Chapter
101
“Decyzje
w Phoenix”
10
MIESIĘCY PÓŹNIEJ…
- No weź nie bądź taka...- jęknęłam już delikatnie wkurzona zachowaniem
przyjaciółki.
- Ale na cholerę ci jestem potrzebna na tym wyścigu?-
zapytała po raz nie wiem już który.- Nie chce mi się jechać, po prostu...
- Ale z ciebie przyjaciółka!- powiedziałam
zdenerwowana.- Potrzebuje by ktoś jechał ze mną, nie chce tłuc się sama!
- Przecież i tak zawsze to ty wszystko
ogarniasz...- zaczęła blondynka, po czym westchnęła ciężko mówiąc.- Niech ci będzie...
- Tak!
- Ale jak Rou będzie...
- Co tam Rou! Zadzwoni innym razem! Rozumiem
jakby miał przylecieć, ale ty czekasz tylko na rozmowę!- palnęłam, zanim ugryzłam
się w język.- Przepraszam...
Meg popatrzyła na mnie ostrzegawczym wzrokiem,
ale poszła do pokoju się spakować. Ja już miałam gotowy plecak i tylko czekałam
na nią. W sumie nadal nie wiedziałam jak tam dojechać. Wziąć samochód, czy może
busem... Problem się rozwiązał sam, bo Gosia słysząc o moim pomyśle komunikacji
międzystanowej skrzyczała mnie, ze chyba na głowę upadlam, i wsiadła do
mustanga. Cóż... Jeden problem mniej.
- Jay...
- Czego?- odpowiedział podnosząc głowę znad
laptopa.
- Dasz nam kasę na paliwo?- poprosiłam.
Jared tylko przewrócił oczami, po czym wyjął 20 dolców
z kieszeni kładąc je na stoliku.
- Yyy... Nie masz więcej?
- A gdzie ty jedziesz że więcej potrzebujesz?- zapytał
przyglądając mi się uważnie.
- Phoenix...
- Co?! Oszalałaś?! Nie zgadzam się, nie ma mowy!
- Ale...
- Nie!- wykrzyknął kategorycznie patrząc na mnie
surowym spojrzeniem.- Po co ty tam jedziesz? Nie wiesz ze to niebezpieczne
miasto? Szczególnie dla takiej dziewczyny!
- Jared...- jęknęłam znudzona jego ojcowskimi
panikami.- Jadę z Gosia, poza tym jadę zobaczyć wyścig Mata...
- Bliżej nic nie było?!
- Tatuuusiu...
- Hotel macie?- zapytał zmieniając lekko ton.
- Zatrzymamy się w jakimś motelu...
Usłyszałam tylko jak warczy, autentycznie jak
pies! A potem wyjął telefon i zadzwonił każąc mi zaczekać. Tak jak myślałam, zadzwonił
do Emmy i poprosił ja o zarezerwowanie dla nas jakiegoś hotelu. Najlepiej
blisko toru. Nie powiem, fajnie jest mieć takiego ojca. Gdy tylko skończył to ustalać,
dał mi tysiaka i kazał dzwonić do siebie, najlepiej co 2-3 godziny. No oszalał,
jak nic. Pocałowałam go na pożegnanie w policzek i czym prędzej wypadłam z
domu, by się ten człowiek nie rozmyślił. Rożnie to z nim może być. Rzuciłam
plecak na tylnie siedzenie i popatrzyłam na niezadowolona Gosie.
- Ty to umiesz ludzi wykorzystywać. Jareda jako
bankomat a mnie jako osobistego szofera.
- Oj nie przesadzaj, do mojego osobistego
szofera dopiero jedziemy.
- Wiesz, ze to kawal drogi?
- Tak...
- Będziemy tam w nocy! Bedzie po wyścigu!
- Wyścig zaczyna się jutro o 12. Zdążymy.
- Powiedz mi tylko po co naprawdę tam jedziemy?-
zapytała opierając się łokciami o kierownice i podejrzliwie na mnie patrząc.
- Yyyy...- zaczęłam zastanawiając się czy wyjawiać
mój sekret.- Bo nigdy nie byłam na wyścigu poza LA i... Ja nie wiem co się tam
dzieje.
- Podejrzewasz go o zdradę?- zapytała totalnie
zaskoczona.
- Nie...no nie...
- Ale ty jesteś głupia. Chłop ideał jej się trafił,
nic poza nią nie widzi, a ta ze wyjeżdża poza stan i robi się z niego kolejny
Jay...- mruknęła bardziej sama do siebie niż do mnie.
- Jedźmy już...- ponagliłam ja nie chcąc dłużej rozmawiać
na ten temat.
W końcu srebrna strzała, jak ja z Gosia nazywałyśmy,
pomknęła w kierunku południa, a my puściłyśmy radio próbując skupić się na
muzyce. Droga była całkiem przyjemna, mało samochodów, pogoda tez dopisywała.
