7 kwietnia 2021

Chapter 101 “Decyzje w Phoenix”

Chapter 101

“Decyzje w Phoenix”

 

10 MIESIĘCY PÓŹNIEJ…

 

- No weź nie bądź taka...- jęknęłam już delikatnie wkurzona zachowaniem przyjaciółki.
- Ale na cholerę ci jestem potrzebna na tym wyścigu?- zapytała po raz nie wiem już który.- Nie chce mi się jechać, po prostu...
- Ale z ciebie przyjaciółka!- powiedziałam zdenerwowana.- Potrzebuje by ktoś jechał ze mną, nie chce tłuc się sama!
- Przecież i tak zawsze to ty wszystko ogarniasz...- zaczęła blondynka, po czym westchnęła ciężko mówiąc.- Niech ci będzie...
- Tak!
- Ale jak Rou będzie...
- Co tam Rou! Zadzwoni innym razem! Rozumiem jakby miał przylecieć, ale ty czekasz tylko na rozmowę!- palnęłam, zanim ugryzłam się w język.- Przepraszam...
Meg popatrzyła na mnie ostrzegawczym wzrokiem, ale poszła do pokoju się spakować. Ja już miałam gotowy plecak i tylko czekałam na nią. W sumie nadal nie wiedziałam jak tam dojechać. Wziąć samochód, czy może busem... Problem się rozwiązał sam, bo Gosia słysząc o moim pomyśle komunikacji międzystanowej skrzyczała mnie, ze chyba na głowę upadlam, i wsiadła do mustanga. Cóż... Jeden problem mniej.
- Jay...
- Czego?- odpowiedział podnosząc głowę znad laptopa.
- Dasz nam kasę na paliwo?- poprosiłam.
Jared tylko przewrócił oczami, po czym wyjął 20 dolców z kieszeni kładąc je na stoliku.
- Yyy... Nie masz więcej?
- A gdzie ty jedziesz że więcej potrzebujesz?- zapytał przyglądając mi się uważnie.
- Phoenix...
- Co?! Oszalałaś?! Nie zgadzam się, nie ma mowy!
- Ale...
- Nie!- wykrzyknął kategorycznie patrząc na mnie surowym spojrzeniem.- Po co ty tam jedziesz? Nie wiesz ze to niebezpieczne miasto? Szczególnie dla takiej dziewczyny!
- Jared...- jęknęłam znudzona jego ojcowskimi panikami.- Jadę z Gosia, poza tym jadę zobaczyć wyścig Mata...
- Bliżej nic nie było?!
- Tatuuusiu...
- Hotel macie?- zapytał zmieniając lekko ton.
- Zatrzymamy się w jakimś motelu...
Usłyszałam tylko jak warczy, autentycznie jak pies! A potem wyjął telefon i zadzwonił każąc mi zaczekać. Tak jak myślałam, zadzwonił do Emmy i poprosił ja o zarezerwowanie dla nas jakiegoś hotelu. Najlepiej blisko toru. Nie powiem, fajnie jest mieć takiego ojca. Gdy tylko skończył to ustalać, dał mi tysiaka i kazał dzwonić do siebie, najlepiej co 2-3 godziny. No oszalał, jak nic. Pocałowałam go na pożegnanie w policzek i czym prędzej wypadłam z domu, by się ten człowiek nie rozmyślił. Rożnie to z nim może być. Rzuciłam plecak na tylnie siedzenie i popatrzyłam na niezadowolona Gosie.
- Ty to umiesz ludzi wykorzystywać. Jareda jako bankomat a mnie jako osobistego szofera.
- Oj nie przesadzaj, do mojego osobistego szofera dopiero jedziemy.
- Wiesz, ze to kawal drogi?
- Tak...
- Będziemy tam w nocy! Bedzie po wyścigu!
- Wyścig zaczyna się jutro o 12. Zdążymy.
- Powiedz mi tylko po co naprawdę tam jedziemy?- zapytała opierając się łokciami o kierownice i podejrzliwie na mnie patrząc.
- Yyyy...- zaczęłam zastanawiając się czy wyjawiać mój sekret.- Bo nigdy nie byłam na wyścigu poza LA i... Ja nie wiem co się tam dzieje.
- Podejrzewasz go o zdradę?- zapytała totalnie zaskoczona.
- Nie...no nie...
- Ale ty jesteś głupia. Chłop ideał jej się trafił, nic poza nią nie widzi, a ta ze wyjeżdża poza stan i robi się z niego kolejny Jay...- mruknęła bardziej sama do siebie niż do mnie.
- Jedźmy już...- ponagliłam ja nie chcąc dłużej rozmawiać na ten temat.
