17 kwietnia 2011

Chapter 27 "Miasto Aniołów"

Chapter 27 
"Miasto Aniołów"


Zestresowana jak przed jakimś egzaminem schwyciłam rączkę od walizki i ruszyłam przed siebie. Nie mogłam uwierzyć, że w końcu stąpam po amerykańskiej ziemi i to w wymarzonym mieście. No dobra, do miasta z lotniska był jeszcze kawałek, ale tak naprawdę to już byłam w Los Angeles. Gdy przeszłam przez ostatnie drzwi, które oczywiście automatycznie się przede mną rozsunęły, zachciało mi się skakać ze szczęścia, jednak powstrzymałam emocje i szłam przed siebie by nie tarasować drogi. Stanęłam z boku i rozejrzałam się po hali lotniska. Było przeogromne, jasne i strasznie zatłoczone. Jak ja mam znaleźć tu kogoś znajomego? No jak? Wyjęłam blackberry i przełączyłam ją z profilu samolotowego na normalny. Wybrałam numer Jareda i czekałam. Okazało się, że numer jest nieosiągalny, więc spróbowałam dodzwonić się do Shannona i Emmy, jednak z tym samym skutkiem. Wzięłam więc walizkę i zaczęłam krążyć po tym ogromnym lotnisku. Przechodząc obok krzeseł ustawionych przy oknach usłyszałam głośny pisk, więc natychmiast się odwróciłam co skończyło się tym, że wpadłam na jakiegoś faceta. Od razu odwróciłam się do niego i zaczęłam go przepraszać. Mężczyzna około 40-stki popatrzył na mnie uśmiechając się i zaczął zbierać papiery, które mu wypadły. Czując się winna zaczęłam mu pomagać. Skądś kojarzyłam tę twarz, ale w końcu byłam w mieście gwiazd, więc co się dziwić?
-          Jeszcze raz bardzo przepraszam...- wyjąkałam podając mu ostatnią kartkę papieru.
-          Nic się nie stało. Wyglądasz na zagubioną, pomóc ci jakoś?- spytał z wyraźnym amerykańskim akcentem.
-          Nie, dziękuję. Czekam na kogoś.- powiedziałam patrząc na niego przepraszającym spojrzeniem.
 Jego wzrok powędrował za mnie i a na twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Ciekawa kogo tam zobaczył, sama się odwróciłam i ujrzałam Jareda. Chciałam po prostu powiedzieć cześć, ale radość z tego, że go widzę była silniejsza ode mnie, więc przytuliłam się do niego.
-          Cześć Jared!- przywitał się ten mężczyzna za mną.- Kopę lat żeśmy się nie widzieli!
-          Hej David!- odpowiedział, a ja się odsunęłam od niego.- Nieźle wyglądasz, lecisz gdzieś?
-          Tak, lecę do Paryża. Mamy tam kręcić ostatnie sceny do pewnego filmu.- powiedział tajemniczo.
 Podczas, gdy oni rozmawiali ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na mojej twarzy i rósł w miarę jak patrzyłam na Leto. Nie miał tego cholernego irokeza, mimo, że włosy nadal były blond, wyglądał o wiele lepiej. Lekki zarost tylko dodawał mu uroku, a niebieskie oczy radośnie błyszczały. W końcu stwierdziłam, że się z nim przywitam.
-          Cześć!- powiedziałam obejmując go w pasie i znów się do niego przytulając.
 Wiedziałam, że może to wyglądać trochę dziwnie, ale nie ważne.
-          Hej!- odpowiedział cicho i objął mnie jednym ramieniem.- David, to Klaudia, moja...- tu na chwilę się zająkał, ale potem pewnie powiedział.- Córka.
 David wytrzeszczył oczy, a potem powiedział.
-          Nie wiedziałem, że masz dzieci...
-          Wiesz, na dobrą sprawę nie mam. Nie jestem jej fizycznym ojcem, opiekuję się nią. I proszę cię, nie mów o tym nikomu.
-          Jasne.- odpowiedział mężczyzna uśmiechając się do nas pogodnie.- Dobra, ja spadam. Bawcie się dobrze!
-          Dzięki! Bezpiecznego lotu!- odpowiedział mu Jay i popatrzył na mnie.- No w końcu cię znalazłem. Czemu nie odbierasz telefonu?
-          Bo nie dzwoniłeś?- zapytałam patrząc na blackberry, które cały czas trzymałam w ręce.
-          Hym... To musiało ci się coś popsuć. Dobra, jedziemy do domu, okej?
 Pokiwałam chętnie głową i poszłam za nim. Leto wziął ode mnie walizkę i szedł tak milcząc obok. Doszliśmy do wielkiego parkingu znajdującego się od razu przy wyjściu z budynku. Gdy tylko wyszłam na zewnątrz uderzyła we mnie fala ciepłego, kleistego powietrza, którego w Polsce o tej porze nie było jak doświadczyć. W końcu doszliśmy do dużego czarnego bmw, które wcześniej widziałam tylko na zdjęciach. W Ameryce wszystko jest takie wielkie... Jay wrzucił mój bagaż do bagażnika, a ja usiadłam po stronie pasażera. Zapięłam pasy i czekałam na niego. W końcu usiadł na fotelu kierowcy i odpalił silnik. Pierwszy raz widziałam go prowadzącego samochód. W końcu zawsze to jego wozili na koncerty. Szybko wycofał samochód i wjechał na drogę prowadzącą na autostradę w  kierunku Miasta Aniołów. Płynnie  włączył się do ruchu i jechaliśmy tak w ciszy. Zapatrzyłam się więc na krajobrazy, które mijaliśmy.