Tematy rozmów stały się lekkie i wręcz głupawe. Jak to my, zaczęłyśmy się wydurniać,
ja odśpiewałam kilka utworów jak na karaoke, Gosia za to przeczytała mi kilka smsów
od Rou, które uważała za zabawne. Kto by pomyślał, ze ona i Rou... Naprawdę cos
niespodziewanego. Pod wieczór dojechałyśmy do tego gorącego miasta i znalazłyśmy
nasz hotel, pod którym zaparkowałyśmy. Pokój był dwuosobowy z dwoma wielkimi królewskimi
lożami, wiec każda z nas rzuciła się na swoje, standardowo ja to bliżej okna i
tak leżałyśmy w ciszy rozkoszując się możliwością wyciagnięcia się. Tyle mil to
jednak udręka, nawet dla tak młodych organizmów jak nasze. Po chwili usłyszałam
ciche chrapanie obok. Biedna Gosia, która przez większą część trasy prowadziła zasnęła
w ubraniu. Stwierdziłam, że lepiej ja będzie obudzić, by się przebrała, bo
jutro pewnie będzie narzekać ze jej nie wygodnie się spało w jeansach. Z niechęcią
wstałam z łóżka i delikatnie potrzasnęłam ramieniem przyjaciółki. Na szczęście
sen jeszcze nie był mocny, wiec na wpół przytomna poszła do łazienki i przebrała
się w piżamę, po czym padła na lóżko i już zasnęła na dobre. Ja za to wzięłam krótki
prysznic, a potem sama wskoczyłam do łóżka, dając się mu pochłonąć. I to wręcz dosłownie,
bo zapadłam się w nim tak mocno, ze przez głowę przeszło mi, ze jutro będą
musieli mnie stąd wyciągać w kilka osób. Zamknęłam oczy i wręcz natychmiast odpłynęłam
w krainę Morfeusza. Obudził mnie dopiero ryk jakiejś ciężarówki, która przejeżdżała
niedaleko. Ziewnęłam dość głośno i popatrzyłam na łóżko przyjaciółki, ale ona
nadal smacznie spala. Wyciągnęłam rękę po telefon, lecz zamarła mi w
bezruchu, widząc godzinę na zegarze w
pokoju. 11:53. Ta informacja od razu mnie oprzytomniła i zerwałam się z łóżka
jak torpeda. Nie zastanawiając się zaczęłam budzić Gosie.
- Co się stało? Pożar?- zapytała nieprzytomna podnosząc
się do pozycji siedzącej.
- Zaspałyśmy! Za minutę rozpoczyna się wyścig!!!
- Co?
- Jest już 12...- jęknęłam.- Zapomniałam nastawić
budzik!
- Zamiast jojczyć, ubieraj się i jedziemy tam.- powiedziała
jak zwykle przytomnie.
Wkurzona wbiegłam do łazienki i starałam się w miarę
szybko ogarnąć. Tak to właśnie jest, że w momencie, gdy chcesz wyglądać jak chodzące
milion dolarów, wyglądasz zupełnie przeciwnie. Jeśli chodzi o make up to tylko nasmarowałam
kremem twarz, przypudrowałam to by się nie świecić, oczy podkreśliłam czarnym
tuszem do rzęs i praktycznie w biegu pomalowałam usta na kolor ciemnego
burgunda. Tragedia, ale lepsze to niż nic. Włosy pozostawiłam rozpuszczone, ale
tylko, dlatego ze nigdzie nie mogłam znaleźć gumki ani spinki. Złośliwość losu.
Prawie ze biegnąc, dostałyśmy się na stadion, który był wypełniony ludźmi po
brzegi. Środowisko wyścigowe to coś naprawdę wyjątkowego. Kocham samochody, ryk
silników, prędkości, jakie rozwijają te maszyny, ale ludzie mnie nadal przerażali.
Alkohol był wszędzie, dziewczyny ubrane w kuse spodniczki, czy mega obcisłe
topy pojawiały się co krok łasząc się do kierowców i członków ich ekip. Idealne
miejsce na przypadkowa zdradę... Ale nie. Mat by nie mógł. Chyba... On wydawał się
być taki inny, od tych ludzi. Mniej zwierzęcy, bardziej wyrafinowany. Jak on tu
się znalazł? Chyba tylko przez swojego tatę zawitał w ten motoryzacyjny świat.
- Wyścig przełożyli na 13.- poinformowała mnie
moja przyjaciółka, która tak nagle jak zniknęła, tak się pojawiła.
- Fart... Głupi ma szczęście.- westchnęłam próbując
złapać oddech, bo mimo wszystko nadal dyszałam jak pociąg parowy.
- Chodź, podejdziemy bliżej.- zaproponowała
blondynka, zaciekawiona tym wyścigiem, bo poza jednym razem w LA, nigdy czegoś
takiego nie widziała.
- Lepiej chodź na górę. Bedzie lepszy widok.- zaproponowałam
wskazując piętro trybun, które było dostępne dla kibiców.
Tam też znalazłyśmy miejsce przy barierce, które
zdobyłyśmy przepychając się wśród rosłych facetów. W pierwszej chwili chcieli
nam pokazać, kto tu rządzi, ale gdy orientowali się ze to dwie całkiem ładne
dziewczyny, bez słowa nas przepuścili.
W końcu dojrzałam czarnego feniksa na czerwonej
karoserii. Odznaczał się niesamowicie, wręcz płonął pokazując pełnię mocy. Ależ
ja byłam ciekawa, co ten Delord tu pokaże. Mocno trzymałam kciuki za ten start,
bo był jedna z najważniejszych kwalifikacji. Wczoraj ponoć, by moc wystartować
w tym wyścigu trzeba było pokonać w pojedynku swojego przeciwnika. Jeszcze
wieczorem dostałam sms ‘a, ze gość, z którym się ścigał, zupełnie nie umiał używać
sprzęgła. W końcu flaga poszła w ruch, a oni wszyscy ruszyli. Ten hałas, warkot
silników, zdjęte tłumiki i głośne krzyki kibiców. Mimo ze widziałam to tyle
razy, zawsze robiło to na mnie wrażenie. Mat był niesamowity. Wymijał ich
wszystkich z taką łatwością, wykorzystywał każda szparę i już chwilę później prowadził.
Zachowywał się jakby umiał przewidywać przyszłość, jakby wiedział gdzie dokładnie
wjechać by wyprzedzić. Pierwsze trzy miejsca kwalifikowały się do wyścigu
sezonu, ale on walczył oto najważniejsze. Ale nic, a raczej nikt mu już nie mógł
zaszkodzić w zdobyciu go. Bez problemu i z niesamowitym zapasem minął linie
mety wygrywając te kwalifikacje. Skoczyłam na Gosie ciesząc się jak głupia, zupełnie
nie panując nad radością.
