Chapter 27
"Miasto Aniołów"
Zestresowana jak przed
jakimś egzaminem schwyciłam rączkę od walizki i ruszyłam przed siebie. Nie
mogłam uwierzyć, że w końcu stąpam po amerykańskiej ziemi i to w wymarzonym
mieście. No dobra, do miasta z lotniska był jeszcze kawałek, ale tak naprawdę
to już byłam w Los Angeles. Gdy przeszłam przez ostatnie drzwi, które
oczywiście automatycznie się przede mną rozsunęły, zachciało mi się skakać ze
szczęścia, jednak powstrzymałam emocje i szłam przed siebie by nie tarasować
drogi. Stanęłam z boku i rozejrzałam się po hali lotniska. Było przeogromne,
jasne i strasznie zatłoczone. Jak ja mam znaleźć tu kogoś znajomego? No jak?
Wyjęłam blackberry i przełączyłam ją z profilu samolotowego na normalny.
Wybrałam numer Jareda i czekałam. Okazało się, że numer jest nieosiągalny, więc
spróbowałam dodzwonić się do Shannona i Emmy, jednak z tym samym skutkiem.
Wzięłam więc walizkę i zaczęłam krążyć po tym ogromnym lotnisku. Przechodząc
obok krzeseł ustawionych przy oknach usłyszałam głośny pisk, więc natychmiast
się odwróciłam co skończyło się tym, że wpadłam na jakiegoś faceta. Od razu
odwróciłam się do niego i zaczęłam go przepraszać. Mężczyzna około 40-stki
popatrzył na mnie uśmiechając się i zaczął zbierać papiery, które mu wypadły.
Czując się winna zaczęłam mu pomagać. Skądś kojarzyłam tę twarz, ale w końcu
byłam w mieście gwiazd, więc co się dziwić?
-
Jeszcze raz
bardzo przepraszam...- wyjąkałam podając mu ostatnią kartkę papieru.
-
Nic się nie
stało. Wyglądasz na zagubioną, pomóc ci jakoś?- spytał z wyraźnym amerykańskim
akcentem.
-
Nie,
dziękuję. Czekam na kogoś.- powiedziałam patrząc na niego przepraszającym
spojrzeniem.
Jego wzrok powędrował za mnie i a na twarzy
pojawił się szeroki uśmiech. Ciekawa kogo tam zobaczył, sama się odwróciłam i
ujrzałam Jareda. Chciałam po prostu powiedzieć cześć, ale radość z tego, że go
widzę była silniejsza ode mnie, więc przytuliłam się do niego.
-
Cześć Jared!-
przywitał się ten mężczyzna za mną.- Kopę lat żeśmy się nie widzieli!
-
Hej David!-
odpowiedział, a ja się odsunęłam od niego.- Nieźle wyglądasz, lecisz gdzieś?
-
Tak, lecę do
Paryża. Mamy tam kręcić ostatnie sceny do pewnego filmu.- powiedział
tajemniczo.
Podczas, gdy oni rozmawiali ja nie mogłam
powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na mojej twarzy i rósł w miarę jak
patrzyłam na Leto. Nie miał tego cholernego irokeza, mimo, że włosy nadal były
blond, wyglądał o wiele lepiej. Lekki zarost tylko dodawał mu uroku, a
niebieskie oczy radośnie błyszczały. W końcu stwierdziłam, że się z nim
przywitam.
-
Cześć!- powiedziałam
obejmując go w pasie i znów się do niego przytulając.
Wiedziałam, że może to wyglądać trochę
dziwnie, ale nie ważne.
-
Hej!-
odpowiedział cicho i objął mnie jednym ramieniem.- David, to Klaudia, moja...-
tu na chwilę się zająkał, ale potem pewnie powiedział.- Córka.
David wytrzeszczył oczy, a potem powiedział.
-
Nie
wiedziałem, że masz dzieci...
-
Wiesz, na
dobrą sprawę nie mam. Nie jestem jej fizycznym ojcem, opiekuję się nią. I
proszę cię, nie mów o tym nikomu.
-
Jasne.-
odpowiedział mężczyzna uśmiechając się do nas pogodnie.- Dobra, ja spadam.
Bawcie się dobrze!
-
Dzięki!
Bezpiecznego lotu!- odpowiedział mu Jay i popatrzył na mnie.- No w końcu cię
znalazłem. Czemu nie odbierasz telefonu?
-
Bo nie
dzwoniłeś?- zapytałam patrząc na blackberry, które cały czas trzymałam w ręce.
-
Hym... To
musiało ci się coś popsuć. Dobra, jedziemy do domu, okej?