-          Jak ci minął lot samolotem?- zapytał w pewnym momencie.
-          Dobrze, choć trochę za długi.- odpowiedziałam zaskoczona jego pytaniem.
 Znów zapadła cisza, a ja zaczęłam go obserwować. Samochód prowadził jedną ręką, drugą opierając o szybę i nerwowo bębniąc palcami w drzwi. Czymś się denerwował, a ja nie wiedziałam czym. Gdy spojrzał na mnie szybko odwróciłam wzrok udając, że oglądam widoki, a on się wyprostował.
-          Zaraz będziemy.- powiedział, a dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że już od dawana jesteśmy w mieście i właśnie wjechaliśmy pomiędzy osiedla ślicznych białych jednopiętrowych domków.
-          Czym się denerwujesz?- zapytałam.
-          Ja? Niczym.- odpowiedział zaskoczony.
-          To czemu jesteś taki... nerwowy?
-          Ech...- westchnął.- Po prostu nie myślałem, że ten dzień tak szybko nadejdzie. Cieszę się, że tu w końcu jesteś.- powiedział szczerze się do mnie uśmiechając.
 Te słowa sprawiły, że poczułam niesamowite ciepło rozchodzące się po moim wnętrzu. To było miłe. Wjechaliśmy na podjazd przed jednym z tych ładnych domków, z tą różnicą, że ten był dwupiętrowy i zatrzymaliśmy się obok wielkiego białego jeepa.
-          Wysiadając uważaj by przypadkiem nie dotknąć ślicznotki Shannona, bo nas zamorduje.- powiedział i wyłączył silnik.
 Odpięłam pasy i ostrożnie otworzyłam drzwi. Ledwo co wyszłam z samochodu, tak wiele miejsca było pomiędzy nimi i znalazłam się przy Jaredzie, który już zdążył wyjąć moją walizkę i czekał na mnie.
-          Ja wiem, że ty jesteś tak chudy, że bez trudu się przeciskasz, ale ja...- powiedziałam, a on się znów radośnie uśmiechnął.
 Ruszyliśmy piaszczystą ścieżką do drzwi wejściowych, a ja podziwiałam wszystko wokół. Było takie zielone i przyjemne. Słońce dopiero wstawało, była tutaj dopiero 9 rano. Jared wyjął klucze i otworzył drzwi. Przepuścił mnie w nich i znalazłam się w środku. Zdjęłam buty i płaszczyk po czym zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu. Jared także ściągnął buty i postawił walizkę.
-          Chodź, pokażę ci dom.
 Pokiwałam głową i ruszyłam za nim. Ogromne przestrzenie, mało rzeczy i wszystko takie nowoczesne. Zastanawiałam się co z Shannonem, ale zdecydowałam się zapytać o niego później. Jared zdecydował, że rozpoczniemy zwiedzanie od kuchni. Pokazał mi ją, dokładnie opisując co jest w każdej z szafek. Nie wiem po co, bo w końcu i tak na samym początku już nie pamiętałam co gdzie się znajdowało. Potem przeszedł do takiego przedpokoju połączonego z jadalnią. Był w nim komputer, barek i jakiś sprzęt grający, a przy komputerze stała gitara. Jared pociągnął mnie w stronę drzwi znajdujących się po prawej stronie i wyszliśmy na zewnątrz. Jak na taką gwiazdę dość mały basen, pełno bananowców, które były niesamowicie zielone, no i kilka leżaków. Spojrzałam w prawą stronę na budynek i zobaczyłam Shannona w samych spodniach stojącego na balkonie i machającego nam. Odmachałam mu ciesząc się jak małe dziecko, że go widzę.
-          Już do was schodzę!- krzyknął i zniknął w środku.
 Jared tylko się uśmiechnął widząc jak wpadam do domu na spotkanie z jego bratem. O mało co nie zaliczyłam gleby na podłodze w przedpokoju tak ślisko tam było, ale uratował mnie przed tym Shanimal, któremu wpadłam w ramiona.
-          Uważaj, bo ślisko tu.- powiedział przytulając mnie.
-          Aaa!!! Shannnoooon!!! – pisnęłam szczęśliwa przytulając się do niego.
-          Jaki fangirls!- zaczął się śmiać Szynek, a ja jeszcze mocniej się w niego wtuliłam.
 Taka reakcja była zupełnie naturalna dla mnie. Jak u Jareda miałam opory i byłam niepewna czy mogę tak zrobić, tak u Shannona nie umiałabym inaczej. On był taki otwarty w przeciwieństwie do Jay’a.
-          Jak podróż? Pewnie masz dość samolotów, co?- spytał troskliwie.