- Weź ogarnij się, bo ci za nami chyba nie są
fanami Mata.- mruknęła Gosia obserwując niezadowolonych byków, którzy nas przepuścili.
- Chodź na dół! Musze się z nim przywitać!- wykrzyknęłam
i pociągnęłam za sobą przyjaciółkę.
Mężczyźni tylko cos tam pomrukiwali pod nosem o
durnych dziwkach, które lecą tylko na wygrana, ale nie za bardzo mnie to obchodziło.
Wybiegłyśmy na tor razem z ogromnym tłumem, który chciał pogratulować zwycięzcy.
To ile ludzi zebrało się przy tym czerwonym samochodzie, jak zaczęli go oblegać,
że aż ochrona musiała utworzyć kordon, by Mat w ogóle zdołał wyjść z auta. Przyglądałam
się jak reszta jego drużyny bierze go na ramiona i podrzuca. Dziewczyny z
transparentami piszczą, jakieś próbują się przedostać do niego, ale reszta tłumu
im na to nie pozwala. Szaleństwo po prostu.
- Nic nie widzę.-Pożaliłam się, gdy ludzie już
kompletnie zasłonili mi widok.- I jak ja mam teraz się do niego dostać?
Gosia wzruszyła ramionami robiąc bezradna minę.
Nawet moje wybitne zdolności koncertowe były tu na nic. Oj Jared ma poważnego konkurenta,
jeśli chodzi o dzikość publiczności. Nie powiem, byłam tym zszokowana, bo w Kalifornii,
nie reagowano na to aż tak. A zgarnął kilka pucharów za 1 miejsce. Nagle rozległ
się głośny jęk ludzi, a po chwili warkot jego auta. I tym, że sposobem ludzie
rozstąpili się, a on odjechał w stronę warsztatów.
- Idę za nim.- zdecydowałam patrząc gdzie kieruje się czerwone auto.
- To ja pójdę coś zjeść, ok? Potrzebuje dobrej kawy i śniadania.-
ziewnęła Gosia patrząc w kierunku budek z jedzeniem.
-To widzimy się niedługo.
Pokiwałam głową i pobiegłam za innymi dziewczynami, które tłumnie
ruszyły w stronę warsztatów. Mam nadzieję, że uda mi się tam dostać. Całe
szczęście na bramce ochroniarz był tylko jeden i nie za wiele mógł zdziałać z
hordą napalonych bab, które nie dość, że go przepchnęły to rozbiegły się po
całym terenie, więc szukaj wiatru w polu. Nie powiem, sama też skorzystałam z
tej „przepustki” i ruszyłam w poszukiwania mojego chłopaka. Na całe szczęście
na jednym z płotów oddzielających teren warsztatów i tereny nie wyścigowe
znalazłam rozpiskę teamów. Sekundę zajęło mi zorientowanie się, gdzie jestem i
popędziłam do sektora dla drużyny z LA. Szczęśliwa zauważyłam samochód Mata z
daleka, więc biegiem puściłam się by mnie nie zauważył i żeby zrobić mu
niespodziankę. Jednak gdy znalazłam się w odległości kilku metrów moje nogi
samoistnie stanęły. Obok auta stał nie kto inny jak mój Mat, tylko że nie był
sam. Kobieta stojąca tak blisko niego, zbyt blisko, była idealnym przykładem
tych wszystkich dziewczyn, których ja tak nie lubiłam. Długie opalone,
cholernie zgrabne nogi na wysokich szpilach, krótkie jeansowe spodenki idealnie
podkreślające jej pełne okrągłe pośladki oraz te wybitnie roznegliżowane piersi
przykryte jedynie cienkim kawałkiem materiału, który chyba miał imitować top.
Jeszcze sekundę patrzyłam na jej „balony”, ale w sumie… To była jedyna rzecz,
którą miała gorszą ode mnie. Mimo stanika z wybitnym pushupem, miała rozmiar
miseczki C max. Patrzyłam na tę dziewczynę, to jak ja Mat obejmuje... W jednej
sekundzie moje serce złamało się i rozsypało na miliony kawałków. Jak on mógł
mi to zrobić? Do oczu napłynęły mi łzy, ale próbowałam je powstrzymać. Płakać z
powodu faceta? Przecież jestem silną, dzielną i niezależną kobieta, więc... Ale
to tak bolało. Przecież ja go kochałam, wierzyłam mu. Niestety prawda, która do
mnie dochodziła, sprawiła ze poczułam się jeszcze gorzej, niż przedtem.
Przecież ja byłam nikim. Nie miałam figury modelki, nie miałam pięknego
delikatnego głosu, nie umiałam być czarująca i taka kobieca... Byłam bardziej
chłopczycą, która czasami przypomina sobie o swojej płci. Nie mogłam się równać
z tamta blond pięknością... W końcu łzy nie wytrzymały i poleciały mi po
policzkach. Nie mogłam uwierzyć, jaka słaba się stałam. Kiedyś bym podeszła do
niego, nawrzeszczała, zrobiła awanturę, albo po prostu laskę pobiła. A teraz?
Stałam jak taka pipa i płakałam... Szloch, jaki wyrwał mi się z gardła sprawił
ze usiadłam na krawężniku i schowałam głowę w ramiona, by nikt nie mógł tego
zobaczyć. Czułam się taka pusta i samotna. Pozostawiona samej sobie, oszukana
przez najważniejszą osobę w moim życiu... Może jednak powinnam była nie
przyjeżdżać? Czasem lepiej żyć w nieświadomości, niż potem tak cierpieć, jakby
ci wypalali na żywca serce.
- Klaudia?- usłyszałam jego glos nad sobą, co
sprawiło ze zadrżało mi serce, albo raczej jego szczątki.- Co ty tu robisz?