Pokiwałam chętnie głową i poszłam za nim. Leto
wziął ode mnie walizkę i szedł tak milcząc obok. Doszliśmy do wielkiego
parkingu znajdującego się od razu przy wyjściu z budynku. Gdy tylko wyszłam na
zewnątrz uderzyła we mnie fala ciepłego, kleistego powietrza, którego w Polsce
o tej porze nie było jak doświadczyć. W końcu doszliśmy do dużego czarnego bmw,
które wcześniej widziałam tylko na zdjęciach. W Ameryce wszystko jest takie
wielkie... Jay wrzucił mój bagaż do bagażnika, a ja usiadłam po stronie
pasażera. Zapięłam pasy i czekałam na niego. W końcu usiadł na fotelu kierowcy
i odpalił silnik. Pierwszy raz widziałam go prowadzącego samochód. W końcu
zawsze to jego wozili na koncerty. Szybko wycofał samochód i wjechał na drogę
prowadzącą na autostradę w kierunku
Miasta Aniołów. Płynnie włączył się do
ruchu i jechaliśmy tak w ciszy. Zapatrzyłam się więc na krajobrazy, które
mijaliśmy.
-
Jak ci minął
lot samolotem?- zapytał w pewnym momencie.
-
Dobrze, choć
trochę za długi.- odpowiedziałam zaskoczona jego pytaniem.
Znów zapadła cisza, a ja zaczęłam go
obserwować. Samochód prowadził jedną ręką, drugą opierając o szybę i nerwowo
bębniąc palcami w drzwi. Czymś się denerwował, a ja nie wiedziałam czym. Gdy
spojrzał na mnie szybko odwróciłam wzrok udając, że oglądam widoki, a on się
wyprostował.
-
Zaraz
będziemy.- powiedział, a dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że już od dawana
jesteśmy w mieście i właśnie wjechaliśmy pomiędzy osiedla ślicznych białych
jednopiętrowych domków.
-
Czym się
denerwujesz?- zapytałam.
-
Ja? Niczym.-
odpowiedział zaskoczony.
-
To czemu
jesteś taki... nerwowy?
-
Ech...-
westchnął.- Po prostu nie myślałem, że ten dzień tak szybko nadejdzie. Cieszę
się, że tu w końcu jesteś.- powiedział szczerze się do mnie uśmiechając.
Te słowa sprawiły, że poczułam niesamowite
ciepło rozchodzące się po moim wnętrzu. To było miłe. Wjechaliśmy na podjazd
przed jednym z tych ładnych domków, z tą różnicą, że ten był dwupiętrowy i
zatrzymaliśmy się obok wielkiego białego jeepa.
-
Wysiadając
uważaj by przypadkiem nie dotknąć ślicznotki Shannona, bo nas zamorduje.-
powiedział i wyłączył silnik.
Odpięłam pasy i ostrożnie otworzyłam drzwi.
Ledwo co wyszłam z samochodu, tak wiele miejsca było pomiędzy nimi i znalazłam
się przy Jaredzie, który już zdążył wyjąć moją walizkę i czekał na mnie.
-
Ja wiem, że
ty jesteś tak chudy, że bez trudu się przeciskasz, ale ja...- powiedziałam, a
on się znów radośnie uśmiechnął.
Ruszyliśmy piaszczystą ścieżką do drzwi
wejściowych, a ja podziwiałam wszystko wokół. Było takie zielone i przyjemne.
Słońce dopiero wstawało, była tutaj dopiero 9 rano. Jared wyjął klucze i
otworzył drzwi. Przepuścił mnie w nich i znalazłam się w środku. Zdjęłam buty i
płaszczyk po czym zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu. Jared także ściągnął
buty i postawił walizkę.
-
Chodź, pokażę
ci dom.
Pokiwałam głową i ruszyłam za nim. Ogromne
przestrzenie, mało rzeczy i wszystko takie nowoczesne. Zastanawiałam się co z
Shannonem, ale zdecydowałam się zapytać o niego później. Jared zdecydował, że
rozpoczniemy zwiedzanie od kuchni. Pokazał mi ją, dokładnie opisując co jest w
każdej z szafek. Nie wiem po co, bo w końcu i tak na samym początku już nie
pamiętałam co gdzie się znajdowało. Potem przeszedł do takiego przedpokoju
połączonego z jadalnią. Był w nim komputer, barek i jakiś sprzęt grający, a
przy komputerze stała gitara. Jared pociągnął mnie w stronę drzwi znajdujących
się po prawej stronie i wyszliśmy na zewnątrz. Jak na taką gwiazdę dość mały
basen, pełno bananowców, które były niesamowicie zielone, no i kilka leżaków.
Spojrzałam w prawą stronę na budynek i zobaczyłam Shannona w samych spodniach
stojącego na balkonie i machającego nam. Odmachałam mu ciesząc się jak małe
dziecko, że go widzę.
-
Już do was
schodzę!- krzyknął i zniknął w środku.
Jared tylko się uśmiechnął widząc jak wpadam
do domu na spotkanie z jego bratem. O mało co nie zaliczyłam gleby na podłodze
w przedpokoju tak ślisko tam było, ale uratował mnie przed tym Shanimal, któremu
wpadłam w ramiona.
-
Uważaj, bo
ślisko tu.- powiedział przytulając mnie.