W końcu srebrna strzała, jak ja z Gosia nazywałyśmy, pomknęła w kierunku południa, a my puściłyśmy radio próbując skupić się na muzyce. Droga była całkiem przyjemna, mało samochodów, pogoda tez dopisywała. Tematy rozmów stały się lekkie i wręcz głupawe. Jak to my, zaczęłyśmy się wydurniać, ja odśpiewałam kilka utworów jak na karaoke, Gosia za to przeczytała mi kilka smsów od Rou, które uważała za zabawne. Kto by pomyślał, ze ona i Rou... Naprawdę cos niespodziewanego. Pod wieczór dojechałyśmy do tego gorącego miasta i znalazłyśmy nasz hotel, pod którym zaparkowałyśmy. Pokój był dwuosobowy z dwoma wielkimi królewskimi lożami, wiec każda z nas rzuciła się na swoje, standardowo ja to bliżej okna i tak leżałyśmy w ciszy rozkoszując się możliwością wyciagnięcia się. Tyle mil to jednak udręka, nawet dla tak młodych organizmów jak nasze. Po chwili usłyszałam ciche chrapanie obok. Biedna Gosia, która przez większą część trasy prowadziła zasnęła w ubraniu. Stwierdziłam, że lepiej ja będzie obudzić, by się przebrała, bo jutro pewnie będzie narzekać ze jej nie wygodnie się spało w jeansach. Z niechęcią wstałam z łóżka i delikatnie potrzasnęłam ramieniem przyjaciółki. Na szczęście sen jeszcze nie był mocny, wiec na wpół przytomna poszła do łazienki i przebrała się w piżamę, po czym padła na lóżko i już zasnęła na dobre. Ja za to wzięłam krótki prysznic, a potem sama wskoczyłam do łóżka, dając się mu pochłonąć. I to wręcz dosłownie, bo zapadłam się w nim tak mocno, ze przez głowę przeszło mi, ze jutro będą musieli mnie stąd wyciągać w kilka osób. Zamknęłam oczy i wręcz natychmiast odpłynęłam w krainę Morfeusza. Obudził mnie dopiero ryk jakiejś ciężarówki, która przejeżdżała niedaleko. Ziewnęłam dość głośno i popatrzyłam na łóżko przyjaciółki, ale ona nadal smacznie spala. Wyciągnęłam rękę po telefon, lecz zamarła mi w bezruchu,  widząc godzinę na zegarze w pokoju. 11:53. Ta informacja od razu mnie oprzytomniła i zerwałam się z łóżka jak torpeda. Nie zastanawiając się zaczęłam budzić Gosie.
- Co się stało? Pożar?- zapytała nieprzytomna podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Zaspałyśmy! Za minutę rozpoczyna się wyścig!!!
- Co?
- Jest już 12...- jęknęłam.- Zapomniałam nastawić budzik!
- Zamiast jojczyć, ubieraj się i jedziemy tam.- powiedziała jak zwykle przytomnie.
Wkurzona wbiegłam do łazienki i starałam się w miarę szybko ogarnąć. Tak to właśnie jest, że w momencie, gdy chcesz wyglądać jak chodzące milion dolarów, wyglądasz zupełnie przeciwnie. Jeśli chodzi o make up to tylko nasmarowałam kremem twarz, przypudrowałam to by się nie świecić, oczy podkreśliłam czarnym tuszem do rzęs i praktycznie w biegu pomalowałam usta na kolor ciemnego burgunda. Tragedia, ale lepsze to niż nic. Włosy pozostawiłam rozpuszczone, ale tylko, dlatego ze nigdzie nie mogłam znaleźć gumki ani spinki. Złośliwość losu. Prawie ze biegnąc, dostałyśmy się na stadion, który był wypełniony ludźmi po brzegi. Środowisko wyścigowe to coś naprawdę wyjątkowego. Kocham samochody, ryk silników, prędkości, jakie rozwijają te maszyny, ale ludzie mnie nadal przerażali. Alkohol był wszędzie, dziewczyny ubrane w kuse spodniczki, czy mega obcisłe topy pojawiały się co krok łasząc się do kierowców i członków ich ekip. Idealne miejsce na przypadkowa zdradę... Ale nie. Mat by nie mógł. Chyba... On wydawał się być taki inny, od tych ludzi. Mniej zwierzęcy, bardziej wyrafinowany. Jak on tu się znalazł? Chyba tylko przez swojego tatę zawitał w ten motoryzacyjny świat.
- Wyścig przełożyli na 13.- poinformowała mnie moja przyjaciółka, która tak nagle jak zniknęła, tak się pojawiła.
- Fart... Głupi ma szczęście.- westchnęłam próbując złapać oddech, bo mimo wszystko nadal dyszałam jak pociąg parowy.
- Chodź, podejdziemy bliżej.- zaproponowała blondynka, zaciekawiona tym wyścigiem, bo poza jednym razem w LA, nigdy czegoś takiego nie widziała.
- Lepiej chodź na górę. Bedzie lepszy widok.- zaproponowałam wskazując piętro trybun, które było dostępne dla kibiców.
Tam też znalazłyśmy miejsce przy barierce, które zdobyłyśmy przepychając się wśród rosłych facetów. W pierwszej chwili chcieli nam pokazać, kto tu rządzi, ale gdy orientowali się ze to dwie całkiem ładne dziewczyny, bez słowa nas przepuścili.
W końcu dojrzałam czarnego feniksa na czerwonej karoserii. Odznaczał się niesamowicie, wręcz płonął pokazując pełnię mocy. Ależ ja byłam ciekawa, co ten Delord tu pokaże. Mocno trzymałam kciuki za ten start, bo był jedna z najważniejszych kwalifikacji. Wczoraj ponoć, by moc wystartować w tym wyścigu trzeba było pokonać w pojedynku swojego przeciwnika. Jeszcze wieczorem dostałam sms ‘a, ze gość, z którym się ścigał, zupełnie nie umiał używać sprzęgła. W końcu flaga poszła w ruch, a oni wszyscy ruszyli. Ten hałas, warkot silników, zdjęte tłumiki i głośne krzyki kibiców. Mimo ze widziałam to tyle razy, zawsze robiło to na mnie wrażenie. Mat był niesamowity. Wymijał ich wszystkich z taką łatwością, wykorzystywał każda szparę i już chwilę później prowadził. Zachowywał się jakby umiał przewidywać przyszłość, jakby wiedział gdzie dokładnie wjechać by wyprzedzić. Pierwsze trzy miejsca kwalifikowały się do wyścigu sezonu, ale on walczył oto najważniejsze. Ale nic, a raczej nikt mu już nie mógł zaszkodzić w zdobyciu go. Bez problemu i z niesamowitym zapasem minął linie mety wygrywając te kwalifikacje. Skoczyłam na Gosie ciesząc się jak głupia, zupełnie nie panując nad radością.