Zmieniłaś włosy?
Zagryzłam zęby i wstałam, by stanąć przed nim. Starłam
wyżłobione rynny po łzach z twarzy i patrząc w jego niesamowicie hipnotyzujące
niebieskie oczy, zadecydowałam się odejść.
- Hej, kochanie!- zawołał za mną.- Co się stało?
Co ty tu robisz?
Nie odpowiedziałam. Milczałam. Nie byłam w
stanie wydobyć z gardła choćby jednego słowa, choć na myśl przychodziło mi
tylko jedno. Zdrajca. Zresztą cokolwiek bym nie powiedziała, byłoby to bez składu
i z ogromnym bólem, a nie chciałam zęby wiedział jak mocno to mnie boli.
- Klaudia!- krzyknął, łapiąc mnie za nadgarstek
i próbując zatrzymać.
- Puść mnie!- warknęłam, decydując się na przełamanie
swojego milczenia.
- Co się stało? Czy możemy porozmawiać?- poprosił.
Nie patrzyłam w jego oczy. Nie umiałam, po tym,
co mi zrobił. Ale gdzieś na dnie serca chciałam żeby wyjaśnił, czemu to zrobił.
Nawet, jeśli by to była najostrzejsza, najbardziej raniąca prawda.
- Chodź do mojego pokoju.- Poprosił.
Nie patrząc na niego zgodziłam się na to. Bez
sensu było robić z siebie pośmiewisko przy tylu ludziach. Wciąż wpatrując się w
ziemię przeszłam z nim kawałek, po czym weszliśmy do zimnego przyjemnego holu.
5 minut później byliśmy już w jego pokoju.
- Kochanie, czemu płaczesz? Cos się stało?
- J..j...jak możesz? Pytasz mnie czy...czy nic się
nie stało, a przed chwila...
- Naprawdę nie wiem, o co chodzi...- jęknął.
- Mówiłeś, że mnie kochasz!- załkałam.
- Bo tak jest.- odpowiedzial zdezorientowany.
- Jakoś przed chwila...- jęknęłam nie będąc w
stanie wydusić dalszego ciągu zdania.
- Klaudia! Opanuj się i wytłumacz, co się stało
przed chwilą!- ostro poprosił podnosząc glos.
- Obściskiwałeś jakąś laskę! Nie zauważyłeś
jej?- warknęłam, czując nagły przypływ złości.
- Megan? Boże...- westchnął.- Ona... Nic nas nie
łączy.
- Oczywiście!
- Poprosiła bym jej pomógł przy samochodzie...
Wiem, że na mnie leci, ale ja jestem zakochany w tobie, głupku.- powiedział
pieszczotliwie, podchodząc do mnie.
- No jasne! Mnie nie ma na trasie to możesz
sobie robić, co chcesz...
- Ej... Nigdy cię nie zdradziłem i nie zamierzam
tego robić, bo cię kocham! Niech to w końcu dojdzie do twojej głowy. Kocham cię!-
wydarł się na mnie.
Nie wiem czemu ale właśnie dzięki temu krzykowi się
uspokoiłam. A może on ma racje? Może naprawdę mnie nie zdradza?
- Naprawdę?- spytałam bardzo cicho.
- Tak. Wiesz co, z jednej strony bardzo mi to
pochlebia ze jesteś taka o mnie zazdrosna, ale z drugiej... Boli mnie, ze nie
masz do mnie zaufania.
-Przepraszam.- wyszeptałam po chwili ciszy patrząc
na niego.- Po prostu... Nie umiem zrozumieć, czemu wybrałeś mnie, gdy dookoła
jest tyle o wiele piękniejszych kobiet.
- Tylko ze dla mnie ważniejsze jest piękno wewnętrzne.
- Ale jesteś facetem! Powiedz mi ze ci się nie podobają
te laski. Na pewno chciałbyś jakąś przelecieć.
- Wiesz co... Może i jestem facetem i może tak
jak wszyscy lubię zgrabne ciało, duże piersi i... Ale jest cos, co cenie
bardziej. Dusze. To ze mogę z taką osobą porozmawiać, ona mnie nie całuje, bo jeżdżę
Ferrari i wygrywam wyścigi. Jestem inny! Kiedy to do ciebie dojdzie. Moim
priorytetem nie jest zaliczanie lasek. Moim priorytetem jest wygrywanie wyścigów,
a potem powrót i radość z wygranej z osobą, która mnie nie opuści jak zacznę przegrywać
i stracę wszystko.
Patrzyłam na niego jak zaczarowana czując zasychające
na policzkach łzy. Był zły, a wręcz wściekły na mnie, ale to wszystko mówił z
niesamowitym spokojem, który sprawiał że i moje emocje powoli opadały. Dawno go
nie widziałam tak urażonego, a zarazem opanowanego. To była tak poważna
rozmowa, że nawet oświadczyny wydawałyby się przy tym luźniejsze.
- Niech w końcu do ciebie dotrze. Nie potrzebuje
seksu z byle, kim. Mam inne priorytety. Ja kocham spokój i stabilność.
Adrenalinę mam na torze i to mi wystarcza. Zresztą, dlaczego mam najrówniejsze
wyniki ze wszystkich z drużyny? Bo ja nie chodzę, co noc do klubów, nie piję dzień
przed wyścigiem, nie baluję z obcymi laskami świętując wygrane alkoholem i
narkotykami. Popatrz na resztę. Żadnego z nich nie stać na taki samochód, jaki
mam ja. Bo żaden z nich nigdy nie oszczędzał. Wszyscy tu żyją teraźniejszością.
