3 października 2016

Chapter 86 „Konkurs tańca”

Chapter 86

„Konkurs tańca”

Usiedliśmy razem na leżaku wpatrując się w gwiazdy na niebie. Było pięknie, ciepły wiatr rozwiewał mi włosy, których postanowiłam nie związywać. Cudowna noc w towarzystwie mojego ojca. Jay leżał przykryty kocykiem na leżaku obok i też przyglądał się gwiazdom. Wyciągnęłam rękę i schwyciłam jego dłoń, co zwróciło jego wzrok na mnie.
- O co chodzi?- zapytał.
- Wiesz co? Jestem szczęśliwa.- powiedziałam delikatnie się uśmiechając.
- Cieszę się.
- A ty?- zapytałam odwracając się w jego stronę.
Po chwili ciszy w końcu się odezwał. Jego głos był przyjemnym szeptem docierającym aż do głębi mnie. Niewielu ludzi miało tę zdolność, sprawiania że zwykłe kilka słów wywołają u mnie dreszcz. A raczej takie dziwne uczucie wewnątrz.
- Nie wiem czy jeszcze wiem co to bycie szczęśliwym. Jest mi dobrze tu z tobą, tej nocy. Nie chcę być nigdzie indziej w tym momencie.
- To nie jest szczęście?- zapytałam.
- Nie jestem filozofem i chyba nie umiem odpowiedzieć ci na to pytanie. Ale chwila jest cudowna…
- Co cię gryzie?
- Cały czas myślę o śmierci.- przyznał się w końcu.- O tym że wszystko jest takie ulotne i o tym, że… zaraz zniknę.
- Nie mów tak!
- Ale taka jest prawda.- wyszeptał, a jego niebieskie oczy zaszkliły się mocno.- Nie zostało mi dużo czasu. Nie wiem nawet ile, nie wiem czy zdążę wszystko zrobić. Boję się po prostu, że pozostawię za sobą problemy. Boję się o Shannona, że nie uda mu się pogodzić z moim odejściem. A tak bardzo go kocham…
- On ciebie też. I proszę cię… nie mów tak. Masz na pewno jeszcze wiele lat przed sobą. Lekarze dawali ci takie nikłe szanse, a ty…- zamilkłam czując, że powiedzenie „wciąż żyjesz” brzmi bardzo źle.- Czujesz się przecież dobrze, ataki są rzadsze i… Jared. Najważniejsze w tym wszystkim jest to byś nigdy się nie poddał. Masz dla kogo walczyć. Dla Shannona, dla fanów, dla mnie…- dodałam szeptem.- Nie mogę cię teraz stracić.
- Ale to się stanie.
- Każdy umrze. Taka kolej rzeczy. Ale mamy przed sobą jeszcze tyle lat. Nie zgadzam się na przedwczesną śmierć. Przecież złego nie biorą…- jęknęłam widząc, że Jared znów zamyka się w kokonie rozmyślań o śmierci.
- Może nie jestem taki zły?- zaśmiał się cichutko.
- Nie jesteś. Ale… Wybacz. Skoro już o tym mówisz… Kiedy powiesz Constance? Wiesz dobrze, że jeśli nagle coś się tobie stanie to ona sobie tego nie wybaczy?
- Ale…
- Jared. To twoja mama. Powinna wiedzieć. Mniej ją ta wiadomość zniszczy niż jakbyś nagle odszedł… Przeżyłam śmierć już tylu bliskich mi osób, że wiem co jest najgorsze. Że się nie pożegnałeś, że nie powiedziałeś im czegoś… Że nie dostałeś szansy zmienić chwili ostatniego spotkania. Tak bardzo chciałabym powiedzieć wszystkim, których straciłam, że po prostu ich kocham. Zwykłe słowa, a tak magiczne i ważne, szczególnie wtedy gdy nie zdążysz ich powiedzieć.
Jay westchnął i znów odwrócił głowę w stronę nieba.
- Wrócę i powiem. Przyrzekam.
Zaskoczona tą obietnicą prawie, że wstałam z leżaka. Chwilę tak patrzyłam na tego chudego mężczyznę przykrytego cienkim czerwonym kocykiem , po czym wróciłam do oglądania nieba. Nawet sama nie wiem kiedy zasnęłam, ale obudziłam się już będąc przykrytą kołdrą w łóżku. Jared musiał mnie tam przetransportować o własnych siłach, co pewnie było nie lada wyzwaniem.
