Chapter 21
"Meet & greet"
-
Możesz
zaśpiewać to raz jeszcze?- poprosiłam go, a on wykrzywił swoją śliczną buzię w
grymasie niechęci.- Proszę...
-
Okej.-
mruknął i znów zaczął śpiewać.- „And so the time has
come, it’s here. The silence ends, change is near. You wait in the pallid
silvered sky. Come into the pantheon.”
Jessy usiadła na kanapie z szeroko otwartymi
oczami. A ja? Wydałam z siebie pisk i rzuciłam się mu na szyję. Nie wierzę!
Słyszałam akustyczne Welcome To The Universe! Jestem cholerną szczęściarą. Jak
tak dalej pójdzie to może Leto zagra i zaśpiewa moją ukochaną Valhallę? Ale
teraz trzeba było się cieszyć piosenką, której praktycznie nigdy nie zagrali na
koncercie. No dobra, słyszałam plotki, że chyba raz gdzieś na jakimś festiwalu
dawno dawno temu... Ale nie ważne. Dziś ja ją słyszałam razem z całą Szwedzką
publiką! W końcu puściłam biednego Jareda, który uśmiechnął się leciutko, a
potem szybko usiadł łapiąc się za prawą nogę i chowając głowę pomiędzy nogami.
Przez chwilę stałam w zupełnym szoku, ale w końcu ocknęłam się i ukucnęłam przy
nim. Mężczyzna podniósł głowę, a ja zauważyłam, że starsznie mocno zaciska
zęby.
-
Co się
dzieje?- zapytałam.- Co mam robić?
-
Zawołaj
Shannona...- wydukał przez zaciśnięte zęby.
Jessy natychmiast wstała i pobiegła szukać
Szynka, a ja z nim zostałam. Nie miałam zielonego pojęcia co się z nim dzieje,
a tym bardziej co mam robić. Odruchowo zaczęłam go gładzić po policzku, tak jak
zawsze robiła to moja mama, gdy działa mi się krzywda. Zauważyłam też, że
nadgarstki zbielały mu od trzymania się tej nogi. Na szczęście po chwili zjawił
się Shannon z Jessicą.
-
Nie mów mi
tylko, że zapomniałeś wziąć lekarstw.- jęknął Shannon szybko podchodząc do
brata.
Ku mojemu i Jessy zdziwieniu Jay pokiwał
głową. Jakie leki? O co chodzi? Odstąpiłam wokalistę po to by Shannon mógł przy
nim kucnąć, a potem go podniósł do pionu. Jared zwalił się całym ciężarem na
plecy brata, więc szybko pomogłyśmy perkusiście. W związku z tym, że Jessy jest
silniejsza wzięła razem z Shannem Jareda i zaczęli go prowadzić do samochodu.
Ja szybko pozbierałam rzeczy i dołączyłam do nich.
-
Starsznie
boli?- zapytał zatroskany Shanimal.
-
Jak
cholera...- wyjąkał Jared próbując iść o własnych siłach, ale ból był na tyle
silny, że mu to nie wychodziło.
Cierpienie na twarzy młodszego Leto był tak
widoczne, że mi na jego widok serce kruszyło się na miliony małych kawałeczków.
W końcu udało nam się dojść do vana. Gdy wsiadaliśmy Jared jeszcze zaczął
protestować, że powinniśmy wrócić na chwilę do fanów, lecz gdy nowa fala bólu znów
opanowała jego nogę stwierdził, że chyba woli jednak pojechać do hotelu po
lekarstwa. Kierowca na szczęście wdepnął trochę gazu i szybko znaleźliśmy się
przed budynkiem „International Palace”. Na tyle mu się polepszyło, że wszedł do
środka udając, że nic mu nie jest. Shann asekuracyjnie szedł obok niego i
sztucznie się uśmiechał. Dopiero w pokoju pokazał jak go wszystko boli. Zwalił
się ciężko na łóżko i przyciągnął do siebie bolącą nogę. Shannon szukał czegoś
w jego walizce, a Jessy pobiegła po wodę. Ja usiadłam na skraju łóżka obok
skulonego Jareda, który miał mocno zaciśnięte powieki i odgarnęłam mu z twarzy
włosy. Taki odruchowy gest... zresztą taki sam jak gładzenie go po policzku.
-
Mam!-
wykrzyknął Shann i przyniósł w dłoni dwie duże tabletki.
Akurat wtedy weszła
Jessica z wodą, więc Jared jakoś podniósł się do pozycji siedzącej i szybko
połknął tabletki. Gdy to tylko zrobił od razu powrócił do poprzedniej pozycji.
Dopiero po 30 minutach leki zaczęły działać, a ból przechodzić. Przez cały ten
czas siedzieliśmy z nim w ciszy przyglądając się uważnie cierpieniu młodszego
Leto. Gdy Jared w końcu był w stanie podnieść się i przejść, Shannon objął go
mocno ramionami i nie chciał puścić.
-
Kocham
cię braciszku, wiesz?
-
Wiem. Ja
ciebie też. Dziękuję.- wyszeptał Jared mocniej przytulając się do Shannona.-
Nie wiem co bym bez ciebie zrobił.
-
Tak jak ja
bez ciebie. Nie zapominaj już brać tych lekarstw, dobrze?- powiedział Shannon
patrząc Jaredowi w oczy.
Jay pokiwał głową i spojrzał na nas. Obydwie
milczałyśmy wpatrując się w tę cudną scenę. Że jeszcze zdarzają się takie
rodzeństwa, co tak mocno się kochają i tak rzadko się kłócą.
-
Wam też
dziękuję.- powiedział wokalista i roztargał nam włosy.
Powiedziałam w duchu
głośne „KUUURWA”, lecz stwierdziłam, że dziś nie będę na niego krzyczeć z
powodu gestów, które mnie doprowadzają do białej gorączki. Spojrzałyśmy na
zegarek. Była pierwsza w nocy. Pożegnałyśmy się z braćmi i wróciłyśmy do
swojego pokoju. Szybki prysznic by oczyścić się z koncertowego potu i
położyłyśmy się na łóżku. Gdy tylko przyłożyłyśmy głowy do poduszek i
zamknęłyśmy oczy, przeniosłyśmy się do krainy snów. Gdy się obudziłyśmy była
już 9 rano. Szybko się umyłyśmy i przebrałyśmy w dzienne ubrania, po czym
spakowałyśmy wszystko. Ani ja, ani Jessy nie wiedziałyśmy co teraz będzie. Jak
z jej powrotem i ze wszystkim. Gdy już byłyśmy gotowe zeszłyśmy na dół, do sali
śniadaniowej. Weszliśmy do środka lecz żadnego Batona w niej nie było. Jednak
po chwili rozglądania się Jessy spostrzegła Braxtona z otwartym laptopem i
jedzącego coś. Wzięłyśmy swoje śniadanie i dosiadłyśmy się do niego.
-
Hej Braxiu!
Co porabiasz?- zapytałam próbując zobaczyć co robi.
-
Ustream!-
odpowiedziała mi Jessy podchodząc do Latynosa i machając do ekranu za jego
plecami.
-
Dobra moi
kochani. Przyszły dziewczyny, więc muszę się nimi zająć.- powiedział Braxton, a
my zaczęłyśmy chichotać. – Bez sprośnych myśli! Nie jestem Leto!
