21 marca 2012

Chapter 56 "Koń wodny"

Chapter 56
"Koń wodny"


Usiadłam z Jaredem na kanapie i on włączył laptopa.
-          Co chcesz obejrzeć?- zapytał czekając aż włączy się program antywirusowy.
-          A co masz?- zapytałam patrząc na niego.
-          Wszystko. Wybierz sobie coś.- mruknął podsuwając mi już włączony folder z filmami.
 Zaczęłam go przeglądać, lecz na nic z tego nie miałam ochoty. To za poważne, to kompletnie nie na mój humor, a tego nie lubię. Jezu, ale jestem marudna i niezdecydowana. I nagle moim oczom ukazał się tytuł, który od razu mnie zaciekawił. Uśmiechnęłam się przebiegle do ojca i zapytałam.
-          Poodmóżdżamy się trochę?
 Zrobił wielkie oczy i powiedział, że nie za bardzo ma ochotę na durne komedie romantyczne.
-          To nie jest komedia romantyczna.- odpowiedziałam i zrobiłam oczy jak kot ze Shreka.- Proszę!
-          No dobra, to co to jest?
 Wskazałam na zaznaczony tytuł i znowu zrobiłam proszącą minę. Leto lekko się skrzywił widząc tytuł, ale zgodził się.
-          Nie widziałem tego, więc okej. Ale radzę ci zawołać Braxtona, bo on lubi takie filmy. Byle nam się nie rozkleił na końcówce.- zaśmiał się cicho.
 Z uśmiechem prawie wbiegłam na górę autokaru, przy okazji prawie zaliczając glebę na schodach. Nie mówiąc nic Braxtonowi zamknęłam jego laptopa (och ja niegrzeczna, właśnie prowadził ten swój ustream) i ściągnęłam go prawie siłą na dół. Usiedliśmy razem, a Jared wytłumaczył co to za film. Umiejscowiłam się tak, że po lewej stronie miałam Jareda, a po prawej Braxia. Leto położył laptopa na stole i włączył film, a my wygodnie rozsiedliśmy się na sofie. Na ekranie pojawił się w końcu napis „koń wodny”, a film się zaczął. Szczerze mówiąc wciągnął mnie i gdy akurat ten chłopczyk odkrywał, że coś buszuje w szopie jego ojca, Braxton zatrzymał film.
-          Ej no!- jęknęliśmy z Jaredem.
-          Sekunda! Muszę siku!- powiedział i pobiegł w stronę toalety.
-          Już tak szybko?!
 Po dwóch minutach wrócił, lecz zamiast zasiąść z nami do oglądania, zaczął buszować po szafkach. Po chwili krzyknął „bądź czujna” i dostałam paczką popcornu w twarz. Ale to i tak lepiej niż Jay, który dostał puszką piwa, coli i butelką z sokiem. No ale z drugiej strony on nie dostał tym w twarz.
-          Czy cię totalnie pogięło?! Nie mogłeś tego przynieść jak cywilizowany człowiek?!- warknął na niego Jared trzymając się za pewną dolną część ciała, gdy ten usiadł obok mnie.
-          Cicho siedź i zajmij się filmem. Przyniosłem miskę byście nie szeleścili opakowaniem.
 Wzniosłam oczy ku niebu i wsypałam popcorn do naczynia. Jako, że byłam na środku to właśnie mi przypadło trzymanie jedzenia. Olita pochylił się i na nowo włączył zastopowany film. Nie mogę powiedzieć żebyśmy go oglądali w ciszy, bo Olita wraz ze mną co chwila komentował jakieś sceny, ale i tak gadałam mniej niż zwykle na filmach. Mimo, że był banalny i już jeden podobny widziałam, to ten mały stwór był przeuroczy i polubiłam go od razu. Jay dostawał białej gorączki, jak co chwila go pytałam czy mi kupi takiego konia, a Braxton wtedy się śmiał i mówił, że też chce. Gdy zaczęli strzelać z tego działa do tego konia wodnego Braxton zasłonił sam sobie oczy, a Jay widząc to dostał ataku śmiechu i dostał ode mnie po głowie, że mi przeszkadza. Okropne! Jak można strzelać do  takiego cudnego stworzenia? W momencie, gdy stwór uciekał wraz z chłopcem przed ostrzałem wtuliłam się w Jareda. Jednak, gdy chłopiec przytulał się do Cruso i szeptał, że nigdy o nim nie zapomni, jakoś tak... wstyd się przyznać, ale moje oczy stały się mokre. Więc ukryłam twarz w koszulkę Leto i tylko kątem oka to oglądałam. Gdy film dobiegł końca odkleiłam się od jego koszulki i spojrzałam na niego. Uśmiechnął się patrząc na mokrą plamę na bluzce i pogłaskał mnie po głowie.
-          Nie wiedziałem, że jesteś taka wrażliwa.- powiedział do mnie.
 I w tym momencie usłyszeliśmy, jak ktoś obok nas pociąga nosem i zerknęliśmy na Braxtona.
-          No co?! Ten koń wodny był taki kochany!- mruknął Braxton przecierając zaczerwienione oczy.- Nawet o tym nie myśl, bo nie zagram jutrzejszego koncertu! Będziesz musiał szukać kogoś na zastępstwo!- powiedział stanowczo Olita widząc złośliwy uśmieszek na twarzy wokalisty.
 Gdy Braxton wrócił do siebie na górę, zapytałam się czy on tak zawsze reaguje.
-          Tak.- stwierdził po chwili namysłu Jay.- Od kiedy zacząłem z nim oglądać filmy to tak. Teraz czas spać. Niedługo dojedziemy na miejsce...
Pokiwałam głową i odłożyłam pustą puszkę na stół, akurat w momencie, gdy mój pęcherz przypomniało sobie o swoim istnieniu. Cholera. Wstałam szybko i biegiem ruszyłam do toalety, która na moje nieszczęście była zajęta. Zapukałam i usłyszałam tylko „zajęte”. Po kilku minutach powtórzyłam czynność i usłyszałam tę samą odpowiedź.
-          Błaaagam! Nie wytrzymam dłużej! Umrę!- odkrzyknęłam.
-          Czekaj!- usłyszałam odpowiedź.
 Kuźwa, to Braxton. Po kolejnych dwóch minutach zwijałam się już prawie pod tymi drzwiami, że nawet mój ojciec się nade mną zlitował.
-          Ej wychodź, tu też są inni potrzebujący. Chyba nie chcesz żeby zalało nam autokar!
-          Ja i tak mieszkam na górze, więc mi to nie grozi.- usłyszeliśmy w odpowiedzi.
-          Braxtooon! Zamorduję cię po tym jak wyjdziesz!!- pisnęłam i błagalnie spojrzałam na ojca.
-          Olita kurwa mać wyłaź, bo inaczej zobaczysz co to znaczy gniew Leto. Zabronię rozdawać te twoje naklejki i dawać koncerty po moich występach, jeśli zaraz nie wyjdziesz!
-          Nie masz takiego prawa!
-          Znajdę ci robotę i jeśli jej nie wykonasz nie dostaniesz zapłaty! Wyłaź z tego kibla!
 No i w końcu drzwi się otworzyły i wyszedł z nich Latynos.
-          Coś ty tam kurwa robił? Sraczkę masz czy co?!
-          Przeglądałem się w lustrze.- usłyszałam w odpowiedzi, ale już wpadłam do kibelka i zamknęłam drzwi.
 Normalnie Braxtuś by zobaczył mój facepalm, ale za bardzo mi się chciało sikać. Jezu jaka to ulga, gdy można opróżnić swój pęcherz. Gdy wyszłam z toalety rozejrzałam się wokół i głośno krzyknęłam.
-          Olita! Wychodź! Nie uciekniesz przed moją zemstą!
 Jednak ten dziad był już u siebie na górze. Ech... Odpłacę mu się innym razem. Niech nie myśli, że puszczę mu to płazem. Przeczesałam dłonią włosy i ruszyłam do swojego łóżka. Była już późna godzina, więc trzeba zażyć snu, jeśli chcę kolejnego dnia zwiedzić miasto. Życzyłam Jaredowi dobrej nocy i położyłam się w ubraniu na łóżku. Ustawiłam budzik w mojej blackberry i przykryłam się kołdrą. Sen nadszedł zadziwiająco szybko, a pobudka była całkiem przyjemna. O dziwo obudziłam się przed wszystkimi, więc wykorzystałam to zajmując łazienkę i zmieniając ubrania na świeże. Gotowa wyszłam z niej i pierwszą osobą jaką napotkałam, był Leto, który wyglądał jakby przejechał go traktor. I to w obydwie strony. Machnął ręką na przywitanie i wszedł do pomieszczenia, z którego ja właśnie wyszłam. Postanowiłam zrobić wszystkim śniadanie, więc wyjęłam chleb i inne produkty potrzebne do zrobienia kanapek. Nie wiem czy już się chwaliłam, ale udało mi się opanować sztukę robienia kanapek w trakcie jazdy tourbusem. Tak więc, gdy tylko wszyscy się obudzili na stole czekały dwa duże talerze z kanapkami i kubki z gorącą kawą. Pierwsza przy stole pojawiła się Emma w piżamie. Szczerze mówiąc, to naprawdę nie pamiętam czy kiedykolwiek widziałam ją w tym stroju wcześniej.
-          Kto to zrobił?- zapytała biorąc parujący kubek do ręki.
-          Ja...- odpowiedziałam uśmiechając się szeroko.