- Tatuuuusiu, jesteś?- krzyknęłam przeciągając się, ale odpowiedziała mi tylko cisza.
Zasmucona, że budzę się sama, wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Wyszłam z niej przebrana już w kostium kąpielowy, na który założyłam materiałowe spodenki i cienką koszulkę w koniki, którą dostałam od Tomo.  Nadal nikogo nie było, więc wzięłam telefon i już miałam otworzyć drzwi, gdy klamka wyślizgnęła mi się z dłoni i przede mną pojawił się Shannon.
- Zwierzak!- wykrzyknęłam ucieszona obecnością starszego Leto i czym prędzej go objęłam.
- Takie całowania i przytulasy w progu podobno przynoszą pecha.- stwierdził wokalista stojący za swoim bratem.
- To ponoć tylko tyczy się pożegnań.- odpowiedziałam.
- Widzę, że jesteś gotowa na śniadanie. Idziemy?- zapytał uśmiechając się szeroko.- Zjadłbym ogromny talerz naleśników!
Słysząc te słowa, nie zastanawialiśmy się z Shannym ani chwili dłużej. Trzeba było korzystać z okazji, że Jared miał ochotę na jedzenie. Czym prędzej udaliśmy się do restauracji i nabraliśmy sobie naleśników z syropem klonowym. Siedząc przy stoliku z widokiem na basem, opowiedzieliśmy Shannonowi o naszych wczorajszych przygodach, o tym jak zrobiliśmy z siebie widowisko na środku ulicy i o wojnie na poduszki.
- A ja miałem nadzieję, że chodź trochę dorośliście.- jęknął z uśmiechem Shannon.
- My?- zapytaliśmy równocześnie.- Nigdy!
Resztę dnia spędziliśmy na basenie, próbując zachowywać się jak cywilizowani ludzie. Oczywiście skończyło się to podtapianiem siebie nawzajem, grą w siatkówkę i pływających luźno gaciach Shannona, które rozerwały mu się gdy próbował wrzucić brata do wody. Taka mała kara od losu. Wieczorem udaliśmy się zobaczyć co za atrakcje dzieją się na scenie przy basenie. Okazało się, że to konkurs tańca towarzyskiego, po którym miała być mała impreza z DJ’em i darmowymi drinkami. Wygraną w konkursie była ogromna butelka szampana.
- Idę.- oznajmił nam nagle Shannon wpatrując się w scenę.
- Ty?- zapytałam ze śmiechem.
- Co w tym dziwnego? Uwielbiam tańczyć i wygram tego szampana. Dla ciebie.- dodał po chwili puszczając mi oczko.
- Skoro tak to leć! Tylko pamiętaj, że bez szampana cię nie chcę widzieć.- zaśmiałam się przytulając się do Jareda, który udał że kopie brata w tyłek na szczęście.
Nie powiem, nie spodziewałam się, że perkusista w ogóle chce się w coś takiego bawić. Ale gdy wszedł na scenę, wiedziałam już czemu. Zgrabna blondyneczka potrzebowała partnera do tańca, a Shanni nawet będąc w związku z Ciacho, nie był w stanie odmówić pomocy potrzebującej.
- Czekam nadal! Jeszcze jedna para! No proszę się nie wstydzić!- gadał jak nakręcony animator.- Jedna para! Szybciutko!
Popatrzyłam z uśmiechem na Jareda, który właśnie się pochylił.
- Mam nadzieję, że dadzą jakąś salsę czy coś, to mój brat pokaże, kto jest królem tańca.- zaśmiał się.
- No ja w niego nie wątpię. Mam nadzieje, że wygra!
- Na pewno!- powiedział pewien swojego Jay.
- O! Mamy ostatnią parę!- wykrzyknął ucieszony prowadzący, a my ciekawi kto jest tą parą podnieśliśmy głowy.- Zapraszam!
Otworzyłam szerzej oczy, gdy mężczyzna podszedł do nas i zaczął popychać w stronę sceny. Musiałam się z tego jakoś wywinąć. Nie było mowy bym robiła z siebie debila przed tak dużą publicznością.
- Nie… nie…- zaczęłam mówić opierając się.
