9 czerwca 2011

Chapter 31 "Niestety nie zmieścisz się do walizki”

Chapter 31
"Niestety nie zmieścisz się do walizki”


Ze snu wyrwało mnie wycie psa. Na wpół przytomna podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam się po pokoju. Im dłużej w nim przebywałam tym bardziej go lubiłam. Był duży, przestronny i urządzony nowocześnie. Zawsze o takim marzyłam, może kilka rzeczy bym zmieniła, ale to były tylko nieznaczne drobiazgi. Brakowało mi trochę tych wszystkich moich plakatów z Marsami, z mieszkania w Polsce, ale tutaj miałam tych prawdziwych. Zaczęłam się nawet zastanawiać, co by powiedzieli gdybym powiesiła ich postacie na ścianach. Ale, gdy tylko o tym pomyślałam, uświadomiłam sobie, jakie to głupie. Odrzuciłam cienką kołdrę, którą w nocy musiałam się przykryć i... w ogóle jak ja się znalazłam w swoim pokoju? Przecież zasnęłam obok Jareda na kanapie. Zdezorientowana w końcu wstałam z łóżka i pierwsze co zrobiłam, to sprawdziłam blackberry. Tak, zdecydowanie byłam uzależniona od tego przedmiotu i internetu, a dokładniej od twittera. On był pierwszą stroną na jaką weszłam i zaczęłam czytać tweety od znajomych. Nic ciekawego się nie działo na świecie. No może prócz tego, że wszyscy się zachwycali rozdaniem nagród w Madrycie, które miało być następnego dnia. Ja też nie mogłam się go doczekać, ale nie z powodu samej gali, a z tego, że zobaczę moją przyjaciółkę i spędzę z nią trochę czasu. Psie wycie nie ustawało, więc w piżamie wyszłam na korytarz i kierując się słuchem, dotarłam do drzwi sypialni Shannona. Leciutko zapukałam i od razu dostałam pozwolenie na wejście do jego królestwa. Zdziwiłam się, widząc jak Shanimal wkłada do małej czerwonej walizeczki ubrania, a Sky leży na łóżku z pyskiem przy walizce i wyje.
-          Siemano!- przywitał się wkładając koszulę na samo dno.
-          Cześć... Czemu on tak wyje?- zapytałam.
-          Płacze.-powiedział, jak gdyby nic.
-          Płacze? Co?- zapytałam nie rozumiejąc o co mu chodzi. Może to jakiś slang?
-          Że wyjeżdżam. Zawsze tak jest, jak widzi walizkę. Będzie tęsknić moja psinka, za panem, prawda?- zapytał z czułością psa i przytulił się do jego białej sierści, a husky by to potwierdzić zaczął go lizać po twarzy wciąż wydając z siebie smutne pojękiwania.
 Było to urocze. Psina naprawdę przeżywała wyjazd swojego właściciela, a sam Shannon z miłością patrzył na tego zwierzaka. Gdy usiadłam na łóżku obok psa, on podniósł głowę i powąchał moją rękę, ale po chwili znów powrócił do smutnego wpatrywania się w Shannona, który wkładał ostatnie rzeczy do walizki.
-          Która godzina?- zapytałam.
-          6 rano. O 11 wylatujemy, a ja zapomniałem się spakować.- powiedział upychając ubrania, tak by zrobiło się więcej miejsca.
-          Jak ja się znalazłam w swojej sypialni?
-          Przeniosłem cię tam, bo praktycznie leżałaś na ziemi. Jared tak się rozepchał na kanapie, że nie było nawet jak go przesunąć.
-          Wstał już?
-          Tak. Jakąś godzinę temu. Katar przeszkadza mu w spaniu. Jeśli chcesz to jest w studiu.- mruknął i chciał zamknąć walizkę, ale Sky włożył do środka łapy i położył się na niej.- Wybacz stary, ale nie zmieścisz się do walizki.- zaśmiał się smutno do psa.
Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Szybko zeszłam po schodach do dolnych partii domu i próbując sobie przypomnieć drogę do tego muzycznego warsztatu, podążyłam w tamtą stronę. Shannon wcześniej mi mówił, że tam się nie puka, po prostu wchodzi, więc tak zrobiłam. Już chciałam się przywitać z Jaredem, gdy usłyszałam tak dobrze znane mi klawisze. Zatrzymałam się zamykając drzwi i wsłuchiwałam w utwór, którego nie słyszałam od bardzo dawna. Pamiętam, jak w 2005 roku wszyscy się zachwycali tą piosenką oraz zespołem, który ją stworzył. Sama także miałam niezłą fazę na nich. Kupiłam sobie „The Black Parade” i na każdym w-fie słuchaliśmy jej ćwicząc. Kochane My Chemical Romance. Nie mogłam się powstrzymać, więc zaczęłam cicho śpiewać “when I was a young boy my father took me into the city to see a marching band…”. Klawisze umilkły, a Jared podniósł się zza instrumentu.
-          Przepraszam.- szybko powiedziałam kończąc swoje nieudolne śpiewy.
-          Nie było źle.- wychrypiał podchodząc. – Jakoś tak mnie naszło, by zacząć to grać.
-          Przypomniałeś mi moje gimnazjum, czyli na wasze to chyba pierwsze klasy liceum. Byłam kiedyś zakochana w tym zespole, a ta piosenka zupełnie zawładnęła moim sercem. Teledysk, który do niej zrobili był przerażający, ale i na swój sposób niesamowity. Strasznie mi się podobał, zresztą nadal lubię go oglądać. Taki psychodeliczny.
-          Nie wiedziałem, że to twój ulubiony zespół.
-          To nie tak... Po prostu miałam na nich fazę. Krótko, bo potem zakończyli swoją działalność, ale cóż. Pamiętam ich jeszcze za czasów Sweet Revenge, ale wtedy to znałam jakieś ich 3 piosenki na krzyż.
-          Masz jakieś jeszcze ulubione zespoły?- zapytał pokazując mi dłonią żebym podeszła z nim do instrumentu.