-          Co ci się stało? Chyba cię podmienili na jakimś koncercie.- zaśmiał się Jared biorąc do ręki jedną z kanapek.
-          Nie pasuje to sam sobie zrób śniadanie.- odburknęłam próbując zabrać mu kanapkę z pastą sojową i pomidorem.
 Podniósł rękę najwyżej jak umiał i wystawił język. Złapałam go więc w łokciu, a jego posiłek wylądował na głowie Braxtona, który akurat siorbał swoją kawę z mlekiem, a raczej mleko z kawą. Latynos od razu odskoczył do tyłu zrzucając z siebie kromkę chleba, a ja z Leto zaczęliśmy się śmiać z tego, że włosy, które przed chwilą umył ma w paście sojowej, której zapachu nienawidził. Od razu popędził do łazienki, która na jego nieszczęście była zajęta. Wyszczerzyliśmy do siebie z Jaredem zęby i zajęliśmy się jedzeniem kanapek. Po chwili wrócił do nas Olita mordując wokalistę wzrokiem, który udawał, że tego nie widzi. I nagle... klawiszowiec złapał się stołu o mało nie lądując na tyłku. Wystarczyło jedno spojrzenie z ojcem na siebie, by wybuchnąć niekontrolowanym śmiechem. Braxiu właśnie poślizgnął się na kanapce, którą wcześniej zrzucił ze swoich włosów.
-          Czemu nikt tego nie wywalił do śmietnika?!- wydarł się na nas.
-          To ty ją zrzuciłeś na podłogę.- stwierdziła niewinnie Emma.
 Przybiliśmy sobie z Jaredem piątki uświadamiając sobie, że po raz pierwszy Ludbrook stanęła po naszej stronie, mimo że nie powinna. Ten dzień musiał być dobrym dniem. Gdy mu już się najedliśmy przyszła reszta naszej ekipy, która zajęła nasze miejsca, a my poszliśmy się przygotować do wyjścia. Byliśmy już w Hamburgu, więc zostały dosłownie minuty, aż autokar zaparkuje przed hotelem. Wyprzedziłam Braxtona i weszłam przed nim do łazienki szczerząc do siebie zęby. Oto moja zemsta! Gdy tylko je zamknęłam coś o nie łupnęło i usłyszałam krzyk Braxtona.
-          Nie! Ja muszę umyć włosy! Śmierdzą mi tą waszą soją!
-          Trudno...- prychnęłam z uśmiechem i stanęłam przed lustrem.
 Małe pomieszczenie, ale przynajmniej pooglądam siebie z lustrze. Cóż...coś musze robić do czasu aż nie staniemy na parkingu. Na szczęście dojazd do hotelu zajął naszemu kierowcy tylko 10 minut, więc gdy poczułam, jak silnik maszyny cichnie, wyszłam z łazienki.
-          Zabiję cię!- warknął Olita.
-          Braxton! Wychodzimy!- wykrzyknął Jared.
-          Słyszałeś mojego tatę? Wychodzisz!- zaśmiałam się pokazując mu język i idąc w stronę wyjścia.
 Jednak klawiszowiec odwrócił się i biegiem ruszył w stronę łazienki. Jednak miał nieszczęście trafić na Emmę, która zatarasowała mu drogę pytając się gdzie biegnie.
-          Muszę umyć włosy! Przecież nie wyjdę z jedzeniem w nich!
-          Trudno. Trzeba było wcześniej skorzystać z łazienki. Teraz marsz do hotelu bo będziesz spać na chodniku!- powiedziała całkowicie poważnie, lecz jej oczy zdradzały, że ma niemały ubaw z tego.
-          Olita! Gdzie ty jesteś?!- wykrzyknął z zewnątrz Jay.
 Latynos przeklinając nas pod nosem odwrócił się i ruszył do wyjścia. Przegrał tę bitwę z kretesem, ale cóż... sam sobie zasłużył na nią. Puściłam oczko do Emmy i sama też wyszłam na gorące powietrze Hamburga. Mimo wczesnej godziny, powietrze było ciężkie i czuć było zbliżającą się burzę, jednak na razie na niebieskim niebie nie było widać ani jednej chmurki. Założyłam okulary na nos i niezauważalnie pokiwałam głową w stronę ojca, który zrobił to samo i tak razem ruszyliśmy do hotelu. Stanęliśmy przed recepcją, a Emma zaczęła załatwiać nam pokoje. Ja po lewej stronie Braxtona, Jared po prawej. Po chwili dołączył do nas zaspany Shannon, który zaczął się nam uważnie przyglądać.
-          Co zmalowaliście?- zapytał, gdy jak na komendę na naszych twarzach pojawił się szeroki uśmiech.
-          Nic.- odpowiedzieliśmy znów przybierając poważne miny.
-          Myślałem bracie, że jesteś lepszym aktorem... Braxton, masz coś we włosach.- mruknął perkusista patrząc na kolegę.
 Nie wytrzymaliśmy tego z Jaredem i parsknęliśmy śmiechem. Teraz już nic nie mogło nam pomóc, byśmy przestali się śmiać. Zdezorientowany Zwierzak wpatrywał się w nas, a Braxiu... a Braxiu gdyby tylko mógł mordować wzorkiem bylibyśmy z ojcem martwi.
-          To wasze karty. Nie zgubcie ich, bo będziecie płacić 30 euro za kolejną.- zwróciła się do nas Ludbrook trzymając w dłoniach garść kluczy do drzwi naszych pokoi. – Dobra, już się uspokójcie. Braxton, masz tu kartę do swojego pokoju, będziesz spał z Timem. Idź czym prędzej umyj te włosy. Klaudia, masz pokój ze mną, a wy dwaj...- tu zerknęła na braci macie wspólny apartament z Tomo. Niestety zalało im górne piętro, gdzie miały być wasze oddzielne pokoje, więc musicie się pomieścić w jednym apartamencie razem.
-          Słucham?!
-          Mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza.- stwierdziła twardo Emma i odwróciła się od nich idąc w stronę wind.
-          Czekaj! Nasza karta!- wykrzyknął Shannon podbiegając do niej.- Ile mamy łóżek?
-          Jedno. I kanapę. – odpowiedziała i ręką wskazała na mnie, że mam za nią iść.
-          Zajmuję łóżko.- powiedział Jared wyjmując kartkę z rąk brata i nie zastanawiając się długo, zaczął biec po schodach na górę.
Emma pokręciła głową ukazując swoje całkowite załamanie zachowaniem braci Leto. Cóż... przedszkole by ich nawet nie przyjęło. Wjechałyśmy windą na 4 piętro i udałyśmy się do naszego pokoju. Łóżka były akurat dwa, więc nie musiałyśmy spać razem, chociaż znając Ludbrook to ona długo spać nie będzie, jeśli w ogóle. Zostawiłam walizkę po swojej stronie łóżka, tej od okna, jak zawsze i powiedziałam, że idę do Letosów. Pokiwała głową w odpowiedzi i zniknęła za drzwiami łazienki. Ja tymczasem powędrowałam pod pokój o numerze 406. Zapukałam i po chwili drzwi otworzyły się ukazując mi przezabawny widok. Jared leżał na wielkim łóżku starając się zająć całą jego przestrzeń a nad nim stał Shannon krzycząc coś po angielsku czego nie zrozumiałam, pewnie znów mówił tym cholernym slangiem. Tomo przewrócił oczami widząc moje nieme pytanie na twarzy i wpuścił mnie do środka. Usiadłam razem z Chorwatem na kanapie i obserwowałam kłótnię braci Leto. To będzie ciężki orzech do zgryzienia i serdecznie współczuję Tomo, że tak pechowo trafił.
-          Chodź, znajdziemy jakąś kawiarnie, bo jeszcze nie jadłem śniadania.- zaproponował Tomo.
 Zgodziłam się bez gadania. Bardzo dobrze rozumiałam Milicevica, że chce uciec z tego przedszkola. Wyszliśmy z hotelu i ruszyliśmy ulicą przy której znajdował się nasz hotel. Mimo, że już praktycznie od roku się znamy, to jakoś nadal mam blokadę przed rozmową z Tomo. On zresztą też wyglądał jakby nie wiedział o czym zacząć mówić. W końcu moja ciekawość jeśli chodzi o Vicky zwyciężyła i zaczęłam naszą rozmowę.
-          Co tam u Vicky?- zaczęłam od najprostszego pytania jakie mogłam zadać.
-          Hym... dobrze.- odpowiedział szybko.- Znaczy... nie wiem. Rzadko kiedy mamy czas porozmawiać ze sobą, a przez skype’a to nie to samo.
-          Bardzo za nią tęsknisz?
-          Jak cholera. Chciałbym zabrać ją w prawdziwą podróż poślubną, żeby miała ślub marzeń, a... nic z tego nie wyszło. Ale mam nadzieję, że gdy skończymy trasę uda mi się to naprawić.- powiedział zwracając swój wzrok na mnie i uśmiechając się delikatnie.- Mam szczęście, że ona to wszystko rozumie i toleruje.
-          Vicky jest cudowna.- poparłam go, bo naprawdę lubiłam tę kobietę i miałam z nią dobry kontakt.
-          To prawda. O ta kawiarnia wygląda przyzwoicie.- stwierdził Chorwat wskazując na jakąś małą przeszkloną kawiarenkę.
