Chapter 1
"Pomysł na opowiadanie!"
„ Jared nie mogę bez ciebie żyć! Jesteś dla mnie wszystkim!”. Kolejne opowiadanie, kolejne głupoty jakie ludzie wymyślają. Nikt nie zdobędzie się na ani trochę oryginalności. Biedny ten Jared, że w wirtualnym świecie robią z niego takiego podrywacza bez serca, który później dostaje oświecenia i zakłada rodzinę, ma dzieci, żonę i żyje długo i szczęśliwie. Czemu ten prawdziwy Jared tak nie zrobi? Pewnie, dlatego że taki nie jest. Zresztą dlaczego wszystko zawsze kręci się wokół niego? A co z Shannonem, Tomo, Timem i resztą? Czy ktoś cokolwiek wie o Braxtonie? Czy ktokolwiek pamięta Solona i Kevina? Czy ktoś tęskni za Matem?
Przerwałam czytanie kolejnego bezsensownego romansidła i wyłączyłam internet. Zawsze któryś z chłopaków ma romans, czy zdarzyło się takie coś by nie było wątku miłosnego? Zdenerwowana tym faktem włączyłam worda i zaczęłam pisać „rozdział 1 spotkanie”. Nie miałam jeszcze pomysłu na to co będzie się
działo w moim opowiadaniu, ale wiedziałam, że będzie inne. Nie będzie romansu, a na pewno nie głównej bohaterki z Jaredem czy innym Marsem. To będzie coś never done before, coś czego nikt jeszcze nie napisał.
Dobrze… zacznijmy chyba od bohaterki. Nie mam zupełnego pomysłu na imię. Imiona, które mi się podobają już mają swoje zastosowanie. Diana- zajęte, Samantha- także już zajęte, Roxanna- tez już funkcjonuje, Elena- obecnie źle mi się kojarzy. To może w takim razie Izabela? Także to nie jest to. Chyba zaraz poddam się już na samym wstępie. Ale nie, w końcu to ja jestem Klaudia, a nie ktoś podrzędny. Ja się nigdy nie poddaję. To może jednak… A może po prostu Klaudia? Czemu nie? Lubię swoje imię i bardzo dobrze mi się ono kojarzy. Dobra, przynajmniej tyle. Wygląd… Tak wiem, że zaczynam od najłatwiejszych rzeczy. No dobra… zrobić główną postać na swój wzór czy trochę pozmieniać fakty? Wtedy wyjdzie takie ładne „a beautiful lie”… Dobrze, opiszę ją tak samo jakbym siebie opisała patrząc w lustro. 18 letnia letnia dziewczyna średniego wzrostu. Czarne włosy, które ani się nie kręcą, ale też nie są proste. Po prostu jedno wielkie nic, ale i tak je lubię. Jak się postaram to mogę zrobić z nich coś naprawdę fajnego. Najważniejszy element. Oczy. Boże, jak ja kocham oczy! Bez względu na to do kogo należą… najlepiej żeby były niebieskie. Błękitne ślepia rox! W końcu sama mam niebieskie tęczówki. Twarz raczej okrągła niż pociągła przez co wyglądam na o wiele młodszą niż jestem. Duży biust, niby mój wielki atut, a nie podoba mi się. Przeszkadza, chociażby w jeździe konnej czy bieganiu. Pewnie dlatego nienawidzę biegać. Najgorsza kara dla mnie, ale czasami umiem nieźle potruchtać. Nie ważne. Dziewczyna nie będzie gruba, bo ja też nie jestem, choć to by mogło być ciekawe. Ale nie, nie będzie taka. Chudej szkapy też z niej nie zrobię. Trochę za duże uda i tyłek… tak myślę, że dobrze opisane. Charakter! O to, to pewnie wyjdzie w praniu. Na razie napiszę tyle, że ma być taka jak ja. Uparta złośnica. Bardzo wrażliwa na punkcie zwierząt, w szczególności koni. Co jeszcze? Nie chce mieć chłopaka, bo po co jej? Wystarczy jej przyjaciel. Fanka muzyki rockowej. O to na pewno. Zespoły…cóż będę okłamywać? 