Chapter
100
„Rodzina
Delorda”
UWAGA
RODZIAŁ W 2 CZĘŚCIACH OCZAMI KLAUDII I MATA.
Nigdy
bym nie pomyślała, że dożyję takich wspaniałych świąt. Siedziałam na dywanie
przed kominkiem i z zamkniętymi oczami rozkoszowałam się mocnymi ramionami
mojego chłopaka. Czułam jego zapach, który dawał mi poczucie bezpieczeństwa i
radości. Jay z Fancy siedzieli w fotelu, także wtuleni w siebie, a Shannon
siedział z mamą i Ciastko na kanapie oglądając jakiś film świąteczny, który
leciał akurat w telewizji. Czego chcieć więcej? No i jeszcze Shamal, który
wygrzewał się przed nami w cieple kominka, w przeciwieństwie do Frostego, który
leżał w najzimniejszym miejscu w domu, czyli na podłodze przy drzwiach
prowadzących na taras.
Otworzyłam
oczy słysząc, jak obydwa psy zrywają się ze swoich leżanek i biegną do pokoiku
obok, gdzie spal mały Shane. Popatrzyłam na Jareda i Fancy, ale oni bili się na
spojrzenia, które z nich ma wstać. Chwile potem usłyszeliśmy płacz. Ale te psy
mają zmysł i wyczucie. Jay zrezygnowany już się podnosił, ale sama nie wiem,
czemu wstałam i dałam mu znak ręką, że to ja go wyręczę. Przecież nienawidziłam
dzieci, do tego okropnie irytował mnie ich krzyk i płacz. Ale coś mi kazało
wstać i pomóc ojcu. Może ten jego zmarnowany wygląd? A może to niewyspanie i
zmęczenie Fancy? Sama nie wiem. Mat nie zastanawiając się poszedł za mną, co
bardzo mnie ucieszyło. Przynajmniej nie Bede sama.
Weszłam
do pokoju, pozwalając psom podbiec do łóżeczka i czatować przy nim. Delord
zamknął drzwi, by mały nie przeszkadzał reszcie w odpoczynku po wspaniałym
bożonarodzeniowym obiedzie, po czym stanął za mną. Pochyliłam się nad
dzieckiem, które jęczało i pochlipywało nie wiadomo, z jakiego powodu. Może
śniły mu się koszmary? Albo cos go bolało?
- Hej,
nie płacz braciszku.- powiedziałam do niego.
Malec od
razu otworzył oczy i zaczął wyciągać swoje maleńkie rączki w moja stronę. Z
przerażeniem spojrzałam na chłopaka, który tylko się zaśmiał i bez słowa dał mi
znać żebym go wzięła na ręce. Delikatnie, jakbym trzymała najkruchszą
porcelanę, podniosłam chłopczyka i przytuliłam go do siebie. W myślach
powiedziałam "fuuuj", gdy malec przytulił do mojej eleganckiej bluzki
swoją zaślinioną i ogluconą buzią. Obrzydliwe, ale nic na to nie mogłam
poradzić.
- Mogę?-
zapytał mnie Mat, widząc, że nieporadnie trzymam dziecko, które, mimo że już
przestało płakać, ale wciąż się wierciło.
Oddalam
mu niemowlaka, ostrzegając go żeby uważał. On tylko uśmiechnął się pewnie i
złapał małego w zupełnie inny sposób niż ja go trzymałam. Niesamowite, ale mały
Leto od razu się uspokoił i już grzecznie siedział w rękach Delorda.
- Do
twarzy ci z dzieckiem.- powiedziałam patrząc na ten obrazek zachwycona.
Nigdy
mnie faceci z dziećmi nie pociągali, ale jemu naprawdę ono pasowało. Ale broń
boże nie była to żadna aluzja do posiadania dzieci. Jeszcze nie. Zresztą...
Ciąża, poród... Nie byłam na to gotowa. Nie chciałam zaznać jeszcze tego bólu.
Zresztą... Najlepiej to nigdy.
- Jak
kiedyś będziemy mieć dzieci, to zdecydowanie ty będziesz się nimi zajmował.-
zaśmiałam się.- Ja jestem w tym beznadziejna.
-
Przesadzasz...
- Ja
wiem ze dzieci mnie lubią, ale ja nie lubię dzieci.- odpowiedziałam całkowicie
szczerze.
- Na
szczęście ja lubię.- zaśmiał się.- A ty będziesz dobrą matką.
- Nie
zamierzam nią być. Na razie.- dodałam widząc jego minę.
- Też
nie chcę teraz dzieci. Ale za jakiś czas...
- Ok.
Ale pozwolisz, że przeszczepię ci ciążę i będziesz musiał rodzić, ok?-
zaśmiałam się.
- Nie ma
sprawy. Dla ciebie wszystko kochanie.- odpowiedział dając mi całusa.
Niestety
Shane nie chciał zostawać sam, więc musieliśmy go wziąć do salonu. I wtedy
dopiero się zaczęło.
- Boże to,
kiedy wy sobie takie zrobicie?- zapytała zachwycona tym widokiem Constance, a
ja w myślach zaczęłam ją wyklinać.
- Do
twarzy Wam z tym dzieckiem.- dodał Shann szczerząc się do nas, bo dobrze
wiedział jak mnie takie coś wkurzy.
-
Żadnych dzieci! Zabraniam! Jesteście za młodzi!- powiedział wybudzony tymi
uwagami Jay.
- Pragnę
zauważyć, że to, że Ty dziecko sobie sprawiłeś będąc grubo po 40stce, to nie
oznacza, że inni nie mogą wcześniej.- zauważyła Constance.- Dobrze, że w ogóle
tego dożyłam!- dodała z wyrzutem patrząc na młodszego syna.