Jeszcze głośniejszy śmiech z naszej strony
zakończył ten czat. Gdy tylko Olita zamknął laptopa Jessica zaczęła go pytać o
nowy projekt muzyczny. Ja już o nim słyszałam i to nie raz, więc nie słuchałam
ich. Zaczęłam rozmyślać o wczorajszym koncercie i o chorobie Jareda, bo chory
był na pewno. Tylko nie wiedziałam jeszcze na co. Ale ten występ w Sztokholmie
należał do ich najlepszych podczas tej trasy. Co prawda nic nie zagrali z s/t
full bandem, ale to, że miałam okazję usłyszeć akustyczne Welcome To The
Universe... niesamowite!
-
Wiesz może
gdzie jest reszta?- zapytałam przerywając im rozmowę.
-
Jared?
-
No obojętnie.
Ktokolwiek kto będzie wiedział co z Jessy.
-
Przecież
zostaje z nami aż do Helsinek.- powiedział to takim tonem, jakby każdy z nich o
tym wiedział.
-
Naprawdę?!
–wykrzyknęła moja przyjaciółka, a w jej oczach można było zobaczyć ogniki
wszechogarniającej jej radości.- Czym sobie na to zasłużyłam?
-
Przyjaźnią ze
mną.- odpowiedziałam wystawiając język.
Olita z Jessy zaczęli się śmiać i w ten sposób
większość śniadania nam minęła. Obydwie dowiedziałyśmy się, że na koncercie w
Helsinkach Jessy nie będzie musiała robić zdjęć, a zamiast tego za te ze
Szwecji będzie mogła się bawić razem ze mną pod barierkami, co mnie się bardzo
spodobało. W końcu samemu to trochę tak dziwnie, a razem zawsze raźniej i można
się nieźle powygłupiać.
-
Pożyczysz mi
laptopa? Chciałabym przegrać zdjęcia z aparatu.
-
Jasne, nie ma
problemu. Chcesz na płytkę je nagrać?
-
A mogę?
-
Oczywiście!-
odpowiedział muzyk i wyjął z torby na laptopa płytę dvd.
Jessy wstała i pobiegła do pokoju po plecak z
aparatem, by chwilę później móc przegrać wszystkie foty na laptopa Olity. Gdy
to się stało, nagrała je wszystkie na płytkę, a Braxton włączył pokaz.
Rozsiedliśmy się wygodniej i oglądaliśmy każde zdjęcie po kolei. Foty z gleby
były chyba najlepsze. Wszyscy w trójkę leżeliśmy przed komputerem i dosłownie
płakaliśmy ze śmiechu. Po prostu gleba pierwsza klasa. I w pewnym momencie
doszliśmy do fotografii przedstawiającej twarz Jareda. Na tym zdjęciu wyszedł
tak niesamowicie przystojnie... Choć lepszy określenie byłoby po prostu
pięknie. Zdjęcie było tak żywe jakbym
wpatrywała się w prawdziwego Jareda, który stoi przede mną. Oczy mu się
radośnie błyszczały, na twarzy miał naturalny uśmiech, a włosy ułożyły mu się
tak, że wyglądał na radosnego i zadowolonego z życia mężczyznę. Postanowiłyśmy
więc obie, że wydrukujemy po zdjęciu każdego członka zespołu w formacie A4 i
sprezentujemy im. A raczej Jessy. Taki mały prezent od niej, by ją zapamiętali,
choć zapomnieć ją to raczej bardzo trudna sztuka. Po pokazie wróciłyśmy do
pokoju i zabrałyśmy rzeczy, które następnie Shannon z Braxtonem władowali do
vana. W końcu przyszedł Jared z Emmą i mogliśmy ruszać. Jay nadal czuł się
kiepsko i był bardzo słaby, ale ten dzień i tak był przeznaczony na podróż. W
końcu załadowaliśmy się do autokaru i mogliśmy ruszać. Usiedliśmy obok siebie
na kanapie, która zazwyczaj była moim łóżkiem i Jessy wyjęła na prośbę Leto
aparat by pokazać mu zdjęcia, a ja w końcu miałam chwilkę czasu by opowiedzieć
jej całą historię ze szczegółami. Nikt z nich nie słuchał, bo rozmawiałyśmy po
polsku, dzięki czemu o wiele prościej mi się o tym mówiło. Gdy doszłam do
rodziny i tego, że teraz już nikogo nie mam głos mi się załamał, a Jessica nic
nie mówiąc objęła mnie mocno starając się w ten sposób powiedzieć, że jest ze
mną. Ten współczujący uścisk przerwał Leto.
-
Czy możesz to
skasować z aparatu?- zapytał wskazując na zdjęcia z jego gleby.
-
No wiesz co!
Takie zdjęcia?!- jęknęła.
-
Jared! One są
najlepsze!- poparłam ją.
-
Proszę cię,
skasuj te zdjęcia.- powiedział twardo.- Nie chcę ich widzieć na aparacie, ok.?
-
Ale...-
zaczęła Jessy, lecz ja ją uciszyłam.
-
Jessy, skasuj
je.- mruknęłam po polsku.- On mówi tylko o tych na aparacie, a wiesz przecież,
że resztę masz na płytce.
-
Nie skasuję.-
odpowiedziała dziewczyna oddając aparat Jaredowi.- Nie ma mowy.
Leto naburmuszył się i zaczął dalej przeglądać
foty. My znów powróciłyśmy do przerwanej rozmowy, gdy Jess nagle się odwróciła
i popatrzyła na Jareda.
-
Czy ty coś
skasowałeś?- zapytała.- Słyszałam odgłos, który wydaje mój aparat, jak się
coś...
-
Nie, skąd.-
odpowiedział Jared udając niewinnego.
-
Pokaż mi
aparat.
-
Nie.
-
Natychmiast
oddaj mi mój sprzęt!
Wokalista tym razem posłusznie oddał jej
Nikona, a ona zaczęła przeglądać zdjęcia. Po chwili odłożyła ze złością
lustrzankę i zaczęła krzyczeć na wokalistę.
-
Skasowałeś
wszystkie fajne zdjęcia!!! Przecież wystarczyło poprosić żebym ich nie
publikowała!
Muzyk wzruszył ramionami i w jego rękach od
razu znalazła się blackberry.
-
Jest
bezczelny!- zbulwersowała się po polsku dziewczyna.- Nie dość, że skasował
zdjęcia to ma zupełnie w dupie, że do niego mówię! Co za kretyn!
-
Spokojnie
Jessy... pamiętaj, że mamy te zdjęcia na płytce.- szepnęłam starając się
uspokoić dziewczynę.
-
Teraz to
zrobię istną zemstę. Och, dostanie on Revenge takie, że się nie pozbiera!-
warknęła Polka patrząc spod przymrużonych powiek, na aktora, który bawił się
swoim telefonem.
-
Mogę wam
zrobić zdjęcie?- zapytał w końcu odwracając wzrok w naszą stronę.
-
A od kiedy ty
potrzebujesz pozwoleń?- zapytałam zdziwiona.
-
Chciałem być
miły i kulturalny, więc zapytałem.
-
Okej,
możesz.- odpowiedziałam, choć Jessy nadal była na niego obrażona za skasowanie
jej zdjęć.