- Weź ogarnij się, bo ci za nami chyba nie są fanami Mata.- mruknęła Gosia obserwując niezadowolonych byków, którzy nas przepuścili.
- Chodź na dół! Musze się z nim przywitać!- wykrzyknęłam i pociągnęłam za sobą przyjaciółkę.
Mężczyźni tylko cos tam pomrukiwali pod nosem o durnych dziwkach, które lecą tylko na wygrana, ale nie za bardzo mnie to obchodziło. Wybiegłyśmy na tor razem z ogromnym tłumem, który chciał pogratulować zwycięzcy. To ile ludzi zebrało się przy tym czerwonym samochodzie, jak zaczęli go oblegać, że aż ochrona musiała utworzyć kordon, by Mat w ogóle zdołał wyjść z auta. Przyglądałam się jak reszta jego drużyny bierze go na ramiona i podrzuca. Dziewczyny z transparentami piszczą, jakieś próbują się przedostać do niego, ale reszta tłumu im na to nie pozwala. Szaleństwo po prostu.
- Nic nie widzę.-Pożaliłam się, gdy ludzie już kompletnie zasłonili mi widok.- I jak ja mam teraz się do niego dostać?
Gosia wzruszyła ramionami robiąc bezradna minę. Nawet moje wybitne zdolności koncertowe były tu na nic. Oj Jared ma poważnego konkurenta, jeśli chodzi o dzikość publiczności. Nie powiem, byłam tym zszokowana, bo w Kalifornii, nie reagowano na to aż tak. A zgarnął kilka pucharów za 1 miejsce. Nagle rozległ się głośny jęk ludzi, a po chwili warkot jego auta. I tym, że sposobem ludzie rozstąpili się, a on odjechał w stronę warsztatów.

- Idę za nim.- zdecydowałam patrząc gdzie kieruje się czerwone auto.

- To ja pójdę coś zjeść, ok? Potrzebuje dobrej kawy i śniadania.- ziewnęła Gosia patrząc w kierunku budek z jedzeniem.

-To widzimy się niedługo.

Pokiwałam głową i pobiegłam za innymi dziewczynami, które tłumnie ruszyły w stronę warsztatów. Mam nadzieję, że uda mi się tam dostać. Całe szczęście na bramce ochroniarz był tylko jeden i nie za wiele mógł zdziałać z hordą napalonych bab, które nie dość, że go przepchnęły to rozbiegły się po całym terenie, więc szukaj wiatru w polu. Nie powiem, sama też skorzystałam z tej „przepustki” i ruszyłam w poszukiwania mojego chłopaka. Na całe szczęście na jednym z płotów oddzielających teren warsztatów i tereny nie wyścigowe znalazłam rozpiskę teamów. Sekundę zajęło mi zorientowanie się, gdzie jestem i popędziłam do sektora dla drużyny z LA. Szczęśliwa zauważyłam samochód Mata z daleka, więc biegiem puściłam się by mnie nie zauważył i żeby zrobić mu niespodziankę. Jednak gdy znalazłam się w odległości kilku metrów moje nogi samoistnie stanęły. Obok auta stał nie kto inny jak mój Mat, tylko że nie był sam. Kobieta stojąca tak blisko niego, zbyt blisko, była idealnym przykładem tych wszystkich dziewczyn, których ja tak nie lubiłam. Długie opalone, cholernie zgrabne nogi na wysokich szpilach, krótkie jeansowe spodenki idealnie podkreślające jej pełne okrągłe pośladki oraz te wybitnie roznegliżowane piersi przykryte jedynie cienkim kawałkiem materiału, który chyba miał imitować top. Jeszcze sekundę patrzyłam na jej „balony”, ale w sumie… To była jedyna rzecz, którą miała gorszą ode mnie. Mimo stanika z wybitnym pushupem, miała rozmiar miseczki C max. Patrzyłam na tę dziewczynę, to jak ja Mat obejmuje... W jednej sekundzie moje serce złamało się i rozsypało na miliony kawałków. Jak on mógł mi to zrobić? Do oczu napłynęły mi łzy, ale próbowałam je powstrzymać. Płakać z powodu faceta? Przecież jestem silną, dzielną i niezależną kobieta, więc... Ale to tak bolało. Przecież ja go kochałam, wierzyłam mu. Niestety prawda, która do mnie dochodziła, sprawiła ze poczułam się jeszcze gorzej, niż przedtem. Przecież ja byłam nikim. Nie miałam figury modelki, nie miałam pięknego delikatnego głosu, nie umiałam być czarująca i taka kobieca... Byłam bardziej chłopczycą, która czasami przypomina sobie o swojej płci. Nie mogłam się równać z tamta blond pięknością... W końcu łzy nie wytrzymały i poleciały mi po policzkach. Nie mogłam uwierzyć, jaka słaba się stałam. Kiedyś bym podeszła do niego, nawrzeszczała, zrobiła awanturę, albo po prostu laskę pobiła. A teraz? Stałam jak taka pipa i płakałam... Szloch, jaki wyrwał mi się z gardła sprawił ze usiadłam na krawężniku i schowałam głowę w ramiona, by nikt nie mógł tego zobaczyć. Czułam się taka pusta i samotna. Pozostawiona samej sobie, oszukana przez najważniejszą osobę w moim życiu... Może jednak powinnam była nie przyjeżdżać? Czasem lepiej żyć w nieświadomości, niż potem tak cierpieć, jakby ci wypalali na żywca serce.