-          Tak... Kiedyś słuchałam Red Hot Chili Peppers. Znałam chyba każdą ich piosenkę, przeczytałam autobiografię Anthonego Kiedisa, miałam jechać na koncert i... nie wypaliło. Potem oni się rozpadli, a ja o nich zapomniałam. Czasami jak ich słyszę to powraca ten sentyment, ale to obecnie już nic szczególnego. – powiedziałam przypominając sobie, jak z moją klasą przygotowywaliśmy parodię klipu do „Dani California”.- Kiedyś ci opowiem o tym, jak zrobiliśmy z całą klasą teledysk do „Dani California”, a ja musiałam w świecącym niebieskim garniturze z takim samym cylindrem udawać Anthonego. Ale to dłuższa historia. W ogóle, właśnie gdy miałam na nich fazę i słuchałam „Stadium Arcadium” poznałam was.
-          Jak to?- zaciekawił się muzyk, siadając na stołku za keyboardem.
-          A bo wtedy pierwszy raz zobaczyłam, jak wyglądacie. Klip do The Kill. No… i… zakochałam się w tobie.- powiedziałam śmiejąc się z tego.- Byłeś taki przystojny, umalowane oczy, garnitur, te włosy i taka wspaniała piosenka.
-          Teraz nie jestem?- zapytał zdziwiony.
-          Nie chcesz słyszeć mojej odpowiedzi, wierz mi. Zresztą i tak jutro będziesz miał już dość krytyki.
-          Czemu? Chcę wiedzieć.- powiedział stanowczo.
-          Nie. Koniec tematu. Powracając do zespołów to kochałam straszliwie Systema.
-          System Of A Down?
-          Tak. I…
-          Myślałem, że słuchasz trochę innego rodzaju muzyki.- stwierdził odchylając się trochę do tyłu.
-          Po pierwsze, nie przerywaj mi, a po drugie, ja słucham różnego rodzaju muzyki. Nawet metalu i nawet klasycznej.
 Gdy ja tak mu opowiadałam o tym, jak bardzo kocham SOAD i jak bardzo bym chciała pojechać na ich koncert, ale to nie możliwe, on pociągnął mnie za rękę i usadowił na swoich kolanach, jak małe dziecko. Zaskoczona zamilkłam i próbowałam się podnieść, lecz on lewą ręką mnie przytrzymał mówiąc, bym się nie wyrywała. Wziął prawą ręką moją prawą dłoń i zapytał co chcę zagrać.
-          Nie potrafię grać.
-          O tym zadecyduję ja. To co chcesz zagrać?
-          Nie wiem... może Alibi?- powiedziałam to co pierwsze przyszło mi do głowy.
-          Może na początek coś łatwego? Połóż dłonie na moich i słuchaj. Ciekaw jestem czy to znasz.
 Gdy zrobiłam to co powiedział muzyk, poczułam jak jego dłonie spinają się, a on zaczyna grać i... śpiewać! „I can’t control myself because i don’t know how when they love my for a honestly...”.
-          I hate you blood blood….- dołączyłam do niego i tak razem skończyliśmy tę piosenkę.- Aaa! Nie wiedziałam, że...
-          To znam? No proszę cię. Słucham różnego rodzaju muzyki.
-          Znasz Gerarda?- zapytałam zaciekawiona.
-          No znam.
-          A tak bliżej?- wyszczerzyłam ząbki, a on zaczął się śmiać i rozczochrał mi włosy.
-          Słuchaj tego, ciekawe czy to rozpoznasz.- mruknął mi do ucha i zabrał dłonie z klawiszy.- Tym razem ty to zagrasz.
 Zdziwiona też zabrałam ręce, lecz on szybko je położył na klawiszach. Po chwili poczułam jak kładzie swoje dłonie na moich i mówi mi instrukcje. No i się zaczęło. Nie zrozumiałam z jego wykładu ani jednego słowa, lecz jego to chyba nie za bardzo obchodziło. 1...2...3 i zaczął napierać na mój wskazujący i serdeczny palec, więc nacisnęłam klawisze nad którymi się znajdowały. Oczywiście nie wyszło to tak, jak powinno, ale Leto się nie poddawał. W końcu zaczęłam łapać, mniej więcej, kolejność i trochę zwinniej poruszałam się po klawiszach. W końcu stwierdziłam, że koniec, bo i tak w ogóle nie rozpoznaję utworu.
-          Okej, koniec.
-          To co to było?- zapytał.
-          Nie mam bladego pojęcia. Jakieś bezdźwięczne brzdęgolenie. Inaczej masakra.
-          Ej, nie było tak źle. Dobra, wracamy do pierwszej metody i myślę, że od razu poznasz co to.
 Wzruszyłam ramionami i położyłam ręce na jego dłoniach. Nie podobają mi się jego ręce, te jego palce są ohydne. W ogóle ma brzydkie dłonie, nie to co Theo z Hurts. Jeszcze zanim się rozkręcił grając ten utwór, ja zabrałam ręce, po czym zasłoniłam nimi nos i usta. Nie byłam w stanie wydać z siebie nawet najcichszego szeptu. Jared chciał już przerwać, ale kiwnęłam głową by kontynuował. Tym razem nie śpiewał, ale to lepiej. Tylko jeden jedyny głos pasował do tej piosenki. Wpatrywałam się w jego palce, jak zgrabnie wędrują od białych klawiszy do czarnych, od prawej do lewej. Gdy skończył odchylił się w bok, by móc zobaczyć moją minę. Opuściłam głowę, tak, że włosy zakryły mi resztę widocznej twarzy i próbowałam się uspokoić.
-          Stało się coś?- zapytał zmartwiony.
 Pokiwałam przecząco głową i ukryłam całą twarz w dłoniach. Wzięłam trzy głębokie oddechy i przetarłam dłońmi oczy. Czułam na sobie pytający wzrok wokalisty, więc w końcu musiałam się odezwać.
-          Jakim cudem ty to znasz?
-          No jak to jakim? Bardzo lubię ten zespół.
-          To jedna z piosenek, które sprawiają, że bez powodu potrafię się rozpłakać. I dziękuję, że nie śpiewałeś. Kocham twój głos, ale do niej...
-          Wiem. Może jak mi się uda namówić resztę, to zagramy ci to kiedyś razem z perkusją i...
-          Tak! Znaczy nie! Znaczy... ojej... przepraszam. Po prostu nie wyobrażam sobie innej osoby niż Steve, który gra Centrefolds za garami. Tak samo Brian jest jedyną osoba, która może to zaśpiewać. Ale dziękuję za chęci.
 Obróciłam się na jego kolanach i przytuliłam do niego. Dotknęłam dłonią jego pleców i trochę się przeraziłam. Same kości. Nic przyjemnego. W końcu odsunęłam się od niego, a on zaproponował, że jeśli bardzo chcę to zagramy razem Alibi. Jednak zanim zaczęliśmy to grać do studia weszła mama Leto, która uśmiechnęła się na nasz widok.