30 Seconds To Mars, no taa…, ale to stare… znaczy to za czasów pierwszego albumu. Chociaż to teraz nie jest takie złe. No dobra, są fajni i w ogóle, ale no… Jared ta menda jedna. Wybaczcie, że tak go nazywam, ale czasami no nie da się inaczej. To jest niesamowite jak jeden człowiek może tak irytować innych. No mniejsza z nim, bo znów zacznę pisać o
Jaredzie. Placebo. O! Najlepszy band na świecie! Nie ma lepszego! Jezu, jak ja ich kocham! I ja chcę znów zobaczyć ich live! A w szczególności Stevena Forresta! No Bri oczywiście też, ale najlepiej to w sukience. Mu tak ładnie w sukienkach… i Stefana co wygląda w srebrnym garniturze jak kosmita! Kill Hannah. Ohh… mój Mat! Tego też uwielbiam! Rammstein, Pink Floyd, NIN, Sigur Rós, Queen, Scorpions, Muse, Slipknot, Red Hot Chili Peppers, Deep Purple… można by tak wymieniać w nieskończoność. A i zapomniałabym! Braxton i ten jego projekt! I.L.L. czy jakoś tak! Fajny koleś, bardzo go lubię. A jakie ładne zdjęcia robi. Co do zdjęć, to kocham robić zdjęcia. Mam Nikona D60, czyli nic szczególnego, ale… Jakoś daję radę. Nie korzystam z programów w stylu photoshop, bo po prostu nie mam na komputerze
miejsca na nie, a poza tym ja i komputer… jakoś nie możemy się dogadać. Mniejsza. Co tu jeszcze o mnie. Rysuję, dużo szkicuję ołówkiem, lubię się tym bawić i nawet mi to wychodzi. W sensie, może nie są to jakieś mega wspaniałe i zapierające dech w piersiach prace, ale przynajmniej widać co przedstawiają. Kiedyś uwielbiałam rysować konie i ciągle to robiłam. Obecnie rysuję głównie ludzi, a raczej ich portrety, ale zwierzaki oczywiście także, tylko że rzadziej. Kocham czytać książki, przeróżne, a moim ulubionym pisarzem jest Maxime Chattam, który napisał trylogię „Otchłań zła” itp. No w każdym razie, uwielbiam jego thrillery. Nie wiem co jeszcze mam o sobie napisać. Hym… może o butach. Mianowicie uwielbiam buty, szczególnie sportowe i mam na ich punkcie fioła. Właśnie to co mi się podobało w Jaredzie, to było, to że miał fajne buty. Te białe „tigery” z niebiesko-czerwonymi paskami. Oczywiście musiałam sprawić sobie takie same, bo jak by inaczej. W ogóle ubieram się trochę „po chłopsku” jak to określiła moja matka chrzestna. Spodnie, praktycznie nigdy spódnica czy sukienka, jakieś tam t-shirty itp. dobra stop. Tyle wystarczy.
Rodzina jeszcze może na zakończenie. Moi rodzice zginęli kiedy byłam małym dzieckiem i ich nie pamiętam, za to mam matkę chrzestną, Mirandę, która jest wspaniałą osobą. Uwielbiam z nią rozmawiać, jest naprawdę inteligentną i niezależną kobietą. Do tego ma fajnego narzeczonego, którego też bardzo lubię.