- Klaudia?- usłyszałam jego glos nad sobą, co sprawiło ze zadrżało mi serce, albo raczej jego szczątki.- Co ty tu robisz? Zmieniłaś włosy?
Zagryzłam zęby i wstałam, by stanąć przed nim. Starłam wyżłobione rynny po łzach z twarzy i patrząc w jego niesamowicie hipnotyzujące niebieskie oczy, zadecydowałam się odejść.
- Hej, kochanie!- zawołał za mną.- Co się stało? Co ty tu robisz?
Nie odpowiedziałam. Milczałam. Nie byłam w stanie wydobyć z gardła choćby jednego słowa, choć na myśl przychodziło mi tylko jedno. Zdrajca. Zresztą cokolwiek bym nie powiedziała, byłoby to bez składu i z ogromnym bólem, a nie chciałam zęby wiedział jak mocno to mnie boli.
- Klaudia!- krzyknął, łapiąc mnie za nadgarstek i próbując zatrzymać.
- Puść mnie!- warknęłam, decydując się na przełamanie swojego milczenia.
- Co się stało? Czy możemy porozmawiać?- poprosił.
Nie patrzyłam w jego oczy. Nie umiałam, po tym, co mi zrobił. Ale gdzieś na dnie serca chciałam żeby wyjaśnił, czemu to zrobił. Nawet, jeśli by to była najostrzejsza, najbardziej raniąca prawda.
- Chodź do mojego pokoju.- Poprosił.
Nie patrząc na niego zgodziłam się na to. Bez sensu było robić z siebie pośmiewisko przy tylu ludziach. Wciąż wpatrując się w ziemię przeszłam z nim kawałek, po czym weszliśmy do zimnego przyjemnego holu. 5 minut później byliśmy już w jego pokoju.
- Kochanie, czemu płaczesz? Cos się stało?
- J..j...jak możesz? Pytasz mnie czy...czy nic się nie stało, a przed chwila...
- Naprawdę nie wiem, o co chodzi...- jęknął.
- Mówiłeś, że mnie kochasz!- załkałam.
- Bo tak jest.- odpowiedzial zdezorientowany.
- Jakoś przed chwila...- jęknęłam nie będąc w stanie wydusić dalszego ciągu zdania.
- Klaudia! Opanuj się i wytłumacz, co się stało przed chwilą!- ostro poprosił podnosząc glos.
- Obściskiwałeś jakąś laskę! Nie zauważyłeś jej?- warknęłam, czując nagły przypływ złości.
- Megan? Boże...- westchnął.- Ona... Nic nas nie łączy.
- Oczywiście!
- Poprosiła bym jej pomógł przy samochodzie... Wiem, że na mnie leci, ale ja jestem zakochany w tobie, głupku.- powiedział pieszczotliwie, podchodząc do mnie.
- No jasne! Mnie nie ma na trasie to możesz sobie robić, co chcesz...
- Ej... Nigdy cię nie zdradziłem i nie zamierzam tego robić, bo cię kocham! Niech to w końcu dojdzie do twojej głowy. Kocham cię!- wydarł się na mnie.
Nie wiem czemu ale właśnie dzięki temu krzykowi się uspokoiłam. A może on ma racje? Może naprawdę mnie nie zdradza?
- Naprawdę?- spytałam bardzo cicho.
- Tak. Wiesz co, z jednej strony bardzo mi to pochlebia ze jesteś taka o mnie zazdrosna, ale z drugiej... Boli mnie, ze nie masz do mnie zaufania.
-Przepraszam.- wyszeptałam po chwili ciszy patrząc na niego.- Po prostu... Nie umiem zrozumieć, czemu wybrałeś mnie, gdy dookoła jest tyle o wiele piękniejszych kobiet.
- Tylko ze dla mnie ważniejsze jest piękno wewnętrzne.
- Ale jesteś facetem! Powiedz mi ze ci się nie podobają te laski. Na pewno chciałbyś jakąś przelecieć.
- Wiesz co... Może i jestem facetem i może tak jak wszyscy lubię zgrabne ciało, duże piersi i... Ale jest cos, co cenie bardziej. Dusze. To ze mogę z taką osobą porozmawiać, ona mnie nie całuje, bo jeżdżę Ferrari i wygrywam wyścigi. Jestem inny! Kiedy to do ciebie dojdzie. Moim priorytetem nie jest zaliczanie lasek. Moim priorytetem jest wygrywanie wyścigów, a potem powrót i radość z wygranej z osobą, która mnie nie opuści jak zacznę przegrywać i stracę wszystko.
Patrzyłam na niego jak zaczarowana czując zasychające na policzkach łzy. Był zły, a wręcz wściekły na mnie, ale to wszystko mówił z niesamowitym spokojem, który sprawiał że i moje emocje powoli opadały. Dawno go nie widziałam tak urażonego, a zarazem opanowanego. To była tak poważna rozmowa, że nawet oświadczyny wydawałyby się przy tym luźniejsze.
- Niech w końcu do ciebie dotrze. Nie potrzebuje seksu z byle, kim. Mam inne priorytety. Ja kocham spokój i stabilność. Adrenalinę mam na torze i to mi wystarcza. Zresztą, dlaczego mam najrówniejsze wyniki ze wszystkich z drużyny? Bo ja nie chodzę, co noc do klubów, nie piję dzień przed wyścigiem, nie baluję z obcymi laskami świętując wygrane alkoholem i narkotykami. Popatrz na resztę. Żadnego z nich nie stać na taki samochód, jaki mam ja. Bo żaden z nich nigdy nie oszczędzał. Wszyscy tu żyją teraźniejszością. Jestem jedynym, który patrzy w przyszłość. I wiesz co? Ja im współczuję. Bo jak skończę karierę to będę miał całe życie przed sobą, jak się zestarzeję to nadal będę miał fantastyczna kobietę, a oni? Zostaną sami jak palec. Kobiety odejdą, kasa się skończy. Zostaną mechanikami, a co lepsi może będą pomagać młodszym zawodnikom i zostaną częścią drużyny techników. Reszta pójdzie na taksówkarzy, ochroniarzy, do supermarketów pracować na kasie...
