Chapter 91
„Tomo - Savior”
Czasem jest dobrze mieć bogatego rodzica. Jay zlitował się
nade mną i zapewnił mi pierwszą klasę w samolocie, którym poleciałam do
Londynu. Było mi bardzo dobrze. Siedziałam przy oknie, co chwila podchodziła do
mnie stewardesa i pytała czy coś mi podać. Królewskie traktowanie. A jakiego
pysznego champana serwowali na przywitanie. Jak nie przepadam za alkoholem, to
wypiłam tego aż 2 kieliszki!
Na nie szczęście po 14 godzinach lotu wylądowaliśmy w
zamglonym i ponurym Heathrow. Początek lata, a tu taka smutna pogoda. Wysiadłam
jako jedna z pierwszych ciągnąc za sobą niewielką walizeczkę, doszłam tak w
końcu do kontroli paszportowo-wizowej. Miałam szczęście, bo za mną utworzyła
się nie mała kolejka, więc wyjście z tej strefy zajęło mi niecałe 10 minut.
Kocham Jareda za tę 1 klasę w samolocie!
Gdy w końcu wyszłam
ze strefy przylotów, wybrałam numer do Chrisa i czekałam na połączenie.
- Tak?
- Już jestem gotowa! Wylądowałam!- odpowiedziałam
szczęśliwa, że już jestem w tym kraju.
- Myślałem, że już coś się stało. Za 5 minut podjadę pod
samo wejście zachodnie przy terminalu 1.
- Dobra, już idę.- odpowiedziałam i rozłączyłam się.
Zawsze będąc na lotnisku, kupowałam najpierw kawę, czy
kanapkę, ale teraz nie było na to czasu, poza tym w tej pierwszej klasie nieźle
mnie nakarmili. Miałam ponad godzinne opóźnienie i… nie mogłam się doczekać, by
zobaczyć mojego przyjaciela! Prawie, że biegnąc znalazłam się w umówionym miejscu i wyglądałam wiśniowego land rovera.
W końcu zjawił się, cały ubłocony, aż mnie trochę wcięło. Ciekawe co ten Batten
robił, że nawet dach miał w błocie. Otworzyłam bagażnik, wrzuciłam walizkę,
zanim Batty zdążył wyjść z samochodu i usiadłam na miejscu pasażera.
- Cześć!- przywitałam się patrząc na niego z uśmiechem.
- Nawet nie zdążyłem odpiąć pasów!- poskarżył się i pochylił
do mnie, by pocałować mnie w policzek.- Pięknie wyglądasz.
- Leciałam w końcu pierwszą klasą, więc musiałam się
umalować i ogarnąć, by wstydu nie było.- zaśmiałam się.
- To ruszamy do mnie.- powiedział i w końcu odjechał z
postoju.
Nie mogłam się
powstrzymać i ciągle na niego patrzyłam. Skrócił swoje ciemne włosy, zaczesał
je tak, że wyglądał na jeszcze młodszego niż wtedy gdy się poznaliśmy. Czarna
bluza z kapturem i logo Cancerbats, bordowe spodnie… Niewiele się zmieniło.
Nawet zegarek był na swoim miejscu.
- Coś nie tak?- zapytał zauważając jak mu się przyglądam.
- Chyba się nie starzejesz.
- Ojej, chyba musiało być ci dobrze w tej pierwszej klasie,
skoro od samego początku rzucasz komplementami.- zaśmiał się, a ja odwróciłam
wzrok.- Zostajesz dziś na noc?
- Niestety… Muszę pojechać wieczorem do Derby, bo inaczej
Jared ogarnie, że jestem z tobą i będą potem komplikacje. Jeszcze wypepla to
Matowi…
- Mat nie wie, że tu jesteś?- zapytał zaskoczony.
- Nie wie, że jestem z tobą. Pewnie by się trochę wściekł,
bo ostatnio zrobił się mega zazdrosny.
- Okres ma czy co?- zaczął się śmiać Anglik.
- A weź przestań.- skarciłam go.- Podoba mi się to, że jest
o mnie zazdrosny! To pokazuje, że zależy mu na mnie.
- No tak… Hymmm…. A jak tam na studiach?
- A jak w trasie? Coś nowego szykujecie?- zapytałam w
odpowiedzi na to głupie pytanie o uczelnię.
- W sumie to tak. Ale wiesz, że nie mogę ci powiedzieć. To
tajemnica!
- No wiesz co?!- oburzyłam się.- Mi nie powiesz? Proszę…-
jęknęłam robiąc szczenięce oczy do niego.
- Wydajemy singiel. I robimy do niego teledysk. Więcej nie
powiem, bo chłopaki mnie zabiją. Ale to będzie mocne i ci się spodoba.
- Skąd wiesz?
- Bo wiem co lubisz.- odpowiedział puszczając mi oczko.
Dalsza część podróży minęła nam na rozmowie o schronisku dla
zwierząt, gdzie ostatnio Chris z siostrą byli, by znaleźć nowego domownika dla
ich rodziców. Batten naprawdę się przejmował losem tych zwierząt, a każde słowo
które mówił, było naznaczone tyloma emocjami, że nie sposób było patrzeć i
słuchać go z brakiem uwielbienia wymalowanym na twarzy. W jego domu nic
praktycznie się nie zmieniło. No może poza tym, że w końcu poznałam jego psa.
Urocza mieszanka labradora z jakimś wilczurem, wpadła na mnie merdając ogonem i
próbując polizać mnie po twarzy. Carlsberg cieszył się na mój widok bardziej
niż na powrót swojego pana.
Gdy w końcu udało nam
się wejść do środka, Chris powiedział, że mam godzinkę by się odświeżyć, a
potem on ma jakieś plany. Cóż zrobić, wzięłam relaksujący prysznic, który
trochę mnie rozbudził, bo po tych 14 godzinach lotu zaczęło mi być senno. A
potem przebrałam się w wygodne ubrania i z mokra głową weszłam do salonu.
- Wolisz coś zjeść na mieście czy raczej w domu?
- A umiesz gotować?- zapytałam ze śmiechem, myśląc że ma na
myśli zamówienie pizzy.
- No jasne, że tak. I to całkiem nieźle, nie chwaląc się.
Najlepiej wychodzi mi włoska kuchnia.
- Fantastycznie!- przyklasnęłam zadowolona.- To chcę byś coś
dla mnie zrobił, pamiętaj tylko że bez mięsa.
- Może makaron z krewetkami w sosie pomidorowym?- zaproponował.
- Z papryczką peperoncino?
- Jak sobie życzysz. Ale musisz mi pomóc, nie ma tak łatwo!-
zaśmiał się prowadząc mnie do kuchni i wręczając fartuch.
Nie powiem, nigdy nie
myślałam, że takie gotowanie może być przyjemne. Bawiłam się świetnie, a nasze
danie zaczęło pachnieć bardzo aromatycznie. Mimo, że w samolocie jedzenie było
naprawdę dobre, to mój brzuch zaczął się odzywać, że potrzebuje napełnić się
tym co gotowaliśmy.
- Ktoś tu jest chyba głodny.- zaczął się śmiać basista słysząc już nie wiem który raz,
jak burczy mi w brzuchu.
- Ślinka mi leci na sam zapach! A tu jeszcze 3 minuty aż
makaron będzie gotowy.
