Chapter 37
"Noc przemyśleń"
ROZDZIAŁ OCZAMI JAREDA LETO
+18
Wpatrywałem się w drzwi
od jej pokoju nie mogąc uwierzyć w to co się stało. Nie dość, że cały dzień
miałem kiepski, to jeszcze teraz to. Zamrugałem szybko powiekami, gdyż oczy
zaczynały mnie piec. Niesamowite, że ta sytuacja sprawiła, że zachciało mi się
płakać. Nagle ktoś położył mi dłoń na ramieniu, a ja nerwowo podskoczyłem. Tą
osobą okazał się być mój brat. Wzrok miał pełen współczucia i wsparcia, dzięki
czemu nie rozpłakałem się, jak małe dziecko na korytarzu. Spojrzałem na drzwi
do pokoi reszty team’u, lecz wszystkie były zamknięte. Shannon zaprowadził mnie
do mojego pokoju i usiedliśmy na łóżku. Cisza jaka nastała była najgorszą ciszą
jaką mogłem słyszeć. Nie wytrzymałem jej
-
Obiecałem
sobie... obiecałem, że jej nie zranię.- wyszeptałem.- A to zrobiłem.
Moment gdy wypowiadałem te słowa sprawił, że
po moim policzku popłynęła pierwsza łza.
-
Nienawidzę
siebie za to!- wykrzyknąłem i ukryłem twarz w dłoniach.
Poczułem, jak Shannon mnie obejmuje i tuli do
siebie. Jego bezpieczne ramiona otaczały mnie już od najmłodszych lat. Był
jedyną osobą na tym chorym świecie, która się o mnie troszczyła, jak o nikogo
innego, nawet samego siebie. Czasami zazdrościłem mu tego, bo ja nie zawsze tak
potrafiłem. Kocham go, zawsze będę go kochać, ale... na pewno nigdy nie tak,
jak on mnie. Ja już nie potrafię kochać. Muszę coś z tym zrobić. Muszę wstać i
wyjść. Te ściany zaczynają na mnie napierać. Otworzyłem oczy, lecz widziałem
tylko włosy brata, więc ponownie je zamknąłem. Nie jestem kurna płaczką.
Ostatnia łza zagościła mi w kąciku oka, a potem popłynęła po policzku i
skapnęła na nos brata. Koniec, jestem mężczyzną, a oni nie płaczą. Wzmocniłem
uścisk, a potem zerwałem się na równe nogi i wybiegłem z pokoju, łapiąc w locie
kurtkę i szalik. Korytarz był pusty, więc zdecydowałem się przebiec przez
niego, a potem po schodach na sam dół. Przed drzwiami na zewnątrz zatrzymałem
się po to by założyć kurtkę i owinąć się szalikiem. Byłem rozbity, ale
wiedziałem, że wybieganie na taką pogodę bez odpowiedniego okrycia skończy się
chorobą. Okręciłem szalik wokół szyi zastanawiając się, jak to by było gdybym
się udusił przez to. Potrząsnąłem głową starając się odgonić takie myśli.
Pewnie według Klaudii na to zasługuję. Gdy byłem już gotowy wyszedłem na
zewnątrz. Pierwszą rzeczą jaką poczułem był okropny zimny, ostry wiatr, który
sprawił, że musiałem zrobić krok do tyłu, gdyż moja równowaga została
zachwiana. Powoli, mając na uwadze siłę wiatru, ruszyłem przed siebie. Śnieg
pod moimi butami skrzypiał uzmysławiając mi, że musiał dopiero co napadać.
Dzięki temu, że jeżdżę po całym świecie, doświadczam każdego rodzaju pogody, a
nie tylko jak wszyscy myślą słońca. Najpiękniejsze wspomnienia jeśli chodzi o
lód i śnieg mam z Grenlandii, gdy kręciliśmy teledysk do A Beautiful Lie.
Nigdy, przenigdy nie zapomnę tych widoków, ale też i tego zimna i strachu, gdy
zacząłem zjeżdżać w przepaść. Na samo wspomnienie serce zaczynało mi bić o
wiele szybciej, a moje mięśnie spinały się, jakbym znów miał walczyć o swoje
życie. Cisza jaka panowała w mieście była w tamtym momencie przygnębiająca.
Ruszyłem biegiem przed siebie, by tylko znaleźć się w centrum, albo
przynajmniej w jakiejś okolicy, która była bardziej oświetlona niż tam gdzie
się właśnie znajdowałem. Ciemne zaułki nie wyglądały przyjaźnie, zachmurzone,
szare niebo także. Jedynym odgłosem, który się rozchodził po ulicy było
skrzypienie śniegu pod moimi butami. Wszystko wokół mnie było pokryte białą
warstwą puchu, więc nie wiedziałem czy biegnę po chodniku, czy ulicy. Nie
liczyło się to. Chciałem jak najdalej uciec od... no właśnie. Sam nie wiem od
czego. Ale po prostu musiałem biec przed siebie. Było mi wtedy cieplej i lepiej
się czułem. Nagle coś mnie oświetliło, więc zatrzymałem się odwracając w tamtą
stronę. Z pobliskiej uliczki właśnie wyjeżdżał samochód i kierował się w moją
stronę. Dopiero wtedy spostrzegłem, że biegnę środkiem drogi. Szybko usunąłem
się z toru, którym jechał samochód i znów rozpocząłem bieg. W końcu po kilku
minutach po moich obydwu stronach zaczęły się pojawiać latarnie. Dawały ciepłe,
czerwono pomarańczowe światło, które rozjaśniało ulicę. Jednak wszystko wokół
nadal było puste. I w końcu dobiegłem do mostu, który wydał mi się znajomy.
Stanąłem na nim próbując złapać oddech. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, jak
duży kawał przebiegłem. Oparłem ręce o uda i zgięty przez chwilę oddychałem
łapczywie, próbując nabrać do płuc zimnego powietrza, które mi je drażniło.
Oparłem się łokciami o barierkę mostu i popatrzyłem w dół. Woda była
zamarznięta, a biedne kaczki siedziały w śniegu w grupie. Czemu nie odleciały?
Gdybym ja to wiedział. Schowałem dłonie w rękawy kurtki, lecz minusowa
temperatura drażniła mi moją wrażliwą skórę, która zaczęła mnie nieprzyjemnie
szczypać. Odkręciłem szalik, owinięty wokół mojej szyi i rozłożyłem go. Było mi
strasznie zimno, ale potrzebowałem jakiegoś rodzaju pokuty. Zresztą tu było tak
cicho i spokojnie. Mogłem sam z sobą poprzebywać bez obawy, że ktoś to zakłóci.