- Ale to
nie oznacza, że mając ledwo powyżej 20 lat od razu robić sobie dzieci!
- Spoko
tatuśku, my nie zamierzamy mieć teraz dzieci.- próbowałam załagodzić sytuację.
- No
właśnie! Teraz młodzież zamiast rodzić dzieci, kiedy z punktu biologii jest
najlepszy moment, to przekłada to aż będą mieć problemy!
- Niestety
to prawda.- poparła mamę Letosów Fancy.
- No
wiesz co?!- popatrzyłam na przyjaciółkę zdradzonym wzrokiem.
-
Biologia się nie zmieniła. Dzieci powinno się rodzić przed 30stka.
-
Odezwała się ta, co niby urodziła przed trzydziestką.- prychnęłam.
- Poza
tym mamy jeszcze czas.- zauważył Delord.- Do 30stki jeszcze trochę nam
brakuje...
-
Właśnie.- poparł nas Jay.
- Nie
macie się, o co kłócić?- zapytała Renata, w końcu włączając się do dyskusji.-
Dajcie im spokój. Głupi nie są, poza tym mamy inne czasy.
Po tych
słowach w końcu dano nam spokój. Mały Shane w końcu dostał się na ręce matki, a
ja znów wtuliłam się w ramiona chłopaka. Zaczęłam lekko podsypiać zmęczona
całym tym wspaniale spędzonym dniem. Dlatego też, gdy Mat szepnął mi na ucho by
iść już do pokoju, natychmiast się zgodziłam.
-
Idziecie już?- zapytała Constance.
- Tak,
trochę jesteśmy zmęczeni, a jutro jedziemy do moich rodziców.- powiedział Mat.
- Tylko
bądźcie grzeczni.- mruknął Jared próbując się nie ruszać, bo syn zasnął mu na
klatce piersiowej.
-
Właśnie idziemy robić sobie dziecko, skoro już tak nalegacie.- zaśmiałam się,
wiedząc że wkurzę tym ojca.
- Ani mi
się waż!- powiedział z zupełnie poważnym wyrazem twarzy, co wywołało śmiech u
reszty domowników.
Zdołałam
tylko usłyszeć głos Fancy, która mówiła "dorośli są", po czym nie
słyszałam już nic. Weszliśmy do mojego pokoju od razu kierując się do drzwi
łazienki.
- Ja
pierwsza.- powiedziałam, czując że zaraz zasnę.
- A ja
myślałem, ze naprawdę idziemy robić dziecko.- zaśmiał się Amerykanin, siadając
na łóżku.
Uśmiechnęłam
się delikatnie do niego, po czym zamknęłam drzwi łazienki. Gdy stanęłam w samej
bieliźnie przed lustrem, coś jakby się we mnie obudziło. Nagle zupełnie ode
chciało mi się spać, a moje hormony obudziły się do życia. Przejechałam dłonią
po świetnie ukształtowanych piersiach, które podtrzymywał czerwony stanik, a
potem przeczesałam dłonią rozpuszczone włosy, z których dopiero, co wyjęłam
spinkę. Wyglądałam tak dobrze w tym komplecie, umalowanej twarzy i luźno
puszczonych włosach, że aż nie mogłam wyjść z podziwu dla siebie samej. W końcu
zrozumiałam, że naprawdę potrafię być piękną i seksowną kobietą. Nie
rozbierając się do końca, weszłam z powrotem do pokoju. Delord położył się na
łóżku z zamkniętymi oczami i w takiej pozie czekał spokojnie aż zwolnię
łazienkę. Szybko przedostałam się do niego i przekroczyłam jego ciało, co
spowodowało u niego otwarcie oczu.
- Nie
miałaś się iść myć?- zapytał zdziwiony, choć jego oczy mówiły ze był na to
przygotowany.
Mimo ze
miałam prezent dla niego, postanowiłam że zasłużył na drugi. Bardziej
sensualny, taki, który mężczyźni kochają najbardziej. Z zadowoleniem patrzyłam
jak Mat przenosi się do raju. Jak całe jego ciało aż drży od rozsadzających go
emocji. Widząc go z tym obłędnym, nieprzytomnym uśmiechem, nie mogłam się sama
nie uśmiechnąć. Sprawianie radości najbliższym mi osobom to coś, co kocham
robić. Serce biło mi jak oszalałe, jakby miało zaraz wyskoczyć i pognać gdzieś
w dal, a on trzymał mnie przy sobie, tuląc do piersi i muskając czubek głowy
swoimi ustami. Mogłabym w tamtej chwili umrzeć. I umarłabym szczęśliwa.
Podniosłam lekko brodę patrząc w jego niebieskie oczy. Ile one dla mnie znaczyły.
Tym razem delikatnie go pocałowałam.
-
Skarbie...- szepnął.
- Yhym?
Przygryzł
moją dolną wargę, co znów wywołało u mnie kolejna fale emocji.
- Chcę
tak zostać już na zawsze.- szepnęłam.
-
Znudziłoby ci się.- zaśmiał się gładząc moje plecy.
- Nie.
Nigdy mi się nie znudzisz.- odparłam pewnie.
Nagle
usłyszeliśmy pukanie. Natychmiast odwróciliśmy głowy w stronę drzwi zdając
sobie sprawę, że nie zamknęliśmy ich na klucz. A Jared to taka osoba, która
jeśli ma otwarte to zawsze wparuje w nieodpowiednim momencie.
- Tylko
nie róbcie dzieci.- usłyszeliśmy jego głos za drzwiami.- Dobranoc.
Jeszcze
chwilę czekaliśmy w ciszy i stresie, ale potem nasze ciała się rozluźniły, a my
zaczęliśmy się śmiać.
- On to
ma timing.- powiedziałam wzdychając z uśmiechem.
- Skoro mamy
zakaz, to... Chyba powinniśmy w końcu się umyć i iść spać?