-
Aaa!!!
Shannnoooon!!! – pisnęłam szczęśliwa przytulając się do niego.
-
Jaki
fangirls!- zaczął się śmiać Szynek, a ja jeszcze mocniej się w niego wtuliłam.
Taka reakcja była zupełnie naturalna dla mnie.
Jak u Jareda miałam opory i byłam niepewna czy mogę tak zrobić, tak u Shannona
nie umiałabym inaczej. On był taki otwarty w przeciwieństwie do Jay’a.
-
Jak podróż?
Pewnie masz dość samolotów, co?- spytał troskliwie.
-
No, trochę
mam dość, bo w cholerę długi był ten lot, ale już o tym zapomniałam!
Spełniliście jedno z moich największych marzeń!- powiedziałam zachwycona.
-
Dla ciebie
wszystko Młoda!- zaśmiał się Shannon obejmując mnie w pasie i prowadząc na
górę.- Chodź, pokażę ci twój pokój!
-
Ej...-
żachnął się Jared.- Nie skończyłem jeszcze pokazywać jej parteru!
-
Potem
pokażesz!- odpowiedział mu brat.
-
Pfff!-
prychnął aktor i zniknął w kuchni, a ja z Shaniastym wspięliśmy się po
schodkach na górę.
-
Albo wiesz...
Najpierw pokażę ci mój pokój. Nie przestrasz się bałaganu, okej?
-
Spoko, sama u
siebie mam wielki.- zaśmiałam się.
Poszliśmy jasnym korytarzem do końca i
weszliśmy do pokoju po lewej stronie. Był bardzo przestrzenny, przytulny i
jasny. Ściany w kolorze skóry osoby o bardzo jasnej karnacji tak, że wydawały
się prawie, że białe. Na każdej tkwiła masa niewielkich zdjęć oprawionych w
ramki. Jedne przedstawiały ludzi, inne miejsca, a jeszcze inne zwierzęta.
Zauważyłam, że na łóżku leży stos skarpetek. Shannon widząc moje pytające
spojrzenie podniósł nogawki spodni, a ja dostałam ataku śmiechu. Na prawej
stopie miał krwiście czerwoną skarpetkę, a na lewej soczyście zieloną
podkolanówkę.
-
Nie mogłem
znaleźć pary...- zaczął się tłumaczyć.
-
Haha! Wiesz,
że jesteś moim mistrzem jeśli chodzi o ubieranie się?- zapytałam wciąż się
śmiejąc.- One są czyste?- zapytałam wskazując na kopiec skarpet.
-
No
oczywiście, że tak!- odparł oburzony.
Wzięłam do ręki, więc dwie takie same
skarpetki i podałam mu.
-
A te? Wygląda
na to, że są identyczne.
-
Jak ty to
zrobiłaś?- zapytał patrząc na mnie z podziwem.- Ja nie mogłem znaleźć ani
jednej pary!
-
Wystarczyło
popatrzeć.- powiedziałam mrugając do niego.- Masz bardzo przytulny pokoik!
-
Dziękuję.-
powiedział zachwycony zmieniając skarpetki.
-
Shannon!
Klaudia!- rozległ się głos Jareda.
-
Aaa! Twój
pokój! Chodź szybko! Jay go szykował.- mruknął cicho puszczając mi oczko.-
Starał się, więc nie mów nic złego na jego pracę, bo się załamie, ok.?
-
Jasne.-
odpowiedziałam nie wierząc, że Jared sam urządził mi pokój.
Wróciliśmy na początek korytarza i spotkaliśmy
przy ładnych ciemnobrązowych drzwiach Jay’a. On otworzył je i wpuścił mnie
pierwszą do środka. Weszłam do przestronnego pomieszczenia i stanęłam jak
wryta. Otworzyłam usta i po chwili je zamknęłam nie mogąc wydusić z siebie
słowa.
-
Mam nadzieję,
że spodoba ci się. Od teraz to twoje królestwo.- powiedział Jay.
A ja nadal stałam nie mogąc ruszyć się choćby
o milimetr. To było niesamowite. Ściany były pomalowane na jasnoniebieski
kolor, który rozjaśniał pokój. Po prawej stronie stało duże dwuosobowe łóżko,
które było cudowne. Czarny zagłówek, a do tego pościel w konie. Aż mnie
zatkało, gdy to zobaczyłam. Do tego nad łóżkiem wisiało zdjęcie 1,5m x 1m
przedstawiające mnie w masce na galopującej Junonie. Zakryłam usta i nos dłońmi
nie mogąc uwierzyć w to co widzę. Po prawej stronie od łóżka czarno-białe
szafki na różnego rodzaju rzeczy, a po lewej wielki regał na książki. Za to z
drugiej strony drzwi stało biurko przy dużym kwadratowym oknie i „kącik
jeździecki”. Na haczyku przytwierdzonym do ściany wisiało piękne czarne
ogłowie, a w rogu stała wielka wijąca się w górę zielona roślina. Jared
odchrząknął, a ja w mig spojrzałam na niego. On z uśmiechem zamknął drzwi, a mi
ukazał się wielki plakat Placebo. Wydałam z siebie pisk, identyczny jak ten
kiedy dowiedziałam się, że Marsi zagrają w Polsce i rzuciłam na Jareda. Mocno
zamknęłam oczy żeby się nie rozpłakać ze szczęścia i wtuliłam twarz w jego
szary t-shirt.