-          No, trochę mam dość, bo w cholerę długi był ten lot, ale już o tym zapomniałam! Spełniliście jedno z moich największych marzeń!- powiedziałam zachwycona.
-          Dla ciebie wszystko Młoda!- zaśmiał się Shannon obejmując mnie w pasie i prowadząc na górę.- Chodź, pokażę ci twój pokój!
-          Ej...- żachnął się Jared.- Nie skończyłem jeszcze pokazywać jej parteru!
-          Potem pokażesz!- odpowiedział mu brat.
-          Pfff!- prychnął aktor i zniknął w kuchni, a ja z Shaniastym wspięliśmy się po schodkach na górę.
-          Albo wiesz... Najpierw pokażę ci mój pokój. Nie przestrasz się bałaganu, okej?
-          Spoko, sama u siebie mam wielki.- zaśmiałam się.
 Poszliśmy jasnym korytarzem do końca i weszliśmy do pokoju po lewej stronie. Był bardzo przestrzenny, przytulny i jasny. Ściany w kolorze skóry osoby o bardzo jasnej karnacji tak, że wydawały się prawie, że białe. Na każdej tkwiła masa niewielkich zdjęć oprawionych w ramki. Jedne przedstawiały ludzi, inne miejsca, a jeszcze inne zwierzęta. Zauważyłam, że na łóżku leży stos skarpetek. Shannon widząc moje pytające spojrzenie podniósł nogawki spodni, a ja dostałam ataku śmiechu. Na prawej stopie miał krwiście czerwoną skarpetkę, a na lewej soczyście zieloną podkolanówkę.
-          Nie mogłem znaleźć pary...- zaczął się tłumaczyć.
-          Haha! Wiesz, że jesteś moim mistrzem jeśli chodzi o ubieranie się?- zapytałam wciąż się śmiejąc.- One są czyste?- zapytałam wskazując na kopiec skarpet.
-          No oczywiście, że tak!- odparł oburzony.
 Wzięłam do ręki, więc dwie takie same skarpetki i podałam mu.
-          A te? Wygląda na to, że są identyczne.
-          Jak ty to zrobiłaś?- zapytał patrząc na mnie z podziwem.- Ja nie mogłem znaleźć ani jednej pary!
-          Wystarczyło popatrzeć.- powiedziałam mrugając do niego.- Masz bardzo przytulny pokoik!
-          Dziękuję.- powiedział zachwycony zmieniając skarpetki.
-          Shannon! Klaudia!- rozległ się głos Jareda.
-          Aaa! Twój pokój! Chodź szybko! Jay go szykował.- mruknął cicho puszczając mi oczko.- Starał się, więc nie mów nic złego na jego pracę, bo się załamie, ok.?
-          Jasne.- odpowiedziałam nie wierząc, że Jared sam urządził mi pokój.
 Wróciliśmy na początek korytarza i spotkaliśmy przy ładnych ciemnobrązowych drzwiach Jay’a. On otworzył je i wpuścił mnie pierwszą do środka. Weszłam do przestronnego pomieszczenia i stanęłam jak wryta. Otworzyłam usta i po chwili je zamknęłam nie mogąc wydusić z siebie słowa.
-          Mam nadzieję, że spodoba ci się. Od teraz to twoje królestwo.- powiedział Jay.
 A ja nadal stałam nie mogąc ruszyć się choćby o milimetr. To było niesamowite. Ściany były pomalowane na jasnoniebieski kolor, który rozjaśniał pokój. Po prawej stronie stało duże dwuosobowe łóżko, które było cudowne. Czarny zagłówek, a do tego pościel w konie. Aż mnie zatkało, gdy to zobaczyłam. Do tego nad łóżkiem wisiało zdjęcie 1,5m x 1m przedstawiające mnie w masce na galopującej Junonie. Zakryłam usta i nos dłońmi nie mogąc uwierzyć w to co widzę. Po prawej stronie od łóżka czarno-białe szafki na różnego rodzaju rzeczy, a po lewej wielki regał na książki. Za to z drugiej strony drzwi stało biurko przy dużym kwadratowym oknie i „kącik jeździecki”. Na haczyku przytwierdzonym do ściany wisiało piękne czarne ogłowie, a w rogu stała wielka wijąca się w górę zielona roślina. Jared odchrząknął, a ja w mig spojrzałam na niego. On z uśmiechem zamknął drzwi, a mi ukazał się wielki plakat Placebo. Wydałam z siebie pisk, identyczny jak ten kiedy dowiedziałam się, że Marsi zagrają w Polsce i rzuciłam na Jareda. Mocno zamknęłam oczy żeby się nie rozpłakać ze szczęścia i wtuliłam twarz w jego szary t-shirt.
-          Podoba się?- zapytał, a ja w jego głosie wyczułam nutkę radości.
-          Jest cudowny! Jak? Jak... Jakim cudem masz to zdjęcie i ja nic nie rozumiem!- wyjąkałam w jego koszulkę.
-          Ej... nie rozumiem co mówisz.- powiedział odsuwając mnie od siebie.
-          Jest cudowny!- zdołałam wyjąkać.
-          Cieszę się, że ci się podoba.- powiedział i rozczochrał mi włosy.
 Normalnie bym go zabiła, ale wtedy tylko myślałam o tym jaki piękny mam pokój. Odetchnęłam kilka razy i popatrzyłam na białe drzwi z drugiej strony pokoju.