-          Ładnie razem wyglądacie. Ale musimy się już zbierać, a ty syneczku jesteś chyba jeszcze nie dopakowany. Zresztą musisz wziąć leki.
-          Nie wmusisz we mnie więcej rosołu.- od razu zaprotestował Jay.
-          To nie rosół, a mój specjał na gardło. Dokładnie to samo, co robi ci Shannon, gdy jesteś w trasie.- powiedziała patrząc na niego z rozbawieniem.
-          To jest twoje dzieło?- zapytał zaskoczony, a zaraz po tym dostał napadu kichania, przez co w ostatniej chwili udało mi się zeskoczyć na podłogę, inaczej bym wylądowała na niej dupskiem.
-          No oczywiście, że tak! A co myślałeś?
-          Shannon mówił, że to on...
-          Oczywiście. Dobrze wiesz, jaki jest twój brat. Dobra, szybciutko stąd zmykajcie. Klaudia, ty idź się lepiej przebierz.
 Pokiwałam głową i ruszyłam w stronę drzwi. Gdy wyszłam ze studia Constance już nigdzie nie widziałam, więc szybko wdrapałam się po schodach na górę i weszłam do pokoju . dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że nie jestem spakowana, a w końcu to moje ostatnie godziny w tym domu. Przynajmniej na najbliższe kilka miesięcy. Dorwałam walizkę z którą przyleciałam i wyjęłam dosłownie wszystkie ubrania, które umieściłam przez te 4 dni w szafie. Część z nich, ta większa część, miała tu zostać. Przygotowałam sobie strój na podróż, którymi były czarne jeansy i turkusowa koszulka, po czym zaczęłam wkładać do torby bluzki, które zakupiłam będąc z Shanimalem na Rodeo Drive. Pomiędzy ubrania powkładałam płyty i na samym wierzchu położyłam kosmetyczkę. Jednak czegoś mi wciąż brakowało. Po chwili uświadomiłam sobie czego. Sukienki na galę. Podbiegłam do szafy i zaczęłam w niej grzebać, ale była pusta. Spanikowana wybiegłam na korytarz i bez pukania wpadłam do pokoju Shannona, lecz był on pusty. Cholera! Jednak usłyszałam głos perkusisty na dole, więc prawie się zabijając, zbiegłam po schodach i go złapałam.
-          Co się stało?- zapytał.
-          Nie ma mojej sukienki.
-          Jakiej sukienki?
-          No jak to jakiej! Tej na galę!- powiedziałam zdenerwowana.
-          Aaa! Wczoraj Emma wpadła do nas na chwilę, gdy byłaś z psem i oddaliśmy jej wszystkie stroje.
-          Co?
-          No po to żeby nie zapomnieć ich. Zawsze tak robimy.
-          Nie mogliście powiedzieć?! Prawie zawału dostałam!- wydarłam się na starszego z braci.
-          Sorry, nie wiedziałem, że się tym tak przejmiesz.- powiedział podnosząc dłonie w obronnym geście.- A teraz pożegnaj się ze Sky’em, bo jadę go odwieźć do znajomego.
 Dopiero po tych słowach zauważyłam białego psiaka, który był wpatrzony w swojego pana jak w 8 cud świata i nawet na chwilę nie chciał go spuścić z oka. Ukucnęłam i pogłaskałam psa po głowie, jednak on był zbyt zajęty pilnowaniem czy przypadkiem Shanimal, gdzieś nie chce iść bez niego. Jedynie chwilowe merdanie ogonem uświadomiło mi, że zauważył mój gest. Odwróciłam się od nich i biegiem ruszyłam do pokoju, by skończyć to co zaczęłam. Jednak będąc już na schodach usłyszałam szczekanie, więc się odwróciłam. Husky położył się na ziemi i szczekał na Shannona, który próbował go wyciągnąć na zewnątrz za przypiętą smycz, jednak pies zaprał się i nie zamierzał wyjść. Chwilę jeszcze patrzyłam na to jak Szynek zmaga się ze swoim pupilem, by znów zacząć biec przed siebie. No i oczywiście nie pomyślałam, że Jaredowi akurat wtedy zechce się schodzić. W taki też sposób zaliczyłam zderzenie czołowe z wokalistą. Obydwoje złapaliśmy się za głowy, a on chcąc nie chcąc kichnął mi prosto w twarz. O fuj! Natychmiastowo drugą ręką przetarłam twarz. Leto otworzył szerzej oczy, i tak dzięki chorobie jego wytrzeszcz zmniejszył się trochę poprzez zapuchnięte oczy, i zaczął mnie przepraszać.
-          Dobra, idę się dalej pakować.- powiedziałam omijając go i wchodząc do pokoju.
 Lecz zamiast skończyć pakowanie, wpadłam do łazienki by się umyć, a przede wszystkim te zarazki, którymi uraczył mnie mój ojciec. Godzinę później stałam z walizką na dole i patrzyłam, jak młodszy Leto schodzi po schodach i sprawdza cały dom, czy wszystko jest pozamykane. Gdy skończył obchód, wzięliśmy bagaże i wyszliśmy na zewnątrz. Jared pokazał na czekającą za bramą taksówkę i powiedział, że mam do niej wsiąść. Taksówkarz widząc mnie z bagażem szybko podbiegł do mnie i zabrał go, a ja weszłam do środka i usiadłam obok pani Leto. Chwilę później dołączył do nas Jay i ruszyliśmy w stronę lotniska. Droga zajęła nam niecałe 40 minut, gdyż ulice były praktycznie puste. Na LAX za to spotkaliśmy od razu resztę zespołu wraz z całą załogą. Przywitałam się z ludźmi, którzy byli dość mocno zdziwieni moim widokiem, ale potem od razu zaczęły się żarty i luźna atmosfera zapanowała wśród wszystkich. Jedynie Jared siedział na krzesełku w poczekalni i patrzył się w ekran swojej blackberry co chwila wycierając nos. Podeszłam do niego, a on od razu podniósł wzrok znad telefonu.
-          Przepraszam za rano...
-          Każdemu może się zdarzyć. Byle bym nie była chora.- powiedziałam uśmiechając się i usiadłam obok niego.