- No dajecie na scenę! Nie bójcie się, to tylko zabawa!- zachęcał uśmiechając się do nas przyjaźnie ten animator, a ja błagalnie popatrzyłam na Jareda, ale oczy tak mu się świeciły z radości, że skapitulowałam.
Weszliśmy po schodkach na scenę i zerknęłam na tych wszystkich ludzi. Zaczęli bić nam brawo, a mi od razu włączyła się głupawka. Trzeba będzie rozkręcić ten konkurs. Stanęliśmy jako czwarta para i zaczęło się przedstawianie. Jako druga para wyszedł Shannon z jakąś blondwłosą dziewczyną.
- Hej, hej! Poczekaj na start!- zaśmiał się prowadzący do Shannona, który zaprezentował potrząsanie tyłkiem, co skończyło się piskami i głośnymi brawami od publiki.- Jak się nazywasz i skąd jesteś?
- Shaaaanimal.- powiedział najseksowniej jak umiał, a połowa damskiej publiczności zaczęła do niego wzdychać.- Los Angeles.
- Oh słoneczna Kalifornia! Witamy! A panienka?
- Rosally z Teksasu.
- O! Widzę, że mamy parę ze Stanów Zjednoczonych! Jak miło!
Shannon ze swoją partnerką do tańca odeszli na swoje miejsce, a weszli kolejni. W końcu przyszła nasza kolej. Przybraliśmy z Jaredem teatralne miny i tangiem weszliśmy na parkiet. Jay jak zawsze musiał się popisać, więc udał, ze przez przypadek podciągnął koszulkę ukazując mięśnie brzucha. Dobra, tak sprawił, że cała publika już była za nami. Jeszcze jego „sexy” mina i nie było szans byśmy przegrali.
- No no! Jaki aplauz! A tyle musiałem was namawiać byście tu przyszli! Jak się nazywacie?
- Hej! Ja jestem Klaudia, a to Alfonso Romeo Jordan!- powiedziałam zabierając mu mikrofon.- On. – tu wskazałam mikrofonem na Jareda.- Jest dosłownie z każdego  zakątka świata, choć…. Jego ulubione miejsce to kra lodu na biegunie. Serio! A ja… Ja tak skromnie, bo z Polski.
Jared pokiwał z uznaniem głową i zaczął przybierać pozy jakby był jakimś kulturystą, co przy jego chudości było dosyć zabawne. W końcu po prezentacji wróciliśmy na swoje miejsce, a ja szepnęłam do Jay’a, że nie umiem tańczyć. On położył dłoń na moim ramieniu i rzekł, że mam się nie martwić bo nieźle prowadzi. Mam nadzieję, bo inaczej będzie bardziej niż zabawnie.
- Pierwszym tańcem będzie… walc!- stwierdził prowadzący i zachęcił pierwszą parę by podeszli.
Chwilę z nimi rozmawiał, a potem dał DJ’owi znak, że mogą zaczynać. No i tak się stało. Jared patrzył na nich jak na debili, bo to co oni tańczyli… nie dość, że w ogóle nie było walcem to robili to tak niezdarnie, że… aż brak mi słów. Potem na scenę wszedł Shannon. Zaprezentował swój uśmiech zwierzaka i zaczął prowadzić swoją partnerkę, która zdecydowanie nie wiedziała co to jest walc. Ale nie poszło im tak strasznie źle. Para przed nami była z Tajwanu, więc też nie za bardzo wiedziała jak się tańczy walca. Ale nadrabiali to wszystko uśmiechami i zabawą. W końcu przyszła nasza kolej, a Jay objął mnie ręką w pasie i podeszliśmy do prowadzącego. Tak jak i poprzednim, nam też zaczął zadawać pytania.
- Wy nie wyglądacie na osoby, które dopiero co się poznały.
- No nie… Znamy się już trochę.- odpowiedziałam szczerząc się do Jareda.
- Jesteście parą? Małżeństwem? Macie dzieci?- zaczął zadawać pytania, a mnie wmurowało.
Litos zabrał mi mikrofon i z poważną miną zaczął mówić.
- Nie widać? To moja narzeczona.- powiedział całkowicie poważnie obejmując mnie.- I tak. Spodziewamy się dziecka.