-
Podoba się?-
zapytał, a ja w jego głosie wyczułam nutkę radości.
-
Jest cudowny!
Jak? Jak... Jakim cudem masz to zdjęcie i ja nic nie rozumiem!- wyjąkałam w
jego koszulkę.
-
Ej... nie
rozumiem co mówisz.- powiedział odsuwając mnie od siebie.
-
Jest
cudowny!- zdołałam wyjąkać.
-
Cieszę się,
że ci się podoba.- powiedział i rozczochrał mi włosy.
Normalnie bym go zabiła, ale wtedy tylko
myślałam o tym jaki piękny mam pokój. Odetchnęłam kilka razy i popatrzyłam na
białe drzwi z drugiej strony pokoju.
-
Co tam jest?-
zapytałam.
-
Łazienka.
Twoja własna.- powiedział Shannon, a ja w mig podążyłam w tamtą stronę.
Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazała się
wielka wanna, toaletka, szafki, kibelek i kosz na pranie wraz z pralką.
-
Tu pierzemy
też rzeczy...- zaczął tłumaczyć Jared, ale mu przerwałam.
-
Jesteście
niesamowici, wiecie?- zapytałam.
-
Jasne!-
odpowiedzieli zgodnie i zaczęli się śmiać.
-
Dobra, chodź
pokażę ci salon!
Pokiwałam głową i wyszliśmy z mojego
królestwa. Było idealne. Jay oczywiście musiał dokładnie zamknąć drzwi, bo
„jeszcze przeciąg się zrobi”, a w tym czasie ja z Shaniastym znaleźliśmy się
już na dole w przedpokoju. Właśnie pokazywał mi barek, gdy do pomieszczenia
wbiegł Jared i chciał wskazać drogę do salonu, gdy poślizgnął się i przejechał
cały przedpokój aż wpadł na drzwi i wyrżnął glebę na dywan w salonie. Obydwoje
z Shannonem wytrzeszczyliśmy oczy, a potem zaczęliśmy się śmiać. Nie
wyobrażacie sobie nawet co to był za śmiech. Aż się popłakałam, zresztą Shannon
również. Zamiast pomóc Jay’owi to leżeliśmy na ziemi i wyliśmy ze śmiechu. W
końcu jakimś cudem udało mi się doczłapać do niego, a gdy zobaczyłam, że cały
bok ma mocno obtarty przez dywan trochę się uspokoiłam.
-
Jezu, ale
gleba! Mistrz z ciebie!- powiedziałam każąc mu usiąść.- Czekaj, trzeba ci to
przemyć... głupolu.- to ostatnie dodałam ciszej i po polsku.
Jay zaczął coś marudzić, że nie, ale Shannon
już niósł wodę utlenioną. Gdy tylko spojrzał na brata znów zaczął się śmiać.
Kazałam aktorowi położyć się na boku i uśmiechnęłam wrednie. Odkręciłam
buteleczkę i wylałam na ranę prawie całą zawartość. Ładnie zasyczał, nie ma co.
Wacikami wytarłam mu spływający płyn i przetarłam ranę. Wzrok Jareda mnie
zabijał, ale ja wciąż widziałam jak trafia w drzwi, a potem leci do przodu na
dywan. Zauważyłam, że obtarty ma też prawy łokieć na który zresztą spadł, więc
i to miejsce mu przemyłam.
-
Mam filmik z
twojej gleby!- pochwalił się Shannon.- Kocham swój telefon, że tak szybko
reaguje! Wrzucę to do neta!- zaśmiał się.
-
A wrzucaj!-
mruknął obrażony Jared.
Jak dziecko! I tym sposobem zobaczyłam salon,
który był bardzo przyjemnie urządzony. Białe ściany, które były popisane
różnymi cytatami i rysunkami, niebieska kanapa z fotelami, czarny stolik, kino
domowe i inne bzdety. Tak więc zobaczyłam cały dół, wraz z ich mini studiem,
które zajmowało połowę parteru. Jared pomógł mi wnieść bagaż na górę do pokoju
i powiedział, że mam się rozgościć, a jakby co to on jest w swoim pokoju.
Pokiwałam głową i weszłam do siebie. Wciąż byłam w ogromnym szoku i nie mogłam
uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Nigdy nie marzyłam nawet, że będę mieć
swój własny pokój w domu Leto. I to taki pokój! Najbardziej zachwycało mnie to
moje zdjęcie na Junonie. Skąd on je wziął? Nie mam pojęcia, ale nie mogłam
przestać się na nie patrzeć. Położyłam się na łóżku i wyjęłam telefon. Szybko
napisałam długiego smsa opisującego podróż i dom, po czym wysłałam go do moich
przyjaciółek. Potem wlazłam na twittera by naskrobać „Los Angeles! Hello City Of Angels and surprises!”. Odłożyłam blackberry na bok i leżąc na plecach zamknęłam powieki.