 Jego twarz wykrzywił grymas smutnego uśmiechu i powrócił do wpatrywania się w swoje cudeńko. Oparłam głowę o jego ramię i popatrzyłam na wyświetlacz urządzenia. Twitter. Po minucie już znudziło mi się czytanie tych tweetów, bo po pierwsze nic ciekawego nikt do niego nie pisał, a po drugie za szybko przewijał je, żebym mogła zobaczyć wszystkie. Nawet nie zauważyłam, gdy przysnęłam. Dopiero jak on się poruszył i głowa mi spadła z jego ramienia obudziłam się.
-          Wybacz, nie wiedziałem, że śpisz.- wycharczał.
-          A ty lepiej mówisz.- zauważyłam.
-          No tak... wziąłem ten specyfik mamy i Shanimala. Naprawdę działa na różnego rodzaju przeziębienia.
-          A co to jest?- zaciekawiłam się.
-          Nie mam pojęcia. Ale działa i nie jest na bazie mięsa.- dodał szybko.- Przynajmniej mam taką nadzieję. Mniejsza... jeśli przeżyję ten lot to zagranie koncertu będzie bułką z masłem.
-          Oby.- powiedziałam i wstałam.- Ej, patrz. To nie Emma nas woła?- zapytałam wskazując na blondwłosą postać stojącą przy jakiejś bramce.
-          Hym... nie wiem.- powiedział nieprzytomnym głosem.
 Nie czekając na jego potwierdzenie, pociągnęłam go w stronę tej kobiety. Gdy byłam już bliżej, okazało się, że to naprawdę Emma. Była zdenerwowana i machała na nas ręką pokazując, że mamy do niej biec. Ruszyłam więc biegiem ciągnąc za sobą zakatarzonego Leto. Dziwnie się biegło z kimś kto praktycznie się czołgał po ziemi, ale jakoś daliśmy radę.
-          Jared! Zabiję cię jak tylko wejdziemy na pokład!- warknęła i podała kobiecie w uniformie nasze bilety i paszporty, w których znajdowały się wizy.
 Kilka minut później byliśmy już rękawie prowadzącym do ogromnego samolotu. Tu już Emma przestała się powstrzymywać i zaczęła drzeć się na Leto.
-          Czyś ty zwariował?! Miałeś być przy wejściu najpóźniej 30 minut temu! Cudem ubłagałam tę kobietę, by nas jeszcze wpuściła! Jesteś niepoważnym człowiekiem!
 Jared chciał coś powiedzieć, ale na tyle źle się czuł, zresztą stresował się samym lotem, że darował sobie odpowiedź. A Emma nadal na niego się wydzierała.
-          Zachowujesz się jak 5 letni bachor! Zamiast w końcu zmądrzeć i wydorośleć, ty nadal masz wszystko gdzieś i myślisz, że zawsze będę za ciebie wszystkie problemy rozwiązywać! Nie ma tak łatwo w życiu Leto!
-          Dobra już, zbeształaś mnie. Wystarczy.- jęknął zatykając sobie uszy dłońmi.
-          Jak wystarczy, jak właśnie pokazujesz, że nie wystarczy!
-          Kobieto ucisz się! Jestem chory, czy ty tego nie możesz zrozumieć?! Ledwo co się trzymam na nogach.
-          To cię nie zwalnia z myślenia.- odpowiedziała już nieco spokojniej.- Masz w ogóle miejsce przy oknie. Klaudia, ty siedzisz obok niego.
Pokiwałam głową i weszliśmy na pokład samolotu. Dwie śliczne stewardessy przywitały nas i wskazały miejsca. Jared od razu opadł na fotel i popatrzył w małe samolotowe okienko. Usiadłam obok niego, a po mojej prawej stronie Emma. Wszyscy zapięliśmy pasy bezpieczeństwa i załoga samolotu po sprawdzeniu, czy wszystko jest zabezpieczone przed lotem zaczęła pokazywać pasażerom jak zapinać pasy, czy korzystać z masek gazowych w razie wypadku. Wyjęłam z kieszeni blackberry i przełączyłam ją na profil samolotowy. Nigdy nic nie wiadomo, może zachce mi się pisać opowiadanie w czasie podróży. Jared to samo zrobił ze swoim telefonem i gdy wjechaliśmy na pas startowy, wokaliście przypomniało się, że nie był przed lotem w toalecie.
-          Muszę do łazienki.
-          Siedź na dupie i nie rób wstydu.- warknęła Emma.
-          Ale ja muszę...- jęknął.- Zapomniałem na lotnisku...
-          To masz problem. Nie waż mi się teraz ruszyć, inaczej stracisz swoje przyrodzenie i asystentkę.
-          Ale jesteś na mnie dziś cięta. Nie rozumiesz, że źle się czuję.
-          Ja też się źle czuję, jak na ciebie patrzę. Od razu ciśnienie mi się podnosi.- warknęła w odpowiedzi i odwróciła się do niego plecami.
 Jay jeszcze chwilę wpatrywał się w nią, po czym znów zaczął obserwować świat przez okienko. Zauważyłam, że szybciej oddycha i mocno trzyma się fotela. Albo strach przed lataniem, albo naprawdę mu się chce do kibelka. W końcu samolot dostał pozwolenie startu i ruszyliśmy. Samolot bardzo szybko przyśpieszał.
-          Zsikam się, kuźwa.- warknął Jay. – Leć ty latająca puszko!
 I akurat gdy wypowiedział te słowa samolot poderwał się, lecz gdy tylko Leto wypuścił powietrze poczuliśmy szarpnięcie i znów znaleźliśmy się na ziemi.
-          Co do jasnej cholery!- prawie krzyknął Jared, aż połowa pasażerów w naszej okolicy zwróciła w naszą stronę głowy.
 Nagle samolot gwałtownie zahamował i gdyby nie pasy to sami byśmy nauczyli się latać. A po chwili gwałtownie skręciliśmy. Trzymałam się przerażona fotela, zresztą jak reszta pasażerów. A Jay obok zaczął panikować. Zatrzymaliśmy się, a Jay zamilkł. Od razu usłyszeliśmy komunikat, że wszystko jest pod kontrolą.
-          Witam, tu mówi wasz kapitan. Nie macie czym się państwo denerwować. Nic się nie stało, po prostu jakiś samolot chciał na nas wylądować.
 Wytrzeszczyłam oczy i spojrzałam na Jareda, który ledwo co siedział ze zdenerwowania w swoim fotelu. Ściskał tak mocno ręce, że bez problemu mogłam policzyć wszystkie jego, nawet te najmniejsze, żyłki na jego rękach. Biedactwo.
-          Oni chcą mnie zabić.- zaczął znów jęczeć.