- Masz
racje. Jutro mamy trochę mil do przejechania. Będziemy mieć tam wspólny pokój?-
zapytałam wstając z łóżka i patrząc na mojego nagiego faceta.
-
Czyżbyś była tak napalona, że nie wystarczy ci ten seks sprzed chwili?-
zapytał.
- Może.-
odparłam tajemniczo.- W końcu to dom twojej babci, wiec... Może okazać się, że
będziemy spać oddzielnie.
- A to
akurat bardzo prawdopodobne.- przyznał Delord.- Ona jest dość... Staroświecka.
Ale postaram się żebyśmy przynajmniej spali razem. Niestety obawiam się, że
babcia będzie nas sprawdzać. Czy aby przypadkiem nie robimy czegoś
niewłaściwego.
-
Niewłaściwy to jest brak seksu, jak możemy!
- Ona ma
inne zdanie.- zaśmiał się.- Bedzie ciekawie. Myślę, że cię pokocha, tak samo
jak ja cię kocham.
-
Kochasz?
- No
troszeczkę.
- Tylko
troszeczkę?- zapytałam udając oburzenie.
- Taką
tyci tyci troszeczkę.
- Osz
ty! Skoro tak... Więcej takich prezentów nie będzie.- powiedziałam udając
zupełną powagę.
- O
nie!- wykrzyknął teatralnie.- Jak ja to przeżyję...
- Jakoś
będziesz musiał.
-
Powinienem raczej powiedzieć, jak ty to przeżyjesz.
- Nie
wiem.- odpowiedziałam całkowicie szczerze śmiejąc się.
Tym
razem już dotarłam pod prysznic. Nie powiem, ten wysiłek fizyczny sprzed chwili
trochę mnie zmęczył, więc lania wody nie było, co mam w zwyczaju. Gdy tylko
wyszłam z piżamie Mat leżał na łóżku cicho chrapiąc. O nie… Musi się umyć! Nie
będę przecież spać z brudasem. Podeszłam do niego i pocałowałam go w czoło,
szepcząc mu by poszedł wziąć prysznic. Coś tam pojęczał, ale ostatecznie wstał
i zniknął za drzwiami łazienki. Położyłam się wygodnie na łóżku i przykryłam
kołdrą. Co za cudowny dzień! Nie mogę się doczekać jutrzejszego dnia… W końcu
poznam babcie Mata i po raz pierwszy spędzę święta z jego rodziną. Cały ten
nasz związek zaczął zmieniać się z młodzieńczej miłości na coś o wiele bardziej
poważnego. Wiadomo, jeszcze trochę życia przed nami, ale nigdy nie byłam
bardziej pewna, że chcę z nim być. Przytuliłam głowę do poduszki i po prostu
odpłynęłam…
CZĘŚĆ OCZAMI MATA DELORDA
Obudziło mnie skomlenie. Nie do końca jeszcze przytomny, ziewnąłem
przeciągle próbując wpuścić do swoich płuc jak największa ilość tlenu. Potarłem
dłonią czoło i zerknąłem w bok. Po drugiej stronie lóżka leżała moja dziewczyna
przykryta po sama szyje kołdrą, rozwalona na 3/4 łóżka, które wcale jakieś
ogromne nie było. Znów do moich uszu doszło skomlenie, wiec niechętnie odgarnąłem
ten kawałek kołdry, który mi zostawiła i wstałem z łóżka. W pokoju było dosyć chłodno,
wiec zadrżałem czując jak wszystkie włosy podnoszą mi się na ciele. Rozejrzałem
się w poszukiwaniu bokserek, które w miarę szybko zlokalizowałem przy łóżku.
Ponownie pies, który chyba czatował pod drzwiami, zaskomlał próbując zwrócić na
siebie uwagę. Dobrze, że chociaż nie szczekał. W końcu otworzyłem drewniane drzwi,
a do pokoju wpadł niebieskooki Frosty, którego te kilka miesięcy temu uratowałem.
Ze zdziwieniem zobaczyłem, jak ignoruje moje wyciągnięte ręce i biegnie w stronę
łóżka. Jeden sus i już był na górze. Przepchnął delikatnie Klaudie i położył łepek
na mojej poduszce. A to dziad... A ja dałem się zrobić w konia, przez tego psa.
Westchnąłem ponownie zamykając drzwi od sypialni i ruszyłem do łóżka. Zrezygnowany
spojrzałem na drewniany, staromodny zegar, który za nic nie pasował do tego
nowoczesnego wnętrza, i zobaczyłem, że jest dopiero 6 rano. Jednak nie chciało
mi się już spać. To skomlenie wybudziło mnie zupełnie. Nie chciałem też nikogo obudzić,
więc prysznic odłożyłem na późniejszą godzinę, by szum wody nie był za dużym hałasem
w tak cichym domu. Zrezygnowany, położyłem się na łóżku obok psa, który nawet
nie drgnął, po czym wziąłem telefon i zacząłem czytać wyniki ostatnich wyścigów,
które rozegrały się na wschodnim wybrzeżu. W tym sezonie niestety nie miałem
szans zakwalifikować się do głównego wyścigu, który miał się odbyć w Iowa za
dwa dni. Niestety wiele wypadków i niepowodzeń przekreśliło te plany, ale nie traciłem
nadziei. Kolejny sezon był na wyciagnięcie ręki, a sam czułem, że to będzie właśnie
mój sezon. Pan Leto został sponsorem, Klaudia mnie dzielnie wspierała, a do
tego Ben robił coraz większy progres. Ależ ja bylem dumny z tego dzieciaka. Co
prawda daleko mu jeszcze było do najlepszych, ale on miał zaledwie 17 lat!
- Mat? Nie spisz?-usłyszałem lekko zachrypnięty glos mojej ukochanej.