-          Co tam jest?- zapytałam.
-          Łazienka. Twoja własna.- powiedział Shannon, a ja w mig podążyłam w tamtą stronę.
 Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazała się wielka wanna, toaletka, szafki, kibelek i kosz na pranie wraz z pralką.
-          Tu pierzemy też rzeczy...- zaczął tłumaczyć Jared, ale mu przerwałam.
-          Jesteście niesamowici, wiecie?- zapytałam.
-          Jasne!- odpowiedzieli zgodnie i zaczęli się śmiać.
-          Dobra, chodź pokażę ci salon!
 Pokiwałam głową i wyszliśmy z mojego królestwa. Było idealne. Jay oczywiście musiał dokładnie zamknąć drzwi, bo „jeszcze przeciąg się zrobi”, a w tym czasie ja z Shaniastym znaleźliśmy się już na dole w przedpokoju. Właśnie pokazywał mi barek, gdy do pomieszczenia wbiegł Jared i chciał wskazać drogę do salonu, gdy poślizgnął się i przejechał cały przedpokój aż wpadł na drzwi i wyrżnął glebę na dywan w salonie. Obydwoje z Shannonem wytrzeszczyliśmy oczy, a potem zaczęliśmy się śmiać. Nie wyobrażacie sobie nawet co to był za śmiech. Aż się popłakałam, zresztą Shannon również. Zamiast pomóc Jay’owi to leżeliśmy na ziemi i wyliśmy ze śmiechu. W końcu jakimś cudem udało mi się doczłapać do niego, a gdy zobaczyłam, że cały bok ma mocno obtarty przez dywan trochę się uspokoiłam.
-          Jezu, ale gleba! Mistrz z ciebie!- powiedziałam każąc mu usiąść.- Czekaj, trzeba ci to przemyć... głupolu.- to ostatnie dodałam ciszej i po polsku.
 Jay zaczął coś marudzić, że nie, ale Shannon już niósł wodę utlenioną. Gdy tylko spojrzał na brata znów zaczął się śmiać. Kazałam aktorowi położyć się na boku i uśmiechnęłam wrednie. Odkręciłam buteleczkę i wylałam na ranę prawie całą zawartość. Ładnie zasyczał, nie ma co. Wacikami wytarłam mu spływający płyn i przetarłam ranę. Wzrok Jareda mnie zabijał, ale ja wciąż widziałam jak trafia w drzwi, a potem leci do przodu na dywan. Zauważyłam, że obtarty ma też prawy łokieć na który zresztą spadł, więc i to miejsce mu przemyłam.
-          Mam filmik z twojej gleby!- pochwalił się Shannon.- Kocham swój telefon, że tak szybko reaguje! Wrzucę to do neta!- zaśmiał się.
-          A wrzucaj!- mruknął obrażony Jared.
 Jak dziecko! I tym sposobem zobaczyłam salon, który był bardzo przyjemnie urządzony. Białe ściany, które były popisane różnymi cytatami i rysunkami, niebieska kanapa z fotelami, czarny stolik, kino domowe i inne bzdety. Tak więc zobaczyłam cały dół, wraz z ich mini studiem, które zajmowało połowę parteru. Jared pomógł mi wnieść bagaż na górę do pokoju i powiedział, że mam się rozgościć, a jakby co to on jest w swoim pokoju. Pokiwałam głową i weszłam do siebie. Wciąż byłam w ogromnym szoku i nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Nigdy nie marzyłam nawet, że będę mieć swój własny pokój w domu Leto. I to taki pokój! Najbardziej zachwycało mnie to moje zdjęcie na Junonie. Skąd on je wziął? Nie mam pojęcia, ale nie mogłam przestać się na nie patrzeć. Położyłam się na łóżku i wyjęłam telefon. Szybko napisałam długiego smsa opisującego podróż i dom, po czym wysłałam go do moich przyjaciółek. Potem wlazłam na twittera by naskrobać „Los Angeles! Hello City Of Angels and surprises!”. Odłożyłam blackberry na bok i leżąc na plecach zamknęłam powieki. Podniosłam je dopiero po dobrych kilku godzinach. Po prostu ścięło mnie zupełnie, a z całą pewnością było to spowodowane długim i męczącym lotem oraz zmianą czasu. Gdy popatrzyłam na moje cudeńko okazało się, że jest już 20. Przespałam równe 10 godzin! Przetarłam zaspane oczy i wstałam z łóżka. Było niesamowicie wygodne i do tego tak wielkie, że zmieściły by się na nim jeszcze ze 3 osoby. Szybko się odświeżyłam w łazience i przebrałam w jakieś czyste ciuchy. Gdy tylko otworzyłam drzwi wpadłam na Shannona, który niósł jakieś pudło do swojego pokoju.
-          O! Widzę, że księżniczka w końcu wstała.- zaśmiał się.- Nieźle cię ścięło.
-          Em... no... trochę.- wyjąkałam.
-          Idź na dół, masz tam kolację. No i Jared chce cię gdzieś zabrać i to jakaś niespodzianka.- powiedział tajemniczo i zniknął za drzwiami.
Wzruszyłam ramionami i zeszłam do kuchni. Na blacie zobaczyłam twarożek ze szczypiorkiem i bagietkę francuską. Już zaczyna mi się podobać. Gdy nakładałam sobie tę białą substancję na bułkę do pomieszczenia wszedł aktor.