-          Jared, jeśli się w końcu nie zamkniesz to sama własnoręcznie cię zabiję!- krzyknęła na niego Ludbrook.- Zamknij tę jadaczkę, nie ty jeden się denerwujesz do jasnej cholery!
 Jay ponownie zamilkł, a z tyłu usłyszeliśmy śmiechy. Pięknie... Jedna podróż samolotem, która na dobrą sprawę nawet się jeszcze nie zaczęła, a już takie akcje się wyczyniają.
-          Mam dość! Idę do tego pilota!- warknął Jared i odpiął pasy.
 Postanowiłam wziąć sprawę w swoje ręce i mocno popchnęłam go na fotel, a potem przypięłam.
-          Spróbuj się ruszyć, a nigdy, przenigdy nie skorzystasz już ze swoich klejnotów.- warknęłam.
 Jared zesztywniał patrząc na mnie zaskoczony. Na szczęście wtedy pilot oznajmił, że za chwilę ponownie startujemy. Tym razem start odbył się bez większych problemów, a samolot uniósł się wysoko w chmury. Lecieliśmy już tak z jakieś 3 minuty, a znak „zapiąć pasy” wciąż się świecił.
-          Zsikam się, jak boga kocham!- warknął Jared zakładając nogę na nogę.- Już nawet zapomniałem, że lecę samolotem. Ja chcę do kibla!
 Jak na komendę rozległ się głos drugiego pilota informującego, że osiągnęliśmy wysokość przelotową i zniknął znak „zapiąć pasy”. Jared zerwał się z fotela w tempie natychmiastowym i popędził do kibelka, o mało co nie lądując na Shannonie siedzącym po drugiej stronie przejścia, bo nie zauważył wyciągniętych nóg Emmy. Nawet nie zdążył na nią popatrzeć, bo dopadł drzwi łazienki. Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby ktokolwiek w takim tempie znalazł się w toalecie. Emma zachichotała cicho widząc panią Leto, która z ręką na czole kiwała głową nie mogąc uwierzyć, że jej syn zrobił taką akcję. Po 5 minutach obydwie z blondynką zaczęłyśmy się martwić, bo Jared wciąż nie wracał z łazienki, która była w końcu obok.
-          Ej, a jak on się spuścił w klozecie?- zapytała udając przerażenie.
-          To sobie polata z własnymi sikami.- zaśmiałam się.
-          Naprawdę zaczynam się o niego martwić.- stwierdziła i znów się roześmiałyśmy.- No chyba, że jest tam lustro, to nie mam pytań czemu wciąż tam siedzi.
 Śmiejąc się tak nawet nie zauważyłyśmy, że w końcu Leto wyszedł z toalety. Dopiero jak przeszedł obok nas. Popatrzyłyśmy na niego i zaczęłyśmy się śmiać. Był cały blady i niewidzącym wzrokiem wpatrywał się w ścianę przed nim. Popatrzyłyśmy na siebie z blondynką i znów zaczęłyśmy się chichrać.
-          Papier toaletowy cię zaatakował w tym kiblu, czy co? Już myślałyśmy, że wyleciałeś razem...
-          Zamek się zaciął.- wyszeptał bezbarwnym głosem.
-          W spodniach?
 Po tym komentarzu Emmy obydwie już płakałyśmy ze śmiechu. W końcu, gdy udało nam się uspokoić, znów zapytałyśmy oto Jay’a.
-          W drzwiach. Nie mogłem wyjść.
-          A to trauma.- prychnęła ze śmiechem Ludbrook.
-          Odczep się, ok.? Ty się nie boisz latać, a ja owszem. Dla ciebie to nic, ja o mało co nie padłem tam na zawał. I śmiej się dalej, zobaczę jak będziesz, gdy znów pająk zaplącze ci się we włosy.
 Blondynka drgnęła i przestała się śmiać. Jared odwrócił się od nas obrażony i przez całe dwie godziny nie powiedział ani słowa. To było naprawdę niesamowite, patrząc na to, że jadaczka zazwyczaj mu się nie zamyka. Ale w końcu tak mu się znudziło, że poprosił Emmę by mu zamówiła coś do picia.
-          Sam nie umiesz?
-          Jesteś bliżej wyjścia.
-          I co z tego. Masz przy lampce guzik z ludzikiem z tacą. Naciśnij i nie będzie problemu.- mruknęła znad książki.
-          Dzięki za pomoc. Nie wiem co dziś w ciebie wstąpiło. Jesteś cyniczna i ... okropna!
 Asystentka na to zdanie tylko prychnęła i przerzuciła kolejną kartkę swojego grubego tomiska. Jared wymruczał coś pod nosem, czego nie zrozumiałam – niestety moja znajomość angielskiego nie jest tak perfekcyjna, by rozumieć każde słowo- i nacisnął guzik. Chwilę później zjawiła się przy Emmie wysoka, długonoga blondynka. Zaprezentowała Jaredowi swój śnieżnobiały uśmiech i zapytała czego potrzebuję.
-          A co pani mogłaby polecić?
-          A co pan lubi, to pomogę wybrać coś dobrego.
-          Hym... piękne kobiety.
 Leto wyszczerzył do niej zęby i zaprezentował jedno ze swoich uwodzicielskich spojrzeń. Sama o mało co nie parsknęłam śmiechem widząc to, więc schowałam głowę w pismo. Jednak stwierdziłam, że nie mogę tego ominąć i opuściłam trochę gazetę, by obserwować tę scenę. Jared zaczął się zastanawiać nad jakimiś dwoma opcjami i po chwili coś powiedział pod nosem. Dziewczyna uśmiechnęła się i poprosiła by powtórzył głośniej. On jednak znów powiedział pod nosem, więc stewardessa nie miała wyjścia i pochyliła się nad Emmą, która opuściła książkę i patrzyła wściekłym spojrzeniem na Jareda, któremu oczy się zaświeciły na widok biustu tej kobiety.
-          Bardzo panią przepraszam.- powiedziała do Emmy, która sztucznie się do niej uśmiechnęła i znów zaczęła zabijać wzrokiem muzyka.
-          No dobrze, wezmę... sok pomarańczowy.
 Kobieta pokiwała głową i w końcu odeszła przygotować mu napój, a Emma warknęła na niego.
-          10 minut zamawiać pieprzony sok?!
-          Wybacz, nie chciałaś mi pomóc. –odpowiedział z wrednym uśmiechem i włożył w uszy słuchawki.