- Masz ochotę na wino?- zaproponował.- Białe czy czerwone?
- Wiesz co, wolę wodę. I tak już dziś wypiłam 2 kieliszki
champana…
- Co to są 2 kieliszki?
- Akurat ty powinieneś wiedzieć, że mi więcej nie trzeba.
- Fakt!- zaśmiał się.- A już myślałem, że uda mi się cię
namówić i będziesz musiała zostać u mnie do jutra.
- Nie przesadzaj. Przecież i tak będziemy się widzieć.
Odwrócił się do mnie
tyłem, choć i tak wiedziałam, że przewrócił oczami. Co ja zrobię, że cała moja
podróż tutaj to jedna wielka tajemnica. Nie dość, że przed Jaredem to jeszcze
przed Matem. Ostatnio nawet mnie o niego pytał, jakby przeczuwał coś, ale
powiedziałam mu, że nie utrzymujemy takiego dobrego kontaktu. W sumie to trochę
prawda, bo gadanie od 18 do 1 w nocy dwa razy w miesiącu, to nie jest regularny
i dobry kontakt, ale… nam wystarczał. Nawet rzadziej. A teraz jestem u niego w
domu i mam ubaw z gotowania. A co
najważniejsze, jeszcze nic mi się nie stało!
- Halo, Ziemia do Klaudii!- zaśmiał się basista, wymachując
mi drewnianą łyżką przed nosem.
- Roger, Roger.- opowiedziałam patrząc już na niego
przytomniej, na co on tylko wybuchnął głośnym śmiechem.
Pacnął mnie wymazaną w sosie łyżką w nos i zaprosił do
stołu. Nie powiem, nie spodziewałam się aż tak dobrego dania przygotowanego
przez niego. Po pierwsze przeżyłam szok, że w ogóle jest jadalne, bo facet
który gotuje to rzadkość, a po drugie, że takie smaczne! Idealnie się wstrzelił
z tą potrawą w moje gusta.
- To jest takie dobre…- jęknęłam patrząc na dokładkę, której
już nie byłam w stanie zjeść.- Roztyje się i będę grubą kulką, którą trzeba
toczyć…
- Nie masz czym się roztyć, a poza tym musiałabyś zjeść ze
sto takich garnków, by stać się kulką. Ale jeśli chcesz to mogę nad tym
popracować.
- Ani mi się waż!- zagroziłam mu udając zupełną powagę.- To
co teraz panie Batten?
- Spacer! Carlsberg musi wyjść, jego pora toalety.
- A już miałam nadzieję, że siesta.
- Może być po spacerze.- odpowiedział puszczając mi oczko.-
Dawaj to, oszalałaś chyba!
- Ale…
- Jesteś gościem. Nie będziesz zmywać brudnych naczyń.- zastrzegł
zabierając mi talerz z dłoni.
Wzruszyłam ramionami
i pomogłam mu znieść wszystko ze stołu do kuchni. Chris machnął na to ręką,
mówiąc że jak przyjdzie ze spaceru to umyje to, więc wróciliśmy do przedpokoju.
Tam podał mi mój czerwony płaszczyk, a sam zagwizdał na psa i założył mu
kolorowe szelki. Od kiedy psy mieszkają u Shannona, nie mam z kim wychodzić na
spacery, więc taki powrót do tej czynności to było coś fajnego.
Szliśmy obok siebie
całkowicie wyluzowani i szczęśliwi. Wychodząc na wielką łąkę dostałam gumowe frisbee,
którym zaczęłam się bawić z czarnym potworkiem. Nie powiem, zabawa była
przednia. Ja rzucałam talerz do Chrisa, psiak łapał go w locie i zaczynał z nim
uciekać, a my go ganiać. Wykończona w końcu usiadłam na przewróconym pniu
drzewa wpatrując się jak Chris szarpie się z Carlsbergiem, by mu w końcu oddał
zabawkę. Wyglądało to przekomicznie, więc wpatrywałam się w tę akcję jak
urzeczona. Anglik usiadł obok mnie poddając się, a pies położył się na trawie
memlając w pysku zabawkę.
- Cieszę się, że tu jesteś.- powiedział, przysuwając się
bliżej.
- Ja też. Brakowało mi tego…- odpowiedziałam dając się objąć
i przytulić.- Uwielbiam spędzać z tobą czas. Jesteś moją bratnią duszą!
Batten uśmiechnął się
lekko i pocałował mnie w czubek głowy. Chwilę tak jeszcze łapaliśmy oddech po bieganinie,
a potem wróciliśmy do domu.
- Mam dla ciebie mała niespodziankę. Niestety Carls musi
zostać, ale… myślę, że inne zwierzaki ci się spodobają.
Zaciekawiona uśmiechnęłam się i dałam się wsadzić do jego
samochodu. Jechaliśmy niecałą godzinę, skupieni na muzyce i opowieściach z życia.
W końcu Chris zaparkował przed wielkim starym dworkiem. Nie powiem, budynek
robił wrażenie. Był starym 18-sto wiecznym dworkiem, zrobionym z kamienia, z
otaczającym go pięknym ogrodem.
Wysiedliśmy z auta,
Batty zaczął gadać przez telefon, a ja rozglądałam się dookoła. Drzewa, wzgórze
i ten dom. Coś iście angielskiego.
- Pięknie tu.- powiedział odkładając telefon do kieszeni
kurtki.
- Zaiste.- mruknęłam, co wywołało u niego śmiech.
- Kto jeszcze używa takich słów?
- Nie wiem.- odpowiedziałam ze śmiechem i podeszłam do
schodów.- To o co chodzi? Nie zwiedzamy go?
- Nie.- odpowiedział tajemniczo basista.- Popatrz tam.-
mruknął wskazując na ścieżkę wychodzącą zza lewego skrzydła dworku.- To moja
niespodzianka!
Oniemiałam widząc
pięknego ogromnego konia rasy Clydesdale, które najczęściej widuje się w
reklamie Budweisera, który ciągnął śliczny drewniany powóz. No nie! Chris znów
zaplanował podróż dorożką! Uwielbiam go!
- Ale super!- powiedziałam rzucając mu się na szyję.
Wsiedliśmy do tego
powozu i ruszyliśmy zwiedzać okoliczne wioski. Podjechaliśmy do schroniska dla
porzuconych zwierząt domowych, w którym poznaliśmy przemiłą starszą kobietę
Betty, która opowiedziała nam historie niektórych zwierzaków. Moje serce
najbardziej ujął osiołek Micky, który był przesłodkim kopytnym, chodzącym
wszędzie za nami i próbującym ciągle się przytulać. Nakarmiliśmy Zeona, którego
nazwałam Zenkiem, czyli dużą biała świnię, która została uratowana przed
zostaniem pokarmem dla bezpańskich psów. Naprawdę cudowne miejsce, pełne radości,
ciepła i spokoju. Wzięłam kontakt do tej pani, by później ubłagać Letosów, by
jakoś zasponsorowali to wyjątkowe schronisko. A patrząc na to, że Jared to
weganin… byłam pewna sukcesu.
W końcu wróciliśmy
przed dworek. Zeskoczyłam z dorożki i podeszłam do tego ogromnego konia i
poklepałam go po szyi. Był niesamowity i mimo że z końmi miałam dużo do
czynienia, takiego olbrzyma jeszcze nigdy nie widziałam na żywo. Zapakowaliśmy
się w samochód i po tym cudownym popołudniu wróciliśmy do St. Albans.