-          Nie wiedziałem kiedy się obudzisz, więc zrobiłem twarożek. Może być?- zapytał.
-          Sam go zrobiłeś?- zapytałam nie wierząc w to co słyszę.
-          No tak... a co? Nie smakuje ci?- spytał zmartwiony.
-          Jeszcze nie próbowałam, ale jestem zaskoczona, że ci się chciało. Nie prościej było kupić?
-          To nie to samo. Ten jest zdrowszy, a poza tym to tylko 5 minut zrobić coś takiego, a ja czasem lubię się pobawić w kuchni.
 O mało co się nie zadławiłam kęsem, który właśnie połykałam. Jared i kuchnia. Dla mnie ten człowiek zupełnie nie wygląda na osobę, która lubiłaby gotować. Już prędzej Shannon... Chociaż nie. Starszy Leto jest zbyt leniwy na to. Jared widząc moją minę posmutniał.
-          Jednak ci nie smakuje.
-          Nie, jest pyszny. Chodzi oto, że mnie zaskoczyłeś.
-          Czym?
-          Że lubisz gotować i przyrządzać jedzenie.- powiedziałam delektując się kanapką.
Leto wzruszył ramionami i wskoczył na blat stołu. Taki ruch przypominał mi 7 letnie dziecko, a nie prawie 40 letniego mężczyznę. Uśmiechnęłam się do niego i odłożyłam jedzenie. Zaczęłam szukać po szafkach kubka, by zrobić sobie herbatę. Gdy otwierałam 4 z kolei drzwiczki, zapytał czego szukam.
-          Kubka.
-          Pierwsze drzwi po prawej nad zmywarką. Przecież rano ci mówiłem gdzie są.
-          Myślisz, że zapamiętałam? Mówiłeś tak szybko, że ledwo udało mi się spamiętać, że to kuchnia.- odpowiedziałam mu wyjmując jakiś czarno-biały kubek. – A herbata?
 Jared zeskoczył z blatu i wyjął z szafki nad nim herbatę. Nastawiłam wodę i wrzuciłam torebkę do kubka. Czekając na wrzątek poruszyłam temat niespodzianki o której wspomniał mi Szynek.
-          A zobaczysz gdzie chcę cię zabrać. Myślę, że ci się spodoba. Ale to musisz się pośpieszyć.
 Pokiwałam głową i znów zajęłam się jedzeniem. Gdy tylko herbata się zaparzyła, wypiłam ją i mogliśmy ruszać. Jednak przed samym wyjściem wróciłam się do pokoju po mp3 i blackberry. Założyłam skórzaną kurtkę, tak samo jak Jared i wyszliśmy przed dom. Znów musiałam się przeciskać do miejsca pasażera i otwierać drzwi tak by nic się nie stało cudeńku Shanimala. Odetchnęłam z ulgą siadając w fotelu i zamknęłam drzwi. Jared szybko wycofał samochód i wyjechał na drogę. Gdy nasza dzielnica zniknęła nam, a my wjechaliśmy na ciemną szosę włączyłam swój sprzęt grający i włożyłam słuchawki do uszu. Czas podróży szybko mi minął i nawet nie zauważyłam kiedy zatrzymaliśmy na miejscu. Jay wyłączył silnik i zablokował samochód żeby się nie zsunął, bo staliśmy na górce. Wysiadłam i obeszłam samochód pochodząc do Leto. On objął mnie w pasie i zaprowadził ścieżką na szczyt tego miejsca. Dopiero gdy stanęłam przy krawędzi zrozumiałam co to za miejsce. To był jeden z najpiękniejszych momentów mojego życia. Stałam tak wtulona w bok Jareda i patrzyłam na zapierający dech w piersiach widok nocnego Los Angeles. Jednak najważniejszym elementem tu była chyba muzyka. Alibi tak idealnie współgrało z migoczącymi światłami tej wielkiej metropolii.
-          To z tego miejsca nagrywaliście Kings and Queens?- zapytałam zdejmując słuchawki.
 Mężczyzna pokiwał głową zapatrzony w migoczące światła. W pewnym momencie wskazał ręką na oświetloną szeroką drogę.
-          Widzisz tę trasę?- zapytał.
-          Tak.
-          To popatrz od niej na prawo. Ta ciemniejsza plama, niezbyt dużo świateł. Tam mieszkamy.
-          Myślałam, że trochę bliżej.- stwierdziłam, bo podróż w to miejsce nie była daleka.
-          Piękne jest to miasto nocą. Kiedyś zabiorę cię tu o wschodzie słońca. Dopiero wtedy zobaczysz piękno tego miejsca.
-          Dziękuję.- wyszeptałam mocniej obejmując go w pasie.
-          Czego słuchałaś?- zapytał wskazując na słuchawki, które zwisały mi z kieszeni spodni.
-          Najpiękniejszej ballady rockowej na świecie, która idealnie pasuje do takich widoków.-westchnęłam.
-          Czyli czego?
-          Alibi.- wyszeptałam tak cicho jak tylko umiałam.
