie zauważył i podeszłam do niego. Gdy tylko
zbliżyłam się na wyciągnięcie ręki, on schował twarz w dłoniach. Niepewnie
dotknęłam jego ramienia nie wiedząc co robić, a wtedy usłyszałam jego drżący
głos.
-
Proszę, nie
patrz na mnie i ...
Umilkł kucając i opierając się o ścianę przy
oknie. Ukucnęłam więc przed nim i położyłam dłonie na jego kolanach.
Wiedziałam, że chciał powiedzieć „i zostaw mnie”, lecz za długo go ignorowałam,
by teraz to uczynić. Pochyliłam się nad nim i klęknęłam przed nim żeby nie
stracić równowagi. Przyłożyłam swoje dłonie do jego i zabrałam je z jego
wychudzonej twarzy. Ukazały mi się zapuchnięte czerwone oczy, mokry lekko
zadarty nos i kilkudniowy zarost.
-
You’re a soldier now. Fighting
in a battle to be free once more. Yea, that’s worth fighting for.- zaśpiewałam
mu cichutko.
Prawą dłoń przyłożyła do jego policzka i
pogłaskałam go, by potem nachylić się jeszcze bardziej i zetrzeć z jego
policzków mokre ślady. To co się z nim działo było najgorszą rzeczą jakiej
człowiek może doświadczyć. Jared po prostu się poddawał. Stracił wszelką
nadzieję na przyszłość. Facet który tyle osiągnął, stanął na samym szczycie,
poświęcił tyle rzeczy nagle zniknął. Przede mną siedział skulony i załamany
40-latek. Wszystko co budował przez tyle lat właśnie się rozpadało na miliony
małych kawałeczków. Znikało jak bańka mydlana, która natrafia na przeszkodę i
rozpryskuje się. Ile razy ja się tak czułam, że nagle wszystko co zrobiłam
miało się rozpaść, zniszczyć z jednego powodu. Kolejne łzy pojawiły się na jego
policzkach swobodnie po nich spływając.
-
Przepraszam...
nie umiem ich powstrzymać.- wyszeptał słabym głosem.- Nie daję sobie rady. Całe
życie, które... które zbudowałem nagle... tak po prostu z chwili na chwilę
zaczęło mi się walić. Ja... ja... ja już naprawdę nie wiem co robić.- wyjąkał.
-
Nie poddawaj
się.- powiedziałam wpatrując się w jego oczy.- Nigdy, przenigdy się nie
poddawaj. Tak osiągnąłeś to wszystko i tak też przezwyciężysz tę słabość.
Okrążyłam go tak, by usiąść obok niego, a
raczej po prostu przytulić się do niego. Wtuliłam się w jego chude ciało i
zamknęłam oczy.
Nie tylko dla niego ta informacja była
szokująca i krzywdząca. Nas też to bolało, choć najgorsze katusze przeżywał
Shannon. Niby mówił, że „Jay da sobie radę, silny jest”, lecz mówił to tylko po
to by nas nie martwić. Sam w to nie wierzył i denerwował się jak my wszyscy.
Gosia raz mi opowiadała, jak widziała Shannona w nocy siedzącego na huśtawce
przy basenie. Mówiła, że ciągle wpatrywał się w niebo i płakał. Nie wiem czy to
prawda i nie jestem w stanie wyobrazić sobie Shannona płaczącego, ale podobno
tak było.
- Czemu?- zapytał cicho.-
Myślisz, że to kara za wszystko co zrobiłem? Za te krzywdy wyrządzone innym
ludziom? Za to, że zawsze byłem takim okropnym ego…
- Shh!- uciszyłam go.- Na
pewno nie.- powiedziałam cicho.
- Sama w to nie wierzysz.
Ech… muszę się wziąć w garść.- powiedział tym razem opanowanym głosem, co mnie
zupełnie zaskoczyło.- Mam tyle roboty do zrobienia…
- Może najpierw zjesz?-
zaproponowałam widząc jego przerażającą chudość.- Poszlibyśmy wszyscy w czwórkę
na obiad do jakiejś restauracji? – zapytałam z nadzieją.
- Nie za bardzo mam
ochotę…
- Proszę!- jęknęłam
robiąc oczy jak kot ze Shreka.
Uległ. Wstaliśmy z
podłogi i popatrzyliśmy na siebie. On wyższy ode mnie, dwa razy chudszy i
wymęczony. Nie spodziewałam się tego, ale nagle w jego oczach pojawił się błysk
radości, a usta rozciągnęły w niewielkim, jednak widocznym uśmiechu. Znów
otoczył mnie swoimi ramionami, a na policzku poczułam jego usta.
- Dziękuję.- wyszeptał mi
do ucha.
Westchnęłam z ulgą, że
choć trochę się poprawiło jego nastawienie do życia. Jeszcze wiele pracy przede
mną, by wszedł przynajmniej we względnie normalny stan. Zostawiłam go w pokoju
by się przebrał i przyszykował do wyjścia, a sama zbiegłam na dół do salonu w
którym siedział Shannon z Gosią. Jako że była to niedziela wszyscy mieli wolne.
O mało co się nie poślizgnęłam na zakręcie i musiałam złapać się szafki, by nie
upaść.
- Co się stało?- zapytał
beznamiętnym głosem Shannon widząc moją radość.
- Idziemy na miasto!-
odpowiedziałam z szerokim uśmiechem.
- Nie mam ochoty…-
mruknął.
- Z Jaredem!- dodałam
patrząc na ich reakcje.
Obydwoje otworzyli
szerzej oczy, ale potem ich reakcje nie były takie same. Gosia szeroko się
uśmiechnęła i zaczęła cieszyć, a Shannon przybrał zmartwiony wyraz twarzy.
- To nie był dobry żart.-
odpowiedział.
Aż mnie wmurowało w
ziemię. Shann uznał to za żart. Po prostu… brak mi słów na jego reakcję. Tego z
całą pewnością się nie spodziewałam.
- To nie jest żart. –
odpowiedziałam trochę zła, że to tak potraktował.- Nie robiłabym sobie z tego
żartów. Idziemy z Jaredem na obiad, więc się śpieszcie z przygotowaniami!
- Jakim cudem go
namówiłaś?- zapytał zaskoczony.
- Shannon, czy ty wiesz
kogo o to pytasz? Samo to powinno być już odpowiedzią.- odpowiedziałam już w
lepszym humorze.- Ruchy kluchy! Mamy mało czasu.
Nie czekając na to co
zrobią czy odpowiedzą, wróciłam się na górę i zaczęłam grzebać w szafie, by
zdążyć przebrać się na obiad. Wyjęłam materiałowe białe rybaczki oraz czerwony
top. Szybko związałam włosy w koński ogon i popatrzyłam w lustro. Wyglądałam
znośnie.