Siedziałam tak jak zahipnotyzowana wsłuchując się w jego wizje przyszłości. Miała ona sens. Była tak... Dojrzała. Nie spodziewałam się usłyszeć takich wyznań idąc do niego. A to był chyba kolejny element, który miał mi uświadomić, jakie miałam szczęście, że nasze drogi się połączyły. Nagle przerwał i stajać przede mną zapytał mnie czy wiem, jakie jest jego marzenie po skończeniu kariery. Pokiwałam głowa nawet nie zastanawiając się, co to może być. Dla mnie Mat to kierowca i nie umiałam sobie go wyobrazić w innej roli.
- Chciałbym zostać trenerem. Szukać talentów wśród młodych kierowców. Pomagać tym, którzy nie maja szansy stać się nikim wielkim, jeśli nie napotkają na swojej drodze pomocnej dłoni. Szkoliłbym ich i uczył wszystkiego, co umiem. Uwielbiam pomagać Benowi. Jest takim świetnym słuchaczem. Wszystko co mu mowię, on stosuje i to tak precyzyjnie, ze nawet ja tak nie umiem. Nieskromnie powiem ze wszystkie sukcesy Bena są moją zasługą. To ja z nim siedzę na symulatorach, to ja z nim jeżdżę nocą po torze i uczę różnych tricków. Kiedyś chciałbym to robić zawodowo.
- A sklep?
- Lubię modę, ale wyścigi to całe moje życie. Chciałbym być taki jak tata...- szepnął siadając obok.
Wspomnienie o tragicznie zmarłym ojcu zupełnie go położyło na łopatki. Wyglądał jak przedziurawiony balonik, z którego ucieka powietrze. Mimo że kilka razy o tym rozmawialiśmy to jeszcze ani razu nie widziałam go tak podłamanego.
- Tata obiecał nam wszystkim, że to będzie ostatni wyścig. Ze potem zajmie się trenowaniem młodych kierowców. Obiecał że zrobi ze mnie najlepszego kierowcę w kraju...
- Przecież nim jesteś.- powiedziałam łapiąc go za rękę.
- Nie. Nigdy nie będę taki jak tata. Nie dorastam mu do pięt. A obiecał mi wtedy, przed wyścigiem, że... że zrobi ze mnie mistrza. Że będzie trenował i pokaże wszystkie swoje sztuczki. Nie zdążył...
Przytuliłam go do siebie bardzo mocno. Nigdy wcześniej nie widziałam go tak rozsypanego. Patrzyłam w jego niebieskie oczy i widziałam w nich tylko ból i tęsknotę. To jak kochał ojca musiało być wielkim uczuciem. Tata chyba był dla niego wszystkim.
- Bardzo za nim tęsknię.- wyszeptał.- Co jakiś czas śni mi się ten dzień. Gdybym tylko wiedział. To ja namówiłem tatę na ten wyścig.- mówił z widocznym bólem.- Mama prosiła go by nie jechał. Miała przeczucie, że cos się wydarzy. Ale ja chciałem zobaczyć go w akcji. Przyjechali na tor moi koledzy. Znów chciałem poczuć się dumny, że siedzę na jego ramionach z pucharem, a oni wszyscy to widzą.
- To nie twoja wina.- powiedziałam twardo.
- Moja. A teraz został mi po nim strzep kurtki i obietnica, ze zrobię wszystko by był ze mnie dumny. Tata też nigdy nie zdradził mamy. Zawsze mi powtarzał, że tylko gówniarze się tak bawią. Że prawdziwy mężczyzna, jeśli znajdzie tę jedyną to powinien ją kochać do końca swoich dni. I naprawdę tata kochał mamę. Nigdy wcześniej ani nigdy później nie widziałem takiej dwójki ludzi. A teraz wiem, że kocham cię tak mocno, że jestem w stanie dla ciebie góry przenieść. Tata mówił, że jeśli jesteś w stanie poświecić wszystko dla tej drugiej osoby, to znaczy że to ta jedyna. A dla ciebie jestem w stanie rzucić to wszystko. Nawet przestać się ścigać. Powiedz tylko słowo...- powiedział patrząc mi głęboko w oczy.
- Nie chce tego.- w jego oczach zobaczyłam błysk niepewności, więc od razu dodałam.- Kocham cię oglądać na torze. Jesteś najlepszy i wiem, jaką masz radość z każdej minuty podczas wyścigu. Sama kocham samochody i... Naprawdę myślisz, że jestem ta jedyna?
- Prawie się zabiłem, gdy się rozstaliśmy...- powiedział cicho opuszczając wzrok na nasze złączone dłonie.
- Słucham?!
- Byłem wściekły i pojechałem na tor, na którym zginał tata. Miałem wypadek. Poważny, ale jakimś cudem nic mi się nie stało. No i dlatego nie możemy się kłócić.- zaśmiał się próbując rozładować atmosferę, ale mi wcale nie było do śmiechu.
- Nic mi nie powiedziałeś? Ani Ben?- zapytałam czując się okropnie.
- Zakazałem mu. A ciebie... Nie chciałem ci później mówić, byś się nie denerwowała.
- Mat... Przytul mnie.- poprosiłam czując się zupełnie rozłożona na łopatki.