Jestem jedynym, który patrzy w przyszłość. I wiesz co? Ja im współczuję. Bo jak
skończę karierę to będę miał całe życie przed sobą, jak się zestarzeję to nadal
będę miał fantastyczna kobietę, a oni? Zostaną sami jak palec. Kobiety odejdą,
kasa się skończy. Zostaną mechanikami, a co lepsi może będą pomagać młodszym
zawodnikom i zostaną częścią drużyny techników. Reszta pójdzie na taksówkarzy,
ochroniarzy, do supermarketów pracować na kasie...
Siedziałam tak jak zahipnotyzowana wsłuchując się
w jego wizje przyszłości. Miała ona sens. Była tak... Dojrzała. Nie spodziewałam
się usłyszeć takich wyznań idąc do niego. A to był chyba kolejny element, który
miał mi uświadomić, jakie miałam szczęście, że nasze drogi się połączyły. Nagle
przerwał i stajać przede mną zapytał mnie czy wiem, jakie jest jego marzenie po
skończeniu kariery. Pokiwałam głowa nawet nie zastanawiając się, co to może być.
Dla mnie Mat to kierowca i nie umiałam sobie go wyobrazić w innej roli.
- Chciałbym zostać trenerem. Szukać talentów wśród
młodych kierowców. Pomagać tym, którzy nie maja szansy stać się nikim wielkim, jeśli
nie napotkają na swojej drodze pomocnej dłoni. Szkoliłbym ich i uczył wszystkiego,
co umiem. Uwielbiam pomagać Benowi. Jest takim świetnym słuchaczem. Wszystko co
mu mowię, on stosuje i to tak precyzyjnie, ze nawet ja tak nie umiem.
Nieskromnie powiem ze wszystkie sukcesy Bena są moją zasługą. To ja z nim siedzę
na symulatorach, to ja z nim jeżdżę nocą po torze i uczę różnych tricków. Kiedyś
chciałbym to robić zawodowo.
- A sklep?
- Lubię modę, ale wyścigi to całe moje życie. Chciałbym
być taki jak tata...- szepnął siadając obok.
Wspomnienie o tragicznie zmarłym ojcu zupełnie
go położyło na łopatki. Wyglądał jak przedziurawiony balonik, z którego ucieka
powietrze. Mimo że kilka razy o tym rozmawialiśmy to jeszcze ani razu nie widziałam
go tak podłamanego.
- Tata obiecał nam wszystkim, że to będzie
ostatni wyścig. Ze potem zajmie się trenowaniem młodych kierowców. Obiecał że
zrobi ze mnie najlepszego kierowcę w kraju...
- Przecież nim jesteś.- powiedziałam łapiąc go
za rękę.
- Nie. Nigdy nie będę taki jak tata. Nie
dorastam mu do pięt. A obiecał mi wtedy, przed wyścigiem, że... że zrobi ze
mnie mistrza. Że będzie trenował i pokaże wszystkie swoje sztuczki. Nie zdążył...
Przytuliłam go do siebie bardzo mocno. Nigdy wcześniej
nie widziałam go tak rozsypanego. Patrzyłam w jego niebieskie oczy i widziałam
w nich tylko ból i tęsknotę. To jak kochał ojca musiało być wielkim uczuciem.
Tata chyba był dla niego wszystkim.
- Bardzo za nim tęsknię.- wyszeptał.- Co jakiś
czas śni mi się ten dzień. Gdybym tylko wiedział. To ja namówiłem tatę na ten wyścig.-
mówił z widocznym bólem.- Mama prosiła go by nie jechał. Miała przeczucie, że
cos się wydarzy. Ale ja chciałem zobaczyć go w akcji. Przyjechali na tor moi
koledzy. Znów chciałem poczuć się dumny, że siedzę na jego ramionach z
pucharem, a oni wszyscy to widzą.
- To nie twoja wina.- powiedziałam twardo.
- Moja. A teraz został mi po nim strzep kurtki i
obietnica, ze zrobię wszystko by był ze mnie dumny. Tata też nigdy nie zdradził
mamy. Zawsze mi powtarzał, że tylko gówniarze się tak bawią. Że prawdziwy mężczyzna,
jeśli znajdzie tę jedyną to powinien ją kochać do końca swoich dni. I naprawdę
tata kochał mamę. Nigdy wcześniej ani nigdy później nie widziałem takiej dwójki
ludzi. A teraz wiem, że kocham cię tak mocno, że jestem w stanie dla ciebie góry
przenieść. Tata mówił, że jeśli jesteś w stanie poświecić wszystko dla tej
drugiej osoby, to znaczy że to ta jedyna. A dla ciebie jestem w stanie rzucić
to wszystko. Nawet przestać się ścigać. Powiedz tylko słowo...- powiedział patrząc
mi głęboko w oczy.
- Nie chce tego.- w jego oczach zobaczyłam błysk
niepewności, więc od razu dodałam.- Kocham cię oglądać na torze. Jesteś
najlepszy i wiem, jaką masz radość z każdej minuty podczas wyścigu. Sama kocham
samochody i... Naprawdę myślisz, że jestem ta jedyna?
- Prawie się zabiłem, gdy się rozstaliśmy...- powiedział
cicho opuszczając wzrok na nasze złączone dłonie.
- Słucham?!
- Byłem wściekły i pojechałem na tor, na którym zginał
tata. Miałem wypadek. Poważny, ale jakimś cudem nic mi się nie stało. No i dlatego
nie możemy się kłócić.- zaśmiał się próbując rozładować atmosferę, ale mi wcale
nie było do śmiechu.
- Nic mi nie powiedziałeś? Ani Ben?- zapytałam czując
się okropnie.
- Zakazałem mu. A ciebie... Nie chciałem ci później
mówić, byś się nie denerwowała.
- Mat... Przytul mnie.- poprosiłam czując się zupełnie
rozłożona na łopatki.
Sama nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć.