- Nie.
- Frosty? Co on tu robi?- zapytała podnosząc się, a kołdra zsunęła się z
niej pokazując satynową piżamę pięknie uwydatniającą jej biust.
Nie powiem, serce zabiło mi mocniej, jeszcze bardziej otrzeźwiając umysł.
Nic nie poradzę na to, że uwielbiam kobiety z dużym biustem, a już jak jest to
moja kobieta...
- Naprawdę?- zapytała mnie patrząc na mnie z politowaniem.- Jak
dziecko.- westchnęła.
- Nic na to nie poradzę, że mnie kręcisz.- wzruszyłem ramionami próbując,
chociaż trochę nie sprawiać wrażenia wygłodniałego wilka.
- Która godzina?- zapytała znów się zakrywając.
- 6:37.
- Dopiero? Czemu nie śpisz?
- On mnie obudził.- wskazałem brodą na chrapiącego zwierzaka.- A potem już
jakoś nie mogłem zasnąć.
- Chodź do mnie.- poprosiła, a ja posłusznie wstałem i obszedłem łóżko naokoło.-
Ależ jesteś zimy.- skomentowała, ale i tak się wtuliła w moje ciało.
Pocałowałem ją w czubek głowy, zwracając potem wzrok na sufit.
Powinienem być wypoczęty przed podróżą, ale jakoś nie chciałem już zasypiać.
Jestem ciekaw tego, co będzie u mojej babci… Co powie na widok Klaudii i w
ogóle jak się będzie zachowywać. Chciałbym by przyjęła ją z otwartymi ramionami
i traktowała jak swoją wnuczkę. Niestety los tak chciał i moi rodzice mieli
tylko mnie, a wiem że babcia zawsze mówiła żeby się postarali o drugie dziecko,
które najlepiej jakby było dziewczynką. Może kiedyś w przyszłości uda się
spełnić po trochu to marzenie mojej babci i ja sam jej dam prawnuczkę. Bardzo
bym chciał by dożyła tego momentu.
Nagle ciszę rozległ głośny płacz syna Jareda. No i tyle ze snu
wszystkich domowników. Popatrzyłem na Klaudię, która schowała głowę pod kołdrą
starając się uniknąć nieprzyjemnych dźwięków. Zaśmiałem się z tej reakcji
zdając sobie sprawę, że naprawdę nam się nie spieszy do posiadania dzieci. Niby
część moich znajomych ze szkoły już miała rodziny, ale… dla mnie to nie był
jeszcze ten moment. Tyle życia przede mną, pucharów do wygrania i spełniania
marzeń. Nie wspominając o Klaudii, która zdecydowanie upierała się, że nie chce
mieć nigdy dzieci. Ale jak to mówią, nigdy nie mów nigdy. Może za kilka lat jej
się zmieni. Kto to wie.
- Jezu… mam ochotę wyrzucić tego bachora przez okno.- powiedziała
gwałtownie odrzucając kołdrę i siadając na łóżku.- Cieszę się, że jedziemy do
twojej rodziny dzisiaj, bo powoli nie wytrzymuje tego ciągłego jęku i płaczu.
- Chyba nie jest tak źle…
- Źle? Nie… Jest tragicznie! Nie pamiętam, kiedy miałam normalny poranek
od cholernych 2 tygodni… Kocham Jay’a, ale mógłby mieszkać z Fancy w Paryżu.
Nie da się nic zrobić w domu, od kiedy jest z tym małym tutaj.
- Ale z ciebie maruda.- zaśmiałem się.- Zawsze możesz spać u mnie.-
puściłem jej oczko, na co ona tylko przewróciła oczami.
Frosty przeciągnął się ignorując krzyki młodego Leto i zwinął w
kłębuszek zajmując dużą część łóżka. Niby psy słyszą więcej, ale chyba płacz
dziecka im nie przeszkadza. Nagle drzwi do naszego pokoju otworzyły się i w
nich stanął Jared z drącym się dzieckiem w ramionach.
- Oszalałeś?!- zapytała Klaudia patrząc na niego z niedowierzaniem.-
Przynosisz tu tego szatana?
- Potrzebuje pomocy… Muszę iść na dół po jedną rzecz, a Fancy śpi jak
zabita. Potrzymasz go przez chwilę?
- Nie możesz go zabrać ze sobą?- spytała.
- Muszę mu przygotować mleko, a nie chcę budzić Fancy. Proszę, to zajmie
2 minuty! A on jak jest u obcych na rękach to przestaje krzyczeć.
- Panie Leto, proszę mi go dać.- powiedziałem wyciągając po małego ręce.
Muzyk przez chwilę patrzył na mnie niezdecydowany, co zrobić, ale w
końcu podał mi zawiniętego w kocyk małego człowieczka. Tak jak powiedział,
maluch od razu przestał płakać obserwując, kto go trzyma.
- No cześć mały.- przywitałem się z nim łaskotając go palcem po
brzuchu.- Ależ pobudkę zrobiłeś wszystkim.- uśmiechnąłem się do niego, a on od
razu pokazał mi swoje pierwsze ząbki. – Jesteś uroczy.
- Mat, przestań.- powiedziała Klaudia przyglądając mi się jak trzymam
jej brata.
- Czemu?- spytałem zdziwiony jej zachowaniem.
- Bo… Bo zaczynam rozważać czy kiedyś nie będę chciała mieć dzieci. Jak
ty to robisz?
- Po prostu go lubię.- odpowiedziałem szczerze wzruszając ramionami.-
Nie boję się go tak jak ty.
- Jak możesz się nie bać?! Przecież on jest taki mały i każdy ruch może
go zabić!
- Nie panikuj.- zacząłem się z niej śmiać, chociaż ona chyba mówiła to
na poważnie.