Podniosłam je dopiero po dobrych kilku godzinach. Po prostu ścięło mnie
zupełnie, a z całą pewnością było to spowodowane długim i męczącym lotem oraz
zmianą czasu. Gdy popatrzyłam na moje cudeńko okazało się, że jest już 20.
Przespałam równe 10 godzin! Przetarłam zaspane oczy i wstałam z łóżka. Było
niesamowicie wygodne i do tego tak wielkie, że zmieściły by się na nim jeszcze
ze 3 osoby. Szybko się odświeżyłam w łazience i przebrałam w jakieś czyste
ciuchy. Gdy tylko otworzyłam drzwi wpadłam na Shannona, który niósł jakieś
pudło do swojego pokoju.
-
O! Widzę, że
księżniczka w końcu wstała.- zaśmiał się.- Nieźle cię ścięło.
-
Em... no...
trochę.- wyjąkałam.
-
Idź na dół,
masz tam kolację. No i Jared chce cię gdzieś zabrać i to jakaś niespodzianka.-
powiedział tajemniczo i zniknął za drzwiami.
Wzruszyłam ramionami i
zeszłam do kuchni. Na blacie zobaczyłam twarożek ze szczypiorkiem i bagietkę
francuską. Już zaczyna mi się podobać. Gdy nakładałam sobie tę białą substancję
na bułkę do pomieszczenia wszedł aktor.
-
Nie
wiedziałem kiedy się obudzisz, więc zrobiłem twarożek. Może być?- zapytał.
-
Sam go
zrobiłeś?- zapytałam nie wierząc w to co słyszę.
-
No tak... a
co? Nie smakuje ci?- spytał zmartwiony.
-
Jeszcze nie
próbowałam, ale jestem zaskoczona, że ci się chciało. Nie prościej było kupić?
-
To nie to
samo. Ten jest zdrowszy, a poza tym to tylko 5 minut zrobić coś takiego, a ja
czasem lubię się pobawić w kuchni.
O mało co się nie zadławiłam kęsem, który
właśnie połykałam. Jared i kuchnia. Dla mnie ten człowiek zupełnie nie wygląda
na osobę, która lubiłaby gotować. Już prędzej Shannon... Chociaż nie. Starszy
Leto jest zbyt leniwy na to. Jared widząc moją minę posmutniał.
-
Jednak ci nie
smakuje.
-
Nie, jest
pyszny. Chodzi oto, że mnie zaskoczyłeś.
-
Czym?
-
Że lubisz
gotować i przyrządzać jedzenie.- powiedziałam delektując się kanapką.
Leto wzruszył ramionami i
wskoczył na blat stołu. Taki ruch przypominał mi 7 letnie dziecko, a nie prawie
40 letniego mężczyznę. Uśmiechnęłam się do niego i odłożyłam jedzenie. Zaczęłam
szukać po szafkach kubka, by zrobić sobie herbatę. Gdy otwierałam 4 z kolei
drzwiczki, zapytał czego szukam.
-
Kubka.
-
Pierwsze
drzwi po prawej nad zmywarką. Przecież rano ci mówiłem gdzie są.
-
Myślisz, że
zapamiętałam? Mówiłeś tak szybko, że ledwo udało mi się spamiętać, że to
kuchnia.- odpowiedziałam mu wyjmując jakiś czarno-biały kubek. – A herbata?
Jared zeskoczył z blatu i wyjął z szafki nad
nim herbatę. Nastawiłam wodę i wrzuciłam torebkę do kubka. Czekając na wrzątek
poruszyłam temat niespodzianki o której wspomniał mi Szynek.
-
A zobaczysz
gdzie chcę cię zabrać. Myślę, że ci się spodoba. Ale to musisz się pośpieszyć.
Pokiwałam głową i znów zajęłam się jedzeniem.
Gdy tylko herbata się zaparzyła, wypiłam ją i mogliśmy ruszać. Jednak przed
samym wyjściem wróciłam się do pokoju po mp3 i blackberry. Założyłam skórzaną
kurtkę, tak samo jak Jared i wyszliśmy przed dom. Znów musiałam się przeciskać
do miejsca pasażera i otwierać drzwi tak by nic się nie stało cudeńku
Shanimala. Odetchnęłam z ulgą siadając w fotelu i zamknęłam drzwi. Jared szybko
wycofał samochód i wyjechał na drogę. Gdy nasza dzielnica zniknęła nam, a my
wjechaliśmy na ciemną szosę włączyłam swój sprzęt grający i włożyłam słuchawki
do uszu. Czas podróży szybko mi minął i nawet nie zauważyłam kiedy
zatrzymaliśmy na miejscu. Jay wyłączył silnik i zablokował samochód żeby się nie
zsunął, bo staliśmy na górce. Wysiadłam i obeszłam samochód pochodząc do Leto.