Ja, kaczki i pustka. Potarłem dłońmi zmrożone uszy i zatrzęsłem się. Naprawdę
był porządny mróz. Okryłem szalikiem głowę i szyję, co dało mi tyle, że
przynajmniej w tę część ciała nie było mi tak przeraźliwie zimno. Otrzepałem
rękawy kurtki i ruszyłem w poszukiwaniu schodów prowadzących do ścieżki przy
tym kanale. Chwilę błądziłem szukając poręczy, która by mnie zaprowadziła na
dół, lecz w końcu ją znalazłem. Ostrożnie, by nie poślizgnąć się na
zamarzniętych stopniach, stawiałem nogi badając uważnie teren. W końcu
znalazłem się na dole i spostrzegłem to czego szukałem. Drewniana ławeczka była
przykryta dużą warstwą śniegu, lecz to mnie nie powstrzymało przed podejściem
do niej. Złapałem odmrożonymi palcami rękaw kurtki, po czym zsunąłem nim śnieg
z oparcia ławki. Niektóre kaczki poruszyły się przestraszone moją obecnością,
lecz większość z nich nadal spała wtulona w swoje pióra. Stanąłem na ławce i
rozejrzałem się wokół. Jedyne co mnie otaczało to spokój i cisza. Idealna na
przemyślenia. Usiadłem na pokrytym cienką warstwą lodu oparciu ławki i skuliłem
się, by tak się chronić od lodowatego wiatru, który wiał mi prosto w twarz.
Przynajmniej żaden z moich niebieskich kosmyków nie wpadnie mi do oczu.
Zamknąłem oczy i próbowałem oczyścić swój umysł ze wszelkich emocji. Nie szło
mi to dobrze, ale pewnie też nie wystarczająco się starałem. Nagle z transu
wybudził mnie dźwięk zegara ratuszowego, który wybił właśnie 5 rano. Pięknie.
Przez całą noc nie spałem ani minuty, a jutro wyczerpująca podróż do Aberdeen,
pewnie Klaudia znów przeniesie się do tourbusa Shannona, albo i w ogóle
wyjedzie. A nie chciałem by wyjeżdżała. Wprowadzała do nas taki sielankowy
nastrój, wszyscy się śmiali, cieszyli. Zresztą cała ekipa ją lubiła. Dzięki
niej mogliśmy na chwilę oderwać się od rutyny tej trasy i odpocząć psychicznie.
Dobrze działała na mój team... na mnie też. Ale jej przyjazd wiązał się też z
pewnymi poświęceniami. Nie powinienem wtedy nikogo do mnie zapraszać. Bardzo
dobrze wiedziałem, że jestem dla niej osobą, która właśnie nie jest kimś takim.
Wiem, mówię bez sensu i to sam do siebie w myślach. Nawet zdań nie składam tak jak powinienem. To
wszystko jest bez sensu. Poczułem jak na moim nosie ląduje śliczna, mieniąca
się na wszystkie strony gwiazdka. Po kolei płatki śniegu powoli tańczyły w
powietrzu. Wiatr się uspokoił, ale teraz szykowała się mała śnieżyca. A ja
siedziałem tak na tej ławeczce wpatrując się w niebo i mrużąc oczy, gdy srebrne
gwiazdki próbowały wpaść mi do oczu. Czując, a raczej już nie czując dłoni,
włożyłem je pod pachy, lecz kurtka była zrobiona z takiego materiału, że to mi
w niczym nie pomogło. Więc włożyłem zmarznięte dłonie pomiędzy nogi. Dopiero
wtedy poczułem ciepło i ból. Nie mam pojęcia jak ja zagram na gitarze z takimi
dłońmi, ale jakoś będę musiał. I tak to jest lepsze niż szwy, które miałem po
robieniu z siebie bohatera. Kilka miesięcy temu siedziałem dokładnie na tej
samej ławce, tylko że z Klaudią. Dziewczyną, którą dopiero poznałem. Nie
wiedziałem jeszcze wtedy, że te kilka miesięcy tak zmienią moje życie. Że to
wszystko tak się potoczy, że pierwszy raz w życiu będę czegoś tak żałował.
Żałował, że tak zraniłem tę młodą osobę. Ona nic nie wiedziała przecież o
świecie, w którym przywykłem żyć. Tym jakimi prawami się rządzi, tym kim
zostałem te kilka lat temu. Wyjąłem dłonie spomiędzy nóg i chuchnąłem w nie. W
całym Birmingham rozległo się bicie dzwonów, które uświadomiły mnie, że jest
już 6 rano. Jednak nie ruszyłem się o milimetr. Z czasem spostrzegłem ludzi,
którzy podążali mostem, lub górą. Nikt jednak nie schodził tam gdzie byłem ja. Robiło
się coraz jaśniej, więc wiedząc, że brat będzie się o mnie martwił postanowiłem
wrócić. Jednak siedzenie na takim zimnie sprawiło, że nie mogłem się poruszyć.
Naprawdę zamarzłem. Cała siłą woli wyprostowałem nogę i poczułem jak mnie boli.
To samo zrobiłem z drugą i wstałem. Zeskoczyłem z niej o mało co nie wywalając
się przez niezdarność spowodowaną zmrożeniem mojego ciała. Zsunąłem szalik z
głowy i pociągnąłem go tak, by mocniej przywarł do mojej szyi. Powolnym krokiem
zacząłem iść w stronę z której przyszedłem. Po przejściu mniej więcej połowy
drogi, już nie czułem takiego odrętwienia mięśni i szło mi się coraz lepiej.
Choć wszystko coraz bardziej mnie bolało. Jestem głupi, wręcz durny. Kto
normalny robi coś takiego jak ja? No kto? Nikt. Stanąłem na rogu dwóch rzadko
uczęszczanych ulic by nabrać sił, na dalszą drogę. Właśnie to się nazywa
nadludzki wysiłek. I wtedy zauważyłem dziewczynę w długim beżowym płaszczu z
bluzą w ręce. Taką bluzę miała tylko jedna osoba. Klaudia. Co prawda nie
przypominałem sobie, żeby posiadała taki płaszcz, ale kto wie.
-
Hej!
Zaczekaj!- wykrzyknąłem do niej.- Klaudia stój!
Lecz ona nadal szła przed siebie. Zdecydowałem
się na wysiłek i pobiegłem w jej kierunku. W końcu ją złapałem przed wejściem
na pasy.
-
Klaudia,
ja...- zacząłem, ale gdy ona się odwróciła do mnie zobaczyłem coś, czego się
nie spodziewałem.
To nie była moja córka. Ta dziewczyna nie
miała z nią nic wspólnego. No może ciemne włosy. To była ta dziewczyna, która
przyszła wczoraj do mojego pokoju, której to zrobiłem... Wpatrywaliśmy się w
siebie zaszokowani. Jednak prócz tego, w jej oczach dostrzegłem strach.
Wiedziałem, że to ja właśnie go spowodowałem. Dopiero wtedy zrozumiałem co
zrobiłem. Ta dziewczyna była taka krucha, niewielka, przestraszona, a ja ją
skrzywdziłem. Nigdy wcześniej nie spotkałem po czymś takim dziewczyny, z którą
się kochałem. Chyba, że ona sama chciała drugą rundę. Ale nigdy nie tak, jak
właśnie tę. Od razu spostrzegłem, że zaczęła drżeć, a jej oczy napełniły się
łzami. Delikatnie ująłem jej ramiona i poprosiłem, by spojrzała mi w oczy. Lecz
ona zaczęła płakać. Jak małe dziecko. Nie była już ubrana w seksowny strój.
Miała na sobie normalne ubranie, które ukazało mi, że ona naprawdę jest jeszcze
dzieckiem. Coś czego wcześniej nie dostrzegałem, teraz było tak widoczne, że
tylko głupiec tego by nie zauważył. To była mała, roztrzęsiona dziewczynka. Tak
inna od tej, z którą w nocy się zabawiałem. Boże... co ja zrobiłem.
-
Spójrz mi w
oczy, proszę.