Słysząc to miałam ochotę ukręcić mu kark. Idiota. To wcale, a wcale nie było śmieszne.
- Kiedy termin?- zapytał animator przystawiając mi mikrofon.- Wyglądacie na naprawdę zakochanych.
- Tak naprawdę…- zaczęłam mówić, ale Jay znów mi przerwał.
- Żartowałem. To moja córka.
Mina tego mężczyzny i reszty publiki była bezcenna. Złość mi przeszła, w momencie gdy usłyszałam śmiech Shannona, który podszedł do nas i poklepał brata po plecach.
- To było dobre Romeo!
- Wiem.- odpowiedział mój ojciec uśmiechając się łobuzersko.
Z publiczności rozległo się pytanie, ile lat ma Jared. On się uśmiechnął i zapytał na ile wygląda.
- 28!
- 30!
- 25!
- 32 lata!
Och ludzie! Co wy zrobiliście! Ego Jareda wzrosło do rozmiarów większych niż ten hotel! W końcu Shann wyrwał bratu mikrofon i poinformował wszystkich ile lat ma piosenkarz. Szok wymalowany na praktycznie wszystkich twarzach jeszcze bardziej ucieszył Jareda. Ech… teraz to już tylko będą popisy. W końcu ku mojej uldze, muzyka została włączona, a my w końcu zaczęliśmy tańczyć. Poszło nam wręcz idealnie. Zostaliśmy nagrodzeni brawami i wróciliśmy na swoje miejsce. Kolejna para idąc za naszym przykładem próbowała zrobić to samo co my, tylko że z trochę mniejszą koordynacją ruchową. Ale jak na tych wszystkich ludzi, nie poszło im najgorzej. Kolejnym tańcem było tango. Podczas gdy inni tańczyli, ja opowiadałam Jaredowi moją przygodę z tym tańcem.
- Stwierdziliśmy, że to dobry pomysł. Wiesz, pokażemy wszystkim na ulicy jak ładnie tańczymy. Więc ruszyłyśmy naprzód i w momencie, gdy jest to takie przechylenie do tyłu, oczywiście mówię o wersji dla dzieci, poleciałyśmy na tyłki. Miałyśmy takie szczęście, że akurat każdy na nas patrzył i widział jak wpadamy do wielkiej kałuży robią taki plusk, jakbyśmy wpadały do basenu na bombę.
- Wasza kolej!- przerwał mi animator uśmiechając się do nas.
- Ile miałaś lat?- zapytał zaciekawiony aktor ustawiając siebie i mnie w odpowiedniej pozycji do tego tańca.
- Hym… byłam jeszcze z rodzicami. Chyba 7 lat, o ile dobrze pamiętam.
Muzyka zaczęła lecieć, a my ruszyliśmy. Jared prowadził znakomicie i naprawdę znał te wszystkie kroki, w przeciwieństwie do większości ludzi biorących udział w tym konkursie. Głównym elementem naszego spektaklu było gwałtowne poruszanie głowy w prawo i w lewo. Gdy  Jared tak zrobił, prawie potknęłam się o  swoją nogę, tłumiąc atak śmiechu. Niestety to kosztowało nas utratę punktów i tymże sposobem znaleźliśmy się na prowadzeniu razem z Shanimalem. Oj nie… rywalizacja braci to coś czego nigdy nie chciałam być świadkiem, a właśnie brałam w tym udział.
- Jared… musimy przegrać.- mruknęłam widząc zacięcie na twarzy ojca.
- Co?! Czemu?- zapytał zaskoczony.
- Bo to twój brat ma mi dać szampana, a nie ty.- odpowiedział pokazując mu język.
- Pfff…- prychnął.- To będzie musiał ci go kupić, bo to ja jestem lepszym tancerzem.
- Jaaaay…
- Nie i już! Nie będę dawał mu fory, bo się na mnie obrazi. Zresztą to będzie nieuczciwa wygrana.
- Jaka nieuczciwa. On ma po prostu słabą partn…
I właśnie w tym momencie zrozumiałam, że żeby było uczciwie to ja muszę coś schrzanić. A może po prostu odpuścić? Niech Shanni walczy, Jared niech walczy, może nie będzie dogrywki i obydwaj wygrają?
- Tańczymy!- powiedział Jay, szepcząc mi na ucho jak wygląda kolejny taniec.