Co powiedzieć, jak zareagować. Byłam pogubiona i to tak, jak nigdy w życiu.
- Zachowałam się dziś strasznie. Przepraszam że
ci zrobiłam taka awanturę. Jestem głupia.
- Nie jesteś. Trochę zbyt porywcza i
temperamentna. Ale to też w tobie kocham, mimo że doprowadzasz mnie czasami do
granic wytrzymałości.
- Nie wiem już ile razy to słyszałeś ode mnie,
ale... Kocham cię. Nie chce cię stracić.
- Mogę tego słuchać do końca moich dni.- powiedział
uśmiechając się delikatnie.- Chodź do mnie, ty mój awanturniku.- powiedział, a
ja usiadłam mu na kolanach. Wypłakałaś tyle łez, że leciutka się zrobiłaś.- powiedział
całując mnie w nos.- Weź popraw makijaż i musimy pójść na rozdanie nagród. Chyba
że nie chcesz.- dodał po chwili.
- Już... - powiedziałam przytulając się do niego
i zamykając oczy.- Dziękuję, że jesteś. Przy tobie czuje się bezpiecznie.- powiedziałam
naprawdę czując wewnętrzny spokój. Ten człowiek potrafił zdziałać cuda samą
swoją obecnością.
Gdy w końcu się ogarnęłam by wyglądać jak człowiek,
złapałam Delorda za ramię i ruszyliśmy korytarzem hotelowym w stronę wind.
- A jak ty się tu dostałaś?- zapytał
zaciekawiony.
- Przyjechałam z Gosią Mustangiem. Mamy hotel
niedaleko toru. Chciałam ci zrobić niespodziankę.
- A nie sprawdzić czy cię zdradzam?- zapytał złośliwie.
- Naprawdę moją pierwszą myślą było zrobienie ci
niespodzianki. Tylko potem do mojej głowy przyszło, że mnie nie zabierałeś poza
LA i jego okolice i... te dalsze głupoty, czemu zostawałam w domu. Wiem, jestem
głupiutka.
- Może trochę.- zaśmiał się.- Mimo wszystko
bardzo się cieszę że widziałaś wyścig.
- Ja nie wiem jak ty to robisz, ale wygrywasz w wyjątkowym
stylu. Nigdy nie oszukujesz, nie stwarzasz zagrożenia.
- No poza tym jednym razem, jak się pobiłem.- zaśmiał
się.
- No tak.
Weszłam do łazienki by zobaczyć w jak opłakanym
stanie jestem. I nie powiem, wyglądałam jakbym występowała w teledysku My
Chemical Romance. Czarny rozmazany makijaż, ala jakieś emo kidy. Jeszcze ten mój
nowy odcień włosów, który zrobiłam sobie dwa dni wcześniej. Widząc swoje
odbicie w lustrze zaśmiałam się. I po co były te wszystkie łzy? Zupełnie
niepotrzebnie tak się denerwowałam. Westchnęłam patrząc ostatni raz na siebie,
po czym otworzyłam drzwi łazienki. Mat stał oparty o futrynę, patrząc na mnie
nonszalancko. Co on się biedny ze mną ma. Ciągle jakieś historie... Ale z
drugiej strony przynajmniej nie jest znudzony. No i trzeba przypomnieć, że
kiedyś to on mi zrobił awanturę o zdradę mimo że jej nie było. Ruszyliśmy
korytarzem, który był połączony z podziemiami toru wyścigowego, na rozdanie
nagród. Ostatnie najważniejsze kwalifikacje i możliwość wystartowania w finale.
Zdecydowanie zasłużył sobie na to. Nikt inny nie był w stanie prowadzić auta z
taką precyzją i z tak niesamowitym przysłowiowym 6 zmysłem. Przed drzwiami za
którymi stała dwójka rosłych byków, którzy pilnowali wejścia do strefy
zawodniczej, zatrzymał mnie.
- Naprawdę bardzo się cieszę, że możesz tu ze
mną być w tej chwili. To bardzo ważny dla mnie moment. Cieszę się, że cię tu
mam i nigdy bym nie zamienił na żadną inną.
W odpowiedzi złożyłam mu na ustach gorący
pocałunek, starając się wyrazić nim, jak wielkie znaczenie mają dla mnie te
słowa. W końcu drzwi się otworzyły, a my stanęliśmy przed bykami. Trzymając
Mata za rękę w ogóle nie myślałam o tym, że zaraz nas rozdzielą.
- Pan przechodzi, ona zostaje.- powiedział rosły
byk w czarnej koszulce.
- Co? Jest ze mną.- powiedział zaskoczony Mat.
- Nie ma przepustki, nie ma wejścia. Przykro
nam.- wytłumaczył drugi.
- To moja dziewczyna!
- Mógł pan wcześniej zgłosić chęć przepustki dla
niej.
- Ale... Ja nigdy nie potrzebowałem dodatkowej
przepustki.- zaczął się tłumaczyć, a ja zauważyłam że złość zaczyna w nim
wzrastać.
- Taki regulamin. Nie ma przepustki, nie
przepuścimy. Od tego roku niestety zamontowane są kamery i wylaliby nas...
- To moja dziewczyna! Chcę z nią tam wejść!
Wygrałem najważniejszy wyścig!- zaczął się awanturować.
- Mat...- pociągnęłam go za rękę, chcąc skupić
jego uwagę na sobie.- Ja pójdę na trybuny. I tak będę z tobą.- powiedziałam
szybko całując go, i by nie prowokować go bardziej, odwróciłam się idąc w stronę
wejścia dla fanów.
- Klaudia!- krzyknął za mną.- Dopiero co przyjechała,
jak miała załatwić so...