 Weszliśmy do środka i usiedliśmy przy jednym z wolnych stolików. Już chwilę później podeszła do nas Niemka, która podała nam menu i zapytała czy chcemy coś zjeść. Ja wybrałam francuskiego rogalika z masłem i dżemem, a Tomo porządne niemieckie śniadanie, oraz obydwoje dużą kawę, ja z mlekiem, on bez. Nie czekaliśmy na napoje długo, a croissanta dostałam wręcz od ręki. Był świeżutki, jeszcze ciepły, więc rozrywanie go wiązało się z pięknym zapachem francuskiego ciastka. Kobieta postawiła przed nami dwie duże filiżanki z kawą i poinformowała Tomo, że za jakieś 3 minuty będzie miał swoje śniadanie. Podziękowaliśmy i jak na komendę pochyliliśmy się nad parującą cieczą. Spróbowałam najpierw bez cukru i ze zdziwieniem stwierdziłam, że mi pasuje taka kawa.
-          Planujecie z Vicky dzieci?- zapytałam szczerząc zęby do gitarzysty.
 Biedak słysząc to pytanie o mało co się nie zakrztusił kawą. Odkaszlnął i popatrzył na mnie jakbym spadła z księżyca. No co? Zadałam normalne pytanie, nie wiem po co robić takie oczy.
-          Na pewno nie teraz.- odpowiedział.- Za dużo na głowie, zresztą nie zostawię jej samej z dzieckiem, bo ja muszę jechać w trasę. Mamy jeszcze czas na takie decyzje.
-          Byłbyś dobrym tatą.- stwierdziłam z uśmiechem.
-          Zobaczymy za kilka lat... może.- dodał uśmiechając się radośnie.- A powiedz teraz jak tam twoje studia?
-          Właśnie! Dostałam się na dziennikarstwo na Uniwersytet Warszawski. Myślę, że się tam wybiorę...
-          A co z Los Angeles?- zapytał zdziwiony Chorwat.
-          A co ma być?- zapytałam tym razem to ja zaskoczona.
-          Nie wolisz studiować reżyserii tak jak chciałaś?
-          Myślisz, że bym się dostała? Zresztą... chyba już za późno.- westchnęłam smarując rogalika dżemem wiśniowym.
-          To Jared ci nic nie mówił?- zapytał oszołomiony.
-          Co miał mi mówić?! Tomo! Mów jaśniej.
-          Dostałaś się na uniwersytet w Kalifornii! Na reżyserię.
Poczułam jak kawałek croissanta stanął mi w gardle. Tomo widząc, że się duszę pochylił się nad stołem i klepnął mnie kilka razy w plecy, aż nie poczułam ulgi. Opuściłam ręce wzdłuż ciała i wpatrywałam się w kubek z nazwą tej kawiarni. Ja się dostałam na jeden z najlepszych uniwersytetów i będę studiować wymarzony zawód... Nie wierzę. Tomo robi sobie ze mnie jaja, jak nic.
-          Żartujesz, prawda?
-          Nie rozumiem czemu Jared ci jeszcze nie powiedział. W końcu wie to już od tygodnia.
-          Tygodnia?! Zabije go, jak nic!- warknęłam dopiero rozumiejąc, że zataił przede mną informację o mojej przyszłości.
-          Spokojnie... dokończymy śniadanie i dopiero wtedy pójdziesz go zamordować.- zaśmiał się.- Może wcześniej skończymy trasę wtedy... kto wie.
 Tym zdaniem rozbroił mnie zupełnie i cała złość na Leto, że nie powiedział mi o studiach rozpłynęła się. W końcu na moją twarz wkradł się szeroki uśmiech, bo to oznaczało, że marzenia zaczynają się spełniać. Będę robić te teledyski! Dalsza część śniadania minęła bardzo szybko i wręcz w podskokach wróciłam do hotelu. Wpadłam do pokoju 406 zwracając na siebie uwagę obydwu braci Leto. Podbiegłam do Jareda i śmiejąc się uderzyłam go lekko pięścią w klatkę.
-          Czemu mi nie powiedziałeś, że się dostałam na reżyserię?!
 Leto rozdziawił swoją buzię, nie do końca ogarniając o co mi chodzi.
-          W ogóle dlaczego tam wysłałaś moje papiery bez uzgadniania tego ze mną?! Ale dziękuję ci za to!- powiedziałam wtulając się w niego.
-          Eee... spoko. Skąd to w ogóle wiesz? Aha... Tomo. Ja miałem jej to powiedzieć.
-          Miałeś na to tydzień, zresztą myślałem, że to zrobiłeś.- odpowiedział Chorwat.
 Ucieszona wyjęłam swój telefon i od razu zaczęłam dzwonić do moich przyjaciół. Przecież trzeba się pochwalić. Gdy ja informowałam cały świat o tej wspaniałej informacji, zespół wyszedł udzielić kilku wywiadów. Ja  w tym czasie poszłam z Timem i Braxtonem świętować to osiągnięcie. Do hotelu wróciliśmy dopiero około 23 w nocy i to w genialnych humorach. Chłopcy trochę podpici, zresztą ja też święta nie byłam i wypiłam z nimi piwko, które mi postawili. Ten dzień naprawdę był cudowny i kolejny też się zapowiadał tak samo dobrze. Obudziły mnie promienie słoneczne wpadające przez okno do pokoju. Przewróciłam się na prawy bok i spostrzegłam, że Emmy już od dawna nie ma w łóżku, za to z łazienki dosłyszałam szum wody. Jako, że wczorajsza informacja nadal mnie cieszyła, stwierdziłam, że założę śliczną jeansową sukienkę, którą kiedyś dostałam od Mirandy. Cóż, trzeba świętować na każdy możliwy sposób. Minęłam się w drzwiach łazienki z Emmą, która powiedziała, że śniadanie jest na poziomie –1. Całkowicie gotowa, zjechałam windą do podziemi i weszłam do uroczej salki w kolorze brzoskwiniowym, gdzie miało być śniadanie. Od razu zauważyłam stolik ekipy, więc z szerokim uśmiechem tam się udałam.
-          A cóż ci się stało, że sukienkę założyłaś?- zapytał mnie Shannon znad talerza pełnego jajecznicy.
-          Ładny mamy dzień, prawda?- zaśmiałam się.
-          Idealny na zwiedzanie.- stwierdził zadowolony Jared.- Kto będzie mi towarzyszył?
-          Ja!- wykrzyknęłam podnosząc rękę wysoko do góry.
 Jak się okazało byłam jedyną osobą chętną na zwiedzanie. Emma przypomniała mojemu ojcu, że mamy czas maksymalnie do 13 i najpóźniej o tej godzinie chce nas widzieć tutaj w hotelu. Złapałam duże zielone jabłko i stwierdziłam, że dziś to będzie moje śniadanie. Jared wstał od stołu i by nie tracić czasu od razu wyruszyliśmy na miasto. Jak większość niemieckich miasteczek miało swój niepowtarzalny urok, choć do np. Monachium mu daleko. Stanęłam przy jednej z kamienic pokrytych naprawdę ciekawym graffiti i próbowałam zrozumieć co ono przedstawia.
-          Ufasz mi?- usłyszałam ciche pytanie z ust Jareda.
-          Eee... nie?- odpowiedziałam i nagle poczułam, jak ciągnie mnie na bok.
 Znaleźliśmy się w jakimś zaułku, gdzie stały tylko kontenery na śmieci. Nie wiedziałam co się dzieje, ani co Jared robi, ale widząc jego wzrok poszukujący kryjówki, postanowiłam mu pomóc. Nie wiem jeszcze czemu i przed kim uciekał, ale... W końcu jest moim ojcem, to trzeba mu pomóc.
-          Oprzyj się o tę ścianę.- mruknął cicho i przyparł mnie swoim ciałem do ściany.
Poczułam chłodne cegły wbijające się w plecy, lecz milczałam. Jego dłoń powędrowała na mój policzek, a jego twarz przysunęła się do mojej. Nasze usta dzieliły wręcz milimetry, które zasłaniała z boku jego dłoń, by nie widać było naszych ust. Wręcz prawie wstrzymałam oddech zaskoczona tą bliskością. Jay miał lekko przymknięte oczy, jednak jego źrenice śledziły jakąś osobę z ulicy. Po chwili odsunął się ode mnie i cicho wyszeptał.
-          Teraz odchyl głowę do tyłu i włóż mi dłonie w tylnie kieszenie spodni.
-          Zabiję cię potem, wiesz o tym?- mruknęłam cicho i spełniłam jego polecenie.
 Jego włosy zaczęły mnie łaskotać w szyję, więc zaczęłam się trząść ze śmiechu. Jeszcze chwila a umrę tam pod ścianą. Zabawna sytuacja. Nie ma to jak udawać romans z własnym ojcem.
-          Postaraj się.- wyszeptał praktycznie nie otwierając ust.
-          No próbuję.- warknęłam starając się stłumić śmiech.
-          Za grosz nie umiesz grać....
 Zacisnęłam zęby i zgięłam nogę, tak że opierałam się stopą o ścianę. Przejechałam prawą dłonią po jego boku zahaczając o koszulkę, która się troszeczkę podwinęła. Głowa muzyka znalazła się przy moim uchu, a on wyszeptał, że coraz lepiej mi idzie. Nagle Jay odsunął się i westchnął z ulgą.
-          Poszedł sobie.