Chwilę tak stałam patrząc na niego i próbując zdecydować się co zrobić. Postanowiłam jednak nie dawać za wygraną, bo Jared by mi tego nie wybaczył i dałam z siebie wszystko. W sumie to już nie wiedziałam, która z nas jest gorszą partnerką. Ja czy ta blondynka. A bracia… oni powinni tańczyć ze sobą, nikt by ich nie pokonał. Obydwaj mieli ogromny talent, wyczucie i słuch, co zresztą przekładało się na zespół i ich wariacje na scenie.
- Chyba mamy zwycięzców.- stwierdził animator wychodząc na przód sceny.- A wy kogo byście wybrali?- zapytał publiczności.
Krzyki były tak różnorodne, ale tak jak się spodziewałam. To Jared był górą u publiczności. Czy mnie to kiedyś zdziwi? Chyba nigdy. Czego innego się spodziewać?
- No cóż… mamy remis!- stwierdził mężczyzna odwracając się do nas.- Chyba wiadome, kto wygrał. Zapraszam Was!
Shannon z Rosally wystąpili do przodu, to samo zrobiłam ja z ojcem. Bracia przybili sobie piątki i z szerokimi uśmiechami odebrali wielką 10 litrową butelkę szampana. Widząc ich spojrzenia, wiedziałam co zaraz się stanie. Potrząsnęli butelką i czym prędzej ją otworzyli oblewając publiczność alkoholem. Nagle znalazł się obok nas kelner z kieliszkami i bracia Leto je napełnili. Butelka powędrowała gdzieś w tłum, a my klejący się od tego złotego płynu wznieśliśmy toast. Przez sekundę zobaczyłam wzrok Shannona skupiony na dłoni Jareda. Wokalista przez sekundę się wahał czy brać do ust kieliszek, ale potem machnął ręką i wypił jego zawartość.
- Nasze zdrowie!- powiedział stukając się z cała naszą 4 kieliszkami.- To co? Robimy nura do basenu?
Zanim zdążył dokończyć to zdanie, Shannon złapał blondynkę w ramiona i wskoczył z nią do wody. Ja zaparłam się nogami, wiedząc, że Jay to samo chce zrobić, ale cóż… niestety podłoga była śliska od rozlanego na niej płynu i było łatwiej Jaredowi mnie wrzucić do wody. Gdy się wynurzyłam ochlapałam ojca za to, ale on nic sobie z tego nie robił. Szczerzył się do mnie jak głupi do sera.
- Kocham cię.- wyszeptałam podpływając do niego.
Młodszy Leto objął mnie i standardowo zaczął podtapiać. Nie ma to jak jego sposób na wyrażanie swojej miłości próbą utopienia mnie.
- Ja ciebie też Młoda.- odpowiedział, pomagając mi tym razem dostać się do drabinki.
Dni mijały nam na wspólnej miłej zabawie, odpoczynku i odkrywaniu nowych atrakcji. Nurkowanie z rekinami, w sumie to tylko bracia poszli, bo ja się bałam. Jared jak zwykle pokazał, że dla niego słowo „strach” nie istnieje. Szynek miał małego pietra, ale stwierdził, że umierać woli z bratem, więc się zdecydował. Mnie do umierania nie było śpieszno, wiec zostałam na plaży, wcześniej pytając ich o to czy spisali testamenty. Dostając odpowiedź „na pewno nie uwzględniliśmy w nich takiego małego żarłacza białego”, powiedziałam, że życzę im żeby te rekiny się nimi potruły. Jednak gdy wrócili w całości odetchnęłam z ulgą, że te dwa wariaty wróciły do mnie.
Ostatniego dnia dostałam telefon od Mata, że muszę wrócić odstawiona. Cóż… Jedynym wyjściem z tej sytuacji były odwiedziny w pobliskim centrum handlowym.
- Jared!!! – krzyknęłam najgłośniej, jak umiałam pukając do jego drzwi.
W końcu łaskawie je otworzył, o mało co nie zabijając mnie nimi. Stanął w rozkroku przede mną, patrząc przerażonym spojrzeniem na mnie, jak stoję w korytarzu. Na sobie miał tylko krótkie spodenki i naszyjnik z kostką z wygrawerowanym tekstem Valhalli.