Sama nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Co powiedzieć, jak zareagować. Byłam pogubiona i to tak, jak nigdy w życiu.
- Zachowałam się dziś strasznie. Przepraszam że ci zrobiłam taka awanturę. Jestem głupia.
- Nie jesteś. Trochę zbyt porywcza i temperamentna. Ale to też w tobie kocham, mimo że doprowadzasz mnie czasami do granic wytrzymałości.
- Nie wiem już ile razy to słyszałeś ode mnie, ale... Kocham cię. Nie chce cię stracić.
- Mogę tego słuchać do końca moich dni.- powiedział uśmiechając się delikatnie.- Chodź do mnie, ty mój awanturniku.- powiedział, a ja usiadłam mu na kolanach. Wypłakałaś tyle łez, że leciutka się zrobiłaś.- powiedział całując mnie w nos.- Weź popraw makijaż i musimy pójść na rozdanie nagród. Chyba że nie chcesz.- dodał po chwili.
- Już... - powiedziałam przytulając się do niego i zamykając oczy.- Dziękuję, że jesteś. Przy tobie czuje się bezpiecznie.- powiedziałam naprawdę czując wewnętrzny spokój. Ten człowiek potrafił zdziałać cuda samą swoją obecnością.
Gdy w końcu się ogarnęłam by wyglądać jak człowiek, złapałam Delorda za ramię i ruszyliśmy korytarzem hotelowym w stronę wind.
- A jak ty się tu dostałaś?- zapytał zaciekawiony.
- Przyjechałam z Gosią Mustangiem. Mamy hotel niedaleko toru. Chciałam ci zrobić niespodziankę.
- A nie sprawdzić czy cię zdradzam?- zapytał złośliwie.
- Naprawdę moją pierwszą myślą było zrobienie ci niespodzianki. Tylko potem do mojej głowy przyszło, że mnie nie zabierałeś poza LA i jego okolice i... te dalsze głupoty, czemu zostawałam w domu. Wiem, jestem głupiutka.
- Może trochę.- zaśmiał się.- Mimo wszystko bardzo się cieszę że widziałaś wyścig.
- Ja nie wiem jak ty to robisz, ale wygrywasz w wyjątkowym stylu. Nigdy nie oszukujesz, nie stwarzasz zagrożenia.
- No poza tym jednym razem, jak się pobiłem.- zaśmiał się.
- No tak.
Weszłam do łazienki by zobaczyć w jak opłakanym stanie jestem. I nie powiem, wyglądałam jakbym występowała w teledysku My Chemical Romance. Czarny rozmazany makijaż, ala jakieś emo kidy. Jeszcze ten mój nowy odcień włosów, który zrobiłam sobie dwa dni wcześniej. Widząc swoje odbicie w lustrze zaśmiałam się. I po co były te wszystkie łzy? Zupełnie niepotrzebnie tak się denerwowałam. Westchnęłam patrząc ostatni raz na siebie, po czym otworzyłam drzwi łazienki. Mat stał oparty o futrynę, patrząc na mnie nonszalancko. Co on się biedny ze mną ma. Ciągle jakieś historie... Ale z drugiej strony przynajmniej nie jest znudzony. No i trzeba przypomnieć, że kiedyś to on mi zrobił awanturę o zdradę mimo że jej nie było. Ruszyliśmy korytarzem, który był połączony z podziemiami toru wyścigowego, na rozdanie nagród. Ostatnie najważniejsze kwalifikacje i możliwość wystartowania w finale. Zdecydowanie zasłużył sobie na to. Nikt inny nie był w stanie prowadzić auta z taką precyzją i z tak niesamowitym przysłowiowym 6 zmysłem. Przed drzwiami za którymi stała dwójka rosłych byków, którzy pilnowali wejścia do strefy zawodniczej, zatrzymał mnie.
- Naprawdę bardzo się cieszę, że możesz tu ze mną być w tej chwili. To bardzo ważny dla mnie moment. Cieszę się, że cię tu mam i nigdy bym nie zamienił na żadną inną.
W odpowiedzi złożyłam mu na ustach gorący pocałunek, starając się wyrazić nim, jak wielkie znaczenie mają dla mnie te słowa. W końcu drzwi się otworzyły, a my stanęliśmy przed bykami. Trzymając Mata za rękę w ogóle nie myślałam o tym, że zaraz nas rozdzielą.
- Pan przechodzi, ona zostaje.- powiedział rosły byk w czarnej koszulce.
- Co? Jest ze mną.- powiedział zaskoczony Mat.
- Nie ma przepustki, nie ma wejścia. Przykro nam.- wytłumaczył drugi.
- To moja dziewczyna!
- Mógł pan wcześniej zgłosić chęć przepustki dla niej.
- Ale... Ja nigdy nie potrzebowałem dodatkowej przepustki.- zaczął się tłumaczyć, a ja zauważyłam że złość zaczyna w nim wzrastać.
- Taki regulamin. Nie ma przepustki, nie przepuścimy. Od tego roku niestety zamontowane są kamery i wylaliby nas...
- To moja dziewczyna! Chcę z nią tam wejść! Wygrałem najważniejszy wyścig!- zaczął się awanturować.
- Mat...- pociągnęłam go za rękę, chcąc skupić jego uwagę na sobie.- Ja pójdę na trybuny. I tak będę z tobą.- powiedziałam szybko całując go, i by nie prowokować go bardziej, odwróciłam się idąc w stronę wejścia dla fanów.
- Klaudia!- krzyknął za mną.- Dopiero co przyjechała, jak miała załatwić so...