- Jesteś… nie mam słów! Nie myślałam, że spędzę ten czas z
tobą w taki sposób!- powiedziałam tuląc się do niego.
- Dla ciebie wszystko. Kiedy masz pociąg?
Tym pytaniem zburzył
cały wspaniały nastrój i moją radość. Niestety przypomniał mi o byciu
odpowiedzialną i grzeczną dziewczyną, a także o tym, że będę musiała go
zostawić. A wierzcie mi, bardzo tego nie chciałam robić. Czułam się tu dobrze,
swobodnie. Pełna szczęścia, spokoju i dobrej zabawy. Ale jak to bywa w życiu,
wszystko co dobre ma swój koniec. Moim końcem był pociąg, który odjeżdżał o 7
wieczorem ze stacji w centrum miasta.
Gdy wychodziliśmy z
domu Battiego, Carlsberg zaczął żałośnie wyć, dając nam do zrozumienia, ze nie
chce zostawać sam. W sumie mu się nie dziwiłam… Sama zaraz też miałam zostać
bez nikogo. A czekało mnie trochę kilometrów zanim znajdę się w miejscu
docelowym podróży.
- On tak zawsze?- spytałam wsiadając do wiśniowego land
rovera.
- Tylko gdy wie że wyjeżdżam.
- Ale…
- Z samego rana będziemy jechać na Download, więc jak ciebie
odwiozę, wezmę psa i dostarczę go rodzicom.- przerwał mi wiedząc co chcę
powiedzieć.
- No tak… Co będzie jutro?- zapytałam po chwili ciszy, w
której jechaliśmy na stację.
- Koncert.- odpowiedział beznamiętnie.
- Dobrze wiesz o co pytam. Czy ktoś z twojego zespołu wie,
że dziś tu byłam?
- Tylko Rou, ale obiecał dochować tajemnicy, a akurat on to
pewniak jeśli chodzi o takie rzeczy. Co do jutra… Zobaczymy co przyniesie nam
los.- odparł tajemniczo i jego uwaga skupiła się ponownie na drodze.
Wychodząc z auta, pocałowałam go w policzek dziękując raz
jeszcze za cudowny dzień pełen niespodzianek. Uśmiechnął się tylko mówiąc, że
zobaczymy się na festiwalu. Pociąg podjechał, a ja wskoczyłam do wagonu i
usiadłam przy oknie. Wyjątkowo smutno mi się zrobiło opuszczając to miasto, a
raczej tego człowieka. Najlepszy przyjaciel na świecie!
Gdy dojechałam do
Derby, była już 23 w nocy. Zmęczona stanęłam na peronie i wyjęłam telefon, by
zadzwonić do Shannona, który zgodził się wyjść po mnie. Niestety odpowiedział i
tylko głuchy sygnał. Ciągnąc małą podróżną walizeczkę, skierowałam się do
wyjścia mając nadzieję, że tam zastanę któregoś z Letosów, bo w sumie nawet nie
wiedziałam w jakim hotelu śpimy. Jakie było moje zaskoczenie, gdy zamiast braci
czekał na mnie Tomo!
- Cześć Klaudia!- przywitał się, a ja czym prędzej
podbiegłam do niego.
- Tomo! Co ty tu robisz?
- Widzę, że nie jesteś zadowolona z mojej obecności.-
zażartował robiąc minę zranionego psiaka.
- No niezbyt… Chciałam jakiegoś przystojnego faceta, a tu
tylko mopa postawili.- zaśmiałam się wrednie.
- Oj, dostanie ci się za tego mopa!- zaczął odgrażać się
Milicevic, ale ja tylko wybuchnęłam śmiechem przytulając się od niego.
- Przykro mi, że te dziady ciebie tu wysłały tak późno w
nocy.
- Cóż… Zażądam podwyżki.- zaśmiał się.- Jak ci minęła
podróż?
- Znośnie. Chcę już żeby dziś było jutro.- powiedziałam
wracając myślami do Chrisa, którego musiała opuścić.
- Haha, nie tak szybko. Choć… w sumie to za niewiele ponad
30 minut będziesz mieć to swoje jutro. Tak się stęskniłaś za naszymi koncertami?
- No raczej nie za wami!
Obydwoje w dobrych humorach ruszyliśmy do hotelu, który był
bardzo blisko dworca. Wieczorny, a raczej nocny spacer był mega przyjemny, aż
żałowałam, że hotel jest tak blisko. Dostałam klucz do pokoju, który wyjątkowo
dzieliłam z samą sobą i pożegnałam się z Tomo, życząc mu dobrej nocy. Nie
zważając na to, że powinnam się umyć, zdjęłam wierzchnie ubrania i położyłam
się na łóżku. Już prawie byłam w krainie snów, gdy poczułam wibracje.
Przewróciłam oczami i odebrałam rozmowę, nie patrząc nawet kto dzwoni.
- Hej kochanie.- usłyszałam głos mata w słuchawce.- Jesteś
już na miejscu?
- Cześć Mati, tak. Przepraszam, zapomniałam ci napisać.
- Nic nie szkodzi, choć trochę się martwiłem o ciebie.-
powiedział, a ja poczułam wyrzuty sumienia, że dzień z Chrisem wyparł mi ze
świadomości wysłanie tak ważnej wiadomości dla mojego chłopaka.
- Naprawdę przepraszam. Podróż była taka długa, jeszcze to
czekanie na pociąg…- skłamałam, czując się z tym podle.- Mat, jestem totalnie
padnięta, tutaj jest północ, jutro zadzwonię, dobrze?
- Oczywiście kochanie.
- Kocham cię!
- Ja ciebie też. Słodkich snów.- życzył rozłączając się.
Zamknęłam oczy czując się jak ostatnia szmata. Czemu ja go
okłamywałam? Przecież nic złego nie robiłam. No tak, ale Matowi by się to nie
spodobało. Był mega zazdrosny. W sumie tylko o Battiego , ale przecież nie miał
o co. To jego wybrałam, to z nim byłam. Zresztą Batty… on tez wybrał. Przecież
to dzięki niemu byłam teraz w związku z Delordem.
Znów poczułam wibracje,
więc odebrałam chcąc już nakrzyczeć na niego, że naprawdę jestem śpiąca.
- Yyy… Ja tylko
chciałem się upewnić, że dojechałaś cała i zdrowa.- usłyszałam tym razem głos
basisty Enter Shikari.
- Przepraszam, zapomniałam że miałam dać ci znać. Jestem już
w hotelu i właśnie idę spać.
- To dobrze. To słodkich snów i do zobaczenia!
- Do jutra Chris!- pożegnałam się z jakąś taką radością w
sercu.
Po tym telefonie zapomniałam na chwilę o wyrzutach sumienia
i o Macie. Zasnęłam myśląc o Battenie i jutrzejszych koncertach. Będzie się
pewnie działo!
Nadszedł w końcu ten
dzień, dzień koncertu moich dwóch ulubionych zespołów. Na śniadaniu byłam sama,
ale to tylko dlatego że cała reszta zjadła je o normalnej porze, a nie o 11,
jak ja. Całe szczęście udało mi się załapać na jakieś resztki, więc nie
chodziłam potem głodna. Napisałam smsa do braci Leto z pytaniem, w którym są
pokoju i tam też poszłam.