- Co się stało? Pali się?- zapytał lustrując mnie swoim spojrzeniem.
- Muszę jechać do sklepu. – powiedziałam już spokojniej, przeciskając się obok niego.
- Co?- odpowiedział zdezorientowany.- Po to się tak darłaś na cały hotel?- zapytał zamykając drzwi za sobą.- Czy ciebie już pogrzało? Naćpałaś się czy co?
- Potrzebuję jechać do sklepu.- powiedziałam nie robiąc sobie nic z jego komentarzy.
- Jakiego sklepu?
- Normalnego. Z ubraniami.
Jared patrzył na mnie jakbym upadła na głowę. A ja kompletnie nie rozumiałam o co mu chodzi. Potrzebowałam sklepu, bo mieliśmy dziś wieczorem wylecieć, a następnego dnia miałam jakaś wyjątkową imprezę z Matem i miał mnie odebrać prosto z lotniska. Usiadłam przed nim na łóżku i zaczęłam wpatrywać się w niego swoim nieugiętym spojrzeniem. Cholernie mi zależało na tym, by dobrze się tam pokazać, więc nie mogłam pojechać ubrana jak na plażę!
- Dziecko, wyglądasz na trzeźwą, ale gadasz jak naćpana.- jęknął próbując mi przyłożyć dłoń do czoła. – Może masz gorączkę?
- Weź się odwal.- mruknęłam strzepując rękę z mojej głowy, po czym wytłumaczyłam mu o co chodzi.
- Ty nienawidzisz sklepów…
- Co nie zmienia faktu, że chcę dobrze wyglądać.- odpowiedziałam.
- Klaudia…- szepnął kucając przede mną i patrząc mi w oczy.- Zmieniłaś się.
Przewróciłam oczami i wzruszyłam ramionami. Bywa. Może zaczęłam dorastać i chcę wyglądać jak kobieta, a nie zbuntowana nastolatka. Kto wie… Na szczęście po tej długiej dość rozmowie, zgodził się pojechać ze mną do sklepu.
Niestety wszystko co dobre szybko się kończy i tak też było z tymi małymi wakacjami. Spakowałam walizkę i sprawdziłam czy wszystkie rzeczy zabrałam z pokoju. Wytachałam bagaż na zewnątrz i zapukałam do pokoju Jareda. Po kilku chwilach otworzył mi marudząc, że nie daję mu pracować. Zdziwiona weszłam do środka, by zobaczyć otwartego laptopa i scenariusz, który pisał.
- Co to jest?
- Scenariusz do klipu. Wakacyjny…
- Myślałam, że przyjechaliśmy tu by odpocząć.- powiedziałam czytając fragment.- Nie powiem trochę mi przykro…
- Spędziliśmy razem czas?- zapytał lekko poirytowany Leto.
Nie odpowiedziałam. Było mi mega smutno, że nasz wyjazd, który dla mnie był integracją z ojcem, dla niego po raz kolejny był robotą. Usiadłam na jego łóżku, plecami do biurka przy którym pracował i schowałam głowę w dłonie. Ten człowiek nigdy się nie zmieni. Zawsze będzie umiał zepsuć najmagiczniejsze chwile… Czy ja jeszcze kiedyś się nauczę, że on zawsze będzie pracował? Że nie akceptuje czegoś takiego jak czas dla siebie. Czas wolny od pracy? Ale w sumie… jest artystą. Korzysta z każdej chwili, by wykreować coś niesamowitego.
- Bardzo się złościsz?- usłyszałam obok swojego ucha przyjemny ciepły powiew powietrza.
- Trochę.- odpowiedziałam uśmiechając się.
- Zbieramy się.- powiedział całując mnie w policzek i potem łapiąc pod zebrami.
- Leto!!!!!! –wydarłam się, że mnie pewnie na drugim końcu miasta słyszano.- Zabiję cię!
Mężczyzna tylko się uśmiechnął i schował swojego laptopa do torby.
Powrót do Los Angeles był szybki i bez kłopotów. Nie powiem, ciężko mi było wrócić do normalnego trybu dnia. Jednak obecność Mata była zbawienna i dobrze, że do razu mnie zabrał z lotniska.