Do torebki wrzuciłam
blackberry i jak zwykle mojego ipoda, po czym gotowa stanęłam na szczycie
schodów. Cicho pisnęłam, gdy poczułam lodowate dłonie na moim karku. Od razu
się odwróciłam i zobaczyłam Jareda. Stał za mną i się uśmiechał. Naprawdę. Od 2
tygodni nie widziałam go szczerze uśmiechającego się, a teraz… naprawdę coś
niesamowitego. Od razu lepiej wyglądał. Założył na siebie flanelową niebieską
koszulę w kratę i czarne płócienne spodnie do kostek. Nie powiem, wyglądał
całkiem ok. No może jeśli nie widziało się jego twarzy.
- Na co masz ochotę?-
zapytałam.
- Mam już pewien pomysł.-
odpowiedział uśmiechając się.- Niespodzianka.
Wzruszyłam ramionami
nadal trochę zdziwiona jego diametralna zmianą zachowania. Zeszliśmy na dół,
gdzie czekali już Shannon z Gosią. Nic nie mówiąc, wyszliśmy z domu zostawiając
Sky’a samego i wsiedliśmy do samochodu Jareda. Ten po zamknięciu bramy ruszył z
kopyta przed siebie. Jechał jak wariat drogowy, nawet Shannon się zląkł i
trzymał mocno uchwytu przy drzwiach.
- Mówiłaś, że mu lepiej,
a on chce zabić nas wszystkich.- wydarł się, gdy Jared gwałtownie zahamował, by
przepuścić starszą panią na pasach.
Nie skomentowałam tego.
Bałam się odezwać, bo naprawdę Jared prowadził tak jakby chciał nas zabić w
wypadku samochodowym. Ale po 40 minutach takiej jazdy w końcu się zatrzymał na
dobre. Gdy tylko wyłączył silnik, jego brat wyleciał z samochodu i zaczął
udawać, że całuje ziemię.
- W drugą stronę wracam
taksówką!- oznajmił z powagą na twarzy, jednak wszyscy wiedzieliśmy, że
żartuje.
- Co cię pokarało, że tak
tutaj jechałeś?!- zapytała nadal lekko przerażona Gosia.
- Mieliśmy tylko 50
minut, by tutaj przyjechać. Inaczej by przepadła nam rezerwacja.- odpowiedział
spokojnie młodszy Leto.
- Jaka rezerwacja?-
zapytałam zaciekawiona.
- Yamashiro to jedna z
najbardziej obleganych knajp.- wyjaśnił Shann.- Jakim cudem w 10 minut
zarezerwowałeś tutaj stolik?!
Jared wzruszył ramionami
i z tą swoją miną „ja umiem wszystko” zaczął iść w kierunku wejścia. No tak,
ten Leto to ma wszędzie wtyki. Ruszyliśmy więc za nim zatrzymując się dopiero
przy kelnerze, który zaprowadził nas do naszego stolika. Gdy zobaczyłam widok
po prostu wmurowało mnie zupełnie. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Bracia
usiedli tak, że obydwie z Gosią mogłyśmy podziwiać to co było za oknem. Jako,
że temperatura była wciąż bardzo wysoka, siedzieliśmy w środku budynku, który
był klimatyzowany. Bracia zamówili butelkę wody, a my nie mogłyśmy się
napatrzeć na to co rozciągało się przed naszymi oczami.
- Piękne miejsce.- w
końcu powiedziała moja przyjaciółka.
- Zgadzam się. I do tego
wyśmienite jedzenie.- poparł ją starszy z braci.- Tutaj jak widzicie macie
jeden z najlepszych widoków na sławny napis…
Lecz w pewnym momencie
przestałam słuchać perkusisty. Patrzyłam na Jareda, który znów stracił ten
błysk w oczach i widać w nich było strach oraz ból. W ogóle nie patrzył za
okno, a na jakiś punkt na ścianie, lecz jestem pewna, że go nie widział. Był
zamyślony, a jego smutek czuć było na kilometr. Jako, że siedział obok Gosi,
trąciłam go lekko stopą w nogę, a on popatrzył na mnie. Jego błękitne oczy na
chwile zrobiły się ciemniejsze, radosne, lecz potem nagle straciły swój blask.
Nic się nie zmieniło, Jared po prostu jak zawsze grał wesołego. Wtedy w domu to
nie był szczery uśmiech i dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę. No tak, ja głupia
myślałam, że można tak szybko zapomnieć o tym, że się umiera.
- A tam, widzicie te
najwyższe wieżowce?
Odwróciłam znów wzrok z
Jareda na jego brata i pokiwałam głową.
- To jest centrum miasta.
- No to mnie teraz
zaskoczyłeś.- zaśmiałam się starając by mój śmiech nie brzmiał sztucznie.
Podczas tego, gdy
Zwierzak opisywał nam co widzimy, Jared wtrącił się może ze trzy razy i to
tylko po to, by zmylić wszystkich z tym, że nie uczestniczy w tej konwersacji.
- Widziałam tutaj taki
jakby skwerek czy no nie wiem jak to nazwać. Jared pójdziesz ze mną to
zobaczyć?- zapytałam błagalnie.
- A po co ci ja?
- Bo jak mnie o coś
spytają, a ja nie zrozumiem co mówią?- palnęłam głupotę po której wszyscy się
roześmiali.- Ja mówię serio.
- Dobra jęczy duszo. Ale
zaraz przyniosą jedzenie.
- Na chwilkę.-
poprosiłam.
Jay przewrócił oczami,
ale wstał od stołu. Shanimal z Gosią przez chwilę na nas patrzyli, ale potem
powrócili do swojej rozmowy. Szłam obok Leto rozglądając się po wnętrzu tej
ogromnej restauracji, która była wypełniona ludźmi po brzegi jednak zapewniała
jakąś tam prywatność.
- Pomóc w czymś?- zapytał
jeden z przechodzących kelnerów.
- Nie, tak się
rozglądamy.- odpowiedział Leto i pokierował mnie do Sali z tym takim pseudo
ogródkiem.
Po przejściu jej naokoło,
wyszliśmy na taras. Ukrop straszny, ale widok piękny. Stanęłam przy barierce i
popatrzyłam na panoramę Miasta Aniołów. Czy kiedykolwiek wcześniej pomyślałabym,
że będę mieszkać w takim mieście? Ba! Że będę tu studiować mój wymarzony zawód?
Że ktoś zabierze mnie do tak ekskluzywnej restauracji jak ta? Nawet w
marzeniach tak nie myślałam. A teraz dzieje się to wszystko, a ja nie jestem
szczęśliwa. Osoba, która mi to podarowała powoli umiera na jedną z najrzadszych
chorób, a ja nawet nie wiem ile czasu nam razem zostało. W przyszłym tygodniu
mają być wyniki badań, które orzekną w jakim stadium choroby znajduje się Jared
i ile jeszcze życia mu zostało. Patrząc na jego dotychczasowy styl życia,
pewnie nie za dużo, bo pomimo braku palenia i picia alkoholu, to ten człowiek
był i jest wiecznie zmęczony, zapracowany i zestresowany.
- O co chodzi?-
usłyszałam jego glos nad uchem, gdy pochylił się nad moim prawym ramieniem.
- Boję się…
- Ty?- zapytał
zaskoczony.- Czego?