-          Kto?- zapytałam zaciekawiona stając już w normalnej pozie.- W ogóle to masz dziurawą kieszeń. Jak mi poszło?
-          Na aktorkę się nie nadajesz...
-          Ale z ciebie patafian! Ale nie ważne. Przed kim musiałam udawać twoją... yyy...
-          A taki jeden gej.- odpowiedział rozbawiony moją reakcją.- Od wczoraj nie daje mi spokoju i nie chciał uwierzyć, że mam dziewczynę.
-          Uuu... no  ładnie. A za mało masz ludzi wokół żeby z nimi udawać romanse?- zaśmiałam się.
-          Nikogo innego nie było w pobliżu. Zresztą i tak nie wie kim jestem, a tym bardziej kim ty dla mnie jesteś, więc nie musisz się tym martwić.
-          Nie mnie, a ciebie zamknął w więzieniu za wykorzystywanie córki.- powiedziałam wystawiając język.
-          Aleś ty się wredna zrobiła po tym wypadku. Naprawdę nie wiem co w ciebie wstąpiło.
-          Mam uraz do twoich fanów. Zresztą nie powinieneś mi się dziwić.- odpowiedziałam krzyżując ręce.
-          Wiem, wiem.- odpowiedział skruszonym głosem.- To... może pójdziemy na lody?
 Uśmiechnęłam się i z zadowoleniem ruszyłam w stronę centrum. Uwielbiam lody, a Jay zawsze znajduje jakieś niezłe lodziarnie. Po chwili ciszy Leto zapytał, czy ja mówiłam serio o tej dziurze w spodniach. W odpowiedzi uśmiechnęłam się tajemniczo i przyśpieszyłam kroku, by ominąć jakąś wolno spacerującą rodzinkę. Jared wybrał jedną z najbliższych kawiarni i przytrzymał mi drzwi bym weszła do środka. W pomieszczeniu było przyjemnie chłodno, zupełnie inaczej niż na zewnątrz. Kolejka przy kasie mówiła nam, że to jedna z lepszych lodziarni, zresztą nigdzie nie było ani jednego wolnego stolika. Jay stanął w kolejce do kasy, a ja podeszłam do szyby oglądając jakie mają tu smaki. Zadowolona spostrzegłam moje ulubione, straciatelle oraz sorbet malinowy. Chciałam przesunąć się w bok, ale nie zauważyłam szczupłej blondynki, na którą wpadłam.
-          Przepraszam.- powiedziałam ze skruchą.
 Dziewczyna odwróciła się do mnie mordując mnie swoimi ciemnobrązowymi oczami. Na jej szyi spostrzegłam naszyjnik ze srebrnym triadem, a na nadgarstku wytatuowany tekst ‘Closer to the edge’.
-          Zaraz... To ty jesteś tą dziewczyną co jest w marscrew.- powiedziała po angielsku robiąc krok w moja stronę.
 Nie wiem czemu, ale przed oczami stanął mi obraz z Innsbruck’a, jak tamte fanki zaczęły dusić Emmę, gdy wepchnęły nas pod samochód. Podobny błysk w oku dostrzegłam u tej blondynki, która przyglądała mi się z uwagą. Tamta wizja sprawiła, że odruchowo skuliłam się i zaczęłam płakać. Osunęłam się na kolana, a przed moimi oczami znów zobaczyłam maskę samochodu, słyszałam pisk opon i czułam niewyobrażalny ból w prawym ramieniu. Nagle ktoś mnie objął ramionami i podniósł do pionu. W przestrachu zacisnęłam jeszcze mocniej powieki i wyszeptałam „nie rób mi krzywdy, proszę”. Nie wiem jak, ale przy uchu usłyszałam głos Jareda. Nie wiem co mówił, ale był spokojny. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to jego ręce mnie obejmują, więc nie zastanawiając się długo, przytuliłam się do jego piersi cicho łkając. Byłam bezpieczna. Nikt w jego ramionach nic mi nie zrobi.
-          Shh... Hush....- szeptał mi do ucha.- Spokojnie. Nikt ci nie zrobi krzywdy.
 Gdy zabrakło mi powietrza, odsunęłam głowę od mokrej plamy na jego koszulce i spojrzałam mu w oczy.
-          Chcę do hotelu.- wyjąkałam.
 Czułam na sobie wszystkie spojrzenia ludzi z kawiarni. I wcale im się nie dziwiłam. Tez bym się przyglądała osobie, która nagle wpada w histerię. Dziewczyny z triadem już nie było, musiała wyjść w czasie mojego ataku strachu. Leto objął mnie swoim bezpiecznym ramieniem , jakby czuł, że daje mi ono azyl, i wyszliśmy stamtąd. Niedaleko był niewielki ryneczek, więc po przejściu 100 metrów, usiedliśmy na ławeczce przy fontannie.
-          Przepraszam.- wyjąkałam ocierając łzy, które wciąż mi spływały po policzkach.
-          Co się stało?- zapytał łagodnie, wciąż trzymając mnie przytuloną do swojego boku.
 Milczałam próbując zrozumieć czemu tak zareagowałam. W końcu nic takiego ona mi nie zrobiła. Tylko powiedziała to jedno zdanie, które nic nie znaczyło. Nie była ani agresywna, ani nic złego nie powiedziała. Czemu więc ogarnął mnie taki strach?
-          Wpadłam na jakąś dziewczynę, zauważyłam, że ma naszyjnik z triadą i... przypomniał mi się wypadek. Jakbym znów to przeżywała. Czułam ból, jak samochód we mnie uderza, czułam zapach palonej gumy, jak hamował...
 Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że drżę wypowiadając te słowa. Czemu ja, osoba, która zawsze walczyła, teraz... poddaje się strachowi i nie umie go kontrolować? Co się ze mną dzieje, że zareagowałam jak najgorszy tchórz?
-          Wiem co cię uspokoi.- powiedział podając mi rękę.
-          Chcę do hotelu, proszę.- jęknęłam błagalnie, wstydząc się wcześniejszego zachowania.
-          No to właśnie chcę zrobić.- odpowiedział uśmiechając się do mnie.- Podaj mi dłoń.
 W końcu położyłam swoją rękę na jego i wstałam z ławeczki. Znów odruchowo przysunęłam się do niego i ruszyłam wolnym krokiem przy jego boku. Nie umiałam pozbyć się tego strachu, wciąż we mnie tkwił, więc mocno schwyciłam się za koszulkę mojego ojca i tak szłam. Nigdy wcześniej tak bym nie zareagowała. Nienawidzę jeszcze bardziej tych potworów, że przez nie boję się fanów Marsów. Choć to nie strach przed fanami, zresztą sama nie wiem. Przecież wcześniej też spotykaliśmy fanów i nic się nie działo. Wszyscy byli mili. Ta dziewczyna też taka była. Co więc takiego zrobiła, jaki gest, że przypomniałam sobie wypadek?
-          Jedziemy?- zapytał mnie Jay, a ja spojrzałam przed siebie.
 Staliśmy przed ładną drewnianą bryczką, którą ciągnęły dwa siwe konie. Zerknęłam na Jareda, który uśmiechnął się do mnie zapraszająco. Podeszłam do woźnicy, który przyglądał się nam z uwagą i spytałam czy mogę pogłaskać konie. Pokiwał twierdząco głową, więc podeszłam do tych ślicznych zwierzaków. Pierwszego poklepałam po szyi, a drugiego pogłaskałam po zgrabnym łbie. Zaczęłam go drapać za uchem, co wywołało wyciągniecie szyi konia, a jego wargi wygięły się w „dzióbek”. Oznaczało to, że bardzo mu się podoba ta pieszczota. Drugi zaczął mnie trącać pyskiem także domagając się pieszczot. Przy tych zwierzętach byłam zupełnie spokojna i zrelaksowana. Zapomniałam o strachu i wydarzeniach sprzed chwili. Jay stanął za moimi plecami mówiąc, że możemy wsiadać do bryczki. Jeszcze przed samym wyruszeniem w stronę hotelu zrobił mi zdjęcie, jak siedzę na koźle i trzymam lejce.
 ___________________________________
Myślę, że każdego wtedy poruszyła i zdenerwowała akcja z Rzymu. Opis Jareda był prosto z serca, ale pisany 2 lata temu… Teraz nie byłabym w stanie tak ładnie tego przedstawić. Kiedyś szczerze kochałam tego człowieka jako muzyka i aktora. Był naprawdę ważną dla mnie osobą, a obecnie… chyba wiecie. Wszystko się w życiu zmienia, a my dorastamy, zaczynamy zauważać pewne elementy, których nie widzieliśmy bądź nie chcieliśmy widzieć. I bardzo się cieszę z tego, że w końcu zrozumiałam. Dzisiaj mogę powiedzieć, że zrobiłam wielki krok w przód. Odfollowałam Marsów na twitterze, usunęłam zdjęcia z komputera, kompletnie odcinam się od nich. A najdziwniejsze jest to, że przynosi mi to ulgę. Wiem, że na zawsze będą mieli „some tiny place” w moim sercu, ale już nie są najważniejsi. W ogóle to nie wiem po co Wam to piszę i jak to ma się do opowiadania, nieważne. W każdym razie moi Marsi, których przedstawiam w opowiadaniu to wizja 18 letniej dziewczyny, która wierzyła, że są inni. I tacy na zawsze pozostaną w jej sercu.