W końcu to zrobiła, a ja zobaczyłem w nich
panikę.
-
Przepraszam
za to co zrobiłem w nocy. Nie ma na to żadnego wytłumaczenia, jest... Jestem
potworem. Nie powiem, że nie chciałem tego zrobić, bo to by była nieprawda,
ale... ja nad sobą nie panowałem. Wiem, że to nie jest wytłumaczenie ani choćby
milionowa czegoś w tym rodzaju, ale mi okropnie... źle z tym. Nie powinienem.
Przepraszam.
Miałem nadzieję, że ta
dziewczyna w to uwierzy, bo mówiłem to szczerze. Nigdy wcześniej nie myślałem o
tym w ten sposób. Wcześniej po prostu zapominałem. A przez Klaudię miałem pieprzone
wyrzuty sumienia. Choć nie wiem czy były one spowodowane tym, co zrobiłem tej
dziewczynie, czy tym co zrobiłem Klaudii. Bo ta stojąca przede mną brunetka
była po prostu nieznajomą mi osobą, a Klaudia... była moją córką.
-
Wiem, że to
nic nie zmieni, ale wierz mi, że gdybym mógł cofnąć czas, zrobiłbym to.
-
Oddaj jej to,
proszę.- wyjąkała podając mi po chwili ciszy bluzę.- I podziękuj jej ode mnie.
Po tych słowach odwróciła się i przebiegła
przez pasy znikając pomiędzy dwoma innymi uliczkami. Popatrzyłem na bluzę z
dębującym koniem i ułożyłem ją w zgięciu łokcia, tak by nie spadła. Po 20
minutach byłem już w hotelu. Oczywiście przy recepcji stał, a raczej chodził w
kółko mój brat. Gdy tylko mnie zobaczył, podbiegł do mnie i przytulił tak, że
przez chwilę nie mogłem oddychać. Zawsze sobie powtarzałem, by nie doprowadzać
Shannona do takiego stanu jak teraz, gdy mnie dusił z miłości, ale jeszcze
nigdy nie udało mi się do niego zastosować. W końcu, gdy mnie puścił
odetchnąłem z ulgą, ale po chwili poczułem uderzenie w twarz, aż ugiąłem się w
kolanach. Złapałem się za lewy policzek i czując ból rozchodzący się od niego
na całą twarz popatrzyłem z niedowierzaniem na brata. Chciałem coś powiedzieć,
ale nie byłem w stanie z powodu bólu. Super. Twarz była ostatnią częścią mojego
ciała, która mnie nie bolała, a tu mój brat stwierdził, że równowaga w
przyrodzie musi być i musi mnie boleć dokładnie każda partia.
-
Jeszcze raz
zrobisz coś takiego, a nie ręczę za siebie.- powiedział patrząc na mnie
wściekłym wzrokiem.- Straciłem przez ciebie kolejne kilka lat życia. Idioto!
Kiedy w końcu do ciebie dotrze, że o mało co nie ześwirowałem, martwiąc się o
ciebie!
-
Ale
Shann...ja przecież tylko wyszedłem...- zacząłem próbując poruszyć jak
najmniejszą liczbą mięśni twarzy.
-
Tylko wyszedłeś?!
Kretynie! Wybiegłeś po 4 w nocy, łapiąc w pośpiechu tylko płaszcz i nie było
cię do... zaraz, która jest? 8 rano! Wiesz jaka jest pogoda na zewnątrz? Wiesz,
że wyszedłeś niekompletnie ubrany? Wiesz, ile czasu spędziłeś gdzieś tam w
mieście? Wiesz ilu masz wrogów, którzy ci złorzeczą? I najważniejsze pytanie.
Czy wiesz do jasnej cholery, ile dla mnie znaczysz?!
Milczałem. Wiedziałem, że Shannon musi się
wykrzyczeć. Zresztą wszystkie te pytania były retoryczne. Lewa część twarzy
bolała mnie jeszcze bardziej niż cała reszta ciała, więc wolałem zachować
milczenie niż cokolwiek mówić. No i pięknie. Zawiodłem nawet swojego jedynego
brata. Ale potrzebowałem tego. Tej ucieczki w noc i zimę.
-
Pokaż ręce.-
rozkazał, a ja posłusznie wysunąłem przed siebie dłonie.- Boże, co za idiota!-
skomentował ich wygląd.- Idziemy do Emmy. Musisz jechać do szpitala. Masz
odmrożone dłonie. Nie zagrasz tak nawet koncertu. Jak z małym dzieckiem.
Brat znów zaczynał mnie niańczyć, co ostatnimi
czasy straszliwie mnie irytowało. Okey, rozumiem jego obawy i chęć opieki nade
mną, w końcu jestem jego młodszym bratem, ale ja mam już prawie 39 lat. Jestem
dorosłym mężczyzną. Co prawda momentami zachowuję się jak dziecko, ale to są
momenty. Gdy czekaliśmy na windę, brat spytał skąd wziąłem bluzę Klaudii.
Opowiedziałem mu więc o tym jak spotkałem tę dziewczynę i że Klaudia musiała
jej dać w nocy bluzę, by nie zamarzła wracając do domu.
-
Dobra z niej
dziewczyna.
-
Lepsza niż
my...
-
Ma dobre
serce. No to teraz musisz jej oddać tę bluzę. – stwierdził mój brat.
Drzwi windy się otworzyły i zobaczyłem w nich
Klaudię. Chwilę patrzyliśmy na siebie, nie wiem, trwało to może z pół sekundy,
jednak dla mnie było wiecznością, po czym zobaczyłem w jej oczach odrazę i
nienawiść. Resztki nadziei, że jakoś uda mi się ją przeprosić właśnie się
rozpłynęły, jak mgła na łąkach.
-
Przepraszam.-
warknęła nie patrząc już więcej na mnie.
Lecz ja nie zamierzałem się przesunąć.
Chciałem z nią porozmawiać, wytłumaczyć jej to wszystko, dlaczego tak to się
stało. Przecież tak bez wyjaśnienia to... Dziewczyna straciła cierpliwość,
którą i tak nie wiem skąd wzięła i po prostu przedarła się przez nas, jakbyśmy
byli na koncercie, a ona chciała się dostać do barierki przez stojących jak
kłody fanów, którzy nie chcieli jej przepuścić.
-
Poczekaj...
twoja bluza.- powiedziałem łapiąc ją za rękę.
-
Skąd ją
masz?!- wykrzyknęła patrząc na mnie z rosnącą wściekłością.- Jak śmiałeś do
niej podchodzić?! Jesteś bezczelnym...!- zaczęła krzyczeć na mnie, lecz nie
dokończyła nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa.
Wyrwała mi bluzę z ręki i pobiegła do
restauracji. Patrzyłem za nią jakby miało to coś zmienić. Wszystko się
pochrzaniło. Dosłownie wszystko. Brat położył mi dłoń na ramieniu, a ja
zwróciłem swój wzrok w jego stronę. Poklepał mnie delikatnie po plecach, po
czym zdecydowaliśmy się wsiąść do winy, którą pewnie przetrzymywaliśmy. Jednak
zatrzymała się najpierw na drugim piętrze, a my myśląc, że to nasze,
wysiedliśmy.
-
Ej! Zaraz, to
nie nasze piętro.- zauważył mój brat.