- A co to się stało, że wy jesteście razem, a ja mam pokój tylko dla siebie?- zapytałam na
przywitanie.
- Zero kultury.- mruknął Szynek.- A może najpierw byś się
przywitała? No ja nie wiem kto cię wychował!
- No witam szanownego
Zwierzaka, jak się spało?- zapytałam przewracając oczami.
- A nawet nieźle!- odparł zadowolony.
- Tobie nieźle, a ja musiałem całą noc słuchać twojego
chrapania!- pożalił się młodszy który wylazł z łazienki.- Hej Młoda, fioletowa
czy zielona?- zapytał pokazując mi jakieś dwie obrzydliwe koszule.
- Żadna?
- Co? Ma iść topless?- zaczął się śmiać Shannon.
- Ma iść w czymś normalnym, a nie jak klaun z cyrku.
Obrzydliwe są obydwie.
Jay zrobił obrażoną minę i ponownie wlazł z nimi do
łazienki.
- Ej, on się obraził?- zapytałam perkusisty, który patrzył
na otwartą walizkę.
- A czort go wie.- mruknął.- Nie wiem czy nie zmienić
skarpetek.
Zmarszczyłam brwi nie
wierząc co słyszę. Co im się stało? Czemu
gadają o garderobie? Widząc jak Leto wyjmuje z walizki sławetne czerwone
skarpety zrobiłam facepalm’a… Nie no moda braci Leto mnie dobija.
- O co ci chodzi?- zapytał widząc moją reakcję.
- To ja się pytam, co się wam dziś stało? W cyrku gracie, że
tak się przebieracie?
- Chyba się obrażę!
- To się obrażaj! Jak debile wyglądacie. Obaj.- dodałam na
widok Jay’a w fioletowej koszuli i czerwonych spodniach.
- Nie ma to jak wsparcie gównażerii…- mruknął starszy Leto.
- Co?!- obruszyłam się.- Ja nie chcę byście byli
pośmiewiskiem, a ty mnie gówniarzem nazywasz?
- Klaudia, nie denerwuj się. Po prostu nie masz wiedzy jak… Hymm…
Teraz powinno się chodzić ubranym.
- Po pierwsze mam, a po drugie to chyba użyłeś złej składni
zdania, nie?
Jay machnął ręką i
zaczął się czesać, a Shannon właśnie przykładał skarpetki do stóp i porównywał
z tymi, które zdjął, też w dość ciekawym kolorze pomarańczy. Usiadłam na łóżku, decydując się by poczekać,
aż Leto uporają się z modą i będziemy mogli jechać na festiwal. Nagle coś mi
spadło na kark, a ja przestraszona odskoczyłam łapiąc to coś. Gdy dotarło do
mnie, że to pomarańczowa skarpeta Zwierzaka, który właśnie ją zdjął ze swojej
stopy…
- Fuuuuuuuj!!!!!!- krzyknęłam.- Shannon!!!!! Jesteś
obrzydliwy!!!
Szynek tylko się
zaśmiał mówiąc , że muszę uważać, gdzie siadam, bo on nie ma oczu z tyłu głowy.
No brak mi słów na takie zachowanie dorosłego już osobnika płci męskiej. Gorzej
niż z dziećmi. Ale nie kłóciłam się, bo to i tak byłoby bez sensu.
W końcu po ponad
godzinie łaskawie się ogarnęli. Akurat idealnie na wejście Emmy.
- Jared, wywiady. Masz 3 wywiady do radia i jeden do
telewizji. Shannon, ty za to z Tomo do gazet. Za 5 minut chcę was widzieć na
dole.
- Co ze mną?- spytałam.
- Hymm… Jak chcesz możesz jechać z nimi, albo poczekać aż
wrócą i wtedy na festiwal.
- To wolę jechać z nimi.- odpowiedziałam decydując się na
spędzenie tych kilku godzin z ojcem.
- Dobra, 4 minuty!- przypomniała blondynka, zamykając drzwi.
- Idę po torebkę i kurtkę. Zaraz jestem.- oznajmiłam
Letosom, którzy chyba i tak mnie nie słuchali.
Biegiem poleciałam po potrzebne rzeczy, telefon wsadziłam do
kieszeni i gotowa zjechałam windą na dół. Byłam ostatnia, ale mimo wszystko
przez deadlinem. Ludbrook klasnęła w dłonie, chcąc nas pogonić i zagoniła do
małego czarnego vana, który nas porozwoził po mieście.
Studio radiowe było
na tyle ciekawe, że usiadłam sobie w poczekalni i przez 30 minut grałam w
jakieś gry na telefonie. Kolejne pół godziny spędziłam na rozmowie z Delordem,
a kolejne… Na gapieniu się w ścianę. Niestety nie było powrotu i pojechania z
Tomo i Shannonem. Musiałam czekać, aż Jay skończy gadać. W sumie to jest
niesamowite. O co oni mogą go jeszcze zapytać, o czym nie mówił wcześniej? Pitu
pitu o muzyce, oczywiście tylko tej nowej, bo kto by pamiętał o pierwszym
albumie. Potem pitu pitu o filmach, co teraz za produkcje filmowe wybierze. No i pitu pitu o prywatnym życiu, które
oczywiście obchodzi wszystkich najbardziej.
- Widzę, że wynudziłaś się.- powiedział widząc, jak gapię
się w sufit.
- Jak cholera…
- Przykro mi.- powiedział całkowicie szczerze.- Niestety
zanim pojedziemy na festiwal muszę jechać jeszcze do telewizji.
- Wiem. Nie przejmuj się mną.
- Jak mam się nie przejmować, skoro widzę jak umierasz z
nudów?- zaśmiał się.- A wiesz, że dziś po koncertach jest impreza?
- Co?
- No tak. W namiocie DJ’skim będzie można potańczyć i
poszaleć. Jeśli chcesz możesz tam iść. Na nasze opaski są darmowe drinki i
wejście.
- Super! Ale zobaczymy czy będę mieć siły i ochotę.-
powiedziałam starając się stłumić moją radość, by nie domyślił się z kim chce
tam iść.
Całe szczęście wywiady pokończyły się, a my w końcu
wróciliśmy do hotelu. Nie zastanawiając się długo, ubrałam się dość imprezowo i
wraz z Jaredem pojechałam na teren festiwalu. Ogromna przestrzeń
zagospodarowana na wielką scenę i dwa duże namioty, w których odbywały się
koncerty. Masa foodtracków, sklepików i ogromne pole namiotowe. Nie wspomnę o
masie toi toi i błota, które nie wiem skąd się wzięło, bo od kilku dni nie
padało. Dawno już nie byłam na takim wydarzeniu, więc z fascynacją się
wszystkiemu przyglądałam. Nasz backstage był przytulny i miły. Dość duże
pomieszczenie z kilkoma krzesłami, kanapą, wieszakiem i stolikiem, na którym
można było zostawić laptopa.
- Chcesz coś do jedzenia? Możemy zamówić.
- Yyy… Chciałam iść zobaczyć kto gra teraz na scenie. –
powiedziałam modląc się żeby nie chciał iść ze mną.
- Zaraz sprawdzimy!- powiedział chwytając broszurkę
festiwalu leżącą na stole.- Co?! To jakiś żart!