Jared przyszedł do naszej sypialni po 5 minutach z butelką ciepłego
mleka. Shane od razu wyczuł, że czas na śniadanko, bo prawie wyskoczył mi z rąk,
by tylko iść do taty po jedzenie. Pan Leto usiadł na krawędzi łóżka i zaczął
karmić małego patrząc na niego z tak dużym zafascynowaniem, jakby oglądał 8 cud
świata. Po chwili odwrócił się do nas i nagle zdał sobie sprawę, że siedzi na
naszym łóżku.
- Umm… przepraszam, pewnie was obudziłem.
- Masz szczęście, że już nie spaliśmy.- mruknęła Klaudia patrząc trochę
z fascynacją na dziecko, a trochę z obrzydzeniem.
- Tak? Mam nadzieję, że nie…
- Frosty mnie obudził.- przerwałem muzykowi wiedząc, dokąd zmierza ta
rozmowa.
- Frosty?- zapytał, a potem popatrzył na poduszkę po drugiej stronie
łóżka.- Bez jaj! Frosty! Oszalałeś chyba!- krzyknął na psa i rzucił w niego
paczką chusteczek.- Won mi z łóżka!! Ty mała wykorzystująca wszystkich na swoje
szczeniakowe oczy gnido!
Pies powąchał przedmiot, który w niego trafił, po czym znów schował
głowę w łapy nie przejmując się w ogóle groźbami Jareda. Klaudia zaczęła się
śmiać, co tylko rozwścieczyło Leto. Jako, że mały skończył jeść, dostałem go w
ramiona. W sumie to pan Leto rzucił go we mnie. Wiedząc, że małemu musi się
odbić odwróciłem go i delikatnie poklepałem po plecach obserwując jak muzyk
wziął poduszkę i zaczął wyganiać psa z pokoju. Z jednej strony komiczny widok,
z drugiej nie powiem… wolałbym nie trzymać dziecka po jedzeniu. Ile się
naoglądałem filmików w necie, gdzie dzieci puszczają pawia na tych, co je
trzymają po jedzeniu. Oby to mi się nie stało…
I akurat jak o tym pomyślałem, Shane postanowił zwymiotować na mnie.
- O fuuu!- krzyknęła Klaudia odsuwając się ode mnie z prędkością
światła, co skończyło się lądowaniem na podłodze.
Cudownie… Właśnie tego chciałem uniknąć. Jared przepraszająco
wyszczerzył do mnie swoje hollywoodzkie zęby i zabrał syna z moich rąk.
- Ummm… Sorry?- powiedział zakłopotany i uciekł z pokoju.
Popatrzyłem zrezygnowany na moją dziewczynę, która odwróciła głowę w
kierunku okna i nie zamierzała na mnie patrzeć. Nawet mi nie pomoże…
Uśmiechnąłem się do siebie i wyszedłem spod pościeli podchodząc do niej.
- Może przytulasek?- zapytałem.
- A idź ty ode mnie! Nie dość, że śmierdzisz dzieckiem to jeszcze jesteś
cały w zwróconym mleku… Błagam, odejdź ode mnie, bo sama zwymiotuje.-
powiedziała zakrywając dłonią usta.
Czym prędzej ruszyłem do łazienki zmyć z siebie te przygody. Gdy
wróciłem już suchy i czysty nikogo nie było w pokoju. Szybko ogarnąłem swoje
rzeczy i poszedłem do kuchni na śniadanie. Najwyższy czas zjeść coś i ruszać
przed siebie. Długa droga przed nami, a już dochodziła 8 rano. Klaudia widząc
jak wchodzę do pomieszczenia podała mi kubek z czarną kawą.
- Um… A mleko gdzie?- zapytałem, bo dobrze wiedziała, że pijam tylko
kawę z mlekiem.
- Nie mogę na nie patrzeć po dzisiejszych przygodach, a do tego nie wiem
czy któreś nie jest Fancy…
Słysząc to zdecydowałem się, że może i lepiej czasem wypić czarną kawkę.
Po szybkim śniadaniu zabrałem nasze torby z pokoju i zaniosłem je do samochodu.
Przecież księżniczka nie będzie nic dźwigać.
- To żegnamy się z tymi, co już nie śpią?- zapytałem zamykając klapę od
bagażnika.
- Tak. Constance, Jay i Shann są już na nogach.
Gdy wszedłem do salonu cała ta trójka stanęła przede mną i wręczyła mi
ogromną świąteczną torbę. Nie powiem, byłem w szoku. Wiadomo, razem z Klaudią
dla każdego kupiliśmy prezenty, ale… nie spodziewałem się dostać czegoś tak
dużego od nich wszystkich. Wcięło mnie kompletnie i nie wiedziałem, co
powiedzieć, co zrobić. Po raz pierwszy poczułem się wtedy, jak część ich
zwariowanej rodziny. Shannon wraz z Jaredem podeszli do mnie i mocno mnie
objęli, prawie jak własnego syna. Przełknąłem ślinę czując jak coś mnie chwyta
za serce. Tak bardzo brakowało mi mojego taty, a oni… po raz pierwszy poczułem
się jakbym miał tu na ziemi godne jego zastępstwo.
- Dziękuję.- powiedziałem patrząc na nich wszystkich.- Nie spodziewałem
się, aż tak ogromnego prezentu.
- Otwórz!- kiwnął głową na torbę podekscytowany perkusista.
Nie mogłem zrobić inaczej, tylko zanurkowałem do torby. Wpierw wyjąłem z
niej pięknie zapakowany w czerwony błyszczący miękki papier dość duży pakunek.
Srebrną wstążkę odwiązałem i podałem mojej dziewczynie, rozszarpując krwisty
pergamin. Gdy oczom ukazał mi się najlepszej jakości czerwony materiał od razu domyśliłem
się co to jest. Szybko uwolniłem go z papieru podnosząc przed siebie.