Szybko się więc odwróciliśmy, ale drzwi już
się zamknęły. Dobra, czekamy na następną. Niestety w tym stanie nie wejdę po
schodach, nawet to jedno piętro wzwyż. Czekając tak na drugą windę, podszedł do
nas Rob z Chrisem. Nie mam pojęcia czemu ciągle widzę ich razem, ale widać
dobrze muszą się dogadywać.
-
Siema!-
przywitali się z nami.
-
Hej, hej! Jak
się spało?- zapytał ich Shannon.
-
A dobrze. Wy
już po śniadaniu?- zapytał Rob uśmiechając się do nas.
-
Można tak
powiedzieć.- mruknąłem.
-
Co ci się
stało w policzek?- zapytał Batten patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem.
No tak. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby
chłopak z supportu się o mnie martwił. Cudnie. Popatrzyłem na drzwi od windy i
widząc swoje odbicie, odkryłem że całą lewą stronę mam opuchniętą. Dziękuję
braciszku za pokiereszowanie mi mojej pięknej buźki.
-
A długa
historia. Przez przypadek zdzieliłem go po twarzy.- powiedział spokojnie Shann.
-
No to ładnie
załatwiłeś brata. Nie będzie teraz kto świecił piękną hollywoodzką buźką na
scenie. – zaśmiał się perkusista, lecz dla mnie wcale to nie było śmieszne.
-
No jak to nie
będzie? A ty Chris?
-
Ja?- zapytał
zaskoczony muzyk.
-
Klaudia przez
dobrą godzinę opowiadała jak jej się podobasz.- zaśmiał się Shannon, a ja
zacząłem mordować go wzrokiem.
Jeśli dziewczyna się dowie, że to powiedział
Battenowi to Shannon może już sobie wybierać nagrobek. Oby Chris się tylko nie
wygadał, że Shannon mu powiedział. Ale widząc minę basisty, muszę stwierdzić,
że chyba nie często słyszy, że jest przystojny. Przed kolejnymi wpadkami
uratowała nas winda. Pożegnaliśmy się z kolegami, życząc im miłego dnia w
Birmingham, a sami wsieliśmy do windy i wjechaliśmy na 3 piętro. Tam na
szczęście rozeszliśmy się w swoje strony. Brat do siebie, ja do siebie. Ciepły
prysznic, suche ubrania i poczułem się lepiej. Położyłem się na łóżku i okryłem
kołdrą. Jednak nie dane mi było odpocząć, bo po 10 minutach usłyszałem pukanie.
Odrzuciłem materiał na bok i wstałem by zobaczyć kto to. Okazała się to być
Emma, której kazał przyjść do mnie Shannon.
-
Przepraszam
bardzo, ale czy ja jestem jakimś medykiem? Jestem do jasnej cholery tylko twoją
asystentką a robię... wszystko?
-
Przepraszam
za brata.- powiedziałem.
-
Dobrze już.
Musiałam ponarzekać. Pokazuj te łapy.
Wiedząc, że lepiej się nie sprzeciwiać
pokazałem jej ręce. Na szczęście stwierdziła, że wystarczy maść i krem. No i
tyle dobrego... Gdy sobie poszła, wróciłem pod pierzynę, lecz nie na długo.
Niecałą godzinę później przyszedł mój brat, który bez pytania wparował do
mojego pokoju i powiedział, że wyciąga mnie do miasta, by kupić mi maść i krem.
-
A nie mógłbyś
zrobić tego sam? Jestem trochę zziębnięty.
-
Pójdziemy na
gorącą, dobrą kawę.
Słysząc to skapitulowałem i ciepło się
ubrałem. Tym razem w grubą czapkę, płaszcz i szalik. Miałem na sobie tyle
warstw, że nikt mnie by nie rozpoznał. Przytyłem w tym chyba z 10 kilo co
najmniej. Idąc przez zaśnieżone, lecz udekorowane na świątecznie ulice
Birmingham zatrzymaliśmy się przy straganie z jakimiś świątecznymi błyskotkami.
-
Może kupimy
coś mamie? W tamtym roku tak narzekała, że nie ma czym przystroić domu, a tu są
takie ładne rzeczy.- zaproponował Shannon.
-
Jasne, dobry
pomysł.- zgodziłem się z bratem.
Chodząc tak od stoiska do stoiska
zatrzymaliśmy się przy wielkim namiocie ze słodyczami. Wszędzie roznosił się
kuszący zapach pierników i innych słodkości. Shannon, jak można się domyślić
właśnie w tym sklepie spędził swoje najdłuższe zakupowe chwile. Odbierając duża
papierową torbę z piernikami dla brata odwróciłem się, by w końcu udać się do
apteki, lecz zamiast tego wpadłem na... Klaudię. Znów próbowałem z nią
porozmawiać, ale ona widząc mnie szybko odeszła bez słowa razem z Timem, który
pomachał mi uśmiechając się radośnie, a w ręku trzymając kubek z grzanym winem.
Nawet tu czułem jego zapach. Leciutko uśmiechnąłem się do mojego basisty i w
końcu udałem się do apteki z bratem. Szybko kupiliśmy maść i krem, po czym
zaczęliśmy poszukiwania dobrej kawiarni. Ostatecznie skończyliśmy w
Starbucks’ie. Zamówiłem dwie duże latte na sojowym i po odebraniu ich usiadłem
w kącie przy wyjściu, gdzie czekał już na mnie mój brat. Zaczęliśmy rozmawiać o
tym co będziemy robić w święta. Jak pomóc mamie i zorganizować wszystko także w
związku z nowym rokiem i naszym występem w Las Vegas. Gdy dopiliśmy resztki
napoju, postanowiliśmy wrócić. Jak na złość, gdy się odwracałem by wyjść z
pomieszczenia wpadła na mnie Klaudia.
-
Daj mi święty
spokój! Nie rozumiesz, że cię nienawidzę? Nie chcę cię znać.- warknęła, gdy
znów zacząłem ją błagać o rozmowę.
-
Ale...
-
Od-wal-się!-
powiedziała stanowczo z wściekłością wypisaną w oczach.
Odwróciłem się i wyszedłem na zimne powietrze.
W milczeniu doszliśmy do hotelu i każdy rozdzielił się na piętrze do swoich
pokoi. Rzuciłem torby na ziemię i uwaliłem się na łóżko. Miałem tego dość.
Chciałem, naprawdę chciałem jej to wytłumaczyć, ale ona nie dawała mi szansy.
Żadnej szansy. A przecież każdy na nią zasługuje, nawet ja! Ukryłem twarz w
dłoniach starając się przemyśleć co muszę zrobić by ją odzyskać. Naprawdę mi
zależało. Usłyszałem jak drzwi się otwierają i wchodzi przez nie mój brat.
-
Chcę się
cofnąć w czasie. Muszę się cofnąć w czasie.- wyszeptałem do brata.
-
Przykro mi.
Nie ma takiej możliwości. Musisz jakoś sobie dać radę bez wehikułu czasu...
-
Straciłem
ją... – jęknąłem.
Cisza, która nastała po tych słowach tylko
mnie w tym upewniła. Shannon nie wiedział co odpowiedzieć. Cóż, nie było sensu
mówić nic więcej. Zraniłem i straciłem moją małą dziewczynkę.
-
Czy mógłbyś
pozwolić do mnie?- zapytał.