Ale już nie dosłyszałam reszty. Bez sensu była ta kłótnia. Nie mogli przepuścić to nie. I tak samo to, że byłam tam z nim, wiedziałam, że mnie nie zdradza, a wręcz kocha... Więcej do szczęścia mi nie było potrzebne. Wdrapałam się po schodach na górę i pokazując bilet, weszłam na trybuny. Rozejrzałam się dookoła mając nadzieję, że pomimo mojego zniknięcia, Gosia gdzieś się tu podziewała. O mało, co nie dostałam zawału jak mnie kujnęła pod żebrami stając za moimi plecami.
- Zostawić przyjaciółkę samą w obcym mieście, otoczona obcymi facetami I roznegliżowanymi laskami, w miejscu, które ją zupełnie nie kreci? Dobrze, że miałam telefon i mogłam porozmawiać z Roughtonem, a potem zdać relacje Jay'owi.- powiedziała lekko obrażona.
- Przepraszam...- jęknęłam.- Zauważyłam Mata, pobiegłam do niego, ale...
- Co?- od razu przybrała wojownicza posturę.- Chyba cię nie...
- Nie. Ale myślałam ze tak i...
Zaczęłam jej wszystko opowiadać. Po wysłuchaniu całej tej historii mogłam zobaczyć na jej twarzy litość pomieszana z rozbawieniem. No tak, bo ja to taka głupia i żałosna jestem. Ale taka prawda. Zdecydowałyśmy się przedostać bliżej barierek, które odgradzały trybuny od toru, ale ciężko nam to szło. Będąc 3 rzędy przed barierką poddałam się, słuchając uważnie wyników.
- Pierwsze miejsce w kategorii Juniorów zajął Ben ze Słonecznego LA! Musze dodać, że jest on wychowankiem tego samego klubu, co nasz dzisiejszy triumfator, a co więcej także  uczniem zwycięzcy ostatnich eliminacji GP! Wielkie brawa dla tego młodego talentu!
Bez zastanowienia zaczęłam klaskać i krzyczeć razem z tłumem, będąc nie tylko w szoku, że Benio wygrał, ale że w ogóle tu startował, bo ostatnio chodził z ręką na temblaku. Gdy komentator w końcu przebrnął przez resztę kategorii, nastała cisza. Takiej ciszy, nie słyszałam na żadnym torze czy stadionie nigdy, nawet jak był pusty.
- Nasz dzisiejszy zwycięzca, chłopak, który jest liderem rankingu i zdobywca nie tylko złotej felgi, ale i pewnie nie jednego serca z pięknych pań wokół. Nasz dzisiejszy triumfator, Matthew Delord!
Publika zaczęła się tak drzeć, a szczególnie jej damska część, że aż zasłoniłam uszy. No dobra, przebił Jareda w fangirlsach. Ciekawe jakby postawić fanki Jay'a przed fankami Mata, to, które byłyby głośniejsze. Zerknęłam na Gosię, ale też zatykała sobie uszy dłońmi mając totalnie zdegustowaną minę. Przekręciłam głowę w bok i spojrzałam na telebim, na którym pokazywano na żywo wręczenie medali i nagród. Mat szczerzył się jak szalony, co chwila ściskając ręce jakimś szychom i sponsorom. Przed jego stopami błyszczał diamentowy, a tak naprawdę szklany, tłok, który był nagrodą dla najlepszego kierowcy tych zawodów. Chwile to wszystko trwało, szczególnie długo zdjęcia, które mu robili, razem z reszta kolegów i innych zawodników.
- Mat, gdzie idziesz?- zapytał komentator widząc że Delord zamiast ruszyć do auta, by zrobić popisowe okrążenie z reszta zwycięzców innych kategorii, zaczął biec w zupełnie odwrotną stronę. Dopiero po sekundzie dotarło do mnie, że biegnie do mnie. Nie zważając już na dobre maniery, przepchnęłam się do samej barierki i zawisłam na niej.
- Chodź, jedziesz ze mną!- krzyknął, ale w tym hałasie, ledwo to dosłyszałam.
Przerzuciłam nogi przez barierkę i zaczęłam schodzić po ściance w dół do mojego ukochanego. Gdy stanęłam na ziemi objął mnie mocno i pocałował. Czułam się wtedy jakby wyłączył zupełnie dźwięk i całą wizję, poza swoją osobą. Nie słyszałam jęku zawodu, który pewnie ten pocałunek wywołał. Byłam tylko ja i on. No i jeszcze Gosia.
- Gosia! Weź ją zabierz na to kółko, zasłużyła bardziej.- poprosiłam błagalnie.
- Ben ją weźmie!- zaproponował, albo raczej stwierdził Amerykanin.
Jakimś cudem udało mi się przekazać przyjaciółce, że ma zejść na dół. Ochroniarze patrzyli na to z nieciekawymi minami, ale widziałam że organizator machnął na to ręką. Gdy podeszła do nas trochę przerażona zapytała.
- Odbiło wam?
- Jedziesz z Benem. Ten zielony, wsiadaj!- powiedziałam biegnąc za Delordem w stronę samochodu z feniksem. Gdy usiadłam na fotelu obok kierowcy, natychmiast zabielam pasy i popatrzyłam na niego.
- Dobra! Dawaj czadu!
Zrobił to bez dwóch zdań. Gdy reszta zjechała już z toru, wprawił auto w poślizg, a potem specjalnie z ogromnym rykiem publiczności, zrobił kilka bączków, by już na spokojnie zjechać z toru. Gdy tylko silnik ucichł, zdjął kask i popatrzył na mnie.
- Nie umiem sobie wyobrazić szczęśliwszej chwili, niż ta. Chciałbym by trwała wiecznie.- powiedział z rozmarzonym, w pełni szczęśliwym uśmiechem.
- To jaki twój kolejny cel?- zapytałam odrywając usta od jego warg.