On objął mnie w pasie i zaprowadził ścieżką na szczyt tego miejsca. Dopiero gdy
stanęłam przy krawędzi zrozumiałam co to za miejsce. To był jeden z
najpiękniejszych momentów mojego życia. Stałam tak wtulona w bok Jareda i
patrzyłam na zapierający dech w piersiach widok nocnego Los Angeles. Jednak
najważniejszym elementem tu była chyba muzyka. Alibi tak idealnie współgrało z
migoczącymi światłami tej wielkiej metropolii.
-
To z tego
miejsca nagrywaliście Kings and Queens?- zapytałam zdejmując słuchawki.
Mężczyzna pokiwał głową zapatrzony w migoczące
światła. W pewnym momencie wskazał ręką na oświetloną szeroką drogę.
-
Widzisz tę
trasę?- zapytał.
-
Tak.
-
To popatrz od
niej na prawo. Ta ciemniejsza plama, niezbyt dużo świateł. Tam mieszkamy.
-
Myślałam, że
trochę bliżej.- stwierdziłam, bo podróż w to miejsce nie była daleka.
-
Piękne jest
to miasto nocą. Kiedyś zabiorę cię tu o wschodzie słońca. Dopiero wtedy
zobaczysz piękno tego miejsca.
-
Dziękuję.-
wyszeptałam mocniej obejmując go w pasie.
-
Czego
słuchałaś?- zapytał wskazując na słuchawki, które zwisały mi z kieszeni spodni.
-
Najpiękniejszej
ballady rockowej na świecie, która idealnie pasuje do takich
widoków.-westchnęłam.
-
Czyli czego?
-
Alibi.- wyszeptałam
tak cicho jak tylko umiałam.
Pokiwał tylko głową i znów zapatrzył się w
miasto. Ja natomiast włożyłam słuchawki do uszu i znów puściłam tę magiczną
piosenkę. Stanęłam na skraju skarpy, przed spadnięciem dzieliła mnie tylko
barierka. Gdy głos Jareda przerodził się w krzyk poczułam się jakbym naprawdę
spadała. Rozłożyłam szeroko ręce i z zamkniętymi oczami poruszałam ustami
jakbym śpiewała. Nie chciałam się przy Jaredzie kompromitować, więc bezgłośnie
wyśpiewywałam tę piosenkę. Nagle poczułam ruch obok siebie więc szybko
otworzyłam oczy i spojrzałam w bok. Jay stanął obok mnie przybierając tę samą
pozę i śpiewał Alibi dokładnie tak jak leciało w moich słuchawkach. Zaskoczona
opuściłam ręce i przyglądałam się jego osobie. On jednak śpiewał swój utwór
całkowicie na głos. Pierwszy raz usłyszałam Alibi na żywo. A raczej fragment
tej ballady, którego nigdy nie śpiewał na koncertach. Zamilkł w momencie, gdy
Jared w słuchawkach też ucichł i otworzył oczy. Uśmiechnął się i jak gdyby
nigdy nic objął ramieniem moje plecy i skierował nas do jego samochodu.
Usiadłam na miejscu pasażera i ruszyliśmy w drogę powrotną. Ulice Miasta
Aniołów były naprawdę niesamowite nocą. Gdy w dzień nie za bardzo mi się
podobały, to w nocy były po prostu piękne. Leto przejeżdżając obok różnych
budowli opowiadał mi ich historie bądź do czego służą lub co się w nich mieści.
Stanęliśmy na światłach obok wielkiego szklanego budynku, który od razu mnie
zainteresował. Cały zrobiony ze szklanych płyt w różnych kolorach, pełno ludzi
wokół i dudniąca muzyka. Widząc moje zainteresowanie, Leto zjechał w boczną
ścieżkę i zaparkował niedaleko tego miejsca. Gdy stanęliśmy przed budynkiem,
Jared uśmiechnął się do dziewczyn przechodzących obok, jednak one totalnie go
olały.
-
To jest jeden
z fajniejszych klubów. Można tu potańczyć, nawet niezła muzyka leci, a poza tym
pracuje tu jeden z najlepszych barmanów na świecie. Lubisz tańczyć?- zapytał.
-
Nie... nie
lubię chodzić do klubów ani na dyskoteki.
-
Czemu?
-
Nie moja
muzyka, a poza tym nie lubię tak zaludnionych miejsc... – powiedziałam.
-
A koncerty?
Przecież tam też jest masa ludzi.- zapytał zdziwiony.
-
No tak, ale
muzyka pomaga mi przetrwać. Zresztą na koncercie wszyscy oczekują tego
samego... dobrej muzyki i zabawy przy ukochanych piosenkach. A tu..- wskazałam
dłonią na klub.- To nie mój klimat. Narkotyki, papierosy, seks czy alkohol to
nie moje klimaty. Przejdziemy się po mieście?- zapytałam patrząc w stronę
następnego budynku.