Chcę też Was poinformować, że prawdopodobnie to ostatni rozdział jaki tu umieszczam. Nie jest to spowodowane tym co wcześniej napisałam. Nie chodzi mi o odcięcie się od Marsów i Echelonu. Po prostu stwierdziłam, zresztą też zauważyłam, że praktycznie nikt już nie czyta tej historii. Możliwe, że przez to o czym jest, możliwe że mój poziom spadł do bardzo niskiego lewelu… W każdym razie na razie zawieszam opowiadanie. Robię to z ciężkim sercem, bo włożyłam w nie dużo serca, czasu i emocji, ale Was to nie interesuje. Zresztą tyle jest teraz nowych opowiadań w sieci, a osoby takie jak ja… cóż. O Marsach pisałam od 2006 roku, kiedy 80% osób mających teraz opowiadania jeszcze pewnie nie wiedziała o ich istnieniu. Widać, mój koniec już nadszedł. Czy będę tęsknić? Pewnie tak. Dziękuję tym osobom, które nadal to czytają. Jeśli jeszcze jakiekolwiek są. 

Ten rozdział chciałabym zadedykować Klaudiush, która… szczerze mówiąc jako jedyna naprawdę się przejmowała tym opowiadaniem i losami bohaterów. Przepraszam, że nie dowiesz się co z Fancy i Jaredem, że nie przeczytasz jednych z najlepszych rozdziałów jakie napisałam w całym swoim życiu. Ale wiem, że mi wybaczysz. Dziękuję za każdy Twój komentarz i za to, że byłaś z tą historią do końca.