 _________________________________________________
Prawie 2 lata minęły odkąd dodałam tu ostatni rozdział. 2 lata odstawienia historii na bok...
Może nie do końca, cały czas ze mną była i pojedyncze fragmenty się pisały. Jednak to, jak obiecałam sobie odciąć siebie od Marsów sprawiło, że kompletnie przestałam tuu zaglądać. Kilka komentarzy, które jakoś niedawno się pojawiły znów zwróciły moją uwagę na to opowiadanie...
A teraz będąc w Los Angeles zrozumiałam, że to naprawdę moje miejsce na Ziemii. Że trochę tęsknię za tym światem, który zostawiłam w tym opo. I tak oto jest nowy rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba...

Dedykuję go tym osobom, które poprosiły o powrót.

Mam nadzieję, że na kolejny rozdział nie będziecie czekać 2 lat ;)

9 komentarzy:

  1. O MÓJ BOŻE!!!! NORMALNIE NIE WIERZĘ! WRÓCIŁAŚ!!!! Jak zauważyłam przed chwilą że jest nowy rozdział miałam mały zawał z radości, bo mimo że jestem osobą która w necie na szukaniu blogów do czytania potrafi spędzić kilka godzin to twój blog jest jednym z 3 najlepszych jakie kiedykolwiek czytałam i cały czas miałam nadzieję że tu wrócisz i się doczekałam! Co do rozdziału, to poza tym że jestem tak podjarana tym że w końcu jest to świetny jak zawsze, ale ja w sumie zawsze bardziej lubiłam te fragmenty gdzie było więcej Shannona, ale ważne że jest no i w końcu to Jay jest ojcem a Shann tylko wujkiem ale za to najlepszym na świecie( zazdroszczę Klaudii). Dobra podsumowując: mam napad radości i podjarkę bo jest nowy rozdział i wróciłaś, rozdział świetny tylko Jay'a mi troszkę żal ale mam nadzieję że zejdą się Fancy no i apeluje o więcej Shanniastego!!!Pozdrawiam cię z całego mojego ucieszonego serducha i tak samo mocno zazdroszczę bycia w LA, bo dla mnie jest to największe marzenie. Życzę dużo weny i częstego wyrzucania rozdziałów( UPS.. To takie trochę dla mnie życzenia), wspaniałego życia w LA no i przede wszystkim po prostu radości z tego co robisz. I sorki, że ten komentarz jest pewnie masłem maślanym ale piszę pod wpływem emocji itd. i może nie mieć to co napisałam ładu i składu. Ściskam cię mocno i przesyłam buziaki!!!😘😘😘😍😍😍😍👑👑👑👑JESTEŚ NAJLEPSZA!!!👑👑👑👑👑