-
Ok.
Ruszyliśmy chodnikiem oglądając kolejne dzieła
architektury. Ja z uwagą przyglądałam się przechodzącym obok nas ludziom chcąc
poznać ich styl życia, sposób ubierania się i zrozumieć ich kulturę. Jared
w pewnym momencie pociągnął mnie mocno
za ramię, aż zatoczyłam się do tyłu. Nie było to miłe, ale dzięki temu nie
weszłam na ulicę pod dużego szarego vana.
-
Uważaj na
siebie!- skarcił mnie ostro, ale potem dodał łagodniej.- Ja wiem, że chcesz
zobaczyć wszystko , ale nie wchodź na czerwonym na ulicę, dobrze?
-
Dziękuję.-
powiedziałam i w końcu, gdy zapaliło się zielone ruszyłam przed siebie.
Na kolejnym skrzyżowaniu przeszliśmy na drugą
stronę ulicy i zaczęliśmy wracać. Miasto bardzo mi się spodobało. Pomimo tłoku,
nadmiaru dźwięków było tym czego oczekiwałam. Zatrzymaliśmy się na kolejnym
czerwonym świetle, a wtedy jakieś dwie dziewczyny podeszły do nas prosząc
Jareda o autograf. On z uśmiechem podpisał im się w notesach i chciał już iść
dalej, gdy one zaczęły go błagać o wspólne zdjęcie. W końcu Jay dał się
namówić, więc dostałam do ręki aparat i zrobiłam im jakieś dwa zdjęcia. Dziewczyny
były tak szczęśliwe jakby im się oświadczył i dziękując odeszły. Jednak są
jeszcze normalne fanki na tym świecie stwierdziłam wsiadając do samochodu.
Mam nadzieję, że rozdział jest w porządku :) Akcję z Alibi napisałam już dawno temu, ale wszystko pozostałe jest nowe. Co do opisów Klaudii… Nie bez powodu główna bohaterka ma takie imię. To prócz fikcji jest zarówno wyrzucaniem z siebie wszystkich emocji i uczuć. Wszystko co piszę o Klaudii jest takie jak w rzeczywistości ze mną. Och Daguś… wiesz, że Cię niesamowicie kocham? I tak… mam w planach pewne odpały *diabełek*. Zapraszam też do przeczytania wywiadu ze mną :) link się znajduje po lewej stronie w „Besides Chapters” ;)
Wyniki konkursu:
1. Mr. Party – 2
2. Pośladek Shannona – 2
Czyli remis ;)
Tym razem rozdział dedykuję Ani, która przeprowadziła ze mną wywiad i mnie wspiera. Dziękuję :*
PS. Czy ktoś chce żebym narysowała pokój Klaudii?
TAK! narysuj pokój Klaudii, proszę!
OdpowiedzUsuńrozdział…brak mi słów, opis miejsca, do którego tak bym chciała polecieć i w ogóle ta cała sytuacja…nie wiem co mam powiedzieć, niesamowite.
Motyw śliskiej podłogi i gleby – bezkonkurencyjny! też leżałam na ziemi ;P no i oczywiście Szynek, którego uwielbiam w tym opowiadaniu chyba najbardziej!
-lea
Szczerze mówiąc ostatnie rozdziały nie należały do szczególnie powalających, ale za to ten jest genialny! Taki wreszcie oddający Twój styl. No i jak, przezwyciężyłaś już chyba ten kryzys? Rozdział wiele mówi. :)
OdpowiedzUsuńCo do treści, to totalnie rozwaliła mnie gleba Jared’a. Chyba nawet wiem na czym się wzorowałaś. :D Tylko to nie był Jared, a jakiś Japończyk. :< A szkoda, wolałabym by to jednak J się tak poodbijał. xD
Cholera no, jak ja bym chciała by ktokolwiek zabrał mnie w to miejsce, gdzie kręcili K&Q. Głównie za tę miejscówkę tak uwielbiam ten teledysk, a na żywo to musi wyglądać jeszcze piękniej. Plus Alibi na żywo.. Ja bym chyba ryczała tam na miejscu Klaudii. :)
Dżeju naprawdę się postarał co do pokoju. Mniej więcej sobie wyobraziłam jak on może wyglądać, ale fajnie by było, jakbyś przedstawiła go na rysunku w taki sposób, jak Ty go sobie wyobraziłaś. :) Co by Ci tu jeszcze… Nie muszę mówić, ze poległam przy skarpetkach Szaniastego? Jemu to jak majtki dziesięciolatkom – podpisywać trzeba. I sprawdzić czy czasem daltonistą nie jest, a na samym końcu zakazać mu różnorodności we wzorkach, a kupić dziesięć par takich samych skarpetek. xD
Rozdział świetny, uwielbiam gdy stosunku Klaudia – Leto są zachowane i można poczytać o ich wspólnych perypetiach. Jak sie dobiorą to na pewno coś ciekawego z tego wyjdzie. ;) Mam nadzieję, że te kilka dni Klaudia spędzi jak najlepiej i że pozna jeszcze więcej nigdy nieodkrytych przez nikogo stron Jared’a eL. Może się okaże, że i ogródek prowadzi. :D Taak, teraz wizja Jay’a podlewającego kwiatki nie opuści mnie na tydzień. -.- Mniejsza. :D Piękny rozdział, oby kryzys Cię juz więcej nie dopadał i trzymam kciuki, by następny ukazał się równie szybko. :) :*
-ms.nobody
Kuniku, ten to Ci się udał. Chyba pierwszy taki rozdział, że wszystko mogę zobaczyć(w wyobraźni, wiesz) i w ogóle jest jakoś tak dobrze napisany, dlatego uważam, że Ci się bardzo udał. Tak trzymać!