- Masz teraz, w czym startować.- poczułem pocałunek Klaudii na moim
policzku.
- Jest… genialny.- wydukałem podziwiając nowy wyścigowy kombinezon.
- Wiem, że się teraz spieszycie, ale gdy już będziecie u twoich rodziców
załóż go.- poprosiła Constance patrząc na mnie z szerokim uśmiechem.
Pokiwałem głową i podałem strój Polce. Kolejny był kask z feniksem, który
idealnie pasował do stroju. Poza tym dostałem jeszcze naklejki, które będę mógł
nakleić na auto, by widać było, kto jest sponsorem. Na samym dnie torby
znalazłem czarną kopertę z bordowym lakiem, który od razu przełamałem. Zanim
jednak wyciągnąłem kartonik ze środka popatrzyłem na nich wszystkich. Czekali
na moją reakcję jak na szpilkach, więc musiało to być coś naprawdę wielkiego. I
takie też było.
- O boże! Nie wierzę!- powiedziałem wpatrując się w połyskujący
kartonik, który trzymałem w dłoniach.- To… to…to najlepszy prezent, jaki
kiedykolwiek dostałem.- wydukałem czując jak emocje powoli odbierają mi
zdolność mówienia.- Dzień z Jimmie Johnsonem! Jak wy to… to przecież
niemożliwe!
- Dla mnie nie ma nic niemożliwego.- prychnęła Klaudia odrzucając włosy
za ramię tym teatralnym gestem.
- Ej, głównie to moja zasługa.- zaśmiał się Jay udając obrażoną minę.
- Ale to ja wpadłam na ten pomysł!
Gdy ta dwójka się kłóciła, Shannon podszedł bliżej i zaczął mi tłumaczyć,
co oznacza dzień z tym człowiekiem. Jimmie Johnson to jeden z najbardziej
utytułowanych „młodych” kierowców NASCAR. Siedmiokrotny zdobywca tytułów
mistrza serii, w tym wygrał 5 mistrzostw z rzędu… Idealny autorytet dla kogoś
takiego jak ja.
- Nie dość, że będziesz mógł z nim potrenować na legendarnym torze
Daytona to jeszcze potem pójdziecie na kolację. Myślę, że to całkiem fajny
sposób na spędzenie dnia.
- Nie wiem, jak mam wam dziękować. To więcej niż spełnienie marzeń i
nawet nie chce wiedzieć jak wam się udało to załatwić.
- Córka Johnsona to wielka fanka Marsów, więc wiesz…- szepnęła mi na
ucho Klaudia.- Dobra, my jedziemy! Trzymajcie się cieplutko i wszystkiego
najlepszego na święta! Kocham Was wszystkich! No… prawie.- zaczęła się śmiać.-
Pozdrówcie Tomo, bo pewnie przyjdzie jutro świętować z wami.
Zapakowaliśmy prezenty na tylne siedzenie i ruszyliśmy w drogę do mojej
babci. Jadąc autostradą międzystanową aż mnie korciłoby przycisnąć z tych
emocji, ale patrząc na moją dziewczynę zdecydowałem się nie szaleć. Babcia by
mnie zabiła gdyby nas policja zatrzymała w drodze do niej na święta. Po 4
godzinach dałem poprowadzić Ferrari Klaudii, która była zachwycona tym faktem.
Powiedzmy, że mój mały prezent dla niej z okazji świąt.
- Czemu nie możemy zajechać na to wyschnięte jezioro i przetestować to
cudeńko?- zapytała jadąc nieco ponad 80 mil na godzinę.
- Zwolnij, bo ja nie będę płacił mandatu za ciebie.- ostrzegłem ją.-
Kiedyś dam ci się przejechać nim na torze. Obiecuję…
- Tak tylko mówisz.- prychnęła robiąc smutną minę.
- Naprawdę obiecuję.
Dziewczyna skoczyła na fotelu kierowcy, a ja od razu pożałowałem tej
decyzji. Przecież to będzie ostatni raz, gdy zobaczę mój ukochany samochód w
całości. Oczywiście przesadzam, bo mimo że dziewczyna ma od niedawna prawko to
całkiem nieźle siedzi za kółkiem. Ma to coś, co jest ważne podczas prowadzenia
samochodu. Pewność siebie i rozum. Dla takich chwil jak ta, gdy widzę ją taką
uśmiechniętą warto walczyć ze swoimi strachami. A dawanie jej Ferrari to
największy wyraz zaufania, jaki może ode mnie dostać.
- Kocham cię, wiesz?- powiedziałem starając się zapamiętać już na zawsze
tę radość w jej oczach, gdy trzyma skórzaną kierownicę.
- Spróbowałbyś nie. Jestem w posiadaniu twojego cudeńka.- zaczęła się
śmiać, puszczając mi oczko.
Gdy zostało nam ostatnie pół godziny drogi stwierdziłem, że czas na
zmianę kierowcy, ale dziewczyna nie za bardzo chciała mi oddać możliwość jazdy
samochodem, a jako że były święta to postanowiłem się z nią nie kłócić i jej po
prostu ustąpić. Dobrze sobie radziła, a każdy kilometr to doświadczenie.
Zajechaliśmy pod dom mojej babci idealnie na obiad. Od razu wyskoczyły na nas
dwa białe teriery, które zaczęły ujadać jak głupie. Chwilę później Crystal
zjawiła się obok nich przejmując robienie dźwięku.
- Cisza!- krzyknąłem na psy, które przybiegły do mnie prosząc o
pieszczoty.
Odetchnąłem głęboko tym czystym powietrzem przypominając sobie o tym
miejscu i młodzieńczych latach. Kiedyś spędzałem tu każde wakacje, a teraz
niestety dorosłe życie nie pozwalało mi na to za bardzo.