- Bawić się wyśmienicie na imprezie. Tylko muszę ci skombinować opaskę. I Gosi.- powiedział szczerząc się jak głupi do sera.
- A ja myślałam, że twoim kolejnym celem jest finał.- zaśmiałam się.
- Ale dopiero za miesiąc. Dziś wyjątkowo żyć będę teraźniejszością.- odpowiedział.
- Tylko musze z Gosią najpierw pójść do hotelu. Nie pójdę na imprezę taka nieogarnięta, bo tylko wstyd będzie.
Mat przewrócił oczami, ale zgodził się. Gdy tylko napotkaliśmy w garażu Gosię z Benem, blondynka rzuciła się na mnie, przytulając się. Na jej twarzy gościł bardzo szeroki uśmiech. Chyba jej się jednak podobało.
- No Ben, moja krew. Wiesz jak zadowolić dziewczynę.- zaśmiał się Delord patrząc na nas, a młodzieniec spłonął rumieńcem.
- Ja tylko pojechałem trochę szybciej niż zawsze...- zaczął się tłumaczyć cały czerwony na twarzy.
- Było super! Dziękuję!- powiedziała Gosia, podchodząc do niego i całując go w policzek.
Ja tez mu podziękowałam całusem w policzek, za to, że zabrał moja przyjaciółkę, co oczywiście musiał skomentować Amerykanin. Chłopcy zostawili swoje auta technikom i poszli z nami do hotelu. Starałam się ogarnąć najszybciej jak mogłam, ale to nie było łatwe skoro musiałam ubierać się w pokoju, obserwowana przez mojego chłopaka, podczas gdy Gosia siedziała w łazience. Jakoś trzeba było skrócić ten czas. Ben został przed hotelem rozmawiając przez telefon, więc przynajmniej tyle prywatności miałam w tamtym momencie.
- A mogę cię porwać później?- zapytał niewinnie, choć dobrze wiedziałam, o co mu chodzi.
- To ja mam pomysł.- powiedziała nagle Gosia, która stanęła obok nas już gotowa.- Pójdę z Benem po te przepustki dla nas. A wy dojdziecie, tak?
Pokiwaliśmy głowami szczerząc się do niej jak głupi do sera. Gdy tylko wyszła, Mat nie czekał na nic innego, a tylko szybko zdjął ze mnie dopiero, co założony T-shirt i wczepił się swoimi ustami w moje. To zbliżenie nas dwojga było wyjątkowe z kilku względów. Po pierwsze jakby pieczętowało jego wcześniejsze słowa o wierności, po drugie to była jakąś tam nagroda dla niego za wygranie wyścigu, a po trzecie to był tak spontaniczny i wspaniały seks, że nie mogłam sobie w tamtym momencie przypomnieć lepszego. Jego ruchy były przepełnione pasja, a wygrana motywowała do większego wysiłku niż zawsze. Tak zadowolona i ukontentowana nie byłam chyba jeszcze nigdy, jak wtedy leząc pod nim i nasłuchując jego ciężkiego oddechu. W końcu spokojna, pełna radości i wiary w lepsze jutro.
- Jestem taki szczęśliwy. Nie chce tam iść.- poskarżył się siadając obok.
- Ale powinieneś. Poza tym ma tam być strefa autografów mój drogi. Nie możesz zawieść swoich fanek. Mało brakowało a bym przez nie ogłuchła. Spokojnie mogą konkurować z fankami Jareda.- zaczęłam się śmiać poprawiając zapięcie od stanika.
- Wiesz o czym teraz marze?- zapytał.
- O mnie?- zaśmiałam się.
- By wyjechać gdzieś. Na Hawaje, Malediwy... Gdziekolwiek. Tylko my dwoje.
- Bardzo bym chciała, ale na razie bez szans...
- Czemu?-powiedział zaskoczony.
- I tak już dużo zajęć opuściłam, a naprawdę lubię te studia. Chcę je skończyć, a na razie przez nieobecności grozi mi wydalenie z uczelni.- jęknęłam przygaszona.
- Rozumiem.- odpowiedział natychmiast robiąc się markotny.
Zagryzłam wargę czując się okropnie. Serce, dusza i ciało tak bardzo pragnęły tego wyjazdu, ale rozum mocno oponował i niestety wygrywał na daną chwilę. Zawsze kierowałam się emocjami i marzeniami, ale... Tym razem nie mogłam. Musiałam wytrzymać i skończyć te studia. Przecież i tak dobrze mi szło. Po co to zaprzepaszczać. No i chyba dorosłam, bo to była najbardziej dojrzała decyzja w życiu.
- Czy... Myślałaś o nas?- nagle zapytał.
- Zawsze myślę.- odpowiedziałam nie do końca wiedząc co to pytanie ma oznaczać.
- Jesteśmy ze sobą już w sumie kupę czasu...
- Niedługo miną 2 lata.- powiedziałam.
- No ale znamy się dłużej...
- Prawda.- przyznałam mu racje.- Dwa lata od kiedy jesteśmy oficjalnie razem. Właśnie! Może masz racje!
- Tak?
- Na taką piękną rocznicę jestem w stanie wyjechać na kilka dni.- powiedziałam szczerząc do niego zęby.
- Wybornie.- odpowiedział szczerząc się do mnie.- Ale dopiero po koncercie możemy wyjechać.
- Koncercie?
- Tak. Zabieram cię na twój ulubiony zespól. - powiedział tajemniczo.

 ____________________________

 No i zaczynamy dramę ;) Będzie teraz się działo, że ho ho! Ale to w kolejnych rozdziałach. Na razie zostawiam Was z tym miłym i przyjemnym odcinkiem.