OdpowiedzUsuńbtw nie podobałby mi się ich dom :P
-daga
TAK! Chcę zobaczyć ten pokój! No i wgl beka z tej gleby Jareda, ten gif był zajemadafakabisty – nie ma to jak inspiracja xD
OdpowiedzUsuń-adka
Oooo ;) No i jeszcze bardziej chcę odwiedzić LA! ;) Gleba Jareda i całokształt Szynka – <3 ;) I to zakłopotanie między Jaredem i Klaudią jest takie rozczulające ;) Bardzo mi się to wszystko podoba! I czekam na rysunek! ;p
OdpowiedzUsuńA tak odchodząc od treści, to zazdroszczę, że masz sposób na wyrażenie siebie, swoich emocji itd. ;)
Lecę czytać wywiad!
-agi
o mamo to chyba najlepszy rozdział ever! normalnie mialam ochote sie poryczec i wzruszyc jakby to wszystko działo się w moim zyciu! swietna robota Kuniku! :)
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie daje mi mnóstwo nadziei i podtrzymuje na duchu jesli chodzi o marsów. dziękuję :*
TAAAAAAAAAK, wstawiaj rysunek pokoju Klaudii!:D
trzymaj się i z niecierpliwościa czekam na kolejny rozdział! :)
-tynnkaa
Nie bardzo wiem jak zacząć, a to dla tego, że nadal jestem pod wrażeniem klimatu tego rozdziału. Od samego powitania na lotnisku był tak radosny, że aż mi si udzielił. Wszystko czytałam z szerokim uśmiechem. Z tekstu bije naprawdę ogromna radość. Za to ogromny plus dla Ciebie. Lubię czuć emocje bohaterów. Jeśli chodzi o skarpetki to znam ten ból. Sama przez 5 minut szukam dwóch takich samych i zawsze okazuje się, że jedna jest w dolnej, a druga w górnej szufladzie. Ale wracając do treści to Jared jako taki troskliwy tatuś jest po prostu powalający. No i narobiłaś mi smaku na twarożek ze szczypiorkiem. Miałam dzisiaj robić, ale jakoś mi się nie chciało, ale teraz na pewno zrobię go sobie jutro rano. Skutki gleby bardzo nieprzyjemne. Obdarty bok to naprawdę bolesna sprawa, więc łączę się w bólu z szefem.
OdpowiedzUsuńAlibi na wzgórzu man man man kocham Cię za to. Ja sobie to wszystko wyobraziłam, no coś pięknego. Póki co Leto wypada pozytywnie, ale zobaczymy co będzie dalej.
-marion
Bardzo, bardzo duza zmiana w porownaniu do rozdzialow z samego poczatku. To opowiadanie zaczyna byc troche bardziej dorosle. Nie wiem jak to inaczej ujac. Zdajesz sobie chyba sprawe, ze jestes/bylas niedawno nastolatka i to znac po tym jak piszesz i o czym piszesz. To nie krytyka, to tylko stwierdzenie faktu.
OdpowiedzUsuńChlopcy zachowuja sie bardziej jak dorosli i bohaterka tez troche podrosla.
podoba mi sie to bardzo.
Technicznie masz coraz mniej rzeczy kttore zgrzytaja przy czytaniu.
jared I jazda na zimny lokiec *rotfl*
Facet0jest takim asekurantem, ze na kierownicy ma obrysowane rozowa… Sorry cyklamenowa farba miejsca gdzie powinnien trzymac rece. Nie ma szans na jazde bez trzymanki;)
Piekna scena na wzgorzach. Alibi. Jedna z dwoch I pol piosenki ktora kocham z TIWa.
Alibi zaspiewane tylko dla mnie…boze umarlabym… Jedna rzecz tylko by to pobila. Fallen zaspiewane dla mnie:D
Spotkanie z Shannonem. Mysle, ze on wlasnie taki jest. Oferma z gora skarpetek nie do pary i swietny przyjaciel.
Ja kocham jego skarpetki nie do pary. Wszystkie.
-mama