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow... No nie powiem troszku się rozpisałam, nie wiedziałam że tego tyle wyjdzie ale co tam trzeba wyrazić swoją podjarkę , buziaki!!!😘😘💞💞💞🎧🎧🎵🎵🎵😉🎶👑👑👑👑📖📖📖📄📃📜📰📑📗📘📖📕📚📙📔📝🗓📆📅🗒🖊🖋✒✏📬📬📬📲📲💻

      Usuń
    2. jejuś nie wiesz jak miło sie czyta takie komentarze. Nowy rozdział już jest na ukończeniu więc to nei jednorazowy powrót ;)
      hym... więcej Shannona niestety w najbliższych nie przewiduje. w sumie teraz będzie jak najwięcej Jareda, bo cięzkie decyzje przed nim ;)
      a jeśli chodzi o LA... kiedyś o tym marzyłam, a pojechałam nie chcąc tam być i niestety się zakochałam :P
      dzieki raz jeszcze że jesteś i czytasz :)

      Usuń
    3. Hmmm.... No dobra, przeżyje trochę bez Shanna, bo w sumie racja, Jay musi się wziąć w garść i zrobić coś ze swoim życiem.Mam nadzieję na jeszcze w miarę długą historię i pewnie jeszcze się ulubionego wujka Klaudii doczekam😊A co do podziękowań, to to ja dziękuję że piszesz, bo powiem ci że jestem osobą która czyta naprawdę masę książek, wszystkich które wpadną mi w ręce a twoje opowiadanie jest lepiej napisane i dużo ciekawsze od przynajmniej połowy książek które w swoim życiu przeczytałam.Swoją drogą słyszałaś, że Jared sprzedaje dom? Normalnie tak się do tego domu przyzwyczaiłam przez czytanie tych wszystkich ff, że normalnie nie mogę tego przeżyć i tak dziwnie się z tym czuję, że masakra.

      Usuń
    4. Nie no, wcale się znowu nie rozpisałam...😂😂😂

      Usuń
    5. Shann... jest w jakimś tam stopniu ważną postacią, ale teraz muszę sie skupić głównie na Klaudii i Jaredzie. Bo to o nich cała historia. W sumie to nie wiem które z nich będzie ważniejsze w tej historii :P
      Shanna postaram się gdzieś wrzucić, ale od kiedy przestałam się interesować marsami itd, to trochę ciężko mi się o nich pisze. Jednak będę próbowac.
      Nie słyszałam, bo się nimi kompletnie już nie intersuję. W sumie jego domu nigdy nie widziałam, bo jestem z tej starej epoki, która nie oglądała vyrta czy jak to się zwie. Cały dom z opowiadania jest moim wymysłem :D w sumie ciekawe czy coś jest wspólnego z tym prawdziwym ;)

      ps. dodałam nowy rozdział^^ całkiem długi :D

      Usuń
  2. Rozumiem, i racja to Jay jest głównym bohaterem, a ja po prostu z przyzwyczajenia faworyzuje Shanna, bo zawsze( tj. odkąd zainteresowała się larwami(ok1.5 roku)) wolałam go od jego brata, ale ok ide czytać rozdział i tam komentować

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahahh😂😂😂😂😂larwami.... kocham autokorekte.... miało być marsami😆😆😆😆

      Usuń
    2. ahahaha myslałam, że to jakaś ich ksywka xDDD

      Usuń