Pokiwałem głową i wstałem z łóżka. Powlokłem
się za nim do jego sypialni i tam też przysiadłem na łóżku patrząc zmęczonym
wzrokiem na jedyną bliska mi osobę.
-
Pogadam z
nią.- zaproponował.
Musiałem chyba naprawdę nędznie wyglądać, bo
mój brat w życiu by nie chciał rozmawiać o tych rzeczach z Młodą. Jego dłoń
spoczęła na moim kolanie, a on sam podniósł głowę i zaczął wpatrywać się we
mnie tymi orzechowymi oczami. Znałem te oczy lepiej niż swoje własne. Każdy ich
cal, każdą drobną żyłkę, która pojawiała się, gdy był zmęczony lub napity.
Kochałem te oczy całym sercem. Jedyne którym mogłem ufać, bez względu na cały
świat wokół. Nigdy mnie nie zdradziły i nigdy tego nie miały zrobić. Zagryzłem
dolną wargę, a on przybliżył się do mnie.
-
Wyjaśnimy jej
to wszystko. Zrozumie, mądra jest z niej dziewczyna.
-
Tego nie da
się zrozumieć. Tym bardziej jeśli ktoś jest inteligentny.- odpowiedziałem
wiedząc, że mam rację.
-
Daj jej
szansę. Zrozumie. Gdy ktoś kogoś kocha, jest w stanie wybaczyć mu prawie
wszystko. Albo i wszystko.- dodał pośpiesznie.
-
Shannon, czy
ty nie rozumiesz, że to co zrobiłem jest niewybaczalne? I ona miała 100 % racji
we wszystkim co wykrzyczała. Jestem seksoholikiem, jestem gwałcicielem i do
tego pe...
Nie dokończyłem, bo brat przyłożył mi dłoń do
ust. Chciałem się od niej uwolnić, lecz to nie było takie proste.
-
Teraz się
zamknij i mnie posłuchaj.- zwrócił się do mnie ostro, co mnie zaskoczyło.- Ta
dziewczyna ci wybaczy, inaczej ja nie nazywam się Shannon Leto. Zajmie to
trochę czasu, ale nie da się inaczej. Będzie to pewnie jakiś rodzaj szoku, jak
się dowie co potrafimy zrobić i że w ogóle jesteśmy do tego zdolni, ale jest on
nieunikniony. A teraz ja do niej pójdę i ją przygotuję do tego. Mnie nie skopie
od razu po jajach, w przeciwieństwie do ciebie.- zaśmiał się, przez co sam
leciutko się uśmiechnąłem.- A ty się wyśpij. Jutro czeka nas ciężki dzień.
Połóż się tutaj, a ja gdy tylko wrócę, opowiem ci jak wygląda sytuacja.
-
No dobrze.-
odpowiedziałem zrezygnowany.- Tylko nie mów jej nic o Ev...
-
Nie martw się
braciszku. Opowiem tak, że się nie dowie. Przynajmniej nie ode mnie.
Patrzyłem jak wstaje i po chwili poczułem jego
dłoń roztrzepującą moje turkusowe włosy. Otworzył drzwi, lecz zanim wyszedł,
zawahał się. Wbiłem w niego pytające spojrzenie, a on chwilę stał w jednym
miejscu, aż w końcu podbiegł do łóżka i zabrał ze sobą jedną z dwóch poduszek.
Puścił mi oczko i zakrył nią swoje krocze, po czym salutując, wyszedł za drzwi
i je zamknął. Kochany idiota. Ech, on jednak o wiele lepiej wie, jak sobie
radzić z dziećmi. Po co ja to zrobiłem? Teraz są same problemy. Dziewczyna
dowiedziała się jaki naprawdę jestem, ma dostęp do większości moich prywatnych
rzeczy, nawet do jednego z moich kont... Za każdym razem dodatkowa osoba w
podróży utrudnia to wszystko i ja jeszcze muszę udawać, bardziej niż zazwyczaj.
To mnie zaczyna przerastać. Ale chyba się teraz to już skończy na dobre. Ona
nie chce mnie znać, w ogóle obchodzi mnie jakbym był toksyczny. Nie dziwię się
jej, ale... To boli do jasnej cholery. Przywiązałem się do tej Polki. Nie będę
ukrywał, że to dla mnie zaskoczenie. Staram się to ukryć, ale ostatnimi czasy
kiepsko mi to idzie. Shannon za szybko to odkrył, więc reszta zespołu to tylko
kwestia czasu. Położyłem się na łóżku mojego brata i podłożyłem pod głowę
pozostawioną samotnie poduszkę. Nie przejmowałem się tym, że buty położyłem na
białej pościeli, w końcu nie moje lóżko, a Shannon i tak by tego nie zauważył.
Nie przywiązuję do tego wagi. Leząc tak zacząłem sobie wyobrażać to jak mój
brat i moja córka siedzą razem i rozmawiają. Choć raczej, ona stoi i krzyczy na
niego. Ma bardzo wybuchowy temperament i pewnie nie raz będzie jej przeszkadzał
w życiu. Z drugiej strony to dobrze, że umie walczyć o swoje, nie jest ślepą
owcą, która podąża za stadem i ma swoje własne zdanie, którego borni jak lwica.
Jednak czasem mogłaby przystopować i wysłuchać drugą stronę. Chciałbym się z
nią nie kłócić, ale nie umiem. Przydałaby się czasem taśma izolacyjna, by
zakleić jej usta, gdyż zdarza jej się powiedzieć o kilka słów za dużo. Tak jak
ostatnio. We wszystkim miała jednak rację. No prawie we wszystkim. Nigdy nie
tknąłbym jej czy jej przyjaciółek. Szanuję rodzinę i przyjaciół. Może gdybym
ich nie znał... cóż. Klaudia nie należy do brzydkich dziewczyn, wręcz
przeciwnie. Może wyglądu modelki nie ma, ale jest dość ładna. Przynajmniej na
tyle, by pociągać mężczyzn. I ja chce to potrafi być seksowna, ta mała
złośnica. Ale naprawdę nie myślę o niej jako kolejnej... panience. Zamknąłem
oczy starając się zasnąć, ale nie mogłem. Ciągle myślałem o tym wszystkim co
się zdarzyło poprzedniej nocy. Chciałbym cofnąć czas, pierwszy raz w życiu.
Jeśli tylko dziewczyna mi wybaczy, powiem jej wszystko. Przyrzekam, że wszystko
jej opowiem, całą prawdę. Nawet o Evelyn. Chciałem o niej w końcu zapomnieć.
Nie bez powodu starałem się zepchnąć to wspomnienie w najdalszy kąt mojej
świadomości. Tak by pokryły je pajęczyny i nikt nigdy nie zobaczył go w świetle
dziennym. Jedynie Shannon wiedział co się wtedy stało. Tylko mu byłem w stanie
wyjaśnić co się zdarzyło. Ale jeśli ona mi wybaczy to jej powiem. Musi
wiedzieć, jeśli chce mi zaufać. I tak powoli przeniosłem się w senne objęcia.