 Pokiwał tylko głową i znów zapatrzył się w miasto. Ja natomiast włożyłam słuchawki do uszu i znów puściłam tę magiczną piosenkę. Stanęłam na skraju skarpy, przed spadnięciem dzieliła mnie tylko barierka. Gdy głos Jareda przerodził się w krzyk poczułam się jakbym naprawdę spadała. Rozłożyłam szeroko ręce i z zamkniętymi oczami poruszałam ustami jakbym śpiewała. Nie chciałam się przy Jaredzie kompromitować, więc bezgłośnie wyśpiewywałam tę piosenkę. Nagle poczułam ruch obok siebie więc szybko otworzyłam oczy i spojrzałam w bok. Jay stanął obok mnie przybierając tę samą pozę i śpiewał Alibi dokładnie tak jak leciało w moich słuchawkach. Zaskoczona opuściłam ręce i przyglądałam się jego osobie. On jednak śpiewał swój utwór całkowicie na głos. Pierwszy raz usłyszałam Alibi na żywo. A raczej fragment tej ballady, którego nigdy nie śpiewał na koncertach. Zamilkł w momencie, gdy Jared w słuchawkach też ucichł i otworzył oczy. Uśmiechnął się i jak gdyby nigdy nic objął ramieniem moje plecy i skierował nas do jego samochodu. Usiadłam na miejscu pasażera i ruszyliśmy w drogę powrotną. Ulice Miasta Aniołów były naprawdę niesamowite nocą. Gdy w dzień nie za bardzo mi się podobały, to w nocy były po prostu piękne. Leto przejeżdżając obok różnych budowli opowiadał mi ich historie bądź do czego służą lub co się w nich mieści. Stanęliśmy na światłach obok wielkiego szklanego budynku, który od razu mnie zainteresował. Cały zrobiony ze szklanych płyt w różnych kolorach, pełno ludzi wokół i dudniąca muzyka. Widząc moje zainteresowanie, Leto zjechał w boczną ścieżkę i zaparkował niedaleko tego miejsca. Gdy stanęliśmy przed budynkiem, Jared uśmiechnął się do dziewczyn przechodzących obok, jednak one totalnie go olały.
-          To jest jeden z fajniejszych klubów. Można tu potańczyć, nawet niezła muzyka leci, a poza tym pracuje tu jeden z najlepszych barmanów na świecie. Lubisz tańczyć?- zapytał.
-          Nie... nie lubię chodzić do klubów ani na dyskoteki.
-          Czemu?
-          Nie moja muzyka, a poza tym nie lubię tak zaludnionych miejsc... – powiedziałam.
-          A koncerty? Przecież tam też jest masa ludzi.- zapytał zdziwiony.
-          No tak, ale muzyka pomaga mi przetrwać. Zresztą na koncercie wszyscy oczekują tego samego... dobrej muzyki i zabawy przy ukochanych piosenkach. A tu..- wskazałam dłonią na klub.- To nie mój klimat. Narkotyki, papierosy, seks czy alkohol to nie moje klimaty. Przejdziemy się po mieście?- zapytałam patrząc w stronę następnego budynku.
-          Ok.
 Ruszyliśmy chodnikiem oglądając kolejne dzieła architektury. Ja z uwagą przyglądałam się przechodzącym obok nas ludziom chcąc poznać ich styl życia, sposób ubierania się i zrozumieć ich kulturę. Jared w  pewnym momencie pociągnął mnie mocno za ramię, aż zatoczyłam się do tyłu. Nie było to miłe, ale dzięki temu nie weszłam na ulicę pod dużego szarego vana.
-          Uważaj na siebie!- skarcił mnie ostro, ale potem dodał łagodniej.- Ja wiem, że chcesz zobaczyć wszystko , ale nie wchodź na czerwonym na ulicę, dobrze?
-          Dziękuję.- powiedziałam i w końcu, gdy zapaliło się zielone ruszyłam przed siebie.
 Na kolejnym skrzyżowaniu przeszliśmy na drugą stronę ulicy i zaczęliśmy wracać. Miasto bardzo mi się spodobało. Pomimo tłoku, nadmiaru dźwięków było tym czego oczekiwałam. Zatrzymaliśmy się na kolejnym czerwonym świetle, a wtedy jakieś dwie dziewczyny podeszły do nas prosząc Jareda o autograf. On z uśmiechem podpisał im się w notesach i chciał już iść dalej, gdy one zaczęły go błagać o wspólne zdjęcie. W końcu Jay dał się namówić, więc dostałam do ręki aparat i zrobiłam im jakieś dwa zdjęcia. Dziewczyny były tak szczęśliwe jakby im się oświadczył i dziękując odeszły. Jednak są jeszcze normalne fanki na tym świecie stwierdziłam wsiadając do samochodu.
 _________________________________
Mam nadzieję, że rozdział jest w porządku :) Akcję z Alibi napisałam już dawno temu, ale wszystko pozostałe jest nowe. Co do opisów Klaudii… Nie bez powodu główna bohaterka ma takie imię. To prócz fikcji jest zarówno wyrzucaniem z siebie wszystkich emocji i uczuć. Wszystko co piszę o Klaudii jest takie jak w rzeczywistości ze mną. Och Daguś… wiesz, że Cię niesamowicie kocham? I tak… mam w planach pewne odpały *diabełek*. Zapraszam też do przeczytania wywiadu ze mną :) link się znajduje po lewej stronie w „Besides Chapters” ;)