- Nie wiem czy wiesz, ale
bardzo mi na tobie zależy. Wiem, jestem momentami okropna, ale wierz mi, że
wiele dla mnie znaczysz.- powiedziałam cicho wpatrując się w białe litery
napisu „Hollywood”.
Usłyszałam jak aktor
przełyka ślinę. Jego włosy drażniły mi policzek, ale nie ruszałam się ani nic
nie mówiłam w związku z tym. Niedługo już nie będę mogła ponarzekać na to w
ogóle, bo osoba obok mnie zniknie.
- Wiem o tym.- szepnął
spokojnym głosem.- Też się boję, ale dzisiaj w pokoju uświadomiłaś mi, że nie
mogę się poddać. Będę walczył do końca. Może i nawet uda mi się przezwyciężyć
chorobę. Pomyśl, byłbym pierwszym człowiekiem, który by to przeżył.
Nie umiałam powstrzymać
uśmiechu słysząc to co mówi. Wypowiadał te słowa z taką zaciętością i pewnością
siebie jaką mają tylko Leto. Trochę uspokojona, wróciłam z nim do stolika i
akurat chwilę później podali nam jedzenie. Obiad zdecydowanie był bardzo udany.
Ten dzień nie należał do
udanych już od samego rana. Nie dość, że musiałam wstać na zajęcia o 5 rano i
to nie wiadomo z jakiego powodu, to jeszcze zniszczyłam mój ulubiony breloczek
przy kluczach, który dostałam od Grega na 12 urodziny. Był ze mną zawsze, a
teraz jego połowa leżała sobie gdzieś w studzience kanalizacyjnej w Los
Angeles. Po prostu pięknie. Wróciłam do domu nie dość, że zła to i głodna.
Przez te wszystkie wydarzenia zapomniałam zjeść na mieście, a jak się
domyślałam w domu nic nie było. Otworzyłam lodówkę i znalazłam w niej tylko
zimne piwo, którego nie można było ruszać, bo stanowiło własność Shannona. Na
szczęście i Shannon i Jared wracają zaraz w trasę do Europy, więc będę miała od nich chwilowy
spokój. A raczej od tego starszego. Od kiedy dowiedział się, że jego młodszy
braciszek jest chory, stał się dla niego nadopiekuńczy, a co za tym idzie
ciągle mu coś nie pasuje w tym co robimy i drze się jakbyśmy mu kota patelnią
zabiły. Chociaż… trzeba mu przyznać, że naprawdę imponuje mi tą miłością do
brata. Są momenty, gdy za nic nie chciałabym żeby zmienił stosunek do nas. Bo
też święte nie jesteśmy.
- Shannon! Czy wy w ogóle
robicie zakupy?!- wykrzyknęłam, choć wiedziałam, że to pytanie retoryczne.
- To idź do sklepu.-
odpowiedział mi.
Prychnęłam i weszłam do
salonu, gdzie mężczyzna właśnie oglądał dziennik motoryzacyjny. Leżał rozwalony
na kanapie i popijał zimne piwsko, prosto z butelki. Wyglądał jak prawdziwy
stereotypowy Amerykanin.
- Możesz mnie zawieźć do
sklepu?- zapytałam.
- A może byś zrobiła w
końcu prawo jazdy?- odpowiedział nawet na mnie nie patrząc.
- Zrobię jak będę miała
czas. Lodówka jest pusta.
- To poczekaj na Jareda
to cię zawiezie. Ja już wypiłem 2 łyki nie będę jeździć po alkoholu.
Zacisnęłam dłonie w
pięści i odliczyłam w duchu do 15. Shannon zrobił się okropny, ale to tylko
dlatego, że jest w szoku i nie ma nic do roboty. Na razie tak będę sobie to
tłumaczyć.
- A właśnie! Gdzie jest
Jared?
- Pojechał do miasta
załatwiać jakieś sprawy. Wróci późnym popołudniem.
Czyli pewnie gdzieś około
22 znając „późne popołudnia” braci Leto. Nagle poczułam wibracje w mojej
kieszeni, by po chwili rozległ się z niej głos Gerarda Way’a ze słynnym NA NA
NA. Wyjęłam telefon i po naciśnięciu zielonej słuchawki przyłożyłam do ucha.
- Cześć! Zaraz jadę do
domu. Zrobić zakupy?- usłyszałam głos Gosi.
- Z nieba mi spadłaś.
Lodówka jest pusta, więc trzeba zrobić zakupy, ale myślę, że lepiej będzie jak
pojedziesz po nie samochodem.
- Aha, to się śpieszę do
was.
- Poczekaj! Weź kup mi
proszę coś do zjedzenia na obiad. Cokolwiek, byle bez mięsa. Umieram z głodu.
- Okey, robi się.-
odpowiedziała i rozłączyła się.
20 minut później dostałam
do ręki dużą kanapkę z warzywami, która uratowała nas od koncertu mojego
żołądku. Czekając na przyjaciółkę zrobiłam listę potrzebnych rzeczy i gdy tylko
weszła wymieniłam się dając tę kartkę za mój obiad. Rozłożyłam notatki z
ostatnich dwóch zajęć z ciągów montażowych dokumentalnych. Niedługo mieliśmy
zacząć robić swoje miniaturki, ale jak na razie ciągle teoria. Mimo, że sam
zawód wydawał mi się wielce ciekawy, to same studia w pewnych momentach wiały
nudą. Ale trzeba to przetrwać, bo reszta pracy zapowiadała się niezwykle
ciekawie. Po godzinie ślęczenia nad moimi bazgrołami wstałam zrobić sobie kawę.
Mój kręgosłup wołał o pomstę do nieba za ciągłe siedzenie na tyłku i brak
ruchu. Ale cóż ja mogę zrobić?
- Wyszłabyś ze Sky’em?-
usłyszałam pytanie z salonu.- Głowa mnie strasznie boli.
Westchnęłam odkładając
jeszcze pusty kubek i zawołałam psa. On jednak nie nadbiegał, więc weszłam do
dużego pokoju i poprosiłam Shannona, by na niego zagwizdał w ten swój
charakterystyczny sposób. Husky od razu zjawił się na dole i merdając ogonem
zaczął skakać na swojego pana. Złapałam go za obrożę i pociągnęłam w stronę
przedpokoju, co było nie lada wyczynem z tą wielką kupą futra. Tam założyłam
psu szelki, dzięki którym łatwiej mi było go utrzymać, a idiota nie dusił się,
gdy napierał na nie chcąc biec do przodu.
Gdy Shaniastego boli głowa bez kaca oznacza to
deszcz, więc założyłam na siebie kurtkę przeciwdeszczową i przypięłam smycz do czarnych
szelek tego wariata. Krótkim „wychodzę” dałam znać Shaniastemu, że idę na
spacer i wyszłam z domu. Popatrzyłam na niebo, robiło się nieprzyjemnie ciemne,
a słońce i błękit znikały w zadziwiająco szybkim tempie. Włożyłam w uszy
słuchawki i włączyłam sobie mój ulubiony soundtrack z filmu, czyli Bryana
Adamsa „Mustang z dzikiej doliny”. Zaczęło się standardowo „Here I am”. Gdy
byłam w połowie spaceru zaczęły padać ogromne krople deszczu rozpryskujące się
o moją kurtkę. Akurat zaczęło lecieć „Sound the Bugle”, które wręcz ubóstwiam.