Jak to dobrze, że miałyśmy Braxtona i zgrał
nam wszystko na płytkę. Po godzinie nudnej jazdy zatrzymaliśmy się na postoju
na jedzenie. Gdy wypełniliśmy swoje żołądki pokarmem, ruszyliśmy w dalszą
drogę. Jednak trochę rzeczy się zmieniło. Jessica została wciągnięta do
autobusu Shannona, a ja zostałam w tourbusie pracoholików. Wszyscy udali się na
górę pojazdu, bo Braxton znalazł coś ciekawego w internecie, ale ja zostałam na
dole. Położyłam się na łóżku Jareda i biorąc blackberry do ręki zaczęłam
opisywać ten dzień. Jakoś weszło mi w nawyk, by prowadzić coś w rodzaju
pamiętnika. Głównie robiłam to dla Dagi, by wiedziała co się ze mną dzieje i
jak tutaj wszystko się odbywa, ale tez było w pewnym sensie pozostawianiem po
tych dniach trwałych wspomnień do których mogłam w każdej chwili wrócić i nie
zamazywały się. Nawet nie wiem kiedy, ale przysnęłam. Obudził mnie dopiero Jay,
który oznajmił, że już jesteśmy na miejscu. Wygrzebałam się z jego pościeli
,którą musiał mnie przykryć i o mało co się nie zabiłam, gdy prześcieradło
przyczepiło mi się do paska z ćwiekami i poleciałam z powrotem na łóżko. W
końcu wygramoliłam się stamtąd z małą pomocą Jareda, który odczepił ode mnie
materiał i wyszliśmy przed hotel. Tym razem autokary podjechały pod sam budynek
hotelu i tu miały zostać. Gdy tylko wyszłam spostrzegłam Jessice, która stała
razem z Shannonem przy wejściu i obydwoje się z czegoś śmiali. Zostawiłam
młodszego Leto i podbiegłam do nich.
-
Z czego się śmiejecie?-
zapytałam ciekawa o co chodzi.
Shannon wyjął swój telefon i pokazał mi go.
Była to strona „jaredleto.com”, a na niej było moje zdjęcie jak śpię na łóżku
Jareda z dopiskiem „na chwilę wyszedłem, a tu ktoś mi zajął łóżko. Tak się
rozwaliła, że nawet położyć się obok nie można. Słodka jest, nie?”. Otworzyłam
szeroko oczy, a potem Shannon pokazał mi kolejne zdjęcie z dopiskiem „Jestem
dumnym ojcem”. Fotografia za to przedstawiała mnie, jak pokazuję mu obydwa
środkowe palce i mam minę „pieprz się Leto”. Zabiję tego kretyna! Już się
odwracałam, by z nim o tym pomówić, gdy on objął mnie w pasie i zapytał
zupełnie niewinnym głosikiem, czy dobrze mnie zaprezentował. Odruchowo chciałam
zrobić facepalm, ale ręce miałam unieruchomione, więc tylko przewróciłam oczami
co wywołało głośną salwę śmiechu pochodzącą od Shannona, Tima i Jessy. Był
bardzo późny wieczór, więc w końcu udaliśmy się do hotelu i po przydziale pokoi
każdy udał się do swojego. Tego dnia i Shannona i ja i Jessy dopilnowaliśmy czy
Jared wziął wszystkie potrzebne leki. Mimo, że to była tylko podróż to wszyscy
mieli jej dość i popadali na łóżka jak martwe muchy. Na dworze było ciemno jak
w dupie u murzyna, więc wszystkich spowił sen, ale jak można się domyśleć nie
mnie. Najpierw wpatrywałam się w sufit rozmyślając o mojej rodzinie, ale to
tylko sprawiło, że znów zaczęły mi płynąć łzy, więc starałam się skupić na
czymś innym.
-
Jessy...
śpisz?- zapytałam cichutko.
-
Yhym... –
odpowiedziała sennie.
-
Nie mogę
zasnąć...
-
To idź spać.-
odpowiedziała i przekręciła się na drugi bok.
Stwierdziłam, że to jest bez sensu i
próbowałam zasnąć. Najpierw liczyłam źrebaki, potem starałam się myśleć
„potrzebuję snu i energii na koncert”, a na koniec zasnęłam. Pobudka należała
do najbardziej znienawidzonych przeze mnie, bo sprawił to mój koszmar. Jak
byłam mała to bałam się troszeczkę dinozaurów, z wiekiem powinno to minąć, lecz
wcale nie minęło. Obejrzałam wszystkie Jurassicpark, ale nadal obawiałam się
tych wymarłych stworzeń. Zupełna głupota, ale taka już jestem. W tym koszmarze
goniły mnie i Dagę, by nas ugryźć i wprowadzić do naszego ciała truciznę. Dla
mnie masakra. Gdy tylko uspokoiłam bieg serca, spostrzegłam, że jest 9 na
zegarku. Jessy nadal spała, a że my miałyśmy praktycznie cały dzień wolny to
mogła spać do której chciała. Nie budziłam jej. Gdy trochę ochłonęłam wstałam i
poszłam się umyć, bo wieczorem nie byłam w stanie tego zrobić. Po godzinie
wyszłam odświeżona i z nową energią do życia. Podczas mojego urzędowania w
łazience Jessica zdążyła się obudzić, więc około 10:30 zeszłyśmy na śniadanie,
które było do 11:00. Niestety za dużo nie zostało na śniadaniu do zjedzenia,
wiec musiałyśmy się zadowolić ciemnym chlebem i kawałkiem sera, Jessy wędliny.
Wychodząc zabrałyśmy jeszcze po bananie (hahaha! Proszę nie kojarzyć z Banana
King.- przyp. autora) i wróciłyśmy do pokoju. Postanowiłyśmy, więc udać się na
miasto i tam znaleźć jakiegoś fotografa, który wywoła nam zdjęcia. Zabrałyśmy pendrive’a, którego
użyczył nam Braxton i rozpoczęłyśmy poszukiwania. Dodatkowo Jessica wzięła ze
sobą aparat i fotografowała miasto, które było naprawdę śliczne. Trafiłyśmy do
jednego z tamtejszych tramwaji, który jak się okazało jeździł po ósemce. Po
dwóch godzinach szukania, ja zaczęłam protestować, bo miałam już dość. Wtedy
jak na zawołanie wyrosło przed nami studio fotograficzne. Musiałyśmy czekać aż
30 minut na zdjęcia, które dostałyśmy w błękitnej kopercie. Gdy wyjęłyśmy je
Jessy stwierdziła, że są super jakości, jak żyleta. Poparłam ją i ubłagałam o
powrót. W końcu miałyśmy jeszcze dziś walczyć z fangirlsami na koncercie. W
drodze powrotnej zahaczyłyśmy o papierniczy, w którym kupiłyśmy 4 srebrne
koperty formatu A4, by włożyć do każdej z nich zdjęcie. W hotelu przebrałyśmy
się w koszulki marsowe, które same zrobiłyśmy podczas odpoczynku w hotelu.
Jessica miała białą koszulkę z napisem z tyłu „I WANT FIRST ALBUM”, a z przodu
miała narysowanego Jareda z cyklamenową szczotą na głowie, którego narysowałam
ja. Projekt kiedyś zrobiła Daga i tak mi się spodobał, że od tamtej chwili rysowałam
tylko takiego Jay’a. U mnie strój wyglądał bardzo podobnie z tą różnicą, że
zamiast „first album” miałam napis „Valhalla”. W końcu gotowe wyszłyśmy z
pokoju i udałyśmy się na dół, by zamówić taksówkę. Równo o 16 zjawiłyśmy się w
wyznaczonym przez Jareda miejscu. Podeszłyśmy do barierki, przy której stała
dwójka ludzi około 30stki i podałyśmy swoje nazwiska. Po ukazaniu dowodów
osobistych wręczyli nam plakietki i powiedzieli gdzie mamy się udać. Weszłyśmy
do środka budynku i długim szarym korytarzem dotarłyśmy do sali pełnej różnych
ludzi. Okazało się, że jesteśmy jednymi z ostatnich, więc za nami weszła tylko
jeszcze jakaś dziewczynka z ojcem i zamknięto drzwi. Po chwili od pomieszczenia
wszedł Jared z Emmą, a kilka dziewczyn zaczęło piszczeć. Dwójka ta przywitała
się i poprosiła, by wszyscy się ustawili tak, żeby łatwo ich było policzyć. W
salce było około 50 osób, więc to nie było wcale takie łatwe zadanie. Gdy
spostrzegłam, że Jay policzył mnie i Jessy szybko przeszłyśmy na bok czym
pomyliłyśmy go w liczeniu. Na sekundę zatrzymał na mnie wzrok, po czym zaczął
liczyć od nowa, a ja znów się przemieściłam. Tym razem popatrzył na mnie
morderczym wzrokiem i zaczął po raz trzeci wszystkich liczyć. Wiedziałam, że
już jest cholernie na mnie wkurzony, więc stwierdziłam, że nie mam nic do
stracenia i ponownie zmieniłam swoje położenie. To już zupełnie wyprowadziło go
z równowagi, tym bardziej, że pozostali się trochę niecierpliwili i zaczęli
robić to co my z Jessy.
-
Klaudia,
chodź tu natychmiast!- warknął patrząc na mnie.
Wszyscy zamarli w bezruchu, a ja z uśmiechem
na ustach podeszłam do niego. Odprowadził mnie trochę na bok, a potem zaczął
się na mnie patrzeć tym karcącym spojrzeniem, aż miałam wrażenie, że skurczyłam
się do rozmiarów krasnoludka. Ten to ma gały i moc w spojrzeniu.
-
Okej,
przepraszam.- wydukałam wznosząc dłonie w obronnym geście.
-
No ja myślę.-
mruknął.- Za karę ty ich policzysz i zobaczysz jakie to proste zadanie.
-
Nie ma
sprawy.- stwierdziłam i odeszłam od niego.- Dobra kochani! Teraz 5 minut bez
ruchu. Ten kto to zrobi dostanie 30 sekund z Jaredem face to face.
Na tę komendę dosłownie wszyscy prócz Jessy
zamarli w bezruchu. Bez problemu policzyłam wszystkich i podałam Emmie, że są
53 osoby.
-
54, bo
jeszcze ty.- powiedziała z uśmiechem.
-
Racja. To już
wszystko jest w porządku?
Pokiwała głową i stwierdziła, że możemy już
iść na soundcheck. Wyszczerzyłam zęby i podbiegłam do Jareda, którego złapałam
pod ramię strasznie denerwując tym wszystkich ludzi. Z drugiej jego strony
pojawiła się Jessica. Wchodząc na halę, która była naprawdę ogromna, obydwie
byłyśmy otoczone jego ramionami i szczerzyłyśmy się jak głupie, bo wszyscy za
naszymi plecami kisili się z zazdrości. W końcu Jay wdrapał się na scenę
zostawiając nas pod nią. Większość trzymała się od nas z daleka, więc
stanęłyśmy centralnie przed Jaredem i czekałyśmy na próbę dźwięku. Zaczęli
standardową rozgrzewką, a potem przeszli do Attack i Search&Destroy. Po 20
minutach głównie muzyki instrumentalnej Jay zapytał się czy jest jakiś utwór,
który chcielibyśmy usłyszeć. W moim mózgu od razu zapaliła się zielona lampka i
zaczęłam się drzeć „Valhalla”. Darłam się tak głośno, że pozostali ludzie
ucichli i słychać było tylko mnie. Jessy szturchnęła mnie łokciem bym się
zamknęła, więc to zrobiłam.
-
Nie zagram tego,
wybacz. Macie jakieś propozycje? Słucham?
No to zaczęłam się drzeć o Fallen.
-
Klaudia! Nie
słyszę tych ludzi. Przymknij się.
Otworzyłam usta ze zdumienia i pokazałam mu
fuck’a. Tym to mnie wkurzył niesamowicie. Jak on mógł mi coś takiego
powiedzieć?! Swojej własnej córce i to przy wszystkich. Zamknij się. Ja mu dam!
I po chwili usłyszałam pierwsze nuty Battle Of One. Od razu złość wyparowała i
zaczęłam z Jessy skakać jak głupie ze szczęścia. Co prawda był to tylko kawałek
BOO, ale i tak sprawił, że byłyśmy nieziemsko szczęśliwe. Do samego końca próby
zachowywałyśmy się gorzej niż te wszystkie fangirlsy razem wzięte. Ale to było
spowodowane tym, że zagrał prócz Battle jeszcze kawałeczek full bandem Buddhy,
From Yesterday i Praying For A Riot, ale instrumentalnie ten ostatni. Gdy tylko
skończyli soundcheck nastąpił meet&greet. Stanęłyśmy w kolejce i
przyszykowałyśmy swoje płytki. Ja zabrałam This Is War, to które kupił mi Jared
w Birmingham i grzecznie czekałam, aż do nas podejdzie. W końcu to zrobił, a my
z Jessy udawałyśmy, że jesteśmy jego fangirlsami. No dobra... tylko ja. Jessica
to tylko się śmiała.
-
A podpiszesz
mi się na biuście?- zapytałam go mrugając do niego zalotnie.
-
Ja ci się
podpiszę!- wykrzyknął Shannon przepychając się przed brata i z uśmiechem
zabierając mu markera mimo, że miał swojego.
-
Ej! Nie
pozwalaj sobie i czekaj na swoją kolej!- żachnął się Jay i przepchnął przed
brata.
-
Jestem
starszy, więc pierwszy!- odpowiedział mu Shannon i tak oto oni dwaj zaczęli się
ze śmiechem przepychać.
-
No popatrz
Jessy. Dwóch Leto się bije o podpis na moich cyckach. Powinnam się czuć
wyróżniona, nie?- zapytałam jej po angielsku i zaczęłam się śmiać.- Dobra
chłopaki, to może ja wam się podpiszę!- zaproponowałam.
-
A gdzie?-
zapytał zaciekawiony Shannon.
-
Na dupie!-
odpowiedział mu z przekąsem brat, na co od razu zareagowała Jessica.
-
To wystawiaj
ten swój zgrabny tyłeczek Leto. Cholera! Że nie mam przy sobie aparatu.
Jay przyjął obrażoną pozę a w tym momencie
Shann klepnął go w pośladek tak, że tamten podskoczył w górę. Cyrk na kiju!
-
Czyś ty
zwariował?!
-
No lekko cię
klepnąłem w zadek!
-
Walnąłeś mnie
jakbyś chciał zdzielić krowę na pastwisku!- zaczął się bulwersować Jay.- A ja
mam bardzo delikatny tyłek.
-
Aaa...
zapomniałem. Wybacz, w końcu na ostatnim koncercie szorowałeś nim podłogę.-
śmiał się w najlepsze Szynek, a do niego dołączyła Jessy przypominając sobie
ten cudny upadek.
Pozostali fani patrzyli na nas w totalnym
szoku i zdębiali. Cóż. Nie wszyscy rozumieją nasz humor i nie wszyscy potrafią
się bawić. Rozmowa o tyłku Jay’a powinna dobiec końca jeśli chcieli tego dnia
zagrać koncert, ale oni nadal ją ciągnęli.
-
Żądam teraz
masażu!
-
Och, Klaudia
z chęcią ci go zaserwuje!- zaczął się śmiać Shannon.
-
Co?!-
wykrzyknęłam myśląc, że się przesłyszałam.
-
No wiesz...
pomyśl sobie, że to koń, tak nawiasem mówiąc bardzo narowisty ogier...-
oznajmił reszcie fanów Shanimal.- I rozmasuj mu mięśnie zadu, żeby...eee... był
sprawny.
Nie wytrzymałam z Jessy i już płakałyśmy ze
śmiechu. Jay się przyłączył dopiero po chwili. Nawet kilka osób się zaraziło
naszym śmiechem, więc nie było tak źle. W końcu Leto odeszli od nas, a ja
pożegnałam Jay’a tym, że naprawdę na niczego sobie tyłek i jakby chciał to mogę
mu zrobić masaż, jednak zaraz po tym co powiedziałam wybuchnęłam śmiechem i do
końca ich obchodu moja biedna przepona miała gimnastykę. Zostały nam tylko
zdjęcia. Przed nimi Shann podszedł do mnie i wyjawił mi swój tajny plan. Przez
chwilę go rozważałam, a raczej próbowałam wmówić starszemu Leto, że za nic w
świecie tego nie zrobię, bo później jeszcze ludzie będą gadać, ale ostatecznie
się zgodziłam. Pierwsze zdjęcie miało być moje wspólne z Jessy i chłopakami i
właśnie wtedy miałam zrobić z Shaniastym tę akcję. Dopiero później Jess miała
mieć z nimi normalne zdjęcie i to już beze mnie. Gdy już się ustawiliśmy do
zdjęcia, Shann zaczął krzyczeć na Jareda, że co to on ma na spodniach i zaczął
pokazywać na swoje kolana. Jared pochylił się wtedy do niego, a tym samym
momencie wypiął tyłkiem a ja robiąc wewnętrzny facepalm trzepnęłam go po dupsku.
Jay od razu się do mnie odwrócił, a Shannon zawisł na Jessice umierając ze
śmiechu. Tylko Tomo się nie śmiał. Zgięta wpół ze śmiechu podeszłam do
fotografa, by zobaczyć to zdjęcie. Okazało się, że aż dwa nam zrobił i to w
najlepszych momentach. Zaczynałam się już dusić z braku możliwości normalnego
oddychania, więc usiadłam pod ścianą i próbowałam się uspokoić. W końcu około
18:00 Marsi sobie poszli, a my zostałyśmy razem z pozostałymi goldenami. Kilka
osób podeszło do nas i nawiązałyśmy z nimi miłą konwersację, lecz około 80%
patrzyło na nas takim wzrokiem jakbyśmy im kota patelnią zabiły. W końcu
wypuścili nas na scenę, a ja z Jessy zeszłyśmy pod scenę i znalazłyśmy się w
pierwszym rzędzie przed samym mikrofonem. Po chwili zaczęli wpuszczać innych ludzi,
którzy nawet chyba nie zauważyli, że wcale nie byli pierwsi przy barierkach.
Supportem był jakiś fiński industrialowo-rockowy zespół, który tylko ludzi
zanudził. W końcu po dość długim oczekiwaniu zgasły wszystkie światła i
rozległy się pierwsze dźwięki... O fortuny! Obydwie z Jessy wydałyśmy z siebie
donośny pisk i zaczęłyśmy gapić się na siebie jakby grali nam co najmniej st
full bandem. Po tym cudownym wstępie usłyszałyśmy Attack! Energia z jaką
zaczęli to grać roznosiła całą halę. Jay stał dokładnie naprzeciwko nas w
krwistoczerwonej wojskowej marynarce i z carrerami na nosie. Wyglądał cholernie
przystojnie pomijając to, że jak kościotrup. Niestety ten strój bardzo
podkreślał jego chudość. Wymachiwanie rękoma i grożenie pięścią, niby jest
standardem, ale za każdym razem nie mogę nacieszyć oczu tymi gestami. Chyba
nigdy też nie przestanie mnie zadziwiać to, że on ma w sobie tyle energii i
potrafi cały czas skakać i biegać po scenie. Po bardzo energetycznym i
odśpiewanym w CAŁOŚCI przez Jareda Attack nadeszła pora na Vox Populi. W tłumie
niestety nie było jak tupać i klaskać, bo mój kochany ojciec kazał wszystkim
skakać, ale i tak bawiłam się przednio. Należy też dodać, że chyba już wtedy
zdarłam sobie gardło. Search and Destroy minęło bardzo szybko, energetycznie i
z niesamowitymi wyciągniętymi partiami Jay’a. Po prostu słuchało się z zapartym
tchem. Gdy „uuuooo-o-o-oooo” zamieniło się w pisk zwątpiłam w summit tych
wszystkich piosenek i w ogóle cel summitu. Ale cóż... to Jared. Na A Beautiful
Lie główną postacią był Tomo. Mimo złego humoru i ciągłego złoszczenia się na
to, że się rozstał pokłócony z Vicky na tytułowym singlu drugiej płyty szalał
jak rzadko kiedy. I jeszcze ten popis na klawiszach i solówka gitarowa. Po
prostu poezja! Gdy ucichły ostatnie dźwięki klawiszy zaczęła się gadka Jaya. To
w setliście nie uległo żadnej zmianie. No dobra... może jednak nie do końca.
-
Ta piosenka
jest o tym kim się wszyscy stajemy. Jedni szybciej inni wolniej. Chcę ją
zadedykować wszystkim tym, którzy wiedzą, że 30 Seconds To Mars to nie tylko
nazwa naszego zespołu, ale i pierwszego albumu.
Wstrzymałyśmy z Jessy
oddechy czekając na pierwsze dźwięki, ale szczerze mówiąc nie spodziewałyśmy
się tego ani trochę. Zapaliło się światło nad Shannonem i chwilę później
usłyszałyśmy tak charakterystyczne bębny, że nie dało się ich pomylić z żadną
inną piosenką. Jared leciutko uśmiechnął się w naszą stronę, choć nie jestem
pewna czy to było do mnie i Jessy czy ogólnie do ludzi. Stojąc tam, śpiewając
każde słowo nie mogłam uwierzyć, że słyszę ukochaną piosenkę na żywo. Przecież
ja za nią byłam w stanie dać się pokroić żywcem. Za moje kochane Fallen i
Valhalle. Skąd on wiedział, że Fal... no tak! Przecież oto go prosiłam na
soundchecku. Ten facet czasami potrafił być niesamowitym muzykiem i potrafił
spełniać ludzkie marzenia. Co do tego nie miałam żadnych wątpliwości. A
cieszyło mnie jeszcze bardziej to, że to właśnie ja zostałam tą osobą, której
marzenia spełniał. I to z dnia na dzień coraz to nowe. Pomimo tylu wad miał
wiele zalet, które dla niektórych były czym okropnym, a u niego... cóż. U niego
były czymś pozytywnym i czymś co niesamowicie ceniłam. Po cudownym pełnym
Fallen, które zagrali do ostatniej nuty full bandem nadszedł czas na Closer To
The Edge. Byłam pod tak wielkim czarem poprzedniej piosenki, że nawet nie
zauważyłam, że macham pięścią i drę się na całe gardło „no no no no”. Kolejne
zaskoczenie? From Yesterday full bandem. W pierwszej chwili nie wiedziałam co
to jest, bo dawno już nie słyszałam tej piosenki na żywo z całym zespołem. Ale
zagrali. Tim skakał z basem przed perkusją Shannona i cieszył się razem z nami
z niesamowitości tego koncertu. This Is War z 100 Suns dopełniły całości i
Szynkowe szarpanie struny zakończyło ten wspaniały występ. Czekałyśmy z Jessicą
niecierpliwie, aż Jared zjawi się przed nami z akustykiem, ale ze zdziwieniem
spostrzegłyśmy, że pojawił się, ale z drugiej strony, na balkonie i to nie z
gitarą a z klawiszami. Byłyśmy jednak w takim ścisku, że odwrócić się nie dało
rady, więc po prostu wpatrywałyśmy się w pustą scenę przed nami. Co chwila
pojawiali się Kevin czy Nick, ale tak to ani Tomo, ani Tima czy Shannona tam
nie było. Jay zaczął swój solowy występ od Hurricane, które kochałam całym
serduchem. Chcąc się w to wczuć zamknęłam oczy i oparłam głowę na ramieniu
Jessy. Zaśpiewał tę smutną piosenkę nawet lepiej niż w Pradze czy Wiedniu w
marcu. Po prostu tak, że odjęło mi całkowicie mowę i starałam się nie
rozpłakać. Później łagodnie przeszedł do Alibi, które na klawiszach wychodziło
mu zdecydowanie lepiej i bardziej...wzniośle oraz klimatycznie. Od razu
pomyślałam o Dadze. Ta piosenka już chyba do końca życia będzie mi się z nią
kojarzyć. No i z Tomo. Podobno to jego ulubiona, a biedak nie ma jak jej nawet
grać. Kilka słów Jareda, jednak bardzo skąpo na niego i... zaczął grać jakąś
piosenkę. Na początku byłam pewna, że to jakiś nowy utwór, ale... potem
przypomniałam sobie, że ją już wcześniej słyszałam. Pamiętałam nawet jak miałam
ją zapisaną na starej mp3. „New Song (Tokio)”. Nie wiem czemu wybrał tak smutne piosenki, ale
poruszyły nie tylko mnie. Cała publika była jak w transie. Niesamowite, że ten
człowiek tak potrafił nad ludźmi zapanować. A najgorsze, że umiał zapanować nad
moimi uczuciami. Nawet nie zauważyłam, gdy uciekł stamtąd i cały zespół pojawił
się na głównej scenie. Zaczęło się The Kill, lecz ja nadal słyszałam tę piękną
balladę. Pierwszy raz nie chciałam żeby zaczynało się The Kill, chciałam żeby w
tym momencie koncert się skończył. Zresztą
gdy popatrzyłam na Jay’a wydawało mi się, że widzę w jego ruchach tę
samą myśl. Ale jednak moc najlepszej piosenki z ABL’ki i na mnie zadziałała. Po
chwili już całkowicie normalnie śpiewałam i bawiłam się z resztą publiki. Jared
biegał od jednej do drugiej strony publiki zastanawiając się gdzie skoczyć,
lecz coś mi mówiło, że moja klątwa nadal działa. I po chwili okazała się
prawdą. Jared skoczył na barierkę prosto przede mną o mało co nie stając mi na
dłoni. Nawet nie zauważył, że mógł mi zrobić krzywdę, tak był pochłonięty
śpiewaniem. Chciałam się odsunąć od niego ale wylądowałam twarzą na wprost jego
krocza. Pierwsza reakcja? Zaczęłam kucać by tylko nie mieć z nim styczności
twarzą. Zresztą jakąkolwiek inną częścią ciała też nie chciałam. Ale moje plany
i plany fangirlsów czy fanboyów zupełnie się różnią. W ostatniej chwili
osłoniłam twarz rękoma i zostałam przygwożdżona do jego lewego uda przez
napalonych fanów. Jakby tego było mało to jeszcze dostałam od niego kolankiem w
brzuch gdy próbował przejść krok w bok, ale no nie udało mu się to. Kątem oka
zauważyłam, że złapał się Jessy za dłoń i tak śpiewał.
-
Jared
kuuuurwaaa...to boli!- próbowałam krzyczeć, ale na nic to się nie zdało.
Ani ludzie, ani on nie
reagowali. W końcu piosenka ta się skończyła i Jared próbował wydostać się z
tłumu. Dopiero po minucie i naprawdę niesamowitej pomocy Kennego wydostał się z
publiczności. Nie omieszkał się też przywalić mi z trampka prosto w głowę. Po
prostu zabiję jak go tylko dorwę. Nawet Valhalla live go nie uratuje. No i
dalsza część set listy nie uległa zmianie. Najpierw The
fantasy, a potem Kings and Queens. Szczerze
mówiąc to zagrali dosyć krótko, ale za to jak! Naprawdę to był wspaniały
koncert. A i muszę wspomnieć, że Jessica wylądowała na scenie. Ja zostałam
woląc żeby nikt mnie nie dotykał w poobijane żebra, głowę i brzuch. Nie mówiąc
nic o zdeptanych stopach i mojej
cudownej kontuzji kostki. Nigdy w życiu bym nie myślała, że tak bardzo będę się
cieszyć z końca koncertu. W końcu gdy ludzie zaczęli się rozchodzić, Kenny
wyciągnął mnie delikatnie zza barierki i wręczając plakietkę „crew” powiedział,
gdzie mam iść. Po drodze do garderoby Batonów spotkałam Jessy, która też
dostała takiego samego badge’a, jak ja tyle że od Emmy. Wpadłyśmy do garderoby
i w niej na Tima. Przytuliłam się do mężczyzny i podziękowałam za wspaniały
koncert.
-
Tim! Byłeś
cudowny! Uwielbiam patrzeć na twoją energię na scenie!- powiedziałam odstępując
od niego.
-
Dziękuję.-
odpowiedział skromnie się uśmiechając i puszczając mi oczko.- Idę do toalety.
Pokiwałam głową i rzuciłam się z kolei na Tomo,
który niechętnie oraz bez agresji mnie przytulił.
-
Tomuś! Byłeś
wspaniały!- powiedziałam.- Jak Vicky? Już się do siebie odzywacie?
-
Nie...-
wyszeptał i od razu wyszedł.
Cholera... nie powinnam oto pytać, ale no nie
miałam wyjścia. Musiałam się jakoś dowiedzieć co się z nimi dzieje i jak tam
trzyma się Vicky. Postanowiłam, że kolejnego dnia do niej napiszę. Na kanapie
siedzieli rozwaleni bracia Leto do których podeszłyśmy. Jessy stanęła przed
nimi, a ja próbowałam wbić się między nich, ale to wcale nie było łatwe
zadanie.
-
Jak się
podobał występ?- zapytał się wokalista Jessy, lecz ja się wcięła do rozmowy.
-
Był
nieziemski! Fallen! Po prostu brak mi słów! Jesteś kochany!- mruknęłam
przytulając się do niego.- Ale za The Kill to powinnam ci przywalić. Dlaczego
na mnie skoczyłeś?
-
Nie było to
specjalnie. Jakoś nogi mnie tak same zaniosły.- zaczął się tłumaczyć.- A coś ci
się stało?
-
Nie... nic.
Prócz tego, że będę mieć siniaki na całym ciele i boję się, że mam połamane
żebra. A no i wielkiego siniaka na czole od twojego trampka.
-
Przepraszam.-
wyjąkał zasmucony.- Naprawdę nie chciałem...
-
Okej, okej.
Było minęło.
Chwilę jeszcze z nimi pogadałyśmy po czym
oznajmiłyśmy, że wracamy do hotelu. Chłopcy chcieli jeszcze wyjść do fanów, a
to nie wiadomo ile by im to zajęło, więc wolałyśmy z Jessy pojechać do hotelu i
przygotować prezenty. Ogarnięcie tego wszystkiego zajęło nam aż godzinę. Może
to i głupie, ale nawet nie wiecie jakie męczące jest wkładanie zdjęć do koperty
razem z krótkimi liścikami, które trzeba było napisać i to po angielsku. Ale
jakoś dałyśmy radę. Jak się okazało Jessy miała samolot o 5 w nocy, więc
musiałyśmy o 3 wyjechać z hotelu. Przed pójściem spać jeszcze moje przyjaciółka
pożegnała się ze wszystkimi, po czym obydwie zadecydowałyśmy, że nie idziemy spać.