PS. Już nie będę Was nigdy męczyć o komentarze ;)

PROMISE ME


Somewhere dark, deep in your heart
You keep a tiny place for me
Where no one else can reach

12 komentarzy:

  1. Nie, nie, nie, nie !!! Nie możesz tego zrobić…błagam Cię droga autorko nie zawieszaj opowiadania. Jest cudowne i zawsze niecierpliwie czekałam na dalsze losy bohaterów, nie wyobrażam sobie tego, że nagle mam przestać czytać te setki słów, które ułożyłaś w swojej głowie i tchnęłaś w nie życie. Przyznam, że nie wiem dlaczego nie zostawiałam tu komentarzy…chyba nigdy nie miałam na to czasu, ale to zawsze można zmienić ;)
    Tak jak napisałaś są inne blogi, ale żaden z nich nie dorównuje temu co czytam u Ciebie. Piszę bardzo, bardzo szczerze więc nie weź tego za podlizywanie się xD Proszę, żebyś nie zawieszała bloga, bo umiesz pisać i to znakomicie – co jest oczywiste. Jestem wybredna co do FF i gdyby ITW było beznadziejne nie czytałabym tego, a czytam…ponieważ jest całkiem inaczej. Mam nadzieję, że znajdę tu 57 rozdział i jeszcze następne. Bardzo, ale to bardzo bym tego chciała.
    -Sella_ku

    OdpowiedzUsuń
  2. BOŻEE ! NIEEEEE! Dlaczego ty mi to robisz??? Dlaczego ty NAM, czytelnikom to robisz? Śmiałam się jak głupia na tym rozdziale, co dzień sprawdzam czy jest kolejny chapter, zastanawiam się nad losem bohaterów a ty mi tu prosto z mostu, że to koniec. Że nie dowiem się już niczego na ich temat…
    To był cios. Wielki. Naprawde zrobiło mi się przykro. Cieszyłam się za każdym razem kiedy to czytałam, odcinam się od świata… a teraz to sie skończy… To smutne, że nie dowiem się jak potoczyły się losy Klaudii, Jay’a Shann’a, Braxia i innych…
    Mam prosbe:
    nie kończ tego pisać. Wciaż masz wiernych fanów. Nie kończ pisać. Proszę. Prosimy.
    -Mad

    OdpowiedzUsuń
  3. Przykro mi, ze konczysz tego bloga… Ale cóż mogę zrobić?? decyzji raczej nie zmienisz… Przykro bo rownież czekałam na rozwinięcie związku Jareda i Fancy i Shannona i Ciacho… Ten rozdział był naprawdę dobry, ten film tez pamietam :) byłam na nim w kinie z mama i bratem :D i tez plakalam… Mam tylko nadzieje, ze nie przestaniesz pisać. No i oczywiście mam nadzieje ze czasami na Twitterze powspominamy z Tobą i z Lea to opowiadanie i 30 Seconds Story. Naprawdę chciałabym sie kiedyś z Wami spotkać i pogadać… Może kiedyś ;) zastanawiam sie tylko co zmieniło Twoje nastawienie do Marsow, nie mam Ci nic za złe tylko tak z czystej ciekawości mnie to interesuje…
    No ale dobra, mam tylko nadzieje, ze może kiedyś jeszcze wrócisz do tej historii :)
    Wiem, ze krótki ten komentarz ale co tu dużo pisać?
    Pisz dalej i rób to co kochasz. Do zobaczenia na Twitterze, będziemy wspominać :D
    Buziaki i usciski Fela.
    -Fela