Idealna piosenka do najsmutniejszego fragmentu tego filmu, a poza tym… świetny
utwór do każdej sytuacji życiowej w której się znajduje. Ciągle myślałam o
Jaredzie i jego chorobie, a ta piosenka tylko pogarszała mój nastrój z tym związany.
Ale nie potrafiłam jej przełączyć. Należała do grona rzadkich piosenek, których
za nic w świecie nie umiałam przełączyć, jak już ich dźwięki zaczęły docierać
do moich uszu. Sky za to cieszył się jak szczeniak skacząc w górę i próbując
złapać krople wody. Już miałam zawracać, gdy nagle husky opanował się stając w
pozie jak psy na polowaniach i węsząc coś nosem.
- O co chodzi?- zapytałam
go kucając obok niego.
W tym momencie pies
zerwał się jak koń wypuszczony z bramki startowej w wyścigach i popędził na
jakąś dwójkę ludzi siedzących na murku kilkanaście metrów dalej. Przez ten
deszcz nie byłam w stanie ich dojrzeć, ale wolałam pobiec za rozrabiaką, nie
wiadomo czy ci ludzie nie boją się psów czy co.
- Sky! Do nogi!-
krzyknęłam, lecz pies podleciał do wyższej postaci i zaczął na nią skakać.
Nigdy wcześniej nie
widziałam czegoś takiego u tego psa, więc spanikowana przyśpieszyłam biegu, by
złapać psa. Gdy byłam niecały metr od nich, zatrzymałam się. Nie mogłam
uwierzyć w to co widzę. Sky skakał na Mata i próbował polizać go po twarzy.
Chłopak próbował się jakoś bronić, ale nie miał z nim szans, tym bardziej, że
drugą ręką trzymał jakąś niewielką postać. Przygryzłam dolną wargę i ruszyłam
przed siebie. Musiałam zdjąć tego psa z niego. Nie odezwę się w ogóle do niego,
będę go ignorować. Stanęłam przed nim i jednym ruchem ściągnęłam Sky’a z niego
nawet nie patrząc na niego.
- Przepraszam.-
odpowiedziałam i chciałam się już odwrócić, gdy on nagle wstał.
- Klaudia?
Wewnątrz mnie rozgrywała
się potężna bitwa pomiędzy odpowiedzeniem „nie”, a spojrzeniem na niego.
Okazałam się jednak niesamowicie słaba, bo podniosłam na niego wzrok. Stał
przede mną w całej swojej okazałości. Jego ubranie przykleiło się do niego tak,
że bez problemu mogłam patrzeć na mięśnie jego klatki piersiowej, jeansy, które
uwydatniły tylko jego… inaczej się tego nazwać nie da, figurę. I jeszcze te
mokre czarne włosy przyklejone do jego prawie, że idealnej buzi. Nienawidziłam
go jeszcze bardziej za to, że nie dał mi szansy. Był odzwierciedleniem mojego
ideału mężczyzny, a ja go nie mogłam mieć. Jednak coś wewnątrz mnie aż wyło, że
straciłam szansę bycia z nim.
- Co tu robisz?- zapytał
patrząc się na mnie tymi swoimi błękitnymi oczami.- Czemu nie jesteś w trasie?
- Studiuję.-
odpowiedziałam łamiąc wcześniej ustaloną przez siebie zasadę, by z nim nie
rozmawiać.
- Czyli jesteś cały czas
w LA?
Pokiwałam głową starając
się by nie uronić ani jednej łzy, choć w tym deszczu pewnie by nawet nie
zauważył. Zdziwiło mnie natomiast to, że gdy usłyszał tę odpowiedź, jakby całe
powietrze z niego wyleciało i… chyba posmutniał. Nie wiem czemu, ale… Moja
durna wyobraźnia, jak zawsze płata mi figle. Podeszła do nas druga osóbka,
która była trochę niższa ode mnie, ale o wiele szczuplejsza. Jak podniosła
głowę okazało się, że jest drobną śliczną blondynką. Starałam się udawać, że
wszystko jest w porządku, choć czułam się jakby wbijano mi igłę w samo serce.
- To jest… Stella. Moja
dziewczyna.- dodał po chwili zakłopotany.
- Cześć!- przywitałam się
potrząsając wyciągniętą rękę blondynki.- Klaudia.
Popatrzyłam na nią i
spostrzegłam, że całą górę białych spodni, które na sobie miała ma czerwoną.
Ukryłam wewnętrzny uśmiech. Boże co to musi być za idiotka, skoro zakłada
czerwoną bieliznę do białych spodni? Nie wierzę, że Mat okazał się taki głupi.
- Wracacie do domu?-
zapytałam.
- Właśnie uciekł nam
autobus. Za 2 godziny będzie kolejny…- powiedziała trzęsąca się jak osika na
wietrze blondynka.- Ty chyba nie jesteś Amerykanką, co?
- Nie.- odpowiedziałam,
dodając w duchu „na całe szczęście”.- A taksówka?
- Zapomniałem wziąć
telefonu, a jej się rozładował.- powiedział z kolei Delord.
-Ech, zaziębicie się
tutaj, chodźcie do mnie, ogrzejecie się trochę.- zaproponowałam, zanim
pomyślałam co mówię.
- Wiesz, nie… Dzięki,
jakoś damy sobie radę.
- Chcesz żeby Stella
wróciła z zapaleniem płuc? Tak właśnie myślałam.- powiedziałam, gdy zobaczyłam,
że kiwa przecząco głową.
Zawróciliśmy. Ja szłam ze
Sky’em pierwsza, za mną Mat ze swoją dziewczyną. Dopiero, gdy już stało się,
zaczęłam myśleć. Boże jaka ja jestem głupia. Ale z drugiej strony trochę mi żal
tej dziewczyny, bo naprawdę była przemoczona do suchej nitki, a wydawała się
być bardzo delikatna i krucha. Poza tym… nie umiem chyba się złościć na Mata.
Gdzieś tam w głębi nadal go kocham. Po 15 minutach byliśmy już u mnie w domu.
- Shannon! Bierz psa
wycieraj!- wydarłam się w momencie, gdy Sky wskoczył do środka domu.
Po chwili starszy Leto
stanął przy drzwiach z ręcznikiem i popatrzył na mnie oraz dwójkę którą
przyprowadziłam. Od razu rozpoznał w chłopaku Mata i już miał coś powiedzieć,
ale się powstrzymał. Podał mi ręcznik dla psa i po chwili wrócił z ręcznikami
dla nas. Podałam je tej dwójce jako, że oni nie mieli w przeciwieństwie do mnie
niczego przeciwdeszczowego. Po chwili już byliśmy w moim pokoju. Zaczęłam
grzebać w szafie i podałam dziewczynie luźne sportowe spodenki oraz suchy
t-shirt i wskazałam na drzwi łazienki. Gdy tylko weszła do niej odwróciłam się
do Mata, który siedział na moim łóżku bez koszulki. Przełknęłam ślinę starając
się nie patrzeć na jego ciało.