 Ludbrook nawet nie próbowała się więcej odzywać, bo wiedziała, że to bez sensu. I tak jej nie słuchał. Zabawni ludzie. Jared jeszcze chwilę poromansował ze stewardessą, gdy przyniosła mu napój, lecz na szczęście już do mniej więcej połowy podróży był względny spokój. Co było w połowie? Dostaliśmy jedzenie, a konkretnie kanapki.
-          Fuj! Ta jest z mięsem! – powiedział Jared odkładając swoją na bok.- Przepraszam! Izabell!
 Po chwili podeszła do niego ta sama blondynka, u której zamawiał sok.
-          Co się stało Panie Leto?
-          Jaredzie!- powiedział.
-          To co się stało Jaredzie?- zapytała ze stoickim spokojem.
-          Ta kanapka jest z szynką.- powiedział robiąc minę zbitego psa.
-          Rozumiem, że nie jadasz mięsa, tak?
 Dziewczyna w mig załapała o co chodzi. Jared pokiwał głową, a ona zniknęła. Po dłuższej chwili znów pojawiła się oznajmiając, że kanapki z serem się skończyły.
-          To co mam zrobić?
-          Hym... jedynie może pan się przejść po samolocie i zapytać, czy ktoś nie mógłby się z panem zamienić.
-          A mogłabyś za mnie to zrobić złotko?- zapytał uśmiechając się do niej zalotnie.
-          Wybacz Jaredzie, ale obowiązki wzywają.
Mówiąc to odwróciła się i odeszła. A my z Emmą przybiłyśmy sobie piątki oznajmiając, że to naprawdę mądra kobieta. Jared znów się obraził, lecz zaczęło mu burczeć w brzuchu. Popatrzył na moją kanapkę z serem, ale od razu go uprzedziłam, że nie ma o czym marzyć.
-          No idź gwiazdorze. Może spotkasz jakąś fankę to ci pewnie jeszcze nawet zapłaci żebyś wziął od niej kanapkę.- zaśmiała się Emma.
-          Ale...- zająknął się.
-          Taka hollywoodzka gwiazda rocka boi się iść poprosić o wymianę kanapki?- zapytałam udając szok.
 Leto odpiął pasy i z miną wielce obrażonego, poszedł szukać jedzenie. Po kilku minutach wrócił do nas z miną zbitego psa i mięsną kanapką w ręce. Usiadł w fotelu i położył ją na stoliczku, który rozłożył sobie.
-          Nikt nie chciał się zamienić?- zapytałam udając zatroskaną.
W odpowiedzi coś odburknął.
-          Nie dosłyszałam.
-          Jedna dziewczyna...
-          No to co się nie zamieniłeś?- zapytałam.
-          Powiedziała, że da mi ją jedynie jeśli zrobię przed nią striptiz.- wydukał.
-          No to czemu go nie zrobiłeś? Przed tą stewardessą byłeś w stanie nawet...
-          Zamilknij.- powiedział zatykając mi usta dłonią.
 Dopiero po chwili zobaczyłam czemu. Blond włosa kobieta pochyliła się nad Emmą i wyciągnęła rękę z kanapką w stronę Jareda, który od razu mnie puścił.
-          Dziękuję.- powiedział oddając jej tę z wędliną.
-          Nie ma sprawy. – odpowiedziała i zanim Jared zdążył powiedzieć coś więcej zniknęła mu z widoku.
 Na szczęście już do końca podróży nie było żadnych akcji. No może prócz lądowania, bo Jared znów zaczął jęczeć, że chce mu się sikać. Obydwie z Emmą dostałyśmy ataku śmiechu i zaczęłyśmy go drażnić popijając wodę z butelek, które wyjęłyśmy z torby. A biedak się skręcał. Z jednej strony trochę było mi go żal, bo nie dość, że chory to jeszcze wszyscy przeciw niemu, ale z drugiej... Niech się chłopak przygotowuje na przyjazd Dagi. Zbieranie się na lotnisku zajęło nam... dobre 2 godziny. Myślałam, że tam umrę, raz że z nudów, a dwa że ze zmęczenia. Jednak te kilkanaście godzin w samolocie robi swoje. Gdy przyjechaliśmy do hotelu była już 23 w nocy. Nikt nie miał siły, dosłownie na nic. Każdy zabrał swoją walizkę i poszedł do wyznaczonego pokoju. Pożegnałam się ze wszystkimi i po sprawdzeniu twittera oraz skorzystaniu z prysznica uwaliłam się na łóżko. Jutro EMA, a ja nawet nie zwiedziłam Madrytu, w którym jestem od 4 godzin. Jutro z Dagą. – postanowiłam. Zamknęłam oczy i od razu przeniosłam się do krainy snów. Pobudkę miałam bardzo drastyczną, gdyż dźwięk telefonu był straszliwie piskliwy i bez przerwy dzwonił. Złapałam za słuchawkę i ponownie ją odłożyłam na widełki. Na chwile telefon ucichł, ale 30 sekund później znów się odezwał i odebrałam go.
-          Pobudka! Jest już 10 rano! Ale śpioch!
-          Idę spać.- mruknęłam do słuchawki chcąc już ją odłożyć.
-          A co z Dagą?
-          Odbierz ją.
-          Taka z ciebie przyjaciółka?- usłyszałam po drugiej stronie.
-          Nie lubię was wszystkich. – mruknęłam.- Okej wstaje.
 Rozłączyłam się i podniosłam z łóżka. Chwiejnym krokiem doszłam do łazienki, w której do umywalki nalałam lodowatej wody i włożyłam do niej twarz. Dopiero to mnie trochę rozbudziło. Umyłam się i ubrałam, po czym wyszłam z pokoju udając się w stronę apartamentu Jareda. Zapukałam i po chwili otworzył mi drzwi.
-          Dzień dobry.- przywitałam się.
-          Dobry. –mruknął skupiony czytając jakąś kartkę papieru.
Weszłam za nim w głąb pokoju i rozejrzałam się po nim. Niezły, czemu ja takiego nie mam? Pewnie to mtv stawia...
-          O której ma przylecieć Daga?- zapytał sortując papiery rozłożone na łóżku.
-          Hymm... chyba o 12.- powiedziałam próbując sobie przypomnieć, co mówiła przez telefon.
-          To musimy się już zbierać.
-          Wiesz... Ja już jadę po nią z Tomo.- powiedziałam zakłopotana.
 Jared odwrócił się w moją stronę i popatrzył zaskoczony. Chwilę staliśmy tak wpatrując się w siebie, on zdziwiony, a ja nie wiedząc jak rozegrać tę scenę. Po chwili stało się to czego się obawiałam. Zadał pytanie, którego starsznie nie chciałam usłyszeć.
-          Wolałabym nie... Daga... Hym... Jakby ci tu powiedzieć. Ona nie przepada za tobą.