Wyniki konkursu:

1. Mr. Party – 2

2. Pośladek Shannona – 2

Czyli remis ;)

Tym razem rozdział dedykuję Ani, która przeprowadziła ze mną wywiad i mnie wspiera. Dziękuję :*


PS. Czy ktoś chce żebym narysowała pokój Klaudii?





8 komentarzy:

  1. TAK! narysuj pokój Klaudii, proszę!
    rozdział…brak mi słów, opis miejsca, do którego tak bym chciała polecieć i w ogóle ta cała sytuacja…nie wiem co mam powiedzieć, niesamowite.
    Motyw śliskiej podłogi i gleby – bezkonkurencyjny! też leżałam na ziemi ;P no i oczywiście Szynek, którego uwielbiam w tym opowiadaniu chyba najbardziej!
    -lea

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze mówiąc ostatnie rozdziały nie należały do szczególnie powalających, ale za to ten jest genialny! Taki wreszcie oddający Twój styl. No i jak, przezwyciężyłaś już chyba ten kryzys? Rozdział wiele mówi. :)
    Co do treści, to totalnie rozwaliła mnie gleba Jared’a. Chyba nawet wiem na czym się wzorowałaś. :D Tylko to nie był Jared, a jakiś Japończyk. :< A szkoda, wolałabym by to jednak J się tak poodbijał. xD
    Cholera no, jak ja bym chciała by ktokolwiek zabrał mnie w to miejsce, gdzie kręcili K&Q. Głównie za tę miejscówkę tak uwielbiam ten teledysk, a na żywo to musi wyglądać jeszcze piękniej. Plus Alibi na żywo.. Ja bym chyba ryczała tam na miejscu Klaudii. :)
    Dżeju naprawdę się postarał co do pokoju. Mniej więcej sobie wyobraziłam jak on może wyglądać, ale fajnie by było, jakbyś przedstawiła go na rysunku w taki sposób, jak Ty go sobie wyobraziłaś. :) Co by Ci tu jeszcze… Nie muszę mówić, ze poległam przy skarpetkach Szaniastego? Jemu to jak majtki dziesięciolatkom – podpisywać trzeba. I sprawdzić czy czasem daltonistą nie jest, a na samym końcu zakazać mu różnorodności we wzorkach, a kupić dziesięć par takich samych skarpetek. xD
    Rozdział świetny, uwielbiam gdy stosunku Klaudia – Leto są zachowane i można poczytać o ich wspólnych perypetiach. Jak sie dobiorą to na pewno coś ciekawego z tego wyjdzie. ;) Mam nadzieję, że te kilka dni Klaudia spędzi jak najlepiej i że pozna jeszcze więcej nigdy nieodkrytych przez nikogo stron Jared’a eL. Może się okaże, że i ogródek prowadzi. :D Taak, teraz wizja Jay’a podlewającego kwiatki nie opuści mnie na tydzień. -.- Mniejsza. :D Piękny rozdział, oby kryzys Cię juz więcej nie dopadał i trzymam kciuki, by następny ukazał się równie szybko. :) :*
    -ms.nobody