Z Mir, bo tak ją nazywam, mogę pogadać o wielu rzeczach, a najlepiej o Marsach. Fajnie mi się z nią obgaduje Jareda czy Shannona. A Greg, jej narzeczony, ciągle namawia ją na koncerty, więc mam życie jak w Madrycie. Lol. No, ale tak serio to nie wiem co jeszcze mogę powiedzieć. Mieszkamy w Warszawie, w dużym mieszkaniu niedaleko centrum i jest mi tu dobrze. No to koniec. Wszystko inne wyjdzie w praniu. No i jakby mogło się obyć bez moich przyjaciół i znajomych. Na pierwszy ogień pójdzie… Daga. Jest ona wspaniałym człowiekiem i niesamowicie ją kocham. Ona jest moją „soulmate”. Kocha jak ja Placebo i Marsów, razem jeździmy na koncerty, na konie i uwielbiam spędzać z nią czas. Jak jesteśmy daleko od siebie to piszemy listy. Wiem, że listy w XXI wieku to wręcz archaizm, ale… z nią się tak cudownie pisze i wszystko można powiedzieć. Jest one of a kind i bardzo bym chciała żebyśmy spędzały jeszcze więcej czasu. Kolejna to Monika. Co prawda praktycznie co tydzień się kłócimy, ale… jakoś zawsze do
siebie wracamy. Moja sister of heresy. Niesamowicie mnie wkurza swoimi zachowaniami, ale jednak jest w niej coś takiego, że no można powiedzieć „nie potrafię bez niej żyć”. Szczerze mówiąc to wolę z nią rozmawiać w realu, bo poprzez komputer czy inne głupoty jest zupełnie inną osobą. To teraz Becia. Becia
była dla mnie naprawdę kimś ważnym, lecz od kiedy przestałam jeździć do Kierzbunia zniknęła. Nie odzywa się, nie odbiera telefonów. Nie wiem co się stało. W czym zawiniłam, że to się skończyło, ale… czasami zdarzają się dni, gdy za nią tęsknię. No to pora na Greeys. To jest dziewczyna, która czasami załamuje mnie. Ale w taki pozytywny sposób. Na przykład jak skaczemy u niej na trampolinie o 3 w nocy i drzemy ryje śpiewając „Seeeeaaaaarch and deeeestrooooooy”. Poza wygłupami, jest cudowną i mądrą kobietką. Dużo przeszła w życiu i nadal przechodzi, ale daje radę i cały czas idzie przed siebie z podniesioną głową. Uwielbiam z nią rozmawiać, pocieszać ją, a ona mnie. Nigdy bym nie pomyślała, że znajdę kolejną taką osobę po Dadze, która mnie zrozumie bez słów. Mimo, że nie znamy się jakoś strasznie długo to z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że ją kocham. Skoro już mowa o Greeys to przejdę teraz do Jessy. Czuję
się przy niej jak Brian Molko przy Stefanie! Jezu jaka ona jest wysoka. Poznałyśmy się u Greeys i od razu polubiłyśmy. Obydwie zwariowane i mające nierówno pod sufitem jeśli chodzi o muzykę, konie itd. Jessy jest fotografem (fotografką jakoś dziwnie brzmi,lol) i robi takie zdjęcia, że szczena opada. Ma niesamowite
pomysły, jest wytrwała i umieram z nią ze śmiechu za każdym razem jak rozmawiamy. Teraz jest to już moja Jessy! Czarna inaczej Goś. Totalna wariatka i to w niej kocham. Cały festiwal i czas po i przed festiwalem spędzony z tą osobą był jednym wielkim lol’em. Omg! Uwielbiam tę kobietę. Jak chce to się wydurnia z resztą, najpierw twierdząc, że ona to nie, ale jak trzeba to jest poważna i można z nią naprawdę fajnie pogadać. Zresztą to ona mnie „zaraziła” Braxtonem. Ciacho, czyli moja marsowa matka. Kocham tę kobietę w każdym calu. Ona pisze i mówi takie rzeczy, że ja nie wyrabiam ze śmiechu! Szczególnie jak jeździ po Jaredzie, jego „telefonie” itp. Ale zawsze można na niej polegać. W końcu to moja matka, nie? Ludzie z Echelonu. Są niesamowici. Imprezy, spotkania, rozmowy. Ahhh! Wspaniali ludzie, pełni poczucia humoru i dobrego gustu muzycznego (nie chodzi mi o Marsów).