Stanęła przy drzwiach ubrana jedynie w
seksowną czerwoną bieliznę. Jej długie jasne włosy opadały delikatnymi falami
na krągłe duże piersi i plecy. Oparła lewą dłoń na biodrze stając w takiej
pozie, że mogłem bez przeszkód podziwiać jej zgrabne, zadbane ciało. Chciałem
się podnieść, lecz poczułem nacisk na nadgarstkach. Byłem przypięty kajdankami
do metalowego łóżka, na którym leżałem. Znów odwróciłem głowę w jej stronę, a
ona wtedy odrzuciła włosy do tyłu i zaczęła się zbliżać. Z każdym jej krokiem
czułem jak coraz szybciej oddycham. Na sekundę zamknąłem oczy, lecz po chwili
je otworzyłem patrząc na swoje krocze. Byłem w samych bokserkach. Znów
popatrzyłem na tę kobietę. Zatrzymała się przed łóżkiem i przełożyła nogę przez
metalowe oparcie. Pochyliła się przejeżdżając dłońmi po swojej gładkiej skórze
łydki. Po chwili poczułem, jak łóżko delikatnie zapada się pod jej ciężarem, a
ona na czworakach skrada się do mnie. Jej piersi z każdym krokiem kołysały się
na boki, a długie blond kosmyki tworzyły kaskady wzdłuż jej twarzy. Gdy
zatrzymała się przede mną poczułem jak rozchyla mi nogi i staje jeszcze bliżej
mnie. Mimo, że mnie nie dotykała, czułem ciepło bijące od jej ciała na swojej
skórze. Przybliżyła twarz do mojej, a ja w końcu mogłem popatrzeć w jej oczy.
Były tak samo niebieskie jak moje, podkreślone czarną kredką i cieniem.
Widziałem nawet najmniejsze plamki na jej tęczówkach, co tylko mnie
uświadomiło, jak blisko niej jestem. Nieznacznie zadarty nosek dodawał jej dziecięcego
rozbrajającego uroku, a seksowne pełne usta pokryte czerwoną jak jej bielizna
szminką, hipnotyzowały mnie. Kobieta rozchyliła usta, a potem złożyła delikatny
pocałunek na moich wargach. Odsunęła się na chwilę, by potem przejechać swoim
językiem po moich ustach. Natychmiastowo je otworzyłem, a ona przysunęła się
wkładając mi go do ust. Całowałem ją zachłannie, wręcz agresywnie. Nagle się
odsunęła. Patrzyła na mnie zamglonym, radosnym spojrzeniem. Jej język znów
dotknął mojego ciała lecz tym razem zaczął zjeżdżać w dół. Wyraźnie czułem jak
jej dłonie przesuwają się z łopatek na kręgosłup, po to by później zatrzymać
się na moich pośladkach. Sprawnym ruchem włożyła je pod materiał i zdjęła
uwalniając mojego penisa z okrycia. Jej głowa jeszcze bardziej obniżyła się,
tak że widziałem tylko jej blond czuprynę, lecz za to czułem jak jej język i
usta wędrują po moich narządach rozrodczych. Jęczałem cicho rozkoszując się tą
przyjemnością. Denerwowało mnie to, że ręce miałem unieruchomione, lecz taka
gra jeszcze bardziej mnie podniecała. Nagle przestała i potarła swoją głowę o
moje kolano. Patrzyła na mnie z uśmiechem, odsłaniając równe zęby. Przeczesała
dłonią włosy i podeszła do kajdanek. Wzięła z szafki nocnej kluczyk i uwolniła
mnie z nich. Natychmiast złapałem ją w pasie i położyłem na łóżku. Znów
zaatakowałem jej usta, by potem przygryźć jej szyję czy kark. Byłem już
maksymalnie podniecony, a mój nabrzmiały członek wciąż mi o tym przypominał.
Jednak wciąż miałem ochotę na zabawę. Podniosłem z szafki skórzaną opaskę na
oczy i nie czekając na zgodę zawiązałem ją jej na oczach. Kochałem patrzeć w te
niebieskie tęczówki, ale jeszcze bardziej uwielbiałem czuć jej strach i
niepewność. Zerwałem z niej biustonosz odrzucając go gdzieś na bok i zacząłem
atakować jej jędrne piersi. Gdy delikatnie przygryzłem jej prawy sutek ona
wydala z siebie jęk rozkoszy, więc to samo zrobiłem z drugim. Nagle opętało
mnie to uczucie, ten instynkt, że muszę zaspokoić siebie. Przerwałem zabawę jej
piersiami i zdjąłem ostatnią dzielącą nas barierę. Nie czekając na pozwolenie,
ani też nie uprzedzając kobiety, podniosłem jej biodra do góry i jednym
sprawnym ruchem w nią wszedłem. Na początku blondynka rozkosznie pojękiwała,
lecz gdy moje ruchy stały się ostrzejsze, jej jęki przybrały inną barwę. Lecz
nie przejmowałem się tym. W głowie miałem tylko jedną myśl. Zaspokoić siebie i
swoje małego przyjaciela. Nie chcąc stracić równowagi przyłożyłem dłoń do jej
gardła. Zawsze uważałem to za cholernie seksowny element. Moje ruchy stawały
się coraz szybsze i ostrzejsze, ale ja lubiłem ostry seks, więc nic w tym
dziwnego. Usłyszałem jak dziewczyna dyszy ledwo łapiąc powietrze. Kiedyś była
lepsza w te klocki. Gdy już prawie osiągałem orgazm poczułem jak ona kaszle, a
jej dłoń znalazła się na mojej. Ale nie przejmowałem się tym. Byłem blisko
spełnienia. Jej dłoń opadła na pościel, a ja w końcu osiągnąłem szczyt. Opadłem
na jej ciało i zamknąłem oczy. To całe pożądanie i dziwne uczucie, które nade
mną panowało podczas seksu, ulotniło się. Po chwili podniosłem się na ramionach
i wyszedłem z kobiety, która z trudem oddychała pode mną. Włożyłem dłoń pod jej
głowę, lecz ona nagle opadła na bok. Zaskoczony odwiązałem skórzaną opaskę i
popatrzyłem na jej twarz. Miała mokre nieruchome oczy wpatrzone w sufit. Czarna
łza spłynęła je do połowy policzka zasychając na nim. Za to z jej ust spływała
czerwona strużka krwi. Natychmiast podniosłem się i objąłem jej plecy, by
ustawić ją w formie siedzącej. Była wiotka jak jakaś lalka. Głowa i ręce
opadały swobodnie wzdłuż jej ciała. Przyłożyłem ucho do jej piersi, lecz nic
nie słyszałem.
-
Evelyn!!!-
krzyknąłem zrozpaczony tak głośno jak tylko mogłem.- Nie! Evelyn nie odchodź!
Przepraszam! Nieee!!!- krzyczałem łkając jak małe dziecko.
Nagle poczułem na ramionach ścisk, a potem zobaczyłem
twarz brata. Wyciągnąłem do niego ręce i objąłem go płacząc mu w koszulkę. Był
zdziwiony moim zachowaniem, ale wciąż mnie trzymał. Gdy udało mi się odpędzić
mary nocne, otarłem łzy i usiadłem obok Shannona.
-
Przepraszam.-
wyszeptałem.
-
Co ci się
śniło?- zapytał zatroskany.
-
Nic.-
odpowiedziałem starając się zapomnieć o koszmarze, który pochłonął mnie
całkowicie.- Rozmawiałeś z nią?