- U której z twoich babć jesteśmy?- zapytała Klaudia przyglądając się
ogromnemu domowi.
- To dom babci Valerii, ona jest mamą mojego taty. Ale babcia Carmen mieszka
wraz z nią i razem się wspierają. Jeśli mam być szczery to ten dom jest
bardziej babci Carmen. Zobaczysz ile w nim życia.
Gdy to powiedziałem na schodach pojawiła się właśnie babcia Carmen. Jej
niegdyś czarne hiszpańskie kręcone loki teraz miały piękny odcień szarości i
były ścięte na krótko. Moja babcia przyjechała do Ameryki wraz z całą rodziną z
Hiszpanii szukając schronienia przed wojną i tak już tu została. Właśnie dzięki
niej mam trochę tej szalonej hiszpańskiej krwi i jestem pewien, że kolor włosów
właśnie po niej odziedziczyłem. Mimo swojego wieku wciąż była żwawa i pełna
energii, której czasami nawet i ja jej zazdrościłem. Chciałbym mając tyle lat,
co ona tak się poruszać i mieć tyle szalonych pomysłów.
- Oh! Mój ulubiony wnuczek!- wykrzyknęła zbiegając po schodach.
- Babciu!- przywitałem wpadając w jej ciepłe ramiona.
W końcu byłem w domu. Jak ja się za tą kobietą stęskniłem! Sekundę
później trzymała już w swoich objęciach Klaudię, którą zaczęła delikatnie
podduszać. Czas zainterweniować.
- Babciu, udusisz ją…
- Przepraszam!- powiedziała w końcu dając dziewczynie odetchnąć.- Boże,
ale się cieszę, że cię w końcu mogę poznać! Myślałam, że dopiero na ślubie cię
zobaczę na żywo.
- Jakim ślubie?- zapytała zdezorientowana Klaudia.
- Jak to jakim? Waszym! Matthew, czemu ta piękna niewiasta nie ma
jeszcze pierścionka na palcu? Boże, jak ja się cieszę, że znalazłeś taką piękną
dziewczynę. Znając ciebie to jeszcze jest mądra i dobra.
- Babciu… proszę cię…- jęknąłem.
- Valeria już na was czeka. Powiedziała, że musi przypilnować pieczeni.
Pokiwałem głową i podałem ramię babci by mogła z moją pomocą wejść teraz
po tych schodach na górę. W podziękowaniu dostałem całusa w policzek, a ona
zabrała Klaudię na oprowadzankę po domu. Ja za to od razu skierowałem się do
kuchni, by przywitać się z drugą babcią i mamą. Babcia Valeria od razu
odwróciła się od kuchenki i przy pomocy laski dokuśtykała do mnie. Była piękną,
pełną klasy kobietą, która starała się być ponad wszystkim. Jej spokojne, pełne
cierpliwości oczy zabłysły miłością, gdy tylko mnie zobaczyła. Byłem taki
szczęśliwy widząc ją w tak dobrej formie. Po wypadku taty i udarze myśleliśmy,
że już nie będzie chodzić, ale ona jak to każdy mający w sobie krew Delordów,
przeciwstawiła się losowi i dzięki rehabilitacji chodziła tylko o lasce.
- Mój kochany Mati.- powiedziała przytulając mnie do siebie.- Ale
wyrosłeś. W końcu ściąłeś te włosy! Jestem taka dumna!
- To tylko chwilowe.- zaśmiałem się.
- Tak myślałam.- westchnęła zrezygnowana.- Gdzie jest ta twoja
dziewczyna? Gdzie ją ukrywasz?
- Jak znam życie, to pewnie moja matka ją porwała.- przewróciła oczami
moja mama.
Dalszą część dnia spędziliśmy na rozpakowywaniu i biesiadowaniu.
Wieczorem przyjechał wujek Adam, który był bratem mojego taty i cała atmosfera
świąt stała się jeszcze cieplejsza. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byliśmy
wszyscy razem w jednym domu. To było tak niesamowite… I jeszcze miałem obok
siebie ukochaną osobę, która tak bardzo mnie wspierała.
- Wtedy Mat stwierdził, że zajeździ tego cielaka i zeskoczył na niego z
ogrodzenia.- zaśmiał się wujek przypominając jedną z historii z mojego
dzieciństwa.- Możesz sobie wyobrazić, co to biedne zwierzę robiło, by pozbyć
się go z grzbietu. Na nieszczęście Mata, byczek zrzucił go prosto do koryta z
wodą. A ja musiałem go potem wyciągać z niego i jechać z nim do domu.- śmiał
się na całego Adam.
- Pamiętam jak go przyprowadziłeś. Moje biedactwo było całe mokre i w
siniakach.- westchnęła melancholijnie babcia Carmen.
Jeszcze godzinkę posiedzieliśmy tak w salonie przypominając sobie kompromitujące
historie z mojego życia, które Klaudia przecież musiała usłyszeć, by w końcu
udać się do naszego pokoju. Po wielu namowach babcia Valeria zgodziła się byśmy
spali w jednym łóżku z zastrzeżeniem, że ona nie chce słyszeć jak uprawiamy
seks.
- Oj nie bądź taka pruderyjna mamo.- zaśmiał się Adam.- Młodzi są to
niech korzystają z życia!
- Nie w moim domu.- powiedziała patrząc na nas ostrzegawczo.- I tak nagięłam
swoje zasady.
- Widzisz synuś, mówiłam ci że powinieneś ją zaobrączkować. Wtedy ta
stara ropucha by się nie czepiała.- zaśmiała się babcia Carmen, która
zdecydowanie wypiła za dużo nalewki i humor jej się jeszcze bardziej polepszył.