No dobra, zabieram się za pierwszy rozdział. „Usiadłam przed koncertem Marsów na ławeczce na starym mieście. Miałam już wszystkiego dość, bo ile w końcu można chodzić. Zmęczona rozparłam się na niej i położyłam kapelusz obok siebie. W związku z tym, że lubiłam patrzeć na ludzi zaczęłam się im uważnie
przyglądać. W pewnym momencie podszedł do mnie mężczyzna w różowych włosach, a ja oniemiałam. Jared Leto chce usiąść na mojej ławce! A to cham przebrzydły! Ale on tego nie zrobił. Uśmiechnął się widząc na mojej koszulce logo swojego zespołu i… wrzucił mi funta do kapelusza, po czym odszedł. O ja cię kręcę! Jakie jaja! Z jednej strony byłam na niego wkurzona, ale z drugiej. O matko, ale lol!”. Ja nie mogę! Ale głupoty wymyślam. Nie no, porąbało mnie totalnie. Taaaak…
- Zaraaaaaz!- odkrzyknęłam patrząc się w ekran komputera.
- Ja ci dam zaraz! Natychmiast! Zostaw Jareda w spokoju!
- Ej no! Przecież nic mu nie robię. Piszę coś na kompie, a nie oglądam jego zdjęcia!
- Bo będzie zimne!- znów rozległ się głos Mirandy z kuchni.
- Aaaaaa! Dali datę! Na Londyn! Jedziemy!!!!- wykrzyknęłam patrząc na oficjalną stronę Batonów.
Ale się ucieszyłam. Od razu zapomniałam o jedzeniu i opowiadaniu. Ale meeega! Co prawda miałam już bilety na koncert warszawski, ale… Londyn! A w tym roku jeszcze nie byłam w Anglii, a tak ją uwielbiam! Szybko odbiegłam od komputera i dopadłam moją matkę chrzestną.
- Błaaaaagam!- jęknęłam.
- Nie ma mowy. I tak już idziemy na Torwar.
- Ale proszę… to są Marsi, a poza tym to jest Anglia! Kupiłabym sobie cylinder! No proszę cię!
- Pogadamy wieczorem, jak Greg wróci.
Zamilkłam patrząc na talerz.
- Co to jest?!- wykrzyknęłam nagle.
- Kurczak. Ptaki jadasz.- odpowiedziała niespecjalnie przejęta moim bulwersem.
- Nie! Czy to tak trudno zrozumieć, że nie jem mięsa?!
- Jedz, nie marudź.
No i oczywiście nie zjadłam. Same ziemniaki i surówka zniknęły z mojego talerza, ale kotlet został. Ohydztwo! Wegetarianką jestem od 4 lat i… jak na razie dobrze się trzymam, a nie biorę dodatkowych
witamin i tym podobnych rzeczy.
Gdy zjadłam obiad, wróciłam do komputera i właśnie wtedy wpadłam na genialny pomysł. A może moja główna bohaterka zostanie córką Jareda? Ale byłby numer. Leto ojcem, jaja jak berety, czy jak to się mówi. Tylko… chciałam zrobić jakieś takie bardziej realne opowiadanie. Co by musiało się stać, żeby Szczotka zechciała zająć się dzieckiem? Jako, że nie działał mi żaden komunikator na tym kompie, więc wysłałam smsy do kilku moich znajomych, po pierwsze pytając się o koncert w Londynie, a po drugie pytając się co by musiało się stać, by Jared został ojcem. Po chwili dostałam odpowiedź od Czarnej. „Z Londynem się zobaczy, ale jestem jak najbardziej za! Za to jeśli chodzi o Jareda jako ojca… nie ma opcji. On nigdy w życiu by nim nie został, chyba, że byłby do tego zmuszony, a po co ci to?”. Westchnęłam zawiedzona i
czekałam na resztę odpowiedzi. Po pewnym czasie dostałam odpowiedź od Muminka, która napisała, że nie ma szans na Londyn, a jedynym sposobem, by Leto został ojcem to zrzucić mu na głowę walizkę i w ten sposób uszkodzić mu mózg, a raczej jego szczątki. Zaczęłam się śmiać z tego pomysłu i postanowiłam go wcielić w życie. Ale akcja! Dopiero się ludzie uśmieją czytając takie bzdury.