- Czemu to robisz?-
zapytał, gdy usiadłam obok.
- Bo jest mi was szkoda.
I mam za dobre serce.- odpowiedziałam.
- Nie musiałaś, ale
dziękuję.
Znów milczenie. Przetarłam oczy i znów
popatrzyłam na niego. Nie wiem jak to możliwe, ale podobał mi się jeszcze
bardziej. W końcu odważyłam się zapytać o to co nie dawało mi spokoju od tak
dawna.
- Czy… czy możesz mi
powiedzieć czemu…- zająknęłam się wskazując na drzwi łazienki, jednak on od
razu zrozumiał o czym mówię.
- Czekałem na ciebie rok.
A ty ciągle wracałaś w trasę, wolałaś czas spędzać za granicą. Nie istnieje dla
mnie coś takiego jak związek na odległość.
Spuściłam po sobie wzrok
aż na moje buty. Zrobiło mi się tak bezgranicznie przykro, że gdyby nie
siedział on obok mnie to bym się rozpłakała jak niemowlę. Nagle poczułam jego
dłoń na swojej, więc spojrzałam na niego. Jego wzrok wyrażał zarazem smutek i
skruchę. Mimo, że sytuacja nie była dla mnie miła, to ta chwila miała w sobie
coś magicznego. Nagle drzwi łazienki otworzyły się, a Mat szybko zabrał swoją
dłoń z mojej i popatrzył na swoją dziewczynę. Dopiero teraz mogłam zauważyć, że
ja nie mogę się równać z tą dziewczyną. Była piękna, naprawdę. Mimo że
strasznie chciałam uważać ją za paszczura, to niestety. Była śliczna. Niewielka
o budowie modelki, choć nie tak chuda jak one. Długie blond loki, brązowe
błyszczące się oczy. Ech, nie mam szans z takimi dziewczynami. Zabrałam rzeczy,
które sobie przygotowałam i szybko weszłam do łazienki by się przebrać. Gdy
wyszłam zastałam Stellę w ramionach Mata, co sprawiło, że po raz kolejny moje
serce rozłamało się na części.
- Chodźcie, zrobię wam
coś ciepłego do picia. Wolicie herbatę czy kawę?
- Kawę.- poprosiła
blondynka, ale Mat zdecydował się na herbatę.
Gdy ich odprowadzałam do taksówki,
zdałam sobie sprawę, że to prawdopodobnie moje ostatnie spotkanie z Matem. On
też tak myślał, bo stanął przede mną i pocałował mnie w policzek.
- Dziękuję za wszystko.
Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy…
Otworzyłam usta, jednak
szybko je zamknęłam zdając sobie sprawę z tego co chcę mu powiedzieć. Niewielki
sztuczny uśmiech wkradł się na moją twarz i delikatnie popchnęłam go do
taksówki. Jeszcze przez chwilę trzymał moją dłoń, a potem ją puścił i wsiadł do
czekającego samochodu. Pomachałam im, a potem szybko się odwróciłam, a taksówka
odjechała. Weszłam do domu i usiadłam na
kanapie obok Shanimala.
- I po co to zrobiłaś?-
zapytał.
- By po raz ostatni
popatrzeć na niego?- odpowiedziałam pytaniem i zamknęłam oczy, w których
zbierały się łzy.
______________________________
No w końcu nowy rozdział. Trochę wymęczony, ale starałam się. Jakoś brak mi weny. Za dużo się dzieje. Nie dość, że Ursynalia,OWF,Szczecin Baltic Festival… Po prostu trochę nie ogarniam. No i jeszcze Euro! Należę do tych co kochają takie sportowe święta i całym sercem kibicują naszym, a teraz… hym… zastanawiam się komu ;) No mniejsza. Chcę tylko powiedzieć, że dzięki pewnym zdarzeniom dowiedziałam się, że naprawdę moje opowiadanie jest realistyczne jeśli chodzi o trasę koncertową, warunki w hotelach, tourbusa, garderoby, sceny etc. Nevermind, bo będziecie zazdrościć :P co co Ciacho… jeszcze trochę musicie na nią poczekać. Nie długo, ale jednak. Kolejny rozdział za kolejne SOON.
Co do quizu… tutaj są odpowiedzi do pytań z zeszłego rozdziału:
- Tak, ma siostre, wujka i babcię.
- Pielęgniarka o Shannonie.
- W stanik.
- Tim powoził.
- Teledysk do The Kill.
- Grała z nim w gry.
- Roztrzepywanie włosów.
- Poślizgnął się na wcześniej wylanej przez siebie wodzie.
- Szarpał się z fanką.
- Bała się dinozaurów.
- Był to Jared podczas skoku na The Kill na koncercie.
- Alibi i Hurricane.
- Był to rysunek konia w galopie.
- Greg jej narzeczony.
- Shannon.
A tutaj inne pytania, jak znacie odpowiedź na któreś z nich to piszcie w komentarzach:)
A i jeszcze dwie sprawy. Komentarzy coraz bardziej ubywa. Proszę komentujcie, bo naprawdę zastosuje się do tego, że nie będę publikować rozdziałów. Wy macie przyjemność z czytania, ja też chcę mieć przyjemność z tego co sądzicie o rozdziale czy samym opowiadaniu. Naprawdę, proszę komentujcie!
Tym razem rozdział dedykuję Jess, która od jakiegoś czasu wiernie komentuje :) Dziękuję i mam nadzieję, że będziesz robić to dalej! :)
No rozdzialik spoko spoko, tylko dłuuugo czekałaaaaam…
OdpowiedzUsuńStrasznie szkoda mi Jareda. W rezultacie Klaudia troszku go zmieniła i nie jest takim baranem, a teraz ma tak bardzo cierpiec (choć i tak dużo wycierpiał)… A kiedy on umrze Shannon sie nie pozbiera, Klaudia chyba się załamie i wgl masakrrra… Boże oszczędź bohaterów ksiązek !!!!
A cd Mata to już całkiem… Szkoda mi Klaudii, dziewczynę spotyka niesamowity fart, jest z Marsami a tyle nieszczęść…. Oby jej się ułożyło.
No i mam nadzieje, że nastepny rozdział już niedługo :)
-Mad
Dziękuję bardzo za dedykację :D
OdpowiedzUsuńDłuuugo czekałam na ten rozdział i czytałam go w pełnym napięciu. Mam nadzieję, że słowa Jareda okażą się prawdą i wyzdrowieje ;) To spotkanie z Matem i gest Klaudii trochę mnie zaskoczyły. Rozumiem ją doskonale, ale chyba nie umiałabym tak, żeby zaprosić chłopaka, którego kocham z jego nową dziewczyną do swojego domu… Czytało się bardzo fajnie i mam nadzieje, że będziesz miała wenę na kolejne rozdziały. Czekam ze zniecierpliwieniem.
-Jess
Cholera,nie wiem czy to przez mój obecny nastrój czy przez moją ukrytą wrażliwość ale przepłakałam rozdział od początku do końca. I nie wiem co ja będę robić jak to opowiadanie się skończy,bo czytam to od ponad roku. Możesz być dumna z siebie,bo skradłaś tym moje serce :P Ostatnie rozdziały są genialne,bo smutne i dramatyczne,a ja takie lubię. I lubię też tą relacje jaka jest teraz między Jay’em a Claudią. No i ten Mat. Ja wiem,czekał chłopak rok,ale może tak w tych samych, niekoniecznie miłych wydarzeniach znalazło by się miejsce na wielki come back i gorący romans? Oh,już się nie chwal szczęściaro,że jeździłaś tourbusami,siedziałaś na backstage i gadałaś z perkusistą z LA :P Faaajnie Ci, też bym tak chciała,żeby mnie to spotkało ze strony moich idoli. I wybacz,że tak krótko ale wypadłam z formy komentowania czegokolwiek,ale mam nadzieje,że czytanie tego sprawi ci chociaż minimalną przyjemność :)
OdpowiedzUsuń-Paula
Po pierwsze nie mogłaś wybrać lepszego wersu piosenki ‘Sound the Bugle’ niż ten w rozdziale, świetnie się wkomponował. Poza tym to na prawdę piękna piosenka i aż mi się łezka zakręciła jak przypomniałam sobie fragment ‘Mustanga…’, w którym ona leci. Co do rozdziału ? Nie wykażę się nic nowym i też dodam, że szkoda mi Jareda…ale po części. Tak są gorsi ludzie, których na prawdę skazałabym na śmierć, ale Jared nie w pełni na to zasłużył. I tak jestem za, bo trochę się nacierpi i myślę, że przemyśli to co robił i jak krzywdził ludzi. Mam nadzieję, że pod tym względem się zmieni no i myślę, że raczej go nie uśmiercisz ;) Bo jeśli tak to będzie dla mnie szok, chociaż też złamanie bardzo popularnego stereotypu. Co prawda bez niego to już nie będzie to samo, w każdym razie czekam na rozwój wydarzeń , bo się dzieje :D No i zastanawia mnie czy J. powiedział, że się nie podda ze względu na Klaudię czy sam w to na prawdę wierzy…bo jeśli wierzy to podoba mi się taka postawa.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony jeśli Jared kopnął by w kalendarz to baaaardzo szkoda byłoby mi i to szczególnie Shannon’a. Nie umiem sobie wyobrazić jak poradziłby sobie bez brata. Myślę, że dałby radę, ale to byłoby dla niego bardzo ciężkie :/ (Wszędzie musi pojawić się jakaś groza, strach i smutek)
Hmmm…jeszcze sprawa Klaudii i Mat’a. W sumie nie wiem co mam na ten temat napisać. Klaudia zachowała się moim zdaniem bardzo szlachetnie (?) W każdym razie nie jak jakaś żałosna, zazdrosna i zdesperowana odzyskaniem chłopaka dziewczyna, a jak normalny cywilizowany człowiek…chociaż było to dla niej trudne. Ja myślę, że oni się jeszcze spotkają i to w najbardziej niespodziewanym momencie ;P
Wrócę jeszcze do ‘Mustanga…’ ten soundstrack jest moim ulubionym, a piosenkę ‘Sound The Bugle’ uwielbiam i zgodzę się z tym, że ten utwór pasuje do każdej sytuacji życiowej. To na prawdę piękna piosenka :D
Czekam już na następny rozdział chociaż ten dopiero co się pojawił i strasznie jestem ciekawa dalszych wydarzeń. A skoro ciekawość to 1. stopień do piekła to moja jest tak wielka, że już od dawna mam tam zarezerwowane miejsce xD
-Echelonya
Taki troszeczkę spóźniony komentarz, ale zawsze coś! :D Kurcze, zrobiła się duża przerwa między rozdziałami i czasami zapominam niektóre informacje. Ale po sformatowaniu rozdziału usunięciu przerw etc. wyszło 8 stron!! :D Ja, jak to ja, nie pamiętam na czym się skończyło i dopiero jak było
OdpowiedzUsuńo Jaredzie, że był taki lichy, to sobie przypomniałam! A za pięćdziesiąt rozdziałów będzie pytanie
„na co chorował Jared?”. Chyba tylu rozdziałów nie będzie jeszcze, nie? Ja czekam nadal na ten jedyny czyli Fancy+Jared *.* A jak przestaniesz publikować, to będziesz winna śmierci, a to nie fajnie jest mieć osobę na sumieniu! Nie, nie zabiłam nikogo, po prostu Cię ostrzegam xD Haha…
Te palmy to specjalnie czy tak po prostu? xD Jakby się rzucił, to pewnie by mu się kości połamały, chudzielec jeden :P Nienawidzę jak dziad ma tą brodę O.o Wygląda jakby cywilizacji przez miesiąc nie widział xD Ja chyba bym zwariowała, gdybym dowiedziała się, ze choruję na taką chorobę. Byłoby – moje zasrane szczęście! Co on ta zbudował… karierę… I na tym się kończy. Bo nawet rodziny nie ma (prócz ciebie, ale mi chodzi o rodzinę żona, dzieci etc.) Nie no, ty jesteś jego dzieckiem, ale bez papierków. Kogo obchodzą papierki? xD „Katusze” to jest takie słowo? Twoje opowiadanie kształci! *yay* Co za jakiś **** nie wierzył w brata!! Jak mógł wmawiać wszystkich kłamstwo sam w nie, nie wierząc? No jak?! *pytanie retoryczne* Też nie wyobrażam sobie, żeby Shannon płakał. Jared to niech Se ryczy, ale Shannon? :O Za co ta choroba? „…to kara za wszystko co zrobiłem. Za te krzywdy wyrządzone innym ludziom. Za to, że zawsze byłem takim okropnym ego…” W sumie, to należałaby mu się nauczka, ale ta choroba jest taka trochę… za surowa? Chociaż rozdziewiczył miliony ekielonów, czyli kara w sam raz, o. Mam tyle roboty do zrobienia! A może coś zjesz? Z marsa jesteś? Haha… Ty i te Twoje oczy kota ze Shreka. *,* Błysk radości i ja już myślałam, że będzie lepiej […]. „To nie był dobry żart” ja bym go walnęła łeb ;P Zasłużył, co on sobie myśli? Że co, że śmiesz kłamać? TA ZNIEWAGA KRWI WYMAGA!!!! „Shannon, czy ty wiesz kogo