 Szok wymalowany na twarzy mojego ojca był niesamowicie szczery. Jednak nie rozśmieszyło mnie to. Nie znałam jeszcze jego reakcji.
-          Wolałabym też nie narażać jej na szok, gdy ciebie zobaczy. Bałabym się o ciebie.- powiedziałam starając się uśmiechnąć.
 Jared kiwnął głową i odwrócił się, by po chwili zabrać papiery i wyjść z pokoju. Szybko więc ruszyłam za nim, wiedząc że coś jest nie tak.
-          Jared! Zaczekaj!
 On jednak zupełnie olał moją prośbę i nadal szedł przed siebie.
-          Jared, proszę!- jęknęłam i dogoniłam go.- Jared!- krzyknęłam zagradzając mu drogę.
 On tylko stanął i popatrzył na mnie beznamiętnym wzrokiem i zapytał „co?”. Choć raczej było to fuknięcie.
-          Proszę cię, nie obrażaj się.
-          Nie jestem obrażony.- odpowiedział i ominął mnie.
-          Jak nie, jak tak! Przecież widzę!- jęknęłam goniąc go.
 Nagle stanął tak, że ledwo co wyrobiłam się by na niego nie wpaść. Odwrócił się do mnie i cicho powiedział.
-          Nie jestem obrażony, ani zły. Jest mi po prostu przykro.
 Po tych słowach zniknął za drzwiami pokoju swojej asystentki. Poczułam się jak ostatni śmieć. On chciał się pokazać z dobrej strony, starał się zachowywać tak jak powinien każdy ojciec, a ja mu powiedziałam, że nie chcę by ze mną jechał. Ale z drugiej strony wiedziałam, że gorzej wszystko by się to potoczyło, gdyby pojechał ze mną. Daga naprawdę go nie lubiła i potrafiła być okropnie niemiła. A Tomo uwielbiała. Odeszłam od jego drzwi i zapukałam do Milicevica. Chwilę później wyjrzała zza nich Vicky.
-          Wchodź, Tomo jest w łazience, zaraz powinien wyjść.
-          Ja poczekam przy recepcji w takim razie. Muszę jeszcze zadzwonić.- powiedziałam uśmiechając się do koleżanki.’
 Chciałam zadzwonić do Jess, lecz ona w ogóle nie odbierała. Zawiedzona po raz kolejny nacisnęłam czerwoną słuchawkę. W końcu po 5 minutach zszedł Tomo i wsiedliśmy do wcześniej zamówionej taksówki. Chorwat przez całą podróż zawzięcie pisał coś na telefonie. Jak się później okazało był to twitter. Wyjęłam swoją blackberry i zaczęłam śledzić to co pisze. Uśmiechnęłam się do siebie zaczęłam szybko przebierać palcami po klawiaturze. Po chwili usłyszałam jego jęk.
-          Ej! Jak mogłaś!
-          Ale o co ci chodzi?- zapytałam udając, że nie mam pojęcia o co biega.
-          No jak to co!
-          No Tomuś... po prostu uświadomiłam tych wszystkich ludzi, że wcale nie tweetujesz nago.
-          No właśnie!- powiedział zasmucony.
 Zaczęłam się śmiać z jego miny zbitego psa, a po chwili i on sam do mnie dołączył. Gdy dojechaliśmy na lotnisko mój humor był już w całkiem dobrym stanie. Po wiadomości od Dagi, że na nas czeka przy wschodnim wyjściu z lotniska zaczęło się poszukiwanie jego. Tomo mówił, że mamy skręcić w prawo, a ja że w lewo. No i ostatecznie wyszło na moje. Zauważyłam przyjaciółkę, która siedziała na jednym z wolnych krzesełek i bawiła się swoją bransoletką Placebo. Rzuciłam się jak głupia biegiem w jej stronę. Prawie, że zabiłam jakiegoś staruszka na którego wpadłam (nie zauważyłam go, nooo...), ale gdy tylko znalazłam się przy niej zapomniałam o tym. Daguś wstała, a ja przytuliłam się do niej nie chcąc jej za nic puścić. Puściłam ją dopiero, gdy usłyszałam męski pisk nad uchem. Tomo udawał fangirlsa, co mnie totalnie rozwaliło. Rzucił się na nas obejmując tak, że ledwo co oddychałam, nie mówiąc już o Dadze.
-          Aua... Kunik zmiażdżyłaś mi... omg!- powiedziała patrząc na Tomo.- To Tomuś czy mam zwidy?- zapytała uwalniając się z naszych objęć.
 Chorwat w mig się uspokoił i jak gdyby nigdy nic stanął obok, poprawił ubranie i wyciągnął rękę.
-          Cześć, Tomo.
-          Daga...- odpowiedziała blondynka patrząc na gitarzystę marsów z szerokim uśmiechem.- Jest tu ten kretyn?- zapytała rozglądając się wokół.
-          Kto?- zapytał zaciekawiony Milicevic, a ja się uśmiechnęłam.
-          Jared został w hotelu. Chodźmy już.
-          Jared?- zapytał gitarzysta patrząc na moją przyjaciółkę.- Dlaczego kretyn?
-          Nie chcesz wiedzieć.- szepnęłam i pociągnęłam dwójkę w stronę postoju taksówek.
 Wsiedliśmy do jednej z nich i ruszyliśmy w stronę centrum miasta. Tomo zaczął rozmawiać z Dagą, a ja zaczęłam się bawić blackberry. Wysłałam sms’a do Jessy, by dała mi znać kiedy będzie mogła rozmawiać. W końcu znaleźliśmy się w hotelu. Daga miała spać ze mną w pokoju, co prawda Jared mówił, że może sobie wziąć oddzielny, ale ja postanowiłam, że będzie spać ze mną.
 ___________________________________________
Dzięki za komentarze! Co co Mata, to on jeszcze się pojawi ;) i to nie raz. I dlaczego od rauz romans? o.O :D Co do jazdy konnej Jareda to jeszcze trochę będzie, ale to dopiero… uuu… no za kilka (naście) rozdziałów ;) Ofc jeśli do niej dojdzie xD Co do wegetarianizmu J to… wzięłam to z jakiegoś wywiadu. Jared w nim powiedział, że jedyną rzeczą jaką je (z mięsa) jest rosół jego mamy, jak jest chory. A że nie często ją pewnie widzi to nie często go je :P I jak dla mnie to tu nie chodzi o łamanie zasad a oto co jest dobre dla zdrowia. Czasami on załamuje mnie brakiem myślenia o zdrowiu, ale jednak czasem zdaża mu się też o nim pomyśleć ;) No to tyle… Następny rozdział postaram się dodać przed Pragą i Wiedniem ;)