„Walizka spadła Jaredowi Leto na jego cyklamenowego mohawka, niszcząc doszczętnie fryzurę, ale także i uszkadzając mózg. Shannon od razu zaczął panikować i iść na ratunek bratu. W akcie desperacji podniósł walizkę i rzucił nią na bok, trafiając w twarz Tomo. Biednego Chorwata zamroczyło, aż usiadł na fotelu. Ale Shannon miał ważną misję przed sobą. Ocalić brata! Jared w tym czasie, gdy Shanimal o mało co nie zabił swojego gitarzysty ocknął się i przyłożył rękę do głowy. Shannon widząc ten zabieg przygotował się do
panicznego krzyku oznajmiającego całemu światu „ oooo bożeeeeee! Mój piękny pomegranatowy irokeeez nie żyjeee!” lecz zamiast tego usłyszał „ale mnie głowa boli. Co się stało? Co ja mam na głowie?”. Starszy Leto zrobił oczy jak talerze do drugiego dania i pomachał bratu dłonią przed twarzą. Jared skrzywił się i
zapytał „czego do mnie machasz?”. Shann naprawdę zaczął się martwić, bo po pewnym czasie jazy pociągiem w ciszy (Jared cały czas gapił się w okno), Jay wstał i rozejrzał się po przedziale. Przybrał poważny wyraz twarzy i ogłosił wszystkim, że chce zostać ojcem i mężem, a jak nie mężem to przynajmniej ojcem. Shann prawie padł na zawał a Tomo zaczął się śmiać i wylądował na ziemi, znów na twarzy. Biedak miał już ją całą posiniaczoną…”. Przestałam pisać, bo brzuch mnie bolał ze śmiechu. Zerknęłam na zegarek i zauważyłam, że za jakieś 20-30 minut powinien być Greg w domu. Zapisałam wszystko i poszłam do salonu
pooglądać jakieś durne filmy i programy, które oglądała zawsze Mir. Usiadłam obok niej i tak minęło pół godziny do przyjścia jej narzeczonego. Gdy w końcu ogarnął się, zrobiliśmy zebranie w salonie. Wiedziałam, że Grega będę mieć po swojej stronie, więc tak naprawdę wygrałam tę „bitwę”.
- Koncert? Znowu?- zapytał zaciekawiony.
- Nooo! W Londynie! Pojedźmy, proszę!- jęknęłam robią słodkie oczka.
- Nie podoba mi się ten pomysł. Jest teraz chłodno w Anglii.
- Oj proszę cię.- powiedziałam patrząc na nią jakby urwała się z choinki.
- Ja tam nie mam nic przeciwko. Anglię lubię, Londyn także… No Mirando, chodź pojedźmy. Klaudia zobaczy te swoje batony, my pójdziemy na dobry koncert, a i jeszcze będziemy mieli od niej spokój na kilka dobrych godzin.
To zdanie już w zupełności przekonało moją matkę chrzestną i ostatecznie zgodziła się. Gdy tylko poprosili, bym kupiła bilety, pierwsze co zrobiłam to zadzwoniłam do Ciacho. Po kilku sygnałach odebrała.
- Hi!
- Cześć! Jadę!!!!-krzyknęłam do telefonu.
- Co? Gdzie?
- Na Marsów do Londynu! Ale będzie meeeega! Będziemy się świetnie bawić!
- O to super! Mamusia się bardzo cieszy.- powiedziała radośnie.
- Ja też! Będę mogła z tobą podziwiać Shannonowe pałeczki!!- zaczęłam się śmiać.
Ciasto, była moją marsową matką. Ogólnie to miałam 3 marsowe matki, a jakoś dziwnie jednego marsowego ojca, którym był Dżaret Lito. No nie ważne i tak tego nie załapiecie. Patologiczna rodzina po prostu. Pożegnałam się z Ciacho i zadzwoniłam do Czarnej.
- Jedziemy! Zgodzili się, więc i ty musisz jechać! Nie ma opcji, by było inaczej!