o to pytasz? Samo to powinno być już odpowiedzią” – masz to po tatusiu, hahaha xD Ja chcę Blackberry, no xD Po co Ci Ipod na obiad? :P Uwielbiam te koszule w kratę *,* niebieska, pod kolor oczu, ale na twarz nie patrz xD ;D Ja to bym nie padła na ziemię i jej nie całowała xD Siarę wam robi, haha :P „JA UMIEM WSZYSTKO, IDIOCI!” hahaha, epicko epicki przerobiony tekst :3 Córcia
i Tatuś. xd I wracamy do przerwy pod postacią […], czyli… Dziadu grał. *chwila grozy* Jak on mógł? Ja to bym wyszła z tej restauracji z płaczem. No po prostu szuja Cię oszukała! Tak po prostu udawał szczęśliwego. ;x „Jęczy duszo” fajne to xD :D Myślisz, że w prawdziwym życiu też pojedziesz studiować teledyski w Mieście Aniołów? Ale byłoby fajnie :D Zmęczony, zapracowany
-klaudiush
i zestresowany – motyw przewodni Pana Leto! Byłbym pierwszym człowiekiem, który… – wylądował w kosmosie! – przez chwilę myślałam, że tak powie xD Na zajęcia o 5 rano?! Zwariowali czy co?? :O zamiast przeczytać „będę miała od nich chwilowy spokój” to przeczytałam „chujowy” O.o Claudia potrafi :D Kota zabić patelnią, epic fail! XD Nie no, skąd ty to bierzesz? :D To idź do sklepy, Pfff… leniu śmierdzący, do sklep, bo ci psa patelnią zabiję!! Właśnie, zrobisz ty prawo jazdy? Ciekawa jestem, jakby Ci to poszło. Wypiłem dwa łyki, Hrabino, po alkoholu się nie jeździ – powiedział Milord. Nie, Milord, to nie on, on jest Szynka. Naprawdę masz na dzwonek NA NA NA ? xD O jakie miniaturki chodzi? :D Pomstę do nieba – będzie padać – pioruny. Mwahahahahah, udało mu się to. Husky jest słodki *.* Taki z niebieskimi oczkami, awww :3 Bo on nie ma dusić się na szelkach, tylko ma się zatrzymać! :P Ten pies, to ma czuja… Przed wami Delord z wariatką – „zakładam czerwone gacie do białych spodni i nie widzę w tym nic złego.” Powiedz nie, powiedz nie, nie odwracaj się!! Trach… Za późno. :c Haha… wszyscy mają błękitne oczy! >D No i dobrze, niebieskie są ładne :D Hah.. I to imię ‘Stella’ jak to Ciastko powiedziała? Jak z pornola? xD Boże, Milord nie myśli, jakim cudem jedno nie ma telefonu a drugiemu się rozładował? No po prostu, pożal się Boże i nic więcej. Przypomniało mi się jak przez cały rozdział i to ‘Ja naprawdę kocham Mata’ myślałam, że to Devine. Mogę nadal tak uważać? Tak mi lepiej się jakoś myśli. Masz dobre serce, niech Ci stopy całuje, a nie! Jak to związek na odległość nie istnieje? A na przykład… dobra, nie mam przykładu, przejrzałaś mnie, zwal na Jareda, że Cię zabrał w trasę. Ty nie masz szans z taką blondynką? Żartujesz sobie? Dawaj, dasz radę! :D No i po co? PO CO?! Żeby na niego się popatrzeć… Nie no, to najgorsza odpowiedź xD No i właśnie…
OdpowiedzUsuńKOMENTOWAĆ KU*WA MAĆ!
Na Quiz nie mam siły :c
-klaudish
Rozdział jak zwykle świetny.
OdpowiedzUsuńCzytam tego bloga od pewnego czasu, ale nigdy nie komentowałam. Jestem raczej tym cichym czytelnikiem.
Pozdrawiam serdecznie
Gabi x DD
Na samym początku mojego komentarza, proszę aby wszystkie twoje fanki, lepiej go ominęły. Nie piszę tego po to, by spędzić resztę życia na kłóceniu się z nastolatkami, wymyślającymi rozmaite opinie na temat tej wypowiedzi.
OdpowiedzUsuńA teraz zaczynamy.
Masz betę? Od takie sobie pytanie retoryczne, bo gołym okiem widać, że takowej nie posiadasz. Jeśli chcesz pisać, to na Miłość Boską zadbaj chociaż o szyk zdań, nie mówię o przecinkach – sama nie jestem w tym mistrzem – ale pewnych zwrotów nie da się całkowicie zrozumieć. Trzeba przeczytać parę razy, żeby się domyślić, co miałaś na myśli. Znajdź kogoś, kto będzie miał ochotę się z tym pomęczyć, o ile jest sens w dalszej kontynuacji. Szczerze powiem, że nie różni się to niczym od większości słitaśno-blogaskowych opków, w których AłtorEczKi poznają wielką miłość swojego życia. Boski Jared Leto, jest tutaj ciepłą kluchą, która nie wie co zrobić ze swoim życiem. Zachowuje się jak Ken od Barbie, brakuje żeby Shannon przyłapał go pod prysznicem jak nogi goli i przymierza szpilki. Idąc dalej – fabuła nie zachwyca, zmarnowałam swój czas i nie zajrzę więcej, nawet w celu przeczytania hejtujących mnie komentarzy. „Przyjemność” czytania nie miała miejsca, o czym tak zaciekle pisałaś pod koniec, rozczarowałam się jednym słowem. Mam nadzieje, że za jakiś czas naprawisz swoje błędy i chociaż troszkę pogłębisz wyobraźnie. Chociaż będzie się to graniczyło raczej z cudem. Poczytaj inne opowiadania, które MAJĄ jakiś sens, a potem zabierz się za własne. Może stworzysz coś fajnego, a nie kluchę. Wygłosiłam swoją opinię, do czego miałam prawo, a teraz dziękuje i dobranoc.
PS. Nie zazdroszczę ci – szczerze, nie ma czego ;) A, że sama piszę, jednak do szuflady, bo nie lubię blogować, to mam nadzieje, iż coś poprawisz albo pozmieniasz.
-Konstruktywnakrytyka
Powiem, że ten rozdział był jednym z bardziej łzawych, do tego akurat leciały mi same smutne kawałki, jak zawsze w takich momentach, więc no smutno było :( Zdziwiło mnie, że na początku Jared się poddał, biorąc pod uwagę jego zachowanie, siłę walki itd. No na szczęście później się opamiętał i stwierdził, że jednak warto walczyć, więc dobrze ;)
OdpowiedzUsuńCo do Shannona, to przepraszam, bo mnie to trochę śmieszy, bo sobie skojarzyłam, że zachowuje się jak kobieta w ciąży albo w okresie napięcia przedmiesiączkowego hahaha xD Ale chyba tak to trochę odbieram, żeby się całkiem nie załamać przez tą chorobę Jr.