Ja i tak po tym jak ją zawiozę na lotnisko miałam wrócić do hotelu i spakować
się po czym znów wpakować się do tourbusa. Przed 3 zabrałyśmy rzeczy z pokoju i
postanowiłyśmy wcielić nasz plan dania prezentów. Miałyśmy farta, bo przez
przypadek udało nam się zdobyć karty do pokoju Jareda, Shannona i Tima.
Zostawiłyśmy torebkę i plecak Jessy na korytarzu i podeszłyśmy do drzwi.
Zamknęłam oczy i modliłam się, by karta, którą trzymałam w ręce była kartą od
pokoju Jareda. Zamknęłam oczy i przejechałam nią po czytniku. Zapaliło się
zielone światełko, więc z ulgą nacisnęłam na klamkę. Zachowywałyśmy się trochę
jak włamywacze, z tą różnicą, że nie chciałyśmy niczego zabrać, a tylko
zostawić aktorowi prezent po tak bajecznym koncercie. Jessica weszła za mną ze
srebrną kopertą w dłoni i zamknęła delikatnie drzwi. Znałam ustawienie tego
pokoju dość dobrze mimo, że tu nigdy nie byłam. Większość pokoi hotelowych była
bardzo do siebie podobna. Cisza i ciemność w pokoju upewniły nas, że Jared śpi,
bo było słychać jak oddycha. Zresztą jego święta blackberry leżała na stoliku
do którego podeszłyśmy. Pokiwałam głową i Jessica położyła kopertę na jego
laptopie. W tym momencie obydwie zamarłyśmy, bo usłyszałyśmy coś czego się
zupełnie nie spodziewałyśmy. Powoli odwróciłyśmy się w stronę jego łóżka i
spostrzegłyśmy w ciemności długie blond włosy. O cholera! Szybko wymieniłyśmy
się spojrzeniami z Jessicą i obydwie jak najszybciej próbowałyśmy uciec z jego
pokoju. Gdy wychodziłyśmy jeszcze raz spojrzałam na jego łóżko. Leżał na nim na
plecach przytulając do swojej nagiej klatki piersiowej jakąś blondwłosą
kobietę, której twarzy nie widziałam bo zasłaniały ją zupełnie włosy. Jessy
pociągnęła mnie mocno w stronę korytarza i znalazłyśmy się w oświetlonym holu.
Cicho zamknęła drzwi i w końcu mogła wypuścić powietrze.
-
Cholera...-
szepnęła.- Zostawiłam tam zdjęcia! Przecież on się zorientuje, że tam byłyśmy
i...
-
On... on spał
z jakąś laską, prawda?- zapytałam nadal widząc przed oczami jego łóżko.
Przyjaciółka pokiwała głową. Obydwie byłyśmy w
szoku. Nie chodziło oto, że spał z kimś, a że... Jezu, to był Jared, nie
Shannon! Dla nas zawsze był mężczyzną, który... O boże.. Teraz wszystko
przestało być takie proste. Nie tak postrzegałam wcześniej Jareda. A ta
blondynka... Nie wiedziałam kto to jest, ale... włosy miała identyczne jak
Emma. Zabrałyśmy rzeczy z podłogi i poszłyśmy dalej. Sytuacja z Jaredem
odebrała nam wszystkie chęci do wejścia tak samo do sypialni pozostałych
chłopaków. Po prostu wciskałyśmy koperty pod drzwiami i gdy skończyłyśmy,
zeszłyśmy do recepcji zamówić taksówkę.
W związku z tym, że dziś zaczyna się mój ostatni rok jako nastolatki to… mam dla Was prezent! :D Oto rozdział :) Bardzo długi i najdłuższy do tej pory, więc nie narzekać! ;) A i chciałam podziękować za życzenia co do wyjazdu :) Był naprawdę fajny:) A szczególnie, że przez Jareda drugi tydzień spędziłam na desce. GłÓpek mnie zmanipulował xD ale i ja jego haha xD no whatever :P Tak…Savior full bandem był niesamowity.Ale to stare czasy ;( Co do koncertów… staram się je opisywać tak jak znam Marsów i trochę biorąc z doświadczenia, które uważam za nie małe. Co do gleby…to jedno z moich marzeń. Zobaczyć takiego Jr lądującego na dupsku :D Wiem, wredna jestem. Co do Jessy… opisałam jej reakcje, która by była najbardziej realna, bo Jessica by nie zaczęła piszczeć czy rzucać się na nich. Byłaby to normalna rozmowa itd. Poza tym znając ją ona pewnie by powiedziała, że ja już wcześniej go znałam tylko się nie przyznawałam i wszystko ukrywałam. Oj Jessy :* :D no mniejsza…każdy inaczej zareagowałby a Jessy właśnie tak. W końcu to moja przyjaciółka i znam ją już trochę ;) A i chcę zauważyć, że ja to pisałam z perspektywy Klaudii nie Jessy, więc szok itd… to juz by trzeba było patrzeć jej oczami. Tak uwielbiam krytykę i bardzo za nią dziękuję! Wiele dla mnie znaczy! :)
A i jeszcze jedno. Przycisnęłam i jakie piękne komentarze dostałam? :) mam nadzieję, że pod tym rozdziałem będą równierz takie długie i wyczerpujące :)
Tym razem dedykuję rozdział WSZYSTKIM komentującym. Dzięki kochani. Po części to dla Was to piszę :*
wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! i dziękuję za piękny prezent! dzisiaj przez cały dzień od samego rana sprawdzałam czy jest coś nowego i się doczekałam! nareszcie, bo te 2 tygodnie ciężkie były, ale dla takiego chaptera warto było. Jak opisujesz te koncerty, to aż mnie w środku coś roznosi, chciałabym, żeby u nas grali takie koncerty.
OdpowiedzUsuńStrasznie mi się podobało przedstawienie Klaudii oficjalnie wszystkim xD
a najbardziej rozwaliła mnie scena w której postacią kluczową był tyłek Jareda – leżałam na ziemi!
-lea
Melduję, że dotrwałam do końca, ale i tak sikałam ze śmiechu przy moich ulubionych fragmentach :D
OdpowiedzUsuńNiech to będzie Emmmmmma!
-cam
Codziennie wchodziłam na twojego bloga, podczas twojej nieobecności – doczekałam się w końcu xD Ach… Twoje opowiadanie jest niesamowite. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!!
OdpowiedzUsuń-adka
Może i lubisz krytykę, ale dziewczyno! Myślę i myślę, i nie mogę nic znaleźć… Po takim długim i ciekawym chapterze się nie da *______* Umierałam kilka razy i potem rodziłam się na nowo… Piszczałam, śmiałam się, a kiedy opisywałaś cierpiącego Jareda byłam bliska płaczu i aż miałam ochotę was oboje przytulić ;pp A gdybym była na miejscu Klaudii, to pewnie też bym się wygłupiała na M&G, a na soundchecku bym sobie poskakała, pokrzyczała… ;>
OdpowiedzUsuńA tyłek Jareda, zdjęcia na jego stronie i na koniec laska w łóżku ojca Klaudii… Mam nadzieję, że to będzie Emma, a nie jakaś pusta FG ;p
Swoją drogą – miałaś urodziny?! ;) W takim razie wszystkiego marsowego i dużo weny ;))
a-gi
Nie no ja czułam, ja po prostu czułam, że Jared nie będzie sam w pokoju :D Czy tą blondynką była Emma? No cóż ciężko powiedzieć co Ty tam wymyśliłaś, ale jedno jest pewne: ja jestem zdania, że w prawdziwym życiu Leto posuwa Emmę i tyle :D Ale wracam do opowiadania ten cierpiący Jared to nie było nic przyjemnego. Niby czasami mendę wyzywam od najgorszych, ale no nie chciałabym oglądać go w takim stanie . All in all możliwym jest, że to naprawdę dobry dzieciak.