- Jasne, a skąd kasę wezmę! I urlop?!- powiedziała zasmucona.
- Nie wiem, ale jakoś to zrobisz! Wierzę w ciebie! A teraz kończę, bo jeszcze muszę poinformować Greeys o tym, że jedziemy do UK.
- Nie wierzę, wariatka z ciebie.
- Wiem.-zaśmiałam się i rozłączyłam.
Wybrałam numer do mojej przyjaciółki i w 30 sekund (zamierzone!- przyp. autorki) poinformowałam ją o sytuacji. Zgodziła się. Ale byłam mega szczęśliwa! To jest nawet nie do opisania. Ostatecznie znalazłam bilety, kupiłam je i zabookowałam samolot. Zmęczona dniem pełnym wrażeń, wszystko wyłączyłam i poszłam się myć. Wychodząc z łazienki jeszcze raz zerknęłam na kalendarz i z uśmiechem jakiegoś głupiego fangirlsa poszłam spać.
Szczera.
OdpowiedzUsuńSzcerze, nie podoba mi się. To jest dopiero pokręcone opowiadanie. Nie wiem co jest prawdą, a co opowiadaniem ;/. Dziwnie piszesz.
Artemis
OdpowiedzUsuńTo jest dopiero pierwszy rozdział ;) poczekaj na więcej to może Ci się spodoba i wyjaśni kilka kwestii.
Greys
OdpowiedzUsuńPo wielu próbach udało mi się napisać komentarz! xD
Jezu jezu *___* KOCHAM TO OPOWIADANIE! Bo jest w 80% realne ;D w sensie prawdziwe wydarzenia itp… Ahh tak w ogóle to nie mogę się doczekać tej UK xD Jeszcze 24 dni! <3
I szczerzyłam się do monitora jak głupia czytając swój opis xD
Chcę kolejny rozdział!!!!
:*
ms. nobody
OdpowiedzUsuńO Dżiiiiz, ja nie mogę się napatrzeć na nagłówek. *_______* Nie no, nie ogarnę się przez niego długo. Jest zarąbisty. :o Ale mniejsza, wczytuję się w treść. :D Podoba mi się ten opis głównej postaci, wyobraźnia fajnie działała itd. ( no dobra, to dla tych, którzy nie wiedzą jak wyglądasz, a ze ja wiem, no to luzik. XD ). Troszeczkę pojechałaś po tych piszących opowiadania o Marsach, co było mocne. XD Ale idę daleeeej.. Na sam początek mi się podoba. ^.^ Co ja się będę wypowiadała, już Ci mówiłam co nie co na ten temat. Ja poczekam na dalszy ciąg wydarzeń (niecierpliwie! pamiętaj, ja cierpliwa nie jestem! :D ) i wtedy powiem mooooreee. ;) Buziak! :*
madzia ; )
OdpowiedzUsuńsuuper ; ) zupełnie coś nowego . Nagłówek rzeczywiście fantastyczny ! czekam aż sie bardziej rozkręci ! ; )
Zjawa
OdpowiedzUsuńJak Ty piszesz realnie, to ja jestem królowa Bona a wybacz, ale nie mogę tak o sobie powiedzieć…. Wystarczy przytoczyć jedno z Twoich opowiadań, w których Jared i Diana są końmi… To jest real? Dziewczyno, przestań chodzić z głową w chmurach. A co do opowiadań innych. Owszem są to romanse itd., ale jak sama pamiętasz i Ty tworzyłaś coś podobnego a teraz potrafisz za to tylko krytykować innych. Jak Ci nie pasuje, nie czytaj, w prawym górnym rogu jest czerwony krzyżyk, wystarczy go wcisnąć. To by było chyba na tyle ode mnie.