    OdpowiedzUsuń
  4. Chciałabym móc powiedzieć, żebyś nie zawieszała tego bloga, ale tak naprawdę to nie wiem czy mam do tego prawo. Niby czytałam każdą notkę, ale nie zawsze komentowałam… Założę się, że takich osób jest więcej i ten blog odwiedza wiele osób , z racji tego, iż jest niepowtarzalny w swoim rodzaju.Sama nie wiem, dlaczego nie chciałam poświęcić Tobie trochę czasu i skomentować. Większość historii o marsach praktycznie jest podobnych, główna bohaterka zakochuje się w Jaredzie lub Shannonie, a u Ciebie nie ma opowiadania romantcznego,że tak powiem.To właśnie wyróżnia Twoje opowiadanie od innych. Będę tęsknić za nim, pewnie jak każdy. Szkoda, że zawieszasz je w takim momencie. No cóż. Mogę mieć tylko nadzieję, że kiedyś do nas wrócisz i dokończysz to co zaczęłaś.
    -Izuu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ponieważ komentowanie tytułu stało się moim zwyczajem, to myślałam, że wyruszysz ma podwodną podróż. :D A jak czytałam, że włączył laptopa, to od razu o Macu pomyślałam. Program antywirusowy, ach, to cholerstwo zawsze najdłużej się odpala. A jak ma wszystko to… *brudne myśli* Dobra nie kończę, domyśl się xD Też jestem marudna, nie zasmucaj się tym faktem! Może nie marudne… Nazwiemy się ‘krytycy’ i będziemy tępić pomysłu ludu :D Z siedem razy czytałam ‘ poodmóżdżamy’ zanim przeczytałam. Nadal kłania się czytanie ze zrozumieniem, ech… xD ‘to co to’, dziwny ciąg wyrazów. Oj! Nieładnie komuś tak zamykać laptopa, mogłaś mu palce przytrzasnąć, albo mogły mu paznokcie odpaść. ‘Ej no!’ – Jak dzieci^^ Bądź czujna, albowiem powiadam wam, że to już zawsze będzie mnie prześladować. Ty w twarz, on w krocze, Yezu Chryste, co to ma być? xD Uwielbiam komentować wszystko :D Chcesz konia wodnego? Nie lepiej lądowego? Brax się rozkleił, hahaha. Ty też, ale kobiety to inna bajka! W końcu faceci nie płaczą, nie? Ta rozmowa pod tym kiblem była taka fajna! Co za dziad!! Ale niech wie, że nikt nie uniknie zemsty Leto! Skoro ty ich córka, to Leto, nie? ‘Traktory są fajne! Nawet bardzo!’ Epicka rozmowa :D I ta kanapka na głowie Braxtona, mmm I like it, I like it! Czego drzesz ryja padalcu?! To ty ją zrzuciłeś na ziemię, hahaha. Twój tatuś jest w tym opowiadaniu genialny (szkoda, że tylko tutaj). No ty też genialna, ale to już wszyscy wiedzą :D Te iskierki w oczach Emmy, gdy odmówiła Braxiowi skorzystania z kibla. Muhahahhahaah, diabelski śmiech kanapki we włosach! Co to 30 euro dla Letosów? Marne grosze, ale karty i tak mają nie zgubić! Nie ma to jak dziecinni Shannon i Jared, kocham to, jak oni coś odwalają! Załamania nerwowego można dostać, ale mimo wszystko, wydaje mi się to śmieszne. Ten anorektyk, nie zajmie całej powierzchni łóżka. Zresztą on to by się na kanapie zmieścił a Shannon z Tomo, mogli by spać w tym łóżku. Tomuś jest taki miły, jak można mieć blokadę przed rozmową z nim? Albo takie milion małych Tomków! Muhaha, cudowny byłby to widok! :D Ja też zawsze tak odpowiadam ‘co tam? – dobrze.’ xD No tak, bo ich trasę koncertową trzeba szanować i tolerować, bo inaczej Vicki wyszłaby na egoistkę, która myśli tylko o sobie i chce mieć Tomo tylko dla siebie. Mhh… Fajnie by było, ale byłoby nudno. Za trzy minuty wielkie i porządne niemieckie śniadanie? Uuu… Iipa! Jakiś tani Fast-food! ‘ Dostałaś się na uniwersytet w Kalifornii! Na reżyserię.’ Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Kunik będzie studiować reżyserię :D Bij, bij i zabij! Chwalimy się, och, ach, och, ach! xD Święta nie byłaś, wypiłaś jedno piwko, no proszę cię! Było wypić dwa, to na ich koszt! :P Ty i sukienka! Chodzi o tą co miałaś zdjęcie z Blackberry? Ty jakaś za bardzo happy dziś. Wiedz, że coś się dzieje. Tak pięknie mówiłaś/pisałaś o ojcu, a teraz mu nie ufasz?! No wiesz co, wstydź się. Za grosz nie umiesz grać! Powiedział aktor to zwykłego człowieka xD Kto to był? Taki jeden gej xD Wykorzystywanie córki, nie ładnie Leto, nie ładnie! Looody! *bez skojarzeń* Dżentelmen przytrzymał drzwi, wow. Nie rób mi krzywdy, proszę. – Jak jakieś bite dziecko O.o
    - „ Chcę do hotelu, proszę.- jęknęłam błagalnie, wstydząc się wcześniejszego zachowania.
    - No to właśnie chcę zrobić.- odpowiedział uśmiechając się do mnie. „ Haha… Ukradł twój pomysł! I potem konisie :) Jak siedzę na koźle, a ja przeczytałam na kozie xD
    -klaudiush

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozwaliłaś mnie końcem i nienawidzę jak ktoś przestaje już kochać/lubić jakiś zespół. 10gb zdjęć? *joke* Skoro wierzyła, że są inni to niech dalej w to wierzy, bo przecież tak miło, tak fajnie…
    A teraz skąd wiesz, że nikt tego nie czyta? Bo nikt nie pisze komentarzy. To jest wielce niesprawiedliwe! Jak komuś nie zależy na komentarzach i chce, żeby zmieszać go z błotem, to ma aż 20 komentarzy typu ‘świetny rozdział!’ Ale gdy tobie zależy na komentarzach to ludziom się nie chce, bo przecież inni napiszą, się pomęczą, a ja sobie poczytam rozdział, pff…
    ‘Ten rozdział chciałabym zadedykować Klaudiush, która… szczerze mówiąc jako jedyna naprawdę się przejmowała tym opowiadaniem i losami bohaterów. Przepraszam, że nie dowiesz się co z Fancy i Jaredem, że nie przeczytasz jednych z najlepszych rozdziałów jakie napisałam w całym swoim życiu. Ale wiem, że mi wybaczysz. Dziękuję za każdy Twój komentarz i za to, że byłaś z tą historią do końca.’
    Przecież wiesz, że ci wybaczę, ale mimo wszystko, głęboko w moim sercu, zawsze pozostanie mini złość, że nie przeczytam tego najlepszego rozdziału i nie dowiem się, co będzie z Fancy i Jaredem.
    Przerobiłam nawet piosenkę Kill Hannah – Promise Me :’)

    Zdajemy sobie teraz sprawę,
    Że nie można mieć wszystkiego
    Nie pisaliśmy komentarzy,
    Ale jesteś zbyt zmęczona, by cały czas to dodawać
    I teraz wiemy, ta historia
    Będzie prześladować nas na zawsze
    Oh, dlaczego?
    Oh, dlaczego?

    Tylko proszę, proszę, obiecaj nam,
    Że kiedyś, nieważne kiedy,
    Dokończysz to…
    I nie zapomnisz o nas,
    Czytelnikach,
    Którzy z radością,
    Czytali nowe rozdziały

    I gdzieś ciemno, głęboko w Twoim sercu,
    Ciągle jest niewielkie dla nas miejsce.

    Obiecaj nam
    Obiecaj nam teraz
    Że dokończysz to
    I nie dasz się
    Będziesz silna
    Do samego końca

    Obiecaj nam…

    -klaudiush

    OdpowiedzUsuń
  7. Według mnie stoczyłaś się pisarsko już dawno, więc nie ma po co tego ciągnąć.
    -Emilly

    OdpowiedzUsuń
  8. chyba cię poje.bało dziewczyno, albo zazdrościsz, albo nie masz za grosz gustu. nie zgadzam się z tym , że autorka bloga się stoczyła, pisze jak zwykle za.jebiście…
    -fuckthesystem

    OdpowiedzUsuń
  9. O jejku kochana ja dopiero wczoraj trafiłam na Twojego bloga i właśnie skończyłam czytać ostatni rozdział a tu notka że przestajesz pisać no poprostu się wkurzyłam i ucierpiała na tym moja ręka (mam nadzieje że biurka nie uszkodziłam). Ta historia jest naprawde świetna bo jest taka „pozytywnie normalna” nie ciągnie się jak telenowela, gdzie wszyscy mają dzieci, wszyscy śpią ze wszystkimi , są zdrady, narkotyki itp. nie wspominając o tym że główna bohaterka albo jest z Jaredem albo z Shannem….. Jestem pełna podziwu dla Ciebie za to, że mimo iż w realnym świecie Marsi nie grają już ważnej roli w Twoim życiu to w opowiadaniu nie da sie tego wyczuć to świadczy o tym że naprawde potrafisz „pisać”:) Mam taki charakter że nie narzucam się nigdy ludziom i teraz też tego nie zrobie, nie powiem Ci „Rusz cztery literki i mnie nie wkur…. tylko pisz dalej”, ponieważ szanuje Twoją decyzje. Lecz gdybyś zdecydowała jednak pisać dalej było by to naprawde wspaniałe i cieszyłabym się jak głupi do sera:) Pozdrawiam serdecznie.
    -magda