Zamknęłam oczy nie chcąc oglądać jego miny. Właśnie się
dowiedział, że za 10 minut na scenie pojawi się znienawidzone przez niego Enter
Shikari.
- Nigdzie nie idziesz.
- Chyba sobie żartujesz!- prychnęłam rozjuszona na te słowa.
- Nie żartuje! Że też wcześniej nie sprawdziłem lineup’u! Po
co ja cię zabierałem!
- Jared! Niech do ciebie to dotrze! Chris to mój przyjaciel!
Nie zniknie z mojego życia, bo ty tak chcesz! Czemu ich tak nienawidzisz?-
dodałam trochę bardziej zrozpaczona niż zła.
- To nie facet dla ciebie. Nie lubię ich i już!
- Co się takiego stało? Przecież byliście razem w trasie…-
jęknęłam.- Byliście dla siebie mili!
- Byliśmy! Czas przeszły!- powiedział.- A ty powinnaś
wiedzieć, że chcę dla ciebie jak najlepiej, dlatego nie chcę byś cię z nimi
spotykała. Ale zrobisz co zechcesz…
Wiedziałam, że jest zły i wkurzony zaistniałą sytuacją, ale
za bardzo tęskniłam za tym zespołem, żeby olać ich występ. Tym bardziej, że tak
bardzo pragnęłam znów zobaczyć basistę. Uwielbiałam go na scenie, wydawał się
być tam taki… idealny.
Popatrzyłam jeszcze
raz na Jay’a, który mierzył mnie tym swoim wzrokiem, po czym wzięłam torebkę i
wyszłam z garderoby. Idąc w kierunku sceny spotkałam Tomo, który oznajmił mi że
w końcu skończyły się wszystkie wywiady i idzie coś wszamać. Życzyłam mu
smacznego i by lepiej nie podchodził do Jareda, bo jest nie w humorze. Chorwat
tylko wzruszył ramionami i odszedł w kierunku, z którego przyszłam.
Nie zastanawiając się
dłużej, podbiegłam do sceny, przy której stanęłam i oglądałam koncert
Shikarich. Energia jaka towarzyszyła im podczas każdego występu była nie do
opisania. Skakali, biegali, włazili na wzmacniacze czy głośniki… Po prostu
muzyczna petarda! Nawet na chwilę nie odpuszczali mimo, że byli już cali mokrzy
i spoceni po koncercie. Stałam tak wpatrzona i wsłuchana w nich, że zapomniałam
o bożym świecie. Na chwilę przeniosłam się do czasów, gdy byłam wielką fanką
Marsów i pochłaniałam każdą sekundę ich koncertu. Teraz dokładnie to samo
robiłam z występem Anglików. Rozkoszowałam się każdym dźwiękiem, próbując
zapamiętać jak najwięcej magicznych momentów z tego dnia. Setlista nie
powalała, tym bardziej, że to był festiwal, ale pasja którą w to wkładali, zastępowała
braki moich ulubionych kawałków.
Niestety rozbrzmiały
ostatnie dźwięki Zzzonked i zespół zniknął ze sceny. Nie zastanawiając się,
pobiegłam do schodków, by złapać ich zanim znajdą się w garderobie. Biegnąc
tak, nie zauważyłam kabla, o który się potknęłam. Runęłam jak długa na ziemię,
na szczęście w dość suche miejsce. Nagle wokół mnie pojawiło się kilka osób, a
czyjeś ręce podniosły mnie prawie do pionu.
- Kogo me oczy widzą.- zaśmiał się wokalista, który mi
pomagał.- To do nas tak biegłaś?
- Hej Rou!- przywitałam się.- A jak myślisz?
- Z pewnością do Chrisa tak hasała!- powiedział rozbawiony
perkusista.- Przykro mi, ale łazienka była dla niego najpilniejszą potrzebą.
Popatrzyłam na nich i
uśmiechnęłam się. Naprawdę lubię tych wariatów, nie tylko na scenie. Otrzepałam
się z piachu i podziękowałam Reynoldsowi za pomoc.
- Nie ma za co. Oglądałaś koncert?
- Tak. Super występ! Porwaliście publikę, choć mam
zastrzeżenia co do setlisty…
- Jak zawsze coś musi ci nie pasować.- westchnął rozbawiony
Rou.- Powiedz mi, jak tam Gosia? Jest może z wami?
- Nie. Została w Los Angeles.- odpowiedziałam.- Musisz
przyjechać ją odwiedzić. Tęskni za tobą.
- Teraz jej kolej na odwiedziny. Chodź, zaprowadzę cię do
Battiego. A jak tam Jared? Przeszło mu już?
- Yyy… Wiesz, lepiej się mu nie pokazujcie.- powiedziałam
zmartwiona tym faktem.- Mam wrażenie, że chyba nigdy mu nie przejdzie. Nie wiem
co się pomiędzy wami stało, ale cięty jest na was wybitnie.
- Też tego nie wiem…- przyznał blondyn.- Na pewno wszystko z
tobą w porządku?- zapytał widząc że nieznacznie kuleję.
- Tak. Po prostu obiłam sobie biodro i mnie trochę boli. Ale
nic poważnego.- powiedziałam dodając w głowie „mam taką nadzieję”.
W końcu doszliśmy do garderoby Shikarich, w której siedział
już Batten. Nie mogłam się powstrzymać, by nie pocałować go w policzek i objąć
w pasie. Zresztą cały zespół praktycznie zniknął, bo poszli się myć. Patrząc na
jego mokre włosy i spoconą koszulkę, która nieznacznie przyklejała się do jego
ciała, stwierdziłam, że jest niesamowicie seksowny.
- Szkoda, że jesteśmy tylko przyjaciółmi.- palnęłam zanim
ugryzłam się w język.
- Czemu?- zaśmiał się.
- Bo bardzo seksownie wyglądasz w tej koszulce.- przyznałam.
- I tak ma być. Dziękuję za komplement. To kiedy ci Marsi
mają koncert?
- Za godzinę.
- Chcesz żebym poszedł z tobą?
- A masz ochotę?- zapytałam totalnie zaszokowana.
- By iść z tobą, zawsze. Na ich koncert… Niekoniecznie, ale
dla ciebie pójdę.
- Cudownie!- ucieszyłam się, ale od razu naszły mnie myśli,
że jeśli Jay mnie zobaczy z Battym przy scenie to nie dość, że spieprzy cały
koncert fanom, to jeszcze będzie mi to wypominał do końca świata i zabroni w
ogóle jeździć w trasę, albo i nawet zza granicę.- Ale wiesz co, chyba lepiej
będzie jeśli jednak pójdę sama.- powiedziałam z łamiącym się sercem.- Jay może
źle zareagować , a kolejnego „wypadku” już nie chcę.
Chris posmutniał, ale chyba wiedział, że to dobry pomysł.
Tym bardziej, że chcieliśmy zabawić się razem na tej imprezie po koncertach w
namiocie. Umówiłam się z nim, że spotkamy się pod sceną główną 30 minut po
koncercie Marsów, a on stwierdził, że w takim razie leci się umyć. Zadowolona
wróciłam do garderoby 30 Seconds To Mars.
- I jak Enterzy?- zapytał zaciekawiony Shannon.
- Genialni jak zawsze.- odpowiedziałam rozglądając się po
pomieszczeniu w poszukiwaniu ojca.- Jared gdzie?
- Wywiadu jakiegoś udzielał przez telefon. Takiego last
minute. A dużo ludzi?
- Od groma. Shann… powiedz mi co się między wami stało?
Czemu Jay tak bardzo nienawidzi Enterów?
Shannon spojrzał na mnie smutnym i wręcz zakłopotanym
spojrzeniem. Miałam wrażenie, że sam nie wie co się stało. Włożył ręce do
kieszeni i wzruszył ramionami.
- Nie wiem co ci powiedzieć. Lubię ich nadal. Myślę, że to
pytanie musisz zadać Jaredowi.
- Ale on mi nie odpowie…
- Nie wiem, może się martwi o ciebie? Naprawdę mu zależy na
twoim szczęściu i … po prostu uważa, że oni nie są dobrzy dla ciebie. Nie
akceptuje innego muzyka, bo po pierwsze to konkurencja, po drugie wiesz jak to
bywa z muzykami i ich wiernością, a po trzecie… mam wrażenie, że nie może
przeboleć tego że podobają ci się bardziej niż my.
- Ale ja was kocham przecież…
- Ale ich też. I to chyba problem dla Jay’a. oni nie są dla
niego autorytetem, tak jak choćby Placebo. No i jeszcze czwarty powód. Ta cała
sytuacja z twoim zaginięciem i imprezą. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak on
się wtedy martwił o ciebie. Niewiele brakowało, a odwołałby koncert. A potem
jak się dowiedział, że to z winy Chrisa…
- To nie była jego wina!- przerwałam perkusiście.
- To jest nie ważne. Jay zawsze będzie uważał, że to jego
wina. On cię kocha, a to taka rodzicielska obrona.
- Nie chcę takiej obrony!- powiedziałam zła, ze tak mocno
ingeruje w moje życia.
- Pamiętaj, że Jay’a jako ojca brałaś też z wadami. Pominął
on kilka etapów bycia tatą, więc nie dziw się , że czasami się gubi i nie wie
co robić…
- Shann… proszę cię, pogadaj z nim.
- Już próbowałem.
- Proszę…- jęknęłam robiąc szczenięce oczy, na co tylko
westchnął i pokiwał głową, że się zgadza.
Miałam nadzieję, że jego zdolności tłumaczenia bratu jakichś
aspektów życia, w końcu się na coś przydadzą. Był moją ostatnią szansą. Nie
chciałam wiele, ale by przynajmniej Jared przestał ich nienawidzić. Żeby
ignorował moją znajomość z Battenem i nie wcinał się do niej. Nie musiał go
kochać, a nawet lubić. Nie prosiłam o aż tyle. Po prostu tak bardzo przykro mi
było, jak obrażał tak ważną osobę w moim życiu, zresztą którą spotkałam dzięki
niemu.
Po jakimś czasie w
garderobie pojawił się młodszy Leto, który nie patrząc nawet na mnie, zaczął
przygotowywać się do występu. Tak obrażonego nie widziałam go już od dawna. Nie
chciałam żeby moja decyzja zepsuła cały koncert tym ludziom, co przyszli na
festiwal. Musiałam z nim pogadać.
- Jay… odezwij się do mnie, proszę.- lecz on milczał
przebierając się w luźny szary t-shirt.- Jared!... Tato!
- O co ci chodzi?- warknął odwracając się do mnie.
- Nie bądź na mnie zły.
- Nie jestem zły, tylko zawiedziony.
- Przepraszam, po prostu… ja naprawdę kocham ich muzykę.
- A ja nie mam takiej mocy by ci uzmysłowić, jak
beznadziejni są.
Z jednej strony
chciałam mu dogryźć, powiedzieć coś w stylu, że są na pewno lepsi niż jego zespół,
a przynajmniej koncertowo, ale powstrzymała się, bo z drugiej strony ci wszyscy
fani tam czekali na dobry występ, a tym zdaniem bym zburzyła tę małą szansę na
dobry koncert.
- Jay, zagraj super gig. Pokaż mi, że umiesz lepiej niż oni.
Wiem, że umiesz…
- Oczywiście, że będziemy lepsi.- odpowiedział z tą swoją
irytującą pewnością siebie.
- Tato…- jęknęłam błagalnie.
- Dobra, postaram się zagrać fajny koncert, mimo że mnie
dziś tak zraniłaś. Porozmawiamy po występie.
Pokiwałam głową i patrzyłam, jak wychodzi z pomieszczenia. Zwierzak
klepnął mnie w ramię, uśmiechając się pocieszycielsko, a Tomo zatrzymał się, by
powiedzieć mi, żebym się nie martwiła. Emma jak zawsze została, by popracować,
a ja ruszyłam za nimi, by stanąć z boku sceny.
Ilość ludzi która
była pod sceną, była nie do opisania. Zresztą festiwal był wyprzedany od
miesiąca, co rzadko kiedy się zdarzało. Byłam zdziwiona, gdy użyli intro O
fortuna, którego nie słyszałam już od tak dawna. Shann wlazł za gary i ustawił
tak taboret żeby było mu wygodnie siedzieć. Popatrzył na mnie i mrugnął do
mnie, żeby się nie martwiła. Sam fakt tego wstępu już mnie mocno zaciekawił.
Kolejny na scenę wszedł Tomo, a pod sceną rozległy się oklaski. Jednak to było
nic, gdy na scenie pojawiła się główna postać tego koncertu. Szaleństwo jakie
opanowało ludzi było współmierne tylko do tego jak wokalista traktował Enterów.
W szczególności, gdy zamiast jakiejś piosenki z TIWu, usłyszałam A Beautiful
Lie. Czyżby Jay szykował na mój przyjazd inną setlistę? Oczywiście bez piosenek
z ostatniego albumu koncertu być nie mogło, ale jednak, starał się wpleść też
więcej kawałków z drugiego w ich karierze. Tomo z Shannonem starali się za
dwóch, a nawet trzech, jednak humor Jareda był widoczny. Oczywiście tylko dla
mnie, bo publika zdawała się go zupełnie nie zauważać. Energia była, jednak bez
takie powera. Wręcz byłam skłonna zaryzykować, że było to zupełne
przeciwieństwo koncertu Shikarich. Tam piosenki nie były najważniejsze, a
zabawa i energia, a tu… piosenki wydawały się być tym ważnym i istotnym
punktem, nie radość z występu.
Usiadłam na pustym
kufrze do przewożenia sprzętu i skupiłam się na tym co kocham najbardziej. Zamknęłam
oczy i wsłuchiwałam się w głos Jareda, gitary i te Shannonowe gary. Wyjątkowo
się nie mylili, grali idealnie, lecz jak zawsze Jay za często oddawał mikrofon.
Bardzo mnie to denerwowało. Ale nic nie mogłam na to poradzić. Mimo wszystko trochę
się starał, więc to doceniałam. Zakryłam dłonią usta, ale mimo wszystko pisk
szczęścia pomieszanego z zaskoczeniem wyrwał się z mojego gardła. Oto i sam
Leto młodszy zaczął brzdęgolić na gitarze akustycznej piosenkę, której nie
słyszałam bóg wie ile… ale na pewno długo. Ciarki jakie przeszły mi po kręgosłupie
były najlepszym dowodem, że to była magiczna chwila. Under Pressure, to nie
cover piosenki Queen o tym samym tytule, a małe dzieło Jareda, stworzone kiedyś
dawno temu podczas trasy promującej A Beautiful Lie. Słyszałam tę piosenkę
wcześniej może ze 2, może 3 razy. Więc teraz rozkoszowałam się wokalem ojca,
który był bezbłędny. Uwielbiałam jak wyciągał tak wysoko dźwięki, bo pokazywał
wtedy że naprawdę umie śpiewać i ma talent. Niestety rzadko kiedy chciało mu
się to pokazać. Zresztą fani go nauczyli, że nie musi tego robić. A po co
niszczyć sobie struny, gdy ludzie zadowalają się tylko niewielkim wysiłkiem?