Z dedykacją dla Dagusi <3 hihi kolejny rozdział będzie jeszcze bardziej wredny dla tej mendy zwanej JL :D :*

PS. i malutka dedykacja dla Ani z latającą kupę xD

11 komentarzy:

  1. Rozdzial po prostu mega! Chyba jeden z lepszych, jesli nie najlepszy! Byl i smieszny i uroczy!
    Scena z Szynkiem i Sky’em… Aww.
    Albo Klaudia z J – normalnie wszystko perfekt!
    Ale troche sie zawiodlam. Liczylam na to, ze po nieudanym starcie J sie posika. Ale nic…
    Good job! Z niecierpliwoscia czekam na kolejny rozdzial. Mam nadzieje, ze Daga da Dziadowi popalic!
    -adka

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyżbym była pierwsza? o.O No szok po prostu! :P
    Rozdział czytało mi się… czy ja wiem? Momentami świetnie, momentami topornie. Rozkminy w samolocie sprawiły, ze od śmiechu rozbolał mnie brzuch. xD
    A jak Jared kichnął na Klaudię… Gapiłam się tępo w to zdanie nie mogąc w to uwierzyć i prawie zleciałam z krzesła.
    Muszę powiedzieć, że współczuje Sky. Osobiście uważam, że jeśli się tyle wyjeżdża, to nie powinno się mieć zwierząt(no chyba, że rybki), bo to wobec nich nie fair. Meczą się, tęsknią… No po prostu ma się ochotę dokopać właścicielom. Taka moja dygresja.
    Podobała mi się scena wspólnej gry. A jeszcze biorąc pod uwagę, że Klaudia siedziala mu na kolanach w piżamie, to od razu przed oczami stanęła mi taka ciepła scenka ojca z córeczką… co z tego, że Klaudia nie jest filigranową, małą dziewczynką i Dziad pewnie tak na prawdę by się złamał, jakby ktoś mu siadł na kolanach. I tak było to słodkie. xP
    No i cóż… to chyba tyle ode mnie na dziś. Życzę szalonej zabawy na koncertach! Proszę. Pociągnij „przypadkiem” jakiemuś fg z łokcia ode mnie, jeśli będziesz mieć okazję. ;P
    Pozdrawiam.
    -onisia

    OdpowiedzUsuń
  3. alloha Kobieto! Cholera, sesja jest ! Zamiast się uczyć siedzę przed tym cholernym laptopem i czytam, czytam, czytam… :-)Nie wiem na ile jesteś podobna do bohaterki ale jak ją opisujesz to mam siebie przed oczami, aż mnie to przeraża, jakby ktoś mnie opisywał. Wygląd (oprócz oczu i wieku hehe) osobowość, pierwsze zetknięcie z zespołem (w TV videoklip „The Kill”), rany i wiele innych rzeczy. Czemu mnie śledzisz, hehe… pozdrawiam.
    -marsichec

    OdpowiedzUsuń
  4. Shannon i płaczący piesek, to było cholernie rozczulające :D Naprawdę uroczy motyw.
    Ogólnie rzecz biorąc fanką MCR nie jestem, ale Black Parade akurat lubię :) Pamiętam, że często tego słuchałam po śmierci swojego znajomego. Jakoś tak mnie to pocieszało.
    Co jak, co, ale nie chciałabym mieć na twarzy zarazków Szefa. Bleee… biedna Klaudia. Też bym na jej miejscu, od razu poszła się zdezynfekować :D
    Kłótnia Emmy z Jaredem totalnie mnie powaliła. „stracisz swoje przyrodzenie i asystentkę” to mistrzostwo :D A biedulek chciał tylko do kibelka :D W sumie dobrze, że się nie zesikał przy tym nagłym hamowaniu. Jeez co on z tym sikaniem? Jakieś problemy z prostatą czy jak ?
    Cholernie się uśmiałam czytając ten rozdział. Lot był przekomiczny. Dziękuję, bo od rana miałam niezbyt dobry humor :)
    -marion

    OdpowiedzUsuń
  5. Buaaahahahahaaaa!hahahaa! haahahahaaaaa! – komentarz do samolotu. To mi się podobało. I Tomo udający fg. I biedny Sky :(

    Ha, szykuj się Jay, bo jak już przyleciałam to będzie Ci jeszcze bardziej przykro, mwahahahaa.

    Mogłam wczoraj napisać Ci komentarz, bo byłam w lepszym humorze po przeczytaniu(thank you :*), a teraz taki byle jaki jest :< Ale za to miałaś koment smsem ;)

    Aha, wiedziałam że to będzie Centrefolds! ^^
    -daga

    OdpowiedzUsuń
  6. aaaa! ;D Taki cudowny i długi rozdział, że nie wiem co mam pisać xd Szkoda mi Jaredzika i szkoda mi pieska… No i powiedzenie ‘Cześć tato, moja przyjaciółka cie nie znosi’ musiałoby być dosyć krępujące ;) Świetny rozdział! Czekam! I liczę na romans! Serio! Bo lubię ;p
    -agi

    OdpowiedzUsuń
  7. Aaa latająca kupa rządzii.
    I Sky i Shannon mnie rozbroili. Taki ukochany moment to był w tym odcinku.
    -ania

    OdpowiedzUsuń
  8. Jared w jednym z wywiadów mówił też, że nie je sera. To może ci się też przydać do kolejnych rozdziałów. ; )
    -ag

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo mi się podobało pożegnanie Shaniastego ze Sky’em i granie Klaudii i dziada. Takie… fajnie ;D A z akcji w samolocie nie mogłam przestać się śmiać, najpierw pilna potrzeba Jay’a, a potem ten jego „flirt” z Izabell. Jak zwykle dużo śmiechu z ” pana pięknego” jednak gdy pod koniec dowiedział się, że koleżanka Klaudii za nim ” nie przepada” zrobilo mi się go troche zal… Anyway czekam na następny ! ;) ;*
    -damon

    OdpowiedzUsuń
  10. NARESZCIE NADGONIŁAM :D. twoje opo mnie coraz bardziej rąbie xD. Jest cudowne <3. Brak mi słów ^^.

    ps. uważaj na rodzaj żeński, gdy piszesz a la Jared. napisałaś bodajże „miałam” xD. poza tym jakieś tam głupie błędy bezsensowne. czekam na więcej :3
    -lisa

    OdpowiedzUsuń
  11. Wyrazenie „synku nie jestes DOPAKOWANY” jest jak najbardziej prawdziwe. Szynus jest dopakowany za to za dwoch. I wiesz co? Kocham go.

    Wyrazenie drugie „Jared spuscil sie w toalecie” brzmi bardzo wulgarnie;) Nie obchodzi mnie zycie erotyczne mlodszego Leto.
    Czytam to w Costa i smieje sama do siebie.
    Jared w samolocie – dobrze ze nie trafil na mnie, bo bym mu wepchala kanapke z szynka i zatrzasnela na caly lot w kiblu:D
    Jezu jak dorosly facet morze byc takim wrzodem na dupsku?
    Punkty dla Emmy.

    Biedny Skye. Moze on sie nie zmiescil do walizki ale ja tak. Szczegolnie Szanonowej:D

    Zreszta Shannon I walizka I dworzec w Manchester tak mi sie super kojarza:<. Do dzisiaj mam ta walizke. Czasami sobie wyobrazam ze jestem nia. Super, po 8 klasach podstawowki, 4 klasach liceum, 5 latach studiow i zaczetym doktoracie jedynym czym chce byc to walizka na ktora wpadl mi Shann:D zal mi siebie.

    Daga rulzzzz:D Mysle ze jakbysmy dorwaly razem Jareda to nie zostaloby z niego duzo. Chociaz jakbym dorwala Shanna to z niego tez by nic nie zostalo ale to juz inna historia.
    -mama

    OdpowiedzUsuń