    OdpowiedzUsuń
  10. Popatrz: napisałaś, że nie będziesz męczyła o komentarze i bez mojego masz ich 20! ;P
    I chciałabym Ci powiedzieć, że za ten rozdział Cię kocham chyba najbardziej!
    Zacznijmy od tego, że to takie kochane, że ojciec z córką oglądają sobie razem film. Ale powiem, że zabiłabym Klaudię, gdybym uczestniczyła w tym ustreamie ;P Ale to chyba jego wina, że mam ostatnio takie parcie na pęcherz, zaraził mnie tym! ;D I jaki opiekuńczy rzucił jedzeniem i piciem, co by Klaudia i Jared nie umarli z pragnienia i głodu, haha xD Ja nie mogę, ja się zachowuję identycznie jak on, zakrywam sobie oczy, ryczę na każdym filmie…zaczynam się bać o.O
    „Leto wyglądał jakby go trakor przejachał.I to w dwie strony.” hahahahahahaha xD leżę ze śmiechu xD A jak czytam o mleku z kawą Braxtona to mam jeszcze większy atak śmiechu jak sobie tylko przypomnę jak się go o to pytałam xD hahahaha xd
    Revenge dobra, ale żal mi Braxia, biduś ;( chociaż pewnie, gdybym tam była, to najpierw tarzałbym się ze śmiechu, a dopiero potem bym mu coś pomogła ;P
    „Braxton, masz coś we włosach” hahahahahahahahhahahahaha xD Shannon mój mistrz! xD
    Czuję dumę, bo Klaudia dostała się na wymarzone studia, coś cudownego :)
    Mam takie wrażenie, że Klaudia jest taka słaba, bo nie chce być silniejsza, bo kiedyś była mocniejsza,a teraz jest coraz słabsza. Ona bardzo głęboko w sobie chce się poddawać zamiast walczyć, w sumie sama o tym nie wie. Może też jakaś kwestia bycia w centrum uwagi i nie chodzi mi tu o to, że wpadła pod samochód, bo chciała być zauważona, bo to ewidentnie nie jej wina, ale ona po prostu jakby nie chciała walczyć, tylko ona nie zdaje sobie z tego sprawy. Tak mi się wydaje.
    I Jared, kochany ojciec, wiedział, co córce pomoże, co ją uspokoi :)
    I cieszę się, że mimo twojego obecnego stosunku do Marsów, będziesz starała się pisać tak, jak kiedyś sobie ich wyobrażałaś :)
    -Lea

    OdpowiedzUsuń
  11. Wiesz, ze dzielnie czytalam kazdy rozdzial. Zabieralo mi to czasami troche ale zawsze stawialam sie I komentowalam.
    Kazdy kto pisze mysli o swojej pracy raczej w pozytywnych kategoriach wiec chyba Twoja decyzja o przerwaniu pisania jest przemyslana I jezeli zwyczajnie nie „czujesz” juz tego opowiadania to moze rzeczywiscie lepiej je zakonczyc.
    Chociaz uwazam, ze nie powinnas konczyc bez porzadnego zakonczenia. Napisz jeszcze jeden rozdzial tak aby zamknac cala historie. Nic tak nie wkurwia jak czytanie czegos regularnie a tutaj nagle sie okazuje ze brak koncowki.
    Zrob Klaudie rezyserem, Jareda botoksowym staruszkiem po solarium a Shannon niech skonczy jako wlasciciel burdelu:D
    Wymysl cokolwiek. Zabij ich wszystkich, pozen, zmien im plec ale daj czytelnikom I bohaterom KONIEC.
    Zobaczysz, ze poczujesz sie lepiej.
    Koncz zawsze to co zaczelas corcia.
    Ciesz sie komplementami, wyciagaj wnioski z krytyki I kuzwa zapitalaj pisac koncowke:)

    Bardzo mnie cieszy I smuci rownoczesnie pierwszy Twoj przypis pod rozdzialem. Wiesz jaki mam stosunek do braci Leto.
    Jednak najbardziej mi zal Ciebie bo wiem jak ich kochalas.
    Zaluje, ze Jared nie okazal sie artysta, czlowiekiem czy facetem ktorego w nom widzialas na poczatku. Ja tez sie dalam oklamac tylko ze u mnie trwalo to tylko cale 2 tyg.
    Nigdy do konca nie wierzylam, ze uda Co sie uwolnic z toksycznych szponow tego zespolu. Jednak dalas rade I z tego sie ciesze. Jestes mniej wredna, klotliwa i mozna z Toba w koncu jakos wytrzymac;)
    Jednak gdybym miala taka moc to zrobilabym Jareda takiego jak myslalas ze jest albo chociaz troche bardziej fajnego I ludzkiego. I nauczylabym go spiewac I grac koncerty:)

    Ciagle jest nadzieja ze jak skonczy 50 to pieprznie w niego piorun I nagle dostaniemy starego dzeja:) #pomarzyc zawsze mozna.

    Prblemem blogosfery jest to, ze ludzie czytaja I nie komentuja.
    To ze mialas nieliczne komentrze nie jest rownozmnaczne z tym ze nie mialas czytelnikow.
    -mama

    OdpowiedzUsuń
  12. Ta dam, oto jestem z nowym komentarzem :D
    „ Koń wodny” hmmm widziałam tytuł tego filmu kiedyś w programie telewizyjnym, ale stwierdziłam że chyba jakiś durny i nie obejrzałam XD
    „…przy okazji prawie zaliczając glebę na schodach.” Taaa standard aż by się chciało napisać :P Jea, Braxton rozczulający się na filmach XD
    „Ale to i tak lepiej niż Jay, który dostał puszką piwa, coli i butelką z sokiem.” Ahahahahha może to nie liść, ale jednak oberwało mu się XD
    „Uśmiechnął się patrząc na mokrą plamę na bluzce i pogłaskał mnie po głowie” dobra, muszę to napisać, aż tak się bał o to małe stworzenie że ze strachu przepocił koszulkę??? Wybacz, serio musiałam XD
    Ahahahha akcja z przetrzymywanie Klaudii od drzwiami łazienki booska XD Biedaczka musiała nieźle się spiąć żeby wytrzymać…. Zemsta na Latynosie przepiękna, kanapka z pastą sojową + późniejsze nie wpuszczenie go do łazienki, mistrzostwo :D
    Bosz, dlaczego oni zawsze muszą zachowywać się jak dzieci, chyba nawet najlepsza niania nie dała by im rady -.-
    Biedny Tomo, po co ty go tak maglowałaś XD Aaaaaa Klaudia wreszcie dowiaduje się że będzie studiowała w LA, znaczy że się dostała tam :D me gusta :D
    „- Teraz odchyl głowę do tyłu i włóż mi dłonie w tylnie kieszenie spodni.” Udawanie kochanki własnego ojca zawsze spoko :D ale jak on mógł powiedzieć że nie masz umiejętności aktorskich :O wstyd!
    Omg akcja w lodziarni straszna :< Biedaczka, wcale jej się nie dziwię że ta dziewczyna przypomniała jej o wtpadku :(
    To tyle :) kuuurcze no, ja już chcę skomentować najnowszy rozdział *~* trze było być systematyczną, mam nauczkę XD
    -megthehunter

    OdpowiedzUsuń