- Ja ci za tę ropuchę to pokażę. Pogadamy jutro jak będziesz trzeźwa!- zagroziła
jej babcia Val.
Schwyciłem Polkę za rękę i pociągnąłem do naszego pokoju. One będą tak
się ze sobą dalej przekomarzać, a widziałem że dziewczynie oczy powoli się
zamykają i ostatkami sił próbuje utrzymać głowę wyprostowaną.
- Masz cudowną rodzinę.- powiedziała ziewając.- Przepraszam… Po prostu
jestem… taaaaaka zmęczonaaaa.- znów ziewnęła.
- Długa podróż za nami, a do tego jeszcze ta wczesna pobudka.-
przyznałem jej rację.
- Będziesz bardzo zły jak dopiero jutro się umyję?- zapytała przebierając
się od razu w piżamę.
- No coś ty.- zaśmiałem się.- Też nie mam siły na prysznic.
Po usadowieniu się w łóżku, Klaudia przysunęła się do mnie obejmując
moje ramię. Pocałowała mnie i praktycznie od razu zasnęła. Ja jeszcze chwilę
patrzyłem na nią zastanawiając się nad słowami babci… Może to naprawdę już czas
pomyśleć o pierścionku? Odczekam jeszcze pół roku i wtedy, jeśli nadal będę tak
zakochany w niej, to się jej oświadczę. Ziewnąłem przeciągle i sam też
zamknąłem oczy. Czas iść spać.
____________________________
Tak jak obiecałam oto nowy rozdział. Trochę inny niż zawsze, ale... tak wypadło :) Nie chcę nic mówić, ale powoli zbliżamy się do końca. A przynajmniej jestem bliżej niż dalej hahahaha. Przynajmniej taką mam nadzieję. Kolejny rozdział też będzie skupiał się na Macie i dodatkowo... zrobimy pierwszy duży skok w przód! O całe pół roku! Ale to dopiero przy kolejnym rozdziale.
Ten rozdział dedykuję Martynce, która wyjątkowo ma cierpliwość do mojego pisania :))
Ps. Sorry za błędy, ale już tak bardzo chciałam to opublikować... miało być w lutym na moje urodziny ale wyszło jak zawsze.
Yay nowy rozdział!! Świetny i taki ciepły i rodzinny. Śmiesznie było wyobrażać sobie Jareda z małym dzieckiem. Ciekawie było przeczytać część oczami Matta. No i mamy setny rozdział ;) podziwiam za wytrwałość i czekam na kolejny ;)
OdpowiedzUsuńOj będzie o Jr z dzieckiem jeszcze trochę. Już niedługo będzie się dziać prawdziwa drama i aż nie mogę się doczekać by to napisać.
UsuńSama siebie podziwiam, ale obiecałam sobie, że to skończę więc staram się dotrzymać słowa! :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNo i świetnie! Chyba nigdy nie zaangażowałam się aż tak bardzo emocjonalnie podczas czytania fanfika. Może to i dziwne, bo nigdy nie należałam do Echelonu, chociaż muzykę Marsów lubiłam i nadal lubię. I jakimś dziwnym trafem zawsze mnie interesowały fanfiki właśnie o 30stm Sama kiedyś publikowałam opki w odcinkach, o Paramore i nie fandomowe i po paru rozdziałach się poddawałam. Także trochę wiem "z czym to się je" i że trudno czasami wytrwać. Zasługujesz na podziw zdecydowanie i aż jestem ciekawa tej dramy xd. Dramy z Jayem zawsze są mocne i świetnie przez ciebie oddane szczególnie pod względem emocji.
Usuńwłaśnie ogarnęłam, że komentarz który napisałam w pt nie dodał się :/
UsuńTo tak. Zacznijmy od tego, że drama się będzie głównie tyczyć K i Mata ;) Oj tu będzie gruuuubooo! Ofc Jared pomiedzy więc trochę też jego, ale no... jestem ciekawa co na to powiesz. W sumie to jak myślisz, co może się między nimi dziać? :))
Co do Echelonu, to byłam przez długi czas w tym fandomie, ale trafilam na mega ludzi, ktorzy w sumie mieli gdzies samych marsow a chodzilo glownie o muzyke i zabawe z tym zwiazana. Do tej pory mam kontakt z nimi co jest mega fajne. Samych marsów nie jestem w stanie słuchać, coraz to slysze nowe akcje z Jr i jego bratem i po prostu odechciewa mi sie. Okropne jak to czlowiek i jego dzialania potrafia zabic w kims milosc do muzyki.
W kazdym razie jesli chodzi o wytrwalosc... Napisalam do tej pory jedno opowiadanie ktore skonczylam. I jestem z tego mega mega dumna. Ostatnimi laty przepisalam je na angielski i chce je opublikowac w aplikacji Episode, ale ciezko mi idzie kodowanie. W kazdym razie, moze bys miala ochote przeczytac?
Hmm co się może zadziać... Może poróżni ich to, jakie mają oczekiwania co do wspólnego życia? Pojawił się temat dzieci i ślubu. Matt wydaje się bardzo stateczny i raczej by mu nie przeszkadzało założenie własnej rodziny. A Klaudia jest raczej osobą, która lubi korzystać z życia i po tym jak reaguje na dziecko J to raczej zdecydowanie nie jest wg niej dobry czas. Nie wiem czy dobrze kminię ;P No cóż czasami chyba jest lepiej nie śledzić każdego ruchu sławnych osób tylko cieszyć się muzyką. Bardzo bym chciała przeczytać to opowiadanie ;). Jest gdzieś opublikowane? Jeśli nie, możesz wysłać na maila gosia452@wp.pl
UsuńOh bardzo daleko jesteś od tego co się stanie haha ;)
UsuńTo prawda, chociaż w obecnych czasach wszystko wychodzi na jaw :)