Ale już nie dosłyszałam reszty. Bez sensu była
ta kłótnia. Nie mogli przepuścić to nie. I tak samo to, że byłam tam z nim, wiedziałam,
że mnie nie zdradza, a wręcz kocha... Więcej do szczęścia mi nie było
potrzebne. Wdrapałam się po schodach na górę i pokazując bilet, weszłam na
trybuny. Rozejrzałam się dookoła mając nadzieję, że pomimo mojego zniknięcia,
Gosia gdzieś się tu podziewała. O mało, co nie dostałam zawału jak mnie kujnęła
pod żebrami stając za moimi plecami.
- Zostawić przyjaciółkę samą w obcym mieście,
otoczona obcymi facetami I roznegliżowanymi laskami, w miejscu, które ją zupełnie
nie kreci? Dobrze, że miałam telefon i mogłam porozmawiać z Roughtonem, a potem
zdać relacje Jay'owi.- powiedziała lekko obrażona.
- Przepraszam...- jęknęłam.- Zauważyłam Mata, pobiegłam
do niego, ale...
- Co?- od razu przybrała wojownicza posturę.-
Chyba cię nie...
- Nie. Ale myślałam ze tak i...
Zaczęłam jej wszystko opowiadać. Po wysłuchaniu całej
tej historii mogłam zobaczyć na jej twarzy litość pomieszana z rozbawieniem. No
tak, bo ja to taka głupia i żałosna jestem. Ale taka prawda. Zdecydowałyśmy się
przedostać bliżej barierek, które odgradzały trybuny od toru, ale ciężko nam to
szło. Będąc 3 rzędy przed barierką poddałam się, słuchając uważnie wyników.
- Pierwsze miejsce w kategorii Juniorów zajął
Ben ze Słonecznego LA! Musze dodać, że jest on wychowankiem tego samego klubu,
co nasz dzisiejszy triumfator, a co więcej także uczniem zwycięzcy
ostatnich eliminacji GP! Wielkie brawa dla tego młodego talentu!
Bez zastanowienia zaczęłam klaskać i krzyczeć
razem z tłumem, będąc nie tylko w szoku, że Benio wygrał, ale że w ogóle tu startował,
bo ostatnio chodził z ręką na temblaku. Gdy komentator w końcu przebrnął przez resztę
kategorii, nastała cisza. Takiej ciszy, nie słyszałam na żadnym torze czy
stadionie nigdy, nawet jak był pusty.
- Nasz dzisiejszy zwycięzca, chłopak, który jest
liderem rankingu i zdobywca nie tylko złotej felgi, ale i pewnie nie jednego
serca z pięknych pań wokół. Nasz dzisiejszy triumfator, Matthew Delord!
Publika zaczęła się tak drzeć, a szczególnie jej
damska część, że aż zasłoniłam uszy. No dobra, przebił Jareda w fangirlsach.
Ciekawe jakby postawić fanki Jay'a przed fankami Mata, to, które byłyby głośniejsze.
Zerknęłam na Gosię, ale też zatykała sobie uszy dłońmi mając totalnie
zdegustowaną minę. Przekręciłam głowę w bok i spojrzałam na telebim, na którym
pokazywano na żywo wręczenie medali i nagród. Mat szczerzył się jak szalony, co
chwila ściskając ręce jakimś szychom i sponsorom. Przed jego stopami błyszczał
diamentowy, a tak naprawdę szklany, tłok, który był nagrodą dla najlepszego
kierowcy tych zawodów. Chwile to wszystko trwało, szczególnie długo zdjęcia, które
mu robili, razem z reszta kolegów i innych zawodników.
- Mat, gdzie idziesz?- zapytał komentator widząc
że Delord zamiast ruszyć do auta, by zrobić popisowe okrążenie z reszta zwycięzców
innych kategorii, zaczął biec w zupełnie odwrotną stronę. Dopiero po sekundzie dotarło
do mnie, że biegnie do mnie. Nie zważając już na dobre maniery, przepchnęłam się
do samej barierki i zawisłam na niej.
- Chodź, jedziesz ze mną!- krzyknął, ale w tym hałasie,
ledwo to dosłyszałam.
Przerzuciłam nogi przez barierkę i zaczęłam schodzić
po ściance w dół do mojego ukochanego. Gdy stanęłam na ziemi objął mnie mocno i
pocałował. Czułam się wtedy jakby wyłączył zupełnie dźwięk i całą wizję, poza
swoją osobą. Nie słyszałam jęku zawodu, który pewnie ten pocałunek wywołał. Byłam
tylko ja i on. No i jeszcze Gosia.
- Gosia! Weź ją zabierz na to kółko, zasłużyła
bardziej.- poprosiłam błagalnie.
- Ben ją weźmie!- zaproponował, albo raczej stwierdził
Amerykanin.
Jakimś cudem udało mi się przekazać przyjaciółce,
że ma zejść na dół. Ochroniarze patrzyli na to z nieciekawymi minami, ale widziałam
że organizator machnął na to ręką. Gdy podeszła do nas trochę przerażona zapytała.
- Odbiło wam?
- Jedziesz z Benem. Ten zielony, wsiadaj!- powiedziałam
biegnąc za Delordem w stronę samochodu z feniksem. Gdy usiadłam na fotelu obok
kierowcy, natychmiast zabielam pasy i popatrzyłam na niego.
- Dobra! Dawaj czadu!
Zrobił to bez dwóch zdań. Gdy reszta zjechała już
z toru, wprawił auto w poślizg, a potem specjalnie z ogromnym rykiem publiczności,
zrobił kilka bączków, by już na spokojnie zjechać z toru. Gdy tylko silnik ucichł,
zdjął kask i popatrzył na mnie.
- Nie umiem sobie wyobrazić szczęśliwszej
chwili, niż ta. Chciałbym by trwała wiecznie.- powiedział z rozmarzonym, w pełni
szczęśliwym uśmiechem.
- To jaki twój kolejny cel?- zapytałam odrywając
usta od jego warg.
