Chapter 23
"Mr.Party"
O jezu, jak mi niedobrze.
Brzuch mnie bolał niemiłosiernie, a do tego chciało mi się wymiotować. Co ja do
jasnej cholery takiego zjadłam, że mój organizm tak się zachowuje? Leżałam na
łóżku przy otwartym najszerzej jak się dało oknie i próbowałam zapanować nad
falami wymiotnymi. Zacisnęłam zęby i położyłam rękę na brzuchu jakby miało mi
to w jakiś sposób pomóc. W tym momencie usłyszałam pukanie do drzwi i po chwili
stanął w nich nie kto inny, jak Shannon ze swoim bratem. Zaskoczeni popatrzyli
na mnie, a potem na siebie i szybko podeszli do łóżka.
-
Klaudia, co
się dzieje?- zapytał młodszy z nich.
-
Niedobrze
mi.- mruknęłam zamykając oczy, by oddalić nieprzyjemną wizję.
-
W ciąży
jesteś?- zapytał Shannon, a ja słysząc te słowa podniosłam się do pozycji
siedzącej.
-
Powaliło cię
już totalnie.- odpowiedziałam i zeskoczyłam z mebla wręcz biegnąć do łazienki.
Pochyliłam się nad kiblem i zaczęłam
wymiotować. Cholera, jakie to ohydne i bolesne. Te wszystkie kwasy idą przez
moje delikatne gardło i ranią mi je. Jeszcze zaraz zarzygam sobie włosy,
których nie zdążyłam związać. Jednak chwilę później poczułam, jak ręce Jareda
łapią moje czarno-brązowe kosmyki włosów i trzymają je, by nadal były czyste.
Gdy już zwróciłam wszystko co mogłam zwrócić do kibelka, opadłam wykończona na
kafelki w łazience. Jared z Shannem ukucnęli obok mnie, a młodszy Leto objął
mnie i przytulił do siebie.
-
Co takiego
zjadłaś, że cię tak mdli?- zapytał troskliwie Jared.
-
Nie mam
zielonego pojęcia. Ostatnie co jadłam to krewetki, które zamówiliśmy w tej
knajpie z „sea food’em” z Animalem.
-
Ale mi po
nich nic nie jest.- stwierdził perkusista.
-
Bo ty zjadłeś
tylko jedną i stwierdziłeś, że są okropne i że chcesz zjeść coś bardziej
sycącego.- przypomniałam mu, a on po chwili się uśmiechnął.
-
Masz rację.
To jednak nie jesteś w ciąży?
Jego pytania mnie czasem zabijały. I wytłumacz
tu dorosłemu mężczyźnie, że bez seksu nie ma dzieci. Boże.... Czemu ten Shannon
czasami udaje takiego tępego człowieka? A to on w szczególności powinien
wiedzieć wszystko na ten temat. Swoją drogą zastanawia mnie ile on już ma
dzieciaków na tym świecie, skoro praktycznie po ¾ koncertów sypiał z jakąś
fanką, a raczej fangirlsem. Jared już chyba milion razy wyrażał swoją opinię na
ten temat, ale starszy go nie słuchał. To co mi się bardzo podobało w Jaredzie
to, to że Jay nie pieprzył co chwila jakiś fanek, nie pił, nie palił, ani nie
ćpał. No, ale z drugiej strony leki które brał wystarczały mu chyba za to
wszystko. Za to Shannon... według mnie nie miał w ogóle szacunku dla fanów, no
prawda jest taka, że takie fanki nie zasługują na szacunek, ale i tak to było
bardzo niesmaczne, przynajmniej dla mnie.
-
Nie jestem.
Żeby być w ciąży musiałabym się chyba przespać z jakimś mężczyzną, nie
uważasz?- zapytałam go.
-
No przecież nie
wiem czy sypiasz z kimś czy nie.- odpowiedział.
-
No to dla
twojej informacji NIE!
-
Och no dobrze
już.- mruknął obronnie, a Jay pomógł mi wstać.
Zaprowadził mnie do łóżka i posadził na nim.
Czasami niesamowicie mnie zaskakiwał. Był taki dobry, wyrozumiały i opiekuńczy.
W tamtych chwilach wydawało mi się, że naprawdę byłby świetny ojcem i
wspaniałym mężem. On jednak później zamykał się w sobie i cała ta aura znikała.
Ale nie tego dnia. Naprawdę się o mnie martwił i postanowił posiedzieć kilka
godzin w moim towarzystwie. Shannon stwierdził, że idzie coś zjeść z Braxtonem,
ale Jared został. Po kilku minutach od wyjścia Szynka, do mojego pokoju wpadła
Emma. Popatrzyła na mnie i zapytała.
-
Ojej, co ci
się stało Klaudio?
-
Źle się
czuję.- odpowiedziałam, a Jared pogładził moje ramię.
-
Ja do Ciebie.
Chciałam Cię zabrać na zakupy. Wiesz... to w końcu Paryż! Stolica mody!
-
Raczej nie
dam rady...- szepnęłam smutno.
-
Szkoda... To
może Ty Jared? No proszę cię, muszę zrobić tu zakupy!- zaczęła błagać Jay’a.
-
Zostanę z
Klaudią. Idź sama, albo znajdź Shannona.- odpowiedział.
-
Tak, Shannon
na pewno mi pomoże. On i jego moda.- mówiąc to przewróciła oczami.- No dobra,
to ja idę. Ty zdrowiej Klaudio, a ty się nią zajmij jak trzeba. Jakby coś to
masz mój numer.- zaśmiała się i pomachała nam na pożegnanie.
-
Od dobrych
kilku lat.- zaczął się śmiać Jay i gdy zamknęły się drzwi przerzucił wzrok na
mnie.
Jego tęczówki były jasnoniebieskie i
roześmiane. Jak się śmiał wyglądał tak niesamowicie normalnie i... pięknie.
-
Wiesz,
jeszcze ze sobą jakoś tak szczególnie nie rozmawialiśmy jeśli chodzi o mój
zespół.- zaczął.
-
Chyba wasz
zespół.- poprawiłam go.
-
No nasz
zespół. Powiedz mi co sądzisz o nowym albumie? Podoba ci się?
-
Nowym? Masz
na myśli „This Is War”?
Pokiwał twierdząco głową, a ja się chwilę
zastanowiłam.
-
Wiesz co,
album jest na pewno inny niż poprzednie wasze dzieła. Nie twierdzę, że jest
zły, ale... To już nie to samo co pierwszy czy nawet ABL. Tamte jakoś
bardziej... och no nie wiem. To jest strasznie trudne do określenia. Lubię ten
album, ale nie umywa się on do s/t. Z drugiej strony każdy z waszych albumów
jest na dany humor. Nie umiem jasno określić, który na jaki. To też zależy od
piosenek. W nowym kocham twój głos. No i oczywiście teksty, choć nie wszystkie.
Weź mi zdradź jak ty piszesz tak wspaniałe piosenki. Podobają mi się klawisze i
perkusja brata. Często też gitara. Och to zależy od wszystkiego.
-
Masz ulubioną
piosenkę z tego albumu?
-
Mam dwie.
Zgadnij jakie to są.
-
Hym... Kings and Queens i Night
Of The Hunter?
-
Nie!
Oczywiście, że nie! Hurricane i Alibi!
-
Ach...-
westchnął jakby nagle stało się to oczywiste.- No tak. Zapomniałem, pisałaś
kiedyś o tym.
-
Wiesz co...
Pewnego razu wracałam pociągiem od mojej przyjaciółki, która mieszka we
Wrocławiu. Wyjechałam o 16, ale w Warszawie pociąg był dopiero po 22. jechałam
sama w przedziale i gdy zaczęło się ściemniać zasłoniłam firankami drzwi od
przedziału i otworzyłam okno. Na dworze było już ciemno, a my jechaliśmy przez
jakieś pola i lasy. Słuchałam wtedy TIWa. Niesamowite uczucie, którego nigdy
nie zapomnę. Wtedy właśnie zobaczyłam, jak wspaniały jest ten wasz album. Ile
ma w sobie magii i emocji.
-
Czyli jednak
ci się podoba?- raczej stwierdził niż zapytał wokalista.
-
No wiesz...
Macie piosenki, które zupełnie mi się nie podobają na płycie, ale na
koncertach... To jest dopiero energia! Closer To The Edge jest chyba
najbardziej tandetną piosenką jaką słyszałam, ale na koncertach miecie. Na
początku Search&Destroy mi się nie podobało, ale gdy usłyszałam je na żywo
to po prostu nie ma słów wyrażających mój zachwyt. Szczególnie uwielbiam, jak
tak niesamowicie przeciągasz „destroy”. Natomiast Night Of The Hunter na żywo
jest słabe. Nie ma tej energii co na płycie. Nie mam zielonego pojęcia od czego
to zależy, ale bardzo się cieszę, że wybraliście Hurricane na singiel a nie
NOTH. Tak samo wygląda sytuacja z Vox Populi. Fajna piosenka, ale na żywo nie
czuć jej mocy. A przynajmniej na tych koncertach na których ja byłam.
-
A jak ci się
podoba K&Q i TIW?- zapytał zaciekawiony.
-
Wiesz o czym
pomyślałam słuchając pierwszy raz K&Q? Że to piosenka wyjęta rodem z
„Mustanga Z Dzikiej Doliny”.
-
Z czego?
-
„Mustang z Dzikiej Doliny”. Taki film. Jeszcze cię
zmuszę do obejrzenia go.- zaśmiałam się.- Ta piosenka bardzo kojarzy mi się z
końmi. Shannon nadaje wspaniały rytm taki akurat w takt galopu. Któregoś dnia
jeździłam sama na moich fryziakach w terenie i włożyłam wtedy słuchawki do uszu
i włączyłam tę piosenkę. Na wielkiej łące zagalopowałam i puściłam wodze.
Czułam się wtedy tak niesamowicie wolna, pełna nadziei. Byłam pewna, że jestem
w stanie zrobić wszystko. Ruchy konia idealnie dopasowane do rytmu piosenki.
Coś niesamowitego! Zamknęłam oczy przypominając sobie to co wtedy czułam i
wszystko co mnie otaczało.
-
A This Is War?
-
Lubię
piosenkę, ale po prostu lubię. Jest dla mnie obojętna. Na koncertach fajnie
wychodzi, ale to 100 Suns jest czymś niesamowitym. Uwielbiam
jak wyciągasz „not in peace and not in war”. Jest to jakieś urozmaicenie i nawet dla tej jednej linijki warto być na
gigu. Dręczy mnie jedno pytanie. Mianowicie dlaczego z całej płyty nie gracie
tylko Starngera? Wiem, słyszałam te twoje wymówki...
-
Jakie
wymówki?- zapytał zainteresowany.
-
Co, już nie
pamiętasz co mówiłeś? Pierwsza to, to że ludzie się nie bawią jak trzeba, a
druga, że gdy ją śpiewasz to się czujesz jakbyś publicznie uprawiał seks.
-
O to
pamiętam.- zaśmiał się nie patrząc na mnie.
-
To jaki jest
w końcu powód? Bo jeśli chodzi o zabawę to... Pomyśl człowieku. Ta piosenka nie
jest kolejnym shitem z chwytliwym refrenem do skakania. To jest prawdziwy, jedyny
w swoim rodzaju utwór muzyczny, który mogę nazwać w pełni prawdziwym dziełem.
Pomyśl o swoich fanach, o tym, że dla nas jest to coś wyjątkowego, jakiś
łącznik z pierwszym albumem. Ludzie nie skaczą na tej piosence, nie dlatego, że
im się nie podoba. Właśnie odwrotnie. Oni przeżywają wtedy orgazm słuchowy.
-
Ale...-
zaczął.
-
Nie ma ale.
Taka jest prawda. Ja rozumiem, e musisz grać dla swoich krzyczących piskliwymi
głosikami nastek, ale pamiętaj też o prawdziwych fanach, którzy marzą o
prawdziwych piosenkach.
-
Słucham?!-
powiedział oburzony.
-
Dobrze wiesz,
że taki Closer To The Edge nie umywa się nawet do na przykład Fallen. W ogóle
nie ma co porównywać. To jak porównywanie Ferrari z maluchem.
-
Nie zgadzam
się z tobą.
-
Sam sobie
robisz z mózgu wodę, nie wiem czemu.- dalej drążyłam nieprzyjemny temat, a Leto
już ostatkami sił walczył ze sobą, by nie wyjść z pokoju.
Tylko czekałam aż powie, że musi iść do Emmy
czy coś w tym stylu. Z drugiej strony zaczęłam się zastanawiać czy on w takim
przypadku ma mózg. Raczej orzeszek odpowiadający za oddychanie i inne czynności
życiowe. Jemu powinno się wszczepić coś.. hym... Najlepiej to płytę s/t do tej
resztki mózgu.
-
Dlaczego tak
nie lubisz This Is War?- zapytał uspokajając się trochę.
-
Wiesz
dlaczego? Bo olałeś dla niej swój najlepszy album. Dzięki, że zadałeś to
pytanie, gdyż w końcu zrozumiałam co jest prawdziwym tego powodem.
-
Czyli jak
zacznę grać s/t na koncertach to ty polubisz ten krążek?
-
Nie wiem. Ale
coś nie wydaje mi się to możliwe.- powiedziałam ze smutkiem. – Ty nie grasz s/t
i nigdy nie zagrasz. Nie wiem czemu, ale tak już jest.
Zapadła nieprzyjemna cisza. W końcu Leto
postanowił zostawić ten nie zamknięty temat i przenieść się na inne muzyczne
tory. Zaczęliśmy kontemplować muzykę Trenta Reznora. Potem przeszliśmy jeszcze
do the Cure i ostatecznie zakończyliśmy muzyczną rozmowę na The Beatles.
-
Jedna z moich
ulubionych to Across The Universe!- powiedziałam uśmiechając się sama do
siebie.- Wolę ją jednak w wykonaniu Briana Molko. Przecudne!
-
Nie
słyszałem.- stwierdził mężczyzna.- Będziesz mi musiała pokazać.
-
No jasne!
Ech... ta piosenka strasznie kojarzy mi się z Dagą. Chciałabym ją już zobaczyć.
I to bardzo! Tęsknię za nią...
-
Rozumiem cię.
Mnie też brakuje trochę Freda, ale w końcu już za 3 tygodnie się z nim widzę.-
powiedział zamyślony.
-
Co teraz
będzie? Ja muszę skończyć szkołę i wolałabym zrobić to w Polsce...-
powiedziałam.
-
Trochę nad
tym myślałem i mam jeden pomysł.
-
Wiesz ja też
mam jeden.- przerwałam mu.- Pojadę do Polski, zamieszkam w domu, będę chodzić
do szkoły... A w grudniu byś przyjechał na koncert i mnie wtedy zabrał, co ty
na to? Zawsze chciałam zobaczyć Stany!
-
Widzę, że
twoja wizja jest bardzo podobna do mojej. Jednak chciałbym żebyś w ciągu roku,
mniej więcej w październiku przyjechała na kilka dni do mnie.
-
Masz już
jakiś konkretny termin?- zapytałam zaciekawiona.
-
Myślałem
żebyś przyjechała pod koniec października, bo w listopadzie, 7 o ile dobrze
pamiętam, jest EMA i pewnie będziemy zaproszeni. Już rok temu uprzedzali nas,
że chcą byśmy dali jakiś koncercik.
Pokiwałam głową i przeciągnęłam się. Nadal nie
czułam się najlepiej, ale bardzo miło mi się rozmawiało z ojcem. Jednak
zmęczenie wzięło górę i zaczęłam niekontrolowanie ziewać.
-
Jesteś
strasznie śpiąca. Dobra, idź spać, a ja i tak muszę jeszcze trochę popracować.-
mruknął do mnie, po czym przykrył mnie szczelniej kołdrą i dał całusa we włosy.
Zasnęłam z uśmiechem na ustach. Nie znałam go
jakoś długo, ale do tej pory okazał się być naprawdę wspaniałym człowiekiem, te
nieprzyjemne momenty po prostu wymazałam. Kto by pomyślał, że Jared Leto ma
uczucia i umie je pokazywać. Naprawdę niesamowicie sobie zaplusował u mnie.
Zamknęłam oczy i wtuliłam się w materiał poduszki. Dziękuję ci Boże, że
postawiłeś mi Jareda na mojej drodze.- wyszeptałam i zasnęłam.
Kolejne dni mijały, a ja się czułam coraz
bardziej osamotniona w tym wszystkim. Po Paryżu polecieliśmy jeszcze do 3
różnych państw. A w każdym z tych krajów był co najmniej jeden koncert. I to
wszystko w niecały tydzień. Paranoja...
Siedziałam na łóżku i patrzyłam we włączony
telewizor. Było mi zupełnie nie do śmiechu. Strasznie tęskniłam za
przyjaciółmi... Za Dagą. Za Jessicą. Za Kamą... czy Ciacho. Za Echelonem, który
pewnie mnie już wydziedziczył. Chciałam ich znów zobaczyć, pogadać z nimi, a tu
nie było jak. Samotne dni naprawdę mi ciążyły i nie było to nic przyjemnego.
Nagle okazało się, że bycie w trasie bez przyjaciół nie jest takie fajne.
Przecież w marzeniach zawsze byłam z przyjaciółmi. A tu.... jestem sama. Do
tego Jay jest tak zapracowany, że ostatni raz gdy z nim normalnie rozmawiałam
to było gdy miałam chory żołądek. Czasami odnosiłam wrażenie, że mu tylko
przeszkadzam i komplikuję życie, gdy przychodzę i chcę posiedzieć z nim. Choćby
w ciszy. On wtedy otaczał się murem i nie reagował na świat zewnętrzny. Więc w
końcu się poddałam. Shannon buszował po miastach wyżywając się seksualnie, a
Braxton ciągle urządzał te ustreamy. Dla mnie stało się to nie tyle męczące co
nudne. No i oczywiście smutne, że mnie wszyscy olali. Jedyną osobą do której
mogłam iść był Tomo, bo do Tima przyjechała dziewczyna i czas spędzali razem.
Jednak Milicevic był bardzo zamknięty w sobie i jeszcze bardziej odsunął się od
zespołu, fanów i mnie. Jedynie z Vicky mogłam pogadać, lecz tylko przez
telefon. Emma jak zawsze zajmowała się organizowaniem wszystkiego i wyglądała
na strasznie zmęczoną. Czasem miałam wrażenie, że wygląda gorzej niż Jay.
Reszta ekipy była za to ciągle zajęta robotą. Rzadko kiedy odpoczywali, a jak
już to robili to szli do pubu uchlać się. Często towarzyszył im Shannon, który
pomimo tego, że po takich wypadach śmierdział jak bimbrownia to zachowywał się w miarę ludzko.
Usłyszałam pukanie do drzwi, więc chciałam się
już podnieść, ale one się otworzyły. No tak... z pewnością Jared miał drugi
klucz. I tak podniosłam się z łóżka, gdy usłyszałam jego głos, który brzmiał
zdecydowanie dziwnie.
-
Czy jest tu
ktoś?
I w szparze w drzwiach pojawiła się...
SKARPETKA! Ale nie byle jaka skarpetka. Była ciemnogranatowa w żółte kaczuszki
i była założona na dłoń, tak żeby wyglądała jak... no nie wiem. Wąż? Do jej
górnej części były przyczepione dwa duże złote guziki, które miały chyba
stymulować oczy. Szczęka opadła mi na podłogę i chyba kilka razy się od niej
odbiła z wrażenia i zaskoczenia. Nagle skarpetka zastygła nieruchomo jakby
patrząc na mnie i powiedziała.
-
Klaudia!
Słyszałem, że jest ci smutno. Jestem Mr. Party!
Gdy chwilowy szok minął zasłoniłam usta I
próbowałam się nie udusić ze śmiechu. Skarpetka, znaczy Pan Impreza, poruszył
się i znów zaczął nawijać otwierając i zamykając swój pyszczek. Zauważyłam, że
nawet ma czerwony język!
-
Czemu
milczysz?
-
Jar...re...Jare...Jared!-
próbowałam wyartykułować jego imię lecz śmiech mi na to nie pozwalał.
Wyglądało to jakbym się trochę dusiła.
-
Nie śmiej się
ze mnie! Chociaż... śmiej się! Po to tu jestem! Ten duży chłopiec przyprowadził
mnie, bo zauważył, że jesteś ostatnio jakaś przygaszona, a on ciężko pracował i
nie mógł się zająć swoją córeczką.- powiedziała skarpetka smutnym i pełnym
skruchy głosem.
Uśmiechnęłam się słysząc to, gdyż zabrzmiało
naprawdę szczerze.
-
Widać udało
ci się mnie rozśmieszyć. Dziękuję!
-
Taka już moja
rola. W ogóle nie powinienem tego mówić, ale ten duży chce cię zabrać na spacer
i...
Nagle drzwi się otworzyły i wszedł przez nie
Jared spoglądając groźnie na skarpetkę.
-
Ja miałem to
powiedzieć! Nie ty!- oznajmił normalnym głosem.
-
Ale to ja to
powiedziałem i nie trzeba było w takim razie mnie tu ściągać.- broniła się
skarpetka.
-
Miałeś ją
tylko rozśmieszyć, bo jest smutna!
Jay nadal kłócił się ze skarpetką, a ja
leżałam na łóżku i turlałam się ze śmiechu. Jejuś co za pozytywnie pierdolnięty
człowiek! No już dawno tak się nie śmiałam!
-
Patrz na nią
jaka wesoła! Nic tu po mnie.
-
Ale Mr. Party
nie odchodź!- wyjąkałam przez łzy śmiechu.
-
Idę stąd.
Duży chłopiec się tobą zajmie. Do zobaczenia soon.
Gdy to tylko usłyszałam aktor zrzucił z dłoni
skarpetkę i podszedł do mnie uśmiechając się szeroko. Przytuliłam się do niego
nadal z wielkim bananem na twarzy. Ostatnio coś za często to robię. Czy to do
Shanna czy Jay’a czy Olity, ale naprawdę tego potrzebuję. To jedna z barier
ochronnych. Inaczej bym się chyba poddała i... byłby koniec. Prócz tęsknoty za
przyjaciółmi nawiedzały mnie ciągłe myśli o rodzicach, o tym jak zginęli i o
Mirandzie z Gregiem. Historia lubi się powtarzać, jak widać... i jedni i drudzy
zginęli w wypadku. Może nie do końca tak samo, ale...
-
Trochę
poprawiłem humor?- zapytał przyglądając mi się uważnie.
Pokiwałam głową i razem usiedliśmy na łóżku.
Oparłam policzek o jego ramię, a on swoją głowę o moje włosy.
-
To jak?
Przejdziemy się? Muszę się trochę zrelaksować.- powiedział głaszcząc delikatnie
moje prawe ramię.
-
Za chwilkę.-
wyszeptałam chcąc jak najdłużej zostać w tej pozie.
Jednak Jay jak to Jay szybko zaczął się
wiercić, więc wstaliśmy, ja zabrałam kurtkę i zmieniłam buty, po czym wokalista
Marsów poszedł jeszcze po swoją skórzaną kurtkę i obydwoje wyszliśmy z hotelu.
Czułam się jak małe dziecko, gdy trzymał mnie za rękę i przy każdym przejściu
czy innym „niebezpieczeństwie” wzmacniał uścisk. Trochę mnie to śmieszyło, ale
z drugiej strony pokazywało, że Jared byłby naprawdę dobrym ojcem. Szkoda, że
nawet nie chce spróbować. Kiedyś będę musiała z nim o tym pogadać. Ale to
kiedyś... jak się jeszcze bliżej poznamy. Może wcale nie będę musiała pytać?
Buuu…co Was tak mało się odzywa? Z rozdziału na rozdział coraz mniej! :( Spadek i kwestei spadku już niedługo. Jak bohaterka wróci do domu.
Tym razem rozdział dedykuję dwóm osobom. Izie (owsiken.fbl.pl) i Natou :) Pierwszej za nasze rozmowy, rozkimny dziwnych rzeczy i przyszły weekend, a drugiej za wspólną Pragę, rozkiminy na twitterze i sobotnie zakupy :D Laski! :*
KONKURSY!
1. Na najlepszy komentarz. Piszecie komenatrz, a ja wybieram najlepszy. Oryginalność i treść się liczą :)
2. Niech każdy z Was wybierze ulubioną scenę z ITW i zrobimy taką mini ankietę i zobaczę co Wam się najbardziej podoba.
jejku,jared był tu taki opiekuńczy, aż go nie poznałam, super rozdział.
OdpowiedzUsuń-nikola
Dziękuję ślicznie za dedykację! :* Twórczy komentarz będzie z pewnością jutro, ale już musze dzisiaj powiedzieć, że rozwaliła mnie totalnie… SKARPETKA! Padłam – jesteś moim masterem xD
OdpowiedzUsuń-owsiken
aaaaaa dostałam dedykację ;D SANKOOOOOO ;*;*;* co do rozdziału, to… POSIKALAM SIE ZE SMIECHU… ahahahahaha Mr Party…rozpierdzielilo mnie to ;D i przypomniał się Gej z jednego wywiadu… ;D Rozdział zajebisty, bardzo śmieszny mimo tych kilku momentów poważniejszych ;p współczuję rzygania ;p ja w szpitalu też miałam odruchy wymiotne, ale przez to, ze nie moglam nic jesć i pić, a brałam same lekarstwa, to i nie mialam czym rzygać ._. aha, masz jutro wpierdziel! bo pomalowałam sobie paznokcie i tak sie zaczytalam, ze nie zauwazylam ze palcem dotykam pomalowanego paznokcia i zrobiłam sobie odgniota!!!!!! ;D
OdpowiedzUsuńjutro pomyślę, co tu do ankiety zgłosić ;p
-natou
Coraz mniej osób.?? No coo ty!
OdpowiedzUsuńWybacz, ale mój czas obecnie jest ograniczny i nie mam mozliwości korzystania z komputera.;/
Rozdział mnie rozwalił. Mr. Party . hahaha Nadal sie śmieje.
No ta troska Jareda nadal nie moge przywayknąć do niej, ale lubie takiego Chudzielca. Byś go utuczyła troche. xd
No mój zaciesz na twarzy chyba długo nie zniknie. Dajesz mi tyle powodów do radości.! Czekam na kolejny Chapter. ; )
-an
skoro są skargi, na zmniejszającą się liczbę komentarzy, to trzeba to zmienić! rozdział mnie rozwalił! hahaha!! tzn. generalnie Pan Impreza, spadłam z krzesła i już nie wstałam xD uwielbiam, jak opisujesz takie sceny, bo nawet jak mam zły humor to od razu mi się polepsza ;) strasznie podobała mi się całkowita analiza TIW, taka….prawdziwa, samą prawdę przedstawiłaś i za to Cię lubię ;)
OdpowiedzUsuń-lea
Najlepszy komentarz. Hmm… Wykazałabym się weną, ale jest sobota (i to przed 11) więc weny nie ma. Jared (tatuś) idzie mu coraz lepiej więc *aww*. Czekam na kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuń//co do ankiety… GLEBA była najlepsza!
-adka
Coraz mniej? To ja też zacznę komentować :) Zwykle tego nie robię bo nie chce mi się/zapominam/nie wiem co napisać… Nie mam ulubionej sceny z ITW, bo całe opowiadanie strasznie mi się podoba :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Zuzia
-zuzia
Przeczytałam to opowiadanie w ciągu jednego dnia i jestem zafascynowana ! Tak świetnie opisujesz sceny i chociaż pojawiają się powtórzenia-nie psuja całego efektu.Myślę,że najlepszą/najlepszymi scenami są sprzeczki Jareda i Shanimala :D Np.”A mi zdrętwiał lewy pośladek” ,albo te gestykulacje Jareda,gdy przy okazji trzepnął brata hahaha :D Pisz szybko newsa,bo usycham ! Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń-mart
Skarpetka wygrała wszystko ! To było mistrzostwo świata ! Dialog Jay’a i Klaudii na temat twórczości Marsów ciekawy jednakże jak dla mnie trochę za sztywny.No po prostu taki mało naturalny mi się wydaję.
OdpowiedzUsuńPrzez chwilę byłam zawiedziona tym, że nie poruszyłaś tematu związanego z blondynką w łóżku Jared’a a się okazuję, że jakimś cudem nie przeczytałam 22 rozdziału więc szybko pędzę nadrabiać zaległości !
-marion
Jejku, jejku, jejku! ;DD Po obejrzeniu Mr. Nobody bardzo łatwo mogę uwierzyć w tego wspaniałego, cudownego ,opiekuńczego tatuśka ;) Zgadzam się z pozostałymi – skarpetka cudowna! ;D Już widzę oczami wyobraźni Jareczka kłócącego się z Mr. Party z niesamowicie poważną miną ;pp
OdpowiedzUsuńMało komentarzy? Ja się staram komentować na bieżąco, chociażby po to, żebyś wiedziała, że jest sobie gdzieś w świecie taka jedna Agata, dla której jesteś masterem ;DD
Co do większości tej rozkminy o TIW mogłabym się zgodzić, ale na pewno mam inne zdanie o CTTE, bo dla mnie to energetyczna fuckin’ powerful song! ;pp
Co do ankiety, to nie potrafię znaleźć nic wyjątkowo zajebistego – w każdym odcinku jest jakaś zacna akcja, która mnie powala na podłogę ;DDD
Ze zniecierpliwieniem czekam na kontynuację i jakoś tak nie mogę doczekać się, aż Klaudia pojedzie do Polski ;) Chyba mi się tęsknota udzieliła ;p
-agi
Uwielbiam twoje opowiadanie ! Mogę je czytać cały czas ;D Ajajaj ;d Skarpeta – Mr.Party wymiaaaata <3 No i ta rozmowa Jareda z Klaudią . ;d Ciekawie było. hehe ;d Nareszcie ktoś to powiedział Jaredowi w twarz ;d A najlepszy moment w całym opowiadaniu to na sete gleeeeba ! Pozdrawiam i zyczę weny.
OdpowiedzUsuń-crazy
Na początku chcę przeprosić, że dawno ni komentowałam. Nie będę się tłumaczyć, bo to bez sensu, ale tak czy siak, przepraszam. ;)
OdpowiedzUsuńRozdział (i poprzednie też z resztą) bardzo fajny(nie lubię tego słowa, bo jest trochę pospolite, ale mam nadzieje, że wiesz, o co chodzi).
Motyw Pana Imprezki zwalił mnie z nóg. Właśnie takiego Jareda często brakuje w opowiadaniach tego typu. Tej jego zdrowo pokopanej strony. ;)
Rozwiązanie sytuacji z wyjazdem itd itp całkiem zgrabne muszę przyznać. Jakoś nie mogę się doczekać rozdziałów z Wielkiej Rozłąki. ;)
Co do motywu z domniemana ciążą, też niezłe. :P Tak spontanicznie i naturalnie ci to wyszło (głupio to brzmi, szczególnie w tym kontekście, ale cóż…).
Jak wpadnę na to, co ci jeszcze napisać, to się odezwę. ;)
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział!
-onisia
Wiesz corcia jaki mam stosunek do Szczura. Wiem, ze fajnie jest sobie wyobrazac, ze pod ta warstwa egocentryzmu, idiotyzmu, nijakosci, pitolenia godzinami o niczym, plastiku i rozu jest fajny, wspolczujacy, wrazliwy Jared.
OdpowiedzUsuńJednak okropnie trudno mi sobie to wyobrazic.
I do tego poczucie humoru;) No way.
Mam pytanie: do kogo nalezala skarpetka? Do Shanna?
Udal Ci sie opis Szynki. Pijak I zapinacz. Do tego niezbyt inteligentny,z okresowymi zatrzymaniami funkcji myslowych.
Ale za to na bebnach:<:<
-mama