Gdy utwór się skończył, podszedł do mnie Tomo, a Jared zaczął grać akustyczne
Alibi.
- Widzę, że się podobało.
- A jakże!- powiedziałam przejęta.- Uwielbiam te momenty,
gdy próbuje udowodnić światu, że ma super wokal.
- Wiedziałem, że cię tym zaskoczy. Ogólnie setlistę układał trochę
pod ciebie.
- Zdążyłam zauważyć.- zaśmiałam się.- Teraz mi trochę
głupio, że go tak zdenerwowałam…
- Weź przestań.- prychnął Milicevic.- Nie może tak być, że
ty nie idziesz na koncert ulubionego bandu, bo jemu on się nie podoba. Przecież
go nie zmuszałaś by szedł z tobą?
- Nie, ale wiesz… to trochę bardziej skomplikowana sprawa.-
westchnęłam.- A właśnie. Tomo, będę mieć ogromną, wręcz gigantyczną prośbę.
- No słucham cię. Tylko mów szybko, bo zaraz wracam na
scenę.
- Czy mógłbyś iść ze mną na tę imprezę w namiocie? Po koncertach.
Bardzo cię proszę…
- A Jared cię nie puści samej?
- No obawiam się, że nie. Wiesz jak on nienawidzi Enterów, a
oni pewnie też tam będą, a ja tak bardzo chciałam spędzić chwilę z basistą, bo
tak dawno się nie…
- Spoko. Rozumiem. Lecę!- powiedział biorąc gitarę w rękę i
wyskakując na scenę.
- Ale Tomo…
- Zrobię to!- odkrzyknął ruszając z kopyta z partią gitarową
z Search and Destroy.
Od razu humor mi się poprawił, a ja w duchu dziękowałam za
to że gitarzysta był moim przyjacielem i zgodził mi się pomóc. I od tego
momentu jakby wszystko zaczęło się układać. Może to nie Marsi wcześniej dawali
ciała, tylko ja nie umiałam się cieszyć z ich muzyki? Kto wie, ale teraz czułam
się tak pełna energii i radości, że mogłam przenosić góry.
Koncert standardowo
zakończył się Kings & Queens, które stało się standardowym mocnym punktem. Fani
na scenie wyjątkowo zachowywali się grzecznie, nie rzucali się na nikogo,
bawili do muzyki i cieszyli możliwością podziwiania tego tłumu, który się
zebrał razem z zespołem ze sceny. Gdy występ w końcu się skończył, nie było już
bisów, wszyscy zeszli ze sceny. Tak jak się spodziewałam aktor, nie odezwał się
do mnie ani słowem, ale za to Szynek i Tomo… aż promienieli energią mimo, ze
wyglądali na nieźle zmęczonych.
- Dobra robota.- pochwaliłam.
- No ma się ten talent.- zaśmiał się perkusista.
- Wiesz, to czar moich wspaniałych długich włosów.-
powiedział Tomo, zawadiacko odrzucając swoją długą mokrą grzywę.- Patrz jak
błyszczą się zajebistością!
- Ja bym powiedziała, że błyszczą się potem, ale no niech ci
będzie.- odpowiedziałam śmiejąc się z tej sytuacji.
Gdy weszłam do garderoby, Jared siedział przed laptopem i
coś na nim pisał. Mimo że był nadal w stroju z koncertu, cały spocony,
podeszłam do niego by go przytulić i podziękować za naprawdę fajny koncert.
- Proszę.- odpowiedział.- Kto idzie na imprezę?
- Ja!- oznajmił Tomo.- Zabieram ze sobą Klaudię.
- Ktoś jeszcze?- zapytał nie komentując tego aktor.- Ok, już
piszę im maila, że pójdzie wasza dwójka tylko.
- A ty nie?- zapytał zaskoczony gitarzysta.
- Nie mam ochoty. A Shann ma telekonferencje. Bawcie się
dobrze, idę się umyć.
- Ale… Jay? Przecież tam mogą być Enterzy.- mruknął
prowokująco Shannon.
- Nie ma ich, pojechali już. Dlatego bawcie się dobrze.-
powiedział uśmiechając się wrednie do mnie.
W jednej chwili zrobiło mi się tak smutno, że nie da się
tego opisać. Jak to pojechali? Przecież Chris miał ze mną tam iść, umówiliśmy
się. Jak nic ten dziad Leto maczał w tym palce! Cholera jasna! Jak on wszystko
umie spieprzyć.
Nie odzywając się do
niego ani jednym słowem usiadłam na kanapie i szybko napisałam do Battena, czy
to prawda, że pojechali. Niestety nie dostałam żadnej odpowiedzi. Nie chcąc
czekać, weszłam na twittera i zaczęłam czytać tweety Enterów, by sprawdzić czy
naprawdę pojechali. W końcu po 10 minutach dokopałam się do wiadomości, gdzie
wokalista odpisywał jakiejś dziewczynie, że niestety nie będzie ich na
imprezie, bo musieli jechać z powrotem do domu. Miałam ochotę się rozpłakać.
Lecieć taki kawał, po to by się spotkać z jedną osobą i co? Mój cholerny ojciec
wszystko pokrzyżował! Jak on mógł mi to zrobić? I jak on to zrobił?! Ale zdecydowałam
się go oto nie pytać, mimo że złość wrzała we mnie ze zdwojoną mocą. Wtedy bym
się przyznała, że Tomo to moja przykrywka, a tego nie chciałam robić, by potem
Chorwat nie miał problemów.
W końcu gdy
gitarzysta wrócił spod prysznica, ruszył do niego Jared, więc mogłam na
spokojnie pogadać z moim „partnerem” na imprezę.
- Jeśli nie masz ochoty, możemy nie iść.- powiedziałam.
- A co to się stało?
- Jay jakimś cudem zmusił Enterów do wyjazdu. Nie wiem jak
to zrobił, ale… nie mam już po co iść na imprezę.- wyjaśniłam.
- Ej, jak to nie masz po co. A ja to co? Muszę mieć jakaś
ładną partnerkę na zastępstwo Vicki.
Uśmiechnęłam się
smutno, ale zgodziłam się pójść z nim. W końcu on zrobił to dla mnie, więc
teraz byłam mu winna przynajmniej chwilę na imprezie. Gdy się trochę ogarnął, w
końcu ruszyliśmy tyłki i poszliśmy do namiotu. Pokazując badge weszliśmy przed kolejką, która wydawała się
nie mieć końca do dużego dość dusznego pomieszczenia.
- Poczekaj, pójdę po jakieś drinki. Coś konkretnego chcesz?
- Hymm… nie, zdaję się na ciebie. Chyba chciałabym coś dość
mocnego, bym nie musiała pamiętać, że jak wrócę do hotelu to mam ochotę zabić
Jareda…
- Haha, oki. Coś wymyślę.- powiedział i nagle zniknął.
