Chapter 86
„Konkurs tańca”
Usiedliśmy razem na leżaku wpatrując się w gwiazdy na
niebie. Było pięknie, ciepły wiatr rozwiewał mi włosy, których postanowiłam nie
związywać. Cudowna noc w towarzystwie mojego ojca. Jay leżał przykryty kocykiem
na leżaku obok i też przyglądał się gwiazdom. Wyciągnęłam rękę i schwyciłam
jego dłoń, co zwróciło jego wzrok na mnie.
- O co chodzi?- zapytał.
- Wiesz co? Jestem szczęśliwa.- powiedziałam delikatnie się
uśmiechając.
- Cieszę się.
- A ty?- zapytałam odwracając się w jego stronę.
Po chwili ciszy w końcu się odezwał. Jego głos był przyjemnym
szeptem docierającym aż do głębi mnie. Niewielu ludzi miało tę zdolność,
sprawiania że zwykłe kilka słów wywołają u mnie dreszcz. A raczej takie dziwne
uczucie wewnątrz.
- Nie wiem czy jeszcze wiem co to bycie szczęśliwym. Jest mi
dobrze tu z tobą, tej nocy. Nie chcę być nigdzie indziej w tym momencie.
- To nie jest szczęście?- zapytałam.
- Nie jestem filozofem i chyba nie umiem odpowiedzieć ci na
to pytanie. Ale chwila jest cudowna…
- Co cię gryzie?
- Cały czas myślę o śmierci.- przyznał się w końcu.- O tym
że wszystko jest takie ulotne i o tym, że… zaraz zniknę.
- Nie mów tak!
- Ale taka jest prawda.- wyszeptał, a jego niebieskie oczy
zaszkliły się mocno.- Nie zostało mi dużo czasu. Nie wiem nawet ile, nie wiem
czy zdążę wszystko zrobić. Boję się po prostu, że pozostawię za sobą problemy.
Boję się o Shannona, że nie uda mu się pogodzić z moim odejściem. A tak bardzo
go kocham…
- On ciebie też. I proszę cię… nie mów tak. Masz na pewno
jeszcze wiele lat przed sobą. Lekarze dawali ci takie nikłe szanse, a ty…-
zamilkłam czując, że powiedzenie „wciąż żyjesz” brzmi bardzo źle.- Czujesz się
przecież dobrze, ataki są rzadsze i… Jared. Najważniejsze w tym wszystkim jest
to byś nigdy się nie poddał. Masz dla kogo walczyć. Dla Shannona, dla fanów,
dla mnie…- dodałam szeptem.- Nie mogę cię teraz stracić.
- Ale to się stanie.
- Każdy umrze. Taka kolej rzeczy. Ale mamy przed sobą
jeszcze tyle lat. Nie zgadzam się na przedwczesną śmierć. Przecież złego nie
biorą…- jęknęłam widząc, że Jared znów zamyka się w kokonie rozmyślań o
śmierci.
- Może nie jestem taki zły?- zaśmiał się cichutko.
- Nie jesteś. Ale… Wybacz. Skoro już o tym mówisz… Kiedy
powiesz Constance? Wiesz dobrze, że jeśli nagle coś się tobie stanie to ona
sobie tego nie wybaczy?
- Ale…
- Jared. To twoja mama. Powinna wiedzieć. Mniej ją ta
wiadomość zniszczy niż jakbyś nagle odszedł… Przeżyłam śmierć już tylu bliskich
mi osób, że wiem co jest najgorsze. Że się nie pożegnałeś, że nie powiedziałeś
im czegoś… Że nie dostałeś szansy zmienić chwili ostatniego spotkania. Tak
bardzo chciałabym powiedzieć wszystkim, których straciłam, że po prostu ich
kocham. Zwykłe słowa, a tak magiczne i ważne, szczególnie wtedy gdy nie zdążysz
ich powiedzieć.
Jay westchnął i znów odwrócił głowę w stronę nieba.
- Wrócę i powiem. Przyrzekam.
Zaskoczona tą obietnicą prawie, że wstałam z leżaka. Chwilę
tak patrzyłam na tego chudego mężczyznę przykrytego cienkim czerwonym kocykiem
, po czym wróciłam do oglądania nieba. Nawet sama nie wiem kiedy zasnęłam, ale
obudziłam się już będąc przykrytą kołdrą w łóżku. Jared musiał mnie tam
przetransportować o własnych siłach, co pewnie było nie lada wyzwaniem.
- Tatuuuusiu, jesteś?- krzyknęłam przeciągając się, ale
odpowiedziała mi tylko cisza.
Zasmucona, że budzę się sama, wstałam z łóżka i poszłam do
łazienki. Wyszłam z niej przebrana już w kostium kąpielowy, na który założyłam materiałowe
spodenki i cienką koszulkę w koniki, którą dostałam od Tomo. Nadal nikogo nie było, więc wzięłam telefon i
już miałam otworzyć drzwi, gdy klamka wyślizgnęła mi się z dłoni i przede mną
pojawił się Shannon.
- Zwierzak!- wykrzyknęłam ucieszona obecnością starszego
Leto i czym prędzej go objęłam.
- Takie całowania i przytulasy w progu podobno przynoszą
pecha.- stwierdził wokalista stojący za swoim bratem.
- To ponoć tylko tyczy się pożegnań.- odpowiedziałam.
- Widzę, że jesteś gotowa na śniadanie. Idziemy?- zapytał
uśmiechając się szeroko.- Zjadłbym ogromny talerz naleśników!
Słysząc te słowa, nie zastanawialiśmy się z Shannym ani
chwili dłużej. Trzeba było korzystać z okazji, że Jared miał ochotę na
jedzenie. Czym prędzej udaliśmy się do restauracji i nabraliśmy sobie
naleśników z syropem klonowym. Siedząc przy stoliku z widokiem na basem,
opowiedzieliśmy Shannonowi o naszych wczorajszych przygodach, o tym jak
zrobiliśmy z siebie widowisko na środku ulicy i o wojnie na poduszki.
- A ja miałem nadzieję, że chodź trochę dorośliście.- jęknął
z uśmiechem Shannon.
- My?- zapytaliśmy równocześnie.- Nigdy!
Resztę dnia spędziliśmy na basenie, próbując zachowywać się
jak cywilizowani ludzie. Oczywiście skończyło się to podtapianiem siebie nawzajem,
grą w siatkówkę i pływających luźno gaciach Shannona, które rozerwały mu się
gdy próbował wrzucić brata do wody. Taka mała kara od losu. Wieczorem udaliśmy
się zobaczyć co za atrakcje dzieją się na scenie przy basenie. Okazało się, że
to konkurs tańca towarzyskiego, po którym miała być mała impreza z DJ’em i
darmowymi drinkami. Wygraną w konkursie była ogromna butelka szampana.
- Idę.- oznajmił nam nagle Shannon wpatrując się w scenę.
- Ty?- zapytałam ze śmiechem.
- Co w tym dziwnego? Uwielbiam tańczyć i wygram tego
szampana. Dla ciebie.- dodał po chwili puszczając mi oczko.
- Skoro tak to leć! Tylko pamiętaj, że bez szampana cię nie
chcę widzieć.- zaśmiałam się przytulając się do Jareda, który udał że kopie
brata w tyłek na szczęście.
Nie powiem, nie spodziewałam się, że perkusista w ogóle chce
się w coś takiego bawić. Ale gdy wszedł na scenę, wiedziałam już czemu. Zgrabna
blondyneczka potrzebowała partnera do tańca, a Shanni nawet będąc w związku z
Ciacho, nie był w stanie odmówić pomocy potrzebującej.
- Czekam nadal! Jeszcze jedna para! No proszę się nie
wstydzić!- gadał jak nakręcony animator.- Jedna para! Szybciutko!
Popatrzyłam z uśmiechem na Jareda, który właśnie się pochylił.
- Mam nadzieję, że dadzą jakąś salsę czy coś, to mój brat
pokaże, kto jest królem tańca.- zaśmiał się.
- No ja w niego nie wątpię. Mam nadzieje, że wygra!
- Na pewno!- powiedział pewien swojego Jay.
- O! Mamy ostatnią parę!- wykrzyknął ucieszony prowadzący, a
my ciekawi kto jest tą parą podnieśliśmy głowy.- Zapraszam!
Otworzyłam szerzej oczy, gdy mężczyzna podszedł do nas i
zaczął popychać w stronę sceny. Musiałam się z tego jakoś wywinąć. Nie było
mowy bym robiła z siebie debila przed tak dużą publicznością.
- Nie… nie…- zaczęłam mówić opierając się.
- No dajecie na scenę! Nie bójcie się, to tylko zabawa!-
zachęcał uśmiechając się do nas przyjaźnie ten animator, a ja błagalnie
popatrzyłam na Jareda, ale oczy tak mu się świeciły z radości, że
skapitulowałam.
Weszliśmy po schodkach na scenę i zerknęłam na tych
wszystkich ludzi. Zaczęli bić nam brawo, a mi od razu włączyła się głupawka.
Trzeba będzie rozkręcić ten konkurs. Stanęliśmy jako czwarta para i zaczęło się
przedstawianie. Jako druga para wyszedł Shannon z jakąś blondwłosą dziewczyną.
- Hej, hej! Poczekaj na start!- zaśmiał się prowadzący do
Shannona, który zaprezentował potrząsanie tyłkiem, co skończyło się piskami i głośnymi
brawami od publiki.- Jak się nazywasz i skąd jesteś?
- Shaaaanimal.- powiedział najseksowniej jak umiał, a połowa
damskiej publiczności zaczęła do niego wzdychać.- Los Angeles.
- Oh słoneczna Kalifornia! Witamy! A panienka?
- Rosally z Teksasu.
- O! Widzę, że mamy parę ze Stanów Zjednoczonych! Jak miło!
Shannon ze swoją partnerką do tańca odeszli na swoje
miejsce, a weszli kolejni. W końcu przyszła nasza kolej. Przybraliśmy z Jaredem
teatralne miny i tangiem weszliśmy na parkiet. Jay jak zawsze musiał się
popisać, więc udał, ze przez przypadek podciągnął koszulkę ukazując mięśnie
brzucha. Dobra, tak sprawił, że cała publika już była za nami. Jeszcze jego „sexy”
mina i nie było szans byśmy przegrali.
- No no! Jaki aplauz! A tyle musiałem was namawiać byście tu
przyszli! Jak się nazywacie?
- Hej! Ja jestem Klaudia, a to Alfonso Romeo Jordan!-
powiedziałam zabierając mu mikrofon.- On. – tu wskazałam mikrofonem na Jareda.-
Jest dosłownie z każdego zakątka świata,
choć…. Jego ulubione miejsce to kra lodu na biegunie. Serio! A ja… Ja tak
skromnie, bo z Polski.
Jared pokiwał z uznaniem głową i zaczął przybierać pozy
jakby był jakimś kulturystą, co przy jego chudości było dosyć zabawne. W końcu
po prezentacji wróciliśmy na swoje miejsce, a ja szepnęłam do Jay’a, że nie
umiem tańczyć. On położył dłoń na moim ramieniu i rzekł, że mam się nie martwić
bo nieźle prowadzi. Mam nadzieję, bo inaczej będzie bardziej niż zabawnie.
- Pierwszym tańcem będzie… walc!- stwierdził prowadzący i
zachęcił pierwszą parę by podeszli.
Chwilę z nimi rozmawiał, a potem dał DJ’owi znak, że mogą
zaczynać. No i tak się stało. Jared patrzył na nich jak na debili, bo to co oni
tańczyli… nie dość, że w ogóle nie było walcem to robili to tak niezdarnie, że…
aż brak mi słów. Potem na scenę wszedł Shannon. Zaprezentował swój uśmiech
zwierzaka i zaczął prowadzić swoją partnerkę, która zdecydowanie nie wiedziała
co to jest walc. Ale nie poszło im tak strasznie źle. Para przed nami była z
Tajwanu, więc też nie za bardzo wiedziała jak się tańczy walca. Ale nadrabiali
to wszystko uśmiechami i zabawą. W końcu przyszła nasza kolej, a Jay objął mnie
ręką w pasie i podeszliśmy do prowadzącego. Tak jak i poprzednim, nam też
zaczął zadawać pytania.
- Wy nie wyglądacie na osoby, które dopiero co się poznały.
- No nie… Znamy się już trochę.- odpowiedziałam szczerząc
się do Jareda.
- Jesteście parą? Małżeństwem? Macie dzieci?- zaczął zadawać
pytania, a mnie wmurowało.
Litos zabrał mi mikrofon i z poważną miną zaczął mówić.
- Nie widać? To moja narzeczona.- powiedział całkowicie
poważnie obejmując mnie.- I tak. Spodziewamy się dziecka.
Słysząc to miałam ochotę ukręcić mu kark. Idiota. To wcale,
a wcale nie było śmieszne.
- Kiedy termin?- zapytał animator przystawiając mi
mikrofon.- Wyglądacie na naprawdę zakochanych.
- Tak naprawdę…- zaczęłam mówić, ale Jay znów mi przerwał.
- Żartowałem. To moja córka.
Mina tego mężczyzny i reszty publiki była bezcenna. Złość mi
przeszła, w momencie gdy usłyszałam śmiech Shannona, który podszedł do nas i
poklepał brata po plecach.
- To było dobre Romeo!
- Wiem.- odpowiedział mój ojciec uśmiechając się łobuzersko.
Z publiczności rozległo się pytanie, ile lat ma Jared. On
się uśmiechnął i zapytał na ile wygląda.
- 28!
- 30!
- 25!
- 32 lata!
Och ludzie! Co wy zrobiliście! Ego Jareda wzrosło do
rozmiarów większych niż ten hotel! W końcu Shann wyrwał bratu mikrofon i
poinformował wszystkich ile lat ma piosenkarz. Szok wymalowany na praktycznie
wszystkich twarzach jeszcze bardziej ucieszył Jareda. Ech… teraz to już tylko
będą popisy. W końcu ku mojej uldze, muzyka została włączona, a my w końcu
zaczęliśmy tańczyć. Poszło nam wręcz idealnie. Zostaliśmy nagrodzeni brawami i wróciliśmy
na swoje miejsce. Kolejna para idąc za naszym przykładem próbowała zrobić to
samo co my, tylko że z trochę mniejszą koordynacją ruchową. Ale jak na tych
wszystkich ludzi, nie poszło im najgorzej. Kolejnym tańcem było tango. Podczas gdy
inni tańczyli, ja opowiadałam Jaredowi moją przygodę z tym tańcem.
- Stwierdziliśmy, że to dobry pomysł. Wiesz, pokażemy
wszystkim na ulicy jak ładnie tańczymy. Więc ruszyłyśmy naprzód i w momencie,
gdy jest to takie przechylenie do tyłu, oczywiście mówię o wersji dla dzieci,
poleciałyśmy na tyłki. Miałyśmy takie szczęście, że akurat każdy na nas patrzył
i widział jak wpadamy do wielkiej kałuży robią taki plusk, jakbyśmy wpadały do
basenu na bombę.
- Wasza kolej!- przerwał mi animator uśmiechając się do nas.
- Ile miałaś lat?- zapytał zaciekawiony aktor ustawiając
siebie i mnie w odpowiedniej pozycji do tego tańca.
- Hym… byłam jeszcze z rodzicami. Chyba 7 lat, o ile dobrze
pamiętam.
Muzyka zaczęła lecieć, a my ruszyliśmy. Jared prowadził
znakomicie i naprawdę znał te wszystkie kroki, w przeciwieństwie do większości
ludzi biorących udział w tym konkursie. Głównym elementem naszego spektaklu
było gwałtowne poruszanie głowy w prawo i w lewo. Gdy Jared tak zrobił, prawie potknęłam się o swoją nogę, tłumiąc atak śmiechu. Niestety to
kosztowało nas utratę punktów i tymże sposobem znaleźliśmy się na prowadzeniu
razem z Shanimalem. Oj nie… rywalizacja braci to coś czego nigdy nie chciałam
być świadkiem, a właśnie brałam w tym udział.
- Jared… musimy przegrać.- mruknęłam widząc zacięcie na
twarzy ojca.
- Co?! Czemu?- zapytał zaskoczony.
- Bo to twój brat ma mi dać szampana, a nie ty.-
odpowiedział pokazując mu język.
- Pfff…- prychnął.- To będzie musiał ci go kupić, bo to ja
jestem lepszym tancerzem.
- Jaaaay…
- Nie i już! Nie będę dawał mu fory, bo się na mnie obrazi.
Zresztą to będzie nieuczciwa wygrana.
- Jaka nieuczciwa. On ma po prostu słabą partn…
I właśnie w tym momencie zrozumiałam, że żeby było uczciwie
to ja muszę coś schrzanić. A może po prostu odpuścić? Niech Shanni walczy,
Jared niech walczy, może nie będzie dogrywki i obydwaj wygrają?
- Tańczymy!- powiedział Jay, szepcząc mi na ucho jak wygląda
kolejny taniec.
Chwilę tak stałam patrząc na niego i próbując zdecydować się
co zrobić. Postanowiłam jednak nie dawać za wygraną, bo Jared by mi tego nie
wybaczył i dałam z siebie wszystko. W sumie to już nie wiedziałam, która z nas
jest gorszą partnerką. Ja czy ta blondynka. A bracia… oni powinni tańczyć ze
sobą, nikt by ich nie pokonał. Obydwaj mieli ogromny talent, wyczucie i słuch,
co zresztą przekładało się na zespół i ich wariacje na scenie.
- Chyba mamy zwycięzców.- stwierdził animator wychodząc na
przód sceny.- A wy kogo byście wybrali?- zapytał publiczności.
Krzyki były tak różnorodne, ale tak jak się spodziewałam. To
Jared był górą u publiczności. Czy mnie to kiedyś zdziwi? Chyba nigdy. Czego innego
się spodziewać?
- No cóż… mamy remis!- stwierdził mężczyzna odwracając się
do nas.- Chyba wiadome, kto wygrał. Zapraszam Was!
Shannon z Rosally wystąpili do przodu, to samo zrobiłam ja z
ojcem. Bracia przybili sobie piątki i z szerokimi uśmiechami odebrali wielką 10
litrową butelkę szampana. Widząc ich spojrzenia, wiedziałam co zaraz się
stanie. Potrząsnęli butelką i czym prędzej ją otworzyli oblewając publiczność
alkoholem. Nagle znalazł się obok nas kelner z kieliszkami i bracia Leto je
napełnili. Butelka powędrowała gdzieś w tłum, a my klejący się od tego złotego
płynu wznieśliśmy toast. Przez sekundę zobaczyłam wzrok Shannona skupiony na
dłoni Jareda. Wokalista przez sekundę się wahał czy brać do ust kieliszek, ale
potem machnął ręką i wypił jego zawartość.
- Nasze zdrowie!- powiedział stukając się z cała naszą 4
kieliszkami.- To co? Robimy nura do basenu?
Zanim zdążył dokończyć to zdanie, Shannon złapał blondynkę w
ramiona i wskoczył z nią do wody. Ja zaparłam się nogami, wiedząc, że Jay to
samo chce zrobić, ale cóż… niestety podłoga była śliska od rozlanego na niej
płynu i było łatwiej Jaredowi mnie wrzucić do wody. Gdy się wynurzyłam
ochlapałam ojca za to, ale on nic sobie z tego nie robił. Szczerzył się do mnie
jak głupi do sera.
- Kocham cię.- wyszeptałam podpływając do niego.
Młodszy Leto objął mnie i standardowo zaczął podtapiać. Nie ma
to jak jego sposób na wyrażanie swojej miłości próbą utopienia mnie.
- Ja ciebie też Młoda.- odpowiedział, pomagając mi tym razem
dostać się do drabinki.
Dni mijały nam na wspólnej miłej zabawie, odpoczynku i
odkrywaniu nowych atrakcji. Nurkowanie z rekinami, w sumie to tylko bracia
poszli, bo ja się bałam. Jared jak zwykle pokazał, że dla niego słowo „strach”
nie istnieje. Szynek miał małego pietra, ale stwierdził, że umierać woli z
bratem, więc się zdecydował. Mnie do umierania nie było śpieszno, wiec zostałam
na plaży, wcześniej pytając ich o to czy spisali testamenty. Dostając odpowiedź
„na pewno nie uwzględniliśmy w nich takiego małego żarłacza białego”,
powiedziałam, że życzę im żeby te rekiny się nimi potruły. Jednak gdy wrócili w
całości odetchnęłam z ulgą, że te dwa wariaty wróciły do mnie.
Ostatniego dnia dostałam telefon od Mata, że muszę wrócić
odstawiona. Cóż… Jedynym wyjściem z tej sytuacji były odwiedziny w pobliskim centrum
handlowym.
- Jared!!! – krzyknęłam najgłośniej, jak umiałam pukając do
jego drzwi.
W końcu łaskawie je otworzył, o mało co nie zabijając mnie
nimi. Stanął w rozkroku przede mną, patrząc przerażonym spojrzeniem na mnie,
jak stoję w korytarzu. Na sobie miał tylko krótkie spodenki i naszyjnik z
kostką z wygrawerowanym tekstem Valhalli.
- Co się stało? Pali się?- zapytał lustrując mnie swoim
spojrzeniem.
- Muszę jechać do sklepu. – powiedziałam już spokojniej,
przeciskając się obok niego.
- Co?- odpowiedział zdezorientowany.- Po to się tak darłaś
na cały hotel?- zapytał zamykając drzwi za sobą.- Czy ciebie już pogrzało? Naćpałaś
się czy co?
- Potrzebuję jechać do sklepu.- powiedziałam nie robiąc
sobie nic z jego komentarzy.
- Jakiego sklepu?
- Normalnego. Z ubraniami.
Jared patrzył na mnie jakbym upadła na głowę. A ja
kompletnie nie rozumiałam o co mu chodzi. Potrzebowałam sklepu, bo mieliśmy
dziś wieczorem wylecieć, a następnego dnia miałam jakaś wyjątkową imprezę z
Matem i miał mnie odebrać prosto z lotniska. Usiadłam przed nim na łóżku i zaczęłam
wpatrywać się w niego swoim nieugiętym spojrzeniem. Cholernie mi zależało na tym,
by dobrze się tam pokazać, więc nie mogłam pojechać ubrana jak na plażę!
- Dziecko, wyglądasz na trzeźwą, ale gadasz jak naćpana.-
jęknął próbując mi przyłożyć dłoń do czoła. – Może masz gorączkę?
- Weź się odwal.- mruknęłam strzepując rękę z mojej głowy,
po czym wytłumaczyłam mu o co chodzi.
- Ty nienawidzisz sklepów…
- Co nie zmienia faktu, że chcę dobrze wyglądać.-
odpowiedziałam.
- Klaudia…- szepnął kucając przede mną i patrząc mi w oczy.-
Zmieniłaś się.
Przewróciłam oczami i wzruszyłam ramionami. Bywa. Może zaczęłam
dorastać i chcę wyglądać jak kobieta, a nie zbuntowana nastolatka. Kto wie… Na
szczęście po tej długiej dość rozmowie, zgodził się pojechać ze mną do sklepu.
Niestety wszystko co dobre szybko się kończy i tak też było
z tymi małymi wakacjami. Spakowałam walizkę i sprawdziłam czy wszystkie rzeczy
zabrałam z pokoju. Wytachałam bagaż na zewnątrz i zapukałam do pokoju Jareda.
Po kilku chwilach otworzył mi marudząc, że nie daję mu pracować. Zdziwiona
weszłam do środka, by zobaczyć otwartego laptopa i scenariusz, który pisał.
- Co to jest?
- Scenariusz do klipu. Wakacyjny…
- Myślałam, że przyjechaliśmy tu by odpocząć.- powiedziałam
czytając fragment.- Nie powiem trochę mi przykro…
- Spędziliśmy razem czas?- zapytał lekko poirytowany Leto.
Nie odpowiedziałam. Było mi mega smutno, że nasz wyjazd,
który dla mnie był integracją z ojcem, dla niego po raz kolejny był robotą. Usiadłam
na jego łóżku, plecami do biurka przy którym pracował i schowałam głowę w
dłonie. Ten człowiek nigdy się nie zmieni. Zawsze będzie umiał zepsuć
najmagiczniejsze chwile… Czy ja jeszcze kiedyś się nauczę, że on zawsze będzie
pracował? Że nie akceptuje czegoś takiego jak czas dla siebie. Czas wolny od
pracy? Ale w sumie… jest artystą. Korzysta z każdej chwili, by wykreować coś
niesamowitego.
- Bardzo się złościsz?- usłyszałam obok swojego ucha
przyjemny ciepły powiew powietrza.
- Trochę.- odpowiedziałam uśmiechając się.
- Zbieramy się.- powiedział całując mnie w policzek i potem
łapiąc pod zebrami.
- Leto!!!!!! –wydarłam się, że mnie pewnie na drugim końcu
miasta słyszano.- Zabiję cię!
Mężczyzna tylko się uśmiechnął i schował swojego laptopa do
torby.
Powrót do Los Angeles był szybki i bez kłopotów. Nie powiem,
ciężko mi było wrócić do normalnego trybu dnia. Jednak obecność Mata była zbawienna
i dobrze, że do razu mnie zabrał z lotniska.
Prawie 2 lata minęły odkąd dodałam tu ostatni rozdział. 2 lata odstawienia historii na bok...
Może nie do końca, cały czas ze mną była i pojedyncze fragmenty się pisały. Jednak to, jak obiecałam sobie odciąć siebie od Marsów sprawiło, że kompletnie przestałam tuu zaglądać. Kilka komentarzy, które jakoś niedawno się pojawiły znów zwróciły moją uwagę na to opowiadanie...
A teraz będąc w Los Angeles zrozumiałam, że to naprawdę moje miejsce na Ziemii. Że trochę tęsknię za tym światem, który zostawiłam w tym opo. I tak oto jest nowy rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba...
Dedykuję go tym osobom, które poprosiły o powrót.
Mam nadzieję, że na kolejny rozdział nie będziecie czekać 2 lat ;)
O MÓJ BOŻE!!!! NORMALNIE NIE WIERZĘ! WRÓCIŁAŚ!!!! Jak zauważyłam przed chwilą że jest nowy rozdział miałam mały zawał z radości, bo mimo że jestem osobą która w necie na szukaniu blogów do czytania potrafi spędzić kilka godzin to twój blog jest jednym z 3 najlepszych jakie kiedykolwiek czytałam i cały czas miałam nadzieję że tu wrócisz i się doczekałam! Co do rozdziału, to poza tym że jestem tak podjarana tym że w końcu jest to świetny jak zawsze, ale ja w sumie zawsze bardziej lubiłam te fragmenty gdzie było więcej Shannona, ale ważne że jest no i w końcu to Jay jest ojcem a Shann tylko wujkiem ale za to najlepszym na świecie( zazdroszczę Klaudii). Dobra podsumowując: mam napad radości i podjarkę bo jest nowy rozdział i wróciłaś, rozdział świetny tylko Jay'a mi troszkę żal ale mam nadzieję że zejdą się Fancy no i apeluje o więcej Shanniastego!!!Pozdrawiam cię z całego mojego ucieszonego serducha i tak samo mocno zazdroszczę bycia w LA, bo dla mnie jest to największe marzenie. Życzę dużo weny i częstego wyrzucania rozdziałów( UPS.. To takie trochę dla mnie życzenia), wspaniałego życia w LA no i przede wszystkim po prostu radości z tego co robisz. I sorki, że ten komentarz jest pewnie masłem maślanym ale piszę pod wpływem emocji itd. i może nie mieć to co napisałam ładu i składu. Ściskam cię mocno i przesyłam buziaki!!!😘😘😘😍😍😍😍👑👑👑👑JESTEŚ NAJLEPSZA!!!👑👑👑👑👑
OdpowiedzUsuńWow... No nie powiem troszku się rozpisałam, nie wiedziałam że tego tyle wyjdzie ale co tam trzeba wyrazić swoją podjarkę , buziaki!!!😘😘💞💞💞🎧🎧🎵🎵🎵😉🎶👑👑👑👑📖📖📖📄📃📜📰📑📗📘📖📕📚📙📔📝🗓📆📅🗒🖊🖋✒✏📬📬📬📲📲💻
Usuńjejuś nie wiesz jak miło sie czyta takie komentarze. Nowy rozdział już jest na ukończeniu więc to nei jednorazowy powrót ;)
Usuńhym... więcej Shannona niestety w najbliższych nie przewiduje. w sumie teraz będzie jak najwięcej Jareda, bo cięzkie decyzje przed nim ;)
a jeśli chodzi o LA... kiedyś o tym marzyłam, a pojechałam nie chcąc tam być i niestety się zakochałam :P
dzieki raz jeszcze że jesteś i czytasz :)
Hmmm.... No dobra, przeżyje trochę bez Shanna, bo w sumie racja, Jay musi się wziąć w garść i zrobić coś ze swoim życiem.Mam nadzieję na jeszcze w miarę długą historię i pewnie jeszcze się ulubionego wujka Klaudii doczekam😊A co do podziękowań, to to ja dziękuję że piszesz, bo powiem ci że jestem osobą która czyta naprawdę masę książek, wszystkich które wpadną mi w ręce a twoje opowiadanie jest lepiej napisane i dużo ciekawsze od przynajmniej połowy książek które w swoim życiu przeczytałam.Swoją drogą słyszałaś, że Jared sprzedaje dom? Normalnie tak się do tego domu przyzwyczaiłam przez czytanie tych wszystkich ff, że normalnie nie mogę tego przeżyć i tak dziwnie się z tym czuję, że masakra.
UsuńNie no, wcale się znowu nie rozpisałam...😂😂😂
UsuńShann... jest w jakimś tam stopniu ważną postacią, ale teraz muszę sie skupić głównie na Klaudii i Jaredzie. Bo to o nich cała historia. W sumie to nie wiem które z nich będzie ważniejsze w tej historii :P
UsuńShanna postaram się gdzieś wrzucić, ale od kiedy przestałam się interesować marsami itd, to trochę ciężko mi się o nich pisze. Jednak będę próbowac.
Nie słyszałam, bo się nimi kompletnie już nie intersuję. W sumie jego domu nigdy nie widziałam, bo jestem z tej starej epoki, która nie oglądała vyrta czy jak to się zwie. Cały dom z opowiadania jest moim wymysłem :D w sumie ciekawe czy coś jest wspólnego z tym prawdziwym ;)
ps. dodałam nowy rozdział^^ całkiem długi :D
Rozumiem, i racja to Jay jest głównym bohaterem, a ja po prostu z przyzwyczajenia faworyzuje Shanna, bo zawsze( tj. odkąd zainteresowała się larwami(ok1.5 roku)) wolałam go od jego brata, ale ok ide czytać rozdział i tam komentować
OdpowiedzUsuńHahahahh😂😂😂😂😂larwami.... kocham autokorekte.... miało być marsami😆😆😆😆
Usuńahahaha myslałam, że to jakaś ich ksywka xDDD
Usuń