    OdpowiedzUsuń
  3. Kuniku, ten to Ci się udał. Chyba pierwszy taki rozdział, że wszystko mogę zobaczyć(w wyobraźni, wiesz) i w ogóle jest jakoś tak dobrze napisany, dlatego uważam, że Ci się bardzo udał. Tak trzymać!

    btw nie podobałby mi się ich dom :P
    -daga

    OdpowiedzUsuń
  4. TAK! Chcę zobaczyć ten pokój! No i wgl beka z tej gleby Jareda, ten gif był zajemadafakabisty – nie ma to jak inspiracja xD
    -adka

    OdpowiedzUsuń
  5. Oooo ;) No i jeszcze bardziej chcę odwiedzić LA! ;) Gleba Jareda i całokształt Szynka – <3 ;) I to zakłopotanie między Jaredem i Klaudią jest takie rozczulające ;) Bardzo mi się to wszystko podoba! I czekam na rysunek! ;p
    A tak odchodząc od treści, to zazdroszczę, że masz sposób na wyrażenie siebie, swoich emocji itd. ;)
    Lecę czytać wywiad!
    -agi

    OdpowiedzUsuń
  6. o mamo to chyba najlepszy rozdział ever! normalnie mialam ochote sie poryczec i wzruszyc jakby to wszystko działo się w moim zyciu! swietna robota Kuniku! :)
    Twoje opowiadanie daje mi mnóstwo nadziei i podtrzymuje na duchu jesli chodzi o marsów. dziękuję :*
    TAAAAAAAAAK, wstawiaj rysunek pokoju Klaudii!:D

    trzymaj się i z niecierpliwościa czekam na kolejny rozdział! :)
    -tynnkaa

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie bardzo wiem jak zacząć, a to dla tego, że nadal jestem pod wrażeniem klimatu tego rozdziału. Od samego powitania na lotnisku był tak radosny, że aż mi si udzielił. Wszystko czytałam z szerokim uśmiechem. Z tekstu bije naprawdę ogromna radość. Za to ogromny plus dla Ciebie. Lubię czuć emocje bohaterów. Jeśli chodzi o skarpetki to znam ten ból. Sama przez 5 minut szukam dwóch takich samych i zawsze okazuje się, że jedna jest w dolnej, a druga w górnej szufladzie. Ale wracając do treści to Jared jako taki troskliwy tatuś jest po prostu powalający. No i narobiłaś mi smaku na twarożek ze szczypiorkiem. Miałam dzisiaj robić, ale jakoś mi się nie chciało, ale teraz na pewno zrobię go sobie jutro rano. Skutki gleby bardzo nieprzyjemne. Obdarty bok to naprawdę bolesna sprawa, więc łączę się w bólu z szefem.
    Alibi na wzgórzu man man man kocham Cię za to. Ja sobie to wszystko wyobraziłam, no coś pięknego. Póki co Leto wypada pozytywnie, ale zobaczymy co będzie dalej.
    -marion

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo, bardzo duza zmiana w porownaniu do rozdzialow z samego poczatku. To opowiadanie zaczyna byc troche bardziej dorosle. Nie wiem jak to inaczej ujac. Zdajesz sobie chyba sprawe, ze jestes/bylas niedawno nastolatka i to znac po tym jak piszesz i o czym piszesz. To nie krytyka, to tylko stwierdzenie faktu.

    Chlopcy zachowuja sie bardziej jak dorosli i bohaterka tez troche podrosla.
    podoba mi sie to bardzo.

    Technicznie masz coraz mniej rzeczy kttore zgrzytaja przy czytaniu.

    jared I jazda na zimny lokiec *rotfl*
    Facet0jest takim asekurantem, ze na kierownicy ma obrysowane rozowa… Sorry cyklamenowa farba miejsca gdzie powinnien trzymac rece. Nie ma szans na jazde bez trzymanki;)

    Piekna scena na wzgorzach. Alibi. Jedna z dwoch I pol piosenki ktora kocham z TIWa.
    Alibi zaspiewane tylko dla mnie…boze umarlabym… Jedna rzecz tylko by to pobila. Fallen zaspiewane dla mnie:D

    Spotkanie z Shannonem. Mysle, ze on wlasnie taki jest. Oferma z gora skarpetek nie do pary i swietny przyjaciel.

    Ja kocham jego skarpetki nie do pary. Wszystkie.
    -mama

    OdpowiedzUsuń