No ładnie. Zostałam sama i nie wiem co teraz ze sobą zrobić.
Może zobaczę co za DJ zajmuje się muzyką? Z drugiej strony lepiej się stąd nie
ruszać, bo nigdy nie znajdę później Tomo. A w końcu obiecałam mu towarzystwo. Zresztą
Vicky byłaby szczęśliwa wiedząc, że ktoś go pilnuje. Zakochany, ale w końcu
facet, a z nimi nigdy nie wiadomo, a w szczególności po alkoholu.
Nagle ktoś zakrył mi
dłońmi oczy, a ja zamarłam na sekundę w bezruchu, a potem zaczęłam się szarpać.
- Woah! Spokojnie, chciałem ci zrobić niespodziankę.-
usłyszałam za plecami znajomy głos.
- Chris?!- wykrzyknęłam, natychmiast rzucając mu się na
szyję.- Ale… Co ty tu robisz? Przecież pojechaliście…
- Ja zostałem. Przecież ci obiecałem.- powiedział.- Tomo
znalazł mnie i powiedział o tej całej akcji z Jaredem i… to jego pomysł żeby
zespół pojechał. Zresztą oni i tak nie chcieli tu długo zabawić, a ja nie
mogłem przecież cię tak opuścić bez pożegnania.
- Tomo to wszystko wymyślił? On wiedział?- zapytałam będąc w
zupełnym szoku.
- Tak. To on powiedział Jaredowi, że wyjechaliśmy, zresztą
sam widział jak nasz van wyjeżdża. No i to on cię tutaj ściągnął.
Nie miałam pojęcia jak
ja się odwdzięczę Tomo za tę całą akcję. Kocham go za to bezgranicznie. Nie wiedziałam
nawet, że tyle jest w stanie dla mnie zrobić. Będę musiała go wyściskać i …
sama nie wiem co zrobić, by mu się odwdzięczyć. I tak jak o nim myślałam, tak
zjawił się z drinkami.
- O widzę, że się już znaleźliście. Ale ja w sumie nic nie
widziałem, to twój drinki Klaudia.- powiedział podając mi żółtobiały napój.-
Sorry nie wiedziałem co ci wziąć, więc wziąłem piwo.- dodał wręczając Chrisowi
kubek ze złotym napojem. Dobra, to ja idę po coś dla siebie, bo trzeciej ręki
nie mam. A ty jak już będziesz gotowa by wrócić do hotelu daj znać, w końcu
musimy wrócić razem żeby wiadomo kto się niczego nie domyślił. Wyślij mi sms’a.
- Tomo… Ja nie wiem jak ci dziękować… ja…
- Idź się bawić! Podziękujesz jutro.- odparł z uśmiechem i
zniknął ponownie w tłumie.
- Lubię go.- powiedział Chris obejmując mnie w pasie.- To
co? Masz ochotę potańczyć, a może gdzieś usiąść?
Nie zastanawiałam się długo, wzięłam go za rękę i ruszyłam
pod scenę. To był tak cudowny i pełen emocji wieczór. Bawiliśmy się świetnie,
tyle ile z nim przegadałam to chyba z nikim nigdy nie rozmawiałam. Do tego te
tańce, alkohol który dodał mi odwagi i sił. Jedna z najcudowniejszych nocy, o
której chyba nigdy nie zapomnę. Jednak obydwoje zachowywaliśmy się jak
przyjaciele, bliscy, ale jednak przyjaciele. I było nam tak dobrze.
Gdy w końcu pojawił
się jakiś wolny kawałek oparłam głowę o jego klatkę piersiową i zamknęłam oczy
dając się poprowadzić jego ruchom. Mimo tego hałasu i głośnych rozmów dookoła
słyszałam, a raczej czułam jak bije mu serce. Było mi cudownie. I kto by
pomyślał, że ten dzień pełen złości i nudy tak się skończy?
Około 2 w nocy postanowiłam
pożegnać się z Battenem, który miał przed sobą kawał drogi do pokonania w
pociągu. A ja nie chciałam by Jay jakkolwiek się domyślił, co się stało, a
każdy dobrze wiedział, że ja i Tomo nigdy byśmy dłużej nie siedzieli.
- Do zobaczenia. Mam nadzieję, że jakoś niedługo.-
powiedziałam całując go w policzek.
- Ja też. Dziękuję Tomo za wszystko.- zwrócił się do
Milicevica, który po odebranym smsie zjawił się przy wyjściu.
- Nie ma sprawy. Dla niej wszystko.- odparł z szerokim uśmiechem
wskazując na mnie brodą. – Czas się zbierać młoda. Nasz transport będzie za 5
minut na tyłach sceny, więc trzeba się ruszyć.
Pokiwałam głową i pomachałam Battenowi na pożegnanie, a
potem udałam się z gitarzystą Marsów do srebrnego vana, który czekał by nas
zabrać do hotelu.
Okej.....no i tyle wyszło z nie mam czasu i poczekam z czytaniem ;-;
OdpowiedzUsuńEh.....jak już do mnie napisałas to nie mogłam się powstrzymać...
I wow cudownie długi i wgle rozdział. No i jest Chris 💙💙💙
Dobra wec zaczynając. Rozdział cudowny przede wszystkim przez Chrisa. Uważam że mieli by szansę jako para z Klaudią...ja bardzo im kibicowałam i wręcz nie lubiłam Matta za to że był xD dużo bardziej chciałabym żeby Klaudia była właśnie z Chrisem. Naprawdę nie wiem czemu ale ten gość budzi u mnie niesamowita wympatie do jego osoby...Eh...
I tak....Jay sobie u mnie nagrabił...kim on jest żeby tak gadac...ygh. lubi Chrisa więc chwilowo jest foch na jareda xd ...w sensie jestem w stanie zrozumieć że ich nie lubi..ale tak naprawdę nie zrobili nic złego, Eh....jestem beznadziejna happy bo było trochę Shanna 💙 no i Tomi vel Mop xD . Tomuś w tym rozdziale żądzi ! W sensie razem z Shannem zawsze wymaitają xd ale no....tutaj...tak fajnie się to czytalo że z Klaudią na takich niby relacjach że znajomi po prostu...a okazuje się że Tomi wiele jest w stanie zrobić dla Klaudii....nie raz już to w sumie udowadniał ale teraz po raz kolejny, bardzo dosadnie. I Eh.....lubię go coraz bardziej. Jak dla mnie on i shann są dużo lepsi od gwiazdki jareda....rozumiem...sporo się dzieje i niego w życiu teraz ale no kurde....księżniczka Jay normalnie....Eh....chwilowo nic więcej chyba nie naskrobie i niestety nie mam czasu bardziej się rozpisać.
Bardzo się cieszę z nowego rozdziału i jak z wykorzystaniem czekam na kolejny💙 dziękuję że o mnie pamiętałaś :) życzę dużo czasu, weny i spokoju :*
Czemu nikt niw lubi Mata? Poprosze o jakaś konkretna odpowiedz! I czemu wszyscy kochają Chrisa? XD co ja złego robię ze jest tka a nie na odwrót?:p
OdpowiedzUsuńWiadomo ze Tomo i shann są lepsi niż Jay. On zawsze był i będzie dziadem. Ale No i tak mocno się zmienił na plus :)