OdpowiedzUsuńCo do momentu z M&G to kuwa widzę, że Tobie to tylko tyłeczki w głowie, szczególnie szefowe , no ale któż by nie chciał go klepnąć ? :D O opisie koncertu nie będę się wypowiadać bo sama wiesz jakie mam zdanie na temat Twoich koncertowych opisów.
Hurricane z Wiednia <3 Jeez najpiękniejsza wersja jaką słyszałam. Nawet moja kuzynka, która w tamtym czasie za Marsami zbytnio nie przepadała miała łzy w oczach. To była prawdziwa perełka.
No, a ja już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, by dowiedzieć się co i jak z blondynką w łóżku tatusia :D
-marion
Najpierw to ja napiszę, że mnie cholernie rozwaliło hasło jakie tu musiałam wpisać, żeby komentarz się dodał: rumax. xDD O jeżu niebieski, to takie nawiązanie do tego tyłka Jareda. Ale pisałam Ci, jakby mu spodnie ściągnęli to bym chyba czkawki ze śmiechu nigdy się nie pozbyła. xD
OdpowiedzUsuńNieprzyjemnie to wszystko się potoczyło jeśli chodzi o Jareda i jego zaniedbanie regularności brania lekarstw. Patrzenie na cierpiącego Jareda nie należałoby do niczego przyjemnego, ale powiem Ci, że strasznie mi się go szkoda zrobiło. Dobrze jednak, że ma Shannona, no a teraz też Klaudię. (:
W ogóle nie spodziewałam się, że mogliby zagrać akustyczne Welcome to the universe, a już w ogóle FULL Fallen i From Yesterday to magia! Maatko, takiego banana wprowadziłaś na moją twarz gdy czytałam o Fallen, że szok. :D Ogółem Twoje opisy koncertów są najlepsze, ale wiadomo – doświadczenie itd. :D
Niesamowity rozdział, dobrze chyba Ci się na tym wyjeździe pisało, co? <: A na dodatek taki długi, co bardzo mnie cieszy ale i tak proszę o więcej! Świetnie, mogłam się pośmiać (albo raczej wyć ze śmiechu tarzając się po dywanie i walcząc z czkawką), ale również trochę posmucić i podumać. Ja nie mam żadnych zastrzeżeń. Znaczy jak czytałam rozdział, co było wczoraj (xD) to wiem, ze coś mi nie zgrzytało w jednym akapicie, gdzieś w tym momencie gdzie były dinozaury. Ale to już mniejsza o to, bo nawet nie pamiętam o co mi chodziło i zapewne była to jakaś głupota, którą rekompensuje mnie ta potężna dawka humoru. (:
-ms.nobody
Dobra, mam nadzieję, ze teraz mi nie utnie komentarza. Bo wtedy to się zdenerwuję. Ale ok, mam nadzieję, że uda mi się napisać chociaż w 50% to samo, co w poprzednim, urwanym komencie.
OdpowiedzUsuńNo to jedziemy. Bardzo podobał mi się ten rozdział i niezmiernie się cieszę z jego długości, chociaż jakiś tam głosik w głowie krzyczy mi „więcej!”, ale nie będę Cię męczyła, zostaw też coś na później. :D
W dodatku fakt, że mogłam się i pośmiać (albo raczej wyć ze śmiechu turlając się po podłodze z czkawką) i trochę posmucić, podumać. Lubię takie podzielone rozdziały i u Ciebie wypadło to super. (; (wiem, że nie powinno się używać tego słowa odnośnie do rozdziałów, ale przymruż na to oko, proszę. :D).
Ogółem rozdział super, wypoczynek Ci posłużył bardzo. Co prawda coś mi nie zgrzytało w pewnym momencie, ale jako ze rozdział czytałam wczoraj, to nie pamiętam gdzie to było. Coś z dinozaurami. Pamiętam, że jakoś stylistycznie mi się tam nie podobało, ale z racji, że reszta rozdziału taka piękna, to to wszystko rekompensuje i nie ma co się przejmować czy roztrząsać. (: Dla mnie cudo, bardzo tęskniłam za tym opowiadaniem i mimo iż wiedziałam, że nas nie zawiedziesz, to cholernie podoba mi się rozdział. Boooże, już się powtarzam. xDD Ok, tyle mojego ględzenia. (:
ms.nobdy
O jezuuu … sikam w majtki ;d Gdy patrzyłam na ten cały rozdział myslałam ” O fuck, jaki długi, nie przeczytam go ” .. Piszesz tak, że chwila i już skończyłam czytac. really ! Twoje opowiadanie czyta sie tak lekko, płynnie , no kurde wieszo co caman ? ;d Najbardziej ciekawi mnie reakcja Echelonu na wieśc o tym, że jared ma córkę ;D Ach. Zaje. Czekam na nastepny ;D
OdpowiedzUsuń-crazy
Urocze jest to jak Shannon z Jaredem się kochają i są gotowi oddać życie za brata :) Ale niech on już nie zapomina o tych lekach bo może się dla niego źle skończyć :(
OdpowiedzUsuńWg mnie Jay zachował się bezczelnie kasując te zdjęcia z aparatu Jessy. Ja na jej miejscu bym go zabiła nawet jeśli zdjęcia były na płycie :D
A do zdjęć Twoich na stronie dodałabym trochę do opisów, które napisał Jay xD
Opis tego koncertu jest najcudowniejszy z cudownych(; Fallen & From Yesterday full bandem to cud! Akustyczne WTTU też :D Ja bym z chęcią życie oddała za usłyszenie tego live, ale na razie pozostaje mi marzyć chociaż o jakimkolwiek koncercie :(
Dam sobie rękę uciąć, że w łóżku z Jaredem to była Emma! :D Chociaż jakiś cichy głosik w głowie mówi mi, że to mogła być każda pusta blondynka która chodzi po tej planecie… Ale to musi być Emma! Bo jak nie ona to zostaje tylko jakieś pieprzone FG :/
Cały roździał jest naprawdę suuper i po raz pierwszy NIE będę narzekać, że za krótki ;p
Ech…ale się wysiliłam xD Sorry ale nic dłuższego nie jestem w stanie napisać :D
-foxlater
o kurcze nareszcie nowy rozdzial! nie moglam sie doczekac :P
OdpowiedzUsuńfaktycznie, najdluzszy, ale bardzo ciekawy, wciagnelam sie :D momentami nie moglam wytrzymac ze smiechu xd
mam nadzieje, ze ta blondynka byla Emma (?):D
-tynnkaa
*crying*
OdpowiedzUsuńFallen!!!
Na zywo. Umarlabym.
Krotki komentarz bo pozno a mama musi wczesnie wstac.
Przydaloby sie troche wiecej dramatu i cierpiacego Dzeja.
Szanon martwiacy sie o brata jest taki slodki….*melted*
-mama
Jeszcze raz ja.
OdpowiedzUsuńNawet jakbym nie wiedziala corcia, ze to Ty, to I tak bym podejrzewala, ze to Ty. Polowa rozdzialu o tylku Szczura:D
Chociaz szkoda, ze Jared nie mowi tylkiem, bo tylek ma ladniejszy niz fejs:P
-mama