I mój jeden z ulubionych wątków, czyli Klaudia i Mat, powiem, że podziwiam dziewczynę, że zdobyła się na coś takiego, chociaż z drugiej strony, jak się tak zastanowiłam, to ja z moim dobrym sercem też bym postąpiła tak samo :) Tylko jestem bardzo ciekawa, jak rozegrasz ich „znajomość” dalej, bo na pewno coś będzie i oni MUSZĄ być razem! ;P Inaczej tego nie widzę ;P
Czekam na dalszy ciąg wydarzeń, bo wiem, że się nie zawiodę, ale już mi trochę brak ITW ;(
-Lea
Pierwsze o czym chcę wspomnieć to to, że po czytaniu Tego opowiadania
OdpowiedzUsuńmam kaca książkowego. Jeśli nie wiesz co to znaczy to w necie powinno być opisane :D
Bardzo fajne uczucie.
Najważniejszym elementem tego rozdziału jest choroba Jareda.
Przygotowywałaś nas na to bardzo długo, dlatego myślę, że nie jest
to dla mnie jakiś szok.
Fajnie, że znalazłaś jakoś chorobę, która pasuje do opisawych parenaście rozdziałów
wcześniej objawów.
Mam nadzieję, że Jared, który zawsze był takim typowym fighterem nie podda się
nowym trudnosciom postawionym przez los. W tej sytuacji
udawany uśmiech i szczęście to jedno, bo czego można wymagać od człowieka, któremu zawalił
się świat, ale chęć walki powinna być całkowicie szczera, a nie tylko udawana,
żeby uspokoić najbliżyszych.
I nie chcę też, żeby się zamknął w sobie, po mimo wszystko to mój ulubiony
bohater i bądź co bądź jeszcze w tej chwili nie umiera.
Ciekawe co w tej sytuacji zrobisz z zespołem, czy przerwą trasę czy bądą grać do końca,
chociaż znając jaya to nie odpuści.
Lubię Klaudię, ale ona jest chyba przeklęta.
Albo ciąży nad nią jakieś fatum samotności rodem z greckiej tragedii.
Każdy z jej prawnych opiekunów zgninął, bądź ma na sobie wyrok śmierci
w postaci nieuleczalnej choroby.
Zaczynam jej współczuć, tylko co z nowym Tatą zaczęła budować prawdziwą,
rodzinną relację, a tu taka wiadomość.
W sumie podoba mi się to, że pokazujesz, że muzycy to nie Asgardcy wszechmocni
bogowie i ich również doczyczą przeziemne problemy ludzi. A z tego co
zauważyłam wielu ludzi postrzega ich jako jakieś 8 cudy świata.
Odniosę się jeszcze w tym komentarzu do wypadku Klaudii i Emmy.
Jestem pewna, że podobna sytuacja mogłaby mieć miejsce w prawdziwym świecie.
Uważam, że Klaudia ma za mało uszkodzeń ciała jak na taki wypadek, nie
żebym życzyła jej źle, ale trochę to mało prawdopodobne, że spotkanie z Audii
zakończone leżeniem pod kołami mogło się skończyć tylko złamaną ręką i stłuczeniem.
-Vamp
Nie lubię Matta, nigdy nie lubiłam, ale teraz to przeszedł sam siebie.
OdpowiedzUsuńCzekał na Klaudię rok, a przed jej powrotem znalazł sobie inną dziewczynę.
Męska logika -.-
Ale za to Kun pokazała klasę, pomagając im w trakcie deszczu. Widać tu jak
bardzo ona się zmieniła przez ten rok. Na początku tego opowiadania
pewnie zrobiłaby tam taką awanturę, że Stella miałaby traumę do końca
życia. Niech pan M wie co stracił.
Nie jestem jakąś Twoją zagorzałą fanką, ale odnosząc się do wypowiedzi konstruktywnego
krytyka uważam, że opowiadanie czyta się całkiem przyjemnie,
choć zdarzają się i nudne rozdziały.Zdarzenia nie są
oklepane, przynajmniej wg mnie, ale ja nie czytam niewiadomo
jakich ilości tych opowiadań (aktualnie zostały tylko 2). Zawsze jest sporo śmiechu.
I może nie jest to najwyższy poziom pisarski, ale napewno też nie jest takie jak inne
historyjki „spotkałam Jareda i żyliśmy długo i szczęśliwie”.
Jednak muszę się zgodzić z tym, abyś pracowała nad składnią zdań i zwracała większą uwagę
na znaki interpunkcyjne przepisując opo na komputer. Bo ostatnio z tym rzeczywiście są problemy.
Oraz jeszcze taka uwaga – jak wklejasz jakiś fragment, który pisałaś dawno to uważaj
na imiona, bo ostatnio spotkałam Jess zamiast Gosi.
Wiem, że nie jest to typ „zabawnego komentu”, ale rozdział i moment, w którym
teraz rozgrywa się ta historia również nie jest najszczęśliwszy dlatego uznałam,
że taki styl będzie bardziej adekwatny.
-Vamp
Komentarz ze względy na część treści w nim zawartych przesyłam na maila :)
OdpowiedzUsuń-Megthehunter
Jak smutno… I do tego piosenki przy których ZAWSZE płaczę.
OdpowiedzUsuńJared – najpierw emocjonalny wrak, a później postanowił walczyć. Chciałabym, żeby jednak udało mu się wygrać z chorobą, ale podejrzewam, że nie planujesz go uzdrowić, nie? :(
Shannon – jego ukochany braciszek umiera, nie dziwię mu się, że tak się zachowuje.
Klaudia-Mat-Stella – Klaudia ładnie postąpiła, ale widać, że między nią a Matem iskrzy – coś z tego będzie. Na 100%
-Adka
Czy przysmaki to odtluszczona woda I suchary z trocin? Facet wyglada tak niezdrowo I jest totalnie zaglodzony, ze nie wierze zeby jadal cokolwiek normalnego nie mowiac o czyms takim jak „przysmaki”.
OdpowiedzUsuńBule z mielonka mu zrobic i wysokokalorycznego milkshake:D
Wiem, ze rozdzial zaczal sie powaznie ale ja nie moglam pozostac taka kiedy doszlam do momentu „patrzyl na palmy”. To prawie jak fetysz jakis;)
Nie wyobrazam sobie jakie to musi byc traumatyczne dowiedziec sie, ze zostalo pare miesiecy zycia. Szczegolnie musi byc ciezko kiedy spotyka to takiego aroganta i zarozumialca jak Jared. Facetowi wydaje sie, ze jest niezwyciezony a tutajk buch! Choroba.
Nie wierze w cos takiego jak zbrodnia I kara czyli zli sa ukarani, dobrzy ida do nieba ale gdybym wierzyla to powiedzialabym ze Jared dostal to na co sobie zapracowal.
Szkoda mi bardzo Claudii I Shannona.
O ile choroba dotyka samego chorego to ma to wplyw na jego bliskich. Smierc juz dotyczy tylko tych ktorzy zyja. Dla osoby ktora zmarla juz nic nie jest wazne.
Mam nadzieje, ze jak Jared umrze to Claudia I Shannon beda mieli kolo siebie ludzi ktorzy im ulatwia pogodzenie sie ze strata.
Szukaj Claudi chlopaka. Ale to juz. :D
Szynka jako barometr. #faint#. Kocham Twojego Shannona. Okropnie. Ogolnie bardzo fajny rozdzial.
-Mama