-
Jared...
miałeś mi o wszystkim mówić. Obiecałeś, że nie będzie tajemnic. Wykrzykiwałeś
jej imię.- powiedział świdrując mnie swoim orzechowym spojrzeniem.
-
Śniła mi się.
Jak ją morduję.- wyszeptałem, a Shannon drgnął dyskretnie, lecz nie uszło to
mojej uwadze.- A teraz mi powiedz, jak rozmowa.
-
Jak ją
mordowałeś?
-
Shannon. Nie
chcę wracać do tego snu. Błagam cię.- poprosiłem najspokojniej jak mogłem.- To
jak z Klaudią. Masz chociaż małą szansę.
-
Masz...
_____________________________
Cam, o szczeniaki się nie martw :D bedą :D przynajmniej jeden :D Co do Moniki… przeczytaj sobie komentarz mojej mamy ;) Wzajemnie niepozdrawiam. Nie ma tu miejsca na idiotyczne i bezsensowne komentarze ;] A Wam… starsznie, ale to starsznie dziękuję za takie komentarze. Naprawdę wtedy to sama przyjemność z pisania, a moje godziny przepisywania i siedzenia przed komputerem, i potem bolących rąk i kręgosłupa nie są takie okropne :) Jestem wykończona. Rozdziału nie sprawdzałam nawet w najemniejszym stopniu. Wybaczcie. Sprawdę go kiedyś tam… Padam na pysk. Starsznie mi się spodobał komentarz, że Ciastko uratowała Shannona przed tym taką samą akcją jaką by zrobił Jr :D Co do rozdziału oczami Braxtona… nie wiem. Raczej się taki nie zdarzy. Aż tak nie jestem nim zainteresowana, by umieć spojrzeć na sytuacje Marsów i Klaudii z jego perspektywy. Ale może kiedyś coś się zmieni i będzie mała niespodzianka :) Nie wiem, zobaczy się. Co do tego rozdziału… mam nadzieję, że zastanawiacie się o co chodzi z Evelyn :D Ahh… moja słodka tajemnica :D Dużo w nim opisówek, ale mam nadzieję, że nie zanudziłam. Enjoy! A i opis nocy czytajcie przy dźwiękach Alibi i Stormy End – Sunrise Avenue ;)
Tym razem rozdział dedykuję Marion. Uwielbiam to jak piszesz swoje opowiadanie, ale także to jaką jesteś osobą podczas rozmów na inne tematy. Obyś taka pozostała.
Jeszcze raz dziękuję za komentarze i wciąż o nie proszę także pod tym rozdziałem. Uwielbiam Was! :) a i witam nowe osoby, których komentarzy wcześniej nie widziałam! xoxo
Będzie szczeniaczek *dziki pisk radości*
OdpowiedzUsuńEj, czy ten sen to prawda?! Kurde, myślałam, że on z Evelyn będzie i w ogóle no wiesz :( Jak on mógł coś takiego zrobić. Jeszcze Evleyn. Boziu, Adaś tak tam wymiata, że jeny, Kunik. Nie rób mi tego!
-Cam
W takim ciekawym momencie skończyć? No ja nie mogę xD
OdpowiedzUsuńOpowiadanie zahyebiste w końcu pojawił się nowy rozdział ! ;)
-klaudiush
Opisowki sa w porzadku. Nie za dlugie. Ladnie wkomponowywuja sie w tresc i nie zanudzasz nimi.
OdpowiedzUsuńJared jest totalnym ciulem.
Tak potraktowac kobiete. Prawie dziecko. Obrzydliwy podstarzaly zakompleksiony wesz. (Gdyby ktos sie czepial ze obrazam jego idola to do tych osob : komentuje postacie z FIKCYJNEGO opowiadania).
Moj ulubiony moment to jak Shannon go strzelil. Choc raczej nie powinnien go uderzyc w twarz. To bardzo ponizajace. Mogl go walnac w leb albo kopnac w miejsce gdzie normalni, niezaglodzeni ludzie maja tylek. Albo wmusic w niego full english breakfast:D
Trzeba byc totalnym idiota, zeby samemu chodzic noca po Birmingham.
I niech bedzie jakis dramat i znajdzie sie jakas laska ktora mu odgryzie co nieco:D
Rob I Krzys:<:<. Mam palke Roba. I mam nadzieje ze nie zapomni o zdjeciu.
A teraz przechodzimy do strony technicznej. Przeczytaj zanim opublikujesz notke. Najlepiej glosno. Powinnas popracowac nad forma. Ostatnio bylo lepiej I lepiej a w tym rozdziale znowu sie opuscilas.
Niedobre dziecie:)
-mama
Powiem Ci, że przeczytałam przed chwilą pierwszy rozdział i nie mogłam uwierzyć, że to to samo opowiadanie, wydarzenia tam takie odległe, z resztą samo pisanie takie, ciężko mi określić, ale po tym widać, że dojrzewasz jako pisarka.
OdpowiedzUsuńOpis zimy i tego zimna sprawił, że ja poczułam się jak w zimie i normalnie poszłam po szalik i się nim owinęłam, bo mi się tak zimno zrobiło ;D Ale widzę, że z rozdziału na rozdział akcja coraz większa i jeszcze takie zakończenie, ZABIJĘ! Po prostu zabiję! Kończyć w takim momencie?! dołączam do Szynka i jego klubu odejmowania przez innych lat życia ;P Mam nadzieję tylko, że przy takim zakończeniu rozdziału, następny pojawi się dość szybko (chociaż i tak pewnie w moim trybie szkolnym zapomnę o mojej ciekawości związanej z tym, ale niestety tak bywa ;/).
P.S.
Chyba się przeziębiłam od tego mrozu w Birmingham ;D
-Lea
Co tu dużo pisać…opowiadanie jest najlepszym FF jaki czytałam o Batonach ;) Wielkie TAK dla autorki i gratulacje, bo masz wiele ciekawych pomysłów i na prawdę niesamowitą wyobraźnię. Muszę przyznać, że w wielu momentach płakałam ze śmiechu, a to jak posługujesz się językiem pisanym jest mistrzostwem :D Tak wiem, może i za bardzo słodzę, ale to jest po prostu coś niesamowitego… Słowem otuchy apropo ludzi, którzy krytykują autorkę i oceniają (jestem pewna, że błędnie) ją chociaż nigdy jej nie widzieli może być dla ciebie Autorko po prostu jedno – miej ich szeroko i głęboko…gdzieś ;P To oni pokazują, że zachowują się gorzej niż 5 letnie dziecko i nie mają za wiele w głowie, no ale cóż…nic na to nie poradzimy :/ Na koniec mogę tylko zachęcić cię do dalszego pisania tego opowiadania, bo z niecierpliwością oczekuję na następny rozdział i od dziś zostawię komentarz pod każdym. Mogę to nawet obiecać ;)
OdpowiedzUsuń-echelonya
Shannon współczuł Jaredowi? Czy on na głowę upadł? Ja bym mu jeszcze za to dupę skopała! Nawet ten płacz i rozczulająca gadka nie są w stanie zmienić mojego nastawienia, no póki co nie są, zobaczymy co będzie dalej. Im dalej brnę tym kurcze mniej się gniewam na tę mendę. To co zrobił tamtej dziewczynie było obrzydliwe i niegodne prawdziwego mężczyzny, ale jak teraz wyobrażam sobie go na tym mrozie, na ławce, przygnębionego, samotnego, nieszczęśliwego, to zamiast go wykastrować, mam ochotę go mocno przytulić. No głupie, głupie, ale tak świetnie przekazujesz jego emocję, że inaczej nie mogę. Byłam zaskoczona tym spotkaniem Jared z jego ‘ofiarą’. Nie spodziewałam się takiego czegoś, ale spodobało mi się to, że dostrzegł w niej dziecko. Szkoda tylko, że nie widział tego wcześniej. Niezwykle podoba mi się u Ciebie relacja braci. Jak źle Jared by się nie zachował, Shannon zawsze będzie przede wszystkim jego starszym, kochającym bratem. Teraz już zaczynam rozumieć skąd to współczucie w jego oczach na początku rozdziału i wcale mnie ono już nie dziwi. Bezgraniczna miłość… A ten policzek jest tego najlepszym dowodem. Nie kopie się leżącego, ale gdy już w stanie można mu jeszcze dołożyć, by wiedział, że za głupotę się płaci. Co prawda nie spodziewałam się tego uderzenia, ale mimo wszystko mi się to spodobało i dla mnie było, jak już wyżej wspomniałam, niczym innym tylko przejawem braterskiej miłości. „Dziękuję braciszku za pokiereszowanie mi mojej pięknej buźki” pierwsze zdanie w tym rozdziale, które mnie rozśmieszyło, ale to dobrze, bo równowaga musi być zachowana :) Bardzo podoba mi się to, że Klaudia tak łatwo nie odpuszcza Jaredowi. Leto zawiódł jej zaufanie, pokazał te część osobowości, której nie chce znać żadna córka, nawet adoptowana. Więc oczywistym jest, że dziewczyna czuję do niego odrazę, chyba nawet czułabym się niepocieszona gdybyś napisała to inaczej. Ev? Już się czuję bardzo zaintrygowana. Jestem bardzo ciekawa tej rozmowy Shannona z Klaudią, a z tego co widzę szykuje się coś naprawdę brutalnie szczerego, ale niestety nie będzie tego w tym rozdziale, ale na dobre rzeczy trzeba i przede wszystkim warto czekać :) I znowu moment śmiechu; Szaniasty zakrywający sprzęt poduszką :D Teraz już wiem, że Ev to Evelyn, jestem tylko ciekawa kim ona jest, co ją łączyło z Leto. Może jeszcze dziś się tego dowiem. Przerywam czytanie, by stwierdzić, że widzę tu ogromny potencjał do scen erotycznych, które jak pewnie wiesz uwielbiam. Jestem tylko ciekawa kim jest ta seksowna blondynka, czy nie jest to czasem Evelyn i czy to zwykły sen, czy może jednak wspomnienie. Dowiem się tego, gdy zamiast co chwilę przerywać, by dać ujście swojemu słowotokowi, wrócę do czytania. Ten sen mnie przeraził, przeraził totalnie! Zapowiadało się na pikantny numerek, a skończyło tak… tragicznie. Teraz zastanawiam się tylko, czy naprawdę do czegoś takiego doszło (oczywiście mam na myśli rzeczywistość z opowiadania, nie realia). Bo co do tego, że Jared skrzywdził tę tajemniczą Evelyn nie mam najmniejszych wątpliwości, ale czy ją zabił? Boże tak mnie teraz zaintrygowałaś, że będę wyczekiwać kolejnego rozdziału jak na szpilach. Chyba nie przesadzę gdy powiem, a raczej napiszę, że to zdecydowanie najlepszy rozdział jaki tu przeczytałam, a byłam pewna, że tego poprzedniego nic nie przebije. I jeszcze ta dedykacja dla mnie (chyba dla mnie :P), nawet nie wiesz jak mnie to ucieszyło. Plus te słowa, no kurczę aż mi się ciepło na serduchu zrobiło. Dziękuję ;*
OdpowiedzUsuń-marion
Przepraszam za słownictwo, ale: jebany Jared… Sposób, w jaki go kreujesz sprawia, że mi go szkoda, a powinnam go znienawidzić! Dzięki Bogu Klaudia nie zna tych jego rozmyślań, bo za szybko by mu wybaczyła ;) Niestety nie czytałam przy dźwiękach, które zasugerowałaś, ale za to z zatkanymi uszami (xd), więc czułam się jakbym siedziała koło niego na tej ławce, aż zmarzłam ;) Nie potrafię przewidzieć co będzie dalej, więc zajmę się czekaniem. Bo ogarnięcie Ev i tego, co bracia Leto mają na sumieniu mnie ZDECYDOWANIE przerasta… A ty przerastasz samą siebie! Nawet jeśli odczuwasz fizyczny dyskomfort od pisania, to MUSISZ to przetrzymać, bo kiedyś ci się to doświadczenie w pisaniu pewnie przyda ;) No i nie możesz zawieść swoich FANÓW! ;))
OdpowiedzUsuń-agi
Hm, dawno nic nie komentowałam tu już, weird. Dobra, spróbuję coś sklecić sensownego, choć czuję się tak osłabiona, że wszystkim zostawiam teraz strasznie bezsensowne komenty. No ale jedziemy. Hmm, wysyłałaś mi kiedyś sytuację z tamtą dziewczyną i Jared’em, nie? Dlatego takie im się to znajome wydało. :o Jako, że to poprzedni rozdział to podsumuję tutaj tak: Jared się jak uj zachował. Też bym się na niego potwornie wkurzyła. Cholera, wiem, ze ona przyszła do niego sama, ale nie powinien tak się zachowywać w stosunku do jakiejkolwiek kobiety. Wykastrowałabym. Minie trochę nim Klaudia mu wybaczy.
OdpowiedzUsuńA teraz przeskakuję do tego rozdziału i tak: jestem pod wrażeniem. Tak jak Marion twierdzę, ze jest to raczej Twój najlepszy rozdział. A uwielbiam gdy piszesz oczami Jared’a, robisz z niego taką sierotkę, że tylko go utulić. I tak było i tym razem. Tak mi go cholernie było szkoda. Dalej jest! Naprawdę, przytuliłabym, pogłaskała po główce i powiedziała, że wszystko będzie okej. Podoba mi się jak przedstawiłaś całą sytuację z perspektywy Leto. Wyrzuty sumienia, skrucha… Zależy mu na córce, to widać. Tylko co będzie dalej? Shannon powiedział, że ma szansę, więc musi ją wykorzystać. Właśnie. Jak mi się zaj.ebiście podoba relacja braci. Matko Boska, przecież oni jako rodzeństwo są.. idealni! Ale w takim sensie, że wiesz.. No wiesz! Z Shannona jest taki kochany starszy brat, że aż mnie wzruszył. Prawie płakałam przy scenie, gdy J wrócił do hotelu, a ten się na niego wydarł. Naprawdę Ci to wyszło. Ahh. Ciekawi mnie tylko kim była niejaka Evelyn? (Od razu w uszach mam Hurts :D). Mam nadzieję, ze poznamy jej historię już wkrótce. Bo sen był.. przerażający, lecz bardzo dobrze opisany i poruszający wyobraźnię. I w ogóle.. scenka pierwsza klasa. :D Okej, to tyle będzie bo już nie wiem co jeszcze napisać, a zaraz chyba usnę. Cóż, czekam niecierpliwie na ciąg dalszy :)
-ms.nobody