- Bawić się wyśmienicie na imprezie. Tylko muszę
ci skombinować opaskę. I Gosi.- powiedział szczerząc się jak głupi do sera.
- A ja myślałam, że twoim kolejnym celem jest finał.-
zaśmiałam się.
- Ale dopiero za miesiąc. Dziś wyjątkowo żyć
będę teraźniejszością.- odpowiedział.
- Tylko musze z Gosią najpierw pójść do hotelu.
Nie pójdę na imprezę taka nieogarnięta, bo tylko wstyd będzie.
Mat przewrócił oczami, ale zgodził się. Gdy
tylko napotkaliśmy w garażu Gosię z Benem, blondynka rzuciła się na mnie, przytulając
się. Na jej twarzy gościł bardzo szeroki uśmiech. Chyba jej się jednak podobało.
- No Ben, moja krew. Wiesz jak zadowolić dziewczynę.-
zaśmiał się Delord patrząc na nas, a młodzieniec spłonął rumieńcem.
- Ja tylko pojechałem trochę szybciej niż
zawsze...- zaczął się tłumaczyć cały czerwony na twarzy.
- Było super! Dziękuję!- powiedziała Gosia, podchodząc
do niego i całując go w policzek.
Ja tez mu podziękowałam całusem w policzek, za
to, że zabrał moja przyjaciółkę, co oczywiście musiał skomentować Amerykanin. Chłopcy
zostawili swoje auta technikom i poszli z nami do hotelu. Starałam się ogarnąć najszybciej
jak mogłam, ale to nie było łatwe skoro musiałam ubierać się w pokoju,
obserwowana przez mojego chłopaka, podczas gdy Gosia siedziała w łazience. Jakoś
trzeba było skrócić ten czas. Ben został przed hotelem rozmawiając przez
telefon, więc przynajmniej tyle prywatności miałam w tamtym momencie.
- A mogę cię porwać później?- zapytał niewinnie,
choć dobrze wiedziałam, o co mu chodzi.
- To ja mam pomysł.- powiedziała nagle Gosia, która
stanęła obok nas już gotowa.- Pójdę z Benem po te przepustki dla nas. A wy
dojdziecie, tak?
Pokiwaliśmy głowami szczerząc się do niej jak głupi
do sera. Gdy tylko wyszła, Mat nie czekał na nic innego, a tylko szybko zdjął
ze mnie dopiero, co założony T-shirt i wczepił się swoimi ustami w moje. To zbliżenie
nas dwojga było wyjątkowe z kilku względów. Po pierwsze jakby pieczętowało jego
wcześniejsze słowa o wierności, po drugie to była jakąś tam nagroda dla niego
za wygranie wyścigu, a po trzecie to był tak spontaniczny i wspaniały seks, że
nie mogłam sobie w tamtym momencie przypomnieć lepszego. Jego ruchy były przepełnione
pasja, a wygrana motywowała do większego wysiłku niż zawsze. Tak zadowolona i
ukontentowana nie byłam chyba jeszcze nigdy, jak wtedy leząc pod nim i nasłuchując
jego ciężkiego oddechu. W końcu spokojna, pełna radości i wiary w lepsze jutro.
- Jestem taki szczęśliwy. Nie chce tam iść.- poskarżył
się siadając obok.
- Ale powinieneś. Poza tym ma tam być strefa autografów
mój drogi. Nie możesz zawieść swoich fanek. Mało brakowało a bym przez nie ogłuchła.
Spokojnie mogą konkurować z fankami Jareda.- zaczęłam się śmiać poprawiając zapięcie
od stanika.
- Wiesz o czym teraz marze?- zapytał.
- O mnie?- zaśmiałam się.
- By wyjechać gdzieś. Na Hawaje, Malediwy...
Gdziekolwiek. Tylko my dwoje.
- Bardzo bym chciała, ale na razie bez szans...
- Czemu?-powiedział zaskoczony.
- I tak już dużo zajęć opuściłam, a naprawdę lubię
te studia. Chcę je skończyć, a na razie przez nieobecności grozi mi wydalenie z
uczelni.- jęknęłam przygaszona.
- Rozumiem.- odpowiedział natychmiast robiąc się
markotny.
Zagryzłam wargę czując się okropnie. Serce,
dusza i ciało tak bardzo pragnęły tego wyjazdu, ale rozum mocno oponował i
niestety wygrywał na daną chwilę. Zawsze kierowałam się emocjami i marzeniami,
ale... Tym razem nie mogłam. Musiałam wytrzymać i skończyć te studia. Przecież
i tak dobrze mi szło. Po co to zaprzepaszczać. No i chyba dorosłam, bo to była
najbardziej dojrzała decyzja w życiu.
- Czy... Myślałaś o nas?- nagle zapytał.
- Zawsze myślę.- odpowiedziałam nie do końca wiedząc
co to pytanie ma oznaczać.
- Jesteśmy ze sobą już w sumie kupę czasu...
- Niedługo miną 2 lata.- powiedziałam.
- No ale znamy się dłużej...
- Prawda.- przyznałam mu racje.- Dwa lata od
kiedy jesteśmy oficjalnie razem. Właśnie! Może masz racje!
- Tak?
- Na taką piękną rocznicę jestem w stanie wyjechać
na kilka dni.- powiedziałam szczerząc do niego zęby.
- Wybornie.- odpowiedział szczerząc się do
mnie.- Ale dopiero po koncercie możemy wyjechać.
- Koncercie?
- Tak. Zabieram cię na twój ulubiony zespól. - powiedział
tajemniczo.
____________________________
No i zaczynamy dramę ;) Będzie teraz się działo, że ho ho! Ale to w kolejnych rozdziałach. Na razie zostawiam Was z tym miłym i przyjemnym odcinkiem.