Artemis
OdpowiedzUsuńZjawo, rozbawiłaś mnie do łez. Nie wiesz, że jest coś takiego jak krytyka sama w sobie? Nie miałam zamiaru nikogo obrażać pisząc o tych opowiadaniach o romansach, a tym bardziej wydawało mi się to oczywiste, że ludzie wezmą to z uśmiechem, bo sama takie piszę. Jeśli zaś chodzi o realne pisanie, to wybacz, ale po jednym rozdziale już tak oceniasz? Toż to żałosne… A to, że tak normalnie wygląda moje życie to już nie moja wina. To jest realne.
PS. Czy to takie trudne podać prawdziwe imiona i ksywy? Cóż…nie wiem czego się boicie czy wstydzicie.
Pelson
OdpowiedzUsuńNie bede pisac :”wiesz nie obraz sie , ale to nie moj styl ..itd.”, powiem prawde : to opowiadanie jest do bani, przynajmniej tak sie zaczyna, a przez ten durny poczatek juz tu raczej nie zawitam , wiec nie wiem czy bedzie lepiej , ale wiem jedno gorzej juz byc nie moze, straciłam kilka minut swojego zycia na czytanie tego CZEGOŚ. Chyba zostane przy ckliwych i płytkich opowiadaniach o wątku romantycznym… Zycze weny bo tym opowiadaniem raczej nic nie reprezentujesz
Ktulu
OdpowiedzUsuńTym rozdzialem mi tak namieszałaś, że myślałam wtedy o Tobie przez cały dzień. Cholero jedna.
Dlatego nie lubie rzeczy pisanych w pierwszej osobie, bo człowiek się czasami gubi co jest fikcją a co nie.
Bachor!!
OdpowiedzUsuńNo dobra zaczyna się wielkie komentowanie. Pierwszy rozdział.. Wprowadzenie ciekawe. Cycki to uciążliwa sprawa niestety, no ale trza się przemęczyć. Włosy masz megaa, Zrób sobie z FY jeszcze raz. Noo i dalej. Muzycznie. Placebo uwielbiam- musimy jechać razem na koncert. Noo Kill Hannah. matt mój ojciec w końcu. Masz ładne zdjęcia porobić i dobrze się bawić na koncercie. No dobra wracając do opo. Marsi no kocham ich choć czasem mnie wkurzają. No i dalej. Jay i założenie rodziny. Hmmmmm….. Życzę mu tego,ale Shann chyba zrobi to szybciej niż on. Uwielbiałam pomegranata. Matko nie wierzę,że piszę te komentarze i jeszcze jakieś dłuższe. Też chciałabym mieć takich rodziców chrzestnych. Ciastko…. Wspaniała osoba. Kocham twoje opowiadanie!! Dobra idę dalej komentować,bo jeszcze mi zostało.
nevi
OdpowiedzUsuńNo to zaczynamy. Początek dobry-opisałaś wszystko zwięźle i na temat. Widać, że posiadasz bogaty zasób słów który jest potrzebny do pisania takich opowiadań. Dobrze się czyta, więc budowa tekstu jest przejrzysta. Na fragmencie z walizką wybuchłam śmiechem-dobrze się zapowiada. Połączenie realizmu, wyobraźni i delikatnej komedii-oby tak dalej :)
Łokej :P PRZECZYTAŁAM ! Rozdział i komemntarze xD Więc uśmiałam się do łez chwilami, a chwilami się przeraziłam ! Sama wiesz czemu xD Rozdział ciekawy aczkolwiek jak dla mnie szału nie ma dupy nie urywa ;) Ide czytac dalej :P/Echelon.Maja
OdpowiedzUsuńPowiem Ci że musiałam się skupić by wszystko dokładnie zrozumieć xd ale bardzo fajne, zobaczymy dalej :D
OdpowiedzUsuńOk, ok, ok, moment! Jezu jak tu łatwo się pogubić! Ale dobra, dałam rade. Przez pierwszą część opowiadania Klaudii miałam wrażenie że ona opisuje mnie, w sensie jeżdzę konno, słuchał marsów, czytam masowo FF, ale niestety większość to jeden wielki shit i miałam kilka podejść do napisania czegoś swojego ale nie pykło.No i Klaudia ma świętą racje: duże cycki przeszkadzają!!!
OdpowiedzUsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń